Kryzys

9 maja 2013

1 godz 10 min

Zainspirowany mistrzami z portalu DE, zrozpaczony ich zniknięciem z sieci postanowiłem stworzyć coś własnego, czym chcę podzielić się z użytkownikami pokątne.pl! Jako, że jest to mój debiut proszę was - czyńcie swoją powinność bo twórca, na którego nikt nie pluje jest nic nie warty! :) Miłej lektury.

SZEŚĆ DOLARÓW

Stany Zjednoczone, 4 lipca, 1930 rok

Młody Tim Robbins szedł w kierunku sklepu swojego ojca co chwila wyjmując z kieszeni pomięty nakaz eksmisji. Zaklął pod nosem widząc po raz kolejny to samo orzeczenie:

"w związku z nieuregulowaniem obowiązujących opłat w trybie natychmiastowym, decyzją Sądu Stanowego, mienie, budynki i tereny należące do spółki Robins Company od dnia 1.07.1930 roku stanowią własność stanu Nebraska"

Dzisiaj był czwarty lipca. Pieprzony czwarty lipca, Dzień Niepodległości. Czy kiedy Ojcowie Założyciele tworzyli ten kraj spodziewali się, że jego historia tak może się zakończyć? Ponad pół roku temu wszystko trafił szlag. Ojciec mówił coś o krachu, spadku akcji firmy. Tim nic z tego nie rozumiał, dowiedział się jedynie że ojciec natychmiast wyjeżdża do Nowego Jorku "ratować co się da" a on ma pomagać matce przy prowadzeniu interesu. Obiecał, że wszystko będzie dobrze.

Nic nie było dobrze.

Święta 1929 roku były ponure. Ruch w sklepie był żaden, co nigdy nie zdarzało się w tym okresie, w Sylwestra nikt nie odpalił petard a miasto nie urządziło żadnej imprezy na rynku. Za to z miasta wyniosła się pierwsza rodzina. Sąsiedzi patrzyli przez okna, jak pierwsi uciekinierzy wynoszą z domu wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Wyjęli nawet okna z ramami. Spakowali to wszystko na swojego podniszczonego pick-upa i wyjechali nie wiadomo dokąd. Wkrótce po ich odejściu kolejne rodziny postanowiły rzucić wszystko i szukać szczęścia gdzie indziej. W Sweet Bay zaczęło przybywać pustych domów.

Tim myślał że najgorszą rzeczą, która mogła ich spotkać po wyjeździe ojca była sytuacja, w której kontrahenci zaczęli przywozić znacznie mniej towaru a żądali podwyższonych cen. "Kryzys" mówili "musimy przecież wyjść na swoje" itd. Młody Robins wraz z matką długo tłumaczył, że ludzie wyjeżdżają z miasta, nie ma już tylu klientów co kiedyś i takie ceny są dla nich nie do przyjęcia. Kontrahenci w końcu zgodzili się zapłacić uczciwą stawkę wykorzystując okazję do zerwania umów na kolejne dostawy. Tim widział strach w oczach matki – zdał sobie sprawę że najdalej za parę miesięcy również oni będą musieli się stąd wynieść.

Najgorszy cios przyszedł niedługo potem. Tima obudził przerażający, głośny płacz jego matki. Zbiegł na dół i zastał ją w salonie, siedzącą na fotelu jego ojca i zanoszącą się szlochem. Długo ją uspokajał pytając co się stało. Gdy uzyskał odpowiedź sam poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach a po plecach przebiegł zimny dreszcz – Ojciec zmarł na zawał, wszystkie akcje zostały sprzedane za bezcen. Nie stać ich było na wyjazd do Nowego Jorku, tym bardziej na zorganizowanie pogrzebu. John Robbins – swego czasu najbogatszy człowiek w całej Nebrasce spoczął w zbiorowej mogile na komunalnym cmentarzu wraz z tymi, którzy postanowili odebrać sobie życie w to upalne lato 1930 roku.

Tim z wściekłością zmiął nakaz i wyrzucił go na piaskową ulicę. Z daleka widział zarys sklepu. Jak do tej pory nie pojawił się żaden komornik, co stanowiło dla niego szansę. Dziś w nocy zacznie wynosić wszystkie pozostałe towary, zapakuje to do forda swojego ojca i razem z matką opuszczą tę cholerną dziurę. Ale zanim to zrobi załatwi jeszcze jedną, ostatnią rzecz. Swoiste pożegnanie z tym miastem.

Rozchmurzając się lekko w końcu dotarł do sklepu i wszedł do chłodnego wnętrza. Nie zawracał uwagi na prawie puste półki wchodząc na zaplecze. Otwierając drzwi kątem oka zauważył, jak stojąca w środku pomieszczenia kobieta drgnęła. Czyli nie uciekła. Uśmiechając się pod nosem zamknął za sobą drzwi.

Tego samego dnia, pół godziny wcześniej.

Tim Robbins stał przy kasie pustego sklepu raz po raz pociągając za wajchę, która otwierała metalową szufladę. Przegródki na banknoty od dawna były puste, w niektórych zaczął zbierać się bród. Jedynie garść miedziaków brzęczała głośno za każdym razem, gdy szuflada wysuwała się z metalicznym dźwiękiem. Tim nie liczył utargu, który nie zmienił się od kilu dni. Dobrze wiedział, że to koniec – nikt nie przychodził po sprawunki ani nikt nie chciał dostarczać nowych towarów – firma którą założył jego ojciec – legła w gruzach. Ponownie otworzył szufladę.

Przebrał palcami zakurzone monety, pobieżnie je przeliczając. Tak jak się spodziewał – nie starczyłoby nawet na galon paliwa. Będzie musiał zapłacić za paliwo wręczając właścicielowi stacji jedną z rzeczy, którą uda mu się wynieść ze sklepu. Słyszał że w dzisiejszych czasach to nowa forma handlu w Stanach Zjednoczonych.

- Przepraszam bardzo, nie przeszkadzam? – Tim uniósł zdziwione brwi i wolno podniósł głowę do góry. W drzwiach stała Pani Smith. Szanowna Pani Smith. Dobrze ją znał przed czasem Wielkiego Kryzysu – spędził wiele słodkich chwil z jej córką, Sandy, czasem zostając u nich na kolacji czy też pomagając przy ich ranczu. Lecz teraz ranczo poszło pod młotek, Pan Smith się zastrzelił a zrozpaczona Pani Smith została całkiem sama – jej młoda córka za ostatnie pieniądze wyjechała do miasta przysięgając matce, że nie wróci dopóki nie znajdzie jakiejkolwiek pracy

- Mogę wejść? – spytała siląc się na uśmiech

Tim jedynie kiwnął głową w jej kierunku zamykając kasę. Pani Smith podeszła do niego stąpając wolno, z uwagą rozglądając się po sklepie

- Czym mogę służyć? – zapytał młody Robbins chociaż wiedział, że zakupy to ostatnia rzecz, z którą można połączyć Panią Smith. Właściwie, to od dawna nie można jej było połączyć z kimkolwiek ze Sweet Bay.

- Panie Robbins...Timmy... - zmieniła ton patrząc mu wnikliwie w oczy zaciskając dłonie na swojej wytartej torebce – nie przyszłam tutaj po zakupy. Nie stać mnie... - urwała uznając, że powiedziała o jedno zdanie za dużo

- Takie czasy, Pani Smith, takie czasy... - westchnął Timmy wyciągając szmatę spod lady i zaczął machinalnie czyścić kontuar – w takim razie w jakiej sprawie Pani przyszła?

- Szukam pracy – Ręka Tima zatrzymała się w pół ruchu. Pracy? Tutaj? Rzucił szybkie spojrzenie na niemal puste półki a potem spojrzał na Panią Smith, jakby chciał się upewnić, czy aby obydwoje widzą to samo. Puste półki, żadnych klientów – a ona mówi o pracy?

- Słucham? – zapytał chowając szmatę i patrzą na nią uważnie

- Pomyślałam sobie, że dopóki Sammy nie wróci, to mogłabym zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy przy prowadzeniu interesu. Boję się, że wkrótce mogą zająć nasz dom... zrozum... to ostatnie, co nam pozostało – zakończyła ze szlochem ocierając spływające po twarzy łzy.

Wiedział, że nie powinien tego robić. Wiedział, że powinien jej szczerze i uczciwie powiedzieć, że jeszcze dziś obrabuje ten należący już do stanu sklep, zabierze swoją matkę i zacznie uciekać z tego miasta najdalej jak tylko się da i że jej radzi zrobić to samo, ale nie mógł. Jak zahipnotyzowany patrzył jak łzy kapią na dekolt jej spranej sukienki. Mimo swojego wieku i ciężkiej pracy na roli jej sylwetka zachowała kobiecy, ponętny kształt. Pełne, zapewne ciężkie w dotyku piersi, krągły brzuch i szerokie biodra przypomniały Timmy’emu kiedy ostatnio kochał się z kobietą. To było całe wieki temu. Z Sandy...

- ... i dlatego pomyślałam, że mogłabym popracować tutaj przez jakiś czas – usłyszał z oddali głos Pani Smith.

Tim drgnął lekko mrugając szybko. Powracając do rzeczywistości spojrzał na Panią Smith, w jej ciemne, piękne oczy. Widział w nich tłumioną rozpacz, tęsknotę za utraconym mężem i nieobecną córką. Gdy zaczęła mówić dalej w milczeniu obserwował ruch jej wydatnych, pełnych warg...

Podjął decyzję.

- Przyjmę Panią – powiedział, przerywając jej w pół słowa

- Och! Naprawdę?! – zapiała uszczęśliwiona

- Naturalnie, nie mógłbym nie pomóc Pani w takiej sytuacji – odparł, siląc się na twardy, solidny ton

- Och, Timmy! Ty nie wiesz, ile to dla mnie znaczy! Ja naprawdę... -

- Jednak mam jeden warunek, Pani Smith –

Jej radość przygasła na chwilę. Tim widział jak nieopisana euforia zniknęła z jej twarzy w jednej chwili

- Jaki? – spytała po dłuższej chwili milczenia

- Dobrze Pani wie, jaka jest sytuacja. Szczęściem, moja rodzina była na to przygotowana – Tim sam zdziwił się, że kłamanie przychodzi mu tak gładko – mamy jeszcze z matką trochę oszczędności, co pozwoli mi płacić Pani przez jakiś czas, ale w dzisiejszych trudnych czasach nikt nie może przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Nawet taka posada, o którą Pani zabiega, jest na wagę złota –

- Czego ode mnie chcesz Tim? Przecież wiesz, że ja nie mam żadnych pieniędzy...-

- Nie chcę żadnych pieniędzy – odpowiedział patrząc na nią w taki sposób, że od razu domyśliła się o co mu chodzi.

Nastała chwila pełnej napięcia ciszy. Tim Robbins i Pani Smith stali naprzeciw siebie mierząc się spojrzeniem. Tim starał się, by jego wzrok był obojętny, natomiast w oczach Pani Smith widział rosnące niedowierzanie i zdziwienie.

- Ty chyba nie mówisz o... - przerwała widząc, że kiwa głową i jeszcze szerzej otworzyła oczy – Timmy... - dodała niemal szeptem – tak nie można...

- Takie czasy, Pani Smith, takie czasy – odpowiedział jej patrząc bez mrugania w jej oczy. Wiedział, że zaraz wszystko się rozstrzygnie.

Pani Smith nadal wpatrywała się w niego ze zdumieniem. Widział jak jej piersi unoszą się przy nerwowym oddechu, słyszał jak łapie haustami powietrze, by uspokoić serce. Przez jedną straszną chwilę Tim pomyślał, że Pani Smith się nie zgodzi. Odpowie mu, żeby szedł do diabła, co on sobie wyobraża i wyzwie go od najgorszych.

- Mógłbyś być moim synem... - odpowiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał

Ryknął z radości w swoim wnętrzu i odezwał się do Pani Smith spokojnym, głębokim tonem chociaż rosnące podniecenie brało nad nim górę.

- Zupełnie mi to nie przeszkadza – uśmiechnął się do niej – więc zgadza się Pani? –

Pani Smith zaczerpnęła jeszcze jeden głęboki oddech i delikatnie skinęła głową.

- Świetnie. Zatem zechciałaby Pani przejść na zaplecze i poczekać tam na mnie, a ja pójdę do domu po Pani pierwszą zaliczkę. Powiedzmy... sześć dolarów. Pasuje Pani taka stawka? –

Gdy zobaczył jej minę, sam o mały włos nie przybrał podobnej. Sześć dolców! Od dawna nie widział takich pieniędzy.

- Sześć? – niemal z przerażeniem powiedziała Pani Smith

- Tak, Pani Smith, sześć. W ramach zaliczki. Dalej jest Pani zainteresowana? –

Pani Smith zagryzła wargi. Widząc ten gest Tim poczuł, jak jego kutas zaczyna pęcznieć mu w spodniach.

- Tak – usłyszał jej odpowiedź

- Świetnie, w takim razie proszę zrobić to, o co poprosiłem a ja zaraz do Pani dołączę – powiedział wychodząc zza lady uśmiechając się do niej niewinnie. W jej spojrzeniu widział nadzieję, że może odstąpi od swych zamiarów i da jej te pieniądze w zamian za coś innego, dlatego przechodząc koło niej, dotknął jej. Nie w żaden lubieżny sposób, po prostu dotknął jej przedramienia, czubkami palców przejeżdżając w dół i musnął wnętrze jej dłoni. Poczuł, jak drgnęła pod jego dotykiem. Uśmiechnął się szybko i nie patrząc jej w oczy wyszedł ze sklepu.

Szedł do domu tak prędko, że wzbijał wokół siebie obłoki kurzu. Przeszedł przez podnoszony ganek i wkroczył do domu. Stanął przy schodach i jedynie krzyknął w kierunku matki, która siedziała na wyniszczonym fotelu jego ojca by zaczęła pakować wszystkie rzeczy, bo dzisiaj wyruszają i już nigdy tutaj nie wrócą. Nie zdziwił się, widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Od śmierci ojca całymi dniami przesiadywała w jego fotelu, mocno wtulając się w oparcie, obojętna na to, co dzieje się wokół.

Tim wbiegł na górę po skrzypiących schodach i zamknął się w łazience. Mydląc ręce co chwila zerkał w zmatowiałe lustro. To jest ta chwila. Dziś zabierze swoją matkę, zostawi spuściznę swojego ojca i wyruszy przed siebie, mając świadomość, że co najwyżej mogą trafić do tego samego bagna, jakie jest tutaj. Nie ma odwrotu. Rozpiął swoje spodnie i stanął tuż przy umywalce. Chwycił prawą ręką swojego naprężonego fallusa, drugą dłonią mocno opierając się o umywalkę. Nie pieścił się od chwili, w której pożegnał Sandy, pamiętał jak żegnała się z nim ze łzami w oczach mówiąc, że być może wkrótce się zobaczą. Ich ostatnie spotkanie zaczęło się od namiętnych, głębokich pocałunków a skończyło się na tym, że brał ją od tyłu, opartą o ścianę jakiegoś opuszczonego domu. Błagała go, by uważał, że nie stać jej teraz na dziecko ale nie słuchał jej. Przypomniał sobie, jak z jękiem zalał jej wnętrze swoją spermą i wracając do rzeczywistości doszedł w tej samej chwili.

Uspokajając oddech zmył swoje nasienie, wcale nie zdziwiony jego ilością. Dobrze, bardzo dobrze – będzie miał teraz więcej czasu zabawiając się z matką Sandy...

- Witam ponownie – powiedział gładko zamykając drzwi. Na zapleczu było jedynie jedno okienko przez które wpadały jasne, gorące płomienie południowego słońca rozświetlając nieco pomieszczenie.

- Przyniosłeś pieniądze? – spytała go drżącym głosem odkładając torebkę na worki z mąką. Przed kryzysem były warte majątek. Teraz, mógł kupić je wszystkie za garść drobniaków schowanych w kasie.

- Wręczę je Pani po wszystkim – powiedział, podchodząc do niej raźnym krokiem

- Ja jednak... nie..! – nie zdążyła dokończyć zdania bo Tim znalazł się tuż przy niej. Objął ją, przytulił do siebie i wsunął język do jej ust.

Czuł dreszcz przebiegający przez jej całe ciało. Nie objęła go, nie oddała pocałunku. Po prostu stała, pozwalając mu na dalszą penetrację swoich ust. Tim przycisnął ją jeszcze mocniej i pocałował głębiej. Usłyszał jej stłumiony pisk, gdy poczuła na swoim udzie jego budzącą się do życia męskość. W końcu oderwał się od jej ust i pchnął ją na worki, przysysając się do jej szyi.

- Timmy! Ja nie mogę! – usłyszał ją gdy lizał jej skórę a ona jakby nieśmiało położyła mu ręce na ramionach, jakby starała się go powstrzymać.

Nie odpowiadając nic na jej słowa pocałował ją jeszcze raz pieszcząc jej piersi. Znów wydała z siebie ten sam, wysoki dźwięk. Tim wyciągnął jej piersi z sukienki, schylił głowę i zaczął po koli ssać każdą z brodawek, wywołując u Pani Smith kolejne westchnięcia.

Pieścił ją w taki sposób przez dłuższą chwilę emocjonując się widokiem, smakiem jej piersi. Ssał ją z zapamiętaniem by po chwili oblizywać dookoła jej sterczące brodawki. Przez cały czas trzymał ją za biodra i korzystając z chwili jej nieuwagi, wślizgnął się prawą ręką między jej nogi, kładąc dłoń na cipce. Pani Smith z jękiem mocno zacisnęła nogi, ale było już za późno. Młody Robbins zdążył włożyć w jej wnętrze środkowy palec i kilkoma pchnięciami wprawił jej dojrzałe ciało w ruch.

- Rozłóż nogi – powiedział, klękając przed nią

- Co takiego? – wysapała patrząc, jak podciąga jej spódnicę i ściąga z niej majteczki – co chcesz zrobić?! –

- Powiedziałem ci, rozłóż nogi – powiedział do niej wbijając w nią obślinione palce co wyrwało z jej gardła krótki krzyk.

Tim przełamał jej opór i zbliżając twarz do jej cipki, zarzucił prawą nogę Pani Smith na swoje ramię. Co prawda położyła mu ręce na głowie w obronnym geście, ale jedynie z jękiem zacisnęła palce na jego włosach gdy poczuła pierwsze liźnięcia jego gorącego, sprawnego języka. Dotyk w tak intymnym miejscu odbierał jej świadomość. Nigdy tego nie robiła, to przecież grzech! Ale dobrze czuła że język młodego Robbinsa, syna jej przyjaciółki z którą chodziła razem na msze, doprowadzał ją do szaleństwa na zapleczu ich rodzinnego sklepu. Jęczała coraz głośniej i nagle, postępując wbrew sobie docisnęła twarz chłopaka do swojego łona, pragnąc poczuć jeszcze więcej ciepła i rozkoszy.

Tim miał niezłego pietra klęcząc przed Panią Smith. Dawno temu słyszał od swojego przyjaciela Johna, który był marynarzem jakie rzeczy wyprawiają dziwki w portach Europy. Zupełnie nie wiedział jak pieścić kobietę w ten sposób, bo to ostatnia rzecz na jaką pozwoliłaby mu Sandy Smith. Gdy poczuł na sobie ręce Pani Smith odpychające go od niej zdecydował, że musi działać. Naparł i wtulił twarz w nieznane mu z zapachu i smaku wnętrze. Poczuł ciepło jej ciała i instynktownie rozchylił usta. Gdy to zrobił poczuł jej smak, wypełniający jego wnętrze. Pragnąc więcej wysunął język i trafił na najcudowniejsze, najsłodsze miejsce jakie może istnieć na ziemi. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi zaczął lizać, ssać i całować cipkę Pani Smith.

Pani Smith wydała z siebie kolejny, gardłowy pomruk. Jej biodra już od dłuższej chwili zaczęły poruszać się w rytm pieszczącego jej chłopaka. Nikt nigdy nie całował jej w tym miejscu, przywykła przez całe życie do tego że była brana siłą, bez finezji, jedynie po to by zaspokoić chuć swojego męża. Tymczasem młody Tim pieścił ją w taki sposób że zaczęło w niej narastać uczucie, którego smaku do tej pory nie znała. Gdy poczuła jak Robbins wbija w nią swoje palce i zaczyna ją posuwać nie przerywając oralnych pieszczot, jej pomruki przeszły w nieskrępowany, szczery okrzyk.

Tim wiedział, że jest na dobrej drodze. Wiedział, że wszystko idzie tak jak należy od momentu w którym Pani Smith zamiast odpychać – przyciągnęła go do siebie tak, że niema zabrakło mu powietrza. Z zapałem pieścił jej kobiecość dziwiąc się jak taka twarda, zahartowana kobieta może skrywać taki delikatny, gładki niczym jedwab skarb. Wiedziony ciekawością wsunął w nią swoje palce wyczuwając niesamowity żar. Gdy usłyszał jej pełen aprobaty krzyk, zaczął nimi przesuwać w tę i powrotem czując, jak Pani Smith znów z całej siły przyciska jego twarz do siebie.

Przez chwilę bała, się, czy nie udusi chłopaka. Nie było to dla niej w tej chwili ważne, ona musiała, po prostu MUSIAŁA poczuć głębiej jego język, jego palce! Czuła całą sobą ruch między swoimi udami, przyśpieszający z każdą chwilą. W końcu zacisnęła powieki, zobaczyła serię błysków przed oczami, poczuła się tak jakby dotknęła nieba a następnie ogarnął ją mrok.

Tim nie przestawał pieszczot wsłuchując się w krzyki Pani Smith. Szczęka go bolała a palce omdlewały z wysiłku ale dalej wytrwale pieścił oralnie swoją starszą kochankę. Poczuł jak mięśnie jej cipki zaciskają się na jego palcach i zwiększył tempo, łamiąc jej opór. Krzyk Pani Smith był dla niego gwarancją, że trafił w jej najczulsze miejsce.

Pani Smith zsunęła zdrętwiałą nogę z ramienia młodego Robbinsa, który zaczął podnosić się z kolan. Jej nogi drżały jak w febrze, czuła wilgoć rozlewającą się jej na uda. Tim Robbins stanął przed nią i pocałował ją, lecz zanim zdołał wykonać jakikolwiek ruch ona pocałowała go zachłannie wpychając mu język do ust. Nogi dalej miała jak z waty dlatego objęła go za szyję i całowała go dziko, wyczuwając nowy, niezwykły smak.

- Timmy... - jęknęła słabo gdy przesunął ją lekko w bok i posadził ją na worku. Jęknęła znów gdy położył ją na plecach i zadarł jej nogi do góry, nerwowo rozpinając spodnie. Wiedziała, co za chwilę nastąpi. Ostatkiem sił dźwignęła się na łokcie by zobaczyć, jak wyciąga swojego zaganiacza. Młody chłopak chwycił ją za biodra przyciągając ją do siebie a następnie wbił się w nią swoim gorącym kutasem. Świat zawirował jej przed oczami kiedy opadała bez sił na worek.

Tim Robbins, młody chłopak który zaprzepaścił przyszłość swojej rodziny tracąc rodzinny biznes rżnął na zapleczu matkę swojej własnej dziewczyny. Stojąc okrakiem między rozłożonymi nogami Pani Smith pchał tak mocno, dopóki jej rozgrzane ciało nie stawiało oporu. Daleko jej było do gibkości Sammy ale sama świadomość tego, że posuwa matkę swojej oblubienicy powodowała u niego przypływ nowych fal dzikiej żądzy. Zaczął od miarowych, długich pchnięć i nie czując żadnego oporu puścił się w galop dociskając Panią Smith do leżącej pod nią worków wywołując u niej kolejne okrzyki. Chwycił jej bujające się piersi i ścisnął je jednocześnie – solidnie i mocno. Przeszedł go dreszcz, gdy usłyszał jej krzyk. Czuł się jak jej pan i władca jej rozkoszy, ruchem bioder nadawał rytm, w którym poruszało się pod nim to żywe, reagujące na każde muśnięcie ciało. Widząc jej zamglone spojrzenie i słysząc swoje imię wyszeptywane przez nią raz po raz poczuł, że zbliża się do szczytu. Puścił jej piersi, zacisnął ręce na jej biodrach i przyśpieszył. Nie chcąc wpędzać ją w takie same kłopoty w jakie najprawdopodobniej wpakował Sandy, w ostatniej chwili wyciągnął drgającego kutasa i z jękiem rozkoszy wystrzelił kilka salw spermy na ciało Pani Smith.

Poczuła, że to ten moment. Jej młody, jurny kochanek puścił jej piersi, chwycił jej biodra i narzucił jej takie tempo, że przez chwilę zabrakło jej tchu. Ileż ten chłopak miał siły! Głos sumienia mówiący jej że Bóg nigdy jej nie wybaczy tego, co tutaj robi ucichł gdy poczuła w sobie tę nieskrępowaną przyjemność, płynącą z gorącego fallusa który pracował w niej jak oszalały. Nigdy nie sądziła, że będzie to robić z kimś innym po śmierci swojego męża, na moment zapomniała nawet, że robi to za pieniądze. Była bliska tego by drugi raz poczuć to nowe, niesamowite uczucie gdy poczuła jak Tim Robbins wyszarpuje się z niej i strzela na nią swoim nasieniem. Pierwszy wytrysk był tak mocny że uderzył ją w brodę i rozlał się po szyi. Drugi wylądował na jej piersiach powodując u niej dreszcz. Poczuła się zdobyta, wzięta w panowanie. Czując na swoim ciele koleje, lżejsze wystrzały poczuła się jak samica która właśnie zaspokoiła swojego samca.

Tim zachwiał się kilka razy po przeżytym orgazmie. To co przed chwilą zrobili sprawiło że świat zawirował mu w oczach. Trzymając prawą ręką swojego dalej ożywionego kutasa, lewą ciężko oparł się tuż koło głowy Pani Smith. Widząc jej pełne łez, roziskrzone spojrzenie i ręce nieśmiało uniesione w jego kierunku, zwalił się ciężko na jej ciało nie zbaczając na pokrywającą ją spermę. Pani Smith jęknęła głucho i wtuliła twarz w jego zmierzwione włosy, gładząc go po nich co chwilę. Tim z trudem powstrzymywał łzy, gdy słyszał jej drżący, pełen emocji głos pytający go ciągle o jej sześć dolarów...

KRYZYS BYŁ POTRZEBNY

Polska, 4 lipca, 2013 rok

Iwona ma niespełna 33 lata. Ma męża, którego poślubiła z miłości, ma dobrą pracę którą otrzymała po ukończeniu jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w tym kraju oraz ma za sobą lata wyrzeczeń, poświęceń i wiele bolesnych wspomnień które zawiodły ją do momentu w życiu, w którym jest teraz. Jest jedną z młodszych wiceprezesek dużej korporacji farmaceutycznej, która jest niekwestionowanym liderem w Europie i godną konkurencją na świecie. Jej wykształcenie, zdobyte umiejętności i doświadczenia wprowadziły w firmie wiele istotnych zmian a ją samą wywindowały na niemal kierownicze stanowisko. Niemal, bo prezesem był, jest, i pewnie jeszcze długo będzie Pyszczyński. Nieoficjalnie "towarzysz Pyszczyński". Tajemnicą poliszynela było to, że ten stary pierdziel niby zna się na farmaceutyce – ma dyplomy kilku nieuznawanych przez Polskę moskiewskich uczelni – ale i tak wiadomo, że jego stanowisko jest na rękę Ministrowi Zdrowia, który dzięki "swojemu człowiekowi" mógł kręcić niezłe lody. A właśnie. W momencie w którym poznajemy naszych bohaterów prezes Pyszczyński siedzi właśnie przy swoim biurku z rozpiętymi spodniami a Iwona...

A wszystko zaczęło się tak prozaicznie. Był 2008 rok kiedy świat obiegła wiadomość o upadku Lehman Brothers. Iwona niezbyt interesowała się inwestycjami, w przeciwieństwie do jej męża i nie rozumiała obaw swojego małżonka na temat tego, że upadł jakiś stary bank. Nawet jeśli był to bank inwestycyjny...

Później było już tylko gorzej. Najpierw wspólnicy ze Stanów stanowczo zapowiedzieli się, że zawieszają na czas nieokreślony współpracę z firmą Iwony. Dopingowała ona swoich podwładnych by przykładali się do pracy, sama była na kilku najważniejszych spotkaniach ale koniec końców osobiście musiała przez radą nadzorczą powiedzieć, że tracą kontakty na rynku, które dopiero co udało im się nawiązać... nie mówiąc o tym, że ich konkurenci na pewno nie przeoczą takiej szansy, by podciąć im skrzydła.

Jako że nieszczęścia chodzą parami, rok później akcje firmy w której pracowała Iwona zaczęły drastycznie spadać. Zarząd starał się dogadać z innymi firmami by te wspierały chwiejące się przedsiębiorstwo, ale te wolały dbać o swoją przyszłość. Dodatkowo firma inwestycyjna, w której pracował mąż Iwony straciła kapitał wielu istotnych klientów i zwinęła się z Polski. Mąż nie chcą zostawiać żony samej w tak ciężkiej sytuacji zrezygnował z propozycji wyjazdu, co jednocześnie równało się z jego zwolnieniem. Iwona poczuła, że odpowiedzialność za raty kredytu, które do tej pory udało im się razem udźwignąć spadła na nią z ogromną siłą. Nie mogła teraz stracić pracy, ba! powinna dostać podwyżkę żeby ich poziom życia utrzymał się na obecnym poziomie.

Można by pomyśleć, że Iwona jest rozpieszczoną w luksusie panienką, ale mogą powiedzieć tak jedynie Ci, którzy patrzą na nią przez pryzmat jej stanowiska i zarobków, nieświadomi ciężkiej drogi, jaką musiała przejść by dostać się na szczyt. Co gorsza, biorąc pod uwagę nieprzychylne okoliczności zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej będzie musiała ją przejść jeszcze raz. Ze strachem przychodziła do pracy dowiadując się ze służbowych maili i kuluarowych ploteczek, że w firmie szykują się zwolnienia. Jej znajomi, pracujący w na różnych szczeblach w różnych oddziałach firmy z dnia na dzień znajdowali się na bruku. Iwona czuła, że każdego dnia ona może być następna.

Na początku sierpnia w świat poszła niewiarygodna wiadomość – rząd amerykański zmęczony kryzysem postanowił wstrzyknąć w gospodarkę parę miliardów dolarów. Inwestorzy wpadli w szał zakupów, indeksy po raz pierwszy od dłuższego czasu przybrały napawający optymizmem, zielony kolor a Pyszczyński, drżący o swój stołek uruchomił swoje kontakty i przebłagał Ministra Zdrowia by i ten zainterweniował w podobny sposób w jego sprawie. Niedługo potem w całej Polsce można było przeczytać że "Polski rząd ratuje jedną z najbardziej uznanych firm farmaceutycznych!". Kurs akcji wreszcie się ustabilizował, firma znów złapała wiatr w żagle i zaczęła zatrudniać nowych specjalistów. Specjalistów poleconych przez Ministerstwo Zdrowia...

Na zebraniu nadzorczym sam Pyszczyński obwieścił zebranym, że szykuje się tzw. "zmiana warty". Uznał, że sytuacja z którą firma borykała się przez ostatnie kilka lat to wina tu obecnych i dlatego koniecznie są "kosmetyczne, ale jednak zasadnicze zmiany w kadrach". Koszmar Iwony jeszcze się nie skończył.

przełom czerwca i lipca, 2013 rok

Iwona została zaproszona do gabinetu prezesa. Nerwowym krokiem przeszła po miękkim dywanie prowadzącym do podwójnych drzwi. Uchyliła jedne z nich i weszła do pomieszczenia mieszczącego się w jednym z najdroższych biurowców w Warszawie. Nie było to ostatnie, najdroższe piętro co często było powodem jęków i stęknięć Pyszczyńskiego, ale Iwona starała się teraz o tym nie myśleć. Nerwowo przełykając ślinę nie mogła oderwać wzroku od człowieka który sapiąc głośno czytał w milczeniu jej akta. Zaraz się od niego dowie, czy dalej jest zatrudniona w firmie, którą pomagała tworzyć.

Pyszczyński rzucał jej krótkie urwane spojrzenia od czasu do czasu zerkając na jej nogi, co Iwona przyjęła z dobrze ukrytym, jednak ogromnym zdumieniem. Jak tak można zachowywać się w takiej chwili? W pewnym momencie Pyszczyński zamknął jej teczkę, wyprostował się w fotelu i otworzył usta patrząc w jej kierunku. Zanim jednak zdołał coś powiedzieć mruknął coś niezrozumiale pod nosem, cisnął teczkę na stół i zapadł się w fotel opierając jedną rękę na tłustym policzku. Wpatrywał się w Iwonę swoimi świńskimi oczami a ona starała się mężnie wytrzymać jego spojrzenie. Od czasu gdy jej mąż przyrównał jej prezesa do jednego z czołowych działaczy PZPN-u starej ekipy, nie potrafiła spojrzeć na Pyszczyńskiego inaczej jak z obrzydzeniem. Do szewskiej pasji... no dobrze, szczerze mówiąc to niesamowicie wkurwiało ją to, że ona, wykształcona, doświadczona Pani wiceprezes musiała być "tą drugą" bo ten spasiony, wychowany na poprzedniej epoce skurwysyn zgarnął jej stanowisko tylko dlatego, że ma wtyki w Ministerstwie! "Opanuj się dziewczyno!" pomyślała w duchu czując, jak na jej twarz wypływa bojowy rumieniec. Próbując zamaskować swoje emocje uśmiechnęła się do Prezesa Pyszczyńskiego ale poniewczasie zrozumiała, że taki uśmieszek w połączeniu z jej rumieńcem nie może być niczym innym, jak skutek zdenerwowania. Punkt dla niego, ech!

- Pani Iwono... Iwonko, chyba możemy tak sobie mówić? Znamy się już przecież parę lat? – spytał ją unosząc swoje krzaczaste brwi

Iwona była zupełnie zbita z tropu. Nigdy nie była z prezesem na "ty" a jej kontakty ograniczały się jedynie do tematów służbowych.

- Ma Pan rację, Panie Prezesie – powiedziała modląc się w duchu, by jej głos nie zadrżał w krytycznej chwili.

Pyszczyński znów westchnął i i podrapał się po podbródku. Ohydny, straszny dźwięk

- Jak sama dobrze wiesz, idzie nowe, prawda? Gdyby nie ja to kto wie, czy byśmy gadali jeszcze w tym miejscu! Serio, dałem czas wam, młodym strzelbom, żebyście załatwili sprawę bo wy się na tym znacie i takie tam... ale wyszło, jak wyszło. Musiałem zadzwonić do Zbyszka i prosić go o pomoc. Pomógł? No pomógł, ale chce coś w zamian, stary komuch, ubek jeden... nie powtarzaj tego nikomu, dobrze? Dobra? Okej. Tak czy siak, wiesz jaka jest sytuacja – trzeba stąd kogoś wypierdolić. –

Iwonie zaschło w ustach po wysłuchaniu tej "przemowy". Domyślała się, że Pyszczyński nie jest wzorem ogłady i kultury osobistej ale to przeszło jej wszelkie wyobrażenia o tym człowieku. Nie mogła uwierzyć, że ktoś taki miał zadecydować o jej losie

- Wiesz że Robert z Białegostoku ma niemal takie same CV jak Ty? Mógłbym go sprowadzić tutaj i wbić go na Twoje miejsce –

Iwona poprawiła się w fotelu starając się przybrać profesjonalny, biznesowy wyraz twarzy. Elegancko złożyła ręce i powiedziała płynnym głosem

- Panie Prezesie, doskonale rozumiem, jaka jest sytuacja. Pragnę zaznaczyć, że jestem w firmie dłużej od Pana Roberta a moje rozwiązania pozwoliły...-

- Chujowy argument – przerwał jej od niechcenia Pyszczyński rozglądając się od niechcenia po gabinecie.

Iwonę zszokowało. Prowadzili bardzo ważną rozmowę – zmiany na kierowniczych stanowiskach w firmie, a jej argument był ... "chujowy"?!

- Proszę? – spytała siląc się na spokój

- Tak jak Ci mówiłem, chujowy argument. Dobrze że decyzję podejmuję ja, a nie rada. Gdybyś takie coś powiedziała przed nimi mieli by niezłą bekę z Ciebie – dokończył śmiejąc się w głos z własnego kiepskiego żartu.

Iwona nie dołączyła do niego patrząc, jak Prezes pośmiał jeszcze przez chwilę, chrząknął i znów spoważniał co w jego wykonaniu wyglądało tak, że jego twarz przybrała nudny, tępy wyraz

- Chodzi mi o to – powiedział to do niej takim tonem, jakby tłumaczył oczywistą rzecz – że Zbyszek w związku z pomocą chce mieć swoich ludzi w każdym szczeblu, rozumiesz. Oddziały, wykonawcy, managerowie no i kadra. Tutaj jesteście Ty i Robert. No i jest jakiś tam Jacek, to jest chyba syn od Zbyszka, wiesz? Zresztą, chuj z nim – mam trzy osoby i tylko dwa stanowiska, rozumiesz o co tu chodzi, prawda? – poczekał, aż Iwona kiwnie głową i dokończył – dlatego powiedz mi, czemu Ty masz zostać w firmie, a nie Robert? –

Iwona zamyśliła się na chwilę. Patrząc na tłustą, pełną twarz Pyszczyńskiego pomyślała co byłoby, gdyby powiedziała mu teraz, co tak naprawdę o nim myśli. Straciłaby pracę – to pewne. Potem wyprowadziłaby się wraz z mężem z apartamentu i wystawiła go na sprzedaż. Tylko kto, do kurwy nędzy, kupiłby go dzisiaj za chociażby połowę jego wartości?! Żaden hotel nie wchodził w grę, więc zamieszkali by albo u jej rodziców, gdzie matka od zawsze powtarzała "że Iwonka zbyt wiele bierze na siebie" lub do jego rodziców, którym też się w życiu nie przelewało a teściowa szczerze nienawidzi Iwony i nie ma skrupułów by jej tego jawnie nie okazywać. Impas...

- Panie Prezesie... - Iwona wzięła głęboki oddech i zmieniła ton. Zrozumiała, że to wszystko jest bez sensu i może zagrać ostatnią kartą jaką ma – szczerością.

- Chodzi o to, że mój mąż niedawno stracił pracę. Nie wiadomo, kiedy uda mu się znaleźć kolejną a mamy swoje zobowiązania. Raty nie są niskie ale jakoś do tej pory dawaliśmy radę. Po moich wynikach widać, że pensji z tej firmy nie biorę za siedzenie za biurkiem – przerwała na chwilę przerażona tym czy aby nie uraziła Prezesa tą wypowiedzią, ale nie powstrzymana przez niego dokończyła gładko myśl – tylko za wprowadzanie nowych rozwiązań. Ze mną na pokładzie w przyszłości poradzi Pan sobie bez pomocy Ministra... bez udziału Zbyszka –

Pyszczyński zwinął usta w trąbkę i pokiwał głową z uznaniem. Ostatni argument przekonał go na sto procent.

- I to jest racja, i to jest kurwa racja! Zostajesz w firmie! – rzucił szybko sięgając po jej teczkę i chowając ją do szuflady biurka. Z drugiej wyciągnął laptopa i otworzył go płynnym ruchem.

Iwona nie dowierzała swojemu szczęściu. Udało się! Udało się jej zachować posadę! Euforia przyćmiła jej wściekłość na prezesa, którego musiała prosić o pracę w tak poniżający sposób. Uśmiechając się do niego tak sztucznie, jak tylko potrafiła podniosła się z krzesła i skierowała do wyjścia.

- Jeszcze jedno – usłyszała jego głos za plecami

- Tak? – spytała odwracając głowę będąc pewną, że Pyszczyński ma dla niej kolejne zadanie do zrealizowania.

- Od dzisiaj będziesz się ze mną pieprzyć

Iwona otworzyła zdziwione usta i poczuła że brwi wjeżdżają jej na samo czoło. Ostatnie zdanie Pyszczyńskiego doleciało do jej uszu, ale ona automatycznie wyparła jego znaczenie ze świadomości. On chyba żartuje? Nie mógł przecież mówić poważnie.

- Słucham? – spytała odwracając się w jego stronę.

- Będziemy się pieprzyć, Iwonko – odpowiedział nie patrząc na nią. Klikał coś w swoim komputerze

Iwona poczuła, jak zaschło jej w ustach. To niemożliwe, to po prostu niemożliwe! Ten skurwysyn zaproponował... nie! Oświadczył jej, że będzie mu płaciła seksem za pracę. Co to ma być, Samoobrona?

- Pan chyba nie mówi poważnie – powiedziała słysząc, jak jej głos spada o kilka tonów wraz z wypowiadaniem tego zdania. Zaczęło się jej kręcić w głowie

- Dlaczego miałbym żartować? – spytał szczerze zdziwiony Pyszczyński unosząc wzrok znad komputera.

- Zaproponował mi Pan seks, co jest niezgodne z przepisami praw... -

- Pierdolę te przepisy! – odparł wesoło Pyszczyński znów zerkając na monitor – a Tobie dobrze radzę przemyśleć moją propozycję –

- Nie mogę się na nią zgodzić – odparła słabo Iwona. Euforia z ocalałej posady zniknęła jak kamfora. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji się znalazła

- W takim razie bierz to ze sobą i wypierdalaj – powiedział lekko poirytowany Prezes wyciągając jej teczkę z szuflady i rzucając ją na blat biurka – a jak dalej sobie będziesz radzić to mnie gówno obchodzi.

Serce Iwony wpadło w szalony, nerwowy rytm. Jej mąż, ceniony makler nie może znaleźć odpowiedniej pracy już od dobrych sześciu miesięcy. Była pewna, że w jej przypadku sytuacja będzie wyglądać podobnie. Co robić?

- Nie mogę tego zrobić – powiedziała to bardziej do siebie niż do niego

- Jak się sprawdzisz, to pogadamy o podwyżce – rzucił od niechcenia w jej kierunku

Powiedział to takim tonem jakby podjął decyzję za oboje. Dobrze wiedziała, że niepotrzebnie mówiła mu o swoich problemach, podała mu się na złotej tacy.

- Dlaczego Pan mi to robi? – spytała czując, że jej wargi zaczynają lekko drżeć

Pyszczyński parsknął coś niezrozumiale, zaśmiał się i spojrzał na Iwonę

- Bo ani Roberta, ani tego Jacusia nie będę mógł wydymać, skarbie – powiedział wyraźniej, śmiejąc się – kochanie, sprawa jest prosta. Zachowujesz swoją pracę, pensję, masz kasę na opłaty i inne takie a przy okazji trochę się zabawimy. Nic za friko –

Iwona poczuła, że jest w pułapce. Przeklinała los, że nie zabrała ze sobą dyktafonu, smartfona... kurwa! Czegokolwiek! Teraz nie ma nic, nie ma dowodu szantażu – zostało jej jedynie ultimatum Pyszczyńskiego.

- Tak jak mówiłem, przemyśl to sobie przez jakiś czas i zadzwoń do mnie. Tylko nie zwlekaj zbyt długo bo polecisz stąd na zbity pysk. –

Iwona poczuła, że robi się jej gorąco. To nie dzieje się naprawdę, to nie mogła być prawda! Czuła że musi jak najszybciej stąd uciec. Pokiwała szybko głową, dając mu znać że rozumie i niemal wybiegła z jego gabinetu.

***

Wzięła wolne na resztę dnia i pojechała do mieszkania. Mąż jak zwykle siedział z telefonem przy uchu i negocjował wysokość wynagrodzenia z potencjalnym pracodawcą chociaż jego wyraz twarzy zdradzał, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie. Iwona przemknęła przez przedpokój starając się, by mąż nie zauważył jej zalanej łzami twarzy, lecz nie udało jej się to. Gdy zamknęła się w łazience usłyszała, jak mąż kończy rozmowę i wchodzi po schodach na górę.

- Iwona? – spytał podniesionym głosem – Iwona, kochanie, coś się stało? –

- Nie! Nic! – odkrzyknęła odkręcając wodę w wannie – po prostu chcę się odświeżyć!

- Na pewno nic Ci nie jest? –

Iwona podeszła do drzwi i przekręciła blokadę. Jej mąż spytał podniesionym głosem co się dzieje

- Nic, naprawdę. Po prostu muszę pobyć trochę sama – powiedziała, słysząc swój własny szloch

- No dobra – odpowiedział jej mąż po chwili milczenia – jakbyś chciała ze mną pogadać, to jestem na dole, okej? –

- Dobrze!

Słysząc jak schodzi po schodach w dół, Iwona ciężko oparła się o umywalkę i pozwoliła ujść całej rozdzierającej jej bezsilności i rozpaczy.

- Cholera, Iwona, co to miało znaczyć?! – spytał ją podenerwowany mąż, gdy po paru godzinach zeszła na dół przykryta szlafrokiem i z ręcznikiem owiniętym wokół głowy.

- Nic, przecież Ci mówiłam – odparła znosząc jego czujne spojrzenie. Spędziła na górze tyle czasu, że nie miała więcej łez do wylania, potem zajęła się poprawieniem urody, by Piotr nie zauważył spuchniętych oczu

- Na pewno? – spytał po raz ostatni

- Tak, na pewno – odparła lekko bojowym tonem mijając męża i kierując się do kuchni – a jak u Ciebie? Jak Ci minął dzień? –

W duchu modliła się by odpowiedział to co zawsze w takiej sytuacji "Jak zwykle", "Bez zmian!", "Szukam i szukam i nic..."

- Jest coraz gorzej – powiedział do niej gdy ona szukała czegoś do picia w lodówce. Poczuła, jak blednie ze strachu – próbowałem nawet pogadać coś z chłopakami z firmy, ale oni jak jeden mąż pojechali z dyrekcją do centrali, kurwa mać, jebane kawalerzyki! – zakończył wpadając we wściekły ton.

Iwona wyciągnęła jakiś napój w butelce i odwróciła się w stronę męża. Widziała w oczach jej męża wściekłość ze względu na otaczająca ich sytuację. Dobrze wiedzieli, że inni ludzie, mający mniejsze dochody walczyli o swój byt ale zarówno Piotr jak i Iwona nie zamierzali do nich dołączyć. Zbyt ciężko pracowali na to, co udało im się osiągnąć i nie chcieli dopuścić by cały dorobek życia wyrwał im się z rąk. Iwona podeszła do męża i przytuliła się do niego. Drgnął, zaskoczony i objął ją ramieniem całując w czoło.

- Wszystkim nam jest ciężko – powiedziała zmęczonym głosem – ale na pewno coś znajdziesz, damy radę – zakończyła wtulając się w niego

Piotr ujął swoją żonę z brodę i uniósł jej twarz do swojej. Patrzył w jej oczy tak wnikliwie, że była pewna, że zaraz w głos się rozpłacze

- Na pewno nic się nie stało? – spytał ją

- Och daj mi już spokój – sfoszyła się strącając z siebie jego ręce – i nie pytaj mnie już o to, dobrze?! –

- Okej, okej – powiedział spokojnie patrząc na nią uważnie.

Przez resztę dnia unikali się nawzajem. Piotr przeszukiwał oferty w Internecie co chwila zerkając na żonę, która snuła się po domu niczym duch. Czasem coś do niej zagajał ale jej lakoniczne odpowiedzi były dla niego najlepszym sygnałem, że dzisiaj musi zostawić ją w spokoju.

Wieczorem, leżeli obydwoje w swym małżeńskim łożu. Iwona leżała na boku, plecami do męża, który rozłożony wygodnie z pochmurnym wyrazem twarzy oglądał telewizję. Reporterzy CNBC Biznes po raz kolejny obwieścili kolejne spadki i zapowiadali, że sytuacja długo może się nie zmienić. Iwona usłyszała jak Piotr wyłączył telewizor. Wyczuła jego zdenerwowanie, niepewność o jutrzejszy dzień. Nagle poczuła się tak bezbronna że bezwiednie odwróciła się do męża i wtuliła się w jego ramię. Bez słowa przytulił ją i pogładził po głowie co sprawiło, że nie miała już sił się bronić. Pozwoliła by z jej gardła wyrwał się pełen bólu szloch.

Piotr dalej gładził swoją żonę po włosach, nic nie mówiąc. W pewnym momencie przytulił ją mocniej do siebie, pocałował w głowę i powiedział cicho

- Będzie dobrze – to krótkie zdanie sprawiło, że rozpłakała się jeszcze bardziej. Dobry, kochany Piotr. Zawsze znajdowała w nim oparcie, zawsze! Długo szukała takiego mężczyzny jak on i była wdzięczna wszystkim Bogom, jacy tylko istnieją, że trafiła na Piotra. Był jej ideałem, kochała go z taką samą siłą, jaką on ją obdarowywał. Nie wyobrażała sobie życia z nikim innym

- Jak to dalej będzie? – spytała go cicho, ocierając łzy

- Damy radę, kotku. Teraz nic dla mnie nie ma, ale najdalej za pół roku, może rok wszystko wróci na swoje miejsce, zobaczysz – powiedział gładząc jej włosy

Spojrzała na niego załzawionymi oczami i zobaczyła jego szczery, uspokajający uśmiech. Dźwignęła się na łokciu i pocałowała go czując, jak ogarnia ją poczucie bezpieczeństwa i ogólnego spokoju. Piotr oddał pocałunek a potem gładko położył Iwonę na plecy i wślizgnął się na nią. Pocałował ją odważniej, bardziej namiętnie wplatając rękę w jej włosy. Dobrze wiedział, jak to na nią działa. Położyła drżące dłonie na jego barkach i wyczuła świetnie pracujące mięśnie. Wbiła w nie swoje palce czując, jak odpływają od niej wszystkie troski.

Piotr pogładził twarz Iwony, przejechał po jej dekolcie i zatrzymał się na jej piersiach, ściskając raz po raz każdą z nich. Pod jego dotykiem Iwona zaczęła płonąć. Czuła, jak sutki ocierają się o dłoń męża, jak perfidnie chwyta je palcami i drażni je doprowadzając ją do obłędu. Znów się pocałowali. Piotr odważnie wsuwał język w jej usta badając każdy zakamarek. Wtulił się z nią mocno. Uwielbiała, gdy przytłaczał ją swoim ciężarem, czuła się wtedy tak bezpiecznie... jęknęła, gdy położył rękę na jej cipce i zaczął ją masować przez majteczki. Gdy jej biodra wpadły przez dyktowany przez niego rytm, zacisnął dłoń na jej skarbie wywołując u niej kolejne odgłosy. Całował, pieścił, podniecał ją. Iwona poczuła, że zaczyna się nakręcać. Jej mąż dobrze odczytywał jej sygnały i po chwili poczuła, jak wsuwa w nią swoje mocne, smukłe palce. Jeden ruch...drugi...trzeci... przy każdym pchnięciu na moment wstrzymywała oddech. Czuła jak palce jej męża wchodzą w nią głęboko, bardzo głęboko.

Kiedy ostatnio tak się kochali? Nie była w stanie sobie tego przypomnieć – problemy w pracy robiły swoje... praca! Dlaczego musiała zacząć myśleć o tym akurat w tej chwili?! Wspomnienie rozmowy z Pyszczyńskim, jego potwornego śmiechu i tego, co ma z nim zrobić sprawiło że w ogóle nie poczuła kolejnych pchnięć w swojej cipce. Uświadomiła sobie, że już niedługo będzie zmuszona zrobić podobne rzeczy ze swoim szefem...

- Jesteś ze mną? – usłyszała głos swojego męża i znów znalazła się w rzeczywistości. W ciepłym łóżku, w jego ramionach

- Jestem kochanie, jestem – wyszeptała wtulając twarz w jego włosy – kocham Cię –

Pocałowali się żarliwie. Za to uwielbiała go najbardziej – tyle lat po ślubie potrafił podtrzymać ten żar w ich związku, wcale się sobą nie znudzili. Ba! Z czasem coraz bardziej nabierali na siebie ochotę. Piotr zsunął swoje bokserki i odchylił na bok wilgotne majteczki swojej żony. Westchnęła, gdy wszedł w nią płynnym, delikatnym ruchem. Instynktownie objęła go nogami wpuszczając go głębiej w swoje wnętrze. Obydwoje zaczęli dyszeć, jęczeć nadając swoim ciałom wspólny rytm. Miłosne tango trwało kilka rozkosznych chwil a potem Piotr zaparł się rękoma na łóżku, zamruczał z przyjemności i zaczął strzelać długimi, gorącymi seriami do wnętrza swojej rozpalonej żony.

Gdy było już po wszystkim opadł na nią zmęczony, nie mając siły na cokolwiek. Iwona przytuliła go i pocałowała w kark. Słysząc jego równy, miarowy oddech zupełnie zapomniała o problemach, które czekają ją w pracy. Spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na jej nocnej szafce – północ. Pierwszy lipca. Niedługo będzie musiała dać odpowiedź Pyszczyńskiemu.

Kolejne dni w pracy były dla Iwony więcej niż nerwowe. Z jednej strony starała się wywiązywać ze swoich obowiązków jak najlepiej, z drugiej miała świadomość że jej praca może pójść wniwecz w zależności od kaprysów prezesa Pyszczyńskiego. Kroplą, która przelała czarę goryczy był mail od Roberta wysłany zbiorowo do wszystkich pracowników z jej działu. Znali się jak łyse konie, wspólne studia, najpierw praktyka a potem mozolna wspinaczka na sam szczyt – Iwona czuła, że Robert był dla niej prawdziwym oparciem w firmie. Tym bardziej zabolał ją ton maila, w którym wspomniał że "żegna również PANIĄ Iwonę, której kompetencje i nabyte umiejętności, na pewno uratują firmę przed kolejnymi falami kryzysu." Napisał też, że nie żywi do nikogo urazy o swoje zwolnienie – jest pewien, że przegrał w uczciwej walce, w której brane były pod uwagę przede wszystkim kompetencje "a nie prywatne predyspozycje poszczególnych kandydatów na to jakże istotne w dzisiejszych czasach stanowisko". Ludzie zaczęli szeptać za plecami Iwony że ta poszła na osobny układ z szefem. Wszyscy wiedzieli, z jakiego kręgu wywodzi się powszechnie znany "Pyszczek" i jakie numery potrafi odstawiać. Nikt nie podejrzewał, przed jakim wyborem postawił jedną ze swoich najważniejszych pracownic.

Pyszczyński nie kontaktował się z Iwoną od ich ostatniej rozmowy. Czuła, że każdego dnia może zostać do niego wezwana na dywanik i zwolniona za przeciąganie całej sprawy. Każdego dnia powtarzała sobie, że musi w końcu coś z tym zrobić ale gdy myślała o tym w kategorii "ale właściwie TO CO ja mam zrobić?!" czuła, że paraliżujący strach wyczyszcza jej umysł ze wszystkich myśli budząc w niej jedynie ogromny, przytłaczający lęk.

Atmosfera w domu nieco się poprawiła, lecz trwało to do momentu, w którym zadzwoniono do nich z banku z pytaniem, kiedy uiszczą kolejną ratę sporego kredytu, zaciągniętego przez nich przed laty. Widząc przerażenie swojej żony Piotr porozmawiał z doradcą tłumacząc mu, w jakiej są sytuacji. Doradca powiedział, że wszystko rozumie ale w związku z zapisem w umowie mają jedynie miesiąc na to, by uregulować płatność. W innym przypadku w życie wejdą odpowiednie środki. Piotr starał się przekonać doradcę o przedłużenie terminu spłaty ale urzędnik był nieugięty, tłumacząc się regulaminem. Wtedy Iwona zrozumiała, co musi zrobić.

***

- Polska, 4 lipca, 2013 rok, rano –

Iwona siedziała przy swoim biurku trzymając służbowego smartfona w spoconej dłoni. Oddychała miarowo, siląc się na spokój. Wczoraj dzwoniono do nich z banku z ponagleniem zapłaty. Włosy zjeżyły się jej na karku gdy uświadomiła sobie, że mają jednie miesiąc na uregulowanie swoich należności. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ikonkę "Prezes Pyszczyński" widoczną na jej wygasłym wyświetlaczu. Co chwila trącała ekran palcem by go rozjaśnić, lecz wciąż nie miała odwagi by do niego zadzwonić. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia – musiała to zrobić.

Wstała, zamknęła drzwi do swojego gabinetu i zasłoniła okno oddzielające ją od jej pracowników. Usiadła na fotelu i wybrała opcję "połącz" przyciskając telefon do twarzy z dudniącym sercem. Jeden sygnał... drugi... trzeci... im dłużej czekała na połączenie tym większy ogarniał ją strach. Co miała mu powiedzieć?! Gdy w końcu odebrał, drgnęła na całym ciele. Zszokowała ją własna reakcja, ale zdołała opanować się na tyle by bez drżenia głosu powiedzieć

- Dzień dobry, panie prezesie

- No cześć Iwonko, co tam dobrego? – usłyszała jego głos. Zdawało jej się, że był czymś zajęty

- Jeśli Panu przeszkadzam, to mogę zadzwonić kiedy indziej...

- Nieeee... wcale mi nie przeszkadzasz! W jakiej sprawie dzwonisz? – spytał zaciekawiony

Perfidny skurwiel, bawi się z nią jak kot z myszą! Przełknęła ślinę modląc się w duchu, by nie usłyszał tego przez telefon i powiedziała lekko cichszym tonem

- Przemyślałam Pańską propozycję

- Propozycję?

Po tonie jego głosu wywnioskowała, że Pyszczyński naprawdę nie pamięta o czym rozmawiali jakiś czas temu

- Tak, propozycję... mojej podwyżki, Panie prezesie

- Podwyżki? Jakiej podwyżki?! W życiu nie gadałem teraz z nikim o żadnych podwyżkach! – Pyszczyński zapieklił się w moment, wpędzając w popłoch Iwonę

- Ależ tak, Panie prezesie – mówiliśmy o mojej podwyżce – w zamian za... w zamian za... - nie miała w sobie dość siły by powiedzieć to na głos

Pyszczyński przez chwilę nie odzywał się do swojej podwładnej, po czym powiedział

- Aaaaa! To o tym mowa! Już pamiętam, już wszystko jasne. Taaa, to zupełnie zmienia postać rzeczy, zgadza się? – zapytał, odzyskując dobry nastrój

- Tak, Panie Prezesie...

- Czytałaś tego maila od Rafała? Wysłał go wszystkim w firmie, ja pierdolę! Ale Ci pocisnął! Cha! Cha! Nie znam kolesia, ale widać, że dobrze wie, o co w tym wszystkim biega, nie?

- Zgadza się... - odpowiedziała Iwona w ostatniej chwili ratując się przed tym, by jej głos nie przeszedł w przerażony szept

- No to jak będzie? Zdecydowałaś się, mała?

Iwona słysząc to pytanie poczuła, jak skręcają się jej wnętrzności. Nie tak to sobie zaplanowała! Nagrywała tę rozmowę ale przez tego debila i jego starczą demencję nie potrafiła naprowadzić jej na takie tory, by udowodnić mu szantaż! Sama brzmiała tak, jakby zgadzała się na jego chory układ, kurwa mać!

- Tak, zdecydowałam się przyjąć pańską propozycję – odpowiedziała myśląc, jak nakierować go na to by przyznał się do oferowania pracy za seks

- No to zapraszam do mnie –

Iwona skuliła się w fotelu zupełnie tracąc wątek. Nie podejrzewała takiego obrotu sprawy. Odezwała się po dłuższej chwili.

- Teraz? – spytała z niedowierzaniem nie przejmując się tym, że jej głos brzmiał jak namiastka szeptu

- Dla mnie pora jak każda inna, tak więc myk, myk, do mnie! To polecenie służbowe! – zaśmiał się kończąc połączenie.

Iwona jeszcze długo trzymała telefon przy uchu jakby dając sobie cień nadziei, że dopóki siedzi tak bez najmniejszego ruchu, nic nie zmusi jej do pójścia na górę.

Po paru minutach minęła jego asystentkę siedzącą za biurkiem. Nie zdążyła otworzyć ust, gdy usłyszała, że prezes jej oczekuje posyłając jej lodowate spojrzenie zazdrosnej suki. Iwona była pewna, że Pyszczyński nie przepuściłby takiej blondynce, która pewnie marzyła o wybiciu się z asystenckiego stanowiska poprzez rozporek swojego szefa. Wzięła ostatni, głęboki oddech i weszła do gabinetu. Miała nadzieję, że będzie czymś zajęty, że dalej będzie klikał na swoim komputerze, lecz niestety, siedział za biurkiem z dłońmi splecionym na blacie i wpatrywał się w nią z uśmiechem od ucha do ucha. Wyglądał jak przerośnięte dziecko oczekujące, aż wigilijny prezent sam do niego przyjdzie. Gdy Iwona zamknęła za sobą drzwi gestem głowy nakazał jej by zbliżyła się do niego. Gdy podeszła do krzesła dla gości szarpnął lekko głową dając jej znać, że ma nie siadać. Stała tak przed nim, nie mogąc opanować drżenia rąk. Nie chciała tego robić! Nie! Ale czy miała jakiś wybór?

Pyszczyński bez słowa odsunął krzesło na bok nie odrywając twarzy od Iwony. Szeroki pogodny uśmiech zmienił się na kpiący, szyderczy grymas. Iwona na ołowianych nogach zaczęła podchodzić do prezesa słysząc jakby z oddali polecenie, że ma rozpiąć garsonkę i pokazać cycki. Zrobiła to bezwiednie drżącymi ze strachu palcami. Stanęła przed prezesem z luźno opuszczonymi rękoma, z piersiami okrytymi eleganckim stanikiem, drgającymi od jej urwanego oddechu. Nie mogła oderwać wzroku od krocza Pyszczyńskiego.

- Czekasz na coś? – warknął na nią a ona potrząsając głową klęknęła przed nim

Zdała sobie sprawę z tego że prezes łaskawie jej nie pomoże dlatego sama zaczęła rozpinać jego spodnie. Rozpinając mu pasek musnęła dłonią jego fiuta. Czuła jak cierpnie jej skóra na całym ciele, a na świadomość tego, co za chwilę ma się wydarzyć poczuła się jeszcze gorzej. Przełamując się rozpięła jego spodnie, wzięła głęboki oddech i zsunęła je wraz z jego bielizną do samych kostek, wywołując tym zabiegiem stłumiony śmiech "Pyszczka".

Iwona otworzyła oczy ze zdumienia. Prezes bez spodni nie prezentował się zbyt okazale – w końcu jak mogą wyglądać uda i łydki zbliżającego się do pięćdziesiątki mężczyzny? Ale nie na to zwracała w tej chwili uwagę. Jak zahipnotyzowana patrzyła na leżącego na owłosionych jądrach penisa. Jednego z większych, jakie w życiu widziała. Nigdy nie miała miarki w oczach ale sam widok spotęgował jej strach. "To stanie się za chwilę!"

- Kawał chuja, co nie? – powiedział dumny z siebie Pyszczyński i wziął swojego budzącego się fallusa w rękę. W tej pozycji Iwona zobaczyła całą jego długość i przeraziła się jeszcze bardziej. Błagała się w duchu by jak najszybciej mogła się obudzić z tego koszmaru.

- Powiedz "aaaa" – powiedział sięgając do niej i chwytając ją za włosy. Zacisnęła mocno powieki czując zbierające się, gorące łzy.

Nic nie zrobił, po prostu trzymał ją za włosy w żelaznym uścisku. Co on planuje? Otworzyła oczy i kilka łez spłynęło jej po policzkach. Wiedziała na co się pisze dlatego umalowała się wodoodporną mascarą. Pyszczyński patrzył na nią z prawdziwą satysfakcją.

- Masz mieć teraz otwarte oczy, zrozumiałaś? Masz patrzeć – powiedział z naciskiem – i słuchać tego, co mówię! – zakończył groźnym tonem

Nie była w stanie nic powiedzieć. Jej przerażone spojrzenie było dla niego satysfakcjonującą odpowiedzią.

- Świetnie! Zacznijmy więc – powiedział zsuwając napletek z nabrzmiałej żołędzi

Odór który uderzył w jej nozdrza sprawił, że oczy ponownie zaszły jej łzami. Nie! Boże! Nie!

Pyszczyński uśmiechając się przybliżył jej głowę do siebie i wsunął cuchnącą główkę do ust. Iwona poczuła, jak ścierpły jej usta a żołądek podskoczył do gardła. Ostry, intensywny smak jego fiuta niemal przyprawił ją o torsje. Powstrzymała się w ostatniej chwili i w tym momencie Pyszczyński zaczął posuwać ją w usta. Położyła drżące dłonie na jego udach i patrząc na owłosiony brzuch czuła, jak kutas jej szefa miarowo rozpycha jej usta. Pomimo tego, że była sparaliżowana strachem Pyszczyński bez problemu sterował jej głową kontrolując głębokość pchnięć.

Klęcząc przed swoim prezesem w rozpiętej garsonce i robiąc mu loda Iwona zdała sobie sprawę ze swojego upadku. Tyle lat, tyle lat ciężkiej pracy! Szkoła, studia, cały trud i poświęcenia tylko po to, by w końcu wyższy rangą skurwysyn mógł ją zerżnąć! Cholerny świat!

- Dobrze ciągniesz maleńka – usłyszała jego pochwałę i poczuła, jak puszcza jej włosy – teraz twoja kolej, pokaż na co cię stać! –

Iwona uniosła swoją prawą dłoń, która wydała się jej ważyć tonę i zacisnęła ją ja pulsującym kutasie. Czując bijące od niego ciepło poczuła się jeszcze gorzej.

- Możesz zamknąć oczy

Opadające powieki były dla niej błogosławieństwem. Nie widząc jego okropnej, tłustej twarzy z której biła czysta satysfakcja, znalazła się w swoim świecie. To wszystko zaraz się skończy! Ten stary skurwiel dojdzie i już nigdy, nigdy tego nie powtórzy! Na razie musi zrobić to, co należy a potem znajdzie wyjście z tej chorej sytuacji. Kutas w jej ustach drgnął więc zassała go z całej siły, starając się zmusić szefa do wytrysku. Bez rezultatu. Zrobiła to znowu, wkładając w to całe serce. "Spuść się wreszcie! Skończ mnie męczyć!" Znowu nic. Zagłuszając wyrzuty sumienia krzyczące w jej głowie z całą mocą "co robisz?!" przypomniała sobie techniki, które stosowała na swoim mężu i poprzednich chłopakach. Zacisnęła powieki tłumiąc swój płacz. Jej język zaczął przejeżdżać po powierzchni fiuta, omiatając go jak pędzel. Nie omijała wędzidełka i zaczęła pracować coraz mocniej. Dawniej robiła tak dla frajdy, by sprawić rozkosz ukochanemu mężczyźnie. Teraz robi to po to, by człowiek, który mógłby być jej ojcem mógł dojść jej w ustach...

Zdając sobie sprawę, że to wszystko może ciągnąć się w nieskończoność postanowiła zmienić taktykę. Nie otwierając oczu wysunęła kutasa "Pyszczka" z ust, pozostawiając w nich jedynie jego żołądź, którą zaczęła z całej siły ssać. Ręka zacisnęła się na obślinionym trzonie i zaczęła mocno przejeżdżać nią z góry na dół. To było to! Pyszczyński drgnął a Iwona poczuła, jak jego fallus sztywnieje! Wreszcie! Za chwilę będzie wolna!

Czując, że wolność jest blisko, nie przerywała pracy. Obleśne sapnięcia prezesa zaczęły przechodzić w tłumione jęki. Dłużej już nie wytrzyma!

- Oooo tak, dobrze! Robisz to zawodowo! Achhh! –

Zignorowała to przyśpieszając ruchy i zasysając główkę. Po raz pierwszy odkąd znalazła się w tym miejscu, zaczęła odczuwać ulgę.

- Ty kurwo – usłyszała jego śmiech

Ręka, która była przy jego jądrach instynktownie przejechała do góry kompletnie luzując uścisk. Parsknęła, wypluwając jego główkę z ust i opluwając ją nową warstwą śliny. Jak ją nazwał?! Jak?!

Otworzyła oczy pragnąc posłać mu najbardziej wściekłe spojrzenie na jakie było ją w tej chwili stać i z przerażeniem zobaczyła wycelowany w swoją stronę smartfone'a. Nagrywał ją!

- Chłopaki mi nie uwierzą jak im to pokażę! – zaśmiał się Pyszczyński

- Nie! – krzyknęła Iwona osuwając się na kolana i sięgając po telefon prezesa – Nie! – powtórzyła ze szlochem

Pyszczyński niedbałym gestem trzepnął ją po palcach. Zabolało.

- Zabieraj te cholerne łapy, szmato -

- Nie tak się umawialiśmy! – powiedziała do niego ze zgrozą

- Ależ spokojnie! To jest tylko dla mojego użytku! I tak zresztą pokazuję to ludziom, których nie znasz... a tak swoją drogą, chcesz wiedzieć co ja tutaj mam? – nie czekając na jej odpowiedź zaczął przesuwać palcami po ekranie a następnie obrócił go w stronę Iwony. Na stopklatce zobaczyła nagą od pasa w górę asystentkę, którą mijała w drodze do gabinetu. Usta miała zaciśnięte na przyrodzeniu swojego szefa.

- Popatrz sobie – rzucił w jej stronę Pyszczyński i odpalił filmik

Iwona jak oniemiała patrzyła jak blondynka klęczy przed prezesem opartym o biurko i połyka jego fallusa głośno jęcząc. "O tak Beatko... tak... lubisz ssać tego chuja?" pomarszczona ręka "Pyszczka" pojawiła się w kadrze i pogłaskała "Beatkę" po policzku. Młoda dziewczyna wypluła penisa z ust i zaczęła go masować z uśmiechem na ustach "Uwielbiam!" powiedziała z nie udawaną euforią. Na potwierdzenie swych słów znów zaczęła go ssać szybkimi, urwanymi ruchami, majtając swoimi włosami na wszystkie strony, nie odrywając oczu od kamery. "Taaaak, bardzo dobrze, tak! Ćwicz się na mnie mała, ćwicz! Jak będziesz umiała obciągnąć takiego chuja jak mojego, to poradzisz sobie z każdym!" Pyszczyński zabrał telefon z przed oczu Iwony i spauzował film w momencie, gdy dało się słyszeć śmiech dziewczyny.

"Skurwiel! Po prostu skurwiel! Ta dziewczyna ma ledwie dwadzieścia lat! Jak on mógł z nią to zrobić!" Przez krótką chwilę miała ochotę odgryźć mu lekko sflaczałego fiuta, ale powstrzymała się przed takim manewrem. Zdała sobie sprawę z tego że za chwilę jej koszmar zacznie się od nowa.

- To tylko taka mała próbka tego, co się tutaj wyprawia – powiedział do niej prezes – ale skoro teraz mam ciebie, to zobaczymy jak długo ta lalka utrzyma się na swoim stanowisku. Wstań – dodał odsuwając się od niej na krześle.

Iwona chwyciła się jedną ręką biurka i z syknięciem bólu wstała z kolan. Nie miała pojęcia jak długo klęczała i zaspokajała prezesa, modliła się w duchu aby udało się jej wytrzymać kolejne upokorzenia.

- Spódnica – wskazał jej palcem Pyszczyński masując swojego fiuta, który po paru ruchach odzyskał wigor.

Iwona spuszczając nisko głowę odpięła zamek z boku spódniczki i pozwoliła opaść jej na ziemię. Zacisnęła uda i przykryła dłońmi swoje łono osłonięte czarnymi, szerokimi majteczkami. Pyszczyński bez słowa przysunął się do niej, niecierpliwe odgarnął jej ręce na bok i gwałtownym ruchem zerwał jej majtki. Drgnęła, gdy poczuła jak materiał otarł jej uda. Pyszczyński zdjął jej majtki i szybko wrzucił je do szuflady zamykając ją z trzaskiem. Przez chwilę zastanowiła się, dlaczego to zrobił ale do rzeczywistości powróciła w momencie w którym prezes oparł ją o biurko i rozchylił jej nogi. Mruknął z uznaniem patrząc na jej zadbaną cipkę. Stojąc tak przed nim, naga i wystawiona na jego kolejny ruch poczuła, jak upada kolejny bastion jej godności. Bez protestu patrzyła jak wyciąga telefon i robi jej zdjęcia od pasa w dół.

- Na pamiątkę – powiedział do niej chowając telefon do kieszeni marynarki i zbliżając się do niej.

Instynktownie starała się odsunąć od tego dziada mocniej opierając się biodrami o biurko, ale było za późno – Pyszczyński splunął na palce i wepchnął je w cipkę Iwony, przebierając nimi szybko.

- Mmmmmm....achhh! – wyjęczała kobieta czując w sobie kościste paluchy starca

- Będziesz krzyczeć? – spytał ją figlarnie Pyszczyński nie przerywając ostrej palcówki – a co będzie jak ta gówniara cię usłyszy? I rozpowie wszystkim wokół? – zaśmiał się chrapliwie, wyciągnął palce z Iwony, splunął na nie ponownie i wepchnął je z powrotem w to samo miejsce. Iwona odrzuciła głowę do tyłu mocno zaciskając wargi. Miał rację, nikt nie może się dowiedzieć, co się tutaj dzieje, nikt!

- To jak, będziesz krzyczeć? – spytał ją ponownie i nie czekając na odpowiedź przyśpieszył ruchy palców

- Mmmmmm!!! Nieeee...! – wyjęczała czując narastający ból

- Na peeeeeeeeewno? – przekomarzał się posuwając ją palcami w rytm swoich słów

- Ach! Błagam Pana! –

- No dobra, dobra, wystarczy – Pyszczyński zabrał rękę a Iwona zaczęła haustami chwytać powietrze. Czuła, że robi się jej gorąco. To jeszcze nie koniec?!

Spełniając jej najczarniejszy scenariusz Pyszczyński wstał z krzesła i podszedł do niej. Pchnął tak mocno że wylądowała na blacie oparta na łokciach. To stanie się za chwilę! Co robić?

- A teraz nogi na pagony – uśmiechnął się rubasznie klepiąc ją swoim fallusem. Wkurzył się widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony – powiedziałem nogi na pagony, dziwko! Rób co mówię!

Nie wierząc w to co się dzieje Iwona uniosła nogi uginając je w kolanach. Pyszczyński szybko chwycił ją za kostki i zarzucił sobie jej nogi na ramiona. Nagłe szarpnięcie spowodowało że wylądowała na plecach uderzając głową w blat biurka. Przed oczami rozbłysła jej biała plama. Wolno obróciła głową w lewą i prawą stronę. Nie ustępujący strach i uderzenie w tył głowy sprawiło, że widziała wszystko w zwolnionym tempie.

- ...ądku? – doleciał do niej głos Pyszczyńskiego

Spojrzała na jego czujną twarz umieszczoną między jej nogami. A więc wciąż tu jest... zebrało się jej na płacz

- Słyszysz mnie? – spytał i tym razem usłyszała go wyraźnie.

Szok minął. Znów słyszała, widziała i co najgorsze – czuła to, co robi z nią szef. Biorąc głęboki oddech kiwnęła jedynie głową w jego stronę

- Już się bałem że mi odlecisz, a przecież jeszcze nie zaczęliśmy się bawić, co nie? – spytał ją retorycznie gładząc kutasem wejście do jej szparki napawając się dreszczem jej ciała – no to jazda – wymamrotał spluwając na swojego fallusa i wpychając go do środka

- Aaaaaaaaaaach! – jęknęła Iwona wyginając plecy w łuk i zakrywając twarz dłońmi. Intruz sforsował ostatnią barierę, docierając do wnętrza i niszcząc resztki tego, co wydawało się jej, że już nigdy nie odzyska - wraz z kolejnymi pchnięciami czuła, jak jej godność rozpada się w pył.

- Teraz na mnie patrz, dobrze! – pochwalił ją widząc że kładzie dłonie na biurku – ooo tak, w końcu jesteś posłuszna, nie? – pchnął mocno – pytałem Cię o coś! –

- Jestem posłuszna – wysapała a prezes roześmiał się cicho

Przez chwilę milczeli nie przerywając tego co robili. Pyszczyński sapał, rzęził ale nie przestawał posuwać leżącej pod nim kobiety. Co jakiś czas spluwał na swojego zaganiacza dbając w ten mało subtelny sposób o odpowiednie nawilżenie. Iwona pojękiwała raz za razem czując, jak kutas jej szefa penetruje jej najintymniejsze zakamarki. Ze zgrozą pomyślała, jak po czymś takim będzie w stanie kochać się ze swoim mężem?

- Jesteś mężatką, prawda? – wysapał Pyszczyński i wbił się mocno w jej cipkę

- Uuuuuhh! Tak... jestem mężatką –

- Ma takiego chuja jak mój?

Nie była w stanie odpowiedzieć. Poczuła żal do swojego oprawcy, że w takiej chwili każe myśleć jej o swoim ukochanym. Łzy (które już dzisiaj?) popłynęły jej po twarzy

- Nie, panie prezesie – odpowiedziała nie dbając o to, że głos jej drży – pan ma większego... -

Wypowiadając ostatnie zdanie odwróciła głowę i wybuchła stłumionym płaczem. Nie wzruszyło to Pyszczyńskiego który dalej posuwał ją na przemian wydobywając z jej gardła szloch i jęki. Upadła najniżej, jak tylko się dało. I dla czego? Dla pieprzonego apartamentu?! "Boże, jak mogłam być tak głupia!" W tym czasie Pyszczyński wyślizgnął się z niej i gwałtownym szarpnięciem obrócił Iwonę na brzuch. Stęknęła cicho i poczuła jak rozchyla jej nogi. Jęknęła, gdy poczuła mocne pchnięcie. I następne. I następne. I następne...

- Ooo tak, to jest dopiero jazda... czujesz mnie? – zapytał przyśpieszając

- Mmmmmmmaachhh! –

Iwona czuła jak jej spocone czoło ociera się o blat biurka w rytm pchnięć bioder jej gwałciciela. Świadomość tego że on robi nią sobie dobrze napawała ją obrzydzeniem. Poczuła jak Pyszczyński zaciska ręce na jej ramionach i zaczyna zapinać ją jeszcze mocniej. Starała się z całych sił nie jęczeć i nie krzyczeć ale szalejący w jej wnętrzu kutas niweczył jej wysiłki. Raz po raz wydawała z siebie rozdzierający, rozpaczliwy jęk słysząc jedynie śmiech "Pyszczka".

Po chwili, która wydawała się jej wiecznością, poczuła, jak z niej wychodzi. Było jej już obojętne, co się z nią dzieje, chciała mieć to już wszystko za sobą. Zgodziłaby się jeszcze raz mu obciągnąć, gdyby to oznaczało dla niej wolność. Łapiąc oddech po ostrej jeździe, którą dopiero co przeżyła nie miała siły zaoponować, gdy prezes rozchylił jej pośladki i natarł jej drugą dziurkę odpowiednią porcją siły.

- Nie... - powiedziała słabo unosząc się na łokciach i starając się odwrócić w jego stronę ale nie miała na to dość siły – proszę pana! Nie! –

Jęknęła, gdy poczuła główkę wsuwającą się jej odbyt. Aż tak chce ją upokorzyć? Poczuła nową porcję wilgoci pochodzącą z jego ust i kolejne centymetry, które w nią wsunął. Jęk bólu był tak głośny, że Pyszczynski szybkim ruchem zakrył jej usta nie przerywając tego, co jej robił. Chwyciła jego dłoń swoimi drążącymi palcami. Czuła zapach jego pomarszczonych, starczych palców. Pachniały... nią?!

- Rozluźnij się... rozluźnij... taaakk – docisnął biodra do jej pośladków i zamarł na chwilę. Wykonał parę głębokich pchnięć wywołując u niej kolejne jęki – taaaak....ale ty jesteś ciasna! W życiu tego nie robiłaś, czy co? – spytał i zaczął ją posuwać nie bacząc na brak jej odpowiedzi

Iwona leżała pod swoim szefem z zakrytymi ustami, podrygując w rytm jego ruchów. W jej głowie huczało od wspomnień, kiedy ostatni raz kochała się w ten sposób ze swoim dawnym chłopakiem – wtedy omdlewała z rozkoszy a teraz umierała z bólu. Na szczęście jej ciało zachowało tyle instynktu samozachowawczego, by same przerwać ten koszmar. Iwona z niezwykłą intensywnością poczuła, jak mięśnie jej tyłeczka zaciskają się na penetrującym go fallusie. Usłyszała jęk prezesa i modliła się w duchu, by jej tyłek zmiażdżył jego fiuta lecz niestety – wiązało się to też z niesamowicie silnym orgazmem który obwieszczał już pulsujący od dawna fallus.

Jęknęli oboje gdy pierwsza fala wytrysku strzeliła w jej wnętrze. Pyszczyński oddał się ekstazie a Iwona drgała z obrzydzenia gdy czuła, jak kolejne porcje nasienia wlewają się w jej tyłek. Drugi wytrysk... trzeci... każda salwa napełniała ją wstrętem na myśl o tym, że jeszcze długo będzie jej pamiętać o tym dniu. W końcu przestał. Pyszczyński oddychał głęboko wciąż tkwiąc w jej wnętrzu. Iwona błagała opatrzność, wręcz modliła się o to, by ten skurwiel padł teraz na zawał! Chciała patrzeć jak wije się w ostatnich spazmach, nienawidziła go z całej siły! Niestety, prezes uspokoił swój oddech i powoli wyciągnął lekko opadającego fallusa z jej rozjechanego tyłka. Klepnął ją na odchodne w wypięty pośladek. Iwona dźwignęła się na nogi. Koniec. To był jej koniec.

Czuła, jak nasienie jej szefa ulewa się z niej cieknąc po udach. Stróżki spermy paliły ją jak ciekłe żelazo. Pyszczyński widząc ją, jak stara się zacisnąć pośladki krzywiąc się z bólu roześmiał się i wyciągnął z biurka pudełko chusteczek higienicznych. Wyjął jedną, przetarł nią swojego penisa i pomiętą przekazał Iwonie. Ta bez słowa podtarła się czując nową falę bólu i upokorzenia. Wzięła podane mu przez prezesa majtki i zaczęła się ubierać nie patrząc mu w oczy. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce!

- Zasadniczo to plan był inny – powiedział patrząc na nią z zachwytem

- Tak? – spytała siląc się na najbardziej obojętny ton starając się mu pokazać, że to co tutaj zaszło, nie zrobiło na niej większego wrażenia

- Aha. Zamierzałem spuścić ci się do pyska, ale mnie załatwiłaś – powiedział parskając śmiechem a Iwona poczuła nową falę dreszczy na całym ciele. Nie potrafiła sobie wyobrazić czegoś takiego!

- Dobra, tak jak się umawialiśmy, dostajesz podwyżkę – 30%. Nie wiem jak to wytłumaczę radzie nadzorczej, ale chyba jakoś będę musiał, nie? – zaśmiał się – za tydzień jedziesz ze mną w delegację. Popracujesz jednocześnie nad swoją robotą i zrobisz całą robotę tej dziuni, którą zaraz zwolnię. Pamiętasz jeszcze jak to jest być zwykłą asystentką, co nie? – spytał patrząc na nią uważnie

- Tak, panie prezesie – odpowiedziała zapinając spódniczkę i garsonkę. Była gotowa do wyjścia – czy to już wszystko z Pana strony? – Widziała w jego oczach niepohamowaną wściekłość. Był przekonany, że będzie pokorna, uległa i zupełnie podporządkowana. Dobrze wiedziała, że to oznaczało między nimi wojnę.

- Wypierdalaj stąd. W podskokach

- Do widzenia, panie prezesie

Kierując się do wyjścia usłyszała jego słowa i śmiech, który rozbrzmiał zaraz po nich. Słowa, które towarzyszyły jej przez resztę życia, nawet gdy po latach udało się jej zmienić pracę

- I pomyśleć, że potrzebny był kryzys, bym mógł cię wydymać!

50,441
9.67/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.67/10 (38 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (16)

Tisamon · 9 maja 2013

0
0
Zacne

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Gość · 9 maja 2013

0
0
Większość autorów DE przeniosła się na najlepszaerotyka.blogspot.com

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Paulina · 9 maja 2013

0
0
Doprawdy, bardzo, bardzo dobre. Lubię wszelkie opowiadania typu szef-pracownica, bądź biurowe związki międzyludzkie a zabawa z czasem akcji jest świetnym urozmaiceniem. Fantastycznie, z pewnością zaczekam na więcej.

PS. Z błędów doszukałam się jedynie kilkukrotnej zmiany nazwiska szanownego Pana Prezesa.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

GreatLover · Autor · 9 maja 2013

0
0
Ja sam zauważyłem literówkę i masę powtórzeń 🙂 tak to jest, jak się ma ubogie słownictwo 😛

Dalszych epizodów "Kryzysu" nie będzie - to jedynie mój debiut na Pokątnych.

Wiem, że wyjadacze z DE przenieśli się na NE - byłem, widziałem i nie spodobało mi się. DobraErotyka była lepsza, dlaczego została zamknięta? Ktoś wie?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

viesna · 9 maja 2013

0
0
Też lubiłam DE. Było na koniec tam takie śmieszne opowiadanie, które chyba było jakąś formą przepowiedni 😉
Co do tego opowiadania.. w zasadzie ok. ale ta scenka z analem to taka nierealna. Ten rodzaj jest trudny nawet przy współpracy a przy oporze - wprost niemożliwy.. Poza tym niby inteligentna kobieta a nie potrafi nagrać prymitywa by potem go oskarżyć o molestowanie?.. Mając czas na przygotowanie się i przekalkulowanie możliwości? To się kupy nie trzyma.. Pomysł nie był zły ale słabe dopracowanie.. i za dużo dłużyzn, które nic nie wnosiły.. np. to o mężu..

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

karol · 9 maja 2013

0
0
No właśnie, co się stało z DE?
I co to jest to kiepskie NE? Dlaczego DE jest / było lepsze? Krótko byłem na DE by mieć porównanie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

GreatLover · Autor · 9 maja 2013

0
0
Cześć Viesna dzięki za wskazówki.

W momencie gdy Iwona dzwoni do "Pyszczka" by dać mu odpowiedź nagrywa go z zamiarem zebrania dowodu, ale rozmowa toczy się nie po jej myśli. A poza tym uznałem za oczywiste, że i tak przyjmie jego propozycję, bo wizja bezrobocia i niespłaconych rat motywowała ją, by posadę obronić nie swoimi kompetencjami tylko... :|

A co do sceny z seksem analnym to po prostu chciałem pokazać jakie zwyrole chodzą po świecie i do czego są zdolni, gdy jest ktoś, na kim mogą się wyżyć. Przykre, ale prawdziwe. Poza tym Iwona była w patowej sytuacji - musiała zgodzić się na wszystko by nie stracić posady.

Tak jak mówiłem, to moje pierwsze opowiadanie 🙂 niech śmiga po portalu do czasu aż znów wena mnie nie kopnie i nie zmontuję czegoś nowego. Pozdro

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

viesna · 9 maja 2013

0
0
Hmm.. Przepraszam ale właśnie wychodzi z ciebie facet, który myśli że kobieta nad uczucia do męża i samej siebie przedłoży troskę o dobra materialne.. gdyby poddała się chwili - ok.. ale jeśli dajesz jej czas na przemyślenie i ona robi co opisałeś to jest k..ą a nie szanującą się kobietą, bo na pewno nie robi tego z miłości.. Cholera.. chyba za poważnie to analizuję 😉 Wybacz🙂 Zostaję przy swoim.. dobry zamysł ale..

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

GreatLover · Autor · 9 maja 2013

0
0
W moje myśli proszę nie wnikać, zwłaszcza jeśli dochodzi się do błędnych wniosków 😛 Próbowałem stworzyć portret współczesnej kobiety, która swoim zaparciem, hartem ducha i wyrzeczeniami dostała się na sam szczyt, na którym spotkała złego człowieka, który mógł ją z łatwością z niego strącić... o ile czegoś dla niego nie zrobi. Kto wie, czy historie które tutaj opisałem nie zdarzyły się naprawdę - w niektórych sytuacjach ludziom odbija szajba - zwłaszcza jeśli mają świadomość pełnej władzy nad drugim człowiekiem.

Dzięki za odzew i za kolejne rady, będę je mieć na uwadze w przyszłości 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

coldwell · 10 maja 2013

0
0
Pierwsza część opowiadania , nie przypadła mi do gustu lecz druga zdecydowanie tak. Trafiłeś w 10 , mam nadzieje na kolejne Twoje opowiadania. 10/10

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Judyta · 15 maja 2013

0
0
Znalazłam małą nieścisłość w II części.
"Pyszczyński bez słowa przysunął się do niej, niecierpliwe odgarnął jej ręce na bok i gwałtownym ruchem zerwał jej majtki. Drgnęła, gdy poczuła jak materiał otarł jej uda. Pyszczyński zdjął jej majtki i szybko wrzucił je do szuflady zamykając ją z trzaskiem."
To w końcu zerwał czy zdjął? 😉

Lekko uraziło mnie stereotypowe potraktowanie szefa: duży, śmierdzący penis, 'świńskie oczka'.

Ale w ogólnym czytaniu pominęłam to wszystko. Kunszt pisarski i ogół jest doskonały.
Tylko nie osiądź na laurach. 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

GreatLover · Autor · 15 maja 2013

0
0
Postaram się pamiętać o takich szczegółach przy kolejnych opowiadaniach. Szefa zrobiłem obleśnego, bo inspirował mnie jeden z działaczy PZPNu 🙂 Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Boorish · 14 lipca 2013

0
0
GL, jestes w szale tworzenia, ze nic nie dodajesz? ;> moim zdaniem, II czesc kryzysu to jedno z lepszych opowiadan tu. dlatego pytam, kiedy moge sie spodziewac czegos nowego? czekam baaardzo niecierpliwie :--)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Olo · 29 grudnia 2013

0
0
Zarąbiste! Czekam na akcję delegację!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

GreatLover · Autor · 29 grudnia 2013

0
0
To się chyba nie doczekasz 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

konto usunięte · 3 września 2015

0
0
Nie mógłbyś dopisać drugiej części?
Coś o tym, jak ona mu odpłaca i wkręca go w jakąś aferę?
W ramach zemsty.
Później mógłby robić za stróża jej apartamentowca 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.