Gwałt w Pieninach i afera w Jaworkach
2 grudnia 2025
19 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
To Beata ukradła te piwa i dała Magdzie, a jak się sprawa rypnęła, to Beata zdołała uciec. Magda została złapana. Teraz, na zimowym obozie pewnego zespołu taneczno-baletowego w Jaworkach, sprawa miała być poruszona podczas kolacji, co oznaczało tylko jedno – publiczną burę. Magda nie chciała czekać. Żeby nie było afery, zostawiła kartkę z informacją o wyjeździe do domu. Przed wyłączeniem telefonu wysłała wiadomość do mamy, że wraca. Teraz siedziała w autobusie.
– Po co wzięłam to piwo? – pytała siebie patrząc w okno, za którym sypał gęsty śnieg.
– Beata to suka.
Łzy wściekłości rozmywały wzrok. Śnieg sypał coraz mocniej i mocniej. Czuć było, że autobus ma coraz większe problemy, że zarzuca tyłem i zarzuca przodem. Widoczność spod śnieżnej kurtyny zniknęła całkowicie. Wtedy kierowca zatrzymał pojazd, informując o niemożności kontynuacji podróży. Magda opuszczała autobus jako ostatnia. Stała samotnie w śnieżycy.
– Gdzie jesteśmy? – pytała bezradnie kierowcy.
– Wjazd do Szczawnicy. Jeżeli pójdziesz tam, po prawo, będzie Zajazd Czarda. Tam możesz przeczekać.
Magda ruszyła, tak jak jej mężczyzna poradził. Świat był pokryty grubą warstwą głębokiego i mokrego śniegu, którego opór musiała pokonywać. Bardzo szybko przemoczyły się buty, niedługo potem – oblepiona sypiącym, ciężkim śniegiem – reszta ubioru. Kiedy dotarła do wejścia zajazdu, była przemoczona od palców u nóg po czubek czapki.
W środku było pusto, ciepło i cicho. Słychać było jedynie trzaski z rozpalonego kominka. Po zrzuceniu plecaka, usiadła na ławie, jak najbliżej gorących płomieni. Do dygoczącej Magdy podeszła jakaś kobieta ubrana w fartuch roboczy w kwiaty, z kubkiem gorącego napoju. Była albo bardzo brzydka, albo bardzo bardzo ładna. Jakiś taki dziwny typ dojrzałej urody.
– Wypij córeńko. – Postawiła na ławie obok i zniknęła.
Magda postanowiła zdjąć mokre rzeczy i rozłożyć, żeby wyschły. Dygocząc jeszcze, grzała się z kubkiem w dłoni przy kominku, gdy poczuła, że rozebrała się całkowicie i teraz jest zupełnie naga. Przeszukiwanie rozłożonych ubrań nie dało rezultatu. Pomimo starań, nie mogła znaleźć pośród nich swojej bielizny. Kiedy już myślała, że coś pod czymś jest tym, czego szuka, okazywało się czymś innym. W końcu uznała, że jedynie t-shirt dawał nadzieje, że jak go naciągnie, to okryje w miarę kompletnie swoją nagość. Siedząc nieruchomo rozejrzała się jeszcze po salce, czy nie ma gdzieś świadków tej żenującej sytuacji. W przeciwległym narożniku siedział turoń pochylony nad piwem. Wyglądało jednak, że patrzył tylko w szklankę i nie dostrzegał gołej dziewczyny przy kominku. Postanowiła nie ubierać się na widoku, a przejść za pobliską kotarę, zasłaniającą jakąś wnękę. Świadomość, że zaraz będzie szła przez pomieszczenie naga, licząc, że nie zostanie zauważona, wywoływała poczucie potwornej żenady, a z drugiej strony jakieś fizyczne pobudzenie i napięcie w mózgu, w środku podbrzusza i niżej.
Magda wstała. Turoń dalej siedział nad piwem nieruchomo. Nie usiłując się zasłaniać, naga, z koszulką w dłoni, jak gdyby nigdy nic, ruszyła w obranym kierunku. Pomyślała, że jeżeli będzie się zachowywać naturalnie, bez gwałtownych ruchów i dziwnych gestów, to nikt nie zauważy, że jest goła, a może nawet, że w ogóle jest. To był najlepszy pomysł, na jaki wpadła w tym momencie, jednak niepokój co do ryzyka bycia wykrytą, powodował, że napięcie na dole, wręcz świdrowało i przeszywało jej ciało. Gdy odsłoniła zasłonę, mającą zapewnić jej zniknięcie, ujrzała kobietę tam stojącą. Tym razem ubraną w obcisły, czarny, skórzany kombinezon, w rękawiczkach również czarnych. Okazała się niezwykle przystojną, o szlachetnych i władczych rysach twarzy i całej figury. Magda chciała natychmiast uciec i się schować, gdy poczuła gwałtowny ucisk piersi i całej klatki piersiowej. To łapa turonia objęła Magdę i mocno przycisnęła ją do owłosionego torsu. Nagły kontakt ciała z miękką i jakoś aksamitną sierścią, wywołało mrowienie na skórze, a siła ucisku, utratę oddechu. Fizyczna przyjemność, jaka się po niej rozlała, wywołała poczucie wyuzdania, bezwstydu i winy. W odruchu obrony, zaparła się piętami o dolne łapy turonia, wygięta, do utraty tchu spinała się, usiłując uwolnić piersi spod kosmatej łapy, wtedy druga łapa znalazła się między jej nogami i złapała od dołu. Ten dotyk wywołał kompulsywną falę przyjemności, która sparaliżowała ją ostatecznie. Została przyciśnięta do korpusu zwierza całkowicie.
– Idź tam. – Kobieta wskazała władczo ławę opodal kominka.
Turoń zaniósł unieruchomioną i bezwładnie zwisającą Magdę, obłapioną na piersiach jedną łapą i zaczepioną między nogami, na drugiej łapie. Położył się grzbietem na ławie, razem z trzymaną dziewczyną, cały czas przyciśniętą do jego torsu. Nic nie mogła zrobić, więc leżała goła na kosmatym korpusie jak na posłaniu z niedźwiedziej skóry. Uczucie wstydu i winy nie było w stanie zapobiec kompulsywnemu ocieraniu i zaciskaniu się ud dziewczyny na kosmatej łapie.
Przed oczami, znowu pojawiła się ta kobieta. Stała teraz wyniośle przed leżącą, unieruchomioną Magdą.
– Jestem Barbara. – Przerażona sytuacją i doznaniami Magda patrzyła na perfekcyjną, skórzaną sylwetkę o twarzy Tildy Swinton.
– Będziemy mieć tu pewien ceremoniał, Magdaleno.
– To będzie dla ciebie też twój ceremoniał, Magdaleno. – Nikt i chyba nigdy tak się do Magdy nie zwracał.
Magda szarpnęła się, ale wiedziała, że będzie to miało jedynie efekt alibi wobec samej siebie, a w kontekście toczącej się historii – rytualny. Barbara odpięła klamrę paska okalającego szyję. Strząsnęła łapę turonia z łona Magdy. Mięśnie ud się rozluźniły, zmęczone nogi opadły bezwładnie na boki.
– Dobrze. – Barbara wyraziła zadowolenie, Jak by do siebie, po czym zaczęła powoli rozsuwać jakiś niewidzialny suwak, przebiegający środkiem czarnego kostiumu.
Wraz przesuwaniem się zamka w dół, czarna skóra się rozstępowała, odsłaniając ciało kobiety, a może drugą warstwę jej skóry. Pojawił się jasny, odwrócony trójkąt odsłoniętego ciała. Magda leżała jak zahipnotyzowana. Nieruchomo wpatrzona w rozgrywającą się przed nią scenę, nie mogąc oderwać wzroku. Rozsuwająca się na boki i cofająca materia, ciasno opinająca ciało kobiety, wypuściła spod siebie dwie piersi, które uwolnione z uścisku, powoli zwiększały swoją objętość i nabierały idealnie gładkiego kształtu. Przed oczami stała teraz perfekcyjna sylwetka Barbary, z całkowicie odsłoniętym tułowiem, o kolorze kawy z wielką ilością mleka, podczas gdy ręce i nogi pozostawały w uścisku czarnego kombinezonu. Pojawiły się dwa punkty. Powiększyły się i pociemniały doskonale, zwieńczając doskonałe piersi. Barwa i faktura podkreślała, jakie są twarde i szorstkie w kontraście do okalającej je miękkości i jedwabistości. Z jednej strony, szykowała się do jak najmocniejszego kopnięcia Barbary w brzuch, z drugiej pojawiło się pragnienie dotyku.
– To kosmitka! – Nagłe odkrycie przeszyło myśli, niemogące znaleźć innego wytłumaczenia tego, co się dzieje.
Przerażona, ale i jakoś grzesznie zaciekawiona, uniosła głowę, żeby obejrzeć co ta lub ten osobnik, ma między nogami a przed czym będzie musiała się za chwilę bronić, lub dać się zabić.
Tak jak by nic tam nie było.
Idealnie wyoblona, jasna przerwa między czarnymi kształtami ud, nie zawierała niczego, jedynie cieniutka jak nić, tej samej barwy kreseczka – ledwie zmarszczka.
Brak czegokolwiek pomiędzy nogami Barbary sprawił, że Magda poczuła się zupełnie bezpiecznie, odszedł cały strach i niepewność. Puściły w niej wszelkie hamulce. Nastąpiło oszołomienie. Chyba cała krew odpłynęła z mózgu w dół. Teraz już nie głowa rządziła postępowaniem Magdy. Dół wziął górę nad górą. Jakieś pulsowanie przejęło całkowitą kontrolę nad umysłem i ciałem dziewczyny. Doświadczała tego pierwszy raz w życiu. Nie zauważyła nawet, że turoń zabrał łapę i uwolnił nabrzmiałe młode piersi.
Leżała płasko i nieruchomo na sierści zwierza, ze zwisającymi na boki rękami i nogami, poddawała się już całkowicie tej brudnej historii i pragnieniom kolejnych aktów. Poczuła delikatny dotyk na kolanach, który powolutku zaczął się przesuwać wewnętrzną stroną ud, w już upragnionym kierunku. W środku dziewczyny, szaleńczo latały jakieś motyle, gdy skórzane rękawiczki zatrzymały się prawie u celu.
Nogi bezwiednie rozsunęły się szerzej. Spragniona kontynuacji doznania, leżała gotowa na turecki szpagat, ale to, co Magdą teraz sterowało, potrząsnęło tylko jej biodrami, i to wystarczyło by uruchomić zatrzymaną historie.
Magda poczuła nacisk na jej najczulsze miejsca dołu ciała, z których rozleciała się kolejna fala motyli, odczuwalna nawet w gardle. Otworzyła oczy. Ujrzała nad sobą białe piersi z czarnymi sutkami i poczerwieniałą twarz Barbary. Z rozwartymi ustami i głośnym oddechem ciało kobiety się wyginało, wywołując jakieś burze między nogami. Nagle Barbara zastygła. Z mocno wciśniętymi biodrami między nogi Magdy, przyciskając unieruchomiła ciało dziewczyny. Teraz tylko głowa z otwartymi ustami i zamkniętymi oczami, poruszała się to do góry, to dołu. Jak by myślami była gdzieś indziej. Ten statyczny, mocny nacisk i unieruchomienie wywoływały u Magdy błogość, która się w niej rozlewała. Poczuła pieszczotę stygnących kropelek biegnących po pośladkach.
– Ona rodzi. – Odezwał się turoń, rzeczowym i oznajmiającym tonem.
Magda zorientowała się, że pomimo bezruchu Barbary na jej ciało jest wywierany coraz mocniejszy, punktowy i bardzo wolno pulsujący ucisk. Bardzo powoli, ale konsekwentnie.
Do świadomości doszły konsekwencje. Teraz ona jest celem tego, co z tej lub tego kosmity wychodzi i że ona ma ten pomiot przyjąć. Szarpnęła biodrami, żeby najmiększy punkt jej ciała uciekł od tej przeklętej twardości i siły, jednak motyle ze środka ciała, dały rozkaz powrotu i przyjmowania kolejnych i jeszcze mocniejszych doznań. Bezwiednie zarzuciła nogi na pośladki Barbary i zacisnęła się na niej. To była chwila, w której młoda dziewczyna żyjąca w czystości, mówi w końcu, „a chuj tam”, porzuca dotychczasowe zasady, oddając się perwersji i wirowi nowych doznań. Przechodzi z jednego trybu życia do innego – nowego.
Za te chwile nieodkrytych dotąd doznań była gotowa i chciała zapłacić cenę nieczystości i przyjęcia brudu świata, do którego zaraz wkroczy. Nie będzie tą samą Magdą.
Nagle jej ciało zapragnęło intruza w środku. Rzucając biodrami, ignorując ból i jęki towarzyszące wdzieraniu się obcego, motyle ze środka nakazały napierać, i jak najszybciej przyjąć, to bezeceństwo na siebie, do siebie i w siebie. Magda z Barbarą zaczęły obie współgrać w tej ceremonii, stały się jednością, rozpoczęła się walka, której finałem ma być zakończenie jakiegoś kosmicznego procesu, o którym Magda nie miała pojęcia. Wiedziała jedynie, że zaraz tam w środku zostanie rozdarta i że będzie dotykana, tam gdzie w życiu jeszcze nie była dotykana. Walczyły o tę chwilę do utraty tchu, ale ona nie chciała nadejść. To co napierało na Magdę, pomimo że coraz mocniej, dalej nie mogło się w nią wedrzeć. Nagle Barbarą zatrzęsło, jakby za chwilę miała się uwolnić jakaś ogromna siła i dopełnić tej ceremonii, gdy…
Zgasło światło.
Magda wodziła pustym wzrokiem przez ciemności pomieszczenia, w którym się znalazła. Jeszcze nie wiedziała, że wydarzenia z Zajazdu Czarda pozostaną w jej głowie, że się nie zatrą, i z detaliczną dokładnością będą towarzyszyć przez dalsze jej życie. Zaczęła kontaktować z rzeczywistością. Na łóżku obok jej koleżanka Beata spała jakoś niespokojnie. Magda nie mogła przestać myśleć o tym, co było przed chwilą, co się stało i dlaczego tak. Jednak pożądanie i wyuzdanie znowu się pojawiły i wzięły górę nad realnością. Świadomość, że „obcy”, to urojenie, pozwoliła jej spokojnie zamknąć oczy i powrócić do Barbary.
Znowu była w kominkowej sali zajazdu. Leżała bezwstydnie na kosmatym torsie turonia, z rozrzuconymi rękami i nogami. Barbara tym razem stała z boku, przy głowie Magdy, która usilnie myślała, co się może wydarzyć, aż się wydarzyło. Kobieta pochyliła się, a jej przepiękne piersi dotknęły twarzy. Bujając się, głaskały po policzkach, a twarde i szorstkie sutki rysowały jakieś linie i figury. Magda usiłowała je uchwycić wargami i poczuć ich aksamitność. Barbara zaczęła się przesuwać ku dołowi. Przez szyję i dekolt wreszcie dotarła do piersi Magdy, zetknęły się ze sobą i przepłynęła między nimi jakaś energia. Dalej piersi Barbary masowały cały tułów Magdy swym ciężarem, a czarne brodawki sutków rysowały po nim swą szorstkością. Magda zaczęła myśleć, co się zaraz stanie i po chwili się stało. Twarz Barbary zaczęła wchodzić pomiędzy uda Magdy, gdzie zniknęła…
Zgasło światło.
Rzeczy zaczęły dziać się samoistnie. Ostrość widzenia, wszystkie mięśnie, oddech i wydawane dźwięki wyrwały się spoza jakiejkolwiek kontroli, aż doszło do eksplozji nagromadzonego i jakiegoś skumulowanego ładunku elektromagnetycznego. Rozchodząca się fala przeszyła ciało, od środka do wszystkich jego krańców, prostując ręce i nogi, dłonie i stopy oraz każdy z palców, a na czubku głowy włosy stanęły dęba. Po chwili odbite fale ruszyły w drogę powrotną, by znowu się skumulować w samym środku. Siła, z jaką zacisnęły się mięśnie, wyrzuciła biodra do góry, a ponowna eksplozja wysłała kolejną gorącą falę do krańców zakończeń wszystkich kończyn.
Tak jeszcze dwa, może trzy razy, podczas których jedyny kontakt z fizyczną rzeczywistością to uderzenia o materac łóżka, unoszonego niezbadaną siłą ciała, aż w pewnej chwili kolejna odbita fala powrotna nie eksplodowała jak poprzednie, tylko pulsująco i jakoś rytmicznie rozlała całą tą energie równomiernie po całej Magdzie, wprowadzając ją w stan błogości i spokoju, jeszcze lewitującą gdzieś w przestrzeni.
Tylko kilka wstrząsów na wspomnienia przeżyć sprzed chwili i ponownie znalazła się w ciemnym pokoju rzeczywistości. Pozbawiona jakiegokolwiek napięcia. Jakby się urodziła na nowo i wróciła do dzieciństwa, kiedy wszystko było uporządkowane i kiedy nie musiała podejmować żadnych decyzji, przechodzić napięć nerwowych i hormonalnych. Przesuwająca się dłoń ku górze zahaczyła o sutki i brodawki, tak twarde i szorstkie, jak jeszcze nigdy nie były. Palce były pomarszczone od wilgoci, z której się przed chwilą wynurzyły i pachniały zapachem, którym jeszcze nigdy nie pachniały, który wywołał jeszcze kilka wstrząsów. O fizyczności i realności, czego doświadczyła, przypominały niekontrolowane i delikatne skurcze tam na dole. Jakieś cykanie, tak jakby poza świadomością jeszcze się pieściła. To co do tej pory odczuwała tylko punktowo z przodu, teraz wypełniało całe ciało.
Powoli zatapiała się w błogim usypianiu.
– Siostra! … Siostra! – Magda poczuła szarpnięcia, za ramię.
– Siostra. Ale dałaś ognia. Normalnie bez kontaktu, przez godzinę. Hyhy – Magda ujrzała Beatę, przy łóżku, która była rozedrgana i rozpalona. Gorąco od niej biło, jak od jakiegoś piecyka.
Tylko Beata tak się do Magdy zwracała i tylko do Magdy. Gdyby Magda mogła, toby się z Beatą nie przyjaźniła, ale nie mogła, bo to Beata się z nią przyjaźniła i tą przyjaźnią sterowała.
Beata była doskonała i mogła nie tylko imponować, ale i wpędzać w kompleksy. Bezwzględnie inteligentna i zdolna. Bez jakichkolwiek problemów w szkole i korepetycji. Wszystko jej przychodziło łatwo. Grała na fortepianie, gitarze, klarnecie i flecie. Jej niski, lekko zachrypnięty, ale o dobrej rozpiętości głos, wzbudzał zachwyt, gdy śpiewała, a przy wykonaniach sprośnych piosenek nie wywoływał zgorszenia. Jej doskonałość i łatwość osiągania wszystkiego, co chce, powodowała, że mogła mieć wszystko w dupie, i z tej możliwości chętnie korzystała.
– Opowiadaj siostra.
– Co opowiadać – bąknęła Magda.
– No kurwa, jak było, co się śniło. – W tym momencie, dotarło do Magdy, że w pokoju rozegrał się jakiś spektakl z nią w roli głównej, przy publiczności w osobie Beaty.
Wydarzenia z Zajazdu Czarda z przyczyn oczywistych nie mogły zostać ujawnione. Magda postanowiła powiedzieć, że śnił jej się ksiądz Jacek. To był ich jedyny wspólny temat odnoszący się do fantazji o mężczyznach, jak i powszechnie wywoływał miętę chyba w całej damskiej parafii.
– Dawaj siostra – Beata wskoczyła do swojego łóżka i z twarzą w poduszce, nie zwracając uwagi na obecność Magdy rozpoczęła taniec pupy, w rytm stuków i skrzypień drewnianego mebla.
Magda opowiadała o spotkaniu w windzie i jak się zaczęli całować.
– Nie pierdol siostra! Ty się pieprzyłaś! Pieprzyłaś się na maksa! Przechodź do pieprzenia! – Beata prawie piszczała, a łóżko skrzypiało.
Nie mając żadnego pomysłu, Magda zaczęła zdradzać tajemnicę najczęściej towarzyszącą w jej sekretnych chwilach. Obraz męskiego torsu przesuwającego się nad jej twarzą, a ona może go pieścić ustami, a męskie ciało pieści jej usta. Starała się przy tym wymyślić, jak opisać pełny seks z mężczyzną, którego jeszcze nie miała. Kontynuowała więc dotykanie, całowanie, oplatanie nogami i rękami, i pieszczenie różnych części ciała.
– Jacek? – dobiegło znad poduszki.
– Nie. – Magda cały czas starała się wymyślić opis finału.
– Hyyy? – usłyszała, jakby ponaglenie
– Brad Pitt. – Stukanie łóżka przeszło w 2 następujące łomoty i nastała chwila ciszy.
– Trzeeciii! – jakby padła bramka podczas meczu
Zaległa cisza.
Leżąca na wznak Magda, przekręciła głowę w kierunku łóżka koleżanki. Gdy wzrok dostosował ostrość i jasność, Magda spojrzała z niedowierzaniem, bo jej oczom ukazała się…
Syrena!?
Na tle okna, w świetle nocnego nieba, objawił się monumentalny i mitologiczny widok. Nogi jak uniesiona płetwa rybiego ogona, wynurzająca się z jednej strony fal pościeli, a z drugiej strony, wynurzał się, wygięty do pionu, a nawet bardziej tułów kobiety z ikonicznymi piersiami, wypchniętymi maksymalnie ku przodowi, z głową rzuconą do tyłu, z rozchylonymi ustami, zapatrzona w sufit, z opadającymi włosami, ułożonymi przez wiatr.
Jakby ktoś spytał co widać, a Magda by nie wiedziała, że to Beata, bez wahania odpowiedziałaby, że brąz lub marmur. Beata utrzymywała taką pozycję jeszcze przez kilka chwil – co też mogło być źródłem kompleksów u koleżanek – aż głowa opadła do przodu, a po chwili cały „pomnik” runą na łóżko. Beata zrobiła żabę i znieruchomiała.
Magda obudziła się, gdy było jeszcze szaro. Była całkowicie wyspana, wypoczęta i pełna energii. Wstała i poszła do łazienki. Przed lustrem patrzyła na swoje odbicie i widziała siebie taką, jakiej jeszcze nie widziała. Jej oczy, jakby rozjaśniały, a ogólny wyraz twarzy, był bardziej pogodny i otwarty. Piersi też były jakby ładniejsze. Ubrała się, posłała łóżko i zaczęła przeglądać telefon. Beata jeszcze spała, w różowej piżamie, odkryta, w pozycji na żabę, tak jak zastygła w nocy.
– Kurwa, siostra. Będzie afera? – Dobiegło z poduszki Beaty.
– Obudź się. – Magda pomyślała, że koleżanka jeszcze coś bredzi przez sen.
Gdy Beata wstała, Magda zauważyła, że twarz miała też bardziej pogodną niż zwykle.
Beata układała sobie włosy, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Magda zdążyła tylko przekręcić klucz, gdy do pokoju wpadła cała czerwona Ewcia. – 12-letnia paskuda. Swoją wścibskością i natrętnością wkurzała niemal wszystkich.
– Przed śniadaniem do Izy! – Ewcia wycharczała z zachwytem.
Stała, spoglądając, to na Magdę, to na Beatę, oczekując jakiejś reakcji. W leginsach wyglądała jak jakaś głupsza siostra Crazy Froga. Jakby wyobrazić sobie brzmienie jej oddechu, byłby to właśnie charkot. Tkwiła nieustępliwie i wyczekująco.
– No i …? Beata rzuciła spokojnym głosem, nie przerywając czynności przy włosach.
– Co i? – Ewcia skierowała się do Beaty, w przekonaniu, że należy jej się jakaś satysfakcja przekazania wiadomości.
– No i spierdalaj. – Beata skończyła kuca.
Ewcia, ociągając się, jak najwolniej zaczęła kierować się do drzwi w nadziei, że jeszcze dotrą do jej uszu jakieś informacje, na które była tak łasa. Gdy drzwi się zamknęły, dziewczyny postały trochę w milczeniu, po czym Beata podeszła i uchyliła drzwi.
– Spierdalaj. – Z korytarza dobiegł tupot paskudy.
Magda wodziła wzrokiem po drewnianych ścianach, drewnianej podłodze, suficie i meblach drewnianego pensjonatu. Już w pełni do niej dotarło, do czego doszło, ale jeszcze nie potrafiła sobie wyobrazić, co będzie.
– No to mamy aferę. – Rzuciła Beata ze spokojem, którego Magda w ogóle nie podzielała.
– Co zatem trzeba sobie powiedzieć? – Beata kontynuowała.
– A chuj tam! – powiedziały obie naraz.
Magda znała to powiedzenie Beaty, obeznanej z niejedną aferką, która zawsze jej jakoś uchodziła. Nie zadziałało. Magdy niepokój cały czas się utrzymywał. Na korytarzu, dziewczyny zapukały do zamkniętych drzwi.
– Proszę. – Gdyby nie szlafrok o kształcie gnoma, stałyby przed przepiękną, doskonale zbudowaną kobietą, około 32 lat. Iza wstała od stolika.
– Kurwa, dziewczyny. – Iza nie stroniła od rzucania mięsem w kierunku starszych dziewczyn.
– Ja nie pytam. Wy nie mówicie i wylatujecie.
– Ale czy ….? – Magda zaczęła, ale Iza jej przerwała.
– Co potem, okaże się potem. – Odpowiedziała na niezadane, ale przewidziane pytanie.
– Po śniadaniu odjazd. Rodzice już dostali informację, o zakłóceniu ciszy. – Iza zaczęła się im bardziej przyglądać.
– To wam chyba, kurwa, służy. – Uśmiechnęła się.
– A teraz out. – Uznała sprawę za zakończoną.
Dziewczyny wstępnie spakowały plecaki, jeszcze przed śniadaniem. Z jadalni dobiegał jak zwykle głośny gwar. Gdy stanęły w progu, nagle rozległ się dźwięk, jakby ktoś kopnął w skrzynię pełną sztućców. Zaległa kompletna cisza. Wszystkie twarze gapiły się na wejście. Jedne były czerwone drugie blade, a jeszcze takie, którym bladość przechodziła w czerwień i z powrotem. Właściciel pensjonatu, za bufetem stał nieruchomo z opadniętą szczęką i termosem w ręku, którego nie zdążył postawić przed tym, jak zastygł. Przy stoliku kadry, jedynie Iza wykonywała jakieś ruchy dłońmi, tak jakby starała swoje usta powstrzymać od śmiechu. Magda odczuwała potworną żenadę i chciała najlepiej zapaść się pod ziemię. Za to Beata wypięła pierś i dumnie pociągnęła koleżankę za sobą. Płynęła przez salę z dostojeństwem, aż dotarły do stolika, przy którym już siedziały Maria z Kaśką. Maria najstarsza, a Kaśka, najmłodsza z tej grupy i trochę nie ogarniała, ale w sumie fajna.
Gwar powrócił do jadalni.
– Ale żeście pojechały w nocy, laski. – Zagaiła szeptem Maria, nie podnosząc wzroku, zamiast dzień dobry.
– Bardzo nahałasowałyśmy? – Beata przysunęła się do Marii.
– Nahałasowałyście może nie tak mocno, ale się zrobiło trochę, hym… parno. – Maria odpowiedziała tajemniczo dwuznacznie.
– Raczej porno. – Zachichotała czerwona na twarzy Kaśka.
– Czy wy jesteście…?
– Wpierdalaj swoją parówkę z jajkami. – Beata przerwała Kaśce, na której talerzu, między innymi była parówka i dwie połówki jajka.
– Co powiedziała Iza? – Maria spytała spokojnym głosem.
Beata odepchnęła krzesło z Ewcią do właściwego stolika.
– Nic.
– Wyjebała nas. – Równie spokojnie odpowiedziała Beata.
Nastała chwila ciszy.
– O matko, a ja sobie wyobraziłam…! – Nagle Kaśka dostała ponownie rumieńców.
Wszystkie trzy gruchnęły śmiechem, pomimo że Magdzie nie było do śmiechu. Po chwili dołączyła również Kaśka.
Magda stała na przystanku z plecakami, gdy Beata poszła do trochę oddalonego sklepu. Do przyjazdu autobusu było jeszcze kilkanaście minut. Gdy zobaczyła powracającą Beatę, spostrzegła coś nietypowego. Beata dość szybkim krokiem wróciła na przystanek.
– Dawaj siostra siatę. – Magda miała na ramieniu płócienną torbę.
– Podjebałam dla nas piwko. – Pełna zachwytu wydobyła spod kurtki czteropak Tyskiego.
Magda się cofnęła.
– Sis, kurwa otwieraj siatę, bo nas jeszcze za te browary zhaltują. – Zdezorientowana Beata stała z czteropakiem na wierzchu. Nadjeżdżał ciągnik z przyczepą. Magda błyskawicznie wyrwała czteropak i wrzuciła do przejeżdżającej piaskarki.
– Popierdoliło cię!? Czy co!? – Beata była kompletnie zaskoczona i wściekła.
W tym momencie obok dziewczyn ostro zahamował radiowóz i wyskoczyło dwoje policjantów. Od strony sklepu biegła wzburzona kobieta.
– To ta złodziejka! Złodziejka jedna!
– Piwa ukradła, złodziejka!
– Na pewno dała tej drugiej, do torby. – Stojące plecaki nie wyglądały jako możliwe miejsce szybkiego ukrycia złodziejskiego łupu.
– Jyndrysowo, spokojnie, zaroz bedziemy syćko wiedzieć, co i jak. – Policjantka poprosiła o dokumenty i skinęła ręką w kierunku Magdy, która spokojnie jej oddała płócienną torbę.
– Ni ma piwa. – Policjantka zwróciła się do kobiety.
– No przecież widziałam.
– Podejrzana była. Jak potem zajrzałam, to jednej zgrzewki brakowało.
– Przeca jo zaglądała. Powiadóm ci ni ma piwa. Idźze se juz ku sobie.
Kobieta, kompletnie zbita z pantałyku, odeszła w kierunku sklepu. Policjantka, jeszcze sprawdziła dokumenty, wypytała co tu robią, po co i dlaczego, sprawdziła czy mają pieniądze na podróż, poleciła jechać prosto do domu, pożegnała i radiowóz odjechał. Tym razem, to Magda odpowiadała swobodnie i pewnie na wypytywanie policji. Beata stała spięta niepewna i blada.
W autobusie usiadły na końcu, w milczeniu. Beata cały czas blada.
– Ta twoja opowieść w nocy, to nie powiedziałaś mi prawdy, nie to ci śniło śniło.
– Nie byłaś szczera. – Niepewnym głosem i jakby z żalem, odezwała się Beata.
Magda uśmiechnęła się i przyjaźnie trzepnęła koleżankę w kuca.
Autobus mijał tablicę: „Czarda 2 km”.
Amarok
Jak Ci się podobało?