Lisica

24 sierpnia 2010

6 min

Przez zarośla przedziera się samotny myśliwy. Nie należy on do żadnego z tutejszych plemion. Fomoriańscy pasterze, pozbawieni swojego stada, cierpią klęskę głodu i zapuszczają się w poszukiwaniu mięsa dalej w las, niż kiedykolwiek przedtem.

Szerokie kopyta wybijają rytm na omszałych kamieniach. Na głowie podwójnie zakrzywiony róg, okrywany coraz gęstszą siateczką pajęczyn zrywanych spomiędzy gałęzi mijanych drzew. Jedyne oko lustruje okolicę, wypatrując ściganego zwierzęcia. Jedynym elementem ubioru jest kurtka z owczej wełny, która nie zakrywa porośniętych gęstym futrem nóg i genitaliów, a jeszcze bardziej uwidacznia poprzez kontrast jasnej wełny i ciemnej sierści.

Nagle pomiędzy drzewami majaczy rudy zarys lisiego ogona. Szybki rzut włócznią. Szlag! Chybiony. Idę w tamtym kierunku, by odzyskać włócznię. Potykam się o korzeń, który wyrasta pod moimi kopytami, jak spod ziemi (przez chwilę niejasne wrażenie, że korzeń na mnie patrzy).

Gdy próbuję wstać, coś odbija się od moich pleców, przygniatając mnie z powrotem do ziemi. Jakieś stworzenie przemknęło po mnie i mknie teraz przed siebie... To stworzenie to dziewczyna odziana w białą halkę, na głowie kilka czarnych i niebieskich ptasich piór, kontrastujących z rudymi włosami, ślizgającymi się na wietrze krok w krok za nią. Szybko podnoszę się i, gnany instynktem, ruszam w pogoń.

Podczas gonitwy wlepiam wzrok w jej łydki, odsłonięte przez unoszącą się podczas biegu halkę. Ręce już mimowolnie wyciągają się przed siebie, chcąc schwycić nogi...

Ona na chwilę odwraca głowę w moja stronę i, widząc mój zapał, patrzy na mnie zielonymi oczyma z rozbawieniem i czymś jeszcze, co nie pozwala mi się zatrzymać... Odwraca się i biegnie dalej.

Spod halki wysuwa się lisi ogon, który unosi materiał wyżej, odsłaniając kształtne pośladki, poruszające się rytmicznie podczas biegu. Próbuję złapać za ogon i łydkę, lecz ona robi sprytny unik i znów zostaję na ziemi.

Ląduję na plecach. Otwieram oko. Nade mną pochyla się zieleń prastarych drzew, które pokazują mnie sobie teraz drewnianymi palcami, jakby toczyły między sobą jakąś nieruchomą dyskusję filozoficzną na temat mojego miejsca w świecie. Debata zostaje przerwana, gdy widok przesłania mi rzucony na twarz kawałek białej tkaniny. Jej halka.

Chwytam halkę w łapy i przyciskam do twarzy, chłonąc jej zapach tak intensywnie, jakby nie jednym zmysłem, ale wszystkimi - miętoszę newralgicznie między opuszkami palców, pożeram wzrokiem i wsłuchuję się w miękki szelest. Podnoszę wzrok.

Znów odwrócona plecami. Tym razem stoi nieruchomo. Skrzyżowane ręce. Długie włosy przerzucone na jedna stronę, odsłaniają całe plecy i fragment szyi. Nogi rozstawione szeroko w dość odważnej pozie, lecz lisi ogon wstydliwie owija się między nimi.

Odrzucam na bok halkę i teraz ją pożeram wzrokiem. Zbliżam się powoli, by jej nie spłoszyć. Z każdą chwilą coraz intensywniej myślę o tym, by pożreć ją również wszystkimi innymi zmysłami, pożreć ją oczami, uszami, rękoma...

Jestem już tuz obok. Jej zapach wydaje się być przedłużeniem, dopełnieniem zapachów otaczającego nas zewsząd lasu, niczym obcym. Jej oddech wydaje się być dopełnieniem śpiewu krążących nad głową ptaków. Nie odwraca się.

Mimo swojej dotychczasowej śmiałości, teraz nie do końca wiem, jak powinienem się zachować. Jak mogę się zachować, żeby jej nie spłoszyć.

Wreszcie wykonuje powolny ruch dłoni, wyciąga z włosów jedno pióro i podaje mi przez ramię. Nadal się nie odwraca.

Odbieram pióro. Błękitne. Zatem wyciągam rękę. Nie śmiem dotykać chroniącego dostępu do intymnych miejsc ogona - nawet w takich chwilach pamiętam dobrze, jaki może on być niebezpieczny - źródło dzikości i agresji, punkt koncentracji pierwotnej, nieokiełznanej magii władającej tą istotą.

Kładę jedną dłoń na brzuchu, głaszcząc raczej tak delikatnie i pytająco, ale druga ręką chwytam jej ramię, próbując "rozsznurować" skrzyżowane ręce. Napięcie całego ciała i chwila wahania, lecz już po chwili ręce "rozsznurowują" się i przyciągają moją głowę do smukłej szyi, tułów wygina się na chwilę w łuk, a ogon napręża się, głaszcze mój brzuch i klatkę piersiową miękkim futerkiem, jednocześnie dając mi dostęp do ukrytych dotychczas pod nim sfer jej ciała. Tam moja dłoń odnajduje równie miękkie futerko i poświęca mu pełnię uwagi. Ona zaś spazmatycznie zaciska i rozkurcza uda, śpiewając przy tym, jak sarna. Ta, którą przedtem chciałem upolować.

Uspokaja się, ale tylko na chwilę. Chwyta moje dłonie i kładzie je sobie tuż pod piersiami stanowczym ruchem, dalej już odnajdują drogę same, prześlizgując się po białej skórze. Jednocześnie jej ogon owija się wokół moich genitaliów i zaciska władczo, lecz bezboleśnie. Miękkie futro jest takie przyjemne w dotyku - myślę, jednocześnie wtulając twarz we włosy i szyję, delikatnie podgryzając spiczaste ucho.

Ogon zaciśnięty wokół mojego sztywniejącego członka wykonuje nim coraz szybsze ruchy. W pewnym momencie ona opiera się o pień pobliskiego drzewa, rozkłada szerzej nogi, a jej ogon wcelowuje członka w to miejsce, łącząc nas w akcie życia.

Gdy już oboje padliśmy na ziemie wyczerpani, ona nagle zrywa się i odbiega w las. Pobiegłbym za nią, ale słońce popołudnia tak rozleniwia, więc przymykam jedno oko... Otwieram je, gdy coś boleśnie kuje mnie w żebra.

To ona stoi nade mną z moją włócznią i bardzo rozgniewaną miną. No tak, włócznia - czyli wszystko jasne. Ale się wkopałem...

Włócznia w jej rękach zamienia się w zielone pnącze, jak na mój gust zbyt ruchliwe i żywotne, szczególnie w chwili, gdy zaczyna owijać się wokół moich kostek i nadgarstków... Po chwili siedzę oparty o pień drzewa, ze wszystkimi czterema kończynami związanymi za plecami.

Tym razem wyciąga z włosów czarne pióro.

"Najpierw przelecieć, a dopiero potem ukarać i zabić - stwierdzam z przekąsem - to typowe dla wszystkich tych leśnych odszczepieńców. Jakaś mania seksualna czy chłodna kalkulacja?"

Stoi nade mną w całej okazałości. Jest piękna. Cóż, jeśli tak ma wyglądać moja śmierć... Jednak próbuje się tłumaczyć:

- Zaczekaj, nie chciałem cię atakować.

Czarne pióro zastyga w połowie drogi. Kocie oczy patrzą na mnie w skupieniu, więc mówię dalej:

- Nie wiedziałem, że to ty. Myślałem, że lis przedziera się przez zarośla, więc cisnąłem włócznią bez zastanowienia...

Lisi ogon machnął w te i z powrotem, jakby usłyszał wzmiankę o sobie.

Zastanawia się dłuższą chwilę, wlepiając we mnie zagadkowe spojrzenie. W końcu podejmuje decyzję. Chowa czarne pióro i... Wyjmuje jeszcze jedno niebieskie. Przysuwa je do moich ust, z wyrazem lekkiego rozbawienia na twarzy. Chwytam pióro zębami, spoglądając na nią z ulgą, ale też pewna dawką niepokoju.

- Czy ten rudy diabeł, który ciągle ociera się o twoje nogi... Czy zrobi tam trochę miejsca dla mnie? - pytam z udawaną nieśmiałością i już na nowo kiełkującym w kącikach ust łotrowskim uśmieszkiem.

Macha gwałtownie ogonem i wybucha głośnym, perlistym śmiechem. Zaczyna wodzić językiem po moim ciele, co prawdopodobnie oznacza zgodę. Jednakże wcale nie śpieszy jej się z uwolnieniem mnie z więzów...

Budzę się rano. W pobliżu nie ma nikogo. Jaki piękny sen...

W trawie obok znajduje dwa pióra - bez względu na to sen pozostaje równie piękny, nie bardziej, nie mniej, jednak w takim razie rozsądnie byłoby nie pozostawać w tym miejscu zbyt długo.

Szkoda, że nie miałem ze sobą fletni. Mógłbym zagrać jej pieśń wodnika. To trudna melodia, za każdym razem, gdy ją gram, w dziwny sposób szarpiąca moimi emocjami, jakby instrument grał na mnie, a nie ja na nim. Ta dziwna muzyka potrafi wydobyć ze mnie głębsze uczucia, i sam w takich chwilach bywam zdziwiony ich istnieniem. Nie chciałbym, by inni widzieli, jak wylewam wnętrzności swojego serca na tą kruchą i ulotną melodię. Ale jej mógłbym zagrać, może odczułaby to samo, zatańczyła wokół, zamiatając powietrze zamaszystymi ruchami puszystego ogna, w tanecznym wirze i zapomnieniu rozbijając nim trudną melodię na mniejsze fragmenty, możliwe do przełknięcia...

Pióra trzeba zanieść na wzgórze, wtedy duchy przodków nie będą mieć za złe, że wracam z polowania bez mięsa. Już widzę w wyobraźni tę minę Ciana, wyrażającą perfekcyjnie udawane zdziwienie: "Jakie śliczne pióra! Gdzie je znalazłeś? Chodź, pokażę ci moją kolekcję."

15,986
8.59/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.59/10 (9 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Krystyna · 1 listopada 2016

0
0
Ukłuło mnie jedno słowo tak, jak włócznia UKŁUŁA myśliwego.Więcej grzechów (autora) nie zauważyłam 😉 Fajne przeniesienie w świat baśni i "baśniowego seksu".

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 6 stycznia 2022

0
0
Nie można odmówić autorowi wyobraźni. Dynamiczna akcja, pod koniec uspokajająca się, idealnie zgrana ze słownym opisem wydarzeń. Dałoby się do paru rzeczy przyczepić, ale po co? 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

starski · 6 stycznia 2022

0
0
Bardzo klimatyczne, ale nie zrozumiałem, o co chodzi. Zmieniają się osoby i perspektywy. Kto się przedziera, kto biegnie, dlaczego ona się zatrzymała i po co. Zupełny mętlik. Przez chwilę myślałem, że bohaterem pierwszej osoby jest włócznia.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.