Inspekcja (I)
6 września 2025
4 godz 26 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Pierwsze promienie słońca musnęły jej policzek, gdy uchylone okno wpuściło do sypialni ciepły powiew. Anita przeciągnęła się leniwie, czując, jak kosmyki jej kasztanowych włosów rozsypują się na poduszce. Otworzyła oczy i westchnęła ciężko. To miał być jej ostatni tydzień pracy w szpitalu.
Odwróciła głowę i spojrzała na Roberta. Spał spokojnie, a na jego ustach błąkał się cień uśmiechu. Mimo pięćdziesięciu pięciu lat wciąż imponował jej sylwetką, wysportowany, zadbany, z tą męską pewnością siebie, która rozbrajała ją od pierwszego dnia znajomości. Różnica wieku nigdy nie była dla niej przeszkodą. Wręcz przeciwnie dawała jej stabilność, której inni mogli jej tylko zazdrościć.
Przesunęła dłonią po brzuchu, zatrzymując ją niżej. Rozchyliła lekko uda, spoglądając na swoją cipkę. Wargi były pełne i zaróżowione, a na włoskach połyskiwały zaschnięte kropelki spermy. Uśmiechnęła się do siebie, myśląc, że może właśnie teraz udało im się począć drugie dziecko.
„Bez prysznica się nie obejdzie” pomyślała
W łazience stanęła przed lustrem. Jej zielone oczy błyszczały, sylwetka smukła, ale pełna kobiecych kształtów, prezentowała się nienagannie. Złapała piersi dłońmi i lekko ścisnęła, obserwując, jak jędrne miseczki C układają się w jej dłoniach. „Może już niedługo staną się jeszcze większe” pomyślała, wyobrażając sobie, jak jej ciało zmieni się w ciąży.
Weszła pod prysznic. Strumień gorącej wody spłukiwał z niej resztki spermy i potu, jednocześnie pobudzając ciało. Przesunęła dłonią po udzie, potem między nogami, pozwalając sobie na krótką chwilę przyjemności. Ale czas gonił, musiała się szykować do pracy.
Kilka minut później była gotowa: białe koronkowe stringi, do tego stanik z tej samej bielizny, na wierzch lekka bluzka i czarne, dopasowane spodnie, które podkreślały linię bioder i zgrabny tyłek. Makijaż ograniczyła do podkreślenia oczu, a włosy związała w luźny kucyk.
Zajrzała jeszcze do pokoju Mateusza. Chłopiec spał spokojnie, przytulony do pluszaka. Anita poprawiła mu kołdrę i z czułością pogładziła po włosach. Potem wyszła z domu, starając się nie obudzić Roberta.
Na podjeździe czekała jej „Madzia”, wysłużona Mazda, którą mimo wieku wciąż darzyła sympatią. Po kilku minutach jazdy zaparkowała na szpitalnym parkingu. Spojrzała na stojący obok radiowóz „Pewnie znowu przywieźli jakiegoś pijaka.”
Weszła do środka i niemal od razu dopadła ją Ela, jej koleżanka z oddziału. Twarz miała bladą była wystraszona
– Ty wiesz, co się stało?!
Anita spojrzała na nią pytająco.
– Kontrola! Ela zbliżyła się jeszcze bardziej.
– Wczoraj zabrali od nas pacjenta i przewieźli do szpitala w centrum gdzie zmarł. Podobno przedawkowanie leków. Jakiś lekarz od razu narobił szumu!
Anita uniosła brwi, po czym wzruszyła ramionami.
– Tym lepiej, że odchodzę. To miejsce jest toksyczne.
– Masz rację…
Przyznała Ela, choć jej spojrzenie zdradzało niepokój.
– A właśnie, dyrektor Karolak cię szuka.
Na dźwięk jego nazwiska Anita przewróciła oczami. Karolak to człowiek, którego nie znosiła i z którym od dawna toczyła ciche wojny. Plotki o jego skłonnościach do molestowania krążyły po całym szpitalu, ale przy niej nigdy nie spróbował, wiedział, że jest zbyt twarda i zbyt nieprzystępna. Gardziła nim i nie kryła tego, zwłaszcza kiedy pisała raporty do zarządu, zawsze wtedy, gdy widziała nadużycia.
– Dzięki Elu
Z ciężkim westchnieniem ruszyła korytarzem w stronę jego gabinetu. Kiedy stanęła pod drzwiami, przez chwilę wahała się, sięgnęła do kieszeni i wyjęła telefon. Kilkoma szybkimi ruchami włączyła nagrywanie, a urządzenie wsunęła z powrotem do kieszeni, tak by mikrofon wystawał minimalnie na zewnątrz. Wiedziała, że to ryzykowne, ale też, że tylko tak może się chronić. Zapukała, po chwili dobiegł stłumiony, ochrypły głos:
– Proszę!
Weszła i stanęła przed biurkiem, za którym siedział Karolak. Sześćdziesięcioletni, otyły mężczyzna, którego widok zawsze budził w niej odrazę. Na biurku leżała sterta dokumentów. Karolak wyjął z szuflady kilka kartek i rzucił je przed siebie.
– Jest kilka spraw do omówienia. Zacznijmy od twojego wypowiedzenia. Podpisałem je, nawet wystawiłem ci pozytywną opinię choć może zrobiłem to zbyt pochopnie.
Anita skrzyżowała ramiona, patrząc na niego z lekceważeniem.
– To mnie nie interesuje. I tak odchodzę.
Karolak uśmiechnął się.
– Jak zauważyłaś, mamy dziś kontrolę. Wczoraj zabrano pacjenta w ciężkim stanie do szpitala w centrum. Tam zmarł. Wyciągnął laptopa i obrócił ekran w stronę Anity. Pacjent otrzymał śmiertelną dawkę adrenaliny zamiast acebutololu.
Spojrzała w stronę laptopa.
– No i co z tego? Ludzie umierają w tym szpitalu codziennie. To miejsce to jedna wielka pomyłka, więc naprawdę kolejny trup na liście nic mnie nie obchodzi.
Nachyliła się lekko nad biurkiem, mrużąc oczy.
– Zresztą, jeśli ktoś tu ma krew na rękach, to właśnie pan. Od lat tnie pan koszty tam, gdzie nie trzeba, na lekach, sprzęcie, personelu. Może teraz wreszcie ktoś spojrzy wyżej i zapyta, kto naprawdę odpowiada za te zgony.
Na twarzy Karolaka pojawił się uśmiech pełen złośliwej satysfakcji. Ani jej słowa, ani pogarda w głosie nie wyprowadziły go z równowagi wręcz przeciwnie, wyglądał, jakby tylko na to czekał. Bez słowa na laptopie włączył nagranie z kamery w pokoju wydawania leków. Na ekranie, wśród półek z medykamentami, wyraźnie było widać pielęgniarkę sięgającą po ampułkę. To była ona. Anita wpatrywała się w ekran, nie dowierzając własnym oczom. Kamera uchwyciła ją wyraźnie, to ona podała lek. Karolak podniósł się z fotela, ociężale obszedł biurko i stanął tuż obok.
– Tak, kretynko! Mieliśmy tutaj dwóch Nowackich! Pomyliłaś pacjentów! Podałaś adrenalinę zamiast acebutololu!
Anita zacisnęła dłonie w pięści. Próbowała znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie, ale w głowie miała pustkę. Zawsze wszystko sprawdzała dokładnie, zawsze była ostrożna. Teraz jednak fakty mówiły same za siebie, przez jej pomyłkę młody facet stracił życie.
Karolak rozłożył teatralnie ręce.
– Zobrazuję ci sytuację. Po korytarzach kręci się już policja, za chwilę pojawi się śledczy. Wystarczy, że udostępnię mu to nagranie i zadzwonię do prokuratora. Mało tego zgłoszę się jeszcze jako oskarżyciel posiłkowy i dopilnuję, żebyś dostała jak najwyższy wyrok za nieumyślne spowodowanie śmierci. Kilka najbliższych lat spędzisz w więzieniu.
Anicie zaszkliły się oczy. Łzy mieszały się z rozmazującym się tuszem, spływając po policzkach.
– Nie mogę, mam dziecko. Staramy się z Robertem o kolejne. Nie mogę iść do więzienia.
Karolak pochylił się nad nią, tak blisko, że poczuła jego cuchnący oddech.
– Możemy o tym porozmawiać. Ale najpierw oddaj mi swój telefon!
Kiedy zwlekała, stuknął palcami w blat.
– Na co czekasz?
Anita poczuła się jak mała dziewczynka przyłapana na czymś zakazanym. Szlochając, wyjęła telefon z kieszeni i podała mu go.
Karolak skasował nagranie i wyrwał kartę SIM, rzucając ją na blat.
– Myślałaś, że mnie nagrasz? Ty głupia, naiwna suko! Przez te wszystkie lata zdążyłem cię już dobrze poznać!
– Zapłacisz teraz za te wszystkie donosy i twoje wyniosłe spojrzenia!
Nachylił się tak blisko, że poczuła jego cuchnący oddech.
– Masz wybór. Albo pójdziesz siedzieć, albo zrobisz, co ci każę.
Po chwili rzekł:
– Od jutra idziesz pracować w firmie House Ranking, będziesz spełniać każde życzenie klientów. Obciągać, lizać, rozkładać nogi, kiedy tylko kiwną palcem. Dla nich będziesz niczym więcej jak tanią dziwką na sprzedaż. A jeśli jutro z jakiś powodów postanowisz się tam nie pojawić o dziewiątej rano, to w południe będzie cię szukać policja w całym kraju.
Karolak chwycił palcami małą kartę SIM i cisnął ją w jej twarz.
– A teraz wypierdalaj, bo jak zostaniesz tu choć minutę dłużej, to sam cię wypchnę za drzwi i jeszcze na koniec sprzedam kopa w dupę!
Anita podniosła kartę z podłogi, wstała chwiejnym ruchem i wybiegła na korytarz, nie oglądając się za siebie. Omiatała wzrokiem posadzkę, unikając kontaktu z mijanymi koleżankami, które rzucały w jej stronę ukradkowe, pełne zdziwienia spojrzenia. Szła najszybciej, jak tylko potrafiła, nie zatrzymując się, dopiero na parkingu pozwoliła sobie na oddech. Wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i przez kilkanaście minut siedziała w bezruchu, wpatrzona w kierownicę. Myśli krążyły jak w błędnym kole. Wracała do nazwiska Nowacki, próbowała odtworzyć w pamięci tamten moment z lekami, ale obraz rozmazywał się, roztrzaskany o upokorzenie, którego doznała w gabinecie Karolaka. W końcu przekręciła kluczyk w stacyjce. Silnik ożył, ale jej dłonie drżały tak mocno, że nie potrafiła nawet ruszyć z miejsca. Gdy w końcu wyjechała z parkingu, o mało nie zahaczyła o stojący obok samochód. Pojechała w stronę parku świętego Franciszka. Tam, parkując bez trudu, odetchnęła głębiej. Początek wiosny był łaskawy, nie padało, powietrze pachniało ziemią i młodymi liśćmi. Przeszła kilka kroków i usiadła na ławce. Wyjęła z torebki paczkę wilgotnych chusteczek, starając się zetrzeć ślady łez i rozmazanego makijażu. Nie mogła przecież wrócić do domu w takim stanie. Co by powiedziała Robertowi?
Czas płynął niepostrzeżenie. Siedziała, wpatrując się w alejki, analizując wszystko raz jeszcze. Wina, wstyd, strach to wszystko kotłowało się w niej jednocześnie. Po kilku godzinach bezowocnego roztrząsania postanowiła, że nie może się poddać. Musi znaleźć rozwiązanie. Pierwszym krokiem był nowy telefon. Wróciła do auta, ruszyła w stronę galerii gdzie, korzystając z oszczędności, kupiła najtańszego smartfona. Później usiadła w Starbucksie z kubkiem latte i spokojnie włożyła do nowego telefonu kartę SIM. Ulga, gdy odzyskała dostęp do sieci, była niemal fizyczna. Jeszcze przez chwilę nie mogła przypomnieć sobie nazwy firmy, o której mówił Karolak. W końcu wymówiła ją półgłosem: „House Ranking”. Wpisała w wyszukiwarkę. Wyniki były imponujące, elegancka strona, opinie na pięć gwiazdek, zdjęcia nowoczesnych biur i luksusowych nieruchomości. Wszystko wyglądało zbyt idealnie. Zastanawiała się, gdzie tkwi pułapka. Co łączy Karolaka z tym miejscem? Kim naprawdę był ten ich prezes? Zanim się obejrzała, zrobiło się późno. Westchnęła ciężko i uznała, że pora wracać mniej więcej o tej godzinie i tak kończyła zwykle zmianę w szpitalu.
Po wejściu do domu przeszła obok Roberta, który siedział na dywanie z Mateuszem, budując zamek z klocków. Wymamrotała tylko „cześć” i od razu zamknęła się w łazience. Prysznic trwał długo. Stała pod strumieniem wody, jakby chciała zmyć z siebie cały brud dnia, wszystkie poniżenia i poczucie winy za śmierć młodego człowieka. Bo przecież to ona podała mu lek, obojętnie, czy przez nieuwagę, czy przez chaos w dokumentacji. Nie mogła powiedzieć Robertowi prawdy. Zbyt dobrze znała układy Karolaka, jego koneksje sięgały policji, prokuratury, a nawet polityków. Żaden adwokat nie wygrałby z takim układem. Gdy wreszcie wyszła z łazienki, miała na twarzy sztuczny uśmiech. Powiedziała mężowi, że źle się czuje i pewnie to przez stres związany ze zmianą pracy. Reszta dnia minęła względnie normalnie, jak w domu, w którym nic złego się nie wydarzyło. Zanim poszła spać, połknęła tabletki na uspokojenie. Robert, widząc jej stan, nie nalegał, by spróbowali „kolejny raz”. Pozwolił jej odpocząć. Kiedy zasnęła, pogrążona w niespokojnym śnie, czuwał obok niej w ciszy.
Alarm w telefonie rozdzwonił się o 6:00 ostrym, natarczywym dźwiękiem. Anita otworzyła oczy i przez chwilę leżała nieruchomo, wpatrując się w sufit. Miała przez chwilę nadzieję, że minionej nocy śnił jej się koszmar. Ale wspomnienia z dnia wczorajszego uderzyły ją z całą mocą. Westchnęła, podniosła się z łóżka i poszła do łazienki. Prysznic był szybki, bardziej praktyczny niż przyjemny. Ubrała świeżą bieliznę i czystą bluzkę, zakładając te same czarne spodnie. Rozczesała włosy, użyła tańszych perfum o zapachu wanilii i która miała dodać jej choć odrobinę otuchy.
Przez chwilę wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze i rozważała coś, co jeszcze wczoraj uznałaby za niedorzeczne:
„Może powinnam pójść prosto na policję i sama wszystko zgłosić?”
W jednej chwili w głowie wyobraziła sobie salę sądową, oskarżyciela, Karolaka triumfującego w roli świadka, a potem wyrok: Dziesięć lat więzienia. „On zrobi wszystko, żeby mnie pogrążyć” pomyślała. Wizja zimnej celi i lat spędzonych z dala od syna i Roberta była gorsza niż to, co miało ją czekać w House Ranking.
O ósmej trzydzieści wsiadła do Mazdy i ruszyła w stronę nowego miejsca pracy. Droga wydawała się nienaturalnie długa, jakby każdy zakręt zwlekał z doprowadzeniem jej do celu. Gdy skręciła w Pogonowskiego, od razu zauważyła budynek. Potężny gmach wyrastał ponad okoliczne kamienice, siedem pięter szkła i stali dominowało nad rzędem starych, trzypiętrowych bloków. Na froncie widniał szyld: „House Ranking”, a tuż pod nim adres: Pogonowskiego 199.
Zaparkowała w miejscu dla klientów i na moment została w samochodzie. Spojrzała w telefon” 8:50”
Serce waliło jej jak młot. „Odwagi” wyszeptała do siebie i wysiadła.
Automatyczne drzwi otworzyły się bezszelestnie, wpuszczając ją do chłodnego holu. Za recepcyjnym biurkiem siedział ochroniarz. Wyglądał na nieco ponad trzydzieści lat, szerokie ramiona podkreślała granatowa koszula z naszywką firmy ochroniarskiej. Miał krótko przystrzyżone włosy, ciemne oczy i kilkudniowy zarost, który dodawał mu surowości. Gdy tylko zobaczył Anitę, jego spojrzenie zmiękło, przez krótką chwilę patrzył na nią z wyraźnym zainteresowaniem w jego oczach, pojawił się błysk, jakby nagle znalazł się w innym świecie. Podobała mu się, to było oczywiste.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? Zapytał głosem, w którym pobrzmiewała uprzejmość.
– Jestem umówiona w sprawie pracy. Odpowiedziała cicho.
Na jego twarzy pojawił się cień smutku, jakby w jednej chwili coś w nim zgasło. Z żalem skinął głową i wskazał jej drogę do windy.
– Proszę iść korytarzem, potem w lewo, następnie windą na szóste piętro.
Jego spojrzenie przez ułamek sekundy zatrzymało się na niej dłużej, pełne niewypowiedzianego żalu.
Po drodze do windy minęła kilku elegancko ubranych ludzi. Kobiety w dopasowanych garsonkach i mężczyzn w garniturach, z teczkami lub telefonami w dłoniach. Ich stonowane rozmowy i szybki krok nadawały korytarzowi atmosferę biurowego pośpiechu. Anita wsiadła do kabiny windy, a gdy drzwi zamknęły się za nią bezszelestnie, sięgnęła dłonią do panelu i nacisnęła guzik z numerem sześć.
Kabina ruszyła płynnie ku górze, a na wyświetlaczu zmieniały się cyfry. Po chwili winda zatrzymała się na szóstym piętrze, drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Wysiadła i ruszyła korytarzem wyłożonym błyszczącym marmurem. Zatrzymała się przed masywnymi, ciemnymi drzwiami z mosiężną tabliczką, na której widniał napis: CEO Xawier Rosenthal.
Zapukała delikatnie.
– Proszę wejść!
Rozległ się głos zza drzwi. Wciąż pełna obaw otworzyła je, po czym zamknęła za sobą i ledwo wydusiła:
– Dzień dobry.
Xawier miał około trzydziestu pięciu lat. Był przystojny, średniego wzrostu, krótko ostrzyżony i ubrany w elegancki garnitur, spod którego wystawał kołnierzyk koszuli jednej z najdroższych marek. Siedział za masywnym biurkiem z ciemnego drewna, a jego spojrzenie od razu skupiło się na Anicie.
Kabina ruszyła płynnie ku górze, a na wyświetlaczu zmieniały się cyfry. Po chwili winda zatrzymała się na szóstym piętrze, drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Anita wysiadła i rozejrzała się, korytarz lśnił od marmurowych płyt, a przy ścianach stali mężczyźni wyglądający jak agenci Secret Service. Czarne garnitury, słuchawki w uszach, twarze niewzruszone. Było ich co najmniej sześciu, dwóch stało tuż przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu CEO. Ich spojrzenia śledziły każdy jej ruch. Zatrzymała się przed masywnymi, ciemnymi drzwiami z mosiężną tabliczką: CEO Xawier Rosenthal. Zapukała delikatnie.
– Proszę wejść! Dobiegł męski głos zza drzwi.
Otworzyła drzwi i weszła do środka. Jej wzrok natychmiast przyciągnęła postać siedząca za wielkim biurkiem z ciemnego drewna. Xawier Rosenthal miał trzydzieści osiem lat, mierzył prawie metr osiemdziesiąt osiem, zbudowany był masywnie, bardziej jak gangster niż sportowiec. Jego twarz, zimną, o mocnych rysach, uzupełniał krótko przycięty zarost i gładko zaczesane do tyłu, czarne włosy błyszczące od żelu. Ciemnobrązowe oczy spojrzały na nią władczo i arogancko. Miał na sobie perfekcyjnie skrojony garnitur Armaniego, śnieżnobiała koszula i wypastowane buty, a w powietrzu unosiła się intensywna woń drogich perfum. Był uosobieniem zimnej elegancji i absolutnej dominacji.
– Dzień dobry… wydusiła cicho.
– Siadaj… wskazał fotel naprzeciwko biurka.
Jego głos był spokojny, ale przesycony pewnością siebie i pogardą. Na biurku leżała otwarta teczka. Anita dostrzegła swoje nazwisko. Jej dokumenty były starannie rozłożone. Xawier przesuwał po nich palcami, jakby smakował każdą informację.
– Studiowałaś farmację przez cztery lata, potem przerwałaś.
Skończyłaś szkołę pielęgniarską i od tamtej pory jesteś w zawodzie.
Podniósł na nią wzrok.
– Pomyłki się zdarzają, czasami umierają ludzie. Tak to już bywa.
Anicie zaschło w gardle.
Xawier sięgnął do szuflady i wyjął nową teczkę. Położył ją obok tej z dokumentami. Na okładce złotymi literami widniał napis: „Slave Anita Kowalska, 32 lata.” Dreszcz przebiegł jej po plecach. Otworzył ją i wsunął do środka jej papiery. Potem wyciągnął kilka fotografii. Na pierwszych widziała swojego syna, Mateusza, jak bawi się na podwórku. Na innych Roberta, gdy wieszał pranie w ogrodzie. Wszystkie ujęcia zrobione były wczoraj. Serce podeszło jej do gardła.
– Co to jest? Po co to panu?
Xawier spojrzał na nią chłodno. To zabezpieczenie na wypadek, gdybyś wpadła na głupi pomysł, żeby się buntować. HR jest bezwzględne. Jeśli zdecydujemy się ciebie pozbyć, nie zaczniemy od ciebie. Najpierw zajmiemy się twoją rodziną. A potem tobą. Sięgnął po telefon, przesunął ekran i odwrócił go w jej stronę.
Anita odruchowo cofnęła głowę, ale obraz pozostał w jej oczach. Zwłoki młodej dziewczyny, posiniaczone, nagie, leżące na brudnym materacu.
– Ta nie dała się zreformować. Koszty się nie zwróciły. Ale zabawa była przednia, gwałciłem ją przez ostatni miesiąc.
Xawier obserwował ją chwilę, jakby smakował jej strach. W końcu odchylił się w fotelu i mówił dalej spokojnym, zimnym głosem.
– Twoja praca na co dzień będzie wyglądała zwyczajnie. Będziesz wykonywać zadania biurowe dla moich menadżerów. Dokumenty, telefony, organizacja spotkań. To na co dzień.
– Poza tym będziesz szkolona, aby spełniać zachcianki naszych klientów.
Nachylił się ku niej i dodał:
– Zostaniesz kurwą. Chyba że będziesz naprawdę się starała… wtedy masz szansę zostać dziwką z wyższej półki.
Anita poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
– Każde przewinienie będzie karane. Cieleśnie. W różny sposób.
W jego oczach błyszczała iskra sadystycznej satysfakcji.
– Będziesz pamiętać każdą karę, bo one zmieniają człowieka. Uczą posłuszeństwa.
Nie dał jej czasu na odpowiedź. Wstał, złapał teczkę i jednym gestem wskazał drzwi.
– Chodź. Pora na pierwszy krok.
Wyszli z biura, dwaj ochroniarze stojący przed drzwiami natychmiast ustawili się z boku, przepuszczając ich. Korytarz pełen marmuru znów wydał się Anicie jak tunel, który prowadzi donikąd. Wsiedli do windy. Xawier nacisnął przycisk oznaczony „-1”. Kabina ruszyła w dół.
– Dlaczego tam jedziemy? Odważyła się spytać cicho.
– Bo w tej firmie obowiązuje zakaz zachodzenia w ciążę.
– Obejrzy cię lekarka i przepisze tabletki antykoncepcyjne.
– Nie chcę… szepnęła.
Nagle winda zatrzymała się gwałtownie, a światło zamigotało. Xawier błyskawicznie złapał ją za gardło i przycisnął do ściany windy. Jego dłoń była silna i nie pozostawiała miejsca na ruch. Przysunął twarz blisko, tak że poczuła jego oddech.
– Gdyby nie to, że obiecałem komuś, iż towar będzie nietknięty, już teraz zerżnąłbym cię w tej windzie! Zapamiętaj jedno: twój świat skończył się wczoraj. Teraz należysz do HR!
Puścił ją nagle, a Anita zachwiała się, chwytając desperacko powietrze. Kabina ruszyła znowu. Po chwili drzwi otworzyły się na poziomie -1. Panowała tam zupełnie inna atmosfera niż w górnych kondygnacjach. Światło było zimne, ściany surowe, a powietrze miało metaliczny posmak. Szli długim korytarzem, aż zatrzymali się przed drzwiami oznaczonymi tabliczką „Laboratorium”. Xawier przesunął kartą magnetyczną, a mechanizm z sykiem zwolnił blokadę. W środku panowała cisza. Pomieszczenie było jasne, chłodne i bezosobowe. Stalowe blaty błyszczały w świetle jarzeniówek,
a powietrze pachniało środkiem dezynfekującym. W tle cicho brzęczały aparaty monitorujące. Wszystko było czyste, perfekcyjnie uporządkowane.
Przy jednym z blatów stała kobieta w białym fartuchu. Smukła sylwetka, ostre rysy twarzy, zimne spojrzenie. Jej ruchy były spokojne, pełne profesjonalnej pewności siebie. Włosy związane były w ciasny kok, a na nosie spoczywały cienkie okulary w stalowych oprawkach.
– Przyprowadziłeś swoją nową zabawkę? – rzuciła chłodno, mierząc Anitę spojrzeniem.
Xawier skrzywił się lekko, ale nie odpowiedział od razu.
– Nie zapominaj, Katarzyno, kto tu decyduje. Powiedział ostrym tonem, choć w jego głosie czaił się cień respektu.
– O tak, ty decydujesz… odparła ironicznie.
– Ale beze mnie twoje „zabawki” dawno by zdechły albo zaszły w ciążę.
Anita stała skulona, zgarbiona, wciąż czując na szyi palący ślad po dłoni Xawiera. Bała się odezwać, jej gardło było ściśnięte, a ręce drżały. Patrzyła w podłogę, unikając spojrzeń.
– Do rzeczy musisz ją zbadać! Uciął Xawier.
Katarzyna skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi po lewej.
-Tutaj nie będziemy się bawić. Chodź za mną!… rzuciła oschle.
Przeszli do mniejszego pomieszczenia obok. Był to mały gabinet ginekologiczny. Białe kafelki lśniły, sprzęt był nowy i sterylny, a w powietrzu unosił się zapach lateksowych rękawiczek i środków czyszczących. Pośrodku stał fotel ginekologiczny.
– Rozbieraj się do naga! – powiedziała Katarzyna chłodno.
Anita spojrzała na nią przerażona, jakby chciała zaprotestować, ale obok stał Xawier, jego obecność nie pozostawiała miejsca na sprzeciw. Drżącymi rękami zaczęła zdejmować ubranie.
– Szybciej! Nie mam całego dnia dla ciebie!
Kiedy Anita rozebrała się, Katarzyna wskazała fotel.
– Siadaj.
Xawier wbił wzrok między jej nogi i przez dłuższą chwilę gapił się na jej cipkę. Nie była ogolona, ciemne, gęste owłosienie kontrastowało z jej bladą skórą. Jego spojrzenie zatrzymało się tam jak przy badaniu trofeum, chłodne i oceniające.
Anita poczuła, jak krew napływa jej do twarzy, serce biło jak oszalałe. Była naga, bezbronna, świadoma, że najbardziej intymna część jej ciała stała się przedmiotem milczącej obserwacji. Anita poczuła, jak krew napływa jej do twarzy, a serce wali w piersi. Była bezbronna i świadoma, że każde jej zawstydzenie było teraz widoczne jak na dłoni. W jego oczach nie było ani cienia współczucia tylko zimna ocena i brutalna ciekawość.
Badanie zaczęło się rutynowo, ale bez śladu empatii. Katarzyna wkładała rękawiczki, sięgała po instrumenty, notowała coś na tablecie.
– Musimy mieć pewność, że jesteś zdrowa. Żadnych chorób, żadnych niespodzianek. Nie tolerujemy słabego towaru.
Pobrała próbki, wymaz, krew, wszystko z profesjonalną dokładnością. Anita czuła się jak eksponat, jak rzecz, której nie pyta się o zgodę. Xawier stał z boku, obserwując w milczeniu, ręce miał splecione za plecami. Jego spojrzenie wbijało się w nią, zimne i natarczywe.
Po badaniu Anita była blada i wyczerpana. Wciąż czuła w ciele chłód tamtych instrumentów i echo upokarzających spojrzeń. Kiedy Katarzyna odsunęła krzesło, spojrzała na nią chłodno.
– To wszystko na dziś możesz się ubrać.
Anita sięgnęła po swoje ubrania, wdzięczna, że może zakryć nagie ciało. Katarzyna zanotowała jeszcze kilka uwag, a potem wstała, ignorując jej obecność.
Xawier podszedł bliżej, rzucił krótkie spojrzenie Katarzynie.
– Jak zwykle, jesteś beznamiętna.
– A ty jak zwykle udajesz, że wszystko kontrolujesz. Do zobaczenia, Rosenthal. Odparła Katarzyna z lekkim uśmiechem
– Oby nie za szybko – odburknął Xawier, odwracając się plecami.
Anita wyczuła napięcie między nimi i wiedziała, że ta dwójka nie darzy się sympatią. To był tylko kolejny krok w świecie, do którego została wrzucona bez możliwości ucieczki. Wsiadła z Xawierem do windy, nie odzywając się ani słowem. Wciąż czuła na szyi ciężar tamtej dłoni, która przycisnęła ją do ściany windy kilka minut wcześniej. Bała się spojrzeć Xawierowi w oczy, trzymała wzrok utkwiony w podłodze.
– Trzecie piętro – rzucił chłodno, naciskając przycisk.
Kabina ruszyła, a Anita poczuła, jak w jej wnętrzu zaczyna się coś łamać. Do tej pory kurczowo trzymała się myśli, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi. Ale teraz rzeczywistość była zbyt twarda, zbyt namacalna. Powoli docierało do niej, że jej świat naprawdę skończył się wczoraj, tak jak mówił Xawier.
Drzwi windy otworzyły się i wyszli na korytarz. Po chwili znaleźli się w przestronnym biurze. Pomieszczenie było jasne, nowoczesne, ale pozbawione ciepła. Stały tu dwa biurka ustawione obok siebie, z komputerami i lampkami biurowymi.
W głębi natomiast znajdowały się drzwi prowadzące do drugiego, zamkniętego gabinetu, miejsca, gdzie urzędował Gabriel, menadżer nazywany „Profesorem”.
Przy jednym z biurek siedziała dziewczyna. Kiedy podniosła wzrok, Anita od razu zauważyła jej filigranową sylwetkę
i dziewczęcą twarz. Była ładna w delikatny, subtelny sposób. Uśmiechnęła się lekko, ale ten uśmiech wyglądał jak maska, która kryła w sobie coś na kształt niepokoju i zmęczenia.
– Od dziś będzie tu pracować. Wdrożysz ją… powiedział chłodno Xawier
-Cześć mam na imię Marta
– Cześć Anita
Usiadły obok siebie. Po raz pierwszy od początku tego koszmaru obok Anity była inna kobieta, żywa, obecna, nie anonimowa.
Poczuła dziwną ulgę, choć podszytą lękiem. Zrozumiała, że nie jest jedyna, ale to oznaczało również,
że inne już wcześniej pogodziły się z losem. „Czy ja też wkrótce będę musiała?”
Marta odwróciła się do niej, nadal z tym wymuszonym uśmiechem.
– Nie martw się, pokażę ci, jak tu wszystko działa.
Anita skinęła głową, czując, jak powoli opada z niej ostatnia nadzieja. Nie była już w stanie zaprotestować. Zaczynała się łamać krok po kroku, z każdą chwilą w tym miejscu, które miało stać się jej nową rzeczywistością.
Xawier spojrzał na nie obie chłodno, po czym skierował się do drzwi prowadzących do wewnętrznego gabinetu.
Zatrzymał się na moment i dodał:
– Profesor pojawi się jutro.
Kiedy Xawier zostawił je same, w biurze na chwilę zapanowała cisza. Anita siedziała obok Marty, skulona, ze spuszczoną głową. Miała wrażenie, że zaraz pęknie, że już nie wytrzyma ani chwili dłużej. Marta spojrzała na nią i jej wymuszony uśmiech nieco zbladł. Nachyliła się lekko, mówiąc ciszej, niemal szeptem:
– Hej… spokojnie. Wiem, co czujesz. Każda z nas przez to przechodziła. Nie jesteś sama.
Jej głos, choć miękki, niósł w sobie cień doświadczenia, które nie dawało złudzeń.
Anita uniosła wzrok i pierwszy raz od rana spojrzała komuś w oczy bez obaw. Widziała w nich coś znajomego, strach, który Marta nauczyła się maskować.
– Nie dam rady… wyszeptała, a łzy zakręciły się w jej oczach.
Marta pokręciła głową. –
Dasz. Musisz. Inaczej oni cię złamią, szybciej niż myślisz. I wtedy będzie już po tobie.
Położyła dłoń na jej ramieniu.
– Uwierz mi, wiem, co mówię.
Przez kilka minut pozwoliła jej oddychać spokojniej, dając czas, by Anita się uspokoiła. Dopiero kiedy ta otarła łzy, Marta sięgnęła do swojego biurka i wyciągnęła plik dokumentów.
– Dobrze, teraz pokażę ci, co mamy robić.
To głównie biurowa robota. Segregujemy papiery, uzupełniamy formularze, odbieramy telefony, a czasem coś przepisujemy. Niby nic wielkiego, ale trzeba być dokładnym. Każdy błąd to dla nich pretekst do kary. Anita kiwnęła głową i przejęła kilka dokumentów. Jej dłonie wciąż lekko drżały, ale czuła, że musi skupić się na czymkolwiek, by nie zwariować.
Marta siedziała obok niej, tłumacząc szczegóły, wskazując rubryki, pokazując gdzie odkładać gotowe papiery.
– Z czasem nauczysz się robić to automatycznie… powiedziała Marta, starając się brzmieć łagodnie.
–A wtedy najgorsze stanie się… codziennością.
Czas płynął powoli, ale każda minuta pracy odciągała Anitę od panicznego strachu. Zaczynała rozumieć, że Marta miała rację trzeba było przetrwać dzień za dniem. Choć w głębi serca wiedziała, że to dopiero początek.
Kiedy wskazówki zegara zbliżały się do siedemnastej, Marta odłożyła długopis i spojrzała na Anitę poważniej.
– Musisz wiedzieć coś jeszcze.
– Jutro poznasz Gabriela. Mówią na niego „Profesor”. Jest menadżerem, ale tak naprawdę… on tu rządzi w biurze, w którym jesteśmy. Nie mówię że w całej firmie… Jej głos stężał.
– Wygląda spokojnie, jakby był ponad wszystkim. Ale nie daj się zwieść. On potrafi być brutalny, bezlitosny. I lubi udowadniać swoją władzę. Każda z nas się go boi.
Anita słuchała w milczeniu, a z każdym słowem czuła, jak w jej wnętrzu zapada się kolejna warstwa nadziei.
Była wykończona i rozbita, a teraz jeszcze miała świadomość, że jutro czeka ją spotkanie z kimś, kto według Marty był jeszcze gorszy niż Xawier.
Kiedy zegar wybił siedemnastą, Marta uśmiechnęła się do Anity blado i powiedziała:
– To był twój pierwszy dzień. Jutro będzie trudniej, ale poradzisz sobie.
Anita skinęła głową, czując zmęczenie w każdej komórce swojego ciała.
Wyszła z biurowca i skierowała się do auta. Całą drogę do domu milczała, patrząc w szybę. Myśli krążyły jej w głowie jak w zamkniętym kole. Obrazy Katarzyny, zimny wzrok Xawiera, słowa Marty, wszystko zlewało się w jedną duszną całość.
„Twój świat skończył się wczoraj” przypomniała sobie. Wciąż miała wrażenie, że to tylko koszmar.
W domu czekał na nią mąż i dziecko. Starała się uśmiechać, choć serce waliło jej jak młot. Obserwowała, jak Robert nalewa zupę, jak Mateusz rysuje kredkami. Chciała zapamiętać tę chwilę normalności. Rozmawiała z nimi, ale jej głos brzmiał obco, jakby należał do kogoś innego.
Wieczorem długo leżała w łóżku, patrząc w sufit. W końcu zasnęła, a sen przyniósł jej obrazy mroczne i splątane.
Poranek był chłodny. Anita wstała wcześnie, długo wybierając ubranie. Zdecydowała się na prostą spódniczkę, bluzkę i buty na obcasie wiedziała, że dziś pozna Gabriela. W drodze do biura czuła narastający ciężar. Każdy metr przybliżał ją do miejsca, w którym coraz bardziej traciła samą siebie.
Drugi dzień pracy rozpoczął się od ciszy, która zawisła w biurze jak ciężka zasłona. Marta i Anita siedziały przy swoich biurkach, obie spięte i milczące. Nagle drzwi otworzyły się i wszedł on… Gabriel. Wysoki, o ostrych rysach, niósł ze sobą chłód i autorytet. W prawej dłoni trzymał wskaźnik, smukły, metalowy, który zdawał się być przedłużeniem jego ręki. Prawie nigdy się z nim nie rozstawał.
– Ustawić się w szeregu! – rzucił sucho.
Obie natychmiast wstały i stanęły obok siebie. Gabriel powoli przeszedł przed nimi, mierząc je spojrzeniem. Zatrzymał się na chwilę, jakby ważył ich wartość.
– Mam na imię Gabriel
– Profesor, jak niektórzy mnie nazywają. Do mnie nie musicie mówić „Proszę Pana”, chyba że będziecie mnie o coś błagać.
Odłożył wskaźnik na blat biurka i otworzył czarną walizkę. Wyjął z niej dwie czarne obroże, szerokie, z metalowym kółkiem z przodu i podsunął je kolejno pod dłonie Marty i Anity.
– To wasz znak przynależności do HR. Od dziś macie je mieć zapięte, zanim przekroczycie próg tego biurowca.
– Założyć teraz!
Marta zapięła obrożę bez słowa; klik metalu odbił się echem o chłodne ściany. Anita zawahała się na moment, czuła, jak drżą jej palce, kiedy prowadziła pasek do klamry. Gdy ta zaskoczyła, metalowe kółko na jej gardle zalśniło w świetle lamp.
– Spóźnienia są niedopuszczalne!
Ciągnął Gabriel, znów obracając w dłoni wskaźnik.
–Kara to dwadzieścia razów linijką na gołą dupę!
– Dress code jest jasny. Czarna krótka mini i białe majtki. Do tego koszule rozpinane, bez staników. Obcasy obowiązkowe. Codziennie rano przeprowadzam inspekcję. Teraz zobaczycie, jak ona wygląda.
Uniósł wskaźnik i wskazał na Martę.
– Rozbierać się od pasa w dół. Majtki też!
Marta posłusznie rozpięła spódniczkę, zsunęła ją powoli, potem majtki. Stała naga od pasa w dół, wyprostowana, z dłońmi opuszczonymi wzdłuż ciała. Na jej twarzy malował się wstyd, ale nie odezwała się ani słowem.
Gabriel obszedł ją wolno, spojrzenie chłodne i analityczne. Musnął wskaźnikiem jej biodro, po czym cofnął się i kiwnął głową.
– Dobrze. Ubierz się.
Jego spojrzenie spoczęło teraz na Anicie.
– Teraz ty. Szybko.
Anita poczuła, jak nogi uginają się pod nią. Rozpięła spódniczkę i zsunęła ją na podłogę, potem zdjęła majtki. Stała naga, czując, jak wstyd parzy ją po skórze.
Gabriel przez chwilę patrzył, potem zmrużył oczy.
– Owłosiona cipa? … jego ton ociekał pogardą.
Podszedł bliżej i chwycił ją brutalnie za włosy łonowe, szarpiąc wycedził przez żeby.
– Nie toleruję owłosienia. Od dziś macie golić się codziennie. I będę to sprawdzał. Nie zrobicie tego to spotka was kara!
Anita aż drgnęła z bólu i upokorzenia, a Marta odwróciła wzrok, zaciskając dłonie.
Gabriel uniósł wskaźnik i stuknął nim w złoty krążek na palcu Anity.
– Zdejmij to!
Anita spojrzała na niego niepewnie.
– Co…?
– Obrączkę kurwa już!
Powoli zdjęła pierścionek i podała mu drżącą dłonią. Gabriel schował go do kieszeni.
– Możesz o niej zapomnieć! Od dziś nie wolno ci dawać dupy mężowi. Wasze ciała należą do HR!
– Żadnych tatuaży, żadnych „ozdób”. Jeśli dostaniecie okres, macie meldować mi to przed inspekcją. Rozumiecie?
Obie kiwnęły głowami w milczeniu.
Wyjął z walizki dwa blistry tabletek i położył je na biurku.
– Tabletki antykoncepcyjne. Codziennie rano. W mojej obecności.
– Ubierać się i zapamiętać zasady.
Wsunął wskaźnik do wewnętrznej kieszeni marynarki, po czym zniknął w swoim gabinecie.
Anita z trudem podniosła spódniczkę z podłogi i ubrała się, cała się trzęsła. Marta stała obok, równie milcząca. Gdy drzwi gabinetu Gabriela zamknęły się, odetchnęła i nachyliła do Anity.
– Najlepiej nie odzywać się, kiedy on mówi… – szepnęła.
– Nie płacz przy nim. To go nakręca. I… trzymaj obrożę w torebce tak, żebyś mogła ją założyć jeszcze przed wejściem do budynku. Za „zapomnienie” potrafi dowalić.
Anita skinęła głową.
Po siedemnastej Anita zjechała windą na parking i wsiadła do swojego auta. Silnik zawarczał, a ona ruszyła w stronę galerii handlowej. Całą drogę milczała, kurczowo trzymając kierownicę. Myśli biegły w kółko: obraz wskaźnika stukającego o obrączkę, klik obroży, ból, gdy pociągnął ją za włosy łonowe.
W galerii chodziła między wieszakami jak cień samej siebie. Brała do rąk czarne minisukienki i spódniczki, mierzyła kilka, wybierała te najprostsze. Do koszyka wpadło kilka par białych majtek, dwie koszule rozpinane i para czarnych szpilek.
Nie chciała patrzeć na swoje odbicie w lustrze przymierzalni, miała wrażenie, że widzi obcą kobietę, która ubiera się nie dla siebie, ale dla kogoś innego. Dla systemu, który ją złamał.
Przy kasie dołożyła jeszcze parę drobiazgów tak żeby w domu wyglądało to jak zwykłe zakupy.
W drodze powrotnej zahaczyła o mały sklep osiedlowy i tam, bez słowa, wzięła żel do golenia i paczkę jednorazowych maszynek. Schowała je głęboko w reklamówce, jakby chciała ukryć dowód przestępstwa.
W domu przywitał ją mąż i syn. Uśmiechnęła się blado, przytuliła Mateusza mocniej niż zwykle. Przy kolacji starała się brzmieć naturalnie, mówiła o „nowej pracy” jako zwykłym biurze. Robert dopytywał, ale unikała szczegółów, chowając się za zmęczeniem. Wieczorem, kiedy Robert kąpał Mateusza, Anita weszła do łazienki i przekręciła zamek.
Wyjęła żel i maszynkę, postawiła na umywalce. Przez chwilę patrzyła w lustro na swoją twarz, na świeżo kupione ubrania leżące w torbie. Potem zdjęła bieliznę, wzięła prysznic i zaczęła golić włosy łonowe. Ruch po ruchu, aż została gładka. Skóra szczypała i delikatnie piekła przy dotyku ręcznika. Posmarowała ją balsamem, następnie ubrała się w piżamę.
Przeczytała Mateuszowi bajkę, pocałowała Roberta krótko. W łóżku odwróciła się na bok i wcisnęła twarz w poduszkę.
Zanim zasnęła, myślała tylko o jednym. „Jutro znowu będę musiała założyć obrożę i znowu stanę naga przed tym potworem.”
Poranek zaczął się zwyczajnie. Anita obudziła się wcześnie, zanim Mateusz zdążył się poruszyć w łóżeczku. Czuła, jak w brzuchu ściska ją na myśl o nadchodzącym dniu. W łazience włożyła świeżo kupioną czarną mini, białe majtki, rozpinaną koszulę bez stanika i szpilki.
Przy stole panowała pozorna normalność. Robert nalewał sobie kawy i chrupał kromkę chleba. Spojrzał na nią uważnie i uniósł brew.
– Wyglądasz dziś… wyzywająco …stwierdził z lekkim uśmiechem.
– Nowa stylizacja?
Anita poczuła ukłucie w sercu.
– Dress code w pracy. Chcą, żeby sekretarki wyglądały profesjonalnie.
Spojrzała na talerz, starając się nie spotkać jego wzroku. „Dobrze, że nie zauważył braku obrączki” pomyślała
– Dre… co?
– A gdzie właściwie teraz pracujesz? – dopytywał Robert, popijając kawę.
– W biurze jednej firmy farmaceutycznej, w centrum.
– Odparła bez wahania, choć czuła, jak w gardle rośnie jej gula.
– Wiesz, dużo papierów, faktur, raportów… Nic ciekawego.
Robert skinął głową.
– No cóż, jeśli płacą dobrze, to świetnie. Dobrze, że mam jeszcze dwa tygodnie wolnego. Będę mógł odbierać Mateusza z przedszkola.
Anita uśmiechnęła się blado, przykrywając dłońmi palce, by nie widział nagiej skóry po obrączce.
Po śniadaniu Anita pożegnała ich i wyszła z domu. Wsiadła do auta, ruszając w stronę biura HR. Na czerwonym świetle zerknęła w lusterko, obroża wciąż była w torebce. Wiedziała, że za chwilę znów kliknie klamra na jej szyi.
W biurze czekała już Marta, spięta i blada. Zanim zdążyły wymienić spojrzenia, drzwi otworzyły się gwałtownie.
Gabriel wszedł trzymając wskaźnik w dłoni.
– Ustawić się w szeregu!
Posłusznie stanęły obok siebie. Gabriel obszedł je wolno, wskaźnik uderzał rytmicznie o jego dłoń.
– Suki gotowe do inspekcji?
– Ty pierwsza! – wskazał na Martę.
Ta bez słowa rozpięła spódniczkę i opuściła majtki.
Gabriel pochylił się, wskaźnikiem musnął jej wzgórek łonowy.
– Dobrze wygolona.
– Łykaj tabletkę!
Rzucił blister na biurko. Marta posłusznie połknęła pigułkę i wytknęła język, pokazując, że przełknęła.
– Grzeczna suka – rzucił i obrócił się do Anity.
– Teraz ty.
Anita rozpięła spódniczkę, zsunęła ją powoli. Potem ściągnęła majtki. Skóra wokół łona była jeszcze zaczerwieniona od wczorajszego golenia.
Gabriel zauważył od razu.
– Widzę cipsko świeżo wygolone!
Chwycił ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
–I tak ma być codziennie!
Puścił ją i stuknął wskaźnikiem w blat biurka.
– Tabletka!
Anita wzięła pigułkę do ust, połknęła ją i niechętnie otworzyła usta, pokazując język. Gabriel przyjrzał się uważnie.
– Dobra suka… uśmiechnął się krzywo.
– Ubierać się!
Obie szybko założyły ubrania, unikając jego spojrzenia. Gabriel przez chwilę jeszcze krążył po biurze, wskaźnik uderzał lekko o jego dłoń. W końcu trzasnął drzwiami i zniknął w swoim gabinecie.
Anita zadrżała, chowając twarz w dłoniach. Marta nachyliła się do niej i szepnęła:
–Lepiej się przyzwyczaj. On taki jest każdego dnia.
Reszta dnia upłynęła w ciszy, przerywanej stukotem klawiatury i oddechami obu kobiet.
Po siedemnastej Anita wyszła z biura. W holu mijała ochroniarza. Spojrzała na jego plakietkę „Paweł”.
– Do widzenia… powiedział spokojnie.
– Do widzenia… odpowiedziała cicho i ruszyła dalej.
Na zewnątrz natychmiast ściągnęła obrożę. Myśl wdarła się w jej głowę: „Nie mogę jej wiecznie trzymać w torebce.
Co będzie, jeśli Robert zauważy?”. W aucie otworzyła schowek, wyjęła pudełko podpasek, rozsunęła je i wsunęła obrożę głęboko do środka, przykrywając z powrotem podpaskami. Schowała pudełko, zamknęła schowek i odetchnęła z ulgą.
W domu przywitała ją rodzina. Starała się uśmiechać, rozmawiać normalnie, choć w środku wszystko w niej krzyczało.
Przy kolacji mówiła o pracy ogólnikami, unikała pytań Roberta. Ukrywała emocje, udając zmęczenie.
Wieczorem Robert przytulił ją w sypialni, muskając szyję.
– Anita… dawno nie byliśmy blisko.
Serce jej zabiło szybciej.
– Kochanie, przepraszam… naprawdę źle się dziś czuję. Potrzebuję odpoczynku.
Robert spojrzał na nią z troską.
– Rozumiem. Nie martw się.
Pocałował ją lekko w czoło.
– Dobranoc.
Odwróciła się na bok, ze ściśniętym gardłem. To był pierwszy raz, odkąd byli razem, kiedy mu odmówiła.
Wyrzuty sumienia paliły ją od środka, ale wiedziała, że nie mogła inaczej.
Kolejne dni zaczęły układać się w rutynę. Codziennie rano Anita i Marta stawały w szeregu przed Gabrielem.
Rozbierały się, poddawały krótkiej inspekcji, a potem dostawały tabletki. Zawsze musiały połknąć je na jego oczach
i wytykać język, by udowodnić, że pigułka nie została ukryta. Dopiero wtedy Gabriel odsyłał je do biurek i sam znikał
w swoim gabinecie. To powtarzało się każdego dnia, jak zegar. Początkowo każde takie spotkanie budziło w Anicie
strach i wstyd, lecz po kilku dniach zauważyła, że przestała już drżeć. Mechanicznie podciągała spódniczkę,
ściągała bieliznę i znosiła spojrzenie Gabriela. Zaczynała się przyzwyczajać.
Praca w biurze była monotonna. Anita przepisywała dokumenty, sporządzała zestawienia, od czasu do czasu
musiała zanieść papiery na inne piętra. Na trzecim i czwartym piętrze widywała inne dziewczyny w obrożach.
Wszystkie miały spuszczone oczy, wszystkie poruszały się szybko i bez słowa. Na niższych piętrach,
od pierwszego do drugiego, panowała zupełnie inna atmosfera, zwykłe biurowe życie, kobiety uśmiechnięte,
pracownicy w garniturach, rozmowy przy automacie z kawą. Kontrast uderzał Anitę za każdym razem, gdy tamtędy przechodziła.
Każdego wieczoru pilnowała, by golić cipkę dokładnie. Stało się to elementem codziennej higieny, tak jak mycie zębów.
Pewnego ranka Anita obudziła się z uczuciem, którego dawno nie znała. Jej ciało było dziwnie rozpalone, między nogami czuła wilgoć. Dotarło do niej, że to tabletki. Zawstydziła się własnego podniecenia, szybko wzięła prysznic i starła ślady, zanim ktokolwiek mógłby coś zauważyć.
W domu Robert kilka razy spoglądał na nią uważniej. Pewnego poranka, kiedy sięgała po filiżankę, dostrzegł, że nie ma stanika pod koszulą.
– Anita, ty… tak do pracy? – spytał zaskoczony.
– Ta koszula lepiej wygląda bez. Zresztą, wszystkie staniki mam w praniu.
Uśmiechnęła się blado i zmieniła temat. Robert nie drążył, ale zmarszczył brwi.
Mijały kolejne dni, robiło się coraz ciężej. Anita przyzwyczaiła się do codziennych inspekcji. Przestały robić na niej wrażenie, były jedynie kolejnym elementem dnia. Bardziej martwiły ją kłamstwa, które mnożyła w rozmowach z Robertem. Każdego dnia musiała coś ukrywać, coś tłumaczyć.
W niedzielę, gdy siedzieli razem w salonie, Robert nagle spojrzał na jej dłoń.
– Anita… a gdzie twoja obrączka? – spytał spokojnie.
Serce jej zamarło. Spojrzała na palec. Przełknęła ślinę i odpowiedziała szybko:
– Zarysowała się, oddałam do jubilera. Mają ją wyczyścić i wypolerować.
Robert patrzył przez chwilę, jakby oceniał jej słowa.
– Trzeba było mi powiedzieć, sam bym zawiózł.
– Wiesz, zapomniałam. Tyle się dzieje w tej pracy. – dodała, spuszczając wzrok.
Robert przesunął dłonią po jej ramieniu.
– W porządku. Tylko następnym razem powiedz mi od razu.
Uśmiechnął się lekko i wrócił do rozmowy o planach na kolejny tydzień. Anita oddychała ciężko, choć starała się tego nie pokazać. Wiedziała, że udało jej się go oszukać, ale czuła coraz większy ciężar we własnym sercu.
Poniedziałek rano. Anita zaparkowała auto przed budynkiem HR i wysiadła, czując znajome ukłucie strachu.
Przy wejściu stał Paweł, ochroniarz. Tym razem spojrzał na nią uważniej i odezwał się:
– Dzień dobry, jak mija poranek?
– Spieszę się – rzuciła szybko, zbywając go i kierując się w stronę windy.
W kabinie, kiedy drzwi zasunęły się z sykiem, poczuła falę gorąca. Jej cipka była znowu wilgotna. Przeklęła w myślach tabletki i mocniej zacisnęła uda. „Nie teraz” pomyślała, patrząc na zmieniające się cyfry na wyświetlaczu.
Dotarła do biura kilka minut przed dziewiątą. Marta jeszcze się nie pojawiła. Anita siedziała spięta przy biurku, nerwowo zerkając na zegarek. 8:59.
Drzwi otworzyły się nagle, wszedł Gabriel. Wskaźnik w dłoni i spojrzenie ostre jak nóż.
– Gdzie jest ta mała kurwa?! – ryknął.
– Jeszcze… jeszcze jej nie ma …wyszeptała Anita.
Gabriel wściekle stuknął wskaźnikiem w blat.
– Nie będziemy tu na nią czekać!
Zegar wskazywał 9:03, gdy drzwi otworzyły się ponownie przerywając wypowiedź Gabriela. Marta stanęła w progu, twarz podrapana, bluzka poszarpana i brudna. Wyglądała jak po bójce.
– Nie dość, że przychodzisz po czasie to jeszcze wyglądasz jak śmieć!
-Za spóźnienie dostaniesz dwadzieścia razy linijką na gołą dupę!
– A teraz tabletki.
Podał blister obu dziewczynom. Najpierw Anita połknęła tabletkę, otwierając usta i wytykając język. Potem Marta, drżąc, zrobiła to samo. Gabriel obserwował uważnie, aż skinął głową.
Wtedy drzwi znów się otworzyły. Do środka wszedł mężczyzna, wysoki, ciemnowłosy, w garniturze. Miał ostre rysy i chłodny wzrok. Za nim szła dziewczyna, około 25 lat, smukła, zadziorna, spojrzenie pełne wyższości. Na jej szyi lśniła obroża.
– Gabrielu – odezwał się mężczyzna i rzucił okiem na Martę.
-Twoja dziwka pobiła się z moją. Monika mówi, że to ona zaczęła. Trzeba ją ukarać. Zabieram ją ze sobą.
Gabriel wyprostował się, wskaźnik stuknął o jego dłoń.
– Chyba ci się coś popierdoliło, Krzysztofie! Anita i Marta to moje dziwki. Tylko ja je karzę!
Monika skrzywiła się z pogardą.
– To Marta rzuciła się pierwsza. Nie może pozostać bez kary.
– Zamknij mordę, pizdo! – ryknął Gabriel, a potem zwrócił się do Krzysztofa.
– Nie obchodzi mnie, co ci twoja suka nagadała. To ja tu ustalam zasady. Tylko ja wymierzam kary moim dziwkom.
Spróbujesz je ruszyć, a będziesz miał problem większy, niż sobie wyobrażasz.
Werdecki zmrużył oczy, przez chwilę wyglądało, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu odpuścił.
– Niech będzie. Ale niech twoja suka zapamięta, że Monika nie będzie się z nią patyczkować.
– Mam na to wyjebane! A teraz wypierdalać! – Wrzasnął Gabriel
Krzysztof z Moniką wyszli, trzaskając drzwiami. Gabriel jeszcze chwilę patrzył za nimi, potem ruszył w stronę gabinetu zamykając za sobą drzwi.
W biurze zapadła cisza. Marta usiadła ciężko przy biurku, poprawiając bluzkę. Anita patrzyła na nią z niepokojem.
– Co się stało? Kto ci to zrobił?
Marta wzruszyła ramionami.
– Nieważne. Nie chciałam się spóźnić, ale… wpadłam w kłopoty.
– Monika sprowokowała mnie. Zaczęła wyzywać. No i… wybuchło.
Głos jej drżał i unikała wzroku Anity.
Anita milczała chwilę. Coś w tonie Marty brzmiało fałszywie, wymijająco. Domyślała się, że nie usłyszała całej prawdy,
ale nie dociekała. Zamiast tego skinęła tylko głową i wróciły do pracy.
Godzina zbliżała się do 16:30. W biurze panowała cisza, gdy drzwi gabinetu Gabriela otworzyły się gwałtownie.
Stał w progu, w dłoni trzymał drewnianą linijkę.
– Marta, zapraszam! – rzucił chłodno.
– Ty też, Anita. Zobaczysz, jakie są konsekwencje niesubordynacji.
Obie wstały. Marta była blada jak ściana, Anita czuła ścisk w żołądku. Weszły do środka, drzwi zamknęły się za nimi.
– Podciągnij spódniczkę i opuść majtki do kolan… polecił Gabriel.
Marta posłusznie zrobiła, co jej kazał i pochyliła nad biurkiem. Gabriel stanął za nią, linijka świsnęła w powietrzu i opadła
z trzaskiem na jej pośladki.
– Raz! – powiedział zimno.
Marta drgnęła, ale nie wydała głosu. Kolejne uderzenia następowały jedno po drugim, każde mocne, wymierzone.
Przy piątym na jej policzkach pojawiły się łzy.
Przy dziesiątym Anita zobaczyła, jak Marta zaciska zęby, a łzy spływają jej ciurkiem po twarzy. Nie wytrzymała i krzyknęła.
– Wystarczy! Już dosyć, przestań!
Gabriel zatrzymał się. Spojrzał na nią, odłożył linijkę na bok i podszedł powoli. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, uderzył ją otwartą dłonią w twarz. Zabolało, świat na chwilę zawirował.
– Za to, że się odezwałaś, twoja koleżanka dostanie pięć razów więcej.
Podniósł linijkę i wrócił do Marty.
– Jedenaście! Trzask niósł się po gabinecie.
Marta szlochała, ale znosiła ciosy. Gabriel liczył głośno, każdy raz mocniejszy od poprzedniego. W końcu wymierzył wszystkie dwadzieścia pięć i odstąpił.
– Wystarczy. Ubieraj się i wynocha – rzucił lodowato.
Na korytarzu Marta poprawiała drżącymi rękami ubranie. Anita patrzyła na nią, dławiąc się poczuciem winy.
– Przepraszam – wyszeptała, łzy napłynęły jej do oczu.
– To przeze mnie dostałaś pięć więcej… Przepraszam, Marta…
Objęła ją i mocno przytuliła. Marta pokręciła głową.
– Już nic nie mów – szepnęła, odwzajemniając uścisk.
Wieczorem Anita wróciła do domu. Ukrywała emocje, uśmiechała się do Roberta i Mateusza, jadła kolację,
choć miała ściśnięte gardło. W nocy długo wpatrywała się w sufit, zanim w końcu zasnęła, czując ciężar dnia, który nie dawał jej spokoju.
*Następny dzień*
Anita wstała wcześnie, przygotowała się jak zwykle: czarna mini, białe majtki, koszula bez stanika, W drodze do pracy czuła napięcie, choć wiedziała już, czego się spodziewać. Przed wejściem do biurowca zobaczyła Pawła, ochroniarza, który skinął jej głową, ale nie odezwał się. Odpowiedziała krótkim uśmiechem i weszła do windy.
W biurze Marta już czekała, siedząc sztywno przy biurku. Jej ruchy były wolniejsze niż zwykle.
– Jak się trzymasz? – zapytała cicho Anita.
– Dam radę
Odpowiedziała Marta, lecz widać było, że każdy ruch sprawia jej ból.
Drzwi otworzyły się punktualnie. Gabriel wszedł bez słowa, uderzając lekko wskaźnikiem o dłoń.
– Inspekcja!
Obie stanęły obok siebie. Marta, niechętnie, opuściła spódniczkę i majtki. Na jej pośladkach wyraźnie odcinały się ciemne siniaki, szerokie, fioletowe pasy po linijce, które wczoraj zostawił na niej Gabriel. Skóra była podrażniona i bolesna.
Gabriel nachylił się, patrząc zimnym spojrzeniem.
– Widać konsekwencje spóźniania się – powiedział chłodno.
Marta zacisnęła usta i spuściła wzrok. Łzy błyszczały jej w kącikach oczu, ale nie odezwała się ani słowem. Anita, obserwując to, poczuła ścisk w żołądku. Miała wrażenie, że sama czuje ból przy każdym jego słowie.
– Tabletki – polecił Gabriel.
Podał blister. Najpierw Anita połknęła swoją i pokazała język, potem Marta zrobiła to samo.
Gabriel obserwował uważnie, kiwnął głową i bez słowa ruszył do swojego gabinetu.
Kiedy drzwi się zamknęły, w biurze zapadła cisza. Marta wolno usiadła na krześle, podkładając sobie poduszkę,
którą przyniosła z domu. Anita nalała im herbaty i podała.
– Trzymaj. To tylko kolejny dzień.
Marta spojrzała na nią słabo, ale w oczach błysnęła wdzięczność.
Reszta dnia minęła w rytmie papierów i stukotu klawiatur. Anita krążyła po piętrach z dokumentami, zauważając coraz więcej twarzy i dziewczyn w obrożach na wyższych piętrach. Każda z nich miała w spojrzeniu ten sam cień.
Po pracy, gdy opuszczały biurowiec, Anita szepnęła:
– Jutro będzie lżej.
Marta kiwnęła głową, choć obie wiedziały, że prawda jest inna.
W domu Anita ukrywała zmęczenie, bawiła się z Mateuszem, rozmawiała z Robertem. Ale w nocy, leżąc obok niego, wpatrywała się w ciemny sufit i wciąż widziała przed oczami ciemne pasy na ciele Marty.
*Minął drugi tydzień*
Każdy dzień w biurze wyglądał podobnie, poranna inspekcja, tabletki, praca z dokumentami, krótkie rozmowy z Martą.
Anita nauczyła się ukrywać emocje i działała coraz bardziej mechanicznie. W sobotę wieczorem zauważyła przelew na koncie 15 000 złotych. Jej pierwsza wypłata z HR. Na widok kwoty poczuła mieszaninę ulgi i strachu. „Kupili mnie”
Niedzielny poranek zaczął się zwyczajnie. Robert krzątał się po sypialni, szykując walizkę na wyjazd. Przyglądał się Anicie, która jeszcze leżała w łóżku.
– Masz ochotę na szybki numerek, zanim pojadę? – zapytał półżartem.
Anita odwróciła wzrok.
– Kochanie, nie… źle się czuję.
Serce miała w gardle. Nie chodziło o chęci, tylko o strach: co, jeśli Gabriel by się dowiedział? Nie mogła ryzykować.
Robert westchnął, ale nie naciskał.
– No dobra. Jak wrócę, to sobie odbijemy… mruknął, zapinając walizkę.
Anita pomogła mu dopakować kosmetyczkę i dokumenty. Cały czas uśmiechała się, kryjąc napięcie. Odwiozła go na lotnisko. Przed wejściem do strefy odlotów Robert ucałował ją w policzek i pomachał. Anita została sama, ściskając w dłoni pasek od jego torby. W głowie miała tylko jedną myśl: „Dwa tygodnie samotności w domu i pełne podporządkowanie w HR”
*Poniedziałek rano*
Anita obudziła się wcześnie. W kuchni szykowała śniadanie, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła i zobaczyła Marię, matkę Roberta. Starsza kobieta, siedemdziesięciopięcioletnia, miała na sobie długi płaszcz i trzymała torbę podróżną. Jak zawsze przyjechała na dwa tygodnie, by zająć się Mateuszem.
– Dzień dobry, Anitko – powiedziała, wchodząc. Wychodzisz do pracy?
– Tak, mamo – odparła Anita, wpuszczając ją do środka.
Po chwili, gdy Maria zobaczyła strój Anity, czarną mini, rozpiętą koszulę i buty na obcasie uniosła brwi.
– Anitko… czy tak trzeba chodzić do pracy? – spytała tonem, w którym było więcej troski niż wyrzutu.
– Wyglądasz… nieodpowiednio.
Anita zarumieniła się.
– Takie zasady, Mario. Tak trzeba
Odpowiedziała, unikając wzroku. Starsza kobieta pokręciła głową, ale nic więcej nie powiedziała.
W pracy dzień zaczął się jak zawsze, inspekcja, tabletki, Gabriel obserwujący każdy ruch. Anita wykonywała wszystko mechanicznie, przyzwyczajona do rytuału.
Minęła godzina, gdy nagle drzwi gabinetu otworzyły się i rozległ się głos Gabriela:
– Anita, do mnie.
Weszła niepewnie. Gabriel siedział przy biurku, wskazując dłonią na ekspres do kawy w rogu.
– Zrób mi kawę.
Anita posłusznie podeszła, przygotowała filiżankę. Gdy postawiła ją na biurku, spojrzał na nią wymownie.
– Na kolana, suko!
Zadrżała, ale uklękła. Serce biło jej jak oszalałe. Gabriel pociągnął łyk kawy, a potem rzucił:
– Rozepnij koszulę i wyciągnij cycki na wierzch.
Anita zawahała się, ale widząc jego spojrzenie, posłusznie rozpięła guziki i odsłoniła piersi. Gabriel patrzył na nią długo, jakby badał, jak zareaguje.
– Tak ma wyglądać posłuszeństwo, masz robić, co ci każę!
Kiedy skończył kawę, postawił filiżankę na biurku i rzucił wskazującym palcem w stronę podłogi.
– Sprzątaj. Chcę, żeby wszystko lśniło.
Anita wstała, zapięła koszulę i zaczęła ścierać blat, a potem zamiatać to, co kazał jej uprzątnąć. Każdy jego rozkaz wykonywała w ciszy, czując, jak coraz mocniej zaciska się wokół niej niewidzialna pętla.
Kiedy Gabriel w końcu machnął dłonią i odsunął krzesło, powiedział tylko:
– Wróć do biura. I zapamiętaj, że to dopiero początek.
Anita wyszła, oddychając ciężko, ale nie pozwalając sobie na łzy. Wiedziała, że teraz gra toczy się o jej całkowite posłuszeństwo. Wróciła do biura powoli, wciąż czując dreszcze po spotkaniu z Gabrielem. Starała się oddychać równomiernie, żeby nie zdradzić, jak bardzo trzęsą się jej dłonie. Marta uniosła wzrok znad dokumentów, od razu widząc, że coś jest nie tak.
– Coś ci zrobił? – spytała półgłosem.
Anita kiwnęła głową.
– Tak. Kazał mi… urwała, nie mogąc przełknąć słów…
– Zaczyna mnie tresować – dodała w końcu, ściszonym głosem.
Marta odłożyła długopis.
– Wiem, jak to wygląda.
Jej spojrzenie było pełne współczucia.
Anita usiadła na krześle obok, nachyliła się bliżej.
– Kazał mi klęczeć. Rozpiąć koszulę. Sprzątać po nim. Traktuje mnie jak… głos jej się załamał.
Marta dotknęła jej dłoni.
– To dopiero początek. Ja też przez to przechodziłam… westchnęła.
– Najgorsze, co możesz zrobić, to pokazać mu, że cię złamał. Musisz wytrzymać. Choćbyś miała w środku krzyczeć,
na zewnątrz bądź spokojna.
Anita spojrzała na nią z wdzięcznością.
– Jak ty to znosisz? – zapytała.
– Dzielę to na dni… odpowiedziała Marta.
– Nie myślę o całym miesiącu, czy roku. Tylko o tym, że muszę przetrwać dziś. Jutro będzie kolejny dzień. I tak w kółko.
Przez chwilę obie siedziały w ciszy, trzymając się za ręce, jakby ten krótki kontakt był ich jedyną obroną przed światem HR. Za drzwiami było słychać odgłos kroków, ale w środku panowała chwila spokoju. Anita odsunęła się i wróciła do papierów. W głowie wciąż słyszała głos Gabriela, ale obecność Marty sprawiła, że strach nie był już tak paraliżujący. Wiedziała, że nie jest w tym sama.
*Minęły dwa dni*
Kolejne poranki mijały w rytmie inspekcji i pracy z dokumentami. Po południu Anita i Marta zeszły do kuchni socjalnej na pierwszym piętrze, żeby zrobić sobie herbatę. W środku było pusto, aż nagle w drzwiach stanęła Monika.
– No proszę, mała kurwa wciąż się tu włóczy?
Zapytała, patrząc prosto na Martę.
– Myślałaś, że zapomnę, jak ostatnio próbowałaś podskakiwać?
Zanim Marta zdążyła odpowiedzieć, Monika podeszła i popchnęła ją ramieniem. Marta cofnęła się o krok, niemal uderzając o blat.
– Nie chcę się z tobą bić – powiedziała cicho, wyraźnie bojąc się jej.
– Nie chcesz, bo już raz skopałam ci dupę! – Odpowiedziała Monika, stając jeszcze bliżej.
Anita poczuła, jak serce wali jej w piersi. Nigdy się z nikim nie biła. Widok Marty cofającej się, osaczonej, sprawił jednak, że zebrała się na odwagę. Zrobiła krok naprzód, choć głos jej drżał:
– Monika, proszę, daj spokój. To bez sensu.
Monika obróciła się do niej gwałtownie. W jej oczach była czysta złość, a przez moment Anita była pewna, że zaraz oberwie. Cofnęła się instynktownie.
– Ty się lepiej nie odzywaj. Pękniesz od samego strachu, frajerko.
Przez chwilę w kuchni panowało napięcie, które można było kroić nożem. Marta stała obok, oddech miała przyspieszony, a Anita czuła, że strach ją sparaliżował.
Monika w końcu odwróciła się do drzwi, patrząc pogardliwie na Martę.
– Szmata od dzieci!
Trzasnęła drzwiami i wyszła, zostawiając ciszę pełną napięcia.
Marta oparła się ciężko o blat, dłonie miała zaciśnięte w pięści. Anita drżała, ale odważyła się podejść bliżej i położyć jej rękę na ramieniu.
– Nie słuchaj jej… wyszeptała.
Po wyjściu Moniki w kuchni zaległa cisza. Marta stała oparta o blat, wciąż oddychając szybko, jakby musiała powstrzymywać gniew i łzy jednocześnie.
Anita niepewnie przesunęła się bliżej.
– Marta… zaczęła ostrożnie… Nic sobie z niej nie rób.
– Łatwo ci mówić! – uniosła głos Marta, ale zaraz złagodniała.
– Przepraszam. Nie powinnam tak reagować. Po prostu… ona zawsze potrafi mnie wyprowadzić z równowagi.
Anita kiwnęła głową.
– Widziałam. Chciałam coś zrobić, ale…zawahała się, spuszczając wzrok.
– Nigdy się nie biłam. Bałam się, że tylko pogorszę sprawę.
Marta spojrzała na nią uważnie. Anita dotknęła jej ramienia.
– I tak jesteś silniejsza. Nie dałaś jej tej satysfakcji.
Marta uśmiechnęła się słabo.
– Może. Ale to boli, wiesz? Te jej zaczepki… trafiają… otarła policzek wierzchem dłoni.
Anita ścisnęła jej dłoń.
– Nie jesteś sama. Dzięki tobie ja tu jeszcze stoję. Jak ona znów spróbuje… będziemy razem.
Przez chwilę patrzyły na siebie w ciszy. Marta skinęła głową.
– Razem.
Potem obie wzięły kubki z herbatą i wróciły do biura, starając się udawać, że nic się nie wydarzyło.
Ale Anita nie mogła przestać myśleć o ostatnich słowach Moniki. W głowie wciąż brzmiało echo obelgi.
Nie wiedziała jeszcze, co naprawdę kryje się w przeszłości Marty, ale przeczuwała, że to nie była zwykła zaczepka.
Że to coś więcej, tajemnica, której Marta nie chciała zdradzić.
Po pracy Anita odpięła obrożę w samochodzie i schowała ją w schowku. Z ciężkim sercem wróciła do mieszkania.
Maria przywitała ją chłodnym spojrzeniem.
– Ty się w tym tak do biura ubierasz? – zapytała, marszcząc brwi.
– Ta bluzka… wszystko widać. Nie wypada, Anito.
– To tylko praca, Mario – odpowiedziała spokojnie, choć w środku czuła, jak rośnie w niej złość i bezsilność.
Potem zajęła się Mateuszem. Pomogła mu z klockami, przeczytała bajkę, pocałowała w czoło i przykryła kołdrą. Chłopiec zasnął szybko, wtulony w maskotkę.
Wieczór dłużył się. Anita chodziła z pokoju do pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Myśli wracały do kuchni w biurowcu, do słów Moniki. „Szmata od dzieci”. Niby zwykła obelga, a jednak brzmiała inaczej, jakby kryła w sobie coś więcej. Próbowała sobie przypomnieć dokładne brzmienie, ton, kontekst. Na chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała. Ale w końcu obraz wrócił wyraźnie. „ Monika faktycznie tak powiedziała.”
Anita usiadła z laptopem i zaczęła szukać. Wpisywała różne kombinacje słów, przeglądała fora, ale nie znajdowała nic, co tłumaczyłoby tę dziwną obelgę. Im dłużej patrzyła w ekran, tym bardziej czuła narastającą frustrację i bezradność. W końcu zamknęła komputer. Westchnęła ciężko, przetarła twarz dłonią i położyła się spać. Sen nie przychodził od razu. W głowie wciąż dźwięczało echo słów Moniki.
*Poranek następnego dnia*
Anita wstała wcześnie, starannie się ubrała zgodnie z wymogami biura. Kiedy zjadła szybkie śniadanie, Maria już czekała w kuchni, z filiżanką kawy. Spojrzała na nią przenikliwie.
– Anito, gdzie ty tak właściwie pracujesz? – zapytała tonem pozornie obojętnym.
– W biurze rachunkowym – skłamała szybko.
– Taka zwykła praca papierkowa.
Maria uniosła brew. – Biuro rachunkowe? A gdzie to jest?
Anita poczuła, jak serce jej przyspiesza.
– Na Paderewskiego. Tam, koło skrzyżowania – wymyśliła naprędce adres.
Maria westchnęła i odstawiła filiżankę.
– To dobrze się składa. Muszę dziś coś załatwić w mieście. Podwieziesz mnie? Przedszkole Mateusza też jest po drodze.
Anita chciała zaprotestować, ale nie miała wyjścia.
– Dobrze – powiedziała cicho.
W samochodzie Maria usiadła obok niej z przodu, a Mateusz w foteliku z tyłu.
– To jak to biuro wygląda? – zaczęła Maria. Duże? A ilu was tam pracuje?
Anita wymyślała kolejne szczegóły, z każdym zdaniem coraz bardziej świadoma, że musi pilnować się, by nie zabrzmieć fałszywie. Maria dopytywała o pensję, godziny pracy, rodzaj obowiązków. Anita odpowiadała półsłówkami, modląc się, żeby pytania się skończyły.
Cały czas czuła narastający strach, obroża była ukryta w schowku. „Co, jeśli Maria nagle go otworzy? Co, jeśli zobaczy pasek, metalowe zapięcie, coś, czego nie będę potrafiła wytłumaczyć?”
Pod przedszkolem Anita odprowadziła Mateusza do sali. Przytuliła go mocno i szybko wróciła do auta. Maria siedziała spokojnie, ale Anita miała wrażenie, że jej wzrok krąży po wnętrzu samochodu, jakby zaraz miała nacisnąć przycisk i otworzyć schowek.
Droga dłużyła się w milczeniu. Anita kurczowo trzymała kierownicę, zmuszając się do spokojnego oddechu. W końcu podjechały pod kamienicę, gdzie Maria miała coś do załatwienia.
– Dzięki za podwózkę – powiedziała zwyczajnie, wysiadając.
Anita dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Ruszyła prosto do HR. Zaparkowała na zwykłym miejscu, otworzyła schowek i szybko założyła obrożę. Metal na szyi przypomniał jej, że czas kłamstw dobiegł końca, teraz zaczynał się kolejny dzień w biurze.
Punkt dziewiąta drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie i Gabriel wyszedł na środek biura. Jego obecność od razu zgasiła wszelkie rozmowy. Anita i Marta pospiesznie podniosły się od biurek i stanęły w szeregu, tak jak wymagał.
Wskaźnik stuknął o jego dłoń, gdy przeszedł przed nimi wolnym krokiem.
– Spódniczki do góry. Już.
Posłusznie podciągnęły je do pasa, odsłaniając białe majtki i nagie uda. Gabriel zatrzymał się przy Marcie, zmrużył oczy i skinął palcem.
– Opuść.
Marta, bez większego wahania, opuściła majtki do kolan i odwróciła się bokiem. Gabriel pochylił się i przesunął palcami po jej pośladkach, zostawiając na chwilę czerwone ślady od nacisku.
– Dobrze. Sine pręgi po ostatniej lekcji wciąż są. To mi się podoba!
Potem przeszedł do Anity. Jej dłonie drżały, gdy odsłaniała się coraz bardziej.
– Majtki! – rozkazał bez cienia emocji.
Anita zamarła, ale Marta rzuciła jej krótkie, ostrzegawcze spojrzenie. Drżącymi palcami zsunęła bieliznę, czując jak zimne powietrze biura uderza w świeżo wygoloną cipkę.
Gabriel pochylił się nisko, aż poczuła jego oddech na podbrzuszu.
– Tak ma być. Gładko, na zero!
Wyprostował się i stuknął wskaźnikiem o biurko. Obie wciągnęły z powrotem bieliznę i poprawiły spódniczki, a Gabriel położył tabletki na blat.
– Połknąć i pokazać języki.
Inspekcja przebiegła rutynowo, ale atmosfera w biurze była ciężka, bo każda z nich wiedziała, że dzisiejszy poranek był dopiero zapowiedzią tego, co czeka je dalej.
– Wystarczy… rzucił chłodno Gabriel, przesuwając wzrokiem po obu dziewczynach.
– Ty, Marta, do roboty. Wskazał wskaźnikiem w stronę jej biurka
. – A ty… odwrócił się do Anity. Ze mną.
Drzwi jego gabinetu zamknęły się za nimi z głuchym stuknięciem. Anita stanęła niepewnie przy biurku, a Gabriel powoli obchodził ją dookoła. Jego krok był miarowy, spokojny, a spojrzenie chłodne, pozbawione emocji.
– Skoro masz pracować dla mnie i dla klientów, muszę być pewny, że reagujesz odruchowo. Nie myślisz, nie pytasz, nie kwestionujesz. Robisz to, co ci każę.
Uderzył wskaźnikiem o blat biurka, aż podskoczyła.
– Na kolana!
Anita uklękła, czując jak twarda podłoga wbija jej się w kolana.
– Wyprostuj plecy. Ręce za głowę. Powiedz: „Dziękuję, proszę pana, za to, że mogę się uczyć posłuszeństwa.”
Zadrżała, ale wypowiedziała słowa.
– Głośniej!
Powtórzyła, tym razem podnosząc głos.
Gabriel przeszedł przed nią i zatrzymał się na tyle blisko, że musiała odwrócić wzrok, żeby nie czuć się całkiem zdominowana.
– Dobrze – powiedział zimno.
Zrobił pauzę, wpatrując się w nią.
– Wstań.
Anita poderwała się na nogi.
– Wyjmij cycki na wierzch. Już!
Anita zamarła, czując jak krew napływa jej do twarzy, ale wiedziała, że sprzeciwienie się nie wchodzi w grę. Drżącymi palcami rozpięła guziki koszuli, wyjmując zręcznie piersi.
– Ręce za głowę rozkazał chłodno.
Stała tak z gołymi piersiami a Gabriel krążył wokół niej, oceniając ją jak treser sprawdzający nowe zwierzę. Co chwilę zatrzymywał się, zbliżał na krok, jakby specjalnie przeciągał jej napięcie.
– Widzisz? – powiedział zimno
– Już zaczynasz rozumieć, gdzie twoje miejsce.
– Podejdź do mnie!
Zrobiła co kazał. On w tym czasie wyjął z szuflady czerwoną szminkę.
– Na kolana!
Uklękła przed nim on zaś siedział wygodnie w fotelu w dłoni trzymał małą tubkę czerwonej szminki, którą powoli odkręcił, jakby miał zamiar wykonać dzieło sztuki.
– Podnieś głowę.
Anita drgnęła, ale posłusznie uniosła brodę. Czuła, jak palce Gabriela obejmują jej żuchwę mocnym, pewnym chwytem. Nie dawał jej możliwości cofnięcia się ani protestu.
– Otwórz usta.
Jej wargi rozchyliły się niepewnie. Gabriel przesunął szminką po dolnej wardze, wolno, dokładnie, jakby podkreślał każdy jej kontur. Czerwony kolor natychmiast odcinał się od bladej skóry Anity, nadając jej twarzy zupełnie inny charakter taki bardziej wyzywający, niemal wulgarny.
– Teraz wyglądasz jak dziwka!
Dociągnął kolor na górnej wardze, po czym odchylił się lekko, podziwiając efekt. Palcem poprawił linię w kąciku ust, zostawiając na jej policzku czerwony ślad.
– Obliż! – rozkazał krótko.
Anita przesunęła językiem po wargach, czując smak kosmetyku. Gabriel uśmiechnął się szeroko, rozpiął spodnie i bez najmniejszego skrępowania wyjął swojego penisa. Anicie na moment odebrało dech. To, co zobaczyła, sprawiło, że żołądek ścisnął jej się z obrzydzenia i strachu. Był ogromny ponad dwadzieścia centymetrów długości, gruby, ciemniejszy niż reszta jego ciała. Grube, wypukłe żyły przebiegały wzdłuż całego trzonu, nadając mu niemal zwierzęcy wygląd. Żołądź była szeroka, ciężka, błyszcząca jak mokry metal. Nie było w nim nic z piękna, wyglądał jak narzędzie jak wszystko, co reprezentował sobą Gabriel.
– Patrz na niego, szmato!
Chwytając ją za podbródek, zmusił, by uniosła wzrok.
– To nie jest siusiak twojego Robercika. To jest kutas, którym cię zerżnę!
Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie mogła ich powstrzymać. Patrzyła na ten organ, czując, jak w środku rośnie panika. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak przerażającego ani rozmiar, ani wygląd nie dawały nadziei na cokolwiek poza bólem i upokorzeniem.
Gabriel nie odrywał od niej wzroku, gdy jego ciężki, gruby penis sterczał przed jej twarzą. Jego dłoń wciąż trzymała jej podbródek, zmuszając, by nie odwracała głowy.
– Otwórz gębę! Chcę zobaczyć, jak te czerwone usta wyglądają na moim chuju!
Anita zaparła się rękami o uda, łzy spływały jej po policzkach.
– Proszę… nie… wyszeptała drżącym głosem.
Gabriel nie czekał. Drugą dłonią szarpnął ją za włosy, odchylając jej głowę do tyłu.
– Otwieraj, kurwo! – ryknął, po czym pchnął biodrami do przodu.
Ciepła, ciężka żołądź wcisnęła się między jej usta, rozpychając je brutalnie. Czuła gorzki smak, obcy zapach, a jej gardło zacisnęło się odruchowo. Gabriel zaśmiał się, słysząc jej zduszony oddech.
– No i co?… wpychając go głębiej – Musisz się uczyć od nowa jak brać do ryja?
Trzymał ją mocno za włosy za każdym razem wbijał go głębiej, aż oczy Anity zaszkliły się jeszcze mocniej. Jej makijaż rozmazywał się, czerwona szminka brudziła trzon, zostawiając ślady wzdłuż wypukłych żył.
– Patrz na mnie! – pociągając ją mocniej.
– Patrz! Liżesz jak suka, a nie zamykaj oczu!
Jej serce waliło jak oszalałe, wstyd mieszał się z poczuciem bezsilności. Gabriel czerpał z tego pełną satysfakcję. Widok kobiety, która do niedawna żyła spokojnym, domowym życiem, teraz klęczącej przed nim, z jego grubym penisem między ustami, był dla niego najlepszą nagrodą tego dnia.
Gabriel przytrzymywał jej głowę i wbijał się głębiej aż Anita krztusiła się i dławiła, łzy płynęły ciurkiem po jej policzkach. Czerwona szminka rozmazała się całkowicie, wokół ust miała krwisty pierścień, a na penisie Gabriela zostawały brudne ślady.
– Suko… czując jak zbliża się do końca. Ładnie połknij, jak grzeczna dziwka!
Anita próbowała cofnąć głowę, ale jego dłoń zacisnęła się mocniej na włosach. Gabriel przytrzymał ją przy sobie i z jękiem ulgi wcisnął się do końca. Gęsta sperma wypełniła jej usta, rozlewając się aż po gardło. Kaszlnęła, część wypłynęła kącikami, spływając po brodzie w białych smugach zmieszanych z rozmazaną szminką. Cofnął biodra i patrzył, jak resztki nasienia ściekają jej po podbródku.
– Cała umazana, cała w mojej spermie i tej tandetnej szmince. Idealna suka!
Anita dygotała, próbując połknąć, co kazał, ale większość i tak wyciekła na jej piersi i bluzkę. W środku czuła mdłości, ale jeszcze bardziej palił ją wstyd.
Gabriel zapalił papierosa, jakby to był zwyczajny rytuał po wszystkim. Zaciągnął się, patrząc na nią z góry.
– Widzisz, kurwo? Powiedział spokojniej, wypuszczając dym.
– Teraz nawet w lustrze zobaczysz, kim jesteś. Umalowana dziwka z moją spermą na twarzy.
Odłożył niedopałek do popielniczki i machnął ręką.
– Wytrzyj się, ale nie za bardzo. Chcę, żebyś czuła ten smak jeszcze przez cały dzień.
Anita opuściła głowę, dłonie jej drżały, a resztki białych smug mieszały się z czerwienią szminki. Wiedziała, że to dopiero początek a on właśnie odebrał jej ostatnie złudzenia, że zdoła zachować choć odrobinę godności. Wyszła z gabinetu na miękkich nogach. Wciąż czuła na ustach lepki posmak, a w lustrze w korytarzu dostrzegła siebie z rozmazaną szminką i zmętniałymi oczami. Chwilę wpatrywała się w odbicie, pytając samą siebie, czy to, co przed chwilą zrobiła, było zdradą. Robert jej mąż, człowiek, który ufał jej bezgranicznie. Czy to, że zmusił ją do seksu oralnego, oznacza, że go zdradziła? A może to była tylko kolejna kara, kolejne upokorzenie, na które nie miała wpływu? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, a serce rozrywało się w niej z poczucia winy.
Reszta dnia w firmie minęła jak w transie. Wykonywała swoje obowiązki, odbierała telefony, przekładała dokumenty, wysyłała e-maile ale jej myśli nie opuszczały sceny z gabinetu. Czuła się rozdarta, brudna, złamana. Każdy kliknięty przycisk klawiatury przypominał jej odgłos uderzającego o biurko wskaźnika Gabriela.
Tuż przed końcem dnia poszła do toalety. Zamknęła się w kabinie, drżącymi dłońmi sięgnęła pod włosy i rozpięła zamek skórzanej obroży. Zdjęła ją ostrożnie, jakby zdejmowała kajdany, i wsunęła głęboko do torebki, owijając w chusteczkę. Widok obroży na własnej szyi przed powrotem do domu byłby katastrofą, teściowa zauważyłaby od razu
Kiedy wyszła z firmy i wsiadła do samochodu, poczuła ulgę, ale też zmęczenie. Wracała przez miasto, nie pamiętając nawet drogi jakby prowadziła automatycznie, myślami wciąż tkwiąc w gabinecie.
W domu powitał ją znajomy zapach obiadu i głos Mateusza, który bawił się w salonie. Robert był w Norwegii, więc domem zajmowała się teraz teściowa. Już od progu Anita czuła na sobie jej krytyczne spojrzenie jakby starsza kobieta prześwietlała ją na wylot. Dla teściowej wyglądała pewnie niestosownie w krótkiej spódniczce i dopasowanej bluzce, które pasowały bardziej do sekretarki z filmu niż matki pięcioletniego chłopca.
Anita uśmiechnęła się blado, przywitała z synkiem i od razu go mocno przytuliła, szukając w tym uścisku odrobiny normalności. Teściowa komentowała z przekąsem, ale Anita nie wdawała się w rozmowy. Przez resztę wieczoru starała się funkcjonować normalnie, pomogła Mateuszowi przy kąpieli, przeczytała mu bajkę i położyła spać.
Dopiero gdy w całym domu zapanowała cisza, weszła do swojej sypialni i opadła na łóżko. Nie mogła przestać myśleć o tym, co zrobiła.” Czy to już zdrada? Czy kiedy spojrzę w oczy Robertowi, on będzie to widział?” pytała samą siebie w ciemnościach.
Naciągnęła kołdrę pod brodę i zacisnęła powieki, ale sen nie nadchodził. W ustach wciąż miała wrażenie tego samego gorzkiego smaku, a w sercu rosło poczucie winy, którego nic nie mogło zmyć.
Kolejny dzień zaczął się tak samo jak poprzednie czyli od inspekcji. Zimny głos Gabriela, surowe spojrzenia, powolne obchodzenie wokół nich. Ale tym razem nie zakończyło się na samej kontroli stroju.
– Majtki w dół.
Anita i Marta bez słowa posłusznie ściągnęły bieliznę do połowy ud, stając z opuszczonymi głowami. Cisza w pokoju była ciężka jak ołów. Gabriel przeszedł przed nimi, zatrzymał się przy Anicie i uniósł wskaźnik.
Przeciągnął chłodnym metalem wzdłuż jej warg sromowych od góry aż po wilgotny koniec szparki. Anita drgnęła, powietrze utknęło jej w gardle, a policzki zapłonęły ze wstydu. Marta patrzyła w podłogę, jakby bała się oddychać.
– Wiesz co kurwo? W weekend jadę na działkę. I zgadnij co? Ty jedziesz ze mną. I tam będę cię pieprzyć, tak jak chcę. Cały weekend, bez przerwy.
Anita poczuła, jak wstyd miesza się ze strachem. Przełknęła ślinę i skinęła głową. Jej ciche, ledwo słyszalne: „tak, proszę pana” brzmiało bardziej jak złamanie niż zgoda.
Gabriel cofnął wskaźnik i przesunął spojrzenie na Martę.
– Zazdrościsz jej? – Zapytał z jadowitym uśmiechem.
Marta zesztywniała, ale nic nie odpowiedziała. Gabriel nawet nie oczekiwał słów, cisza była dla niego wystarczającą odpowiedzią, jeszcze bardziej upokarzającą dla obu.
– Dobrze ubierać się. I do roboty.
Kiedy odszedł do swojego gabinetu, w pokoju została cisza, przerywana tylko przyspieszonym oddechem Anity. Wiedziała już, że weekend będzie czymś więcej niż tresurą. To miała być granica, za którą straci resztki kontroli nad własnym życiem.
Reszta dnia minęła jej jak przez mgłę. Każde kliknięcie w klawiaturę, każdy telefon i każdy arkusz dokumentów był tylko tłem dla jednej myśli: weekend z Gabrielem. Samo wyobrażenie jego głosu, wskaźnika przesuwającego się wzdłuż jej nagiego ciała i zapowiedzi tego, co ją czeka, sprawiało, że serce waliło jej szybciej.
Kiedy wyszła z pracy, wsiadła do samochodu i opadła na fotel kierowcy. Przez kilka minut siedziała w ciszy, z dłońmi zaciśniętymi na kierownicy. Nie miała odwagi od razu przekręcić kluczyka, jej myśli były zbyt rozbiegane. „Muszę coś zrobić. Sama nie dam rady. On mnie zniszczy.”
I wtedy przypomniała sobie o nim. Tomek. Kolega jeszcze z liceum który marzył kiedyś o pracy w policji, a teraz prowadził agencję detektywistyczną. Widywali się rzadko, ale w social mediach widziała jego posty: sprawy rozwodowe, obserwacje, dowody zdrad. Nie był superbohaterem, ale miał doświadczenie, kontakty i co najważniejsze był poza układami, które oplatały Karolaka i Gabriela.
Myśl o spotkaniu z nim pojawiła się nagle, jak ratunkowa deska. Może on będzie w stanie jej pomóc, albo chociaż wskaże kierunek?
W końcu przekręciła kluczyk, a silnik ożył. Ruszyła w stronę domu, ale w głowie była już krok dalej. „Jak się z nim skontaktować? Czy powinnam powiedzieć mu całą prawdę? A jeśli to jeszcze pogorszy sprawę?”
Zatrzymała się na czerwonym świetle i spojrzała w lusterko. Widziała zmęczoną, przygaszoną twarz z rozmazanym makijażem i czerwonymi od napięcia oczami. Wiedziała jedno jeśli nie wykona tego kroku teraz, w weekend będzie już za późno.
Kiedy wracała w stronę domu, jej myśli wciąż krążyły wokół jednego. Wiedziała, że nie może zwlekać. W każdej chwili mogła się wycofać, a wtedy weekend z Gabrielem stanie się faktem.
Na kolejnym skrzyżowaniu, zamiast skręcić w stronę osiedla, zatrzymała samochód przy chodniku. Drżącymi palcami wyciągnęła telefon, włączyła Mapy Google i wpisała hasło: „Agencja Detektywistyczna Tomasz R.”.
Znalazła. Niewielkie biuro w centrum Łodzi, niedaleko parku Staromiejskiego. Na zdjęciu w podglądzie Google Street View widniała niepozorna kamienica, z tabliczką przy drzwiach wejściowych: „Biuro Śledcze Tomasz R. prywatny detektyw”.
Serce zabiło jej szybciej. Nacisnęła „rozpocznij nawigację” i ruszyła.
Podróż trwała niespełna piętnaście minut, ale dla niej wydawała się całą wiecznością. Każdy samochód, każdy pieszy na przejściu wydawał się patrzeć na nią, jakby znał jej sekret. Palce na kierownicy drżały, a w głowie wciąż powtarzała: „To tylko rozmowa. Po prostu rozmowa. Nic złego.”
Kiedy w końcu zaparkowała niedaleko wskazanego adresu, siedziała jeszcze przez chwilę w aucie, patrząc na szarą fasadę kamienicy. W środku, za tymi drzwiami, był człowiek, który znał ją z czasów, kiedy była zwykłą dziewczyną z liceum uśmiechniętą, beztroską, wolną.
Westchnęła głęboko, sięgnęła po torebkę, sprawdziła odruchowo, czy obroża jest dobrze schowana, i wysiadła. Wysokie obcasy zadźwięczały o chodnik. Każdy krok w stronę wejścia wydawał się krokiem na cienkim lodzie nie wiedziała, czy zaraz nie pęknie pod nią wszystko, co jeszcze trzymało się w całości.
Stanęła przed drzwiami z szyldem jego agencji. Uniosła rękę, zawahała się, a potem w końcu zapukała.
Drzwi otworzyły się po krótkiej chwili. W progu stanął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w skórzanej kurtce. Czas od liceum odcisnął na nim swoje piętno, kilka zmarszczek na czole, przycięta broda z siwymi nitkami, spojrzenie twardsze niż kiedyś. Ale to był Tomek. Ten sam, którego pamiętała z korytarzy szkolnych, tylko starszy i bardziej doświadczony.
– Anita? – uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony… No proszę, kopę lat!
Uśmiechnęła się niepewnie.
– Cześć, Tomek. Wiem, że wpadam tak bez zapowiedzi.
Gestem zaprosił ją do środka. Biuro było niewielkie jedno większe pomieszczenie z biurkiem zasypanym teczkami, laptopem i aparatem fotograficznym z dużym obiektywem. Na ścianie wisiały zdjęcia, większość wyglądała jak dowody z obserwacji, ludzie uchwyceni ukradkiem w codziennych sytuacjach.
Usiadła na krześle naprzeciwko niego. Przez chwilę milczała, bawiąc się palcami, a on patrzył na nią pytająco.
Kiedy Anita wymieniła nazwisko Karolaka, Tomek tylko wzruszył ramionami.
– Karolak… coś tam o nim słyszałem. Dyrektor szpitala, prawda? Były jakieś pogłoski o przekrętach, ale to nic konkretnego. Wiesz, typowy lokalny kombinator trochę lewych interesów, trochę znajomości, ale bez większej siły przebicia. Machnął ręką, jakby temat był błahy. Sam w sobie nie jest groźny.
Ale gdy Anita dodała:
– I jeszcze firma House Ranking.
Tomek momentalnie spoważniał. Oparł się o biurko, spojrzał na nią ostro i przyciszonym głosem powiedział:
– Z tym uważaj. To nie jest byle firma. Oficjalnie handel nieruchomościami, obsługa VIP-ów, wszystko na błysk. Ale od środka zawahał się na moment, to bagno.
Anita poczuła, że serce przyspiesza, ale milczała, pozwalając mu mówić dalej.
– Słyszałem, że stoi za tym kobieta. Niby prezes, niby mózg tej działalności. Ale tak naprawdę to córka jednego z największych mafiozów lat 90. Mówił spokojnie, a każde jego słowo wbijało się w Anitę jak gwóźdź. Ten facet swego czasu trząsł połową kraju, wymuszenia, haracze, zabójstwa na zlecenie. Oficjalnie dawno nie żyje ale jego kontakty i pieniądze nie zniknęły. Ona przejęła schedę, tylko w elegantszym opakowaniu.
Anita ścisnęła dłonie na kolanach, czując, jak robi jej się zimno.
– Rozumiesz już? – kontynuował Tomek. To nie są ludzie, którzy bawią się w drobne przekręty. Grzebanie przy House Ranking to proszenie się o kłopoty. I nie mówię o problemach błahych, ale mówię o realnym zagrożeniu życia. Nawet śmierci.
Zawisła cisza.
– Dlatego, Anito, spojrzał jej prosto w oczy, jeśli to tylko ciekawość, to porzuć ten temat natychmiast.
Ona skinęła głową, choć wiedziała, że już jest za głęboko. Nie mogła mu jednak wyznać prawdy. Nie jeszcze.
Anita odetchnęła głębiej i odchyliła się na krześle, jakby chciała nadać sobie lekkość, której wcale nie czuła.
– Spokojnie, Tomek nie chodzi o mnie, powiedziała tonem, w którym starała się ukryć prawdę.
– Po prostu ktoś mi wspominał o tej firmie i chciałam wiedzieć, czy to w ogóle czyste interesy.
On patrzył na nią jeszcze przez chwilę, jakby próbował wyczytać z twarzy prawdę, ale w końcu skinął głową.
– Dobrze. Ale zapamiętaj, Anita takie rzeczy nigdy nie są tylko ciekawością.
– Zdziwiłeś mnie, wiesz? Zmieniła temat. Powiedziałeś, że firmą zarządza kobieta. A ja poznałam Xawiera. Przedstawił się jako prezes.
– Może i jest prezesem, ale nie właścicielem. Z tego, co udało mi się kiedyś usłyszeć, ma czterdzieści dziewięć procent udziałów. Dużo, ale za mało, żeby pociągać wszystkie sznurki. Prawdziwa kontrola leży gdzie indziej, a mianowicie u tej kobiety. Ona decyduje. A Xawier cóż, jest twarzą, wykonawcą. Brudną robotą w garniturze.
Te słowa uderzyły Anitę mocniej, niż chciała to okazać.” Czyli Xawier też nie jest do końca panem sytuacji, a może to znaczy, że można go obejść?” Pomyślała, ale niczego nie powiedziała na głos.
– Więcej nie wiem – dodał Tomek. To temat, przy którym wszyscy wolą trzymać gęby na kłódkę. Ale jeśli naprawdę chcesz, żebym poszukał głębiej, sięgnął do szuflady biurka, wyjął mały czarny pendrive i położył go przed nią. Powiedz temu komuś kto chce grzebać w House Ranking, że jeśli chce, to najpierw musi mi pomóc.
Anita spojrzała na przedmiot.
– Co to?
– Spreparowany nośnik, wyjaśnił spokojnie. Jeśli wsadzi się go na chwilę do głównego komputera firmy, sam zrobi resztę. Zbierze ślady, logi, może ściągnie dane. Wtedy ja spróbuję znaleźć coś, co można wykorzystać. Może słaby punkt. Może haczyk.
Anita poczuła, że w gardle robi się sucho. Wyciągnęła dłoń i podniosła pendrive, zaciskając go mocno w palcach. Wiedziała, że od tej chwili nie ma już odwrotu, wciąga w to Tomka, ryzykuje wszystko.
– Rozumiem, powiedziała cicho. Zrobię, co się da.
Tomek spojrzał na nią poważnie.
– Tylko uważaj. To nie jest zabawa. Jeśli oni się dowiedzą, że coś kombinujesz, nie będziesz miała drugiej szansy.
Anita skinęła głową, chowając pendrive do torebki. Czuła, że właśnie przekroczyła granicę, zza której nie będzie powrotu.
Pożegnała się z Tomkiem, starając się wyglądać na spokojną. Uścisnęła mu rękę i wyszła na korytarz, gdzie powietrze było cięższe niż wcześniej. Zeszła po schodach, trzymając torebkę przy sobie tak, jakby w środku niosła materiał wybuchowy. Pendrive wydawał się palić ją przez podszewkę, każdy krok niósł poczucie, że niesie ze sobą coś, co może ją zarówno ocalić, jak i zniszczyć.
Na zewnątrz Łódź tętniła życiem, tramwaje dzwoniły, ludzie spieszyli się do pracy i sklepów, ktoś w oddali krzyczał na psa. Dla Anity jednak wszystko było jak w półśnie. Szła w stronę auta, a myśli krążyły wokół jednego: „jak, do cholery, mam dostać się do głównego komputera?”
Musiała wyglądać jak zwykła pracownica uwięziona w biurze, kontrolowana przez Gabriela. Każdy ich ruch był obserwowany. Główne biuro było zamykane, pokoje chronione, a system komputerowy pewnie zabezpieczony na kilka sposobów.
Już miała w głowie mętlik, gdy nagle coś jej zaświtało. Obraz z pierwszego dnia pracy i ochroniarz. Ten sam, który wskazał jej windę. Zawsze obecny przy wejściu, z kartą dostępu, z kodami, które pewnie otwierały wszystkie drzwi. On był kluczem.
Zatrzymała się przy aucie, opierając dłonie na dachu, i poczuła, jak adrenalina rozlewa się po ciele.” Jeśli zdobędę informacje o nim to może uda mi się wykorzystać jego pozycję. A jeśli nie to choć znajdę słaby punkt, który da się obejść.”
Wsiadła do samochodu i odpaliła silnik. Jej plan dopiero kiełkował, ale wiedziała jedno: zanim wsadzi pendrive do jakiegokolwiek portu USB, musi dowiedzieć się wszystkiego o człowieku w mundurze, który jakby nigdy nic codziennie wpuszczał i wypuszczał ludzi z tego biurowca.
Kiedy Anita wróciła do domu, w środku panowała cisza. Robert był za granicą, a Mateusz bawił się klockami pod czujnym okiem Marii. Teściowa siedziała przy stole, z książką w dłoni ale od razu zmierzyła Anitę surowym spojrzeniem.
– Mario… zaczęła ostrożnie Anita, odkładając torebkę.
– Muszę cię o coś prosić. W weekend wyjeżdżam służbowo i chciałabym, żebyś została z Mateuszem.
Starsza kobieta zatrzasnęła książkę i odłożyła ją na stół z głośnym trzaskiem.
– W weekend? Ty chyba żartujesz. Małe dziecko, a ty chcesz go zostawić, bo „służbowo” gdzieś cię wołają?
Anita poczuła, jak narasta w niej napięcie.
– To praca, Mario. Nie mam wyboru.
– Nie masz wyboru? Warknęła teściowa, podnosząc się z krzesła. To, co ty teraz wyprawiasz, to nie jest żadna praca! Zmieniłaś się, Anita. Spójrz tylko na siebie! Wskazała na jej strój, na krótką spódniczkę i dopasowaną koszulę zabrudzoną od szminki. Ubierasz się jak ostatnia dziwka!
Słowa uderzyły Anitę jak policzek.
– Nie masz prawa tak mówić, odparła próbując zachować resztki spokoju.
Maria jednak nie ustępowała, patrzyła na nią ostrym, zimnym wzrokiem.
– Masz męża, masz dziecko, a wyglądasz, jakbyś wracała z jakiegoś burdelu! Robert tego nie widzi! On jest zaślepiony, bo ci ufa. Ale ja mu przemówię do rozsądku. Powiem mu, jak naprawdę się prowadzisz!
Anita poczuła, że serce wali jej w piersi, a gardło zaciska się boleśnie. Maria zmierzyła ją jeszcze raz spojrzeniem pełnym pogardy.
– Rób sobie, co chcesz! Powiedziała w końcu, głosem pełnym jadu. Zostanę z Mateuszem. Nie dla ciebie, tylko dla niego.
Odwróciła się na pięcie i wróciła do stołu, zostawiając Anitę z poczuciem, że znów została postawiona pod ścianą. Wiedziała jednak, że osiągnęła cel syn będzie bezpieczny, choć jej relacje rodzinne mocno na tym wszystkim oberwały. Z teściową zawsze miała na pieńku ale nigdy nie kłóciły się aż tak bardzo.
Piątkowy poranek zaczął się od rutynowej inspekcji. Gabriel przeszedł przed Anitą i Martą jak kat nad skazańcami, wskaźnik w dłoni stukał rytmicznie.
– Cipki wygolone? Pytał chłodno, nie czekając na odpowiedź. Dobrze. Widzę, że zaczynacie rozumieć, czym jest dyscyplina.
Zatrzymał się nagle przed Anitą, jego spojrzenie było twarde i lodowate.
– A ty, suko, pamiętaj jutro weekend. Zabieram cię ze sobą i będę cię rżnął tak, jak na dziwkę przystało. Lepiej się nastaw psychicznie, bo to nie będzie romantyczna wycieczka. Nachylił się bliżej, szepcząc jej do ucha tak, by tylko ona mogła to usłyszeć:
– Zrobisz wszystko, co ci powiem…
Anita przełknęła ślinę, ale skinęła głową, bo wiedziała, że każde inne zachowanie wywołałoby jego wściekłość.
Dzień pracy ciągnął się powoli, raporty, maile, segregowanie dokumentów. Anita miała jednak inny cel, postanowiła zbliżyć się do ochroniarza. To on miał karty dostępu, to on poruszał się swobodnie po całym biurowcu. Był kluczem do głównego komputera.
Kiedy zeszła na dół z paczką dokumentów do podpisu, wykorzystała okazję. Nieco starszy od niej mężczyzna siedział przy portierni, wpatrzony w ekran monitoringu. Średniego wzrostu, krótko ostrzyżony, szerokie ramiona. Na plakietce widniało imię: Paweł.
– Ciężka robota, co? Zagadnęła, opierając się o blat, jakby chciała odetchnąć po schodach.
Paweł spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, ale zaraz uśmiechnął się pod nosem.
– A tam. Lubię siedzieć i obserwować ludzi. A po pracy mam swoje zajęcia.
Anita uchwyciła trop.
– Serio? A co robisz po godzinach?
– Motory. Oczy mu błysnęły. Mam starą Hondę, składam ją od miesięcy. Jak się uda, na wiosnę wyjadę na trasę.
Anita uśmiechnęła się, jakby naprawdę ją to zainteresowało, choć motory były jej całkowicie obce.
– Motory? Super! Mój brat miał kiedyś crossa, pamiętam, jakie to było wciągające. Chętnie bym coś takiego zobaczyła.
Paweł wyraźnie się ożywił, bo w jego spojrzeniu zniknęła czujność, a pojawiła się nutka sympatii.
– No, jak chcesz, to mogę ci kiedyś pokazać, co dłubię w garażu.
– Z przyjemnością odparła Anita, chowając dokumenty pod pachę.
Ruszyła z powrotem do windy z udawaną lekkością, ale w środku czuła triumf. Znała jego imię, wiedziała, co lubi i miała pierwszy punkt zaczepienia. Jeszcze długa droga przed nią, ale zrobiła pierwszy krok.
Kiedy zbliżała się godzina końca pracy, Anita miała nadzieję, że Gabriel zostanie w swoim gabinecie i pozwoli im w spokoju wyjść. Niestety, drzwi otworzyły się z hukiem, a jego ciężkie kroki rozbrzmiały w pokoju.
– Koniec roboty na dziś, oznajmił zimnym głosem, stukając wskaźnikiem o biurko Anity. Zanim wyjdziecie, mam coś do przekazania Anicie.
Zawiesił wzrok na Anicie, jakby Marta w ogóle nie istniała.
– Jutro, sobota. Siódma rano… wypowiedział każde słowo wolno, jakby wbijał je w jej głowę. Spotykamy się na parkingu przy Piłsudskiego. Masz przyjść piechotą. Żadnego auta, żadnych wymówek. A jak się spóźnisz, to przysięgam, że po powrocie z działki będziesz chodzić przez tydzień na czworaka.
Anita spuściła głowę, nie chcąc, by dostrzegł jej strach.
– Chcę, żebyś wyglądała jak tania suka z klubu. Krótka spódniczka, obcisła bluzka, makijaż taki, że każdy dziad na ulicy obejrzy się za tobą. Obroża na szyję, szminka czerwona, cycki podkreślone. Zrozumiano?
– Tak, proszę pana – wyszeptała.
Gabriel nachylił się jeszcze bliżej, tak że poczuła jego oddech na policzku.
– A jak już będziemy na działce, uśmiechnął się drapieżnie, będziesz moją dziwką. Będę cię ruchał tak, że zapamiętasz każdy centymetr mojego chuja. I masz się cieszyć, rozumiesz?
Anita przełknęła ślinę, czując, jak jej serce wali w piersi, ale odparła automatycznie:
– Tak, proszę pana.
– Dobrze.
Gabriel wyprostował się i rzucił okiem na Martę.
– Ty też weź przykład z koleżanki. Posłuszeństwo to jedyna droga.
Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, zostawiając w pokoju gęstą ciszę, którą przerwało dopiero nerwowe westchnięcie Marty.
Anita siedziała chwilę w bezruchu, czując, jak krew uderza jej do skroni. Jutro miała przekroczyć kolejną granicę, a jej ciało już teraz reagowało mieszaniną strachu i wstydu.
– Jutro, sobota. Siódma rano… wypowiedział każde słowo wolno, jakby wbijał je w jej głowę. Spotykamy się na parkingu przy Piłsudskiego. Masz przyjść piechotą. Żadnego auta, żadnych wymówek. A jak się spóźnisz, to przysięgam, że po powrocie z działki będziesz chodzić przez tydzień na czworaka.
Anita spuściła głowę, nie chcąc, by dostrzegł jej strach.
– Chcę, żebyś wyglądała jak tania suka z klubu. Krótka spódniczka, obcisła bluzka, makijaż taki, że każdy dziad na ulicy obejrzy się za tobą. Obroża na szyję, szminka czerwona, cycki podkreślone. Zrozumiano?
– Tak, proszę pana wyszeptała.
Gabriel nachylił się jeszcze bliżej, tak że poczuła jego oddech na policzku.
– A jak już będziemy na działce, uśmiechnął się drapieżnie, będziesz moją dziwką. Będę cię ruchał tak, że zapamiętasz każdy centymetr mojego chuja. I masz się cieszyć, rozumiesz?
Anita przełknęła ślinę, czując, jak jej serce wali w piersi, ale odparła automatycznie:
– Tak, proszę pana.
– Dobrze.
Gabriel wyprostował się i rzucił okiem na Martę.
– Ty też weź przykład z koleżanki. Posłuszeństwo to jedyna droga.
Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, zostawiając w pokoju gęstą ciszę, którą przerwało dopiero nerwowe westchnięcie Mart,
Odczekała chwilę, aż echo jego kroków ucichnie. Spojrzała na Anitę, która zaczęła się trząść, a po chwili wybuchła szlochem. Łzy płynęły jej po policzkach, cała zanosiła się płaczem.
– Hej, spokojnie
Marta uklękła obok, obejmując ją mocno.
– To jebany skurwysyn! – jeszcze mocniej przytuliła Anitę
– Nie pozwól mu wierzyć, że jesteś tylko tym, co on mówi.
Anita wtuliła się w nią, dławiona łzami.
– Ja… ja już nie dam rady… wyszeptała
Marta otarła jej policzki rękawem swojej koszuli.
– Gdybym tylko mogła, chroniłabym cię przed nim. Ale …jej własny głos się załamał i po policzku spłynęła łza.
Siedziały tak jeszcze dłuższą chwilę, obie płacząc, aż oddech Anity powoli się uspokoił. Marta wciąż ją obejmowała, głaszcząc po włosach, aż Anita wreszcie mogła nabrać powietrza bez szlochu.
– Chodź – powiedziała cicho Marta
– Odprowadzę cię do auta.
Wyszły razem z budynku. Na parkingu Marta zatrzymała ją przy samochodzie.
– Masz dla kogo żyć, Anitko… spojrzała jej prosto w oczy.
– Twój synek potrzebuje cię bardziej, niż myślisz. Cokolwiek się stanie tutaj… nie wolno ci zrobić niczego głupiego.
– Obiecujesz?
Anita skinęła głową, wciąż przygryzając wargę.
– Obiecuję.
Marta przytuliła ją raz jeszcze, zanim pozwoliła jej wsiąść do auta.
– Jesteśmy w tym razem.
Anita siedziała chwilę w bezruchu, czując, jak krew uderza jej do skroni. Jutro miała przekroczyć kolejną granicę, a jej ciało już teraz reagowało mieszaniną strachu i wstydu. Całą drogę do auta myślami była już w jutrzejszym poranku w tym, co czekało ją na działce Gabriela. Chciała wyrzucić to z głowy, ale każde słowo, które dziś wypowiedział, wracało jak echo.
W domu panowała pozorna cisza. Mateusz bawił się jeszcze w swoim pokoju, a z kuchni dobiegał odgłos przesuwanych garnków. Maria była na miejscu. Anita wiedziała, że jeśli wejdzie do kuchni, znów wybuchnie awantura. Wolała tego uniknąć.
– Hej, skarbie, rzuciła tylko w stronę pokoju syna, pochylając się, by pocałować go w głowę. Mama musi się położyć, dobrze?
Chłopiec spojrzał na nią niewinnymi oczami i uśmiechnął się, nie rozumiał całego ciężaru, który niosła ze sobą.
Anita poszła prosto do sypialni. Zamknęła drzwi, przebrała się w koszulę nocną i usiadła na brzegu łóżka. Wpatrywała się w ścianę, słuchając odgłosów domu, kroków Marii w kuchni, stukotu naczyń, dziecięcego śmiechu za drzwiami. Czuła, jakby oddzielała ją od rodziny niewidzialna bariera. Była w tym samym domu, ale jednocześnie zupełnie poza nim. Położyła się, przykryła kołdrą i przytuliła do poduszki. Sen przyszedł późno, niespokojny, zrywany obrazami Gabriela i jego brutalnych słów.
*Sobota świt*
Budzik zadzwonił o 5:30. Anita zerwała się z łóżka szybciej niż zwykle, bo bała się, że jeśli zaśnie choćby na chwilę, przegapi moment i wpadnie w kłopoty. Cicho, niemal bezszelestnie wymknęła się z sypialni, by nie obudzić Marii ani synka. W łazience wzięła szybki prysznic. Gdy ciepła woda spływała po jej ciele, sięgnęła po żel do golenia. Pochyliła się nad wanną i z uwagą ogoliła cipkę. Po chwili skóra była gładka, zimna w dotyku. Spojrzała w lustro i przez moment poczuła gniew „Nie robię tego dla niego, tylko dlatego, żeby przeżyć.”
Potem przyszła kolej na ubiór. Gabriel kazał jej wyglądać jak tania dziwka, ale Anita miała inny plan. Założyła czarne dżinsy i stonowaną bluzkę, na wierzch lekki płaszcz. W torebce jednak spakowała krótką spódniczkę i obcisłą bluzkę zestaw, którego wymagał. Wiedziała, że jeśli będzie trzeba, zawsze może się przebrać w toalecie gdzieś po drodze by uniknąć jego gniewu.
Najważniejszy krok był inny samochód. Gabriel nakazał jej przyjść pieszo, ale Anita wiedziała, że auto da jej przewagę. Może możliwość ucieczki, może tylko poczucie, że nie jest całkowicie uwięziona. Wzięła kluczyki, zeszła po cichu po schodach i wymknęła się z domu.
Silnik Mazdy zadrżał cicho, a ona niemal odetchnęła z ulgą. Ruszyła pustymi ulicami, czując, jak narasta w niej adrenalina. Dojeżdżając w okolice parkingu, gdzie miała czekać, zwolniła i skręciła w boczną uliczkę. Tam, między blokami, znalazła wolne miejsce. Zatrzymała samochód, gasząc światła. Stała na tyle blisko, by mogła dojść pieszo na punkt spotkania, ale na tyle daleko, by Gabriel nie zauważył. Ulica była jeszcze pusta, sobotni poranek, miasto dopiero się budziło. Zegar na desce rozdzielczej wskazywał 6:35.
Anita odetchnęła głęboko i otworzyła torbę. Na dnie leżały ubrania, które kazał jej założyć Gabriel, krótka czarna spódniczka, ciasna biała bluzka, bielizna, która bardziej odsłaniała niż zakrywała. Jej ręce drżały, kiedy wyciągała rzeczy, jakby trzymała w dłoniach dowód własnego upokorzenia.
Spojrzała w lusterko wsteczne ulica pusta. Przesiadła się na tylne siedzenie i zaczęła się rozbierać. Dżinsy zsunęła w dół, odrzuciła na bok, podobnie bluzkę i płaszcz. W samej bieliźnie poczuła chłód bijący od szyb. Szybko wciągnęła na siebie spódniczkę, która ledwie zakrywała pośladki, i obcisłą bluzkę, która mocno podkreślała piersi.
Otworzyła kosmetyczkę, tusz do rzęs, mocniejszy cień i czerwona szminka. Nałożyła makijaż, rozmazując w kąciku ust i poprawiając chusteczką. W lusterku wyglądała inaczej. Obco. Jak nie ona. Na koniec wyjęła obrożę. Skórzana, ciężka, z metalowym kółkiem. Założyła ją na szyję i zapięła z tyłu. Zapięcie kliknęło głośno, przypominając bransoletkę kajdanek.
Usiadła na chwilę, patrząc na swoje odbicie w bocznym lusterku. Była jak aktorka przed rolą, musiała wejść w postać, której nienawidziła, a mimo to grała ją coraz lepiej. Spakowała swoje normalne ubrania do torby, wsunęła je pod fotel, zatrzasnęła drzwi i ruszyła pieszo w stronę parkingu, gdzie miał czekać Gabriel. Każdy krok w szpilkach brzmiał jak wyrok.
Parking przy Piłsudskiego świecił pustkami, tylko kilka samochodów stało w rzędach, jakby zapomnianych przez właścicieli. Anita dotarła chwilę przed siódmą, dokładnie o tej porze, którą wyznaczył Gabriel jednak nigdzie go nie było.
Przeszła kawałek po placu, wciąż nerwowo poprawiając spódniczkę, która uporczywie podciągała się w górę przy każdym kroku. Wiatr owiewał jej odkryte uda, a ona miała wrażenie, że całe miasto patrzy właśnie na nią.
Stała przy jednej z latarni, udając, że pisze coś w telefonie, ale tak naprawdę próbowała ukryć twarz. Z minuty na minutę poczucie upokorzenia narastało. Ludzie mijali parking, starsze małżeństwo prowadzące psa, dwóch młodych chłopaków w dresach, rzucali jej krótkie spojrzenia. Jedni z ciekawością, inni z dezaprobatą. Starsza kobieta wręcz odwróciła wzrok z wyraźnym grymasem, szepcząc coś do swojego towarzysza.
„Boże, byle tylko nikt znajomy mnie tu nie zobaczył” powtarzała w myślach Anita, czując jak policzki płoną jej ze wstydu.
Minęło dziesięć minut. Gabriela wciąż nie było. Anita miała ochotę rzucić się do ucieczki, wrócić do auta i odjechać, jak najdalej od tego koszmaru. Ale wiedziała, że to niemożliwe on by ją znalazł, a kara byłaby stokroć gorsza.
Dopiero po kwadransie ciszę przerwał niski pomruk silnika. Czarny SUV wjechał na parking i zatrzymał się kilka metrów od niej. Drzwi otworzyły się, a Gabriel wysiadł powoli, jakby specjalnie chciał zbudować napięcie. Zaciągnął się papierosem, patrząc na nią spod przymrużonych oczu. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Odezwał się w końcu, wypuszczając dym.
– Czekałaś jak grzeczna suka. I nawet się nie spóźniłaś.
Podszedł bliżej, lustrując ją wzrokiem od szpilek po obrożę.
– Podoba mi się. Tak właśnie wygląda dziwka, którą zabiera się na weekend.
Wskazał ruchem głowy na drzwi pasażera.
– Wsiadaj. Zabawę czas zacząć.
Gabriel odpalił silnik i spokojnie włączył się do ruchu, jakby jechali w zupełnie zwyczajną podróż. Na desce rozdzielczej butelka Fanty połyskiwała w słońcu. Podał jej napój.
– Masz pić, łyk za łykiem. .
Anita palcami chwyciła butelkę. Uniosła ją do ust i zaczęła sączyć słodki, gazowany napój. Po kilku łykach odstawiła na bok, ale Gabriel natychmiast zareagował.
–Myślisz, że decydujesz, kiedy możesz przestać? Pij dalej.
Podniósł wskaźnik i lekkim, ostrym klaśnięciem uderzył nią w jej udo. Anita syknęła i posłusznie przyłożyła butelkę z powrotem do ust.
Droga ciągnęła się, a Gabriel zdawał się czerpać chorą przyjemność z kontrolowania każdego jej ruchu.
– Podciągnij spódniczkę wyżej… jego głos był chłodny, beznamiętny… Chcę mieć lepszy widok, kiedy pijesz.
– Rozchyl nogi. Niech ta twoja cipka też trochę popatrzy na świat.
Za każdym razem Anita posłusznie wykonywała polecenia, czując, że z każdym kilometrem jest coraz bardziej wystawiona na jego upokorzenia. Brzuch zaczynał jej się napinać od gazowanego napoju, a w podbrzuszu pojawił się znajomy, nieprzyjemny ucisk. Gabriel tylko się uśmiechnął krzywo. Samochód mknął trasą, a ona czuła się jak w pułapce. Każdy łyk przybliżał ją do granicy, a on bawił się jej ciałem, jakby było tylko jego zabawką.
Dopiero po godzinie Gabriel zjechał na pas prowadzący do MOP-u. Zatrzymał się i zgasił silnik. Spojrzał na nią, podając pieniądze.
– Idź na stację i kup sześć paczek gumek, kawę i moje Marlboro. A jak staniesz przy kasie, masz się uśmiechnąć. Tak, żeby wszyscy pomyśleli, że już nie możesz się doczekać, aż ich użyjesz
Gabriel odpalił papierosa, zanim podał jej banknoty.
– Jeszcze jedno, powiedział z cynicznym uśmiechem. Zapomnij o kiblu. Masz parcie? Trudno. Będziesz siedzieć z pełnym pęcherzem tak długo, jak mi się podoba.
Anita poczuła, jak robi jej się gorąco. Miała wrażenie, że nawet słowa „toaleta” wypowiedziane teraz na głos byłyby dla niej wybawieniem, a on właśnie to wybawienie brutalnie odciął. Zacisnęła uda, czując coraz mocniejszy nacisk, ale skinęła głową, niezdolna wykrztusić ani słowa.
– Ruszaj.
Gabriel wskazał brodą drzwi SUV-a. Anita wysiadła. Powietrze było chłodniejsze niż wnętrze samochodu, ale ona i tak miała wrażenie, że pali ją wstyd. Jej obroża odbijała się w szybie stacji, spódniczka podciągała się przy każdym kroku, a obcasy wystukiwały echo, które zdawało się zwracać uwagę każdego. W środku panował poranny ruch. Dwóch kierowców tirów siedziało przy stoliku z kawą, ktoś przeglądał półki z kanapkami. Wszyscy zerkali na nią kątem oka, niby od niechcenia, a jednak wyraźnie. Przeszła do kasy, starając się nie patrzeć nikomu w twarz. Położyła na ladzie paczkę kawy, Marlboro i sześć paczek prezerwatyw.
Kasjer, młody chłopak może niewiele starszy od niej, uniósł brwi.
– To wszystko? – Zapytał z cieniem uśmiechu.
Anita poczuła, jak policzki płoną jej ze wstydu. Przypomniała sobie rozkaz Gabriela. Uniosła wzrok i wysiliła się na krótki, wymuszony uśmiech.
– Tak, odparła cicho.
Kasjer przeciągnął zakupy przez skaner, nie komentując więcej, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. „Wiem, co planujesz.”
Anita wzięła siatkę i ruszyła do wyjścia, czując, że każdy krok przybliża ją do upokarzającego powrotu.
Na zewnątrz Gabriel czekał, oparty o samochód, z kolejnym papierosem w dłoni.
– I co? Rzucił, unosząc brew. Uśmiechnęłaś się?
Nie odpowiedziała, tylko podała mu zakupy. On jednak chwycił ją za nadgarstek i szarpnął bliżej.
– Uśmiechnęłaś się, cipo?
Anita z trudem przełknęła ślinę.
– Tak, proszę pana…
Gabriel zaśmiał się gardłowo, odstawiając ją na bok. Dobra dziewczynka. To teraz wsiadaj. Jeszcze długa droga przed nami.
SUV ruszył z powrotem na trasę. Gabriel jednym ruchem wrzucił zakupy na tylne siedzenie, jakby były bez znaczenia, a całą uwagę skupił na niej.
– No to pogadamy trochę, rzucił, zerkając na nią z boku. Ilu ich było? Ile kutasów miałaś w cipie?
– Ja proszę pana… zaczęła, jąkając się odpowiedziała dwóch.
Gabriel parsknął śmiechem.
– Tylko dwóch? Co ty, święta panna? Robert i kto jeszcze? No, gadaj!
Anita spuściła wzrok.
– Mój pierwszy chłopak na studiach.
– I co, miał czym się pochwalić? Przerwał jej. Miał większego od Roberta? Powiedz, jak wyglądał jego kutas.
Anita spłonęła rumieńcem.
– Nie… mniejszy…
Gabriel uśmiechnął się triumfalnie, trzymając kierownicę jedną ręką, a drugą poprawiając papierosa.
– Twój mężuś też nie ma się czym chwalić, co? Miałaś w sobie kiedyś coś większego od mojego kutasa?
Anita wbiła paznokcie w uda, walcząc z odruchem sprzeciwu.
– Nie… proszę pana…
– Głośniej!
– Nie, proszę pana! …wyrwało się jej, niemal krzykiem.
– Właśnie, zaśmiał się gardłowo, odchylając głowę do tyłu.
– To dzisiaj się dowiesz, co znaczy mieć rozjechaną pizdę!
Przez chwilę panowała cisza, tylko szum silnika i szelest opon po asfalcie. Anita czuła, jak żołądek ściska jej się ze strachu, a jednocześnie ciężar wypitej Fanty coraz bardziej przypominał o sobie. Gabriel spojrzał na nią raz jeszcze, tym razem powoli, celowo.
– Chce ci się sikać?
Anita zesztywniała, a jej twarz zdradziła wszystko, zanim zdążyła otworzyć usta. Gabriel uśmiechnął się krzywo, jak kot bawiący się myszą. SUV zatrzymał się gwałtownie na skraju MOP-u. Parking nie był pusty w oddali stały cztery tiry, kierowcy kręcili się przy kabinach.
Gabriel zgasił silnik, zaciągnął ręczny i spojrzał na Anitę.
– No i jak, suko? – Zapytał powoli, niemal szeptem, ale w jego tonie było coś lodowatego.
– Zaraz popuścisz?
Anita spuściła wzrok i ledwie skinęła głową.
– Tak… proszę pana…
–Wysiadaj! – uśmiechnął się krzywo
Otworzyła drzwi i stanęła obok auta. Wiatr poruszył skraj jej krótkiej spódniczki, odsłaniając kawałek uda. Gabriel wysiadł powoli, wypuścił dym z papierosa i podszedł bliżej.
– Zrobisz to tutaj. – wskazał miejsce zaraz obok auta.
Anita spojrzała w stronę tirów, kierowcy byli daleko, ale świadomość, że ktoś może zobaczyć, paraliżowała ją bardziej niż sam rozkaz. Z bijącym sercem uniosła spódniczkę i opuściła majtki do kolan.
– Kucaj i szczyj! – rozkazał krótko Gabriel
Przykucnęła tuż przy kole samochodu. Przez chwilę nie mogła się przemóc, mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Dopiero gdy Gabriel nachylił się nad nią i syknął:
– No dalej, suko.
Strumień moczu w końcu popłynął, uderzając w żwir z głośnym szumem. Echo niosło się w jej głowie, a każdy dźwięk zdawał się mówić wszystkim w okolicy: „patrzcie, ta kobieta sika na parkingu”.
Gabriel stał nad nią, spokojnie zaciągając się dymem.
Kiedy skończyła, odruchowo sięgnęła do torebki po chusteczkę.
– Nie! Jego głos przeciął powietrze jak bat. Bez wycierania. Podciągaj majtki i wracaj do samochodu.
– Proszę pana…
– Już!
Anita, czerwona ze wstydu, posłusznie podciągnęła majtki i opuściła spódniczkę. Czuła, jak materiał lepi się do skóry, jak wilgoć rozlewa się po jej bieliźnie, ale nie miała odwagi protestować.
Wróciła na siedzenie pasażera, skulona, z policzkami gorącymi od upokorzenia. Gabriel usiadł obok, odpalił kolejnego papierosa i spojrzał na nią z satysfakcją.
– Grzeczna suka, mruknął.
Droga prowadziła coraz głębiej w las. Asfalt skończył się kilkanaście kilometrów wcześniej, a SUV teraz toczył się po wyboistej, piaszczystej drodze, między wysokimi sosnami i gęstymi krzakami. Anita patrzyła przez szybę, serce miała w gardle. Każdy zakręt, każdy kolejny odcinek tej pustki przypominał jej, że oddala się od ludzi, od cywilizacji od jakiejkolwiek pomocy.
W końcu Gabriel zwolnił i skręcił w wąską, niemal niewidoczną drogę, porośniętą trawą. Jeszcze kilkaset metrów i SUV zatrzymał się przed ogrodzeniem z siatki, za którym rozciągał się teren działki. Była spora, ogrodzona z każdej strony, a w głębi stał drewniany dom z tarasem. Z boku majaczyła altanka, a kawałek dalej niewielka szopa z blachy falistej.
Nie było tu sąsiadów. Żadnych budynków w zasięgu wzroku, żadnego dymu z kominów, żadnych ludzi. Tylko las, cisza i samotność. Gabriel wysiadł pierwszy, trzasnął drzwiami i przeciągnął się jak ktoś, kto wraca na swoje terytorium. Wziął głęboki haust świeżego powietrza i uśmiechnął się drwiąco.
– Wysiadaj!
Anita wysiadła wolno, czując jak nogi drżą jej pod ciężarem strachu. Wokół panowała martwa cisza, przerywana jedynie szumem drzew i śpiewem ptaków.
Dom wyglądał niepozornie, ale to właśnie sprawiało, że dreszcz przebiegł jej po plecach w tej głuszy mogło się wydarzyć wszystko, a nikt nie miał prawa się dowiedzieć.
Gabriel zgasił papierosa o maskę auta i wrzucił go na ziemię. Potem otworzył bagażnik, wyjął torbę i wskazał ręką w stronę domu.
– Do środka.
Anita przełknęła ślinę i ruszyła posłusznie, świadoma, że właśnie weszła w miejsce, z którego nie ma ucieczki.
Gabriel otworzył drzwi domu i wszedł pierwszy, jakby chciał zaznaczyć, kto tu rządzi. Wnętrze okazało się proste i surowe, niewielka kuchnia z blatem, starym czajnikiem elektrycznym i małą lodówką, obok stół z dwoma krzesłami. Wokół panował chłód drewna i zapach kurzu, przełamany nutą dymu, który musiał wżerać się w ściany przez lata palenia w kominku.
Po lewej stronie znajdowały się dwoje drzwi, solidne, zamknięte na klucze. Ich obecność od razu wzbudziła w niej niepokój. Nie wiedziała, co się za nimi kryje, dodatkowe pokoje, magazyn, a może coś, czego lepiej nie odkrywać.
– Siadaj, rzucił Gabriel krótko, wskazując na jedno z krzeseł.
Sam w tym czasie postawił na blacie kuchennym torbę, którą wyjął z auta. Wyjął z niej kilka rzeczy: mięso na grilla, chleb, parę puszek piwa i plastikowe talerze. Prowiant na jeden dzień. Po chwili wyszedł przed domek, gwiżdżąc cicho pod nosem. Na tarasie stał mały grill węglowy, stary, ale zadbany. Gabriel wrzucił do środka brykiet, chlusnął rozpałką i odpalił zapałkę. Ogień buchnął żywym płomieniem, a chwilę później zaczęły się tlić węgle.
Przysunął sobie ławeczkę stojącą pod ścianą domku i usiadł na niej wygodnie, odpalając papierosa. Uniósł wzrok na Anitę, która niepewnie pojawiła się w progu.
– Stań tu, przed mną.
Anita posłusznie wykonała polecenie i stanęła kilka kroków przed nim. Gabriel wyciągnął telefon z kieszeni marynarki, odblokował ekran i przesunął kilka razy palcem po wyświetlaczu. Po chwili odwrócił go w jej stronę.
– Zgadnij, co to jest.
Na ekranie widniała dokładna mapa. Czerwona linia zaznaczała każdy jej krok od samego rana gdy wyszła z domu, przez drogę do auta, aż po miejsce, w którym zaparkowała niedaleko parkingu i przebrała się w samochodzie.
Anicie aż serce stanęło. Zrobiło jej się gorąco, a ręce zaczęły drżeć.
– Ale… ja… zaczęła szeptem.
– Zamknij się! Ryknął, wstając gwałtownie z ławki. Myślałaś, że jesteś sprytna? Że mnie oszukasz? Że ukryjesz się w samochodzie jak jakaś pierdolona nastolatka idąca na wagary?
Podszedł bliżej, tak blisko, że poczuła jego oddech na twarzy. Wskazał palcem w ekran telefonu, niemal wbijając go jej w oczy.
– Widzisz tę linię? Każdy twój krok, każdy zakręt, każde pierdolone zatrzymanie jest zapisane. Twój telefon to twoje kajdany. My wiemy o tobie wszystko, suko. Gdzie jesteś, o której, z kim. Nawet jak idziesz do kibla, mogę to sprawdzić.
Łzy napłynęły jej do oczu, czuła, że grunt usuwa się spod nóg.
– Ja tylko… nie chciałam… próbowała się tłumaczyć, ale przerwał jej brutalnie.
– Nie chciałaś?! Splunął w bok, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. Ty głupia kurwo! Kombinujesz za moimi plecami? Myślisz, że to zabawa? Że możesz sobie pozwolić na własne decyzje?
Uderzył płasko dłonią w bok ławki, aż drewno zaskrzypiało.
– Ty jebana, kłamliwa suko! Myślałaś, że możesz mnie oszukać? Że ja się nie dowiem?
– Dostaniesz lanie na gołą dupę. Rozumiesz, kurwo? Goła dupa, pas i tyle razy ile sam uznam za stosowne!
Sięgnął do kieszeni i wyjął niewielki kluczyk, który podał Anicie
– Otwórz pierwsze drzwi na lewo do pokoju. Tam stoi szafa w niej znajdziesz pasy. Masz wybrać jeden i wrócić tutaj.
– Pospiesz się! Chcę cię tu widzieć za chwilę z powrotem, z pasem w ręku.
Anita patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, ściskając w palcach kluczyk, który nagle stał się cięższy niż ołów. Każde jego słowo paliło ją w środku, wiedziała, że nie ma odwrotu. Anita wcisnęła klucz do zamka. Mechanizm zazgrzytał, a drzwi ustąpiły z przeciągłym skrzypnięciem. Zrobiła krok do środka i natychmiast poczuła chłód, który różnił się od ciepła bijącego z kuchni i ogrodu.
Pokój był niewielki, może dziesięć metrów kwadratowych, z jednym zupełnie niepasującym do reszty domku nowoczesnym tapczanem w szarym kolorze. Wyglądał tak, jakby ktoś wstawił go tu wczoraj prosto ze sklepu, obcy, sterylny. Wszystko inne, panele podłogowe, wyblakłe zasłony było starsze, zwyczajne. Tapczan przykuwał wzrok i budził niepokój, jakby miał konkretne przeznaczenie.
Ale największe wrażenie robiła szafa stojąca przy ścianie. Wysoka, z ciemnego drewna, o masywnych drzwiach. Kiedy Anita otworzyła je powoli, w nozdrza uderzył ją zapach skóry i kurzu. W środku wisiały pasy. Cała kolekcja.
Były cienkie, eleganckie paski garniturowe, szerokie skórzane pasy z ciężkimi klamrami, a także takie, które wyglądały, jakby zostały stworzone wyłącznie do zadawania bólu, grube, ciężkie, z podwójnym przeszyciem. Niektóre miały nawet metalowe nity.
Anita cofnęła się pół kroku, serce waliło jej w piersi jak młot. Czuła, że jej gardło wysycha, a dłonie pocą się tak bardzo, że ledwo mogła utrzymać klamkę.
„Wybierz pas” słowa Gabriela dźwięczały w jej głowie. „Na gołą dupę…”
Stała chwilę bez ruchu, patrząc na rząd wiszących skórzanych pasków, i miała wrażenie, że każdy z nich patrzy na nią z niemym okrucieństwem. Nie mogła złapać oddechu. Zaczęła się zastanawiać: czy wybrać najcieńszy, licząc, że będzie bolał mniej? A może odwrotnie, gruby, szeroki, który bardziej rozłoży uderzenie? Ale wtedy będzie cięższy, mocniejszy, bardziej upokarzający.
Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy wyciągnęła rękę i niepewnie dotknęła jednego z cienkich pasków. Skóra była zimna i twarda. Może ten pomyślała, ale zaraz poczuła dreszcz: co, jeśli Gabriel uzna to za tchórzostwo i jeszcze ją dodatkowo ukarze?
W końcu, z bijącym sercem, chwyciła średniej szerokości pas nie najcieńszy, nie najgrubszy. Zwykły, czarny, mocny. W dłoni wydawał się ciężki. Zacisnęła wargi, wytarła łzy i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Każdy krok w stronę Gabriela był jak marsz na egzekucję. Pas w jej dłoni ciążył coraz bardziej, jakby ważył tonę.
Kiedy wróciła na podwórko, Gabriel siedział dalej na ławce, spokojny, jakby wiedział, że i tak wróci. Spojrzał na nią spod byka i na pas, który trzymała oburącz.
Kąciki jego ust uniosły się w szyderczym uśmiechu, wstał z ławki i powolnym krokiem podszedł do Anity. Wyciągnął rękę i bezceremonialnie wyrwał jej pas z dłoni. Chwycił ją mocno za ramię i pociągnął w stronę domku, nie dając chwili na opór. Weszli do środka, drzwi zamknęły się za nimi z głuchym trzaskiem. Zaprowadził ją z powrotem do tego samego pokoju, w którym stał tapczan. Ustawił ją na środku, sam oparł się o blat stojącego obok stolika i przez chwilę tylko patrzył, przeciągając ciszę. W dłoni obracał pas, zwijając go powoli i rozwijając, jakby delektował się samą myślą, co zaraz zrobi.
– Wiesz, za co dziś dostaniesz?
Anita przełknęła ślinę, spuściła wzrok i pokręciła głową, choć doskonale wiedziała, o co chodzi. Gabriel warknął i uderzył pasem o swoją dłoń, aż rozległ się suchy trzask.
– Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! Masz odwagę mnie oszukiwać, a teraz nie masz odwagi powiedzieć za co dostaniesz lanie?
– Przypomnieć ci raz jeszcze? Rano, suko, próbowałaś mnie zrobić w chuja. Wsiadłaś w auto i myślałaś, że będziesz sprytniejsza ode mnie. Chwycił ją nagle za podbródek i zmusił, żeby spojrzała mu prosto w oczy.
– Za to właśnie dostaniesz. Na gołą dupę tak, żebyś zapamiętała na długo
Wskazał palcem na tapczan.
– Rozbieraj się do naga i na tapczan.
Anita zamarła w miejscu.
– No już, kurwa!
Zaczęła odpinać guziki bluzki, czuła, że każdy ruch trwa wieczność. Potem zdjęła spódniczkę, na końcu, z największym wstydem, zsunęła z bioder białe majtki. Stała przed nim zupełnie naga, ramiona odruchowo skrzyżowała na piersiach, jakby mogły ją ochronić.
– Na tapczan! …wskazał pasem… Połóż się na brzuchu i wypnij dupę!
Zrobiła co jej rozkazał a on sam stanął nad nią. Przeciągnął pasem po pośladkach.
– Za kłamstwo, powiedział wolno i zamachnął się.
Pierwszy raz spadł z głośnym trzaskiem, aż Anita jęknęła i złapała się mocniej tapczanu. Ból rozlał się gorącą falą po jej pośladkach.
– Za oszustwo! – drugi raz przeciął jej skórę, mocniej, bardziej celnie.
– Za to, że myślałaś, że możesz być sprytniejsza ode mnie!… Trzeci raz uderzył, zostawiając czerwony ślad.
Kolejne razy padały jeden po drugim, bez litości. Pas smagał ją raz po raz, piekąc coraz mocniej. Z jej ust wyrywały się stłumione jęki, a łzy zaczęły spływać po policzkach.
– Licz! Wrzasnął nagle. Każde uderzenie masz liczyć!
– Jeden.
– Głośniej!
– Jeden, proszę pana!
– Dwa, proszę pana!
Pas spadał, a ona liczyła wijąc się po każdym razie na łóżku.
– Dwadzieścia, proszę pana!
Gabriel uznał, że wystarczy, jej pośladki były czerwone, rozpalone od uderzeń. Gabriel chwycił ją za włosy, zmuszając, by spojrzała na niego spod zapuchniętych oczu.
– Tak się kończy kłamstwo, szmato. Zapamiętaj to dobrze!
Puścił ją, a ona opadła bezwładnie na tapczan, łapiąc oddech jak po maratonie.
Gabriel odrzucił pas na stolik, jakby był to zwykły rekwizyt i bez słowa wyszedł z pokoju. Zostawił Anitę nagą, z rozpalonymi od bólu pośladkami, skuloną i szlochającą na tapczanie.
Po chwili usłyszała jak wraca.
– Do kąta! Stań tam i wypłacz się jak dziecko.
– Jesteś kurwa żałosna!
Anita powoli podniosła się z tapczanu. Każdy ruch bolał, skóra na tyłku pulsowała jakby płonęła. Z trudem stanęła, otarła łzy, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Wsunęła się w kąt pokoju i stanęła tam naga, ze spuszczoną głową. Łzy kapały na podłogę, a ona szlochała cicho, tak jakby sama ze sobą musiała się zmierzyć.
Czas płynął wolno, tylko zza drzwi słychać było trzask skwierczącego mięsa i spokojne odgłosy Gabriela, jakby nic się nie stało. On grillował i popijał piwo, a ona stała z nosem w kącie, z gołą, spuchniętą dupą.
Po kilkunastu minutach jego głos znów wdarł się do środka:
– Wystarczy! Wyjdź.
Anita, wciąż naga, wyszła powoli na zewnątrz. Grill dymił, Gabriel siedział na ławce, trzymał butelkę piwa i patrzył na nią beznamiętnie.
– No i co, szmato?… Warknął, opierając się wygodniej… Masz mi coś do powiedzenia?
Drżącym głosem, ze łzami w oczach, szepnęła:
– Przepraszam pana…
– Odwróć się i pokaż mi dupę.
Anita z trudem spełniła polecenie, powoli odwracając się tyłem. Jej pośladki były czerwone, pokryte świeżymi pręgami, które układały się w linie.
Gabriel uniósł brew i upił łyk piwa.
Przez chwilę tylko ją obserwował, jak stoi naga i upokorzona, wystawiona na jego spojrzenie, a on delektuje się swoim triumfem.
Gabriel upił kolejny łyk piwa, nie spuszczając z niej wzroku.
– Dobrze, wystarczy tego widowiska. Nie będę się gapił na twoją gołą dupę całe popołudnie. Ubierz się i wróć tutaj. Ale szybko, bo żar na grillu stygnie.
Anita odwróciła się i pospiesznie wróciła do środka domku. Ręce ledwie trzymały ubrania, gdy zakładała bieliznę i bluzkę. Każdy kontakt materiału ze zbitą skórą przypominał o laniu, pieczenie i ból towarzyszyły jej przy każdym ruchu. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze zawieszonym nad umywalką, rozmazany makijaż, zaczerwienione oczy i policzki. Poprawiła włosy, otarła łzy i wróciła na zewnątrz.
Gabriel siedział w tym samym miejscu, oparty wygodnie o ławkę, z piwem w dłoni.
Anita usiadła na ławce, starając się ukryć, jak bardzo pieką ją pośladki. Każdy ruch, każdy kontakt z drewnianą deską przypominał o pasie, który niedawno smagał jej ciało.
Gabriel spokojnie obracał mięso na ruszcie, raz po raz smarując je marynatą. Dym i zapach przypraw mieszał się z wonią piwa, które pił powoli, delektując się chwilą.
– Podaj mi talerz.
Rzucił tonem, który bardziej brzmiał jak rozkaz niż prośba.
Anita natychmiast wstała, wyciągnęła naczynie z torby i podała mu oburącz. Gabriel uśmiechnął się krzywo, odstawiając je na blat stołu. Kiedy mięso było gotowe, wskazał na widelec wbity w deskę.
– Pokrój i rozłóż.
Anita pokroiła kawałki mięsa i rozłożyła je równiutko na talerze. Gabriel obserwował ją w milczeniu, popijając piwo.
Sama zjadła niewiele każdy kęs przechodził jej z trudem przez gardło, a myśli wciąż uciekały do bólu na ciele i świadomości, że jeszcze wiele przed nią.
Gabriel jadł powoli, z pełnym spokojem, jakby była to zwykła sobota na wsi. Tylko jego spojrzenie co jakiś czas wbijało się w nią ostro, przypominając, że cały czas jest pod kontrolą. Po skończonym posiłku odchylił się wygodnie, odstawiając pusty talerz na bok.
– Posprzątaj.
Anita zebrała naczynia i resztki, cicho układając je na stole w kuchni domku. Czuła się jak służąca, nie jak partnerka do wspólnego posiłku. Kiedy wróciła, Gabriel otwierał już kolejne piwo, a jego oczy miały ten charakterystyczny błysk, którego zaczynała się obawiać coraz bardziej.
– Ładnie się spisałaś, suko.
Powiedział w końcu, jakby dawał jej nagrodę.
Anita spuściła wzrok, siadając z powrotem na ławce. Pieczenie na tyłku nie dawało jej zapomnieć o karze, a chłodny ton Gabriela jasno mówił, że to, co dotąd przeżyła, było jedynie preludium. Po skończonym posiłku Gabriel zgasił resztki żaru w grillu i odstawił butelkę po piwie na stół. Przeciągnął się, spojrzał na Anitę, która wciąż siedziała w ciszy na ławce, i uśmiechnął się w ten swój chłodny, bezwzględny sposób.
– Idziemy do pokoju.
Bez słowa podniosła się z ławki. Czuła, jak serce bije jej szybciej z każdym krokiem w stronę domku. Ból na tyłku przypominał o wcześniejszym upokorzeniu, a myśl, że zaraz czeka ją coś jeszcze gorszego, zaciskała gardło.
Gabriel otworzył drzwi pokoju i wepchnął ją do środka. Światło lampy rozlało się na tapczan, ten sam, na którym niedawno kładła się do lania.
– Rozbieraj się do naga i właź na tapczan.
Anita po chwili położyła się naga na tapczanie. Twarz wcisnęła w poduszkę leżąc na brzuchu.
Gabriel stanął nad nią, odpinał pasek od spodni powolnymi, teatralnymi ruchami. Zdjął spodnie i zsunął bokserki. Jego ogromny penis wyskoczył sprężyście był już nabrzmiały i twardy. Wszedł na łóżko i ustawił się na czworakach nad nią. Jeszcze chwilę zajęło mu otwarcie prezerwatywy. Kilkoma ruchami nasunął ją na penisa. Usłyszała trzask lateksu.
– Wypnij się!
Uniosła biodra do góry i wypięła dupę. Gabriel bez wahania wepchnął się w nią od tyłu, mocno, brutalnie, aż jęknęła głośno w poduszkę. Jego ogromny kutas rozwarł jej cipkę do granic. Wargi sromowe przesuwały się na jego kutasie za każdym pchnięciem. Ruchy miał szybkie, bezwzględne, każde pchnięcie było jak kolejna kara.
– Tak się pieprzy kłamliwe suki!
Komentował, ciągnąc ją za włosy, zmuszając, by podniosła głowę i patrzyła w lustro stojące w rogu pokoju.
– Popatrz na siebie! Tak właśnie wyglądasz, gdy dajesz dupy jak tania dziwka!
Każde jego pchnięcie było twarde, wymierzone, jakby chciał zostawić w niej ślad nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Ścisnął ją jeszcze mocniej, zmuszając, by spojrzała w bok, na lustro stojące w rogu pokoju.
– Patrz na siebie! Popatrz, jak wyglądasz. Żona, matka, a teraz zwykła dziwka, którą rucham jak szmatę.
Anita miała łzy w oczach, ale głos uwiązł jej w gardle. Czuła każdy jego ruch, każde bolesne wbicie, a jeszcze bardziej słowa, które kroiły ją od środka. W głowie miała tylko jedną myśl: czy to, co się dzieje, już na zawsze przekreśli jej życie?
Nagle Gabriel wyjął na chwilę penisa z jej rozwartej cipki i ściągnął z niego prezerwatywę rzucając ją na poduszkę obok Anity.
Po chwili znowu brutalnie wbił się w nią i przyspieszył, jego oddech stał się ciężki, chrapliwy. Trzymał ją mocno za biodra, jakby wbijał ją w tapczan jeszcze głębiej, bez żadnej litości. Anita czuła, że każde pchnięcie pozbawia ją resztek sił i resztek godności. Anita zamarła. Ciepło, które nagle rozlało się w jej wnętrzu, oznaczało tylko jedno. „On we mnie doszedł”. Myśl uderzyła w nią mocniej niż sama kara. „W środku…”
Gabriel nie odsunął się od razu. Jeszcze chwilę napawał się jej bezradnością, trzymając ją mocno, jakby chciał, by ten moment wrył jej się w pamięć na zawsze. Dopiero po chwili wysunął się powoli i uderzył ją płasko w pośladki, tak że aż podskoczyła.
– I co, kurewko? Teraz będziesz nosić wewnątrz siebie moją spermę. Nie męża, nie żadnego frajera sprzed lat. Tylko moją.
Splunął na podłogę i wytarł się niedbale w chusteczkę, jakby to, co zrobił, było czymś absolutnie rutynowym. Po wszystkim zostawił ją na łóżku i wyszedł. Minęło kilka godzin. Gabriel spędził resztę dnia na upajaniu się piwem a Anita pozostała na tapczanie.
Noc w domku była ciężka. Anita leżała skulona na tapczanie, czując wciąż ból i pieczenie w miejscach, gdzie Gabriel odcisnął swoje piętno. On spał obok, chrapiąc spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Dla niego był to zwykły dzień dla niej początek koszmaru, którego nie potrafiła już zatrzymać.
Rano obudził ją szorstki głos:
– Wstawaj.
Podniosła się niepewnie, jeszcze otępiała, a Gabriel od razu wskazał na obrożę leżącą na stoliku.
– Masz chodzić tylko w tym. Reszta ci niepotrzebna.
– Zrób mi kawy.
Wydał jej polecenie, siadając na ławce przed domkiem i odpalając papierosa.
Anita weszła do małej kuchni. Naga, boso, z obrożą na szyi czuła się, jakby ktoś wyrwał ją z jej życia i wrzucił w świat, w którym była tylko służącą, tylko ciałem. Nalała wody i zasypała kawę.
Wyszła przed domek, podając mu gorący kubek. Gabriel upił łyk, po czym uniósł na nią wzrok. Jego spojrzenie było zimne i bezczelne.
– No i co czujesz różnicę?
Zerknęła na niego pytająco
– Nie pierdol, dobrze wiesz, o czym mówię.
Zaciągnął się dymem i wypuścił go jej prosto w twarz.
– Robert to przy mnie chłopiec. To ja cię wypełniam do końca, tak że ledwo siedzisz.
Jej serce przyspieszyło. Czuła, że gardło zaciska się ze wstydu. Gabriel jednak nie zamierzał jej oszczędzać.
– No mów, cipo!
Anita milczała, zaciśnięte dłonie ukryła za plecami. Liczyła, że może Gabriel sam odpuści, ale jego spojrzenie coraz bardziej się wyostrzało.
– Co jest, kurwa?
Gwałtownie złapał ją za podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.
– Masz mówić. Natychmiast!
– Ja… głos ugrzązł jej w gardle.
Gabriel uśmiechnął się drwiąco i jeszcze mocniej przycisnął jej policzki, rozciągając usta w grymasie.
– Masz chuja mojego w pamięci, nie? Całego, jak cię rozjebał wczoraj od środka. I teraz masz mi to powiedzieć. Głośno, że Robert to przy mnie cienias.
Anita spuściła wzrok, ale on natychmiast wymierzył jej szybki policzek.
– Powiedz to, kurwa! Bo zaraz przypnę cię do stołu i ci przypomnę różnicę!
W końcu zaczęła mówić, słowa wyrywały się z jej ust jakby wbrew niej samej:
– Robert… nigdy… Nigdy nie był taki jak pan.
Gabriel zaśmiał się krótko, triumfalnie.
– Dalej. Powiedz dokładnie, co czułaś.
Anita zacisnęła powieki
– Pana… jest większy. Robert… nigdy nie sięgał tak głęboko.
Gabriel puścił jej podbródek, opierając się wygodnie o oparcie ławki.
– Napatrzyłem się już na twoją tłustą dupę. Na początku była ciekawa, ale teraz już mi się znudziła.
– Myślisz, że jesteś jakaś wyjątkowa? Jesteś tylko kolejną cipą, którą się rucha w tej firmie. Nic więcej. Wskazał palcem na jej ubrania, leżące obok na krześle.
– Ubieraj się.
Anita posłusznie zaczęła wkładać na siebie ubrania, spódniczkę, bluzkę, pończochy. Ręce jej się trzęsły, a policzki płonęły ze wstydu. Każdy element garderoby był jak przypomnienie, że to nie jej wybór, tylko jego rozkaz.
Gabriel w tym czasie wstał, rozprostował ramiona i rzucił obojętnym tonem:
– A teraz posprzątasz po śniadaniu. Naczynia, resztki, wszystko ma być jak spod igły.
Anita skinęła głową, cicho, niezdolna do wydobycia z siebie słowa.
– No to do roboty. Wrócił na ławkę z kolejnym papierosem, obserwując ją
Anita w milczeniu sprzątała, każdy ruch dłoni wydawał się mechaniczny. Zmywała naczynia w małym zlewie, ścierała okruchy ze stołu, a potem wyniosła śmieci na zewnątrz. Czuła się jak zwykła służąca ani razu nie padło „dziękuję”, tylko jego chłodne spojrzenie, które świdrowało ją, gdy sprawdzał, czy wszystko robi dokładnie.
Gabriel siedział na ławce, palił papierosa i popijał piwo, jakby jej obecność była dla niego zupełnie neutralna, jak cień.
– Gotowe?
Rzucił, gdy wróciła do domku i opuściła dłonie wzdłuż ciała.
Skinęła głową.
– To wsiadaj do auta. Wracamy.
Nie padło żadne wyjaśnienie, żadna uwaga. Tak po prostu. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby ten weekend był kolejnym zwykłym dniem w jego kalendarzu.
Droga powrotna ciągnęła się w ciszy. Gabriel od czasu do czasu sięgał po papierosa, czasami mruknął coś pod nosem do telefonu, który co chwilę wibrował powiadomieniami. Ani razu nie spojrzał na Anitę, jakby już nie miała żadnego znaczenia. Dla niej każdy kilometr był ulgą, ale też strachem. W głowie brzmiały wciąż jego słowa: „już mi się znudziłaś”. Nie wiedziała, czy to faktycznie oznaczało koniec, czy jedynie początek czegoś jeszcze gorszego.
Po dwóch godzinach wjechali do Łodzi. Gabriel zatrzymał SUV-a na tym samym parkingu, na którym rano czekał na nią.
– Wynocha, rzucił krótko, nie patrząc nawet w jej stronę.
Anita otworzyła drzwi, wysiadła, a chłodne powietrze miasta uderzyło ją w twarz. Gabriel nawet nie czekał, aż się oddali. Gdy zamknęła za sobą drzwi, on od razu ruszył, zostawiając ją samą na pustym parkingu. Zatrzymała się na chwilę. Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale wiedziała, że musi się pozbierać. Najpierw znaleźć swoje auto, potem wrócić do domu, a przede wszystkim zdjąć obrożę i ukryć ją, zanim ktokolwiek zauważy.
Anita wróciła do domu późnym popołudniem. Drzwi otworzyła jak najciszej, starając się, by zawiasy nie skrzypnęły i by żaden dźwięk nie zdradził jej obecności. Maria gdzieś krzątała się na górze, Mateusz bawił się w swoim pokoju. W całym domu panował zwyczajny, domowy rytm, jakby nic się nie wydarzyło. Anita zdjęła buty i niemal na palcach przeszła przez korytarz, prosto do łazienki. Zamknęła się w środku i oparła plecami o drzwi. Dopiero wtedy pozwoliła sobie odetchnąć ciężko, czując, jak mięśnie rozluźniają się po długim napięciu. Spojrzała w lustro, rozmazany makijaż, włosy w nieładzie, bladość przebijająca spod warstwy pudru.
Puściła wodę i weszła pod prysznic, szorując skórę, jakby chciała zmyć z siebie cały weekend. Ciepły strumień spływał po plecach, ale nie dawał ulgi obrazy sprzed kilku godzin wciąż stały żywe przed oczami. Czuła wstyd, gniew i pustkę jednocześnie.
Kiedy wreszcie wyszła z łazienki, Maria wyszła z domu, zostawiając ją samą z ciszą i wspomnieniami. Anita usiadła na kanapie, owinęła się kocem i zapatrzyła w przestrzeń. W głowie zaczęła odliczać, został dokładnie tydzień, nim Robert wróci z Norwegii.
Tydzień, by odzyskać siły, udawać normalność i przygotować się na to, by znów spojrzeć mu w oczy, jakby nic się nie stało. Tydzień, który mógł się okazać zarówno ratunkiem, jak i kolejnym ciężarem, bo każda chwila przypominała jej, jak daleko odeszła od dawnego życia.
*Poniedziałek rano*
Inspekcja przebiegła jak zwykle, Gabriel ze swoim chłodnym spojrzeniem, sprawdzanie stroju, tabletki, krótkie uwagi pełne jadu. Anita wykonywała wszystko mechanicznie, ale jej myśli krążyły gdzie indziej. Wiedziała, że jeśli chce się wydostać z tej pułapki, musi zdobyć coś więcej niż tylko własny strach. Musiała mieć asa w rękawie, informacje, które mogłyby zniszczyć House Ranking od środka.
Tomek dał jej pendrive. A pendrive trzeba wpiąć do głównego komputera. Problem w tym, że dostęp do niego miał tylko jeden człowiek mianowicie ochroniarz, Paweł, 38-latek, który znał każdy zakamarek budynku i wszystkie procedury.
Po inspekcji, gdy wróciły na swoje miejsca, Marta zerknęła na Anitę i jej twarz stężała.
– Boże… ale cię zbił – wyszeptała, mając w pamięci jej posiniaczone pośladki, którymi Gabriel zachwycał się podczas inspekcji.
Anita odwróciła wzrok i próbowała się uśmiechnąć.
– Jest w porządku. Naprawdę. Nie martw się o mnie.
Marta westchnęła ciężko, ocierając dłonią kącik oka.
– Bardzo mi przykro, że musisz przez to przechodzić. Chciałabym móc coś zrobić.
Anita położyła jej rękę na ramieniu.
– Dziękuję, ale musimy jakoś to wytrzymać. Nie dajmy mu satysfakcji, naprawdę jest dobrze, dziękuje ci.
Marta skinęła głową, choć w jej oczach wciąż błyszczały łzy.
– Dobrze. Ale pamiętaj, nie jesteś w tym sama.
Po godzinie, Anita z premedytacją zaczęła schodzić częściej do portierni. Najpierw z dokumentami, później „przypadkiem” na papierosa, mimo że nigdy nie paliła. Zauważyła, że Paweł nie był taki, jak Gabriel czy inni mężczyźni w firmie. Nie traktował jej z góry, raczej z lekką pobłażliwością.
Kiedy podczas przerwy zajrzała do portierni z kubkiem kawy w ręku, Paweł podniósł wzrok znad gazety i spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Masz ciężki dzień? Rzucił tonem, który brzmiał bardziej jak luźna gadka niż przesłuchanie.
Anita uśmiechnęła się nieśmiało, siadając na krześle naprzeciwko. Zsunęła delikatnie spódniczkę tak, by odsłonić trochę więcej uda, niż powinna.
– Powiedzmy, że bywało gorzej. Odparła, bawiąc się włosami. A ty? Cały dzień tu siedzisz? Nie nudzi ci się?
Paweł uśmiechnął się.
– Nudzi? Jasne, że się nudzi. Ale wiesz motocykle wynagradzają nudę. Cała pensja idzie na gadżety i benzynę.
Anita od razu podchwyciła temat, tak jak wcześniej zaplanowała.
– Motocykle? Jej oczy rozbłysły, choć udawała zaskoczenie. Też zawsze mnie ciągnęło do motorów. W liceum miałam znajomego, który woził mnie na starym Kawasaki. Adrenalina nie do opisania.
Paweł odłożył gazetę i spojrzał na nią uważniej. Widać było, że złapała go na haczyk.
– Serio? Większość kobiet ucieka jak tylko usłyszy ryk silnika. A ty mówisz, że lubisz?
Anita przygryzła wargę, starając się wyglądać na zawstydzoną.
– Lubię i chyba tęsknię za tym uczuciem. Za tą wolnością.
W jego oczach pojawiła się iskra zainteresowania. Anita wiedziała, że to dopiero początek. Jeśli chciała naprawdę uwieść Pawła, musiała powoli i umiejętnie budować tę relację. Wiedziała też, że gra jest ryzykowna, jeśli Gabriel cokolwiek się dowie, kara będzie niewyobrażalna. Ale właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że to jedyna droga. Tym razem Paweł spojrzał na nią inaczej, jakby dopiero teraz dostrzegł coś więcej niż tylko kolejną dziewczynę z biura. Zatrzymał na niej wzrok nieco dłużej, badając jej uśmiech i sposób, w jaki poprawiała włosy.
Rozmowa o motocyklach zeszła na bardziej osobiste tory. Paweł opowiadał o swojej maszynie czarnym Suzuki, które od miesięcy dopieszczał w garażu a Anita słuchała z uwagą, od czasu do czasu dorzucając krótkie wspomnienie czy komentarz. Jej udawana fascynacja brzmiała wystarczająco wiarygodnie, by Paweł uwierzył, że naprawdę interesuje ją to, co mówi.
W końcu, gdy rozmowa zaczęła cichnąć, Paweł odchrząknął.
– Wiesz co, Anitko, po pracy mogę cię dziś odwieźć.
Anicie serce zabiło szybciej. Wiedziała, że propozycja jest szczera i że Paweł robi pierwszy wyraźny krok. Ale równie dobrze wiedziała, że gdyby Gabriel dowiedział się, że ktoś podwozi ją z pracy, mogłoby się to skończyć tragicznie.
Uśmiechnęła się więc ostrożnie i pokręciła głową.
– Dzisiaj nie dam rady, naprawdę. Mam jeszcze obowiązki w domu, powiedziała tonem, jakby trochę żałowała. Ale wiesz co? Może jutro. Jutro po pracy moglibyśmy się przejechać twoim motocyklem. Chciałabym poczuć znowu ten dreszcz.
Paweł uniósł brew, a w jego oczach pojawił się błysk, który Anita od razu odczytała jako satysfakcję.
– Umowa stoi, rzucił krótko, ale tonem, który nie zostawiał wątpliwości, że cieszy się na tę myśl.
Anita wstała, poprawiła spódniczkę i rzuciła mu jeszcze jedno spojrzenie, nim wróciła do biura. W środku czuła napięcie, była świadoma, że igra z ogniem ale zarazem wiedziała, że to właśnie ta droga może otworzyć jej dostęp do informacji, których tak bardzo potrzebowała.
Anita wróciła do domu wykończona. Jeszcze w aucie otworzyła schowek i szybko wsunęła obrożę w pudełko po podpaskach, swoje jedyne, chaotyczne schronienie przed Robertem i Marią. Dopiero wtedy odetchnęła i wysiadła, starając się przybrać obojętną minę, jakby wracała z całkiem zwyczajnego dnia pracy.
W progu od razu wyczuła napięcie. Maria krzątała się po kuchni, stukając garnkami głośniej niż zwykle, a kiedy Anita wspomniała mimochodem, że jutro po pracy ma jeszcze sprawy do załatwienia, wybuchła awantura.
Słowa padały ostro i szybko, jak ciosy. Maria zarzucała jej, że wciąż znika, że ubiera się niestosownie, że coś ukrywa. Im dłużej mówiła, tym bardziej ton stawał się bezlitosny. W końcu, jakby tracąc resztki cierpliwości, oznajmiła, że zabiera Mateusza do siebie. „Przynajmniej ktoś poświęci mu trochę czasu” w głowie Anity zabrzmiało to jak wyrok. Zaprotestowała gwałtownie, ale Maria nie dała się zatrzymać. Z furią przypomniała jej, że dom, w którym mieszkają, formalnie należy do niej. To ona go kupiła dla syna, a Anita jedynie z tego korzysta. „To ja ustalam zasady w tym miejscu !” krzyczała.
Na koniec, gniewnym tonem, Maria oświadczyła, że sprawa musi zostać wyjaśniona, kiedy Robert wróci z Norwegii. Że Anita będzie musiała z nim porozmawiać i wytłumaczyć się z tego, co się z nią dzieje. Anita poczuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Czuła narastającą panikę. Wiedziała, że jeśli Maria dotrzyma słowa, cała jej tajemnica może runąć.
Anita zatrzasnęła za sobą drzwi łazienki i oparła się o nie plecami. Powietrze wydawało się gęste, ciężkie, a echo kłótni z Marią wciąż dźwięczało w jej głowie. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, zmęczona twarz, cienie pod oczami, rozmazany makijaż, który nie wytrzymał dzisiejszego dnia. Widziała w nim kobietę, której sama prawie nie poznawała.
Powoli zaczęła rozbierać się do kąpieli. Kiedy zsunęła spódniczkę i bieliznę, spojrzała na swoje ciało. Pręgi na pośladkach nawet nie zbladły, ślady po pasie Gabriela były namacalnym dowodem tego, co musiała znosić. Odruchowo położyła dłoń na brzuchu, a wspomnienie sobotniego upokorzenia wróciło z całą siłą. Widziała go znów, jak zmuszał ją do uległości, jak traktował ją jak zabawkę, jak mówił, że już mu się znudziła. Serce ścisnęło jej się w piersi. W głowie kłębiły się pytania: czy Robert kiedykolwiek zrozumiałby, w jakim piekle żyje? Czy uwierzyłby, że nie zdradziła go z własnej woli, że wszystko, co robiła, było wymuszone? A jeśli Maria rzeczywiście powie mu wszystko, jeśli zacznie grzebać, jeśli wyciągnie na światło dzienne to, co działo się na działce i w biurze, to jak miałaby spojrzeć mu w oczy?
Wsunęła się do wanny i zanurzyła w gorącej wodzie, jakby chciała zmyć z siebie całą winę i brud. Łzy same spływały jej po policzkach, mieszały się ze strumieniami wody. Wciąż widziała obraz Gabriela, kiedy wbijał w nią swoje spojrzenie, zimne, okrutne, i kiedy jej ciało wbrew jej woli reagowało na jego dotyk.
Myśl o tym dławiła ją bardziej niż krzyk Marii. To, że gdzieś w głębi, na granicy świadomości, musiała przyznać, że nie zawsze potrafiła odciąć się od tego, co działo się z jej ciałem. Wstyd i upokorzenie mieszały się z poczuciem winy wobec Roberta i syna. Leżąc w wodzie, miała ochotę krzyczeć. Ale nie mogła. Jedyne, co mogła zrobić, to zacisnąć zęby, wytrzymać i przetrwać kolejny dzień.
Nowy dzień w HR
Inspekcja przebiegła jak zawsze: Gabriel sprawdził je chłodnym spojrzeniem, kazał połknąć tabletki i poszedł do swojego gabinetu. Anita wciąż była przybita po tym, co spotkało ją wcześniej. Czuła się rozdarta i upokorzona, nie mogła skupić się na pracy. Marta zauważyła w jakim jest stanie.
– Hej, może po pracy pójdziemy do kawiarni? …zaproponowała.
Anita skinęła głową
Kiedy zegar wybił siedemnastą, dziewczyny odłożyły dokumenty i spojrzały po sobie zmęczone. Marta westchnęła i szepnęła:
– Chodź, napijemy się kawy. Potrzebujesz chwili oddechu.
Razem wyszły z biura, a droga do pobliskiej kawiarni minęła im w milczeniu. Dopiero kiedy usiadły przy małym stoliku w rogu, mogły pozwolić sobie na szczerość i rozmowę.
Marta zaczęła wspominać swoje wcześniejsze doświadczenia:
–Jak oni… I potem trafiłam pod skrzydła Aleksandra
Mówiła cicho, spuszczając wzrok do filiżanki. –
To brat Gabriela. Zawsze idealnie ubrany, wysoki, z zimnym spojrzeniem, które potrafiło zmrozić krew w żyłach. Nigdy nie podnosił głosu, a i tak jego obecność wystarczała, żeby każdy drżał. Był wymagający i bezlitosny… czasem nawet gorszy od Gabriela, bo karał w ciszy, bez słów. A to bolało jeszcze bardziej.
– A Monika? – spytała Anita.
– Siedziała kilka lat w więzieniu. Krzysztof ją stamtąd wyciągnął i zrobił z niej swoją ulubioną dziwkę do wszystkiego.
Ona jest inna niż reszta. Tu, w HR, jej się podoba. Postanowiła, że zrobi karierę, że się wybije. Z pewnością nie jest tu z przymusu.
Anita ścisnęła dłonie.
– Ale o co się pokłóciłyście?
Marta milczała chwilę, jakby ważyła słowa.
– Najpierw było między nami nawet dobrze. Ale potem dowiedziała się czegoś… Od tamtej pory postanowiła mnie szmacić.
– Nie chcę o tym teraz mówić.
Anita chciała dopytać, ale widziała w jej oczach ból.
– W porządku nie musisz.
Marta skinęła głową i szybko zmieniła temat, pytając o Mateusza, o dom, o zwyczajne rzeczy. Rozmowa powoli złagodniała. Anita poczuła, że choć ciężar nie zniknął, to przynajmniej ktoś próbował go z nią nieść.
Wieczorem Anita wróciła do domu. Zajęła się chwilę porządkami, potem usiadła na łóżku. Myślała o rozmowie z Martą, o tajemnicy, której ta nie chciała wyjawić. Czuła, że to coś poważnego. Ale nie zamierzała jej zmuszać. Położyła się i w końcu zasnęła, z poczuciem, że nie jest całkiem sama.
Następnego ranka Anita obudziła się wyjątkowo wcześnie, czując dziwne napięcie w podbrzuszu. Już pod prysznicem uświadomiła sobie, że jej cipka była mokra, wilgotna w sposób, który zaniepokoił ją bardziej niż podniecił. Nie było to pożądanie to było coś sztucznego, wymuszonego. Zrozumiała, że odkąd zaczęła łykać te cholerne tabletki od Katarzyny, jej ciało zmieniało się szybciej, niż chciałaby przyznać. Jeszcze niedawno miesiączki były dla niej udręką, teraz zauważyła, że krwawienie trwało ledwie dwa dni, jakby ktoś skrócił jej naturalny rytm. Zacisnęła palce na krawędzi umywalki. Myśl zakłuła ją w głowie jak igła: „A jeśli przez to stanę się bezpłodna?”
Pod koniec przerwy obiadowej postanowiła zejść na dół, niby po kawę z automatu. W rzeczywistości chciała zobaczyć się z Pawłem. Ochroniarzem, którego od kilku dni próbowała lepiej poznać. Mężczyzna stał jak zwykle przy portierni, ręce założone na piersi, skupiony na monitorach i ruchu w holu.
– Ciężki dzień? Rzucił, kiedy podeszła, jakby od razu wyczuł jej napięcie.
Anita zmusiła się do uśmiechu.
– Raczej normalny. Odparła krótko, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Słuchaj pamiętasz, że wczoraj mówiłeś, że chętnie pokażesz mi te swoje motory po pracy?
Paweł skinął głową, a w jego spojrzeniu pojawiło się lekkie zainteresowanie, jakby zaczynał ją postrzegać inaczej niż dotąd.
– Pamiętam, to co, dzisiaj po pracy?
Anita udawała zawahanie, choć wiedziała, że właśnie na to liczyła.
– Dzisiaj może być ciężko, ale jutro mogę się wyrwać po pracy gdzieś niedaleko.
Paweł przyjął to z lekkim uśmiechem.
– W takim razie jesteśmy umówieni.
Kiedy wracała do windy, czuła, jak adrenalina znowu krąży jej w żyłach. Wiedziała, że bawi się z ogniem, bo zbliżenie do Pawła było ryzykowne, ale tylko przez niego mogła zyskać dostęp do informacji, których potrzebowała. A to był jej jedyny sposób, żeby kiedykolwiek wyrwać się z koszmaru House Ranking. Anita przez chwilę miała na końcu języka, żeby od razu zgodzić się na dzisiejszą przejażdżkę, ale zaraz przypomniała sobie, że po sobocie ma na tyłku piekące ślady, które wciąż odczuwała przy każdym kroku. Na samą myśl o siedzeniu okrakiem na motorze skrzywiła się w duchu.
Dzień pracy dobiegł końca. Anita wróciła do domu, tym razem pamiętając, by przed wejściem schować obrożę na swoje miejsce. Choć dom był pusty. Odetchnęła dopiero, gdy znalazła się w łazience, mając pewność, że nikt niczego nie zauważył. „Przestaje już logicznie myśleć”
Wieczorem usiadła przy laptopie i zalogowała się na konto bankowe. Na prywatnym rachunku miała już prawie trzydzieści tysięcy złotych. Pensja z House Ranking robiła swoje. Nigdy wcześniej nie zarabiała tak dobrze, nawet pracując latami w szpitalu. Na wspólnym koncie z Robertem leżało sto tysięcy złotych, to było zabezpieczenie ich rodziny, które w głowie Anity nabrało teraz innego znaczenia. Wiedziała, że z tymi pieniędzmi trzeba uważać, ale równie mocno niepokoiło ją coś innego. Jej telefon nie należał już do niej po tym, jak Gabriel pokazał jej szpiegowską aplikację, zrozumiała, że wszystko, co robi, jest pod kontrolą. Każdy krok, każda wiadomość, każde zdjęcie nic nie było prywatne.
Musiała mieć drugie urządzenie. Proste, tanie, takie, którego nikt nie powiąże z jej codziennym życiem. Postanowiła, że będzie przekładać kartę sim tylko wtedy, gdy będzie chciała działać poza zasięgiem House Ranking. To mogła być jej jedyna szansa na odzyskanie choć odrobiny wolności.
Z tą myślą, nie czekając na kolejny dzień, jeszcze tego wieczoru wybrała się do galerii. Musiała kupić nowy telefon i przy okazji kilka drobiazgów, które pozwolą jej zachować pozory normalności. Anita wróciła z zakupów późnym wieczorem. Wniosła do mieszkania torbę z drobiazgami, a nowy telefon ukryła głęboko w szafce nocnej tak, by nikt, nawet Maria, nie mógł na niego przypadkiem natrafić. W domu panowała cisza, więc bez zwłoki przygotowała się do snu.
Leżąc w łóżku, długo przewracała się z boku na bok. Wciąż czuła w ciele dziwne napięcie. Tabletki, które codziennie musiała przyjmować, działały na nią jak przekleństwo jej cipka była wilgotna niemal bez przerwy, a w głowie rodziły się myśli, których dawniej nigdy nie miała. Ręka powędrowała w dół, przesunęła się po brzuchu, aż zatrzymała się na cienkim materiale majtek. Anita zamknęła oczy, czując, że jeśli tylko poruszy palcami, ulży sobie choć na chwilę. Już zaczęła delikatnie masować się przez bieliznę, gdy nagle przyszła jej do głowy myśl „To nie ja tego chce” To tabletki, Gabriel, cała ta chora sytuacja. Otworzyła szeroko oczy, jakby sama siebie przyłapała na gorącym uczynku. Z ciężkim westchnieniem zabrała rękę i odwróciła się na bok, mocno przyciskając uda do siebie, by powstrzymać narastającą pokusę.
„Nie dam im tego” pomyślała, walcząc z własnym ciałem.
Po kilku minutach uspokoiła oddech, a zmęczenie zwyciężyło z napięciem. Zasnęła niespokojnie, mając wrażenie, że nawet jej sny nie należą już wyłącznie do niej.
Środa.
Anita obudziła się z dziwnym uczuciem lekkości, w mieszkaniu panowała cisza, nie było Mateusza ani Marii, więc pierwszy raz od dawna mogła wstać i przygotować się do dnia bez pośpiechu i bez oceniającego spojrzenia teściowej.
Inspekcja tego dnia przebiegła rutynowo. Gabriel kazał im podciągnąć spódniczki, sprawdził gładko ogolone miejsca, podał tabletki i kazał połknąć pod jego czujnym wzrokiem. Był chłodny i lakoniczny, ale jego spojrzenie zatrzymało się na Anicie nieco dłużej, jakby szukał pretekstu do komentarza.
Potem dzień pracy nabrał zwykłego rytmu. Anita dostała plik dokumentów i polecenie dostarczenia ich na szóste piętro. W windzie czuła, jak serce bije jej szybciej, piętro szóste zawsze kojarzyło się z „innym światem”.
Kiedy wysiadła, zauważyła kilku mężczyzn stojących w pobliżu gabinetów. Wysocy, w eleganckich garniturach, z dyskretnymi słuchawkami w uszach wyglądali jak ochrona VIP-ów, typowi ludzie od „brudnej roboty”. Ich postawa była zbyt sztywna, by uznać ich za zwykłych pracowników.
Anita poczuła nieprzyjemny dreszcz.” Co tacy ludzie robią w biurowcu House Rankingu”?
Oddała dokumenty i wróciła na swoje piętro, ale obraz mężczyzn nie dawał jej spokoju. Postanowiła, że na przerwie spróbuje zagadać Pawła, ochroniarza, któremu powoli zaczynała ufać, może on powie jej coś więcej.
Na przerwie Anita zeszła na dół, do kantyny dla personelu. Kupiła sobie kawę w plastikowym kubku i rozglądała się, aż zauważyła znajomą sylwetkę Pawła przy automacie z napojami. Stał nonszalancko oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach, jakby kontrolował całe otoczenie jednym szybkim spojrzeniem.
Podchodząc do niego, Anita zrobiła to świadomie wolniejszym krokiem, pozwalając spódniczce lekko kołysać się na udach. Wiedziała, że zwraca uwagę i liczyła, że tym razem Paweł naprawdę to zauważy.
– Hej, powiedziała miękko, unosząc kubek kawy jak do toastu. Masz chwilę?
Paweł zmrużył oczy i kiwnął głową.
– Dla ciebie zawsze.
Stanęła obok niego blisko, na tyle, że czuła zapach jego wody po goleniu. Wzięła powolny łyk kawy i uśmiechnęła się.
– Byłam dzisiaj na szóstym piętrze i wiesz co? Zawiesiła głos, a potem spojrzała mu prosto w oczy. Kilku typów wyglądało jakby zaraz mieli wyciągnąć pistolety spod marynarek. Secret service normalnie.
Paweł uniósł brew.
– No, bo to są faceci od „tych” spraw. Nie są tu bez powodu.
Anita nachyliła się bliżej, jakby chciała, żeby to, co mówi, zostało tylko między nimi.
– Ale kim oni są, Paweł? Zapytała cicho, muskając językiem górną wargę, co wyglądało jak gest całkowicie naturalny, a jednak wyreżyserowany. Wiesz coś o nich?
On zawahał się przez moment, ale jej spojrzenie i bliskość działały na niego.
– Elita ochrony. Firma korzysta z ich usług przy dużych klientach. I żeby trzymać porządek, kiedy ktoś chce za dużo wiedzieć.
Anita uśmiechnęła się lekko, przekrzywiając głowę.
– Brzmisz, jakbyś wiedział więcej, niż chcesz powiedzieć.
Przesunęła dłoń po włosach i niby przypadkiem musnęła ramieniem jego ramię. Paweł zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów, a w jego oczach pojawił się błysk.
– A ty brzmisz, jakbyś bardzo chciała się czegoś dowiedzieć. Pytanie tylko co bym miał w zamian?
Anita przygryzła wargę i roześmiała się cicho.
– Och, Paweł może się przekonasz, jeśli będziesz grzeczny.
Rozmowa z Pawłem toczyła się luźno, pełna spojrzeń i subtelnych gestów, które Anita tak starannie dawkowała. Z każdym kolejnym żartem i lekkim dotykiem ramienia czuła, że Paweł zaczyna coraz bardziej mięknąć, jakby podświadomie chciał, żeby ta chwila trwała dłużej.
– Może pilnowali wejścia na siódme piętro? Rzucił nagle półgłosem
Anita uniosła brwi ze zdziwieniem.
– Przecież winda ma tylko sześć przycisków. Naprawdę budynek ma 7 pięter? Chyba jednak nie jestem zbyt sprytna.
Paweł nachylił się lekko w jej stronę, jakby zdradzał sekret.
– Siódme piętro jest wyłączone z ogólnego użytku. Winda tam nie dojeżdża. Nawet ja, chociaż mam dostęp praktycznie wszędzie, nigdy tam nie byłem. To miejsce trzymane w absolutnej tajemnicy.
Te słowa uderzyły w Anitę jak grom. Poczuła dreszcz, mieszankę ciekawości i strachu. Skoro nawet ochroniarz, który mógł przejść niemal wszędzie, nie miał tam wstępu, to co znajdowało się na tym piętrze?
Zauważyła, że Paweł przygląda jej się z lekkim uśmiechem, jakby delektował się jej reakcją. Anita uniosła rękę i niby od niechcenia poprawiła kosmyk włosów, pozwalając, by jej palce musnęły obojczyk. Delikatne kokietowanie przychodziło jej teraz coraz łatwiej była świadoma swojego ciała, a Paweł wydawał się całkowicie zahipnotyzowany.
I właśnie wtedy kątem oka dostrzegła sylwetkę Gabriela. Stał kilka metrów dalej, w korytarzu, z teczką pod pachą. Ich spojrzenia przecięły się na sekundę, długą jak wieczność.
Anicie serce zamarło. Była pewna, że zaraz podejdzie, że wydarzy się coś dramatycznego. Gabriel jednak nie powiedział ani słowa. Zatrzymał spojrzenie na niej, potem przeniósł wzrok na Pawła, jakby chciał tylko zakodować ten obraz. Ona stojąca z ochroniarzem, zbyt blisko, zbyt swobodnie.
Uśmiechnął się krzywo, zimno i po chwili odszedł w przeciwną stronę.
Anita wiedziała, że widział. I wiedziała też, że to milczenie nie wróży nic dobrego.
Po pracy Anita zgodnie z planem wyszła razem z Pawłem. Motor czekał pod biurowcem, a ona czuła przyjemne dreszcze ekscytacji nie tyle z jazdy, co z roli, jaką teraz odgrywała. Pod domem, kiedy zeskakiwała z motoru, zrobiła to powoli, niemal teatralnie. Materiał spódniczki uniósł się jeszcze wyżej i Paweł miał idealny widok na jej białe majtki. Anita, niby nieświadomie, poprawiła dół spódniczki i posłała mu lekki, znaczący uśmiech.
– Zaczekaj chwilę. Rzuciła miękko i zniknęła w domu.
W środku szybko przebrała się w luźniejsze, wygodne ciuchy, dżinsy, bluzkę i kurtkę. Tak, by wyglądała bardziej naturalnie na wieczornej przejażdżce. Najważniejszym punktem była podmiana telefonu. Nowy smartfon z czystym systemem i bez szpiegowskich aplikacji wylądował w jej torebce, kartę SIM przełożyła z pełnym skupieniem aby niczego nie uszkodzić.
Kiedy wyszła ponownie, Paweł wciąż czekał na motorze. Tym razem Anita uśmiechnęła się szczerzej, bardziej naturalnie.
– No to co, jedziemy gdzieś dalej?
Zapytała, a jej głos brzmiał jak obietnica.
Ruszyli z miasta, kierując się na zachód. Po kilkunastu minutach asfalt zmienił się w boczną drogę, a potem w szutrową ścieżkę prowadzącą między drzewami. W końcu znaleźli się w miejscu, które wyglądało niemal jak z pocztówki, kilka stawów otoczonych wierzbami, z ławkami i pomostami, ale o tej porze całkowicie opustoszałe.
Paweł zgasił silnik, a ciszę wypełniało jedynie cykanie świerszczy i odgłosy wody obijającej się o brzeg. Anita zsunęła się z motoru i od razu zrobiła kilka kroków w stronę tafli. Wiatr poruszył jej włosy, a w oczach odbijały się pojedyncze światła latarni z oddali.
Romantyczna sceneria działała na nią równie mocno, co na niego. Usiadła na ławce przy pomoście, przechylając się lekko do tyłu i zakładając nogę na nogę. Paweł usiadł obok wyraźnie spięty, choć próbował udawać wyluzowanego. Ręce miał oparte o kolana, spojrzenie uciekało w stronę tafli wody.
– Cicho tu… mruknął w końcu, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
Anita uśmiechnęła się pod nosem. Widziała, jak co chwila zerka na nią. To była dla niej jasna odpowiedź on chciał, ale brakowało mu odwagi.
Nachyliła się bliżej, tak że jej ramię musnęło jego. Poczuła, jak się spina, i to tylko utwierdziło ją w decyzji.
– Jesteś zawsze taki poważny?
Zapytała miękkim tonem, wodząc palcami po krawędzi ławki, coraz bliżej jego dłoni.
Paweł chrząknął, ale nie odpowiedział.
Anita przechyliła głowę, tak żeby jej włosy lekko musnęły jego policzek. Zawisła tuż obok, czuła jego przyspieszony oddech, tę nerwowość. I wtedy nie czekając na jego ruch po prostu zrobiła krok, którego on sam nigdy by się nie odważył zrobić.
Najpierw musnęła jego usta ledwie wyczuwalnie, próbując go sprowokować. Gdy nie odsunął się, objęła jego twarz dłońmi i pocałowała go już mocniej bardziej intymnie, zdecydowanie. Poczuła, jak opór nagle się łamie, jak Paweł zaczyna odpowiadać, choć wciąż niepewnie, niemal z rezerwą.
To ona prowadziła. To ona decydowała o tempie i intensywności. Czuła jego nieśmiałość, ale też rosnące pożądanie, które powoli zaczynało brać górę. Poczuła, że to jeszcze za mało chciała mieć pewność, że go zdobyła. Pochyliła się więc raz jeszcze i tym razem pocałowała go głęboko, z językiem, nie pozostawiając złudzeń co do swoich intencji. Paweł zamarł na sekundę, ale potem dał się ponieść niezdarnie, nieśmiało, jednak całkowicie oddając się tej chwili.
Kiedy się odsunęła, spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się lekko, jakby to był zupełnie naturalny finał ich spotkania. Nie powiedziała już nic, nie musiała.
W drodze powrotnej siedziała za nim na motocyklu, ciasno obejmując go w pasie. Czuła napięcie jego ciała, ciepło przenikające przez kurtkę, a jej uśmiech nie schodził z ust. Wiedziała, że złamała barierę.
Pod jej domem Paweł zgasił silnik i odwrócił się lekko, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu odwagi. Anita zsunęła się z motocykla.
– Dobranoc. Posłała mu spojrzenie, które obiecywało ciąg dalszy.
Potem odwróciła się i zniknęła w drzwiach swojego domu, zostawiając go z rozpalonymi myślami.
Następnego dnia Anita obudziła się z ciężką głową, wciąż czując na ustach echo pocałunku Pawła. Leżąc chwilę w łóżku, próbowała zebrać myśli. Z jednej strony ciepłe wspomnienie, z drugiej wyrzut sumienia, który ściskał ją w środku. Wstała, wzięła szybki prysznic i zaczęła przygotowywać się do pracy. W drodze autem jej myśli błądziły wciąż wokół Pawła, jego uśmiechu, dotyku, tego jak na nią patrzył. Kiedy wjeżdżała na parking pod biurowcem, musiała gwałtownie odsunąć od siebie obrazy z poprzedniego wieczoru. Nie mogła pozwolić, by ktoś w pracy dostrzegł jej rozkojarzenie. Gdy tylko założyła obrożę i weszła na piętro, czekała je codzienna inspekcja.
Połknęły tabletki, Gabriel rzucił im ostatnie spojrzenie i poszedł do swojego gabinetu.
Reszta dnia w biurze przebiegała spokojnie. Obie skupiły się na dokumentach, wymieniając tylko pojedyncze zdania.
Kiedy zbliżała się siedemnasta, zaczęły zbierać swoje rzeczy i razem wyszły korytarzem w stronę windy
Kabina wjechała na trzecie piętro i drzwi się rozsunęły, z windy wysiadły Monika i Dorota jej nowa koleżanka, która była w podobnym wieku co Monika, ciemne włosy spięte w kok, ubrana w obcisłą spódniczkę i krótką marynarkę. Jej twarz wyrażała obojętność, ale w oczach błyszczało coś chłodnego i nieprzyjemnego.
Monika od razu uśmiechnęła się szyderczo na widok Marty.
– O, patrzcie kto tu idzie.
Podeszła bliżej i popchnęła Martę.
– Wyjebać ci?
Marta cofnęła się o krok, ale Monika pchnęła ją znowu, tym razem w stronę łazienki.
– Zostaw ją!
Wyrwało się Anicie, która zebrała w sobie resztki odwagi.
– Proszę, odpuść jej!
Monika odwróciła się do niej powoli, z miną pełną pogardy.
– Tobie też zaraz wyjebie.
Dorota uśmiechnęła się krzywo i popchnęła Anitę, kierując je obie w stronę drzwi do łazienki.
W środku Monika nie traciła czasu. Uderzyła Martę otwartą dłonią w twarz, a echo klaśnięcia odbiło się od kafelków. Marta zatoczyła się, próbując zachować równowagę. Chwilę później Monika podniosła kolano i z całej siły wbiła je w jej brzuch. Marta zgięła się wpół, dłonie oparła na kafelkach, ciężko łapiąc powietrze.
– Na kolana szmato! – wrzasnęła Monika, wskazując na podłogę.
Marta, wciąż łapiąc oddech, posłusznie uklękła. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy Monika pochwyciła ją brutalnie za włosy i splunęła wprost w jej usta.
– Połknij to!
Marta przełknęła ślinę. Monika splunęła raz jeszcze i zmusiła ją do połknięcia.
– Szmata! – mruknęła z pogardą.
Następnie Monika obróciła się ku Anicie. Przyparła ją gwałtownie do ściany, ich twarze dzieliły centymetry. Chwyciła jej nadgarstki i uniosła je nad głowę, unieruchamiając. Zanim Anita zdążyła zaprotestować, Monika pochyliła się i wolno, prowokacyjnie przeciągnęła językiem po jej policzku, od brody aż po skroń. Zatrzymała się przy uchu, jej gorący oddech łaskotał skórę.
– Podoba ci się?
– Ładna jesteś, wiesz, tam gdzie byłam, w więzieniu… takie jak ty zostawały moimi córkami. Ale nic straconego. Jeszcze raz spróbujesz bronić tej kurwy a tak to się dla ciebie skończy.
Monika puściła jej nadgarstki i odepchnęła ją ze śmiechem, po czym spojrzała Martę.
– Od teraz częściej będziesz chodzić do kibelka na spacer. Przyzwyczajaj się kurwo. Będę cię szmacić, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota!
Dorota patrzyła chłodno z boku, jakby czerpała satysfakcję z upokorzenia obu kobiet.
Kiedy drzwi łazienki zatrzasnęły się za Moniką i Dorotą, w środku zaległa cisza. Marta powoli podniosła się z podłogi, jej twarz była zaczerwieniona, a oczy pełne łez. Anita stała oparta o ścianę, wciąż czując na policzku lepki ślad po języku Moniki.
– Boże… wyszeptała Marta, ocierając łzy.
– Przepraszam, że musiałaś to przez to przejść. Przepraszam!
Anita pokręciła głową.
– To nie twoja wina. Nie sądziłam, że ona… że potrafi być aż taka.
Marta nie odezwała się już więcej.
Obie wyszły z łazienki powoli, wciąż roztrzęsione, ale starając się nie zwracać uwagi przechodzących korytarzem ludzi. Do windy weszły razem, milcząc, a jedynym dźwiękiem był ciężki oddech Marty i przyspieszone bicie serca Anity.
W windzie między nimi panowała ciężka cisza. Metalowe drzwi odbijały ich zmęczone twarze, a monotonne brzęczenie mechanizmu tylko potęgowało napięcie.
– Może… może powinnyśmy poprosić Gabriela o pomoc?
Wyrwało się w końcu Anicie, jej głos był cichy, prawie szept.
Marta odwróciła się gwałtownie, w jej oczach błysnęła wściekłość.
– Nigdy!
– Nawet jeśli Monika miałaby mnie skatować, prędzej umrę niż poproszę tego skurwysyna o pomoc!
Anita chciała coś odpowiedzieć, ale Marta już odwróciła wzrok, zaciśnięte pięści zdradzały, że rozmowa jest skończona.
Kiedy winda zatrzymała się na parterze i drzwi się rozsunęły, Marta wybiegła szybkim krokiem, nawet nie oglądając się za siebie. Anita podniosła rękę, jakby chciała ją zatrzymać, ale zrezygnowała. Patrzyła tylko, jak znika w tłumie. Dopiero wtedy ruszyła w stronę swojego auta.
Na korytarzu skinęła tylko głową strażnikowi, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Gdy usiadła w samochodzie, wreszcie mogła odetchnąć. Jeszcze czuła na policzku ślad po języku Moniki, jakby odcisnęło się to głęboko w jej skórze.
Droga do domu minęła jej w ciszy. Myśli krążyły wciąż wokół Marty, jej udręczonej twarzy i poniżenia, które musiała znosić. Anita czuła wściekłość, ale i bezradność. Wiedziała, że Monika nie odpuści. Wiedziała też, że prędzej czy później przyjdzie kolej na nią.
W domu wzięła długi prysznic, stojąc pod strumieniem gorącej wody tak, jakby chciała zmyć z siebie każde wspomnienie tego dnia. Potem długo siedziała na łóżku, wpatrując się w pustą ścianę. Czuła w sercu ciężar, który trudno było unieść. Brakowało jej Mateusza, Maria zabrała go do siebie, a cisza w domu ciążyła jej jak nigdy dotąd.
Myśli o Pawle pojawiły się niespodziewanie. Jego twarz, uśmiech, to, jak na nią patrzył… Była to jedyna jasna iskra, która przypominała jej, że świat poza HR wciąż istnieje. Ale zaraz potem przypominała sobie słowa Moniki, groźby i obrzydliwy dotyk. Zadrżała i położyła się do łóżka, próbując zasnąć.
Zamiast spać jej myśli szybko wróciły do Marty.
„Dlaczego Monika tak bardzo jej nienawidziła? Skąd ta wrogość, te słowa rzucane z takim jadem?”
Przypomniała sobie rozmowę w kawiarni, kiedy Marta opowiadała jej o przeszłości Moniki. O więzieniu. O Krzysztofie, który ją stamtąd wyciągnął. I nagle przed oczami stanęło jej to jedno zdanie, którym Monika ją zraniła: „szmata od dzieci”.
Anita poczuła dreszcz. Usiadła na łóżku, a serce zaczęło bić szybciej. Wstała, wzięła laptopa i otworzyła wyszukiwarkę.
Tym razem wpisała w okno: „grypsy więzienne szmata od dzieci”.
Na ekranie pojawiły się fora, artykuły i wytłumaczenia. Dowiedziała się, że w więziennej gwarze „szmata od dzieci” to jedno z najcięższych określeń, oznaczające kogoś oskarżonego o krzywdzenie lub wykorzystanie dzieci. W hierarchii więziennej to najniższy stopień, hańba, której nie da się zmyć. Tacy ludzie są prześladowani, bici, poniżani przez inne osadzone. To piętno, które nigdy nie znika.
Anita wpatrywała się w ekran, czując, jak żołądek ściska jej się w twardy węzeł. „Czy to możliwe, że Marta…?” Myśl była tak przerażająca, że od razu próbowała ją odrzucić. „Nie, to niemożliwe. Ona nie mogła…” powtarzała sobie w głowie.
A jednak fakty zaczynały się łączyć. Monika, więzienie, obelga, tajemnica, której Marta nie chciała zdradzić.
Zamknęła laptopa, jakby chciała zatrzasnąć przed sobą tę myśl. Leżała jeszcze długo, wpatrując się w ciemność.
Czuła niepokój, którego nie mogła się pozbyć. W końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęła ale jej sen był niespokojny i pełen lęku.
Sobota wreszcie nadeszła. O świcie Anita obudziła się z uczuciem napięcia, które ściskało jej żołądek. Wiedziała, że dziś zobaczy męża po dwóch tygodniach wracał z Norwegii. Przygotowała mieszkanie, starając się nadać mu pozory normalności: odkurzyła, wstawiła świeże kwiaty do wazonu, włączyła pralkę z pościelą. W kuchni pachniało ciastem, które upiekła z samego rana. Chciała, by w domu unosiła się nuta ciepła, domowego spokoju, którego sama tak bardzo potrzebowała.
Kiedy po południu usłyszała znajomy dźwięk otwieranych drzwi, serce zabiło jej mocniej. Robert wszedł z walizką, uśmiechnięty i zmęczony podróżą, a jego obecność wypełniła cały dom. Pocałował ją, mocno przytulił, a Anita choć w głębi duszy niosła ciężar sekretów oddała ten gest najlepiej, jak potrafiła.
Sobotnie popołudnie miało przynieść radość i ulgę, ale od samego początku coś w zachowaniu Roberta zdradzało napięcie. Przywitał ją ciepło, ucałował i przytulił, jednak w jego oczach było więcej czujności niż zwykle. Gdy odłożył walizkę i usiadł na kanapie, milczał dłużej niż trzeba, jakby układał sobie w głowie pytania.
Maria, jeszcze przed jego powrotem, zadzwoniła do Norwegii i poinformowała go o swoich obawach. Powiedziała wprost, że Anita zmieniła się przez ostatnie tygodnie, że wygląda i ubiera się niestosownie, a do tego wciąż znika po pracy. Robert wracał więc nie tylko z tęsknotą, ale też z rosnącym niepokojem.
– Dlaczego Mateusz jest u mamy?
Zapytał w końcu, spokojnym, lecz stanowczym tonem.
– Czemu nie jest w domu?
Anita poczuła, jak w gardle rośnie jej twarda gula. Nie mogła mu przecież powiedzieć prawdy. Usiadła obok, kładąc dłoń na jego ramieniu i starając się mówić jak najbardziej naturalnie. Wytłumaczyła, że Maria chciała pomóc, że uznała to za lepsze rozwiązanie na czas, kiedy Anita przystosowuje się do nowej pracy. Dorzuciła kilka zdań o tym, że zmęczenie i obowiązki sprawiają, że trudniej jej się wszystkim zająć.
Robert patrzył na nią uważnie, jakby próbował dostrzec w jej oczach ukrywaną prawdę. Wreszcie skinął głową, choć cień niepokoju wciąż pozostał.
Wieczór zamiast przynieść spokój, zamienił się w pole bitwy. Robert długo siedział cicho, ale w końcu nie wytrzymał. Zaczęło się od pytania o weekendy i to czemu tak często znika, czemu nigdy nie ma konkretnej odpowiedzi. Do tego dorzucił słowa Marii o jej „kusych spódniczkach” i zmianie w zachowaniu.
– Anita, powiedz mi wprost. Co się z tobą dzieje?
Jego głos był ostry, ale nie krzyczał.
– Z kim ty się właściwie spotykasz, kiedy mnie nie ma?
Całe zmęczenie, stres i poczucie upokorzenia z pracy wymieszały się z poczuciem winy. Nie wytrzymała. Odpowiadała krótko, coraz bardziej podniesionym tonem, w końcu przeszła do oskarżeń, że on nic nie rozumie, że wiecznie jej nie ma, że ona wszystko dźwiga sama.
Robert próbował ją uspokoić, ale wtedy w jej oczach pojawiły się łzy, a w dłoni odruch, którego nawet nie zdążyła zatrzymać. Uderzyła go otwartą ręką w twarz.
Nastała cisza. Robert odsunął się, spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, nie z gniewem, ale ze zdumieniem i bólem.
– Wiesz, nawet jeśli mnie zdradziłaś… powiedział powoli, ciężko oddychając… to ja bym ci to wybaczył. Ale tego… tego nie wybaczę tak łatwo. Nie pozwolę, żebyś podnosiła na mnie rękę albo co gorsza na Mateusza. Nie wiem co w ciebie wstąpiło?
Anita w jednej chwili poczuła, jak całe napięcie ustępuje miejsca pustce. Już wiedziała, że zrobiła coś, czego nie chciała. Zaczęła przepraszać, ale Robert wstał i oznajmił, że potrzebują przerwy. Drzwi zamknęły się za nim ciężko, a Anita osunęła się na podłogę, z dłonią wciąż piekącą od własnego uderzenia i sercem ściśniętym żalem.
Po kilku godzinach w ciszy, której nie potrafiła znieść zaczęła chodzić po mieszkaniu bez celu, raz siadając na kanapie, raz wstając, jakby chciała uciec od własnych myśli. W końcu otworzyła barek, w którym Robert trzymał butelki alkoholu na „specjalne okazje”. Wyjęła jedną szkocką whisky i nalała sobie do szklanki.
Pierwszy łyk palił gardło, ale nie zatrzymała się. Szklanka po szklance, aż alkohol zaczął tłumić roztrzęsione nerwy i rozbijać wspomnienia na mętne obrazy. Wciąż przed oczami miała twarz Roberta, jego zawód i ból.
Po chwili szklanki zastąpiła butelką. Siedziała na podłodze w salonie, skulona, z nogami przyciągniętymi do piersi, a szkło trzęsło się w jej dłoni. Łzy mieszały się z alkoholem, którego już prawie nie czuła.
Godziny mijały, a Anita coraz bardziej pogrążała się w otępieniu. Świat wirował, myśli gasły jedna po drugiej, aż w końcu nie była w stanie podnieść się z podłogi. Oparła głowę o kanapę i odpłynęła, pogrążona w pijackim śnie.
Niedzielny poranek wstał szary w mieszkaniu wciąż unosił się zapach alkoholu. Anita ocknęła się z bólem głowy, suchością w ustach i świadomością, że poprzedni dzień zapisał się w jej życiu jak blizna. Zalała ją fala wspomnień jej dłoń wymierzająca policzek Robertowi, jego spojrzenie pełne zawodu i bezradności.
Z trudem sięgnęła po telefon. Kilka razy wybierała jego numer, kasując go w ostatniej chwili, aż w końcu zebrała się na odwagę i zadzwoniła. Serce biło jej tak mocno, że trudno było jej wydusić słowa. Gdy usłyszała jego głos, który zawsze był dla niej oparciem, pękła całkowicie. Błagała, by jej wybaczył, obiecywała poprawę, mówiła wszystko co tylko przyszło jej do głowy, byle cofnąć to, co się wydarzyło.
Robert słuchał długo w milczeniu. W końcu jego ton okazał się chłodny, rzeczowy, niemal obcy. Powiedział, że musi od niej odpocząć. Że nie może żyć w poczuciu zdrady, w cieniu jej sekretów i nagłych wybuchów. Że jeśli mają przetrwać, muszą się rozstać na jakiś czas inaczej ich małżeństwo może nie przetrwać tej próby.
Po krótkiej wymianie zdań oboje zgodzili się na jedno: pół roku przerwy. Bez spotkań, bez wspólnego życia, z wyjątkiem tych chwil, kiedy Anita odwiedzi Mateusza u Marii. To miał być jej czas z synem, ale nie z mężem.
Gdy rozmowa się zakończyła, w mieszkaniu zapadła cisza. Anita siedziała na łóżku, wpatrując się w ciemny ekran telefonu, jakby chwilę temu runął jej cały świat. Wiedziała, że zgodziła się na warunki Roberta, bo nie miała innego wyjścia a jednak czuła, że tym samym sama wydała na siebie wyrok samotności.
Niedziela minęła Anicie w otępieniu. Po rozmowie z Robertem większość dnia spędziła w łóżku, z zasłoniętymi zasłonami i kubkiem zimnej herbaty na stoliku nocnym. Nie miała sił ani na sprzątanie, ani na gotowanie. Wieczorem wyszła jedynie po coś lekkiego do jedzenia, ale nawet wtedy czuła na sobie spojrzenia obcych ludzi, jakby wszyscy wiedzieli o jej upadku.
Kiedy położyła się spać, długo przewracała się z boku na bok. W głowie wciąż brzmiały słowa Roberta, a każdy obraz z pracy i weekendu z Gabrielem nakładał się na siebie, tworząc duszący chaos. Dopiero nad ranem, zmęczona własnymi myślami, odpłynęła w niespokojny sen.
Budzik wyrwał ją brutalnie o szóstej. Mechanicznie wstała i przygotowała się do wyjścia. O ósmej pięćdziesiąt była już gotowa. Udała się na trzecie piętro. Marta czekała już w szeregu. Obie, jak co rano, stanęły na środku biura.
Gabriel wszedł do pokoju punktualnie o dziewiątej. Jak zawsze zamknął drzwi i bez słowa stanął naprzeciwko dziewczyn. W dłoni trzymał wskaźnik, którym lekko uderzał o udo, nadając sobie rytm.
– Spódniczki w górę. Majtki w dół. Rozkazał chłodnym tonem.
Anita i Marta posłusznie podciągnęły czarne miniówki. Gumki białych majtek zsunęły się na ich uda, odkrywając ich wygolone cipki. W pokoju zapanowała cisza przerywana tylko szelestem tkaniny.
Gabriel obszedł je wolno, ale zatrzymał się za Anitą. Nachylił się i końcem wskaźnika przeciągnął po jej pośladkach, zostawiając lekką smugę na skórze.
– O, widzę, że twoja dupa dalej pamięta weekend. Strzelił ją wskaźnikiem w jedno z wciąż zasinionych miejsc, aż podskoczyła. Obszedł ją jeszcze raz, przesuwając wskaźnikiem wzdłuż rowka między pośladkami.
Podniósł głowę i wyprostował się.
– Wystarczy. Podciągnąć majtki i opuścić spódniczki.
Dziewczyny naprędce poprawiły bieliznę i spódniczki. Gabriel sięgnął do torby, wyciągnął dwa pojemniki z tabletkami i położył na biurku. Gabriel stuknął wskaźnikiem w blat biurka, a plastikowe pojemniki z tabletkami wydały głuchy dźwięk.
– No to teraz lekarstwo dla moich kurewek! Wyjął jedną pastylkę z opakowania z napisem „Marta”. Podszedł do niej i podsunął ją pod same usta.
– Otwórz, dziwko.
Marta posłusznie otworzyła usta, a gdy tabletka znalazła się na języku, połknęła ją. Gabriel złapał ją za policzek, wsadził dwa palce do środka i przesunął po jej języku.
– Dobrze.
– Teraz ty. Sięgnął po tabletkę z pojemnika Anity i stanął przed nią. Przez chwilę patrzył, jak ta niepewnie otwiera usta.
– No, cipo, połknij to. Wcisnął jej tabletkę do buzi i kazał przełknąć.
– A teraz język!
Anita wyciągnęła go drżąco. Gabriel przytrzymał jej brodę, uniósł wskaźnik i przeciągnął nim po jej języku.
– Dobrze zapamiętaj, że jak kiedykolwiek będziesz próbowała kombinować, to wsadzę ci tabletkę w cipę i każę ci ją tam trzymać aż się rozpuści. Zrozumiano?
Anita kiwnęła głową.
– Powiedz to. Gabriel uderzył wskaźnikiem o blat, aż podskoczyła.
– Zrozumiano proszę pana, wciąż z językiem na wierzchu.
– Macie się brać za robotę!
Gabriel roześmiał się krótko, zgarnął pojemniki i wrócił do swojego gabinetu.
– Jak się czujesz?
Spytała cicho Anita, odrywając wzrok od dokumentów.
Marta spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem.
– Nic mi nie jest. Nie przejmuj się mną. Już dawno się przyzwyczaiłam.
Anita pokręciła głową.
– Nie powinnaś musieć się do tego przyzwyczajać. To, co ona robi… jest chore.
Marta uśmiechnęła się krzywo, ale bez radości.
– Chore jest całe to miejsce. Monika to tylko jego część.
Anita spuściła wzrok, dłonie miała splecione na kolanach. Nie znalazła w sobie odwagi, by zadać pytanie, które cisnęło się jej na usta. Zamiast tego skinęła tylko głową. Na chwilę zapadła cisza, ale tym razem nie była to cisza wrogości. Raczej porozumienia, które rosło powoli między nimi, krucha nić, która mimo wszystko zaczynała je łączyć.
Mijała połowa dnia, a rutyna pracy przy komputerze powoli zaczynała otępiać Anitę. Ekran migał kolejnymi tabelami i plikami, aż w końcu Gabriel otworzył drzwi swojego gabinetu i chłodnym tonem rzucił:
– Dokumenty na pierwsze piętro.
Anita skinęła głową i zebrała teczkę. Korytarz był pusty, kroki odbijały się od marmurowej posadzki, a w windzie nikt jej nie towarzyszył. Na pierwszym piętrze oddała papiery, podpisała odbiór i czym prędzej wróciła na górę.
Gdy wróciła do biura Marty nigdzie nie było. Jej krzesło było odsunięte, ekran komputera wygaszony.
Anita zmarszczyła brwi, zerkając niespokojnie w stronę drzwi do gabinetu Gabriela. Początkowo chciała usiąść i zająć się swoimi obowiązkami, ale wtedy dobiegł ją stłumiony dźwięk. Cichy jęk, przerywany westchnieniami. Dźwięk z wnętrza gabinetu powtórzył się tym razem głośniejszy, wyraźny, kobiecy, to z pewnością był głos Marty.
Anita siedziała w bezruchu, patrząc na drzwi, za którymi rozgrywała się scena, której nie chciała sobie wyobrażać. Wiedziała, że Gabriel ją tresował, że traktował je jak własność, ale teraz po raz pierwszy usłyszała dowód, że Marta musiała przechodzić dokładnie to samo.
Każdy kolejny jęk wbijał się w jej świadomość jak cierń. Nie mogła tam wejść, nie mogła nic zrobić. Mogła tylko czekać, aż drzwi się otworzą i Marta wróci… odmieniona.
Anita przez chwilę walczyła sama ze sobą, siedzieć nieruchomo czy sprawdzić co tak naprawdę się dzieje? Ciekawość i strach mieszały się w niej, aż w końcu powoli wstała i cichutko podeszła pod drzwi gabinetu.
Pochyliła się i spojrzała przez dziurkę od klucza. Obraz był nieco rozmazany, ale wystarczający, żeby zobaczyć wszystko. Marta leżała na blacie biurka, jej spódniczka była zadarta wysoko a majtki zwisały na kostce. Gabriel stał nad nią, wbijał się w nią mocnymi, mechanicznymi pchnięciami, w jednej z dłoni wciąż trzymał swój wskaźnik, który był dla niego symbolem władzy.
Marta odchylała głowę, jej usta były półotwarte, a z nich wydobywały się stłumione jęki, które Anita wcześniej słyszała zza biurka.
Gabriel nachylił się nad nią.
– Głośniej suko, chcę aby wszyscy wiedzieli że jesteś ruchana!
Anita gwałtownie odsunęła się od drzwi. Obraz, który zobaczyła, wypalił się w jej pamięci. Miała ochotę uciec, wiedziała, że prędzej czy później znajdzie się w tym samym położeniu.
Po dłuższej chwili drzwi gabinetu otworzyły się. Marta wyszła, jej twarz była blada, oczy zaszklone, a włosy w nieładzie. Usiadła ciężko na swoim krześle, odwróciła się bokiem do Anity i udawała, że przegląda papiery. Widać było, że walczy ze łzami, zaciskając szczękę, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Anita obserwowała ją kątem oka, sparaliżowana. Bała się podejść, bała się odezwać. Wiedziała, że Gabriel mógłby w każdej chwili wyjść i nakryć je na rozmowie.
Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się ponownie. Gabriel wyszedł, poprawiając mankiet koszuli, jakby nic się nie wydarzyło. Jego twarz była spokojna, wręcz chłodno obojętna. Spojrzał na obie dziewczyny i rzucił:
– Wychodzę. Wracam za godzinę.
Trzasnął drzwiami i zniknął. Dopiero wtedy Marta załamała się całkowicie. Zakryła twarz dłońmi, a z jej gardła wydobył się tłumiony szloch. Anita po chwili wstała i niepewnie podeszła do koleżanki. Była zdziwiona, bo przecież Marta miała doświadczenie, nie raz przechodziła przez upokorzenia Gabriela i wracała z kamienną twarzą, czasem nawet z ironicznym półuśmiechem. Teraz jednak wyglądała na złamaną.
– Marta, wyszeptała cicho Anita, kładąc rękę na jej ramieniu.
– Co się stało?
Marta siedziała skulona na krześle, zasłaniając twarz włosami. Anita ostrożnie przesunęła się bliżej i szeptem zapytała:
– Co się stało? Marta, powiedz mi…
– Bardzo mnie boli…odpowiedziała nie patrząc na nią.
– Co ci zrobił? Anita nie odpuszczała, choć czuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
Marta zacisnęła zęby, jakby bała się wypowiedzieć na głos to, co się wydarzyło. Ale kiedy Anita położyła dłoń na jej dłoni, ta nagle pękła. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach, a z gardła wyrwał się szloch.
– Tym razem… wziął mnie analnie, wydusiła w końcu.
Anicie zrobiło się zimno. Wstrzymała oddech, patrząc na Martę, której ciało trzęsło się od płaczu. Uklękła obok jej krzesła i objęła ją mocno, przyciskając do siebie, jakby samym uściskiem chciała zabrać jej ból.
– Już dobrze… wyszeptała. Przysięgam ci, że znajdę sposób. Wyrwę cię stąd, nas obie!
Marta wtuliła twarz w jej ramię, szlochając cicho, a w tej chwili Anita poczuła w sobie nie tylko strach, ale i determinację. Po raz pierwszy od dawna obiecała coś nie tylko komuś innemu, ale i samej sobie.
Marta otarła łzy, nagle jakby odgrodziła się od Anity, a w jej spojrzeniu pojawiła się twardość, której Anita nigdy wcześniej nie widziała.
– Nic nie rozumiesz. Ty naprawdę myślisz, że można się stąd wyrwać? Że coś zmienisz?
Anita zamilkła, ale nie odsunęła się.
–Ja… ja nie jestem ofiarą, rozumiesz? To kara. I dobrze, że cierpię.
– Co ty wygadujesz? Anita patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Jaka kara? Za co niby?
– Zabiłam własne dziecko.
– Własne, nowo narodzone dziecko!
Anicie aż odebrało dech. Poczuła, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. Cofnęła się o krok, wpatrując się w Martę, która wreszcie podniosła na nią spojrzenie. Było w nim wszystko, rozpacz, poczucie winy, ale i przekonanie, że naprawdę zasłużyła na to, co ją spotyka.
– Dlatego tu jestem. Dlatego pozwalam im robić ze mną wszystko. Bo mi się to należy!
Dodała Marta, a jej głos złamał się w połowie zdania.
Anita zastygła, wpatrując się w Martę jak w obcą osobę. W jej głowie huczało, obrazy Mateusza, jego dziecięcego śmiechu, drobnych rączek, mieszały się z przerażającym wyznaniem koleżanki. Czuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Z jednej strony chciała ją odtrącić, odsunąć od siebie jak najdalej, bo samą myśl o takim czynie uznawała za niewybaczalną. Z drugiej strony nie znała przecież szczegółów, nie wiedziała, w jakich okolicznościach to się wydarzyło.
Marta spojrzała na nią nagle, z twarzą zalaną łzami, ale w oczach była dzikość.
– Na co czekasz?! – krzyknęła
– Uderz mnie!
– Spluń mi w twarz!
– Już mną gardzisz, prawda? Teraz już rozumiesz?!
Anita otworzyła usta, ale nie znalazła słów. Stała tylko, sparaliżowana mieszaniną gniewu, współczucia i lęku. Wtedy Marta poderwała się gwałtownie, jej krzyk odbił się echem od ścian biura. Łzy spływały jej po policzkach, gdy rzuciła się w stronę drzwi i wybiegła, trzaskając nimi z całej siły.
Anita została sama, oszołomiona, z bijącym sercem i wrażeniem, że jej własny świat rozsypał się na kolejne kawałki. Jeszcze chwilę temu myślała, że Marta jest dla niej wsparciem, towarzyszką niedoli. Teraz już nie wiedziała, kim naprawdę była kobieta siedząca za biurkiem naprzeciw niej.
Minęła prawie godzina. Anita siedziała przy biurku, udając, że skupia się na dokumentach, choć tak naprawdę nie była w stanie przeczytać ani jednego zdania ze zrozumieniem. Myśli krążyły wokół słów Marty, a jej nieobecność tylko potęgowała złe odczucia.
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie. Gabriel wszedł szybkim krokiem, trzasnął za sobą drzwiami i zmierzył Anitę zimnym spojrzeniem.
– Gdzie Marta?
Anita poczuła, jak w gardle ściska ją suchość. Wiedziała, że musi coś powiedzieć, choć serce waliło jej jak młot.
– Poszła z doku… zaczęła ostrożnie, starając się, by głos brzmiał naturalnie. Powiedziała, że musi coś załatwić, jakieś papiery.
Gabriel zmrużył oczy, jakby ważył każde jej słowo. Przez chwilę trwała cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Anita patrzyła prosto w monitor, udając obojętność, choć wewnątrz była bliska paniki.
– Hmm…mruknął w końcu i podszedł do swojego gabinetu. Wiedziała, że Gabriel coś podejrzewał, ale na razie kupiła czas dla Marty.
Minęła kolejna godzina. Anita zaczęła już wierzyć, że Gabriel zapomni o sprawie, gdy nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem. Wyszedł powoli, ale jego krok miał w sobie coś niepokojącego, jakby cała energia kipiała tuż pod powierzchnią. Zatrzymał się przy biurku Anity i wbił w nią spojrzenie tak zimne, że aż ciarki przeszły jej po plecach.
– No i co, cipo? Myślisz, że jak będziesz siedzieć cicho i robić smutne oczka, to nie zauważę, że coś tu nie gra?
Nachylił się do niej tak blisko, że poczuła zapach jego papierosów i wódki.
– Pamiętaj, kurwo, że w tym miejscu wszystko wychodzi na jaw. Każde kłamstwo, każdy fałszywy krok. A ty nie jesteś w tym biurowcu nikim więcej niż dziwką na mojej smyczy!
Anita spuściła wzrok. Gabriel wyprostował się i poprawił marynarkę. Głos obniżył do spokojniejszego, ale przez to jeszcze bardziej złowrogiego tonu:
– Masz przekazać swojej zapłakanej przyjaciółce, że jutro po inspekcji zjadę z nią na poziom-2. Pas pójdzie w ruch i dostanie takie lanie, że przez tydzień nie usiądzie na dupie!
Zrobił krok w stronę swojego gabinetu, ale jeszcze odwrócił się, uśmiechając się złośliwie:
– I powiedz jej, że powtórzymy to, co dziś było na biurku. Tylko tym razem najpierw zerżnę jej cipę a dopiero później dupę.
Trzasnął drzwiami tak mocno, że w całym pomieszczeniu zadźwięczały szyby. Anita siedziała jak skamieniała, czując w brzuchu zimny ciężar. Wiedziała, że Marta jutro przejdzie przez piekło a ona została wplątana w rolę posłańca tego wyroku.
Pod koniec dnia, kiedy biuro zaczynało pustoszeć, Anita siedziała jeszcze nad komputerem, udając, że skupia się na dokumentach. Wtedy uchyliły się drzwi i do środka powoli weszła Marta. Wyglądała jak cień samej siebie, blada, z zaczerwienionymi oczami, przygarbiona. Usiadła na krześle, nie odzywając się ani słowem.
Anita zebrała się na odwagę. Wiedziała, że musi jej powiedzieć. Czuła, jak serce bije jej jak młot, ale w końcu wyszeptała:
– Marta… Gabriel kazał ci przekazać, że jutro po inspekcji… zejdziecie na poziom -2. Powiedział, że dostaniesz lanie pasem. A potem… potem znowu to zrobi.
Marta zamknęła oczy i westchnęła ciężko, jakby ta wiadomość nie była szokiem.
– Wiem… spodziewałam się, powiedziała cicho. On zawsze znajduje sposób, żeby dobić człowieka jeszcze bardziej.
Zapadła cisza. Anita chciała coś powiedzieć, ale nie znalazła słów. I wtedy Marta odezwała się znowu, tym razem spokojniejszym tonem, jakby zebrała siły, żeby podzielić się czymś, co od lat nosiła w sobie.
– Wiesz, miałam szesnaście lat, kiedy… kiedy to się stało. Zaczęła, bawiąc się nerwowo dłońmi. Ojciec był pijakiem. Zapił się na śmierć, zanim skończyłam osiem lat. Mama umarła na raka, gdy miałam dziesięć lat. Została mi tylko babcia. Była dobra… ale stara i schorowana.
Jej głos zadrżał, ale mówiła dalej:
– Wpadłam wtedy. Ciąża… nieplanowana, bez szans na wsparcie. Zrobiłam to, co zrobiłam. Zabiłam własne dziecko. Noworodka. Łzy napłynęły jej do oczu.
– Nie ma dnia żebym nie myślała o tym co zrobiłam! Już dwa razy próbowałam…
Przerwała na dłuższą chwilę, spojrzała Anicie prosto w oczy.
–Wracając… znalazł mnie prokurator. Facet, który powinien wsadzić mnie za kratki, ale on… ukrył wszystko. Zataił sprawę. A w zamian wziął mnie dla siebie. Do osiemnastki robił ze mną, co chciał. Byłam jego zabawką. A kiedy skończyłam osiemnaście lat, sprzedał mnie tutaj. Do House Ranking. Jakbym była tylko towarem.
Marta otarła policzki i wyszeptała gorzko:
– Mam dopiero dwadzieścia lat. A czuję się, jakbym przeżyła dwa życia. Jeśli teraz… jeśli teraz patrzysz na mnie z obrzydzeniem, rozumiem. Sama brzydzę się sobą!
Anita czuła, jak ściska jej gardło. Łzy same napłynęły do oczu. Pochyliła się, ujęła ręce Marty w swoje.
– Nie, Marto, wyszeptała. Nie będę cię oceniać. Sama też mam krew na rękach. Podałam złe leki przez co zmarł młody chłopak. To też jest piętno, które będę nosić do końca życia.
Marta uniosła wzrok, a przez sekundę w jej oczach pojawiła się ulga jakby po raz pierwszy od dawna ktoś jej nie odtrącił. Obie siedziały chwilę w ciszy, dwie złamane dziewczyny, które znalazły w sobie nawzajem odrobinę zrozumienia.
Pod koniec dnia Anita odprowadziła Martę do drzwi, jakby bała się, że zostawi ją samą w biurze z ciężarem wyznania, które przed chwilą usłyszała. Obie wyglądały na wyczerpane, ale żadna nie miała już sił na kolejne słowa.
Kiedy Anita wreszcie wróciła do swojego mieszkania, odłożyła torebkę na krzesło i wyciągnęła telefon. Ekran rozświetlił się , niestety nie było tam nawet sms-a od Roberta. Reszta dnia minęła spokojnie. Zrobiła sobie lekką kolację, nalała kieliszek wina, a później długo siedziała w ciszy przy kuchennym stole, pozwalając, by dźwięki miasta za oknem zagłuszały jej myśli. Wzięła prysznic, włożyła miękką koszulę nocną i położyła się na łóżku. Tym razem zasypiała bez dramatów, bez łez jakby jej ciało wreszcie wymusiło chwilę odpoczynku po tygodniu napięcia. Noc minęła bez koszmarów, choć jej serce wciąż dźwigało ciężar rozmowy z Martą. Obudziła się o świcie, przez chwilę leżała wpatrzona w sufit, nie mogąc zebrać myśli. W końcu zmusiła się do wstania, wzięła szybki prysznic i przygotowała się do kolejnego dnia pracy.
Droga do biura była tego ranka szczególnie ciężka, czuła jakby nogi prowadziły ją wbrew woli. Podczas jazdy samochodem myśli wracały do Marty i jej wyznania, a także do własnych błędów. Na parkingu przed biurowcem HR wzięła głęboki oddech, jakby chciała się wzmocnić, a potem założyła obrożę i ruszyła do środka.
Na trzecim piętrze Marta już na nią czekała. Dziewczyny spojrzały na siebie krótko, bez słów, ale Anita poczuła, że to wystarczy, obie wiedziały, że będą musiały przetrwać kolejny dzień razem.
Gabriel jak zwykle wszedł punktualnie, zamknął drzwi i bez słowa kazał im stanąć na środku. Inspekcja przebiegła rutynowo, podciągnięte spódniczki, opuszczone majtki, sprawdzenie gładkości skóry i połknięcie tabletek.
Tym razem jednak Gabriel zatrzymał wzrok na Marcie.
– Połóż majtki tutaj! – wskazał na blat biurka.
– Kurwie i tak nie są potrzebne!
Marta, spełniła polecenie. Cisza w pokoju była niemal dusząca. Anita zerknęła na nią kątem oka, czując rosnący w gardle ciężar.
Gabriel uśmiechnął się zimno.
– Ty popraw się i wracaj do roboty, rzucił do Anity
Podszedł do Marty, chwycił ją mocno za ramię i otworzył drzwi.
– Zaraz przypomnę ci co znaczy dyscyplina i gdzie jest twoje miejsce!
Anita stała przy biurku z zaciśniętymi dłońmi. W głowie pulsowała jej jedna myśl. Poprosić, żeby jej oszczędził, żeby nie zabierał jej tam, na poziom -2. Już otworzyła usta, już miała zebrać się na odwagę… ale spojrzenie Gabriela skutecznie odebrało jej głos. Zimne, stalowe oczy mówiły jedno: spróbuj, a będziesz następna.
Anita spuściła wzrok, udając, że zajmuje się klawiaturą laptopa. Słyszała tylko kroki oddalającej się Marty i trzask zamykanych drzwi.
Przez dwie godziny Anita siedziała przy biurku, wpatrując się w ekran, ale tak naprawdę niczego nie widziała. Palce przesuwały się po klawiaturze, lecz nie potrafiła sklecić ani jednego sensownego zdania. Myślami była cały czas na poziomie -2. Wyobrażała sobie Martę, jej twarz skrzywioną bólem, jej płacz tłumiony przez betonowe ściany. Każda minuta ciążyła jak godzina.
W końcu drzwi się otworzyły i wszedł Gabriel. Sztywny krok, zimna twarz, rękawy marynarki lekko podwinięte jak po intensywnym wysiłku.
Anita zerwała się na równe nogi, a serce zabiło jej mocniej. Zebrała resztki odwagi, by zapytać, choć głos już łamał się w gardle:
– Panie Gabrielu… Marta… czy z nią…
– Zamknij się!
Przerwał ostro, nawet na nią nie patrząc. Odłożył wskaźnik na biurko, jakby kończył rutynową czynność.
– Dostała to na co zasłużyła. Dzisiaj już raczej nie będzie w stanie pracować.
Ton jego głosu był zimny, pozbawiony emocji. Jakby mówił o zepsutym urządzeniu, które trzeba odstawić na bok.
Anita przełknęła ślinę. W gardle rosła jej gula, ale zmusiła się, by nic więcej nie powiedzieć.
Gabriel usiadł w fotelu za biurkiem, odchylił się wygodnie i przez chwilę tylko patrzył na Anitę, jakby była przezroczysta. Potem beznamiętnym tonem rzucił:
– Zrób mi kawę. Czarną. I to szybko, bo nie mam czasu na twoje pierdolone rozterki.
Anita zerwała się z krzesła i pospiesznym krokiem udała się do ekspresu stojącego w rogu pomieszczenia. Ręce jej drżały, kiedy wsypywała kawę i nalewała wodę. Wciąż czuła niepokój o Martę, a świadomość, że Gabriel był w stanie zrobić jej wszystko, paraliżowała.
Zaczął tonem niemal swobodnym
– Wiesz, Marta tak darła ryja, że musiałem ją zakneblować.
Uśmiechnął się krzywo, odbierając od niej kubek.
Anicie zrobiło się zimno, jakby ktoś oblał ją lodowatą wodą. Odwróciła wzrok, bo nie mogła znieść satysfakcji, jaka malowała się na jego twarzy.
– A ty, kontynuował Gabriel, przechylając kubek i biorąc pierwszy łyk, naprawdę myślisz, że jesteście koleżankami? Że się przyjaźnicie? Parsknął śmiechem. Ty „tępa pielęgniarka która nie potrafi czytać” i ona ” mała kurwa, która zabiła własne dziecko”?
Słowa uderzyły Anitę jak policzek. Zrobiło jej się niedobrze. Gabriel widział jej reakcję i uśmiechnął się szerzej, drwiąco.
–Prawda jest taka, że jesteście tu tylko do jednego: żeby was jebać, tresować i upokarzać!
Wstał z fotela, podszedł bliżej i spojrzał na nią z góry.
– Przyznaj, że mam rację.
– Powiedz to głośno, suko!
Anita spuściła wzrok, gardło zacisnęło się jej z nerwów. Wszystko w niej krzyczało, żeby się nie poddawać, ale w końcu szeptem wydusiła:
– Ma pan rację…
– Głośniej! ryknął.
– Ma pan rację! powtórzyła, tym razem mocniej, choć łzy zbierały się jej w oczach.
Gabriel z zadowoleniem pokiwał głową, wrócił spokojnie na fotel i rozsiadł się, jakby to, co przed chwilą się wydarzyło, było czymś całkowicie normalnym.
Anita wróciła na swoje miejsce, czując jak kolana drżą jej pod biurkiem. Chciała schować się w cieniu, zniknąć, udawać, że jej tu wcale nie ma. Oczy bolały od łez, które powstrzymywała z całej siły.
Reszta dnia przeciągała się w nieskończoność. Anita wykonywała mechanicznie kolejne zadania, przerzucała dokumenty, wysyłała maile, robiła notatki, ale jej myśli krążyły wokół Marty. Wciąż wyobrażała sobie ją w ciemnym pomieszczeniu na poziomie -2, z kneblem w ustach, zmaltretowaną i złamaną. Każdy szelest na korytarzu sprawiał, że podskakiwała w fotelu , wciąż czekała aż drzwi się otworzą i Marta wróci, ale gabinet obok pozostawał zamknięty.
Gabriel natomiast zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Od czasu do czasu przechadzał się korytarzem, rzucał krótkie polecenia, czasem obrzucał Anitę pogardliwym spojrzeniem. Nie było w tym ani odrobiny emocji tylko chłodna rutyna, jakby kara i upokorzenie były częścią jego normalnego dnia pracy.
Kiedy zegar w końcu wybił osiemnastą, Anita odetchnęła z ulgą. Spakowała rzeczy powoli, czując ciężar całego dnia w barkach i głowie. W windzie spojrzała na swoje odbicie w lustrze oczy miała podkrążone, twarz bladą, usta drżały, choć starała się zacisnąć je w cienką linię. Wyglądała na kogoś, kto walczy, ale już prawie nie ma siły.
Tego dnia praca ciągnęła się w nieskończoność, a każda minuta wydawała się cięższa od poprzedniej. Kiedy w końcu mogły opuścić biuro, Anita i Marta pożegnały się krótko, obie zmęczone i przybite. Anita jadąc samochodem do domu, wciąż miała przed oczami smutne spojrzenie Marty. Wieczorem próbowała skupić się na codziennych obowiązkach, ale wszystko wydawało się przygaszone, pozbawione barw. Leżąc w łóżku długo nie mogła zasnąć, rozważając słowa, które powiedziała Marcie. Dopiero późno w nocy udało jej się odpłynąć w niespokojny sen.
Środa rano przyniosła kolejne wyzwania. Anita przygotowała się do pracy, starając się nie myśleć o tym, co mogło ją dziś czekać w biurze HR…*
Gabriel wszedł punktualnie, jak zawsze, zamykając za sobą drzwi ciężkim ruchem. Anita i Marta ustawiły się w szeregu, podciągnęły spódniczki i opuściły majtki, czekając na inspekcję.
Światło lampy padające na Martę bezlitośnie obnażało to co wydarzyło się na poziomie -2. Posiniaczone policzki, pośladki pokryte fioletowymi pręgami. Nie lepiej wyglądały też jej uda które także pokrywały siniaki. Jej cipka była spuchnięta i poocierana, nawet po zewnętrznej stronie. Wyglądała jak ofiara brutalnego gwałtu.
Gabriel spojrzał na Anitę i rzekł:
– Tak wygląda suka po porządnym wychowaniu. Zapamiętaj jej widok bo będziesz wyglądać tak jak ona jak coś głupiego strzeli ci do łba!
Podniósł głos jeszcze bardziej
– Dwie dziwki, dwie bezużyteczne pizdy!
Po chwili ciszy odwrócił się na pięcie. Bez dalszych słów wszedł do swojego gabinetu, trzaskając drzwiami.
Kiedy drzwi gabinetu Gabriela zatrzasnęły się z hukiem, w pomieszczeniu zaległa cisza. Anita spojrzała na Martę, a jej serce ścisnęło się z bólu na widok posiniaczonego ciała koleżanki.
– Marta…
Zaczęła cicho, nie wiedząc, jakich słów użyć.
– Boże, jak ty to znosisz?
Marta próbowała udawać obojętność, ale jej głos się załamał:
– Nie mam wyboru. Po prostu… przyjmuję to, co przychodzi.
Anita zrobiła krok bliżej, dotknęła lekko jej dłoni.
– Wiem, że nie mogę ci ulżyć, ale proszę, uwierz mi… to, co zrobił, nie definiuje ciebie. On chce, żebyś myślała, że jesteś nic niewarta. Ale ja widzę, że wciąż masz w sobie siłę.
Marta spojrzała na nią przez łzy.
– Siłę? Spójrz na mnie, Anita… jestem chodzącym wrakiem.
– Nie wrakiem jest on. Ty… ty wciąż żyjesz mimo tego wszystkiego. I to doprowadza go do szału. Właśnie dlatego cię tłamsi.
Marta na moment milczała, potem otarła policzki.
– Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak do mnie mówił…
Anita uśmiechnęła się blado.
– Bo nikt wcześniej nie odważył się zobaczyć w tobie człowieka. Ja widzę. I obiecuję, że nie pozwolę, byś w to uwierzyła, że jesteś tylko tym, co on mówi.
Marta nie wytrzymała, wtuliła się w ramiona Anity
– Dziękuję …wyszeptała… gdyby nie ty, chyba bym już – urwała, nie kończąc zdania.
Obie trwały tak przez chwilę, aż w końcu usiadły przy biurkach, próbując wrócić do pracy. Ale teraz między nimi było coś więcej, delikatne poczucie, że mimo piekła, w którym tkwiły, nie były już całkiem same.
Po ciężkiej rozmowie i pełnym napięcia dniu Anita i Marta pracowały już w ciszy, próbując nadrobić dokumenty i unikając dłuższych rozmów. Gdy Gabriel zniknął w swoim gabinecie, obie mogły odetchnąć, choć napięcie wciąż wisiało w powietrzu. Anita wróciła do domu zmęczona, a jej sen tej nocy był krótki i niespokojny.
Czwartek rozpoczął się rutynowo. Ochrona przy wejściu, szybkie spojrzenia w lustrze, obroża założona jeszcze w samochodzie. Inspekcja przebiegła tak jak zwykle. Gabriel pojawił się punktualnie, sprawdził je obie, kazał połknąć tabletki i odejść. Potem dzień pracy: segregowanie dokumentów, bieganie po piętrach, drobne polecenia. Anita zaczynała czuć, że powtarzalność tej rutyny wciąga ją coraz bardziej, jakby jej własne życie coraz mocniej przesuwało się na drugi plan. Marta była wyraźnie przygaszona, ale starała się trzymać fason. Podczas przerwy rozmawiały o błahych rzeczach, unikając tematów, które mogłyby je zaboleć.
Piątek również nie przyniósł niczego nowego. Gabriel, tak jak zawsze, przeprowadził inspekcję, rzucając od czasu do czasu obelgi, do których dziewczyny zdążyły się już przyzwyczaić. Tabletki połknięte, języki pokazane, a potem monotonna praca przy biurkach i krótka wymiana zdań między nimi. W powietrzu unosiło się jednak napięcie – jakby obie wiedziały, że spokój w HR nigdy nie trwa długo. Anita czuła rosnący ciężar w piersi, ale maskowała go rutyną i drobnymi gestami wsparcia wobec Marty.
Wieczorem, wracając do domu, Anita miała wrażenie, że kolejne dni zaczynają zlewać się w jedną całość. Samochód prowadziła niemal automatycznie, myślami uciekając do tego, jak długo jeszcze zdoła wytrzymać. Kiedy zamknęła się w swoim mieszkaniu, wreszcie mogła zdjąć obrożę i przez chwilę poczuć ulgę. Ale cisza czterech ścian była przytłaczająca, zbyt wiele w niej miejsca na własne myśli.
Postanowiła działać, długo siedziała z telefonem w dłoni, gapiąc się w ekran. Serce miała rozdarte między strachem a potrzebą wyrwania się z klatki, którą coraz ciaśniej wokół niej zaciskał Gabriel. W końcu zebrała się na odwagę i wysłała smsa do Pawła.
„Gabriel widział nas rano jak rozmawialiśmy. Musimy być ostrożni, odezwę się jutro.”
Zawahała się, ale wysłała. Kilka minut później na ekranie pojawiła się odpowiedź, krótka i bezpieczna:
„Ok. Będę czekał.”
Anita poczuła, jak narasta w niej mieszanka ekscytacji i ulgi. Kolejnego dnia, w sobotę, tuż przed południem wysłała następny sms:
„Spotkajmy się po pracy w poniedziałek. Nie daleko Łodzi. Tylko my. Potrzebuję chwili normalności.”
Tym razem długo nie dostawała odpowiedzi, aż w końcu ekran rozbłysnął:
„Dobrze. Powiedz gdzie, przyjadę po ciebie.”
Uśmiechnęła się do siebie. Pierwotnie chciała tylko zobaczyć się z nim, pogadać, poczuć się przez chwilę bezpiecznie. Ale w miarę jak układała w głowie szczegóły, sama zaczęła stroić to spotkanie jak randkę. Zaczęła wyobrażać sobie, że usiądą razem gdzieś nad wodą, że będzie mogła na niego patrzeć bez strachu, że ktoś ich obserwuje.
Jeszcze tego samego wieczoru przygotowała dla siebie plan wybierze lekką letnią sukienkę, trochę bardziej wyzywającą niż jej codzienne ubrania, ale wciąż w granicach przyzwoitości, żeby wyglądać jak kobieta, która naprawdę idzie na randkę, a nie na zwykłe spotkanie z kolegą. Powoli rodziło się coś, co miało smakować jak zakazane, niebezpieczne uczucie.
Poniedziałek po pracy Anita czuła, jak serce bije jej szybciej niż zwykle. Cały dzień myślała o tym, co ma się wydarzyć. Gdy tylko wyszła z biurowca, nie poszła w stronę przystanku zamiast tego skręciła w boczną uliczkę, gdzie czekał już Paweł na swoim motocyklu. Miał na sobie skórzaną kurtkę i kask pod pachą. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się lekko, ale w jego spojrzeniu czaiła się mieszanka niepewności i ciekawości.
Anita włożyła na siebie przygotowaną wcześniej sukienkę lekką, letnią, w kolorze czerwonego wina. Materiał podkreślał jej figurę, a cienkie ramiączka odsłaniały ramiona. Czuła się inaczej niż zwykle: nie jak ofiara, nie jak matka, nie jak kobieta wplątana w sieć obowiązków. Tego wieczoru chciała być po prostu kobietą, którą ktoś dostrzega i traktuje normalnie.
Ruszyli za miasto, droga wiła się w stronę małych stawów otoczonych drzewami. Słońce powoli chowało się za horyzontem, barwiąc niebo na pomarańczowo. Zatrzymali się na małym parkingu, a później poszli pieszo w stronę wody.
Spacerowali, rozmawiali o błahostkach o tym, jak Paweł kocha motocykle, o jego młodości, o tym, że czasami marzył o podróży do Włoch. Anita słuchała uważnie, śmiejąc się, co chwilę zerkając mu w oczy. Czuła, że kokietuje go każdym gestem poprawiając włosy, dotykając go lekko w ramię, schylając się nieco, gdy patrzyła mu prosto w oczy.
Gdy usiedli na trawie nad wodą, zrobiło się ciszej, bardziej intymnie. Paweł mówił o swoim życiu, ale Anita coraz mniej słyszała słów. Skupiła się na tym, że jego twarz była blisko, że między nimi wisiało napięcie. W końcu sama przełamała dystans, nachyliła się i pocałowała go, delikatnie, ale zdecydowanie. Najpierw w usta, a później z językiem, przyciągając go do siebie.
Chwila trwała długo, aż w końcu Anita oderwała się od niego i zaśmiała cicho.
– Muszę wracać, szepnęła, choć tak naprawdę chciała jeszcze zostać.
Wieczór jeszcze na dobre się nie skończył, gdy Paweł odwiózł ją pod dom. Zsiadając z motocykla, Anita zamiast od razu wejść do środka, zatrzymała się na schodkach i spojrzała na niego. Czuła, jak wciąż tkwi niej napięcie po tamtym pocałunku. Powinna była podziękować i zakończyć wieczór, ale coś w niej pękło, chęć bliskości, której od tygodni jej brakowało, połączyła to z pragnieniem buntu wobec Gabriela i wszystkiego, co narzuciła jej firma.
– Wejdziesz? rzuciła cicho, ledwie słyszalnie.
Paweł zawahał się, ale nie był w stanie jej odmówić. Poszli razem na górę. Drzwi zamknęły się za nimi, a ciszę domu przerwał tylko dźwięk jej obcasów na panelach. Wprowadziła go prosto do sypialni.
Tam, bez zbędnych słów, złapała go za koszulę i przyciągnęła do siebie. Ich pocałunek był teraz głębszy, bardziej zachłanny. Paweł wciąż był nieśmiały, ale nie bronił się oddawał jej usta, jego dłonie zaczęły niepewnie sunąć po jej ciele.
Anita popchnęła go lekko na łóżko i sama usiadła obok, zsuwając ramiączka sukienki. Materiał opadł, odsłaniając biały stanik, a zaraz potem piersi, gdy sama go odpięła. Paweł patrzył na nią jak zahipnotyzowany, ciężko oddychając, a ona uśmiechnęła się, czując, że całkowicie przejęła kontrolę.
– Cicho, szepnęła, kładąc mu palec na ustach, gdy chciał coś powiedzieć. Po prostu bądź ze mną.
Położyła się obok i sama zainicjowała wszystko, prowadząc jego dłonie, całując, zsuwając resztę swoich ubrań. Nie chciała rozmów, nie chciała tłumaczeń, potrzebowała zapomnieć. Potrzebowała poczuć, że to ona decyduje, komu oddaje swoje ciało.
Tej nocy zaciągnęła Pawła do łóżka. Była w tym odważna, namiętna i głodna bliskości. A kiedy wreszcie zasnęła, z rozczochranymi włosami i nagim ciałem wtulonym w niego, miała wrażenie, że choć na chwilę wyrwała się z kajdan, jakie narzucił jej Gabriel.
Rano w sypialni panowała cisza, tylko zza okna dobiegał śpiew ptaków. Anita leżała na boku, przykryta lekką kołdrą, a Paweł tuż obok, wciąż półprzytomny, ale już z otwartymi oczami. Przez chwilę po prostu na nią patrzył, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół, jej spokojny oddech, rozpuszczone włosy.
– Anita…odezwał się nagle, przerywając ciszę. Dlaczego on… ten cały Gabriel… zabronił ci się ze mną spotykać?
Anita wciągnęła powietrze i zacisnęła powieki. Wiedziała, że prędzej czy później padnie to pytanie. Odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.
– Bo dla niego jesteśmy tylko… własnością, zaczęła cicho. Codziennie mamy „inspekcje”. Każe nam się rozbierać, sprawdza, czy robimy wszystko, co kazał. Biję… upokarza. Zmusza do rzeczy, których nawet nie potrafię powtórzyć. A jeśli próbuję się sprzeciwić, grozi, że zniszczy mi życie.
Paweł uniósł się na łokciu, a w jego spojrzeniu pojawiła się ciemna iskra gniewu.
– On ci to robi?
Zapytał ostrzej, jakby potrzebował potwierdzenia, chociaż słyszał wystarczająco dużo.
Anita skinęła głową. Dlatego nie chciał, żebym się z tobą widywała. Bał się zapewne, że będziesz próbował mi pomóc. On musi mieć pełną kontrolę.
Paweł zacisnął szczękę, a mięśnie na jego twarzy drgnęły. Wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się od wybuchu.
– Skurwiel! Gdybyś wiedziała, jak bardzo mam ochotę tam pójść i rozbić mu łeb o ścianę!
Anita dotknęła dłonią jego piersi, jakby chciała go uspokoić. Proszę cię… nie rób niczego pochopnie. On ma wpływy, zna ludzi na każdym szczeblu. Jednym ruchem może nas oboje pogrzebać.
Paweł spojrzał na nią długo i ciężko, w jego oczach widać było walkę między rozsądkiem a wściekłością. W końcu przyciągnął ją do siebie i objął mocno.
– Nie pozwolę, żeby cię tak traktował, powiedział niskim głosem.
Anita zamknęła oczy, wtulając się w jego ramiona. Czuła, że po raz pierwszy od dawna ktoś naprawdę chciał stanąć po jej stronie. Wiedziała, że jeśli ma komukolwiek zaufać to właśnie jemu. Z trudem oderwała się od jego ramion i sięgnęła do torebki, którą wieczorem zostawiła przy szafce nocnej.
Wyjęła z niej mały, niepozorny pendrive owinięty w chusteczkę. Podała go Pawłowi.
– To od Tomka. Powiedziała patrząc mu prosto w oczy. On jest byłym policjantem, teraz prowadzi agencję detektywistyczną. Powiedział, że jeśli naprawdę chcemy coś znaleźć na House Ranking, to to jest jedyna droga.
Paweł obrócił pendrive w palcach, jakby ważył go w dłoni.
– Co mam z tym zrobić?
Anita usiadła na łóżku, przyciągając do siebie kolana.
– Musisz znaleźć sposób, żeby podłączyć to do głównego komputera firmy. Najlepiej takiego, który ma dostęp do sieci wewnętrznej. Tomek mówił, że wtedy zgra wszystkie potrzebne dane i prześle je prosto do niego. To… to może być karta przetargowa. Może znajdziemy coś, co ich pogrąży.
Paweł uniósł brew. – I mówisz mi to dopiero teraz?
– Bo to cholernie niebezpieczne, odparła szczerze. Jeśli się dowiedzą, że ktokolwiek grzebał przy ich systemach, nie będzie zmiłuj. Gabriel, Xawier… oni nie znają litości. A ja… ja już widziałam, do czego są zdolni.
Paweł wziął głęboki oddech, a potem schował pendrive do swojej kurtki.
– Wiesz, że tym bardziej nie mogę cię zostawić samej z tym gównem? Skoro zaczęłaś tę grę, musimy ją skończyć. Razem.
Anita poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale tym razem nie były to łzy bezradności. Raczej nadziei, że może faktycznie jest ktoś, kto będzie walczył o nią do końca.
*Wtorek*
Wtorek upłynął od samego początku w rytmie powtarzalnych obowiązków. Gabriel przeprowadził inspekcję, sprawdzając je uważnym spojrzeniem, a potem podał tabletki. Dziewczyny połknęły je posłusznie i wróciły do pracy przy biurkach. Dokumenty piętrzyły się, długopisy przesuwały po kartkach, a czas płynął monotonnie, jakby dzień nie miał końca.
Kiedy nadeszła pora przerwy, Anita westchnęła i podniosła się z krzesła. – Czas na kawę – rzuciła w stronę Marty z wymuszonym uśmiechem. – Chodź, choć na chwilę.
Marta uniosła wzrok znad dokumentów i pokręciła głową. – Nie, zostanę tutaj. Mam swój kubek termiczny – podniosła naczynie, w którym unosił się lekki, ziołowy zapach. – Melisa i rumianek. Postanowiłam ograniczyć kawę.
– Ale chodź chociaż dla towarzystwa – nalegała Anita. – Posiedzimy chwilę, oderwiemy się od tego wszystkiego.
Marta uśmiechnęła się blado, ale odsunęła spojrzenie. – Nie, naprawdę wolę zostać. Może innym razem.
Anita poczuła lekkie zdziwienie i rozczarowanie. – Wolisz siedzieć tutaj, zamiast iść na kawę? – mruknęła, bardziej do siebie niż do Marty.
– Tak będzie lepiej – odpowiedziała Marta, wracając do pracy.
Anita bez słowa wzięła torebkę i wyszła z biura. Zjechała windą na parter, a tam, przechodząc przez hol, spojrzała w stronę ochrony. Paweł siedział za ladą i przez moment ich spojrzenia się spotkały. Skinął jej lekko głową, a ona odwzajemniła gest, nie zatrzymując się dłużej. Krótka chwila, ale jej serce przyspieszyło. Po chwili odwróciła wzrok i skierowała się w stronę kawiarni.
Kiedy wróciła z papierowym kubkiem gorącej kawy, Marta nawet nie podniosła głowy znad dokumentów. Anita usiadła z powrotem przy swoim biurku, czując, że dystans między nimi zaczyna rosnąć.
Kiedy Anita wróciła z kawą i usiadła przy biurku, przez chwilę zerkała w stronę Marty. W końcu zebrała się na odwagę:
– Marta… wszystko w porządku? Nie obraziłaś się na mnie?
Marta podniosła wzrok, jej twarz była spokojna, choć zmęczona. – Nie, Anita. Nie mam żadnego powodu, żeby się na ciebie obrażać. Naprawdę.
Anita skinęła głową, ale nie dopytywała więcej. Czuła, że Marta nie chce rozwijać tematu. Zamiast tego obie zanurzyły się w pracy aż do końca dnia.
Kiedy nadeszła pora wyjścia, zebrały dokumenty i w milczeniu opuściły biuro. Anita odprowadziła Martę spojrzeniem, a potem udała się do samochodu. Droga do domu minęła jej spokojnie, a wieczór wypełniły rutynowe obowiązki i chwile samotności, które dawały aż za dużo czasu na myślenie.
Wieczór był cichy i pozornie spokojny. Anita siedziała w kuchni z herbatą, przewracając kartki gazetki reklamowej, kiedy nagle do drzwi rozległo się zdecydowane pukanie. Zamarła, odruchowo pomyślała o Gabrielu, ale kiedy zajrzała przez wizjer, ujrzała znajomą sylwetkę. Tomek.
Wpuściła go do środka, a on wszedł szybkim krokiem, jakby spieszył się z przekazaniem wiadomości.
– Pendrive zadziałał, powiedział od razu, nie siadając nawet przy stole. Dane przyszły, mam wgląd w część systemu House Ranking.
Anita wstrzymała oddech, ściskając dłonie.
– I co? Znalazłeś coś?
Tomek kiwnął głową, ale jego twarz była napięta, poważna.
– Znalazłem. Wystarczająco, żeby zrozumieć, że to bagno jest dużo głębsze, niż myślałem. House Ranking nie zajmuje się tylko nieruchomościami. To pralnia. Olbrzymia pralnia pieniędzy, inwestycji powiązanych z handlem ziemią, ludźmi, a nawet polityką.
Usiadł w końcu i spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie tylko Xawier i jego ekipa. Sam prokurator generalny jest w to umoczony. Do tego kilku czołowych polityków. Każdy, kto próbował coś z tym zrobić, nagle znikał. Oficjalnie: wypadki, samobójstwa, niewyjaśnione sprawy. To układ, którego nikt nie jest w stanie ruszyć.
Anita poczuła, jak całe ciepło odpływa z jej ciała. Usiadła ciężko na krześle, wpatrując się tępo w blat stołu.
– Czyli… nie mam żadnych szans?
Tomek westchnął i przetarł twarz dłonią.
– Mówię ci to, żebyś wiedziała, w co się pakujesz. Jeśli spróbujesz ich obnażyć, zmiażdżą cię. To nie są ludzie, których można pokonać legalnie.
W jej oczach pojawiły się łzy, choć starała się je powstrzymać.
– A ja myślałam… że to będzie moja karta przetargowa. Że znajdę cokolwiek, co mnie uwolni…
Załamała się, podpierając głowę dłońmi. Czuła, że powoli wpada w pułapkę bez wyjścia, miała dom, męża, syna, a mimo to jej życie zostało zagarnięte przez machinę, której nie da się zatrzymać.
Anita siedziała wciąż otępiała przy stole, z oczami wbitymi w kubek z wystygłą herbatą. Czuła się, jakby grunt usuwał się jej spod nóg aż do chwili, gdy Tomek ponownie się odezwał.
– Jest jeszcze coś, powiedział cicho, tym razem z wyraźnym napięciem w głosie. Coś, co może cię zainteresować.
Podniósł na nią wzrok i pochylił się lekko do przodu.
– Grzebałem głębiej w systemie House Ranking. Znalazłem akta Karolaka. I, Anita… to, co przeczytałem, jest chore.
Jej serce przyspieszyło.
– Co tam było?
– Dziesięć lat temu, Karolak prowadził zabieg na młodym chłopaku. Błaha operacja, nic groźnego. Chłopak miał wrócić do domu tego samego dnia. Ale nie wrócił. Karolak go uśmiercił. A jego organy… Tomek zawahał się na chwilę , sprzedał House Ranking. Był to jeden z pierwszych dużych interesów między nimi.
Anita poczuła zimny dreszcz na karku.
– Ojciec chłopaka dowiedział się. Nie wiadomo jak, ale wiedział, że Karolak ma krew jego dziecka na rękach. Próbował go zabić nożem w szpitalu. Karolak przeżył, a ten facet… dostał dwadzieścia pięć lat. Układ House Ranking zadziałał błyskawicznie, zamieciono wszystko pod dywan, świadków zastraszono, a winnego zrobiono z ojca.
Anita ścisnęła dłońmi poręcz krzesła.
– Boże…
– I teraz posłuchaj, Tomek mówił już ciszej, ale z wyraźną stanowczością.
– Jeśli naprawdę chcesz walczyć, to nie papierami. To nie przejdzie. Jedynym sposobem jest uderzyć tak, jak oni się tego nie spodziewają. Facet siedzi. Ale ja wiem, że za odpowiednie pieniądze i mam na myśli duże łapówki, w odpowiednich rękach, można sprawić, żeby wyszedł. Tym razem przygotuję go tak, żeby Karolak już się nie wywinął.
Anita słuchała uważnie.
– To niebezpieczne i to będzie droga bez powrotu. Ale tylko tak można ich ruszyć.
Na moment w pokoju zapadła cisza. Anita miała wrażenie, że nawet tykanie zegara zwolniło.
– A jeśli chodzi o ciebie… Tomek wyciągnął z kieszeni mały notes, spojrzał w zapisane wcześniej informacje. W bazach House Ranking prawie nic nie ma. Zero szczegółów. Żadnych zdjęć, nagrań, dokumentacji. Tylko jeden wpis.
Podniósł wzrok i powiedział powoli:
– „Transakcja. 20 000 zł.”
Anita poczuła, jak robi jej się niedobrze.
– Dwadzieścia… tysięcy? Wyszeptała.
– Tyle za ciebie zapłacili, potwierdził Tomek.
Nie była w stanie powstrzymać łez. Myśl, że jej życie i godność zostały wycenione niżej niż nowy samochód, paliła ją jak żrący kwas od środka.
Tomek nie dodał już nic więcej. Tylko patrzył, jak walczy sama ze sobą, rozdarta między strachem a rodzącą się w niej furią.
– Ile? Zapytała sucho, bez wahania. Ile trzeba na łapówki, na całą tę akcję?
Tomek zmrużył oczy.
– To nie takie proste, Anita. Najpierw muszę mieć zgodę samego faceta. Bez tego…
– Pytam, ile! Przerwała mu.
Zawahał się przez moment, a potem westchnął.
– Jeśli się zgodzi… to około 150 tysięcy złotych. Tyle potrzeba, żeby ruszyć wszystkie tryby.
Anita zamilkła, a w jej głowie rozpoczęła się gorączkowa kalkulacja. Miała na swoim koncie osobistym około trzydziestu tysięcy, dużo, jak na jej standardy, odkąd zaczęła pracę w House Ranking, ale wciąż za mało. Do tego było jeszcze wspólne konto z Robertem, tam leżało ponad sto tysięcy. Kredyt hipoteczny, raty, codzienne wydatki… ale liczby same się układały w głowie: w sumie wystarczy.
Nagle zdała sobie sprawę, że właśnie stawia na szali wszystko, swoje małżeństwo, dom, przyszłość syna. I życie Karolaka, które mogłoby skończyć się w rękach ojca chłopaka sprzed lat.
Ścisnęła mocno palce, jakby bała się, że Tomek odczyta wahanie w jej oczach.
– Pieniądze się znajdą. Tylko powiedz mi, co dalej.
Tomek patrzył na nią długo, jakby ważył w myślach, czy pozwolić jej wejść jeszcze głębiej w bagno.
– Nie musisz mieć wszystkiego od razu, powiedział cicho. Całość wyjdzie sto pięćdziesiąt tysięcy, możesz zapłacić w pięciu ratach. Po trzydzieści tysięcy każda. Całość rozciągnie się na jakieś trzy miesiące. Tyle musisz wytrzymać tam, w środku.
Anita poczuła, jak napięcie w jej ciele, choć odrobinę puszcza. To nadal była zawrotna suma, ale możliwa do udźwignięcia.
Tomek uniósł palec ostrzegawczo.
– Ale pamiętaj: żadnych przelewów, żadnych oficjalnych transakcji. Oni patrzą ci na ręce. House Ranking śledzi każdy twój krok, dlatego nie mogłem nawet zadzwonić. Zawsze wypłacaj gotówkę, w różnych miejscach, małymi kwotami. Przekazuj mi osobiście, nigdy nikomu innemu. I nie zapisuj tego nigdzie, rozumiesz?
Anita kiwnęła głową, a w jej spojrzeniu nie było już wahania, tylko zimna determinacja.
– Rozumiem. Zrobię wszystko.
Tomek nie zadawał więcej pytań. Nie próbował rozwijać tematu ani drążyć jej prywatności. Jakby wiedział, że im mniej wie, tym lepiej dla nich obojga. Wstał, podciągnął kołnierz kurtki i ruszył do drzwi.
– Odezwę się, gdy przyjdzie pora a ty… uważaj na siebie.
Zostawił ją samą w dusznym milczeniu mieszkania. Anita długo siedziała nieruchomo, wpatrując się w ciemność za oknem. Wiedziała, że tym właśnie przypieczętowała swój los, trzy miesiące w piekle, zanim pojawi się szansa, by odzyskać wolność.
Rano, gdy Anita dotarła do biura, czuła w sobie coś, czego dawno już nie miała, nikłą, ale wyraźną nadzieję. Wiedziała, że Tomek otworzył przed nią drogę, nawet jeśli była to droga kręta i śmiertelnie niebezpieczna. Wciąż musiała jednak odgrywać rolę, bo każde odstępstwo mogło skończyć się katastrofą.
Inspekcja przebiegała jak zwykle. Gabriel wszedł, zamknął drzwi i z chłodnym spojrzeniem nakazał:
– Spódniczki w górę. Majtki w dół.
Anita i Marta posłusznie ustawiły się pośrodku pokoju, z opuszczonymi majtkami na udach. Gabriel przeszedł obok nich wolnym krokiem, wskaźnikiem muskając ich nagie pośladki, jakby wybierał, którą ukarać.
Nagle drzwi otworzyły się i do środka weszła Katarzyna. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, zimny i pełen satysfakcji.
– Widzę, że doskonale się bawisz, Gabrielu – rzuciła, podchodząc bliżej.
Nie pytając o pozwolenie, stanęła obok i wyciągnęła dłoń. Jej palce najpierw musnęły Martę, potem Anitę, bezwstydnie sunąc po ich wilgotnych wargach sromowych. Obie drgnęły od tego dotyku, ale żadna nie ośmieliła się zaprotestować.
– Och, jakie piękne efekty… skomentowała Katarzyna z kpiną.
– Moje tabletki są doskonałe. Wystarczy spojrzeć, obie macie mokre cipki, gotowe do wszystkiego, jak na rasowe suki przystało.
Gabriel uśmiechnął się krótko, ale nie przerwał jej. Obserwował scenę z wyraźną satysfakcją, jakby podobało mu się, że Katarzyna potwierdza skuteczność też jego metod.
Anita czuła się jeszcze bardziej bezbronna, wiedziała już, że jej ciało przestaje należeć do niej, że nawet reakcje intymne są sterowane z zewnątrz.
Katarzyna nie spieszyła się z oderwaniem dłoni od ich nagich cipek. Przeciągnęła palce, jakby bawiło ją, że obie drżą i wstydzą się nawet oddychać głębiej. Potem uniosła wzrok na Gabriela i powiedziała tonem, jakby to była zwykła decyzja biznesowa:
– W sobotę czeka was pierwsze spotkanie z klientami.
Katarzyna powiedziała spokojnie, jakby ogłaszała coś całkiem zwyczajnego.
– Po raz pierwszy wasza uległość zamieni się w pieniądze dla HR. W piątek macie dzień wolny, idźcie do fryzjera i odwiedzacie spa. Chcę, żebyście wyglądały i czuły się idealnie przygotowane. W sobotę o dwudziestej macie być w swoich domach i czekać na to co nieuniknione.
– Nie karć ich do tego czasu… spojrzała na Gabriela.
Ten kiwną głową dając znak, że zrozumiał polecenie. Kiedy drzwi zamknęły się za Katarzyną
Gabriel rozkazał…
– Tabletki. Natychmiast!
Dziewczyny sięgnęły po szklanki z wodą i połknęły pigułki, pokazując mu języki, jak nakazywała rutyna.
– Ubrać się i do pracy.
Gabriel zniknął w swoim gabinecie, zostawiając je same w ciszy. Anita pierwsza przerwała milczenie:
– Sobota…
Odezwała się Anita po chwili ciszy.
– O co jej chodziło?
Marta bawiła się nerwowo długopisem.
– Powiedziała jasno: „nasza uległość zamieni się w pieniądze”. Brzmi tak, jakby… urwała, nie kończąc zdania.
Anita przełknęła ślinę.
– Jakbyśmy miały… coś zrobić dla klientów.
Marta parsknęła gorzko.
– „Coś”? Anita, nie łudź się. Wiesz dobrze, że nie chodzi o papierkową robotę.
– Ale może… Anita chciała zaprotestować… może to tylko… spotkanie, kolacja, rozmowa?
Marta spojrzała na nią.
– Naprawdę w to wierzysz?
Anita spuściła wzrok.
– Boję się…
Marta westchnęła i położyła jej dłoń na ręce.
– Ja też. Ale jeśli mamy przejść przez to, to tylko razem.
Anita kiwnęła głową, ściszając głos do szeptu.
– Razem.
Na chwilę zapadło milczenie, w którym obie wiedziały, że słowo ‘razem’ było jedynym cieniem nadziei, choć żadna z nich nie była pewna, jak długo uda się go utrzymać.
Dwie godziny po tym, jak Marta i Anita w milczeniu wróciły do pracy, drzwi gabinetu Gabriela otworzyły się gwałtownie.
– Marta weź te dokumenty i zanieś je na pierwsze piętro. Migiem!
Marta poderwała się od biurka, biorąc teczkę, ale jej ruchy stały się nagle ociężałe. Kiedy Gabriel zniknął za drzwiami swojego gabinetu, nie ruszyła się od razu. Usiadła na krześle, trzymając papiery w dłoniach, i przez chwilę bawiła się kosmykiem włosów, wplatając go w palce i przyciskając do ust. Jej spojrzenie było nieobecne.
Anita patrzyła na nią z niepokojem, ale nie odzywała się, dając jej czas. W końcu Marta odłożyła teczkę na biurko i odezwała się cicho:
– Anita… mogłabyś to zrobić za mnie?
Anita zmarszczyła brwi.
– Dlaczego? To tylko dokumenty, zajmie ci to chwilę.
– Po prostu… nie czuję się najlepiej – wymamrotała Marta, unikając spojrzenia.
Anita pochyliła się lekko, nie dając się zbyć.
– Marta, powiedz to przez Monikę, prawda? Boisz się, że znowu cię dopadnie?
Marta zamarła na moment, po czym powoli skinęła głową.
– Tak. Nie chcę jej spotkać, nie dzisiaj. – wyszeptała
Anita ścisnęła jej dłoń.
– W porządku. Pójdę za ciebie. Ale nie pozwól, żeby ona całkiem cię zniszczyła. Jesteś silniejsza niż myślisz.
Wzięła dokumenty i opuściła biuro. Kiedy zjechała windą na pierwsze piętro i oddała papiery, postanowiła wykorzystać okazję i zejść jeszcze niżej. W sercu narastał niepokój, którego nie potrafiła zignorować.
Na parterze skierowała się do stanowiska ochrony. Zamiast znajomej sylwetki Pawła siedział tam ktoś zupełnie inny, wysoki mężczyzna w garniturze, z identyfikatorem na piersi. Anita podeszła bliżej.
– Przepraszam… a gdzie Paweł? – zapytała ostrożnie.
Ochroniarz uniósł brew.
– Paweł? Nie wiem, o kim pani mówi. Pracuję tu od kilku dni i nikogo takiego nie znam.
– Ale… on zawsze tu był. – powiedziała zdziwiona
– Naprawdę nie wiem.
Odparł mężczyzna obojętnie, wracając do monitora.
Anita zawahała się. W pierwszym odruchu chciała sięgnąć po telefon i spróbować zadzwonić do Pawła. Ale przypomniała sobie o aplikacji, którą wgrali jej do telefonu. Nie mogła ryzykować. Odwróciła się i pospiesznie wróciła do windy. Całą drogę z powrotem do biura czuła, jak niepokój j rozlewa się w jej wnętrzu. „Dlaczego Pawła zastąpił ktoś inny? Dlaczego ten ochroniarz nawet nie wiedział, kim był Paweł?”
Kiedy wróciła do biura, spojrzała na Martę, która czekała w napięciu. Uśmiechnęła się blado, udając spokój, choć w środku miała coraz więcej pytań i żadnej odpowiedzi.
W końcu wybiła siedemnasta, Anita niemal wybiegła z biura. Serce waliło jej jak młot, a myśli krążyły tylko wokół Pawła. Wsiadła do samochodu i ruszyła gwałtownie, nie zważając na ograniczenia prędkości. Na jednym z odcinków drogi błysnął fotoradar, robiąc jej zdjęcie.
– Cholera! – zaklęła w myślach, ale nie zwolniła. Najważniejsze było dla niej jak najszybciej dotrzeć do domu.
Kiedy w końcu zaparkowała pod domem, niemal wypadła z auta. Szybko udała się do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Od razu sięgnęła po drugi telefon, ten, który trzymała w ukryciu. Wyjęła kartę SIM z jednego aparatu i przełożyła do drugiego. Ręce drżały jej z emocji.
Wybrała numer Pawła. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się zimny komunikat: „Abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon”.
– Nie…
Wyszeptała, natychmiast ponawiając próbę. I kolejną. I następną.
Przez następne godziny próbowała dodzwonić się bez skutku. Wciąż ten sam komunikat, wciąż ta sama cisza. Im bardziej mijał czas, tym mocniej czuła, jak bezradność ściska jej gardło.
Siedziała na kanapie, wpatrując się w ciemniejące okno, aż w końcu opadła z sił. Odstawiła telefon, rozebrała się mechanicznie i położyła do łóżka. Leżała wpatrzona w sufit, jeszcze przez chwilę w myślach powtarzając imię Pawła, zanim sen w końcu zasnęła.
Czwartek rano przywitał Anitę ciężarem w piersi. Otworzyła oczy po niespokojnej nocy, w której wciąż śnił jej się Paweł. Zasnęła późno, a budzik wyrwał ją z płytkiego snu, zostawiając po sobie pustkę i niepokój. W drodze do biura niemal nie zauważała świateł i ludzi. Myśli wracały wciąż do jednej kwestii „dlaczego Paweł zniknął?”
Obrazy z poprzedniego dnia, obcy ochroniarz, brak odpowiedzi w telefonie, komunikat o niedostępnym abonencie , kotłowały się w jej głowie. Każda możliwa wersja wydarzeń kończyła się źle. Czuła, jak w żołądku narasta twardy, lodowaty ciężar.
W pracy powitała ją rutyna. Obroże, inspekcja, codzienny poranny rytuał. Gabriel przesuwał wzrokiem od Marty do Anity, jak zawsze chłodny, bez cienia współczucia. Kiedy obie połknęły tabletki i pokazały języki, odchylił się lekko do tyłu, splótł ręce za plecami i rzucił zdanie, które wbiło się Anicie w pamięć niczym nóż:
– Tak to się kończy, kiedy ktoś myśli, że może igrać z ogniem.
Potem bez słowa odwrócił się i poszedł do swojego gabinetu, zostawiając je z tym ciężarem.
Anita poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Miała wrażenie, że słowa Gabriela nie były przypadkowe. Czy wiedział o Pawle? Czy właśnie dał jej do zrozumienia, że to on stoi za jego zniknięciem? Przez cały dzień myśl o tym dławiła ją bardziej niż strach przed kolejną inspekcją czy pracą.
Starała się wykonywać obowiązki, przeglądała dokumenty, chodziła korytarzami, ale każda chwila bezczynności sprowadzała ją z powrotem do jednego obrazu: Pawła, którego już nigdy może nie zobaczyć. Ręce miała wilgotne, kark napięty. Marta kilka razy próbowała zagaić rozmowę, ale Anita odpowiadała półsłówkami, niezdolna wyrwać się z obsesyjnego kręgu myśli.
Dopiero pod koniec dnia, gdy zegar zbliżał się do siedemnastej, Marta odsunęła krzesło.
– Chodź czas się zbierać… powiedziała cicho.
Anita wzięła torebkę i obie szykowały się do wyjścia, wiedząc, że piątek miał przynieść dzień wolny, ale wcale nie czując ulgi.
Anita i Marta wyszły z biura Gabriela, zmęczone po kolejnym dniu pracy i inspekcji. Na korytarzu panowała pozorna cisza, ale już po chwili poczuły, że to nie koniec dnia. Przy ścianie, nonszalancko oparta o framugę, czekała Monika. Ubrana była inaczej niż one, czarna, obcisła sukienka kończyła się wysoko nad kolanami, podkreślając jej nogi, a na szyi wciąż nosiła obrożę, choć widać było, że traktuje ją jak trofeum, nie obowiązek. Obok niej stała Dorota, również w stylu narzuconym przez Krzysztofa, czerwona spódniczka i biała koszulka opinająca piersi, całość wyglądała bardziej wyzywająco niż ich własny dress code. Obie sprawiały wrażenie pewnych siebie, drapieżnych i gotowych na zaczepkę.
– Proszę, ulubione suki Gabriela!
Zadrwiła Monika, jej spojrzenie przeszyło Martę i Anitę. Na jej ustach pojawił się uśmiech pełen pogardy, Dorota zachichotała złośliwie. Marta odruchowo spuściła wzrok, a Anita poczuła, jak w żołądek jej się zaciska.
Monika nie czekała na odpowiedź. Wyprostowała się, stukając obcasami o posadzkę i ruszyła w ich stronę.
– Idziemy na spacerek?
Zapytała i nie oczekując odpowiedzi chwyciła Martę za ramię i popchnęła w stronę drzwi toalety.
– Wchodzimy, kurwy!
Dorota przytrzymała Anitę mocnym chwytem i wepchnęła za Martą. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, odcinając je od reszty piętra.
W toalecie światło jarzeniówek odbijało się od kafelek. Monika oparła się o zlew, oblizała usta i uśmiechnęła się szyderczo.
– No to zaczynamy zabawę.
Marta stała nieruchomo, przyciskając dłonie do boków, a Anita bała się i w głębi duszy modliła, aby ktoś wszedł i wyciągną je z opresji. Obie wiedziały, że Monika nie zatrzyma się na samych obelgach.
Monika powoli obeszła Martę, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.
– Pokaż wszystkim, jaka jesteś twarda!
Nagle z całej siły uderzyła ją otwartą dłonią w policzek. Echo klaśnięcia odbiło się od ścian, Marta zatoczyła się, chwytając blat umywalki, żeby nie upaść.
– Widzisz, Dorota?
– Cała odwaga tej szmaty kończy się w kiblu.
Dorota roześmiała się głośno, a potem stanęła przy drzwiach, blokując ewentualną drogę ucieczki. Marta wciąż milczała, w jej oczach pojawiły się łzy, ale zaciskała szczękę, jakby chciała pokazać, że jeszcze się nie złamała. Anita patrzyła na to wszystko z rosnącym przerażeniem, serce tłukło jej się w piersi.
— Monika, proszę… zaczęła, ale głos urwał jej się w połowie.
— Ani słowa, suko! – ucięła Monika
Przez chwilę w kabinie słychać było tylko jednostajny brzęk jarzeniówki i szelest materiału. Cienie przesuwały się po kafelkach, a Anita wbiła spojrzenie w popękaną fugę przy umywalce, licząc oddechy, żeby nie zwymiotować z napięcia.
Monika zrobiła krok do przodu, Marta odruchowo cofnęła się o pół kroku, ramiona uniosły jej się, jakby chciała się osłonić, wtedy Monika chwyciła ją za włosy i przyciągnęła twarz do swojej.
– Co już nie będziesz udawać bohaterki? – zapytała.
Marta nie odpowiedziała, Monika puściła jej włosy i stanęła z założonymi rękoma.
– Rozbieraj się, szmato!
Marta była mniejsza od niej, delikatniejsza, stała z szeroko otwartymi oczami, które błądziły po brudnych płytkach, szukając drogi ucieczki.
Monika podeszła bliżej tak że Marta czuła jej oddech na swoim piekącym policzku.
– Powiedziałam rozbieraj się, mała dziwko. Nie każ mi tego powtarzać!
Marta przełknęła ślinę i rozpięła koszulę upuszczając ją na podłogę, zdjęła szpilki, ściągnęła spódniczkę w dół pozwalając jej opaść na jej bose stopy.
Stała w samych stringach, jej blada skóra mrowiła od zimna, a sutki twardniały od chłodu.
– Do naga! – krzyknęła Monika
Policzki Marty płonęły, zsunęła majtki, niezręcznie z nich występując.
– Odwróć się i nachyl nad umywalką kurwo!
-Rób to powoli. …powiedziała Monika obserwując
Marta odwróciła się, jej bose stopy zamarzały na brudnej podłodze. Zacisnęła dłonie na krawędzi zlewu, pochylając się do przodu na rozkaz. Jej pośladki wypinały się, odsłonięte i kuszące, podczas gdy piersi zwisały, kołysząc się lekko w rytmie jej nierównego oddechu. Czuła narastające ciepło między nogami, wilgoć zdradzającą niechcianą reakcję ciała.
Monika stanęła za nią i przycisnęła ją mocniej. Jej dłonie sunęły po bokach Marty, wodząc po krzywiźnie jej bioder.
Rozchyl nogi szerzej ty brudna pizdo!
Marta posłusznie rozsunęła uda, czując, jak powietrze owiewa jej najbardziej intymne miejsca. Wargi jej cipki lekko się rozchyliły, jakby wyczekując tego, co miało nastąpić.
Bez ostrzeżenia dwa palce Moniki wbiły się głęboko w jej ciasną i gorącą cipkę. Marta jęknęła, jej ciało szarpnęło się do przodu, opierając się o umywalkę.
– Już jesteś mokra?
Zapytała Monika, rozpoczynając szybki rytm, wsuwając i wysuwając palce z jej mokrej cipki. Przyspieszyła, zaczęła zataczać kciukiem ciasne, bezlitosne kręgi wokół jej łechtaczki. Cipka Moniki zacisnęła się wokół palców, a mokre dźwięki odbijały się echem od ścian, obsceniczne chlupotanie, które sprawiało, że jej twarz czerwieniła się ze wstydu i pożądania. Każde pchnięcie sprawiało, że była coraz bliżej. W końcu jej ciało się poddało, doszła z jękiem, tryskając na dłoń Moniki.
Monika przyłożyła lepkie palce do ust i oblizała je do czysta z niegrzecznym uśmiechem.
– Sama tego chciałaś kurwo! Czujesz winę? To dobrze!
Monika cofnęła się i uderzyła Martę w tyłek z całej siły.
– Wystarczy na dziś. Ubieraj się, szmato.
A ty…zwróciła się do Anity, podchodząc blisko
– Nie myśl, że o tobie zapomniałam.
Przycisnęła ją plecami do zimnych kafelków. Spojrzała jej w oczy i przesunęła powoli palcem po jej policzku.
– Ładna jesteś. Za ładna, żebyś się uchowała. Następnym razem ty się rozbierzesz, będę was szmacić, kiedy tylko będę miała ochotę. Zrozumiałaś?
Nie czekając na odpowiedź, Monika i Dorota wyszły, zostawiając obie roztrzęsione w dusznej ciszy toalety, przerywaną jedynie urywanym oddechem Marty.
Oparta o umywalkę, z ramionami przyciśniętymi do siebie, wyglądała na kogoś, kto w jednej chwili stracił całą siłę.
Anita stała przez moment nieruchomo, sama wstrząśnięta tym, co się wydarzyło. Dopiero po chwili zdobyła się na odwagę i cicho powiedziała:
– Marta… hej, spójrz na mnie!
Marta uniosła głowę, jej policzki były mokre, oczy czerwone.
– Zostaw… wyszeptała ochrypłym głosem.
Anita zrobiła krok bliżej.
– Nie mogę. Nie mogę tak po prostu patrzeć. Przykro mi… tak cholernie mi przykro…
Marta wycierając łzy wierzchem dłoni, odpowiedziała.
– A co możesz zrobić? Co? One zawsze będą wracać. Zawsze. ,
Anita, objęła ją ramieniem.
– Nie wiem, jak… ale jesteś silniejsza, niż myślisz. Ja bym się już dawno poddała. A ty wciąż tu jesteś. I ja… jestem obok. Nie zostawię cię samej.
Marta spuściła wzrok.
– Dzięki. Choć na chwilę przestaje boleć.
Anita przytuliła ją mocniej, a potem obie, bez słów, poprawiły ubrania i spojrzały w lustro, jakby chciały zobaczyć, czy jeszcze coś po nich widać. Obie wiedziały, że muszą wyjść i znów udawać, że wszystko jest w porządku.
Wyszły z łazienki, jakby niosły na barkach niewidzialny ciężar. Korytarz wydawał się dłuższy niż zwykle, a każdy krok brzmiał głośniej w ciszy, jaka zapadła między nimi. Marta szła z opuszczoną głową, nie odzywając się ani słowem, a Anita czuła, jak jej własne serce wali z nerwów. Razem skierowały się ku windzie. W kabinie nie padło żadne słowo, tylko spojrzenia w podłogę, w buty, w nic. Na parterze Marta ruszyła prosto do wyjścia, jakby chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Anita zatrzymała się na moment, niepewnie rozglądając się po holu. Miała nadzieję, że zobaczy znajomą twarz, że gdzieś przy wejściu będzie stał Paweł. Zamiast niego, za biurkiem siedział ten sam obcy ochroniarz, którego widziała już wcześniej.
Ich spojrzenia się spotkały. Ochroniarz skinął jej głową, ale nie powiedział nic. Anita poczuła zawód, jakby ktoś nagle odebrał jej ostatnią iskierkę nadziei. Odwróciła się bez słowa i wyszła na zewnątrz.
Na parkingu wsiadła do samochodu, jeszcze przez chwilę siedziała w ciszy, zaciskając dłonie na kierownicy. Potem przekręciła kluczyk, odpaliła silnik i odjechała w stronę domu, z głową pełną ciężkich myśli.
W domu od razu skierowała się do sypialni. Wyjęła z szuflady drugi telefon, ten, którego używała aby HR nie mogło śledzić jej ruchów. Usiadła na łóżku, wyłączyła swój główny aparat i z drżeniem rąk otworzyła klapkę. Mała karta SIM wypadła jej na dywan, podniosła ją szybko, jakby bała się, że zniknie. Wsunęła ją do drugiego telefonu i włączyła urządzenie.
Ekran ożył, wyszukiwał sieć. Anita czekała w napięciu, wsłuchując się w ciche tykanie zegara. W końcu pojawił się sygnał. Bez zastanowienia wybrała numer Pawła.
„Abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon.” Głos automatu zabrzmiał chłodno i obco. Anita zagryzła wargę, poczuła jak serce przyspiesza. Spróbowała jeszcze raz. Potem kolejny. Za każdym razem to samo.
Odchyliła głowę do tyłu, patrząc w sufit. Zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę przypadek. Czy Gabriel mógł coś zrobić Pawłowi? Sama myśl była jak zimny nóż, wbity głęboko w brzuch. Nie chciała w to wierzyć, ale im dłużej cisza trwała, tym bardziej ta myśl wydawała się realna.
Jeszcze kilka razy spróbowała się połączyć, zanim opadła na łóżko zmęczona i bezradna. Telefon leżał obok, ekran świecił pustką. Anita odwróciła się na bok, przyciągnęła kołdrę i próbowała zasnąć. Obrazy Marty w łazience, twarz Pawła i chłodny uśmiech Gabriela krążyły w jej głowie bez końca. Sen przyszedł dopiero nad ranem, ciężki i niespokojny.
Piątek rano Anita wstała z ciężką głową. Jeszcze zanim zdążyła sięgnąć po filiżankę kawy, myśli od razu powędrowały do Pawła. Przypomniała sobie wczorajsze próby połączenia się z nim, każda bez skutku. Serce ścisnęło się boleśnie, ale wiedziała, że nie może dać tego po sobie poznać. Musiała trzymać się planu Katarzyny.
Pierwszym punktem dnia była wizyta u fryzjera. W salonie pachniało lakierem i kosmetykami, rozbrzmiewały zwyczajne rozmowy klientów. Fryzjerka doradziła jej delikatne cięcie i odświeżenie koloru, co Anita przyjęła bez sprzeciwu. Siedząc przed lustrem, patrzyła na własne odbicie, czując, że to nie tyle zabieg upiększający, co część przygotowań do roli, w którą została wepchnięta.
Po południu udała się do spa. Wnętrza były jasne, pachniały olejkami eterycznymi. Kosmetyczka w milczeniu nakładała maseczkę, depilowała skórę, dbała o dłonie. Anita leżała nieruchomo, a w głowie kołatała jej tylko jedna myśl: „To nie jest dla mnie. To dla nich. To przygotowanie do czegoś, czego wcale nie chcę.”
Wróciła do domu zmęczona, choć nic fizycznie ciężkiego tego dnia nie zrobiła. Otworzyła szafę i bez wahania wyjęła obcisłą czarną sukienkę oraz komplet bielizny, czarne stringi i najbardziej wyzywający stanik, jaki miała. Ułożyła wszystko starannie na krześle, jakby w ten sposób chciała zyskać nad czymś kontrolę.
Wieczorem spróbowała coś zjeść, lecz w gardle miała gulę. W końcu położyła się do łóżka, długo przewracając się z boku na bok, aż wreszcie zasnęła.
***Sobota***
Sobota miała zupełnie inny rytm. Anita obudziła się później, pozwoliła sobie na chwilę leżenia w łóżku. Z kuchni rozchodził się zapach kawy, którą parzyła dla siebie, tym razem mocniejszej niż zwykle. Dzień miał być wolny aż do wieczora, ale to wcale nie oznaczało spokoju.
Spróbowała zająć się zwyczajnymi obowiązkami: posprzątała mieszkanie, zrobiła pranie, przejrzała pocztę elektroniczną. Wszystko mechanicznie, by nie myśleć o tym, co czeka ją wieczorem. Myśli jednak i tak wracały do Pawła, gdzie jest, czy żyje, czy Gabriel mógł mieć z tym coś wspólnego. Każda odpowiedź, jaką podsuwała jej wyobraźnia, była gorsza od poprzedniej.
Po południu zrobiła sobie lekką kolację i usiadła z książką, ale nie mogła się skupić. Zegar przesuwał się powoli w stronę wieczora, a napięcie rosło. Co chwilę zerkała na ubrania, które przygotowała poprzedniego dnia.
Około dziewiętnastej Anita zaczęła się szykować. Umyła włosy, starannie je ułożyła, wykonała mocniejszy niż zwykle makijaż. Z szafy wyjęła obcisłą czarną sukienkę, stringi, stanik, którego używała najrzadziej, bo wydawał się najbardziej wyzywający. Materiał mocno opinał jej ciało, podkreślając każdy kształt.
Na koniec sięgnęła po flakon perfum. Spryskała nadgarstki, szyję i dekolt. Słodka nuta uniosła się w powietrzu jednak strach nie minął.
Kiedy stanęła przed lustrem, poczuła obcy ciężar w spojrzeniu. Zadbana, atrakcyjna kobieta odbijała się w tafli szkła, ale w jej oczach było napięcie, którego nie potrafiła ukryć. Oparła dłonie o parapet i zaczęła patrzeć przez okno, jakby odpowiedź mogła nadejść z ulicy. Kto przyjedzie? Jak to będzie wyglądać? Na co właściwie czekam? Pytała sama siebie w myślach.
Czas płynął wolno, każda minuta wydawała się godziną. Wreszcie, około 20:30, w uliczce zatrzymała się czarna limuzyna. Lakier lśnił w świetle latarni, a chromowane detale odbijały blade światło nocy. Samochód wyglądał zbyt luksusowo, zbyt elegancko, by pasować do tej zwyczajnej dzielnicy.
Z przedniego siedzenia wysiadł kierowca, wysoki, w czarnym garniturze, z rękawiczkami na dłoniach. Jego twarz była surowa i pozbawiona emocji, jakby wszystko, co robił, było tylko pracą wykonywaną rutynowo.
Anita wzięła głęboki oddech, wyszła z domu, zamknęła drzwi i schowała klucze do torebki. Ruszyła pospiesznie w stronę auta, modląc się w duchu, by żaden z sąsiadów nie stał akurat w oknie i nie widział jej w tej chwili. Im bliżej podchodziła, tym bardziej czuła, jak jej serce przyspiesza.
Kierowca podszedł do drzwi i otworzył je szeroko.
– Proszę bardzo.
Anita zacisnęła palce na torebce, jeszcze raz spojrzała w stronę swojego domu i ruszyła pospiesznie. Wsiadła do limuzyny, czując zapach skóry i drogich perfum unoszący się we wnętrzu.
Na kanapie obok siedziała już Marta. Miała na sobie obcisłą, niebieską sukienkę, która podkreślała jej sylwetkę, a do tego wysokie szpilki w tym samym odcieniu. Jej włosy, długie i ciemnobrązowe, zostały wyprostowane i ułożone tak, by gładko spływały na ramiona. Twarz rozświetlał staranny makijaż, mocniej podkreślone oczy i subtelnie błyszczące usta dodawały jej wyzywającego uroku.
Naprzeciw nich siedziała Katarzyna. Miała na sobie dopasowaną, czarną sukienkę z długim rękawem, której prosty krój podkreślał jej sylwetkę i emanował surową elegancją. W talii przewiązana była cienkim, skórzanym paskiem, który nadawał całości ostrzejszego, dominującego charakteru. Na nogach nosiła smukłe, lakierowane szpilki, a na ramionach spoczywał ciemny płaszcz, którego podszewka błyszczała lekko w świetle reflektorów.
Jej rude włosy ułożone były w asymetryczną fryzurę, kosmyk opadał na policzek i żuchwę, nadając jej twarzy jeszcze bardziej niedostępny i kontrolujący wyraz.
Anita usiadła obok Marty, czując, jak serce bije jej mocniej. Kierowca zamknął drzwi, a chwilę później, limuzyna ruszyła w noc. W środku panowała cisza, przerywana jedynie cichym pomrukiem silnika. Marta i Anita siedziały sztywno, jakby same nie wiedziały, co zrobić z własnymi rękami.
Katarzyna obserwowała je spokojnie, jej spojrzenie przesuwało się z jednej na drugą. W końcu odezwała się:
– Wiem, że zastanawiacie się, co was dzisiaj czeka. Powiem więc jasno.
Jej głos był chłodny i spokojny, jakby mówiła o czymś zupełnie zwyczajnym.
– Dziś będzie wasz pierwszy wieczór z klientami. To nie jest próba ani przygotowanie. To początek.
Marta zacisnęła dłonie na kolanach, unikając jej wzroku. Anita wstrzymała oddech.
– Nasi klienci zapłacą za was. Za wasze posłuszeństwo, za wasze ciała, za wszystko, czym jesteście w stanie ich zadowolić. I wy zrobicie to bez sprzeciwu. Tak właśnie będziecie przynosić zysk HR.
Przez chwilę patrzyła na nie w ciszy, jakby ważąc każde następne słowo.
– Nie interesuje mnie wasz strach ani wasze opory. Interesuje mnie tylko efekt. Klienci mają wyjść zadowoleni. Bo jeśli nie, konsekwencje będą dla was bolesne.
Anita poczuła chłód w żołądku, a Marta drgnęła lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamilkła.
Katarzyna odchyliła się wygodnie w fotelu, jakby temat został zamknięty.
Zapadła cisza. Limuzyna w końcu skręciła w boczną drogę na obrzeżach miasta. Po kilku minutach jazdy wśród ciemnych drzew samochód zatrzymał się przed odrestaurowanym dworkiem. Budynek miał klasyczną fasadę, oświetloną dyskretnymi lampami, które podkreślały kształt kolumn i szerokie schody prowadzące do wejścia. Na tle nocnej ciszy wyglądał niemal jak wyjęty z innego świata.
Obok, na żwirowym podjeździe, stało kilka drogich samochodów, czarne limuzyny, sportowe coupé, błyszczące SUV-y. Światło reflektorów i chromowanych detali odbijało się w wilgotnym bruku, tworząc atmosferę luksusu i niedopowiedzeń.
Kierowca wysiadł pierwszy i otworzył drzwi. Katarzyna poprawiła płaszcz, wysunęła się na zewnątrz i spojrzała na Martę i Anitę. Jej gest był prosty.
– Chodźcie.
Dziewczyny wysiadły jedna po drugiej, chłodne powietrze natychmiast przeszyło je dreszczem. Podążyły za Katarzyną po kamiennych schodach. Kroki odbijały się echem, a każde uderzenie obcasa zdawało się podkreślać, że przekraczają granicę, zza której nie ma powrotu.
Przy drzwiach wejściowych czekał elegancko ubrany mężczyzna. Skłonił się lekko, otworzył drzwi i wpuścił je do środka, od razu poczuły zapach drogich cygar zmieszanych z perfumami.
Wnętrze dworku było urządzone z przepychem. Wysoki hol oświetlały kryształowe żyrandole, których światło odbijało się w marmurowej posadzce. Na ścianach wisiały ciemne obrazy w złoconych ramach, portrety mężczyzn i kobiet sprzed stuleci, których spojrzenia zdawały się śledzić każdy ruch.
Katarzyna szła pewnym krokiem, nie oglądając się za siebie, jakby była u siebie. Marta i Anita podążały za nią, przytłoczone ciężarem tej przestrzeni. Minęły kilka par drzwi, zza których dobiegały przytłumione głosy i muzyka, aż w końcu weszły do przestronnego salonu.
Pomieszczenie urządzone było w stylu klubowym, skórzane fotele, niskie stoliki, ciemne drewno i półmrok rozświetlany jedynie punktowymi lampami. W rogu grała cicho muzyka jazzowa, a przy barze widać było kilku barmanów i kelnerów w śnieżnobiałych koszulach.
Katarzyna wybrała miejsce w centralnej części salonu, elegancką kanapę ustawioną przy niskim stoliku. Usiadła w środku, zostawiając miejsce po obu stronach. Skinieniem ręki wskazała, gdzie mają usiąść. Marta zajęła miejsce po jej prawej stronie, Anita po lewej.
Katarzyna poprawiła włosy, odchyliła się wygodnie na oparcie i ruchem dłoni przywołała kelnera. Pojawił się natychmiast, pochylając lekko głowę w szacunku.
– Trzy drinki. Mocne, ale eleganckie.
Kelner skinął i odszedł, a Katarzyna spokojnie splotła dłonie, spoglądając na obie dziewczyny tak, jakby wciąż oceniała ich przydatność.
Kelner wrócił po chwili z tacą. Postawił na stole trzy szklanki z bursztynowym płynem, lód brzęknął cicho. Katarzyna skinęła lekko głową, a mężczyzna oddalił się bez słowa. Sięgnęła po swój drink, uniosła szkło i przez moment obracała je w palcach, jakby zastanawiała się, czy cokolwiek jest w stanie zaskoczyć ją tego wieczoru. Dopiero potem odezwała się spokojnie:
– To wasz początek.
Jej spojrzenie przesuwało się z Marty na Anitę.
– Dziś zobaczycie, jak naprawdę działa HR. Żadne szkolenia, żadne drobne zadania w biurze nie przygotują was tak, jak ta noc.
Marta wzięła ostrożny łyk swojego drinka, starając się ukryć drżenie dłoni. Anita tylko trzymała szkło, patrząc w bursztynowy płyn, jakby szukała w nim odpowiedzi.
– Klienci, których spotkacie, to ludzie przyzwyczajeni do władzy i do tego, że dostają wszystko, czego chcą.
Kontynuowała Katarzyna.
– A wy macie być częścią tego „wszystkiego”. Uśmiechnięte, gotowe, posłuszne. Macie ich zadowolić.
Uśmiechnęła się kącikiem ust. Marta przełknęła ślinę, a Anita poczuła zimny dreszcz na plecach. Katarzyna spojrzała każdej z osobna w oczy i rzekła:
– Wiem, że się boicie. I dobrze, strach sprawia, że jesteście uważniejsze. Ale pamiętajcie: strach ma być waszym narzędziem, nie przeszkodą.
Sięgnęła po drinka i upiła łyk.
– To, co zrobicie dziś, zdefiniuje was na długo. Więc lepiej, żebyście nie zawiodły.
Zapadła cisza, cięższa niż wcześniej. Marta i Anita siedziały obok niej, każda czekała jak na skazanie.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Marta powoli sączyła swojego drinka, jakby próbowała dodać sobie odwagi alkoholem. Katarzyna siedziała spokojnie, jej twarz była maską bez emocji, jedynie lekkie stuknięcie paznokcia o szkło zdradzało, że czeka.
Anita uniosła wzrok i zaczęła przyglądać się otoczeniu. W salonie panował półmrok, rozpraszany tylko punktowymi lampami. W rogach pomieszczenia siedziały inne kobiety, eleganckie, uśmiechnięte, w towarzystwie dobrze ubranych mężczyzn, którzy gestami i spojrzeniami dawali jasno do zrozumienia, kto tu rządzi. Kelnerzy poruszali się bezszelestnie, jakby wyuczeni na pamięć, gdzie kto siedzi i co powinien dostać.
Anita poczuła, że wszystko wokół niej przypomina teatr. Każdy ruch, każdy uśmiech, każdy gest, wszystko wydawało się odgrywane na scenie, której nie rozumiała, a w której miała właśnie stać się aktorką.
„To nie jest dla mnie. To dla nich. Ja tylko wypełniam rolę, którą ktoś napisał przede mną” pomyślała, ściskając mocniej szkło w dłoni.
Spojrzała na Martę. Jej twarz była blada, ale spojrzenie uparte, jakby próbowała nie dać po sobie poznać strachu. To wcale nie uspokoiło Anity, wręcz przeciwnie, poczuła, że jeszcze bardziej dusi ją atmosfera tego miejsca.
Do salonu wszedł mężczyzna w garniturze szytym na miarę. Był dobrze po pięćdziesiątce, siwiejące włosy miał starannie przycięte, a na nadgarstku połyskiwał zegarek, którego cena mogłaby wystarczyć na średniej klasy samochód. Poruszał się pewnie, jak ktoś, kto doskonale zna swoje miejsce i ma świadomość, że inni powinni je respektować.
Podszedł prosto do stolika, przy którym siedziały. Uśmiechnął się krótko, lecz w jego uśmiechu nie było ciepła.
– Katarzyno… skinął głową z grzecznością, która bardziej przypominała biznesowy gest niż powitanie.
– Panie Rafale… odpowiedziała spokojnie, unosząc wzrok dopiero w chwili, gdy stanął przed nimi. –
– Nie spodziewałam się pana dzisiaj.
Mężczyzna spojrzał na dziewczyny, jego wzrok przesunął się po ich sylwetkach powoli, bez pośpiechu, jakby oceniał towar przed zakupem. Anita poczuła, jak jej gardło ściska się ze zdenerwowania, Marta utkwiła spojrzenie w szklance.
– Jaka dziś cyfra?
Zapytał, odwracając się z powrotem do Katarzyny. Ta nie odpowiedziała od razu. Przez moment bawiła się drinkiem jakby celowo przedłużała ciszę.
– Pięć tysięcy… powiedziała w końcu chłodno.
Rafał skinął lekko głową, jakby potwierdzał warunki transakcji, a w jego oczach błysnęła iskra satysfakcji.
– Dobrze… Rafał skinął głową… pięć tysięcy w porządku. Zawiesił jednak głos, ponownie przesuwając spojrzeniem od Marty do Anity.
– Tylko którą wybrać?
Katarzyna odstawiła powoli szklankę na stolik. Jej ruchy były spokojne, niemal teatralne. Wyprostowała się i lekkim gestem dłoni wskazała najpierw Martę.
– Ta jest doświadczona w kontrolowaniu emocji. Zimna na zewnątrz, ale potrafi oddać się całkowicie, gdy zostanie do tego zmuszona. Spodoba się komuś, kto lubi mieć pewność, że zdobył kogoś nieosiągalnego.
Rafał przyglądał się jej uważnie, jakby oceniał słowa Katarzyny w zestawieniu z obrazem, który widział przed sobą. Marta wytrzymała jego spojrzenie tylko przez chwilę, potem uciekła wzrokiem w bok.
Katarzyna przeniosła dłoń na Anitę.
– Ta jeszcze świeża, niepewna, pełna lęku. Idealna dla kogoś, kto lubi widzieć, jak strach miesza się z posłuszeństwem. Jeszcze nie złamana, ale już wystarczająco uległa, żeby dać się poprowadzić.
Anita poczuła, jak krew napływa jej do twarzy. Siedziała nieruchomo, zaciskając dłonie na kolanach, świadoma, że każde jej drgnięcie może zostać odebrane jako część „prezentacji”.
Katarzyna oparła się znów wygodnie, jakby dokonała już wszystkiego, co miała zrobić.
– Wybór należy do pana.
Rafał wciąż się wahał, raz patrząc na Martę, raz na Anitę.
– Niełatwo wybrać… przyznał, lekko się uśmiechając.
– Każda ma w sobie coś innego.
Katarzyna nie odpowiedziała od razu. Sięgnęła do torebki i wyjęła monetę, większą niż zwykła, ciężką, wykonaną z ciemnego metalu. Jej powierzchnię zdobiły dwa różne symbole: po jednej stronie wytłoczono stylizowaną bramę z otwartymi wrotami, po drugiej zamknięte drzwi z ryglem.
Światło lamp odbijało się od grawerunku, sprawiając, że linie rysunku wydawały się poruszać. Moneta wyglądała jak artefakt, a nie zwykły środek płatniczy.
– Skoro nie możesz wybrać… odezwała się Katarzyna spokojnie
– Pozwólmy, by zadecydował los. Ta strona z otwartą bramą, oznacza Martę, zamknięte drzwi Anitę. Jedna z nich pójdzie z tobą.
Położyła monetę na porcelanowym talerzyku stojącym na stoliku. Jej palce zakręciły nią wprawnym ruchem. Wszyscy patrzyli w ciszy. Symbole migały, zamieniały się miejscami, jakby same walczyły o wynik. Moneta zwolniła, zatoczyła ostatnie kręgi i z brzękiem opadła na miejsce.
Zatrzymała się stroną z zamkniętymi drzwiami do góry.
– Anitę wybrał los… oznajmiła Katarzyna chłodno, odchylając się na oparcie.
– Panie Rafale, dziś należy do pana.
Anita wpatrywała się w symbol zamkniętych drzwi. „Dlaczego ja?” przebiegło jej przez myśl, ale wiedziała, że to pytanie nie ma znaczenia. Nie miała wpływu na nic.
Obok niej Marta wypuściła powietrze, jakby wstrzymywała je przez cały czas, gdy moneta wirowała. Na jej twarzy pojawił się cień ulgi, ale szybko zniknął, zastąpiony winą. Odwróciła wzrok, nie potrafiła spojrzeć Anicie w oczy. Wiedziała, że to mogła być równie dobrze ona.
Katarzyna przyglądała się obu beznamiętnie, jakby sprawdzała, jak reagują na decyzję losu.
Anita ścisnęła dłonie na kolanach tak mocno, że aż pobielały jej palce. „To się dzieje naprawdę”
Rafał wyciągnął dłoń w stronę Anity.
– Zapraszam.
Powiedział spokojnie, ale ton jego głosu nie pozostawiał miejsca na odmowę.
Anita zawahała się przez ułamek sekundy, po czym powoli uniosła swoją rękę. Jego uścisk był stanowczy, pewny. Katarzyna sięgnęła do torebki i wyjęła niewielki kluczyk z metalowym brelokiem w kształcie prostokąta. Na nim widniała wybita cyfra 5.
– Ten pokój… powiedziała chłodno, podając go Rafałowi.
– Doskonale…odparł, wsuwając kluczyk do kieszeni marynarki.
Razem z Anitą oddalił się. Mijali inne stoliki, przy których siedziały kobiety i mężczyźni pochłonięci rozmową, śmiechem lub gestami zbyt intymnymi, by udawać przypadkowość.
Anita czuła na sobie spojrzenia, niektóre obojętne, inne oceniające, jeszcze inne pełne ciekawości. Jej serce biło coraz szybciej. Rafał prowadził ją pewnym krokiem, aż dotarli do szerokich schodów na końcu sali. Ich marmurowe stopnie połyskiwały w świetle lamp, prowadząc na piętro, gdzie czekały zamknięte drzwi i to, co miało się wydarzyć za nimi.
Schody prowadziły na piętro, gdzie korytarz tonął w półmroku. Światło padało z kinkietów w kształcie starych latarni, rzucając długie cienie na ściany wyłożone ciemnym drewnem. Powietrze pachniało mieszaniną dymu, alkoholu i drogich perfum.
Rafał nie puszczał dłoni Anity, prowadząc ją pewnie wzdłuż korytarza. Jego krok był spokojny, jakby dobrze znał to miejsce i dokładnie wiedział, dokąd zmierza. Ona natomiast miała wrażenie, że każdy krok ciągnie się w nieskończoność.
W końcu zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi metalową tabliczką z cyfrą 5. Wyjął z kieszeni kluczyk, który wręczyła mu Katarzyna, i wsunął go w zamek. Mechanizm kliknął cicho.
– Proszę.
Powiedział, otwierając drzwi i uchylając je przed Anitą, jakby zapraszał ją do wnętrza, które już od dawna czekało tylko na nią.
Za progiem roztaczał się pokój urządzony w tym samym stylu, co reszta dworku, ciężkie zasłony, ciemne meble, gruby dywan tłumiący kroki. Światło lampy rozlewało się ciepłą poświatą po ścianach, ale wcale nie koiło, przeciwnie, potęgowało wrażenie odizolowania od świata.
Rafał wszedł drugi, puszczając jej dłoń zamknął drzwi. Odwiesił marynarkę na stojak w rogu, ruchami spokojnymi, wyważonymi. Odwrócił się do niej i przez chwilę tylko patrzył. To spojrzenie sprawiło, że Anita poczuła się naga, choć wciąż miała na sobie sukienkę.
– Podejdź.
Polecił krótko, wskazując miejsce przy niskim stoliku, na którym leżała połyskująca na fioletowo prezerwatywa.
Jej nogi wydawały się ciężkie, ale ruszyła posłusznie. Rafał usiadł w szerokim fotelu i ruchem dłoni nakazał jej stanąć przed sobą.
– Obróć się
Anita wykonała polecenie. Czuła jak strach pomału zaczynał przemijać.
Rafał wstał, podszedł bliżej i uniósł rękę. Jego palce musnęły materiał na ramieniu Anity, a potem przesunęły się wzdłuż jej pleców, zatrzymując na linii bioder. Gest był chłodny, badawczy, bez czułości, bez wahania.
Anita przełknęła ślinę, walcząc z odruchem, by się cofnąć. „To tylko rola. To tylko rola” powtarzała sobie w myślach.
– Rozbierz się powoli.
Polecił Rafał, cofając się o krok i wskazując dłonią przestrzeń przed sobą.
Anita stała przez moment nieruchomo, wpatrzona w dywan, jakby jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Dopiero gdy Rafał uniósł brew, przypominając jej spojrzeniem, że rozkaz wciąż obowiązuje, podniosła dłonie do zamka sukienki rozsuwając go. Czarny materiał zsunął się z ramion i opadł na podłogę, odsłaniając jej ciało w czarnym staniku i stringach. Jej policzki płonęły, a serce biło tak mocno, że bała się, iż Rafał je usłyszy.
– Dalej.
Polecił, jego głos był spokojny, niemal obojętny.
Posłusznie sięgnęła do ramiączek stanika i ściągnęła go, odkładając na krzesło obok. Jej piersi ciężkie, pełne unosiły się i opadały za każdym oddechem, różowe sutki twardniały pod wpływem chłodnego powietrza. Odwróciła głowę w bok zsuwając stringi, które opadły bezgłośnie na dywan. Stała naga, bezbronna, jej ogolona cipka była wystawiona na widok Rafała. Stała ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Rafał podszedł bliżej, obszedł ją powoli, jak kupiec oceniający towar. Zatrzymał się za jej plecami, dłonią przesunął po linii kręgosłupa aż do bioder.
– Na łóżko… rozkazał…Na kolanach tyłem do mnie!
Anita podeszła do szerokiego łóżka, którego ciężka narzuta pachniała świeżym płótnem i drogim detergentem. Wspięła się, uginając kolana, dłonie oparła o pościel. Jej ciało wygięło się w napięciu, a oddech przyspieszył.
Rafał rozpiął pasek, potem spodnie i sięgnął po prezerwatywę leżącą na stoliku. Rozdarł opakowanie i nasunął ją bez pośpiechu na swojego całkiem sporych rozmiarów penisa.
Podszedł do niej, uderzył ją mocno w tyłek otwartą dłonią trafiając oba pośladki na raz. To sprawiło, że od razu zostawił czerwony odcisk dłoni na jej gładkiej skórze. Jęknęła cofając biodra.
– Wypnij się!
Pochyliła się mocniej wystawiając w jego stronę swój tyłek. Rafał złapał ją mocno za biodra i wszedł w nią stanowczym ruchem, bez ostrzeżenia, bez wahania, wypełniając ją całkowicie. Anita zacisnęła powieki i dłonie, czując, jak jej ciało napina się od środka.
Rafał poruszał się rytmicznie, zimno i pewnie, jak ktoś, kto traktuje ten akt jak transakcję, a nie intymność. Jego dłonie zaciskały się na jej biodrach, kontrolując każdy jej ruch.
Czuła w sobie każdy centymetr jego penisa wsuwającego się i wysuwającego, prezerwatywa tworzyła cienką barierę, która potęgowała tarcie. Jej piersi kołysały się pod wpływem siły, sutki ocierały się o prześcieradło. Anita próbowała utrzymać oddech, ale w głowie miała pustkę. „To się dzieje naprawdę. To już się zaczęło” powtarzała sobie, a każde kolejne pchnięcie wbijało jej tę świadomość głębiej.
Kolejny klaps wylądował na jej pośladku. Rafał zwiększył tempo, jego oddech stawał się cięższy
– Kurwa, ale jesteś ciasna!
Jego dłonie mocniej zacisnęły się na biodrach Anity, przyciągając ją do siebie, aż poczuła, że nie ma dokąd uciec. W głowie miała tylko jedną myśl: „przetrwać.”
Rafał pochylił się lekko nad nią, jego oddech owiał jej kark.
– Dobrze… wymknęło mu się półszeptem, choć brzmiało to bardziej jak ocena niż zachwyt.
Kilka mocniejszych, szybszych pchnięć i jego ciało zesztywniało. Wydał z siebie niski pomruk i zatrzymał się w niej, kończąc gwałtownie. Przez moment w pokoju słychać było jedynie jego przyspieszony oddech.
Potem wysunął się z niej, poprawił prezerwatywę i bez pośpiechu zdjął ją, zawinął w chusteczkę i odłożył na stolik nocny. Jego ruchy były tak samo chłodne i rzeczowe, jak wtedy, gdy zakładał ją wcześniej.
– Możesz się ubrać.
Powiedział, zakładając marynarkę, jakby właśnie skończył spotkanie biznesowe.
Anita powoli podniosła się z łóżka. Włosy opadały w nieładzie na twarz, a w gardle czuła suchość nie do zniesienia. Sięgnęła po swoje ubrania i zaczęła się ubierać, ruchami nerwowymi, lecz cichymi, chcąc jak najszybciej zakryć nagość.
Rafał zapiął mankiety koszuli i spojrzał na nią z chłodnym zainteresowaniem.
– Powiedz mi czy to był twój pierwszy raz, kiedy zrobiłaś to za pieniądze?
Anita zamarła na sekundę, zaciskając dłonie na materiale sukienki. Chciała zaprzeczyć, ale prawda mówiła sama za siebie. – Tak …wyszeptała w końcu, spuszczając wzrok.
Rafał uśmiechnął się lekko, tym razem z wyraźną satysfakcją.
– Poszło ci nieźle.
Podszedł bliżej, sięgnął po marynarkę i narzucił ją na ramiona.
– A skoro to pierwszy raz za pieniądze to tak jakbym dziś pieprzył dziewicę!
Anicie zrobiło się gorąco i zimno jednocześnie. Te słowa wbiły się w nią ostrzej niż sam akt. Poczuła, jakby z jej wnętrza ktoś wyrwał coś, czego już nigdy nie odzyska. Zacisnęła usta i nie odpowiedziała nic, wiedziała, że każde słowo tylko pogorszy sytuację.
Rafał odwrócił się, poprawiając zegarek na nadgarstku.
– Możemy już iść.
Rafał otworzył drzwi i gestem wskazał Anicie, by wyszła pierwsza. Jej nogi były ciężkie, ale ruszyła w stronę korytarza. Schodzili po marmurowych schodach w ciszy, jego krok spokojny, pewny, podprowadził ją do stolika, przy którym wcześniej siedziała z Martą i Katarzyną.
Teraz jednak Marty nie było, zostało tylko puste miejsce obok Katarzyny. Anita od razu to zauważyła, ale nie miała odwagi zapytać, gdzie się podziała.
– Jak zwykle punktualny.
Skomentowała Katarzyna z lekkim uśmiechem, gdy Rafał zajął miejsce naprzeciwko.
– A jak zwykle niezawodna
Odparł, sięgając po szklankę, którą kelner zdążył mu podać.
– Towar w pełni zgodny z obietnicą.
Anita poczuła, jak słowo towar wbija się w nią głębiej niż jakiekolwiek dotknięcie.
– Cieszę się, że spełniła oczekiwania.
Katarzyna odchyliła się wygodnie w fotelu.
– W końcu to był jej pierwszy raz
Rafał skinął głową, popijając drinka.
– Początek dobry, więc i kolejne spotkania zapowiadają się interesująco.
Anita siedziała obok w milczeniu, jej myśli wciąż były na piętrze w pokoju numer 5, w tamtej chwili, w słowach, które Rafał wypowiedział tuż po wszystkim. Miała wrażenie, że nawet gdyby Katarzyna coś do niej powiedziała, nie potrafiłaby teraz odpowiedzieć.
Rafał odstawił pustą szklankę na stolik i wstał. Poprawił mankiety, potem marynarkę, a na koniec rzucił Katarzynie krótkie spojrzenie.
– Dziękuję za dzisiejszy wieczór, wrócę tu niebawem.
– Jak zawsze będziemy gotowe.
Odparła Katarzyna, unosząc lekko kącik ust.
Rafał skłonił się krótko i odszedł w stronę wyjścia, jego sylwetka zniknęła w półmroku salonu.
Anita patrzyła za nim, wciąż z uczuciem ścisku w żołądku. Gdy jego krok ucichł, Katarzyna obróciła się ku niej.
– Napij się.
Poleciła chłodno, wskazując na stojący przed nią kieliszek z drinkiem.
Anita posłusznie wzięła szkło w dłonie. Alkohol pachniał ostrzej niż zwykle, a wzięła łyk.
Katarzyna oparła się wygodnie i założyła nogę na nogę.
– Musimy chwilę poczekać, Marta wróci za moment. Klient jeszcze nie skończył.
Słowa zawisły w powietrzu ciężko, jak przypomnienie, że to, co spotkało Anitę, właśnie w tej chwili działo się z Martą, gdzieś za drzwiami, w jednym z pokoi na piętrze.
Anita zacisnęła mocniej palce na szkle. Alkohol rozchodził się w jej żyłach, ale nie był w stanie zmyć obrazu, który miała w głowie.
Z góry dobiegły kroki, a po chwili w salonie pojawiła się Marta. Szła obok młodego mężczyzny, co najwyżej dwudziestoparoletniego, w drogim, choć niedbale zapiętym garniturze. Na twarzy miał beztroski uśmiech, ten charakterystyczny dla kogoś, kto nigdy nie musiał walczyć o nic w życiu.
Podprowadzając Martę do stolika, spojrzał na Katarzynę i parsknął rozbawieniem.
– Skoczna sztuka… rzucił, jakby chwalił się nowym nabytkiem.
Potem, bez żadnego skrępowania, klepnął Martę w tyłek, sprawiając, że ta drgnęła lekko, po czym opadła na miejsce obok Anity.
– Dobrze się bawiłeś?
Katarzyna zapytała spokojnie, jakby pytała o jakość serwisu w restauracji.
– Pierwszorzędnie – chłopak uśmiechnął się szeroko, a jego oczy błyszczały zadowoleniem.
– Tata będzie miał ubaw, jak mu opowiem.
Katarzyna skinęła lekko głową, jakby już zamknęła temat.
– Cieszę się.
Młody klient roześmiał się krótko, poprawił marynarkę i odszedł w stronę wyjścia, nawet nie spoglądając więcej na Martę.
Przy stoliku zapadła cisza. Marta odsunęła od siebie kosmyk włosów, próbując zachować neutralny wyraz twarzy, lecz jej oczy zdradzały coś, czego nie dało się ukryć, zmęczenie i wstyd.
Kiedy młody mężczyzna zniknął w tłumie, Katarzyna sięgnęła po kieliszek i powoli upiła łyk. Jej spojrzenie, spokojne i przeszywające, spoczęło najpierw na Marcie, potem na Anicie.
– No cóż, pierwszy wieczór za wami. Obie zaliczyłyście swój debiut.
Marta spuściła wzrok, jakby chciała wtopić się w kanapę. Anita czuła, że słowa Katarzyny wbijają się w nią równie mocno, jak każde spojrzenie klienta.
– To, co się dziś wydarzyło, będzie dla was punktem odniesienia. Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy. Ból, wstyd, strach to normalne. Ale od teraz to będzie wasza codzienność. I musicie nauczyć się traktować to jak rutynę.
Odstawiła kieliszek na stolik, a jej dłoń przesunęła się leniwie po krawędzi szkła.
– Pamiętajcie: klient ma być zadowolony. Nieważne, czy to stary biznesmen, czy znudzony chłopaczek z bogatego domu. Jeśli odchodzi uśmiechnięty, znaczy, że zrobiłyście to dobrze.
Marta drgnęła lekko przy ostatnich słowach, a Anita poczuła, że serce ściska jej lodowata obręcz.
Katarzyna spojrzała na nie jeszcze raz, spokojnie, bez emocji.
– Dziś obie zdałyście egzamin. Ale to dopiero początek.
Zapadła cisza, słychać było tylko dźwięk szkła stukającego o szkło przy innych stolikach.
Katarzyna podniosła się pierwsza, poprawiając sukienkę i płaszcz. Jej gest był prosty, ale stanowczy, że czas w klubie dobiegł końca.
– Chodźcie… rzuciła krótko, kierując się ku wyjściu.
Marta i Anita wstały posłusznie i ruszyły za nią. Szły przez salon, mijając stoliki pełne śmiechu, kieliszków i ściszonych rozmów, które teraz wydawały się jak z innego świata. Ich własny wieczór miał zupełnie inny smak.
Ochroniarze przy drzwiach uchylili wejście bez słowa, a chłodniejsze nocne powietrze uderzyło w twarze dziewczyn jak przypomnienie, że czas płynie dalej. Przed dworkiem wciąż stała limuzyna, czarna, lśniąca, z reflektorami odbijającymi światła podjazdu. Kierowca czekał przy drzwiach, jakby dokładnie wiedział, kiedy mają się pojawić.
Otworzył tylne drzwi i ukłonił się lekko. Katarzyna weszła pierwsza, za nią Marta i Anita, które znów zajęły miejsca obok siebie. Drzwi zamknęły się cicho, a silnik zamruczał.
W środku Katarzyna usiadła naprzeciw nich, założyła nogę na nogę i przez chwilę milczała, jakby dawała im czas na oswojenie się z ciężarem tego, co przeżyły. Limuzyna ruszyła powoli, opuszczając podjazd dworku i kierując się w stronę miasta.
Marta i Anita siedziały obok siebie, obie zmęczone, obie pogrążone we własnych myślach.
Katarzyna przerwała ciszę dopiero wtedy, gdy samochód minął granicę miasta. Jej głos był spokojny, kontrolowany, jak zawsze:
– Spisałyście się.
Zawiesiła na nich wzrok, powoli przesuwając spojrzeniem od jednej do drugiej.
– Dzisiejszy wieczór nie był łatwy, ale zrobiłyście dokładnie to, czego od was oczekiwałam.
Marta uniosła lekko głowę, Anita spuściła wzrok na swoje dłonie splecione na kolanach.
Katarzyna kontynuowała:
– To znaczy, że zasłużyłyście na nagrodę. Od dziś nie będziecie już musiały nosić obroży.
Zrobiła krótką pauzę, jakby czekała na ich reakcję.
– Ale nie myślcie, że to koniec. Obroża była początkiem. Teraz przychodzi kolejny krok.
Unosząc kieliszek, który stał obok, upiła spokojny łyk i odchyliła się na oparcie.
– W zamian za obrożę otrzymacie znak. Trwały, jednoznaczny. Tatuaż, który pokaże, do kogo należycie.
Marta wciągnęła gwałtownie powietrze, a Anita poczuła, jak jej serce ściska się w piersi.
– Jedziemy właśnie tam za chwilę poznacie swoje nowe piętno.
Dodała Katarzyna chłodno.
Limuzyna zatrzymała się przed niewielkim budynkiem na uboczu. Na szyldzie widniał prosty napis, a w oknach paliło się przytłumione światło. Była już noc, ulice puste, słychać jedynie było jedynie ciche buczenie neonu.
Kierowca otworzył drzwi, Katarzyna wysiadła pierwsza. Dziewczyny podążyły za nią, wciąż w swoich sukienkach, drżąc lekko od nocnego chłodu. Weszły do środka.
Wnętrze było sterylne, białe kafelki, metalowe meble, zapach środków dezynfekcyjnych mieszający się z wonią tuszu. Za ladą czekał mężczyzna o wytatuowanych ramionach, krótko ostrzyżony, z twarzą pozbawioną wyrazu.
– Przepraszam za późną porę, ale dziewczyny miały dziś duże zainteresowanie w klubie.
Odezwała się Katarzyna spokojnie
Tatuażysta skinął głową.
– Dla pani zawsze znajdzie się czas.
Katarzyna uniosła dłoń, wskazując na Martę i Anitę.
– Niewielki znak. Na karku. Litery HR.
– Rozumiem.
Mężczyzna przygotował stanowisko, zakładając rękawiczki i wyciągając sterylne narzędzia.
Marta została posadzona pierwsza na krześle. Jej włosy zebrano wysoko, kark odsłonięto. Maszyna zawarczała cicho, a po chwili igła zaczęła wbijać się w skórę, zostawiając ślad, drobny, czarny symbol, który już zawsze będzie z nią. Marta nie drgnęła, choć oczy miała zmrużone od bólu.
Potem przyszła kolej na Anitę. Usiadła, a chłód krzesła przeszedł ją dreszczem. Czuła, jak jej żołądek kurczy się z każdym sykiem maszyny. Gdy igła dotknęła skóry, zacisnęła dłonie na udach. Ból był ostry, ale do zniesienia. Bardziej bolała świadomość, że właśnie zostaje naznaczona na zawsze.
„To już nie zniknie. Nigdy. To nie obroża, którą można zdjąć. To piętno. Moja skóra, moje życie ich znak.”
Tatuażysta skończył po kilku minutach, przetarł kark i spojrzał na Katarzynę.
– Gotowe.
Ta przyjrzała się obydwu dziewczynom, jakby oceniała dzieło.
– Idealnie. Teraz już nikt nie pomyli waszej przynależności.
Anita spuściła głowę czując na karku pieczenie.
Limuzyna sunęła cicho przez nocne miasto. W środku panowała półmroczna cisza, przerywana tylko jednostajnym dźwiękiem silnika i oddechami dziewczyn. Marta trzymała dłonie splecione na kolanach, a Anita wpatrywała się w swoje odbicie w przyciemnianym oknie.
Katarzyna siedziała naprzeciw nich, jak zawsze wyprostowana, spokojna, nieodgadniona. Dopiero gdy samochód opuścił centrum i skręcił w stronę spokojniejszych ulic, odezwała się:
– Obroże były dla nowicjuszek. Były symbolem, że wciąż można was, oddać, skreślić. Ale tatuaż … …tatuaż jest nieodwracalny.
– Od dziś nie jesteście tylko kandydatkami, jesteście oznaczone. Widziane jako własność HR. To wasza przepustka i wasze więzy jednocześnie. Klienci patrzą inaczej na kobiety z tym znakiem. Wiedzą, że są sprawdzone, że mają swoją cenę i że są już na zawsze częścią tego, co im dajemy. To zaszczyt. I obowiązek.
Limuzyna zwolniła, wjeżdżając w spokojną dzielnicę domów jednorodzinnych.
– Przyjmijcie to piętno z dumą, bo od dzisiaj żadna z was nie należy już do siebie.
Samochód zatrzymał się przed domem Anity. Kierowca wysiadł i otworzył drzwi. Anita wysiadła powoli z limuzyny. Chłodne powietrze nocy owiało jej twarz, a w karku wciąż czuła piekący puls świeżego tatuażu. Za sobą usłyszała ciche zamknięcie drzwi i pomruk silnika, kiedy samochód odjeżdżał, zostawiając ją samą w ciszy pustej ulicy.
Spojrzała na swój dom. Niby ten sam, bezpieczny, z ogrodem, który znała od lat. A jednak teraz wyglądał obco jakby ona już do niego nie należała. Jakby coś zostało złamane i nie dało się tego poskładać.
Z kluczami w dłoni weszła do środka. Przekroczyła próg i zamknęła drzwi, opierając się o nie przez chwilę. Oddychała ciężko, starając się uspokoić serce. W środku panowała cisza zwykła, domowa cisza, której tak bardzo brakowało w minionych godzinach.
Zrzuciła buty, odłożyła torebkę i weszła do łazienki. Spojrzała w lustro. Makijaż miał wciąż nienaruszony, włosy opadły jej na ramiona. Ale oczy – oczy mówiły wszystko. Zmęczone, ciemne, jakby patrzyła przez nie ktoś zupełnie inny.
Rozebrała się i weszła pod prysznic. Gorąca woda spływała po jej ciele, zmywając zapach obcych rąk i alkoholu, lecz nie potrafiła zmyć wspomnień. Dotknęła karku czuła tam świeży tatuaż, wilgotny jeszcze od maści. Znak, którego nie da się usunąć. Znak, który uczynił z niej własność.
Wysuszyła się, założyła cienką koszulkę i krótkie spodenki. Weszła do sypialni i usiadła na łóżku. Cisza domu, zwyczajna i znajoma, powinna przynosić ulgę. Ale w niej było tylko puste echo.
Położyła się, wtulając twarz w poduszkę. Myśli kłębiły się jak niechciane obrazy. Rafał, jego spojrzenie, słowa Katarzyny, chłód salonu tatuażu. Zacisnęła powieki, próbując odgonić wszystko. Sen przyszedł nagle, ciężki i bezbarwny. Zasypiała ze świadomością, że to, co stało się tego wieczoru, już nigdy nie pozwoli jej być tą samą kobietą, która rano patrzyła w lustro.
Słońce wdarło się do sypialni przez niedokładnie zasuniętą roletę, kładąc blade pasma światła na podłodze. Anita obudziła się niechętnie, jej ciało wciąż było obolałe i napięte po poprzedniej nocy. Na karku czuła lekkie pieczenie, świeży tatuaż przypominał o tym, że wczorajsze wydarzenia nie były koszmarem, z którego można się obudzić.
Przetarła oczy i usiadła na łóżku. Dom był cichy, jakby nic się nie zmieniło. A jednak dla niej wszystko było inne. Widok własnych mebli, zdjęć na półce, zasłon, zwyczajny, codzienny, wydawał się teraz obcy, jakby patrzyła na scenografię w teatrze, do którego już nie pasowała.
Wstała i powoli zeszła do kuchni. Zaparzyła kawę, ale smak był płaski, bez wyrazu. Krzątała się po mieszkaniu, układając książki, sprzątając naczynia, bardziej po to, żeby czymś zająć ręce, niż z potrzeby. Myśli i tak wracały do nocy w dworku: chłodne spojrzenie Katarzyny, obce dłonie Rafała, echo słów, które padły tuż po wszystkim. Każdy obraz odbijał się boleśnie w jej głowie.
Zajrzała do telefonu, żadnej wiadomości od Pawła. Kolejne próby połączenia kończyły się tak samo: głuchą ciszą w słuchawce. Westchnęła ciężko i odłożyła aparat, czując, jak narasta w niej bezsilność.
Resztę dnia spędziła na bezsensownych czynnościach, oglądała telewizję, której nie słuchała, przeglądała książki, których nie czytała.
Wieczorem, leżąc już w łóżku, poczuła ciepło rozchodzące się w ciele, niepokojące, wstydliwe. Przypomniała sobie dotyk, brutalny i zimny, ale jej ciało reagowało inaczej niż umysł. Z przerażeniem odkryła, że jest mokra.
Zacisnęła powieki, a ręka powędrowała między uda. Pieściła się szybko, nerwowo, w myślach wracając do klubu, do obcego zapachu, do tamtej chwili, w której straciła więcej, niż chciała przyznać. Orgazm przyszedł gwałtownie, a wraz z nim wstyd i wyrzuty sumienia.
„To nie ja” pomyślała, odwracając się gwałtownie na bok. „Kilka tygodni temu nawet nie wyobraziłabym sobie czegoś takiego.”
Zmęczenie w końcu wzięło górę. Zasnęła niespokojnie, z ciężarem świadomości, że już nigdy nie będzie tą samą Anitą, którą była jeszcze przed kilkoma dniami.
Poniedziałek
Anita obudziła się dużo wcześniej niż zwykle. Sen był płytki i niespokojny, a świeży tatuaż na karku palił jak przypomnienie o minionych wydarzeniach. Przez chwilę siedziała na brzegu łóżka, nie wiedząc, jak zacząć dzień. Dotąd zakładała obrożę, teraz jej miejsce zajął znak HR. A jednak, niepewna, czy Gabriel będzie jej wymagał, schowała obrożę do torebki. Nie zamierzała ryzykować.
Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy i starannie się ubrała. Dress code nie pozostawiał miejsca na improwizację: czarna, krótka spódniczka, biała koszula na guziki, białe majtki i czarne szpilki. Makijaż wykonała oszczędnie, ale precyzyjnie, tak by wyglądać świeżo i profesjonalnie. Na koniec sięgnęła po flakon perfum i rozpyliła kilka kropel na nadgarstkach i szyi. To dawało jej choćby iluzję panowania nad sytuacją.
Wyjechała z domu wcześniej niż zwykle. Drogi były puste, a cisza poranka tylko potęgowała napięcie. Gdy zaparkowała pod biurowcem HR, przez chwilę została w aucie, zaciskając dłonie na kierownicy. Oddychała płytko, serce biło zbyt szybko. Postanowiła, że nie pozwoli, by Marta znów została sama na pastwę Moniki. Dlatego pojawiła się tu przed czasem.
Wysiadła i zamknęła drzwi. Chłód poranka owiał jej nogi pod krótką spódniczką. Podchodząc bliżej, rozejrzała się po pustym parkingu. W oddali, od strony ulicy, szła już Marta. Ubrana w ten sam narzucony strój. Wyglądała na spiętą i zamyśloną. Jej włosy były związane w prosty kucyk, a krok przyspieszony, jakby chciała jak najszybciej znaleźć się wewnątrz budynku. Anita poczuła, że ciężar w piersi nieco zelżał. Nie będzie wchodzić sama.
Marta podeszła szybkim krokiem, a na jej twarzy widać było napięcie. Kiedy dostrzegła Anitę stojącą przed wejściem, odetchnęła z wyraźną ulgą. Nie padły między nimi słowa, wystarczyło krótkie spojrzenie, by obie wiedziały, że lepiej stawić czoła temu miejscu razem niż osobno. Weszły do środka, ich obcasy stukały równym rytmem po posadzce. Na korytarzu panowała cisza. Każdy krok odbijał się echem, przypominając, że znajdują się w miejscu, gdzie wszystko było podporządkowane kontroli i dyscyplinie.
Dotarły do biura i zajęły swoje miejsca. Anita wyjęła kilka dokumentów, udając skupienie, choć jej dłonie drżały lekko. Marta poprawiła koszulę i spojrzała na monitor, jakby chciała zniknąć za jego ekranem. Milczenie między nimi było gęste, pełne obaw przed tym, co przyniesie dzień.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł Gabriel, wysoki, wyprostowany, w idealnie skrojonym garniturze. Jego obecność od razu zmieniła atmosferę w pomieszczeniu. Spojrzał na dziewczyny jak na podwładne, które trzeba sprawdzić i ocenić. W dłoni trzymał swój metalowy wskaźnik, którym lekko uderzał o dłoń, jakby od niechcenia, ale w tym prostym geście było więcej groźby niż słów.
Zapanowała cisza. Ani Marta, ani Anita nie odważyły się odezwać jako pierwsze.
Gabriel zatrzasnął drzwi i spojrzał na nie zimnym, pogardliwym wzrokiem. Metalowy wskaźnik uderzał rytmicznie o jego dłoń. W ciszy ten dźwięk brzmiał jak odliczanie przed egzekucją. Gabriel splótł ręce na piersi, patrząc, jak dziewczyny posłusznie ustawiają się przed swoimi biurkami.
– Dzisiaj sprawdzę was dokładniej! Chcę zobaczyć, jak wyglądają wasze szpary po sobocie.
Marta i Anita spojrzały po sobie, ale żadna nie ośmieliła się protestować. czuły jak wstyd i upokorzenie paraliżują im gardła.
– Odwróćcie się i oprzyjcie o biurka tak aby wasze cycki dotykały blatu.
Dziewczyny spojrzały na siebie tylko przez moment, a potem posłusznie oparły dłonie o biurka i pochyliły się, aż piersi zetknęły się z chłodnym blatem. Ich spódniczki podciągnęły się do góry, gdy się pochyliły, odsłaniając cienki materiał białych majtek.
Gabriel uśmiechnął się krzywo.
– Właśnie tak. Dwie dziwki wypięte i gotowe.
Stanął za nimi podciągając ich spódniczki jeszcze wyżej. Następnie kolejno opuścił ich białe majtki do kolan.
Przez ułamek sekundy Anita zerknęła na Martę, ich twarze były blisko, ale żadna nie odezwała się ani słowem.
Gabriel zaczął ocierać palcami ich zewnętrzne wargi sromowe.
– Kurwy, idealne! Już jesteście mokre!
Nagle gwałtownie wbił środkowe palce w ich wilgotne cipki. Obie jęknęły niemal jednocześnie.
– Spuchnięte, mokre i śliskie! Takie uwielbiam najbardziej!
Wysunął z nich palce i otarł je o pośladki dziewczyn. Zapach ich podniecenia unosił się w powietrzu.
– Wystarczy! Podciągnąć majtki i poprawić spódniczki.
Sięgnął do kieszeni, rzucił im na blat dwie tabletki.
– Połknąć. Teraz. Języki pokazać.
Dziewczyny posłusznie zrobiły, co kazał, przełykając w ciszy. Gabriel uśmiechnął się krzywo i ruszył w stronę swojego gabinetu. Trzask drzwi, gdy wszedł do swojego gabinetu, zakończył inspekcję. W pokoju zapadła cisza. Marta szybko naciągnęła majtki i poprawiła spódniczkę, odwracając się plecami do Anity.
Anita wciągnęła bieliznę pospiesznie, czując, że policzki płoną jej ze wstydu. Usiadła na krawędzi biurka, by złapać oddech, ale wciąż miała wrażenie, że jego palce w niej tkwią.
– Nienawidzę tego…szepnęła Marta, głos miała ochrypły…On nie sprawdza nas. On się nami bawi.
Anita spuściła wzrok.
– Wiem. I najgorsze jest to, że nasze ciała… reagują…urwała, zawstydzona tym wyznaniem.
Marta przygryzła wargę i odwróciła się do niej.
– Myślisz, że on to widzi?
– O to właśnie mu chodzi. Żebyśmy czuły się winne za coś, na co nie mamy wpływu.
Obie milczały chwilę, każda pogrążona w swoich myślach, zanim wróciły do biurek, starając się zachowywać, jakby nic się nie wydarzyło. Ale echo inspekcji wciąż wisiało nad nimi. Usiadły cicho przy swoich biurkach. Palce przesuwały się po papierach, ale żadna z nich nie potrafiła się skupić. Dzień mijał powoli, bez znaczących wydarzeń, rutyna, której nie były w stanie wypełniać z należytą uwagą.
Pod koniec dnia drzwi gabinetu Gabriela otworzyły się ponownie. Wyszedł powoli, jak zawsze z miną pełną chłodnej satysfakcji. Zatrzymał się przed ich biurkami i wyciągnął dłoń.
– Obroże… mam nadzieję, że macie je przy sobie.
Marta i Anita spojrzały na siebie niepewnie, ale posłusznie wyjęły z torebek metalowe obroże i podały je Gabrielowi. Ten zważył je w dłoni i uśmiechnął się kpiąco.
– Skoro jesteście już oznaczone jako dziwki HR, nie będą wam już potrzebne.
Jego spojrzenie zatrzymało się na Anicie.
– A ty… co taka posmutniałaś? Tęsknisz za kimś?
Odwrócił się i odszedł do drzwi.
– Do jutra.
Rzucił przez ramię i zniknął w korytarzu, trzaskając drzwiami.
W biurze zapadła ciężka cisza. Marta odłożyła długopis, spojrzała na Anitę, obie wiedziały, że dzień dobiegł końca.
– Nienawidzę tego, za każdym razem czuję się, jakbym nie byłą człowiekiem.
Wyszeptała Marta, nerwowo bawiąc się długopisem.
– O to mu chodzi nas upokorzyć, złamać, żebyśmy zapomniały, kim byłyśmy.
Odparła Anita cicho.
Przez chwilę milczały, a potem Anita westchnęła ciężko, jakby zdecydowała się powiedzieć coś, czego unikała.
– A wiesz… to, co rzucił o tęsknocie… miał rację. Wydaje mi się, że chodziło mu o Pawła.
Marta uniosła głowę zaskoczona.
– Pawła? Ochroniarza? Skąd go znasz?
Anita spuściła wzrok.
-Miałam z nim romans. Jest dla mnie kimś ważnym.
Marta przez chwilę siedziała w ciszy, po czym pokręciła głową.
– Też go znam. Czasami pomagał mi, ale… teraz faktycznie dawno go nie widziałam.
– Właśnie, próbowałam się z nim skontaktować. Telefon milczy. Jakby zniknął.
Przyznała Anita z żalem.
Marta przygryzła wargę i odchyliła się na krześle.
– To nie wróży nic dobrego. Tu nikt nie znika bez powodu.
Obie umilkły, jakby same bały się brnąć w ten temat dalej. Atmosfera zrobiła się jeszcze cięższa, a wspomnienie inspekcji Gabriela nagle wydało się czymś mniejszym wobec pytania, które zaczęło je dręczyć: co naprawdę stało się z Pawłem?
Po całym dniu w HR, gdy atmosfera pod czujnym okiem Gabriela dobiegła końca, Anita wreszcie mogła opuścić biuro. Pożegnała się z Martą, a potem wsiadła do samochodu. Droga do domu była cicha i duszna od natłoku myśli. W głowie wciąż powracał obraz Pawła. Nie dawało jej spokoju, że od dawna nie było od niego żadnego znaku życia.
Kiedy zajechała pod swój dom i zgasiła silnik, telefon zawibrował. Na ekranie wyświetliło się imię: Robert. Serce Anity przyspieszyło. Odebrała natychmiast.
– Cześć
Odezwała się szybko, jakby bała się, że rozłączy się, zanim zdąży go usłyszeć.
– Cześć, wpadnę do ciebie za godzinę, chyba że masz coś do załatwienia to przyjadę później
Odpowiedział Robert.
– Nie mam, jasne za godzinę, będę czekała. Właśnie wracam z pracy, wiesz jak to… ciągle ta praca…
Westchnęła, starając się brzmieć zwyczajnie.
– No ok, to widzimy się za godzinę w domu
Odparł spokojnie.
– Dobrze
Powiedziała cicho, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Rozłączyli się.
Będąc już w domu postanowiła się ogarnąć przed jego przyjazdem. Wzięła szybki prysznic, zmyła makijaż i rozczesała włosy. Z szafy wyciągnęła zwykłe ubrania, ciemne dżinsy i prosty sweter, które dawały jej chociaż cień normalności po całym dniu w narzuconym stroju HR. Przez chwilę sprzątała w salonie i kuchni, odkładając książki, ścierając blat, jakby te drobne czynności mogły pomóc jej zapanować nad emocjami. Co chwilę zerkała na zegar, odliczając minuty do jego przyjazdu.
Anita czekała, a gdy usłyszała dzwonek do drzwi, serce zabiło jej mocniej. Otworzyła szybko i zobaczyła Roberta. Przez krótką chwilę poczuła falę ulgi i nadziei, jakby naprawdę zmienił zdanie.
– Wejdź…
Uśmiechnęła się delikatnie.
– Może napijesz się czegoś? Albo jesteś głodny?
Robert pokręcił głową.
– Nie, Anitko. Przyszedłem tylko po rzeczy Mateusza.
Jej uśmiech zgasł w jednej chwili. Cofnęła się, robiąc mu przejście. Robert wszedł do środka i bez zbędnych słów skierował się do pokoju. Anita stała w korytarzu, walcząc z narastającym bólem. Po chwili ruszyła za nim. W pokoju Robert pakował ubrania i drobiazgi Mateusza do dużej torby.
Od razu w jej oczach pojawiły się łzy.
– Robert… proszę… wróć. Nie odchodźcie. Nie dam sobie rady bez was… wyszeptała
Zatrzymał się na moment i spojrzał na nią z ciężkim wyrazem twarzy.
– Myślisz, że dla mnie to łatwe? Też cierpię. Ale rozmawialiśmy już o tym. Wiesz, że tak musi być.
Powrócił do pakowania. Ubrania znikały z szafy, zabawki z półek. W końcu wziął do ręki małą maskotkę, przytulankę, do której Mateusz tulił się jeszcze jako niemowlę. Ścisnął ją na chwilę do dłoni, po czym odłożył na półkę.
– Tego nie zabiorę.
Powiedział cicho, jakby zostawiał ślad obecności syna.
Po chwili wrócił jeszcze po ostatnią torbę. Anita, nie mogąc znieść ciszy, podeszła bliżej.
– Przepraszam… szepnęła i próbowała musnąć jego usta. Robert jednak odwrócił głowę.
– Nie rób tego!
Powiedział tylko, a potem wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Drzwi zatrzasnęły się za nim, a ona opadła na kanapę. Czuła, że jej serce rozrywa się na kawałki. Pustka w domu była nie do zniesienia. Sięgnęła po butelkę wina, piła łapczywie, chcąc zagłuszyć rozpacz i samotność. W końcu, otępiała, zasnęła na kanapie, wtulona w poduszkę, z mokrymi od łez policzkami.
Wtorkowy poranek był duszny, powietrze jakby przyklejało się do skóry. Anita wstała wcześnie, choć całą noc spała niespokojnie. Wzięła długi, chłodny prysznic, jakby chciała zmyć z siebie wczorajsze wspomnienia. Stała chwilę bez ruchu, pozwalając wodzie spływać po ciele, starając się nie wracać myślami do tego, co wydarzyło się wieczorem.
Potem, już przed lustrem, starannie się ubrała, czarna spódniczka mini, białe majtki, biała koszula na guziki i czarne szpilki. Strój, który narzucał jej HR, tym razem wydawał się cięższy niż zwykle, jakby wbijał ją w rolę, od której nie było ucieczki. Nałożyła lekki makijaż, związała włosy i spryskała się perfumami, próbując nadać sobie pozory normalności.
Z kubkiem kawy w dłoni zeszła do auta. Usiadła za kierownicą i przez chwilę patrzyła pustym wzrokiem przed siebie, po czym przekręciła kluczyk. Silnik zamruczał cicho. Radio włączyło się automatycznie, przerywając reklamę nagłą wiadomością:
„W lesie Łagiewnickim znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Według ustaleń policji był ochroniarzem. Jego motor został spalony, a ciało odnaleziono powieszone na jednym z drzew. Służby wstępnie nie wykluczają samobójstwa.”
Kubek zadrżał w dłoni Anity, kawa rozlała się na jej uda parząc ją, ale nawet tego nie zauważyła. Serce zabiło jej jak szalone. „Ochroniarz… spalony motor… powieszone ciało…” każde słowo wbijało się w jej głowę jak rozżarzony gwóźdź.
Nie czekając na dalsze szczegóły, złapała telefon. Jej palce trzęsły się, gdy otwierała przeglądarkę i wstukując „Łagiewniki motocyklista zwłoki”. Internet aż huczał, kilka portali już miało zdjęcia z miejsca zdarzenia. Na jednym z nich zobaczyła wrak motocykla.
Nie było cienia wątpliwości. Poznała go od razu, charakterystyczny kolor, srebrne naklejki na baku, które Paweł sam naklejał, kiedyś jej o nich opowiadał.
– Boże… wyszeptała, czując jak żołądek podchodzi jej do gardła.
Ekran telefonu rozmył się w oczach. Łzy popłynęły same, nie miała siły ich powstrzymać. To nie był przypadek. Wiedziała, że Paweł nie byłby zdolny do czegoś takiego. Ten obraz spalonego motocykla, powieszonego ciała, nie zostawiał w niej miejsca na złudzenia. „Gabriel pewnie za tym stoi.” pomyślała
Z trudem odłożyła telefon na siedzenie obok. Czuła, że traci oddech, że zaraz zasłabnie. Ale musiała jechać dalej, dotarła na parking wcześniej niż zwykle. Robiła tak coraz częściej, czując, że jej obecność choć trochę osłoni Martę przed ewentualnym atakiem Moniki. W głębi duszy wiedziała jednak, że gdyby Monika naprawdę chciała, nie byłaby w stanie jej powstrzymać. Mimo to nie mogła inaczej to dawało jej poczucie, że przynajmniej próbuje.
Siedząc chwilę w samochodzie, miała w głowie tylko jedną myśl „Paweł.” Wiadomości radiowe nie dawały jej spokoju. Obraz spalonego motocykla i słowo „samobójstwo” krążyły jak echo. Wszystko w niej krzyczało, że to nie była prawda. Że ktoś go zabrał i zniszczył jej ostatnią nadzieję.
Zamknęła samochód i szybkim krokiem ruszyła w stronę wejścia. Wtedy zobaczyła Martę. Jej twarz była blada, oczy czerwone jak po nieprzespanej nocy.
– Słyszałam… w wiadomościach… To Paweł, prawda? wyszeptała Marta
Anita skinęła głową, czując jak jej gardło ściska ból. Przez chwilę stały bez słowa, obydwie załamane i bezsilne. Potem, jakby automatycznie, ruszyły razem w stronę biura Gabriela. Ich kroki odbijały się głucho w korytarzu, a każda sekunda wydawała się cięższa od poprzedniej.
Kiedy dotarły, drzwi otworzyły się gwałtownie. Gabriel wszedł do środka, jego obecność natychmiast wypełniła przestrzeń. Zimne spojrzenie padło na dziewczyny, które właśnie siedziały przy biurkach, starając się nie zdradzić rozpaczy choć wciąż miała przed oczami zdjęcie spalonego motocykla.
Inspekcja przebiegła rutynowo. Wskaźnik Gabriela przesunął się chłodno po ich udach, później padło jego krótkie:
– Tabletki.
Połknęły, pokazały języki. Kiedy pozwolił im się poprawić i już miał odwrócić się w stronę swojego gabinetu, Anita nagle zebrała się na odwagę. Głos jej się łamał, ale słowa były wyraźne:
– Paweł na to nie zasługiwał… spojrzała mu w oczy, a serce waliło jak szalone… I nigdy ci tego nie wybaczę.
Przez sekundę w biurze panowała cisza. Marta odruchowo wstrzymała oddech. Gabriel powoli odwrócił się w jej stronę, a w jego oczach pojawił się ten dobrze znany, lodowaty błysk.
– Co ty, kurwa, powiedziałaś?
Anita cofnęła się o krok, ale nie uciekła spojrzeniem.
W następnej chwili Gabriel chwycił ją brutalnie za ramię i z całej siły pchnął w stronę swojego gabinetu. Drzwi uderzyły o ścianę, a on wcisnął ją do środka i zatrzasnął je za sobą.
Marta została sama w pokoju, skulona nad biurkiem, sparaliżowana strachem. Za zamkniętymi drzwiami słyszała tylko ciężkie oddechy i szarpnięcie krzesła.
Gabriel wcisnął Anitę w blat biurka, tak że jej biodra oparły się o kant. Twarz miał tuż przy niej, czuła zapach dymu papierosowego i mocnych perfum.
– Ty głupia kurwo! Myślisz, że to ja wysłałem twojego kochasia do piachu?
– Przyjmij do wiadomości, że to nie ja. To Xawier i jego ludzie. Ci „panowie w garniturkach”, co wyglądają jak z jebanej ochrony ambasady. Oni właśnie od tego są, żeby robić porządki.
Anita otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, ale Gabriel chwycił ją za szczękę i zmusił, by patrzyła mu w oczy.
– Informatycy z siódmego piętra namierzyli skąd poszedł wyciek. Komputer, kurwa, na którym twój kochaś grzebał. Wiedzieli od razu, że to on. Teraz drążą, gdzie powędrowały dane.
– Ja… ja nie…
Zaczęła Anita, ale Gabriel puścił jej brodę i odepchnął ją tak, że o mało nie przewróciła krzesła.
– Zamknij pizdę! Zrozum jedno: Xawier nie pozwoli nigdy, aby ktoś podniósł rękę na HR. Twój frajer był tylko śmieciem na drodze!
– Zabił się sam? Tak to opisali? Spalony motor, linka na szyi. I koniec tematu. Tak się właśnie czyści teren.
Anicie zaszkliły się oczy. Czuła, że żołądek ściska jej się do bólu.
– Widziałem jak się do niego łasisz! Ale ty, kurwa, myślałaś, że jesteś sprytniejsza, że mnie oszukasz!
Anita spuściła wzrok, ale Gabriel natychmiast złapał ją za włosy i zmusił, by zadarła głowę i spojrzała na niego.
– Przecież mógłbym od razu iść do Xawiera i powiedzieć mu, że wypinałaś dupę za każdym razem, gdy go widziałaś! Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłem, suko? Bo dla mnie ważniejszy od interesów firmy jest fakt, że cię nie złamałem, skoro jeszcze masz jeszcze siłę kombinować za moimi plecami! Ale to się zmieni!
Odepchnął ją tak mocno, że uderzyła plecami o szafkę przy ścianie.
– Teraz masz mi odpowiedzieć wprost: dałaś dupy temu frajerowi czy nie?
Anicie gardło zacisnęło się tak, że ledwo mogła wydobyć głos. Myśl, by skłamać, mignęła przez sekundę, ale bała się, że on już zna prawdę. Że tylko czeka na potwierdzenie.
Z oczami pełnymi łez, wyszeptała:
– Tak… proszę pana.
Gabriel roześmiał się krótko
– W końcu szczerość. Wiedziałem!
Gabriel podszedł do niej powoli, jakby chciał rozciągnąć w czasie każdą sekundę napięcia. Zatrzymał się tuż przed nią, patrząc prosto w oczy. Nagle chwycił ją za podbródek i ścisnął mocno.
– To co? Gdzie suka dała dupy, hmm?
Anita zadrżała, czując jak jej policzki płoną ze wstydu. Nie miała już siły udawać ani walczyć. Głos jej się łamał, ale odpowiedziała:
– W moim domu w sypialni – wyszeptała
Gabriel uniósł brwi, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
– Ha! W twoim własnym gniazdku, w pierdolonym łożu, gdzie twój mężuś spał i myślał, że ma wierną żonę.
Pokręcił głową, jakby bawiła go cała sytuacja.
– Ty naprawdę jesteś idealnym materiałem na dziwkę, Anito. Nawet nie muszę cię zmieniać. Sama się o to prosisz.
Gabriel uśmiechnął się krzywo i pochylił nad nią jeszcze bardziej.
– To wiesz co, suko? Skoro tak stęskniłaś się za kutasem, że nawet w małżeńskim gniazdku musiałaś dać dupy, to ci powiem jedno…Ja też cię tam odwiedzę. Zerżnę cię w tym samym łóżku, żebyś miała porównanie!
Wyprostował się i wskazał drzwi.
– A teraz wypierdalaj!
Anita poderwała się gwałtownie, potykając się o własne kroki. Wyszła z gabinetu, czując na plecach jego spojrzenie.
Stojąc w biurze, oparła się na moment o ścianę, próbując złapać oddech. Kilka sekund później, Marta wstała od biurka, jej twarz była pełna napięcia i niepokoju.
– Co się stało? Uderzył cię?
Anita potrząsnęła głową. Łzy napłynęły jej do oczu, ale starała się je powstrzymać.
– To… to Paweł – Gabriel kazał mi się przyznać… do wszystkiego. Wiedział o naszym romansie. Wie, że to działo się u mnie, w moim domu… w łóżku…
Marta zbladła jeszcze bardziej.
– Boże, …
Anita w końcu nie wytrzymała i rozpłakała się.
– On… on powiedział, że mnie tam odwiedzi. Powiedział, że zrobi mi to samo w moim łóżku.
Marta przyciągnęła ją do siebie i mocno objęła.
– Ciii… spokojnie
W jej oczach pojawił się gniew.
Anita wtuliła się w nią mocniej, wdzięczna za tę chwilę wsparcia. Przez kilka minut stały tak w ciszy, obie walcząc ze swoimi emocjami.
Dzień ciągnął się w nieskończoność. Dziewczyny próbowały pracować, ale żadne dokumenty ani raporty nie mogły skupić ich uwagi. Myśli krążyły wokół Pawła i tego, co zaszło w gabinecie. Każdy dźwięk na korytarzu, każdy krok, budził w nich lęk. Czekały, aż zegar wreszcie wybije koniec dnia.
Kiedy wyszły z biura, obie wyglądały jak cienie samych siebie. Marta odprowadziła Anitę na parking, ściskając jej dłoń mocno.
– Będziemy razem. Nie dajmy się im.
Anita skinęła głową i wsiadła do samochodu. Wracała do domu w milczeniu, a w głowie kłębiły się setki obrazów i wspomnień. Tego wieczoru długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok, a kiedy sen w końcu przyszedł, nie przyniósł ukojenia.
Po powrocie do domu. Wyciągnęła ostatnią butelkę whisky z barku i nalała sobie do szklanki. Kolejny łyk, potem następny aż w końcu butelka była w połowie pusta.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Chwiejnie podeszła i otworzyła. W progu stał Tomek. Patrzył na nią uważnie, bez cienia uśmiechu.
– Wiem… odezwał się cicho, jakby nie chciał dodawać jej ciężaru słowami.
– Wiem, co zrobili Pawłowi. Przykro mi, Anita.
Nie odpowiedziała. Zacisnęła dłonie i sięgnęła po przygotowaną wcześniej kopertę. Były w niej kolejne trzydzieści tysięcy złotych. Podała mu je bez słowa. Tomek skinął głową.
– To przyspieszy sprawę… rozmawiałem z tym człowiekiem… ojcem chłopaka, którego Karolak zabił, żeby sprzedać organy. On nie wahał się ani sekundy. Powiedziałem mu, że teraz będzie miał szansę zrobić to, co chciał od lat.
Anita spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Tomek mówił spokojnym, rzeczowym tonem, jakby ustalał warunki transakcji, a nie planował czyjąś śmierć.
– Nazywa się Andrzej Lewicki. I przysiągł, że nie spocznie, póki Karolak nie dostanie tego, na co zasłużył.
Te słowa zawisły w powietrzu jak wyrok. Anita poczuła dziwne ukłucie nie wiedziała, czy to ulga, czy strach. Wiedziała jedno: teraz była częścią czegoś, z czego nie było już odwrotu.
Tomek jeszcze chwilę siedział, patrząc na nią uważnie, jakby chciał sprawdzić, czy rozumie wagę jego słów.
– Mam kontakt do sędziego, który zajmie się apelacją. Będzie nasz, robi tak, żeby proces był utajniony. Bez mediów, bez szumu. Mało kto w ogóle dowie się, że coś się dzieje. To jedyna droga, Anito.
Wstał, wsunął kopertę do wewnętrznej kieszeni kurtki i spojrzał jej prosto w oczy.
– Trzymaj się. To już się zaczęło.
Nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się cicho, zostawiając Anitę samą w mieszkaniu.
Przez chwilę wpatrywała się w puste miejsce na kanapie, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Tomek. W jej głowie kłębiły się setki myśli. Czuła ulgę, że ktoś wreszcie bierze sprawy w swoje ręce, że jest plan, że Karolak może zapłacić. A jednocześnie miała wrażenie, że świat wokół niej jeszcze bardziej się zamknął jakby wchodziła coraz głębiej w ciemny tunel, z którego nie będzie już odwrotu.
Złapała się za pierś, jakby brakowało jej powietrza. Zdała sobie sprawę, że jej życie jest teraz wciągnięte w coś większego, brudniejszego, groźniejszego, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić. To już nie była tylko firma, Gabriel czy Katarzyna. To była mafia, sądy, politycy, zemsta i krew.
Łzy napłynęły jej do oczu, ale odgarnęła je dłonią. „Nie ma odwrotu” , powtarzała sobie w myślach. „Albo ja ich, albo oni mnie”.
Po raz pierwszy poczuła, że naprawdę jest gotowa poświęcić wszystko, by ich zniszczyć. Nawet jeśli oznaczałoby to, że nigdy już nie wróci do swojego dawnego życia.
Po wyjściu Tomka Anita długo siedziała w ciszy. Whisky piekła w gardle, ale już nie przynosiła otępienia, tylko potęgowała ból. W końcu zmęczenie zwyciężyło, padła na łóżko i zasnęła w ubraniu, ze ściśniętym sercem i tysiącem obrazów kłębiących się w głowie.
Środa rano, budzik wyrwał ją z niespokojnego snu. Z trudem zwlekła się z łóżka, wzięła szybki prysznic i założyła strój zgodny z dress codem HR, czarna mini, biała koszula, białe majtki i szpilki.
W samochodzie, w drodze do pracy, radio samo się włączyło. Głos spikera mówił bez emocji:
„Policja potwierdziła tożsamość mężczyzny znalezionego wczoraj w Lesie Łagiewnickim. To mieszkaniec Konina, trzydziestodwuletni Paweł G., który na co dzień pracował w Łodzi. Śledczy badają okoliczności zdarzenia, wstępnie zakładają samobójstwo…”
Anita zacisnęła dłonie na kierownicy tak mocno, że aż pobielały jej palce. Sięgnęła i wyłączyła radio. W głowie pulsowała tylko jedna myśl: „to moja wina. Gdyby nie ja, gdyby nie romans”, Paweł by żył.
Zatrzymała się na parkingu HR. Zatrzasnęła drzwi auta i stanęła obok, biorąc kilka głębokich oddechów, jakby chciała odzyskać panowanie nad sobą. Chwilę później pojawiła się Marta. Jej twarz zdradzała zmęczenie i smutek, ale uśmiechnęła się blado na widok Anity, jakby chciała dodać im obu siły.
– Chodź
Powiedziała cicho. Ruszyły razem w stronę wejścia, krokiem ciężkim, bez słów. Obie wiedziały, że w biurze czeka na nie kolejny dzień koszmaru.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i do biura wszedł Gabriel. Twarz miał spiętą, w oczach błyskała wściekłość. Nawet nie spojrzał na dziewczyny, tylko rzucił na biurko dwa listki tabletek, które rozsypały się po blacie.
– Połknąć i brać się za robotę!
Zanim zdążyły sięgnąć po pigułki, już odwracał się na pięcie. Wszedł do swojego gabinetu i trzasnął drzwiami tak mocno, że szyby w oknach zadrżały.
Marta i Anita spojrzały po sobie zszokowane. Nigdy wcześniej nie widziały go w takim stanie.
– Coś się dzieje? Pierwszy raz bez – szepnęła Marta, podnosząc tabletki.
Anita skinęła głową, połykając pigułkę z trudem, jakby przechodziła jej przez gardło z ołowiem.
– Masz rację… Ale lepiej, żebyśmy siedziały cicho.
Usiadły przy biurkach, udając skupienie na dokumentach, choć w powietrzu unosiło się napięcie tak gęste, że trudno było oddychać. Każdy dźwięk zza zamkniętych drzwi gabinetu sprawiał, że podskakiwały.
Południe nadeszło powoli, a wraz z nim niepewność narastała jeszcze bardziej. Nikt nie wiedział, co się kryje za milczeniem Gabriela, ale obie czuły, że prędzej czy później coś wybuchnie, a wtedy uderzy w nie z całą siłą.
Godziny mijały w dusznej, przytłaczającej ciszy, którą przerywało tylko stukanie klawiatur i szelest przewracanych kartek. Każda z nich próbowała wyglądać na zajętą, choć myśli błądziły daleko od pracy.
W końcu drzwi gabinetu uchyliły się i w progu stanął Gabriel. Jego spojrzenie padło prosto na Anitę.
– Ty. Do mnie. Teraz.
Serce podskoczyło jej do gardła, ale wstała bez słowa. Czuła na sobie spojrzenie Marty, gdy szła korytarzem i wchodziła do gabinetu.
Gabriel zamknął drzwi z trzaskiem i oparł się o biurko.
– W sobotę przyjadę do twojego gniazdka na szesnastą.
– Tak jak ci powiedziałem wcześniej zerżnę cię w twoim własnym łóżku. W tym samym, w którym zdradziłaś męża. Chcę, żebyś pamiętała, że jesteś tylko dziwką, nawet we własnym domu.
Jej policzki zapłonęły, a dłonie zacisnęły się w pięści, ale nie odważyła się odezwać.
Gabriel machnął ręką w stronę drzwi.
– Wynocha.
Anita wyszła, starając się utrzymać równy krok, choć wewnątrz wszystko w niej się trzęsło.
Anita wyszła z gabinetu Gabriela, czując jak kolana uginają się pod jej ciężarem. Oddychała płytko, starając się utrzymać twarz na tyle spokojną, by nie zwrócić na siebie uwagi. Jednak Marta od razu dostrzegła, że coś jest nie tak. Jej przyjaciółka była blada jak kreda, a w oczach miała strach.
– Co on ci powiedział?
Zapytała Marta cicho, kiedy Anita osunęła się na krzesło obok niej.
– Wyglądasz, jakbyś miała się zaraz zejść.
Anita zawahała się, ale wiedziała, że Marta musi usłyszeć prawdę.
– W sobotę… On… on powiedział, że przyjedzie do mnie. Do mojego domu. Na szesnastą. Do… mojego łóżka.
Marta wciągnęła gwałtownie powietrze i od razu ścisnęła jej dłoń.
– Boże, Anita… To… to jest chore. Jak on może…
– Może
Przerwała jej Anita, łamiącym się głosem.
– I zrobi to. Powiedział, że mam być gotowa. Nie mogę nic zrobić, Marta. Nic.
Przez chwilę siedziały w ciszy, obie wstrząśnięte. Marta pochyliła się bliżej, jej spojrzenie było pełne determinacji.
– Nie zostawię cię z tym samej. Jakoś… jakoś musimy to przetrwać. Razem.
Anita ścisnęła jej dłoń jeszcze mocniej, czując, że łzy znów napływają jej do oczu.
– Boję się, Marta. Boję się tak, jak nigdy wcześniej.
Marta skinęła głową.
– Wiem. Ja też. Ale obiecuję ci jedno: nie pozwolę, żeby cię złamał. Nawet jeśli miałabym sama za to zapłacić.
Ich dłonie pozostały splecione, a między nimi narodziło się coś więcej niż tylko strach. Była to cicha obietnica, że choćby świat walił się im na głowy, nie zostawią się nawzajem.
Przez chwilę trwały w milczeniu, wciąż trzymając się za ręce. Nagle Anita poczuła w sobie dziwne, znajome napięcie – głód zmieszany z podnieceniem, który narastał coraz mocniej. Jej spojrzenie padło na biurko, gdzie leżała tabletka rzucona rano przez Gabriela.
– Marta… wyszeptała, oddychając ciężko. My… my nie wzięłyśmy tabletek od rana.
Marta spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, a potem na własną dłonią zacisnęła pięść.
– Masz rację pewnie dlatego czuję się tak rozbita… i dziwnie…
Jej głos zadrżał, jakby wypowiedzenie tych słów było wstydem.
Obie spojrzały po sobie i bez dalszych słów sięgnęły po pigułki, które Gabriel zostawił rano. Przełknęły je niemal równocześnie, popijając wodą, jakby wykonywały skrytą ceremonię. Dopiero potem odetchnęły, jakby ciężar spadł im z barków.
Reszta dnia minęła powoli, w dusznej atmosferze napięcia. Dokumenty piętrzyły się na biurkach, ale żadna nie mogła się skupić. Rozmawiały tylko zdawkowo, uciekając wzrokiem od siebie i od drzwi gabinetu Gabriela, jakby każde otwarcie mogło zwiastować katastrofę. Godziny wlekły się w nieskończoność.
W końcu nadszedł koniec dnia pracy. Dziewczyny wyszły razem z biura, żegnając się na parkingu półszeptem, jakby bały się, że ktoś je podsłucha. Marta odjechała pierwsza, a Anita została sama, oparta o maskę samochodu. Czuła, jak ciężar dnia wbija się w jej barki.
Po drodze do domu zatrzymała się w sklepie monopolowym. Przez chwilę wpatrywała się w półki, aż w końcu sięgnęła po kilka butelek Absolut Vanilia. Wrzuciła je do koszyka z tępą determinacją, jakby każdy zakup był kolejnym krokiem w dół po równi pochyłej.
Wieczorem, już w domu, odkręciła pierwszą butelkę. Siedziała w ciszy, szklanka powoli napełniała się i opróżniała, a gorycz alkoholu mieszała się ze wspomnieniami dnia, które nie dawały jej spokoju.
Anita siedziała już mocno pijana, szklanka stała obok niej, a butelka była prawie pusta. Oparła głowę o dłoń, kiedy nagle telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: Robert.
Z trudem przesunęła palcem po ekranie.
– Cześć… Robert
Wymamrotała, słowa plątały jej się na języku.
– Coś cię nie wyraźnie słychać
Odezwał się jego głos, wyraźnie zaniepokojony.
– Włączę głośnomówiący, bo Mateusz chce z tobą porozmawiać. Stęsknił się.
Anita wyprostowała się gwałtownie, jakby nagle oprzytomniała.
– Mate…
Próbowała coś powiedzieć, ale z ust wydobyło się tylko bełkotliwe mamrotanie.
Po chwili usłyszała cienki, dziecięcy głos:
– Mama? Mama!
Mateusz wołał ją z nadzieją. Anita ścisnęła telefon mocniej, łzy napłynęły jej do oczu.
– Ja… ja tu jestem… próbowała, ale słowa ginęły w pijanym bełkocie.
W tle odezwał się głos Marii, wyraźny, zimny i pełen pogardy:
– A nie mówiłam ci!
Robert westchnął ciężko, a potem usłyszała:
– Mateusz, mama jest chora. Nie może teraz rozmawiać.
– Ale tato…
Głos dziecka zgasł, a po chwili rozmowa została przerwana. Połączenie urwało się, a Anita patrzyła pustym wzrokiem na ekran telefonu, który właśnie zgasł. Zalała się łzami, a w gardle poczuła smak alkoholu i goryczy, której nic nie mogło zmyć.
Anita siedziała na kanapie, po chwili, z nagłym gestem, strąciła butelkę ze stołu. Ta potoczyła się po podłodze i zatrzymała, nie tłukąc się.
– Nawet… nawet tego nie potrafię!
Bełkotała, a łzy spływały jej po policzkach.
– Jestem tak beznadziejna, nawet nie umiem rozbić pieprzonej butelki!
Chwiejnym ruchem chwyciła drugą, pełną jeszcze butelkę stojącą na blacie. Z całej siły cisnęła nią o podłogę. Tym razem szkło rozprysło się na kawałki, a alkohol rozlał się szeroką plamą. Zapach uderzył mocno w nozdrza, mieszając się ze smrodem alkoholu, który unosił się już w powietrzu.
– Co ze mnie za matka!?
Anita oparła się o blat, chwytając krawędź jakby to była jedyna rzecz, która trzyma ją przy życiu. Oddychała ciężko, chwiejna, z oczyma zamglonymi łzami.
Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Raz, potem drugi. Nie ruszyła się. Patrzyła tępo w przestrzeń, jakby nie wierzyła, że ktoś naprawdę stoi po drugiej stronie. Potem usłyszała pukanie. Głośniejsze. I znów dzwonek.
– To chyba… znowu Tomek…
Przemknęło jej przez głowę, jakby we śnie, jakby przez mgłę. Spróbowała zrobić krok, ale poślizgnęła się na mokrej podłodze i runęła ciężko na kolana. Syknęła z bólu, ale mimo to zaczęła pełznąć w stronę drzwi.
Na czworaka, chwytając się ściany, centymetr po centymetrze, w końcu dotarła do klamki. Złapała ją oburącz, walcząc z własnym ciałem, które odmawiało posłuszeństwa.
Drzwi otworzyły się z jękiem zawiasów. Na progu stał Tomek. Spojrzał na nią, leżącą prawie u jego stóp, z rozmazanym makijażem, z zapachem alkoholu unoszącym się wokół. Bez słowa wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
Tomek pomógł Anicie wstać, chwytając ją mocno pod ramiona. Czuł jej ciężar, chwiejność i zapach alkoholu, który bił od niej wyraźnie.
– Chyba trochę za dużo tego alkoholu.
Powiedział spokojnie, próbując utrzymać ją w pionie.
Anita uśmiechnęła się pijana, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
– Nie przejmuj się. Mam jeszcze kilka butelek… jej śmiech brzmiał pusto.
Tomek westchnął i spróbował rozładować atmosferę.
– Pomogę ci się położyć. Chciałem z tobą porozmawiać, ale… chyba to nie jest najlepszy moment.
Anita spojrzała mu prosto w oczy, przysuwając się bliżej.
– Wiesz… jesteś przystojny… bełkotała.
– Chętnie zrobię ci loda.
Wyciągnęła rękę i próbowała chwycić go za krocze, ale Tomek błyskawicznie zatrzymał jej dłoń.
– Ej, spokojnie! – powiedział stanowczo.
Nie zważając na to, Anita zaczęła gładzić drugą dłonią jego tors, próbując jednocześnie go pocałować.
– Chodź… chodź, pieprzmy się
Szepnęła, wciskając się do niego. Tomek odwracał głowę, unikając jej ust, starając się trzymać ją na odległość.
– Anita, opanuj się. To nie jest dobre.
Próbował przemówić jej do rozsądku.
– Możesz mnie przelecieć… w moim łóżku
Wyszeptała, wciąż walcząc z jego oporem.
– Bo jestem dziwką – ale z tobą zrobię to za darmo.
Wtedy Tomek, widząc, że słowa nie docierają, chwycił ją mocniej. Wziął ją na ręce, mimo że się wyrywała, i zaniósł wprost do sypialni.
– Dość tego!
–Mruknął, kładąc ją delikatnie na łóżku i przytrzymując, aż jej ruchy osłabły. W końcu Anita, wyczerpana alkoholem i własnym chaosem, uspokoiła się. Jej powieki zaczęły opadać, a po chwili zasnęła, oddychając ciężko.
Tomek stał jeszcze chwilę obok, upewniając się, że śpi. Potem odsunął się powoli, z ciężarem w sercu i świadomością, że to, co zobaczył, było tylko początkiem większej tragedii.
Czwartkowy Poranek przywitał Anitę ostrym światłem wpadającym przez niezasłonięte okno. Zerknęła w stronę szafki nocnej, stała tam butelka, w połowie opróżniona, a obok szklanka z resztką alkoholu. Głowa pulsowała jej tępo, każdy dźwięk z zewnątrz zdawał się wbijać w czaszkę jak igły.
Przetarła oczy i dopiero po chwili przypomniała sobie, co wydarzyło się wieczorem. Telefon od Roberta. Głos Mateusza. Własne słowa, które wymknęły się pod wpływem alkoholu… I Tomek. Jego ramiona, gdy niósł ją do sypialni.
Podniosła się powoli, z trudem. Ubranie miała pomięte, a makijaż rozmazany. W łazience spojrzała na swoje odbicie i skrzywiła się, cienie pod oczami, sucha skóra, włosy w nieładzie. Zanurzyła dłonie w zimnej wodzie i ochlapała twarz, jakby to mogło zmyć wczorajszą noc.
Kiedy weszła do kuchni, zatrzymała się w progu. Było posprzątane. Potłuczona butelka zniknęła, podłoga lśniła świeżą czystością. Nawet butelki, które zostawiła na blacie, ktoś starannie odstawił w jedno miejsce.
Anita zacisnęła usta, serce ścisnęło jej się w piersi. Wiedziała, że to Tomek. Poczuła, jak fala wstydu zalewa jej ciało. Wspomnienie tego, co mu wczoraj mówiła, jak się narzucała, było okropne „Boże… Co ja zrobiłam…”
Tomek musiał wyjść w nocy, zostawiając ją samą. Na stole leżała jednak kartka. Kilka prostych słów:
»Nie rób tego sobie więcej. T.«
Przesunęła palcem po papierze, czując dziwną mieszankę ulgi i wstydu. Nie wiedziała, czy bardziej pragnie, żeby Tomek był przy niej, czy żeby nigdy więcej go nie widziała.
Usiadła przy stole, dłonie oparła na kubku z zimną kawą. Był czwartek. Kolejny dzień w HR. I kolejny dzień, w którym musiała zmierzyć się sama ze sobą.
Wzięła szybki prysznic, ułożyła włosy i ubrała się zgodnie z dress codem HR. Wsiadając do auta, poczuła znajomy zapach alkoholu unoszący się od niej samej. Zmarszczyła brwi. Alkohol, którym próbowała uciec od myśli, nie znikał łatwo a teraz zauważała, że potęgował działanie tabletek, które musiała brać każdego dnia.
Mimo to dojechała bezpiecznie do pracy. Pod biurem spotkała Martę i razem weszły do środka. Wkrótce w drzwiach pojawił się Gabriel. Wszedł szybkim krokiem, na twarzy miał złość. Rzucił im tabletki na biurko i już miał odwrócić się w stronę swojego gabinetu, gdy Anita dostrzegła coś niepokojącego.
Na jego dłoni i szyi widniały świeże zadrapania, jakby ktoś drapał go paznokciami. Były wyraźne, czerwone, w niektórych miejscach lekko zaczerwienione. Anita wbiła w niego wzrok, lecz nie odważyła się zadać żadnego pytania. Zamiast tego spuściła głowę, udając, że niczego nie zauważyła, choć była ciekawa co się stało.
Gabriel nie powiedział ani słowa, tylko trzasnął drzwiami swojego gabinetu.
Marta spojrzała na Anitę wymownie.
– On nawet nie patrzy. Chyba coś się dzieje, skoro od dwóch dni nie robi inspekcji.
Anita wzięła tabletkę do ust i popiła wodą.
– Dobrze wiesz, że to nie jest dla nas ulga. To, że nie sprawdza, nie znaczy, że nie obserwuje.
Reszta dnia upłynęła monotonnie, w ciszy. Dokumenty, krótkie wymiany spojrzeń i niepewność. Kiedy praca dobiegła końca, Anita pożegnała się z Martą i wsiadła do auta. Tym razem jednak nie jechała prosto do domu. Obrała kierunek na biuro Tomka, czując, że musi się z nim spotkać.
Po dwóch kwadransach dotarła na miejsce. Weszła do biura Tomka niepewnie, jakby każdy krok był dla niej ciężarem. Zatrzymała się tuż przy biurku, spuszczając wzrok.
– Przepraszam… za wczoraj. Nie powinnam… tak się zachowywać.
Tomek spojrzał na nią, ale jego twarz nie zdradzała złości. Przeciwnie był spokojny, wyrozumiały.
– Nie przejmuj się tym
Powiedział chłodno, lecz bez gniewu.
– Wiem, co przeżywasz. Każdy mógłby się załamać.
Oparł się o biurko i mówił dalej:
– Mam dla ciebie wiadomość. Jest plan B. Znajomy znajomego załatwił Lewickiemu przepustkę. To znaczy, że sprawy przyspieszą. Musisz tylko wytrzymać jeszcze tydzień, może dwa. Potem… wszystko się zmieni.
Słowa te uderzyły w Anitę jak fala. W jej oczach pojawił się cień nadziei, choć serce wciąż ściskał strach. Poczuła, że po raz pierwszy od dawna ktoś naprawdę widzi dla niej światełko w tunelu.
– Tydzień…
Powtórzyła półgłosem, jakby upewniała się, że dobrze zrozumiała.
– Wytrzymam
Dodała, choć sama nie wiedziała, czy to prawda.
Rozmowa dobiegła końca. Anita wyszła z biura, czując mieszankę ulgi i niepokoju. Wróciła do domu, gdzie oddała się zwyczajnym obowiązkom, sprzątała, przygotowała coś do jedzenia, usiłując znaleźć w tym codziennym rytmie namiastkę normalności. Wieczorem położyła się do łóżka i zasnęła, zmęczona nie tyle pracą, co ciężarem własnych myśli.
Piątkowy poranek zaczął się spokojniej niż poprzednie. Anita wstała wcześnie, wzięła prysznic i starannie się ubrała. Związała włosy w prosty kucyk, nałożyła delikatny makijaż, a potem jeszcze raz spojrzała w lustro, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu.
W drodze do pracy starała się nie myśleć o ciężarze ostatnich dni. Gdy zaparkowała przed budynkiem HR, zobaczyła Martę, która podchodziła w stronę wejścia. Anita wysiadła z auta i poczekała na nią, by wejść razem.
Marta uśmiechnęła się słabo, a Anita odpowiedziała jej podobnym gestem. Obie wiedziały, że wspólne wejście do biura dawało im choć namiastkę bezpieczeństwa.
Kiedy znalazły się na swoich miejscach, drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł Gabriel. Jego twarz była napięta, a krok szybki i ciężki, jakby cały ranek już go zdenerwował.
Gabriel zatrzymał się na środku biura i spojrzał na obie dziewczyny z chłodnym uśmiechem.
– Dzisiaj wracamy do porządku!
– Stańcie na środku. Spódniczki w górę, majtki w dół.
Anita i Marta posłusznie wykonały polecenie, ustawiając się w znajomej, upokarzającej pozycji. Gabriel obszedł je powoli, lustrując każde drgnienie ich ciał. Jego spojrzenie zatrzymało się na Anicie. Nachylił się lekko, by każde słowo wybrzmiało wyraźnie:
– Jutro odwiedzę twoje gniazdko. I z pewnością odwiedzę też twoją cipę. O szesnastej będę u ciebie i przypomnę ci, jak wygląda mój kutas.
Anita drgnęła, serce zabiło jej szybciej, ale kiwnęła głową, nie znajdując w sobie odwagi, by zaprzeczyć. Marta spuściła wzrok, jakby chciała zniknąć.
Gabriel wyprostował się, wyciągnął z kieszeni dwa blistry i rzucił im tabletki.
– Połknąć. I języki.
Obie posłusznie wykonały rozkaz. Pokazały mu języki, a on skinął głową, jakby zaznaczał, że przyjął raport z wykonania polecenia. Następnie odwrócił się i ruszył w stronę swojego gabinetu. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
Kiedy drzwi gabinetu zatrzasnęły się za Gabrielem, Anita i Marta przez chwilę milczały. Stały wciąż na środku pokoju, jakby bały się ruszyć.
Marta odezwała się pierwsza, ściszonym głosem:
– On naprawdę przyjdzie jutro. Do ciebie. O szesnastej.
Anita oparła się o biurko, czując, jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
– Wiem i nie mogę nic zrobić. Po prostu muszę to przeżyć. …wyszeptała Anita
Marta uniosła wzrok, a w jej oczach błysnęła bezradność.
– Chciałabym ci jakoś pomóc, ale on… on nas trzyma w garści.
Anita skinęła głową, zmuszając się do bladego uśmiechu.
– Wystarczy, że jesteś obok. To jedyne, co mnie trzyma, żeby nie rozpaść się całkiem.
Reszta dnia upłynęła im w ciszy, w cieniu zapowiedzi Gabriela. Pracowały mechanicznie, wykonując swoje obowiązki bez słowa, a gdy dzień dobiegł końca, pożegnały się i wróciły do domów.
Anita tej nocy długo nie mogła zasnąć. Myśli kotłowały się w jej głowie, a każde wspomnienie jego słów ściskało jej żołądek strachem. W końcu, zmęczona własnym lękiem, zapadła w niespokojny sen.
Sobota nadeszła zbyt szybko. Anita wstała o świcie, czując, że powietrze w domu jest ciężkie i duszne. Każdy ruch wydawał się przygotowaniem do egzekucji, prysznic, ubranie, kawa wypita w milczeniu. Cały czas miała wrażenie, że zegar tyka głośniej niż zwykle, odliczając godziny do szesnastej.
Kiedy zadzwonił dzwonek, Anita poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Otworzyła drzwi, Gabriel stał spokojnie w progu, ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę z lekko podwiniętymi rękawami. Bez uśmiechu, ale też bez tej charakterystycznej pogardy w oczach.
– No, pokaż mi to swoje gniazdko… rzucił krótko, wchodząc bez pytania do środka.
Przez następne kilkanaście minut obchodził cały dom. Dopiero potem usiadł przy stole, rozsiadając się wygodnie, jakby był u siebie. Anita podała mu sałatkę i nalała wina. Przez chwilę to był krótki moment złudzenia, poczuła się jak na normalnej kolacji z mężem.
Gabriel jadł powoli, w milczeniu, obserwując ją. Dopiero po kilku minutach odezwał się:
– Ile miałaś lat, kiedy pierwszy raz dałaś dupy?
Zapytał spokojnym tonem, jakby pytał o najzwyklejszą rzecz.
Anita zamarła, ale w końcu po chwili odpowiedziała
– Dziewiętnaście…
Potem dopytywał dalej, o liceum, o to, ilu miała chłopaków, czy któryś z nich ją zdradził. Pytał też o Roberta czy był to jej pierwszy poważny związek, czy od razu wiedziała, że wyjdzie za niego.
Przez cały ten czas nie nadużywał wulgaryzmów. Rozmawiał z nią niemal jak partner przy stole, tylko oczy miał twarde i zimne, jakby każde jej słowo notował w głowie, żeby później obrócić przeciwko niej.
Anita odpowiadała krótko, nerwowo, bawiąc się palcami i szklanką. Wiedziała, że to dopiero początek pierwszy etap, gra w udawaną normalność, zanim on pokaże prawdziwe oblicze.
Gabriel odstawił kieliszek z winem i odchylił się na krześle. Spojrzał na Anitę tak, że od razu poczuła, jak żołądek jej się ściska.
– A teraz powiedz mi dokładnie… zaczął wolno… gdzie dałaś dupy Pawłowi. I w jakiej pozycji.
Anita poczuła, że krew napływa jej do policzków. Na ułamek sekundy chciała skłamać, wymyślić coś, ale widok jego oczu natychmiast zgasił tę myśl. Wiedziała, że Gabriel może wiedzieć więcej, niż jej się wydaje.
– W łóżku… wyszeptała.
Gabriel uniósł brew, wyraźnie rozbawiony.
– W tym samym, w którym pierdolisz się z Robertem tak?
Spytał, chcąc się upewnić.
Anita zamknęła oczy i skinęła głową.
– Pozycja?… zapytał
– Klasycznie, wymamrotała, czując jak wstyd pali ją od środka.
Na twarzy Gabriela pojawił się krótki, triumfalny uśmiech. Nachylił się nad stołem i wysyczał:
– A więc nie tylko zdradziłaś męża, ale jeszcze zrobiłaś to w jego łóżku. W waszej wspólnej pościeli?
–Ty naprawdę jesteś kurewsko beznadziejna.
Przez chwilę milczał, jakby delektował się jej upokorzeniem, po czym dodał:
– I właśnie dlatego dziś tu przyszedłem. Chcę zobaczyć cię w tym samym miejscu. Ale nie będzie romantycznie, jak z twoim chłopczykiem od motoru. Zakończymy po mojemu ostro, bez litości. Żebyś miała porównanie jak bierze prawdziwy facet.
Anicie zrobiło się zimno, jakby ktoś otworzył wszystkie okna naraz.
Gabriel wstał od stołu i bezceremonialnie zrzucił z blatu kieliszki, talerze i resztki kolacji. Porcelana roztrzaskała się o podłogę, a echo tego dźwięku rozniosło się po całym domu.
– Pieprzyć udawaną romantykę!
–Chodź!
Chwycił Anitę za nadgarstek i poprowadził przez korytarz w stronę sypialni. Drzwi otworzył butem, wpychając ją do środka.
Zatrzymał się na progu i rozejrzał po pomieszczeniu. Jego wzrok padł na łóżko to samo, w którym Anita spała z Robertem, a później oddała się Pawłowi. Gabriel uśmiechnął się krzywo.
– Więc to tutaj, co?
Powiedział wolno, głosem pełnym pogardy.
– Najpierw twój mężuś, potem ten śmieszny ochroniarz… a teraz ja. To łóżko widziało już więcej zdrad niż burdelowa kanapa.
Anita spuściła głowę. Gabriel podszedł bliżej, szarpnął ją za brodę i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
– Wiesz, co to znaczy?
– To znaczy, że ty nie należysz już ani do Roberta, ani do tego martwego frajera. Należysz do mnie. I ja zdecyduję, jak będzie wyglądała każda twoja kolejna noc w tym pieprzonym łóżku.
Wyciągnął z kieszeni paczkę prezerwatyw i jedną rozerwał zębami. Zsunął spodnie, jego kutas momentalnie stwardniał. Nałożył gumkę ostentacyjnie powoli, nie spuszczając z niej wzroku.
– Teraz, kurwo, zrobimy to tak, jak ja chcę.
Popchnął ją w stronę łóżka.
– I zapamiętasz, że każdy ruch biodrami w tym łóżku to nie jest zdrada Roberta. To jest hołd dla mnie.
Anita osunęła się na pościel, serce waliło jej a strach paraliżował.
Gabriel popchnął ją na łóżko tak mocno, że sprężyny jęknęły pod nagłym ciężarem.
– Połóż się na brzuchu!
Zrobiła co kazał, a on w tym czasie wszedł na łóżko i objął jej nogi swoimi kolanami. Gwałtownie szarpnął jej spódniczkę do góry zmuszając, aby uniosła biodra.
Chwilę patrzył na jej odsłonięte pośladki, które przykrywał wąski pasek stringów.
Anita patrzyła się w pościel, to wszystko działo się tak szybko, jej cipka robiła się wilgotna wbrew jej woli. Nagle szarpnął za gumkę jej majtek i jednym ruchem ściągnął je w dół, aż zatrzymały się na kolanach.
Jego palce wślizgnęły się między jej pośladki i powędrowały w kierunku cipki. Jego palec otarł się o jej wargi sromowe sprawdzając czy jest już mokra.
– Złącz nogi!
Anita ścisnęła uda i zamknęła oczy, starając się nie myśleć o niczym.
Gabriel położył swojego olbrzymiego penisa na jej tyłku, zakrywając prawie cały jej rowek.
– Zaraz poczujesz różnicę dziwko!
Gabriel zaczął pocierać penisa o jej mokrą cipkę. Po chwili wepchnął go do połowy sprawiając, że Anita jęknęła, próbując podeprzeć się na przedramionach, lecz on wbił ją barkiem w posłanie i przycisnął, jakby chciał wgnieść ją w pościel. Kolejne pchnięcie sprawiło, że jego żołądź uderzyła o szyjkę macicy.
Anitę przeszył kujący ból, który promieniował do podbrzusza. Zacisnęła mocno dłonie na pościeli.
Gabriel wyciągnął większość swojego penisa, po czym wbił go z powrotem w jej cipkę. Wiedział, że w ten sposób zadaje jej ból.
– Płaczesz ze szczęścia?
Zapytał widząc jej łzy spływające po policzkach. Nie dając czasu na odpowiedź, przyspieszył, jego biodra uderzały o nią z brutalnym, rytmicznym tempem. Jego penis giął się przy wejściu do jej rozwartej do granic możliwości cipki za każdym razem, gdy się w nią wbijał.
Złapał ją mocno za nadgarstki, przygwoździł do materaca i wbijał się w nią bez opamiętania. Jego jądra uderzały o jej uda. Anita jęczała z bólu i podniecenia, którego nie chciała czuć, ale jej ciało zdradzało ją przy każdym jego pchnięciu.
W końcu poczuła, jak jego oddech przyspiesza, jak napina się nad nią. Jeszcze kilka szarpanych pchnięć i doszedł w niej głęboko, głośno sapiąc. Prezerwatywa napełniła się jego spermą, a on wycofał się powoli, z satysfakcją spoglądając na jej rozchybotane ciało.
Anita leżała na brzuchu i sama nie wiedziała już, czy płacze ze wstydu, czy z ulgi, że to się skończyło. Gabriel wysunął się z niej i jednym ruchem zdjął prezerwatywę. Wypełniona, wilgotna, z trzaskiem spadła na prześcieradło obok jej biodra.
– Niech sobie tu leży. Będzie ci przypominać, co dziś zrobiłaś.
Zapiął spodnie i szarpnął ją za rękę.
– Wstawaj. Odprowadzisz mnie.
Anita podniosła się powoli, każdy krok był bolesnym przypomnieniem tego, jak przed chwilą ją posiadł. Szli razem przez korytarz, ona z opuszczoną głową, on pewny siebie, jakby właśnie podpisał ważny kontrakt, a przy okazji zniszczył jej resztki godności.
Przy drzwiach zatrzymał się i obrócił do niej. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją za podbródek i mocno przyciągnął do siebie. Jego usta zderzyły się z jej ustami brutalnie, bez czułości. Wsunął język głęboko, posmakował jej, jakby chciał zostawić na niej kolejny ślad, jeszcze bardziej intymny niż wszystko, co zrobił wcześniej.
Anita jęknęła, próbując się wyrwać, ale jego dłoń na karku trzymała ją mocno. Pocałunek trwał dłużej niż była w stanie znieść. Natarczywy, pełen dominacji, całkowicie pozbawiony romantyzmu. Gdy wreszcie ją puścił, oblizał wargi i uśmiechnął się krzywo.
– Do zobaczenia w pracy.
Anita zamarła w pół kroku, kiedy Gabriel otworzył drzwi. W progu, zupełnie niespodziewanie, stał Robert. W jednej dłoni bukiet świeżych, starannie dobranych kwiatów, w drugiej butelka czerwonego wina. Widać było, że chciał ją zaskoczyć, że liczył na chwilę pojednania po tygodniach chłodu i kłótni. Jego wzrok padł jednak nie na nią, ale na Gabriela wychodzącego właśnie z ich domu, rozchełstanego, z satysfakcją na twarzy. Robert otworzył usta, ale przez dłuższą chwilę nie wydobył z siebie ani jednego słowa. W oczach miał szok, niedowierzanie, a potem coraz wyraźniej narastającą wściekłość.
Anita poczuła, jak jej ciało ugięło się pod ciężarem sytuacji. Serce wbiło się w gardło, oddech urwał. Chciała coś powiedzieć, wytłumaczyć, ale słowa ugrzęzły jej w ustach. Patrzyła tylko na Roberta szeroko otwartymi oczami, jakby bezradnie błagała go spojrzeniem, żeby nie wyciągał wniosków, żeby nie łączył faktów, choć wszystko było tak boleśnie oczywiste.
Gabriel uniósł brew, uśmiechnął się krzywo i bez chwili wahania, jakby delektując się jej upokorzeniem, rzucił lodowatym tonem.
– Właśnie skończyłem ją ruchać.
Słowa zawisły w powietrzu. Robert w jednej chwili odrzucił bukiet, butelka potoczyła się po podłodze, rozbijając się z hukiem. Zacisnął pięści, twarz wykrzywił mu gniew i bez zastanowienia rzucił się na Gabriela, z furią, jakiej Anita nigdy wcześniej u niego nie widziała. Ramię poleciało w bok, pięść trafiła Gabriela w policzek, potem drugi raz w żuchwę. Gabriel zachwiał się, odsunął krok do tyłu, pierwszy raz ktoś wytrącił go z równowagi.
– Ty skurwysynu!…… ryknął Robert, wyprowadzając kolejny cios.
Trzeci raz pięść Roberta trafiła w brzuch Gabriela, ten przyjął cios, cofając się o kilka kroków, aż oparł się o framugę drzwi. Na moment wyglądało, jakby był zaskoczony, jakby naprawdę nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji.
Ale tylko przez chwilę. Twarz Gabriela momentalnie wykrzywił zimny uśmiech.
– No, kurwa… wreszcie pokazujesz jaja!
Wrzasnął ścierając krew z ust.
Robert rzucił się z kolejnym ciosem, ale Gabriel tym razem złapał go za nadgarstek, wykręcił i uderzył kolanem w brzuch. Robert zgiął się w pół, wypuścił powietrze z jękiem. Gabriel wyprowadził brutalny sierpowy, raz, drugi, aż głowa Roberta odchyliła się w tył, a jego ciało runęło na podłogę.
– Ty pieprzony frajerze!
Wrzasnął Gabriel, przyklękając nad nim i okładając jego twarz pięść za pięścią.
Robert próbował osłaniać się ramionami, ale siła Gabriela była przytłaczająca. Kolejny cios rozciął mu łuk brwiowy, krew spłynęła po policzku.
Anita krzyknęła, serce waliło jej jak młotem. Patrzyła, jak mąż dostaje kolejne ciosy, jak twarz Roberta staje się coraz bardziej zakrwawiona. W końcu nie wytrzymała i rzuciła się do przodu, padła na kolana i zasłoniła jego ciało własnym, próbując odgrodzić go od Gabriela.
– Przestań, kurwa!
Wrzasnęła, głos jej się załamał.
–Przestań, bo go zabijesz!
Gabriel zawisł nad nią, dysząc ciężko, z pięścią gotową do kolejnego ciosu.
– Odsuń się, suko!
W tym momencie napięcie się zatrzymało, scena zawisła w morderczej ciszy, z oddechami mieszającymi się w powietrzu.
Gabriel poderwał się nagle, z twarzą zalaną gniewem. Złapał Anitę za ramiona i odrzucił ją brutalnie na bok aż uderzyła plecami o ścianę i upadła na podłogę.
Gabriel wrócił do półprzytomnego Roberta, który leżał bezwładnie, jęcząc, próbując jeszcze coś podnieść ręką. Usiadł mu na klatce piersiowej i zaczął znów walić go pięściami w twarz. Cios za ciosem, głuchy dźwięk uderzeń odbijał się echem w przedpokoju. Twarz Roberta z każdą sekundą coraz bardziej przypominała zakrwawioną masę, oczy zachodziły mgłą. W końcu opadł, tracąc przytomność.
– Jeszcze raz, frajerze!
Ryczał Gabriel, nie przestając okładać jego bezwładnej twarzy.
– Jeszcze kurwa raz spróbuj mi podskoczyć!
Anita, leżąc na podłodze, krzyczała rozpaczliwie, ale jej głos tonął w odgłosach brutalnych uderzeń.
I nagle huk, trzask drzwi…
Do mieszkania wpadła postać ubrana cała na czarno, twarz zakrywała kominiarka. Bez słowa rzuciła się na Gabriela. Potężny cios w bok głowy odrzucił go od Roberta. Gabriel zatoczył się, ryknął wściekle i ruszył na nieznajomego, ale tamten okazał się szybki, sprawny, wyćwiczony. Krótkie zwarcie, blok, uderzenie łokciem, kopnięcie w żebra. Gabriel zgiął się w pół. Kolejny ruch i wylądował ciężko na ziemi.
– Kim ty, kurwa, jesteś?!
Ryknął, próbując się podnieść, ale nieznajomy przycisnął mu kolano do karku, przykładając ostrze noża do jego policzka.
Gabriel zawahał się, wściekłość na moment ustąpiła chłodnej kalkulacji. Patrzył w oczy zakrytą maską, czując, że tu nie chodzi o zwykłe starcie. Że z tym przeciwnikiem nie wygra bez ryzyka.
Syknął coś pod nosem, odepchnął się i dysząc ciężko, wstał. Nie odezwał się ani słowem. Wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami. Po chwili było słychać, jak odpala swojego SUV-a. Opony zapiszczały na asfalcie.
Anita dopiero wtedy zerknęła w stronę nieznajomego. Ale w tym momencie już go nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu, zostawiając za sobą tylko ciszę i krew na podłodze.
– Robert!
Wrzasnęła, rzucając się na klęczki przy mężu.
– Robert, błagam, obudź się!
Nie reagował. Oddychał płytko, twarz miał całą zalaną krwią. Anita chwyciła telefon i wybrała numer alarmowy. Minuty ciągnęły się jak wieczność, ale w końcu przed domem zatrzymała się karetka. Ratownicy wbiegli do środka, przejęli Roberta, podali tlen i wynieśli go na noszach.
Stała w drzwiach, cała roztrzęsiona, patrząc jak zamykają drzwi ambulansu i odjeżdżają z syreną na pełnym wyciu.
Została sama, w mieszkaniu, w którym ślady walki, krew, porozrzucane przedmioty, przypominały jej, że właśnie straciła resztki kontroli nad własnym życiem.
Korytarze szpitala pachniały chlorem i rozbrzmiewały stukotem kół noszy. Anita szła obok ratowników, którzy pędzili z Robertem na intensywną terapię. Miała wrażenie, że jej ciało nie nadąża za wydarzeniami, jakby to wszystko działo się gdzieś obok niej, w jakimś filmie.
Zatrzymali go na sali intensywnej terapii. Lekarz, z twarzą zmęczoną dyżurem, podszedł do Anity i powiedział tonem wypranym z emocji:
– Stan ciężki, ale stabilny. Życie nie jest bezpośrednio zagrożone. Liczne obrażenia głowy, kilka żeber pękniętych. Potrzebne będzie leczenie i obserwacja. Proszę się przygotować, że może długo dochodzić do siebie.
Słuchała, kiwając głową. Stan ciężki. Leczenie. Obserwacja. Robert, jej mąż, który jeszcze rano istniał w jej życiu jako niewygodny wyrzut sumienia teraz leżał ciężko pobity.
Usiadła na plastikowym krześle pod ścianą sali. Wpatrywała się w drzwi, za którymi lekarze opatrywali Roberta. Czuła, że musi przy nim zostać.
Godzinę później, winda na korytarzu rozsunęła drzwi i wysiadła z niej Maria. Spięta, z twarzą bladą jak ściana, ale w oczach miała gniew. Szybko podeszła do rejestracji, a potem spojrzała w stronę Anity. Ten jeden moment wystarczył. Anita nie mogła wytrzymać tego spojrzenia, ciężkiego, oskarżającego, jakby teściowa od razu wiedziała, że to wszystko jej wina.
Zanim Maria zdążyła się odezwać, Anita zerwała się z miejsca. Przeszła szybkim krokiem przez korytarz, potem niemal biegiem przez drzwi wejściowe. Zimne powietrze uderzyło ją w twarz, gdy wybiegła na parking. Dopiero tam złapała głęboki oddech. Nie obejrzała się za siebie. Wiedziała, że zostawiła Roberta w rękach Marii. Wiedziała też, że jej ucieczka będzie wyglądała jak przyznanie się do winy. Ale nie miała w sobie odwagi, by spojrzeć jej w oczy ani stanąć w obliczu tego, co zrobiła ze swoim życiem.
Wróciła do domu chwiejnym krokiem, jeszcze pachnąc szpitalnym chlorem, z włosami sklejającymi się od potu i krwi Roberta. Zrzuciła buty w przedpokoju, nie mając siły ich odłożyć. Zimne powietrze, które uderzyło ją w twarz na parkingu, wciąż siedziało jej w płucach, przypominając o tej ucieczce.
Nie miała siły nic zrobić. Nie zmyła z siebie brudu, nie przebrała się tylko położyła się na łóżku tak, jak stała. Obolała, z ciężką głową, od razu zapadła w sen bez snów.
Kiedy otworzyła oczy, pierwsze co zobaczyła to koc, którym ktoś ją przykrył. Odwracając głowę w bok ujrzała postać siedzącą w fotelu tuż obok niej. Zmrużyła oczy, jeszcze niepewna, czy śni.
To był Tomek. Czuwał nad nią, z twarzą zmęczoną, ale czujną.
– Już spokojnie…chciałem się upewnić, że nic ci nie grozi.
Usiadła powoli, rozejrzała się. Mieszkanie było czyste, ktoś je w nocy ogarnął. Buty zniknęły, ubrania były złożone, w kuchni panował porządek. On to zrobił…
Wpatrywała się chwilę w Tomka, jej wzrok zatrzymał się na jego dłoniach. Skóra zdarta na kostkach, czerwone ślady po ciosach. Patrzyła na nie dłużej aż w końcu spojrzała mu w oczy.
– To… to ty… wyszeptała… To ty wtedy…
Tomek nie zaprzeczył. Westchnął ciężko i potarł kark.
– Czuwałem nad tobą. I dalej będę. Zawiesił głos, jakby ważył każde słowo.
– Mój człowiek stoi teraz na warcie pod domem Marii. Ona i Mateusz są bezpieczni.
Anita poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Ktoś naprawdę dba. Ktoś, kto nie musi, a jednak jest.
– Dziękuję
Powtórzyła kilka razy, jakby te słowa były za słabe na to, co czuła.
Siedzieli chwilę w milczeniu po czym Tomek pomógł jej wstać z łóżka i oboje udali się do kuchni. Anita siedziała przy kuchennym stole, w dłoniach ściskała kubek gorącej kawy, choć jej palce wcale nie potrzebowały ciepła. Czuła się jak otępiała, noc, szpital, walka, widok zakrwawionego Roberta, a teraz Tomek, który sprawiał wrażenie, jakby wszystko trzymał pod kontrolą.
Stał przy blacie, z rękami opartymi o jego krawędź. Na twarzy miał powagę, której nie widziała u niego jeszcze nigdy.
– Postaram się przyspieszyć sprawę – powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.
– Ale musisz wytrzymać jeszcze trochę. Cokolwiek się będzie działo, udawaj, że wszystko jest w porządku.
Anita skinęła głową, choć w gardle miała gulę.
– Mamy mało czasu… dodał po chwili ciszy… bardzo mało.
Tomek odsunął się od blatu, wziął kurtkę z oparcia krzesła i założył ją powoli.
– Dam znać, kiedy będę czegoś od ciebie potrzebował, rzucił już w drzwiach, nie patrząc na nią, jakby chciał jej oszczędzić kolejnych wyjaśnień.
– Odpocznij, póki możesz.
Wyszedł, zostawiając ją samą w mieszkaniu, gdzie nagle zapanowała cisza aż nazbyt wymowna. Anita siedziała jeszcze długo przy stole, wpatrzona w czarną powierzchnię kawy, której nawet nie tknęła.
Poniedziałek rano
Poranna inspekcja rozpoczęła się jak zwykle, drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie, a Gabriel wszedł do środka i zamknął je za sobą ciężkim ruchem. Jego krok był wolniejszy niż zwykle, sztywniejszy. Na twarzy miał jeszcze świeże zadrapania, jedno pod okiem, drugie na łuku brwiowym. Dolna warga była spuchnięta i pęknięta, a na szyi znać można było fioletowe ślady, jakby po uderzeniach lub duszeniu.
– Spódniczki w górę, majtki w dół!
Marta i Anita ustawiły się w szeregu, opuszczając majtki i odsłaniając pośladki. Gabriel obszedł je powoli, uderzając wskaźnikiem w dłoń, jakby szukał pretekstu, by uderzyć.
Zatrzymał się za Anitą, zawiesił na niej dłuższe spojrzenie. Potem przeszedł do Marty, tylko krótkim ruchem wskaźnika unosząc jej brodę, by spojrzeć w oczy. Nie odezwał się ani słowem, co było jeszcze gorsze od zwykłych obelg.
Kiedy obie połknęły tabletki i pokazały języki, Gabriel zatrzasnął plastikowe pudełko i skinął głową.
– Ubierać się.
Odczekał, aż obie poprawiły spódniczki i stanęły przy swoich biurkach. Dopiero wtedy odwrócił się do Anity.
– Ty… wskazał na nią zimno palcem… Do mnie. Teraz.
Ruszył w stronę swojego gabinetu, drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem.
Gabinet pachniał ciężko tytoniem i perfumami Gabriela. Anita weszła cicho, czując jak jej serce przyspiesza. Gabriel siedział za biurkiem, ale tym razem nie wyglądał jak niekwestionowany pan i władca. Na skroni miał ciemny siniak, a pod dolną wargą zakrzepłą krew, której nie zdążył do końca zetrzeć.
Nie kazał jej się rozbierać, nie sięgnął po wskaźnik. Spojrzał tylko twardo, mrużąc zmęczone oczy.
– Zejdź na dół do stołówki i przynieś worek z lodem.
Anita uniosła na niego spojrzenie, nie wiedząc, czy dobrze usłyszała.
– Mam kilka otarć, dziwko! Jako pielęgniarka to chyba wiesz jak się nimi zająć?
Anita skinęła głową i bez słowa odwróciła się do drzwi. Wychodząc, słyszała jeszcze, jak Gabriel ciężko opada na fotel i coś przeklina pod nosem.
Anita, wróciła ze stołówki, stała jeszcze chwilę na korytarzu, zanim zdążyła nacisnąć klamkę. W dłoniach ściskała plastikowy worek z lodem owinięty w szmatkę. Był zimny, aż kłuł w palce, ale wcale nie to bolało ją najbardziej. Wiedziała, że za chwilę naprawdę będzie musiała zaopiekować się swoim oprawcą.
W jej głowie kotłowały się myśli. Wczoraj siedziała przy łóżku Roberta, bezsilna wobec jego obrażeń, a teraz… teraz miała zająć się człowiekiem, który go skatował. Mężczyzną, który zrujnował ich życie, upokarzał ją każdego dnia i dla którego była jedynie zabawką do tresury. Czuła w ustach gorycz, jakby połknęła truciznę. Każdy krok w stronę gabinetu był sprzeczny z jej instynktem, sumieniem i sercem. Powinna być teraz przy mężu, tulić go, błagać o wybaczenie, a zamiast tego szła, by schłodzić siniaki jego oprawcy. Paradoks palił ją od środka miała stać się pielęgniarką dla kata. Miała przynieść mu ulgę, choć sama marzyła, by patrzeć, jak cierpi. Zatrzymała się przed drzwiami, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nie mogła się zdradzić. Musiała wejść i zrobić to, czego od niej żądał.
Weszła cicho do gabinetu i zobaczyła Gabriela rozpartego w fotelu, niemal w pozycji leżącej z papierosem w ustach.
– No, wreszcie! Podejdź.
Anita przysunęła się powoli, serce waliło jej jak młotem. Uklękła przy jego fotelu, jakby to było zupełnie naturalne i przyłożyła zimny okład do spuchniętego miejsca na czole. Gabriel syknął, lecz nie cofnął głowy. Patrzył na nią uważnie.
– Delikatniej!
Warknął, choć tak naprawdę cieszył go jej ostrożny dotyk.
Anita przesuwała lód powoli, przykładała raz do policzka, raz do skroni. Widziała, jak kropla topniejącej wody spływa po jego twarzy, zatrzymując się przy ustach. Wzięła drugą szmatkę ze stolika i otarła ją ostrożnie, nie podnosząc wzroku. Czuła się, jakby pielęgnowała drapieżnika, który tylko na chwilę pozwolił jej zbliżyć się do siebie. Zmieniła stronę okładu i powtórzyła ruchy. Jego oddech pachniał tytoniem i alkoholem, a atmosfera w gabinecie gęstniała. Kiedy przesunęła się nieco niżej, do linii szczęki, Gabriel nagle złapał ją za nadgarstek i odsunął jej dłoń. Uśmiechnął się krzywo, gasząc papierosa w popielniczce.
– Sam zimny lód nie wystarczy!
Uniósł rękę i leniwie wskazał palcem na swój rozporek. Spojrzenie miał, chłodne i pewne siebie. Nie powiedział nic więcej, żadnych wyzwisk, żadnych instrukcji.
Anita zamarła, wciąż klęcząc obok fotela. Serce zaczęło walić jej w piersi, a w ustach nagle zaschło. Wiedziała, że to nie jest prośba. Gabriel celowo nie dodał żadnego słowa, zostawiając jej tylko gest, z którego jednoznacznie wynikało, czego od niej oczekiwał.
W jej głowie kłębiły się myśli, upokorzenie, strach, a zarazem dziwne poczucie, że już nie ma odwrotu. Odłożyła okład na stolik, po czym przesunęła się bliżej jego kolan. Rozpięła guzik i rozporek. Czuła, jak spływa po niej zimny pot, gdy jego spodnie rozchyliły się.
Gabriel ani drgnął siedział z rękami opartymi na podłokietnikach, obserwując każdy jej ruch.
Anita pochyliła głowę, policzki miała rozpalone. Wiedziała, że milczenie z jego strony było gorsze niż jakiekolwiek rozkazy. On chciał, żeby sama pokazała, że rozumie swoją rolę.
Ostrożnie wsunęła dłoń, uwalniając go z ciasnoty spodni. Penis już nabierał twardości. Zamknęła powieki, biorąc głęboki wdech, po czym nachyliła się i przesunęła językiem po samym czubku, zbierając pierwsze krople wilgoci.
Gabriel westchnął, ale nie odezwał się ani słowem.
Anita poczuła, jak jej własne ciało reaguje, serce dudniło, a gdzieś głęboko pod skórą tliło się to znajome, nienawistne mrowienie. Otworzyła usta szerzej, powoli wsuwając go do środka.
Rytm narzucała sama, posuwała się coraz głębiej, cofając się i znów spijając go ustami. Gabriel obserwował z góry, zimny, nieprzenikniony. Co chwilę przytrzymywała się jego uda, czując, że jej gardło odmawia posłuszeństwa, ale mimo to nie przestawała. Ciszę w pomieszczeniu przerywały tylko jej przyspieszony oddech i mokre odgłosy ssania. Gabriel wciąż milczał, aż w końcu położył ciężką dłoń na jej głowie, bez pośpiechu, raczej jak znak, że to on ma ostatnie słowo.
Dopiero wtedy wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia, a Anita zrozumiała, że właśnie tego od niej oczekiwał, pełnego oddania, bez jednego słowa sprzeciwu.
Gabriel przycisnął jej głowę mocniej do siebie. Anita zakrztusiła się, ale nie miała odwagi się odsunąć. Czuła, jak jego oddech staje się cięższy, a palce mocniej zaciskają się w jej włosach. Nie musiał mówić niczego, ciało samo podpowiadało jej, że finał jest blisko. Zatrzymała się na chwilę, oblizała go, potem wróciła do rytmu, szybciej, głębiej, aż poczuła nagłe drgnięcie.
Jego biodra uniosły się lekko, a gorąca sperma wypełniła jej usta. Zakrztusiła się znowu, ale Gabriel nie poluzował chwytu, czekał, aż połknie wszystko.
Dopiero gdy przełknęła, wysunął się z jej ust, a ona ciężko dysząc osunęła się na kolana. Gabriel, sięgnął po paczkę chusteczek leżącą na biurku i rzucił je jej pod nogi.
– Wytrzyj się!
Oczyściła usta i brodę mając nadzieję, że to koniec.
Gabriel nachylił się lekko i patrzył jej prosto w oczy.
– A teraz powiedz mi, kim jest ten czarny skurwiel, który wyskoczył na mnie w twoim domu?
Jego głos był zimny, wyraźnie podszyty złością.
Anita przełknęła ślinę i odwróciła wzrok.
– Nie wiem… Naprawdę nie wiem… wyszeptała, kłamiąc bez mrugnięcia.
Gabriel milczał chwilę, przyglądając jej się badawczo. Potem wstał, zapalił papierosa i wydmuchnął dym prosto w jej stronę.
– Może i nie teraz, ale wcześniej czy później i tak się dowiem.
Odstawił popielniczkę na biurko, a jego ton stał się znów lekceważący:
– Wracaj do roboty.
Anita podniosła się powoli, wrzuciła chusteczkę do kosza i wyszła pospiesznie. Wracając z powrotem do biura, starając się utrzymać twarz niewzruszoną. Marta jednak od razu podniosła wzrok znad dokumentów i wbiła w nią spojrzenie pełne troski.
– Wszystko w porządku?
Zapytała cicho, jakby bała się, że ktoś podsłucha.
Anita odwróciła wzrok, ale tym razem nie wytrzymała. Pękła. Oparła się o blat biurka i wyszeptała.
– Gardzę sobą, Marta. Przed chwilą zrobiłam mu loda… a najgorsze jest to, że zamiast czuć obrzydzenie, jestem podniecona.
Marta zerwała się z krzesła i od razu złapała ją za ramiona.
– Anita, to nie ty. To te pieprzone tabletki. One cię zmieniają, one robią z tobą to wszystko. Masz się ogarnąć, słyszysz?
Anita spuściła głowę, a po policzkach zaczęły jej spływać łzy. Marta przyciągnęła ją do siebie i mocno objęła, przytulając, jakby chciała ochronić ją przed całym światem.
– Dasz radę! – szepnęła
Kilka minut później, gdy emocje opadły, obie usiadły z powrotem do pracy, starając się zachowywać tak, jakby nic się nie wydarzyło. Ale ciężar tej rozmowy wciąż wisiał między nimi.
Reszta dnia minęła spokojniej. Dokumenty, telefony, krótkie przerwy. Ani Gabriel, ani Katarzyna nie pokazali się już więcej. Anita mechanicznie wykonywała obowiązki, a gdy w końcu nadszedł koniec dnia, czuła się wyprana z emocji, jakby jej istnienie sprowadzało się tylko do posłuszeństwa i przetrwania kolejnej godziny.
**Dwa tygodnie później**
Anita coraz bardziej wtapiała się w rytm pracy w House Ranking, inspekcje, tabletki, obowiązki i kolejne testy lojalności. Z każdym dniem jej wewnętrzny opór słabł, a kolejne granice przesuwały się coraz dalej.
W tym samym czasie Robert dochodził do siebie po pobiciu. Fizycznie stawał na nogi, ale psychicznie był wrakiem, pełen gniewu, zawodu i niedowierzania. Maria, która od początku miała Anicie za złe każdy krok, teraz naciskała jeszcze mocniej. Postawiła Robertowi ultimatum: albo on weźmie Mateusza pod swoje skrzydła, albo ona sama zajmie się wnukiem i odetnie Anitę od dziecka.
Robert nie miał już w sobie siły walczyć. Bez długich dyskusji wysłał Anicie papiery rozwodowe. Napisał tylko, że może mieszkać w domu do czasu rozprawy, ale na tym koniec.
Anita, trzymając w dłoniach dokumenty, poczuła jakby ktoś brutalnie postawił kropkę nad jej małżeństwem. Zdrada, upokorzenia i praca dla House Ranking sprawiły, że straciła wszystko na czym jej tak bardzo zależało. Męża, syna, normalność. Została jej tylko gra, którą musiała rozegrać do końca.
Sobota.
Anita siedziała w kuchni nad filiżanką zimnej już kawy. Przed sobą miała rozłożone papiery rozwodowe, grube, oficjalne arkusze, które pachniały końcem wszystkiego, co do tej pory uważała za stabilne. Każde słowo bolało, każde zdanie wydawało się wyrokiem. Robert był stanowczy, pozwalał jej mieszkać w domu do rozprawy, ale poza tym ich małżeństwo zostało przekreślone. Patrzyła na dokumenty tak długo, że litery zaczęły się rozmazywać. Czuła się jakby ktoś wyciął jej serce, z jednej strony gniew, że Robert podjął decyzję tak szybko, z drugiej świadomość, że sama doprowadziła do tej sytuacji.
Gdy tak siedziała pogrążona w myślach, rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła, w progu stał Tomek. Na jego twarzy malowało się napięcie, którego wcześniej u niego nie widziała.
– Muszę ci coś powiedzieć
Zaczął bez powitania, wchodząc do środka.
Anita poczuła, jak serce wali jej jak młotem. Usiadła ciężko na krześle, gdy Tomek usiadł naprzeciwko.
– Karolak nie żyje… wypalił krótko.
– Dzisiaj rano został zastrzelony.
Świat zawirował jej przed oczami. Jeszcze wczoraj Karolak był dla niej uosobieniem zła, źródłem jej cierpienia, pionkiem w machinie House Ranking, który ją sprzedał. A teraz… już go nie było.
Zacisnęła dłonie na kartkach rozwodowych, gniotąc je pod palcami. W jednej chwili wszystko spadło na nią naraz. Śmierć Karolaka i rozpad małżeństwa.
Jej pierwszą reakcją był chłód. Nie współczucie, nie ulga, tylko chłód. Karolak dostał to, na co zasługiwał, ale wcale nie czuła się lżej. Wręcz przeciwnie.
– Więc… to już?… wyszeptała, patrząc w papiery.
– Karolak martwy… a Robert mnie zostawił.
Głos jej się załamał, a łzy napłynęły do oczu.
Tomek milczał, obserwując ją uważnie. Widział, że walczy ze sobą, że rozdarcie między gniewem, smutkiem i przytłaczającą pustką niemal ją paraliżuje.
Anita siedziała skulona przy stole, w dłoniach gniotąc papiery rozwodowe, jakby chciała je rozerwać na strzępy i udawać, że nic się nie wydarzyło. Przed oczami miała obraz Karolaka, aroganckiego, pewnego siebie. Teraz wiedziała, że ktoś pociągnął za spust i już go nie ma. Ale to nie dawało jej ulgi.
Z boku, na kredensie, leżał portfel. Pusty. Ostatnia pensja, oszczędności, wspólne pieniądze, wszystko poszło na łapówki, na plan, który miał doprowadzić do tego, że jej życie wróci do normalności. Teraz Karolak był martwy, a ona została z niczym.
Tomek patrzył na nią chwilę w milczeniu. Widział, że mówić więcej nie ma sensu, bo była załamana, niezdolna do przyjęcia kolejnych informacji.
– Odpocznij
Powiedział tylko, wstając od stołu.
– Wpadnę innym razem.
Jego głos był spokojny, ale w oczach widać było cień troski.
Anita nie odpowiedziała. Siedziała bez ruchu, wpatrzona w zmięte kartki, jakby były jedyną rzeczą, która trzyma ją jeszcze przy rzeczywistości.
Tomek wyszedł, zamykając cicho drzwi.
Zostawił ją samą w pustym domu, w którym nagle zrobiło się jeszcze zimniej i ciszej niż zwykle.
Jak Ci się podobało?