Naturystyczna przygoda

29 września 2025

21 min

Wyciągnięte z czeluści komputera i nieco poprawione opowiadanie chyba z 2012 roku. Jedyne w klimacie gay, jakie napisałem.
Poziom średniej... sami oceńcie.

Moje zainteresowanie naturyzmem zaczęło się, gdy miałem szesnaście lat. Ot, byłem ciekaw, jak to jest być na nagiej plaży. Początki były trudne – starsi mężczyźni przeganiali mnie z jedynej dostępnej w Warszawie plaży przy Wale Miedzeszyńskim. W większości przebywali tam faceci, zdarzały się też kobiety.

Byłem nieśmiały w stosunku do dziewczyn, a tam mogłem napatrzyć się na cipki i cycuszki w każdym przedziale wiekowym. Aby nie być posądzonym o bycie zwykłym podglądaczem, musiałem jakoś zapanować nad swoim podnieceniem. Początkowo było to trudne – gdy obok przechodziła rozebrana kobieta, mój mały przyjaciel natychmiast reagował. W takich momentach przewracałem się na brzuch i zamykałem oczy. Czasami to pomagało, a czasami nie.

Po pewnym czasie wpadłem na genialny pomysł, aby przed dojściem na plażę skręcić w ustronne miejsce i tam ręcznie się zaspokoić. Dawało to pożądany skutek, lecz gdy miałem ochotę dłużej pozostać na plaży, penis ponownie stawał się coraz większy i znów byłem zmuszony obracać się tak, by ukryć podniecenie.

Po roku udało mi się opanować wzwód – przestałem traktować opalające się kobiety jako potencjalne partnerki. W tamtej chwili były dla mnie aseksualne. Czasami, jednak gdy któraś z pań zbyt eksponowała swoje wdzięki, wracałem do sprawdzonego sposobu – przewrotki na brzuch.


Pewnego czerwcowego popołudnia, jak zwykle, powiedziałem rodzicom, że idę grać w piłkę z kolegami, a następnie wsiadłem do autobusu i dotarłem na plażę. Było ciepło – miałem na sobie podkoszulek, krótkie spodenki i adidasy, a w plecaku ręcznik kąpielowy oraz emulsję do opalania. Zadowolony wysiadłem na właściwym przystanku i skierowałem się w stronę plaży. Gdy dotarłem, zrzuciłem z siebie ubrania i, całkowicie nagi, ruszyłem w stronę potężnych rur od urządzenia nazywanego slangowo „piaskarką”.

Na plaży nie było wielu amatorów nagiego opalania – przy pryzmie piachu leżało trzech mężczyzn, a tuż przy rurach parka w wieku „czterdzieści plus” oraz jakiś jegomość pod pięćdziesiątkę. Słowem, bryndza. Kobietę omiotłem wzrokiem dość pobieżnie, obawiając się reakcji jej partnera. Była nieco zapasiona, z dużymi piersiami i zarośniętą cipką.

Rozłożyłem ręcznik i zacząłem nacierać ciało emulsją do opalania. Gdy skończyłem, położyłem się na plecach, wystawiając grzeszne nagie ciało na działanie promieni słonecznych. Słońce nie było tak silne, jak w pełni sezonu wakacyjnego. Po kilkunastu minutach wstałem i rozejrzałem się wokół. Na oddalonej wysepce dostrzegłem nagiego mężczyznę, który wyglądał na ponad trzydzieści lat. Postanowiłem przejść się w jedną i drugą stronę, niezbyt daleko, aby mieć w zasięgu wzroku swoje starannie złożone ubrania i plecak.

Nie lubiłem leżeć zbyt długo na słońcu, zawsze starałem się przejść i zamoczyć nogi w Wiśle. Kąpieli, unikałem, ponieważ nie byłem dobrym pływakiem, a czystość wody pozostawiała wiele do życzenia. Po krótkim, nagim spacerze wróciłem na swoje miejsce i ponownie położyłem się na plecach. Słońce delikatnie muskało moją skórę. Nie wiem, jak długo tak leżałem, ale w pewnym momencie usłyszałem trzask łamanej gałęzi.

Mimowolnie skierowałem wzrok w tamtym kierunku. Tuż przy rzece, wśród karłowatych drzew i wikliny, stał ubrany mężczyzna, który bacznie mi się przyglądał. Miał około pięćdziesięciu lat. Podniosłem się na łokciach i patrzyłem w jego kierunku.

„Podglądacz” — przeszło przez myśl.

Z takimi typami zawsze można było się spotkać, zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Zazwyczaj polowali na kobiety, ale nagie męskie ciała również budziły ich zainteresowanie. Najczęściej łazili z jakąś reklamówką w ręku, niby zbierali puszki i butelki, a w rzeczywistości podniecali się widokiem nagich postaci.

Dobrze rozgraniczałem podglądaczy od zwykłych wędkarzy bądź ludzi, którzy przypadkowo znaleźli się w tym miejscu. Tamci nie omiatali nas, naturystów, wzrokiem. Po prostu przechodzili obok. Ten jednak stał za drzewem i bacznie mi się przyglądał. Po raz pierwszy w mojej naturystycznej karierze stałem się obiektem podglądania ze strony innego mężczyzny.

„O, kutas jeden” – zakląłem w myślach.

Wytężyłem wzrok i dostrzegłem, że jedna z jego dłoni jest schowana w kieszeni. Wstałem z ręcznika i zrobiłem kilka kroków w jego kierunku. To był najlepszy sposób, by przegonić podglądacza.

Zbliżając się, zauważyłem, że zagłębioną w kieszeni ręką manipuluje najprawdopodobniej przy swoim przyrodzeniu. Tego już było za wiele! Postanowiłem zawrócić i nie kusić losu. Bez wahania położyłem się na ręczniku, tym razem na brzuchu, aby przerwać mu dopływ wzrokowych bodźców. Teraz mógł podziwiać tylko moje nagie pośladki. Czekałem na reakcję z jego strony. Nie wiem, czy dalej zabawiał się swoim ptaszkiem, patrząc na moje nagie cztery litery, czy też nie, ale po kilku minutach usłyszałem kroki. Bez słowa minął mnie i zniknął w zagajniku.

„Dobra decyzja” – pochwaliłem siebie w myślach.

Miałem zamiar pozostać na plaży jeszcze z dwie godziny. Ponownie przewróciłem się na plecy i kontynuowałem słoneczną sjestę. Było tak sielsko i przyjemnie, że na chwilę zasnąłem.

Obudziło mnie parcie na pęcherz i nagła potrzeba, by oddać stolec. Byłem przygotowany na taką sytuację – w plecaku miałem zwinięty kawałek papieru toaletowego.

Rozsunąłem zamek i wydobyłem zwinięty kawałek „sraj taśmy”. Trzymając papier w dłoni, wstałem i rozglądnąłem się wokół. Nie było widać żywej duszy. Wzrok przeniosłem się w pobliski lasek. Nie pierwszy raz, będąc tutaj, załatwiałem tam potrzeby fizjologiczne.

W tym kierunku się skierowałem. Brnąłem w głąb lasu, nie chcąc zostawić śmierdzącego problemu tuż przy miejscu, w którym mogli odpoczywać inni naturyści. Po chwili znalazłem odpowiednie miejsce i kucnąwszy, zacząłem robić swoje. Nigdy nie byłem mistrzem szybkości w wypróżnianiu się. Wtedy, niestety trwało to dobre kilkanaście minut.


Zadowolony wróciłem na miejsce, gdzie wcześniej zażywałem kąpieli słonecznej i…

— Co jest, do cholery? — zagadałem sam do siebie, nie widząc w tym miejscu ręcznika i moich rzeczy.

Nerwowo zacząłem rozglądać się wokół. W zasięgu wzroku nie zdołałem zlokalizować swych rzeczy. Gonitwa myśli przebiegła w tym momencie przez moją głowę. Sytuacja stawała się niefajna. Byłem kompletnie nagi, co było normalnością na plaży naturystów, ale nie miałem zamiaru pozostawać tutaj na zawsze.

„Cholera, czyjś głupi żart. Tylko czyj? Złodziej?” – pierwsze, co przyszło mi do głowy.

Złodziej ukradłby plecak, w którym miałem dokumenty, jakąś gotówkę, a nie ręcznik, choć gdyby był to drobny złodziejaszek, zajumałby wszystko.

Bez namysłu ruszyłem w kierunku pryzmy piachu, na której wcześniej opalało się trzech mężczyzn. Jeśli ktoś miał coś ukraść, musiał tamtędy przechodzić.

„Może oni mnie poratują?” – pomyślałem, zmierzając w tamtym kierunku.

Po opalających się facetach pozostało tylko wspomnienie. Czułem się kompletnie bezradny, goły, samotny, na plaży nudystów, bez ubrań i nadziei na powrót do domu.

Albo ktoś zajumał mi ubrania dla żartu, albo był to wspomniany drobny złodziejaszek. Nieważne, kto, ale załatwił mnie na cacy.

Odwróciłem się na pięcie i zacząłem wracać w miejsce, gdzie leżałem. Zastanawiałem się, co teraz począć – iść nagi w kierunku ulicy i łapać stopa? Wstyd jak cholera, a po drugie wiedziałem, że mieszkający w pobliżu ludzie momentalnie zadzwonią na policję. Bywały tu przypadki, że nago paradowali różnej maści dewianci, którzy na widok innych osób masturbowali się, chcąc w ten sposób zwrócić na siebie uwagę.

Usiadłem tuż przy nurcie Wisły, na piachu. Starałem się myśleć racjonalnie, ale nic z tego nie wychodziło. Godzina była już późna i na dodatek obsługa piaskarki, notabene przyzwyczajona do obecności golasów nie pracowała. Ruszać się stąd nie miałem zamiaru, był to azyl, gdzie miałem prawo przebywać nago. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie wrócę do dwudziestej drugiej, rodzice podniosą alarm. Wizja, że nagiego przywiezie mnie policja, nie wchodziła w rachubę. Pytania starych: jak to? Dlaczego? – przerażały mnie już teraz. Byłem w niezłym klinczu, nie widząc wyjścia z tego „bagienka”.

Powoli zacząłem ponownie analizować sytuację, w jakiej się znalazłem.

Z zadumy wyrwał mnie trzask łamanej gałęzi. Momentalnie skierowałem tam wzrok. Z głębi lasku wyłoniła się postać faceta, który wcześniej mnie podglądał. Szedł spokojnie w moim kierunku. Był moją nadzieją w tej chwili.

— Przepraszam pana, może pan podejść — zawołałem, nie patrząc na wcześniejszy fakt, że moja naga osoba była dla niego źródłem podniety.

Usłyszał i skierował się w moim kierunku. Wstałem i zbliżyłem się do niego. Dostrzegłem, jak wzrokiem lustruje moje narządy płciowe.

— Słucham? — zapytał, będąc może trzy kroki ode mnie.

— Czy nie widział pan przypadkiem moich rzeczy, poszedłem na chwilę do lasku i zniknęły, a chciałbym wracać do domu — streściłem swą sytuację.

Widziałem, że wzrok mężczyzny cały czas spoczywa na moim przyrodzeniu. Teraz było mi wszystko jedno. Niech się napatrzy, niech nawet zwali sobie konia, jak chciał to zrobić wcześniej. Ważne, by mnie poratował ubraniem, żebym mógł zasłonić swoje genitalia.

Uśmiechnął się. Wsadził rękę w kieszeń.

— Nie, nie widziałem — odparł krótko.

Spodziewałem się takiej odpowiedzi.

— A może mi pan chwilowo użyczyć spodni, bym mógł dojechać do domu, obiecuję, że oddam je panu i coś jeszcze skapnie — zaproponowałem.

Wybuchnął śmiechem, patrząc na mnie z politowaniem. Nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi. Być może jego ta sytuacja bawiła, mnie natomiast nie.

— Wiem, że dla pana to śmieszna sytuacja, lecz dla mnie nie, proszę mi pomóc — poprosiłem.

Widziałem, że lewą dłonią zagłębioną w kieszeni spodni drażni członka. Stałem przed nim w odległości paru kroków, kompletnie nagi. To dla niego musiał być silny bodziec.

— A może wiem, gdzie są twoje rzeczy? — usłyszałem w odpowiedzi.

Poczułem, jakby mnie trafił grom z jasnego nieba. Stało się jasne, że to on schował moją własność. Nie zastanawiając się, podniosłem w górę dłonie i zacisnąłem w pięści. Miałem zamiar sprawić staruchowi niezłe lanie.

— Spoko, spoko — krzyknął i zaczął cofać się w kierunku zagajnika.

Byłem szybki, lecz gonienie go boso po igliwiu było w tej sytuacji skazane na niepowodzenie. On miał szmaciane adidasy i mógł uciec, ja natomiast na bosaka miałem marne szanse, by go dopaść, zważywszy na fakt, że teraz odskoczył na dobre dziesięć metrów. Opuściłem dłonie, nie miałem ich już teraz złożonych w pięść. Zdałem sobie sprawę, że w tej sytuacji go nie doścignę, a był on jedynym kluczem do odzyskania ubrań i dokumentów.

— Dobra, spoko — wyrzuciłem z siebie.

Zatrzymał się w głębi zagajnika. Odwrócił się do mnie twarzą.

— Fajnego masz, taki wydepilowany goły kutasek — usłyszałem.

Rzeczywiście od czasu, gdy zauważyłem, że około siedemdziesiąt procent naturystów pozbywa się owłosienia łonowego, zrobiłem to samo. Z dumą stwierdziłem po pierwszej depilacji, że wydłuża to optycznie wielkość przyrodzenia.

— No tak i co z tego? — zapytałem.

Sam nie wiedziałem, po co wchodzę z nim w tę gadkę. Działałem irracjonalnie. Chciałem za wszelką cenę odzyskać ubrania.

— No to, że fajnie by było się nim pobawić — odparł bez ogródek.

— Pan zwariował — wypaliłem bez namysłu.

Dalej stymulował swego penisa. Z tej odległości widziałem to dokładnie.

— Nie, to nie, szkoda wielka i do zobaczenia, golasku — skrócił maksymalnie swą puentę.

Cała ta sytuacja była dla mnie szokiem. Teraz widziałem, jak ostatnia nadzieja na rozwiązanie moich problemów znika w brzozowym zagajniku. Nie wiedziałem, co począć, działałem pchnięty impulsem.

— Niech pan poczeka — krzyknąłem, widząc, jak sylwetka faceta niknie w głębi zagajnika.

Odwrócił się. Zrobił parę kroków w moim kierunku, jednakże nie wyszedł poza linię lasku.

— I jak? — zapytał.

— O co ci chodzi? — odparłem pytaniem na pytanie.

Dobrze wiedział, że spasowałem. Byłem zdesperowany i on zdawał sobie z tego sprawę.

— Wymacam cię trochę i po sprawie. Jak chcesz więcej, to twoja decyzja — stwierdził lakonicznie.

— Nie, nie chcę niczego więcej. Pomacasz mnie sobie i tyle, żadnego walenia w dupę nie ma – przystałem z wielkim bólem na jego propozycję.

Uśmiechnął się lubieżnie i zrobił parę kroków do przodu. Zastanawiałem się, czy teraz nie doskoczyć i sprawić mu łomotu. Nie wyglądał na Bruce Lee. W potencjalnym sparingu dawałem sobie spore szanse. Coś jednak mnie blokowało i mówiło, by sprawę załatwić polubownie.

— Dobra — usłyszałem z jego ust.

Zrobił kolejne parę kroków. Teraz był dwa, może trzy kroki ode mnie.

— Połóż się na ziemi — polecił.

— Tutaj?

— A gdzie? — odparł.

— Może tam za rurami, jak ktoś by szedł tędy, to nas zobaczy — odpowiedziałem, chcąc temu wymuszanemu spotkaniu stworzyć jak najbardziej intymną atmosferę.

— Dobrze, idź tam — przystał.

Ruszyłem we wskazanym kierunku. Facet podążał za mną. Po chwili przekroczyłem ogromną rurę i skierowałem się w miejsce, gdzie potencjalnie nikt postronny, nie powinien nas widzieć.

— Tu — powiedział, wskazując mi palcem miejsce.

Stanąłem i obróciłem się twarzą do niego. Tryumfował, widziałem to w wyrazie jego twarzy.

— Połóż się na plecach, ręce pod pośladki — rozkazał.

Położyłem się na zimnym wiślanym piachu, pod półdupki położyłem obie dłonie. Usiadł na wysokości moich kolan, ograniczając mi w ten sposób, jakikolwiek ruch. Rozpiął spodnie i podnosząc się nieco ku górze, opuścił je wraz ze slipkami. Stercząca na baczność pałka intruza ukazała się w pełnej krasie.

Nie był to kutas nie wiadomo jak sporych rozmiarów. Nawet śmiem twierdzić, że miał krótszego niż ja. Usiadł na mnie okrakiem.

— O, tak, daj mi go — usłyszałem i jednocześnie poczułem, jak szorstka dłoń lubiecha dotyka penisa.

Łapczywie macał moje przyrodzenie i jądra lewą dłonią, prawą zaś zaczął stymulować swoją sterczącą pałę.

— O tak, jaki fajny młody kutasek — szeptał i coraz śmielej obmacywał mnie.

Mój penis na razie był w stanie spoczynku, lecz coraz silniejsze bodźce dotykowe, na jakie był w tej chwili narażony, mogły spowodować mimowolną erekcję.

— No dobrze, może już wystarczy — zaproponowałem przerwanie tej zabawy.

— Nie, jest fajnie, jeszcze chwilę, nie jest ci dobrze? — usłyszałem w odpowiedzi i poczułem, jak siadając mocniej, blokuje moje ułożone pod pośladkami ręce. Leżałem bezbronny, obmacywany przez zupełnie obcego faceta.

— Poruszamy nim troszkę — szepnął i począł ściągać mi napletek.

— Nie, nie chce.

Miał za nic te słowa protestu. Delikatnie zsunął okrywającą członka skórkę, odkrywając czerwonawego żołędzia. Drugą z dłoni cały czas drażnił swojego kutasa.

— O, jaki ładny — zachwycał się dalej widokiem członka i szorstką dłonią otarł się o odkrytą żołądź.

Nie miałem na to wpływu, ten bodziec wbrew mej woli spowodował reakcję, jakiej nie chciałem. Wściekły na siebie czułem, jak napływająca do penisa krew usztywnia i powiększa jego rozmiary.

— Ej, lubisz to, staje ci fujarka. Ale fajnie — zauważył.

Patrzył, jak mój fallus staje się coraz większy, nie przestając go obmacywać i drugą dłonią drażnić swoją fujarę. Czułem się podle i głupio, wszak miałem wzwód przy facecie.

— Ale ci stanął, lubisz to — ocenił w chwili, gdy mój organ osiągnął erekcję.

— Dobra, starczy — rzuciłem.

— No co ty, zobaczysz, będzie nam obu dobrze — usłyszałem w odpowiedzi.

— Ale ja nie chcę! — zaoponowałem.

— Nie kłam, fujarka ci stoi jak dzida, widzę, że też to lubisz — odparł.

Nie przestawał obmacywać mojej stojącej pały. Czułem się wyjątkowo niezręcznie.

— Poczekaj, niech się poznają — stwierdził i nieco, podniósłszy się na nogach, pochylił się w moją stronę. Nie wiedziałem, co chce uczynić, dlatego nic nie mówiłem, czekając, co się wydarzy. Zaprzestał masować swojego penisa i nakierował go prawą dłonią w kierunku mojego wzwiedzionego członka.

— Co, pan… — wyrzuciłem z siebie, w chwili, gdy stojąca pała zboka, dotknęła mojej.

— Nic, niech się ptaszki dotykają — odparł.

Czułem na członku dotyk jego penisa. Przesuwał go i zakończył ten rytuał na wysokości mojej moszny.

— Dobra, wystarczy — po raz kolejny zaprotestowałem, chcąc zakończyć ten cyrk.

— Jeszcze nie — odparł i usiadł na mnie okrakiem.

— Powiedziałem, starczy! — ponowiłem protest poważnym głosem.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

— Chcesz odzyskać ciuszki? — zapytał.

— Tak — odparłem bez wahania.

— To leż spokojnie, ja jeszcze nie skończyłem — odparł sucho.

Bez pardonu począł ręką onanizować mnie i siebie. Mnie obrabiał lewą dłonią, siebie prawą.

— Ale ja nie chcę, nie lubię tak — szepnąłem.

— Cichutko, zobaczysz, będzie ci dobrze, lubisz to, gdybyś nie lubił, to by ci kutas nie stanął — odpowiedział i w dalszym ciągu drażnił mojego fallusa.

— Ale… — zacząłem.

— Miało być macanie i dotykanie, i tak jest. Leż spokojnie, bo z fatałaszków nici — uciął krótko.

Leżałem kompletnie nagi, masturbowany przez obcego faceta. Co gorsza, mój ptaszek stał i z lubością poddawał się temu działaniu. Skapitulowałem. Czekałem tylko na finalny moment wytrysku, mając nadzieję, że nic innego nie wpadnie facetowi do głowy.

— O tak, o tak, ale dobrze — szeptał, a jego dłonie pracowicie obsługiwały obie stojące pałki.

— O ja, o ja, uuuufff, aaaaaah — jęknął po paru chwilach i poczułem ciepłe nasienie na brzuchu.

Miałem nadzieję, że jak się zaspokoił, to mi da spokój. W momencie wytrysku zwolnił ruchy posuwisto zwrotne ręki, która drażniła mój organ. Trwało to chwilę, do czasu, aż zakończył trzepać swojego penisa.

— Teraz czas na ciebie, zobaczysz, będzie ci fajnie — to stwierdzenie rozwiało moje wątpliwości co do dalszego przebiegu spotkania.

Począł stymulować mnie mocniej i krążyć dłonią po torsie. Drażnił mi sutki, obmacywał mosznę. Druga z dłoni nie przestawała pobudzać mojego członka. Ejakulacja była tylko kwestią czasu.

— Oooooh — jęknąłem, czując zbliżającą się fale orgazmu.

— Widzisz, mówiłem ci, że będzie fajnie, dawaj — usłyszałem.

Trysnąłem nasieniem, które wylądowało na moim brzuchu, mieszając się najprawdopodobniej z jego ejakulatem.

— Dość, przestań! — wyrzuciłem z siebie, widząc, że w dalszym ciągu mnie masturbuje.

Nie posłuchał, przestał mnie tarmosić, dopiero gdy mój penis stał się mały i wyrzucił z siebie ostatnie ładunki nasienia.

— Za rurami, trzecie łączenie od wody — usłyszałem przytłumiony orgazmem i poczułem, że intruz wstał.

Byłem tak wypompowany, że nie miałem siły podnieś się i upewnić, że to, co mówił, było prawdą. Leżałem jak kłoda, wymęczony i na wpół świadomy.


Dopiero po chwili podniosłem się z ziemi i pamiętając, co powiedział o miejscu ukrycia ubrań, ruszyłem w tamtym kierunku. W miejscu, w którym wskazał, piasek rzeczywiście był wzruszony. Począłem dłońmi kopać coraz głębiej, lecz nijak nie mogłem znaleźć swojego plecaczka.

— Tam go nie znajdziesz, jest już gdzie indziej — usłyszałem zza pleców całkiem obcy, nieznany mi głos.

Odwróciłem się natychmiast. Za moimi plecami stał nagi facet w wieku około czterdziestu lat. Podobnie jak tamtemu staruchowi, tak i jemu penis stał w całej okazałości.

— A gdzie to jest? — zapytałem, mając nadzieję, że odpowie na to nurtujące mnie pytanie.

— Gdzieś. A gdzie, to ja wiem — odparł zagadkowo.

Ta gierka wcale mnie nie bawiła. Oddałem się niecnym praktykom staremu dziadowi i tkwiłem dalej w punkcie wyjścia. Nagi, wytrzepany i bez ubrań.

— Proszę mi powiedzieć, gdzie są moje ubrania, nie mam już czasu i siły na dalszą zabawę w ciuciubabkę — powiedziałem lekko zdenerwowany.

Uśmiechnął się tylko w dość specyficzny sposób i w dalszym ciągu tkwił tam za mną, ze sterczącą fają.

— Powiem, ale jak się zabawisz ze mną, tak jak z tym żulikiem — usłyszałem w odpowiedzi.

No, tego było za dużo jak na jeden dzień! Kolejny pederasta miał ochotę, na małe co nieco.

— Widziałem, jak zabawialiście się ze sobą, nawet miałem ochotę go przepłoszyć i nie dać mu tej satysfakcji, jednak pomyślałem, że nie ubędzie mi przez to ciebie — wyrzucił z siebie bez żadnego zażenowania.

Byłem zszokowany. Nie spodziewałem się, że tak od razu przejdzie do konkretów. Staliśmy naprzeciw siebie kompletnie nadzy, przyglądał mi się uważnie.

— No to jak? Chcesz odzyskać ubranka? – zapytał.

— A skąd mam wiedzieć, że nie wyroluje mnie pan, tak jak tamten? — odparłem pytaniem na pytanie.

— Danielu J…, uczniu technikum elektrycznego w… czy te dane, które odczytałem z twej legitymacji szkolnej włącznie z adresem zamieszkania, wystarczą? — odparł z dumą w głosie.

Zatkało mnie. Takie informacje mógł posiąść tylko z tego źródła. Próbowałem logicznie myśleć, sprawiało mi to jednak pewną trudność. Tu już nie było żadnej logiki, był kolejny napalony facet, który miał tylko jedno w głowie.

— I jak będzie? — zapytał nachalnie i zbliżył się do mnie, wykonując jeden krok.

Cofnąłem się. Dalej nie wiedziałem, co począć. W głowie miałem gonitwę myśli.

— Czego pan chce? — zapytałem dość naiwnie, gdyż dobrze wiedziałem, o co mu chodzi.

— Już ci powiedziałem, zabawimy się tak, jak zrobiłeś to z nim, tylko na moich zasadach — odparł krótko.

— Jakich zasadach? — zapytałem ponownie.

— Zaspokoimy się wzajemnie, ot nic więcej.

— Człowieku, ja już nie dam rady, przed chwilą on mnie wytrzepał, tak że mi już nie stoi. Aw ogóle to ja nie jestem taki, nie lubię tak z facetami — wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego.

Uśmiechnął się tylko w ten swój specyficzny sposób i zrobił krok do przodu. Nie miałem za bardzo już gdzie się cofnąć.

— Dasz radę. Już moja w tym głowa, byś dał radę — stwierdził pewnie.

Bez pardonu zbliżył się do mnie i prawą dłonią złapał mojego swobodnie zwisającego ptaszka.

— I jak, dojdziemy do porozumienia, chłopcze? — zapytał lubieżnym głosem.

— Proszę mi oddać ubranie, ja naprawdę nie dam rady — zaskamlałem.

Czułem jak jego dłoń zsuwa, że swobodnie mi zwisającego penisa napletek.

— Obiecuję, że oddam, tylko najpierw się trochę tu pobawimy, dobrze? — szepnął mi do ucha.

Naprawdę nie wiedziałem, co począć. Nadal miałem gonitwę myśli. Nie oponowałem. Starałem się jakoś wyjść z tej sytuacji. W tej chwili najważniejsze było odzyskanie rzeczy.

— No jak, dobrze? — ponowił pytanie.

— Yhm — tylko tyle mogłem z siebie wydobyć.

— No widzisz, trzeba było tak od razu. Połóż się tutaj – zakomenderował z widocznym grymasem tryumfu na twarzy.

Posłusznie położyłem się w miejscu, które mi wskazał. Znów leżałem na plecach, na zimnym już teraz wiślanym piachu. Facet stał nade mną, zrobił krok, tak że teraz byłem pomiędzy jego nogami. Powoli zniżał ciało tak, że po chwili usiadł na mnie, mając twarz skierowaną w kierunku moich stóp. Jeszcze chwila i położył się na mnie. Przyjęliśmy pozycję 69. Jego penis tkwił nad moją twarzą.

— Ale… — wyrzuciłem z siebie.

— Nie gadaj, bierz go do buzi! — usłyszałem w odpowiedzi i poczułem dotyk warg na fallusie.

Nie za bardzo miałem ochotę pakować sobie do ust męską sterczącą pałę, nigdy w życiu tego nie robiłem.

— No już otwieraj gębę i bierz go! — ponaglił i poczułem jak jego dłoń nakierowuje stojący organ na moje usta.

Poczułem dotyk wilgotnego członka. Na siłę wpychał go pomiędzy moje ściśnięte wargi. Jednocześnie czułem stymulację oralną mojego sflaczałego organu.

— No już, bierz go! — rozkazał i mocniej natarł na usta fujarą.

Otworzyłem usta, objąłem członka i począłem ssać. Chwyciłem nasadę penisa dłonią, by nie penetrował się zbyt głęboko. Mężczyzna zaczął poruszać biodrami, wykonując ruchy frykcyjne. Byłem zszokowany i sparaliżowany. Po raz pierwszy w życiu robiłem facetowi laskę. Co gorsza, on, ruszając głową zaspokajał mnie.

Był na wierzchu, nie miałem najmniejszych szans, by w jakikolwiek sposób się uwolnić. Dobrze, że przynajmniej uchwyciłem dłonią nasadę członka, bo inaczej dawno już bym się dusił, gdyż tak ostro wykonywał ruchy miednicą. Na dodatek, ku mojemu zaskoczeniu, czułem jak mój sflaczały penis stymulowany oralnymi pieszczotami zaczyna stawać się coraz bardziej sztywny. Męskie dłonie gładziły mnie na wysokości bioder. Czułem, jak jego ruchy posuwisto-zwrotne stają się coraz szybsze i głębsze. Z trudnością blokowałem, by penetracja jamy ustnej nie była zbyt głęboka. Penis faceta uderzał w wewnętrzną część policzków. Czułem ten specyficzny smak i zapach preejakulatu. Zdawałem sobie sprawę, że za chwilę tryśnie centralnie w moją buzię.

— O taaaaa — usłyszałem i poczułem pierwszy wystrzał nasienia.

Jego ruchy stały się szaleńcze. Praktycznie trudno mi było blokować te głębokie pchnięcia. Poczułem po raz pierwszy posmakowałem spermy. Podniosłem drugą z dłoni i mocno odepchnąłem jego ciało. Czułem jak nasienie wypełniało usta. Nie miałem zamiaru go połykać.

Gdy tylko udało mi się wypchnąć fallusa, przesunąłem twarz na bok i wyplułem ejakulat. Mój oprawca ruszał jeszcze biodrami i czułem jak ostatnie krople spermy spływają po moim lewym policzku.

— Dość, przestań — po raz pierwszy, od czasu, jak wsadził mi w usta fallusa, mogłem coś powiedzieć.

W odpowiedzi zacisnął zwarł mocniej uda i w dalszym ciągu obciągał mi ptaszka. Czułem, że za chwilę dojdę. Bodźce, jakie dostawałem były zbyt silne. Zaspokajał mnie w sposób fachowy i widać było, że ma w tej materii duże doświadczenie.

— Nie, daj spokój, nie! — wyrzuciłem z siebie, w chwili, gdy poczułem, jak moja kuśka strzela porcją nasienia.

Nie przestał, zachowywał się, jakby był głuchy na moje prośby.

Obiema dłońmi objąłem ciało mężczyzny, chcąc je zrzucić z siebie, jednakże w tej chwili przeszyła mnie ta błoga fala przyjemności. Tryskałem kolejnymi porcjami ejakulatu, wijąc się w swoistej ekstazie. Ciało przeszywały kolejne dreszcze, a ja nie byłem w stanie nic uczynić. Ta ekstaza blokowała moje ruch i trwała do czasu, gdy skatowany fallus wypluł z siebie ostatnie krople nasienia.

Facet zwalił się na mnie, przez chwilę leżeliśmy jak kukły.

— Gdzie są moje ubrania?

Przewalił się ze mnie na bok, tak, że teraz tkwiliśmy obok siebie.

— Gdzie, kurwa, są moje ciuchy?! — zapytałem bardziej dosadnie.

— Spokojnie, chłopcze. Są na wysepce tuż przy linii Wisły, tak widoczne, że je znajdziesz — odparł spokojnie.

Poderwałem się na równe nogi. W głowie mi huczało, chód nie był zbyt pewny. Nie zważając na to, że w tej chwili woda nie była zbyt ciepła, ruszyłem w kierunku wysepki. Brodząc po pas w wodzie pokonywałem kolejne metry. Spokojny nurt Wisły zmył ze mnie nasienie żula i pot tego drugiego. Szybko dotarłem do skraju wysepki, gdzie w najlepsze leżał sobie plecaczek, a obok niego ciuchy i ręcznik.

Chwyciłem to wszystko i ponownie, brodząc dostałem się na stały ląd. Szybciutko zakładałem na siebie ciuchy.

Po gościu, z którym przed chwilą byłem, nie było już śladu. Usłyszałem tylko odgłos odpalanego silnika samochodowego gdzieś przy piaskarni. Z pewnością odjeżdżał nim mój drugi oprawca.

Od tego czasu szerokim łukiem omijam Wał Miedzeszyński. Już wolę pojechać na Wał Zawadowski, mając nadzieję, że obu tych delikwentów nigdy nie spotkam.

254
bd/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 0/10 (0 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (0)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.