Pan z pokoju 443
24 września 2025
17 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Anya mówiła już dłuższą chwilę. Wpatrzona w okno, jakby gdzieś tam, pomiędzy pobazgranymi graffiti ścianami a sporadyczną zielenią, widziała swoje małe mieszkanie i piętrzące się w nim troski. Nie zmieniła pozy kiedy zaczęła krzywić się na pozasezonowy zastój. Nie tylko gości było mniej, rzadziej zostawiali te kilka dolarów więcej.
– … nie stać mnie na kolejny taki miesiąc.
Natalie tylko pozornie wydawała się przejmować wyłącznie tym, aby popiół z jej papierosa trafiał do popielniczki. Słuchała uważnie, chociaż nie było to dla niej nic nowego.
– Trzeba się odpowiednio ubrać! – wypaliła.
Nie poprzestała na czczych słowach; zręcznie odpięła kilka guziczków służbowej koszuli koleżanki i zaczęła manipulować stanikiem. Pracowała kilka chwil nad uwypukleniem dekoltu, wszystko z papierosem w zębach i z miną tak zawziętą, że zaskoczona Anya nie tylko nie protestowała, ani nawet nie próbowała brać głębszego wdechu. W końcu Natalie oceniała już uzyskany efekt i z poważną miną oznajmiła:
– No! Teraz będą napiwki.
Sama zainteresowana po prostu zaczęła się śmiać. Po chwili dołączyła Natalie. Wesołość przerwał jednak głos z korytarza: szef, który – o zgrozo! – wołał je po imieniu. Zareagowały natychmiast, by nie zastał ich podczas nieplanowanej przerwy (planowanych też zresztą nie tolerował). Szczęściem po wyjściu z windy skręcił w przeciwną stronę, a to przekładało się na kilka chwil więcej.
Natalie dociskała już peta do popielniczki, a Anya złapała swój służbowy wózek. Niby było na nim jedynie kilka butelek detergentu i stosik ręczników, ale stawiał zaciekły opór. Wydawać by się mogło, że trzeba go pchać, a nie toczyć przed sobą.
Po ciężkiej walce dziewczynie udało się go przemieścić przez przecięcie korytarzy. Kątem oka dostrzegła przełożonego. Był jednak daleko – mogła bez obaw udawać, że go nie zauważyła.
Starając się wyglądać najspokojniej, jak tylko potrafiła, dotarła do pierwszych z brzegu drzwi.
„Cholera!” – Spojrzała na dyndającą wywieszkę.
Anya pchała więc dalej starego grata. Kierownik już ją widział, zbliżał się nieubłaganie, cichy niczym rekin płynący do ofiary. I nawet się nie śpieszył. Nie musiał; odcinał jedyną drogę wyjścia. Czego by nie chciał, nie mogło to być dobre, skoro pofatygował się osobiście.
Następny pokój. Jak na złość też z wywieszką. Jak daleko on jest? Przyjdzie do niej? Może zajrzy do palarni upewnić się, że jego wieczne pretensje znajdują potwierdzenie? Ciekawe, czy Natalie zdążyła się ogarnąć.
Następne drzwi – bez zawieszki!
Anya poczuła przypływ radości. Zastukała obowiązkowo. I nagle ulga ustąpiła miejsca przerażeniu. Wszak musiała grzecznie odczekać, zanim będzie mogła otworzyć. Zdawało się jej, że słyszy tuż za sobą stąpanie. Krok za krokiem, rozlegające się echem po całym budynku mimo miękkiej wykładziny. Anya spięła się, jakby ten gbur już miał chwycić ją za ramię.
– Proszę.
Drzwi stały otwarte, a za nimi wysoki mężczyzna ubrany w garniturowe spodnie i białą koszulę ustępował jej miejsca. Na szyi miał nie zawiązany krawat. Lustra w pokojach umiejscowione były akurat przy wyjściu, więc miał blisko, aby otworzyć. Nie czekając na Anyę, powrócił do porzuconej czynności.
„Dobry moment wybrał” – pomyślała, wchodząc.
Czuła się tak lekko, że nie od razu zauważyła, że facet zamarł z na wpół zawiązanym węzłem i wodzi za nią wzrokiem. A kiedy w końcu zwróciła się ku niemu zdziwiona, on podniósł spojrzenie wyżej, aby patrzeć na jej twarz. Przybrał minę speszonego nastolatka przyłapanego na zaglądaniu w dekolt nauczycielki. No tak, zaimprowizowana przez Natalie modyfikacja służbowego mundurka, która miała sprowadzać urodzaj. Dopiero teraz Anya sobie o tym przypomniała.
Odwróciła się, żeby ukradkiem doprowadzić strój do porządku, choć i tak oboje wiedzieli, o co chodzi. W duchu pomstowała na pomysły koleżanki.
Kiedy ich oczy spotkały się ponownie, patrzyła na już spokojną twarz z wyraźnie zarysowaną szczęką i delikatnym uśmiechem. Anya odwzajemniła go, jak to przystoi czynić przed gościem, i – jak gdyby nigdy nic – zajęła się zawartością kosza na śmieci.
Zdołał w końcu zawiązać krawat. Zanim skończyła swoje, mężczyzna chwycił małą walizkę i wyszedł, żegnając się uprzejmie. Wydawało się, że jego uśmiech był dużo bardziej serdeczny, niż wymaga tego etykieta. Napiwku nie zostawił. Z korytarza doszło Anyę jego powitanie z kierownikiem. Dziś szef nie złapie jej na „nierobieniu niczego”, choć zarzucić opieszałość na pewno nie omieszka.
No i nie ujrzy jej odsłoniętego dekoltu.
Przez te kilka ostatnich dni Anya zdołała dowiedzieć się nieco o mężczyźnie z 443. Zameldował się u nich już na dobę przed „incydentem”. Wychodził mniej więcej o tej samej porze – na krótko przed południem, akurat gdy Anya sprzątała na czwartym piętrze. Ilekroć ją mijał, uśmiechał się tak samo jak wtedy w pokoju i życzył dobrego dnia. Rozmawiali też krótko, głównie o pogodzie, ale nic ponadto. Chodził zawsze w tym samym garniturze, z tą samą walizką, jedynie krawaty ubierał różne, choć wszystkie stonowane. Kiedy wracał? Tego Anya nie wiedziała, działo się to poza jej zmianą.
Dziewczyna musiała przyznać sama przed sobą, że sprzątanie na czwartym piętrze zyskało pewien urok. Ten nasilał się, kiedy numerki na drzwiach zbliżały się do czterdziestki. Czterysta czterdziestki – wszystkie na tym piętrze zaczynały się od czterech setek.
Lubiła wchodzić do jego pokoju, gdy był nieobecny. Wciąż można było poczuć zapach wody kolońskiej. Puste pomieszczenie dawało też możliwość pomyszkowania w jego rzeczach, choć tych nie było wiele. Trochę ubrań w szafie, głównie formalne. W tejże szafie leżały też używane skarpetki. Przynajmniej nie rozrzucał ich wszędzie, jak znani jej mężczyźni, z którymi mieszkała. Fakt, że zwróciła na to uwagę i że tak właśnie zyskał u niej uznanie, dokuczliwie uzmysłowił Anyi jej niezdrowo obniżone wymagania.
Przy stoliku nocnym leżał jakiś horror. Dziewczyna pomyślała, że to intrygująca lektura do poduszki. Wiedziała, że ma notes. Zawsze, gdy zastawała mężczyznę w pokoju, leżał na biurku. Najwyraźniej zabierał go ze sobą, więc nie dane jej było zajrzeć do środka. Była pewna, że wiele by powiedział o właścicielu – choćby to, czym się właściwie zajmuje.
Przy okazji wykonywania swoich obowiązków przeglądała to, co wyrzucał. Były to głównie podarte kartki z adresami, czasami opakowania po daniach na wynos. Jadał głównie na mieście. Same pudełka zdradzały jednak, że Pan 443 odwiedzał różne dzielnice. Zresztą, na biurku czasem leżała lokalna mapa.
Najwyraźniej golił się codziennie. Nie przyjechał na długo i nie miał wielkiego bagażu. Zapewne wkrótce miał wyjechać. Wiele więcej nie dało się jej ustalić – ani po zbadaniu pokoju, ani zasięgając języka u współpracowników.
Dziś zastała go w pokoju półnagiego. Przez ramię miał przerzucony ręcznik, jego włosy były wilgotne. Gładkie policzki wskazywały, że ledwo co skończył się golić. Zapach jego wody kolońskiej udało jej się wychwycić już w drzwiach. Tylko spodnie dzieliły go od pełnego negliżu. Był całkowicie pochłonięty trzymanym notesem. Nie usłyszał chyba ani pukania, ani kliknięcia drzwi, kiedy weszła po regulaminowej przerwie. Mogła pozwolić sobie rzucić okiem na odsłonięty kawałek torsu. Nie wyglądał źle, był w niezłej kondycji. Nim zdążyła się wycofać, zwrócił na nią uwagę.
– Przepraszam… Tak! – odpowiedział na pytanie, którego nie zdążyła zadać. – Proszę sobie nie przeszkadzać. – Tu wykonał zapraszający gest.
Patrzył wprost w jej oczy także długo po tym, gdy te słowa już wybrzmiały. Wydawał się przygotowywać w duchu, żeby powiedzieć coś ważnego. W końcu poddał się i powrócił do swojego notesu, choć patrzył na niego wyraźnie rozkojarzony.
Anya skierowała się do upatrzonych wcześniej papierowych kulek, które ozdabiały dzisiaj jego biurko. On w międzyczasie zarzucił na ramiona koszulę. Zerkała kątem oka, ale większą część uwagi skupiła na sprzątaniu. Kiedy skończyła i skierowała się do wyjścia, usłyszała:
– Chwileczkę…
Nie zdążył zapiąć wszystkich guzików. Wciąż widać było odsłonięty tors. Spojrzała na niego wyczekująco, zaintrygowana. Wcześniej nigdy o nic nie prosił. Miał minę nastolatka chcącego zapytać, czy będą razem chodzić. Zdążył przełamać się, zanim sytuacja stała się dziwna:
– Bardzo mi się podobasz i nie chciałem wyjeżdżać, gdybym… chociaż nie zapytał…
Anya czekała grzecznie, ale już wiedziała, że tak samo grzecznie mu odmówi. Czegokolwiek by nie chciał. Choć miał przystojną twarz i miłe usposobienie, nie wiedziała o nim niemal nic. O wiele za mało, aby ryzykować zwolnienie. Robota może i niewdzięczna, ale płacili. Umilkł, nie kończąc, bo z jej twarzy wyczytał odmowę. Odmowę, której żałowała.
– Zostaniesz tu przez chwilę? Porozmawialibyśmy – spróbował jeszcze po chwili ciszy.
Musiała przyznać przed sobą, że ją wręcz rozczulił – przypominał zamierzchłe czasy, kiedy obserwowała takie zachowanie u kolegów, którzy chcieli stać się dla niej czymś więcej.
„To już prawie dziesięć lat” – policzyła i zadała sobie pytanie: „Kiedy to zleciało?”
Zmusiła się, by powrócić do rzeczywistości.
– Bardzo przepraszam, ale ja nie mogę. Niestety nie możemy utrzymywać…
Teraz to ona urwała na widok miny jak u zbitego psa. Nie było potrzeby kończyć. Aby uniknąć natarczywej ciszy, której nadejście oboje zapewne przeczuli, ponownie uciekła w zawodową przyziemność:
– Wymienię jeszcze tylko ręczniki.
Nie musiała dziś, ale jeśli nawet się tego domyślił, nic nie odpowiedział. Czuła się, jakby to ją odrzucono, a gdy wychodziła, na jej grzeczne i formalne pożegnanie, odpowiedział równie formalnie, tylko trochę ciszej niż zwykle.
– To musiało być słodkie! – podsumowała Natalie.
Była w romantycznym nastroju. Zazwyczaj żaliła się na „zboczeńców” w pokojach oraz na ślinienie się szefa. Choć tego akurat Anya nie rozumiała, ich kierownik był na tyle przyzwoity, aby kontakty z pracownikami utrzymywać w profesjonalnym tonie; opieprzał wszystkich, ilekroć miał okazję.
– Sama mnie przestrzegałaś! – Zmieniła głos: – Nie zostawaj za zamkniętymi drzwiami z facetem! Nawet słowem nigdy nie sugeruj nic ponad zmianę ręczników!
– Oj tam, oj tam, widziałam go przecież.
Zaczęły się śmiać, a potem rozmowa zeszła na bardziej przyziemne tematy jak choćby podział pokojów. Anya poprosiła po raz pierwszy, aby to koleżanka wzięła jutro całe czwarte piętro.
Nie mogła unikać go w nieskończoność. Przecież nic się nie stało. I nie powinien myśleć, że przed nim ucieka. Od Natalie widziała, że nie wymeldował się i nie zmienił rutyny.
Szła przez czwarte piętro, stąpając ostrożnie, napięta, jakby obawiała się, że zaraz zza rogu ktoś wyskoczy z krzykiem.
– Hej!
Aż podskoczyła. Wyszedł od strony palarni. Zdołała przywitać się zdawkowo jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się jak dawniej – również jakby nic się nie wydarzyło. Odwzajemniła uśmiech. Przystanął na chwilę i życzył jej dobrego dnia. Odpowiedziała. Przeprosił, że czas go nagli, pożegnał się i pomaszerował dalej.
To wszystko wystarczyło, aby całe napięcie, cała niepewność z niej uleciały. Do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać, czy on, w oczekiwaniu na windę, nie zerka na nią. Czy ocenia jej tyłek, pięknie podkreślony opiętym służbowym strojem? Przez głowę przetoczyła się nawet myśl, że byłaby zła, gdyby go nie zauważył. Pukając do kolejnych drzwi, skorzystała z okazji, by rzucić na niego okiem.
Zerkał, ale dyskretnie.
Odium czwartego piętra zniknęło. Minęli się kilka razy, nawet powtórzyła się scena z przeszłości – sprzątała, podczas gdy on wiązał krawat. Uśmiechał się do niej i zagadywał przy każdej okazji, ale nie wykraczał ponad grzecznościowe pogawędki.
Anya cieszyła się powrotem tych kilku chwil rozjaśniających jej codzienność, która upływała na tych samych żmudnych czynnościach w bliźniaczo podobnych korytarzach. W pokojach o ścianach w tym samym kolorze i gdzie nawet obrazy były jednakowe.
Tego dnia na czwartym piętrze znalazła się wyjątkowo późno. Zbliżało się już południe, nie spodziewała się więc, że zastanie Pana 443. Na ile zdążyła poznać jego zwyczaje, powinien być już na mieście.
A jednak to on jej właśnie otworzył. Przywitał się krótko i gestem zaprosił do środka. Na łóżku leżała duża otwarta walizka, która do tej pory stała w szafie. Otaczały ją ubrania, które najwyraźniej sortował przed spakowaniem. Anya poczuła ukłucie żalu.
Widziała oczywiście, że to się kiedyś stanie, jednak do tej pory odsuwała od siebie tę perspektywę. Próbowała skupić się na pracy, ale jakoś jej nie szło. Zanotowała sobie w pamięci, aby tym razem na do widzenia życzyć przyjemnej podróży. I – tak od siebie – żeby dorzucić prośbę, aby odwiedził ich jeszcze kiedyś. Tym razem coś odrobinę więcej niż formułkę.
Chrząknął:
– Chciałbym wręczyć ci napiwek.
Nie spodziewała się tego. Odwróciła się zdziwiona. Stał zaledwie kilka kroków za nią, w jednej dłoni trzymał skórzany, czarny portfel, w palcach drugiej już miał banknot o dużo wyższym nominale, niż to się przyjęło nawet u hojnych osób. Nie mogła uwierzyć, że to dla niej. Czekała w ciszy, aby nie zapeszyć. Mężczyzna ewidentnie chciał powiedzieć coś jeszcze. Nie dał jej długo czekać i wypalił:
– Czy możesz pokazać się jak wtedy?
Wiedziała, o co prosił, ale upokarzała ją sugestia, że chce za to zapłacić. Nie wiedziała, co właściwie powinna zrobić. Milczenie obojga przedłużało się, aż w końcu on opuścił ręce. Anya odebrała to jako wycofanie oferty, dlatego zaskakując ich oboje, rzuciła:
– Okej.
Kwota odpowiadała przecież dwóm dniówkom, a on i tak widział już jej piersi. Napiwki to normalna sprawa.
Jeden krok naprzód. Jej lewa ręka zbliżyła się do guziczków, a prawa sięgnęła po banknot. Nie protestował, gdy mu go odebrała, bo całą uwagę skupił na niej. Widziała jego wyczekiwanie, kiedy materiał jej bluzki odsłaniał kolejne połacie skóry. Po chwili spojrzał jej w oczy.
– Zdejmiesz bluzkę?
„Na to się nie umawialiśmy” – przemknęło jej przez myśl.
Bez zastanowienia zaprzeczyła nerwowym ruchem głowy.
– Dam drugie tyle.
W odpowiedzi zakryła swój dekolt, szepcząc jedynie: „Nie”. Nie umiała zdecydować się, czy odejść, czy się ubrać. On po prostu spokojnie wykonał krok, który ich dzielił, i głosem balansującym na granicy szeptu, przepraszał:
– Nie mogłem przestać myśleć… Wybacz… – W jego tonie nie dało się wyczuć ani nuty pokory. – Musiałem spróbować… Chcę chociaż rzucić okiem… Dam więcej. – Trzymał już banknot. Kiedy go wydobył?! – Jesteś przepiękną kobietą.
Patrzył wprost w jej oczy, jakby spodziewając się, że najprędzej tam odnajdzie odpowiedź. Już nie przypominał nastolatka przed zagadnięciem koleżanki. Stał przed Anyą mężczyzna, który wie, czego chce. Nie prosił nawet, ale udawał, że prosi, wspaniałomyślnie ofiarowując swoją samczą atencję. Powinna wyjść.
„Cholera”.
Pomyślała o „dniówkach”, które jej oferował jak chociażby te, które trzymała już w dłoni. Serce biło jak oszalałe, mimo że stała sparaliżowana. Co gorsza, uświadomiła sobie, że nie umie odmówić. Dlatego, że to było takie proste. Dlatego, że jej budżet desperacko tego potrzebował. Dlatego, że to tylko bluzka.
Najgorsze jednak, że jej to schlebiało. On szczerze jej pragnął.
Kiwnęła głową, gdyż miała zbyt wyschnięte usta, by potwierdzić. Zaskoczyła go! Obserwowała, jak na jego twarzy zdumienie przeobraża się w napięte oczekiwanie. Takie samo jak u jej dawnych chłopaków i byłego męża, za każdym razem, gdy atmosfera stawała się intymna, a ich propozycje nie były odrzucane.
Bluzka nie stawiała najmniejszego oporu, odsłaniając znacznie więcej niż wtedy, ale on patrzył jej prosto w oczy.
– Mogę cię dotknąć?
Podsunął banknot w kierunku jej dłoni, powoli, jakby mógł ją tym spłoszyć. Pochwyciła. Nawet nie pomyślała, by się wykłócać, że umawiali się jedynie „na widok”.
Nie dotknął biustu, ale policzka. Sunął po nim bardzo delikatnie. Zbliżył się nawet, jakby chciał ją pocałować. I ona tego zapragnęła.
Mężczyzna jednak nie skorzystał z zaproszenia rozsuniętych warg na delikatnie odchylonej na bok głowy dziewczyny. Jego ręka przesunęła się po jej skórze w dół, aż opuszki ślizgały się po jedynym już teraz materiale na jej torsie.
– Zdejmij – wyszeptał, stanowczo patrząc jej w oczy.
To nie było już pytanie ani prośba. Tym razem się nie zawahała – sięgnęła do tyłu, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Wsunął ręce na piersi, gdy tylko stanik od nich odskoczył. Był niecierpliwy, jak wszyscy mężczyźni, ale dotyk miał przyjemny, a swoją żądzę trzymał na wodzy. Na twarzy miał odmalowany wyraz zachwytu, jakby była gwiazdka, a on miał osiem lat i właśnie znalazł pod choinką wymarzony podarunek. Pieścił swój prezent zręcznie, a jego kciuki już odkryły, że dziewczyna ma naprężone sutki.
Pozwolił sobie nawet na muskanie wargami jej policzków i szyi. I mówił cichutko. Coś o jej pięknie, o tym, że cieszy się, że ma możliwość, że marzył. Może i nie wsłuchiwała się, ale doskonale wiedziała, co chce przekazać. Oddała się jego dotykowi, odpłynęła w jego szepcie. Jej dłonie, jakby bez jej woli wsunęły się pod jego koszulę, badały jego skórę. Z błogości wyrwało ją dopiero wyraźnie wypowiedziane:
– Jestem twardy.
Anya otworzyła oczy, znowu patrzył prosto na nią. Nie wątpiła, że mówił prawdę, od kilku minut wszak czuła jego podziw. I chuć.
– Dotknij.
Zajęło jej chwilę, aby zaprzeczyć ruchem głowy. W natłoku wrażeń – dotyku i ciepła jego skóry, świadomości jego bliskości – uzmysłowiła sobie, że stoi topless przed hotelowym gościem. Gdyby ktoś ich nakrył, nie byłoby żadnej dyskusji, ale konkluzja ta nie niosła ze sobą żadnego strachu, po prostu się pojawiła. Anya ani myślała uciekać, ale jego prośba była kolejną granicą.
On musiał zastanawiać się nad czymś innym, gdyż sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejny banknot. Przygarnęła go bez słowa i nim ten nowy dołączył do braci, palce drugiej dłoni sunęły w dół jego ciała.
Dotknęła spodni. Czuła wyraźnie twardy dowód na to, że mężczyzna jest w jej mocy. Że może się z nim droczyć, igrać z jego oczekiwaniami. Sama również nie myślała już racjonalnie; nie przyszło jej do głowy, że sytuacja zmierzała już tylko w jednym kierunku, a z każdym momentem coraz trudniej przyszłoby jej to przerwać. Nie, w tej chwili Anya czekała cierpliwie, aż on zacznie prosić.
– Wysuń go.
Wymacała rozporek. Jej serce biło, jakby to ją pozbawiano ubrania. I oczywiście nie śpieszyła się, co działało zawsze najlepiej. Potwierdzeniem było to, jak pieścił jej piersi, jak jego dotyk stał bardziej natarczywy.
Zajęła się paskiem jedną ręką, niby niezdarnie. Kiedy spodnie się zsunęły z cichym brzękiem sprzączki, położyła dłoń na penisie, symbolicznie ochranianym przez cienki materiał bokserek. I znowu udała wahanie, chłonąc kipiącą w nim niecierpliwość.
Nie wytrzymał, przyłożył usta do jej ust. A to było miłe zaskoczenie. Nie wsuwał języka.
– Dotknij – powtórzył szeptem.
Zdawał się już być na skraju, kiedy Anya celowo niewprawnie zsunęła jego bieliznę. Po chwili chwyciła i zaczęła delikatnie przesuwać miękką skórkę opiętą na wyprężonym członku. Aż zamknął oczy z zachwytu. Cały był jej.
– Possiesz?
Nawet nie drgnęła, kontynuowała swoje, jak gdyby nigdy nic. Wyciągnął kolejny banknot. Na to też nie zareagowała od razu. Wiedziała, że uklęknie, chciała tego. Wstrzymywała się jedynie, aby nie zdradzać się ze swoim pożądaniem.
Banknot dołączył do reszty, uznała to za dobry powód i zsunęła się na kolana. Wzięła do ust główkę członka, tak napęczniałą, że wydawała się purpurowa. Język wsunął się pod wędzidełko. Dopiero kiedy zaczęła ssać, usłyszała cichy jęk. Jego ręka wplątała się w jej włosy, ale nie napierał, więc nie protestowała.
Pieściła go najlepiej, jak potrafiła, kierując się kolejnymi pomrukami. Odnalazła odpowiednią szybkość, aby mruczał głośniej i częściej. Odłożyła banknoty, aby mieć wolną rękę i móc dotykać jego jąder, gładzić naprężone pośladki i uda. Podniecenie narastało również w niej.
Po chwili jej starania zaowocowały serią pełnych uznania jęków, aż w końcu przy głębszym wdechu poderwał ją i ponownie wpił się w jej usta. Oddała pocałunek i połączyły się ich języki. Męskość ślizgała się po jej podbrzuszu.
Pierwszą rzeczą, którą zrobił, gdy tylko się oderwali od siebie, było dobranie się jej do spódnicy. Ściągnął ją wraz z bielizną. Nie opierała się także, gdy ułożył ją na łóżku. Żadne z nich nie zwróciło uwagi na to, że kilka ubrań zdołało się zsunąć na podłogę ze sprężystego materaca. Znowu wpił się w jej usta. Oplotła go nogami i przyciągnęła do siebie, a penis bezbłędnie znalazł drogę do jej wnętrza.
Mimo podniecenia panował nad sobą, badał wyraz jej twarzy, szukał grymasu bólu, nasłuchiwał sprzeciwu, a nie dostrzegłszy ich, wsuwał się głębiej. Gdy członek wchodził już na pełną długość, zaczęła pojękiwać cicho, jakby wstydliwie. Skupił się na rytmie, a ona oplotła go swoimi udami i ramionami, jakby chciała mu uniemożliwić ucieczkę. Po chwili wyrażała swoją aprobatę już śmielej. I głośniej.
Zapomnieli o hotelu, o wszystkim, co było poza drzwiami pokoju, samym pokoju, nawet o ciuchach leżących obok, których kolejne sztuki lądowały na podłodze. Zatracili się w pierwotnej przyjemności, którą się obdarzali.
Jego orgazm poznała po wyłamaniu się z rytmu – po ostatnim pchnięciu, po tym, że wsunął się najgłębiej, jak mógł. Gdy otworzyła oczy, zdążyła uchwycić jeszcze błogość na jego twarzy. Oczy miał zamknięte. Pchnął jeszcze kilka razy.
„Dlaczego skończył?”
Czemu leżała naga na łóżku i obserwowała, jak on dumny patrzy na białą kropelkę wychylającą się spomiędzy warg sromowych.
Zrzedła mu mina, kiedy zobaczył jej zmieszanie. Być może nawet zawstydził się, że doszedł przed nią. Ale nic nie powiedział, schylił się po ubrania. Anya wracała do siebie. Włożywszy spodnie, znowu zaczął coś mówić. Że było dobrze? Wyłapała jedynie zakłopotanie w jego głosie. Patrzyła, jak on dorzuca kolejne papierki do jej stosiku. Na coś czekał.
Zrozumiała.
Ubrała się w pośpiechu. Mimo strużki powoli ściekającej po wewnętrznej stronie uda i tak założyła bieliznę od razu. Nie chciała patrzeć na jego speszoną minę, pełną wyczekiwania na jej wyjście – w ogóle nie miała ochoty patrzeć na niego.
Pieniądze leżały obok jej nogi, na skraju łóżka. Zgarnęła banknoty, nie zważając nawet na to, jak bardzo je gniecie. Wybiegła z pokoju, nie oglądając się za siebie.
Jak Ci się podobało?