Marzena - Spotkanie po latach
27 listopada 2019
Marzena
19 min
Marzena nie zdawała sobie sprawy, że piątkowe, majowe popołudnie spędzi wraz z byłym narzeczonym, o którym od piętnastu lat nie mogła do końca zapomnieć. Wrócił dawnych wspomnień czar. Czterdziestolatka dała się ponieść tym wspomnieniom.
Zgrabna blondynka wstała od biurka. Wyciągnęła się i spojrzała przez wielkie okno, wprost na tętniące życiem miasto. Było wiosenne popołudnie. Od dawna nie kończyła pracy tak wcześnie.
- Pani rzecznik? – w gabinecie wybrzmiał męski głos.
Kobieta obejrzała się. W drzwiach stał młody mężczyzna z teczką dokumentów w dłoni. Oniemiał, widząc rzecznik prasową w krótkiej jeansowej spódniczce. Przetarł oczy ze zdziwienia. Przecież jeszcze kilka godzin temu, ta poważna czterdziestolatka przemierzała korytarze firmy w gustownym, skromnym żakiecie. Teraz wyglądała odważniej, wręcz prowokująco.
- Słucham? - zapytała.
- Mam dla Pani ostatnie wyniki ankietowe… czy…
- Panie Filipie, proszę już nie zaprzątać głowy Pani Karskiej i dać te wyniki mnie.
Mężczyzna zrobił miejsce wchodzącej do gabinetu kobiecie. Brunetka uśmiechnęła się uroczo do zakłopotanego posłańca i odebrała z jego drżących rąk plik dokumentów. Zasugerowała mu, aby wyszedł i zamknęła za nim drzwi.
- Dziewczyno! Co to za strój!? – krzyknęła z podziwu, widząc swoją koleżankę.
- Beata, przecież ci już opowiadałam. Dziś wychodzę wcześniej. Dziś się umówiłam.
- Kochana, spotkanie z mężem to nie jest randka. – uśmiechnęła się Beata.
- W naszym związku z Markiem, takie spotkanie jak dziś to coś więcej niż randka. Nawet nie wiesz, jak bardzo się niecierpliwię na ten piątek.
- Piąteczek.
Marzena odpowiedziała rozkosznym, szerokim uśmiechem. Jej policzki uniosły się. W szarobłękitnych oczach pojawił się błysk. Blondynka poprawiła krótkie, lekko podkręcone włosy i sięgnęła po biały żakiet wiszący na szafie.
***
To był gorący, przyjemny dzień. Marzena stanęła przed lśniącym w słońcu biurowcem w oczekiwaniu na taksówkę. Wielu mężczyzn zwróciło wtedy na nią uwagę. To przez jej długie, zgrabne nogi i jeansową, młodzieżowo postrzępioną spódniczkę. Błękit szpilek i kolor spódniczki odejmował jej lat. Całość stylizacji uzupełniała ułożona jakby od niechcenia fryzura. Wyglądała o dziesięć lat mniej. Lekki strój czynił z nią młodą, energiczną kobietę. Oto i ona – Marzena Karska.
Najpierw spotkanie na nadwiślańskich bulwarach. Może jakiś przyjemny drink na jeden z barek. Dziś jest tak ciepło. Chłodny wietrzyk od wody doda nam energii na cały wieczór. Mam nadzieję, że Marek nie zapomniał o moich ulubionych restauracjach. Na pewno coś zjemy. Coś delikatnego, przyjemnego. Przecież na tym nasz wieczór się nie skończy. Potem wrócimy do domu i…
Blondynka marzyła o wyczekiwanym piątku spędzonym ze swoim mężem. Zrobiła wszystko, aby w ten dzień oboje mogli się zrelaksować i odpocząć. Ich mała, sześcioletnia córeczka, miała zapewnioną opiekę do północy. Obiecali opiekunce, że wrócą przed. Łucja będzie już spać, a oni… Na samą myśl kobieta się zarumieniła.
Tylko tego nie spieprz Marku. Proszę, tylko nie spieprz.
Im dłużej oczekiwała na taksówkę, tym bardziej się niecierpliwiła. Zaczęły pojawiać się wątpliwości. Zaczęła coraz słabiej wierzyć w idealny piątek spędzony z mężem. Może koleżanka miała rację, że w jej wieku już się nie randkuje, a tym bardziej nie randkuje się z własnym ślubnym.
Irytowała się coraz bardziej nachalnymi spojrzeniami przechodniów. Za chwilę jeszcze wyjdzie ktoś z Zarządu i zobaczy ją w tym odważnym stroju. Do tego to słońce. Odruchowo zasłaniała się od niego dłonią.
- Nareszcie… - westchnęła z ulgą, gdyż pod biurowiec podjechało auto, czarna Toyota z oznakowaniem TAXI.
***
Kobieta wsiadła do środka. Kierowca rzucił sztampowe pytanie o miejsce docelowe. Zerknął w lusterko. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Nie możliwe. Marzena? – wręcz krzyknął.
Kobieta przyjrzała się kierowcy.
- Robert?
Robert? – myśli wyprzedzały wypowiadane przez nią słowa. – To niemożliwe. On. Tutaj. W takim momencie?
- Jaki ten świat mały. Kopę lat. Marzena! Proszę, siadaj z przodu.
Kobieta przez chwilę się wahała. Przyjrzała się raz jeszcze siedzącemu tyłem do niej mężczyźnie.
Rzeczywiście to on – mój Robert, z dawnych wspaniałych lat.
Blondynka przesiadła się do przodu. Wysoki szatyn siedzący za kierownicą był kimś więcej, niż tylko znajomym. W jednej chwili powróciły wspomnienia z lat, gdy on – wówczas młody dwudziestoparolatek prosił ją o rękę. Robert był jej dawno niewidzianym niedoszłym mężem.
- Nie sądziłem, że spotkam Cię w Warszawie. Pewnie ty też jesteś zaskoczona moją obecnością w stolicy. Ile to już minęło lat? Z piętnaście.
- Masz rację. To szmat czasu.
Marzena cały czas nie mogła uwierzyć, że siedzi obok swojego dawnego narzeczonego, z którym łączyły ją cudowne chwile, gdy studiowała w swoim rodzinnym Toruniu filologię polską.
- Czas płynie, a Ty jak zawsze piękna. Powiedziałbym, że coraz piękniejsza.
Kobieta zarumieniła się. Robert wodził wzrokiem po jej ciele. Patrzył na pogodną twarz blondynki, na gładką skórę, na jej dekolt wycięty w białym topie. Głównie jego spojrzenia skupiały się na zgrabnych, zarumienionych od słońca kolanach. Nogi Marzeny wyglądały przepięknie.
- Robert, proszę przestań. Możesz ruszyć? Śpieszę się troszeczkę.
Mężczyzna został sprowadzony na ziemię. Spoważniał i przeprosił za swoją poufałość. Ustalił z Marzeną cel podróży. Ruszył. Nie mógł jednak długo wytrzymać. Ledwo odjechał, a znów skierował wzrok na swoją urodziwą pasażerkę i zaczął wypytywać.
- Jak ci się wiedzie Marzenko? Te parę lat temu powiedziałbym, co u Ciebie kochanie?
- Robert… - zarumieniła się. Nerwowo poprawiła spódniczkę, która nie dała się ani o centymetr rozciągnąć. Czterdziestolatka zaczęła się denerwować, gdyż tak kusy strój w obecności byłego narzeczonego nie przystoi rzeczniczce prasowej porządnej zagranicznej korporacji. Na pytanie mężczyzny odparł więc ogólnikiem
- Dużo by opowiadać.
- Mamy czas, za chwile pewnie staniemy w korku.
I tak się stało. Stanęli w długiej kolejce samochodów. Milczeli przez chwilę. Unikali swojego wzroku. Między dawnymi kochankami było odczuwalne szczególne napięcie. Czuli się zawstydzeni wzajemnymi spojrzeniami. Jak to mówią, stara miłość nie rdzewieje.
Mimo własnych związków, długoletnich małżeństw dawna para w myślach wspominała tamte namiętne czasy.
Marzena rozglądała się po aucie. To nie był ten sam samochód, w którym pieprzyła się kilkukrotnie z Robertem. W tamtych szalonych czasach lubili wypady za miasto. Robert woził ją po rodzinnej okolicy. Znajdowali ustronne miejsce, aby wykorzystać chwile razem. Blondynka z rozbawieniem wspominała, jakie to ekwilibrystyczne pozycje przyjmowali w jego małym wozie. Teraz taksówkarz doczekał się lepszego auta. Dojrzał i być może z własną żoną już nie kocha się po laskach i polanach, jak studenciak.
Siedząc obok Roberta, Marzena poczuła się jak dawniej. Ten prawie już zapomniany dreszcz podniecenia powrócił. W umyśle rodziły się obrazy przedstawiające to, co mogłoby się zdarzyć dalej, gdyby nie tamten pamiętny wieczór w warsztacie samochodowym.
***
Był bardzo zaskoczony. Pamiętam cały czas jego spojrzenie. Przerażanie mieszające się z zachwytem i olbrzymią żądzą. Nie spodziewał się mnie. Nie zadzwoniłam nawet do niego, aby go uprzedzić, że przyjadę. Jechałam z Torunia do niego wpatrzona w ten skromny zaręczynowy pierścionek. Na każdej stacji zastanawiałam się, czy wysiąść i wrócić do domu. Gdy stanęłam w bramie warsztatu samochodowego, nie było już odwrotu.
Pamiętam nadal ten smród – zapach potu, oleju, benzyny, smarów. Robert był umorusany, zmęczony. Praca go niszczyła. Nie tak wyobrażał sobie siebie po studiach historii sztuki. Zamiast zostać kuratorem muzealnym, grzebał przy muzealnych egzemplarzach starych aut. W warsztacie był sam. Stał w cieniu. Nie podszedł do mnie.
Włożyłam jego ulubioną sukienkę, tę z długim rękawem, w etniczne wzory, zwieńczoną u dołu falbaną. Sukienka kończyła się tuż nad kolanem. Zrobiłam krok. Stukot moich szpilek wypełnił całe pomieszczenie. Drugi krok. Potem kolejny. Czułam się, jakbym zanurzała się w gęstej, cuchnącej mgle. Po chwili poczułam jego oddech. Zanim pozwoliłam, aby mnie pocałował, sięgnęłam pod sukienkę. Zsunęłam majteczki. To było niebywale podniecające i szalone. Zdjęłam je i włożyłam zwinięte w kieszeń przy kraciastej koszuli Roberta. On stanął przy mnie jeszcze bliżej. Poczułam jego gorącą dłoń, wsuwającą się pod sukienkę, przemieszczającą się po moim udzie. Dotarł do łona. Ciekawe, czy pamięta, jak bardzo byłam wtedy podniecona. Zaczął mnie pieścić, masować moją muszelkę na środku warsztatu samochodowego. Był delikatny i niezwykle czuły jak zawsze. Nogi mi się ugięły. Musiałam oprzeć się o maskę jakiegoś starego auta. Robert chwycił mnie za biodra i osunął się wzdłuż mojego ciała. Czułam jego brudne palce, szorstką brodę, śliski język. Wplotłam palce w jego bujne, szatynowe włosy i docisnęła głowę Roberta do swojego łona. Matko, jak dobrze to pamiętam. To było niesamowite…
- … z żoną wszystko w porządku. Radzimy sobie. Wiesz jak to jest po kilkunastu latach. – Robert zanudzał rozmarzoną kobietę opowieściami o własnym małżeństwie.
Marzena na moment wróciła do taksówki. Spojrzała na profil kierowcy. Rysy pozostały te same, ale skóra już nie ta – pomarszczona, z wypryskami po podrażnieniu, niedogolona. Jednak mimo wszystko Robert zachował w sobie tę męskość, która w latach studenckich tak pociągała młodą i niedoświadczoną dziewczynę.
Pieprzyliśmy się na masce samochodu. Zimna i twarda maska to nie było idealne posłanie dla miłosnych igraszek. Zresztą, trwały krótko, ale dały maksimum przyjemności. Biedny Robercik. Nie przypuszczał, co stanie się po tym, jak wykończeni opadniemy z sił i osuniemy się pod koła wozu. Pamiętam, że odgarniał włosy z mojego czoła. Spojrzał na mnie, a ja – wiedźma – wykorzystałam okazję.
- Nie możemy być razem kochanie… - ćwiczyłam wielokrotnie to zdanie, a i tak wyszło przerażająco banalnie.
Zdjęłam pierścionek zaręczynowy i wsunęłam mu do tej samej kieszeni, z której wciąż wystawały moje zwinięte w kłębek majteczki.
***
Wtedy w aucie zabrzmiał nieznośny dźwięk dzwonka telefonicznego.
- Przepraszam Cię. – przerwała Marzena. Uśmiechnęła się na widok zdjęcia wyświetlanego na ekranie smartfonu. Odebrała.
- Już jadę… - zaczęła wesoło. - Jak to!? Przecież się umawialiśmy, że wrócę dzisiaj wcześniej. Znów! Mieliśmy iść nad Wisłę. Mieliśmy…– pauza – A Łucja… przecież zamówiła opiekunkę – kolejna przerażająca pauza - Dobrze… Jak uważasz. Jeśli musisz. To pa.
Marzena odłożyła telefon do torebki. Była wzburzona. Ba, była wściekła. Jej rumiana, zdrowa twarz zsiniała. Robert przez dłuższą chwilę milczał, zerkając na dawną narzeczoną i czekając, aż ochłonie. Domyślał się, kto dzwonił. Znał ten sposób rozmowy. W końcu przerwał ciszę.
- Coś nie tak?
Marzena zmierzyła go wzrokiem, jakby chciała zabić za to pytanie.
- Nie, to typowe.
- Spotkanie nie wypaliło?
- Mąż nie wypalił. Specjalnie zrywam się z pracy, aby wykorzystać piątkowy wieczór i spędzić go razem z mężem. Szykuję się na wyjście do baru, nad Wisłę, na drinka, na kolację. Ubieram się jak dziwka dla niego. Czterdziestoletnia dziwka…
Marzena wskazała na swoją spódniczkę i szpilki. Robert dopiero teraz zauważył to młodzieżowe połączenie. Na biały top kobieta miała narzuconą dłuższą białą marynarkę. Coś formalnego, przełamanego odważnym dodatkiem, postrzępioną jeansową spódniczką. Taksówkarz nie zastanawiałby się ani chwili nad spacerem z tak zmysłową blondynką.
- Mój mąż jednak nie może rzucić swojej pracy. Wrócę więc do domu i będę na niego czekała. – zrezygnowana spojrzała raz jeszcze na siebie. Westchnęła.
- Sama?
- Z córką. Odprawię opiekunkę i zostanę z córką. Będzie bajka, wrzaski i krzyki związane z kładzeniem do łóżka, samotny kieliszek wina i oczekiwanie na męża. Piękny wiosenny wieczór przeminie.
- Piątkowy wieczór w roli mamy? Ja próbuje swoją żonę odciągnąć od takiego trybu życia. – Robert rozmarzył się, wpatrując w wolno poruszający się sznur aut. - Pamiętasz nasze weekendowe wypady za miasto. Czasami za nimi tęsknię. To było coś spontanicznego. Powiedziałbym… zmysłowego. – Robert zrobił specjalną pauzę, w której umieścił uśmiech stęsknionego kochanka.
- Byliśmy wtedy młodzi. Dwudziestoletni.
- Marzenko, dla mnie nadal wyglądasz jak seksowna dwudziestolatka. Szczególnie dziś w tej spódniczce. Podjeżdżając pod twój budynek, pomyślałem – co za laska.
Robert jeszcze raz spojrzał na jej kolana i w ostatniej chwili powstrzymał się przed położeniem na nich dłoni. Tak bardzo chciał ją pieścić po tych zgrabnych łydkach, pomasować zmysłowo kolanko.
Marzenie to nie umknęło.
Wciąż wspominasz tamte igraszki? Ciekawe czy pamiętasz wypady samochodowe nad jezioro. Cud, że twój rozklekotany wóz wyszedł z tego cało. Znów na mnie patrzysz tym swoim zwierzęcym wzrokiem…
W umyśle czterdziestoletniej żony i matki zaczęła kiełkować myśl, forma odpowiedzi na afekt, jakiego doznała od męża. Gdzieś w głowie tliła się nadzieja, że Robert jednak się skusi. Marzena dała tej idei urosnąć. Karmiła ją wspomnieniami sprzed lat.
Dojechaliśmy tam już sporo po północy. Kochałam się z Tobą namiętnie, w ciasnym aucie, przy blasku księżyca. Zasnęliśmy na tylnych kanapach. Gdy się obudziłam, samochód zapadał się w gęstej mgle. Czułam się jak w chmurach. Było rewelacyjnie. Z Robertem był jednak ten kłopot, że spontaniczny kochanek nie nadawał się na męża. Blokowałby mnie. Hamował. Jedyną szansą na moją karierę, na ruszenie z miejsca i usamodzielnienie się była Warszawa. Tu spotkałam Marka. Statecznego do bólu.
- Tęsknisz czasem za tamtymi, naszymi czasami? – spytał Robert. - Bawiliśmy się świetnie. Chyba teraz już tak nie szalejesz?
- To już nie te lata i nie ten kochanek.
- Wiek nie ma tu nic do rzeczy. A kochanek.. cóż ja też wspominam zmysłową, seksowną Marzenkę o smukłych nóżkach. Fart. Dziś znów siedzi obok mnie w aucie. Przejedziemy się… - wypowiadając ostatnie słowo, Robert zsunął dłoń z drążka zmiany biegów na kolano swojej byłem narzeczonej.
Ku jego zaskoczeniu pozwoliła mu je pieścić. Lekko uchyliła nogi, jakby zapraszała dłoń Roberta między swoje uda. Wsunął więc ją głębiej. Jego dotyk w okolicy łona wywołał u Marzeny dreszcze podniecenia. Wzdrygnęła się. Blondynka odsunęła dłoń kierowcy. Spojrzała na niego i powiedziała:
- Zabierz mnie dziś na przejażdżkę, jak za dawnych lat.
Robert uśmiechnął się.
***
Taksówkarz skorzystał ze znajomości miasta. Sprytnie uciekł przed zatorem drogowym. Umknął innym kierowcom. Pędził pobocznymi uliczkami. Trudno było się mu jednak skupić na jeździe, skoro dłoń Marzeny przesuwała się po jego udzie, by w końcu dotrzeć do krocza. Robert kierował autem, a siedząca obok blondynka w jeansowej spódniczce mini masowała jego wypukłość w okolicach rozporka.
- Nie powinniśmy prawda? – szepnął podenerwowany i drżący z podniecenia.
- Nigdy nie zapomniałam o moim pierwszym narzeczonym.
Robert nie wiedział, czy to jawa czy sen. Te wątpliwości rozwiał klakson auta, w które o mało, co nie wbiłaby się jego Toyota.
Zjechał w kolejną boczną uliczkę. Z dużą pewnością siebie rozpiął spodnie i wysunął sztywniejącego penisa.
- Nie do końca o takim miejscu myślałam. - szepnęła Marzena, rozglądając się po nieciekawym zakątku miasta.
Siedziała wyprostowana. Robert był spięty i skupiony. Wciąż prowadził wóz. Nie mógł pozwolić, aby jego mina lub gest zdradziły, co się dzieje w aucie. Zdawało mu się, że z zewnątrz nikt nie mógł dostrzec tego, co robiła blondwłosa pasażerka.
Czterdziestolatka czuła jak fallus pulsuje, jak pęcznieje w jej dłoni. Robert od czasu do czasu zerkał w dół. Wtedy jego uwagę przykuł charakterystyczny przedmiot. Na palcu Marzeny, śmiało poczynającej sobie z jego penisem, lśniła złota obrączka. Mogła być jego żoną. Wówczas nie raz wyjeżdżaliby razem za miasto na seks. Takiej blondynce zapewniłby wszystkie rozrywki i przyjemności. Co poszło nie tak, że teraz, gdy mu pieści kutasa jest żoną jakiegoś obcego faceta? Co poszło nie tak, że zamiast pieprzyć się w aucie z seksowną blondynką, Robert męczy się obowiązkami małżeńskimi ze swoją przeciętną żoną?
- Marzenka spokojniej… - Robert syknął, gdy kobieta rozochociła się w pieszczocie. Mężczyzna nie chciał szybko skończyć.
Zamienili się rolami. Kobieta sięgnęła pod spódniczkę i zsunęła z bioder swoje majteczki.
- Coś Ci się przypomina?– spytała.
Zapach smaru i twoich perfum kochana. To było perfidne… Dziś też tak się skończy prawda? Zwierzęcy seks przed rozstaniem.
Robert jedynie przytaknął i już po chwili na desce rozdzielczej jego taksówki leżały białe koronkowe majteczki Marzeny.
O Boże, wiele razy wspominałem tamten wieczór… czy one wtedy też były śnieżnobiałe?
- A ty myślałeś jeszcze o mnie? - pytała dalej.
- Nie raz. – szepnął Robert. Wsunął dłoń między rozpalone uda blondynki.
Trochę niezdarnie starał się sięgnąć do kobiecego łona. W końcu mu się udało. Zdziwił się… Spojrzał na Marzenę z uśmiechem.
- Wygoliłaś ją jak za dawnych lat.
- To miał być prezent dla męża. Niestety nie będzie mu dane. A zresztą, to ty zawsze lubiłeś mi ją wylizać, a włoski ci przeszkadzały.
- Mąż cię tam pieści?
- Nie potrafi, tak jak ty.
Robert nie mógł się już doczekać. Najchętniej rzuciłby się na swoją byłą narzeczoną. Minęło piętnaście lat, a czuł się jak na pierwszej randce – napalony i zniecierpliwiony.
***
Zatrzymał samochód gdzieś nad Wisłą, w ustronnym miejscu, wśród krzewów. Przed nimi rozpościerała się panorama miasta. Nie byli jednak nią zainteresowani. Gdy silnik zgasł, Robert spojrzał na rozpaloną Marzenę.
- Co my robimy? – spytała przejęta.
- Wracamy do przeszłości. – odparł Robert i zaczął ją całować.
Pieścili się językami. Całowali namiętnie. Mężczyzna wplótł palce w krótkie blond włosy Marzeny. Zsunął z jej ramion białą marynarkę. W pocałunkach przeszedł niżej po szyi do dekoltu. Objął jej pierś. Nabrzmiałe sutki odciskały się na białej, bawełnianej koszulce. Sięgnął po jej krawędź. Zaczął ją podwijać. Zdjął Marzenie top przez głowę. Włosy kobiety lekko się nastroszyły. Robert gładził je i całował.
Po chwili znów zajął się dekoltem i biustem, miękkim, delikatnym – podtrzymywanym przez biały klasyczny stanik. Drażnił jej twarde sutki. Marzena uwielbiała, jak Robert pieści jej ciało. Jego język był kiedyś bardzo delikatny. To się nie zmieniło.
Rozpiął stanik i pozwolił, aby delikatnie osunął się on z jej piersi. Były blade, lekko opadały. Brodawki sine, krągłe. Sutki nabrzmiałe. To za nie zabrał się mężczyzna, ssąc i drażniąc końcem języka. Marzena wierciła się na przednim fotelu. Były narzeczony już wiedział, że jej muszelka jest mokra z podniecenia.
Może twoja cudowna jeansowa spódniczka lekko się podwinęła od spodu i siedzisz teraz nagimi pośladkami i kroczem na moim skórzanym fotelu. Za chwilę skóra wchłonie krople i zapach twoich soczków - fantazjował Robert.
Nim zabrał się za upragnioną przez kobietę pieszczotę waginy, konieczna była lekka zmiana pozycji. Robert przesunął fotel Marzeny do tyłu. Blondynka położyła jedną nogę przed przednią szybą. Drugą rozsunęła szeroko, zapraszając mężczyzna między swoje uda.
- Gibka jak dawniej… - zażartował Robert.
- Pilates czyni cuda kochanie.
Robert objął jej zgrabną nóżkę i całował. Pieścił łydki i uda, starając się, aby na delikatnych stopach zostały seksowne, błękitne szpileczki, nawet gdyby obcas zrobiłby dziurę w jego tapicerce. Marzena podwinęła jeszcze bardziej spódniczkę i odkryła przed Robertem swoją dojrzałą, gładką cipkę. Mężczyzna zaczął rozcierać jej łechtaczkę i lizać szparkę. Wsuwał doń język. Całował i ssał. Marzena wzdychała, mruczała rozkosznie, wierciła się z podniecenia na fotelu, mówiąc w jękach:
- O Robert! Jak bardzo za Tobą tęskniłam.
Mężczyzna oderwał usta, ale Marzena nie pozwalała mu skończyć.
- Błagam nie kończ jeszcze. Szybciej, proszę…
Zbliżał się łechtaczkowy orgazm. Przeszywał ją. Wywoływał skurcze. Z zamkniętymi oczami wspominała tamte lata, gdy była naiwną młodą studentką. Orgazm wywołany namiętną minetą był niespodziewanie intensywny.
Robert wyprostował się. Przyglądał się swojej dawnej narzeczonej. Patrzył na wpółleżącą, z rozsuniętymi nogami, podwiniętą spódnicą, topless. Włosy poszarpane. Usta skrzywione w ekstatycznym grymasie.
Wsunął palce do jej szparki i energicznie masował, tak by grymas ekstazy nie znikał. Penetrował jej wilgotne wnętrze, patrząc jak kochanka wierci się, słysząc jak jęczy z rozkoszy. Orgazm trwał. Przedłużał go. Od piętnastu lat żaden kobiecy orgazm nie dał mu tyle satysfakcji. Znów mógł pieścić i dogadzać swojej ukochanej Marzenie.
- O matko… - jęknęła na koniec.
***
Robert usiadł na swoim miejscu. Czekał na nagrodę. Marzena zmieniła pozycję, pochyliła się w stronę mężczyzny, który to wplótł dłonie w jej blond włosy i delikatnie kierował na fallusa. Kobieta wzięła naprężonego penisa do ust. Napierał, aby chwyciła go głębiej. Poczuła go na podniebieniu.
Żona Roberta brzydziła się seksem oralnym. Ostatni raz jego penis gościł w kobiecych ustach na dłuższej trasie, gdy podwoził jedną młodą studentkę z Ukrainy, która nie miała jak zapłacić. Jednak gała zrobiona przez młodą siksę z Uniwersytetu w Białymstoku to nie było to, co namiętna pieszczota starej miłości. Marzena była w tym delikatna, zmysłowa i nigdzie się nie śpieszyła.
- Masz prezerwatywy? – szepnęła.
- Sięgnij do schowka kochanie…
Marzena wyprostowała się na fotelu pasażera i sięgnęła do schowka. W saszetce Roberta, dyskretnie schowane, leżały kondomy. Kobieta uśmiechnęła się na myśl o Robercie, który jest przygotowany na każdą okoliczność, jaka może pojawić się w zawodzie taksówkarza.
Robert odsunął swój fotel. Marzena delikatnie nasunęła gumkę na penisa i usiadła okrakiem na kolanach mężczyzny przodem do niego.
- Jak za dawnych lat. – powiedział mężczyzna, wspierając plecy kobiety.
Marzena chwyciła penisa i powoli, podnosząc się, zaczęła nasuwać się na niego. Starała się wsuwać go w swoją rozpaloną, spragnioną dalszej rozkoszy i pełnego orgazmu cipkę. Robert czuł jak jej ścianki zaciskają się wokół jego męskości. Jak wdziera się w wytęsknioną szparkę. Blondynka chwyciła mocno krawędź oparcia fotela kierowcy. Poprawiła pozycję. Jej gorące uda przyciskały się do ciała mężczyzny. Rozpoczął się rajd.
Marzena opadała i wznosiła się na sztywnym kutasie, który rozpychał jej wnętrze. Ocierał się ciasno o wilgotne ścianki jej pochwy. Jęczała. On także wydawał z siebie głosy podniecenia. Palce coraz mocniej zaciskały się na oparciu fotela. Dłonie Roberta przyciskały wpółnagą kochankę do torsu. Całowali się. Namiętnie pieścili językami i nie hamowali ruchów.
Co chwilę odrywała się od ust mężczyzny. Prostowała. Wypinała kształtny biust, dając możliwość pieszczenia nabrzmiałych sutków. Jeansowa, postrzępiona spódniczka w niczym im nie przeszkadzała. Była mocno podwinięta. Błękitne szpileczki, jakimś cudem wciąż tkwiły na stópkach Marzeny. Obcas obijał się o tapicerkę, o drążek zmiany biegów, o boczne drzwi. Nic nie miało znaczenia. Nic poza rozkoszą, jaką dawała pozycja „na jeźdźca”, twarzą w twarz, z powtarzanymi namiętnymi pocałunkami obojga kochanków.
Robert zsunął dłonie z nagich pleców kochanki. Chwycił mocno jej biodra i trzymał przyciśnięte do siebie. Kobieta wiedziała, że jej niedoszły mąż będzie szczytował. Przejął kontrolę. Silnymi ruchami bioder zaczął wpychać penisa w rozgrzaną, wilgotną cipkę czterdziestolatki. Czuła jak się w niej wierci, jak ociera się agresywnie o ścianki jej wnętrza. Jak za dawnych lat, mogli dość w tej samej chwili.
Fala rozkoszy rozlała się po Marzenie. Dreszcze, jak elektryczny błysk przeszyły ją od palców u stóp po czubek głowy. Zesztywniała. Wtuliła się w Roberta, który wykonywał ostatnie, silne ruchy. Ciepło jej piersi, gwałtowny, urywany oddech przechylił szalę. Mężczyzna wytrysnął. Drżał, przyciskając kobietę do swojego ciała. Nie puszczał jej przez dłuższą chwilę, aż penis przestanie pulsować, a prezerwatywa napełni się jego spermą.
***
Marzena, siedząc okrakiem na Robercie, dopiero teraz poczuła, jak w jej lędźwie wciska się kierownica. Było jak za dawnych lat. Wówczas żaden ucisk nie przeszkadzał im w rozkoszy.
Wyprostowała się i spojrzała na Roberta. On sycił wzrok jej pełnymi, rumianymi ustami. Ochota na pocałunek wcale nie ustała. Mógł całować jej wargi dzień i noc. Nie chciał, aby ta chwila się skończyła. Marzena leżała na nim wtulona. Szeptała coś. Robert wpierw nic nie usłyszał, lecz później zrozumiał:
- Co my zrobiliśmy? Mamy rodziny, nie jesteśmy już tymi dwudziestolatkami, co dawniej. Powinniśmy być mądrzejsi.
- Żałujesz?
- Powrotu do przeszłości? Nie.
- Możemy to powtarzać.
- Nie powinniśmy.
- Ale możemy. W końcu jesteśmy już dorośli.
Marzena westchnęła. Zeszła z mężczyzny i zajęła miejsce na fotelu pasażera. Przysunęła je bliżej. Zdjęła majteczki z deski rozdzielczej. Sięgnęła do torebki, z której wyjęła chusteczki. Wycierając swoją wilgotną cipkę, zauważyła na dnie torebki pulsujące światełko. Jej mąż dzwonił kilkakrotnie. Założyła bieliznę. Robert wyrzucił prezerwatywę przez okno i zasunął spodnie. Po kilku minutach oboje byli gotowi do jazdy.
- Zostawię Ci mój numer.
- Robert, nie możesz. Jak to wytłumaczę swojemu mężowi?
- Przecież to numer do taksówkarza. On mnie nie zna. Nigdy się nie spotkaliśmy. Nawet jak zadzwoni, odpowiem mu jak każdemu swojemu klientowi. Gdy jednak usłyszę twój cudowny głos…
Mężczyzna znów położył dłoń na gorącym udzie Marzeny. Spojrzała mu głęboko w oczy. Był na to gotowy, na romans z tą jedną jedyną.
- Proszę, odwieź mnie już do domu, ale zatrzymamy się przy innej ulicy.
- Weźmiesz wizytówkę? – Marzena zerknęła na wręczany jej kartonik.
Przepisała numer na swoją komórkę. Podpisała kontakt: „Taxi”. Beznamiętny kod będący zapowiedzią rozkoszy.
Teraz wróciła młodość.
Jak Ci się podobało?