Zaniki pamięci hrabiny Cynthii w upalną, letnią noc

5 lipca 2025

24 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

W każdą rocznicę ślubu hrabina Cynthia traci pamięć. Odzyskuje ją następnego dnia w południe, po gorącej powtórce nocy poślubnej. Jej mąż ma z nią tyle szczytów, ile lat już są ze sobą. Po kolejnym razie, hrabia Robert jest zmęczony i musi wykorzystać inne części ciała, by zaspokoić gorący temperament hrabiny Cynthii.

Dwie godziny przed północą, zamek Westerhill, Anglia, piętnasty lipca 2010 rok, bal na zamku księcia Howarda Fricberlinga.

Liczne pary tańczą walce Straussa na marmurowej podłodze. Inni dostojni goście siedzą przy stołach i delektują swoje wysokorodowe podniebienia homarami, przepiórkami w sosie malaga, inni rozłupują ostrygi. Oczywiście na stołach nie brakuje wykwintnych trunków. Piękna blondynka tańczy z nie mniej przystojnym brunetem. Kończy się walc, mężczyzna kłania się nisko i całuje w dłoń, kobietę.

– Czy chcesz pani nadal tańczyć, czy raczej spocząć przy stole? – zapytał brunet.

– Czy możesz odprowadzić mnie panie, na taras? Strasznie upalna ta noc, nieprawdaż? – Kobieta posłała mężczyźnie subtelny uśmiech i rzuciła spojrzenie w kierunku ogromnych oszklonych drzwi na taras.

– Oczywiście, pani hrabino – podaje jej dłoń i idą w kierunku okien.

Kobieta, około trzydziestoletnia, jest wysoka i szczupła, nie licząc zaokrągleń we właściwych miejscach, ma na sobie białą jedwabną suknię do ziemi, na stopach skórzane szpilki, jej włosy są rozpuszczone i spoczywają łagodnymi, złotymi falami na jej plecach.

Mężczyzna, który jej towarzyszy jest odrobinę starszy i wyższy od blondynki o pół głowy. Ubrany w czarne spodnie z najlepszej wełny i smoking. Serdeczny palec prawej dłoni zdobi złoty sygnet z dużym, wielkości orzecha laskowego rubinem. Przez chwilę stoją w milczeniu przy balustradzie kończącej spory taras.

– Panie? Czyż nie powiedziałeś słowa, hrabina? – Blondynka odwraca swoją twarz w jego kierunku i patrzy wielkimi błękitnymi oczami prosto w oczy bruneta.

– Zaiste, tak rzekłem, pani.

– Jeżeli tak, jestem hrabiną, czy dobrze wnioskuję, panie? – Nie odrywa swojego spojrzenia i nadal patrzy w jego brązowe oczy.

– W rzeczy samej, o pani. Jesteś hrabiną.

Milczą chwilkę.

– Panie?

– Tak, hrabino?

– Nie chcę, by to zabrzmiało niegrzecznie, ale jesteśmy na balu i sądząc po innych tu zgromadzonych, to jakieś przyjęcie dla wysokourodzonych, czyż nie?

– W rzeczy samej, o pani.

Blondynka rumieni się nieco, ale nadal nie odrywa oczu od swojego towarzysza, lecz mężczyzna dostrzega w jej oczach pytanie, ponieważ jej złote brwi delikatnie zbliżają się do siebie, a na jej czole powstaje delikatne, ledwie widoczna, pionowa rysa.

– Czy to pytanie nie zabrzmiało niegrzecznie, panie?

– Nie pani, w żaden sposób – Kobieta delikatnie dotyka jego dłoni, swoją prawicą, następnie cofa dłoń, lecz nie odrywa wzroku od twarzy bruneta.

– Nie wyraziłam do końca mojej myśli. Wnioskuję, że reszta pytania może wydawać ci się panie nieco pozbawiona manier, panie.

Mężczyzna uśmiecha się subtelnie i mówi.

– Proszę, dokończ pytanie, nie sądzę, byś mogła, o pani, powiedzieć coś niewłaściwego.

Piękna kobieta odwraca na chwilę głowę i patrzy na oświetlony latarniami trawnik, poniżej tarasu, na którym stoją i ponownie kieruje wzrok na mężczyznę. Przełyka głośno ślinę, wykonuje dłońmi nieznaczny ruch w powietrzu i mówi niezbyt głośno, lecz wyraźnie.

– Czy zatem ty, panie… jesteś?

Mężczyzna dotyka delikatnie prawą dłonią, jej lewej, którą trzyma opartą o poręcz, również po chwili cofa dłoń i z uśmiechem mówi.

– Nie obawiaj się pani, jestem dżentelmenem. Wiem, że o to ci chodziło, o pani, więc dodam tylko, iż jestem baronem.

Wyraźna ulga jest widoczna na pięknym licu hrabiny.

– Baronie…

Mężczyzna uśmiecha się szeroko, ponownie dotyka jej dłoni i mówi.

– Pozwoliłem sobie zażartować, o pani. Jestem hrabią, a właściwie marquisem, ale dla twojego ułatwienia pani, nazywaj mnie hrabią – pochyla głowę przed blondynką na znak szacunku. – Marquise Robert de Melvill, lecz ty, o pani nazywaj mnie hrabią.

– Och, jest mi przyjemnie spędzać z tobą panie czas, marquisie Robercie de Melvill. Jest nadal gorąco.

– Zaiste, hrabino. Zaczyna się upalna noc. Nie często mamy takie dni w naszej starej Anglii.

Kobieta chwilę patrzy na niego i mówi, nie odrywając swoich błękitów od jego oczu.

– Czy odwieziesz mnie do domu, panie? Czuję lekkie zmęczenie tym balem.

– Ależ oczywiście, hrabino Cynthio.

– Och! Mam na imię Cynthia?

– W rzeczy samej. Powiadomię kierowcę, by przygotował auto.

Robert wyjmuje komórkę i dzwoni do szofera.

– Malcolmie, przygotuj wóz, będziemy wracać.

Hrabina Cynthia nie słyszy, co Malcolm mówi, ale również o to nie pyta. Podaje dłoń hrabiemu i wychodzą z sali balowej, schodzą po schodach i wychodzą na zewnątrz.

Szerokie mahoniowe drzwi otwiera im służący. Przed wyjściem stoi Srebrny Cień, a otwarte drzwi Rolls Royce trzyma Malcolm. Robert pomaga hrabinie wsiąść, następnie udaje się na drugą stronie limuzyny. Malcolm pragnie otworzyć mu drzwi, ale marquis daje znak ręką, że zrobi to sam. Brunet siada obok blondynki. Malcolm idzie do przodu, otwiera drzwi kierowcy i ruszają. Milczą chwilę, jednak cisze przerywa miły i ciepły głos Cynthii.

– Panie hrabio, gdzie jedziemy?

On posyła jej miły uśmiech i mówi.

– Do mojego domu, pani hrabino Cynthio.

– Ależ, hrabio… – Robert ponownie dotyka dłoń hrabiny swoją i mówi.

– Nie obawiaj się pani, jestem dżentelmenem.

Robert zdaje sobie sprawę, że hrabina z pewnością nie pamięta gdzie mieszka, więc zabiera ją do swojego domu. Jadą trzydzieści minut, w końcu dojeżdżają. Srebrny Cień sunie bezgłośnie alejką jodeł, aż w końcu są u wejścia.

Stalowa brama otwiera się sama i wjeżdżają przez spory park w kierunku dość dużego domu, a raczej zamku. Po obu stronach wewnętrznej drogi stoją wypielęgnowane i doskonale przystrzyżone cisy. Malcolm parkuje samochód przed głównym wejściem.

– Dziękuję, Malcolmie. Nie będziemy wyjeżdżać do rana. Sam otworzę drzwi hrabinie i odprowadzę na górę.

– Tak proszę pana. Żegnam pana panie hrabio i pani hrabino Cynthio.

Robert otwiera drzwi i podaje dłoń blondynce, po chwili wchodzą do domu. Orzechowe drzwi, okute są mosiądzem. Paea idzię chwilę po białej marmurowej podłodze, następnie hrabina wchodzi z Robertem na górę.

– Czy życzysz sobie pani szklankę wody lub herbatę?

– Dziękuję, panie hrabio, Jestem zmęczona. Prowadź do sypialni, lecz zanim tam się udam, mam pytanie. Ten kierowca, Marko, powiedział do mnie hrabino Cynthio. Jak mógł znać moje imię, panie hrabio?

Robert się subtelnie uśmiecha i odpowiada, jak wypadało uczynić dżentelmenowi.

– Mój kierowca ma na imię Malcolm, a znał twoje imię, pani hrabino, bo je wymieniłem podczas drogi.

Hrabina patrzy chwilę w oczy mężczyzny, podaje mu dłoń i zaczynają iść korytarzem po miękkim perskim dywanie. Mężczyzna otwiera drzwi i wchodzą do sypialni. Stoi tam wielkie łóżko.

– Ładnie mieszkasz, książę.

– Dziękuję, hrabino. – Mężczyzna delikatnie skłania głowę i kieruje się do drzwi. Nie próbuje jej przypominać, że jest tylko hrabią.

– Robercie?

Brunet staje w drzwiach i odwraca się w kierunku kobiety, ze zdziwieniem, ponieważ zdaje sobie sprawę, że hrabina zapamiętała jego imię.

– Tak, pani?

– Mógłbyś na chwilkę zostać ze mną? – ponownie na jej policzkach pojawia się prawie niedostrzegalny odcień różu.

– Oczywiście, hrabino.

– Dziękuję, Robercie, mogę tak mówić do ciebie?

– Oczywiście, pani. Takie mi nadano imię. Hrabia Robert, Ferdynand Fricberling.

Blondynka chwilę stoi i patrzy na łoże, potem odwraca głowę i spogląda na bruneta.

– Chcę się położyć.

– Dobrze, pani. Nie zechcesz się najpierw odświeżyć lub umyć?

Cynthia robi zdziwioną minę, przez chwilę pojawia się na jej twarzy grymas niezrozumienia, ale łagodnieje, tak szybko, jak się pojawił.

– Czy uważasz, że nie jestem czysta, Robercie?

Mężczyzna reaguje natychmiast.

– Och nie to miałem na myśli, pani. Jesteś czysta.

Twarz Cynthii łagodnieje.

– Pewnie sprawiam ci kłopot, panie, ale czy mógłbyś ze mną zostać jeszcze chwilę?

– Oczywiście, pani. Wiedz, że jestem dżentelmenem i nie uczynię niczego innego, tylko o co poprosisz.

– Dziękuję ci Robercie, jesteś naprawdę miły.

Kobieta zamierza usiąść na łóżku, ale dostrzega kwiaty w kryształowym wazonie.

– Ładne kwiaty, jak się nazywają?

– To róże, pani. Czerwone. Jest ich czternaście.

– Ładne te róże. Chyba lubię takie kwiaty, mamy podobny gust, Robercie.

– Tak pani. Na to wygląda.

Cynthia kładzie się na łóżku, a Robert patrzy na nią w milczeniu.

– Jest nadal gorąco, nie sądzisz Robercie?

Tak pani. Czy mam włączyć klimatyzację?

– Klimatyzację, mówisz? A co to takiego, Robercie?

– To ochładza pokój.

– Może jednak niech tak zostanie. Mam inny pomysł.

Cynthia wstaje i staje przed brunetem.

– Zdejmij mi to – pokazuje na suknię – wówczas będzie mi nieco chłodniej, mam rację?

– Z całą pewnością, pani. Czy mam zdjąć ci buciki – wskazuje na stopy Cynthii.

– Poproszę. Domyślam się, że buciki to to, co mam na stopach.

– Dokładnie, pani.

Cynthia patrzy na Roberta nieco zniecierpliwiona.

– Och wybacz pani, już zdejmuję.

Robert staje z przodu blondynki i zaczyna rozpinać guziczki. Zdejmuje z niej suknie. Cynthia ma pod spodem piękną bieliznę francuską z równie delikatnego jedwabiu. Siada na łóżku, a Robert zdejmuje jej szpilki, wówczas Cynthia kładzie się w miekką pościel łoża.

– Znacznie lepiej, a w zasadzie zupełnie dobrze – spogląda na Roberta. – Nie jest ci gorąco, panie?

– Nie tak bardzo, hrabino.

Kobieta unosi tułów i wspiera się na łokciach i spogląda na Roberta.

– Nie zrozum mnie źle, Robercie, ale nie czuję się komfortowo, kiedy leżę, na łóżku w bieżnię a ty stoisz w ubraniu. Mógłbyś położyć się obok, również w bieliźnie, chyba nie będzie ci zimno. Jest naprawdę gorąca noc.

Hrabia patrzy chwilę na kobietę, następnie zdejmuje smoking, koszulę, buty i spodnie. Po chwili zdejmuje też skarpetki i zostaje tylko w bokserkach. Cynthia patrzy na mężczyznę i po chwili mówi.

– Możesz położyć się obok? Jest naprawdę ciepło. Mam do ciebie, Robercie pytanie.

Mężczyzna kładzie się obok.

– Pytaj, pani.

Blondynka kładzie się na boku, patrzy na mężczyznę i mówi.

– Skąd wiesz, że mam na imię Cynthia? Dobrze zapamiętałam, prawda?

– Tak, dobrze zapamiętałaś. Powiedziałaś mi swoje imię, zanim zaczęliśmy tańczyć.

– Aha. Niektóre nazwy i słowa pamiętam, inne nie. Wiesz Robercie, jesteś bardzo miły i sądzę, że jesteś prawdziwym dżentelmenem.

– W rzeczy samej, pani.

– Robercie?

– Tak, pani?

– Potrzebuję twojej pomocy.

– Oczywiście, pani. Czego sobie życzysz?

– Jest nadal gorąco. Zdejmiesz ze mnie bieliznę? – Cynthia delikatnie się rumieni. – mamy tytuły szlacheckie, więc to jest na miejscu, że leżymy w bieliźnie na jednym łożu, prawda hrabio? Nie wyobrażam, sobie być w bieliźnie obok kogoś bez tytułu szlacheckiego.

– Oczywiście pani. – hrabia zastanawia się nad faktem, że hrabina rozumie i pamięta, co znaczy tytuł szlachecki.

– Czy poprosiłam, byś zdjął co mam na górze, jest mi nadal gorąco?

– Tak, pani, prosiłaś.

Hrabina Cynthia wspiera się na łokciach, więc Robert bez problemów zdejmuje jej stanik. Piersi Cynthii są kuliste i prawie nie zmieniają pozycji, po zdjęciu staniczka. Hrabina Cynthia jest spokojna, że obok znajduje się hrabia, więc kładzie się na plecach i unosi biodra. Robert zdejmuje z niej majteczki i przez chwilę patrzy na jej trójkącik złotych spiralek.

– Znacznie lepiej – oznajmia.

– Tak pani, z pewnością masz rację.

Leżą chwilę w milczeniu i ponownie Cynthia się odzywa.

– Robercie?

– Tak, pani?

– Czuję się niezręcznie, jestem całkiem nago.

– Czy mam cię okryć, pani?

– Jest dobrze, miałam na myśli fakt, że ty masz na sobie okrycie. Zapomniałam nazwy.

– Bokserki, pani. Spodenki, majtki.

– Tak, coś sobie przypominam. Mógłbyś być tak jak ja?

– Nago?

– Aha.

Robert zdejmuje spodenki i kładzie się obok blondynki.

– Robercie?

– Tak, pani?

– Czuję gorąco, a już nic nie możesz ze mnie zdjąć.

– Włączyć klimatyzacje?

– Nie, Robercie. Nie wiem jak to określić, ale to innego rodzaju gorąco. Pocałuj moje wargi.

Robert patrzy, chwilę na jej śliczną twarz, po czym wstaje, klęka, tam, gdzie Cynthia ma stopy, rozsuwa jej śliczne długie nogi i zaczyna całować jej intymne miejsce. Cynthia unosi nieznacznie biodra, potem stawia je prawie pionowo, oddycha głębiej, po czym mówi.

– Robercie?

Mężczyzna odrywa swoje usta od miejsca, które całował, unosi się na rękach i pyta.

– Tak, pani?

– Miałam na myśli wargi ust.

– Och, wybacz pani. Mam przerwać i pocałować twoje usta? Gdybyś powiedziała usta, z pewnością nie popełniłbym tej pomyłki.

– Jest w porządku, Robercie. Jest miło i to gorąco trochę mija, kontynuuj.

Robert powraca do przedniej przerwanej czynności. Cynthia oddycha głośniej i szybciej, siada, chwyta głowę Roberta i przyciąga.

– Robercie, mocniej i głębiej – jęczy w rozkoszy.

Na szczęście Robert nie przerywa i nie pyta. Wsuwa język głęboko do jej intymności i czeka na radosne zakończenie. Cynthia porusza biodrami miarowo, coraz szybciej w końcu wydaje jęk rozkoszy, a jej ciało całe drga w nierównomiernych, krótkich skurczach.

– Robercie – szepcze.

– Tak, pani?

– Pocałuj moje usta – uśmiechnęła się rozluźniona.

Robert kładzie się obok, na boku, Cynthia również kładzie się podobnie i całują się chwilę. Cynthia odsuwa się nieco i patrzy na biodra mężczyzny.

– Wybacz Robercie, co to jest? Ja tego nie posiadam. Wygląda jak ogórek, tylko jest nieco grubsze. Przypomniałam sobie. – Jest wyraźnie zadowolona, że zna nazwę tego warzywa.

– To członek. Penis. Kobieta ma coś innego.

– Aha. Tylko wcześniej nie wyglądało w ten sposób. Wybacz, że spojrzałam, kiedy zdejmowałeś spodenki.

– Tak, to prawda. Wyglądało inaczej.

– Robercie?

– Tak, pani?

– Nie wiem, czy dobrze dedukuję, ale skoro mi było miło, gdy całowałeś mnie tam, czy tobie będzie miło, gdy ja… no wiesz – spogląda na jego intymność.

– Tak, pani. Dedukujesz poprawnie.

– Zatem spróbuję. Nie sądzę, bym to kiedyś robiła, ale spróbuję. W razie czego, popraw mnie, dobrze?

– Tak, pani. W razie czego cię poprawię, pani.

Cynthia zamierza ukucnąć, podobnie jak poprzednio Robert, ale mężczyzna wstaje

– Czy coś nie tak zrobiłam, Robercie?

– Ależ nie, pani. Tak będzie wygodniej i tobie i mnie.

Robert staje obok łóżka, a Cynthia siada naprzeciwko. Ogląda intymność Roberta, po czym zaczyna dotykać. Przesuwa na boki i ogląda zaciekawiona ze wszystkich stron. Odkrywa z zadowoleniem, że pod skórką znajduje się coś jeszcze.

– Wygląda jak grzybek. Zapomniałam nazwy…

– Koźlaczek, ale i maślaczek.

– Tak, masz racje, Robercie.

Cynthia całuje intymność Roberta w różny sposób, w końcu wsuwa go do ust. Robert wie, że wszystko sobie przypomniała, przynajmniej w tej materii. Hrabia wydaje ciche, potem nieco głośniejsze jęki. W końcu kładzie dłonie na ślicznych złotych lokach i doznaje ekstazy. Cynthia w pierwszym momencie jest zaskoczona, ale nie wyjmuje z ust, jego wciąż twardego maślaczka. Pozwala, by to, co zostawił Robert, zostało w niej. W końcu wyjmuje z ust wciąż twardego grzybka.

– Czy było miło, Robercie?

– Tak pani. Było bardzo miło.

– Robercie?

– Tak, pani?

– Jest nadal tak dziwnie gorąco. Czy możesz mi pomóc? Jest inna metoda niż całowanie warg, tych tam?

– O tak, pani. Można zaradzić inaczej.

– Och tak? Zrób, tak proszę! Ty robisz, o co ja proszę, bo jesteś dżentelmenem, teraz ja zrobię, o co ty poprosisz.

– Jesteś miła, o pani. Nie musisz nic robić, po prostu bądź w tamtej pozycji.

– Chyba rozumiem.

Hrabina układa ciało podobnie jak poprzednio.

– Czy tak dobrze, Robercie?

– Tak, pani. Właśnie tak – Robert kładzie się na Cynthii i zaczynają miłosne zmagania.

Cynthia przypomina sobie wszystko, jeśli chodzi o te sprawy. Jest prawie pewna, że musiała to już robić poprzednio, jednak nie przypomina sobie z kim i kiedy. Już mało pyta. Dochodzi do rozkoszy wraz z Robertem. Potem ponownie całuje jego koźlaczka i grzybek jest znowu dumny. Zmieniają ułożenie ciał. Następuje drugi, trzeci, czwarty… siódmy i dwunasty raz. Cynthia klęczy, a Robert klęczy za nią, tak dochodzą do szczytu dwunastego razu. Cynthia wstała, Robert również.

– Czy już starczy, pani?

– To takie miłe, poproszę jeszcze troszkę. – Blondynka zrzuca kołdrę na dywan, bo jest już mokra. Ustawia się podobnie jak w ostatniej pozycji.

– Tak chyba lubię najbardziej, Robercie, prawda?

– Zaiste, masz rację, o pani.

Trzynasty raz jest bardzo miły, lecz zaraz potem Cynthia jest zdziwiona, że część, która sprawiała jej tyle rozkoszy, jest już milutka i miękka.

– Robercie, co teraz? Chciałbym jeszcze, a mamy kłopot.

– Niestety, pani. Może mam Cię pocałować jak za pierwszym razem?

– To było miłe, ale chyba lubię zmiany. Możesz coś zaradzić?

– Spróbuję, pani. Wolałbym jednak byś ty pani, decydowała.

Hrabina patrzy na marquisa, czyli hrabiego od ziemi, Roberta de Melvii i na jej twarzy widać, że intensywnie myśli. Robert w tym czasie spogląda na śliczne ciało, bo wciąż leżą zupełnie nago.

– Wiem – oznajmiła ucieszona – Przy dziewiątym razie, dokładnie pamiętam, szukałeś czegoś, tam, gdzie kończą się moje, jak mówiłeś uda – na jej jasnym licu pojawia się delikatny rumieniec.

– Tak? – Robert patrzy z uwagą na jej buzię.

– Było miło. Możesz nadal szukać, bo chyba wówczas nie znalazłeś – przygryza delikatnie swoją jasnoróżową wargę ust.

– Zrobię, co będę mógł – oznajmia brunet.

Cynthia układa sporą poduchę pod swoje nieskazitelnie wykrojone pośladki. Robert podał nazwę tej części godzinę wcześniej, ponieważ hrabina zapomniała i tej nazwy.

– Czy to ułatwi poszukiwania? – zamrugała przy tym wachlarzem złotych rzęs.

– Myślę, że znacznie ułatwi poszukiwania, pani.

– W takim razie – Hrabina Cynthia bierze drugą poduchę i po chwili jej biodra unoszą się jeszcze wyżej.

– Proszę, opowiadaj mi na bieżąco o przebiegu poszukiwań i koniecznie daj znak, jeżeli coś znajdziesz.

Hrabia od ziemi, czyli właściwie marquis, rozpoczyna poszukiwania. Zaczął od uchylenia rąbka tajemnicy. Już otwarcie wejście do różanej groty ucieszyło wyraźnie hrabinę. Dała o tym znak delikatnym westchnięciem. Dwóch harcerzy rozpoczęło poszukiwania, najpierwblisko wejścia do groty, a potem nieco głębiej.

– Czy mamy może większą ilość uczestników wyprawy, Robercie? Większa grupa ma większe szanse na odnalezienie skarbu, prawda?

– Skoro tak mówisz, hrabino – Robert posłał jeszcze jednego harcerza, a po chwili, kiedy Cynthia dała mu subtelny znak ręką, jeszcze jednego harcerz, nieco mniejszego wzrostu i cała grupa rozpoczęła ponowne poszukiwania. Hrabina jęknęła zadowolona, poprawiła swój cudny tyłeczek na poduszkach i zapytała.

– Robercie?

–Tak, pani?

– Czy to już cała grupa harcerzy?

– Nie hrabino, dowódca został na straży wejścia.

– Myślę, że nasi chłopcy poczują się lepiej, jeżeli ich przełożony do nich dołączy.

– Oczywiście, pani. – Hrabia zawiadamia dowódcę harcerzy, by dołączył i po chwili w piątkę kontynuują poszukiwania.

– Och, jest znacznie, znacznie… och Robercie. Ochhhhh! – jęk stłumiła dłonią.

Odczekał chwilkę, by złapała oddech i zapytał.

– Czy sądzisz, że coś znaleźli?

Hrabina w mig zrozumiała, że pytanie jest właściwe. Grupa harcerzy wraz z ich drużynowym szukali, ale to ona wiedział, czy znaleźli skarb, czy nie.

– Tak, Robercie, znaleźli, jednak jestem przekonana, że głębiej jest jeszcze cenniejszy skarb.

– Jesteś pewna, o pani?

– Najzupełniej.

– Chwileczkę, chłopcy podali przez krótkofalówkę, że potrzebują dodatkowej pomocy. Wejście jest dość wąskie.

– Robert wysunął drugą dłonią szufladkę stoliczka, stojącego opodal łoża. Cynthia pokazała mu swoje bielutkie ząbki i szepnęła.

– Robercie, myślę, że pomoc nie będzie potrzebna.

– Skoro mówisz, o pani…

Na te słowa Cynthia zacisnęła swoją lewą piąstkę, a prawa dłoń położyła na swoich ustach.

– Jest zaje… ochhh!!! – Robert pozwolił całej grupie skautów wejść głębiej.

Cynthia oddychała wolno i miała kilka łez w oczach. Zrozumiała jego pytające spojrzenie. – To ze szczęścia. Znaleźli skarb. Pozwól im się nacieszyć, a potem mogą wracać.

– Oczywiście, pani – rzekł hrabia.

Drużyna pozostała tam blisko kwadrans, co oznajmił zegar stojący w rogu sypialni. Chłopcy wraz z drużynowym wyszli na powierzchnię.

– Pozwól, że im podziękuję, Robercie. – Hrabina ujęła jego dłoń i wsunęła do swoich ust kolejne palce. Delektowała się chwilę nektarem i kiedy skończyła, spojrzała na Roberta, dokładniej w okolice bioder.

– Myślę, że czas na czternaste wejście na szczyt. Grzybek podniósł główkę i jest gotowy do szturmu na Bastylię.

– Viva de France – szepnął Robert i złożył odpowiednio, swoje harmonijnie wyrzeźbione ciało. Jego muskularne nogi znalazły się między dwoma cedrami Syjonu, bo tak proste i długie nogi miała hrabina Cynthia.

Piękna blondynka przypominała sobie coraz więcej, więc wiedział, że finał powinien być zapamiętany. Podczas szturmu na Bastylię pozwoliła sobie zapomnieć ułożyć dłoni na ustach. W pewnej chwili miała wrażenie, że ktoś otwiera drzwi do sypialni, ale chyba się jej tylko wydawało. Szturm się skończył zdobyciem twierdzy. Spadł krótki deszcz, a niebo przedarły cztery pioruny. Kiedy Robert złapał oddech, zapytał miło.

– Życzysz sobie o pani wziąć kąpiel?

– Rano, mój hrabio.

Zasnęła natychmiast, z pewnością zmęczona. Robert wyjął z szuflady szafy, stojącej naprzeciw wielkiego, stojącego zegara, prześcieradło, położył się obok blondynki, nakrył ich wciąż gorące i nieco spocone ciała. Zasnął bardzo szybko.

Obudził się, kiedy już słońce stało na niebie. Zegar wskazywał dziewiątą. Miejsce obok pozostawało puste, widocznie Cynthia już wstała. Zaniepokoił się i wstał szybko, rozejrzał się po sypialni i od razu znalazł swoje bokserki. Wówczas usłyszał krzyk od strony łazienki. Rozpoznał z pewnością głos hrabiny. Po chwili weszła okryta cienkim szlafrokiem w kolorze delikatnego różu.

– Czy coś się stało, pani?

Cynthia zamrugała swoim wachlarzami złotych rzęs.

– Tam – pokazała ręką obraz.

– Tak, pani, to jest obraz, pani.

– Robercie, jesteśmy w twoim domu, prawda?

– W rzeczy samej. Jesteśmy. Usiądź proszę i powiedz spokojnie co się stało. Z pewnością udzielę ci, o pani, wyczerpującej odpowiedzi. Pamiętaj, że jestem dżentelmenem.

– Tak, Robercie. Wiem o tym. Chodzi o to, że na tym obrazie ty jesteś namalowany.

– Tak to prawda. Dlatego krzyknęłaś?

– Nie, Robercie. Obok ciebie, na tym obrazie jest namalowana kobieta. Wychodziłam z łazienki i widziałam swoje odbicie w lustrze. Namalowana kobieta ma identyczną twarz jak moja – patrzyła na hrabiego od ziemi, marquisa Roberta de Melville swoimi cudnymi błękitami z wyraźnym pytaniem namalowanym na jej ślicznej buzi.

Hrabia rzucił okiem na wielki zegar, stojący w kącie sypialni.

– Musisz pani poczekać do południa na dobrą odpowiedź, to tylko trochę więcej niż dwie godziny. Czas na śniadanie, pewnie hrabino zgłodniałaś. Czy tak?

Kobieta uśmiechnęła się szczerze i jakby zapomniała o dręczącym ją problemie.

– W istocie, panie hrabio, czuję lekkie ssanie w żołądku.

Hrabina ubrała się w śliczną zieloną suknię, lekko przed kolana, założyła wcześniej seledynowy komplecik bielizny. Nie pytała, skąd Robert ma te kobiece ciuszki i dlaczego pasują rozmiarem. O dziesiątej trzydzieści poszli do wielkiej kuchni i usiedli za stołem zrobionym z czerwonego drewna. Po chwili weszła dójka dzieci. Dziewczynka miała dziewięć lat, chłopiec wyglądał na trzynaście.

– Dzień dobry dzieci – Robert ciepło przywitał swoje pociechy.

– Dzień dobry, tatusiu – odrzekł chłopiec.

Dziewczynka ubrana w bawełnianą sukienkę w kwiaty, nic nie powiedziała tylko podbiegła do niego i ucałowała go w policzek.

Dzieci spojrzały na kobietę i chłopiec zapytał, taty.

– Tatusiu, czy już?

Robert rzucił okien na nieco mniejszy zegar, niż ten w sypialni i rzekł.

– Zapomniałeś Hubercie, jeszcze troszkę mniej niż dwie godziny, to się stanie w południe.

Cynthia poprawiła się na krześle i spojrzała na hrabiego.

– To twoje dzieci, hrabio?

– W rzeczy samej.

– Czyli jesteś… miałeś? – Cynthia szukała odpowiedniego słowa. – Możesz, o panie, mi je przedstawić?

Spojrzała na Roberta i zrobiła ruch ręką wskazujący, że chyba zmieniła zdanie.

– Czy ja mogę tatusiu? – zapytała dziewczynka.

– Oczywiście skarbie.

Głowę dziewczynki porastały miedziane włosy, a jej buzię ozdabiały duże, orzechowe oczy, natomiast chłopiec przypominał urodą Roberta. Patrzył ciemnobrązowymi oczami. Własy miał identycznego koloru jak jego tata.

Dziewczynka wczuła się w rolę, by ich przedstawić kobiecie.

– Dzień dobji pani. Mam na imię Jebeka, a to mój bjat Hubejt.

Przerwała, bo do kuchni wpadł czarny labrador i zaszczekał głośno i chyba radośnie.

– Wynocha Jebus. Wiesz, że nie wolno ci wchodzić do kuchni. Won na dwój.

Pies grzecznie opuścił kuchnie, a Cynthia spojrzała pytająco na Roberta.

– Czy ten pies nazywa sie Jebus? – zapytała cicho.

– Och nie, o pani. – odrzekł jak zawsze miło hrabia. – Ma na imię Rebus. Moja córka Rebeka, nie wymawia R.

– Och, rozumiem.– odrzekła uspokojona hrabina.

Zaczęli jeść. Podczas posiłku Cynthia delikatnie dotknęła kolana Roberta i szepnęła.

– Ona, znaczy Rebeka patrzy na mnie.

Robert spojrzał z miłością na córkę i rzekł.

– Kochanie, nie jest w dobrym tonie przyglądać się gościowi.

Dziewczynka odłożyła widelec z połówką jajka na twardo w majonezie i spojrzała na tatę.

– Ja wszystko jozumiem tatusiu, ale czy to kurwy nędzy tak musi być co joku?!

Hrabina Cynthia spojrzał na hrabiego i rzeka cicho.

– Rebeka powiedziała, kurwa. Wymówiła R.

– W rzecz samej, powiedziała R – odrzekł Robert.

– Rebeko, co powinniśmy powiedzieć, jeżeli przypadkowo, w przypływie emocji, powiemy brzydkie słowo?

– Powinniśmy przepjosić. Przepjaszam – policzki dziewczynki zarumieniła się lekko. Kontynuowali śniadanie, a kiedy skończyli, dziewczynka spojrzała nieco inaczej, na tatę.

– Czy coś się stało, kochanie? – zapytał.

– Tak, jozmawiałam z Hubejtem, ale on mnie wyśmiał. Chodzi o to, że w domu stjaszy.

– Straszy? Gdzie konkretnie, skarbie?

– To było tej nocy. Ktoś jęczał za ścianą i to było w pokoju obok. Były dwa duchy, jeden jęczał głośno a djugi jeszcze głośniej. To było zajaz obok mojej sypialni.

– Och rozumiem! Wierzę ci skarbie. Porozmawiam z tymi duchami, żeby już nas nie niepokoiły.

– Wiedziałam, że mogłam na ciebie liczyć tatusiu. Pójdę na dwój pobawić się z Jebusem, idziesz Hubejt?

– Dobrze, chodźmy – powiedział chłopiec.

W tym czasie Robert pokazywał Cynthii dom. Zobaczyła jeszcze kilka obrazów z twarzą kobiety wyglądającej jak ona.Tymczasem dzieci bawiły się w ogrodzie. Hubert puszczał małego drona, a Rebeka rzucała Rebusowi patyk. W pewnym momencie rzuciła na grządki i pies nie mógł znaleźć, więc dziewczynka poszła mu pomóc. Weszła pomiędzy pomidory, a potem na grządkę ogórków.

– O kurwa, to takiego ogójka widziałam w nocy, tylko tamten był tjochę gjubszy.

Wyrwała warzywo i wsunęła do kieszonki sukienki.

Wielki zegar w salonie wybił południe. Robert wszedł do salonu z bukietem czternastu białych róż.

– Wszystkiego najlepszego z okazji czternastej rocznicy ślubu, kochanie.

– Och Robercie, wszystko już pamiętam! Nie rozumiem, dlaczego zawsze trącę pamięć w rocznicę naszego ślubu.

– I ja tego nie wiem, skarbie. Chodźmy do dzieci. Z pewnością stęskniły sie za ukochaną mamą.

Poszli do ogrodu. Kiedy Rebeka ich dostrzegła przybiegła, a chwile za nią przybiegł Rebus. Hubert wciąż puszczał drona. Z kieszonki sukienki dziewczynki wystawał spory ogórek.

– Tatusiu czy już? – zapytała.

–Tak skarbie, mamusia sobie wszystko przypomniała.

Uradowana dziewczynka wzięła Cynthię za rękę i poszły w kierunku grządek.

– Ogórek nie jest jeszcze dojrzały, jest twardy i nie nadaje się jeszcze do jedzenia – powiedział hrabina.

Cynthia wyjęła jarzynę z kieszonki sukienki córki.

,,Jest prawie tak gruby i nawet twardszy” – przemknęło jej przez głowę.

Poczuła uderzenie gorąca, podobne jak w ubiegłą, upalną noc.

– Mamusi, zejwałam, bo jest podobny do tego, co go miał jeden z duchów, ten co jęczał ciszej. W zasadzie to było w waszej sypialni, nic nie słyszałaś i nie widziałaś, mamusiu? Zajrzałam w nocu i jestem pjawie pewna, że jeden z duchów wyglądał jak ty mamusiu a ten ogójek… Cynthia nie pozwala jej dokończyć.

– Kochanie, jesteś za duża, by wierzyć w duchy.

– Aha, jozumiem. W takim jazie powiedz mi, co tam się działo w nocy.

Cynthia wsunęła ogórek do kieszonki swojej sukienki, ponieważ miała głębszą, przez co ogórek nie był widoczny.

– Wybacz skarbie, ale jesteś za mała żebym ci to wyjaśniła.

Robert podszedł do nich.

– Wybaczcie mi moje ukochane. Muszę na dwie godziny wyjechać do ojca. Herbert poczuł się słabo, mam nadzieję, że to nie zawał. Wypił zbyt wiele wina, mówiłem, że musi uważać

Robert ucałował żonę w usta, a córkę w policzek. Po minucie jechał już błękitnym Lamborghini, Huragan w kierunku zamku ojca, gdzie wczoraj wszyscy tańczyli. Oczywiście bal sie odbył z powodu ich rocznicy.

– Pobawisz się z bratem, mamusia przyjdzie za kilka minut. Muszę do łazienki.

– Tak mamusiu, pójdę do Hubejta, on, zamiast bawić się z Jebusem, zajmuje się tym cholejnym djonem.

Cynthia oddaliła się w kierunku domu ściskając w dłoni zielone warzywo. Gorąco nie ustępowało, przeciwnie…

Rebeka podeszła do brata.

– Przestań już bawić się djonem. Widzisz, że Jebus jest smutny.

Pies siedział na trawie i obgryzał patyk.

– No dobrze – dron zaczął przybliżać się i wylądował u jego stóp.

–Wiesz Hubejt, zupełnie nie jozumiem mamy. – Ma zaniki pamięci w rocznicę ślubu…

– Myślałem, że rozumiesz – przerwał je w połowie zdania.

– To jozumiem bjaciszku. Chodzi o co innego. Wczojajszej nocy to nie były duchy, już jozumiem. Chodzi o to, że mama powiedział, że jestem za duża, by wierzyć w duchy, ale kiedy chciałam wyjaśnić spjawe ogójka, co djugi, niby duch go miał, to powiedziała, że jestem za mała. Czy to nie jest popierdolone!

– Znowu powiedziałaś R – zdziwił się brat.

– Wiem, wymawiam J tylko, kiedy jestem wkurwiona. To znaczy w tych brzydkich słowach mówię J, jak wszyscy.

Hubert popatrzył na około i powiedział ciszej.

– Oni sie kochali w nocy, też coś słyszałem, ale nie mów nikomu, że ci mówiłem, dobrze?

– A co ja kurwa, jestem jakiś donosicielka, Hubejt? Też wiem, że się ruchali. Przecież tam byłam, bo nie wiedziałam, co się tam wyjabia.

– Ruchali? Powiedziałaś, ruchali? To nie jest przekleństwo. No może trochę. Czy ty…? Rebeka zaczęła skakać do góry z radości.

– Kurwa, zaczęłam mówić R. A to się porobiło. Myślisz, że się ucieszą, Hubert?

– Pewnie. Ja już się już bardzo cieszę, siostrzyczko.

– Idę powiedzieć mamusi, że już wymawiam R.

Rebeka pobiegła do domu a Hubert zaczął bawić się z Remusem.

Dziewczynka nigdzie nie mogła znaleźć mamy, w końcu usłyszała podobne odgłosy, jakie rozlegały się w nocy, ale pochodziły one nie z sypialni, lecz z łazienki na piętrze. Drzwi do łazienki nie były domknięte.

– Mamusiu czy wszystko dobrze? – dziewczynka otworzyła drzwi.

Cynthia siedziała na brzegu wanny z wypiekami na policzkach.

– Coś się stało, kochanie? – zapytała nieco zawstydzona i zaskoczona.

– Tak. Zaczęłam mówić R. Nie tylko jak mówię kurwa czy popierdolone, ale we wszystkich słowach, cieszysz się?

– Bardzo, kochanie – powiedział Cynthia, ale jej mina wskazywała, że coś jest nie tak.

– Czy coś cię boli, mamusiu? Masz dziwną minę…

– Nie, wszystko jest z mamusią w porządku. Poczekaj na mnie na zewnątrz, mamusia zaraz wyjdzie. – Cynthia siedziała na brzegu wanny i ściskała uda.

Na szczęście Rebeka była za mała, żeby, zrozumieć co się stało.

Rebeka wyszła, a Cynthia zamknęła drzwi łazienki blokadą.

– O kurwa, o mało bym wpadła – szepnęła do siebie i rozluźnił uda.

Odetchnęła.

Ogórek upadł na kafelki podłogi, dokładnie tam, gdzie hrabina Cynthia siedziała.


 

222
6.5/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6.5/10 (2 głosy oddane)

Komentarze (0)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.