Ewa, Adam i nie tylko, czyli rocznica walentynkowa (III)

13 kwietnia 2019

Opowiadanie z serii:
Adam i Ewa

1 godz 6 min

Nie wiem czy ktokolwiek czekał (ze spadającej liczby i odsłon i komentarzy można wysnuć różne wnioski), ale zamieszczam kolejną część historii Adama i Ewy. I od razu kilka uwag na dzień dobry:
1. uprzedzam, że jest dłużej, a to i tak nie wszystko, co miało się tu pierwotnie znaleźć. Ale ze względu na wygodę i moją i waszą, kilka motywów zostało usuniętych. Pojawią się albo w części IV (nadal zakładam, że ostatniej), albo w jakimś "odcinku specjalnym", ale tego jeszcze dokładnie nie wiem.
2. jest tu zaskakująco mało seksów, a przynajmniej w stosunku do całkowitej objętośći tekstu, więc
3. jeśli ktoś ma zamiar walnąć 1/10 bo TL;DR, bo same opisy, dyrdymały i pierdoloty, to oczywiście nie zabronię, ale i nie popieram. Masz uwagę - zostaw komentarz!
4. zgodnie z sugestiami i uwagami, jest mniej opisów a więcej dialogów. Oczywiście nie gwarantuję, że w 99% nie są drewniane i bez sensu, ale chcieliście to macie!
5. w trakcie lektury możecie się zdziwić, po w pewnej chwili pojawia sie wątek nie do końca pasujący do tonu opowieści. Ale powstał on na bardzo wczesnym jej etapie i dlatego, mimo także moich własnych rozterek, ostatecznie znalazł się w finalnej wersji. Napiszcie, co o tym myślicie!
Miłej lektury życzę!

 

Król bezgranicznie kochał swą małżonkę, królową, a ona całym sercem kochała jego. Coś takiego musiało się skończyć nieszczęściem.

Andrzej Sapkowski „Wieża Jaskółki”

 


 

Jaka jest najlepsza pora na cotygodniowe zakupy? Oczywiście piątek po południu! A jednym z najlepszych z najlepszych jest piątek przedwalentynkowy. Tak więc skoro w tym roku się takowy pojawił, nie można było nie skorzystać z okazji! Zwłaszcza w tak wspaniałym towarzystwie! Ci wszyscy życzliwi kierowcy, uczynnie przepuszczający się na dojazdach i wyjazdach z centrów handlowych, oraz oczywiście spokojnie czekający na zwolnienie miejsca parkingowego. Zakochane pary, wyjątkowo zgodnie wybierające prezenciki. Najukochańsze dzieciaczki, grzecznie przechadzające się pomiędzy wystawkami zabawek. Jak zawsze cierpliwi współstacze kolejkowi, z którymi zawsze można miło porozmawiać. Przemiłe i zawsze chętne do pomocy kasjerki. I te prześliczne serduszka! I cudowna muzyczka!

Love is in air, you holy fuckin’ motherkurwas!

Na szczęście udało mu się uciec z tego gniazda szaleńców przed nadejściem ostatecznego armageddonu, jakimś cudem unikając strat w ludziach i sprzęcie. Dom już z daleka witał go czarnymi oczodołami okiennic. Wydało mu się to dziwne… Tylko czy na pewno? Był dobre dwie godziny wcześniej, niż powinien? Był. Ewa wzięła na dzisiaj wolne, bo ostatnio źle się czuła? Wzięła. Czyli zapewne, pomimo dość wczesnej pory, śpi. Otworzył drzwi swoim kluczem, zdjął płaszcz i buty, zostawił torby z zakupami w kuchni i cichutko ruszył na poszukiwania pani domu. Znalazł ją błyskawicznie, rozłożoną na sofie w salonie. Cofnął się, żeby przymknąć drzwi i dopiero wtedy zająć się przygotowaniami do wspólnego nie tylko wieczoru, ale właściwie to całego weekendu. Ale w ostatniej chwili coś go tknęło.

Wszedł do pokoju raz jeszcze, tym razem dłużej przyzwyczajając wzrok do panujących tu ciemności. Ewa leżała na zdecydowanie zbyt krótkiej jak na ten cel kanapie i w zdecydowanie zbyt wysoko podwiniętej spódnicy. Cóż, gdyby on był zaziębiony i planował spędzenie całego dnia w domu, to pewnie wybrałby łóżko w sypialni i piżamę. Albo chociaż narzucił na siebie gruby koc. No nic, widocznie dopadło ją nagłe zmęczenie. Nie będzie jej budzić, przynajmniej na razie, tylko okryje i…

I dopiero wtedy zwrócił uwagę na szczegóły. Niby drobne, ale wprawiające go w zdumienie. Zakłopotanie. Aż wreszcie jawne, błyskawicznie narastające wkurwienie. Na stolik, zasypany porozrzucanymi chaotycznie fotografiami. Na kieliszek, do połowy wypełniony czerwonym płynem. I dużą, tym razem całkowicie pustą, butelkę. Na szeroką strużkę śliny, sączącą się z kącika ust Ewy i wsiąkającą w oparcie kanapy. I jej ciężki, chrapliwy oddech, roznoszący sobą kwaśny zapach przetrawianego alkoholu. Przez który przebijało się coś jeszcze innego, jakby… Nie jakby. Dokładnie to, co się wydawało. Nadal mokre majtki, zaplątane dookoła jej kostek.

Nadludzkim wysiłkiem przemógł w sobie ochotę obudzenia Ewy przy pomocy zostawionej przez nią butelki, najlepiej owiniętej w zużyta bieliznę, po czym bezgłośnie zebrał pozostałości libacji i wyszedł. Kompletnie nie wiedząc, co właściwie ma ze sobą zrobić, zaparzył sobie herbaty i mechanicznie zaczął przeglądać zdjęcia, układając je chronologicznie na kuchennym stole. W tej sytuacji był do piramidalny idiotyzm, ale może pozwoli mu na sensowne przeanalizowanie sytuacji? Albo po prostu powstrzyma przed wypuszczeniem atomowego grzyba.

Chociaż jemu niespecjalnie na tym zależało, bo i tak miał to wszystko na telefonie, laptopie, w chmurze i nie wiadomo gdzie jeszcze, to Ewa koniecznie chciała odrabiać fotografie, i to w dużym formacie. Z których następnie miała przygotować piękny, wielki album – przynajmniej teoretycznie, bo na razie ograniczała się do upychania zdjęć po kopertach. Ich pierwsze wspólne ujęcie, na którym stali w padającym śniegu, skrzącym się w ciepłym świetle latarni. Kolejne zdjęcia z wiosennych spacerów. Dalej kilka z klubu, tego samego w którym się poznali i w otoczeniu tych samych osób. Wiadomość, że odwiezienie Ewy skończyło się… Tak, jak się skończyło, stała się hitem sezonu i najgorętszym tematem plotek przynajmniej do wakacji. Chociaż, co musieli oboje przyznać, plotek w gruncie rzeczy bardzo miłych i serdecznych. A skoro już o wakacjach mowa, to i z nich nie brakowało wspomnień. Zwłaszcza z wypadu na Mazury – niby to nic wielkiego, ale cieszyli się nim, jakby byli nastolatkami. I mniej więcej z taką samą energią korzystali z wolnych wieczorów,. Następnych kilka fotografii go zaskoczyło. Zrobił je z ukrycia, kiedy będąc w ośrodku spa Ewa smażyła się na plaży, a potem wylegiwała w basenie. Nie miał pojęcia, że je wyrobiła. Przecież dobrze pamiętał jej pretensje, że kostium kąpielowy był nie taki, że wyglądała grubo, że… Ale przecież sama namówiła go na szybki numerek w jacuzzi zaledwie kilka godzin później! Potem były andrzejki, mikołajki, a w końcu wieczorne przechadzki po zaśnieżonej, przystrojonej świątecznie promenadzie. I za każdym razem seks w tle.

Całkiem sporo tego seksu. Właściwe to seks, seks, a potem… seks. I alkohol. Pomimo tego, że Ewa miała się ograniczać, a on ją w tym mocnym postanowieniu równie mocno wspierać, to i tak zawsze kończyło się tak samo. Drink tu, dwa kieliszki wina tam, a na koniec butelka szampana do pokoju. I hop do łóżka! I tak dzień w dzień. Czy naprawdę nie mieli sobie nic innego do zaoferowania? Czy byliby w stanie zbudować naprawdę trwały związek, opierając się tylko na takich podstawach? Czy…

Dalsze rozważania przerwało głośne „Wstawaj, no wstawaj!” Króla Juliana, pomieszane z odgłosami przewracanego szkła i soczystymi wyzwiskami, dobiegającymi zza przymkniętych drzwi.

Widok Ewy wchodzącej, czy raczej wtaczającej się do kuchni, nie należał do przyjemnych.

Adam? Nie wiedziałam, że będziesz tak szybko! – wydusiła z siebie, kiedy już dotarło do niej, że widzi to, co widzi.

Ale jestem. Dobrze ci się spało? Wypoczęłaś już? – spytał opryskliwie, nawet nie próbując ukryć irytacji.

Byłam zmęczona, mówiłam ci. Wiesz, ja…

– Wiem! – wskazał na stojącą na blacie butelkę. I leżące obok majtki. – Dobrze wiem, Ewa. Mogłaś mi powiedzieć, że chcesz trochę… Pobyć sama. Zrozumiałbym. A przynajmniej starałbym się zrozumieć. Bo teraz nie rozumiem zupełnie nic. Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?

– Zaraz ci… Tylko za chwilę, bo muszę… – zgięła się gwałtownie wpół, przysłoniła usta dłonią i wybiegła do łazienki.

Chciał zacząć tę rozmowę możliwie delikatnie i kulturalnie, ale już teraz jedno, na co miał ochotę, to wyjść. I prędko nie wracać.

Pół biedy, że Ewa go oszukała. I to chyba nie pierwszy raz, bo podejrzanie często zdarzały jej się dni, w których odmawiała mu jakiejkolwiek bliskości, tłumacząc się złym samopoczuciem, przeziębieniem, trudnymi dniami, albo czymkolwiek innym. Wtedy albo naprawdę nie zwracał na to uwagi, albo po prostu nie chciał zwracać.

Pół biedy, że się upiła. Czy raczej grubo najebała, bo to było najlepsze określenie jej aktualnego stanu. Tak żałosnej, upodlonej kobiety nie widział od… No właśnie – od ich pierwszego spotkania.

I kolejne pół biedy, że najwyraźniej w stanie wspomnianego upojenia zrobiła sobie dobrze. Gdyby miała na to ochotę w trakcie ich łóżkowych zabaw, jeszcze by jej przyklasnął. Gdyby oddała się takim przyjemnościom w sytuacji, w której on nie był w stanie jej zadowolić, albo po prostu był nieobecny, też by nie protestował. Bo niby dlaczego? Aż za dobrze poznał jej nieokiełznany temperament i wiedział, że jakiekolwiek próby jego przytemperowania kończyły się albo źle, albo jeszcze gorzej. Ale skoro już chciała się sama zaspokoić, to nie w takim stanie i nie w taki sposób.

I to wszystko w efekcie dawało już półtorej biedy. Na dodatek w przeddzień ich wspólnej, pierwszej walentynkowej rocznicy, dla której specjalnie urwał się wcześniej z pracy, zrobił zakupy i generalnie przedsięwziął…

– Przepraszam, już jestem. – wróciła do kuchni, wciąż blada jak ściana i z nadal rozczochranymi włosami. Ale przynajmniej zdążyła wytrzeć usta i zasłonić tyłek. – Zrób mi kawę. Proszę.

To jednak był dobry pomysł, żeby nie wymieniać ekspresu na nowszy. Ten przynajmniej zagłuszał zgrzytanie jego zębów.

– Wiem, jak to może wyglądać. Ale zanim mnie osądzisz, chciałabym… Źle się ostatnio czuję. Naprawdę.

– I to jest powód, żeby się upić, a potem sobie dogadzać, jak mnie nie ma? – nie musiał jej tego mówić. Ale chciał. Chciał wbić jej szpilkę głęboko, aż po sam łebek. – Dobrze, rozumiem, masz potrzeby. Nie bronię ci ich zaspokajać. Powiem więcej – jeśli tylko chcesz, to sam ci kupię… Gadżety. Serio. Tylko jak już jesteśmy razem, to coraz częściej wymawiasz się brakiem ochoty, złym nastrojem, albo co tam jeszcze wymyślisz. Czyli chcesz, ale nie chcesz? I do jasnej cholery, jak już chcesz, to zachowaj trochę przyzwoitości!

– Wcale nie jestem pijana! – krzyknęła.

– A ta butelka to po syropku na kaszel? – odparował złośliwie.

– Ja… Nie myślałam, że tak wcześnie…

– A co by to zmieniło – rzucił z nieukrywaną pogardą – gdybym wrócił normalnie? Zbawiłaby cię ta godzina, czy nawet dwie? Nie rób ze mnie idioty! Jesteś w takim stanie, że do rana będziesz wyglądać jak z psu z gardła wyjęta! Poza tym, przestań się już tłumaczyć! Po pierwsze, obiecałaś skończyć z piciem! Obiecałaś mi, Ewa, do jasnej cholery! – teraz to on krzyczał. – Do lekarza obiecałaś pójść! I to nie raz! Albo do jakiejś grupy wsparcia się zapisać! A po drugie, zrobiłaś to z taką premedytacją, że nawet nastawiłaś sobie budzik, żeby mieć czas na ogarnięcie się, zanim przyjadę! Serio?

– Nie… To znaczy tak! – uniosła się. – Zrobiłam to! Bo chciałam! Miałam ochotę, a ciebie nie było! W ogóle ciągle cię nie ma!

– No wybacz, ale jestem w pracy, a nie na wywczasach w Ciechocinku! Dla nas obojga to wszystko robię! Przecież mamy dla siebie weekendy, wieczory… No i noce.

– No tak, ale i tak czuję się taka sama… Myślałam, że to wszystko będzie inaczej! Że dam sobie sama radę. Że jakoś nam się ułoży! A twoi rodzice…

– Nie mieszaj ich już do tego, dobrze? – przerwał jej błyskawicznie. – Co się stało, to się nie odstanie. Rozmawialiśmy już o tym. Chcę być z tobą. Nawet, jeśli im się to nie podoba. A przynajmniej… Przepraszam, ale chyba chciałem być. Bo już nie wiem, czy nadal chcę – westchnął ciężko.

– Ale ja przecież mogę się zmienić! Mogę, Adam! Pójdę na terapię! Obiecuję! – zaczęła histeryzować. Chyba dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo przeholowała. – I tym razem… Teraz naprawdę dam radę! I nie okłamię cię już! Nigdy! Tak mi na tobie… Tak bardzo mi zależy! Tak bardzo cię chcę! Nawet teraz! I czuję, że też mnie pragniesz, Adam! Za chwilę możemy… Spójrz na mnie, tylko dla ciebie taka jestem!

Wstała z hokera i podeszła do niego blisko. Zbyt blisko. Mało przyjemna mieszanka zdecydowanie zbyt dużej ilości wypitego wina, całodniowego potu i wykorzystanej cipki uderzyła go w nos tak mocno, że aż musiał się cofnąć. Ewa albo tego nie zauważyła, albo miała to w naprawdę głęboki poważaniu, bo szybko ściągnęła splątany kardigan i jeszcze szybciej odpięła stanik, uwalniając piersi. Kilka godzin temu dałby się pokroić za ten widok, ale teraz czuł co najwyżej niechęć. Wstał i odepchnął ją od siebie.

– Ewa, do kurwy nędzy! Weź się ogarnij i ubierz, wyglądasz jak jakaś tania…

Przerwał o te kilka słów za późno. Uchylić się przed agresywną filiżanką zresztą też nie zdążył. O tyle dobrze, że nie oberwał w żaden obszar niezbędny do zachowania funkcji życiowych, ale tego było już zbyt wiele. Mógł teraz zrobić dwie rzeczy.

Pierwsza – potraktuje Ewę tak, jak ją (prawie) nazwał. Jak dziwkę. Ściągnie z niej resztę ubrania i ostro przerucha. Nawet tutaj, na stole w kuchni. Albo na sofie. Albo na podłodze. Obojętne. A skoro sama doprowadziła się do takiego stanu, to i on nie będzie mieć dla niej litości. I tak go nie powstrzyma, na pewno nie w takim stanie. Może nie jest specjalnie świeża, ale przecież nie będzie jej całował. Już nie. Tak właściwie wystarczy, że stanie za nią, podciągnie jej spódnicę (bo majtek i tak już nie miała) złapię za tyłek i… Wszystko. A potem już tylko w kolejności do zerżnięcia: cipa, gardło, cycki, dupa. I do widzenia.

Miał też opcje drugą – wyjdzie od razu, zanim naprawdę będzie za późno. Zanim zrobi coś, czego zrobić nie chce i czego sobie nigdy nie wybaczy.

Wybrał bramkę numer trzy. Przymknął na moment oczy, oddychając głęboko. Przeciągnął ręce i powoli odliczył od dziesięciu wstecz. Potem podszedł do Ewy ostrożnie, jakby bojąc się jej reakcji. Pocałował ją we wciąż nagie sutki, w policzki, i w końcu w czoło. Tak naprawdę chciał złożyć na jej ciele jeszcze jeden pocałunek, ale już nie mógł się przemóc.

– Przepraszam Ewa. Chcę… Muszę wyjść. I nie wiem, kiedy wrócę. Nie dzwoń i nie czekaj na mnie. Zobaczymy się, kiedy się zobaczymy.

 


 

Dopiero na schodach zorientowała się, że wybiegnięcie za Adamem nie jest najlepszym pomysłem. Nie zatrzymała go w domu, to i teraz tego nie zrobi. Poza tym paradowanie po śniegu w samej spódnicy byłoby… Lepiej tego nie skomentuje. Dla własnego dobra.

Rozumiała, że się starał. Że to dla ich wspólnej przyszłości zostawał dłużej w pracy. Ale mógłby… Tak, zdecydowanie mógłby poświęcić jej więcej zainteresowania! Nawet powinien. Pieniądze i tak mieli, i to więcej, niż byli w stanie na tę chwilę wydać. A jej brakowało po prostu jego obecności. Jego cierpliwego, bezinteresownego, szczerego wsparcia. Umiejętności wyjątkowo szybkiego i trafnego rozwiązywania kłopotliwych sytuacji, od przeciekającego kranu po wybór miejsca na weekendowy wojaż. Zdecydowania i stałości w podejmowanych decyzjach. I zaskakująco celnej oceny sytuacji. Czasami aż nazbyt celnej.

Niestety, ciężko było jej to przyznać, zwłaszcza w takim stanie w jakim obecnie była, ale Adam miał rację. Motyla noga, dzizazkurwajapierdole i do chuja karmazyna, miał we wszystkim rację!

Nawet w tym, żeby kupić jej ulubione francuskie rogaliki z szynką i serem, które poza niezaprzeczalnymi walorami smakowymi miały tę zaletę, że idealnie wspomagały przezwyciężanie negatywnych symptomów hulaszczego trybu życia. Porwała od razu dwa, do tego puszkę coli z lodówki, i przeżuwając dowlokła się do łazienki. Dopiero tam, zanurzona po szyję w wannie, zaczęła w miarę sensownie myśleć. Co nie znaczyło, że przyjemniej.

Nawet jeśli ona zerwie z nałogiem, a on znajdzie w sobie nowe pokłady zrozumienia i zaufania, to co wtedy? Stworzą związek idealny? No chyba nie. Zbyt długo byli albo z innymi partnerami, albo sami. To jednak prawda, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. I przekonali się bardzo szybko, że może to stanowić całkiem spory problem. Może nie nierozwiązywalny, ale na pewno bardzo uprzykrzający życie. Mieli cokolwiek odmienne gusta filmowe, muzyczne, literackie, preferowali inne formy spędzania wolnego czasu… A przede wszystkich dzieliła ich praca i wieloletnie, nabyte wraz z nią nawyki. Ona była typowa sową i mogła przespać pół dnia, a potem buszować po nocy. Tym bardziej, że sporą część obowiązków zawodowych mogła wykonywać zdalnie, więc nie raz bywało, że nie szła do pracy w ogóle. Tak jak dzisiaj. Z kolei Adam zrywał się do roboty o piątej nad ranem, a bywało że i wcześniej, za to potrafił przysnąć nawet przed dziewiątą wieczorem. I już samo to wystarczało do eskalacji konfliktu. Co prawda rozwiązali ten problem w najprostszy możliwy sposób, w dni powszednie śpiąc osobno, w osobnych sypialniach na osobnych piętrach, ale w innych dziedzinach życia już nie było tak łatwo. Na przykład kiedy ona miała ochotę, on nie był w stanie, a potem jak wreszcie się zebrał, to ona była zmęczona. No tak, znowu wszystko sprowadzało się do jednego. Do seksu. Cudownego, ale jednak tylko… Nie, nie tylko. Po prostu cudownego seksu. Seksu, który wypełniał i determinował właściwie całe jej życie i którego ubóstwiała całą sobą.

Przymknęła oczy i przypomniała sobie, kiedy była młodziutka, radośnie naiwna, nad wyraz chętna do eksperymentów i… Gruba. Nie, nie mogła tego inaczej nazwać, nawet gdyby bardzo chciała – żadne tam plus size, tylko dobrych kilka poziomów wtajemniczenia dalej. Obdarzona olbrzymim, trzęsącym się przy każdym ruchu tyłkiem, wylewającym się we wszystkie strony brzuchem i wszechobecnymi fałdkami, pojawiającymi się we wręcz nieprawdopodobnych miejscach. Oraz oczywiście gigantycznymi… Nie, nie piersiami. Cycami, które zawstydziłyby Upadłą Madonnę van Klompa. A ich było dwóch. Sporo starsi, wielcy jak drwale i jak się miało później okazać, z równie dorodnymi przyrodzeniami. Do tego nawet nie ukrywali swojego bardzo jednoznacznego zainteresowania jej rubensowskimi gabarytami, a i ją dopadła gargantuicznych rozmiarów chcica. A że nie była akurat ogolona, i to nie tylko tam na dole? I co z tego? Że pod ręką nie było prezerwatyw? A kogo to obchodziło? Mieli wolny pokój z dużym łóżkiem, prysznicem i barkiem zaopatrzonym na bogatości. I całą noc przed sobą. W efekcie całej trójce puściły hamulce.

Kiedy pieścili jej pulchne do przesady ciało, centymetr po centymetrze, krągłość po krągłości, była wniebowzięta. Zwłaszcza, że im też się to podobało. Do tego stopnia, że finał gry wstępnej zwieńczyli wylizaniem obu jej dziurek. Wyjątkowo dokładnie i baaardzo dogłębnie. Sprawiając jej orgazm, którego nie zapomni do końca świata, a może i dłużej. Zresztą odwdzięczyła im się tym samym, wpychając język w takie miejsca, że… Przez kolejnych kilka godzin szalała z podniecenia, czując jednego ogromnego penisa wbijającego się w nią z mocą kafara, a drugiego wypełniającego usta. Leżąc, klęcząc, stojąc, we wszystkich możliwych i niemożliwych pozycjach. Dławiąc się w równej mierze tym, co miała w gardle – a nie raz i nie dwa ssała ich obu równocześnie – jak i zalewającą ją kolejnymi gwałtownymi przypływami rozkoszą. I nie tylko ją. Jednego doprowadziła do szczytowania oralnie, drugi zalał cały jej dekolt, potem znowu ten pierwszy wystrzelił na brzuchu… Do tego czasu nie była nawet świadoma, jak wiele wtrysków i w jak krótkich odstępach czasu może mieć ostro napalony facet. W końcu cała ociekała ich lepkim nasieniem, zmieszanym z jej własnymi sokami, ciągnącą się śliną całej trójki i nie wiadomo czym jeszcze. W ogóle ilością wylanych wtedy płynów ustrojowych, pomieszanych z wszelkiej maści używkami, dopalaczami i substancjami poprawiającymi nastrój, mogliby obdzielić całkiem pokaźną imprezę masową. I jeszcze pewnie by zostało.

Pomimo narastającego zmęczenia, wciąż nie było jej dość. Kiedy przerzucali ją po łóżku niczym seksualną zabawkę rozmiaru XXL, biorąc ze wszystkich stron bez chwili odpoczynku. Kiedy przeżywała kolejne orgazmy, wydając z siebie wyjątkowo szeroki repertuar odgłosów. Kiedy ugniatanie, miętoszenie i klepanie jej ponętnych kształtów zostawiło po sobie tyle śladów, że wyglądała jakby ktoś opieczętował ją całą czerwonym tuszem. Kiedy tarmosili jej coraz bardziej obolałe sutki i napuchniętą łechtaczkę, znowu i znowu, i jeszcze raz. Kiedy w pewnej chwili nie wytrzymała i w trakcie któregoś z kolejnych szczytowań dosłownie posikała się na prześcieradło. Nawet kiedy raz czy drugi poczuła palce, wciskane coraz bardziej bezczelnie w jej tyłeczek. Nie zaprotestowała, chociaż powinna. Może wtedy cała ta zabawa – bo do pewnego momentu odbierała to jako wyjątkowo perwersyjną i stanowczo nieprzeznaczoną dla pruderyjnych wrażliwców, ale jednak zabawę – skończyłaby się inaczej. I zostawiła po sobie zdecydowanie przyjemniejsze wspomnienia.

W końcu była już tak wyczerpana i oszołomiona, że nawet nie zauważyła, jak ją dosiedli. Równocześnie, bez żadnego ostrzeżenia. I właściwie bez przygotowania, bo trochę śliny roztartej pomiędzy jej pośladkami stanowiło co najwyżej marną imitację lubrykantu. Kiedy wreszcie poczuła ogromnego fiuta, rozpychającego się bezlitośnie w jej dupie, było już za późno. Zwłaszcza że drugi, wcale nie ustępujący rozmiarami, wypełniał cipę aż do samego dna. Próbowała się bronić, ale bez efektu. Jedne potężne ramiona przytrzymywały w żelaznym uścisku jej biodra, a drugie krępowały ręce, wykręcone do tyłu. Krzyczała, ale efekt był raczej odwrotny od zamierzonego. Zresztą z majtkami kneblującymi usta raczej ciężko się mówi… Nie wzruszyły ich nawet łzy, cieknące strumieniem po jej policzkach, szyi, dekolcie. Przestali dopiero wtedy, kiedy obaj doszli, zalewając jej wnętrze kolejnymi porcjami spermy. Chociaż też nie do końca – puścił ją tylko jeden, ten który był pod spodem, po czym szybko uciekł do łazienki, jakby zawstydzony tym, co zrobił. Drugi, najwyraźniej zachęcony dodatkową porcją nawilżenia, wcale nie miał zamiaru darować jej tak od razu. Pchnął ją tylko na brzuch, a potem długo – naprawdę długo – rżnął analnie. Finał, w którym jego chuj, ociekający kilkugodzinną orgią, znalazł się w jej ustach, zarejestrowała już jak przez mgłę. A następnych kilkunastu godzin nie przypomniała sobie do dzisiaj. Chociaż może to i dobrze?

Uniosła powieki, krzywiąc się z odrazą. Mogła wiele sobie wytłumaczyć i wybaczyć. Szaleństwa młodości? Przecież to właśnie wtedy jest najlepszy czas na niczym nieskrępowane strzelanie i rozpustę! Wstydziła się wielu rzeczy, ale już dawno temu przestała zaprzeczać ich istnieniu. Rozpad małżeństwa? Nie była bez winy, ale i jej toksyczny mąż też miał w tym spory udział. Za to tego, co zrobiła teraz, nie mogła usprawiedliwić niczym. Nawet jeżeli obecny związek z Adamem od początku nie był łatwy, to jego ewentualny koniec będzie konsekwencją praktycznie wyłącznie jej postępowania. Do tego czuła aż nazbyt dobrze, że na następna próbę zbudowania jakiejkolwiek relacji z kimkolwiek nie będzie miała już siły. I szacunku, zwłaszcza do samej siebie.

Zresztą, pomijając już wszystkie bezpośrednie tarcia między nią a Adamem, to co z ich otoczeniem? Ich znajomi zaskakująco dobrze zareagowali na ich związek, i nawet jeśli nie obyło się bez porcji niewybrednych dowcipasów, to stanowiły one szybko wytępiony margines. Jej matka też ją wsparła, nawet mocniej niż się tego spodziewała. Ale jego rodzina… Przecież nie mogą toczyć ze sobą otwartej wojny! I nieważne, ile razy Adam będzie próbował z nią o tym rozmawiać, przekonywać i zapewniać, że to nie ma znaczenia.

A tak bardzo ucieszyła się, kiedy zaprosił ją wreszcie do swoich rodziców. Oczywiście jednocześnie strasznie ją to stresowało – pytała, czy to nie za wcześnie, czy ich uprzedził i czy w ogóle takie spotkanie im odpowiada. Ale skoro po kolei rozwiewał jej wszystkie wątpliwości, to uznała że przesadza i nie ma się czego obawiać. I że ostatecznie nawet jeśli będą mieli jakieś uwagi, to właśnie po to się spotykają, żeby je rozwiać. Nawet dla – jak sam stwierdził – zminimalizowania ewentualnych skutków ubocznych, przedstawił im wcześniej „instrukcję obsługi Ewy dla opornych”, a samo spotkanie ustawił nie na Wigilię, ale dopiero Drugi Dzień Świąt.

Przyszła do nich wystrojona, uczesana, umalowana, elegancka… I cały misterny plan w pizdu. Shrek w Zasiedmiogórogrodzie miał mniej przejebane. Przy czym on chociaż narobił po drodze solidnego rozpiździelu i generalnie wyszedł z całej historii obronną ręką. Ona była bezsilna. Na nic zdały się rozmowy, tłumaczenia, przymilania, obiecanki. Była dla nich za stara, za gruba, za brzydka, za biedna, za cokolwiek. Podstarzała lafirynda po przejściach, która z pełną premedytacją złapała sobie młodego, bogatego kochanka, marnując mu najlepsze lata życia.

Skończyło się na karczemnej awanturze, w której zabrakło chyba tylko fruwającego nad stołem pieczonego świniaka. Następnego dnia Adam pojechał do rodziców samemu, po czym po kilku godzinach wrócił i oświadczył jej, że zerwał z nimi kontakt. Poszedł tak daleko w swoich postanowieniach, że zaraz po Sylwestrze stanął na jej schodach z pudłami pełnymi swoich ubrań. Wprowadził się nie dlatego, że pozwalało to zaoszczędzić sporo na wydatkach, bo swobodnie było ich stać na samodzielne utrzymanie. Nawet nie po to, żeby częściej się widywali, bo paradoksalnie pod wieloma względami było im wygodniej, kiedy mieszkali osobno. Na tyle blisko, że widywali się zawsze, kiedy tylko mieli ochotę, a jak nie mieli, to się nie widywali. Zrobił to, żeby spalić za sobą wszystkie stojące jeszcze mosty. Podobno nawet nie podał im adresu.

I to właśnie przez takie sprawy czuła się źle. A im cięższe smutki i stresy ją dopadały, tym hojniej napełniała kieliszek, żeby je w nim utopić. I w tym właśnie momencie, w tej konkretnej chwili w której o tym rozmyślała i nie czekając aż jej się polepszy (lub pogorszy, bo i taka była możliwość), postanowiła zerwać z nałogiem. Nieodwołalnie, ostatecznie i natychmiastowo. No tak, to ma sens! Zapewne wszyscy specjaliści w tej dziedzinie będą jej gratulować, a brawom, listom pochwalnym, fanfarom i werblom nie będzie końca! A nie, czekaj… Ale skoro nie potrafiła się powstrzymać przed piciem nadmiernym, to nie będzie pić w ogóle. I zrobi to albo teraz, albo być może już nigdy.

 


 

Mógł wskoczyć w samochód i pojechać gdziekolwiek, ale wolał to wszystko rozchodzić. A ściskający coraz mocniej mróz paradoksalnie tylko ułatwiał mu zadanie, wywiewając z głowy co głupsze pomysły. Ostatecznie, po kilkunastu minutach bezcelowego kluczenia po dzielnicy, dotarł do lokalnego pubu. Przysiadł przy barze, zamówił dużą whisky z lodem, wychylił jednym haustem i od razu poprosił dolewkę. Nie uważał, żeby alkohol miał mu w czymkolwiek pomóc, ale miał to gdzieś. Ewa najwyraźniej nie przejawiała takich obiekcji.

Rozglądał się powoli po stolikach, obserwując siedzące przy nich kobiety, które z powodu okołowalentynkowego pierdolnika zjawiły się tu wyjątkowo tłumnie. Nieważne, czy były ładne czy brzydkie, młodsze czy starsze. Po prostu się im przyglądał. I zastanawiał. Oczywiście, że miewał fantazje seksualne, jak chyba każdy inny facet. Tyle tylko, że w jego przypadku nigdy nie wyszedł z nimi poza ową sferę fantazjowania. Bo najpierw przeszkadzała mu w tym wrodzona, młodzieńcza nieśmiałość. Potem był zapracowanym, młodym japiszonem. Następnie mężem – może i nie do końca szczęśliwym, ale przynajmniej uczciwym i wiernym. Później w ogóle nie miał ochoty na nic, poza coraz skuteczniejszym pogarszaniem swojego i tak złego nastroju i obrzydzaniem wszelkich przyjemności. A teraz był w związku z Ewą. A przynajmniej tak mu się wydawało jeszcze niewiele ponad godzinę temu.

Przerwał na chwilę te egzystencjonalne pierdolety, opróżnił drugą szklaneczkę i znów omiótł wzrokiem salę. Przypomniał sobie czasy młodości. W których niejednokrotnie nachodziła go ochota, żeby chociaż raz spróbować seksu z każdym typem kobiety, jaki tylko przychodził mu do głowy. Może by mu się spodobało, może nie, ale przynajmniej nie żałowałby, że nie spróbował. A w takim dniu żałował szczególnie mocno.

Jaką wybrałby na początek? Może drobniutką, szczupłą, dziewczęcą, w typie stereotypowej Azjatki? Dorodną, temperamentną, z gatunku tych, których tabuny kręciły się (i nie tylko się, bo zwykle kręciły bardzo konkretnymi fragmentami ciała) po gangsta teledyskach? Najlepiej Murzynkę, albo jeśli nie udałoby się takiej spotkać, to chociaż Latynoskę? A może kogoś z przeciwnej strony skali, czyli choćby bladolicego, piegowatego, zielonookiego rudzielca? Albo od razu pójdzie na całość i prześpi z dwiema kobietami naraz, i to najlepiej takimi chętnymi także wobec siebie nawzajem? Bo dlaczego niby nie? No i zostawały jeszcze te najskrytsze, najbardziej perwersyjne marzenia, takie jak na przykład wyuzdana sesja z doświadczoną, zapiętą pod szyję w skórzany, nabijany ćwiekami kostium dominą. Tak czy inaczej, wybór zależał tylko od niego. Tylko czy te czasy, w których brał to wszystko pod uwagę tak na serio, naprawdę przeminęły? Czy nie odczuwał już w ogóle takich potrzeb, czy tylko o nich nie myślał?

Chociaż nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą samym, to nie raz i nie trzy złapał się nawet na tym, że ma ochotę na… Transkę. Z pełną świadomością, kim ona… On… Ta osoba jest. Już nawet mniejsza, czy byłaby bardzo sfeminizowana, czy wciąż lekko androginiczna. Zwłaszcza, że znał osobiście kilka kobiet o takiej urodzie, i nawet jeśli nie do końca trafiały one w jego prywatny gust, to nie mógł odmówić im swoistej atrakcyjności i seksapilu. Dlatego nie było dla niego aż tak istotne, czy jego transseksualna partnerka nosiłaby długie, kobiece włosy, czy raczej buntownicze pixie, ubierała się w dziewczęce sukienki, dżinsy czy sportową bluzkę, albo nosiła mocny makijaż, czy tylko lekko podkreślała oczy. Po prostu miała mu się spodobać. Tak całkowicie subiektywnie, bez oglądania się na zdanie innych. I koniecznie niech będzie aktywna w obie strony, ze wszystkimi tego zadami i waletami. A przede wszystkim ma być zdecydowanie bardziej samoświadoma niż on, bo na pewno potrzebowałby przewodniczki w tym całkowicie nowym dla niego świecie. Cierpliwej, wyrozumiałej i bardzo tolerancyjnej. W tym na jego braki w tolerancji, których miał w tym temacie zaskakująco dużo.

Otrząsnął się i spuścił smętnie wzrok, gapiąc się beznamiętnie w pustą szklankę. W której tym razem nie było pomarańczy.

 


 

Przerzuciła zawartość barku, szafek kuchennych i innych możliwych i niemożliwych miejsc, aż wyciągnęła z nich absolutnie wszystko, co miało jakiekolwiek procenty. Wina białe, wina czerwone, likiery, metaxa, gin, whisky, bourbon, czego tam nie było? Tylko co z tym teraz zrobić? Wylać do zlewu? Miała na to ochotę, ale… Nie znosiła marnotrawstwa. Tak po prostu. A poza tym niech inni też skorzystają z walentynek. W taki, czy inny sposób. Do jednego pudełka włożyła pełne butelki, a do drugiego całe „alkoholowe” szkło. Jego też się pozbędzie.

Zawahała się tylko przy jednej rzeczy, o której po prawdzie zapomniała, że w ogóle istnieje. Była to zalakowana, bodaj litrowa karafka z rżniętego kryształu. W zestawie z niewielkimi, ale ciężkimi literatkami. Prezent ślubny od dziadków ze strony matki, który miała otworzyć na narodziny jej dzieci, a ich wnuków. Oni nie doczekali, a i ona prawdopodobnie też podzieli ich los. Westchnęła smutno na ich wspomnienie. Co ma niby z tym teraz zrobić? Wylać się nie godzi. Zdecydowanie nie. Wypić? Cóż…

Dopiero kiedy wypełniła oba pudła po brzegi, na wszelki wypadek przekładając szkło gazetami, zabrała się za otwarcie butelki. Co okazało się wcale nie takie proste, ale ostatecznie, po kilku próbach, udało jej się odbić stwardniałą plombę i wykręcić szlifowany korek. Powąchała ostrożnie zawartość. Aromat był oszałamiający – przyprawy korzenne, miód, wanilia, a przede wszystkim suszone owoce: od wiśni, przez śliwkę, gruszkę, do czegoś czego nie potrafiła rozpoznać. Kojarzyła, że dziadek często zbierał jakieś dziwne rzeczy, i nawet dawał jej do spróbowania, ale pamiętała tylko tyle, że zwykle jej to nie smakowało. Aronia? Tarnina? Pigwa? Nie miała pojęcia.

Za to wiedziała już, co zrobi. Zdecydowała się na przeprowadzenie terapii szokowej na własnym życiu, nawet jeśli groziło to poważnymi skutkami ubocznymi. Poza tym ten wieczór nie będzie już bardziej dziwny… Nie, nie dziwny. Dziwny to może świat we wiadomej piosence. Grubo popierdolony. Więc jedna więcej, czy jedna mniej nie do końca przemyślana decyzja nie zrobi jej różnicy. Szybko wybrała numer i zaczęła się ubierać.

Przed upływem pół godziny stała już pod bramą, na szczęście nadal otwartą mimo późnej pory. Co prawda taksówkarz nie był zachwycony, kiedy w walentynkowy wieczór kazała mu jechać na cmentarz, a jeszcze mniej jak dowiedział się, że ma na nią zaczekać, ale zapłaciła za kurs z góry i kazała grzecznie siedzieć w aucie.

Usiadła na ławeczce, długo wpatrując się w napisy. Zapaliła znicz, kupiony na szybko w pobliskim sklepiku, i ostrożnie napełniła dwa kieliszki. Daty dzieliło zaledwie kilka tygodni. Skoro za życia byli nierozłączni przez niemal połowę dekady, to i do lepszego świata udali się zaraz po sobie. Dla niej to było trudne nawet do wyobrażenia. Zawartość jednej literatki wylała na porysowaną, zaplamioną zestarzałą stearyną lastrykową płytę, po czym zaraz sama wychyliła drugą. Poczuła słodko-cierpko-taniczny smak, rozchodzący się aksamitnie po podniebieniu. Smak wstydu, winy i żalu. Przetarła brzegiem dłoni zawilgocony kącik oka, nalała jeszcze raz i powtórzyła cała ceremonię. Matko i córko, czy raczej babciu i dziadku, ile to miało procent? Bo kopało mocniej, niż paliwo rakietowe!

Nawet jeśli było to do przesady teatralne i kojarzyło się z cygańskimi zwyczajami pogrzebowymi, to gdzieś głęboko w sobie czuła, że tak trzeba. W końcu wstała, przeżegnała się i oddaliła bez słowa.

Kiedy wróciła do domu, poczuła się dość osobliwie. Z jednej strony była rozdrażniona i zaczynała boleć ją głowa, co było widomym znakiem, że proces metabolizmu etanolu wchodził w fazę „ależ te mewy tupią”. Z drugiej, odczuwała jakieś dziwne poczucie… Spełnienia? Satysfakcji? Pogodzenia się z losem? Z trzeciej, wciąż pozostawała sprawa Adama, który wciąż nie dawał znaku życia.

Karton załadowany butelkami ciążył jej znacznie bardziej, niż świadczyłaby o tym jego faktyczna waga. Do tego jej nadal nie do końca trzeźwy osąd sytuacji, w połączeniu ze zmrożonym chodnikiem, wcale nie ułatwiał zadania. Miała zamiar wynieść wszystko aż pod kontenery na śmieci na sąsiedniej ulicy, ale zamykając za sobą drzwi dostrzegła jakieś wyraźnie młodzieżowe towarzystwo, kierujące się hałaśliwie w jej stronę. Kiedy byli na wysokości furtki, przywołała ich gestem. Trzech chłopaków i cztery dziewczyny, na oko w wieku licealno-studenckim. Razy dwie ręce. Powinno wystarczyć. Szok malujący się na ich twarzach był tak wielki, że musiała im trzy czy cztery razy powtarzać, że to nie jest dowcip. Ani prank. Ani nie dosypała niczego do środka, żeby ich potem wszystkich zgwałcić. I albo wezmą całe to dobro tutaj i teraz, albo nici z podarunku. A na drugi uśmiech losu nawet niech nie liczą.

– Cieszcie się młodością, póki możecie. Tylko korzystajcie z niej rozważnie. Bo nawet jedna taka butelka – powiedziała moralizatorsko niczym podstarzała belferka, która w absolutnie każdej sprawie musi się wypowiedzieć, chociaż olewa ją nawet jej kot – może zmienić wasze życie znacznie bardziej, niż moglibyście się spodziewać. Uwierzcie mi, wiem co mówię!

Miała chyba jakiś problem z wyższą matematyką. Osób było siedem. Razy dwie ręce. Butelek, o ile dobrze policzyła, miało być czternaście. Dość osobliwy przypadek, ale całkiem praktyczny. Skoro każdy dzierżył już dwie przypisane mu sztuki, to skąd została jej jeszcze jedna? Tym bardziej, że z wytartą, czerwono-białą etykietką, wyglądała jak zwykła wódka. Skąd niby? No nic, zapewne kiedyś kupiła „za zapas”. Albo Adam kupił. Zresztą nieważne.

W tej samej chwili spoza linii cienia wyszła jeszcze jedna osoba. Czyli jednak była ich ósemka? Oby nie nienawistna.

Podała jej butelkę prosto do ręki. Co dziwne, mimo panującego zimna, nie ubranej w rękawiczkę. I wtedy podniosła oczy. Kiedy dotarła wzrokiem do dużej, staromodnej broszy wpiętej w połę czarnego płaszcza, przeszył ją przenikliwy chłód. Dalece wykraczający poza to, co pokazywały termometry. Lodowata szpila przerażenia, wbijająca się głęboko w serce. Ozdoba składała się z dużej, szeroko rozwiniętej róży, o płatkach wyciętych w czerwonym koralu i otoczonej srebrnymi listkami, pokrytymi intensywnie zieloną emalią. Które powinny ściśle otaczać kwiat. Przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie w jednym miejscu widniała wyraźna przerwa, jakby jednego liścia brakowało. Bo brakowało. Ostatecznie sama, przed z górą trzydziestu laty, niechcący go urwała.

Ostatnie, co zapamiętała, to nieludzko jasne, jarzące się zimnym blaskiem tęczówki, spoglądające na nią przenikliwie spod ogniście rudej grzywki. A potem już tylko brzęk szkła, wirującą karuzelę świateł, i ostatecznie zalewającą ją ciemność.

 


 

Nawet nie zauważył momentu, w którym ktoś się do niego dosiadł. Z zamyślenia wyrwało go niespodziewane pytanie.

– No hej! Co taki przystojniak jak ty robi sam w taki dzień jak dzisiaj?

Odwrócił się powoli. Właścicielką miękkiego, niemal uwodzicielskiego głosu o wysokim tembrze, okazała się być długowłosa blondynka, obdarzona ogromnymi, niebieskimi oczami. I jeszcze większymi piersiami, pomiędzy którymi pełzł mieniący się złotem, zawieszony na misternie plecionym łańcuszku WUNSZ! To znaczy wąż o rubinowym spojrzeniu, groźnie szczerzący zęby jadowe.

– Nic szczególnego. Mam wolny wieczór i tak sobie siedzę – odburknął. A co niby miał robić? Dumać nad problemem głodu w Afryce Subsaharyjskiej, a w przerwach oddawać się rozważaniom nad hodowlą ślimaka winniczka?

– W takim razie, czy możemy posiedzieć razem? Akurat mamy gdzie – wskazała na stolik, który dziwnym trafem akurat się zwolnił.

– W takim razie nie odmówię – zanim sam zajął miejsce, domówił kolejną łychę, tym razem mocno rozcieńczoną colą. – Ale mógłbym cię zapytać o to samo. Dlaczego tak atrakcyjna kobieta spędza walentynki w jakimś podrzędnym pubie, zamiast cieszyć się tym wieczorem ze swoim ukochanym?

– Może dlatego, że na tym stanowisku akurat mam wakat? – zaśmiała się zalotnie. – A w ogóle, to żebyśmy się za chwilę nie zaplątali w uprzejmościach, przejdźmy od razu na „ty”. Mów mi Lili.

Podała mu na powitanie smukłą dłoń. Dookoła jednego ze szczupłych, wręcz nienaturalnie długich palców, owijał się kolejny gad, tym razem znacznie mniejszy. A podobne mu dwa kolejne, najwyraźniej stanowiące zestaw, zwieszały się z kształtnych uszu.

– Ładna ta biżuteria, taka nie za skromna.

– A dziękować, dziękować. Kurła. A bardziej serio, to ponawiam pytanie z początku.

– Ale co miałbym ci odpowiedzieć? Po prostu postanowiłem spędzić czas tutaj i… To tyle. Dla niektórych to dzień jak każdy inny. Nie ma w tym żadnych podtekstów – oczywiście, że są, ale nie wszyscy musieli od razu o tym wiedzieć.

W takim razie czy miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy resztę tego wieczoru spędzili razem?

– A to zależy, w jaki sposób. Czy może masz jakieś konkretne propozycje? – zabrzmiał raczej niedwuznacznie.

To się jeszcze okaże. Ale nie spiesz się tak. Chociaż… A co byś powiedział na to, gdybyśmy faktycznie za niedługo zostawili ten lokal i udali się w bardziej przyjemne miejsce? Takie ustronne, intymne?

– Lili, ja nic nie mówię, ale teraz to ty mnie poganiasz. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale wiesz… Jeszcze się zmęczę za bardzo i potem nie dam rady – roześmiał się.

Jeszcze kilka godzin temu do głowy by mu nie przyszło, żeby prowadzić rozmowę w ten sposób. Ale widocznie stres, emocje i kolejny drink robiły swoje. Zresztą, czy naprawdę musiał się wstydzić takiej bezpośredniości? Rok temu bronił się jak tylko mógł, a i tak wylądował z Ewą w łóżku. Dlaczego więc dzisiaj nie miałby wprowadzić w życie podobnego planu, tylko tym razem ze zdecydowanie większym zaangażowaniem? To się naprawdę mogło udać! Zwłaszcza, że jego obecna towarzyszka zrobiła na nim dużo lepsze wrażenie, zwłaszcza fizycznie. Nie mógł zaprzeczyć, że ubóstwiał pełną, dojrzałą figurę Ewy, ale… Cóż, musiał też przyznać, że daleko jej było do ideału. A tutaj miał go na wyciągnięcie ręki. Encyklopedyczna klepsydra – talia niby szczupła, ale i dolne i górne krągłości bardzo wyraźnie wyeksponowane. Twarz o niemalże posągowych rysach, bardzo proporcjonalna, z gładką cerą, pełnymi ustami i prostym, smukłym nosem. Makijaż nieprzesadny. Strój elegancki, chociaż dość odważny, tak w kroju jak i kolorze.

– W końcu to ja cię zaczepiłam, więc chyba miałam powód, prawda? Nie mów, że nie wiesz, że wyróżniasz się z tłumu. I to zdecydowanie na plus – komplementowała go.

– Nie będę przecież sam siebie…

– Adam, daj spokój. Skoro już rozmawiamy otwarcie, to może chociaż nie bądźmy fałszywie skromni, dobrze?

– Okej. Jeśli tego chcesz, to proszę. Wiem, jak wyglądam. Ale w takim razie ty też doskonale znasz wartość swojego odbicia w lustrze. Nie mam pojęcia, czy jest to z twojej strony jakaś zorganizowana akcja, i czy masz już jasno określone wobec mnie plany, ale… Nie mówię „nie”. Czy powiem „tak”, to się zobaczy. A właśnie, masz te plany, czy nie masz? – zaśmiał się.

– Pytanie nie trzyma poziomu – odpowiedziała uśmiechem. Bardzo ładnym uśmiechem. Zbyt ładnym. – Dowiesz się w swoim czasie.

Im więcej tego czasu mijało, a poruszane tematy stawały się coraz bardziej osobiste – i odważne – tym wyraźniej zdawał sobie sprawę, że musi rozwiązać trzy kwestie. Pierwsza – Lili aż za bardzo zależało, żeby zakończyć to spotkanie epickim, łóżkowym finałem. Rwała go, nawet się z tym nie kryjąc. Zalatywało mu to albo zdesperowaną gospodynią domową, albo… Panią negocjowalnego afektu? Nie chciał jej przedwcześnie oceniać, tak jak zrobił wtedy z Ewą (i z czego do dzisiaj zdecydowanie nie był dumny), ale coś tu było aż nadto podejrzane. Chociaż gdyby okazało się to prawdą, to mogło mieć nawet i swoje plusy. Nawet jeśli samemu nie skorzystał nigdy z takiej opcji, to jej z góry nie odrzucał. Właściwie to w ogóle się nad tym nie zastanawiał – nie oceniał, nie chwalił, nie krytykował, nie potępiał. Skoro z jednej strony było zapotrzebowanie na płatną miłość bez zobowiązań, a z drugiej nie brakowało chętnych na jej oferowanie, to obie strony w efekcie dostawały to, co chciały. Proste. Nawet, jeśli wyjątkowo kontrowersyjne i niejednoznaczne moralnie.

Tak właściwie, to gdyby naprawdę miał i sposobność, i chęć pójść do łóżka z pro… Z damą do towarzystwa, to czy by skorzystał? A jeśli tak, to w jaki sposób rozwiązałby tę sytuację? Może tak na sam początek, niech zrobi przed nim striptiz. Pokokietuje go trochę i pozachęca. Może nawet on sam ściągnie jej bieliznę, bo dlaczego niby nie? Ostatecznie to ani stringi w ustach, ani pończochy zwieszające się z żyrandola jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Chyba. A co potem? Wspólna kąpiel na pewno. Ale taka bardzo aktywna, połączona z intensywną, oralną grą wstępną. Może nawet od razu pozwoli sobie na wytrysk w ustach, a w czasie, w którym będzie odzyskiwał formę, zajmie się adorowaniem jej ciała? Którego co prawda nie widział z bliska, ale sądząc po kształtach skrywanych pod ubraniem i widocznych fragmentach odsłoniętej skóry, musiało być wręcz boskie.

Tylko co dalej? Miałby skupić się na spełnianiu własnych zachcianek, czy raczej oddać w jej ręce? A jeśli tak, to czy ona wolałaby delikatny, czuły seks, czy raczej ostre traktowanie? Okaże się w trakcie. Na obie możliwości był przygotowany i tak naprawdę oba scenariusze równie mocno by go usatysfakcjonowały. Chyba, żeby w ogóle spróbować czegoś innego? Ewa co prawda była odważna w łóżku i nieraz mówiła mu różne rzeczy, ale nigdy nie przekroczyła pewnej granicy. Nie żeby mu to przeszkadzało, bo i tak chwilami jej dosłowność była wręcz zawstydzająca, ale… Skoro już miał spędzić noc z kobietą, która z założenia będzie spełniała jego zachcianki, to może poprosi ją, żeby trochę poświntuszyła? Albo po prostu jej każe? Niech wejdzie w rolę i zaserwuje mu naprawdę solidną dawkę dirty talku. Będzie go prosić, będzie błagać na kolanach, żeby ją zerżnął. Że jest jego niewolnicą, oddaną całkowicie swemu panu. Albo odwrotnie – niech to ona dominuje. Pobawi się nim, wykorzysta go, być może nawet upokorzy. I niezależnie od tego co tak naprawdę zrobi, niech koniecznie opowiada o tym z najdrobniejszymi szczegółami.

Nie, o kant tyłka rozbić takie rozważania! Nie pasował mu choćby pierwszy argument z brzegu: gdyby Lili naprawdę szukała partnera w celach… Biznesowych, to przede wszystkim nie tutaj, nie w jakimś dzielnicowym pubie drugiej kategorii! Do niej pasował raczej hol gwiazdkowego hotelu w centrum. Więc skąd i po co się tu wzięła? Ale tego pytania nie zdążył już jej zadać, bo najwyraźniej znudzona jego niezdecydowaniem, przystąpiła do kontrataku.

– Podsumujmy: ty masz wolny wieczór. Ja też. Ja na pewno mam ochotę na spędzenie go z tobą. W ogóle na ciebie mam ochotę, bo mi się podobasz. Z twojej strony… Nie będę ci nic sugerować, ale wydaje mi się, że też zrobiłam na tobie odpowiednio dobre wrażenie. Miejsce to też nie problem, zostaw to mnie. Więc powiedz mi wprost, Adam: czy chcesz pobyć dzisiaj ze mną dłużej? Tak, czy nie?

– Słuchaj, Lili… To się jakoś odmienia właściwie? Zresztą nieważne. Nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie, ale czym ty się właściwie zajmujesz? – wyskoczył jak filip z konopi.

– Zasobami ludzkimi. W pewnym sensie.

– Czyli w jakim, jeśli można wiedzieć?

– W takim, że gram z dobrymi mężczyznami w pewna grę, której celem jest sprowadzenie ich na złą drogę – odpowiedziała tonem, który wcale nie wskazywał na to, że miał to być żart. Chyba, że podany na tak zimno, że aż drinki na stoliku szroniały. – Jeśli wygrywam, to oznacza, że wcale nie byli tacy dobrzy, jak im się wydawało. I mają wtedy ogólnie przesrane. Ale jeżeli przegrywam, to… Kto wie, może sam się o tym przekonasz? I to bardzo niedługo, jeśli zechcesz. To jak będzie – chcesz wreszcie, czy nie chcesz pójść razem ze mną?

I tu pojawiała się kwestia druga – Lili w ogóle była jakaś… Dziwna. Okej, być może lubiła mocne, krwistoczerwone stylizacje. I biżuterię we wszechobecne węże. Na razie naliczył cztery, chociaż nie byłby specjalnie zdziwiony, gdyby kolejne kryły się pod ubraniem. Nie chciał dorabiać do tego jakiś niedorzecznych teorii, ale przez głowę przeleciała mu już nawet babilońska nierządnica. No i szedł o zakład, że przedstawiając się, wyraźnie wypowiedziała „t” na końcu. Co w połączeniu z jego imieniem dawało połączenie równie groteskowe, co potencjalnie przerażające. Dobra, za dużo tych absurdalnych skojarzeń! Za dużo stresu, za dużo emocji, a przede wszystkim za dużo rudej wódy na myszach!

Przeniósł wzrok na Lili, bawiącą się słomką od drinka, który nie wiedzieć jak ani kiedy znalazł się w jej ręku. Jasna cholera, jaka ona była… No piękna była. Po prostu. To była kobieta, obok której nie można było przejść obojętnie, niezależnie od wieku, statusu związku, osobistego gustu, a pewnie nawet i płci. W końcu z tego co zauważył, nie tylko mężczyźni odwracali za nią głowy. Czy miał na nią ochotę? Tak. Zdecydowanie większą niż na Ewę wtedy. Czy chciał? O tak! Czy powinien? Hmmm…

Splótł dłonie, podparł się nimi i przymknął na moment oczy. Kiedy znów je otworzył, wiedział już wszystko.

– Przepraszam cię Lili, jeśli miałaś nadzieję na coś więcej, ale chyba muszę odmówić.

Nie dość, że nie okazała zdziwienia, to jakby czekała na taką właśnie odpowiedź.

– Chyba?

– Wiesz, nie chcę cię oszukiwać, ale…

– Ty ją naprawdę kochasz! – przerwała mu w pół słowa.

– W sensie… Ale kogo? – doskonale wiedział, kogo. Ale skąd ona wiedziała?

– Adam, do jasnej cholery, prosiłam cię… Nie udawaj, dobrze? I nie przerywaj mi! Wierz lub nie, ale potrafię rozpoznać takie rzeczy. Nie jesteś sam. Przeciwnie – jesteś z kobietą, która skradła ci serce. Może nie jest wam ze sobą lekko, łatwo i zawsze przyjemnie, ale zależy ci na niej. Na jej szczęściu, za które bez wahania oddałbyś własne. Co zresztą robisz, prawda? Przecież właśnie dlatego tutaj jesteś, zgadza się? Wolałeś odsunąć się na chwilę od swojej ukochanej i w samotności stłumić gniew, niż ją zranić. I przede wszystkim chcesz do niej jak najszybciej wrócić. I przeprosić ją za wszystko, nawet jeśli to nie ty zawiniłeś. Mam rację?

Masz, do cholery. Tylko jakim cudem… A, nieważne. Bo właśnie to była ta trzecia kwestia, którą musiał rozważyć, a którą Lili właśnie poruszyła. Ewa. Nadal nie mógł, ani i po prawdzie trochę nie chciał, tak szybko jej wybaczyć. Zwłaszcza, że dzisiejsza niedyspozycja była raczej kroplą, która przelała kielich goryczy, a nie jednorazowym wyskokiem. Ale gdyby nawet ostatecznie mieli się rozejść, to nie w ten sposób. Nie, na pewno nie.

– Nie mam pojęcia, kim jesteś, skąd to wszystko wiesz, ani jakim przedziwnym zrządzeniem losu się spotkaliśmy akurat tutaj i akurat dzisiaj. I nawet nie wiem, czy wiedzieć. I nie będę tego dłużej przeciągał, i to dla dobra nas obojga. Tak, chciałbym spędzić z tobą ten wieczór. Tę noc. Ale jak sama powiedziałaś – moje serce zostało należy do innej. I to z nią powinienem teraz być. Miałaś rację. Kocham ją. I muszę jak najszybciej do niej wrócić, bo mam jakieś dziwne przeczucia…

Oboje wstali równocześnie, jak na komendę. Ani w momencie w którym to zrobił, ani później kiedy sobie o tym (wielokrotnie) przypominał nie wiedział właściwie dlaczego, ale przytulił Lili. Obejmował ją mocno, chyba nawet za bardzo, i długo. W końcu odsunął się i spojrzał w jej niesamowite oczy.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale dziękuję ci. Nie mam jak się teraz zrewanżować, ale być może jeszcze kiedyś się spotkamy, kto wie? Skoro nasze drogi raz się skrzyżowały, to dajmy ślepemu losowi szansę, żeby zrobił to ponownie.

Odwrócił się, szybko narzucił płaszcz i wyszedł. Przechodząc przez drzwi, poczuł w kieszeni wibrowanie telefonu. Skupiony całkowicie na nim nie zauważył, że wciąż stojąca na środku sali Lili przytknęła powoli palce do karminowych ust i przesłała mu całusa na pożegnanie.

– Kto wie, Adam. Kto wie? Chociaż po prawdzie dla ciebie byłoby lepiej, gdyby to nigdy nie nastąpiło – powiedziała do siebie, uśmiechając się smutno.

 


 

Czując coraz mocniejsze szturchanie w bok, otwarła powoli oczy. Leżała, czy raczej półleżała na czymś zimnym i twardym, podtrzymywana przez obce ręce.

– Proszę pani! Halo! Dobrze się pani czuje? Może zadzwonić po pogotowie? – stojący obok chłopcy przekrzykiwali się nawzajem.

– Co? Jak ja… – nadal nie wiedziała, co się dzieje.

– Poślizgnęła się pani i upadła. Na szczęście nic się nie stało! Dobrze że obok był żywopłot, bo inaczej uderzyłaby pani głową w chodnik! Na pewno nic nie boli? Może jednak wezwiemy lekarza?

– Nie, chyba nie… – usiadła, a zaraz potem, podpierana przez dwóch najbardziej rosłych młodzieńców, ostrożnie wstała – Pamiętam tylko, że dawałam ostatnią wódkę takiej… Rudej dziewczynie w czarnym płaszczu. A potem…

– Czy na pewno z panią wszystko w porządku? Bo to mnie pani podawała tę butelkę. – odpowiedział jej wysoki, nerwowy głos. Jego właścicielka nie miała czarnego płaszcza, tylko ciemnogranatową kurtkę, a kolorowa plama na jej piersi nie była broszką, tylko logiem firmy. Na wystających spod czapki brązowych włosach wciąż było widać resztki pomarańczowych, a nie rudych pasemek, a błyskające refleksy pochodziły nie z samych oczu, ale szkieł okularów w cienkich oprawkach, odbijających światło sąsiedniej latarni. – Ale że trzymałam już dwie i nie miałam jak wziąć trzeciej, to pani do mnie podeszła żeby mi pomóc, i się poślizgnęła. Tutaj jest lód na chodniku, proszę spojrzeć, o! – wskazała na lśniący fragment, na którym wciąż leżało rozbite szkło.

– Dziękuję wam i… Przepraszam. Chciałam wam zrobić prezent na walentynki, a teraz się przeze mnie stresujecie. Ale już wszystko dobrze. Dziękuję raz jeszcze. Możecie… – rozejrzała się dookoła, licząc ich po raz kolejny, i po raz kolejny uzyskując taki sam wynik, jak za pierwszym razem. Pochyliła się i podniosła największy fragment szkła z rozbitej butelki, trzymający się tylko dzięki etykiecie. „12 ouzo”. – Możecie iść. Ja muszę wrócić do domu.

Nie byli specjalnie przekonani, ale podziękowali raz jeszcze za niespodziewane podarki, zamknęli za sobą furtkę i po chwili zniknęli za rogiem. A ona wbiegła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi i jak najszybciej zamykając wszystkie zamki. Odetchnęła kilka razy głęboko i przeciągnęła po twarzy wciąż drżącymi rękoma. Nie, niemożliwe! To wszystko jej się przywidziało! Zbyt dużo przeżyć jak na jeden wieczór! Zdecydowanie! Alkohol, awantura, i jeszcze ten cmentarz… Adam Adamem, ale musi wypocząć, bo jest z nią naprawdę źle. Wyszorowała się porządnie, przebrała w koszulę nocną i bez zwłoki poszła w kierunku sypialni.

Przedwcześnie. Pomimo starań, była zbyt roztrzęsiona, żeby tak po prostu zasnąć. Zwłaszcza jedna myśl nie dawała jej spokoju. Przecież to niemożliwe, żeby tak dobrze zapamiętała kształt biżuterii, której nie widziała od czasu, kiedy chodziła do podstawówki! Poza tym nie zgadzała jej się ani fryzura, ani tym bardziej kolor włosów! Nie mogąc dojść do żadnych sensownych wniosków, wzięła telefon i zadzwoniła do jedynej osoby, która mogła jej pomóc.

– Hej mamo, co u ciebie? Wszystko dobrze? Słuchaj, dzwonię bo… – starała się mówić jak najspokojniej, ale bez większego efektu.

– Ewuś, kochanie, wiesz która jest godzina? – usłyszała w słuchawce wyraźnie zaspany, starczy głos. – Stało się coś ważnego?

– Tak… To znaczy nie… Nieistotne. Mam pytanie – czy pamiętasz taką dużą broszkę z różą, którą miała babcia?

– Naprawdę po to dzwonisz? Nie mogłaś zaczekać do jutra? Jestem zmęczona i…

– Tak, po to! Muszę to wiedzieć teraz! Muszę! – przerwała gwałtownie i raczej mało kulturalnie.

– Tak, pamiętam. Chyba od dziadka dostała. A to czasami nie była ta, którą zepsułaś, jak byłaś mała? I potem mnie też się oberwało, że cię nie upilnowałam?

– Tak, ta sama. Wiesz, gdzie jest?

– Wiem. Ale… Ewa, po co ci to?

– A co to za różnica? – burknęła.

– Bo jeśli chciałabyś ją obejrzeć, to masz problem – odpowiedziała wyraźnie nadąsana. – Babcia chciała, żeby ją z ta broszką pochować.

– Aha… – westchnęła. Czyli nie tędy droga. – To jeszcze powiedz mi, jakie włosy miała, kiedy była młoda?

– Ewa, no ja cię proszę! Czyś ty oszalała?

– Mamo, przestań! To dla mnie ważne! Bardzo ważne, rozumiesz? – znów ogarniała ją panika.

– Ale nie krzycz na mnie, dobrze? Daj mi chwilę… Nie wiem, nie pamiętam…

– To sprawdź na zdjęciach! Pamiętam, że mieliście album! Tam na pewno będą stare fotografie, przejrzyj je i mi powiedz! – była coraz bardziej zdesperowana i coraz mniej grzeczna. – Dzisiaj! Teraz!

– Ewa, ja nie wiem co się z tobą dzieje, ale jeśli się źle czujesz to… Zresztą nieważne. Zaczekaj, daj mi z pięć minut.

Jedna minuta, dwie, pięć, siedem. W końcu telefon znów ożył.

– Tak, tak, jestem! I co, masz?

– Mam. Tylko nie pomyślałaś, że wtedy kolorowe zdjęcia były u nas rzadkością? – spytała matka, z mieszanką złośliwości i politowania. – Przecież nawet moja ślubna fotografia było czarno-biała! Ale masz szczęście. I to chyba większe, niż myślisz. Bo czasami zakłady ręcznie kolorowały odbitki. Co prawda skóra wyglądała wtedy trochę sztucznie, ale barwy ubrań czy włosów powinny być wierne. I akurat mam takie ujęcie, chyba z jarmarku czy innego odpustu. Patrz, zapomniałam jaki dziadek był przystojny, w długim szynelu i z wąsem wyglądał jak…

– Mamo! Jaki kolor!? – krzyknęła łamiącym się głosem.

– Rudy, Ewa. Rudy. A jak cię to tak bardzo interesuje, to nosiła grzywkę opadającą na oczy!

Ostatkiem sił – oraz zdrowego rozsądku – zakończyła rozmowę. Czując rosnącą gwałtownie bryłę lodu w żołądku, schowała się cała pod kołdrą i roztrzęsionymi jak w delirce palcami wybrała numer Adama.

 


 

Może i nadal nie do końca wybaczył Ewie, ale w jej głosie było coś takiego, że zrobiło mu się zimno nie tylko od hulającego wiatru. Co prawda ani temperatura, ani oblodzone chodniki nie sprzyjały sprintom, ale w jakiś bliżej niewytłumaczalny nie zaliczył po drodze żadnej latarni.

Wpadł do sypialni nawet nie zdejmując butów. Kiedy wreszcie wyplątał Ewę spod zwiniętej w kłąb kołdry, autentycznie się wystraszył. Blada jak sama śmierć, z przekrwionymi, zapadniętymi oczami, w momencie wskoczyła mu w ramiona, drżąc jak osika.

– Ewa, powiedz mi co się stało, bo nie…

– Kocham cię, Adam. Kocham! Kochamkochamkocham…– odpowiedziała ledwo słyszalnym, łamiącym się szeptem. – Tylko bądź przy mnie. Błagam! Zostań! Nie dam sobie bez ciebie rady. Wszystko ci powiem. Ale nie dzisiaj. Nie chcę, nie mogę, nie mam siły…

– Dobrze, tylko puść mnie. Muszę wyjść na moment.

– Rozumiem. Ale jeśli już chcesz mnie zostawić, to nie teraz…

– Nawet tak nie mów! Z pokoju muszę wyjść, a nie z twojego życia – zapewnił ją, chociaż sam wciąż nie był do końca przekonany. – Jestem po całym dniu i nie miałem nawet kiedy się ogarnąć. Ale wrócę co ciebie za kilka minut. Obiecuję.

Co prawda wszystko co musiał zrobić trwało ostatecznie nieco dłużej niż przewidywał, ale kiedy wreszcie wskoczył pod kołdrę w czystych bokserkach, poczuł że Ewa czuła się już lepiej. Czy raczej mniej źle. Przynajmniej jeśli chodzi o stan fizyczny – oddychała już spokojnie, nie pochlipywała, nie trzęsła się. Co nie zmieniało faktu, że nadal nie wyjaśniła mu ani jednym słowem, co tak właściwie się stało. Nie był też pewien, czy wytrzeźwiała do końca, ale nawet jeżeli nie, to nie dawała po sobie tego poznać. A i jemu wciąż lekko szumiało w głowie, więc tym bardziej nie miał zamiaru roztrząsać tematu.

Zgasił lampkę nocną i przytulił się do Ewy od tyłu, czując całym sobą jej miękkie, ciepłe ciało, skryte pod satynową koszulą nocną i czule objął, kładąc dłoń na jej miękkim, ciepłym brzuchu. Była czysta, ładnie pachniała i… Chociaż nie chciał tego przyznać, to oczywiście znowu pociągała go tak mocno, że aż musiał się od niej lekko odsunąć. Był tak skołowany tym całym dniem, że ani nie liczył, ani nawet nie miał specjalnej ochoty na seks. Cała ta sytuacja zmęczyła go i zestresowała do tego stopnia, że jednego czego tak naprawdę potrzebował, to długi, mocny sen. Wszystko wyjaśnią sobie jutro. I z tą myślą zamknął oczy, wdychając kwiatowy zapach jej odżywki do włosów.

Nie na długo.

– Śpisz? Adam?

– Teraz już na pewno nie – odpowiedział półprzytomnie.

– Bo tak się zastanawiam… Przepraszam jeszcze raz i…

– Ewa, miejże litość! Mówiłaś mi to już tyle razy, że wystarczy na następne pół roku. Jak naprawdę chcesz mi coś powiedzieć to tu i teraz.

– No chcę. Ale nie powiedzieć.

I w tej samej chwili poczuł jej rękę, raczej jednoznacznie gmerającą w okolicach jego majtek.

– Ewa, ja nie wiem czy…

– Nic nie mów! Kochaj się ze mną – poprosiła go tak żarliwie, jakby zależały od tego losy świata.

Na przyszłość będzie musiał popracować na siłą woli, bo zdecydowanie zbyt szybko dał się przekonać. Zresztą Ewa też podejrzanie szybko nabrała ochoty, ale nie miał siły na jakiekolwiek dalsze dyskusje – po prostu zsunął bokserki, odchylił jej pośladek i wsunął się w nią ostrożnie. Okazało się, że była tak mokra i chętna, że od razu przyjęła go do samego końca. Podciągnął krawędź koszulki, żeby nigdzie się nie plątała, i objął Ewę ramieniem. Może i taka łyżeczkowa pozycja super sprawdzała się w pornosach, zapewniając doskonałe widoki, a we wszystkich poradnikach była opisywana jako idealna dla spokojnych, czułych kochanków, ale osobiście za nią nie przepadał. Fakt, do leniwych przytulasków nadawała się jak mało która, ale do seksu już nie bardzo. Zwłaszcza, że Ewa była znacznie szersza w biodrach i wchodził w nią pod dziwnym, niewygodnym kątem. Ale podejrzewał, że wszelkie kombinacje ze zmianą ich wzajemnego ułożenia, połączone z koniecznym w taki przypadku odrzuceniem kołdry, nie byłyby w tej sytuacji najlepszym pomysłem.

W końcu Ewa sama nie wytrzymała tej gimnastyki, odsunęła lekko, rozebrała do naga i położyła na płask na brzuchu. Usiadł na niej powoli, przylegając cały do jej pleców. Dopiero teraz było mu naprawdę wygodnie. Oparł ciężar na łokciach i częściowo zgiętych kolanach, mogąc swobodnie kontrolować siłę i głębokość pchnięć, a w razie potrzeby szybko się podnieść. Całował jej kark, uszy i policzki, nigdzie się nie spiesząc. Szczególnie, że praktycznie w ogóle nie kochali się w ciemności, więc tym bardziej miał zamiar nacieszyć się tymi nowymi doznaniami. Skupiał się na słodkawym smaku jej skóry, miękkiej fakturze włosów, lekko świszczącym oddechu.

– O tak, jest mi tak dobrze… Pragnę cię Adam i nie wiem, jak dałabym sobie radę bez ciebie… Zawiodłam cię, ale…

On miał być cicho, ale samej Ewy najwyraźniej to nie dotyczyło. Przyłożył dłoń do jej policzka, rozchylając delikatnie wilgotne wargi, kończąc całkowicie zbędne w tej chwili wywody. I jednocześnie naparł na nią od tyłu swoim ciężarem, mocno i głęboko. Sapnęła głośno, po czym znienacka wciągnęła jego palec w usta. Ssała go mocno, wodząc językiem po opuszce. Podnieciło go to tak nagle i niespodziewanie, że nie zdążył w porę zareagować.

– Przepraszam Ewa, ja chyba…

– Skończ we mnie!

Nie kochali się przez kilka dni, więc spodziewał się, że orgazm będzie intensywny i obfity, ale nie aż tak. Co prawda nie widział wiele, ale czuł że zalał nie tylko całą kobiecość Ewy, ale i jej uda. Nie wspominając o prześcieradle. Dopiero po kilku dłuższych chwilach był w stanie się poruszyć, ale został powstrzymany wpół drogi.

– Zostań, proszę.

– Nie mogę już Ewa, nie już dam rady – wysapał.

– Ale ja chcę! Chcę więcej! Chcę żebyś wszedł mi w… Wiesz…

Wiedział. I sama ta myśl działała na niego tak podniecająco, że pomimo nieludzkiego zmęczenia byłby w stanie to zrobić. Ale nie chciał, nie teraz, nie po tym wszystkim i nie w ten sposób. Dlatego tylko wysunął się powoli i przysiadł na zgiętych nogach, starając się nie poplamić pościeli jeszcze bardziej, niż już to zrobił.

Było ciemno, ale nie na tyle, żeby nie widział zupełnie nic. Zwłaszcza, kiedy to „nic” znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Wielki, wypięty w jego kierunku, uniesiony na zgiętych kolanach tyłek Ewy. I jej palec, najpierw zbierający jego nasienie ściekające spomiędzy płatków kobiecości, potem rozprowadzający je po pośladkach, aż w końcu znikający pomiędzy nimi.

– Jeśli masz wątpliwości, to nie musisz się niczego bać, jestem czysta. I chcę. Rozumiesz, chcę żebyś mi to zrobił! Drugi raz nie poproszę!

Odsunął jej dłoń. Wszedł pomiędzy jej rozchylone wargi, zbierając swoją nabrzmiałą męskością własną spermę, oklejającą bujne owłosienie. A potem jednym ruchem wbił się w jej rozchyloną dupę. Jęknęła tak głośno, że aż się przestraszył, ale dała radę utrzymać go w sobie. Odczekał chwilę, po czym najpierw powoli, jak najostrożniej, a potem coraz szybciej zaczął się w niej poruszać.

Dopiero wtedy uświadomił sobie, że to był tak naprawdę ich pierwszy anal. Co, gdyby się nad tym lepiej (żeby nie powiedzieć głębiej) zastanowić, było raczej dziwne. Przecież uwielbiał wylizywać tyłeczek Ewy, a ona równie chętnie go dla niego nadstawiała, więc zajmowali się nim aż nadto regularnie. Do tego nie raz i nie dziesięć pieścił ją tam palcem, a kilka razy zdarzyło się nawet, że i niewielkim wibratorem, praktycznie za każdym razem sprawiając jej szalony orgazm. Ale nigdy nie zdecydowali się na pełny stosunek analny. Dlatego właśnie czuł jednocześnie ogromne podniecenie i ekscytację. A także złość, a w pewnym stopniu i zawód. Naprawdę nie chciał, żeby to się tak odbyło. Najpierw miał ochotę spędzić z Ewą przyjemny, przeznaczony tylko dla ich dwojga dzień. Może wyszliby do kina, może na kolację do lokalu, może nawet wykupiliby wspólny masaż dla par? Potem sprawiłby jej delikatną rozkosz, żeby się w pełni zrelaksowała, następnie dobrze nawilżył i powoli rozciągał, a dopiero na końcu wszedł pomiędzy jej rozłożyste krągłości pośladków, oczywiście w zabezpieczeniu i…

– Jeszcze Adam, jeszcze! Nie bój się!

– Ale nie chciałbym cię skrzywdzić…

– Przestań! Chcę tego! Jestem taka napalona! Jestem… Wszystko dobrze?

Musiał na chwilę przerwać. Może i wystrzelił ledwie kilka minut wcześniej, ale znów balansował na samej granicy rozkoszy.

– Naprawdę? Aż tak bardzo? To właśnie w tej chwili wsuwam w siebie palce, Adam… – szeptała do niego cicho, kokieteryjnie. – Biorę w nie twoje nasienie i rozcieram na swojej łechtaczce… Czuję się tak wspaniale! A ty wtedy przyspieszasz, o tak jak teraz! Wiem, jak cię podnieca mój tyłeczek, jak… Aż tak bardzo? Mój wielki, owłosiony, gorący tyłek? Cała śliska od twojej spermy? Rżnij mnie w nią! Mocno! – jej głos był coraz głośniejszy i coraz bardziej władczy. – Złap mnie za włosy! Klepnij! Jeszcze raz! Nie bój się! Wchodź we mnie głęboko! Mocniej powiedziałam! Ruchaj mnie w dupę! Jesteś taki duży i twardy, wypełniasz mnie całą! – teraz już praktycznie krzyczała – Ja jestem w sobie już trzema palcami! Taka napalona, taka mokra i zaraz… O mój Boże, ja nigdy jeszcze…

Faktycznie, jeszcze nigdy nie widział, żeby jakakolwiek kobieta przeżyła coś takiego. Oczywiście nie raz przekonał się już, jak dziki i nieokiełznany temperament drzemie w ciele Ewy. I jak szerokim wachlarzem doznań dysponuje. Ale tym razem przeszła samą siebie. Zaczęła się cała trząść, tak mocno że aż musiał ją przytrzymać i wcisnęła twarz w poduszkę, kwicząc przeraźliwie. Nie, nie dało się tego odgłosu inaczej nazwać – no chyba, że kwiczeniem pomieszanym z wysokim, gwałtownym wrzaskiem, przechodzącym w gardłowy charkot. I zdawało mu się… Nie, nie zdawało. Po jego udach zaczęło spływać coś, co na pewno nie pochodziło od niego samego.

– Ewa, czy wszystko…

– Adam, zamknij się! I nie przestawaj! Jezu, czuję że…

Napięła się ponownie. Tym razem nie wierzgała tak gwałtownie i głośno, ale bez wątpienia przeżyła drugi orgazm, zaledwie w kilka chwil po pierwszym. Albo to był jeden, ale wyjątkowo długi? Tak się w ogóle da? Będzie musiał o to zapytać po wszystkim. O ile dożyje, bo sam też już ledwo dyszał.

I właśnie wtedy ścisnęła go tak mocno, że jedno co mógł zrobić, to postarać się nie zemdleć. Co nie do końca się udało.

 


 

– Wstaje moja księżniczka? Czy nie wstaje?

– Ale że co?

– To, że niedługo południe. Śniadanie czeka!

– Jakie śniadanie? Ja nic nie wiem…

– A co ostatniego pamiętasz?

– Eee…

A myślała, że to ona przesadziła. Ale Adam chyba naprawdę nie kojarzył, co się stało. Zresztą co miał kojarzyć, skoro bez życia padł na łóżko, nie dając się w żaden sposób dobudzić? W pewnym momencie aż się przestraszyła, bo ani jej głos, ani szturchanie, ale zapalenie światła nie dawały żadnych efektów, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to po prostu zapadł w bardzo głęboki sen. A skoro tak, to skorzystała z okazji i odwiedziła łazienkę.

– Przypominam sobie! – odrzucił nagle kołdrę, jakby sprawdzając, czy wszystko pod nią jest na swoim miejscu. – Ale jak…

– A co to, bokserek ci nie założę? Albo pościeli nie zmienię?

– Aż tak mocno spałem? Co ty właściwie zrobiłaś?

– Powiedzmy, że nawet cię odświeżyłam. A przynajmniej na tyle, na ile mogłam przy pomocy nawilżanych chusteczek – roześmiała się. – Dobra, ale koniec tego dobrego. Tyle razy to ty mi wszystko rano przygotowywałeś, że teraz moja kolej!

Wstała na chwilę, pohałasowała, po czym wróciła do sypialni ciągnąć za sobą niewielki barek na kółeczkach. Skoro i tak nie będzie już wykorzystywać go zgodnie z przeznaczeniem, to niech się przyda jako ruchomy stoliczek. Po prawdzie uważała śniadanie podawane do łóżka za mocno przereklamowane, bo ani to było wygodne, ani praktyczne (o późniejszym sprzątaniu nie wspominając), ale naprawdę była mu to winna. A co jeszcze istotniejsze, od samego początku musiała wywrzeć na Adamie jak najlepsze wrażenie. W końcu oboje doskonale wiedzieli, że czeka ich bardzo poważna rozmowa. I to najpewniej nie jedna. Ale najpierw bułeczki maślane, szynka, ser, dżem… I oczywiście wielki dzbanek czarnej jak dupa samego Dupcypera kawy.

 


 

 


Wiedział, że to nie będzie łatwe ani dla niego, ani tym bardziej dla niej, ale nie spodziewał się aż takiej lawiny emocji, jaka zeszła z Ewy. Mówiła powoli, łamiącym się co chwila głosem relacjonując wydarzenia zeszłego wieczoru, a on słuchał jej cierpliwie, nie przerywając ani nie dopytując o szczegóły. Chociaż za każdym kolejnym, coraz bardziej nieprawdopodobnym zwrotem akcji, miał coraz większą ochotę wsadzić Ewę w samochód i zawieźć do lekarza. Takiego od głowy. O ile nie było już za późno. Nie, nie wierzył w tę cała historyjkę o nagłej przemianie, o jakiś bliskich spotkaniach trzeciego stopnia, o przeznaczeniu i nie wiadomo czym jeszcze.

 

Tylko dlaczego właściwie miałaby go oszukać? Nie, że była wyjątkowo prawdomówna, bo już się o tym przekonał i to całkiem niedawno. Ale okłamywałaby go w akurat taki sposób? Bez sensu. Co to jest, jakieś budżetowe „P jak paranormal acvivity”? Nawet taki drobiazg jak wygląd tej… Osoby, którą niby zobaczyła, nie trzymał się kupy. Czy w ogóle taki ktoś mógł być na tyle… „materialny”, że można dać mu coś do ręki? Albo tak szczegółowy, że możliwe jest dokładnie rozpoznanie choćby biżuterii? Nie miał bladego pojęcia. Zresztą to wszystko były pytania raczej do księdza, względnie innego specjalisty od zjawisk nadprzyrodzonych, a nie do niego.

Ostatecznie stwierdził, że jakiekolwiek dalsze zastanawianie się nad tą konkretną częścią opowieści nie ma absolutnie żadnego sensu. Natomiast wyjątkowo zainteresowała go inna część historii. Ta o seksie z dwoma facetami naraz. Podana mu z naprawdę soczystymi szczegółami. Z których niektóre, o ile dobrze zrozumiał, dziwnie pokrywały się z ich ostatnimi łóżkowymi wyczynami.

Ale najpierw odwdzięczył się szczerością za szczerość. Opowiedział o wizycie w barze, o swoich rozmyślaniach, nawet o fantazjach. A przynajmniej o ich części. I przede wszystkim o niezwykłym spotkaniu niezwykłej osoby. O ich długiej rozmowie, o wątpliwościach jakie go ogarnęły, i o wnioskach na przyszłość, do jakich doszedł. Czy raczej razem doszli, bo bez obecności Lili prawdopodobnie… Nie, na pewno nie dałby sobie z tym wszystkim rady.

Ewa nie była tak spokojną słuchaczką i co chwila mu przerywała. Za którymś razem poirytowało go to na tyle, że postanowił odpowiedzieć pytaniem na pytanie.

– Chciałbym się dowiedzieć czegoś o twojej… Tej przygodzie z dwoma…

– Wiedziałam! Wiedziałam, że nie powinnam ci tego mówić! – zaczęła panikować.

– Przestań i daj mi skończyć. Nie mam najmniejszego zamiaru prawić ci teraz morałów! Ale uprzedzam, o jedno zapytam wprost – jak bardzo byłaś wtedy gruba?

Sądząc po jej minie, zdecydowanie nie tego się spodziewała. Fakt – mógł spytać o wszystko, a interesowało go właśnie to.

– No… Miałam ze dwadzieścia kilo więcej niż teraz. Chyba nawet lepiej, może i trzydzieści? – zastanowiła się na głos. – Taka… O taka byłam… – zarysowała rękami swoje ówczesne kształty, miejscami dość znacznie odstające od obecnej linii wyznaczającej granice jej i tak obfitego ciała. – Ale dlaczego właściwie to takie ważne dla ciebie? Nie chcesz mnie już?

– A ty znowu swoje! Po prostu jak sobie ciebie wyobraziłem taką… Pełniejszą i… Młodą, to… Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale zazdroszczę tamtym dwóm. Nie, oczywiście nie tego, że cię wykorzystali! Nie patrz tak na mnie! Zdaję sobie sprawę, jakie to musiało być dla ciebie traumatyczne przeżycie! Natomiast żałuję trochę że… Oni cię wtedy widzieli, że mogli dotknąć… Przepraszam. Po prostu nabrałem na ciebie takiej ochoty, że…

– Ale jak to? Po tym wszystkim, co ci powiedziałam? – tym razem jej zdziwienie było autentycznie szczere.

– Daj spokój! Każdy był kiedyś młody i głupi. A niektórym ta głupota to i na starość zostaje. O tym, co się zdarzyło wczoraj jeszcze porozmawiamy. Nie, nie stresuj się tak! Złożyłaś mi obietnicę, a ja ci wierzę. Znowu. Mam nadzieję, że tym razem tobie wystarczy silnej woli, a mnie cierpliwości – uśmiechnął się. – Ale tak na teraz, to naprawdę mam chęć znowu się z tobą kochać.

– Teraz? Tutaj?

– Tak. Chodź ze mną do sypialni. Po prostu zdejmij majtki i usiądź na mnie. Tyłem. Chcę cię wylizać. Wszędzie.

– A może miałbyś ochotę na powtórkę z wczoraj?

 


 

Tym razem nie musiała pytać dwa razy. Adam zgodził się tak ochoczo, że aż musiała go przystopować. Zwłaszcza, że tym razem miała zamiar przygotować się do wszystkiego naprawdę porządnie. Na szczęście wczorajsza deklaracja o czystości nie okazała się być złożona na wyrost, ale tym razem wolała nie ryzykować. Dlatego właśnie wysłała Adama do jednej łazienki, a samemu zajęła drugą. W końcu są sprawy, które należy załatwiać na osobności.

Trzymała w rękach niewielkie, metalowe pudełeczko w kształcie serduszka. Wciąż była zestresowana przeżyciami ostatnich godzin, ale szczęśliwie zanosiło się na to, że udało im się wspólnie przezwyciężyć kryzys. A nawet jeśli nadal mieli sobie wiele do wyjaśnienia, to w najbliższym czasie miała zamiar skupić się na zdecydowanie innych doznaniach. I dlatego zrobi Adamowi dodatkową przyjemność i specjalnie przystoi się w prezent od niego. Wciągnęła na siebie czerwone stringi, specjalnie wycięte tak żeby nie trzeba było ich zdejmować, dołożyła do nich satynowe, samonośne pończoszki i dopiero wtedy udała się do sypialni. Po drodze poprawiając niesforne, stanowiące ostatni element zestawu nasutniki.

Spodziewała się, że Adam będzie na nią czekał w pełni gotowy, ale żeby aż tak? Rozłożony nago na grubym, puszystym kocu, otwarcie eksponujący swoje… Walory. Wyjątkowo okazałe i jednoznacznie chętne do dalszej współpracy. Wiedziała, że rzuciłby się na nią od razu, ale postanowiła jeszcze go pozachęcać. Oparła się o futrynę i trochę poprzeciągała, a potem stanęła na środku pokoju i chwilę zatańczyła. A raczej odstawiła coś, co z założenia może i miało być tańcem erotycznym, ale pozbawione oprawy muzycznej i odpowiedniej koordynacji ruchowej, przypominało raczej podrygiwanie spłoszonej foki.

Foczka czy uchatka, ważne że skuteczna. Czego najlepszym przykładem był dotyk Adama, który poczuła na wewnętrznej stronie ud. Przez chwilę myślała, że to była jego dłoń, ale nie… Chciała się obrócić przodem do niego, ale przytrzymał ją mocno od tyłu. Jedną ręką podtrzymał jej krągły brzuszek, a drugą zaczął ugniatać piersi, jednocześnie całując kark. Bardzo to lubiła, ale dzisiaj miała ochotę na coś zdecydowanie odważniejszego, dlatego zachęciła go, żeby od razu zaczął schodzić niżej. Przez ramiona, plecy, aż do pupy. Dopiero, kiedy klęknął za nią i zaczął rozchylać pośladki, stwierdziła że chyba jednak ciut za bardzo się spieszą. Ale skoro już był na podłodze, to postanowiła skorzystać i z tego.

Ustawiła się przodem nad Adamem, jedną nogą wciąż stojąc na podłodze, a drugą opierając zgiętą na krawędzi łóżka. Złapała go – na tyle, na ile pozwalały krótkie włosy – i wcisnęła jego twarz w swoją kobiecość. Czuła energiczny język, wciskający się pomiędzy płatki, i namiętne usta, pożądliwie ssące łechtaczkę. Musiała przyznać, że taka władcza i dominująca poza bardzo jej się podobała. Może w przyszłości zacznie jeszcze odważniej eksplorować te rejony ich relacji? Oczywiście w pewnych granicach, bo jakoś nie wyobrażała sobie, żeby miała go przywiązać szalikiem do stołu i lać nieheblowaną dechą po dupie.

Mimo usilnych starań, nie udało się jej powstrzymać wybuchu śmiechu, co nie uszło uwadze Adama. Zaciekawiony wysunął się spomiędzy jej nóg, i spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

– Nie przeszkadzaj sobie! – zachęciła go, nadal w wesołym nastroju. – Albo wiesz co, może połóż się na plecach?

Bez dalszych wstępów przysiadła nad nim tyłem, po czym pochyliła się i wzięła penisa w usta. Lizała go delikatnie, powoli, nigdzie się nie spiesząc. Ssała czule jego męskość, zbierając językiem nadmiar spływającej śliny, a raz czy dwa nawet nasunęła się głębiej, czując go aż na wewnętrznej stronie podniebienia. Ale nie mogła przesadzać, bo wiedziała doskonale, jak dużego zapasu energii – a także spokoju, żeby wszystko nie skończyło się zbyt szybko – Adam będzie jeszcze potrzebował.

Kiedy była już wystarczająco podniecona, obróciła się i dosiadła go na jeźdźca. I chociaż miała ogromną ochotę od razu pogalopować z nim w kierunku zachodzącej rozkoszy, zadowoliła się powolnym, płytkim kołysaniem. Tym bardziej, że rozsunięte paski stringów może i wyglądały niesamowicie podniecająco, ale zdecydowanie nie były szczytem wygody – wrzynały się głęboko w jej miękkie ciało, ciągnęły za włoski i generalnie nie pomagały w skupieniu. Ale czego się nie robi dla urozmaicenia pożycia? Przyciągnęła Adama blisko do siebie, nadstawiając piersi do wycałowania. A jeśli będzie chciał zająć się sutkami, to samemu ściągnie sobie z nich ozdoby. Najlepiej zębami.

W końcu położyła się wygodnie na plecach, podkładając zwiniętą poduszkę pod pupę i przymykając powieki.

– Wycałuj mnie. Ale tak naprawdę delikatnie.

Zgodnie z jej prośbą, Adam dopieszczał ją wyjątkowo subtelnie. Czuła jego ciepły, mokry język, przesuwający się po wewnętrznej stronie jej ud. Zbierający wypływającą z jej wnętrza, lepką wilgoć, którą następnie rozprowadzał po całej kobiecości. Jego usta, skubiące falbanki jej płatków i ssące nabrzmiałą łechtaczkę. Jej przyjemność narastała może i powoli, ale bardzo konsekwentnie. W końcu obejmował ją cała swoimi ustami, dokładnie tak jak lubiła. Teraz wystarczyło już tylko, że zachęciła go zachęcić Adama, żeby potarł swoimi palcami jej rozbudzone, twarde sutki.

Była tak dogłębnie zrelaksowana i rozluźniona, że gdyby zdarzyło jej się to kiedy indziej, prawdopodobnie przykryłaby się teraz kocem i zdrzemnęła. Ale teraz miała ochotę na więcej. Na zdecydowanie więcej. Podciągnęła pupę wysoko do góry, przytrzymując zgięte nogi pod kolanami. Nie była to może najwygodniejsza pozycja, ale dzięki niej otwierała się przez Adamem tak bardzo, jak tylko była w stanie. Teraz pozostawało już tylko czekać, aż się nią zajmie. Czekać i czekać i…

– Adam, wszystko dobrze? Bo chyba nie jestem…

– Jesteś taka śliczna – usłyszała rozmarzony głos. – Mógłbym tak na ciebie patrzeć bez końca, podziwiać twoje cudne ciało, twoją…

– Ale przecież nie jestem idealna, wiesz o tym!

– Dla mnie jesteś. I chcę, żebyś to wiedziała.

Oparł się ramionami na jej nogach, podnosząc je jeszcze mocniej i szerzej.

– Nie tak mocno…

– Ale tak mnie to podnieca! Uwielbiam cię taką! – chwycił ją za biust i zaczął ssać sutki. – Twoje wielkie, apetyczne piersi, twój mięciutki brzuszek… No, co? Wiesz, jak bardzo mnie to pobudza? – wbił palce w fałdki na boczkach, łapiąc je w usta i liżąc dolinki między nimi, schodząc stopniowo coraz niżej – A twoja kobiecość jest… Jest taka…

– Nie przerywaj, proszę. Jest mi bardzo miło, kiedy tak do mnie mówisz. Możesz trochę pikantniej, jeśli chcesz.

– Twoja cipka jest piękna, Ewa. Prześliczna, cudowna, najwspanialsza… Uwielbiam cię taką dojrzałą, taką naturalnie owłosioną, taką… Widzę, jak twoje soki spływają ci aż do tyłeczka… Przepraszam, ale muszę się chwilę uspokoić. Za moment się tobą zajmę.

– Naprawdę aż tak ci się podobam? A może… Tylko przytrzymaj mnie za uda – mając podparte nogi, przesunęła ręce w dół, wbiła palce głęboko w pośladki i rozchyliła je na całą szerokość. – A teraz?

– Ewa, ja nie mogę…

– Mów, co widzisz!

– Twoja pupę. Twoją seksowną, ogromną dupcię. Cała mokrą, otoczoną lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami. Nie, nie wstydź się tego! Chcę, żebyś taka była! Im dłużej się nie golisz, tym bardziej mnie pociągasz! Złap się mocniej… O tak! Teraz widzę nawet twój różowiutki środek!

– To na co czekasz? Na stoliku masz wszystko przygotowane. Ale najpierw wyliż mnie tam. Głęboko.

– Przecież cały czas ci mówię, że nie dam rady tak od razu, tak mocno mnie to podnieca!

– Dasz, dasz. Wierzę w ciebie!

Wierzyła troszkę na wyrost, ale i tym razem się nie zawiodła. Adam wciskał w nią swój język tak daleko, jak chyba nigdy przedtem. Nawet gdyby pominęła czysto fizyczne doznania, które doprowadzały ją do szaleństwa, to uwielbiała tego typu pieszczoty z jeszcze jednego powodu. Może było to nieprzyzwoite, może samolubne, może łechtało jej próżne ego, ale czuła się po prostu… Adorowana? Wielbiona? Ubóstwiania? Jak nazwać ten przecudowny stan, odczuwany przez niemłodą przecież kobietę w maksymalnym rozwarciu przed swoim sporo młodszym kochankiem? Który pełen pasji, zaangażowania i z nieukrywanym pożądaniem liże jej pupę? Jej słoneczko? Jej wielki, naturalnie owłosiony, wypięty w jego stronę, szeroko otwarty tyłeczek?

Kiedy już im obojgu przestało to wystarczać, język został zastąpiony palcem, obficie polanym żelem przeznaczonym do tego typu zabaw. Co prawda czytała różne opinie na temat używania środków z substancjami przeciwbólowymi, ale stosowała je tak rzadko, że nie powinna odczuwać w związku z tym żadnych skutków ubocznych. Tymczasem ilość palców penetrujących jej słoneczko wzrosła do dwóch, a dodatkowo doszedł do nich trzeci, krążący po łechtaczce.

– Wejdź we mnie. Tak, jak teraz. Chcę cię widzieć.

Miała głowę tak nisko, a biodra tak wysoko, że nie widziała dokładnie, co robi Adam. Ale założyła, że on założył zabezpieczenie i na wszelki wypadek dodatkowo nawilżył ich oboje. Był ostrożny. Niezwykle ostrożny, i delikatny, ale równocześnie przecież tak bardzo gruby i długi. Jednak dobrze się stało, że użyła specjalistycznych środków poślizgowych, bo bez tego naprawdę mogła poczuć się bardzo niekomfortowo. Przynajmniej przez pierwszych kilka chwil, bo kiedy te już minęły, wiedziała już tylko tyle, że chce więcej. I częściej. Już teraz żałowała, że zdecydowali się na to dopiero po roku i to na dodatek pod wpływem zupełnie nieplanowanych emocji.

Rozpychał ją tak mocno, że aż musiała poprosić go o kolejną porcję lubrykantu. A potem skupiła się już tylko na własnych doznaniach. Co prawda obiecywała i sobie, i Adamowi, że tym razem wszystko będzie takie spokojne i czułe, ale… La donna e mobile! Sama podniosła swoje nogi wysoko, opierając się na jego ramionach, a następnie przesunęła mu ręce tak, żeby miętosił jej piersi i brzuch. Jeśli naprawdę aż tak bardzo podobają mu się jej pełne, dojrzałe kształty, to niech się zajmie także nimi.

W końcu dotarła do momentu, w którym musiała zdecydować – albo użyje wspomagacza w postaci własnej dłoni, albo odpuszcza orgazm. A to zdecydowanie nie wchodziło w grę. Kto wie, być może kiedyś przeżyje go bez takich dodatkowych stymulacji, ale na pewno nie dzisiaj. Rozgarnęła ostrożnie wciąż wilgotne od śliny włosy, rozchyliła wargi i wsunęła w siebie od razu dwa palce. Czuła nimi przesuwającego się wewnątrz niej penisa, co było… Dziwne. Ale i bardzo podniecające. Znów za bardzo, bo Adam po raz kolejny zrobił sobie przerwę.

– Nie, Ewa. Naprawdę się nie powstrzymam. Wiem, że chcesz, ale…

– W takim razie kładź się! Ale już!

Kolejny raz przeceniła swoje umiejętności. Nie wzięła pod uwagę tego, że chcąc poujeżdżać Adama, będzie musiała mieć napięte mięśnie ud i pośladków. Co spowoduje kolejne podkręcenie i tak już wystarczająco silnych doznań. Zwłaszcza u niego. Faktycznie, Adam nie kłamał na temat poziomu swojego podniecenia. Nie nadążał za nią ani wtedy, gdy siedziała nieruchomo i to on nadawał tempo, ani tym bardziej kiedy sama zaczęła nad nim podskakiwać. Będzie musiała wziąć to pod uwagę, i każdy następny seks analny zaczynać od wcześniejszego sprawienia rozkoszy Adamowi, żeby później mogli się kochać jak najdłużej. Chociaż i to nie dawało specjalnej gwarancji powodzenia, o czym przekonała się nie dalej niż wczoraj.

– A co jakbym się nie ruszała? – zaczęła cicho, uspokajając go jak tylko mogła. – I ty też nie?

– Ale chciałaś przecież… – spytał pełen obaw, jakby nie chciał prawić jej zawodu.

Mną się nie przejmuj, dam sobie radę! Ty tylko patrz.

Odchyliła się do tyłu, dla równowagi opierając rękę za plecami. A drugą zaczęła intensywnie pobudzać łechtaczkę.

– Dlaczego zamknąłeś oczy?

– Bo nawet teraz, kiedy cię tylko widzę, tak bardzo mnie pobudzasz, że zaraz…

Przestała się pieścić, wyprostowała i podniosła, wysuwając z siebie jego napalonego do granic wytrzymałości penisa. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję Adama, ściągnęła z niego prezerwatywę i wsunęła sobie do ust, obficie śliniąc. I dopiero wtedy ponownie go dosiadła.

– Teraz! Spuść się w moim tyłku!

Posłuchał jej błyskawicznie. Poczuła nagłey pulsujący wytrysk nasienia, rozlewający się po całym jej wnętrzu. Może zarówno dla higieny, jak i wygody, lepiej było jednak nie ściągać zabezpieczenia, ale co tam…

- A wiesz, że mnie takie mówienie do ciebie też bardzo podnieca? Jak opowiadam ci, co robię, co czuję, co… Nie waż mi się wysunąć! Jesteś mój i tylko mój, nie zabierze mi już ciebie żaden głupi… I następnym razem masz dać radę aż do końca! Najpierw to ja dojdę, a dopiero potem pozwolę ci na… Wciąż masz siłę? Naprawdę? To rób to jak najmocniej! Wchodź we mnie szybciej! Głębiej, do końca! Niech twoja sperma wypływa ze mnie! Niech ścieka po twojej wielkiej męskości! O tak! Szybciej Adam, jeszcze szybciej! Jestem już tak blisko! Jestem…

Tym razem nie wzywała niczyjego imienia nadaremno. Ale może to i dobrze, bo akurat przechodząca pod oknami, wracająca z suto zakrapianej imprezy grupka nastolatków, mogłaby się zgorszyć. A tak to po chwili zastanowienia cała siódemka zgodnie doszła do wniosku, że to tylko wiatr tak wyje, po czym ze śmiechem przyspieszyła kroku, starając się uciec przed narastającą śnieżną zadymką.

 




 

Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Zdjęcie w tle: Agnessa Novvak 

 


 

Wiem, że to bezczelna autopromocja, lecz jeśli Drogi Czytelniku / Szanowna Czytelniczko podobało ci się powyższe opowiadanie, czekasz na więcej oraz masz ochotę docenić moją pracę – będzie mi niezmiernie miło, gdy polubisz (i dołączysz do obserwowanych oczywiście, by nie przegapić żadnej nowości) moją stronę autorską na facebooku:

facebook.com/agnessanovvakstronaautorska/

Z góry dziękuję!

Agnessa

20,405
9.95/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.95/10 (50 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Agnessa Novvak · Autor · 13 kwietnia 2019 ·

0
0
Komentarz na szybko:
1. Dziękuję za szybkie wrzucenie opowiadania na stronę główną
2. Nie wiem jakim cudem licznik pokazuje 82 minuty lektury, nie moja wina 🙂 krócej miało być 🙂
3. Jeśli gdzieś są jakieś techniczne babole, czy inne chochliki, to dajcie znać. Bo w pewnej chwili przy wrzucaniu tekstu całe formatowanie mi się wysypało i nie wiem czy wszystko udało się poprawić. Także wybaczcie, gdyby coś było nadal nie tak.
4. Na prywatne wiadomości odpowiem po weekendzie 🙂
Agnessa

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Karateka · 14 kwietnia 2019

0
0
Dialogi pisane kursywą sa potwornie męczące.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · Autor · 14 kwietnia 2019

0
0
Akurat to był świadomy wybór - motyw kolorystyczny pokątnych jest super, ale jak dla mnie trochę męczy oczy. Dlatego dialogi zostały zaznaczone pochyłą czcionką, żeby od razu odróżniały się od reszty tekstu - po to stosuję też dodatkowe przerwy miedzy niektórymi akapitami i oddzielam poszczególne motywy gwiazdkami lub liniami. I na pewno w ten sam sposób skończę tę serię.
Niemniej dzięki za uwagę, przemyślę czy będę to kontynuować, zwłaszcza że wymaga to jednak sporego nakładu pracy i uwagi przy formatowaniu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · Autor · 16 kwietnia 2019 ·

0
-1
Informuję uprzejmię 🙂 że w związku z nawarstwiającymi mi się sprawami osobistymi w najbliższym czasie (czytaj: będę mieć urwanie d**y gdzieś do połowy maja), publikacja części IV może się opóźnić i to mocno - do tej pory kolejne historie były wrzucane przeze mnie praktycznie równo co miesiąc, ale teraz na to nie liczcie. O ile w ogóle jeszcze liczycie 🙂
Natomiast możliwe, że w okolicy Świąt (ciężko mi powiedzieć, czy zdążę jeszcze przed, ale wypatrujcie) umilę wam oczekiwanie takim drobiazgiem, domykającym kilka wątków części III, i być może nawet zawierającym spoilery do IV.
A nie, przepraszam, najważniejsze to wincyj seksów 🙂 To bydzie wincyj 🙂
Pozdrawiam!
Agnessa

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

kitu · 18 kwietnia 2019

0
-1
Seksu czasem jest za dużo,zależy jak się go przedstawi.Anal to nie moja bajka,mam sporo lat ale jeszcze analnie sie nie kochałem.I nie mam zamiaru..I czytac o tym też bierze obrzydzenie,mało to milszych miejsc w kobiecie jest niż d..a?????
Autorzy tekstów-szczegolnie młodzi-uparli się na ten temat,że kobiety uwielbiają anal.A w/g mnie to bzdura i nieprawda!
Sama jesteś kobietą,więc masz zdanie na ten temat..Czy takie czy inne to pewnie zachowasz dla siebie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · Autor · 19 kwietnia 2019

+1
0
Kobiety lubią różne rzeczy. I, jak to ujęła Ewa powyżej, są zmienne 🙂 Tego nie ogarniesz, nawet nie próbuj 🙂
Nie wiem jak inni, ale ja staram się opierać wydarzenia które zamieszczam w opowiadaniach o prawdziwe historie, a przynajmniej się nimi inspirować. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że to co dotarło do moich uszu / oczu było mocno podkoloryzowane, ale mimo wszystko wolę taką półprawdę, niż historię wziętą całkowicie z głowy. Czyli znikąd 🙂
I tak jest też z seksem analnym - znam przynajmniej jedną dziewczynę (czy w sumie to kobietę, ale ja na chyba wszystkie młodsze od siebie zawsze będę mówić "dziewczyny" ) która jest ostro sfiksowana na tym punkcie. Bo po prostu to lubi. Albo twierdzi, że lubi, bo to też jest możliwe - ja jej do łóżka nie wchodzę, ani do swojego nie zapraszam 🙂
Zresztą w kolejnej części planuję lekką polemikę z tym, co jest zawate powyżej (taką wręcz autopolemikę) i zastanowię się na łamach opowiadania, czy Ewa naprawdę mogła tak postąpić - nawet, jeśli działała pod wpływem bardzo silnych emocji. Czy mając złe doświadczenia z analem byłaby w stanie tak szybko oddać się w ten sposób Adamowi, i czerpać z tego aż taką przyjemność. Czy było to szczere, czy nie, i tak dalej. Oczywiście nie mam zamiaru pójść w stronę jakiejś głebokiej analizy psychologicznej (w końcu te moje opowiadania to nic innego jak podrzędne wypociny erotyczne) ale z drugiej strony jest to temat do zastanowienia.
Jasne, że komuś może to nie odpowiadać, bo każdy ma swoje preferencje. I ja to rozumiem. I tym bardziej doceniam, że weszliśmy w dyskusję na ten temat, bo może wyniknie z niej coś konstruktywnego 🙂
.
PS. Co ciekawe - cały motyw tego, że Adamowi spodobała się kobieta, która teoretycznie wcale nie była w jego guście, jest w ogóle oparty o wydarzenia w 100% prawdziwe 🙂 Ale to inny temat 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

gyver85 · 9 sierpnia 2019

+1
0
Jak dla mnie piszesz super! Czytam po kolei wszystkie Twoje opowiadania 🙂 Najlepsze w nich jest to, że są takie naturalne!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · Autor · 10 sierpnia 2019

+1
0
A dziękuję bardzo 😉
Chociaż wiem, że dla niektórych jest to wada, to staram się pisać o zwyczajnych ludziach, z ich wadami, przywarami i ciałami dalekimi od ideału, zwłaszcza jeśli chodzi o panie bohaterki 😉 Co najwyżej stawiam ich (je?) w nie do końca zwyczajnych sytuacjach.
Życzę w takim razie udanej lektury kolejnych części i uprzedzam, że finał to niezła kobyła 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.