Współczesna Małgorzata

9 października 2013

8 min

Wzorowane na powieści "Mistrz i Małgorzata".

- Wszystkiego najlepszego i widzimy się po świętach! - zawołała wychowawczyni w stronę wybiegającej klasy. Tylko ja zatrzymałam się, żeby odpowiedzieć na pożegnanie. Nie byłam tym jednak zdziwiona. Większość ludzi z mojej klasy dojeżdżała z pobliskiej wioski, a autobusy, jak wiadomo nie czekają na spóźnialskich. Do tego dopchanie się do okienka szatni po swoją kurtkę i zimowe buty graniczyło z cudem. Gdy wychodziłam ze szkoły było już ciemno. Cóż, urok zimowej pory; odrobina nieco brejowatego śniegu i ciemności. Mimo tego, lubiłam samotnie wracać do domu. Miałam czas, aby uporządkować mijający dzień i zaplanować kolejny. W okolicach godziny szóstej wieczornej, większość ludzi siedzi w domach, toteż zdziwiłam się gdy usłyszałam za sobą lekko ochrypły, ale przyjemny dla ucha głos:

- Cóż tak piękna, młoda dama, robi w tej okolicy w taki wieczór jak dzisiejszy?

Szybko zdusiłam okrzyk strachu i odpowiadając, spojrzałam przez ramię;

- To zależy; Kto pyta?

W ciemności dostrzegłam zarys ciemnego płaszcza oraz... cylindra i białych rękawiczek.

Czyżby gdzieś w okolicy nagrywali film? - zastanawiałam się. Tymczasem, nieznajomy widząc moje zainteresowanie, przyspieszył nieco kroku, tak, żebyśmy mogli iść obok siebie i skłonił mi się, uchylając cylindra.

- Wybaczy panienka ten nietakt z mojej strony. Moje imię jest skomplikowane, ale przyjaciele mówią mi Woland.

Woland... znałam to imię. Szybko obróciłam kilka trybików w mózgu i przyjrzałam się dokładniej nieznajomemu, gdy mijaliśmy latarnię i dostrzegłam to, co chciałam zobaczyć. Mój nieznajomy - Woland, miał jedno oko złocisto-zielone i jedno całkiem czarne. Albo to niezwykły zbieg okoliczności albo stoi przede mną sam diabeł, messer Woland, znany szerszej publiczności z książki "Mistrz i Małgorzata". Wyrwałam się z zamyślenia, gdy usłyszałam kolejne pytanie.

- Poznała panienka me imię i nadal nie chce mi powiedzieć, co robi sama w tej okolicy?

- O, nie, nie. To nie tak - tłumaczyłam się. - Tylko, że to co powiem, nie jest ciekawe. Wracam do domu po szkole.

- Doprawdy? - Zdziwił się uprzejmie mój towarzysz. - Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy pilno panience do domu? Czy ktoś na panienkę czeka?

Milczałam. Dziadkowie woleli spędzić święta w sanatorium, tata z delegacji wróci dopiero jutro wieczorem, a mama nie wróci przed północą, bo opija awans z koleżankami z pracy. Od tygodnia szykowała się na tę imprezę. A ja? Ja miałam pilnować domu, gdy nikogo nie będzie. Nie śpieszyło mi się specjalnie.

- Po milczeniu, wnioskuję, że nie. Wobec tego proponuję pani w ten mroźny wieczór herbatę. Mieszkam niedaleko.

Herbata brzmiała nieźle, zwłaszcza, że wieczorami temperatura szybko spada. Bez wahania zgodziłam się więc pójść do Wolanda.

Na schodach prawie się wywróciłam. Gdyby nie dobry refleks Wolanda z pewnością nabiłabym sobie niezłego siniaka.

- Musi panienka bardziej uważać - uśmiechnął się i do samych drzwi prowadził mnie pod rękę. Puścił mnie tylko na chwilę, a i to, w celu przepuszczenia mnie w drzwiach. A mówią, że nie ma już dżentelmenów na tym świecie. W przedpokoju pozbyliśmy się kurtki i płaszcza. Woland zaprosił mnie do kuchni. Po drodze zamykał drzwi do niektórych pokojów. Obejrzał się gdy wyczuł, że na niego patrzę. Uśmiechnął się.

- Widzisz panienko, nie tylko ty zostałaś sama w przeddzień świąt. Problem w tym, że te dwa huncwoty: Korowiow i Behemot, zostawili po sobie straszny bałagan. Ale oto kuchnia! Proszę, usiąść, proszę.

Usiadłam na jednej z poduszek leżących przy niskim stoliku. W tym czasie gospodarz kręcił się przy aneksie kuchennym.

- Obawiam się, że nie posiadam herbaty - powiedział z cieniem zakłopotania w głosie. - Co powie panienka na kawę z kardamonem? Wiem, że to znany afrodyzjak, ale to chyba jedyne, czym na obecną chwilę dysponuję.

- Może być kawa, nie ma problemu, naprawdę.

Wkrótce napój był gotowy. Piliśmy go w milczeniu. Ciepła kawa i domowa atmosfera wpłynęła na mnie kojąco. Rozluźniłam spięte po całym dniu mięśnie i odstawiłam pusty kubek. Nie zauważyłam kiedy Woland zdążył się do mnie przysunąć. Jedną rękę położył na moich plecach, a drugą masował udo. Zaczął całować moją szyję.

- Ależ... - zaprotestowałam nieśmiało.

- Ależ, messer - podpowiedział mi między pocałunkami, niczym sufler w teatrze. Jego dłonie błądziły teraz po całym moim ciele.

- Ależ, messer - powtórzyłam i dodałam. - Ubrania będą nam przeszkadzać.

Zdziwiłam się swoimi słowami, lecz Woland, uśmiechnął się tak, jakby właśnie takich słów się spodziewał. Powoli zdjął swoją białą koszulę, później czarne spodnie. Następnie pomógł mi ściągnąć czerwony sweter i zdjąć wytarte dżinsy. Przez chwilę napawał się widokiem moich piersi w koronkowym, różowym staniku, a gdy ta chwila minęła, delikatnie go zdjął. Jego dłonie i pocałunki znowu błądziły po moim ciele. Ja również zaczęłam dotykać jego ramion, mięśni brzucha oraz ud. Odgarnęłam mu włosy z czoła. Nigdy nie sądziłam, że gra wstępna może dać tyle przyjemności. Wtedy Woland dotknął dwoma palcami moich majtek. Zrobiło mi się gorąco. Pocierał lekko materiał, ale w pewnym momencie przestał i zdjął moje, a także swoje majtki. Poczułam, że się rumienię. Oto stał przede mną mężczyzna, z największą męskością, jaką w życiu widziałam. Messer kazał mi przed nim klęknąć i wziąć swojego penisa w obie dłonie. Tak też zrobiłam. Nie musiał wydawać więcej instrukcji. Moje ciało instynktownie wiedziało, co robić. Pocierałam, lizałam, ściskałam, aż w końcu włożyłam do ust nabrzmiały (zapewne z podniecenia) narząd. Chwilę później me usta zalała lepka ciecz. Połknęłam wszystko i położyłam się na poduszkach. Woland położył się przede mną, tak, aby nasze twarze były bardzo blisko siebie, a jego męskość - naprzeciw mojej kobiecości. Przypomniałam sobie wtedy o najważniejszym.

- Messer, ja jestem dziewicą!

Pogładził mnie po policzku.

- Spokojnie, Małgorzato, wiem o tym.

Namiętnie mnie pocałował, jednocześnie szybko wchodząc we mnie i bez większego trudu przebijając błonę dziewiczą.

Z początku mnie bolało, ale do tego momentu Woland mnie całował, nie pozwalając, nawet jęknąć, ale gdy zaczęło sprawiać mi przyjemność, oderwał się od moich ust.

W trakcie tego seksu zmienialiśmy pozycje parę razy, więc gdy, niemal równocześnie przeżyliśmy potężny orgazm, byliśmy już nieźle spoceni. Oderwaliśmy się na parę minut od siebie, ale po chwili znowu przytuliliśmy i zmęczeni znaleźliśmy się w objęciach nie tylko swoich, lecz także Morfeusza.

Po wybudzeniu zrobiłam szybki przegląd; Kim jestem? Gdzie jestem i dlaczego tak jak mnie stworzono, bez żadnych ubrań leżę na podłodze? Przypomniałam sobie poprzedni dzień. Szybko znalazłam swoje rzeczy, ubrałam się i spojrzałam na stojący na szafce zegarek. Wskazówki ustawiły się na siódemce.

Spędziłam tu całą noc? - pomyślałam.

- Nie - odpowiedział mi na niewypowiedziane pytanie Woland, niespodziewanie stając za moimi plecami. - To wciąż ten sam wieczór.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Uważam, że miły wieczór warto czasem przedłużyć. Byle nie za długo - zaśmiał się.

Zrozumiałam tę subtelną aluzję. Mimo wszystko, czułam się rozczarowana. Oddałam mu dziewictwo, a co dostałam w zamian? Kawę z kardamonem? Zwykle ceniłam się nieco wyżej. Mężczyzna, czy może diabeł złapał mnie za ramię i przytulił mówiąc:

- Chodź do mnie, dumna kobieto. Myślałaś, że puszczę cię, bez żadnej nagrody za to co mi ofiarowałaś? Czego pragniesz Małgorzato? Co mogę dla ciebie zrobić?

- Jest właściwie jedna sprawa messer...

- Zamieniam się w słuch.

Wypowiedziałam na głos swoje największe marzenie, a Woland zamyślił się.

- Nie będzie łatwo - powiedział w końcu. - Ale jest to możliwe do spełnienia. Potrzeba na to tylko trochę czasu. W dniu twych osiemnastych urodzin spełni się to, czego tak bardzo pragniesz.

- Dziękuję, messer - uścisnęłam go.

- Czy potrzebujesz pomocy w powrocie do domu?

- Dziękuję, ale lepiej żeby sąsiedzi nie mieli powodów do plotek.

- W takim razie sprowadzę cię tylko ze schodów, gdyż łatwo na nich o wypadek.

Jak powiedział tak zrobił. Za furtką odwróciłam się jeszcze i pomachałam na pożegnanie. W odpowiedzi uchylił cylindra dłonią w białej rękawiczce.

Później wielokrotnie przechodziłam obok tego domu, ale już nigdy nie spotkałam Wolanda. Pozostało mi po nim tylko wspomnienie o smaku kawy z kardamonem i obietnica spełnienia mego największego marzenia w dniu osiemnastych urodzin. Mam tylko nadzieję, że mnie nie okłamał.

19,699
7.09/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.09/10 (25 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (2)

MarySue · 9 października 2013

0
0
niby miłe i przyjemne... Ale jak można było tak spieprzyć taki cudowny, niemoralny i zmysłowy temat jak Woland? Zero klimatu, do Bułhakowa kochaniutka to ci daleko. Ale piszesz całkiem poprawnie, i generalnie czyta się przyjemnie...Może by następnym razem głębiej wgryźc się w pierwowzór literacki?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Szydercia · 10 października 2013

0
0
Oj oj oj... krótkie, nijakie. Po tytule spodziewałam sie czegos lepszego. Straszny zawód.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Opowiadania o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.