Dwie sroki (II). Trudne rozmowy

13 czerwca 2016

19 min

- O kurwa!

Wybaczcie, że tak brzydko zaczynam, ale jesteśmy dorośli, więc jakoś to przeżyjemy. A ja właśnie tak zareagowałem, gdy Iga powiedziała mi:

- Adam, jestem w ciąży. To twoje dziecko. - Może nie były to najlepsze słowa, jakie mogłem wtedy powiedzieć, ale spróbujcie mnie zrozumieć. Gdy spada na ciebie jak grom z jasnego nieba piorunująca informacja, nikt nie wysila się na bycie poetą. Zacznijmy jednak od początku, a w zasadzie od momentu, w którym ostatnio skończyłem.

Mamy więc maj. Ciepły, piękny majowy dzień, naprawdę ciepły i słoneczny. Rzadko się takie dni zdarzają w lipcu, a co dopiero w maju. W takie dni, zwłaszcza gdy jest sobota, weekend, nikt przy zdrowych zmysłach nie siedzi w domu, tylko w parku, jeździ na rowerze albo przynajmniej spędza miło czas w ogródku jakiejś restauracji w centrum. Jako że miałem wieczorem pracować, piwkowanie ze znajomymi niestety odpadało; Magda też była akurat zajęta, więc wziąłem książkę i już miałem wychodzić, gdy dostałem SMS od Igi o treści: "Adam, spotkajmy się w Miejskiej. Musimy porozmawiać". Zdziwiła mnie nieco ta wiadomość, bo jednak z Igą zazwyczaj nie spotykaliśmy się w innych miejscach niż wydziałowy korytarz, gdzie toczyliśmy luźne rozmowy o wszystkim i niczym albo u mnie lub w jakiejś toalecie, gdzie też raczej niewiele rozmawialiśmy. A tutaj to ostatnie zdanie. Musimy porozmawiać. O czym? Coś się stało? Jednak kogoś znalazła i postanowiła zmienić typ naszej relacji na "przyjaźń bez dodatku"? Gdy umawialiśmy się na seks zawsze wystarczało "spotkajmy się", a teraz "musimy porozmawiać". Do głowy mi wtedy nawet nie przyszło, że może chodzić o ciążę, wszak zawsze się zabezpieczaliśmy, a dokładniej, to ja zawsze kupowałem prezerwatywy i gdy już byłem gotowy (a zawsze byłem, gdy już Iga stała nade mną naga) naciągałem ją na mój narząd. Przeklęty jeden procent ryzyka, he?

Pojawiłem się przed Miejską o umówionej godzinie. Słońce grzało, ludzie wesoło gaworzyli w ogródku popijając latte, frappe i inne kawopodobne wynalazki. Rozglądałem się między nimi, aż w końcu zauważyłem Igę siedzącą w środku kawiarni przy stoliku dla dwóch osób, zaraz przy szybie. Wszedłem i pocałowałem ją w policzek na powitanie. Ubrana w swój standardowy strój, czarne spodnie z jeansu lub z materiału, który bardzo skutecznie jeans imitował, białą koszulę, czarny kardigan oraz czarne półbuty, siedziała prosto ze złączonymi nogami jak posąg faraona albo grecka rzeźba i tylko błysk jej jasnych oczu sprawiał, że ten antyczny ideał ożywał; tym błyskiem informowała, że już niedługo te klasyczne pozy odejdą do lamusa, a zastąpi je patos, ekspresja, Grupa Laokoona.

Usiadłem naprzeciwko, a po chwili podeszła kelnerka. Iga wzięła kawę z mlekiem, ja - kawę czarną.

- Coś się stało? - Zapytałem z uśmiechem nie przeczuwając nadchodzącego. - Twój SMS był bardzo enigmatyczny, ale brzmiał trochę inaczej niż zazwyczaj... - I wtedy nastąpiło, już wam dobrze znane:

- Adam, jestem w ciąży. To twoje dziecko.

Wybuch. Poczułem mocny ścisk w sercu, żołądku i gardle i jedyne co wydukałem, to również wam już znane:

- O kurwa.

- Kawa czarna dla pana... proszę... - kelnerka wyrwała mnie z trwającego kilka sekund, a może i minutę odrętwienia. - ... kawa z mlekiem dla pani... Coś jeszcze podać?

- Na razie dziękujemy - uśmiechnąłem się jak najmilej umiałem, a w tym samym czasie powtarzałem sobie w myślach: "Ogarnij się, ogarnij się, wymyśl coś sensownego SZYBKO"! Ale nie pomagało. Popatrzyłem na Igę, siedzącą prosto, z nogami złączonymi, popatrzyłem w jej oczy i chyba po raz pierwszy nie wiedziałem co jej spojrzenie znaczy. Była to mieszanka tak różnych i tak sprzecznych uczuć. Kpiąca drwina i dobroduszna wesołość, oddalenie i tęsknota, ciepło i zimno, walka i kapitulacja, strach i pewność siebie. A to, to? Czy to żal? Czy dostrzegłem też żal? Czego żałujesz, Igo? Czy ty, czy twoje oczy to wszystko wyrażają, czy może tylko ja to wszystko nakładam na nie? Czy to twoje uczucia, czy tylko lustro?

Postarałem się przybrać jak najmilszą minę, ale jednak nie tak bezosobową jaką obdarzyłem kelnerkę i włożyłem wiele wysiłku, by mój głos zabrzmiał ciepło i spokojnie.

- To nic... - nie wyszło. Głos mi zachrypł jakbym co najmniej przed chwilą próbował przekrzyczeć morze mając kamienie w ustach. Odchrząknąłem. - To nic, przecież to nic takiego. Przecież wiesz, że cię nie wystawię w takim momencie i możesz na mnie liczyć...

- Adam - przerwała mi. - Nie rozumiesz. Ja nie chcę tego dziecka. Nie teraz. - Jej głos brzmiał spokojnie. Spokojnie i stanowczo. Jej spojrzenie też przybrało taki wyraz, choć miałem wrażenie, że gdzieś tam w tle ciągle migoczą te wszystkie uczucia, które przed chwilą widziałem. Igo, czy to ty, czy tylko lustro?

- Aborcja? - Sam ten wyraz mnie przestraszył.

- Niestety, za późno się zorientowałam. Za późno! - Żachnęła się. - Na sto procent jestem pewna dopiero od wczoraj - wykrzywiła się w grymasie świadczącym, że nie jest z siebie dumna. - W każdym razie, na tabletki już za późno.

- Który to tydzień? - Zapytałem.

- Dziewiąty, ale zanim przyjdzie paczka z tabletkami, będzie już za późno. Jadę do Niemiec na zabieg. Już mam umówiony termin - zakończyła.

Zaczęło mi się kręcić w głowie, otrzymałem za dużo informacji na raz. Najpierw ciąża, potem, że to ja jestem ojcem, a minutę później rozmawiamy o terminie aborcji. Za dużo sprzecznych myśli hulało mi po głowie. Zebrałem się w sobie i postanowiłem je poukładać.

- Iga - zacząłem spokojnie - jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?

- Co masz na myśli?

- No, aborcję! Wiesz, że są inne rozwiązania. Ok, z dzieckiem byłoby nam dużo trudniej, ale przecież ludzie mają dzieci i jakoś żyją! Pieniądze też na pewno by się znalazły...

- Adam... - Iga próbowała przerwać moją gorącą, choć mówioną cichym tonem perorę.

- Iga, zrozum, do niczego nie chcę cię zmuszać, chcę tylko, żebyś wiedziała, że masz alternatywę. - Iga uśmiechnęła się, w końcu ciepło stało się dominantą w jej spojrzeniu, wyciągnęła rękę, położyła ją na mojej i ścisnęła lekko.

- Wiem, wiem dobrze, że byłbyś cudownym ojcem, ale to po prostu jeszcze nie jest mój czas. - Trwaliśmy chwilę w milczeniu. Patrzyłem na jej jasną, nieskalaną dłoń. Boże! Ta dłoń była bez skazy! Proste, długie palce, paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem i te nadgarstki z lekko wystającymi kośćmi. Miałem ochotę gryźć te nadgarstki, pieścić je, całować, wielbić, czcić, wznosić na piedestał, ale tylko delikatnie głaskałem jej dłoń, aż w końcu podniosłem wzrok i choć ciężko mi było to mówić (choć w takim momencie cokolwiek bym miał do powiedzenia, przechodziłoby mi przez gardło z trudem), to jednak powiedziałem:

- Dobrze. Rozumiem cię. Jednak jadę z tobą do Niemiec i chcę zapłacić za zabieg.

- Nie ma mowy - odparła szybko. - Winę ponosimy oboje, więc to nie będzie uczciwe, jeśli tylko ty będziesz za to płacił.

- No to skoro jest to nasza wspólna wina, to zapłaćmy pół na pół. Ile coś takiego kosztuje? - To miała być "moja" pierwsza aborcja i nie orientowałem się w cenach.

- Pięćset euro. - Szybko przeliczyłem na złotówki. Trochę ponad dwa tysiące złotych, pomyślałem. Dorabiałem jako barman, ale wypłatę przeznaczałem głównie na jedzenie. Pieniądze, które dostawałem od ojca starczały na opłacenie mojego małego, acz słonecznego pokoiku oraz na rachunki. Jeszcze papierosy, alkohol, niestety czasem w nadmiarze i wychodziłem na koniec miesiąca albo na zero albo maksymalnie sto złotych na plus. Do czego dążę? Mianowicie do tego, że nie miałem w tamtym momencie ekwiwalentu dwustu pięćdziesięciu euro. A to oznaczało tylko jedno - trzeba się przygotować na trudną rozmowę z ojcem.

- To żaden kłopot - odpowiedziałem za uśmiechem skrywając wszystkie myśli. - Kiedy masz zabieg?

- W następny poniedziałek - Już za tydzień?! To oznacza, że rozmowa z ojcem czeka mnie wcześniej niż się spodziewałem.

- Nie ma sprawy - ścisnąłem jej dłoń i dalej wszelkimi siłami próbowałem ukryć galopadę myśli. - Obiecaj mi, że będziesz mi mówić i pisać, jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek, obiecujesz?

- Dobrze, obiecuję, ale...

- Nie ma żadnego ale - przerwałem jej. - I jadę do Niemiec z tobą. I - podkreśliłem "I", bo już widziałem, że Iga chce coś powiedzieć. - I żadnych wymówek. Wiem, że sama sobie świetnie poradzisz, ale chcę tam być z tobą, ok? - Iga ścisnęła mnie mocniej za rękę, uśmiechnęła się i głosem niby-pokonanego powiedziała:

- Ok, jedziemy razem - spojrzałem na nią pytająco. - I tak, będę dzwonić jak tylko będę czegoś potrzebować.

Jakie to było dojrzałe z mojej strony! Dojrzałe? W zasadzie nie mi to oceniać, ale tak się właśnie czułem. Dojrzale. Na wieść o dziecku wcale się nie rozpłakałem, nie zacząłem krzyczeć, nie uciekłem, nie zaprzeczyłem, nie żądałem żadnych badań, tylko zaakceptowałem i chciałem wychowywać! Sam byłem zaskoczony swoim postępowaniem. Może mówiłem to wszystko, żeby ułagodzić Igę? Żeby nie zobaczyć w jej oczach wyrzutu? Mówiłem tak, bo tak faktycznie myślałem, czy może nie chciałem, żeby Iga myślała o mnie źle? Naprawdę chciałem to dziecko, czy tylko poprawiałem sobie samoocenę przedstawiając się jako prawdziwego faceta, który udźwignie każdy zesłany przez los ciężar? Ostatecznie nie miało to znaczenia. Dziecka miało nie być. Seksu z Igą najprawdopodobniej również nie. Może nawet po tym wszystkim zrezygnuje z minetek? Mimo że problem jakim jest ciąża i wiążąca się z nią aborcja jest spory, miałem zaskakująco dobry humor.

Niedługo po wyjściu z Miejskiej napisała do mnie Judyta. "Spotkajmy się. Musimy porozmawiać". Co jest? Czy one wszystkie się zmówiły, pomyślałem. Kolejna chce "rozmawiać"? Kolejna w ciąży? Hehe, ale by było... Tak, dokładnie takie myśli przelatywały mi przez głowę. Nie spodziewałem się, no bo kto by się spodziewał, jakiego figla ma mi zamiar spłatać los.

Umówiłem się z nią na piętnastą u mnie, dochodziła już czternasta, słońce dalej wisiało wysoko i przyjemnie piekło, więc w drodze powrotnej do domu zaszedłem jeszcze na dworzec i kupiłem bilet na jutro do miejscowości, z której pochodzę. Czyli do domu. Prośbę o większe pieniądze od ojca lepiej przedstawić osobiście. Skręcało mnie na samą myśl o powrocie i nie chodziło tu nawet o wymówki ojca czy o widmo kłótni z nim, która była nieunikniona jak burza w lecie. Ojca spokojnie jestem w stanie znieść. Najbardziej bałem się spotkania z macochą, z którą miałem zawsze skomplikowane relacje, a teraz gdy wyjechałem, znacznie się pogorszyły. To głównie z jej powodu unikam jak ognia powrotów, mimo że bardzo tęsknię za moją przyrodnią siostrzyczką, Weroniką. Ale o tym wszystkim opowiem następnym razem. Obiecuję!

Było piętnaście po piętnastej, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem i zdjęło mnie przerażenie na widok Judyty, której policzki, zwykle różowe, cudownie miękkie, z dołeczkami, były zapuchnięte, a z jej oczu płynęły hektolitry łez. Od razu rzuciłem się do niej, przytuliłem mocno i wprowadziłem do mieszkania.

- Judytko, Judytko-skarbie, co się stało? - Głaskałem jej grube, kruczoczarne włosy, a w sercu miałem tylko litość dla tego biednego, skrzywdzonego stworzenia.

- Adam - chlipała. - Adam... Jestem w ciąży - i wybuchła głośnym płaczem. A ja, a mnie całkowicie zatkało, więc głupim głosem powiedziałem tylko:

- Co?

Judyta głośniej, jakby chciała przekrzyczeć strumień, fontannę łez jęknęła:

- Jestem w ciąży. To twoje dziecko.

Nie wierzę. Nie wierzę. Nie wie... nie, to jest niemożliwe! Całe szczęście nie powiedziałem tego wszystkiego głośno. To tylko mój wewnętrzny głos w kółko powtarzał: NIEMOŻLIWE! A jednak. Cały czas obejmując biedną, zapłakaną Judytę, zaprowadziłem ją do pokoju gdzie usiedliśmy na tapczanie. Zapytałem:

- Jesteś pewna?

- Tak - głos wciąż jej drżał, choć powoli się uspokajała. - Przedwczoraj zrobiłam test, a dzisiaj byłam u ginekologa i wszystko potwierdził! Dziewiąty tydzień! Adam, to twoje dziecko! - krzyknęła, a jej zaciśnięte pięści, co ja też mówię, piąsteczki, słodkie dłonie, które do tej pory dawały mi tyle rozkoszy, które upodlając jednocześnie wznosiły mnie do niebios, teraz najwyraźniej chciały mnie pobić. Przytuliłem ją jeszcze mocniej, a nowa fala łez zmoczyła moją koszulkę.

Płakała długo w moje ramię, a ja w tym czasie znowu myślałem co powinienem powiedzieć. Powtórzyć to wszystko co mówiłem Idze? Że ma się nie martwić, że pieniądze się znajdą, że będzie nam trudniej, ale sobie poradzimy? Cholera, wszystko to brzmiałoby teraz tak nieszczerze. Ledwo parę godzin temu zapewniałem tak jedną dziewczynę, teraz mam mówić to samo drugiej? Czułem się z tym wszystkim brudny, moralnie ujemny, ale przecież coś musiałem zrobić.

- Nie martw się, to nic, poradzimy sobie. Wiesz, że cię nie zostawię w takiej chwili. Razem, razem sobie poradzimy - zapewniałem ją pewnym siebie głosem, choć wcale tak pewnie się nie czułem.

- Ale ja kocham Kubę - odsunęła się nieco i smutnymi oczami popatrzyła na mnie. Te smutne, wrażliwe, ciemne, mokre oczy, mokre jak u El Greco, wyrażały najgłębszą, wręcz mistyczną rozpacz.

- Ale to nie jego dziecko... - zacząłem powoli.

- Nie, nie jego. Dziewiąty tydzień, pamiętasz? Marzec, połowa marca, byłam u ciebie, kochaliśmy się tu, na tym tapczanie. Pamiętasz? Nie byłam wtedy z Kubą, tylko z tobą, z tobą, z tobą! - i znowu histeria, więc tylko przytulałem mocno i zapewniałem, że pamiętam, że jest w porządku, i że nie ma co płakać.

- Co ja mu powiem? - Łkała dalej. - Co mam mu powiedzieć? - Dobre pytanie. A co ja mam jej powiedzieć? Wychowamy je razem? Kurwa! Przed chwilą mówiłem to samo Idze! A gdzie miłość?! Czy ja w ogóle kogoś kocham? Czy umiem kochać? Więc kłamałem. Kłamałem? Zapewniałem ją dalej, że wychowamy razem, że się do mnie przeprowadzi, a później wynajmiemy coś większego, większy pokój, może nawet kawalerkę? Kłamałem, obiecywałem, zapewniałem, że pieniądze się znajdą i sobie poradzimy. I tak w kółko.

- Co ja mu powiem? - a Judyta wciąż powtarzała to pytanie jak mantrę, więc w końcu postanowiłem postawić sprawę jasno.

- Judyta, musisz mu powiedzieć prawdę. Całą prawdę. Musisz! Bo co innego możesz zrobić? Zamieszkamy razem, ok? Będziemy razem, ok? - Powtarzałem.

- Ale... - już próbowała mi przerwać.

- Słuchaj, jeśli chcesz możesz spróbować ratować swój związek z Kubą, ale nie możesz mu mówić, że to jego dziecko, bo to nieprawda! Zresztą, prędzej czy później i tak by się to wydało, dobrze o tym wiesz. Możesz próbować ratować ten związek, ale czy Kuba będzie chciał być dalej z tobą? - zawiesiłem głos. Tak, wiem. To było bardzo brutalne z mojej strony, ale nie uważacie, że lepiej tak powiedzieć niż wciąż, bez końca memłać jakieś słodkie półsłówka?

- Boję się... - cicho powiedziała i podniosła oczy, wilgotne, duże oczy El Greco z ciężkimi od łez powiekami. Oczy zwierzęcia w potrzasku, w pułapce, z której nie wie jak wyjść, oczy żądające opieki, stanowczej decyzji. Podjąłem więc taką decyzję. Powiedziałem - zostajesz - i namiętnie ją pocałowałem. Ona, początkowo wystraszona, odwzajemniła pocałunek. Jej miękkie usta łapczywie mnie obejmowały, pragnęły mnie, językiem jeździła po zębach, po wewnętrznej części warg, a za chwilę wpychała ten język głębiej i głębiej. Jej ręce szybko, jakby w panice poszukiwały mojego rozporka. W końcu go znalazły. Nerwowymi, rwącymi ruchami rozpięła go i wyciągnęła na wierzch będącego już w pełnej erekcji penisa. Zaraz potem padła na kolana przed tapczanem, tak jak zwykłem ja padać tutaj przed Igą i wzięła go do buzi. Połknęła go i ssała mocno. Wysysała powietrze, wysysała życie ze mnie. Złapałem ją za włosy i nadziewałem jeszcze głębiej. Słyszałem jak się krztusi, jak brak jej tchu, wypluwa ślinę, spodnie i bokserki zaraz mokre od niej. Nie przestawałem jednak, ona nie przestawała, ssała ciągle mocno, zapalczywie, jak w amoku, w szale, aż w końcu poczułem skurcze w mosznie, jęknąłem głośno i cały ładunek, cała sperma, moja sperma, która dziewięć tygodni temu zapoczątkowała życie dwóch istot, wylądowała w jej ustach. Wyczerpany patrzyłem jak wyciąga go powoli z ust i połyka życiodajny płyn. Połyka w uniesieniu, ode mnie odchylona. Połyka jak hostię, jak świętość. Pocałowałem ją mocno, namiętnie. Poczułem na języku słony posmak własnego nasienia.

- Zostajesz - zakomunikowałem.

- Zostaję - potwierdziła.

- Jesteś moja.

- Jestem.

- Jesteś moja na zawsze.

- Jestem - westchnęła i zaczęła pocierać wewnętrzną stroną dłoni moje uda. W oczach znowu zobaczyłem uniesienie, iskrę mistycznego szaleństwa, przygryzała dolną wargę, a jej oddech stał się płytki, urywany. Chwyciła mokrego od śliny członka i ściskała go, pocierała go.

- Połóż się. Chcę w ciebie wejść - powiedziałem i pomogłem jej się rozebrać.

Wchodziłem w nią mocniej niż zazwyczaj, zatopiłem się w jej ciele, delektowałem się każdym pchnięciem, każdym zderzeniem naszych ciał, każdym dźwiękiem, który się pojawiał, gdy się od niej odklejałem. Jęczała cicho, ogrzewała mi tym jękiem twarz i wciąż powtarzała - jestem twoja - a ja mówiłem - jesteś, zostaję - zostajesz, kochasz - kocham, jestem twoja - jesteś moja--moja--moja. Gdy szczytowałem, objęła mnie nogami mocniej, owinęła mnie nimi, a ja wybuchłem w niej, wlałem w nią nasienie, choć to nie miało znaczenia - od dziewięciu tygodniu w tym ciele rosło już życie. Judyta pod wpływem uderzeń spermy wygięła się, jęknęła głośno, głośniej niż zazwyczaj, aż w końcu padliśmy obok siebie wyczerpani.

Pomimo tylu zapewnień, Judyta nie została u mnie tego dnia. Po pierwsze nie miała żadnych rzeczy ze sobą, po drugie ja wieczorem szedłem do pracy, a ponadto następnego dnia miałem jechać do domu. Nie powiedziałem jej jeszcze wtedy o ciąży Igi. Uznałem, że byłoby tego wszystkiego za dużo jak na jeden dzień. Obiecaliśmy sobie, że od teraz będziemy razem, a w poniedziałek gdy już wrócę, pomogę jej z przeprowadzką do mnie i zaczniemy szukać jakiejś kawalerki.

Praca zawsze pomaga mi oczyścić myśli. Ludzie do mnie krzyczą, ja im nalewam browary albo robię proste drinki, ale jestem poza tym. Nie ma mnie tam. Wtedy, w pracy nie ma mnie tam, ale też nie ma mnie tu, dzięki czemu wszystko wydaje się jaśniejsze, prostsze. Patrzę na wszystko, na siebie z zewnątrz. Myśli się układają, porządkują, znajdują swoje miejsce, swoje logiczne ciągi. Już widzę, że nie ma się czego bać. To znaczy, jest czego, ale tak naprawdę nie ma. I tylko wizja jutrzejszej podróży do domu sprawiała, że czułem ścisk w żołądku, ale spotkasz się z Weronką, myślałem. O podróży do domu i wszystkim innym opowiem wam już wkrótce.

23,102
9.45/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.45/10 (52 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (13)

XXX_Lord · 13 czerwca 2016

+1
0
Równie dobre, jeśli nie lepsze niż pierwsza część. Czyta się rewelacyjnie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Diabełwgłowie · 13 czerwca 2016

+1
0
Fajnie, że nie jest o seksie dla seksu, tylko o perypetiach ludzkich. I jeszcze ten element komiczny 🙂 Dla mnie jedna wada. W tych całych perypetiach trochę za mało seksu 🙂 , chociaż są owoce... seksu 🙂

Słyszałem jak się krztusi, jak brak jej tchu, wypluwa ślinę, spodnie i bokserki zaraz mokre od niej.



Ja bym powyższe zdanie podzielił na dwa, bo można odnieść wrażenie, że dziewczyna wypluła spodnie i bokserki. Ja bym to jakoś tak ujął: "... wypluwa ślinę. Dostrzegłem coraz więcej plam wilgoci na swoich spodniach i bokserkach", albo "poczułem jak wilgoć z jej ust spływa na moją bieliznę", czy jakoś tak. 🙂

Pzdr
DwG

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · 13 czerwca 2016

+1
0
Przeczytałem ponownie i zmieniam zdanie- to najlepsze opowiadanie, jakie tu znalazłem. Bardzo podoba mi się umiejętne wplecenie scen seksu w fabułę- to coś, nad czym sam mocno pracuję i z czym większość piszących tutaj pewnie ma problem.
A moment, gdy główny bohater kocha się z Judytą to mistrzostwo świata, trafia do mnie zwłaszcza fragment "jestem twoja- jesteś, zostaję-zostajesz...".
Dziwią mnie niskie (jak do tej pory oceny) oceny za to opowiadanie. Uważam, że zasługuje na 10.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Koralowo · Autor · 13 czerwca 2016 ·

+1
0
XXX_Lord, bardzo mnie cieszy Twoja opinia, naprawdę! Nie wiem czy faktycznie jest to najlepsze opowiadanie na tej stronie, ale już sam fakt, że Ty tak sądzisz sprawia mi wielką radość🙂 Mam nadzieję, że kolejne części (jeszcze nie wiem ile ich będzie) również przypadną Ci do gustu.

Faktycznie, moje opowiadanie zebrało bardzo skrajne oceny. W zasadzie, brakuje mi tylko 6 do kolekcji 😛

Diabełwgłowie - cieszę się że Tobie również się podoba. A co do ilości seksu - przyznam, że gdy piszę, nigdy nie planuję ile tych scen będzie, choć zakładam, że w każdym rozdziale coś się powinno znaleźć (w końcu piszę na pokatne🙂) W następnych częściach może nawet więcej niż do tej pory? Chyba tak🙂

Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · 13 czerwca 2016

0
0
@starski - de gustibus non est disputandum ;-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Nazca · 13 czerwca 2016

+1
0
Świetnie rozwinęłaś akcję w drugiej części.
Motyw ciąż u obu kochanek w jednym czasie - pyszny.
Pomysł z bohaterem który ledwo sam wiąże koniec z końcem, a tu pchany poczuciem obowiązku chce zakładać rodzinę - zacny.

Powodzenia w dalszym pisaniu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Koralowo · Autor · 14 czerwca 2016

0
0
Dzięki Nazca! 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Diabełwgłowie · 14 czerwca 2016

0
0
Teraz ta pierwsza mogłaby się rozmyślić w temacie aborcji. Zrobiłby się ambaras 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tygrysek · 14 czerwca 2016

+1
0
Rzadko daję dziesiątke, a jeszcze rzadziej komentuje. Tutaj nie mogłem się powstrzymać. Opowiadanie rewelacyjne, jedno z najlepszych na pokatne.pl. Pierwszy raz spodobało mi się opowiadanie w którym powiedzmy 'jest mało seksu'.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 14 czerwca 2016

0
0
Chylę czoła. Opowiadanie ero zwykle kończą się na bara-bara. Nieważne, co potem. Ty prowadzisz fabułę dalej i - coś mi szepcze za hipokampem - to jeszcze nie koniec. I jeszcze ta hostia... że też sam nigdy na to nie wpadłem! 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Koralowo · Autor · 14 czerwca 2016

0
0
Dzięki Tygrysku, dzięki MrHyde! 🙂 Kolejna część już powstaje, mam nadzieję że również się spodoba. Hipokamp Cię nie okłamuje, mam jeszcze kilka pomysłów, żeby tu zakręcić😛

Diabełwgłowie - pewnie byłby niezły ambaras, ale spokojnie, nie wszystko naraz🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · 15 czerwca 2016

0
0
Kiedy będzie opublikowana trzecia część? Cholernie mnie ciekawi czy główny bohater pozostanie poligamistą, czy może zdecyduje się na którąś z pań (pamiętam, że w tle pozostaje enigmatyczna Weronika i Magda, której jeszcze nie przedstawił).
No i liczę na utrzymanie poziomu poprzednich dwóch opowiadań- pochłonąłem je jak obiad po całodziennej głodówce ;-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Koralowo · Autor · 16 czerwca 2016

0
0
Kolejna część już powstaje, myślę że powinna być skończona w przyszłym tygodniu. Również liczę, że uda mi się utrzymać poziom🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Opowiadania o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.