Ciasna

18 grudnia 2025

16 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Na imię mi Aniela, a przeżyłam już czterdzieści dwie wiosny. Na co dzień pomagam mężowi w prowadzeniu gospodarstwa rolnego, który dodatkowo pracuje na etacie. Lwią część mojego czasu wypełniają czynności domowe, w których wspierają mnie moje szkraby, a przynajmniej te starsze. Wydałam ich na świat aż sześcioro, dzięki czemu czuję się spełniona jako kobieta, choć jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa.

Muszę przyznać, że nigdy nie miałam przyjaciół poza moją rodziną tudzież samą sobą. Już od najmłodszych lat akceptowałam w sobie dosłownie wszystko i nigdy nie miałam do siebie o cokolwiek pretensji. Nienawidziłam tego całego gadania o pracy nad sobą, a tym bardziej idiotycznej koncepcji samorozwoju.

Nigdy nie rozumiałam koleżanek, które przejmowały się swoim wyglądem. Narzekały na to, że są za grube albo za chude, albo mają za mały biust. Znalazły się nawet takie idiotki, które skarżyły się, że jest zbyt duży. Mówiłam im wtedy, że magiczna likwidacja mankamentów urody nie może odmienić całego życia.

Staram się żyć spontanicznie, bez jakiegoś szczegółowego planu ani zbędnych refleksji. Oczywiste jest, że nie sposób uniknąć pewnych obowiązków, natomiast jakiegokolwiek dodatkowego obciążenia unikam jak ognia. W ogóle nie chciałabym chodzić do pracy i mam nadzieję, że uda mi się przed tym uchronić.

Na szczęście wyszłam za mąż za zaradnego mężczyznę, dla którego priorytetem jest godziwe utrzymanie rodziny. Naturalną koleją rzeczy obdarzyłam go licznym potomstwem. Ucieszyłam się na wieść, że przyznano emeryturę kobietom, które wydały na świat przynajmniej czworo dzieci.

Niestety, moje lata świetności minęły, a wielokrotne macierzyństwo zabrało mi atrakcyjność seksualną. Piersi nieco obwisły, brzuszek nie był już taki płaski, a pupa straciła swoją jędrność. Cipka przypominająca niegdyś ucho igły zamieniła się w studnię. Pokaźny instrument małżonka przyjmowałam bez żadnego oporu. Z czasem rutyna małżeńskiego łoża sprawiła, że podczas stosunku przeglądałam sobie telefon, a czasami nawet rozmawiałam z jedną czy drugą psiapsiółką. Moja broszka była tak luźna, że nawet niepełna erekcja wystarczyła do odbycia stosunku. Leżąc na boku i przyjmując rytmiczne pchnięcia zbyszkowego prącia przeglądałam sobie facebook. Połączenie obowiązków małżeńskich wraz z działalnością rekreacyjno-rozrywkową doprowadzało niekiedy do zabawnych sytuacji. Na przykład pewnego razu napisał do mnie zupełnie obcy mężczyzna, pytając, co aktualnie porabiam. Odpisałam zgodnie z prawdą:

– Daję mężowi.

– Naprawdę?! Jak to??!!

– No normalnie, leżę na boku, on mnie posuwa, a ja sobie piszę na Facebooku z tobą.

– Niesamowite, opowiadaj!

– Co mam ci zdawać relacje?

– No mów do mnie jak cię bzyka – łatwo było wyczuć, że ów niespodziewany rozmówca jest napalony, więc najpewniej oddaje się praktykom Onana.

– No normalnie, wsadza mi w cipę. Niedługo pewnie się spuści.

– I pozwala ci pisać w takiej sytuacji??!!

– Sama sobie pozwalam.

– A nie czyta tego, co teraz piszemy?

– Tak, spróbowałby.

– Jak to możliwe??!!

– O właśnie dochodzi, ale teraz przyśpieszył.

– Weź, mi wyślij zdjęcie cipki po stosunku.

– Cipki, he he. Cipka to już była dawno temu. Po sześciu porodach to już raczej wiadro.

– No weź, wyślij. Proszę.

– Dobra, ale musisz poczekać. 

Mąż po osiągnięciu orgazmu zwrócił mi uwagę:

– Mogłabyś, chociaż na chwilę odłożyć telefon.

– Oj tam. Zaraz będę się zajmować dzieciakami, to już w ogóle nie będę mogła z nikim pisać. Tylko teraz mam czas.

Następnie poszłam do łazienki. Przed oddaniem moczu skwapliwie zrobiłam zdjęcie pochwy, z której wypływał życiodajny nektar ślubnego. Wysłałam nieznajomemu z dopiskiem: „Miłego trzepaka :)”.

Od tej pory ów internetowy znajomy prosił mnie o następne nieprzyzwoite zdjęcia, a ja raz po raz spełniałam jego prośby. Oprócz tego pytał mnie o życie, a ja zawsze odpowiadałam, choć niekiedy z opóźnieniem zależnie od natłoku domowych obowiązków. Nie traktowałam tego poważnie ani tym bardziej nie miałam w planie spotkania w realu. Był raczej pewnym dopełnieniem mojego życia mile zaspokajającym potrzebę atencji. Wysyłanie mu nagich zdjęć stało się dla mnie podniecające. Z czasem zaczęłam go nimi uszczęśliwiać sama z siebie. Dzięki temu czułam się uwielbiana, co mile łechtało moją próżność. Nie chciałam kończyć relacji, a jednocześnie wolałam ograniczyć ją do wirtualnej rzeczywistości.

Marian zaczął domagać się ode mnie coraz to śmielszych zachowań. Doszło wręcz do tego, że nagrywałam kolejny filmik, jak dogadzam sobie sama, a jemu nadal nie było dosyć. Zapragnęłam dać mu jeszcze więcej, jednak nagranie małżeńskiego seksu byłoby raczej problematyczne. Nie wiadomo przecież, jak miałabym to uzasadnić Zbyszkowi. Musiałabym opowiedzieć mu o mojej internetowej znajomości, a to z pewnością nie byłby dobry pomysł.

Eskalacja seksualnych perwersji online następowała. Zdjęcia cipki wypełnionej dezodorantem albo butelką po coli stały się codziennością, niekiedy kłopotliwą, albowiem musiałam w tym celu specjalnie zamykać się w łazience z dildo i telefonem. Natomiast dla mojego internetowego wielbiciela pojemność mojej pochwy stała się niemal obsesją. Myślał o niej bezustannie, masturbując się kilka razy dziennie. Korespondencja z bezwstydnie „matką – Polką” stała się jego skrywanym uzależnieniem. Fantazja mężczyzny nie ograniczała się li tylko do seksu ze mną. Często wyobrażałam sobie, że jest moim sługą, paziem, a zarazem widzem seksualnych orgii, w których oddaję się na zmianę kilku hojnie obdarzonym samcom, po którym następuje intensywny fisting aż do utraty tchu. On posłusznie trzyma mnie za rękę, jakby chciał mnie wesprzeć, zjednoczyć się ze mną w moim rozkosznym cierpieniu, a po wszystkim tuli mnie do siebie wyrażając przy tym najszczersze słowa miłości i uwielbienia.

Sytuacja materialna naszej rodziny skłoniła męża do wyjazdu za granicę na pół roku. Nadarzyła się akurat okazja podreperowania domowego budżetu, a „saksy” zorganizowane zostały przez przedsiębiorstwo, w którym małżonek pracował. Pod jego nieobecność gospodarstwem zajmowali się najstarsi synowie.

Już sama myśl o pozostaniu w domu samej z dziećmi powodowała u mnie ekscytację na pograniczu podniecenia. Dobrze wiedziałam, że w czasie nieobecności męża internetowe zabawy będą znacznie łatwiejsze. Ponadto w moim umyśle pojawiały się coraz to nowe możliwości przekraczania barier.

Jakoś dwa tygodnie przed jego wyjazdem zobaczyłam reklamę portalu „datezone”. Kliknęłam bez głębszego przekonania, jednak to, co zobaczyłam na tej stronie, wprawiło mnie w zdumienie. Od pierwszej chwili byłam już pewna, że nie może mnie tam zabraknąć. Niezwłocznie powiadomiłam o tym Mariana. Jak można się było spodziewać, zareagował entuzjastycznym podnieceniem. Od razu zadeklarował gotowość do pomocy w założeniu profilu. Co więcej, nie mógł nadążyć z ogromem pomysłów, które rodziły się w jego umyśle, zatem moja obecność na tym portalu stała się przesądzona.

Już po kilku dniach ten erotyczny serwis został wzbogacony o mój profil. Zamieszczone zdjęcia nie pozwalały rozpoznać twarzy, za to przekraczały wszelkie granice perwersji i wyuzdania. Bezwstydnie obnażały wszelkie mankamenty atrakcyjności fizycznej. Pochwa dumnie prezentowała, jak wielkie przedmioty jest w stanie zmieścić, zaś treść anonsu przedstawiała się następująco: „Nie ma na świecie kutasa, któremu nie dałabym rady. Nawet największe monstrum przyjmę bez najmniejszego jęknięcia. Przekonasz mnie, że się mylę? Tylko panowie 20+ (nie chodzi o wiek :) )”. 

Na odpowiedzi mężnych śmiałków nie trzeba było długo czekać. Skrzynka została ekspresowo zapełniona wiadomościami. Nie byłam w stanie przeczytać tego wszystkiego. Musiałam ograniczyć się do ich szybkiego przesortowania bez nadmiernej analizy. Wszak funkcja strażniczki domowego ogniska to nie spacerek ani bułka z masłem. W końcu jednak udało mi się znaleźć odpowiedniego zawodnika.

Marcin, dwudziestopięcioletni młodzian O cynicznym spojrzeniu odznaczał się szczupłą, muskularną sylwetką, a zarazem potężnym przyrodzeniem. Okazał się wulgarny w swojej szczerości, pisząc do mnie takie oto słowa: „Chociaż masz cipę jak wiadro, jestem w stanie tak cię pieprzyć, że aż ci ją rozpruję. Niejedną już rozwaliłem, a teraz czas na ciebie.” Przeczytanie tego tekstu wprawiło mnie w ekstremalne podniecenie. Musiałam, po prostu musiałam jak najszybciej sobie dogodzić, wypełniając pochwę butelką po fancie oraz intensywnie pocierając łechtaczkę, która swoją wielkością dorównywała już prawie małemu penisowi.

Zgodnie z wzajemnym oczekiwaniem, szybko umówiłam się z nim na spotkanie. Oczywiście na bieżąco informowałam o wszystkim Mariana, któremu obiecałam nagranie z naszej randki. Powiedziałam Marcinowi, żeby przyjechał po godzinie dwudziestej trzeciej, jak już wszystkie moje dzieci będą w swoich łóżkach. Wcześniej przygotowałam na strychu posłanie, a także zadbałam o odpowiednie ustawienie kamer.

W dniu, w którym miał do mnie przyjechać, odczuwałam niesamowitą ekscytację połączoną z lekkim zdenerwowaniem. Wszak była to dla mnie nowa, nietypowa sytuacja, w której nigdy wcześniej się nie znalazłam.

Około godziny dwudziestej drugiej położyłam dzieciaki, po czym wyszłam z domu w oczekiwaniu na mojego nocnego gościa. Nie musiałam długo czekać. Już wkrótce oślepił mnie błysk reflektorów. Kierowca zaparkował na poboczu, a następnie wyszedł z samochodu.

Podszedł do mnie i bez słowa złapał mnie boleśnie w kroku, a jednocześnie wepchnął język do moich ust, zapowiadający, co się dalej wydarzy. Nie stawiałam oporu, lecz trzymałam go za ramiona, demonstrując mu w ten sposób swoją uległość. Udaliśmy się na strych. Cały czas ściskał i ugniatał moje kobiece skarby, niestety już mocno przechodzone. W ten sposób pokazał, kto jest suką, a kto treserem.

W końcu znaleźliśmy się na strychu. Poprosiłam, tylko żeby dał mi troszkę czasu na włączenie kamer i połączenie online z Marianem. Dopiero wtedy rozpętała się burza chuci i brutalności.

​​​​​​ Silne uderzenie otwartą ręką w twarz uświadomiło mi, że będę musiała wytrzymać naprawdę wiele. Dosłownie wyżywał się na mnie, zadając mi przy tym jak najwięcej bólu. Brutalne ściskanie piersi i pośladków sprawiło, że do moich oczu napłynęły łzy, choć powstrzymałam się przed szlochem. Nigdy wcześniej nie zaznałam głębokiego gardła w tak drastycznym wykonaniu. Byłam dla niego workiem na spermę, na pewno niczym więcej.

Po tej brutalnej grze wstępnej znalazłam się na posłaniu przeznaczonym do miłosnych igraszek. Młodzieniec wyjął zaganiacza i bezceremonialnie penetrował nim moje wnętrze. Przy głębokich zanurzeniach czułam, jak dobija do macicy. Wciskanie języka jak najgłębiej do moich ust nie miało wiele wspólnego z pocałunkami, za to na moje piersi i policzki spadały raz za razem ciężkie dłonie mojego dominatora. Piekący ból dawał o sobie znać.

Widok pokaźnego „kindybała” penetrującego moją szparę niesamowicie mnie podniecał, jednak nie czułam się jak kochanka. Raczej jak seksualny worek treningowy służący do zaspokajania żądzy w stylu BDSM. Rozpychanie waginy było po prostu oszałamiające, jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku poza głośniejszym westchnieniem. Nie spodziewałam się jeszcze, że najgorsze miało dopiero nadejść.

Siedziałam rozkraczona na wysokim posłaniu, a on stał przede mną, penetrując moją jaskinię rozkoszy, z której czerpał pełnymi garściami. W pewnym momencie odezwał się do mnie:

– Dobra szmato, teraz od tyłu.

Posłusznie się wypięłam, przyjmując w cipsko głębokie pchnięcia jego zaganiacza. Czułam, że jestem już coraz bliżej, chociaż ból powodowany mocnymi klapsami w dupę utrudniał koncentrację na osiągnięciu ekstazy. Okazał się naprawdę wytrzymałym zawodnikiem. Myślę, że mógłby nawet dorównać Rocco Siffredi, który był moim ulubionym aktorem porno, a w zasadzie jedynym. Filmy dla dorosłych oglądałam naprawdę rzadko, a jeśli już, to wyłącznie z Italian Stallion. Teraz miałam w sobie w pewnym sensie jego odpowiednik.

Nieoczekiwanie Marcin wyjął ze mnie swojego zaganiacza i bez żadnego uprzedzenia włożył dłoń w centrum mojej mocno wyeksploatowanej kobiecości. Wydawało mi się wtedy, że moja pochwa jest już maksymalnie wypełniona i rozciągnięta, jednak kiedy dołożył drugą rękę, dopiero zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Owszem, było to na swój sposób podniecające, lecz nie obyło się bez bólu i upokorzenia.

– Dobrze trafiłem. Lubię takie suki, co mają studnie między nogami.

Po kilku minutach takiej penetracji ręce Marcina opuściły moją grotę kupidyna, a wtedy ponownie zagościł tam jego ponadwymiarowy fallus. Myślałam wtedy, że ciąg dalszy naszych igraszek nie będzie już więcej odbiegał od normy. Nie wiedziałam jeszcze, że czeka mnie droga przez mękę.

Miecz męskości wyszedł z nieco obolałej pochwy, po czym jednym mocnym sztosem rozdziewiczył moją dziurę w dupie. Nigdy przenigdy nie zapomnę rozrywającego bólu, który wtedy odczułam. Utrata analnego dziewictwa okupiona została niewyobrażalnym cierpieniem. Darłam się jak oszalała, próbując wyswobodzić się z jego uścisku, lecz nie miałam szans. Moje biodra znajdowały się w żelaznym imadle dłoni mężczyzny, który nic sobie nie robił z mojej dramatycznej reakcji. Rżnął moją odbytnicę miarowymi sztosami, zagłębiając się za każdym razem po same jaja. Pragnęłam jak najszybszego zakończenia tego bolesnego stosunku. W ogóle żałowałam, że się na to zgodziłam. Gdybym tylko mogła cofnąć się w czasie, nie dopuściłabym do takiej sytuacji. Płakałam, lecz najwyraźniej jego sadystyczna psychika karmiła się moim cierpieniem. Teraz z perspektywy czasu już wiem, że nie chodziło mu o samo zbliżenie, lecz o poczucie całkowitej, seksualnej dominacji, zgnojenie swojej ofiary, którą właśnie się stałam. Poczułam się maksymalnie poniżona i sponiewierana. Wiedziałam już, że to mój ostatni „seksces”. Od teraz będą grzeczną i pokorną żoną czekającą na mojego ukochanego. Ekstremalny ból spowodował wyrzuty sumienia, a zarazem uświadomił mi, że moje miejsce jest przy mężu i dzieciach. Z ulgą przyjęłam ostatnie pchnięcia, które zdawały się rozrywać mój nieszczęsny anus. Szczęśliwie męski drąg opuścił moją komnatę tajemnic, która nie stała się workiem na spermę zalewającą moje plecy. Od razu potem zwinęłam się w kulkę i próbowałam się uspokoić. Tymczasem seksualny oprawca nie szczędził mi poniżenia na poziomie werbalnym. Nie pomnę już tych wszystkich określeń, którymi mnie obdarzył. Zostałam nazwana chodzącym dodatkiem do cipy, rozwaloną dziurą, zlewem na nasienie, zerżniętą dziurą w dupie. Ból, jaki mi zadał, nie stanowił wyłącznie katalizatora jego orgazmu, lecz także zaspokoił jego potrzebę zdeptania kobiety poprzez zadawanie cierpienia. Ostatkiem sił wstałam, żeby odprowadzić go do drzwi. Wiedziałam, że to pierwszy i ostatni skok w bok.

To było moje katharsis, dzięki któremu zakończyłam moją znajomość z Mariuszem, której ostatnim akcentem było nadesłanie tak bardzo oczekiwanego przez niego filmu nakręconego na strychu, mimo że oglądał go na żywo.

Bezpośrednio po tym przykrym, lecz może potrzebnym zdarzeniu siedziałam w wannie pełnej gorącej wody po uprzednim przyjęciu leków przeciwbólowych. Szczęśliwie ból odbytu ustąpił, a jedynym następstwem były hemoroidy, z którymi zmagałam się przez kilka tygodni. Konsekwencje mogły być znacznie poważniejsze. Zszywania odbytu u chirurga nie dałoby się już wytłumaczyć. Gdyby mąż się o tym dowiedział, zapadłabym się ze wstydu pod ziemię albo błagałabym go na kolanach o przebaczenie. Sama już nie wiem…

Pragnęłam zaskoczyć go w najlepszy możliwy sposób. Dlatego też zdecydowałam się na zabieg zwężenia pochwy za pomocą metody HIFU, polegającej na wykorzystaniu ultradźwięków docierających do najgłębszych warstw tkanek, które wtedy ulegają obkurczeniu i regeneracji. Nie mogłam pozwolić sobie na waginoplastykę, której cena przekraczała siedem tysięcy złotych.

Idąc na zabieg, byłam przepełniona ekscytującym napięciem. Wszelkie niedogodności będące efektem ubocznym zabiegu nie były dla mnie istotne. Mentalnie traktowałam je nawet jako zasłużoną karę za popełnioną niegodziwość względem tego, który trzymał mój los w swoich rękach.

Okazało się, że ból był łagodny, a zabieg nie trwał zbyt długo. Obyło się bez najmniejszych powikłań i komplikacji, a okres rekonwalescencji był nader łagodny. Nie odczułam żadnych skutków ubocznych. Już po dwóch miesiącach lej po bombie zamienił się w ciaśniutkie oczko igły. To był mój pierwszy krok w udoskonaleniu samej siebie dla mojego ukochanego.

Jednak postanowiłam nie okazywać mu nadmiernej czułości aż do jego powrotu. Chciałam sprawić mu niespodziankę. Przez telefon, a także w wiadomościach wysyłanych za pośrednictwem komunikatora WhatsApp byłam co najwyżej umiarkowanie życzliwa. Nadmierna ekspresja uczuć mogłaby wzbudzić jego podejrzenia.

Po każdej rozłące (a nie było ich wiele), seks stanowił naturalną oczywistość, jednak tym razem pragnęłam dać mu taką rozkosz, jakiej nigdy w życiu nie zaznał. Dosyć długo zastanawiałam się jak go zaskoczyć, aż w końcu wymyśliłam.

Małżonek uwielbiał filmy produkcji Bollywood właśnie ze względu na aktorki tam występujące, toteż postanowiłam to wykorzystać. Założyłam indyjską suknię sari pożyczoną od siostry, która pracowała w teatrze. Do tego biżuteria w tym samym stylu – naszyjnik, bransoletki na dłoniach i stopach.

Przywitałam go w progu namiętnym pocałunkiem, a następnie poprosiłam do stołu. Widziałam zachwyt w jego oczach nad moim wymyślnym strojem. Nie mogliśmy jeszcze pozwolić sobie na amory ze względu na obecność potomstwa. Po posiłku poszedł się umyć. Czekałam na niego w sypialni. Przyszedł z tym swoim cudownym „kindybałem„ w pełnej gotowości bojowej. Objęłam jego ramiona i przemówiłam do niego najsłodszym głosem namiętnej kochanki:

– Kochanie, poczekaj na mnie jeszcze chwileczkę. I wiesz co, zgaś światło.

– A nie lepiej przy lampce?

– Zaufaj mi – po czym namiętnie pocałowałam go w szyję.

Nie chodziło mi wcale o ukrycie mojej niedoskonałej urody pod płaszczem ciemności. Wiedziałam, że pozbawiając go możliwości odbioru doznań seksualnych poprzez wzrok, nastąpi wyostrzone odbieranie rozkoszy przy pomocy pozostałych zmysłów. Innymi słowy, pragnęłam, żeby jak najsilniej odczuł ciasność mojej „nastoletniej” cipki, żeby maksymalnie skoncentrował się na doznaniach, jakie mu dostarcza.

Nie było żadnej gry wstępnej. Po prostu położyłam się na łóżku, a moje ciało pulsowało w spazmach rozkoszy. Zbyszek zdecydowanie usadowił się na mnie, jak przystało na napalonego samca. Próbował we mnie wejść, lecz w wyniku niezmiernie silnego podniecenia dostałam niekontrolowanych drgawek przypominających atak padaczki. W końcu przytrzymał moje biodra, a męski twardziel odnalazł drogę do mojej jaskini kobiecej norki.

Poczułam jak gruby, męski pulsujący krwią żywioł rozpycha moją niebiańską jaskinię rozkoszy do granic możliwości. To było dla mnie jakby ponowna utrata dziewictwa. Ból mieszał się z rozkoszą zupełnie jak przed laty.

Mąż wyraził uznanie dla mojej wąskiej pusi, co stanowiło dla mnie najcudowniejszy komplement, jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć.

– Ale masz ciasną cipkę.

– Dla ciebie taka ciaśniutka.

– Co z nią zrobiłaś?

– Mój damski sekret.

– Nie powiesz mi?

– Nie – odparłam, po czym obdarzyłam go namiętnym pocałunkiem.

Miecz męskości miarowo penetrował kwintesencję mojej kobiecości. Jęczałam cicho, acz subtelnie, co stanowiło afrodyzjak dorównujący jakościowo mojej ciasnej szparce. Przyjmując kolejne sztosy męskiego drąga, odczuwałam jego rozkosz, a nawet coś więcej. Delektował się moim wnętrzem, co uczyniło ten właśnie stosunek najlepszym w całym naszym życiu.

Wyszedł ze mnie i nawet nie musiał mówić, żebym się wypięła. Rozumieliśmy się bez słów. Wjechał z pełnym impetem, nie bawiąc się z moją myszką w jakieś tam subtelne delikatności. Mimo że rżnął mnie jak sukę, czułam, jak bardzo mnie pragnie i kocha. Zrozumiałam wtedy, że seks bez miłości jest niemal bezwartościowy, ponieważ sprawianie rozkoszy ukochanemu jest ważniejsze od ilości przeżywanych orgazmów. Przy głębokich, dynamicznych pchnięciach odczuwałam pewien bolesny dyskomfort, który nie byłby odczuwalny przed zabiegiem zwężenia pochwy. Jednak nie było to dla mnie istotne. Zależało mi tylko na tym, żeby znalazł się w siódmym niebie.

Trzecia, a zarazem ostatnia faza stosunku przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. On leżał na wznak, a ja galopowałam na nim. Właśnie w tej pozycji idealnie odczuwałam każdy centymetr pulsującego we mnie ukrwionego pala. Jęczał z rozkoszy, którą dostarczała mu moja mała, obciągając jego kutasa lepiej niż usta najlepszego lachociąga świata. Pragnął maksymalnie przedłużyć przyjemność tak samo, jak osiągnąć ekstazę spuszczając się do mojej idealnej pizdeczki. Konsekwentnie skakałam na nim, a każdy ruch moich bioder zbliżał nas do wspólnego orgazmu, który zamienił nasze ciała w niemożliwą do opisania symfonię rozkoszy. Nasze jęki i ciała splotły się ze sobą, tworząc ideał miłosnego sprzężenia, które chwilowo odebrało nam zmysły. Sperma wypełniła moją piczkę, eskalując moje doznania poprzez rozkoszne ciepełko. Cześć ukochanego znalazła się we mnie, co uczyniło mnie przeszczęśliwą. Nie potrafiłam wyrazić tego inaczej jak tylko poprzez namiętny pocałunek. Orgazm Zbyszka stał się moim spełnieniem w większym stopniu niż ekstaza, której doświadczyłam.

To nie był koniec naszych miłosnych igraszek tamtej pamiętnej nocy. Mąż zapragnął kochać się ze mną wzorem starożytnych Greków. Tutaj niestety odmówiłam, lecz myślę, że udało mi się to zrekompensować moim zaangażowaniem. Pewnie w przyszłości pozwolę mu posiąść sąsiadkę mojej waginy, lecz póki co złe wspomnienia jeszcze zbyt mocno tkwią w moim umyśle. Kocham go również za to, że nie nalegał ani tym bardziej nie próbował uczynić niczego wbrew mojej woli.

Dzięki temu, co zaszło, uświadomiłam sobie, jaką jestem szczęściarą dzięki mojemu cudownemu mężowi, którego wcześniej w pełni nie doceniałam. Teraz moje wnętrze zostało przepełnione potrzebą oddania mu się bez żadnych ograniczeń. Chciałam przychylić mu nieba pod każdym względem. To dla niego sprawiłam, że moja cipka stała się cudownie wąziutka, zupełnie jak przed laty. Zaczęłam się również gimnastykować celem zwiększenia mojej atrakcyjności fizycznej, choć nie było to lekkie, łatwe ani przyjemne.

Od czasu powrotu mojego „one and only”, zaczęłam sama z siebie inicjować zbliżenia, dając mu całą siebie. Nowy rozdział w naszym życiu opierał się głównie o docenianie siebie nawzajem zarówno w słowach, jak i czynach. Wzajemna miłość przysłonięta wcześniej przez szarość dnia codziennego rozkwitła na nowo. Dzięki temu mamy w sobie wsparcie w każdej dziedzinie. Cały blask mojego życia to zasługa Zbyszka, którego nie zamieniłabym na żadnego innego mężczyznę nawet za walizkę euro.

 

218
9/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9/10 (2 głosy oddane)

Komentarze (0)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.