Dziewczynka ze snu
21 września 2025
14 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Wstęp.
Witajcie. Jest to opowiadanie prawdziwe. Wszystkie fakty są autentyczne. Z powodów zrozumiałych, zmieniłem imię tytułowej bohaterki i nauczycielki. Do dziś, a minęło już przeszło pół wieku, na ścianie w domu moich rodziców w Warszawie wisi obraz namalowany przez Anię, a przedstawia czerwone róże w kryształowym wazonie. Otrzymałem go w darze od mamy dziewczynki...
Dziewczynka ze snu
Kto lubi szkołę? Są tacy, chociaż większość za nią nie przepada. Nauczyciele to przeważnie dziwni ludzie. Dla każdego z nich, jego przedmiot to najważniejsza sprawa we wszechświecie.
Mieszkałem od trzech lat na Sadybie, nowej części Dolnego Mokotowa. Po przeprowadzce z Górnego Mokotowa, z ulicy Kwiatowej zamieszkaliśmy w M-5 na Sadybie. Zaraz po zmianie lokalu przeniesiono mnie ze szkoły 178 na ulicy Różanej do innej, pod numer 115. Po roku wybudowano na moim osiedlu nową podstawówkę o numerze 278. Skorzystałem z mozliwości relokacji, inne dzieci z nowego osiedla, zostały w poprzedniej.
Kiedy skończyłem osiem lat, zacząłem dostrzegać różnicę, międzu mną a rówieśnikami. Wówczas nie wiedziałem, że jestem typem samotnego wilka. Wcześniej myślałem, że jestem Alfą. Człowiek poszukuje odpowiedzi, Wówczas nie miałem pojęcia, że niewielu jest takich, którzy chcą wiedzieć i szukają odpowiedzi dotyczących życia. Sądziłem, że wszyscy są tacy jak ja. Oj naiwny, naiwny… No cóż.
Już jako czternastolatek zdawałem sobie sprawę, że jestem silny i szybki. Często lubiłem się bić, rzadko w słusznym celu. Wystarczyło, że ktoś się krzywo spojrzał. Wcześniej posmakowałem trzech rzeczy na ,,P” . Dużo przed czasem. Zacząłem palić w wieku lat siedmiu, zwykle dwa papierosy dziennie. Najbardziej pasowały mi Extra mocne, bez filtra. Nie cierpiałem Carmenów. Solidny alkohol posmakowałem w wieku lat jedenastu, na imieninach dziadka. Stryjek Jasio dał, dwa lata starszemu bratu: „Tatę z Mamą”. To mieszanka spirytusu z sokiem wiśniowym o mocy siedemdziesiąt procent. On nie chciał, a ja postanowiłem spróbować, ponieważ już wówczas lubiłem występować przed szereg. Dziwne, że idioci, czyli goście oraz sama najbliższa rodzina, nie protestowali. Wypiłem duszkiem trzy czwarte szklanki i… chciałem wziąć oddech. Niestety nie potrafiłem. Wybiegłem na dwór i zwymiotowałem, ale w głowie zaszumiało. Już dwa lata wcześniej poznałem anatomię płci przeciwnej u Joli, koleżanki brata, a dwa tygodnie po przygodzie z imienin, poznałem seks. To stało się w Brwinowie, gdzie spędzałem wakacje. Zwykle, połowę lata przebywalem u dziadków.
Na początku lat siedemdziesiątych zaczęły powstawać młodzieżowe gangi. Na moim osiedlu pokazali się gitowcy. Chodziłem z nimi kilka razy, ale nie przekonywały mnie opowiadania Darka A, kolegi kalsowego, brata króla dzielnicy, Henryka A. Gitowcy mnie szanowali. Nie należałem do hippisów, których niszczyli. Nigdy nie donosiłem i zawykle trzymałem się na uboczu. Pobiłem się raz z moim imiennikiem o jego dziewczynę. Cóż, kiedy mi się podobała jakaś panienka, nie pytałem, czy jest wolna, zostawiałem raczej jej decyzję wyboru. Kasi nie przeszkadzało, że jej chłopak jest wysoko w hierarchii Gitów i chciała się ze mną umówić. Zwykle podobałem się płci przeciwnej, lecz jako wilk, wolałem sam polować i nie zadawalał mnie deser podany na talerzu. Mnie podobały się jej zgrabne nogi i rozstęp między przednimi, górnymi, środkowymi zębami. Taki drobiazg przykuł moją uwagę. Ostatecznie nic z chodzenia nic nie wyszło, bo wolałem mecz w piłę niż randkę, a ona nie chciała czekać, aż gra się zakończy. Dzień później nauczycielka od rysunków chciała ze mną rozmawiać po lekcji. Odradzała mi Kasię, przekonując, że to zła dziewczyna. Wkrótce odkryłem prawdziwy powód konwersacji. Podobałem się jej, oczywiście nie wyznała tego podczas rozmowy, dopiero w domu, bo zaprosiła mnie bym obejrzał jej obrazy. W tych czasach działy się różne dziwne sprawy, a o naszej sytuacji… nikt nie wiedział. Czternastolatek i dwudziestoośmioletnia pani Jowita*.
Napisałem to wszystko, by naszkicować siebie, w owym czasie. Młodego chłopaka, który na wszystko patrzył z głupim uśmieszkiem i robił wszystko czego nie powinien.
To stało się na długiej przerwie. Siedziałem z kolegą na ławce, blisko wejścia na boisko. Za oknami szumiał wiatr. W grudniu nie jest zwykle zbyt ciepło, jednak dziewczyna z mojej klasy, z jej znanych powodów, chciała wyjść na zewnątrz. Ania Parta, koleżanka z klasy, ot zwykła przeciętna dziewczyna. Do dziś zastanawiam się, czy gdyby była ładna, zrobiłbym to. Jak mogłem to uczynić! Może kiedyś sobie wybaczę.
Wyszła na boisko, zostawiając drzwi uchylone. Siedziałem z kolegą i o czymś rozmawialiśmy. Wstałem i zamknąłem. Nigdy nie myślałem o Ani. Może miała kłopot, czuła się samotna? Gdybym ją lepiej poznał. Byłem taki głupi! Nie wiedziałem jeszcze, że KAŻDA istota jest wspaniała. A tak w prawdzie, czy nie jest? Ania wróciła z boiska i ponownie zostawiła uchylone drzwi.
– Aniu, jest chłodno. Drzwi się zamyka.
Nic się nie odezwała, nie okazała żadnej reakcji. Chodziłem do siódmej klasy. Czy to mnie usprawiedliwiało? Ania wróciła po pięciu minutach. Wyszła znowu na boisko i po raz kolejny przez szparę zaczął wiać zimny wiatr. Wstałem i zamknąłem. Nadal rozmawialiśmy z kumplem. Dziewczyna wróciła. Robiła to złosliwie? Tak pomyślałem. Czy nie mogłem tego zostawić? Mogłem, ale uparte ego wyraziło sprzeciw. Wstałem, podszedłem do niej i powiedziałem.
– Zamknij drzwi.
Spojrzała na mnie beznamiętnie i odeszła. Chwyciłem ją za rękę.
– Chodź i zamknij drzwi.
Wcale się nie opierała. Stanęła przede mną i strzeliła mnie drugą dłonią w twarz, bez najmniejszej emocji na buzi.
Tak, to prawda! Gdybym pomyślał, ale nie pomyślałem. Mogłem chociaż wziąć pod uwagę, że to dziewczyna. Jak mogłem! Robiłem jednorazowo sto osiemdziesiąt pompek. Trzydzieści na jednym ręku.
Uderzyłem ją w twarz, dłonią. O nie, aż takim brutalem nie byłem, żeby pięścią! To wystarczyło. Osunęła się na posadzkę. Dopiero teraz wróciły mi wszystkie zmysły. Poczułem żal. Wielki żal. Wiedziałem, że jeżeli ktoś straci przytomność, można go ocucić wodą albo delikatnie uderzyć w policzek. Brakowało pod ręką wody. Czemu to zrobiłem? Nie wiem. Podniosłem jej głowę i pocałowałem usta. Zadbałem, żeby moje wargi miały chłodną wilgoć. Pocałowałem drugi i trzeci raz. Otworzyła oczy. Kiedy dotarło do niej, co się stało, zaczęła płakać.
– Przeprasza, Aniu.
– Spadaj, chamie.
Odeszła z płaczem. Żal i poczucie winy paliło jak ogień. Poczułem czyjeś spojrzenie i w końcu dostrzegłem, kto na mnie patrzy.
Mała dziewczynka. Jak się później dowiedziałem, chodziła do pierwszej klasy. Dziwne, to jak się tu znalazła. Skrzydło klas jeden-cztery znajdowało się daleko, na drugim piętrze. Drobna osóbka odeszła. Minęło kilka dni.
Pochłaniały mnie pragnienia, nowe znajomości, jednak wciąż myślałem o Ani. Zagadnąłem, ale się nie odzywała. Przepraszałem wiele razy, lecz nadal nie chciała rozmawiać, więc dałem spokój.
To stało się tydzień przed gwiazdką. Zobaczyłem ją znowu. Drobną postać. Wyglądała na ośmiolatkę.
Miała krótkie brązowe włosy, ciemne oczy i jasną cerą. Ubrana w sukienkę i białe ciepłe rajstopy. Podchodziła powoli, lecz nie sądzę, że z powodu strachu czy niepewności. Stanęła blisko, bardzo blisko.
– Lubię cię – powiedziała.
Wzięła moją dłoń i zaczęła ze mną iść. Nic nie mówiła. Szła ze mną tam i z powrotem, a ja czułem się jak zahipnotyzowany. Zadzwonił dzwonek. Popatrzył i pobiegła na górę, do swojego skrzydła. Od tego dnia moja mała przyjaciółka stała się nieodłącznym druhem na każdej dłuższej przerwie.
Po tygodniu dowiedziałem się, że ma na imię Ania. Czy to nie jest dziwne? Może i nie. W owym czasie bardzo popularne imię. Chodziła do pierwszej klasy, a mieszkała na tym samym osiedlu. Zaczęła ujawniać małe sekrety, bo ja, zwykle gaduła, tylko słuchałem. Po świętach już pół szkoły wiedziało o mojej młodej wielbicielce. Nigdy się nie narzucała. Kiedy rozmawiałem z kimś, stała i czekała. Dopiero wówczas, kiedy mój rozmówca lub rozmówczyni odchodzili, brała mnie za rękę. Być może uznała, że najważniejsze objawiła, bo zaczłęła mówić zdecydownie mniej. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Zrobiło się ciepło i przyszedł czerwiec. Nic się nie zmieniło, teraz już wychodziliśmy na boisko. Przyszedł drugi tydzień czerwca, wakacje miały przyjść za kilka dni. Na boisko wyległo pół szkoły. Ania miała na sobie białą, bawełnianą sukienkę, z namalowanymi polnymi kwiatami.
– Chodź do środka – poprosiła.
Normalnie bym zapytał o powód, ale nie zrobiłem tego. Posłusznie wszedłem z nią do budynku.
– Za gorąco ci, Aniu?
– Nie. Jest za dużo dzieci – powiedziała.
Wskoczyła na ławkę, na której zwykle siadałem. To chyba była ta sama ławka…
– Tu będzie dobrze. – Jej oczy się śmiały.
– Co będzie dobrze? – zapytałem.
Wyciągnęła do mnie dłoń. Podszedłem bliżej.
Czy mogłem coś zrobić? Z pewnością, bo nie zrobiła tego szybko. Położyła mi dłonie na policzkach, przybliżyła buzię i pocałowała w usta. Patrzyłem na nią zdziwiony. Kilka osób widziało, co się stało. Ania pocałowała mnie drugi raz. Tym razem miała rozchylone usta. I wówczas powiedziała coś, co pamiętam do dzisiaj.
– Pocałuj mnie inaczej.
Byłem tak zaszokowany, że przez chwilę nie mogłem wypowiedzieć słowa.
– Ile masz lat?
– Osiem lat i trzy miesiące. Poszłam trochę wcześniej do szkoły.
Już się całowałem i w zasadzie poznałem dorosły seks trzy lata wcześniej.
– Czemu tego chcesz?
Ania była zbyt mała, by bawić się w konwenanse. Dzieci są szczere. Czy dziecko ośmioletnie może wiedzieć, co znaczy kochać? Można mieć wątpliwości. Niestety w pewnych sytuacjach mózg pracuje inaczej, a wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mózg Ani jest w takim własnie stanie.
– Kocham cię, dlatego.
Poczułem się głupio. Jeszcze nikt mi nie wyznał miłości. Nie rozumiałem nic, lecz widziałem, że Ania czeka.
– Czekasz, aż cię pocałuję?
To było dziecko. Dziecko! Ja zresztą też nie byłem dorosły, mimo że robiłem już rzeczy, które definiują ten stan. To dzięki pierwszej Jowicie, piętnastolatce, trzy lata wcześniej, w Brwinowie.
Czy mogłem odmówić? Pewnie tak, ale tak się nie stało. To wyszło od niej, ja tylko zaakceptowałem. Zobaczyłem, jak w zwolnionym filmie, że jej buzia się zbliża. Dotknęła moje usta swoimi rozchylonymi wargami. Nie wiem, czemu otwarłem usta. Całowałem ją, a raczej ona mnie, dobrą minutę samymi ustami, mimo to ślina przewodzi doznania...Poczułem coś, czego nie chciałem, bo hormony zaczęły szaleć.
Oderwałem wargi.
– Aniu, co robisz! Czego chcesz?
– Jestem dzieckiem, więc mogę chcieć tylko tego.
Po latach, kiedy dorosłem, zrozumiałem jej słowa.
Pobiegłem do klasy. Nie wiedziałem, co się dzieje. Siedziałem tam pięć minut. Wiem, bo obserwowałem ścienny zegar nad drzwiami. Wyszedłem z klasy. Ania stała w tym samym miejscu.
– Nie gniewaj się – wyszeptała.
Wyciągnęła rękę.
– Idziemy?
Poszliśmy na boisko. Spojrzałem na jej buzię. Dostrzegłem dumę i radość.
,,To mój chłopak, jest mój, a ja jestem jego dziewczyną” - zdawała się mówić jej twarz.
Do końca roku nadal chodziła ze mną, trzymając mnie za rękę. Nie chciała mnie więcej całować.
Przyszły wakacje. Pojechałem na obóz. Kochałem się wówczas w mojej rówieśniczce, Joannie Zielińskiej. Mieszkała w bloku naprzeciwko. Stałem przy szybie i czekałem, kiedy Asia pojawi się w oknie.
Pomiędzy jednym obozem a drugim dwa tygodnie, spędziłem w Warszawie. Tego dnia grałem w piłkę. Wracałem do domu. Nagle zobaczyłem małą dziewczynkę, która odbiega od mamy. Ania. Moja Ania. Podbiegła do mnie, obięła obiema rękami. Jej głowa sięgała trochę wyżej niż mój mostek.
– Kocham cię – szepnęła.
– Anka! – usłyszałem ostry głos mamy.
Dziewczynka puściła mnie, ale nie spojrzała na mamę, wciąż patrzyła w oczy.
– Czego chcesz o niej, zboczeńcu?
Zamurowało mnie.
– To jakieś nieporozumienie, proszę pani – wydukałem zaskoczony.
– Nie zbliżaj się do niej, bo pójdę na milicję.
Kobieta odeszła szybkim krokiem. Złapała mocniej córkę za rękę i zaczęły się oddalać. Ania odwróciła się, a na jej buzi królował uśmiech.
Szybko zapomniałem o tym incydencie. Wakacje, znajomi. Przyszedł wrzesień. Zapomniałem o mojej przyjaciółce. Nikt nie przychodził do mnie na przerwie. Przyszła jesień, zima i wiosna. Maj wybuchnął zapachem bzów. To była druga lekcja, fizyka. Mieliśmy ją z naszą wychowawczynią, panią Alicją Keller. Ósma klasa, ostatnia. Pasjonowałem się fizyką, szczególnie astrofizyką. Znałem już Czarne dziury, Kwazary, Kwarki, Białe karły, Czerwone olbrzymy i Białe dziury, o których mało kto wówczas słyszał. Egzaminy do średniej tuż za pasem. Pani Alicja odeszła do mnie.
– Andrzej, dyrektor Kilimczak cię wzywa!
– Co się stało? Nic nie zrobiłem.
– Idź, to ważna sprawa.
Poszedłem, nie wiedząc, co mnie czeka. Nikogo nie pobiłem dotkliwie w ostatnich tygodniach.
W gabinecie poza dyrektorem, stała kobieta. Odwróciła się. To była mama Ani. Na zmęczonej twarzy dostrzegłem spuchnięte powieki.
– Proszę pani, pani się myli. To nie tak. Gdzie jest Ania?
Zamiast odpowiedzieć podeszła do mnie.
Jeżeli ktoś się miał zdziwić, to ja byłem tą osobą. Kobieta objęła mnie mocno. Płakała.
– Znalazłam cię – wyszeptała.
– Ja nic nie rozumiem – odrzekłam szczerze.
– Ania bardzo cię chciała zobaczyć. Możesz po szkole?
Wsunęła mi kartkę do ręki. Wybiegła z płaczem. Dyrektor patrzył na mnie swoimi zmęczonymi oczami.
– Możesz jechać teraz. – Wsunął mi banknot pięćdziesięciozłotowy do ręki. – To na taksówkę.
Wyszedłem z gabinetu. Rozwinąłem kartkę. Zapisano adres szpitala i nazwisko Ani. Ania Żurawska. Zostawiłem teczkę w szatni. Kiedy wyszedłem ze szkoły, czekała już taksówka. Widocznie dyrektor musiał zamówić.
Czułem coś złego, ale nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.
Szpital pachniał swoiście. Podałem swoje nazwisko w recepcji jak również nazwisko Ani.
– Proszę iść na trzecie piętro. Sala z numerem 317.
Poszedłem. Otworzyłem drzwi. Zobaczyłem mały pokój z jednym łóżkiem i z mnóstwem aparatury. Ania leżała. Nie miała włosów. Oczy miała zapadnięte. Uśmiechnęła się na mój widok.
– Aniu! – szepnąłem.
– Chodź do mnie, bo ja nie mogę do ciebie podejść – powiedziała słabo.
Podszedłem.
– Poprosiłam mamę i ona cię odnalazła. Pobędziesz ze mną troszkę?
– Ile tylko chcesz.
Usiadłem przy niej. Wzięła mnie za rękę.
– Poprosiłam ją i ona mi pozwoliła.
– O co poprosiłaś i kogo?
– Mamę. Powiedziałam jej, że cię kocham. Pozwoliła mi cię pocałować, jeżeli zechcesz…
– Aniu, co ci jest?
– Mam guza w mózgu. Umrę za kilka dni, może dzisiaj, może jutro.
Zacząłem płakać. Poczułem taki żal jak jeszcze nigdy.
– Nie płacz. Będę przychodzić do ciebie we śnie. Gdybym żyła dbałabym o ciebie. Może byś mnie pokochał i wziął za żonę, a tak mogę cię tylko pocałować. Wiem, że mnie nie kochasz, ale to nic. Ja kocham ciebie. I odejdę tam z tą miłością. Mówią, że jest tam jasność. Ja tego nie wiem, ale zabiorę z sobą miłość, bo tylko to mogę tam zabrać. Pocałuj mnie.
Nachyliłem się nad jej ciałkiem. Z wysiłkiem podniosła głowę i położyła wychudzoną dłoń na moich włosach. Pocałowałem jej usta delikatnie. Czułem, że ma je lekko rozchylone, ale wiedziałem, że chce właśnie tak. Łzy ciekły mi z oczu na jej buzię.
– Nie płacz. Tylko mnie zaraz nie zapomnij, dobrze?
– Aniu, nie zapomnę cię. Nigdy. Do końca moich dni.
Siedziałem z nią do wieczora. Przyszedł lekarz.
– Nie możesz tu zostać na noc, chłopcze.
– Czy ona…?
– Nie wiemy. Nic nie możemy zrobić. To rośnie, na szczęście nie boli. Przyjedź jutro rano.
Wyszedłem z ciężkim sercem. Wróciłem do domu. Nie miałem apetytu i zasnąłem późno. Z samego rana pojechałem do szpitala. Po drodze kupiłem bzy. Pozwolono mi wejść z kwiatami. W pokoju siedziała jej mama.
– Ona śpi. Pytała o ciebie. Nie rozumiem. Ona powiedziała mi, że cię kocha i zapytała, czy pozwalam jej cię pocałować. Przepraszam za to wtedy…
Zaczęła płakać.
– Dziecko nie powinno odchodzić pierwsze, ona ma dopiero dziewięć lat.
Przytuliła mnie krótko i wyszła. Usiadłem przy łóżku. Ania oddychała spokojnie. Za pół godziny otworzyła oczy. Uśmiechnęła się.
– Przyniosłeś mi kwiaty. Bzy, kwiaty zakochanych.
Zamknęła oczy.
– Powiedz mamie, że ja widziałam tamtą stronę. Tam jest światło. Czekałam tylko na ciebie.
– Aniu, dlaczego ja?
– Ty uderzyłeś tę dziewczynę, a potem ją cuciłeś pocałunkami, a ja cię wówczas pokochałam, już wtedy wiedziałam, że jest coś ze mną nie tak.
Znowu zamknęła oczy. Siedziałem z godzinę…
– Pamiętasz, co ci powiedziałam. Będę twoją dziewczynką ze snu. Możesz mnie pocałować. To już ostatni raz.
– Dobrze, Aniu.
Nachyliłem głowę. Czułem, że nie ma siły podnieść swojej główki. Pocałowałem ją delikatnie. Patrzyłem w brązowe, teraz wyblakłe oczy. Po chwili je zamknęła.
– Spotkamy się we śnie, mój ukochany. – Trzymała moją rękę.
Poczułem to. Nie puściłem drobnej dłoni. Wiedziałem, że zaraz przyjdzie lekarz, bo aparatura przestała pokazywać funkcje życiowe. Pocałowałem wciąż ciepło czoło. Położyłem kwiaty na jej drobnym ciele.
Jak to jest, że na pogrzebie zawsze pada deszcz. Jakaś starsza pani podeszła do mnie.
– Jestem babcią Ani, a ty kim jesteś chłopcze?
– Ania mnie pokochała, proszę pani.
Nie mogłem czekać, aż mała trumna dotknie dna. Pobiegłem. Nie chciałem powstrzymać łez.
Kilka razy mi się przyśniła. Uśmiechnięta i radosna. Moja dziewczynka ze snu.
Epilog
Pewnie niektórzy z was przeżyli miłość albo coś, co uważają za uczucie. Może sądzicie, jak muzułmanie, że niebo to miejsce uciech cielesnych. Nic bardziej mylnego. Seks nie ma nic wspólnego z miłością tak jak orgazm z pasją. Mam żonę i ją kocham. Kochałem poprzednio jedną dziewczynę, przynajmniej tak mi się zdaje. Czy kochałem Anię? Nie sądzę. Czy ją tam spotkam? Z całą pewnością. Nie przekonuje mnie buddyzm, ale kiedyś przeczytałem ich sentencję, z którą się całkowicie zgadzam. Mówi ona, że miłość jest jedyną rzeczą, która możemy zabrać z tego świata na drugą stronę. Dlatego jestem całkowicie przekonany, że Ania miał pewność. Teraz śpi, ale się obudzi. Czy jej duch żyje? Oczywiście. Jesteśmy trójosobową istotą. Mamy ciało, ducha i duszę. Dusza odchodzi do Boga, bo stamtąd pochodzi. Duch idzie do Raju lub Piekła, bo to nasz wybór. Ciało rodzi się i umiera. Potem przyjdzie zmartwychwstanie, ponieważ ciało jest tylko narzędziem i dokonuje uczynków i w nim musi usłyszeć zarzuty i wyrok. Wybierajcie światło, wybierajcie dobro. Wybierajcie miłość. Jest tylko miłość i strach. Nie ma niczego innego. Możecie nie wierzyć…
*Nauczycielka rysunków i Moja dziewczynka ze snu miały inne imiona.
Jak Ci się podobało?