Polska czy Niemcy?
24 czerwca 2025
7 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Styczeń w Warszawie nie szczędził zimna. Szary, wilgotny chłód wgryzał się głęboko pod poły płaszcza, a wiatr rwał z drzew ostatnie, zasuszone liście. W niewielkiej kawiarni przy jednej z mniej ruchliwych uliczek Nowego Miasta, gdzie zapach świeżo mielonej kawy mieszał się z dymem papierosów, siedziało dwoje nastolatków. Wyglądali na młodych, zaledwie piętnastoletnich, może szesnastoletnich, ale w ich oczach i sposobie bycia było coś, co kazało podejrzewać, że bagaż doświadczeń, jaki ze sobą nieśli, cięższy niż ich metryki wskazywały.
On, Janusz, siedział wyprostowany, z rękami splecionymi na blacie. Jego twarz, jeszcze chłopięca, miała już zarys przyszłego mężczyzny – ostry nos, przenikliwe oczy i usta zaciśnięte w wyrazie lekkiego cynizmu. Poruszał się z pewną ociężałością, jakby każdy gest ważył więcej niż u rówieśników.
Ona, niezwykła w swoim wyglądzie, siedziała naprzeciwko niego. Niewysoka, drobna nawet jak na swój wiek, zwracała uwagę bladą cerą i delikatnymi rysami, które, jak często słyszała, przypominały chińską księżniczkę. Jej oczy, w przeciwieństwie do tej analogii, były wyraźnie europejskie, zaskakująco duże i intensywnie skoncentrowane. Ubrana była skromnie, ale schludnie, szczelnie owinięta szalem.
Rozmawiali ściszonymi głosami, posługując się językiem, który był na tyle mało popularny, by zapewnić im względną prywatność – po czesku. Na blacie między nimi leżał rozłożony egzemplarz „Dziennika Warszawskiego” z 13 stycznia 1935 roku. Ich palce przesuwały się po nagłówku: „Aresztowano podporucznika marynarki Wacława Śniechowskiego, oskarżonego o współpracę z Abwehrą. Oskarżonemu grozi kara śmierci”.
– Więc wysłałaś ten list? – Janusz spytał po czesku, jego głos był niski i lekko szorstki, nawet w obcym języku. Brwi podniósł z wyraźną kpiną.
Dziewczyna, Litwinka o niezwykłych oczach, skinęła głową.
Janusz parsknął cicho.
– Do samego Reichsführera–SS? Od razu do tronu. A czego oczekujesz? Zaproszenia na herbatkę z Führerem w Kancelarii Rzeszy? – Jego słowa były ostre, przesycone ironią, która zdawała się jego naturalnym sposobem bycia.
Litwinka spojrzała na niego chłodno.
– Oczekuję, że mój głos zostanie usłyszany.
– Twój głos? – Janusz zaśmiał się krótko – Masz piętnaście lat i piszesz listy do jednego z najważniejszych ludzi w Rzeszy Niemieckiej. Równie dobrze mogłaś wysłać go do Świętego Mikołaja.
– To nie jest list od dzieciaka do Mikołaja – odparła, jej ton był poważny, pozbawiony cienia humoru. – To propozycja. Wizja.
– Wizja – powtórzył Janusz, przeciągając słowo. – Wizje to ma moja babcia po nalewce z wiśni. Ty masz… co, plan? Zapewne genialny i absolutnie wykonalny.
– Plan, który może zmienić Europę.
Janusz oparł się, krzyżując ręce:
– Jasne. A potem polecisz na wakacje do Hiszpanii, tak? Bez audiencji u Himmlera?
Dziewczyna nie wzięła słowa na poważnie:
– Pojadę. Niezależnie od tego listu.
To zdanie na chwilę zdjęło kpiący uśmieszek z twarzy Janusza. Patrzył na nią z mieszaniną zdumienia i poirytowania:
– Pojedziesz? Do Hiszpanii? Tam zaraz będzie huczało, a ty chcesz tam jechać na… wakacje?
– Nie na wakacje, na wojnę.
Janusz milczał przez moment, wpatrując się w jej poważną twarz. Potem potrząsnął głową, wracając do drwiny, choć tym razem była w niej nuta zniechęcenia.
– Ty to masz pomysły. Wiesz co, prędzej załatwię ci dywizję pancerną rosyjskich czołgów, niż ktokolwiek pokaże ci, chociaż plany niemieckich maszyn. Zapomnij o wizytach u Himmlerów, o Hiszpanii, o tych wszystkich twoich fantazjach o zmienianiu Europy. Twoje miejsce jest gdzie indziej.
Litwinka głową zaprzeczyła jego ostatnie zdanie.
– A to – Palcem wskazał na gazetę leżącą między nimi, jego ton stał się nagle poważny, pozbawiony żartów – To jest rzeczywistość. Polska–Niemcy. Współpraca z Abwehrą. Kara śmierci. Myślisz, że list do Himmlera zmieni coś w tej sprawie? Myślisz, że nasi i ich nagle zaczną się kochać na twoje widzimisię?
Dziewczyna patrzyła na nagłówek. Bladość jej twarzy zdawała się pogłębiać.
– To są pojedyncze przypadki.
– Pojedyncze przypadki? – Janusz się pochylił – To symptom. Symptom wzajemnej nienawiści, która siedzi w kościach obu narodów. Od wieków. My ich nie cierpimy za zabory, oni nas za… za to, że w ogóle jesteśmy. Ty mówisz o „połączeniu Polski z Niemcami” – użył polskiego terminu, jakby podkreślał jego absurdalność w tym języku – jako pierwszy krok do zjednoczenia “nacjonalistycznych narodów Europy w Osi”. To – Janusz zaśmiał się ponownie, tym razem gorzko – to jest ta twoja “Babska wizja Ribbentrop–Beck”. Dziecinada!
– To strategiczne myślenie! – zaprotestowała Litwinka. – Widzę potencjał w sojuszu, w stworzeniu bloku sił, które przeciwstawią się…
– Komu? Rosji? Zachodowi? – przerwał jej Janusz. – I myślisz, że Hitler, który marzy o Lebensraumie na Wschodzie, czyli między innymi tutaj, dogada się z polskimi dyktatorami, którzy marzą o wielkiej Polsce od morza do morza? Myślisz, że Mussolini, zapatrzony w imperium rzymskie, będzie się przejmował jakimiś Słowianami? Ich interesy są sprzeczne! Ich ambicje kolidują! Nienawiść jest prawdziwa, a sojusze podyktowane strachem są kruche jak lód na wiosnę.
Janusz wskazał na mapę Europy w swojej głowie.
– Twoja wizja Osi to fantasmagoria. Stracisz tylko czas. Lepiej skupiłabyś tę swoją energię na czymś, co ma ręce i nogi. Na przykład na Międzymorzu.
Litwinka zmarszczyła brwi. Było jasne, że rozumiała ten koncept, ale nie znajdowała w nim tej samej magii, co w swoim:
– Federacja państw między Bałtykiem a Morzem Czarnym? Polska jako lider? To tylko inny rodzaj nacjonalizmu, tylko mniejszy i słabszy.
– Mniejszy i słabszy, ale nasz! – Janusz uderzył lekko pięścią w stół, zwracając na siebie uwagę kelnera, który natychmiast odwrócił wzrok. Jego oczy błysnęły. – To wizja, która ma korzenie tutaj, w tej ziemi, w tej historii. Nie w jakichś obcych, germańskich czy włoskich mocarstwach. My możemy budować coś własnego, coś, co nas obroni przed tymi wszystkimi rekinami dookoła. Możemy stworzyć siłę, która będzie mówiła własnym głosem, a nie odbijała się echem cudzych rozkazów.
Widział, że jej to nie przekonuje. Jej wzrok był utkwiony gdzieś daleko, poza ścianami tej kawiarni, poza granicami Polski. Jej ambicje były szersze, bardziej globalne, choć może mniej osadzone w tutejszej rzeczywistości.
– A ty? – spytała Litwinka po chwili ciszy. – Ty będziesz siedział tutaj i budował swoje Międzymorze?
Janusz wzruszył ramionami.
– Ja… interesuje mnie tylko Polska. To jest moja ziemia, mój naród. Tutaj mam swoje interesy. Tutaj będę działał. Czy to będzie Międzymorze, czy coś zupełnie innego… Zobaczymy.
– A ja – powiedziała Litwinka, jej głos był cichy, ale zdecydowany – ja pojadę do Hiszpanii. Tam zacznie się walka. Tam będą kształtować się przyszłe sojusze, przyszłe idee.
Janusz spojrzał na nią, ta niepozorna dziewczyna o chińskich rysach i europejskich oczach, mówiąca o hiszpańskiej wojnie domowej jak o wyjeździe na letni obóz.
– Hiszpania… – mruknął, jakby smakując słowo, które dla niego oznaczało daleki, egzotyczny konflikt, a dla niej… cel. – W porządku. Rób, co chcesz. Tylko nie zdziw się, jak zamiast audiencji u Franco dostaniesz kulkę od anarchistów.
– Ty też uważaj na siebie – odpowiedziała, nie dając się sprowokować. – Polityka w Polsce bywa śmiertelna, zwłaszcza dla tych, którzy za dużo wiedzą albo za dużo chcą. – Jej wzrok padł znowu na nagłówek w gazecie.
Milczeli chwilę, pijąc swoje napoje. On kawę, która była już zimna, ona herbatę, która parowała delikatnie. Zegar na ścianie tykał miarowo, odmierzając czas, który dla nich zdawał się płynąć inaczej, w rytmie nadchodzących wielkich wydarzeń, które widzieli na horyzoncie.
– Będziemy w kontakcie? – spytała Litwinka, przerywając ciszę.
– Tak – Janusz skinął głową. – Gdyby coś miało się zmienić. Twoje listy do Himmlera okażą się jednak skuteczne. Albo moja budowa Międzymorza nabierze tempa. Albo Hiszpania okaże się dla ciebie ciekawsza, niż myślisz.
– Albo bardziej niebezpieczna – dodała cicho.
– Albo bardziej niebezpieczna – zgodził się Janusz.
Wstali. Janusz, pomimo młodego wieku, poruszał się z dostojeństwem, które kontrastowało z jego drwiącym tonem. Litwinka, drobna i cicha, miała w sobie jednak siłę i determinację, które biły od niej jak niewidzialne ciepło.
Zbierając swoje rzeczy, Janusz jeszcze raz rzucił okiem na gazetę. Aresztowany porucznik, oskarżony o zdradę na rzecz Niemiec. Wizja zjednoczonej osi kontra wizja własnej, silnej federacji. List do Himmlera kontra podróż do Hiszpanii. Kończąc płacić, Janusz czuł dziwne połączenie niepokoju i ekscytacji. Nie miał pojęcia, co przyniesie przyszłość, ani dokąd zaprowadzą ich te ambicje.
Kogo przygody dalej śledzić?
Jak Ci się podobało?