Mnich

15 sierpnia 2016

2 godz 54 min

Opowiedziana poniżej historia nie odnosi się do rzeczywistych zdarzeń bądź osób, jednakże miejsca w niej opisane są prawdziwe.

Tak jak w przypadku Króliczka ostrzegam przed zawartością (patrz tagi)

***



"Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem"- Dante Aligheri

ON

W życiu każdego z nas przychodzi dzień, kiedy musicie przyznać przed sobą patrząc w lustro - przegrałem. Czy na dzień dzisiejszy jestem w stanie obiektywnie stwierdzić - twoje życie to gówno, a ty nadajesz się tylko do piachu?

Nie. Ale czuję, że zbliżam się do momentu krytycznego. Chwili, w której muszę zdecydować, czy warto powalczyć o coś więcej i spróbować podnieść się po knockdownie.

Zdaję sobie sprawię, że w zasadzie wszystko pozostaje w moich rękach i tylko ode mnie zależy, czy możliwe będzie stanięcie na nogi, czy realnym stanie się wykluwający się w mojej głowie scenariusz, jednoznaczny z poddaniem się apatii i zobojętnieniu, wegetacji i oczekiwaniu na koniec.

Koniec, który nie nadchodzi, a cierpienie i ból narastają nie znajdując ujścia.

Nie boję się śmierci, w końcu nie jesteśmy bogami, a zwykłymi maszynami w ludzkim ciele. Tak, maszynami. Składamy się z precyzyjnie wykonanych i scalonych ze sobą dzięki dziewięciomiesięcznym wysiłkom naszych matek elementów, które prędzej czy później zużyją się uniemożliwiając pracę całego układu. W dodatku jesteśmy głupcami i sami niszczymy mechanizm używkami, niezdrowym trybem życia i zbyt krótkim snem, często spowodowanym pogonią za pieniędzmi, karierą oraz innymi, mało ważnymi w kontekście życia kwestiami. Maszyneria wewnątrz nas jest często nie do naprawienia z racji niewystarczających umiejętności konserwatorów lub zbyt małej ilości części na wymianę.

Kocham życie, nie tylko własne, ale i cudze. Każdą jego formę. Na tyle mocno, że jeśli widzę kiedy komuś dzieje się krzywda bez wahania ruszam na pomoc. Czasem spotyka mnie z tego powodu przykrość, zdarzało się, że kończyłem z siniakami na ciele. Ale są też dobre strony - uczucie wdzięczności od tych, którym pomogłem. Ich rodzin i bliskich. Kiedyś nawet jedna z kobiet, której dziecko zakrztusiło się i zaczęło dusić chciała umówić się ze mną na randkę, po tym jak pomogłem maluchowi. Całkiem ładna, może kilka lat wcześniej bym się zgodził. Ale nie spotykam się z kobietami.

Już nie.

Czasem udaje się mi się zmienić czyjąś egzystencję. Na lepszą. I nie, nie jestem psychologiem, psychiatrą, ratownikiem wodnym. Strażakiem również nie.

Nie myśl sobie, że trafiasz na męską wersję Florence Nightingale. Pielęgniarki to upierdliwe baby, a ja upierdliwcem bym siebie nie nazwał.

W szarej codzienności, w letargu oraz pełnych mroku i mglistych, zlewających się ze sobą powolnej agonii dni przychodzą od czasu do czasu momenty, kiedy pojawia się promyk słońca, a radość i adrenalinę w sercu pompuje nadejście jasnych przebłysków, niczym radosnych i niosących światło elfów w zalanym mrokiem z Mordoru w Tolkienowskim Śródziemiu. Chwile te są jak oazy na pustyni, niczym małe wyspy na oceanie, których rozpaczliwie wypatrują rozbitkowie, pozbawieni nadziei na ratunek, dryfujący bezwładnie wśród dzikich i drapieżnych fal.

W słoneczny, ciepły wiosenny dzień, który był dla mnie rzeczoną oazą lub wysepką na bezkresnym oceanie zmierzałem leniwym krokiem ze spożywczego w kierunku mieszkania, lawirując między tłumem przechodniów i odbijając się od nich niczym narciarz od tyczek slalomowych. Czułem, że moc wiosny działała wtedy również na mnie. Mój codzienny, poranny rytuał polega na podniesieniu zmęczonej walką z demonami głowy, spojrzeniu w lustro podkrążonymi oczami i wyjściu po kilkunastu minutach na zewnątrz. Choćby po to, żeby ostatecznie nie oszaleć i zachować choć resztki zdrowego rozsądku.

- "Tak, tak, tam w lustrze to niestety ja, tak, tak, ten saaaam!" - jakże prawdziwe słowa, wyśpiewywane przez Grzegorza Ciechowskiego rozbrzmiewały w mojej głowie. Szkoda go, jestem tchórzem i nie potrafię ze sobą skończyć, ale z chęcią zamieniłbym się z nim miejscami. Ot choćby dlatego, że ziemski padół stracił świetnego muzyka i dobrego człowieka. A ja znalazłbym w końcu ujście mojej apatii i żalu. W czerni śmierci.

Majowy poranek tchnął nieco radości w moją wypełnioną ciemnością i gęstą mgłą duszę. Kwitnące bzy, śpiew ptaków i uśmiechnięte twarze przechodniów - kombinacja jakże rzadko spotykana na polskich, a w szczególności warszawskich ulicach, gdzie często dominuje szarość, wyblakłe i smutne oblicza, grymasy wściekłości i bluzgi.

Wracałem ze sklepu niosąc w torbie kilka bułek, plasterki wędliny, kefir, pomidora i butelkę wódki. W słuchawkach dudniła „Suka” O.N.A. Tak, Chylińska kiedyś była wredną suką. Naprawdę ostrą laską, która nie pierdoliła się w tańcu. Niestety wygrzeczniała, mainstream ją stępił i wygładził. Szkoda.

Ulica Grochowska w okolicach Ronda Wiatraczna jest zazwyczaj zatłoczona, zwłaszcza w sobotni poranek, gdy wszyscy spieszą w kierunku lokalnego bazarku, mieszczącego się za odbudowanym Uniwersamem Grochów. Z ulgą wydostałem się

z dzikiego tłumu i mijając pętlę autobusową skierowałem przez przejście dla pieszych na północną stronę Ronda.

Na szczęście był długi weekend majowy i sporo warszawiaków opuściło miasto. Nie znoszę tłumów, centrów handlowych, zbiegowisk i imprez masowych. Dziwak ze mnie i odludek. Mam tego świadomość.

Zbliżając się do bloku, w którym mieszkam kątem oka zauważyłem dwójkę dzieciaków w wieku około jedenastu-dwunastu lat, grających w piłkę niedaleko przystanku autobusowego linii 125.

Głupie bachory, ktoś powinien im uświadomić, że kopanie tutaj futbolówki to igranie z ogniem!

Zamierzałem podejść i naprostować małolatów, ale w ostatniej chwili uprzedził mnie... ojciec jednego z nich. Jak się okazało sprzedawca ze straganu za przystankiem. Krótka, żołnierska reprymenda wystarczyła, żeby dwóch młodzieńców ze spuszczonymi głowami zaprzestało naśladowania Lewandowskiego i Milika.

Z nikłym uśmiechem odwróciłem się w kierunku przejścia dla pieszych i zamierzałem ruszyć do domu. Skupiłem się tak mocno na próbie ominięcia pozostałych przechodniów, że...

Dopiero w ostatniej chwili zauważyłem jednego z chłopców wybiegającego około trzy metry ode mnie na jezdnię za piłką.

To gówniarz, powinien dostać wpieprz jakich mało - wściekłem się zamierzając zjechać dzieciaka za niebezpieczną zabawę. Zdążyłem zrobić dwa kroki, kiedy za plecami usłyszałem pisk opon i głośny klakson. Zarejestrowałem, że dźwięk dochodził z lewej strony moich pleców, więc trąbienie nie było skierowane do mnie a do...

Chłopca! O kurwa!

- Uważaj! - głośny krzyk wydostał się w moich ust w kierunku zmierzającego za piłką domorosłego futbolisty. Mała ciężarówka wioząca pieczywo wyhamowała nieco, ale była na tyle rozpędzona, że nie dała rady całkowicie się zatrzymać.

Obraz w zwolnionym tempie, niczym w filmie braci Wachowskich z udziałem Keanu Reevesa przesuwał się przed moimi oczami, a w uszach dźwięczały odgłosy ulicy przemieszane z ostrym dźwiękiem klaksonu.

Zdziwione oczy chłopca.

Pisk opon.

Głuchy odgłos uderzenia o ciało.

Krzyk męskiego głosu i trzaśnięcie drzwi ciężarówki.

Smród palonej gumy.

Odruchy bezwarunkowe, trenowane latami zwyciężyły również w tamtej sytuacji. Nie zważając na gapiów upuściłem torbę z zakupami i rzuciłem się do przodu tratując przy okazji zszokowaną sytuacją staruszkę.

Przepraszam babciu, ale ktoś potrzebuje mojej pomocy.

Skręcając za maskę ciężarówki niczym sprinter na wirażu ujrzałem nieprzytomnego chłopaka leżącego na boku i stojącego nad nim z trzęsącymi się dłońmi około czterdziestoletniego, wąsatego kierowcę.

- W co go uderzyłeś? - pytanie najwyraźniej nie dotarło adresata - W co go trafiłeś? Słyszysz mnie? - potrząsnąłem jego barkami - Słuchaj człowieku, tu liczy się każda sekunda! Jeśli nie odpowiesz mi na pytanie najprawdopodobniej nie będę mu w stanie pomóc. O ile już nie jest zbyt późno.

- W bok i chyba głowę - wyjąkał drżącym głosem.

Klęknąłem i zbadałem puls chłopca.

Żyje!

Kamień z serca, ale to dopiero początek. Sprawdziłem oddech podtykając mu pod nos ekran mojego smartfona.

Zaparował po chwili. Oddycha. Coraz lepiej. Więcej sam nie zrobię. Ruszać go nie zamierzam, leży w pozycji bezpiecznej, a nie miałem pojęcia czy nie uszkodził kręgosłupa.

- Dobrze, masz komórkę? - kiwnął głową na znak zgody - Dzwoń na trzy dziewiątki i powiedz, żeby przysłali z Szaserów lub Grenadierów ambulans i szykowali miejsce na urazówce, a najprawdopodobniej również na OIOM-ie. Aha i policja oczywiście też ma przyjechać.

Usłyszałem za mną dziki wrzask ojca poszkodowanego chłopca, zmierzającego w kierunku kierowcy z kijem bejsbolowym i widocznym zamiarem zrobienia Bogu ducha winnemu człowiekowi krzywdy.

Podniosłem się gwałtownie i jednym ruchem wyrwałem kij z dłoni mężczyzny, a drugą przytrzymałem go za ramię.

- W ten sposób nie pomoże pan synowi, a jedynie zaszkodzi sobie - ostrym i nie znoszącym sprzeciwu tonem starałem się odwieźć go od zamiarów pobicia odrzucając jednocześnie kij na bok - jeśli chce pan zrobić coś dobrego proszę przynieść koc lub cokolwiek do okrycia dzieciaka. Żyje, ale jest poważnie ranny i nie można pozwolić mu się wychłodzić.

Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, w których zaczynały pojawiać się łzy.

- No już, proszę iść po ten koc - popchnąłem go w kierunku straganu - dopóki nie przyjedzie karetka zrobię wszystko, żeby pomóc pańskiemu dziecku.

Ruszył w kierunku samochodu oglądając się nerwowo za siebie, jakby nie wierząc w moje słowa.

- Co z tą karetką i radiowozem? - odwróciłem się w kierunku kierowcy - Jadą?

- Za chwilę mają być - przerażenie w jego wzroku było wręcz namacalne - Przeżyje? Niech pan powie, że tak! Boże, przecież to mały dzieciak, a ja nie miałem szans, żeby wyhamować!

- Nie wiem, czy przeżyje. Nie chcę go ruszać, a nie jestem w stanie stwierdzić, co mu jest bez dokładniejszych oględzin. Najważniejsze, że oddycha. Mam nadzieję, że nie ma krwotoku wewnętrznego.

W międzyczasie pojawił się płaczący ojciec małego z kocem, którym przykryłem chłopca. Dźwięk syren narastał z kierunku zachodniego. Jadą z Grenadierów. Dobrze, tam mają lepszą chirurgię wewnętrzną. Spory tłumek, który zgromadził się dookoła za chwilę będzie dużym utrudnieniem dla karetki.

- Proszę państwa, proszę o zrobienie miejsca dla ambulansu! - zacząłem rozganiać gapiów - Ten chłopak potrzebuje jak najszybszego transportu do szpitala, a państwo blokując wjazd utrudniacie uratowanie mu życia! Proszę się rozejść!

Ostry dźwięk syreny ucichł kilka metrów za moimi plecami.

- Proszę o miejsce! - sanitariusz, a za nim lekarz torowali sobie drogę wśród tłumu.

- Paweł? - na oko czterdziestoletni, brodaty i barczysty lekarz szeroko otworzył oczy na mój widok.

- Cześć Piotrek- dlaczego on jest zdziwiony? Przecież mieszkam obok. Nie ma czasu na uprzejmości - Chłopak, około jedenaście lat, uderzony w bok i głowę przez ciężarówkę jadącą około czterdzieści, pięćdziesiąt na godzinę.

Oddycha, puls wyczuwalny. Nie ruszałem go ze względu na potencjalne ryzyko uszkodzenia kręgosłupa.

- Coś jeszcze? - patrzył na mnie badawczo spod okularów.

- Nic - odparłem - idę pogadać z policją. Właśnie przyjechali.

Z radiowozu wytoczył się solidnej konstrukcji gliniarz pochłaniający kanapkę i krępa, niższa ode mnie o pół głowy, dość mocno zbudowana szatynka w czarnej, skórzanej kurtce i czarnych, sztruksowych spodniach, o zaciętej, pochmurnej twarzy i kręconych włosach opadających do ramion.

- Proszę państwa, proszę się rozejść. Jeśli mnie państwo nie posłuchacie za chwilę zacznę wszystkim, którzy nie odsuną się na odległość piętnastu metrów od miejsca wypadku rozdawać mandaty z tytułu utrudniania pracy w śledztwie.

Bzdura, bo dochodzenie jeszcze się nawet nie zaczęło, a poza tym utrudnianie pracy glinom nie jest karane mandatem, a pozbawieniem wolności. Ale jej sprytna argumentacja skutecznie zadziałała i tłumek wycofał się na bezpieczną odległość.

- Kim pan jest? - skierowała kroki w moim kierunku przeszywając mnie ostrym spojrzeniem brązowych oczu.

- Przechodniem, który był świadkiem wypadku i pomógł do czasu przyjazdu karetki - mój spokojny głos chyba nieco zbił ją z tropu.

- Jest pan lekarzem?

- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - znam się na pierwszej pomocy.

Wpatrywała się we mnie chwilę bez słowa. Miała naprawdę ładną buzię, gdyby nie ta zaciętość we wzroku, zaciśnięte usta i zmarszczone czoło. Jakby ciągle czymś się martwiła i znajdowała się w stanie permanentnej złości.

- Proszę mi opowiedzieć co się stało.

- Dzieciak pobiegł za piłką - rozpocząłem zdawanie relacji z wypadku - i wpadł na ulicę. Nadjeżdżająca ciężarówka, która nie jechała zbyt szybko jak na moje oko nie zdążyła wyhamować i trafiła chłopca w bok i głowę.

- To, czy nie jechała za szybko stwierdzimy my - nie pozostawiła mi wątpliwości, kto tu rządzi - Dobrze, co było później?

- Chłopak upadł na bok, jakimś cudem ułożył się w pozycji bezpiecznej. Sprawdziłem, czy oddycha i ma puls, przykryłem go kocem w celu uniknięcia wychłodzenia ciała i czekałem na przyjazd karetki. I na tym moja rola się skończyła.

- Widział pan moment wypadku? - nie spuszczała ze mnie oczu. Czułem się, jakby próbowała spenetrować moje myśli i wejść do głowy.

- Tak, ciężarówka uderzyła chłopaka w tym miejscu - pokazałem dłonią odległy o kilka metrów kawałek asfaltu - drogę hamowania sprawdzicie sami, nie muszę o tym pani opowiadać. Kierowca nie miał szans na reakcję niezależnie od prędkości.

Notowała coś w głowie patrząc w kierunku ciężarówki i odjeżdżającej na sygnale karetki. Kosmyk ciemnobrązowych włosów opadł jej na oko. Odgarnęła go nerwowym gestem prawej dłoni i kiedy pochylała się ujrzałem na jej szyi tatuaż.

Acherontia atropos.

Ćma trupia główka.

Gdzie ja widziałem już taki kształt? Moja pamięć jest coraz bardziej zawodna, ale zazwyczaj pamiętam charakterystyczne znaki u większości poznanych osób.

- Jak pan się nazywa? - odwróciła do mnie wzrok, który jakby złagodniał, a z czoła zniknęły zmarszczki. Kręcone włosy opadające do ramion nadawały jej twarzy miły dla oka i kompletny wygląd, inna fryzura by nie pasowała.

- Paweł Abramow.

- Rosjanin?

- Nie, jestem Polakiem. Mój ojciec był sowieckim inżynierem, który na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przyjechał do Polski w ramach wymiany doświadczeń między inżynierami z państw zaprzyjaźnionych z Krajem Rad. I został. Na stałe.

- No cóż, nie dziwię się, że został. Życie u ruskich do tej pory jest ciężkie, a co dopiero ponad czterdzieści lat temu – odparła - Dobrze, na obecną chwilę to wszystko. Proszę mi napisać na kartce - podała mi papier - swoje dane i numer telefonu. Zadzwonię do pana i umówimy się na złożenie zeznań.

Nabazgroliłem nierówno długopisem swoje dane opierając łokcie o maskę karoserii radiowozu i ukradkiem zerkając na jej szyję. Na pewno widziałem gdzieś już podobny tatuaż, tylko gdzie?

- A gdyby przypomniało mi się cokolwiek, co mogłoby pani pomóc to dokąd mam dzwonić?

- Numer dziewięć dziewięć siedem - pierwszy raz uśmiechnęła się, a ja ujrzałem dołeczki w jej policzkach.

Dlaczego nie robisz tego częściej skoro dzięki temu twoja twarz nabiera zupełnie innych rysów?

- Poważnie? - oddałem mimowolnie uśmiech - a myślałem, że po straż pożarną.

- Niech pan myślenie zostawi mnie - wbiła szpilkę i podała mi tekturowy kartonik. Wizytówka - Jeśli coś się panu przypomni jestem dostępna pod którymś z poniższych numerów.

Odeszła bez słowa pożegnania do partnera, który rozmawiał z niefortunnym kierowcą.

Starszy Aspirant Anna Zakrzewska.

Miło było poznać, Anno.

Podniosłem torbę z zakupami z ziemi i ruszyłem w kierunku domu. W kefirze jest już zapewne drugie życie, ale reszta będzie nadawała się do zjedzenia i wypicia.

ONA

Cholerna sobota w pracy. Miało być spokojnie, a tu na dzień dobry potrącenie dzieciaka przy Rondzie Wiatraczna, później wypadek niedaleko Mińskiej, a na koniec bójka rodzinna w bloku przy Igańskiej.

Jedyne na co miałam ochotę to położyć się w łóżku i spać przez kolejną dobę.

Otwierając drzwi mieszkania spodziewałam się... właściwie to nie wiem czego się spodziewałam. Księcia z bajki?

Romantycznej kolacji przy świecach? Czy chociażby obiadu w lodówce, kiedy wracając zmęczona z pracy nie mam siły stać przy kuchni i jedyne co marzy się się to zjeść cokolwiek ciepłego, wejść do wanny i spać?

Tymczasem zastałam Jego. Jaśnie Pan Grzegorz, mający o sobie bardzo wysokie mniemanie, wielki Pan Kierownik w zasranej firemce zatrudniającej dziesięć osób na krzyż. Pieprzony leń i wałkoń, ślizgający się w pracy na plecach innych. I jeszcze się tym chełpi. Śpiący na siedząco w fotelu, otoczony stosem butelek po piwie, z telewizorem włączonym na meczu piłkarskim.

Marek z Edytą już dawno radzili mi, żebym go wykopała. Czemu jestem taką idiotką? Dlaczego tkwię w związku, w którym mój mężczyzna traktuje mnie jak połączenie dziwki z kurą domową? A w dodatku jest skończonym złamasem?

Może dlatego, że boisz się być sama? - podpowiadał mi głos z tyłu głowy - i kiedy Konarscy zapraszają cię na imprezę unikasz jak ognia odpowiedzi na komentarze o staropanieństwie? Może dlatego, że wieczory spędzane w samotności przerażają cię bardziej niż zestarzenie się i fizyczne ułomności?

Trzydzieści sześć lat na karku, kilka mniej lub bardziej udanych związków. I nic. Brak perspektyw na trwałą więź z mężczyzną, który będzie mnie kochał i szanował, a nie traktował jak gumową lalę.

Brak perspektyw na cokolwiek sensownego, nie mówiąc o małżeństwie czy dziecku...

Cholera, jak ja zazdroszczę Konarskim. Mają za sobą poważny kryzys sprzed niemal roku, po którym Marek odszedł z pracy w policji, ale stanęli na nogi i wyszli na prostą. Kochają się, ufają sobie i gołym okiem widać, że dobrali się idealnie.

W dodatku niedawno urodziła im się córka.

No, koniec narzekania. Trzeba obudzić jaśnie lorda.

- Grzegorz, wstawaj!

- Hmm - otwiera leniwie oczy, jedno trzeba przyznać, że skurczybyk jest przystojny i ma gadane - Jest moja żabka.

Co tak długo?

- Ja pracuję, w przeciwieństwie do ciebie - odwróciłam się do niego plecami - Muszę zrobić sobie coś do jedzenia, bo ty oczywiście nie raczyłeś ugotować obiadu, prawda?

- Pomyślałem, że może coś zamówimy - poczłapał za mną do kuchni.

- Chcę zjeść coś zrobionego w domu - pomysł z gotowym jedzeniem, które ktoś przywiezie był fantastyczny, ale nie miałam zamiaru przyznać mu racji - umyj zęby bo śmierdzisz piwskiem z odległości kilku metrów.

- Dobrze, już dobrze, idę szorować - odwrócił się i drapiąc się po tyłku ruszył w kierunku ubikacji.

Zamówiłam jedzenie.

Nie dałam rady nic ugotować.

Dwie godziny później relaksowałam się w wannie najedzona i usatysfakcjonowana. Grzegorz podśmiewał się z mojego „obiadu” ale spałaszował zamówione żarcie tak, że uszy mu się trzęsły.

Trzeba przyznać, że mimo wszystko nie czuję się z nim aż tak źle i oprócz sporej ilości wad ma też zalety.

Potrafi być szarmancki, czuły i elokwentny. Czasem zdarza mu się zrobić coś od siebie w domu bez potrzeby przypominania mu o fakcie po kilkanaście razy. W dodatku jest świetny w łóżku.

Problem polega na tym, że ja nie potrzebuję chłopaka, potrzebuję dojrzałego mężczyzny, u którego boku będę czuła się bezpiecznie.

Zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać w sen.

Delikatne muskanie okolic szyi i uszu wybudziło mnie z sielankowego stanu. Otworzyłam oczy i ujrzałam nagiego Grzegorza, klęczącego obok mnie.

- Przyjemnie? - przesuwał usta wzdłuż delikatnej skóry w okolicach uszu mimowolnie muskając ją raz na jakiś czas językiem.

- Bardzo - rozluźniłam się i zamknęłam oczy - kontynuuj proszę.

Krążył dłonią w okolicach szyi raz po raz dotykając ust. Chwilę później nasze wargi splotły się w gorącym uścisku, a jego ręka zsunęła się i dotknęła mojego podbrzusza. Drgnęłam, to miejsce mam bardzo czułe na pieszczoty i mój kochanek doskonale o tym wiedział. Całowaliśmy się namiętnie jeszcze przez chwilę.

- Wejdziesz do wanny? - szepnęłam mu w ucho - potrzebuję solidnego szorowania.

- Mhm, moja gąbka jest gotowa, które miejsce wymaga interwencji? - zwinnie przełożył obie nogi do środka i stanął nade mną z naprężonym członkiem. Gdybym uniosła się nieco na łokciach mógłby oprzeć go o moje czoło.

- Gąbkę zostaw na trochę później, najpierw umyj mi plecy - odwróciłam się i uklękłam tyłem do niego. Zajął pozycję tuż za mną, tak blisko że kiedy zaczął dłońmi rozprowadzać pianę na skórze poczułam główkę dotykającą kręgosłupa na wysokości żeber. Drgnęłam i dostałam gęsiej skórki, głównie z powodu dotyku niespodziewanego gościa w niespodziewanym miejscu. Dłonie Grzegorza pracowały na całej długości pleców zbliżając się do piersi, ale nie dotykając ich.

- No dobrze - odwróciłam się do niego - teraz to samo proszę powtórzyć z przodu, szanowny panie.

Uśmiechnął się i zaczął mydlić ręce, które po chwili ruszyły od pępka w górę zataczając koliste ruchy. Zamknęłam oczy poddając się jego dotykowi i chłonąc narastającą przyjemność każdym porem w skórze. Kiedy wsunął dłonie pod piersi jęknęłam cicho i przesunęłam je wyżej pragnąc, żeby w końcu zaczął mnie pieścić. Czułam, jak sutki nabrzmiewają i wypełniają się krwią, kiedy chwycił je między palce i zaczął kręcić opuszkami.

- Mhm, tak jest bardzo dobrze – szepnęłam - ale jest miejsce, które potrzebuje wyjątkowej atencji. Tam oprócz dłoni będziesz musiał użyć swojej magicznej gąbki.

- No dobrze, zobaczmy co tam się dzieje - opuścił dłoń w dół - faktycznie jest mocno zaniedbane, trzeba nad nim popracować - wsunął palec między wargi. Jęknęłam cicho i rozchyliłam nieco nogi, żeby ułatwić mu zadanie. Prawa ręka powoli penetrowała najbardziej wrażliwe i czułe terytorium w moim ciele, a lewa sunęła wzdłuż pępka w górę w kierunku naprężonych piersi.

- Usiądź na półce - zrzuciłam do wody butelki z kosmetykami i posłusznie spełniłam jego polecenie zerkając w kierunku czerwonej główki, której moc pragnęłam poczuć w sobie.

- Włóż ją w końcu we mnie bo oszaleję - patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, a on bez litości wodził opuszkami palców na powierzchni mojej cipki raz po raz zagłębiając się nieco do środka.

- Wiem, że jest ci przyjemnie i nie możesz się doczekać mnie w środku - na dźwięk jego głosu przeszły mnie ciarki - ale tak łatwo nie będzie. Musisz mnie poprosić.

- Nigdy - szepnęłam oddychając nerwowo – Ohh! - jęknęłam, gdy jego palec wsunął sił nieco wyżej niby przypadkiem zahaczając o łechtaczkę.

- Poproś ładnie, a będzie nagroda - palce nacisnęły wargi mocniej i moim ciałem wstrząsnął dreszcz.

- Nie poproszę, wal się! - warknęłam i spojrzałam w dół. Czerwona główka zbliżyła się do mnie i zastąpiła palce w prowokacji.

- Czujesz jaki jest twardy? Przyciągają się do siebie jak dwa różne bieguny magnesu - wodził nim po powierzchni, a ja drżałam oddychając bardzo szybko - Naprawdę nie chcesz go poczuć w sobie?

- Chcę, pragnę, pożądam, potrzebuję.

- Bądź grzeczną dziewczynką i wymów magiczne słowo.

- Nie powiem - jęknęłam.

- Dobrze, w takim razie ugaszę ten pożar w inny sposób - odsunął się i zaczął poruszać ręką.

- Przestań natychmiast, potrzebuję cię w środku, rozumiesz?

- Poproś!

- Nie poproszę!

- Zaraz dojdę - przyspieszył tempo i zaczął głośno dyszeć - Masz kilka sekund!

- O Boże! Dobrze już, przestań! - szepnęłam - Proszę.

Wjechał we mnie jednym ruchem i kiedy poczułam go w sobie w moich oczach pojawiły się gwiazdy. Złapał mnie za piersi i mocno ścisnął.

- Czujesz go? - zapytał ostrym głosem - Dobrze ci teraz?

- Cudownie! - jęknęłam - Pieprz mnie!

Moje nogi objęły jego biodra i w nieco karkołomnej pozycji zaczęliśmy robić to, na co tak czekałam i do czego dążyłam przez ostatnie kilka minut. Pożądanie narastało we mnie z kilku miejsc- piersi pulsowały nabrzmiałe od uścisku jego dłoni i palców, śliska i rozpalona cipka obejmowała szczelnie jego kutasa, wsuwającego się i wysuwającego ze mnie niczym tłok, a w dodatku zaczęłam palcami drażnić łechtaczkę. Wiedziałam, że w takim tempie dojdę błyskawicznie i po kilkunastu ruchach zaczęłam odczuwać drżenie ud i zbliżający się orgazm. Chwyciłam Grzegorza za dłonie, włożyłam sobie jeden z jego palców w usta i jęcząc przeciągle zaczęłam szczytować, gwałtownie i mocno zaciskając uda na jego biodrach. Nie mogłam przestać, ciśnienie, które narastało przez cały dzień wreszcie znalazło ujście. Kiedy wreszcie doszłam do siebie i otworzyłam oczy ujrzałam Grzegorza stojącego nade mną i robiącego sobie dobrze.

- Skończ na mnie, mój ogierze - szepnęłam i ujęłam dłonią jego jądra od spodu. Jęknął głośno, ugiął kolana i wystrzelił na moje piersi, szyję i brzuch. Chwyciłam jego członka i delikatnie wyciskałam z niego resztki nasienia, które skapywały na mnie tworząc kolejne białe wysepki na mojej skórze.

- Mhm, potrzebowałam tego, dziękuję - przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.

- Cała przyjemność po mojej stronie, żabko - uśmiechnął się i oddał pocałunek.

ON

- ... i na koniec programu wypadek, który wydarzył się na Rondzie Wiatraczna. Samochód wiozący pieczywo do pobliskiej piekarni potrącił jedenastoletniego chłopca, który wybiegł na ulicę za piłką. Dzięki sprawnej i przytomnej interwencji jednego z przechodniów chłopiec został w krótkim czasie przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł operację i jego życiu na szczęście nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. A teraz prognoza pogody...

Bohater ze mnie, co? Pomogłem uratować kolejne istnienie, a sobie nie potrafię pomóc. Paradoks polega na tym, że będąc człowiekiem predestynowanym do leczenia innych sam potrzebuję lekarza. Lekarza mojej duszy. I głowy.

Nalewam wódkę do połowy szklanki i wypijam zawartość jednym haustem. Kręci mi się w głowie od nadmiaru alkoholu we krwi.

Tak, zamierzam się schlać w samotności. Upić się jak świnia i oddać żądzom onanizmu. To nic złego, w końcu trzeba rozładować napięcie i ulżyć lędźwiom. Z medycznego punktu widzenia to bardzo zdrowy objaw, w końcu każdy

mężczyzna potrzebuje w mniejszym lub większym stopniu seksu, to kwestia testosteronu i naturalnego popędu męskiej części populacji - są przeznaczeni do walki, zdobywania kobiet i prokreacji.

Ja nie zamierzam realizować procesu dystrybucji swojego materiału genetycznego wśród żeńskiego wycinka ludzkości.

Po tym co zrobiłem, czuję wobec siebie obrzydzenie i mimo, że widząc kobiety wciąż odczuwam w stosunku do nich pożądanie, wewnętrzny hamulec, który zaciągnąłem jakiś czas temu nie pozwala mi na żadne prowokacyjne gesty wobec nich, a tym bardziej na zwabienie do sypialni niewiasty gotowej na moje pieszczoty.

Ewelina, potrzebuję cię. Przyjdź do mnie.

- Pawełku, gdzie jesteś? - słyszę jej niski, cichy głos, odbijający się od ścian mieszkania.

- W sypialni kochanie, czekam na ciebie w łóżku - odkładam czasopismo branżowe na komodę obok łóżka i przykrywam się kołdrą. Zazwyczaj śpię w samych bokserkach lub spodniach, a na górze nie mam nic.

Słyszę zbliżające się kroki po drewnianej podłodze. Moja żona to niska brunetka z czarnymi jak heban włosami do łopatek i brązowymi oczami, które patrzą na mnie z miłością i pożądaniem.

- Schowałeś się tutaj przede mną? Przecież wiesz, że i tak cię dopadnę, łobuzie - cieszy się jak dziecko w progu, bierze rozbieg i skacze na łóżko. Otrzymuję cios łokciem w podbrzusze i robi mi się ciemno przed oczami.

- Nokaut - uśmiecha się do mnie i ściąga z siebie koszulę nocną. Zawsze zastanawiało mnie, po co kobiety ubierają się przed seksem? Przecież po chwili i tak zdejmą niemal wszystko, co mają na sobie.

A może oczekują, że za każdym razem mężczyzna stanie się odkrywcą ich ciał? I będzie niczym Kolumb w Ameryce zwiedzał każdy milimetr wypukłości i wklęsłości skóry? Dotykając i pieszcząc, czcząc ich doskonałość i okazując uwielbienie piękna, jakim obdarzają męskie zmysły?

Przewrotna, żeńska natura. My, osobnicy rodzaju męskiego musimy dostosować się do tej „gry”. Nie mamy wyjścia.

Nie to, żebym narzekał - uwielbiam być Kolumbem ciała mojej żony, to fascynująca i bardzo nakręcająca mnie czynność.

- Będziesz tak leżał jak kłoda czy w końcu zajmiesz się mną jak prawdziwy mężczyzna? - ton jej głosu jest poważny, ale w oczach czają się filuterne ogniki. Żartuje sobie ze mnie, mała kocica!

- Po nokaucie jaki mi zafundowałaś leży wszystko, nie tylko ja - staram się odparować „cios”, ale wychodzi mi to wyjątkowo miernie.

- Wszystko leży? Nie wydaje mi się - zsuwa ze mnie kołdrę i zerka między nogi - Faktycznie wszystko. O Boże, uszkodziłam go?! - pyta z udawanym przerażeniem.

- Nie wiem, ale chyba jest w ciężkim stanie. Nie mam w nim czucia.

- Trzeba będzie najwyraźniej zastosować usta-usta, a jeśli nie zadziała rozpocząć masaż - przygryza lekko dolną wargę i patrzy mi prosto w oczy. Jeszcze kilka takich gestów i reanimacja małego towarzysza nie będzie potrzebna.

- Jako specjalista zalecam na początek pocałowanie poszkodowanego - przyciągam ją do siebie za rękę i muskam jej usta - a reanimacją pana poniżej zajmiemy się później, jeśli w ogóle jeszcze będzie wymagana.

Ewelina zamyka oczy i poddaje się moim pocałunkom. Obejmuję jej dolną wargę zębami i delikatnie przygryzam.

Czuję, jak wysuwa język w poszukiwaniu mojego, kiedy następuje ich spotkanie wzdycha cicho i namiętnie wciąga moje usta w swoje.

Brodawki jej pełnych i sporych jak na niski wzrost piersi są twarde jak kamyczki. Odczuwam ich napięcie, kiedy wbijają się w mój owłosiony tors. Dłonie mojej żony obejmują moje policzki, a palce przesuwają się za uszami. Nie zamierzam próżnować i być kłodą - sunę opuszkami wzdłuż jej pleców, łopatek w kierunku bioder, a następnie niżej, w zagłębienie między pośladkami. Obejmuję całą powierzchnią dłoni sprężyste ciało, na którym codziennie siada i ugniatam niczym doświadczony piekarz ciasto.

Jej prawa ręka opuszcza moją głowę, przesuwa się w dół drapiąc delikatnie tors i podbrzusze. Miękkie palce krążą wokół pępka, aż wreszcie przesuwają się poniżej.

- Mhm, faktycznie jest nieco osłabiony - przerywa pocałunki i patrzy mi głęboko w oczy - Dobrze, że byłam pilnym i uważnym słuchaczem w trakcie zajęć z pierwszej pomocy. Przywrócę go do życia- zsuwa się głową niżej zostawiając ciepłe pocałunki w miejscach, w których postanowiła zrobić sobie przystanek na moim ciele. Ma dar w dłoniach, gdyby nie fakt, że uwielbiam grać w jej gry już dawno wcisnąłbym jej małe ręce pod materiał i wydał odpowiednie polecenia.

Bokserki zsuwają się z moich bioder.

- Chyba trochę ożył, ale damy mu więcej sił witalnych - nachyla się nad nim i całuje główkę. Czuję jak krew w szaleńczym tempie spływa w dolne partie ciała i jest pompowana w rosnący organ.

- Dobrej gospodyni ciasto w rękach rośnie - rzucam, a Ewelina wybucha głośnym śmiechem.

- Faktycznie rośnie! Nakarmiłeś go drożdżami?

- Ty jesteś moimi drożdżami - moja prawa dłoń wędruje po jej plecach, wsuwam ją pod pierś i zaczynam bawić się sutkiem.

- Mną się zajmiesz później - odsuwa moją dłoń, zdejmuje frotową gumkę spinającą czarne włosy, splata część z nich i okręca nimi mój napięty do granic możliwości organ, który wygląda teraz jakby był otoczony czarnym kokonem z jedwabiu.

- Przyjemnie? - spogląda na mnie leniwie poruszając dłonią.

- Bardzo - nie jestem w stanie powstrzymać się od jęku, kiedy zaczyna krążyć językiem wokół nasady zahaczając o jądra. Po chwili kokon zostaje rozpleciony, a czerwona główka ląduje w jej ciepłych ustach, drażniących i prowokujących do skurczy i napięć.

- Usiądź tyłem do mnie - proszę ją głaszcząc dłonią rytmicznie poruszającą się głowę.

Przekłada nade mną nogę i moment później jej sezam otwiera przede mną swoje podwoje. Zbliżam się do jego wrót, zostawiając po wewnętrznej stronie ud mokrą ścieżkę śliny. Mam nieodparte poczucie, że nadchodzi moment, w którym powinienem rozpocząć pieszczoty i kiedy czubek języka dotyka gorących warg jej uda drżą, a z ust wydobywa się cichy jęk.

- Wsuń go trochę dalej, ale nie za głęboko - wydaje polecenie.

Tak jest, moja pani - odpowiadam w myślach i delikatnie sunę czubkiem języka wewnątrz nie zagłębiając się ani nie kierując w górę, gdzie oczekuje już na mnie zachłannie wypatrując moich pieszczot ołtarz jej świątyni.

Ruchy wargami na moim palu ustają, czuję ciepły, szybki oddech i pocałunki w okolicach krocza. Zachęcony jej reakcją wsuwam się głębiej i docieram do najważniejszego punktu.

- Tak jest wspaniale, połóż dłonie na moje pośladki i pieść mnie - prosi urywanym głosem.

Małe wybrzuszenie i źródło jej rozkoszy pulsuje pod moimi wargami kiedy dotykam go i bardzo delikatnie przygryzam zębami. Jej reakcja przechodzi moje najśmielsze oczekiwania.

- Ohh! - zaciska uda i porusza biodrami - Za chwilę dojdę! Nie przerywaj!

Rozchylam zęby, przesuwam ustami i językiem wzdłuż śliskich i rozpalonych warg. Paznokcie Eweliny boleśnie wbijają się w moje uda sygnalizując nadchodzący szczyt. Nogi zaciskają się, a pupa niemal całkowicie zasłania mi widok. Krótki i gwałtowny krzyk, niekontrolowane skurcze podbrzusza i po chwili ciszy długi, głośny jęk.

Policzki mam pokryte śliną i jej rozkoszą. Smakuję ją niczym wytrawny kiper najlepszy gatunek wina. Wycofując powoli usta składam jeszcze pocałunek w miejscu, które przed chwilą dało jej tyle radości.

Moja żona oddycha ciężko, po czym podnosi się na rękach, odwraca do mnie i wsuwa język głęboko między moje wargi.

W zamglonych z rozkoszy oczach w dalszym ciągu widzę pożądanie, chyba nie nasyciłem jej wystarczająco.

- Chcę cię w środku - składa pocałunki na moich powiekach, po czym dosiada mnie i zaczyna ujeżdżać kręcąc pupą.

Zamykam oczy rozkoszując się jej zapachem i ciężarem piersi, które opadły na moją twarz. Pozwalam jej jeszcze przez chwilę poruszać się na mnie, po czym przyciągam ją do siebie i w szybkim tempie raz po raz nabijam wsuwając się w nią do samego końca.

To nasza ulubiona pozycja. Całkowite i nieodwracalne zespolenie.

Ewelina pojękuje urywanym głosem wstrzymując co chwila oddech, czuję jak zaciska się na mnie coraz mocniej, a we mnie narasta bolesne i jednocześnie rozkoszne napięcie, którego za chwilę pozbędę się podczas długiego, przerywanego wystrzałami szczytowania.

- Zrób to w środku! - szepcze mi do ucha. Odchyla głowę do tyłu, milknie drżąc i zaciskając mocno dłonie na moich ramionach. Zamykam oczy i wystrzeliwuję do jej wnętrza ogniste pociski, zalewając ją niczym idealnie dopasowaną formę płynnym ołowiem. Zastygamy oboje i z zamkniętymi oczami wsłuchujemy się wzajemnie w nasze ciężkie i przyspieszone oddechy.

- Chodź - opada na mnie i przewraca się na plecy nie pozwalając mi wysunąć się z niej - zostań jeszcze chwilę wewnątrz.

W niemym pytaniu unoszę brwi czekając na odpowiedź.

- Dziś jest ten dzień - odpowiada po chwili wahania - mam owulację.

- Czy to znaczy, że...? - doskonale wiem, co to może oznaczać, ale mózg nie przetworzył jeszcze w wystarczającym stopniu informacji, aby przekazać ją w skondensowanej i czytelnej formie do otworu gębowego.

- To znaczy, że być może przed chwilą stworzyliśmy nowe życie- wchodzi mi w słowo uśmiechając się niepewnie.

Dziecko.

Wielokrotnie na ten temat rozmawialiśmy.

Tata i mama.

Paweł i Ewelina.

I ktoś nowy, kto całkowicie zburzy porządek w naszym życiu będąc jednocześnie największą możliwą nagrodą, wręczoną nam za naszą miłość.

- Oby strzał był celny i trafił w samo okienko - uśmiecham się do niej używając w odpowiedzi terminologii piłkarskiej.

- Mój mąż, cyniczny i bezpośredni komentator małżeńskiego życia – podsumowuje - Jestem tak zmęczona, że nie mam już siły na prysznic. Dzisiaj będę pachniała tobą, chyba się nie obrazisz, co?

***

Nie, nie obrażę się Kochanie. Na ciebie nie potrafię się obrażać.

Przed chwilą dokonałem udanego samogwałtu i czuję fizyczną ulgę. Nastrój poprawił się na tyle, że pójdę za chwilę pod prysznic, a później obejrzę mecz piłki nożnej w telewizji opróżniając butelkę i upijając się do nieprzytomności.

Dobrego wieczoru.

ONA

Gdzie on jest do diabła? Grzebie się jak kobieta przed pierwszą randką!

Od dobrych dziesięciu minut stoję pod blokiem mojego partnera z pracy, Rafała Jaroszyńskiego i czekam, aż łaskawie przywlecze swój gruby tyłek do samochodu. Nerwowo bębniąc w kierownicę patrzę na grupkę wyrostków, którzy palą papierosy w bramie i obserwują mnie spode łba.

Warszawska Praga Północ to zdecydowanie nie jest miejsce, które polecałabym odwiedzać turystom, podobnie jak Wola i Bielany.

Zerkam do góry przez przednią szybę - dobra pogoda z weekendu najwyraźniej postanowiła zniknąć równie niespodziewanie jak się pojawiła. Po ciepłej i słonecznej aurze nie pozostał ślad, na niebie królują stalowe chmury, a temperatura spadła do kilkunastu stopni Celsjusza.

Ile jeszcze mam czekać na tego tłuściocha?

No wreszcie.

Potężny i zwalisty cień zasłania światło w bramie, dwóch wyrostków z respektem odsuwa się na bok umożliwiając przejście potężnemu glinie.

Po tym, jak Marek odszedł z policji przez pewien czas pracowałam sama, dopiero po trzech miesiącach Jaworski znalazł szaleńca, który odważył się podjąć współpracę z Królową Zimy, jak szyderczo nazywali mnie w wydziale.

Konarskim to on nie jest i nie przyjaźnimy się aż w takim stopniu, ale czuję dużą sympatię do niego, jego żony i dwóch córek.

- Cześć młoda - otwiera drzwi od strony pasażera i z trudem lokuje się na siedzeniu obok.

- Cześć gruby - odcinam się - Na siedzeniu za mną powinny leżeć ciężarki wyrównujące wagę, kiedy prowadzę od twojego ciężkiego dupska znosi nas w zakrętach w prawo.

- Hahaha - Jaroszyński ryczy ze śmiechu ocierając łzy - Od rana cięty języczek. Mamy dzisiaj zły humor?

- W skali od zera do dziesięciu? Jakieś dwa i pół.

- Nie dziwię się, że jesteś w takim nastroju. Czego my do cholery słuchamy? Jedziemy na pogrzeb? - bierze do ręki pudełko po CD, którego zawartość kręci się w samochodowym odtwarzaczu - Zespół Moja Umierająca Panna Młoda, tytuł płyty Anioł i Mroczna Rzeka - tłumaczy z angielskiego. Otwiera pudełko - Płacz Ludzkości, Z Najmroczniejszych Niebios, Czarna Podróż, Morze Cierpienia - czyta tytuły utworów - Jezu, Anka. Od samych nazw można nabawić się depresji. Muzyka nadawałaby się na marsz żałobny w trakcie pogrzebu satanisty, a zdjęcie członków zespołu sugeruje ich uczestnictwo w czarnych mszach.

- Jestem w kiepskim nastroju, a wbrew pozorom taka muzyka powoduje u mnie efekt sinusoidy i pozwala odbić się od dna - gwałtownie skręcam w prawo ignorując komentarz - Bądź więc łaskaw darować sobie szydercze teksty. Następnym razem włączę specjalnie z dedykacją dla ciebie Majteczki w Kropeczki, tylko muszę przygotować sobie zatyczki do uszu.

- Codziennie utwierdzam się w przekonaniu, że byłem szalony godząc się na pracę z tobą - parska śmiechem.

- Tak? A zastanowiłeś się nad tym, że z jakimś nudnym i ponurym repem miałbyś jeszcze gorzej? - szczerzę do niego zęby. Skala nastroju właśnie skoczyła do góry o jeden stopień. Za to go lubię - Co mamy dzisiaj na tapecie?

- Sprawy z soboty - Mińska, Igańska i poranny wypadek z Ronda Wiatraczna. Robota papierkowa.

- Co bierzesz?

- Z tego co mówiłaś chcesz dzisiaj wyjść wcześniej? - kiwam potakująco głową - Bierz Wiatraczną, tam jest najmniej pracy. Ja wezmę resztę.

- Dzięki- uśmiecham się po raz drugi dzisiaj. Skala podniosła się właśnie do cyfry pięć- chcę zrobić Grześkowi niespodziankę i wracam wcześniej do domu.

- Mhm, seksik z zaskoczenia? - Rafał rechocze głośno. Korzystając z okazji, że mamy czerwone światło uderzam go w ramię.

- Opanuj się, jesteś w towarzystwie damy, zboku - jego dobry nastrój zaczyna mi się udzielać. Płyta spełniła swoje zadanie i zostaje zastopowana.

- Raczej Królowej Zimy, która raz na jakiś czas zostaje ogrzana żartobliwym nastrojem pewnego grubasa - tym razem śmiejemy się oboje.

Skręcam w kierunku komendy przy Grenadierów i zatrzymuję się na parkingu.

Jaroszyński chce wysiadać.

- Rafał, zaczekaj chwilę.

- No co tam jeszcze? - otwiera drzwi szykując się do wytoczenia potężnej masy z samochodu.

- Dziękuję ci - spogląda na mnie zdziwiony - za to, że ze mną wytrzymujesz.

- Daj spokój złotko - puszcza do mnie oko - Jesteśmy teamem i musimy wspierać się w trudnych momentach, tak?

Uśmiecham się w odpowiedzi nic nie mówiąc.

- Idziemy, czas wkroczyć do królestwa brudnych interesów i skorumpowanych glin - znowu żartuje, a ja głupkowato rechoczę pod nosem podążając za nim.

ON

„Nie pytaj o Polskę” Ciechowskiego rozbrzmiewa z całym mieszkaniu. Walcząc z kawałkiem wołowiny próbuję zrobić coś na kształt gulaszu. Idzie mi słabo, ale eksperymentuję tylko i wyłącznie na sobie, więc w razie ugotowania niezjadliwej trucizny zawartość po prostu wyląduje w koszu na śmieci.

Kogo do diabła niesie? Biegnę do pokoju i przez ręcznik papierowy biorę telefon w dłoń.

- Paweł Abramow - naciskam zieloną słuchawkę.

- Starszy aspirant Anna Zakrzewska, dzień dobry - damski głos z trudem przebija się przez hałas z tle - Pamięta mnie pan? W sobotę przyjechałam razem z kolegą do wypadku chłopca przy Rondzie Wiatraczna.

- Tak, pamiętam - przez telefon brzmi miło i zupełnie inaczej niż twarzą w twarz - Co mogę dla pani zrobić?

- Będzie pan dzisiaj w stanie przyjechać na komendę przy Grenadierów? Porządkuję papierki i zależy mi, żeby potwierdził pan jak najszybciej złożone zeznania.

Poza przyrządzeniem wołowiny z emerytowanej krowy w zasadzie nie mam zbyt wiele do roboty.

- Tak - zgadzam się po chwili ciszy - o której mam się pojawić?

- Dwunasta trzydzieści panu odpowiada?

Patrzę na zegarek - dwie godziny. Powinienem zdążyć z mućką.

- Zgoda, mam się powołać na dole na panią?

- Jest pan niezwykle domyślny, panie Pawle - nie spodziewałem się żartu. Niekontrolowany śmiech wydostaje się z moich ust. Moja rozmówczyni również śmieje się do słuchawki - do zobaczenia.

- Do widzenia - rozłączam się uśmiechając się pod nosem. Bezpośrednia i zabawna kobieta.

- Jestem umówiony na dwunastą trzydzieści z panią Anną Zakrzewską - informuję bladego jak ściana i najwyraźniej znudzonego gliniarza w recepcji stawiając się punktualnie o umówionej godzinie w komendzie.

- Moment - bierze w dłoń słuchawkę i wykonuje połączenie.

W oczekiwaniu rozglądam się po pomieszczeniu. Budynek był świeżo odnawiany, ściany pachną jeszcze niedawno położoną farbą, a na niektórych meblach (w tym w krześle policjanta) widnieją fragmenty folii ochronnej.

- Proszę zaczekać tam - wskazuje dłonią na mały, przeszklony pokój po prawej stronie - koleżanka za chwilę do pana zejdzie.

Policjantka pojawia się minutę później. Ma na sobie czarne spodnie, bluzkę bez ramion w tym samym kolorze i czarne pantofle na wysokim obcasie.

Wygląda bardzo kobieco i zupełnie inaczej niż w sobotę.

- Dzień dobry - wyciąga dłoń na powitanie i dość mocno potrząsa moją ręką - chodźmy na górę. Nie zajmę panu dużo czasu. To co pan zeznał w trakcie rozmowy mam spisane, będzie pan musiał zapoznać się z treścią i w przypadku potwierdzenia zeznań podpisać dokument. W piętnaście minut powinniśmy się obrobić z tematem.

- Aż tak mi się nie spieszy - idąc za nią mam pełen widok jej figury. Jest dość mocno zbudowana, co najprawdopodobniej jest wynikiem ćwiczeń fizycznych ale porusza się... seksownie? Tak, to właściwe słowo. I kiedy zaczyna się uśmiechać staje się piękną kobietą.

- Wie pani co się dzieje z chłopakiem? - staram się nawiązać rozmowę.

- Jest po operacji nogi, ma złamane kilka żeber, prawą rękę i piszczel, w którą włożono mu śrubę. Z karierą piłkarską chyba będzie musiał się pożegnać, za to niech się cieszy, że żyje.

- Zapraszam tutaj - skręca w prawo i otwiera przede mną drzwi - napije się pan wody?

- Dziękuję - siadam naprzeciw niej - Ile lat pracuje pani w policji?

- Osiem - odpowiada szukając dokumentów - a dlaczego pan pyta?

- Długo - jestem zdziwiony swoją bezpośredniością - to znaczy, że zaczęła pani pracę na pierwszym lub drugim roku studiów?

Zakrzewska patrzy na mnie przez chwilę bez słowa.

- Potraktuję to jako komplement - nikły uśmiech pojawia się na jej ustach - nie, zaczęłam tu pracę dwa lata po ukończeniu studiów jeśli mam być szczegółowa - podaje mi papiery - Pańskie zeznania, proszę dokładnie zapoznać się z nimi i jeśli nie ma pan uwag na dole należy złożyć czytelny podpis i umieścić obok datę.

Kilka minut później składam podpis na dole.

- Wszystko się zgadza - oddaję jej plik dokumentów - Jeśli będę w mógł w czymkolwiek pomóc w kontekście sprawy proszę do mnie dzwonić.

- Nie omieszkam, panie Pawle - wstaje i wyciąga dłoń na pożegnanie - Miło było pana poznać.

- Z wzajemnością - uśmiecham się i oddaję uścisk - Życzę udanego dnia.

- Dziękuję, mam nadzieję, że pański będzie równie udany co mój.

Ale sobie słodzimy, hoho!

Kieruję się w stronę wyjścia.

- Do widzenia, pani Anno - odwracam się w progu.

- Do widzenia - uśmiecha się do mnie na pożegnanie.

ONA

Uff, czternasta. Koniec pracy i do domu. Mam nadzieję, że zdążę przed jego przyjściem. Ostatnio zachowuje się wobec mnie nieco lepiej i nawet zaczął myśleć jak dojrzały mężczyzna, a nie dzieciak. W niedzielę ugotował obiad, a później zabrał mnie na spacer do Łazienek.

Szok.

Zazwyczaj kończyło się na siedzeniu przez pół popołudnia przed telewizorem i oglądaniu meczów piłkarskich. Lubię piłkę nożną, ale chciałabym spędzać czas inaczej gapiąc się bez przerwy w ekran. A tu taka niespodzianka.

Trzeba podtrzymać ogień, który niespodziewanie wybuchł i dołożyć drwa do paleniska. Kiedy wróci zamierzam dopaść go w przedpokoju i kochać się z nim, długo i namiętnie. Tak jak najlepiej potrafię.

Stukot pantofli odbija się od ścian rezonując po całej długości i szerokości klatki schodowej, zbliżam się do drzwi i wkładam klucz do zamka.

Otwarte?

Natychmiast spinam się w sobie podejrzewając włamanie. Okolica, w której mieszkam nie jest zbyt ciekawa, ale znam większość tutejszej menelowni i jestem pewna, że gdyby coś się wydarzyło złodziej zostałby natychmiast spacyfikowany przez miejscowych.

Zdejmuję buty pozostawiając je na wycieraczce i powoli uchylam drzwi nasłuchując przez szparę między nimi a futryną jakichkolwiek dźwięków.

Nic nie słychać.

Wsuwam się do wewnątrz stając w przedpokoju i bardzo ostrożnie, starając się zachować absolutną ciszę kładę na podłodze torebkę.

Ok, no to jestem w środku. Możliwe, że ktoś usłyszał mnie kiedy kręciłam kluczem w zamku, czai się za ścianą w kuchni i za chwilę dostanę w głowę lub w inne miejsce albo...

Wrócił wcześniej i szykuje mi niespodziankę?

Stąpam ostrożnie stawiając kanty stóp na drewnianej podłodze tak żeby nie wzbudzić żadnego, niepożądanego dźwięku, w całym mieszkaniu rozlega się tykanie zegara wiszącego w przedpokoju. Jestem napięta niczym struna fortepianowa.

Ding-dong!

Pieprzona kukułka!

Zatykam dłonią usta, żeby nie krzyknąć. Stałam bezpośrednio pod zegarem, kiedy zaczął wydzwaniać piętnastą.

Kieruję się w głąb.

W kuchni pusto.

Niespodziewanie z sypialni, najbardziej odległego pomieszczenia dobiega do mnie dźwięk.

Coś jakby jęk? Stęknięcie? Kieruję się w stronę jego źródła i powoli uchylam drzwi, które przesuwają się w prawo odsłaniając widok.

Mimo, że oczy już dawno zarejestrowały i przekazały do mózgu obraz tego, co się przede mną dzieje organ odpowiadający za dowodzenie organizmem w dalszym ciągu nie przetworzył tej wiedzy na zdatną do jakiegokolwiek użytku.

Stoję jak kołek w wejściu, na łóżku leży kobieta, a na niej... Grzegorz. Nadzy kopulują bezwstydnie w pomieszczeniu, gdzie spędzam noce i uprawiam miłość! Z nim!

Och ty skurwysynu! A ja ci ufałam i wierzyłam, prawie się w tobie zakochałam! Ty pierdolony zdrajco! Ty judaszu!

Ty obłudniku!

- Masz pięć minut na zebranie swoich rzeczy i wypierdolenie stąd z prędkością światła! - ostry głos wydaje stanowcze polecenie. Jestem tak wściekła i rozczarowana, że aż drżę, ale dopóki on nie wyjdzie nie dam mu satysfakcji i nie zamierzam się rozpłakać.

Ta mała blond dziwka i jaśnie lord nagle orientują się, że mają towarzystwo i zaprzestają swoich niecnych praktyk. Grzegorz widząc mnie otwiera szeroko oczy zamierzając coś powiedzieć.

- Nawet kurwa jednym słowem się nie odezwij, słyszysz?! Nie masz prawa wydobyć z siebie głosu! Jedyne co możesz zrobić to podkulić ogon pod siebie i wypierdalać!

Oczy blondynki patrzą na mnie w niemym przerażeniu, jakby spodziewała się, że wyciągnę broń i zacznę do nich strzelać. Ten skurwiel chyba powiedział jej kim jestem.

- A ty ubierz się dziewczyno i spieprzaj stąd w podskokach dopóki nie nabiorę w stosunku do ciebie złych zamiarów - rzucam jej ubranie i pokazuję drzwi za sobą.

Kurewka znika w kilkanaście sekund.

- Do dwudziestej masz zabrać stąd wszystko co należy do ciebie, rozumiesz? Jeśli to tej godziny zostawisz tu cokolwiek swojego wyrzucę to przez okno! - moja wściekłość rośnie, myślałam, że przed chwilą osiągnęłam zenit, ale najwyraźniej mam większe możliwości- Aha, nie myśl sobie, że do transportu użyjesz mojego samochodu, nie obchodzi mnie to, że twój stoi w warsztacie. Trzeba było o tym pomyśleć zanim zacząłeś pieprzyć tu jakąś dziwkę! W mojej własnej sypialni! Ty skurwielu! - rzucam się na niego i zaczynam okładać po głowie. Zasłania się bezradnie przed ciosami. W końcu przestaję.

- Masz pięć minut. Jeśli po tym czasie nadal tu będziesz dzwonię na Grenadierów i zgłaszam włamanie- kończę wywód i wychodzę z sypialni.

Siadam na kanapie i bezmyślnie patrzę się w okno słysząc, jak krząta się w przedpokoju. Żeby nie być gołosłownym włączyłam stoper i czekam na upłynięcie trzystu sekund.

W czwartej minucie słyszę, jak staje dwa metry obok mnie. Ignoruję jego obecność patrząc w okno.

- Anka - zaczyna cichym głosem - chciałem...

- Wyjdź - przerywam mu nie odwracając wzroku - Nie zamierzam tego słuchać. Po prostu wyjdź i kiedy zabierzesz swoje manele nie pokazuj mi się już nigdy na oczy.

W przedpokoju rozlega się stukot butów, po chwili słyszę kliknięcie klamki.

Łzy puszczają, świat staje się zamglony i niewyraźny.

Znowu to samo, ile razy mam jeszcze to przerabiać?

No ile?

Po osiemnastej jest pozamiatane, godzinę wcześniej przyjechał z kolegą i zabrał wszystko to, co należało do niego. Razem z moją godnością i poczuciem własnej wartości.

Zostaję sama z litrową butelką wódki, stojącą na stole kuchennym i perspektywą wieczoru z demonami, którym nie mam siły stawić czoła. Upiję się i po prostu zasnę, żeby nie myśleć, nie cierpieć i odpłynąć w nicość.

Wypiję za nich wszystkich! Za tych wspaniałych, pełnych testosteronu, pieprzonej pewności siebie mężczyzn, którzy finalnie okazują się być skurwysynami, łamaczami serc i zdradliwymi bydlakami.

Godzinę później prawie jedna trzecia zawartości butelki jest już we mnie, ale adrenalina i czarne myśli wciąż nie pozwalają mi się upić. Potrzebuję kompana. Telefon w dłoń. Gorzej, że mam problem z wybraniem właściwego numeru.

- Cześć młoda. Dzwonisz, żeby zdać relację z bzykanka w przedpokoju czy mam się do was przyłączyć?

- Przyjedziesz? - postanawiam nie odpowiadać na żart Rafała, po pierwsze z racji mojego nastroju, a po drugie z powodu upojenia alkoholowego, które zaczyna mnie ogarniać.

- Stało się coś? - słysząc mój głos poważnieje w mgnieniu oka.

- Tak - zaczynam pochlipywać pod nosem - Przyjedź proszę.

- Jestem za piętnaście minut - rozłącza się.

Kwadrans upływa mi na uzupełnianiu i opróżnianiu zwartości kieliszka. Kiedy słyszę dzwonek jestem już pijana jak bela.

- O mój Boże - otwierając drzwi opieram się o nie i niemal wpadam na Rafała - Gdzie Grzegorz?

- Wyrzuciłam skurwysyna - język mi się plącze i z trudem utrzymuję równowagę - Chodź, napijesz się ze mną.

Jaroszyński bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę kuchni.

- Wyjmij szklankę z szafki i siadaj - polewam sobie na tyle obficie, że wódka rozlewa się na stół - Jasna cholera.

- Przyjechałem samochodem, Anka - jest przerażony moim wyglądem - Co się stało?

Krzywiąc się wypijam kolejny kieliszek i zapalam papierosa.

- Zdradził mnie skurwysyn! - zaczynam znowu płakać - Zdradził mnie w moim własnym domu, w moim łóżku, gdzie wcześniej robił to wielokrotnie ze mną! Wróciłam wcześniej, żeby zrobić mu niespodziankę, a ta wsza, ta gnida pieprzyła się z jakąś blond siksą! - Ręce trzęsą mi się tak, że nie jestem w stanie utrzymać papierosa.

Rafał siada naprzeciw mnie, nalewa sobie wódki do szklanki i krzywiąc się wypija całość jednym haustem.

- Posłuchaj dopóki jeszcze kontaktujesz - bierze mnie za rękę - Weź kilka dni wolnego i dojdź na spokojnie do siebie. Nie myśl o pracy i o tym co się dzisiaj wydarzyło. Może gdzieś wyjedź, żeby zresetować głowę. Jeśli nie wyjedziesz mogę do ciebie wpadać codziennie po pracy, żebyś nie siedziała sama.

- Daj spokój, nie potrzebuję niańki, jestem dużą dziewczynką i to co się dzisiaj wydarzyło to dla mnie chleb powszedni - podsumowuję gorzko.

- Nie zamierzam cię niańczyć, chcę tylko, żebyś pamiętała, że możesz na mnie liczyć. Jesteśmy zespołem i muszę o ciebie dbać, ok? - ściska mocno moją dłoń, a mnie ponownie stają łzy w oczach.

- Dziękuję - uśmiecham się - Twoja żona ma szczęście. Ja niestety chyba przyciągam jak magnes życiowych nieudaczników i leserów.

Rafał uzupełnia zawartość swojej szklanki i wypija na raz.

- A jednak się z tobą nawalę - na jego słowa uśmiecham się smutno i jego widok to ostatni obraz, jaki zapamiętuję z tego wieczoru. Odpływam w nicość.

***

Niedziela. Pierwszy raz od wtorku nie mam rano kaca.

Cztery dni w letargu, bez pracy, w alkoholowym amoku w domu. Cztery dni w kokonie, w otulinie, którą stworzyłam w sobie, żeby zabić cierpienie i zranioną dumę, żeby przestało boleć i kaleczyć moją duszę niczym ciernie rozrywające gładką, aksamitną skórę.

Cztery dni wystarczą. Czas wrócić do świata żywych.

ON

Niedzielny poranek jest ponury i mroczny. Niebo jest w całości przykryte chmurami, ulice są puste, a mocny, przenikliwy wiatr nie zachęca do wzmożonej aktywności.

Wczoraj pierwszy raz od dłuższego czasu nie upiłem się do nieprzytomności w sobotę. Sam nie wiem, czym to jest spowodowane. Znudzeniem alkoholem? Rutyną? Czy po prostu zmęczeniem materiału?

Muszę wyjść, najzwyczajniej w świecie potrzebuję opuścić tą norę, w której wegetuję czekając na sam nie wiem co?

Gwiazdkę z nieba? Czy pętlę, którą zawieszę sobie na szyi i skończę z otaczającym mnie syfem?

Za śniadanie robią dzisiaj dwie nędzne kanapki z wędliną i pomidorem. Nie mam ochoty na kulinarne szaleństwa.

Dopijam herbatę i po chwili ruszam na zewnątrz.

Park Armii Krajowej, znajdujący się na rogu ulic Grochowskiej i Podskarbińskiej jest - co zauważam bez zdziwienia - opustoszały, ponury i smutny. Tak jak ja. Siadam na ławce niedaleko wejścia i zapalam papierosa obserwując drzewa, atakowane przez silny wiatr.

Lubię tam przychodzić. Czuję wewnętrzną potrzebę siedzenia na ławce i obserwacji ludzi, którzy mijają mnie niczym ducha nie zauważając mojej obecności. Tak jakbym istniał tylko we własnej, chorej i zainfekowanej nieuleczalnym wirusem wyobraźni. Czasem mam ochotę wkroczyć widząc ojca krzyczącego na małego chłopca, który ośmielił się nie wykonać polecenia zdenerwowanego tatusia. Dziecko potrzebuje uwagi i poświęcenia mu całego dostępnego czasu, a nie puszczenia go samopas i rozmawiania przez komórkę, podczas gry maluch nudzi się i oczekuje interakcji z najważniejszą dla niego osobą.

W ostatniej chwili wycofuję się dochodząc do wniosku, że to nie moja sprawa. Wiem, kłóci się to z wizerunkiem miłosiernego samarytanina pomagającego wszędzie i wszystkim, ale do cholery- nie będę się wpieprzał za każdym razem w życie innych. Poza tym każdy powinien wychowywać dziecko zgodnie z własnym sumieniem.

Papieros dopala się. Gaszę go pod butem i zamierzam wstać.

- Niedzielny, zimny poranek to nie jest chyba najlepsza pora na spacery. Nie może pan spać? - słyszę za sobą znajomy, damski głos.

- To samo mogę powiedzieć o pani - odwracam głowę i widzę bladą Zakrzewską, z wyraźnymi, ciemnymi obwódkami wokół oczu stojącą dwa metry od ławki z cienkim mentolem w dłoni.

- Każdy ma swoje demony - odpowiada, a mnie na jej słowa przechodzi dreszcz.

- Proszę usiąść- przesuwam się w lewo - Miejsca wystarczy dla nas obojga. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tu pani.

- Jestem ostatnią osobą, którą oczekiwał pan tu zobaczyć, prawda? - siada obok zaciągając się papierosem i akcentując słowo „ostatnią” - Lubię poranne spacery, zwłaszcza w niedzielę, kiedy ulice i chodniki są puste. To pomaga oczyścić umysł i daje mi energię na resztę dnia.

- No cóż, dzisiejszy poranek nie naładuje chyba nikogo energią - podsumowuję.

Nastaje cisza. Nie czuję potrzeby mówienia czegokolwiek. Odnoszę wrażenie, że ta kobieta wie, kiedy powinna milczeć i chyba podobnie jak ja nie ma zbytniej ochoty na rozbudowaną konwersację. Wystarczy jej obecność drugiej osoby i fakt, że w ten mroczny i ponury poranek nie jest sama.

- Chciałby pan wiedzieć, dlaczego mam tatuaż ćmy na szyi? - zaciąga się głęboko papierosem, a ja otwieram szeroko oczy - Proszę nie zapominać, gdzie pracuję. Czułam na sobie pańskie spojrzenie tydzień temu w sobotę - uśmiecha się do mnie.

- Tak, chciałbym - odpowiadam machinalnie, zdziwiony jej bezpośredniością.

- Ćmy to królowe nocy - zaczyna opowiadać gasząc niedopałek pod butem - Kiedyś byłam królową, na studiach.

Rządziłam całą uczelnią, jako przewodnicząca rady studentów i organizator wszelkich imprez. Wspólnie z dwiema przyjaciółkami postanowiłam odróżnić się od szarego - ostatnie słowo wymienia z pogardą - tłumu, który był dla mnie zwykłym motłochem. Ja, wielka pani, która dowodzi wszystkimi dookoła. I ten szary tłum, którym pogardzałam w większości ma już rodziny i dzieci, a ja tkwię jak kołek na rozstaju dróg nie wiedząc, w którą stronę mam się przemieścić. A życie przecieka mi przez palce.

- Przepraszam, sama nie wiem, dlaczego panu o tym mówię. To było wyjątkowo głupie - wyjmuje kolejnego mentola z paczki.

- Nie szkodzi, proszę nie przepraszać - obserwuję jej ruchy - Nie obrazi się pani, jeśli zaproponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu?

Spogląda na mnie brązowymi oczami i po chwili wyciąga rękę.

- Anna.

- Paweł - oddaję uścisk - Mieszkasz gdzieś niedaleko?

- Kobielska, dwa bloki obok ciebie. Nie chce być wścibska, ale nie powinieneś być u boku żony? - zerka na moją obrączkę - samotne spacery w niedzielny poranek to nie jest chyba domena mężów, którzy powinni o tej porze spać u boku lepszej połowy albo szykować jej śniadanie do łóżka? - uśmiecha się pod nosem.

Zamieram w bezruchu wpatrując się w jej twarz.

- Przepraszam - odpowiada zmieszana moją reakcją - nie powinnam w ten sposób do ciebie mówić. To nie moja sprawa.

- W porządku, nic się nie stało - odzywam się po chwili pustym głosem - moja żona... odeszła ode mnie jakiś czas temu. Mieszkam sam. A obrączkę noszę z przyzwyczajenia.

Moja towarzyszka wpatruje się gdzieś daleko w przestrzeń zastanawiając się nad wypowiedzianymi przeze mnie słowami.

Nie czuję potrzeby, żeby jej się zwierzać. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że w jej oczach mogę wyglądać na gbura, ale nic na to nie poradzę.

- No dobrze, czas na mnie - wstaje i gasi kolejnego papierosa pod butem - Miło było cię spotkać - wyciąga dłoń na pożegnanie.

- Ciebie również - patrzę w jej oczy i widzę smutek podobny do wizerunku, który oglądam codziennie w lustrze.

- To... cześć - odwraca się i rusza w kierunku bramy.

- Cześć.

Stoję jak kołek patrząc na jej sylwetkę zmierzającą w kierunku wyjścia.

- Zaczekaj proszę - zatrzymuje się i odwraca do mnie powoli - Czy nie zechciałabyś...?

Jej wzrok. Dopiero teraz zauważam, jak duże i piękne ma oczy.

- Nie zechciałabyś pójść ze mną na kawę? Dzisiaj po południu? - wypalam niespodziewanie dla nas obojga i z niepokojem oczekuję jej reakcji.

To było wyjątkowo głupie, ty idioto! Wyśmieje cię i pójdzie w swoją stronę.

Staram się sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zaprosiłem kobietę na kawę? Ewelinę kilka lat temu, kiedy ujrzałem ją w księgarni, mieszczącej się niedaleko mieszkania i zakochałem się od pierwszego wejrzenia?

- Dobrze - po chwili milczenia zgadza się na moją propozycję i chyba jest zdziwiona własną reakcją - Gdzie?

- Róg Ronda, szary budynek po prawej stronie jadąc z kierunku od Waszyngtona, kojarzysz? - kiwa głową na znak zgody - na dole jest kawiarnia z parasolkami na zewnątrz. O szesnastej?

- O szesnastej - na jej twarzy po raz kolejny gości lekki uśmiech. Odwraca się plecami i rusza w kierunku wyjścia.

Co ja robię? Przecież miałem nie spotykać się z kobietami.

Żadnych schadzek, kaw, obiadów, randek i temu podobnych.

Może czas już przestać się nad sobą użalać i złapać życie za bary? - w głowie rozlega się głos.

Głos sumienia czy złego ducha, który próbuje skierować mnie na fałszywe tory z właściwej ścieżki? A tak w zasadzie to czym jest właściwa ścieżka? Drogą pozwalającą na ucieczkę od ponurej, samotnej wegetacji, której doświadczam dzień po dniu?

To nie zły duch ani sumienie. To głos rozsądku, który chce mnie sprowadzić na właściwy tor. Tor, którym powinienem kroczyć nie użalając się nad sobą jak bohater martyrologicznego opowiadania.

Sylwetka Anny jest już daleko ode mnie. Siadam na ławce i odpalam kolejnego papierosa.

Randka?

Nie, to zwykła kawa. Intryguje mnie i ciekawi ta kobieta. Spotkam się z nią. W sumie dlaczego nie? Przecież się jej nie oświadczę.

ONA

Szybko się pocieszyłam, co? Cztery dni i kolejny? Prawie jak w sztafecie...

Jestem wobec siebie zbyt krytyczna?

Chyba powinnam się cieszyć, że mimo podkrążonych oczu i wyglądu wiedźmy nie przeraził się i chce się ze mną spotkać - oglądam się w lustrze, sukienka pasuje idealnie.

On nie wygląda na kopię lorda. Jest inny, jego oczy są smutne, jakby cierpiał z jakiegoś głęboko ukrytego powodu, który skrył na samym dnie świadomości i duszy.

Czy jestem zdesperowaną starą panną? - zakładam kolczyki obserwując swoje odbicie - aż tak rozpaczliwie poszukującą tego właściwego, że umawiam się już nawet z przypadkowymi mężczyznami, widzianymi trzy razy w życiu?

I próbuję sobie udowodnić, że jednak da się go znaleźć i przebieram między nimi niczym w ulęgałkach usiłując wybrać najmniej nadpsuty owoc?

Z drugiej strony trzy razy to nie jest zły wynik, niektórzy zakochują się w sobie po kilkunastu minutach, a po miesiącu są zaręczeni - wysuwam kontrargument - a on jest przystojny, miły i wyczuwam, że ma coś w sobie. Tylko te smutne oczy, gdyby częściej się uśmiechał. Mnie co prawda też nie powinno być do śmiechu, w końcu wykopałam jaśnie lorda z domu raptem pięć dni temu i zakończyłam kolejny, nieudany związek, ale w głębi duszy cieszę się i pochlebia mi, że mnie zaprosił.

- Chyba nie jest z tobą jeszcze tak źle Zakrzewska - obracam się dookoła własnej osi uśmiechając się do siebie - mimo zbliżającej się czterdziestki niejeden obróci głowę za tobą na ulicy.

Pogoda w maju jest zmienna niczym mój dzisiejszy nastrój - dochodzę do wniosku patrząc w niebo po wyjściu z klatki schodowej - rano czerń, mrok i silny wiatr, a po południu ciepło, słońce i kwitnąca zapachem bzów wiosna.

Mam jeszcze spory zapas czasu, więc nie spiesząc się w dość wolnym tempie zmierzam w kierunku Ronda. Zerkam na swoje odbicie w szybach mijanych witrynach sklepowych, zastanawiając się, czy nie przesadziłam z ubiorem.

Rozkloszowana sukienka w kwiaty na ramiona sięgająca nieco ponad kolana, rozpuszczone włosy, a w uszy wpięte małe, srebrne kolczyki w kształcie liści z drzew.

Figury modelki to ja może nie mam, ale odpowiednie zaokrąglenia tu i ówdzie posiadam i wiem, że potrafię skupić na sobie męskie spojrzenia.

Zresztą podobam się sobie i lubię swój wygląd - to jest dla mnie najważniejsze.

Przechodzę obok śmierdzącego z odległości kilkudziesięciu metrów kebaba i z daleka zauważam Pawła, siedzącego przy jedynym zajętym stoliku. Ponownie uśmiecham się do siebie nabierając przekonania, że chce zrobić na mnie jak najlepsze wrażenie. Wygląda na to, że biała, prążkowana koszula z krótkim rękawem, którą ma na sobie jest nowa, granatowe spodnie rurki i czarne trampki uzupełniają strój. Ogolił się, ułożył postrzępione rano w parku jasne włosy.

Zupełnie inny człowiek.

- Cześć - zauważa mnie wchodzącą po schodach i wstaje podając rękę - Pięknie wyglądasz. Świetna sukienka, pasuje do ciebie jakby była szyta pod twoją figurę.

- Dziękuję - uśmiecham się do niego w odpowiedzi na hymn pochwalny, który mi zgotował. Komplemenciarz - A ty wyglądasz zupełnie inaczej niż rano.

- Inaczej? - nikły uśmiech błądzi po jego wargach.

- Tak, powinieneś nosić więcej białego. Pasuje do twojej twarzy - dopowiadam i milknę. Powiedz mu jeszcze, że jest bardzo przystojny, że podobają ci się jego dłonie, a uśmiech przyspiesza oddech i za chwilę kawę wypijesz sama, bo pomyśli, że jesteś desperatką i ucieknie tylnym wyjściem pod pretekstem skorzystania z toalety.

Napalona idiotko.

- Dziękuję, ale to chyba wpływ pogody. No wiesz, rano czerń i mrok, więc widziałaś mnie jako księcia ciemności, a po południu zostałem rycerzem wiosny - żartuje, a ja uśmiecham się do niego dziękując w duchu, że udanie wybrnął z niezręcznej sytuacji - W oczekiwaniu na ciebie przejrzałem menu - podaje mi jeden egzemplarz - Podobno mają tu całkiem niezłe jedzenie, jeśli masz ochotę wrzucić coś na ząb.

- Jestem po obiedzie, ale ty nie krępuj się, jeśli czujesz potrzebę - przeglądam kartę dań i napojów - szczerze mówiąc nie mam ochoty na kawę. Napijesz się ze mną piwa?

- Pewnie- jest nieco zaskoczony, ale chyba zadowolony - sam miałem ochotę na piwo, ale umówiliśmy się na kawę...

- Więc nie śmiałeś proponować? - wchodzę mu w słowo - daj spokój, rozumiem, że mogę sprawiać wrażenie niedostępnej i oschłej, ale to moja maska, którą zakładam w pracy. Na co dzień jestem zupełnie inna.

Przy stoliku pojawia się kelner. Składamy zamówienie i prosimy o popielniczkę.

- Inna? To znaczy jaka? - wracamy do rozmowy.

- Nie lubię mówić o sobie, ale skoro sama na siebie zastawiłam pułapkę, to chyba nie mam wyjścia, co?

- Możesz nie odpowiadać, ale - zapala papierosa - chciałbym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej ponadto, że jesteś ostrą i stanowczą panią aspirant, mieszkającą przy Kobielskiej.

- No dobrze - niechętnie zgadzam się na jego prośbę - jak już wiesz w policji pracuję od ośmiu lat. Skończyłam psychologię w jednej z prywatnych uczelni w Warszawie, i przymierzałam się do pracy w jednej z nowo otwartych klinik, kiedy koleżanka podsunęła mi pomysł odnośnie spróbowania w służbie publicznej - w międzyczasie kelner przynosi piwo, pociągam solidną ilość przez słomkę - udało mi się i pracuję tu z lepszym lub gorszym efektem do dzisiaj.

- Nie ciągnęło cię do zawodu psychologa? W końcu tam leżą pieniądze, a praca w policji chyba zbytnich kokosów nie przynosi, prawda?

- No wiesz, biedy nie klepię, jeśli to masz na myśli - odpowiadam ostro, zarozumiały dupek - ale faktycznie jeśli chodzi o pieniądze to nieporównywalnie większe zarabiałabym w wyuczonym zawodzie.

- Przepraszam, to głupio zabrzmiało, chodziło mi o to, że taka kobieta jak ty ma potencjał na coś dużo lepszego niż praca w patrolach policyjnych.

- Pracuję tam gdzie lubię i nie będę zmuszała się do czegoś, co mi się nie podoba - ucinam temat- teraz ty, opowiedz coś o sobie - z ulgą odbijam piłeczkę.

Ze zdziwieniem dostrzegam w jego oczach coś na kształt przerażenia, a przynajmniej strachu. Uczucie jest bardzo ulotne i po chwili wyraz jego twarzy wraca do wcześniejszego, uśmiechniętego stanu. Jestem jednak pewna, że widziałam to co widziałam.

Co ty ukrywasz, Pawle Abramow?

- Jak już wiesz mieszkam dwa bloki od ciebie. Nie pracuję, gram na giełdzie i z tego się utrzymuję. Mieszkam sam.

Fatalnie gotuję i nie potrafię piec ciast - uśmiecha się do siebie - za to robię świetną jajecznicę. Kiedyś muszę cię zaprosić.

Próbuje mydlić mi oczy?

- Grasz na giełdzie? - przyglądam mu się badawczo - masz wykształcenie ekonomiczne? Która uczelnia?

- Nie jestem ekonomistą - uśmiech znika z jego twarzy.

- A kim?

Milczy przez dłuższą chwilę wpatrując się we mnie bez słowa. To nie jest przyjemne spojrzenie - w jego wzroku dostrzegam chęć dania mi prztyczka w nos i oddalenia się do domu. Wtrącasz się w nie swoje sprawy, dziewczynko!

- Lekarzem, z wykształcenia jestem lekarzem. Chirurgiem - odpowiada cicho po chwili ciszy.

- W trakcie rozmowy po wypadku powiedziałeś mi, że nie jesteś lekarzem.

- Bo nie jestem. Mam wykształcenie, ale nie praktykuję - odwraca wzrok i upija nieco piwa ze szklanki - przepraszam, ale nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- To ja przepraszam - reflektuję się, że mocno przesadziłam - natura policjanta bierze we mnie górę, a to przecież nie jest przesłuchanie.

Cisza. Wpatruje się w tramwaje stojące nieopodal na pętli.

- W porządku. To może bardziej neutralny temat - opróżnia szklankę do połowy - czym się interesujesz i co robisz w wolnym czasie?

Uśmiecham się, a on mimowolnie oddaje uśmiech.

- O rany, będziesz zdziwiony. Mam bardzo, hmm, męskie zainteresowania. Lubię piłkę nożną, bywam od czasu do czasu na meczach Legii i reprezentacji Polski - unosi brwi - Oprócz tego uwielbiam czytać, zwłaszcza powieści kryminalne, to takie zawodowe zboczenie - puszczam do niego oko, a on śmieje się pod nosem - no i słucham dużo muzyki. Uwaga - metalu ekstremalnego i gatunków pokrewnych.

Otwiera szeroko oczy.

- Wiesz, ostatnio wróciłem do klimatów z lat osiemdziesiątych, polski rock i tak dalej, ale kiedyś też zasłuchiwałem się w ekstremie. Mówią ci coś takie nazwy jak Morbid Angel, Cannibal Corpse, Mayhem, My Dying Bride, Satyricon?

No ładnie, trafiłam na faceta, który ma taki sam gust muzyczny jak ja.

- Czy mówią? Większość dyskografii tych zespołów mam w domu na płytach, cała ściana płyt z muzyką ekstremalną! - cieszę się jak dziecko. Może w końcu będę miała z kim porozmawiać na temat moich zainteresowań - Na koncerty nie chodzę, po prostu nie mam z kim. Ryczącej czterdziestce nie wypada iść solo między długowłosych dwudziestolatków.

- Niezręcznie mi na ten temat mówić, bo dżentelmeni nie rozmawiają o wieku kobiet - jest poważny, ale w oczach czają się ogniki - zdecydowanie nie wyglądasz na czterdzieści lat. Szczerze mówiąc myślałem w trakcie rozmowy na komisariacie, że trzydzieści to maksimum.

- Dziękuję, mam nieco więcej niż trzydzieści i dobrze mi z tym - temat wieku to dla mnie tabu i wolę go nie dotykać - twoja kolej, dżentelmenie.

- No cóż, ja również uwielbiam futbol. Większość czasu spędzam w domu z racji zarabiania pieniędzy na giełdzie, więc mam czas na oglądanie meczów w telewizji. Oprócz tego lubię czytać i piszę sobie amatorsko do szuflady. No i muzyka, która gra bardzo ważną rolę w moim życiu - inspiruje, zmienia nastrój i daje kopa lub pozwala odetchnąć - kończy swoje piwo - Rodzina?

- Ojciec z matką mieszkają za Radomiem, odwiedzam ich przynajmniej dwa razy w miesiącu. Mam starszego brata w Stanach, z którym nie utrzymuję kontaktu. Poza tym jestem sama, może z wyjątkiem kumpli z pracy, którzy są moimi przyjaciółkami. Z kobietami jakoś trudno mi nawiązać kontakt...

Wyraz jego twarzy, mam wrażenie, że słucha mnie jednym uchem, a drugim wypuszcza z głowy to co mówię.

- No coż, pewnie się zdziwisz, ale ja... nie mam przyjaciół - odpowiada po chwili patrząc gdzieś w przestrzeń - Nie jestem zbyt towarzyski. Mam nadzieję, że to nie zrazi cię do mojej osoby - przenosi na mnie wzrok - a rodziny nie mam. Ojciec i matka nie żyją, jestem jedynakiem.

Kilkusekundowa cisza zdaje się trwać wieczność. Dziwny i intrygujący z ciebie mężczyzna, Pawle. Dlaczego jesteś samotny? I jeszcze ta obrączka - ze zdziwieniem zauważam jej brak na palcu.

- Mam propozycję. Przejdźmy się na spacer do Parku Skaryszewskiego. Jest ładna pogoda i nie zanosi się na deszcz.

Zastanawiam się chwilę, dlaczego nie?

- Dobrze, chodźmy.

- Głupotą byłoby sądzić, że mogliśmy wygrać cały turniej - od kilkunastu minut spieramy się o piłkarskie Euro sprzed dwóch lat siedząc na ławce naprzeciw kanałku - ćwierćfinał był ogromnym sukcesem, zobacz ilu naszych zawodników i za jak niewyobrażalne wcześniej kwoty zmieniło kluby po turnieju.

- Paweł, ale ja nie spieram się z tobą o zwycięstwo i jego ewentualne, późniejsze konsekwencje, tylko o mecz z Portugalią. Nie sądzisz, że gdyby Nawałka był bardziej odważny i zaryzykował moglibyśmy ich docisnąć w pierwszej połowie? A po drugiej bramce Krystyna popłakałaby się na boisku i mielibyśmy zwycięstwo w kieszeni?

- W tym przypadku zgadzam się z tobą, liczyłem na bardziej odważną grę, po bramce zaczęliśmy się za bardzo murować, a w dogrywce to już mieliśmy powolną agonię i oczekiwanie na karne.

Niespodziewanie obok nas znajduje się futbolówka, którą kilkanaście metrów dalej kopie dwóch małych chłopców.

Paweł zamierza wstać i odkopnąć piłkę, ale ubiegam go i precyzyjnie podaję do jednego z dzieciaków.

- Niezła pasówka - otwiera szeroko oczy ze zdziwienia.

- Panie Abramow, spędziło się trochę czasu na boisku z chłopakami to i kopać gałę się potrafi - odpowiadam młodzieżowym slangiem i zaczynam się śmiać. Paweł chyba jest w dalszym ciągu w szoku.

Spodziewałeś się pustej laski? No to jeszcze nie raz mile się zaskoczysz.

Trzy godziny później jesteśmy u mnie pod drzwiami mieszkania.

- Dziękuję za bardzo miłe popołudnie - uśmiecham się do niego - Miałam dzisiaj rano nie iść do parku, ale coś mi mówiło, żeby to zrobić. I ten głos miał rację.

- Wiesz, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem w akcji, w pracy, zastanawiałem się, skąd w tak pięknej kobiecie tyle złości. Teraz wiem, że to tylko maska - odpowiada, a ja czuję lekkie łaskotanie w podbrzuszu, kiedy tak na mnie patrzy - Czy - czuję wahanie głosie - mogę liczyć na powtórkę?

W jego oczach czai się niepewność.

- Tak - staję na palcach i całuję go w policzek. Wyraz ulgi odmalowuje się na jego twarzy - Do zobaczenia.

- Cześć - czuję jego wzrok na plecach do chwili zamknięcia drzwi.

Opieram się plecami o drzwi i zamykam oczy czując jego obecność po drugiej stronie.

Paweł.

Kilka godzin z nim było prawie jak kilka dni z Grzegorzem.

Jego uśmiech, barwa głosu, szare oczy, dotyk dłoni czy szorstki policzek.

Odczuwam radosne łaskotanie w całym ciele i mam poczucie, że coś nadchodzi, a ja nie będę w stanie temu zapobiec.

Odwracam się i dotykam palcami obicia, tak jakby on stał jeszcze na zewnątrz i przez drzwi złączylibyśmy nasze dłonie.

Zerkam przez wizjer i przechodzi mnie dreszcz.

On tam jest. I trzyma rękę w dokładnie w tym samym miejscu co ja wpatrując się uporczywie w moje oko.

Pierwszy raz od wtorku położę się spać bez koszmarów i potrzeby zażywania środków nasennych lub upijania się do nieprzytomności.

A jutro będę go chłonęła całą sobą.

ON

Nagi i pierwszy raz od bardzo dawna zadowolony siedzę przed telewizorem zerkając raz po raz na ekran. Obiecałem sobie, że nie będę się spotykał z kobietami, złamałem tą obietnicę i... czuję się, jakbym skosztował zakazanego owocu, którego smak eksplodował mi w ustach niczym nektar, napój bogów.

Powinienem mieć kaca moralnego i czuć się winny zdrady Eweliny - przecież poprzysiągłem sobie, że inne kobiety nie będą mnie interesowały. Ale w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób mam przeczucie, że zrobiłem dobrze. I sumienie podpowiada mi, że Anna to dobry człowiek.

Cały czas mam przed oczami jej uśmiechniętą twarz, kiedy z radością opowiada mi o swoich zainteresowaniach, albo mówi o zabawnych sytuacjach z pracy. Dotyk jej policzka i ust, kiedy całowała mnie na pożegnanie był niczym porażenie prądem.

Czy nadeszła chwila, żeby zakończyć samobiczowanie i wrócić do normalnego życia?

Nie spal tego Abramow, ta dziewczyna coś w sobie ma. I po prostu ją lubisz, jest taka zwyczajna, swojska, mogłaby opowiadać ci książkę telefoniczną i wpatrywałbyś się w nią jak w obrazek.

A jednocześnie, kiedy się uśmiecha wydaje ci się najpiękniejszą kobietą w tym nędznym, ziemskim padole.

- Paweł? - słyszę głos Eweliny odwróconej do mnie tyłem. Leżymy w łóżku w sypialni - zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdyby mnie zabrakło?

- Słonko, o czym ty mówisz? Przecież będziemy ze sobą zawsze - nawijam sobie jej długie włosy na palce i ustami dotykam nagich ramion.

- Pawełku, różnie układają się koleje losu i może zdarzyć się tak, że ty albo ja zostaniemy sami - odwraca się i patrzy na mnie - Chcę, żebyś mi coś obiecał, dobrze?

- Co mam ci obiecać? - przechodzi mnie dreszcz - Mówisz tak, jakbyś zamierzała się ze mną rozstać. Coś się stało?

- Głuptasie, kocham cię najbardziej w kosmosie - to jej ulubione powiedzonko - Przecież wiesz, że nie mogę bez ciebie żyć - jej głębokie spojrzenie przewierca mnie na wylot - Obiecaj mi, że gdyby kiedykolwiek mnie zabrakło nie zostaniesz pustelnikiem i znajdziesz sobie kobietę. Obiecaj, słyszysz?

- Dobrze, obiecuję - co jej strzeliło do głowy? - Dlaczego tak na to nalegasz? Wszystko w porządku?

- Tak, nie martw się - uśmiecha się do mnie - Chodź tu do mnie mężu i kochaj się ze mną.

Ranek jest pogodny i radosny. Proste śniadanie, które sam przygotowałem smakuje niczym najbardziej wykwintny posiłek, przyrządzony przez markowego kucharza serwowany w pięciogwiazdkowym hotelu. Muszę nadrobić zaległości giełdowe, więc zabieram się z kopyta do pracy.

Poranek zmienia się w słoneczne i ciepłe popołudnie. Od kilku godzin spędzam czas z telefonem wymieniając z nią wiadomości Messengerem. Wystawiłem stolik z laptopem na balkon i chłonę wiosnę, zapach pączkujących kwiatów, śpiew ptaków i uśmiechy przechodniów, przemykających chodnikiem pode mną. Czuję się jak nowo narodzony. Pierwszy raz od bardzo dawna demony, z którymi rano toczę ciężką batalię znalazły się w odwrocie, a moje skromne wojska nacierają tyralierą w szalonym ataku spychając przeciwnika do rozpaczliwej defensywy. Po kolejnej wiadomości od niej jestem zmuszony przyznać, że całkowicie wyszedłem z wprawy i czuję się niczym nastolatek podrywający koleżankę z klasy. Jak kompletny amator, dla którego sztuka flirtu jest równie dobrze znana, co dla większości mężczyzn umiejętność tańca w balecie. Dobrze, że ona nie widzi mojej twarzy podczas pisania- uśmiecham się co chwila do siebie jak młody chłopak, u którego dopiero co pojawił się zarost.

Ja: Chciałbym dzisiaj zabrać Cię nad multimedialny pokaz fontann, pójdziemy?

A: (po około dwudziestu minutach) Przepraszam za długą ciszę, ale mam dzisiaj kocioł w pracy. Pokazy multimedialne są prezentowane tylko w piątki i soboty, próbuj dalej (uśmiech)

Bardzo śmieszne, panno Zakrzewska.

A: (po kilkunastu minutach przerwy i mojego nerwowego główkowania) Mam pomysł. Między Mostem Poniatowskiego a Mostem Śląsko - Dąbrowskim stoi statek - restauracja przycumowany do brzegu, na którym odbywają się imprezy i można potańczyć. Pójdziemy? (uśmiech)

Ja: Hmm...

A: (niemal natychmiast po mojej wiadomości) Kiepski pomysł? Nie masz ochoty?

Ja: Pomysł świetny, tylko jest jeden problem

A: ?

Ja: Nie umiem tańczyć...

A: To jest nas dwoje (uśmiech)

Ja: Ale ja naprawdę nie potrafię, a w dodatku na parkiecie poruszam się z gracją opony od Jelcza...

A: (po kilku minutach przerwy) Uprzedzaj mnie następnym razem przed takimi wiadomościami. Musiałam zjechać na pobocze, bo nie byłam w stanie prowadzić (dwa szerokie uśmiechy). Dziewiętnasta?

Ja: Tak. Czekaj na mnie progu.

Pomysł okazał się fantastyczny! Oczywiście najważniejszy jest fakt, że spędzam wieczór z nią, ale gdyby lokal był kiepski, czy bawilibyśmy się równie znakomicie? Śmiem wątpić.

Po kolejnej wizycie na parkiecie siadamy do stolika. Z racji dnia i późnej pory (poniedziałek, dochodzi dwudziesta druga) oprócz nas w tańczą jeszcze dwie pary, a zajęte jest w sumie sześć stolików.

Knajpka to stara łajba, przerobiona na potrzeby restauracjo- dyskoteki. Jest miło i intymnie- każdy zajęty stolik oświetla blask świec, obrusy okrągłych stołów mają bordowy kolor.

- To samo co wcześniej? - wstaję od stołu ruszając w kierunku baru.

- Tak, ale to już ostatni drink. Chcesz mnie upić i wykorzystać? - żartuje mrugając okiem.

- Nawet nie będę próbował, pani władzo - uśmiecham się - nie chcę być potraktowany paralizatorem, gumową lolą lub innym, równie miłym sprzętem.

- Idź już po te drinki - wygania mnie - i przestań pitolić od rzeczy.

- To co było ostatnio? - barman najwyraźniej zapamiętał poprzednie zamówienie.

- Tak, poproszę - oglądam potężna baterię butelek z alkoholem różnej maści, stojących za nim na barze. Chwilę później odbieram drinki i ruszam w kierunku stolika.

Moim oczom ukazuje się zaskakujący i niepokojący widok. Anka rozmawia z potężnie zbudowanym, wytatuowanym mężczyzną, który wygląda na jednego z jej "klientów", a dyskusja najwyraźniej nie przebiega po jego myśli - łapska wielkie jak bochny chleba wydziaranego schaba wymachują przed jej nosem. Jej twarz nie wyraża w tej chwili absolutnie nic, jedynie w oczach widzę złowrogi błysk, a zmarszczka na czole sugeruje, że założyła jedną ze swych "zawodowych masek".

- ... teraz nie będziesz kurwa taka mocna, głupia pizdo, bez kumpli psów z komendy. Wywiozę cię za miasto szmato i poużywam sobie z tobą. Przekonasz się jaki ze mnie jurny chłopak - zanosi się basowym, chrapliwym śmiechem.

- Paweł, spokojnie. Załatwię to sama - widząc mnie wstaje z krzesła i podnosi dłoń w ostrzegawczym geście.

- Spotykasz się z taką cipką? - schab przenosi wzrok na mnie i robi dwa kroki w moim kierunku - Co się kurwa gapisz, lapsie? Chcesz ostrzegawczy wpierdol czy mam ci od razu połamać kości?

Kątem oka widzę barmana obserwujące sytuację w trakcie wykonywania połączenia w wiadome miejsce. Nie przypuszczam, że dzwonił do swojej dziewczyny...

- Słuchaj, nie potrzebujemy awantury, rozejdźmy się w swoje str...

Błysk i ciemność, upadam na parkiet po ciosie. Czuję się jakbym dostał w twarz kafarem. Próbuję się podnieść, ale jedyne, co jestem w stanie zrobić to otworzyć prawe oko, lewa część twarzy promieniuje bólem i puchnie w szalonym tempie.

Widok, który mi się ukazuje jest równie zwariowany i irracjonalny, co całe zdarzenie.

Anka stoi za bandziorem zaciskając mu pętlę na szyi w stalowym uścisku i przygważdżając do parkietu kolanem wbitym w plecy, jej mięśnie są napięte do granic możliwości, a na twarzy widnieje grymas. Gęba bandziora z czerwonej zmienia się powoli w fioletową i kiedy przeciwnik zaczyna słabnąć uderza go kantem dłoni w potylicę ogłuszając do nieprzytomności. Wielkie cielsko zwala się bezwładnie na ziemię niczym kupa zepsutego, nadgniłego mięcha.

- Prosiłam cię, żebyś się nie wtrącał? - dopada do mnie i próbuje podnieść - załatwiłabym to sama, a tak przez kilka tygodni będziesz chodził z mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy bombą pod okiem.

- Przecież nic nie zrobiłem - mam niewyraźny głos z powodu puchnącej twarzy.

- Cicho, nic nie mów - wstaje i podchodzi do zbliżającego się barmana - Dzwonił pan po policję? - kiwa głową szokowany - Trzeba go związać zanim się ocknie, ma pan kawałek sznura albo liny? - kolega barmana, który przybiegł na pomoc zaczyna wiązać bandytę.

Na statek wpadają policjanci w liczbie dwóch, jak się okazuje, znający Ankę.

- Zakrzewska, dlaczego mnie to nie dziwi - jeden z nich podchodzi do leżącego i zakłada mu kajdanki - Twój znajomy z dawnych czasów?

- Malcharek, jeden z żołnierzy z Mokotowa. Wsadziłam go cztery lata temu za współudział, najwyraźniej musiał posmarować i wyszedł wcześniej.

- Co nawywijał dzisiaj? - dopytuje gliniarz, a ja zauważam, że nasz "podopieczny" zaczyna się budzić.

- Chciał mnie zabrać na małe randez vous do lasu, ale mam już towarzystwo i grzecznie odmówiłam - Anka klęka i ogląda moją twarz - Użył siły wobec mojego chłopaka, więc byłam zmuszona unieszkodliwić delikwenta - jej oczy uśmiechają się do mnie.

Chłopaka?

Nazwała mnie swoim chłopakiem?

Uczucie, jakiego nie doświadczyłem całe wieki rozlewa się po moim podbrzuszu. To nie podniecenie, a raczej nerwowe motyle lub ćmy obijające się w szaleńczym locie podczas próby wydostania się z zamknięcia na wolność.

Stan, który sygnalizuje mój organizm jest spowodowany zwiększoną produkcją dopaminy, fenyloetyloaminy i adrenaliny.

Euforia.

To chyba najlepsze słowo.

- Ma pan worek lodu? - pyta barmana - proszę o jeden zanim mój heros spuchnie na twarzy jak bania.

Podnoszę się i chwilę później przykładam lód do policzka czując, jak nabrzmiała i rozcięta skóra chłonie zimno całą swoją powierzchnią.

- Dobrze, muszę z nim uciekać do domu, zadzwońcie do mnie jutro - złożę zeznania.

- Wolelibyśmy, żebyś przyjechała - drugi z gliniarzy oponuje zaproponowanemu rozwiązaniu.

- Daj spokój, nie będę traciła czasu dla tej kupy mięcha, zbierzcie zeznania od świadków, a jutro zadzwońcie po moje. Cześć - bierze mnie za rękę i rusza w stronę postoju taksówek.

- Co to było? - pytam ją chwilę po tym jak samochód prowadzony przez wąsatego taksówkarza rusza w kierunku Ronda Wiatraczna.

Wzrusza ramionami.

- Mam czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu i trzeciego dana w taekwondo - jej chłodna dłoń głaszcze mój prawy policzek - Dziękuję ci mój rycerzu za to, że stanąłeś w mojej obronie. Bardzo mi to schlebia i poczułam się naprawdę miło, ale doskonale potrafię dać sobie radę sama - na ustach pojawia się nikły uśmieszek.

Dać sobie radę? Kilkanaście minut temu bez większego wysiłku znokautowała prawie dwumetrowego żołnierza gangu mokotowskiego.

Milczę przez dłuższą chwilę wpatrując się w jej twarz.

- Anno, jesteś niezwykle interesującą kobietą i coraz bardziej mnie zaskakujesz - pąsowieje, kiedy wypowiadam te słowa - Twój chłopak jest tobą zafascynowany - uśmiecham się do niej i biorę ją za rękę.

- O Boże, przepraszam cię za to - jest czerwona na twarzy jakby ktoś posmarował jej skórę burakami - Jestem skończoną idiotką i nie powinnam tego mówić.

- Nie masz mnie za co przepraszać - uśmiech nie schodzi z moich ust - Pod jednym warunkiem.

Unosi brwi w niemym pytaniu.

- Przyjmę przeprosiny, jeśli zostaniesz moją dziewczyną - Jezu, jak na randce w liceum, uświadamiam sobie.

- Czuję się jak na randce w liceum - wypowiada słowa, które przed chwilą pojawiły się w mojej głowie - A jak myślisz, co zrobię?

- Myślę, że zostaniesz.

- Jesteś bardzo pewny siebie, Abramow - odpowiada z przekąsem.

- Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - patrzę jej głęboko w oczy. To już ten moment?

Mogę ją pocałować?

Nachylam się nad nią widząc, jak zamyka oczy w oczekiwaniu na ciepło moich ust.

- Dwadzieścia trzy złote - taksówkarz trzema słowami demoluje romantyczny nastrój niczym słoń porcelanę w sklepie.

Anka otwiera oczy i na widok wyrazu mojej twarzy zaczyna się śmiać.

- Człowieku, ja tu się staram i próbuję pocałować piękną kobietę, a ty mi kłody pod nogi rzucasz - daję mu dwadzieścia pięć złotych - Reszty nie trzeba.

Taksiarz uśmiecha się pod wąsem - Dziękuję, miłego wieczoru państwu życzę. Uszanowanie!

Stoimy na chodniku, zrobiło się dość chłodno, więc zdejmuję kurtkę i otulam nią Annę.

- Masz w domu wodę utlenioną i coś na opuchliznę? - kręcę głową - Chodź do mnie, trzeba to przemyć i nałożyć okład, najlepiej z arniki. No chodź - bierze mnie za rękę i ciągnie w kierunku Kobielskiej - Jeśli tego nie zrobisz jutro będziesz cyklopem.

Mimo bólu połowy twarzy śmieję się z jej poczucia humoru. To nieprawdopodobne, jak bardzo podobni do siebie jesteśmy. Gdzie ty byłaś do tej pory?

- Siadaj tutaj - dziesięć minut później wydaje polecenie wskazując na stołek w kuchni, potulnie sadzam na nim tyłek. Anka grzebie przez chwilę w szafce i wyjmuje butelkę z wodą utlenioną i saszetkę w ziołami.

- Arnika musi się zaparzyć i ostygnąć, na razie oczyszczę ranę, żeby nie wdała się infekcja - staje nade mną i delikatnie przemywa skórę wacikiem nasączonym wodą utlenioną. Szczypie jak sto diabłów, ale mój wyraz twarzy nie zmienia się nawet o jotę. Uporczywie wpatruję się w jej brązowe oczy, starając się sprowokować ją do spojrzenia w moje. Trzyma się jednak twardo obserwując policzek, gdzie kilkadziesiąt minut temu wylądowała pięść niejakiego Malcharka.

- No, całkiem nieźle - podsumowuje dumna ze swojego dzieła dmuchając delikatnie w przemyte miejsce.

Nie wytrzymuję.

Przyciągam ją do siebie i składam pocałunek na jej ustach. Wacik wypada z dłoni na podłogę, a jej wargi wklejają się w moje łapczywie poszukując języka. Oboje zamykamy oczy i splatamy nasze ciała w rytm pocałunków. Wstaję nie rozłączając się z nią i plecami opieram ją o lodówkę.

- Chodź ze mną - przerywa i bierze mnie za rękę. Sypialnię o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych oświetla jedynie blask pobliskiej latarni.

- Rozbierz mnie - staje do mnie przodem i czeka.

Zbliżam się do niej czując jak drży. Opuszkami palców wodzę po jej twarzy, przesuwam je niżej wzdłuż szyi i docieram do bluzki. Nasze usta ponownie spotykają się kiedy pokonuję w krótkiej walce guziki i bluzka spada na podłogę. Anka siada na krawędzi łóżka i opada do tyłu zamykając oczy. Burza jej ciemnych, kręconych włosów otacza jej głowę niczym aureola świętego. Nachylam się nad nią i zaczynam całować szyję przesuwając się coraz niżej przez zagłębienie między piersiami, których wypukłości pieszczę przez biały, cienki materiał biustonosza. Język i usta docierają do brzucha, na którym wyczuwam bliznę. Podłużny ślad na skórze długości około dwudziestu centymetrów, prawie niewidoczny.

Świetna robota chirurgiczna - w myślach chwalę lekarza, który ją operował, po czym zamieram przerażony w bezruchu.

O mój Boże!

Tatuaż ćmy.

Blizna na brzuchu.

Mały pieprzyk w okolicach pępka, który sekundę temu zauważyłem.

Pamięć zawodząca mnie dotychczas odsłania przede mną ukryte głęboko wspomnienia, do których nie miałem najmniejszej ochoty wracać. Moje poprzednie życie znowu mnie dogoniło i wywołało cierpienie.

- Paweł, stało się coś? - Anka otwiera oczy i patrzy na mnie zdziwiona - Paweł?

Podnoszę się bez słowa i unikając jej wzroku uciekam z sypialni potykając się po drodze o jej buty w przedpokoju.

O Boże, tylko nie to!

- Paweł, co się stało? Zrobiłam coś nie tak? - wychodzi za mną i staje naprzeciw.

- Przepraszam cię - patrzę w ścianę - To moja wina.

Biorę kurtkę w dłoń i otwieram drzwi.

- Porozmawiajmy proszę - ma łzy w oczach - Chcesz tak po prostu wyjść?

Nie odpowiadając przekraczam próg i biegiem znikam w mroku klatki schodowej.

ONA

Przepłakałam pół nocy drugie pół siedząc na balkonie, paląc papierosa za papierosem i zastanawiając się, co do cholery się wydarzyło? Wszystko układało się jak w bajce, tak dobrze się bawiliśmy i nagle jakby ktoś przekręcił przełącznik w jego głowie.

Z czułego, miłego i ciepłego mężczyzny zmienił się w zimnego, obojętnego sukinsyna, nie zważającego na moje uczucia i na fakt, że zranił mnie boleśnie.

Nie oszukujmy się - znam go kilka dni i nie ma możliwości, żebym go kochała. Jednak uczucia, które do niego żywię można określić jako więcej niż "lubię". Po prostu zadurzyłam się w nim jak nastolatka w swoim pierwszym chłopaku.

Głos wewnątrz mnie podpowiada, że mogłoby być z tego coś więcej, tylko jak dotrzeć do myśli, które kłębią się w jego głowie?

A może pospieszyliśmy się z seksem?

Przestraszył się i uciekł?

Żywię głęboką nadzieję, że będzie miał odwagę porozmawiać ze mną. I że nie stchórzy.

Idę pod prysznic, muszę spłukać z siebie nieprzespaną noc.

Budzi mnie dzwonek w przedpokoju. Patrzę na zegarek - wpół do dziesiątej. Zaspałam jasna cholera - godzinę temu powinnam być w pracy! Siedem nieodebranych połączeń od Rafała.

Drugi dzwonek. Narzucam na siebie szlafrok i człapię do przedpokoju.

To on. A jednak ma odwagę.

Stoję w otwartych drzwiach spoglądając na jego twarz. Podkrążone prawe oko i przekrwione białka sugerują nieprzespaną noc i płacz. Lewa część twarzy napuchnięta i czerwona. Na szczęście nie czuję od niego alkoholu.

- Porozmawiamy? - po kilkunastu sekundach ciszy pada pytanie.

Bez słowa odwracam się zostawiając otwarte drzwi, słyszę kliknięcie klamki i jego kroki za plecami. Wchodzę do kuchni, włączam czajnik i siadam przy stole.

Naprzeciw moich rąk ląduje kartka papieru, na której napisane są cyfry.

Data.

27.10.2017

Dwudziesty siódmy października dwa tysiące siedemnastego roku.

Robi mi się na przemian ciepło i zimno.

- Paweł – drżę - Co to ma znaczyć? Dlaczego mi to pokazujesz?

Milczy wpatrując się we mnie.

- Naprawdę nie wiesz? - jego głos jest cichy i bardzo zmęczony. Jakby całą noc toczył ze sobą walkę zmuszając się do przyjścia tutaj.

Tego dnia omal nie odeszłam z tego świata. Długa, kilkugodzinna operacja w trakcie której dwa razy znalazłam się po tamtej stronie uratowała mi życie.

- Usiądź proszę - kiedy jego twarz znajduje się obok mojej biorę go za rękę i kontynuuję - W tym dniu byłam operowana po postrzale w brzuch, który otrzymałam podczas akcji. Cudem się z tego wykaraskałam.

- Powiedzieli ci, kto prowadził operację? - dlaczego on jest taki zimny i niedostępny. Co się z nim dzieje?

- Nie. Powiedzieli tylko, że ich najlepszy chirurg uratował mi życie, ale dzień po operacji poszedł na zwolnienie, a później nie wrócił do pracy. Do tej pory nie wiem, komu mam dziękować - zaczyna mi coś kiełkować w głowie, ale myśl jest tak nieprawdopodobna, że aż nie chce mi się w nią wierzyć- Pawełku, czy...?

- Tak, to byłem ja - szepcze wbijając wzrok w moje dłonie. Czuję, jak jego ręka poci się i drży.

Pieprzony telefon!

- Przepraszam cię, muszę odebrać - przesuwam zieloną słuchawkę na ekranie smartfona.

- No w końcu - w uchu rozbrzmiewa tubalny głos Jaroszyńskiego - zamierzasz się dzisiaj pojawić? Chciałem wysłać po ciebie patrol, ale chłopaki bali się, że znokautujesz ich tak jak pana Malcharka.

- Rafał, muszę wziąć dzisiaj na żądanie, przepraszam - chcę jak najszybciej zakończyć rozmowę - dasz sobie radę sam?

- Tak, nie mam za dużo do roboty. Anka - zawiesza głos - Wszystko w porządku? Dziwnie brzmisz.

- Tak, wszystko jest ok. Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię później.

- Ok, do usłyszenia - jest skołowany szybkim pożegnaniem.

- Cześć partnerze - rozłączam się i patrzę na Pawła.

- Przepraszam, to kolega z pracy - odkładam telefon - Paweł, ja... nie wiem co powiedzieć. Powinnam ci podziękować za uratowanie mi życia i jestem ci wdzięczna z całego serca. Dziękuję! Słyszysz? - biorę go za podbródek i wymuszam spojrzenie na mnie. Kiwa głową - Z drugiej strony... chciałabym wiedzieć, dlaczego wczorajszy wieczór skończył się w taki sposób. Jestem skołowana i nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowałeś.

Zrobiłam coś złego? Pospieszyliśmy się?

- Nie, to nie twoja wina, mówiłem ci już o tym - przestań mrozić mnie tym zimnym wzrokiem albo zrobię z tobą to samo co wczoraj z Malcharkiem.

- To co się dzieje?! Wszystko układa się jak w bajce, świetnie się ze sobą bawimy i czujemy. I nagle zaczynasz zachowywać się, jakbyś mnie nie chciał znać - podnoszę głos

- Przepraszam - odpowiada jak automat, w jego oczach widzę łzy.

- Paweł, czego nie chcesz mi powiedzieć? Przed czym uciekasz? - ściskam delikatnie jego prawą dłoń - Bądź ze mną szczery i zaufaj mi. Proszę - zniżam głos do szeptu

Mierzy mnie wzrokiem, jakby oceniał, czy jestem osobą godną powierzenia jego najgłębszych tajemnic. W jego oczach widzę cierpienie.

- Chodź na balkon, muszę złapać trochę świeżego powietrza.

ON

- To co, koniec na dzisiaj? - stoję razem z najlepszym kumplem, chirurgiem Piotrkiem Madejem w łazience dla personelu myjąc ręce po operacji.

- Mam nadzieję. Muszę lecieć do domu, Ewelina jest już pewnie wściekła, że znowu wracam późnym wieczorem.

- Uroki bycia lekarzem - uśmiecha się pod nosem - kiedy termin?

- Za trzy tygodnie - oddaję uśmiech - Jeszcze dwadzieścia jeden dni i będę mógł się dumnie tytułować jako tata.

Pamiętaj o ubezpieczeniu samochodu, przeglądzie instalacji kominowej i gazowej - odnotowuję w myślach. Oprócz tego żarówka do wymiany w kinkiecie i miałem kupić hak do zamontowania telewizora w ścianie. Kominiarza i gazownika przekładałem już dwa razy, muszę to w końcu odbębnić.

- Co ty tam mruczysz? - Madej patrzy na mnie ze zdziwieniem.

- Układam sobie w głowie plan na resztę wieczoru, mam sporo roboty w domu.

Do łazienki wpada zdyszana pielęgniarka.

- Panowie, mamy krytyczną. Młoda, około trzydziestoletnia kobieta z raną postrzałową brzucha. Zakarian będzie wam towarzyszył, ale nie ma nikogo innego i wy musicie poprowadzić operację.

- Dasz radę? - Piotrek patrzy na mnie badawczo - Jesteś kilkanaście godzin na nogach.

- Nie mam wyjścia - zakładam kitel i ruszam w kierunku sal operacyjnych - Idziemy.

- Co mamy? - pytam Dawida Zakariana, sześćdziesięciotrzyletniego ordynatora oddziału, Polaka gruzińskiego pochodzenia.

- Trzydziestopięcioletnia policjantka, postrzelona z kilku metrów w jamę brzuszną, brak innych ran zagrażających życiu lub zdrowiu. Pocisk utkwił w środku.

- Jest już na stole?

- Tak, czeka na nas.

Dwie minuty później nakładam rękawice w sali operacyjnej.

- Bardzo ładna - mówię do Piotrka - Taka klasyczna, polska uroda.

- No, szkoda by jej było. Straciła dużo krwi. Ma piękny tatuaż na szyi, widziałeś?

Zerkam we wskazane miejsce. To ćma trupia główka, ciekawe co symbolizuje w jej przypadku?

- Wstrząs hipowolemiczny? - pytam po chwili ciszy.

- Tak, pierwsza faza.

- Bierzemy się do roboty. Pani policjant, brygada ryzykownego ratownictwa przybyła z pomocą.

Po czterech godzinach obaj przy asyście Zakariana niemal słaniamy się na nogach, ale wygląda na to, że nasza pacjentka przeżyje. Byliśmy zmuszeni co prawda usunąć część żołądka i przez jakiś czas będzie musiała odżywiać się dożylnie. Przez moment już myślałem, że nam uciekła, ale musi być bardzo zdeterminowaną kobietą, a poza tym ma mocny i wytrenowany organizm.

Kończę higienę pooperacyjną i zamierzam udać się do szatni, kiedy do łazienki dla personelu wkracza znajoma pielęgniarka Beata.

- Doktorze, szef pana wzywa. Podobno coś pilnego.

- Przed chwilą się z nim widziałem, czego on znowu chce? - jedyne na co mam ochotę to pojechać do domu i wziąć moją żonę w ramiona.

- Nie wiem, o co chodzi, ale przez telefon brzmiał poważnie.

- No dobrze, zaraz tam będę - wychodzę z łazienki i kieruję się w stronę gabinetu Starego.

W środku ze zdziwieniem zauważam dwóch policjantów stojących obok Zakariana.

- Paweł - na dźwięk jego głosu zaczynam czuć rosnący w lawinowym tempie niepokój.

- Co się stało? - przerywam mu - Coś z tą policjantką?

- Posłuchaj - podchodzi do mnie i kładzie mi dłoń na ramieniu - Zdarzył się wypadek.

Oślepiający błysk strachu, paniki i nadchodzącego obłędu opanowuje moje zmysły. Krew krąży w szalonym tempie po organizmie, mam zimne dłonie i usta.

- Jaki wypadek? - mój głos jest cichszy od szeptu.

- Przed godziną w waszym mieszkaniu miał miejsce wybuch instalacji gazowej - w jego oczach pojawiają się łzy - Ewelina nie żyje.

Jeśli kiedykolwiek odczuwałem brak tchu i niemożność złapania w usta nawet maleńkiej cząstki powietrza to właśnie wtedy. Pokój zmalał w moich oczach do rozmiaru pudełka od zapałek błyskawicznie wracając do normalnych gabarytów.

Serce, które właśnie dostało od mózgu wyraźne polecenie zaczęło pompować krew w szaleńczym tempie, a kora nadnerczy ruszyła z produkcją kortyzolu - hormonu stresu, który zaczął opanowywać mój organizm. Osunąłem się bezwładnie na kolana nie myśląc i chcąc zaprzestać wszelkich czynności życiowych. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłem sobie, że wszystko co było mi cenne i cennym dopiero miało się stać za kilkanaście dni spocznie na cmentarzu, a ja już nigdy nie przytulę mojej żony, nie dotknę jej włosów, długich, czarnych jak heban i nie usłyszę jej zmysłowego, niskiego głosu.

Nie zostanę ojcem i nie będę nosił na rękach mojej córeczki, która za niecały miesiąc miała stać się dla mnie największym obok żony skarbem.

I to wszystko moja wina!!!

Gdybym sprawdził ten pieprzony piecyk ona żyłaby do tej pory!!!

To twoja wina!!! - obwieszczający wyrok krzyk w mojej głowie towarzyszył mi przez ostatnich kilka miesięcy.

Aż do dzisiaj.

ONA

Z moich oczu płyną łzy, nie jestem w stanie i nie chcę ich powstrzymać.

Życie jest okrutne i bolesne, a kiedy pomyślę o paradoksie- uratował moje istnienie kosztem swojej żony i nienarodzonego dziecka - to mam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. Zdaję sobie sprawę, że to jest błędne rozumowanie, ale mam głębokie poczucie winy, że to ja zabrałam ich życie.

Teraz już chyba rozumiem wydarzenia z wczorajszego wieczoru.

Paweł ociera prawe oko kantem dłoni, klęka przede mną, rozwiera moje zaciśnięte pięści i całuje wnętrze dłoni, najpierw prawej a potem lewej.

- Posłuchaj - patrzy mi prosto w oczy - obiecaj mi jedno. Niezależnie od tego, czy będziemy się w dalszym ciągu spotykać chcę, żebyś nie czuła się w żaden sposób winna z powodu tego, co wydarzyło się kilka miesięcy temu. To przez moje niedopatrzenie, lenistwo i permanentny brak czasu moja żona zginęła, a ja wypełniałem w tym czasie swoje obowiązki. Uratowałem ciebie, bo tak powinienem zrobić, a nie dlatego, że świadomie ją poświęciłem - urywa próbując złapać oddech.

- To co wydarzyło się wczoraj - uspokaja się po chwili - chciałem cię bardzo mocno przeprosić. Wydarzenia z tamtego dnia bolały i bolą do dzisiaj na tyle, że... nie pamiętałem cię. Wymazałem cię całkowicie z pamięci. I dopiero wczoraj, kiedy zobaczyłem bliznę, skojarzyłem kim jesteś i spanikowałem. Cholernie się przestraszyłem - trzyma mnie za kolana i patrzy w oczy.

- Dzięki tobie demony, które nękały moją głowę znikają. Jesteś piękną, inteligentną i fascynującą kobietą. Nie chciałbym, żeby nasza znajomość zakończyła się po tym, czego dzisiaj się dowiedziałaś, ale jeśli zdecydujesz inaczej... będę cierpiał, ale zaakceptuję twoje postanowienie.

Wpatruję się bez słowa w jego twarz. Opuchlizna pod lewym okiem jest potężna i nadaje mu groteskowy wygląd.

- Aniu, powiedz coś - ma zbolałą minę - zależ...

- Cii - uciszam go pocałunkiem - nic już nie mów. Wszystko będzie dobrze.

Wpijam się w jego usta wpychając głęboko język i zamykam oczy. Wstajemy i przywieramy do siebie bardzo mocno jakby w obawie, że za chwilę któreś z nas zdecyduje się jednak wyjść i nie wrócić. Smakuje miętową pastą do zębów. Wkładam dłonie pod jego koszulkę i zdejmuję ją z niego. Jest dość mocno owłosiony i ma duże dłonie, które walczą teraz zaciekle z zapięciem biustonosza.

- Poczekaj, rozerwiesz brutalu - zabieram jego rękę i jednym ruchem rozpinam stanik zostając w samych majtkach.

Zasłaniam dłońmi biust.

Paweł nagi od pasa w górę obserwuje mnie. W jego szortach odznacza się wyraźna wypukłość, która wydaje się rosnąć z każdą sekundą. Zbliża się do mnie i całuje zewnętrzną część dłoni zasłaniających piersi, po czym chwyta po kolei zębami za opuszek każdego z palców i odciąga je odsłaniając coraz więcej.

Opuszczam ręce wzdłuż ciała.

Nie mam zbyt dużych piersi, ale dzięki ćwiczeniom i treningom są sprężyste i jędrne, a w dodatku mają małe sutki.

Jemu chyba też się podobają - po chwili zawahania nakrywa obie dłońmi i zaczyna je ściskać drażniąc opuszkami palców brodawki, które dzięki jego pieszczotom stają się napięte i czerwone. Nie próżnuję i krążę dłońmi po jego podbrzuszu i torsie.

- Chodź ze mną - biorę go za rękę i tak jak dzień wcześniej prowadzę do sypialni.

Tym razem pomieszczenie jest pełne światła słonecznego i nie kojarzy mi się z porażką poniesioną poprzedniego wieczoru, popycham go na łóżko i zdejmuję z niego szorty.

Ma dość sporego i grubego członka, błyskawicznie robię się mokra, kiedy pomyślę o tym, jak za niedługo będzie wsuwał i wysuwał się ze mnie, a jego wybrzuszenia, fałdy i żyły będą drażnić i rozpychać moje wnętrze.

Nachylam się nad nim i całuję wewnętrzne partie jego ud nieco powyżej kolana przesuwając się systematycznie w górę. Ręce pracują na podbrzuszu i biodrach, słyszę jak jego oddech przyspiesza i staje się coraz głośniejszy. W końcu docieram do celu podróży, który sterczy dumnie prezentując się w całej okazałości.

- Mhm, całkiem konkretny kawałek mięcha - uśmiecham się i atakuję główkę wargami wsuwając ją sobie do ust.

Głęboki jęk wydobywa się ust Pawła, czuję jak jego uda drżą. Pracuję nad nim w wolnym tempie ustami czując, że jest bardzo podniecony. Nie zamierzam doprowadzić go od razu do końca, chcę jeszcze poczuć go w sobie zanim odda z siebie wszystko co magazynuje w środku, opadnie i zaśnie snem sprawiedliwego. Lewą dłonią podszczypuję i masuję jądra, a prawą przesuwam po podbrzuszu delikatnie drapiąc paznokciami.

- Już, wystarczy - po chwili czuję, jak odciąga moją głowę - Chciałbym cię poczuć na sobie.

Staję na łóżku, odwracam się do niego tyłem i wypinając pupę powoli zsuwam z siebie majtki.

- Jesteś piękną i nieprawdopodobnie seksowną kobietą - podziw w jego głosie powoduje, że robi mi się ciepło między nogami. Przysiadam nad nim i powoli wsuwam się czując, jak jego członek wypełnia mnie coraz bardziej docierając niemal do końca. Nerwowe jęknięcie bezwiednie wydostaje się z moich ust, opadam na niego i zaczynam całować go po twarzy. Jego biodra w powolnym tempie podbijają mnie do góry.

Nagle przyciąga mnie do siebie, obejmuje mocno w ramionach i zaczyna poruszać się w bardzo szybkim tempie.

Zaskoczona nie mogę złapać oddechu, a kiedy udaje mi się jęknąć zatyka mi usta dłonią i przyciąga do siebie zwalniając. Jest we mnie bardzo głęboko, niemal czuję jego główkę na szyjce macicy. Kręcę przez chwilę pupą dając nam obojgu ogromną przyjemność.

- Bardzo dawno tego nie robiłem - szepcze mi do ucha.

- Cicho, nic nie mów i kochaj mnie - odpowiadam urywanym głosem. Znowu czuję gwałtowne przyspieszenie, głośny jęk wydostaje się z moich ust.

- Cudownie Pawełku, jeszcze trochę - chwytam go za ramiona i odchylam głowę do tyłu. Czuję jak orgazm zaczyna pączkować w okolicy kręgosłupa i ogarnia mnie całą jak wybrzeże zalane falami tsunami. Dopiero po chwili rejestruję, że wbiłam mu paznokcie w ramiona, a uda mam mocno zaciśnięte na nim powodując u niego ból. Drżę i opadam całując go po twarzy.

- To było wspaniałe, dziękuję - zsuwam się z niego i kładę na plecach prezentując przed nim wszystkie swoje wdzięki.

W jego wzroku widzę ogromne pożądanie, przesuwa gorącą główką po śliskich od przebytego orgazmu wargach, po czym po chwili jednym ruchem wsuwa się we mnie.

- O Boże! - zmiana pozycji wywołuje nowe doznania, zaczynam drażnić palcem łechtaczkę wpatrując się w jego twarz, na której widnieje grymas zwiastujący nadchodzący orgazm. Dłońmi ściska mocno piersi, które boleśnie pulsują i emanują ciepłem.

Jego biodra poruszają się obijając moje uda, obejmuję mocno nogami jego plecy, jakbym chciała zabezpieczyć się przed ewentualną ucieczką. Doszedł tak głęboko, że mam wrażenie, jakbyśmy całkowicie i w pełni się zespolili.

Moje wnętrze jest tak mokre, że to co wydostaje się ze mnie przy każdym jego ruchu spływa w dół na pośladki.

- Skończ na mnie - przyciągam go do siebie i całuję. Paweł ucieka ze mnie i po kilku ruchach dłonią ciężko dysząc zaczyna strzelać pokrywając mnie bielą nasienia. Rozcieram je dłonią wpatrując się w niego przeciągle, po czym wkładam umazany w spermie palec do ust i zlizuję to co na nim pozostało.

Nigdy, przenigdy nie zrobiłam tego przy żadnym mężczyźnie. Owszem, zdarzało mi się posmakować spermy oczywiście bez połykania, ale wynikało to raczej z „obowiązku” a nie chęci z mojej strony. Tymczasem teraz po prostu pragnęłam go spróbować i... smakowało nieco słono, ale podobało mi się. Chcę więcej.

Pożądam go i zamierzam delektować się jego ciałem, umysłem i wszystkim, co może mi zaoferować.

- Daj mi go - unoszę się i biorę go do ust wysysając z niego pozostałość gorącej rozkoszy, która przed chwilą pokryła moje ciało. Całuję jeszcze przez chwilę jego podbrzusze, po czym opadam na poduszkę.

Paweł kładzie się koło mnie opierając głowę na łokciu i wodzi palcami wokół brodawek piersi.

- Wyszedłem z wprawy, obiecuję, że następnym razem spiszę się lepiej.

Patrzę na niego jakby postradał zmysły.

- Było wspaniale, nie czułeś tego? Przestań wprowadzać niepotrzebne ciśnienie, niech wszystko toczy się swobodnie i własnym torem - całuję go w nos - A teraz jeśli pozwolisz twoja dama trochę się zdrzemnie. Dzisiaj spałam może ze trzy godziny - puszczam do niego oko i odwracam się tyłem.

- Mam sobie pójść? - słyszę za sobą jego cichy głos.

- Tylko spróbuj, kiedy się obudzę chcę cię widzieć obok siebie - ziewam głęboko i po chwili odpływam w sen.

ON

Ania śpi, a ja chłonę ją całym sobą. Cały czas mam w głowie słowa Eweliny, której obiecałem, że znajdę sobie kobietę gdybyśmy kiedykolwiek nie mogli być razem. Powinienem czuć wyrzuty sumienia, w końcu nieco ponad pół roku temu pochowałem żonę, ale w jakiś magiczny, nieprawdopodobny sposób mam wrażenie, że ona widzi mnie gdzieś z góry i akceptuje moje postępowanie.

Czuję, że ta intrygująca szatynka, która dała mi całkiem niedawno tyle radości może być tą właściwą. Tą, która zastąpi Ewelinę. Słuchając jej głosu i tego, co do mnie mówi mam wrażenie, jakbym znał ją nie kilka dni, a całe życie. Obserwując jej ruchy, kiedy odgarnia dłonią opadające na czoło kręcone włosy, uśmiecha się i łapie mnie za

rękę czuję motyle w brzuchu. Zgaduję jej myśli, a ona rozszyfrowuje moje, jakbyśmy oboje poznali wzajemnie najbardziej tajemne hasła do naszych głów, a nasze mózgi dokonały wzajemnej synchronizacji na każdym poziomie.

Abramow, zadurzyłeś się. To jeszcze nie jest miłość, ale jesteś już naprawdę blisko, żeby się w niej zakochać. W kilka dni. Czy to naprawdę jest możliwe?

Teraz, kiedy śpi zwinięta w kłębek wydaje się być taka drobna, niewinna i potrzebująca męskiej tarczy, która obroniłaby ją przed złem tego świata. A przecież to kobieta, która potrafiłaby znokautować mnie jednym ciosem bez większego wysiłku, która unieszkodliwiła kilkoma chwytami prawdziwego kolosa, człowieka, którego zdecydowana większość rozsądnych ludzi omija na ulicy szerokim łukiem unikając jakiejkolwiek konfrontacji - zarówno fizycznej jak i werbalnej.

Wtulam się w nią chłonąc zapach jej ciała i słyszę jak mruczy przez sen chwytając mnie za dłoń.

Tak, mam poczucie, że to może być ona.

Ja też potrzebuję odpoczynku, bezsenna noc, emocje i seks wyczerpały mnie nieprawdopodobnie.

Budzę się sam. Zerkam w okno - słońce zniknęło po drugiej stronie horyzontu, musi być już późne popołudnie. Z łazienki dobiega mnie szum wody i śpiew mojej kobiety - uśmiecham się w duchu na zwrot, który zastosowałem w stosunku do niej. Ma dość wysoki i ładny głos.

- Tu się schowałaś - rozsuwam drzwi od kabiny prysznica, a Ania podskakuje ze strachu.

- Jezu, ale mnie przestraszyłeś - na widok jej nagiego, mokrego ciała czuję niebezpieczne łaskotanie w podbrzuszu.

- Wyglądam aż tak przerażająco Kotku? - przytulam się do niej i całuję ją delikatnie.

- No cóż, twoja buzia nie wygląda specjalnie zachęcająco - ogląda moją obitą gębę - Za to pozostałe części ciała nadrabiają w dwójnasób - zerka w dół na rosnącego w szybkim tempie członka.

- Ale - odsuwa się ode mnie - Zanim zaczniesz się do mnie dobierać poproszę, żebyś umył mi plecy.

Odwraca się do mnie tyłem, chłoszczona strumieniami wody ze słuchawki prysznica zawieszonej nad naszymi głowami i prowokująco wypina pośladki. Wyciskam na dłonie nieco żelu do kąpieli i zaczynam kreślić koła całą powierzchnią dłoni na wysokości łopatek schodząc niżej. Słyszę jej przyspieszony oddech kiedy moje usta całują jej szyję i chwytają delikatnie dół małżowiny prawego ucha.

Przesuwam ręce na przednią stronę jej ciała, kiedy wsuwam je pod piersi i obejmuję je całą powierzchnią rąk wzdycha cicho. Sutki są twarde i napięte, rozsmarowuję na nich pozostałość żelu i wsuwam się główką między jej nogi.

Nerwowe ohh wydobywa się z jej ust kiedy muskam członkiem powierzchnię warg nie wchodząc do środka, opuszcza jedną z dłoni między uda i zaczyna nią poruszać pieszcząc się i wzmagając pożądanie.

Nakręca i podnieca mnie nieprawdopodobnie fakt, że ona robi to w mojej obecności prowokując mnie do dalszego działania.

- Aniu, nachyl się - szepczę jej do ucha, odwraca głowę, w jej zamglonych oczach widnieje pożądanie. Spełnia moje polecenie wypinając jeszcze bardziej pupę i opierając dłonie o ścianę. Nakierowuję się do jej wnętrza i wsuwam go bardzo powoli czując ogromnie ciepło na całej jego długości. Chwytam ją mocno za biodra i zaczynam szybko pracować nabijając ją na siebie gwałtownie, tak mocno, że jej piersi podskakują jak szalone, a w kabinie słychać plask tak jakbym uderzał ją systematycznie dłonią w pośladki.

- Cudownie, nie przerywaj - słyszę urywany głos Anki, ma zwieszoną głowę w dół i jęczy głośno. Widok jej pośladków, jej rozkosz i reakcje wzmagają moje pożądanie, nie zamierzam jeszcze kończyć. Wysuwam się z niej i odwracam ją twarzą do siebie gasząc jej ciężki i roznamiętniony oddech głębokim i czułym pocałunkiem.

- Skończ we mnie, byłam już bardzo blisko - uśmiecha się i łapie za członka palcami, czuję jej dłoń poruszającą się na główce i język wsuwający się między moje wargi. Chwytam ją za pośladki, podnoszę opierając o ścianę i wsuwam się w nią do końca. Jej mokre włosy oplatają moją twarz, a na szyi czuję szybkie, gorące tchnienie. Ania obejmuje mnie nogami niczym pnącza winorośli i przywiera do mnie, a jej wnętrze zaciska się na mnie w rytm moich silnych pchnięć biodrami. Chłodna woda z prysznica tnie skórę na moich plecach, cichy jęk wydostający się z jej ust w rytm moich ruchów narasta, a kiedy nasze usta spotykają się i zaczynamy się całować czuję, jak jej podbrzusze faluje, a wnętrze zaciska się gwałtownie na moim członku. Ania przygryza zębami moją dolną wargę i niskim, głośnym jękiem obwieszcza, że właśnie osiągnęła cel wspinaczki. Nogi uginają się pode mną, z trudem utrzymuję równowagę i rozpalony jej orgazmem, pasją i uczuciem, jakie mi okazuje dochodzę chwilę po niej i zalewam ją w środku gorącymi salwami.

- Jesteś wspaniała - całuję ją szaleńczo po twarzy, a ona śmieje się do mnie i oddaje pocałunki. Opuszczam ją na ziemię i robi mi się gorąco, kiedy widzę jak zbiera palcami spermę wypływającą z niej i zlizuje ją językiem.

- Chciałabym, żebyś dał mi spróbować tego więcej - zbliża się do mnie i całuje mnie głęboko, czuję w ustach smak własnego nasienia.

Boże, obudziłem w tej kobiecie demona.

ONA

Szalone czternaście dni z nim, po których czułam się jakbyśmy spędzili razem przynajmniej dwa miesiące. Zdobył moje serce, ciało i głowę niczym Odoaker, germański wódz, który podbił starożytny Rzym. Wziął szturmem i nie zostawił jeńców.

Przedłużyłam urlop i dopiero po kolejnym tygodniu wróciłam do pracy, która obecnie wydawała mi się czymś bardzo odległym, a zakończony niecały miesiąc temu związek z lordem- efemerydą. Z trudem byłam w stanie sobie przypomnieć jego twarz i sylwetkę, a jedyne czym utkwił mi w pamięci to jego blady tyłek na moim łóżku w trakcie kopulowania z blond kurewką.

Dziś po raz pierwszy od dwóch tygodni będę w pracy, postanawiam udać się tam na piechotę, to co prawda około kilometra do przejścia, ale pogoda jest piękna, a mój nastrój i samopoczucie fruną na wysokości sufitu.

- O matko, w końcu jesteś - Rafał widząc mnie w progu pokoju zrywa się z miejsca - Zacząłem się zastanawiać, czy wrócisz.

- Jak mogłabym zostawić mojego ukochanego grubaska, beze mnie jesteś jak dziecko we mgle - daję mu buziaka w policzek.

- Grubaska? Kiedy ciebie nie było zrzuciłem prawie pięć kilo. Ale nie o mnie mowa, muszę powiedzieć, że wyglądasz kwitnąco - ogląda mnie niczym eksponat na wystawie - Złapałaś trochę opalenizny, na twarzy widzę znowu uśmiech.

Wyjeżdżałaś gdzieś?

- Zrobiłam sobie wycieczkę po Bieszczadach.

- Hmm, wycieczkę po Bieszczadach? To Bieszczady mają taką regenerującą moc?

- Owszem mają - uśmiecham się pod nosem nie komentując.

- Która partia?

- Dolina Soliny i okolice. Pięknie, dziko i spokojnie - uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Wstaję nucąc pod nosem, włączam czajnik zamierzając zrobić sobie herbatę.

Mój partner zachowuje się jak pies gończy i węszy.

- Hej, moment. Jesteś jakaś... inna - przygląda mi się badawczo, a ja czując jego świdrujące spojrzenie na twarzy uciekam wzrokiem do torebki stojącej na blacie biurka.

- Pojechałaś sama?

- Czy to oficjalne przesłuchanie? - obracam pytanie w żart.

- Potraktuj to jako wywiad środowiskowy.

- Odpowiedź brzmi: nie twój interes Jaroszyński - siadam przy biurku i przeglądam stos dokumentów, który nawarstwił się podczas dwutygodniowej nieobecności.

- Gówno prawda Anka. Traktuję cię prawie jak młodszą siostrę i już raz postanowiłem się nie wtrącać. Mam ci przypomnieć, jak skończył się twój ostatni związek? - wygląda na wkurzonego.

- Jak się skończył? Wspólnym piciem wódki u mnie w kuchni i moim zejściem w połowie imprezy - ponownie próbuję się wymigać od odpowiedzi, ale mój partner jest czujny i nie daje się zwieść z tropu.

- Kto to jest? Bo ktoś jest, prawda?

Przez długie dziesięć sekund wpatruję się w niego nic nie mówiąc.

- Tak, ktoś jest.

- I?

- I już - kończę dyskusję wstając od biurka.

- Anka, wiem, że nie mam cycków i nie możesz zawrzeć ze mną paktu jajników, ale naprawdę się o ciebie martwię i nie dopuszczę, żeby jakiś kutas znowu zrobił ci krzywdę, ok? - Rafał kiedy jest zdenerwowany sapie niczym miech kowalski. I tym razem nie jest inaczej - Prześwietliłaś go?

- Nie ma takiej potrzeby, sprawdzaliśmy go wcześniej - odpowiadam zbyt późno gryząc się w język.

- Czekaj - mój partner dodał dwa do dwóch - Sowa i Kania mówili mi, że w trakcie awantury z Malcharkiem byłaś z jakimś ciemnym blondynem, który dostał po gębie tak, że pół jego twarzy wyglądało jak mielonka. To on?

Nie odpowiadam udając, że grzebię w dokumentach w biurku. W rzeczywistości moje myśli znowu zaczynają krążyć wokół Pawła i jedyna rzecz, na jaką mam obecnie ochotę to dorwać go, ściągnąć z niego ubranie i gwałcić jak dzika, rozpustna szmata przez pół wieczoru. Nigdy bym nie przypuszczała, że jakikolwiek mężczyzna odkryje we mnie nieprzebrane pokłady seksualności i kreatywności łóżkowej, która ujawniła się dzięki niemu. Kiedy potrzeba jest ostry, gwałtowny i namiętny, ale kiedy staje się czuły, delikatny i epatuje spokojem moje nogi robią się miękkie, a uda rozchylają bezwiednie. Widząc jego nagie ciało momentalnie mam mokro, czuję suchość w ustach i drżenie rąk.

Nigdy nie czułam tak silnego pożądania w stosunku do żadnego mężczyzny.

- Anka, jesteś tam? Halo?

- Jestem, jestem - wracam do rzeczywistości - Dobrze, powiem ci kto to jest, ale nie oczekuj, że zdam ci relację z tego, co się między nami wydarzyło jak pieprzony Włodzimierz Szaranowicz - Rafał śmieje się głośno - To Paweł Abramow.

- Paweł Abramow? - po wyrazie jego twarzy widzę, że imię i nazwisko niewiele mu mówi - To jakiś dziennikarz albo zagraniczny sportowiec? Rosjanin?

- Nie tłuczku - tym razem to ja zanoszę się śmiechem - To Polak.

- No ale ma ruskie nazwisko.

- Tak, ale urodził się w Polsce, chcesz wiedzieć więcej czy będziemy się spierać o jego pochodzenie i etymologię nazwiska?

- Dobrze już dobrze, mów.

- Pamiętasz sprawę dzieciaka z Ronda Wiatraczna - Rafał robi minę, jakby nie kontaktował - Około miesiąc temu, sobota rano? Dziecko potrącone przez samochód dostarczający pieczywo do piekarni?

- Nie pamiętam - Boże, co za matołek.

- Ja pierd... - urywam przekleństwo - Mieliśmy trzy sprawy jednego dnia, Wiatraczna, Mińska i Igańska. Teraz kojarzysz?

- Czekaj, czekaj - w końcu załapał - To nie jest ten gość, który uratował chłopaka w wypadku?

- Brawo Borewicz, z takim poziomem dedukcji wylądujesz niedługo w prewencji - żartuję sobie z niego po raz kolejny. Nie robi to na nim zbytniego wrażenia.

- No dobrze, i?

- Były chirurg, mieszka dwa bloki ode mnie. Obecnie żyje z gry na giełdzie, nie pracuje.

- Super, ale mnie chodzi o zupełnie co innego. Twoi poprzedni mężczyźni to były pijawki, żerujące na tobie i nie dbający o ciebie w wystarczającym stopniu. Mnie nie interesuje, kim jest. Najważniejsze jest, żeby troszczył się o ciebie, nie okłamywał cię i nie zdradzał tak jak jego poprzednik.

- Możesz czuć się uspokojony - uśmiecham się pod nosem - Jest zupełnie inny niż lord.

- Anka? - Rafał staje nade mną - Obiecaj mi jedno. Będziesz ostrożna?

- Posłuchaj - jestem pewna siebie jak nigdy, ufam Pawłowi - On naprawdę jest inny, czuję to - przez chwilę zastanawiam się nad opowiedzeniem mu o operacji, ale w ostatniej chwili powstrzymuję się - Wierz mi, że będąc z nim mam wrażenie... jakbyśmy znali się nie dwa tygodnie a kilka lat. Nasze głowy nadają na podobnych falach, mamy zbliżone zainteresowania i oboje kompletnie nie potrafimy tańczyć - śmiejemy się we dwójkę.

- No to na imprezę was nie zaproszę, bo będę miał parę podpierającą ściany - uśmiech nie schodzi z naszych twarzy. Cieszę się, że wróciłaś - Jaroszyński bierze mnie za rękę - i podwójnie cieszę się z faktu, że jesteś szczęśliwa. Może w końcu znajdziesz tą właściwą drugą połowę.

- Może, mam nadzieję, że tak będzie - siadam i biorę telefon w dłoń. Właśnie do głowy wpadł mi pomysł na dzisiejszy wieczór...

ON

Messenger

A: Plany na dzisiaj?

Ja: Spędzić wieczór z Tobą? Innych nie mam i nie zamierzałem mieć.

A: Cieszę się (uśmiech). Bądź u mnie punkt 19:00. Strój swobodny, nie wychodzimy na zewnątrz.

Ja: Zdradzisz co dalej?

A: Nie, to niespodzianka. Kup czerwone, półwytrawne wino, przygotuję kolację. Do zobaczenia.

Ok, uspokój się i weź głęboki wdech. Stoję przed lustrem w przedpokoju oglądając się po raz tysięczny - miało być nieformalnie, więc chyba spodenki do kolan w kratę, a do tego biała koszulka polo nie będą towarzyskim faux pax?

A jeśli będą to po prostu je z siebie zdejmę.

Plusem mieszkania dwa bloki od niej jest niewątpliwa odległość, niecałe pięć minut i jestem na miejscu - zadowolony uśmiecham się do siebie wychodząc z klatki schodowej. Dostałem polecenie przyniesienia ze sobą czerwonego wina, ale wykazałem się większym zaangażowaniem i do alkoholu dołożyłem czerwone tulipany. Wiosna to pora roku, w której kwitną i są zwyczajnie piękne, a róże uważam za oklepane. Mam nadzieję, że ona lubi kwiaty.

Dzwonek do drzwi.

Ania otwiera z uśmiechem, ma spięte włosy, jest ubrana w czarne legginsy i białą, prześwitującą koszulkę bez stanika co natychmiast wywołuje we mnie przyspieszone bicie serca.

- Dobry wieczór - dostaję buziaka na przywitanie – Proszę - podaję butelkę - I proszę - wyciągam zza siebie kwiaty.

- Mhm, ale śliczne, uwielbiam tulipany! - zachwycona stawia butelkę na podłodze i całuje mnie głęboko przywierając do mnie całym ciałem.

- Powiedz temu panu na dole, że jeszcze nie czas na pobudkę - wyczuwa udem powiększenie w moich spodenkach i z uśmiechem biorąc mnie za rękę prowadzi do kuchni.

- No dobrze - stawiam wino na blacie i mocuję się z korkociągiem - Powiedz mi w takim razie co przygotowałaś.

- Sam zobacz - tulipany wylądowały w wielkim, przezroczystym wazonie i ozdabiają kuchenny stół- Są piękne - dostaję kolejnego buziaka w policzek. Wreszcie udaje mi się odkorkować butelkę, zostawiam wino na kilkanaście minut, żeby nabrało powietrza i podążam za nią do pokoju.

Na podłodze widzę rozstawioną niską ławę, której blat jest na wysokości kolan. Na ławie oraz dookoła niej stoi kilkanaście świec, a na jej środku naczynie do fondue, małe miski wypełnione dipami oraz kawałki mięsa, serów i warzyw.

- Wow - jestem pod wrażeniem jej pomysłowości, niby proste danie, ale we dwójkę będzie bardzo przyjemnie zasiąść do takiego posiłku - Świetny pomysł, jestem głodny jak wilk, siadamy?

- Ja też umieram z głodu - jakby na umówiony sygnał słyszę burczenie z jej żołądka i parskam śmiechem - Siadaj na pufie i zaczynamy.

Kwadrans później, kiedy pierwszy głód jest nasycony przypominam sobie o butelce wina w kuchni, półwytrawne czerwone pasuje idealnie. Ania w międzyczasie zdążyła włączyć muzykę i przesunęła swoją pufę obok mojej.

- Chciałam ci coś powiedzieć, o czym wcześniej nie wspominałam - zaczyna temat.

- To coś poważnego? - jej głos wskazuje na to, że tak. Zdejmuję kawałek kurczaka z widelca i wkładam jej do ust.

Uśmiecha się do mnie oblizując mój palec.

- Sam ocenisz, dla mnie to już przeszłość, ale zależy mi, żebyś wiedział o mnie jak najwięcej - rewanżuje mi się karmiąc mnie kawałkiem wołowiny i sera - Wiesz, że zanim doszło do postrzału pracowałam w Komendzie Głównej w Wydziale Zabójstw piastując stanowisko komisarza?

Zdziwiony unoszę brwi.

- Pamiętasz mordercę z Kabat? Pracowałam wtedy z Markiem Konarskim, moim przyjacielem i razem rozwikłaliśmy tą skomplikowaną sprawę - jak przez mgłę przypominam sobie temat mężczyzny, który mordował młode kobiety obcinając

im głowy. Zdaje się, że finalnie popełnił samobójstwo - Po rozwiązaniu sprawy Konarski odszedł ze służby, a ja dostałam po jakimś czasie nowego partnera, z którym prowadziłam kilka spraw, jak się później okazało powiązanych ze sobą w jedną. Były żołnierz jednostek specjalnych mordował przypadkowych, młodych mężczyzn "mszcząc się" za molestowanie, jakiego doświadczył w dzieciństwie oraz będąc rekrutem w wojsku.

Anka przerywa zbierając myśli, bierze łyk wina z kieliszka i wznawia opowieść.

- Pod koniec października w końcu go namierzyliśmy. Zamelinował się w Markach, w wynajętym mieszkaniu.

Pojechaliśmy tam we dwójkę, Rafałem Jaroszyńskim, moim obecnym partnerem - jej oczy błyszczą w blasku świec, a głos drży - Zachowałam się jak nowicjuszka. Morderca zamontował kamerę w zewnętrznej części futryny, kiedy próbowaliśmy dostać się do środka postrzelił mnie przez drzwi, ogłuszył Rafała i uciekł.

Przerywa i ociera łzę płynącą po policzku.

- Zabił jeszcze dwóch młodych chłopaków, zanim dopadli go w końcu kilka dni później gdzieś pod Warszawą i zastrzelili jak psa.

Biorę ją za rękę i chcę coś powiedzieć, ale ucisza mnie gestem dłoni.

- Poczekaj, to jeszcze nie koniec. Podczas mojej nieobecności z powodu pobytu w szpitalu rozpętało się polowanie na czarownice. Chcieli nas dyscyplinarnie zwolnić ze służby za rażące nie stosowanie się do procedur - powinniśmy wezwać pomoc, a nie bawić się w łowców głów, gdybyśmy zaczekali na wsparcie nie zdołałby uciec i zamordować kolejnych dwóch osób i tak dalej. Tyłki uratował nam Jaworski - nasz były przełożony, któremu udało się nas wybronić od wyrzucenia na bruk w zamian za degradację. W ten sposób stałam się zwykłym psem - uśmiecha się do mnie smutno.

- Nie myli się ten, kto nic nie robi - chwytam jej dłoń i całuję spocone z nerwów wnętrze - Pamiętaj, że rozmawiasz z ekspertem od popełniania błędów. A poza tym - jesteś w stanie obiektywnie stwierdzić, że gdybyście wtedy zaczekali to zdołalibyście go złapać?

- W stu procentach nie, ale szansa na pewno byłaby dużo większa.

- Ok, ale gwarancji nie ma. Dobrze - biorę oddech i chcę zakończyć temat - Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś.

Teraz mam już pełny obraz jeśli chodzi o przyczynę twojej operacji i nie zmienia to moich uczuć w stosunku do ciebie, ok? - kiwa głową - Wszystko w porządku?

- Tak - na jej twarzy znowu gości uśmiech co przyjmuję z widocznym zadowoleniem - Zaczekasz chwilę? Za moment wracam - dostrzegam znajomy błysk w jej oku. Co ona znowu wymyśliła?

Podchodzę do okna i wyglądam na podwórko. Z powodu zmroku plac zabaw dwa piętra niżej jest już pusty, a jedyną osobą przebywającą w zasięgu mojego wzroku jest staruszek siedzący nieruchomo na ławce.

Gdzie ona się podziała? - zaczynam zastanawiać się i w tym samym momencie instynktownie wyczuwam kroki za sobą.

Niestety jestem zbyt wolny i nie daję rady odwrócić się wystarczająco szybko. Czuję dłoń zbliżającą się do mojej twarzy, która podtyka mi coś pod nos i po chwili szamotania się odpływam w nicość.

Oszołomiony budzę się próbując dojrzeć cokolwiek, ale otacza mnie ciemność. Bynajmniej z powodu wygaszonych świateł - mam opaskę na powiekach i kątem oka widzę blask odbijający się od podłogi. Jestem przywiązany w pozycji siedzącej i nagi, a obicie krzesła (tak mi się wydaje, że to krzesło) wbija się w mój tyłek. Na szczęście nie zostałem zakneblowany, więc mogę swobodnie oddychać przez usta i nos.

- Aniu, jesteś tu? - mam zachrypnięty głos.

Cisza. Próbuję poruszyć się, ale ręce i nogi mam mocno skrępowane. Ktokolwiek mnie związał ma w tym doświadczenie albo dysponuje dość dużą siłą.

- Ania, odezwij się proszę - mam nadzieję, że nie zostałem porwany przez jednego z jej „podopiecznych”, na przykład Malcharka. Z drugiej strony gdyby to był on przypuszczalnie moje jaja byłyby już wprasowane w imadło, a gęba przypominałaby sieczkę.

- Ania? - zadaję pytanie po raz trzeci. Wreszcie słyszę ruch po lewej stronie, stukot obcasów na parkiecie.

- Ani tu nie ma - szept jest skierowany wprost w moje ucho - Jest tylko twoja pani i jesteś zdany na jej łaskę.

- Moja pani?

- Tak, twoja pani - szept przesuwa się w wzdłuż szyi w prawą stronę głowy - Mam nad tobą władzę i zrobię, co mi się żywnie podoba.

Ja pierdolę, Anka!

Zrobiłaś to!

Przełykam nerwowo ślinę czując pulsowanie w podbrzuszu. Członek podnosi się w wariackim tempie, a ciśnienie w głowie dudni jak podczas szybkiego wjazdu kolejką linową w górach.

- Bez mojego wyraźnego przyzwolenia nie wolno ci się nawet podniecić - informuje mnie ostrym głosem po czym uderza w napiętą główkę otwartą dłonią. Mimo bólu chwilowy dotyk jej ręki sprawia mi przyjemność i niekontrolowany, cichy jęk wydostaje się z moich ust.

- Podobało się, sługo? - głos jest ponownie nad moim prawym uchem i zniża się do szeptu. Czuję ciepły i śliski język przesuwający się wzdłuż małżowiny, w dół szyi i dostaję gęsiej skórki.

- Tak pani - mam nadzieję, że nie wyczuwa jak bardzo jestem na nią nagrzany, bo ukarze mnie i za to.

- Cieszę się, bo jeśli będziesz posłuszny czeka cię więcej przyjemności - stukot przenosi się przed moją twarz, czuję chłodne palce zaciskające się na torsie, które po chwili chwytają za sutki i zaczynają je drażnić. Język liże moją twarz, policzki, usta, nos i po chwili nachalnie wpycha się między wargi.

- Na razie wystarczy - odsuwa się ode mnie - Bo mi się tu zbyt szybko spuścisz, a mam zamiar cię jeszcze trochę podręczyć.

Przez chwilę w pomieszczeniu panuje cisza, po czym dociera do mnie odgłos pocierania skóry o skórę i kilka sekund później jej palec ląduje w moich ustach.

- Czujesz ją? Jaka jest rozpalona? Jeśli będziesz grzeczny dam ci posmakować więcej, a teraz liż!

Moje podniebienie zostaje opanowane jej smakiem, a podniecenie narasta lawinowo. Jeszcze chwila i dojdę od jednego dotyku jej dłoni w okolicach mojego krocza.

- Mhm, pyszna cipka - degustuję palec, który ucieka na zewnątrz - Jesteś naga?

- To ja decyduję, kiedy możesz zadać pytanie!- kutas zostaje pacnięty dłonią po raz drugi na co reaguję nerwowym jęknięciem - Bądź posłuszny, a może pozwolę ci na coś więcej niż smakowanie, słyszysz? - potakuję głową - Powiedz słyszę!- uderza w główkę po raz trzeci, tym razem od strony wędzidełka i wykręca palcami sutki.

Syczę z bólu ale nie odzywam się nie pytany.

- Słyszysz mnie?!

- Słyszę, pani.

Ponownie odgłos tarcia dociera do moich uszu. Tym razem towarzyszy mu przyspieszony oddech.

- Pewnie zastanawiasz się robię? - urywa czekając na moją reakcję- Otóż masturbuję się dwoma palcami patrząc na twojego twardego, napiętego do granic możliwości fiuta, który wygląda jakby za chwilę miał wystrzelić bez mojej pomocy - ma rację, jestem tak rozpalony, że wystarczyłoby kilka ruchów ręką lub jej ust i zalałbym ją falami gorącej spermy.

- Zrobiłam to już dwa razy, zanim się obudziłeś - szepcze urywanym głosem - Doszłam patrząc na ciebie kiedy byłeś nieprzytomny i wtarłam po tym w twoje krocze soki, które ze mnie wypłynęły. O Boże jak dobrze! - jęczy, a ja oszaleję z podniecenia jeśli zaraz czegoś ze mną nie zrobi.

Słyszę zbliżające się kroki i czuję ciężar na lewej nodze.

- Postanowiłam pokazać ci jak bardzo jestem mokra - przesuwa się wzdłuż mojego uda, na którym siedzi zostawiając smugi na skórze i liże mnie po twarzy. Jej oddech działa na mnie jak płomień palnika acetylenowego - Czujesz?

- Tak - mam zachrypnięty głos - Jest cudownie wilgotna i pragnę poczuć ją na sobie.

- Możesz o tym jedynie pomarzyć - przejeżdża językiem po moich ustach i wznawia ruchy palcem - Za chwilę - dyszy mi do ucha - Dojdę ponownie!

Oddycham szybko wyobrażając sobie jej napiętą z rozkoszy twarz i dłoń pracującą w najbardziej czułym i wymagającym pieszczot miejscu na ciele. To niesamowicie podniecająca sytuacja, a jednocześnie bardzo wymyślna tortura.

- Teraz! - szepcze i milknie. Dociera do mnie tylko odgłos palców pocierających mokre miejsce, a po chwili głębokie ooh wydostające się z jej ust i powtarzane kilkanaście razy w rytm spazmów.

- Wspaniale! - moment później uspokaja nieco oddech – Spróbuj - podsuwa dłoń pod moje usta, która pachnie i smakuje nią. Napalony i rozgrzany chciwie liżę i wysysam jej smak i zapach z palców, podczas gdy ona krąży drugą ręką po moim torsie podszczypując sutki.

- Dobrze sługo - dłoń znika - Ponieważ byłeś posłuszny i nie odezwałeś się niepytany nawet jednym słowem czeka cię nagroda - z moich oczu spada opaska. Gwałtownie mrugam powiekami rozglądając się wokół. Krzesło stoi w salonie, tam gdzie kilkadziesiąt minut temu jedliśmy, Ania jest ubrana w czarne, błyszczące kozaki za kolana, bardzo krótkie, skórzane mini tego samego koloru niemal odsłaniające pośladki, błękitną koszulę damską, której dwa górne guziki są rozpięte ukazując czarny biustonosz. Mocny makijaż, czerwona szminka, paznokcie w bordowym kolorze i rozpuszczone włosy dopełniają obrazu policyjnego seks demona.

- Podoba ci się mój strój? Pewnie marzysz o tym, żeby zerwać go ze mnie i zagłębić się w moją ciepłą i śliską cipkę, prawda? - prowokująco wypina pośladki, kiwam głową - Odpowiadaj tak!- błyskawicznie klęka i uderza dłonią w główkę członka. Podniecenie jest tak ogromne, że każde dotknięcie jego powierzchni daje poczucie nadchodzącego orgazmu.

- Tak, proszę pani - odpowiadam cicho.

- Grzeczny chłopiec - całuje powoli wnętrze moich ud dłońmi masując podbrzusze. Obserwuję ją droczącą się ze mną nie mając odwagi się odezwać. W końcu dociera do kluczowego miejsca, oczekującego, że wreszcie zajmie się nim i pochłonie gorącą i napiętą część ciała swoimi ciepłymi ustami. Czując język liżący jądra mam wrażenie, że są wypełnione płynnym ołowiem i kiedy wreszcie zostawia mokry ślad na skórze przesuwając się wyżej drżę.

- Mhm, jest rozpalony, gorący, cudowny i pachnie tobą. Chciałabym poczuć go w sobie - jej usta układają się w idealne O, po czym bardzo powoli wsuwa główkę do środka patrząc mi prosto w oczy. Obserwuję, jak milimetr po milimetrze czerwona, napięta skóra znika w gorącym, pełnym śliny miejscu. Czując jak język krąży wokół wędzidełka zamykam oczy, odchylam głowę do tyłu i głośno dyszę.

- Patrz mi prosto w oczy! - ostry głos Anki przywraca mnie do rzeczywistości, a kolejny klaps jest bardziej bolesny niż poprzedni. Członek ponownie niknie w mokrej czeluści, tym razem bez zabawy w ceregiele Ania zanurza go głęboko, jeździ językiem pod jego spodniej części po czym wyjmuje go na zewnątrz i pracuje na nim dłonią.

- Dobrze ci, sługo? - przyspiesza ruchy dłonią wzdłuż nasady, a wargami obejmuje czubek główki kręcąc po niej kółka językiem.

- Cudownie, pani - szczyt nadchodzi nieubłaganie, zaczynam drżeć. Mam ochotę chwycić ją za włosy i dopchnąć go do końca, przebić na wylot i eksplodować. Jedyne co mogę zrobić to obserwować jak z prowokacyjnym wyrazem twarzy pracuje nad nim doprowadzając mnie prawie do końca, by za chwilę celowo zwolnić.

- Chcesz tego? Masz ochotę spuścić się na mnie pełną mocą? Wystrzelić tak, żeby pociemniało ci w oczach? Ulżyć sobie, żebyś czuł się pusty i wypompowany? - Ania porusza dłonią z góry na dół po każdym pytaniu liżąc go przez chwilę czubkiem języka.

- Tak pani - cichy jęk wydostaje się z moich ust.

- Poproś.

- Proszę - byłbym w stanie obiecać jej pieprzone złote góry, żeby tylko to zrobiła.

Spluwa na niego i ruszając szybko ręką rozsmarowuje ślinę na całej jego długości. Czuję, że klamka zapadła i nasienie, które krążyło we mnie w tą i z powrotem wreszcie znajdzie ujście na zewnątrz. Członek staje się nieprawdopodobnie twardy i spuchnięty, a jedyne na czym mogę się skupić to jej wpatrujące się we mnie brązowe oczy podczas gdy dłoń cały czas pracuje.

Dochodzę bezgłośnie.

Ania czując, że za chwilę uwolnię swój materiał genetyczny niespodziewanie wkłada go sobie do ust. Zaczynam strzelać niczym katiusza, a ona pochłania wszystko. Cichy jęk wydostaje się z mojego wnętrza kiedy widzę, jak przełyka kolejne porcje nasienia.

Jest po wszystkim. Wyjmuje go na zewnątrz, między główką a jej ustami zostaje cienka, bezbarwna nitka, którą zgarnia palcem i z lubieżnym uśmiechem zlizuje językiem. Staram się uspokoić ciężki oddech i skołatane serce.

Milczymy uśmiechając się do siebie. Ania wstaje z kolan i składa delikatny pocałunek na moich ustach.

- Czerwony - słowo klucz wybrzmiewa w pokoju. Nieco zdziwiona rozwiązuje więzy na nogach i rękach, którymi byłem spętany przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Wstaję rozprostowując kości, rozcieram nadgarstki, mój członek sterczy wojowniczo celując w jej podbrzusze. Dziwię się, że po tak intensywnym dla niego wysiłku jeszcze nie opadł, ale najwyraźniej wciąż mu mało.

Mnie zresztą również.

ONA

Kazał się rozwiązać. A miałam nadzieję, że jeszcze się z nim trochę podroczę, nieco mnie to rozczarowało ale z drugiej strony chcę poczuć moc jego ramion, pocałunków i siłę jego dłoni.

- Rozbierz się - słyszę polecenie i zaczynam rozpinać guziki. Powoli i zmysłowo. Paweł siada na krześle i wyczekująco spogląda na moje ciało.

Staję bokiem do niego i rozchylam koszulę na boki odsłaniając biust odziany w koronkowy, półprzezroczysty stanik, posiadający rozpięcie z tyłu i z przodu. Koszula ląduje na jego kolanach, podnosi ją i wciąga głęboko nosem jej zapach.

Ugniatam piersi w okolicach sutków czując mrowienie i narastające ciepło na całej ich powierzchni. Nabrzmiałe brodawki wbijają się w materiał wyraźnie odznaczając się pod koronkową powierzchnią. Patrząc mu w oczy powolnym ruchem rozpinam przedni guzik i wkładam dłonie pod miseczki stanika.

Biustonosz spada na podłogę.

Stoję przed nim z dłońmi na piersiach. Zapiera mi dech i ponownie robię się mokra na widok ręki leniwie poruszającej się wzdłuż wciąż napiętego członka. Żaden mężczyzna nie robił tego widząc mnie.

- Odwróć się - wydaje chrapliwym głosem polecenie numer dwa.

Staję tyłem do niego i schylam się do suwaków butów wypinając jednocześnie pupę. Jestem pewna, że widok, który ukazał się jego oczom spowodował drastyczny wzrost ciśnienia w jego krwiobiegu. Rozpinając suwaki zerkam ukradkiem na niego - ręka nieco przyspieszyła, a oddech jest nerwowy i rwany.

Muszę się pospieszyć, bo jeszcze mi tu dojdzie, a chcę poczuć go w sobie.

Zdejmuję kozaczki i staję do niego przodem.

- Pomożesz mi? - zalotnie zakręcam włosy dookoła palców. Podchodzi z wycelowanym we mnie członkiem i jednym ruchem zsuwa ze mnie mini.

- Mam ochotę ostro cię przelecieć - oznajmia wkładając mi dłoń między nogi i drażniąc łechtaczkę - Idź do sypialni, połóż się na brzuchu i czekaj na mnie - kolejny rozkaz wydostaje się z jego ust.

Zamiana ról?

Zamykam oczy leżąc naga na pościeli i oczekując na niego. Słyszę kroki i czuję opaskę zawiązywaną na oczach, a po chwili więzy na dłoniach i stopach. Nogi są spętane z elementami łóżka i dość szeroko rozwarte.

- Pamiętasz słowo klucz? - kiwam głową na znak zgody.

- Kim jestem? - zadaje ciche pytanie.

- Moim mężczyzną - odpowiadam zgodnie z prawdą- Ała! - na mojej pupie ląduje soczysty klaps.

- Kim jestem? - pytanie jest zadane z inną intonacją, jakby spodziewał się prawidłowej odpowiedzi.

Prowokująco milczę.

- Auu! - drugi, mocniejszy klaps ląduje na prawym pośladku - czuję pieczenie i pulsowanie, a jednocześnie pragnę, żeby kontynuował.

- Powtarzam po raz trzeci, jeśli odpowiesz źle lub nie odpowiesz w ogóle przekonasz się, co znaczy mój gniew - szepcze mi do ucha, członek leży na piekącym pośladku dając poczucie chłodu - Kim jestem?

- Moim panem - dukam pod nosem.

- Głośniej! - jego dłoń nawiązuje ponowny kontakt z moim tyłkiem powodując bolesne, a jednocześnie przyjemne fałdowanie skóry - W szkole nie uczyli cię, że należy odpowiadać na pytania głośno i wyraźnie?

- Tak panie, uczyli - odpowiadam donośnym głosem.

- Brawo - klaszcze cicho - Na zachętę będzie nagroda.

Słyszę jak zsuwa się ze mnie i przemieszcza do przodu. Główka członka napiera na moje usta i wsuwa się w otwartą szparę. Od chwili kiedy go doprowadziłam cały czas jest twardy, napięty i żądny kolejnych wrażeń. Posłusznie liżę go i zaczynam ssać z takim zaangażowaniem, jakby zależało od tego moje życie.

- Tak jest bardzo dobrze - słyszę pochwałę i czuję dotyk dłoni na palących pośladkach – Wystarczy - ucieka z moich ust i wkłada dłoń między nogi. Jestem tak bardzo mokra i rozpalona w środku, że mógłby we mnie wjechać i doszłabym po kilkunastu ruchach.

- Ohh - oddycham głośno, kiedy palec dociera do najbardziej wrażliwego i pragnącego pieszczot miejsca na moim ciele - Panie! Pragnę, żebyś wsunął we mnie swojego twardego, żylastego kutasa i zerżnął mnie tak ostro, żeby usłyszeli mnie wszyscy sąsiedzi – Ała! - dostaję mocnego klapsa, jutro pupa będzie bolała.

- Zabrakło pewnego słowa - czuję jego język schodzący w dół od łopatek do pośladków. Dostaję gęsiej skórki - Wiesz jakiego?

- Rżnij mnie? - kolejny klaps spada na pośladki. Mój tyłek stał się jednym wielkim ogniskiem bólu, które promieniuje na całe ciało.

- Jakie to słowo? - jestem na skraju wytrzymałości, tak bardzo chcę go w środku, że nie wytrzymam już dłużej.

- Proszę! – szepczę - Błagam! Zerżnij mnie i ugaś to ognisko, które rozpaliłeś.

Kiedy członek wsuwa się we mnie nie jestem w stanie powstrzymać się od krzyku, uczucie rozpychania nabrzmiałych i mokrych warg powoduje drżenie ud. Paweł jest również bardzo podniecony i porusza się w szybkim tempie trzymając mnie za palące żywym ogniem pośladki i ugniatając je w rytm ruchów biodrami. Bezwiednie zaciskam się na nim w środku odczuwając, jak każda nierówność na jego powierzchni drażni mnie i prowokuje. Mam ochotę objąć go nogami i docisnąć tak, aby przebił mnie na wylot, a świadomość kompletnej bezradności i niemożności ruchu powoduje bolesne napięcie, które zmienia się w rozwijający się gdzieś z tyłu, od strony pośladków orgazm. Jego szybki, urywany oddech zmienia się w cichy jęk. Dostaję ostatniego klapsa, który okazuje się być podniesieniem bramek blokujących przejazd na zakorkowanej autostradzie.

Zagryzam poduszkę i dochodzę gwałtownie drżąc.

Moje wycie tłumi materiał, w który mam wciśniętą twarz. Czwarty orgazm dzisiaj jest najbardziej intensywny i obezwładniający, gdybym nie leżała na łóżku przewróciłabym się na podłogę. Paweł finiszuje w ciszy na moich pośladkach. Ugasił pożar.

- Czerwony - szepczę i kilka sekund później mając wolne dłonie rozsmarowuję wszystko na płonącej od klapsów pupie.

- Dziękuję za balsam - przewracam się na plecy, uśmiecham się do niego i całuję czule - To był najbardziej nieprawdopodobny seks, jaki przeżyłam.

- Zaskoczyłaś mnie, podnieciłaś i dałaś coś cudownego, czego jeszcze nigdy nie odczuwałem - oddaje uśmiech - Było tak wspaniale, że kompletnie nie mam siły.

- Zostaniesz na noc?

- Naprawdę chcesz, żebym został?

- Gdybym nie chciała, to chyba nie wspomniałabym o tym prawda? - krążę palcem po jego owłosionym torsie.

- Dobrze, zostanę - dostaję buziaka. Chce coś jeszcze powiedzieć, ale kładę mu palec na ustach.

- Ćśś - uciszam go - Pomilczmy i popatrzmy na siebie. Słowa są czasem niepotrzebne.

***

Czekam na dole - telefon wibruje od nadchodzącej wiadomości. Nieco ponad miesiąc z nim, intensywny i szalony. To nieprawdopodobne, a przynajmniej z perspektywy moich poprzednich związków mało realne ale chyba go kocham.

Czy to jest mój złoty strzał? Szansa jedna w życiu?

Tak. Jestem pewna, że tak.

Jak to możliwe, że mieszkał dwieście metrów ode mnie, a ja nigdy go nie spotkałam?! I gdyby nie fala przypadkowych zdarzeń, mój postrzał, śmierć jego żony i wreszcie wypadek na początku maja pewnie nigdy byśmy się nie poznali?

Życie to seria paradoksów i decyzji, które podejmując nieświadomie kreujemy rzeczywistość mogącą zderzyć się z nami za kilka lub nawet kilkanaście lat.

Obiecałam sobie po lordzie, że nie zaangażuję się uczuciowo i... poległam w całości- zbliżam się do drzwi wyjściowych, widzę go stojącego tyłem do wyjścia. Ma na sobie krótkie spodenki kolorze niebieskim i obcisły, biały t-shirt. Seksowny tyłek- prawie oblizuję się na jego widok.

- Dzień dobry kochanie - obejmuję go od tyłu, obraca się do mnie i całuje na przywitanie.

- Dzień dobry - szare oczy śmieją się do mnie - Przyszłaś na piechotę?

- Szkoda było uruchamiać samochód w tak piękną pogodę.

- To dobrze, bo miałem zamiar zabrać cię na spacer, a tak nie będziemy musieli już później wychodzić - żartuje.

- Ty leniu, jesteśmy razem nieco ponad miesiąc a tobie już się nie chce? Co będzie za kilka lat?

- Obrosnę brudem i pajęczynami na kanapie, a dookoła będzie piętrzył się stos butelek po tanich winach.

- Głupek - śmiejemy się oboje, po czym Paweł nagle poważnieje.

- Stało się coś? - niepokoję się lekko jego zmianą nastroju.

- Nie, to znaczy tak. W zasadzie to sam nie wiem - tłumaczy zmieszany.

- Gadaj, bo zastosuję tortury.

- Tak? To nic nie powiem.

- Zaraz zaciągnę cię w bramę i uruchomię jeden z chwytów - łapię go w pasie i przyciągam do siebie - a później dobiorę się do twoich spodni i będę gwałciła cię przez pół wieczoru.

Przełyka nerwowo ślinę ignorując mój żart.

- Aniu, ja - zawiesza się - Chciałem ci powiedzieć, że... - nie może się wysłowić - Zamierzam wrócić do pracy.

- Do szpitala? - otwieram szeroko oczy.

- Tak - uśmiecha się niepewnie.

- Ale się cieszę! - rzucam mu się na szyję i całuję po twarzy - Kiedy zaczynasz?

- Jutro - jest wyraźnie zadowolony z mojej radości - Trochę obawiałem się twojej reakcji.

- Dlaczego? Jesteś stworzony do pomagania ludziom i powinieneś się tym zajmować, a nie lenić się w domu gnijąc przed komputerem i handlując akcjami - ujmuję palcami jego brodę - poza tym będziesz pracował niedaleko mnie, więc znajdziesz się pod czujnym okiem pani policjantki, która będzie obserwowała potencjalne rywalki - puszczam do niego oko.

- Oho, komuś włączył się zazdrośnik - zaczyna się śmiać - Możesz być pewna, że mam tutaj- stuka się palcem w czoło - tylko jedną kobietę, pewną szatynkę z kręconymi włosami i brązowymi oczami, która zawróciła mi w głowie i nie zamierzam pozwolić jej uciec.

Całuję go delikatnie, biorę za dłoń i ruszamy w kierunku domu.

- Kierownictwo szpitala zgodziło się bez problemu?

- Zakarian gdy dowiedział się dzisiaj, że chcę wrócić sam dzwonił do mnie kilka razy namawiając mnie, żebym zaczął jak najszybciej. Oczywiście na początku nie trafię od razu na salę operacyjną, ale kiedy już wdrożę się ponownie to mam nadzieję, że wszystko będzie jak kiedyś.

- I może znowu uratujesz komuś życie, tak jak mnie, mój wybawco - krzywi się na moje słowa - Ciii- kładę mu palec na ustach- Moją obecność tutaj zawdzięczam tobie i nikomu innemu. Chodź do domu i przestań robić te swoje głupie miny.

ON

Od dwóch tygodni pracuję ponownie w szpitalu. Z początku czułem się dość dziwnie, personel niewiele się zmienił i wszyscy traktowali mnie nieco... ulgowo. Wreszcie trzeciego dnia wkurzyłem się i poprosiłem większość z nich na krótką rozmowę, a trakcie której wyłuszczyłem im swoje racje.

Macie traktować mnie jak każdego innego pracownika.

Nie potrzebuję litości w związku z ubiegłorocznymi wydarzeniami.

Poza większą ilością siwych włosów jestem tym samym Pawłem Abramowem co kiedyś.

Jeśli wyczuję, że ktokolwiek daje mi fory lub stosuje wobec mnie taryfę ulgową skończy się awanturą.

Piotrek Madej był wobec mnie najbardziej sceptyczny, ale finalnie dał się przekonać i po tygodniu ordynarnie upiliśmy się jak dwóch chlejusów na ławce w parku. Dobrze, że Anka nie wiedziała, gdzie się bawiłem bo byłaby wściekła jak sto diabłów.

Dwóch szanowanych panów chirurgów, pijących wódę z gwinta pod sok pomarańczowy na ławce jak miejscowe żule.

Moja pani wprowadziła się do mnie tydzień temu. Tak jakoś samo naturalnie wyszło, ja zaproponowałem a ona najzwyczajniej w świecie zgodziła się krótkim tak. Bez grubszych dyskusji, podchodów i zastanawiania się.

Chyba ją kocham.

Chyba?

Tak, kocham ją.

No dobra, dzisiaj jest piątek i zamierzam zabrać ją gdzieś na weekend i... wyznać jej miłość. Planuję morze.

Pogoda na razie nie dopisuje, jest pochmurno i chłodno. Po śmierci Eweliny sprzedałem samochód i nie siedziałem za kierownicą dobrych kilka miesięcy, więc pojedziemy pociągiem.

Zbieram się do wyjścia, kiedy do mojego pokoju wchodzi pielęgniarka Beata (ta sama, która wezwała mnie tego pechowego dnia do Zakariana w zeszłym roku...).

- Paweł - po powrocie wymogłem na całym personelu niezależnie od stanowiska, żeby mówili do mnie po imieniu.

Część z nich nie może się przestawić, ale akurat ona nie miała z tym najmniejszego problemu - Ktoś czeka na ciebie na parkingu, był w recepcji i mówił, że jest znajomym.

Znajomy? Dlaczego nie wejdzie do środka?

- Jak wygląda?

- Dość wysoki, czarne, krótkie włosy. Barczysty, duże dłonie - jest jak zwykle spostrzegawcza.

- Dzięki Beata, zaraz do niego pójdę.

Zastanawiam się kto to może być, ale kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy. Może ktoś z uczelni? Staram się przypomnieć sobie twarze kumpli ze studiów, ale nie kojarzę opisanego przez nią człowieka.

Może to ktoś z pacjentów?

Zaraz się przekonam.

Jestem już na zewnątrz, przeczesuję wzrokiem parking w poszukiwaniu barczystego szatyna lub ciemnego blondyna.

- Pan Paweł Abramow? - słyszę za sobą niski, cichy głos.

Odwracam się. Beata ma pamięć fotograficzną, lepiej bym go nie opisał.

- Tak – potwierdzam - Kim pan jest?

- Ktoś chce z panem porozmawiać - zbliża się do mnie i zaczynam czuć się niekomfortowo, odsuwam się o krok.

- Może mi pan powiedzieć kim pan jest i czego pan chce? - zazwyczaj nie panikuję w podobnych sytuacjach, ale od tego faceta ewidentnie czuć zło.

- Proszę za mną - spoglądam na jego dłoń, w której trzyma pistolet z tłumikiem - Nikt nie usłyszy strzału, a zanim ktokolwiek się zorientuje, że dostał pan kulkę będę już daleko stąd. W tej części parkingu nie ma kamer, więc policja nie zorientuje się, kto pana postrzelił.

Zaczynają drżeć mi dłonie.

- Kim pan do cholery jest?!

- Tylko bez nerwów proszę, nic się panu nie stanie jeśli będzie pan wykonywał moje polecenia.

- Chyba nie mam wyjścia? - spoglądam na niego.

- Cieszę się, że okazał się pan rozsądnym człowiekiem - uśmiecha się krzywo - Proszę przodem. Dwadzieścia metrów przed nami po prawej stroni stoi zaparkowany czarny SUV, proszę do niego wsiąść tylnymi drzwiami.

Faktycznie, kilkanaście metrów dalej widzę czarnego SUV-a z przyciemnianymi szybami. Zbliżając się do samochodu staram się zapamiętać numery tablic- WX5422F. Po kryjomu wyciągam telefon próbując zrobić zdjęcie i wysłać Ance, niestety mój „przewodnik” orientuje się w zamiarach i wytrąca mi telefon z dłoni.

- Jeszcze jeden taki numer i przestanę być miły - jego głos zaczyna brzmieć groźnie – SUV - wskazuje dłonią drzwi.

Otwieram drzwi. Tylne siedzenie jest puste, z przodu siedzą dwie łyse postacie, nie widzę twarzy kierowcy, za to pasażer wydaje się być znajomy.

- Może ktoś z panów łaskawie wyjaśni mi o co chodzi? - zadaję pytanie siadając.

- Cześć cipko - już wiem, skąd znam ten głos - Znowu się spotykamy - pasażer odwraca się i uderza mnie pięścią w twarz.

ONA

Dzwonię do niego piąty raz i nie odbiera. Nie mam powodu do niepokoju - w końcu pracuje w szpitalu i mogło mu coś niespodziewanego wypaść. Jeśli nie odezwie się w ciągu najbliższych piętnastu minut pójdę się do niego na piechotę i zaczekam w recepcji.

Porządkuję papierki z zaległości ubiegłotygodniowych, kiedy telefon zaczyna brzęczeć. Paweł.

- Cześć Kochanie - odbieram witając go radośnie - Już myślałam, że o mnie zapomniałeś.

- Aniu - ma dziwnie przytłumiony głos, błyskawicznie włącza mi się czujność - Ktoś chce z tobą porozmawiać.

W tle słyszę dziwne dźwięki, jakby głuche tąpnięcie. Zaczynają drżeć mi dłonie.

- Cześć pizdo - uginają mi się nogi - Twój laluś to niezły imprezowicz, poszaleliśmy sobie trochę, ale brakuje nam ostrej laski do kompletu. Proponuję, żebyś wpadła.

- Zajebię cię ty skurwysynu, jeśli spadnie mu choć włos z głowy - ripostuję natychmiast bladozielona, drżą mi usta, a serce pracuje jak szalone - Oprawiłam cię już dwa razy jak prosiaka, teraz po prostu zabiję cię jednym ciosem, rozumiesz wieprzu?

- Haha, no nasza psiara się wkurwiła chłopaki - w słuchawce rozlega się rechot - Jeśli nie przyjedziesz do nas w ciągu pół godziny najpierw osobiście spuszczę wpierdol konowałowi, a później dam go do zabawy chłopakom, którzy niedawno wyszli - śmieje się głośno - Kilku z nich zmieniło upodobania na męskie dupy w trakcie wakacji w pierdlu i z chęcią zerżną go w kakao - słyszę głośny rechot - No dobra, przyjedź tutaj - podaje adres - Sama. Mamy dobre punkty obserwacyjne i będziemy widzieli czy masz towarzystwo. Jeśli tylko wyczujemy, że przyciągnęłaś ogon zrobimy twojemu lalusiowi z mordy sieczkę, a a nie chciałabyś wiedzieć, co spotka jego jaja. Pewnie nie raz oglądałaś je z bliska, co? - rechocze z dowcipu.

Rozłączam się.

Myśl Zakrzewska. Myśl.

- Anka, co się dzieje? - podskakuję jak na sprężynie na dźwięk głosu Rafała - Słyszałem końcówkę rozmowy i to nie wyglądało na towarzyską pogawędkę.

- Nic, wszystko ok - sprawdzam pistolet i zakładam marynarkę - Muszę lecieć.

- Zakrzewska, nie pierdol - Rafał zatrzymuje mnie w połowie drogi - Nie wiem, co się wydarzyło, ale potrzebujesz pomocy i nie pozwolę, żebyś wpakowała się w kłopoty. Coś z Pawłem?

- Nie. Rafał, proszę cię, muszę to załatwić sama - uwalniam się z uścisku i ruszam w stronę drzwi - Dzięki za troskę - odwracam się i patrzę na niego ciepło.

- Anka, mam nadzieję, że nie ładujesz się w nic niebezpiecznego. Chodzi o sprawy z przeszłości?

Spoglądam na niego przeciągle.

- Posłuchaj - zbliżam się do niego - Jesteś najlepszym partnerem z jakim pracowałam - to jest komplement, bo Konarski to mój przyjaciel - ale nie zamierzam pakować cię w swoje kłopoty. Proszę cię nie mieszaj się w to, ok?

Jaroszyński patrzy na mnie z góry z kamienną twarzą.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.

- Tak wiem, do zobaczenia w poniedziałek - jestem już w drzwiach.

- Anka?

- No co jest? - odwracam się zniecierpliwiona.

- Torebka - rzuca ją do mnie - Do zobaczenia, partnerko.

Piątek po południu to nie jest dobry czas na szybką jazdę. Całe miasto jest zakorkowane i jestem zmuszona robić objazd bocznymi uliczkami prowadząc jak opętana i łamiąc po drodze wszystkie możliwe przepisy. Całe szczęście, że nie napotykam żadnego patrolu- machnęłabym legitymacją i pojechała dalej, ale raport poszedłby do centrali, a nie chcę, żeby po moim rajdzie pozostał jakikolwiek ślad.

Pod wskazany adres docieram w piętnaście minut. To jeden z nowych bloków na Bródnie w okolicach skrzyżowania Kondratowicza i Rembielińskiej. Parkuję samochód niedaleko kościoła i zmierzam w kierunku wskazanego adresu

rozglądając się dookoła. Na przystanku autobusowym jest jedna czujka, na tramwajowym druga. Przypuszczam, że na dachu jest trzeci, z dołu go nie widać.

Kiepsko się chłopaki maskują.

Gdybym miała możliwość wezwałabym posiłki, ale muszę załatwić to bez pomocy, w przeciwnym wypadku Paweł zginie - tego jestem pewna.

Wjeżdżam windą na czwarte piętro. Dzwonię do drzwi.

- No jest nasza ulubiona psiara - Malcharek otwiera mi drzwi - Witamy na naszej małej imprezie - zaprasza mnie gestem do środka.

- Nie puszczę cię przodem skurwielu - syczę przyjmując pozycję obronną.

- Słuchaj suczko - Malcharek mruga do mnie okiem - Jesteś najostrzejszym przeciwnikiem, jakiego spotkałem, a wierz mi, że było ich sporo, więc nie zapierdolę cię na dzień dobry za taki tekst. Jeśli chcesz, żeby twoja męska cipka przeżyła wpierdalaj się do środka. Bo jeśli tego nie zrobisz to za chwilę jeden z moich kumpli wbije mu śrubokręt w oko i będzie pozamiatane. Rozumiesz kurwa?! - podnosi głos i w mieszkaniu zalega cisza.

Mierzymy się przez chwilę wzrokiem i wreszcie kapituluję ruszając do wewnątrz, ale jednocześnie cały czas jestem czujna. Lata treningu robią swoje i jestem w stanie przewidzieć nawet najmniejszy ruch za moimi plecami i w odpowiednim czasie zareagować. A dodatkowo adrenalina, która szaleje we mnie potęguje reakcje i jestem pewna, że gdyby Malcharek próbował w jakikolwiek sposób zaskoczyć mnie byłabym w stanie zareagować odpowiednio szybko.

- Zapraszam na salony - kpiącym głosem wskazuje pokój po prawej stronie.

- O kurwa - klnę bezwiednie wchodząc do pokoju. Zakrwawiony Paweł siedzi przywiązany do krzesła łypiąc na mnie jednym okiem, lewa strona jego twarzy, która była wcześniej obita przez Malcharka nad Wisłą jest spuchnięta tak, że niemal nie widać oka.

- Jesteście pierdolonymi debilami - stwierdzam fakt, co do którego mam pewność niczym wyniku dodawania trzy plus trzy - kamery monitoringu w bloku rejestrują każdego wchodzącego i wychodzącego, więc jeśli cokolwiek nam się stanie to macie przejebane.

Wśród gangsterów rozlega się śmiech i szyderczy rechot.

- A nie pomyślałaś jebana psiaro - zwraca się do mnie chudzielec, dostaje ode mnie ksywę Szczurek ze względu na ryj - że ten blok może być nasz? I możemy zrobić z nagraniami monitoringu co nam się podoba? Na przykład wsadzić ci płytę z nagraniem w cipę dla zabawy?

Robi mi się na przemian zimno i gorąco. Wchodząc do pokoju policzyłam przeciwników.

Pięciu.

Jest dość wąsko, więc przestrzeń sprzyja mnie.

Ale nie mam pewności, czy któryś z nich nie chowa broni.

No i Paweł. Bezbronny. Muszę go chronić za wszelką cenę. Postanawiam grać na czas.

- Może i pomyślałam - patrzę na niego zbliżając się jednocześnie powoli do stołu, gdzie kątem oka zauważam nóż. To jest dla mnie szansa.

- Zapomnieliście, że chłopcy na przystankach plus jeden na dachu też mogą być pod obserwacją? - blefuję.

Szczurek robi się blady.

- Skąd wiesz, że jest ktoś na dachu?

- Macie wtykę, nie wiedziałeś? - zdenerwuj ich, to twoja szansa - Jadąc tutaj dostałam sms-a, że są wystawione trzy czujki na zewnątrz, w tym jedna na dachu, na którą trzeba uważać. Ten łepek jest już na celowniku snajpera, a lada chwila wjadą tu antyterroryści.

- Ty jebana kurwo - Szczurek rusza w moim kierunku z łapami. Uderzam go prawym prostym w nos czując kruszącą się pod pięścią chrząstkę. Przewraca się nieprzytomny na podłogę krwawiąc jak prosię. Odwracam się jak automat widząc dwóch gangsterów siedzących przy stole i próbujących się podnieść. Jednego z nich nokautuję silnym ciosem od tyłu w kark. Jeśli przeżyje - w co wątpię - to skończy jako warzywo ze złamanym kręgosłupem. Drugi otrzymuje najmocniejsze uderzenie, jakie jestem w stanie z siebie wydobyć nasadą dłoni w przednią część szyi, wbijam mu Jabłko Adama do środka. Udusi się w kilka minut.

Zostało dwóch, w tym Malcharek. Najgorszy z nich.

Zerkam na Pawła, jest lekko zamroczony, ale przytomny. Niestety dwaj pozostali przeciwnicy zniknęli.

Ruszam do kuchni kątem oka obserwując korytarz po prawej stronie. Wyczuwam ruch za sobą i robię błyskawiczny unik. Na szczęście w porę - nad głową przelatuje mi dłoń z wcześniej leżącym na stole nożem, celującym w szyję.

Odwracając się wymierzam cios w klatkę piersiową przeciwnika i trafiam pełną mocą w górne partie żeber po prawej stronie łamiąc co najmniej kilka z nich.

Kolejny idzie do piachu - komentuję w myślach obserwując, jak krwawa piana wydostaje się z ust gangstera.

Przebite płuca.

Został tylko Malcharek.

Gdzie jest ten skurwiel?

Skradam się w kierunku drzwi po prawej stronie i nagle czuję broń przy głowie z prawej strony.

Dałam się podejść jak dziecko!

- Spokojnie suczko - o dziwo nie jest zdenerwowany - Rozwaliłaś tych lamusów jak prawdziwy pro - w jego głosie brzmi podziw - Gdybyś nie była psem zaproponowałbym ci grubą kasę za sprzedanie swoich umiejętności. A tak, najpierw zajebię twojego pierdołę tam w pokoju, a później poszaleję sobie z tobą - uśmiecha się i unosi pięść.

Zalega ciemność.

Budzę się przywiązana do krzesła obok Pawła. Nasz oprawca siedzi zadowolony na wprost mnie z pistoletem w dłoni.

- No w końcu – mruczy - Już myślałem, że przyłożyłem ci za mocno i będę musiał wylać na ciebie wiadro wody. W Legii Cudzoziemskiej cuciło się wiadrem rzadkiego gówna - śmieje się z własnego dowcipu. Sprawdzam dłońmi więzy.

Mocne, bez szans na uwolnienie się.

Kurwa, ale byłam głupia. Mogłam powiedzieć Rafałowi, a tak zginiemy tu oboje.

- Dobra, mam tu trochę sprzętu - zerka na podłogę - Wiertara, śrubokręty. Ale jestem tradycjonalistą i wolę używać pięści - wstaje i niespodziewanie uderza Pawła w twarz.

- Ty skurwielu - krzyczę głośno szarpiąc się na krześle - Zatłukę cię gołymi dłońmi, boisz się baby?!

- Nie baby, tylko wściekłej kobry, znam twoje umiejętności laleczko - uśmiecha się ocierając krew z dłoni po czym wykonuje uderzenie z drugiej strony. Głowa Pawła odskakuje do tyłu, a twarz jest zmasakrowana. Zaczynam płakać pod nosem.

- Dlaczego to robisz? Sprawia ci przyjemność zadawanie cierpienia?

- Czy sprawia? - przez moment nasze spojrzenia spotykają się, podświadomie czuję, że ten człowiek ma w sobie nieco dobra, które jest zdominowane i stłamszone przez zło - Może tak, może nie. Pewnych kwestii nie da się uniknąć, a ty po prostu nastąpiłaś mi na odcisk i musisz zginąć. W mniej lub bardziej bolesny sposób.

- Wypuść Pawła i zrób ze mną co chcesz. On jest niewinny zwyrodnialcu - łzy płyną mi po twarzy.

- Myślisz, że byłbym na tyle głupi, żeby go wypuścić? - zbliża twarz do mnie po czym próbuje mnie pocałować.

Wpuszczam jego język do środka i zaciskam z całej siły zęby. Koniuszek języka zostaje w moich w ustach.

- Ała, ty jebana kurwo! - krzyczy i uderza mnie z całej siły w policzek. Niemal tracę przytomność, cios jest tak mocny, że widzę gwiazdy przed oczami, a połowa twarzy puchnie od uderzenia - Odgryzłaś mi język. Zajebię najpierw tą ciotę, a później zerżnę cię, włożę ci śrubokręt w bebechy i będę patrzył jak zdychasz - uśmiecha się szyderczo wyglądając jak wampir.

Wstaje i ponownie uderza Pawła.

Boże, jeszcze jeden cios i go zabije.

- Zostaw go skurwysynu i zajmij się mną - próbuję odwlec nieuniknione - Chcesz mnie zerżnąć to mnie weź. Nie stać cię? Zerwij ze mnie łachy i pieprz mnie teraz, tutaj - gram na zwłokę. Mężczyźni zawsze tracą głowę w obliczu kobiecych wdzięków. Liczę, że moje przekonają go do uwolnienia mnie z więzów, a wtedy nie będę miała litości.

- Myślisz, że jestem tak głupi, żeby cię rozwiązać? - podłącza wiertarkę do gniazdka.

O kurwa!

- Najpierw przewiercę ci kolana, a później zerżnę cię w tyłek. Na koniec strzelę ci w łeb, przez szacunek dla przeciwnika - śmieje się, a krew z odgryzionego języka spływa mu po twarzy. Wygląda makabrycznie - No wiesz, ty jako jedyna pokonałaś mnie dwa razy. Nosił wilk razy kilka i tak dalej - ryczy ze śmiechu.

Czuję jak mocz cieknie po udach w dół po powierzchni krzesła. Popuściłam ze strachu.

- No dobra - uruchamia wiertarkę - Czas na zabawę.

Dzwonek.

- Ekipa sprzątająca - uśmiecha się do mnie i puszcza oko - Przychodzą po zwłoki i zabiorą was.

Rusza w kierunku drzwi wyjściowych, ale niespodziewanie wraca i uderza mnie z całej siły w twarz.

Zalega czerń.

- Anka - słyszę głos z oddali - Anka?

Rafał? To sen?

- Anka, obudź się kurwa mać! - czuję gwałtowne potrząsanie - Ja pierdolę, dlaczego nie powiedziałaś mi o Malcharku?

Z trudem otwieram oczy. Jego twarz krąży nade mną niczym satelita, próbuję skoncentrować wzrok i udaje mi się to, ale po kilkunastu próbach.

- Co z Pawłem? - przypominam sobie nagle o moim ukochanym - Rafał, co z Pawłem?!

- Żyje, czekamy na karetkę - ściąga ze mnie więzy - Co ty sobie wyobrażałaś do kurwy nędzy?! Że będziesz samotnym mścicielem niczym Clint Eastwood? Powinienem spuścić ci wpierdol a'la Malcharek, a później wysłać na ścieżkę zdrowia.

- Jak mnie znalazłeś? - uśmiecham się słabo i przewracam na kolana próbując wstać - Kurwa mać- podnoszę się z trudem przy pomocy Rafała.

- Jak? - Jaroszyński jest tak wściekły, że ma mi ochotę walnąć - Gdyby nie nadajnik GPS, który po kryjomu wrzuciłem przed twoim wyjściem do torebki wąchałabyś już kwiatki od spodu razem z twoim chłopakiem. Jeszcze raz wywiniesz mi taki numer i nie będę miał dla ciebie litości Zakrzewska.

- Rafałku, dziękuję kochany - przytulam się do niego zostawiając krwawy ślad na koszuli - Gdzie jest Paweł?

- W kuchni, leży na podłodze, zrobiliśmy co w naszej mocy, więcej się nie da - próbuje mnie powstrzymać przed pójściem tam, ale wyrywam się z uścisku.

- O Boże! - na jego widok drżą mi dłonie - Gdzie jest ta cholerna karetka? Przecież on wygląda jakby zderzył się ze ścianą! - kątem oka widzę Malcharka, siedzącego na krześle w samych slipach i spiętego kajdankami. Złość i nienawiść, która narosła we mnie przez dzisiejsze wydarzenia znajduje ujście w tym jednym ciosie, którego nie zdołało powstrzymać dwóch gliniarzy znajdujących się w pomieszczeniu. Z pełnego rozpędu uderzam bydlaka prawym prostym wybijając mu kilka przednich zębów i łamiąc kości szczęki. Poprawiam kopem z półobrotu i bandzior mdleje.

- Zdychaj kurwo - syczę nad nim i spluwam na jego twarz - Gdybyśmy byli sami włożyłabym ci wiertarkę w dupę i włączyła na maksymalne obroty.

- Anka, kurwa mać! - Jaroszyński wpada do pomieszczenia i odciąga mnie blokując dalsze ciosy - Uspokój się, bo będę cię musiał zakuć.

- Och zamknij się w końcu! - niemal mdleję od bólu w dłoni - Chyba złamałam rękę. Co z tym lekarzem?! - krzyczę.

Jak na życzenie drzwi otwierają się i do kuchni wkracza sanitariusz, a za nim lekarz.

- O kurwa, ale rzeźnia - pielęgniarz otwiera szeroko oczy na widok krwi i wyglądu kilku osób w pomieszczeniu.

- Rusz tyłek chłopcze - ponaglam go - On potrzebuje pomocy, zobaczcie jego twarz- po moich policzkach znowu płyną łzy. Te piękne, szare oczy są niewidoczne spod opuchlizny spowodowanej ciosami tych bydlaków. Mam nadzieję, że ci, których zabiłam smażą się już w piekle.

Minutę później Paweł jest transportowany na dół windą.

- Jadę z wami! - nie zamierzam go opuścić nawet na sekundę - Aha i macie go wieźć na Grenadierów!

- Na Grenadierów?! - lekarz otwiera szeroko oczy - ale my przyjechaliśmy z Bródnowskiego! Mamy minutę do szpitala, na Grenadierów przejazd zajmie nam około dziesięciu!

- Posłuchaj konowale - zbliżam swoją twarz do jego - Mój dzień jest niezbyt udany- wskazuję na swój prawy policzek, który przypuszczalnie wygląda jak twarz Pawła i napuchniętą od uderzenia Malcharka dłoń - Ale mam czarny pas w jiu-jitsu oraz w taekwondo i nie będę wahała się nakopać wam do dup, jeśli nie zrealizujecie mojego polecenia - gdyby oczy lekarza mogły mówić wypowiadane słowo brzmiałoby „szalona” - Ruszaj kurwa na Grenadierów albo wyrzucę was wszystkich z karetki i pojadę sama!

- Sprintem na Grenadierów - lekarz wydaje polecenie kierowcy, który włącza syrenę i koguta ruszając gwałtownie.

- Co z nim? - dopadam Pawła leżącego na noszach. Na jego widok mam łzy w oczach. Od szyi w dół jest cały i zdrowy ale twarz...

Wygląda jakby została przepuszczona przez maszynkę do mięsa.

- Odniósł bardzo poważne rany głowy i twarzy - lekarz siedząc za mną trzyma się uchwytu nad głową- jedyne co możemy zrobić to jak najszybciej położyć go na stole operacyjnym. Dlatego chcieliśmy jechać jak najbliżej, czas jest najważniejszy.

- On pracuje na Grenadierów - odpowiadam płacząc - i jest chirurgiem. Dzisiaj porwano go sprzed szpitala i torturowano - mój rozmówca otwiera szeroko oczy - Przeżyje?

- Będę z panią szczery, nie mogę niczego obiecać. Jeśli obrażenia nie spowodowały krwiaków wszystko powinno skończyć się dobrze. Ale to dopiero na Grenadierów stwierdzą - wychyla się do sanitariusza siedzącego na przednim siedzeniu obok kierowcy - Dzwoniłeś do nich z informacją, że przejedziemy? - ten potwierdza kiwnięciem głowy, na sygnale mijamy Dworzec Wileński - Jeszcze maksymalnie pięć minut - kieruje słowa do mnie.

Kolejne minuty mijają w milczeniu i odgłosie wyjącej syreny. Łzy skapują z moich policzków na poranioną twarz Pawła.

- Abramow, nawet nie waż się mnie teraz zostawiać z tym syfem samej, nie uciekaj ode mnie - szepczę mu do ucha - Nie poradzę sobie, słyszysz?! - zaczynam łkać - Kocham cię, nie zostawiaj mnie! Proszę- całuję go w usta, jego krew zostaje na mojej twarzy, ale nie zwracam na to uwagi.

Dlaczego do cholery ten świat jest tak niesprawiedliwy?!

- Pawełku, kochanie zostań ze mną, proszę - szepczę ściskając mocno jego dłoń, kątem oka zauważam karetkę skręcającą pod prąd z Grochowskiej w Grenadierów, za chwilę będziemy na miejscu. Ocieram palcami łzy spływające po policzku.

Samochód wjeżdża na parking przed szpitalem, tylne drzwi otwierają się i nosze wyjeżdżają na zewnątrz.

- O kurwa, Paweł! - miejscowy lekarz chyba go zna - Kim pani jest? - zauważa mnie i po chwili szeroko otwiera oczy - Boże, to panią operowaliśmy w zeszłym roku, kiedy...

- Tak mnie - przerywam mu - nie ma czasu na towarzyskie pogaduszki, proszę go ratować!

Łóżko z Pawłem pędzi szpitalnym korytarzem w kierunku sali operacyjnej, tej samej, w której niecały rok temu uratował moje życie. Teraz to on potrzebuje pomocy, a ja poza nerwowym wyczekiwaniem nie jestem w stanie nic zrobić. Unikając samonakręcającej atmosfery wychodzę na zewnątrz i nerwowo palę papierosy.

Jednego za drugim.

Wypalam kilka i chce mi się wymiotować. Wracam przed salę operacyjną.

Wygląda na to, że ktoś mnie szuka. Siwy, niski lekarz wyglądający na obcokrajowca.

Zakarian?

- Pani Anna Zakrzewska? - potwierdzam kiwnięciem głowy - Dawid Zakarian - wyciąga rękę - Paweł jest w dalszym ciągu operowany, pójdzie pani ze mną do gabinetu?

- Proszę - minutę później wyjmuje z barku butelkę wódki i polewa nam obojgu - Wiem, że to nie jest profesjonalne, ale kiedy usłyszałem wieści uznałem, że potrzebuję się napić. A pani też przyda się kieliszek lub dwa - wypijam alkohol jednym haustem - Paweł to mój najlepszy lekarz. Proszę mi wierzyć, że kiedy poinformował mnie, że chce wrócić poczułem się, jakbym odzyskał syna - w jego oczach widzę łzy. Przerywa na chwilę i ociera policzek kantem dłoni.

- Opowiedział mi o pani. Tylko mnie, nikt inny w szpitalu nie ma pojęcia, że jesteście razem - kontynuuje po chwili, a mnie ponownie stają łzy w oczach - Kiedy dowiedziałem się, że to panią uratowaliśmy w zeszłym roku... - zawiesza na chwilę głos - Życie potrafi zaskakiwać, prawda? - uśmiecha się przez łzy - Jest w pani zakochany na zabój, nie pozwolimy, żeby cokolwiek mu się stało - ściska mocno moją lewą dłoń i spogląda na prawą.

- Wygląda na mocne stłuczenie lub nawet złamanie - fachowym okiem ocenia stan ręki - proszę iść na izbę i poprosić, żeby któryś z lekarzy panią obejrzał.

Kiwam głową na znak zgody. Oczywiście nie zamierzam tam pójść, dopóki nie poznam wyniku operacji.

- No już, wypijmy jeszcze po jednym i pójdźmy tam - nalewa wódkę i wznosi toast - Za Pawła - wypijam drugi kieliszek krzywiąc się - Chodźmy - bierze mnie za dłoń.

- Proszę zaczekać - powstrzymuję go przed wyjściem - Niech pan będzie ze mną szczery – szlocham - Widziałam, jak on wygląda, przeżyje?

Po twarzy siwego lekarza widzę, że waha się czy powiedzieć mi o wszystkim.

- Proszę mnie nie oszukiwać - chwytam go za ramiona - Kocham go i moich uczuć nic nie zmieni.

- Nie wiem - odpowiada po chwili ciszy - ale zrobimy wszystko, żeby przeżył i był w stanie pracować. Ma poważne obrażenia głowy i obawiamy się, czy nie straci wzroku.

Świat usuwa mi się spod nóg. Wtulam się w ramię Zakariana i płaczę bezgłośnie.

- Pani Anno - lekarz delikatnie klepie mnie po plecach - On nie umarł. Walczy, a my nie pozwolimy mu odejść niezależnie od tego, co się wydarzy.

Dzwoni telefon.

- Tak? - na jego twarzy odmalowuje się radość - Ok, zaraz jestem - rozłącza się.

- Jest dobrze - chwyta mnie za dłoń i uśmiecha się od ucha do ucha - Istnieje duża szansa, że Paweł z tego wyjdzie i będzie widział. Proszę być dobrej myśli i mieć nadzieję.

Zostawia mnie w korytarzu.

Mieć nadzieję?

Mam nadzieję, że Paweł przeżyje i odzyska wzrok.

Mam nadzieję, że będzie kochał mnie zawsze i bezwarunkowo - tak jak ja kocham jego.

Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mieli dziecko.

Mam nadzieję, że zestarzejemy się razem.

Mam nadzieję.

KONIEC

71,797
9.97/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.97/10 (121 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (30)

Nonieźle · 16 sierpnia 2016

+1
-2
Piękne 🙂 tylko zastanawia mnie jedno. Czemu tytuł to "Mnich"?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Mmania · 16 sierpnia 2016

0
0
Kurczę mam nadzieje, ze ja nie jestem upierdliwa pielęgniarka

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

konto usunięte · 16 sierpnia 2016

+2
0
Jakoś tak podczas czytania wciąż mi piszczało w głowie, że powinieneś pisać kryminały.
Dbałość o opis szczegółów, styl samego opisu postaci, sytuacji. Długie, wielowątkowe kryminały.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 16 sierpnia 2016 ·

+2
0
Dziękuję za przeczytanie i wystawienie komentarzy 🙂
Odpowiadając po kolei:

@Nonieźle
Dlaczego "Mnich"? Tytuł odnosi się do osoby głównego bohatera. Co prawda nie spełnia on w 100% warunku bycia mnichem, bo modlitwy u niego nie uświadczymy, ale żyje w seksualnej ascezie z daleka od kobiet i jest samotnikiem.

@Mmania
Nie bierz do siebie komentarza Pawła odnośnie pielęgniarek, to specyficzny człowiek... 😉

@mikakamaka
Hmm, bardzo lubię kryminały, thrillery i pochodne gatunki (Alistair Mclean, Jo Nesbo czy z polskich Mariusz Zielke) . Może kiedyś....

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

NiesmialyAniolek · 17 sierpnia 2016

0
0
Masz niesamowity talent 🙂 opowiadanie naprawdę bardzo dobre. Ciekawa akcja, a pomiędzy gorący seks. Nie myślałeś o napisaniu i wydaniu czegoś dłuższego? Twoje historie sprzedawałyby się jak gorące bułeczki ^^

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

WZ · 17 sierpnia 2016

0
0
Napiszę po raz pierwszy. Czytałem Twoje opowiadania i stwierdzam jedno. Napisz książkę, tak serio, dobry mocny kryminał, mozesz trochę erotyki do niego wrzucić Twoje opowiadania czyta się lekko, przyjemnie, chce się więcej. Fabuła zbudowana porządnie, dobry klimat, niepewność ktora potrafisz wprowadzić. Dla mnie bomba

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

WZ · 17 sierpnia 2016

0
0
Jak dla mnie polski Dan Brown. Mistrzowska fabuła, dobry klimat, fajne nietuzinkowe postacie. Chce się ciągle więcej. Pozdrawiam, czekam na książkę bo masz talent.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 18 sierpnia 2016 ·

0
0
NieśmiałyAniołek i WZ

Dziękuję! I cieszę się, że Wam się podobało. 174 minuty prognozowanego czasu zapoznania się z opowiadaniem oraz tagi depresja i samotność= będąc na Waszym miejscu wahałbym się czy poświęcić dwie godziny życia 🙂
Gratulacje za wytrwałość 😉
Książka? 🙂 Piszę amatorsko bo sprawia mi to przyjemność. Nie czuję się na siłach warsztatowo, żeby rywalizować z "zawodowymi" pisarzami. Może kiedyś spróbuję...
A za Danem Brownem zbytnio nie przepadam 🙂 Cyfrowa Twierdza jest jeszcze w miarę niezła, ale już Kod Leonardo oraz Anioły i Demony czterech liter mi nie urwały...

Pozdrawiam
Lord

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

WZ · 18 sierpnia 2016

0
0
Lord

Każdy ma inne gusta książkowe. Co do Dana Browna, chodziło mi bardziej o lekkość z jaką się to czyta, i o to, że wciąga (mnie wciągnęło). Co do tagów - zaintrygowały mnie (zobaczyłem kto napisał i poświęciłem na przeczytanie początku 15 minut, a z 15 minut zrobiła się całość).
Nie jestem pisarzem i nie piszę amatorsko, ale czytam(dużo, wszelkiej maści książek) i z tego co czytam, twierdzę, że trochę za skromny jesteś, co do twojego pisania. Może musisz pogłębić swój warsztat - okej rozumiem, ale naprawdę, tak potrafisz zakręcić fabułę, zaintrygować, opisać emocje, rozbudzić wyobraźnię, opisać bohaterów, - dla mnie bomba. Po prostu czyta się to jednym tchem i chce się więcej.

Pozdrawiam.

I w takim razie życzę w niedalekiej przyszłości książki.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Wredna Zołza · 18 sierpnia 2016

0
0
Czytałam.. czytałam i wkurzyłam się jak zobaczyłam, że to już koniec.. jak to koniec?! Tak nie może być!

Lordzie jesteś mistrzem pióra! Czekam codziennie na coś nowego od Ciebie !
Bardzo podoba mi się, że tak zwinnie przenosisz bohaterów z innych opowiadań do nowych - brawo Ty ;D

Wyłapałam troszkę literówek i błędów w interpunkci, ale Ci ich nie podam - no chyba, że mnie zatrudnisz jako swojego nadwornego korektora - co do pensji dogadamy się 😀

Jesteś moim ulubionym autorem I musisz pisać przynajmniej dla mnie 😛

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 18 sierpnia 2016

+1
0
@WZ
Dzięki po raz drugi! 🙂 To co napisałeś sprawia, że mam motywację do dalszej pracy nad sobą. A skromny jestem i pozostanę- po prostu zdaję sobie sprawę z własnych braków.


@Wredna Zołza
"Czytałam.. czytałam i wkurzyłam się jak zobaczyłam, że to już koniec.. jak to koniec?! Tak nie może być!"
Prawie trzygodzinny kolos i jeszcze Ci mało? 😛

"Lordzie jesteś mistrzem pióra! Czekam codziennie na coś nowego od Ciebie !"
Z tym mistrzem to trochę przesadziłaś, na razie aspiruję do miana czeladnika 😉

Bardzo podoba mi się, że tak zwinnie przenosisz bohaterów z innych opowiadań do nowych - brawo Ty ;D"
Mnie również się podoba 🙂 Dlatego w historii, która leży w szufladzie i czeka na dokończenie pojawi się w epizodycznej i mocno zaskakującej roli niejaki Konarski. Ale to za jakiś czas, bo opowiadanie jest napisane w około 40% i jeszcze sporo pracy nad nim przede mną.

"Wyłapałam troszkę literówek i błędów w interpunkci, ale Ci ich nie podam - no chyba, że mnie zatrudnisz jako swojego nadwornego korektora - co do pensji dogadamy się"
Uśmiałem się 😀
Nie znoszę korekty, to równie interesujące zajęcie co obieranie ziemniaków... Co do pensji- jestem biednym, początkującym amatorem, więc mogę Ci jedynie zaproponować procent od przyszłych tantiem 😛

"Jesteś moim ulubionym autorem I musisz pisać przynajmniej dla mnie"
Czerwienię się i milknę zmieszany (a zdarza mi się to rzadko)... 😉

Dzisiaj przez przypadek odkryłem w swoich archiwach utwór, którego tekst pasuje idealnie do "Mnicha". I żałuję, że nie odnalazłem go kilka dni wcześniej- na pewno wykorzystałbym słowa w opowiadaniu.
Dla chętnych- suplement muzyczny.

https://www.youtube.com/watch?v=it0GKGqMkAk

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

piastwr · 19 sierpnia 2016

0
0
Lordzie jesteś mistrzem,czarodziejem...w magiczny sposób dzięki Tobie przeniosłem się do świata który wykreowałeś i mogłem go podglądać oczami Ani i Pawła.Dołączam się do pytania Wrednej Zołzy...jak to Koniec?! Nie rób im tego. Nie rób tego i nam...Twój fan

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 19 sierpnia 2016

0
0
@piastwr
Dziękuję za pozytywną opinię 🙂 Za mistrza i czarodzieja absolutnie się nie uważam, ale cieszy mnie że to co piszę trafia do Czytelników.
Niestety muszę Cię rozczarować, na 99% nie będę kontynuował historii Ani i Pawła- chociaż pozostawiam sobie ten jeden, malutki procencik na zmianę decyzji, może kiedyś jednak wpadnie mi pomysł do głowy co z nimi zrobić 😉
Na chwilę obecną mam przeczucie, że druga część ich losów byłaby ciągnięciem tematu na siłę (nie lubię sequeli, które rzadko kiedy dorównują poziomem pierwszym częściom) i zmieniłaby się z Harlequina (brr...). Poza tym opowiadanie kończy się w takim momencie, że pozostawiam ich dalsze losy wyobraźni Czytelnika.
I bardzo mi się to podoba 🙂

Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Wredna Zolza · 19 sierpnia 2016

0
0
Jako Twoj nadworny korektor domagam sie kolejnego opowiadania! Co ja mam robic nocami powiesz mi ?!
Tak to sobie leze w hamaku na balkonie pol nocy I spijam Twoje opowiadania popijajac malibu.. a teraz? W lozku I grzecznie o 23 spac bo nie ma co czytac 🙁

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 20 sierpnia 2016

0
0
Jak to co robić? Zamiast czytać moje wypociny na imprezę idź, wyśpij się, mężem/chłopakiem się zajmij albo telewizor pooglądaj 😛
Nowe opowiadanie będzie, ale nie wiem kiedy- 40% jest już napisane i mam w głowie zdecydowaną większość scenariusza, ale pracy nad nim jeszcze mnóstwo.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Iracunda · 20 sierpnia 2016

0
0
Nie mogłam doczekać się weekendu , żeby móc przeczytać opowiadanie. Doskonałe.... napięcie przeplatane z lekkimi scenami .... drobne literówki przez pryzmat całości niezauważalne. Czekam na pełnometrażowe ( książkowe) wydanie Twoich opowiadań . Są bardzo realne , jakby ich scenariusz toczył się obok nas. Kolejne wersy wciągają coraz bardziej . Podziwiam talent i utwierdzam się w szacunku dla swobody Twojego pióra. Dziękuję za dwie godziny w towarzystwie Anny i Pawła.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 21 sierpnia 2016

0
0
@Iracunda
A ja dziękuję za przeczytanie i pozostawienie komentarza 🙂
Cieszę się, że tak odbierasz to co piszę- poza jednym opowiadaniem (Sigil) to mają być historie, których świadkiem bądź uczestnikiem może być każdy z nas, dodatkowo okraszone przystępną i wciągającą formą.
Wydanie książki to ciężki temat i raczej nierealny, ale mam kilka pomysłów na to, co dalej. Zobaczymy...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Kazik · 2 września 2016

0
0
Człowieku... w ciągu tego tygodnia przeczytałem wszystkie twoje opowiadania i jestem strasznie rozczarowany... że nie ma kolejnego 😛 Fantastycznie piszesz! Wrzucaj jak najprędzej następne 😉 Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 3 września 2016

0
0
@Kazik
Dzięki za uznanie! Poważnie przeczytałeś wszystkie? Musisz cierpieć na nadmiar wolnego czasu 😉
Mam w przygotowaniu cztery nowe opowiadania, główny problem i przeszkoda to brak czasu na ich dokończenie. Obiecuję, że we wrześniu na pewno coś się pojawi.

Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Waldi · 29 października 2016

0
0
Nie jestem kompetentny oceniać poprawność twojego opowiadania. Jestem zwykłym, prostym facetem. Wiem tylko jak bardzo pobudziłeś wyobraźnię, jak mocno zaangażowałeś wszystkie zmysły, jakie silne wyzwoliłeś emocje. Dobre emocje. Jestem tylko prostym facetem i wstyd mi przyznać ale pojawiły się łzy. Zdarzyło mi się to drugi raz. Pierwszy był przy lekturze Janusza Wisniewskiego.
Dziękuję.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 29 października 2016

0
0
@Waldi
Porównanie do Janusza Wiśniewskiego to komplement przez duże K.
Dziękuję!
Za przeczytanie i pozostawienie komentarza. To jest dla mnie bardziej istotne niż gwiazdki i oceny. Co do Twoich wrażeń- Mnich to bardzo emocjonalne opowiadanie, z perspektywy autora najlepsze, jakie napisałem. I fakt, że wyzwolił u Ciebie opisywane uczucia jest dla mnie najważniejszy- taki był cel stworzenia tej historii.

Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Casia90 · 24 lutego 2017

+1
0
Witam, założyłam specjalnie konto żeby móc skomentować - opowiadanie bardzo mi się spodobało - sposób w jaki przedstawiasz postacie, rozbudowujesz wątki to jak dla mnie mistrzostwo - sama mimo wielu pomysłów nie potrafiłabym tak sensownie i ciekawie przedstawić choćby prostej historii 🙂 Po skończeniu czytania miałam uczucie niedosytu ale i zadowolenia, bo czas który na to opowiadanie poświęciłam nie był zmarnowany 🙂 Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 25 lutego 2017

+1
0
@Casia90
Dzięki za miły komentarz i przeczytanie 🙂 Cieszy mnie Twoja opinia, liczę na pozostawienie komentarzy przy moich pozostałych historiach.

Pozdrawiam

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Ellia · 4 czerwca 2017

0
0
Z chęcią przeczytałabym Twoją książkę

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 5 czerwca 2017

0
0
@Ellia
A ja chętnie napisałbym książkę, ale nie dysponuję profesjonalną korektą i nie jestem w stanie poświęcić tyle czasu na pisanie, żeby stworzenie książki nie trwało do mojej emerytury...

Piszę kilka nowych opowiadań, jeśli jesteś zainteresowana przeczytaniem - będzie mi bardzo miło.

Dzięki za pozostawienie opinii.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomek · 3 stycznia 2018

0
0
Najlepsze opowiadanie jakie czytałem w życiu. Zastanawia mnie to co z Pawłem się stało? Przeżył?Odzyskał wzrok? Proszę napisz kontynuację 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 3 stycznia 2018

+1
0
@Tomek
Czy Paweł przeżył i odzyskał wzrok? Mam nadzieję, że tak 🙂
Co do kontynuacji - na 99% nie będzie takowej (zostawiam sobie 1% szansy na zmianę decyzji). Lubię to zakończenie, pozostawiające duże pole wyobraźni Czytelnika. Po części rozumiem niedosyt, związany z niejasnymi losami bohaterów, ale lepszy niedosyt niż przesyt.
Dzięki za przeczytanie i pozostawienie komentarza.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Ksantypa · 11 maja 2022

+1
0
Bardzo dobrze napisane, powiedziałabym ze w punkt….opowiadanie, które chce się skończyć by poznać zakonczenie oraz nie chce się konczyc by nadal trwało. Zawarłeś w nim bardzo dużo emocji i uczuc. Z wyczuciem przypomniałeś, ze w życiu nic nie jest pewne.
To opowiadanie ma wszystko- trochę akcji, tajemnicy, romansu. Podoba mi się Twoje pióro. Mam nadzieje ze nadal piszesz….

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 14 lipca 2022

0
0
@Ksantypa.

Dziękuję za komplement i przeczytanie Mnicha.
Cieszę się, że historia do Ciebie trafiła.
Nie piszę i na razie nie planuję powrotu do pisania, ale kto wie, co wydarzy się w przyszłości...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

XXX_Lord · Autor · 27 października 2022

0
0
@Astar

Ad1) Ta postać akurat uważa, że jest przejawem odwagi. Ty nie. O gustach się nie dyskutuje.

Ad2) Być może tak, być może nie. Nie wiesz, jaka to ciężarówka i co widział kierowca. Wystarczyło, że widział kątem oka sylwetkę dzieciaka, która rąbnęła o grill. Poza tym jest w szoku i wyraźnie mówi "w bok i chyba w głowę".

Ad3) No cóż, to skoro tak jest, to mój błąd.

Dzięki za przeczytanie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Opowiadania o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.