Na kolanach przed panem (II)
30 kwietnia 2025
Na kolanach przed panem
7 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Violettka zjawiła się w jego gabinecie niespodziewanie po miesiącu, jakby tęsknota za ukochanym Arkiem przezwyciężyła coś, co wcześniej kazało jej milczeć.
Arek nie zauważył jej, siedział przy biurku wypełniając jakieś papiery i denerwował się bardziej przy każdej kolejnej branej przez niego kartce. W jednej chwili kątem oka ujrzał jej nogi. Zdenerwował się, bo ktoś chce mu przerwać. Nie odezwał się ani słowem.
Violettka stała u progu, niepewna, czy powinna zrobić pierwszy krok. A on był już wściekły na wszystko – może i na nią. Jego myśli zapełniały tylko papiery.
Mężczyzna w końcu uniósł wzrok. Spojrzał na nią przelotnie, jakby nie był pewien, czy to rzeczywiście ona. Oczy miał zmęczone, a twarz napięta od długich dni, których nie liczył.
– Po co przyszłaś? – zapytał szeptem, ale nie ukrywając chłodu w głosie.
– Tęskniłam. – To jedno słowo zabrzmiało prawie jak szept, znaczy miało w sobie ciężar całego miesiąca.
Arek odchylił się na krześle. Chciał coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zamiast odpowiadać, tylko westchnął głęboko i spojrzał w okno.
– Nie wiem, czy to jedno słowo wystarczy – powiedział po chwili. – Za dużo było ciszy.
Violettka skinęła lekką głową. W oczach miała tęsknotę oraz szczęście, ponieważ w końcu widzi ukochanego faceta.
– Wiem, dlatego się tu zjawiłam – powiedziała spokojnie, przybliżając się o kolejne dwa kroki.
Arek podniósł wzrok. Ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy od tygodni. W jego oczach nie było już złości – raczej delikatne zmęczenie i coś na kształt nadziei, której sam nie chciał jeszcze jej przyznać.
– Nie wiem, co chciałabyś usłyszeć z moich ust, ale wszystko we mnie krzyczy żebyś już nie znikała z mojego życia – powiedział cicho i spokojnie.
Kobieta zatrzymała się, wyciągnęła rękę i delikatnie położyła ją na krawędzi biurka.
– Nie musisz nic mówić. Wystarczy, że pozwolisz mi zostać przy tobie.
Arek wstał z krzesła powoli, jakby każdy ruch miał od czegoś zależeć. Przez długą chwilę patrzył tylko na jej dłoń, która leżała na biurku.
– Nie jestem tym samym człowiekiem, którym byłem przez ostatni miesiąc, nie jestem tym facetem, który tęsknił za tobą każdego dnia – powiedział lekko łamiącym się głosem.
Violettka słysząc jego głos, objęła swoją ręką jego rękę, a kciukiem delikatnie masowała jej zewnętrzną część. Nie patrzyła mu w oczy – wpatrywała się w ten cichy kontakt, jakby bała się, że zniknie.
Arek nie cofnął ręki. Przez chwilę stał nieruchomo, jakby oswajał się z jej dotykiem na nowo, z obecnością, z tym wszystkim, co między nimi było I co jeszcze mogło się wydarzyć.
– Nie chcę cię znowu stracić – powiedział w końcu, cicho, prawie bezgłośnie.
Kobieta uniosła głowę, A jej spojrzenie było ciepłe, choć wciąż nieco niepewne.
– Więc przestańmy się bać. I po prostu… dajmy się porwać temu uczuciu sprzed miesiąca – wyszeptała, zbliżając swoje usta do jego ust. – Bez pytań, bez zabezpieczenia emocji. Tylko ty i ja. Teraz.
Arek patrzył na nią na chwilę jakby upewniał się, że to naprawdę się dzieje, że ona do niego wróciła. Potem pochylił się i pocałował ją – głęboko i zdecydowanie. Jak ktoś, to nie chce już żadnych barier. Jego dłoń powędrowała na jej kark, przyciągając ją jeszcze bliżej, jakby chciał w tym pocałunku ukryć wszystko, czego nie potrafił powiedzieć wprost.
Violettka odpowiedziała z równą siłą. Jej palce zacisnęły się na kołnierzyku jego koszuli, przyciągając go do siebie tak, że ich ciała zetknęły się niemal całkowicie.
Arek postanowił od razu przejść do konkretów. Zsunął ręce na jej plecy i złapał za zamek od sukienki. Chwilę patrzył się na nią, a ona przytaknęła. Rozsunął ten zamek. Ona zajęła się rozpięciem jego koszuli. Każdy gest, każdy ruch wykonywali dziko. On patrzył na nią, jakby chłonął każdy jej szczegół, a ona – jakby właśnie wracała do domu, którego nie miała Od miesięcy.
Mężczyzna wziął Violettkę na ręce i przeniósł ją na kanapę pod oknem. Zaczął delikatnie całować jej szyję, obojczyk i usta. Wchodził w nią powoli, z uważnością, z napięciem, które niosło nie tylko pożądanie, ale i wszystko, co przez ten miesiąc nie zostało wypowiedziane. I chciała poruszały się we wspólnym rytmie, z początku spokojnym, pełnym głodu i pragnienia. Jej palce wbiły się delikatnie w jego plecy, nie z bólu, a z potrzeby– jakby chciała go mieć najbliżej siebie.
Ich spojrzenia łączyły się w półmroku pokoju. Oboje z otwartymi oczami, jakby nie chcieli uronić ani sekundy tego, co właśnie dzieje się między nimi.
– Arek… – wyszeptała, A on odpowiedział ruchem – mocniejszym niż inne, pewniejszym i przyspieszonym. Ich oddechy mieszały się, przyspieszały, aż zgubili poczucie czasu.
Jej ciało zaczęło drżeć przez jego mocniejsze ruchy, najpierw lekko, potem coraz bardziej. Jęknęła głęboko kilka razy, zamykając oczy, gdy fala rozkoszy przeszła przez nią, wyrywając z gardła jego imię. Czuła, jak napięcie w niej puszcza, a jej ciało poddaje się tej przyjemności bez reszty. Dygotała, A każdy skurcz, każdy drżący oddech był jak uwolnienie z kajdanek, jak powrót do życia po długim śnie. Arek nie miał zamiaru przestawać. Jego ruchy były coraz bardziej zdecydowane, głębsze, jakby chciał zatrzymać się w tej chwili ekstazy, nie pozwoli ci wrócić do rzeczywistości, która przez miesiąc była zimna i pusta.
Ich dwa ciała były jednością, jakby znały się od zawsze, jakby nie potrzebowały słów, bo odnaleźć idealny wspólny rytm. Violettka wtuliła się w niego, całując jego szyję, raz namiętnie, a raz spokojnie, smakując jego skórę, drżąc na każde jego westchnienie. Czuła pod palcami napięcie jego wszystkich mięśni, jego siłę i kontrolę –tak bardzo męsko, tak znajomo i tak bezpiecznie. Czuła się przy nim najbezpieczniejsza. Jego dłonie przesuwały się po jej biodrach, po plecach, piersiach, brzuchu i udach, jakby chciał od nowa napisać mapę jej ciała na swoich palcach.
Zanurzał się w niej głębiej i bez zawahania z każdym ruchem, z każdym spojrzeniem. Ich oczy spotykały się raz po raz, a w tych spojrzeniach było wszystko – tęsknota, pożądanie, czułość i coś, czego żadne z nich jeszcze nie miało odwagi nazwać. Oboje byli zagubieni w tym tańcu, w tej fali ciepła i przyspieszonego bicia serc. Violettka jęczała raz cicho, raz głośno, raz niespokojnie, tu przygryzała wargę, próbując utrzymać się na krawędzi zmysłów.
– Nie przestawaj… – szeptała, raz po raz, między rękami, jakby bała się, że to wszystko okaże się snem.
Arek odpowiedział pocałunkiem, namiętnym, głębokim pełnym wszystkiego, czego nie potrafił powiedzieć. Ich ruchy stały się szybsze, bardziej dzikie, bardziej niekontrolowany. Kanapa skrzypiała cicho, powietrze w pokoju zgęstniało od ciepła i zapachu skóry. Wszystko kręciło się wokół nich – jakby czas stanął, a świat istniał tylko tutaj: w napiętych ciałach, w splecionych palcach, w tym jednym, niepowtarzalnym rytmie.
Drugi szczyt nadszedł nieoczekiwanie. Najpierw jego ciało zesztywniało, potem cały wstrzymał oddech. Jeszcze kilka gwałtownych, głębokich pchnięć – eksplodował w niej z niskim głuchym jękiem, który wypełnił przestrzeń. Trzymała go przy sobie, mocno, bez słowa, czując, jak drży w jej ramionach, jak oddycha ciężko, jakiego serce wali przy jej piersi.
Mężczyzna nie spodziewał się że trzeci, ostatni, największy i najdłuższy szczyt przyjdzie szybciej niż pozostałe dwa. Pchał z całej siły, a ona jęczała coraz głośniej, coraz szybciej. Pchał w nią całym ciałem, dysząc, sapiąc, wzdychając co chwilę. I eksplodował w niej trzeci i ostatni raz – najbardziej i najdłużej. Czuł, jak wszystko w nim się rozsypuje, jak z każdą falą rozkoszy oddaje jej wszystko, co jeszcze w sobie miał. Jęknął, drżąc, bezwładnie opadł na nią, a ich ciała nadal pulsowały wspólny rytmem –wygasająco, jak echo burzy która właśnie przeszła przez ich zmysły.
W jej ręce trzymały go najmocniej jak umiały, jakby chciała go zatrzymać przy sobie na zawsze. Objęła jego głowę, przytulając do siebie gdy jego oddech zwalniał, a serce dudniło między ich ciałami. Leżeli nieruchomo długo czas, w ciszy przesiąkniętej potem ciepłem i czymś więcej – czymś, co już nie było tylko pożądaniem.
Po chwili Arek uniósł głowę, spojrzał w jej oczy, a potem złożył na jej ustach delikatny, ale długi pocałunek. Inny niż wszystkie wcześniej – spokojny, łagodny, pełen czegoś, co jeszcze nie nazywał
– Jeszcze żyjesz? – szepnął z lekkim uśmiechem, głosem ochrypłym od wysiłku.
– Ledwo – odpowiedziała, muskając palcem jego policzek. – Ale jeśli mam umrzeć, to tylko tak.
Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, wtulając twarz w jej szyję.
– W takim razie będę cię tak zabijał codziennie – mruknął sennie, a jego oddech musnął jej skórę, wywołując przyjemny dreszcz.
Violettka zamknęła oczy, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej.
– Tylko nie znikaj. Nie po tym, co dzisiaj razem przeżyliśmy, bo wtedy chyba nie wytrzymam i dostanę zawału, bo naszego kolejnego rozejścia nie przeżyję – szepnął, głosem jakby błagał ją o największą rzecz na świecie.
– Teraz już nigdzie się nie ruszam. Nie zniknę – odpowiedziała natychmiast.
Violettka dała Arkowi najczulszego buziaka w twarz, a on usnął jak małe dziecko, wtulając się w nią jak w mamę.
Jak Ci się podobało?