Marta i natarczywy biznesmen

7 lutego 2020

33 min

Opowiadanie w moim starym stylu. Jeśli ktoś go lubi - polecam. Jeśli nie - odradzam.

Do intensywnie zaangażowałam się w działalność fundacji wspierającej domy dziecka. Sama wychowywałam się bez ojca. Kiedy matka trafiła na kilka miesięcy do szpitala, ja, jako nastolatka, znalazłam się na ten czas właśnie w bidulu.

Atmosfera w naszym domu dziecka była koszmarna. Starsi chłopcy znęcali się nad młodszymi, zdarzały się przypadki przemocy seksualnej, pamiętam jak drżałam o swą cnotę... Dlatego, kiedy dorosłam, zainteresowałam się pomocą dla podobnych przybytków. Szczególnie dla tego w naszym miasteczku. Był mały, więc wychowawcom udało się mimo że wychowankowie nie byli aniołami, stworzyć przyjazny, a wręcz zaryzykowałabym określenie - rodzinny - klimat. Niestety, stary budynek wymagał tak gruntownego remontu, że pojawiło się widmo zamknięcia placówki. Nasza fundacja musiała zdobyć fundusze.

Swoją działalność intensyfikowaliśmy w grudniu, przedświąteczny czas sprzyjał zbieraniu datków dla naszych podopiecznych. Często wysyłano mnie do jakiegoś prezesa, abym prosiła o wsparcie, uważano iż wobec młodej, atrakcyjnej kobiety wpływowy biznesmen zechce wykazać się gestem.

Podobnie było i teraz. Szef naszej fundacji zadzwonił, bym udała do największej firmy w regionie i porozmawiała z prezesem.

- Tylko koniecznie załóż jakąś minispódniczkę! Odstaw się powabnie, na lalunię... jak to tylko ty potrafisz… Choć i tak jesteś dżaga. Wiadomo, że oni mają potężną kasę i do tego lansują się na firmę odpowiedzialną społecznie.

Nie musiał mi powtarzać, jak ważna jest duża suma. Dom dziecka z ulicy Warszawskiej był w fatalnej kondycji i tylko istotne wsparcie mogło go uratować. Byłam wyjątkowo zmotywowana.

Postanowiłam rzeczywiście założyć mini, moją ulubioną, małą czarną. Czarne kozaczki z dość wysokimi cholewkami na niemałej szpilce, pończochy oraz grafitowy, dopasowany żakiet. Przejrzałam się w lustrze i skonstatowałam, że wyglądam całkiem seksi. Niczym reprezentacyjna sekretarka ważnego szefa, który chce się nią pochwalić kolegom łasym na kobiece wdzięki.

Prezes okazał się eleganckim i przystojnym facetem tuż po czterdziestce. Miał na imię Dawid. Podobno rodzice nadali mu to imię na cześć Rockefelera. Ojciec zaczynał jako pomocnik mechanika w Niemczech, mimo, że miał wykształcenie jedynie podstawowe, przez lata pracy dorobił się majątku na ściąganych z Niemiec autach. Wtajemniczeni twierdzili, że kradzionych. Syn, już gruntownie wykształcony, z tytułem MBA londyńskiej uczelni, przejął schedę i wykorzystując swe międzynarodowe kontakty, prowadził ją ze światowym rozmachem.

Dawid, poznając mnie, szarmancko pocałował mnie w kokieteryjnie podaną dłoń, co uznałam za dobry prognostyk, wiedziałam wszak, że na Zachodzie nie zwykło się cmokać kobiet w rękę.

Od początku lustrował mnie wzrokiem. Odnisław wrażenie, że wręcz - drapieżnym wzrokiem. Wiódł nim za moją pupą, zanim ją ulokowałam na kanapie. A najwyraźniej tak mnie usadził, by dogodnie obserwować moje nogi. Peszyło mnie to dosyć, odruchowo próbowałam obciągać w dół miniówkę, ale była ona jednak dość krótka. Moje usiłowania obciągnięcia w dół spódniczki chyba jedynie go rozbawiały.

W tym czasie prawił o tym, jak to ich firma jest odpowiedzialna społecznie.

Nagle wtrącił:

- Jest pani przeuroczą kobietą.

- Dziękuję… jest pan niezwykle miły... – uśmiechnęłam się, nieco stremowana.

- Prawdziwa dama, jeśli chodzi o szyk. A ponadto... ma pani zjawiskowo zgrabne nogi.

Zupełnie nie wiedziałam jak na to zareagować. Najwyraźniej zamierzał mnie podrywać… Skłamałabym, twierdząc żeby mi to nie schlebiało.

- Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba tych komplementów… Każda kobieta ma swoje wady i dostrzega je…

- Doprawdy? A więc jakie ma pani wady? Bo ja ich nie widzę…

Rozmowa biegła na dziwne tory. Nie wiedziałam jak się zachować. Przecież nie powiedziałabym mu, że mam za duży tyłek, czy nieco obwisły, acz spory biust…

- Och… Nie rozmawiajmy o tym… To tu mam za dużo…. To tam…

Lecz on nie ustępował.

- Gdzie ma pani za dużo? Nie mówi pani chyba o biodrach? Milo mi było patrzeć , jak zgrabnie pani nimi kołysze…

Pomyślałam, że całkiem zgrabnie określił to, jak kręcę tyłkiem... A on nie przestawał.

- Poza tym, ja lubię, gdy kobiety mają czym oddychać i na czym siedzieć...

Zarumieniłam się i jeszcze bardziej speszyłam. Ale z drugiej strony, sporą przyjemność sprawiło mi to, że się mu spodobałam. No i wyraźnie skomplementował to, że mam pokaźny biust i chyba nie przeszkadza mu to, że mam sporą pupę... Zdaje się, że wręcz przeciwnie.

- Panie prezesie, czyżby pan oceniał moją figurę? - uśmiechnęłam się i filuternie zmrużyłam oczy.

Ależ oczywiście, że oceniał! Czułam jego wzrok na sobie, wydawało mi się, że wręcz mnie nim rozbiera! Moja nadmierna wyobraźnia podsuwała mi obrazy, że wzrokiem ściąga ze mnie żakiet, że wtedy dopiero widzi, dzięki obcisłej bluzce, doskonale przylegającej do piersi, jak obfity mam biust. Że zaraz zachce wzrokiem rozpinać guziki tej bluzki, żeby zobaczyć moje cycki w samym staniku! A przecież dziś założyłam najelegantszy i najseksowniejszy biustonosz jaki miałam w swej szafie... Koronkowy, wręcz prześwitujący, solidnej francuskiej roboty...

- Ależ oczywiście, że oceniam pani figurę... Jak najlepiej ją oceniam! Jako nienaganną, jako powód do wetchnień wielu mężczyzn! Coś mi mówi, że nie dają pani spokoju!

- Proszę… nie rozmawiajmy już o mnie, ale o dzieciach.

- Oczywiście. Ale dzieci będą miały wielkie wsparcie, głównie dzięki takiej milej i wyjątkowo atrakcyjnej pani… profesor... Dobrze zapamiętałem, że uczy pani historii?

Prezes patrzył wymownie na moje nogi… na biust… zaczęłam się bać, że uzależni pomoc dla domu dziecka od tego, czy uda mu się mnie poderwać… A tu jakby wszystko ku temu zmierzało. W duchu sama zadawałam sobie pytanie - "A jeśli tak, to czy pozwolić mu się poderwać???"

- Wiele o pani słyszałem… Wiem że jest pani pasjonatką i kobietą z zasadami. Ma pani wielkie serce.

- Nie sądziłam, że jestem tak popularna… Skąd się pan o mnie dowiedział?

Moja babska ciekawość od zawsze zdawała się być niepomierną…

- Zewsząd! Ale też dowiedziałem się wiele od naszego szefa rady nadzorczej, to on polecił mi panią zaprosić.

Przypomniałam sobie tego szefa rady. W ubiegłym roku poznałam go na balu charytatywnym. Adorował mnie tam nad wyraz nachalnie. Typowy cwaniak, otyły, dobrze po pięćdziesiątce. W tańcu przytulał się zbyt blisko, kadził mi komplementami na pograniczu przyzwoitości, jakby chciał wybadać, czy byłabym gotowa przespać się z nim. Zawsze miałam słabość do facetów z kasą, może też wtedy zbyt kokieteryjnie się do niego uśmiechałam i dlatego pozwalał sobie na zbyt wiele, jednak wreszcie dałam mu do zrozumienia, że nie ma doczynienia z kobietą "łatwą", że nie wskoczę mu do łóżka. A może to moja piękna, długa, czerwona suknia kusiła zbyt wyciętym dekoltem z którego filuternie spozierał różowy, koronkowy stanik? Fakt, że biznesmen nie zaprzestał swych usiłowań uwiedzenia mnie... Próbował mnie obściskiwać, posunął się do tego, że złapał mnie w tańcu za pupę. A ja? Cóż. Nie mogłam przecież odstraszyć strategocznego darczyńcę.

Przy stole, bezwarunkowo musiał siedzieć obok mnie. Nie dość, że wówczas bezczelnie zapuszczał mi żurawia w dekolt, to rzucał odważne komplementy, typu - "ma pani kuszący dekolcik!" i sprośne żarciki, w których główną rolę odgrywały kobiece cycki. Wielkie, kobiece cycki. Na przykład: "Murzynka do dziecka: - Masz cycka, tylko nie odchodź daleko." Ależ się przy tym zaśmiewał.

- Rozumiem… Doskonale pamiętam tego pana z ubiegłorocznego balu charytatywnego. - Mówiłam do Dawiada. - Był najbardziej hojnym ze sponsorów...

- On właśnie mówił mi, że jest pani piękną i elegancką damą i kobietą z zasadami. Teraz też zechce z panią porozmawiać…

"To już wiem, czego się po nim spodziewać. Teraz będzie miał koronny argument w rękach... Żeby tylko ja nie trafiła w jego łapska! A przecież na tym balu już zapraszał mnie na romantyczną kolację... Jego rączki aż nadto sadziły się pod moja suknię."

- Wasza fundacja oczekuje od nas bardzo dużej sumy na ten dom dziecka. To jest realne, ale na pewno nie będzie łatwe.

- Rozumiem. Czy mam przygotować jakieś rozszerzone materiały dotyczące tego ośrodka?

Prezes patrzył na mnie pożądliwie. Zmierzył od stóp do głów, aż przebiegły mnie ciarki. Domyślałam się, że szuka okazji, żeby się do mnie zbliżyć...

- Właściwie to nie tyle trzeba materiałów, co wystarczy żeby pani mi to dokładniej przybliżyła? Może po prostu wybierzemy się razem do tego domu dziecka?

Bardzo ucieszyłam się z tej propozycji, gdyż oznaczała, że pieniądze faktycznie są realne.

- Kiedy chciałby pan tam pojechać?

- Choćby jutro.

- Nie spodziewałam się tak szybkiej reakcji. A więc już dzwonię do dyrektorki!

Kiedy wychodziłam z biura prezes odprowadził mnie, miałam świadomość, że wpatruje się baczniew moją figurę… I ocenia. Nieco za dużą pupę rekompensowały długie, zgrabne nogi. Kozaczki na wysokim obcasie jeszcze bardziej je wydłużały.

Na pożegnanie ponownie ucałował moją dłoń.

Tego dnia długo nie mogłam usnąć. Wciąż myślałam o przystojnym prezesie. Wyobrażałam sobie, że w przeciwieństwie do starego szefa rady nadzorczej, jemu pozwalam się zaprosić na romantyczną kolację... Fantazjowałam, że po niej ląduję, w swej wytwornej, wieczorowej sukni w wytwornej, obszernej limuzynie. Pod roznamiętnionym i zuchwałym prezesem... Wkrótce obie moje eleganckie szpilki wbijaja się w sufit eleganckiego auta... zaś czysty dźwięk muzyki klasycznej płynący z głośników, stopniowo zostaje zagłuszany przez moje jęki...

Nie wytrzymałam. Musiałam podwinąć spódniczkę. Zsunęłam na bok stringi. Musiałam. Pragnęłam sobie głośno pojęczeć...

Jednak nawet gdy zasnęłam, natrętny prezes wciąż nie  chciał dać mi spokoju... Przyśnił mi się w swym nienagannie skrojonym garniturze, pachnący drogą wodą kolońską. Najpierw na balu w jakimś zamku tańczył ze mną wytwornie, zdradzając niemal dworskie maniery. Moja piękna suknia zamaszyście zamiatała posadzki komnaty. Potem szepnął, że zechce mi pokazać tajne zamkowe skrytki. Podążałam za nim krętymi, kamiennymi schodkami do lochów. Tam już czekała... sala tortur! A w niej??? Szef rady nadzorczej! Obaj biznesmeni urządzili sobie ze mnie zabawkę! Cel ich okrutnych poniewierań. A narządzia do nich posiadali zgoła doborowo przystosowane. Z ich rozporków wyskoczyły dwa pale! Dwa tarany, którymi mieli mnie katować. Co też skwapliwie uczynili. W swej eleganckiej sukni zostałam przez nich brutalnie zgwałcona. Swe drągi pakowali bezlitośnie w me ciasne dziurki, męcząc mnie biedną bezpardonowo. Grube mury, zamkowych, bezdennych piwnic tłumiły moje piski... szlochy i jęczenia...

Pastwił się zwłaszcza szef rady.

- Nie chciałaś paniusiu wybrać się ze mną na randkę, to trafiłaś do lochów. Nie chciałaś grzecznie possać mojej pałki, to teraz zostaniesz nią wykołatana! Zamiast przyjąć moje strzały na buźkę, przyjmiesz je bez zabezpieczenia w pizdeczce...

Obudziłam się cała zlana potem. I nie tylko... Moja dłoń, jak przyspawana, tkwiła w majtkach.

***

Prezes przyjechał po mnie - i zaprosił do dużej i eleganckiej limuzyny. Jeszcze nigdy w życiu w takiej nie siedziałam. W środku było sporo przestrzeni. Przez głowę przebiegła mi głupia myśl - "A więc jest dokładnie, jak w mojej fantazji... Dużo miejsca... i sufit oczekujący na wbicie moich szpilek..."

Tego dnia znów założyłam seksowne kozaczki i minispódnicę. Z pełną premedytacją, żeby pokazać Dawidowi moje zgrabne nogi.

Teraz widziałam jak, kątem oka, gapił się na moje uda. Więc położyłam na kolanach torebkę.

Podczas jazdy był rozmowny i dowcipny. Gdy mówił coś szczególnie wesołego, łapał mnie za kolano. Jakoś wyjątkowo to na mnie działało. Czułam, że aż przebiegają mnie dreszcze.

Odniosłam wrażenie, że biznesmen częściej patrzy na mnie niż na drogę. Wręcz bałam się tej jazdy. Jednocześnie, uśmiech właściwie nie schodził z jego twarzy.

Wypytywał się o mnie, o moje zainteresowania, o to czy mam rodzinę. Wiadomość, że jestem panną, do tego samotną, przyjął wręcz entuzjastycznie. Kiedy wyjawiłam, że pasjonuję się modą, komplementował mój styl ubierania i obecną kreację.

- Wygląda pani fantastycznie w tej mini! Gdybym był pani szefem, nakazałbym pani chodzić wyłącznie w krótkich spódniczkach!

Lał miód na moje uszy, a ja łykałam to jak nastolatka. Uwielbiałam gdy ktoś wychwalał mój styl, a zwłaszcza moje nogi...

- No to jest pan despotycznym szefem! - zaśmiałam się - Jako pańska podwładna byłabym chyba nieustannie  narażona na akieś nakazy... dyspozycje... - Ku memu zdziwieniu - podnieciła mnie taka myśl.

- Ma pani rację! Uwielbiam zarządzać firmą... ludźmi. A pani szczególnie upodobałbym sobie wydawać polecenia!

Jego uśmiech był tyleż szeroki, co  szczery.

- Ochh... Jakież to jeszcze wydawałby mi pan polecenia? - dopytywałam kokieteryjnie.

- Hmm... Myślę, że byłoby ich wiele... bo, nawet pani sobie nie wyobraża, jak bardzo jestem pomysłowy w takich kwestiach - nie przestawał szczerzyć zębów - ale na przykład chciałbym, żeby nosiła pani pończochy ze szwem. Takie klasyczne. Bardzo je lubię.

- Widzę, że nie dość, że ma pan wyrafinowane gusta, to jeszcze zna się pan dobrze na damskiej garderobie intymnej... - chciałam, żeby to zabrzmiało z pozoru jak przytyk, a tak na prawdę było dla niego pochwałą.

- Hmm... czy znam się? Lubię gdy kobiety noszą pończochy... A właśnie? Pani je nosi?

Jest dobry w zagęszczaniu atmosfery - pomyślałam. Nie ma powodu się migać od odpowiedzi, a z drugiej strony stawia mnie w sytuacji, że muszę mu wyjawiać sekrety mojego ubioru...

- No proszę... chce pan, żebym panu zdradzała moje kobiece tajemnice intymne...? Co mam pod spódnicą...?

Nie myliłam się, że moje słowa: "co mam pod spódnicą" - zadziałają na niego szczególnie.

- Chcę! - zaśmiał się - Koniecznie! Zwłaszcza, jak pani sama mówi, w kwestii, co ma pani pod spódnicą!

- Ach! Odważny z pana mężczyzna... No cóż, skoro tak... to dobrze...przyznam się. Lubię nosić pończochy... - wypowiadając to zawstydziłam się, ale jednocześnie sprawiło mi to dużą frajdę.

- Hmm... No dobrze... To miłe, że zdradza pani swoje tajemnice... a czy teraz też ma pani na sobie pończochy?

"A to drań! Idzie za ciosem! Ależ ja lubię takich!"

- No cóż... pan mnie zawstydza... no ale dobrze, skoro już panu zaczęłam zdradzać moje sekrety... więc... niech będzie... mam na sobie pończochy...

- Mmm! To ja teraz o niczym innym nie będę myślał, jak tylko o tym, co ma pani pod tą spódniczką... - ostatnią część zdania wypowiedział wolniej i niższym tonem.

Zarumieniłam się z powodu dwuznaczności ostatnich słów. "Pod spódniczką" - oznaczało pończochy, a mogło oznaczać znacznie więcej...

A młodego prezesa jakby podnieciło moje zaczerwienienie. I brnął dalej.

- Taka elegancka kobieta, wytwornie nosząca pończochy, zapewne musi lubić elegancką bieliznę. Nieprawdaż?

"Łajdak! Ale trafił w punkt! I co ja mam teraz powiedzieć?"

- I co ja mam panu powiedzieć...?

- Prawdę! Szczerą prawdę, że na przykład ceni pani sobie koronkową bieliznę!

- Widzę, że ja właściwie nic nie muszę dodawać... Sam pan wszystko wie... - mówiąc to, zdradzałam zawstydzenie. Pomyślałam, że on sobie wyobraża, jak te koronkowe majtki, które dziś założyłam, przylegają do mojego ciała... zdradzają kształt mojej szparki...

- Ależ nie wiem. To pani musi mi powiedzieć.

- Wcale nie muszę... Panie prezesie, ta rozmowa zmierza na niepożądane obszary...

- Hmm... Jak pani sobie życzy... - pochmurnie, bez cienia uśmiechu, wręcz urzędowo odpowiedział mężczyzna.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę go zniechęcać, bo przecież zabiegam o jego kasę.

Uśmiechnęłam się.

- No dobrze... noszę koronkową bieliznę...

Sprawiało mi sporą przyjemność zdradzanie intymnych sekretów, tak samo jak to, że mu się spodobałam. Wiele kobiet marzyłoby o tym, żeby zwrócił na nie uwagę taki bogaty, przystojny i energiczny prezes.

A ten uśmiechnął się teraz. wyczułam w tym uśmiechu rodzaj lubieżności. Jakby zdawał się mówić - "A więc to jakaś elegancka koronka właśnie opina pani cipkę!"

Kiedy dojechaliśmy na miejsce Dawid szybko wyszedł i otworzył mi drzwi. Zachował się jak dżentelmen, ale gdy wysiadałam gapił się, jakby miał nadzieję, że uda mu się zajrzeć pod spódniczkę. Jakby chciał dojrzeć tę koronkę...

Dyrektorka oprowadzała nas po ośrodku. Spotkałam tu wielu swoich byłych i obecnych uczniów. Miałam wrażenie, jakby byli zaskoczeni, że jestem w króciutkiej spódniczce. W szkole nigdy nie widzieli mnie w mini. Usłyszałam nawet z boku kilka szeptów typu:

- Niezła dżaga z tej naszej historycy.

- Założyła kieckę, jak rasowa suczka.

- Ciekawe na co pozwala temu bogatemu lalusiowi?

Nie wiedzieć czemu, podniecały mnie te komentarze. Prezes chyba też je usłyszał, bo uśmiechnął się i nagle objął mnie. Normalnie odepchnęłabym go, ale przecież to nasz potencjalny sponsor. Więc jedynie odwzajemniłam uśmiech. Tymczasem on, bardziej ośmielony i chyba nakręcony ich komentarzami, jakby kierując mnie do przodu, położył rękę na mojej pupie! Nie wiedziałam jak zareagować...

No i natychmiast usłyszałam kolejne komentarze, wygłaszane teatralnym szeptem.

- No patrzcie jak się przed nim mizdrzy...

- A taka niby cnotka-niewydymka...

Peszyło mnie to i zawstydzało. A z drugiej strony, podniecało niemożebnie. Wręcz w duchu myślałam: - "No panie prezesie, na co tu panu pozwolić?" Miałam poczucie, że gdyby zaciągnął mnie do jakiejś bocznej salki, pozwoliłabym mu na wiele...

Tymczasem Dawid zachwycił się budynkiem.

- Uwielbiam przedwojenne domiszcza. Mają duszę! Tu pewnie są jakieś sekretne miejsca, może tajemne przejścia?

- Nic nie wiem o sekretnych przejściach, ale jak tu przebywałam jako nastolatka, pamiętam, że uwielbialiśmy chować się, buszować na strychu.

- Musi mnie tam pani zaprowadzić!

Droga wiodła po starej, długiej drabinie. Oczywiście musiałam iść pierwsza; Dawid jako rasowy dżentelmen trzymał drabinę. Najwyraźniej miał w tym swój cel... Moja krótka spódniczka pokazywała zbyt wiele... Wchodziłam zawstydzona. Ale też liczyłam na to, że dostrzeże pończochy. Uwielbiam, gdy mężczyźni odkrywają tę moją słodką tajemnicę...

Kątem oka spostrzegłam, że dwóch chłopców podeszło do prezesa i zaproponowało mu pomoc w trzymaniu drabiny. "A więc teraz jeszcze dwaj gówniarze mają możliwość zaglądać mi pod kieckę! Dlaczego to mnie tak podnieca?! Czy to możliwe, żeby zobaczyli też majtki? Chyba nie... Przecież to te koronkowe stringi!"

Usłyszałam szepty urwisów.

- Niezła laska, fajne ma szyny.

- Istotnie. Wyjątkowo zgrabne nogi... - szeptem odpowiedział młodzianom biznesmen.

- Już ją pan "ten teges"...? - Chłopak dwa paluszki ułożył w kółeczko i palcem wskazującym drugiej dłoni wjeżdżał w to kółeczko, po czym wycofywał się, i tak kilka razy, symulując stosunek płciowy.

Dawid tylko zaśmiał się, jakby odpowiadając chłopcu "nie potwierdzam, nie zaprzeczam" i poszedł za mną na górę.

Na strychu królował bałagan - istna rupieciarnia. Stary wielki globus, sukienki z lat 50-tych, przedwojenne książki, wielka skrzynia, zniszczone, częściowo połamane łóżko.

- Kocham takie klimaty! - zakrzyknął Dawid - Urokliwe, tajemnicze miejsca. Na pewno pani, jako nastolatka, przychodziła się tutaj całować!

- Widzę, że ma pan wyobraźnię. - Zaśmiałam się. - Łatwo mnie pan rozgryzł.

Biznesmen objął mnie. To cudowne uczucie, znaleźć się w silnych ramionach takiego mężczyzny. Czułam, jak miękną pode mną nogi. Patrzył mi prosto w oczy i prawił komplementy.

- Jest pani zjawiskowo piękna. Zgrabna jak Afrodyta. I taka wytworna... elegancka... Jest pani prawdziwą damą!

Facet wiedział, jak zagrać na emocjach. Jestem strasznie łasa na komplementy i łatwo się rozklejam w takich momentach. Zwłaszcza gdy prawi je taki dżentelmen, przystojny i... bogaty.

- Och... dziękuję za miłe słowa... jest pan prawdziwym dżentelmenem... ale ja jestem... szarą myszką...

Oczywiście kokietowałam tą skromnością. Bardzo chciałam kokietować. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem elegancką damulką, za którą panowie oglądają się na ulicy.

- Szarą myszką...?! No myszką, to może i tak... - zaśmiał się.

I zaczął powoli zbliżać swoją głowę w moim kierunku. Boże, jak ja bardzo tego chciałam! Wręcz pragnęłam, żeby był nieco brutalny. Żeby brał się za całowanie nie pytając mnie o zgodę. A nwet wbrew mojej zgodzie!

Kiedy zbliżał swe usta do moich, jednocześnie mocno mnie ściskając, jakby dla potwierdzenia, że wpadłam w jego sidła, czułam jak mięknę... jak bije mi serce... Myślałam, że zemdleję.

Gdy już jego wargi miały dopaść moich ust, odchyliłam je w bok, szepcząc:

- Nie... nie...

Oczywiście cała moja dusza krzyczała: "Tak! Tak!"

Dawid, minąwszy się z moimi ustami, zaczął całować szyję... kark... Ja oczywiście nadal protestowałam. Ale nie opierałam się.

- Marto. Od kiedy cię ujrzałem, myślałem tylko o jednym... o zdobyciu cię!

- Ależ panie prezesie... widzę, że drzemie w panu natura zdobywcy... ale chyba nie sądzi pan, że ja jestem taka... łatwa... - słowo "łatwa" wypowiedziałam wolniej - do zdobycia?

Nazwanie go "zdobywcą" niewątpliwie pobudziło męskie ego do działania, bo usta prezesa zjechały na mój dekolt i całowały intensywniej.

Moje pytanie pozostawił bez odpowiedzi, natomiast obsypywał nadal komplementami, mówiąc, że jestem piękna i że mam śliczny biust. Tu trafił w mój czuły punkt...

- Masz taki piękny rowek! - jego usta wdzierały się w dekolt. Dotarły do stanika.

- O! Jaki piękny, koronkowy biustonosz! Marto, założyłaś to seksowne cudeńko specjalnie na spotkanie ze mną?

A to drań... Pewnie uznał, że mam stanik, mocno koronkowy, z kokarką, jaki noszą dziwki... I pewnie uważa, że rzeczywiście jestem łatwa... O jego niedoczekanie!

- Panie prezesie, zabrnął pan zbyt daleko... Proszę mnie puścić - wyrwałam się z jego objęć.

Ostentacyjnie zapinałam górny guziczek bluzeczki, który rozpiął się podczas "ekspansji" biznesmena. Błysk w oku "zdobywcy" świadczył o tym, że mój opór podniecił go i rozjuszył.

- Pani Marto... wie pani, że chcę pomóc temu ośrodkowi... dać mu sporą kasę...

Ładnie! A więc sięga po szantaż... i to mnie, kurcze, bardzo podnieca! Pokazuje, że jestem zależna od jego decyzji...

- Ma pan rację... będę panu niezmiernie wdzięczna... - uderzam w ton ukorzonej, bezradnej kobietki. Żeby go wzmocnić, opuszczam ręce.

- Chcę pani pomóc... - Dawid podszedł, objął i znów swymi ustami szukał moich.

Tak bardzo tego chciałam. Nadal protestowałam, ale tym razem nie uciekałam z ustami. A on natychmiast je posiadł. "Posiadł" to adekwatne określenie - on nie całował, on brał! Brał w posiadanie.

Potem wtargnął językiem do moich ust, jakby chciał nim mnie zgwałcić... Jego jęzor był nachalny... Panoszył się w mojej buzi, jakby chciał ją spenetrować, najbardziej jak się da...

Czułam, że nie mogę zaczerpnąć tchu. A jeszcze bardziej czułam jego podniecenie. Dawid aż dyszał. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele. Masował plecy, zjeżdżając w stronę tyłka.

Wtedy, kątem oka, ujrzałam dwie chłopięce głowy, które wychylały się znad otworu w podłodze. A więc gówniarze widzą jak pan biznesmen mnie ściska, jak zaraz zacznie macać moją pupę! Byłam przekonana, że widzę jak wybałuszają oczy. Oczywiście udałam, że tego nie dostrzegłam, ale jakoś bardzo mnie to zelektryzowało.

- Jesteś taka zgrabna... - mruczał prezes łapiąc mnie za tyłek przez napięty materiał spódniczki. Wtedy, pamiętając też o podglądających nas wychowankach, zaczęłam energiczniej protestować.

- Niech pan przestanie... - prosiłam i próbowałam odepchnąć jego rękę. Oczywiście zbyt słabo... Mój opór, a tym bardziej taki bezradny, rozjuszał go jeszcze bardziej. Tym mocniej ściskał pupę. Jego palce zacisnęły się na pośladku jak szpony.

- Ale masz jędrną pupcię! Ciekawe czy takież same cycuszki? - napastliwa ręka natychmiast wylądowała na moim biuście. Nie zdążyłam zasłonić piersi, więc pan prezes doskonale przekonał się co do ich jędrności.

Próby odepchnięcia dłoni badającej moje wdzięki, aczkolwiek usilniejsze niż wcześniej i tak zakończyły się fiaskiem.

Tymczasem, mając na uwadze podpatrujących zajście chłopców, wpadłam na chytry pomysł. Zaczęłam wzywać pomocy.

- Ratunku! Chłopcy pomóżcie mi! - krzyczałam może nie aż tak głośno, ale na tyle, żeby w moim głosie było wystarczająco wiele dramatyzmu. I oczywiście zerkałam ukradkiem w kierunku głów wystających z podłogi. Byłam szalenie ciekawa, jak zareagują, bo nie miałam wątpliwości, że widok pani nauczycielki, ostro macanej przez eleganckiego gogusia, oddziałuje na nich potężnie.

Prawdopodobnie dlatego nie kiwnęli palcem! Chcieli sobie dalej mnie podglądać!

Wtedy sama zareagowałam. Udałam, że właśnie ich dostrzegłam.

- Och, jak miło. Weszliście tu chłopcy po moim wołaniu!

Dawid jak nie pyszny wypuścił mnie z objęć, a młodzieńcy podeszli do mnie.

- Co się pani stało? - patrzyli na mnie badawczo wzrokiem, w którym wyczytywało się jakby pogardę, a na pewno podniecenie... Wydawało mi się, że na ustach dostrzegam uśmieszki. W słabym świetle z wąskiego okienka widzieli jednak zapewne, że bluzeczka jest potargana... może dostrzegli rozmazaną szminkę i pogniecioną spódnicę...

No i co tu im miałam powiedzieć? Na podorędziu wymyśliłam to:

- Poczułam, że mogę zasłabnąć... Dlatego tak wołałam... Na szczęście pan prezes mnie... hmmm... uratował... Wiedział, co trzeba zrobić... że należy uścisnąć klatkę piersiową...

W ten sposób starałam się "chytrze" wytłumaczyć ściskanie moich piersi.

Dawid był wściekły. Przez zęby wycedził:

- Zajmijcie się panią Martą. Ja zejdę na dół, zajmę się organizowaniem pomocy. A wy tu ją ratujcie. Silne uściski klatki piersiowej i koniecznie metoda usta- usta. Nie zważajcie na to, że pani nauczycielka będzie protestowała... - uśmiechnął się podstępnie - to że poczuje się dobrze, nie znaczy, że macie przestawać!

- Ja naprawdę czuję się już dobrze... - przerażona oznajmiałam chłopcom, gdy ci kładli mnie na starą kanapę. Jeden natychmiast zaczął mi robić sztuczne oddychanie obejmując ustami moje usta, a drugi uciskał biust...

- Zdążyliśmy zobaczyć jak ratował panią pan prezes i teraz już wiemy jak to robić.

Z wielką pasją angażowali się w "ratowanie". Brutalnie uciskali biust, gnietli go jakby przygotowywali ciasto. Robiąc usta- usta wyślinili mi całą buzię.

Przyssali się tak natrętnie, że nie mogłam się uwolnić.

 

Teraz rzeczywiście wypadałoby krzyczeć: "ratunku!".

Niestety usta miałam zajęte, a oni nie przestawali się nade mną pastwić... Zaczęli rozpinać guziki bluzki tłumacząc, że wtedy będą mogli lepiej uciskać moją klatkę piersiową. Protesty ani odpychanie ich rąk, nic nie dało. Mogłam tylko rozpaczliwie przyglądać się, jak zwinne dłonie, rozpinają bluzeczkę, guziczek po guziczku. Zatem gówniarze zobaczyli więcej niż pan prezes... Ujrzeli biust opięty koronkowym stanikiem. To był włoski biustonosz, z wyrafinowanej koronki, dość prześwitującej, więc można by uznać go za bardzo seksowny, w sam raz na randkę, która kończy się w sypialni. Nie miałam wątpliwości - kanapa stała pod okienkiem, więc młodzieńcy mieli całkiem dobry widok. Ależ mnie to peszyło... i... podniecało.

Jeden z chłopców zdobył się na odzywkę:

- Ale ma pani bufory... wiedzieliśmy, że wielkie... ale, nie aż takie...

- Chłopcy, powściągnijcie swoje uwagi... - wyszeptałam skrępowana...

- To my domyślamy się dlaczego pan goguś tak ćwiczył oddychanie i pompował klatkę piersiową. Ha ha ha!

Gówniarze peszyli mnie coraz mocniej.

- Proszę... tylko bez takich...

Nic to nie pomagało. Może nawet wprost przeciwnie. Chłopcy zaczęli ugniatać, używając ich słownictwa, "bufory", przez sam materiał stanika.

Zaczęłam krzyczeć głośniej, domagając się, żeby mnie puścili.

Wtedy z dołu dobiegł głos Dawida.

- Zajmijcie się panią Martą właściwie! Tak jak mówiłem. Niech to będzie na prawdę porządna opieka!

Chłopcom nie trzeba nic dwa razy powtarzać. Zachęta poważnego pana prezesa odniosła skutek. Łobuzy wepchnęły dłonie pod stanik! Teraz dopiero rozpoczęły pastwienie się nad moimi cyckami! Przez moment je masowali, jakby chcieli je poznać, ale zaraz potem zaczęli je ściskać, uwzięli się szczególnie na sutki.

Protesty i opieranie się, podnieciły ich jeszcze bardziej. Nie wiem do czego by doszło, gdyby na strychu nie pojawił się Dawid. Chłopcy z wielkim żalem wypuścili mnie.

- Widzę, że włożyliście wiele serca w pomaganie pani nauczycielce... - kpił młody prezes.

Upokorzona, na jego oczach układałam sobie stanik na biuście i zapinałam bluzeczkę. Do końca wizyty pozostałam markotna.

 

***
 

Dawid, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, przeprosił mnie za zajście na strychu. Obiecał solennie, że to się nigdy więcej nie powtórzy i zapowiedział podpisanie dokumentów dotyczących pomocy dla ośrodka. Takie sprawy standardowo w jego firmie załatwia się na kolacjach biznesowych i na takowąż mnie zaprosił.

Długo zastanawiałam się, jak ubrać się na wieczór. Wybrałam tradycyjną "małą czarną". Lubię czerń, uznałam też, że trzeba kontynuować linię mini. Założyłam pończochy kabaretki i szpile- lakierki na wysokim obcasie. Gdy na ręce zakładałam czarne rękawiczki, poczułam się jak dama.

Jeszcze bardziej poczułam się jak dama, gdy przyjechała po mnie elegancka limuzyna.

Pan biznesmen podwiózł mnie do wytwornej restauracji, nad którą znajdował się hotel.

Podczas kolacji leciała spokojna muzyka, Dawid zaprosił mnie do tańca. Świetnie prowadził. Tańczył jak prawdziwy dżentelmen. Pomyślałam wtedy, że ta moja sukienka przeszła swoje na weselach, Sylwestrze, imprezach... Nie raz była brutalnie gnieciona... targana przez podpitych, nachalnych wujków. Doskonale pamiętałam, jak na ostatnim weselu podtatusiały grubasek najpierw na parkiecie zmacał mi tyłek, a potem dopadł w łazience i szarpał tę sukienkę, próbując zadrzeć ją do góry!

Dawid był zupełnie inny. Nawet tańczył na dystans. Zupełnie mnie tym uspokoił. Pomyślałam, że jego zachowanie na strychu było jednorazowym incydentem, przypadkiem, który potwierdza regułę.

Dlatego, kiedy powiedział, że czas na podpisanie właściwych dokumentów dotyczących wsparcia domu dziecka, bez wahania zgodziłam się pójść do pokoju hotelowego wynajmowanego przez jego firmę.

W pokoju stało biurko, na nim teczki z papierzyskami. Prezes bez wahania wyjął stosowny dokument i złożył zamaszysty podpis. Byłam wniebowzięta. Niespodziewanie, mój cel, który wcześniej wydawał się tak trudny do zrealizowania, teraz ziścił się w jednej chwili. Nie panowałam nad sobą, zaśmiałam się jak dziecko i zaklaskałam w ręce.

Wtedy ujrzałam wyłaniający się z głębi hotelowego pokoju, szeroki cień. Przede mną stał szef rady nadzorczej.

- Już tylko jego musi pani przekonać, a dotacja stanie się faktem. - Jakimś dziwnym, sprośnym tonem wycedził Dawid.

 

20,418
9.57/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.57/10 (26 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (4)

Pokątnie uściski · 8 lutego 2020

0
0

przejął schedę i prowadził ją z rozmachem.

Szybko podchwycił temat


Pomiędzy przydałoby się coś, w rodzaju "Nagabywany" albo "W rozmowie". Teraz mam wrażenie, że podchwycił prowadzenie schedy po tatusiu.

Celowo tak usadzoną, żeby dogodnie obserwować moje nogi.


Rozumiem.
To zdanie, żeby wiadomo było, o co chodzi.
Usunąłbym tę kropkę. 🙂


Poza piramidalną dozą nieprawdopodobieństw, ta historia zaczyna się jakoś kręcić. 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Janecki · 12 lutego 2020

0
0
Rozumiem, że to dopiero część pierwsza. A chłopcy mogliby sięgnąć też do majteczek...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

konto usunięte · 22 lutego 2020

0
0
Oczywiście podoba mi się, jak inne opowiadania Historyczki :-)
Osobiście wolałbym bardziej stępić wątki o trudnym dzieciństwie, bo mi się robi smutno i mam ochotę mniej na erotykę, a bardziej na działalność społeczną. Doceniam poświęcenie bohaterki w tym względzie ;-)
Ostatnia scena z odrobiną grozy, ale domyślam się, że rozkosznie skończy się wielkimi emocjami ;-P

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

historyczka · Autor · 12 czerwca 2020 ·

0
-2
Czy opowiadanie mogłoby zostać rozbudowane w tym kierunku:

Wiedziałam, co się święci. Na biurku leżał czek na 350 tys. zł. Dla mnie to wręcz astronomiczna suma. Ale doskonale zdawałam sobie sprawę, jaka jest jej cena.
Jestem nią ja sama… To poniżające…

Czułam się podwójnie upokorzona. Wszak jeszcze przed chwilą marzyłam o jakichś romantycznych chwilach z Dawidem, a tu okazało się, że mnie bezczelnie wystawił koledze…
Podczas kolacji, gdy młody prezes prawił mi subtelne komplementy, gotowa byłam chyba nawet pójść z nim do łóżka, na jedno skinienie. Wydał mi się taki szarmancki, taki wytworny…
A teraz… czar prysł.

Stary lubieżnie wbijał we mnie wzrok… Nie pozostawiał złudzeń, czego ode mnie chce. Wahałam się. „Co tu robić?!” Ale ilość zer na dokumencie przeważało szalę.

- To co, pani Marto? Przyjmie pani czek? – Mrużąc oczka, przewodniczący rady patrzył się na mnie i obscenicznie oblizywał.

- Tak – powiedziałam cicho, wiedząc co to słowo tak naprawdę oznacza.

- Ale proszę powiedzieć głośniej. – Stary był stanowczy.

- Tak – odpowiedziałam. Jakby dodając w myślach – „Tak, jestem gotowa się panu oddać…”

Czuł się coraz pewniejszy siebie.

- Domyśla się pani czego od pani oczekuję?
- Tak…

Stary delektował się sytuacją.

-Proszę całym zdaniem.

- Tak, domyślam się…

- Proszę powiedzieć, czego się pani domyśla.

„A to drań, chce się jeszcze pastwić nade mną…”

- Tak… - mówiłam już ciszej – mam się panu oddać…

- Doskonale moja damo… nawet nie wiesz, jak bardzo na tę chwilę czekałam. Kiedy na tym balu charytatywnym dostałem kosza, już wiedziałem, że w końcu wezmę odwet i wpadniesz w moje łapska!

„A więc to tak… nie pozwoliłam się wtedy obmacywać w tańcu… nie pozwoliłam mu wsadzić łapsk pod moją spódnicę… Teraz dyszy żądzą zemsty…”

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.