Domowe babeczki
30 grudnia 2025
5 min
Zaprosiliśmy znajomych. Właściwie to ja zaproponowałam spotkanie, więc dziś wszystko jest na mojej głowie. Mam konkretny plan — upiekę babeczki, takie, jakie zawsze wychodzą mi najlepiej, z orzechami, rodzynkami i nutą wanilii. Przez cały ranek przygotowywałam ciasto i dodatki: moczyłam rodzynki, prażyłam orzechy, odmierzałam mąkę i cukier. W radiu cicho gra muzyka, słońce zagląda przez okno, a w powietrzu unosi się zapach lata i ciepła. Teraz gdy wszystko jest gotowe, mogę wreszcie zabrać się za pieczenie.
Największym problemem domowych wypieków jest jednak bałagan. Mąka zawsze ląduje wszędzie — na blacie, podłodze, a zwłaszcza na ubraniu. A dziś mam na sobie czarne dżinsy, czarną bluzkę, czarny cienki stanik i czarne majtki, które już po kilku minutach kleją się do ciała. Jest gorąco, jak to latem, a piekarnik tylko potęguje upał.
W pewnym momencie mam dość. Zrzucam z siebie ubranie, jedno po drugim, zostając naga pośrodku kuchni Śmieję się z własnego pomysłu — boso i nago w kuchni, cóż za banał! A jednak jest w tym coś wyzwalającego, seksownego. Powietrze pieści skórę, dotyk jest intensywniejszy, każdy ruch jest bardziej świadomy. Mąka, którą przed chwilą rozsypałam, osiada na moim ciele, zostawiając na nim biały, miękki pył. Sprzątanie zawsze mnie lekko podnieca — coś jak cosplay tradycyjnej żony, jednak pieczenie nago nakręca mnie jeszcze bardziej.
Rozwałkowuję ciasto wałkiem po babci. Drewniany uchwyt jest gładki od lat używania, a jego chłód kontrastuje z ciepłem moich dłoni. Wokół mnie unosi się zapach wanilii i prażonych orzechów. W pewnej chwili przystaję, patrzę na swoje odbicie w drzwiczkach piekarnika — rozczochrane włosy, oprószone sterczące zawadiacko cycki, skóra błyszcząca w promieniach słońca. I nawet znajdzie się trochę mąki w moim krzaczku.
Wyglądam jak bohaterka jakiegoś starego obrazu, może trochę nieprzyzwoitego, ale pięknego w swojej naturalności. Momentalnie robię się mokra. Czyżby pieczenie było moim fetyszem?
Podłoga już lekko chrzęści pod bosymi stopami. Oj, wiem, że wieczorem czeka mnie jej sprzątanie. Ta myśl przyprawia mnie o dreszcz rozkoszy. Już wyobrażam się nagą, na czworaka, szorującą podłogę z tyłkiem uniesionym wysoko i z mokrą cipką. Boże, ależ gorąco!
Nagle słyszę za sobą cichy dźwięk. Odwracam się — to Roman, mój mąż. Stoi w drzwiach, oparty o framugę, z tym swoim półuśmiechem, który znam aż za dobrze.
— Co robisz? — pyta, chyba jest lekko zaskoczony.
— Babeczki — odpowiadam, próbując brzmieć poważnie, ale śmiech sam ciśnie mi się na usta.
Podchodzi bliżej, ostrożnie, jakby chciał mnie nie spłoszyć. W jego oczach jest coś, co widuję rzadko — mieszanka zaskoczenia, pożądania i czułości. Chwyta mnie za tyłek i całuje namiętnie w szyję. Dłońmi wodzi po moim ciele, chwyta piersi w swe silne dłonie. Jego palce odnajdują moje twarde sutki, szczypią je delikatnie. Jego dotyk jest tak bardzo znajomy, ale wciąż potrafi mnie zaskoczyć.
— Ej, ej, ej! — krzyczę, wyciągając przed siebie pokryte mąką dłonie, staram się utrzymać równowagę. — Uważaj trochę!
Przez chwilę wodzi dłonią po moim brzuchu, wędruje nią między mymi nogami, w ciszy, w tym dziwnym, miękkim świetle popołudnia. Słychać tylko szum ulicy za oknem i ciche tykanie zegara.
— Mhm, jesteś taka mokra i gorąca — mówi.
Skupia się na mojej łechtaczce. Czuję, jak jego oddech miesza się z moim. Nie mogę się powstrzymać, ocieram się dupą o jego krocze. Ależ jest twardy.
Cholera! Nie mam na to czasu. Próbuję zachować resztki rozsądku. Muszę już włożyć babeczki do piekarnika.
Roman ma jednak inny pomysł. Odpina pasek, który z głośnym brzękiem upada na podłogę. Już sięga twardym kutasem mojego tyłka, drań jeden. Wsuwa mi go między nogi, żeby jeszcze bardziej mnie podniecić.
— Hej! — protestuję.
— No daj, wiem, że tego chcesz!
No dobra, ma przecież rację. Unoszę się na palcach i opieram łokciami na pokrytym mąką blacie, żeby łatwiej mu było we mnie wejść. Roman nie próżnuje. Chwyta mnie za biodra i mocno wbija kutasa, szybko zanurzając się w mojej pulsującej podnieceniem cipce.
Kurwa, jak dobrze. Kuchnia wypełnia się dźwiękiem naszych ciał, tańczących w miłosnym uniesieniu. Świat na chwilę zwalnia, dźwięki za oknem bledną, wszystko skupia się tu: w dotyku, w oddechu. Tarmosi mi cycki, wbijając się raz po raz we mnie. Po dziesięciu latach małżeństwa wie dokładnie, jak doprowadzić mnie do szału. Kłykcie bieleją mi od zaciskania dłoni na krawędzi blatu.
Nagle dzwoni telefon, sięgam i odbieram bez zastanowienia. To moja przyjaciółka, Julia. Właśnie ona i jej mąż przychodzą do nas jutro. Chce wiedzieć, czy ma przynieść swoją słynną sałatkę.
— Noo, pewnie… będzie idealna — odpowiadam, z trudem panując nad głosem i oddechem.
— Emilko, wszystko z tobą w porządku? — pyta zmartwiona. — Brzmisz jakoś dziwnie.
Śmieję się w sposób, który ma brzmieć pewnie, ale wychodzi mi to jakoś sztucznie.
Roman uwielbia, gdy tak cierpię, jak muszę udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy on posuwa mnie jak młotem.
— Czy to Julia? Pozdrów ją ode mnie.
— Roman cię pozdrawia — przekazuję, zagryzając kłykcie.
— Pozdrów go również. Do zobaczenia jutro.
— Julia też cię pozdrawia — oglądam się przez ramię.
Słysząc jej imię, przyspiesza. Zawsze się w niej podkochiwał. Wiem, że fantazjuje o tym, żeby ją przelecieć. W jego pchnięciach czuć narastającą żądzę.
I wtedy, nagle to czuję. Mokry strumień, gdy spuszcza się we mnie. Pompuje i pompuje, opróżniając swe wielkie jądra. Ja też dochodzę zaraz po nim, moja cipka obejmuje szczelnie jego drżącego kutasa.
Wychodząc, czule klepie mnie po wciąż uniesionym tyłku. Całuje czule w czoło.
— Wiesz, chyba musimy zapraszać Julkę i Marka częściej — mówi z kurwikami w oczach. — Ale następnym razem może pozwól mi pomóc od początku.
Stoję tak przez chwilę, opierając się o blat, wciąż kapie ze mnie sperma. Próbuję złapać oddech.
Za oknem zapada wieczór. Niebo ciemnieje powoli, a pierwsze gwiazdy pojawiają się nad dachami domów. Światło lamp odbija się w szybie piekarnika.
Czasem szczęście nie potrzebuje wielkich słów ani planów. Wystarczy cicha kuchnia, zapach wanilii i świadomość, że wszystko, co ważne, już jest — tu, teraz i czeka na to, byśmy po nie sięgnęli.
Rozgrzany piekarnik piszczy, wyczekująco.
O kurwa! Babeczki.
Boże, muszę jeszcze je dokończyć…
darkosik
Jak Ci się podobało?