Ilustracja: Ira Chernova

Schody do nieba (I). Artykuł

7 stycznia 2016

Opowiadanie z serii:
Schody do nieba

28 min

Za oknem jest ciemno. Widać z niego stojący naprzeciwko biurowiec. W niektórych oknach światła są zapalone, w innych nie, przez co budynek wygląda jak szachownica. Adam zamyka laptopa i zerka na zegarek. Dochodzi dziewiętnasta, najwyższa pora pójść do domu. Od dłuższej chwili nie słyszał nikogo w sąsiednim pokoju, co mogło oznaczać tylko jedno, jego asystentka doszła do podobnych wniosków. Mężczyzna wstaje, przeciąga się i zakłada marynarkę. Wychodzi z gabinetu, gasząc za sobą światło.

Droga na korytarz prowadzi przez pokój asystentki, która zachowuje w ten sposób pełną kontrolę nad osobami wchodzącymi. To ważne, kiedy dostaje od niego szczegółowe instrukcje, kto nie powinien wejść. Bywają takie dni. System działa. Kinga doskonale sprawdza się w swojej roli. Podobno nie toleruje najdrobniejszej negatywnej opinii o swoim szefie. Adam nie sądził, że będzie miał tak lojalną pracownicę.

Przez półtora roku, od kiedy ze sobą pracują, dała się poznać jako osoba chłodna trzymająca wszystkich na dystans. To dotyczyło również jego. Pomimo iż wielokrotnie próbował przełamać lody. Zawsze była przygotowana do pracy i nienagannie ubrana. Mężczyzna mija biurko asystentki i kątem oka dostrzega perfekcyjny porządek na blacie. Uśmiecha się pod nosem.

Z głębi korytarza dochodzą dźwięki odkurzacza. Już ma wyjść z pokoju, kiedy zauważa kartkę leżącą na podłodze, tuż przy drukarce. Schyla się, podnosi ją i odruchowo rzuca okiem na treść. Spodziewa się jednego z zestawień, które dziewczyna dla niego przygotowuje, ewentualnie fragmentu prezentacji, w tym Kinga również jest dobra. Jednak to nic z tych rzeczy. Przesuwa wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu zapisanego drobną czcionką i czuje rosnące zdumienie.

Z artykułu dyrektor dowiaduje się o tajemniczej sekcie Thugów zwanej Bractwem Zbirów będących wyznawcami bogini Kali, której składali w ofierze ludzi. Z treści dowiaduje się, jak przebiegał rytuał ofiarny. Pada wiele szczegółów wraz z egzotycznymi określeniami charakteryzującymi rolę poszczególnych członków sekty. Dowiaduje się, że członkowie zwabiający podróżnych byli nazywani sothaee. Z kolei bhutto, to osoby dopuszczające się rytualnych morderstw, a lughaee, to kopacze grobów.

Mężczyzna przeciera oczy ze zdumienia. Czegoś takiego się nie spodziewał. Rozgląda się dookoła, jakby chciał się upewnić, że nie śpi. Autor, kimkolwiek był, powoływał się na dokumenty pochodzące z Kalkuty z tysiąc osiemset trzydziestego drugiego roku. Pada tutaj wiele nazwisk historycznych w tym brytyjskiego sędziego pokoju Williama Henry Sleeman’a czy przedstawiciela gubernatora generalnego Indii F.C. Smith’a.

Dyrektor pochłania tekst jednym tchem. Przypominają mu się lata spędzone w liceum, kiedy z grupą kolegów próbowali prowadzić serwis poświęcony zagadnieniom paranormalnym. Jednak to były inne czasy. Internet nie był tak powszechny, a ich magazyn umarł śmiercią naturalną. Mimo to, te kilka akapitów wywołują wspomnienia. W tym momencie do pokoju wchodzi Kinga. Właściwie wpada zdyszana do środka.

Dziewczyna zatrzymuje się zaskoczona obecnością szefa. Patrzą na siebie jak dwie spłoszone sarny, które właśnie wyczuły myśliwego w krzakach. W oddali, z korytarza wciąż dobiega monotonny dźwięk pracującego odkurzacza. To, co wywołuje konsternację u asystentki, to kartka w dłoni Adama. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie powinien tego czytać. Podobnie reaguje mężczyzna. Czuje się jakby zajrzał jej pod spódnicę. Nie, żeby tego nie chciał, jednak wolałby to zrobić świadomie.

– Coś się stało? – mężczyzna opuszcza dłoń. Widzi jej wzrok podążający za artykułem. Podobnie reagują psy, widząc mięso, w ręce swojego pana.

– Właśnie... owszem... – asystentka gorączkowo szuka odpowiednich słów, zupełnie jakby zapomniała, po co tutaj przybiegła – samochód mi się zepsuł.

– Myślałem, że przyszła pani, po to – macha kartką w powietrzu. Papier szeleści w proteście.

– Po to... również – dziewczyna krzywi się, jakby połknęła niedojrzałe kiwi, zaczyna się czerwienić.

– Przyznaję, że nie spodziewałem się czegoś takiego w biurze...

– Przepraszam – wpada mu w słowo.

Mężczyzna się zamyśla. Wie, że to, co przeczytał, nie pozwoli mu tak łatwo przejść nad całą sprawą do porządku. Czuje rosnącą ciekawość. Chce wiedzieć, skąd się to wzięło i co Kinga ma z tym wspólnego. Asystentka nie wyglądała na osobę, która interesuje się ezoteryką, pradawnymi kultami czy kulturą Indii. Dyrektor zerka na zegarek, jest kilka minut po dziewiętnastej.

– Zrobimy tak – podejmuje wreszcie decyzję – podwiozę panią do domu, ale po drodze wstąpimy na kolację i opowie mi pani o tym – po raz kolejny macha trzymaną kartką – jutro zajmiemy się pani samochodem.

Podwładna nie wygląda na zachwyconą. Właściwie sprawia wrażenie, jakby rozbolał ją ząb. Nie chce sprzeciwiać się szefowi. Błyskawicznie wywołuje w głowie obraz czekającego na nią Sebastiana, jeśli w ogóle na nią czekał, a nie siedział na internecie. Wreszcie kiwa głową na znak zgody i nieśmiało wyciąga rękę po kartkę papieru.

– Tylko zadzwonię do narzeczonego i powiem mu, że wrócę trochę później – wyjmuje papier z rąk szefa.

Robi to ostrożnie, jakby próbowała wyrwać kość z psiego pyska. Nie patrzy mu przy tym w oczy. Oboje wychodzą na korytarz. Mężczyzna okazuje się taktowny i puszcza ją kilka kroków przodem, żeby mogła swobodnie porozmawiać.

*

Restauracja Smirnof znajduje się na parterze secesyjnej kamienicy w śródmieściu. Jest wypełniona gośćmi zaledwie w połowie. Lampy wewnątrz jarzą się ciepłym przyjemnym światłem. Stanowią miłą odmianę dla mroku miasta. Błyskawicznie zjawia się kelner. Przyjmuje zamówienie i zostawia ich samych.

Adam obserwuje Kingę. Robi to uważnie z rozmysłem. Widzi, że dziewczyna jest zmieszana. Wie, że nie wynika to wyłącznie z faktu, iż natknął się na tajemniczy wydruk. Mężczyzna ma świadomość, że asystentkę peszy sam fakt przebywania z nim poza biurem. W dodatku wieczorem, w restauracji. Być może ma wyrzuty sumienia, roztrząsa dyrektor, że jej narzeczony czeka w domu. Ta myśl sprawia mu przyjemność.

Kolację jedzą w milczeniu. Szef zamawia lampkę wina dla podwładnej. Sam bierze filiżankę kawy. Obiecuje sobie, że od jutra nie będzie pił kofeiny po osiemnastej. Który to już raz? Szuka w myślach, ale szybko rezygnuje.

– Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie pani tym artykułem. Bo to jest artykuł, tak?

– W zasadzie, to jeszcze nie jest...

– Nie rozumiem? – jego oczy się zwężają.

– Widzi pan... moja przyjaciółka studiuje dziennikarstwo i postanowiła napisać cykl artykułów, o pewnej organizacji... Schody do nieba, tak się nazywają.

Szef natychmiast przypomina sobie, że Kinga ma dopiero dwadzieścia pięć lat. Osobiście sprawdzał to w jej papierach. Robił to dwa razy, chcąc się upewnić, czy jest pełnoletnia. Wszystko ze względu na jej fizjonomię.

– A jaka jest pani rola w tym wszystkim?

– Moja rola... w sumie żadna. Miałam rzucić okiem, poprawić błędy i wyrazić swoje zdanie.

– Jeśli można wiedzieć – mężczyzna próbuje kawę, smakuje jak zawsze – jakie jest pani zdanie?

– To zaledwie fragment całości, jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania.

– Jaki związek ma organizacja, o której pani wspomniała z tym, co znajduje się na tej kartce? – wzrokiem wskazuje torebkę dziewczyny, którą położyła na krześle obok.

– Według niej, Schody do nieba chcą reaktywować kult, o którym pan przeczytał – jej wzrok odruchowo podąża w tę samą stronę – zresztą to i tak nieważne. Bianka nie ma funduszy, żeby bawić się w dziennikarstwo śledcze.

Kinga upija łyk wina. Patrzy na przełożonego. Nerwowym ruchem próbuje odgarnąć nieistniejący kosmyk włosów z czoła. Wreszcie decyduje się poprawić okulary, które leżą na swoim miejscu.

– Czy zamierza pan wyciągać wobec mnie jakieś konsekwencje? Ja naprawdę nie siedziałam nad tym w pracy. Po prostu w domu nie mam drukarki. Chciałam tylko wydrukować.

– Umówmy się, że konsekwencją jest kolacja ze mną – uśmiecha się, od dawna szukał pretekstu.

– Gdyby ktoś nas tutaj zobaczył – jej wzrok omiata salę – zaczęłyby się plotki.

– Ludzie i tak plotkują. Jak nie o tym, to o czym innym. Mnie to nie interesuje. Zresztą wciąż jestem kawalerem i mam prawo umawiać się, z kim chcę, prawda?

– To prawda, ale ja mam narzeczonego.

*

Po czterdziestu minutach siedzą w jego służbowym audi. Ruch w mieście jest znikomy. W oddali przeszła hałaśliwa grupa. Tuż obok przetoczył się tramwaj. Kierowca nie spieszy się. Kątem oka zerka na swoją pasażerkę. W dużym, przestronnym wnętrzu samochodu, wygląda na jeszcze drobniejszą. Dziewczyna jest filigranowa i niska nawet w obecności innych kobiet. W zasadzie wygląda jak dziewczynka. Patrzy na jej jasne długie włosy, które asystentka ma starannie upięte z tyłu głowy. Okulary wydają się zbyt duże na jej drobną twarz.

Kinga podoba mu się ze względu na kontrasty, z których zdaje się składać. Ciało gimnazjalistki, piersi dorosłej kobiety, a twarz zimnej wyrachowanej suki. Szczególna mieszanka wywołuje w nim każdorazowo frywolne myśli. Podobało mu się również to, że jest jej szefem. Ma nad nią przewagę. W pewnym sensie.

Docierają do południowej rubieży miasta. Siedząc w ciepłym, wygodnym wnętrzu, można odnieść wrażenie, że obrazy za szybą, to zwykła projekcja. Tutaj jest cicho, ciepło i wygodnie, a tam zimno, nieprzyjemnie. Wiatr wzbija tumany śniegu zalegające na poboczu. Nie ma tego dużo, ale wystarczy, żeby białe widmowe kleksy mknęły przed siebie poganiane wiatrem.

Zgodnie z prośbą pasażerki zatrzymuje samochód w nieznacznej odległości od osiedla.

– Rozumiem, że nie chce pani, żeby nas razem zauważono? – jej ostrożność go bawi.

– Dobrze pan rozumie, panie dyrektorze.

– Ładne osiedle – patrzy na nowoczesną bryłę bloku stojącego najbliżej.

– Owszem, ale nie tak ładne, jak pański nowy dom.

– Widzi pani. Więc już pani słyszała?

– Jest tak, jak pan powiedział. Ludzie i tak mówią, o wszystkim – dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo. Nie czuje się komfortowo. W zasadzie to czuje się jakby byli na schadzce. Wyjątkowo niekomfortowa myśl. – pójdę już. Dziękuję za kolację i transport.

– Dobranoc.

Nawet po jej wyjściu w samochodzie pozostaje dyskretny zapach perfum. Kierowca zawraca. Zastanawia się, jak wygląda narzeczony jego współpracownicy. Czy jest równie mały i drobny? Uśmiecha się złośliwie pod nosem. Czy mógłby być z kimś tak kuriozalnie filigranowym? Nie wydaje mu się, mimo to sądzi, że seks z nią mógłby być czymś interesującym.

*

Zimowy okres przynosi zastój w firmie. To oznacza mniej zebrań, mniej telefonów i problemów. Niedawny audyt centrali z Francji zakończył się dla niego pomyślnie. Dostał solidną premię.

Być może brak zajęć sprawia, że kwestia artykułu kołacze mu się w głowie. Nie wykluczone także, że brak zajęć nie ma z tym nic wspólnego. Jego rozmyślania przerywa asystentka.

– Przepraszam, że panu przerywam, ale po prostu muszę wiedzieć. Czy wczorajszy incydent puścił pan w zapomnienie?

– Niezupełnie – podnosi na nią wzrok – to znaczy, jeśli chodzi o panią, owszem.

Dziewczyna czuje jednocześnie ulgę i konsternację.

– Tak się zastanawiam. Wspomniała pani, że koleżance brakuje funduszy...

– Jednego czego jej nie brakuje, to entuzjazmu do całego tematu.

– Lubi ją pani?

– Nie rozumiem pytania. Owszem – rozkłada bezradnie ręce – lubię. To jednocześnie siostra mojego narzeczonego.

Mężczyzna milczy. Kręci się na swoim fotelu.

– Może już najwyższy czas, żebym objął kogoś mecenatem – uśmiecha się do zaskoczonej współpracownicy.

– Co ma pan na myśli?

– Pomyślałem, że być może byłbym skłonny sfinansować jej pracę.

– Naprawdę? Pan?

– Co w tym takiego dziwnego?

– Nie nic... tylko wie pan... zresztą sama nie wiem, co powiedzieć.

– Proszę nas umówić. Jeśli będzie zainteresowana, niech się zjawi w Smirnoffie, powiedzmy... jutro o osiemnastej. Jeśli mnie przekona do swojego pomysłu, pokryję jej wydatki.

– Dziękuję panu. Zaraz do niej zadzwonię.

– Proszę mi nie mówić, jak to przyjęła. I tak będę tam jutro, więc niech to będzie dla mnie niespodzianka.

– Nie sądziłam, że lubi pan niespodzianki.

– Tylko te miłe, pani Kingo. A co, chciałaby pani zrobić mi jakąś miłą niespodziankę?

Dziewczyna czerwieni się i wychodzi.

Reszta dnia mija spokojnie. Adam wreszcie może zajrzeć do gazet, które czekają na niego od rana. W ramach drobnej złośliwość, a może dla połechtania własnego ego, prosi dziewczynę o kawę. Kinga wciąż jest zmieszana. Nie patrzy mu w oczy, odkładając filiżankę obok laptopa.

*

Tym razem restauracja jest pełniejsza. Dyrektor informuje kelnera, że czeka na młodą dziewczynę, więc jeśli ktoś się zjawi i zapyta o niego, ma wskazać stolik. Kelner uśmiecha się konfidencjonalnie. Kiwa głową. W zamian dostaje dwadzieścia złotych.

Dyrektor kończy kolację, kiedy do restauracji wchodzi dziewczyna. Odszukuje wzrokiem kogoś z obsługi. Zjawia się ten sam kelner. Rozmawiają chwilę, po czym chłopak wskazuje stolik, przy którym siedzi Adam. Wskazany czuje napływ adrenaliny. Widzi to trochę jak randkę w ciemno. Głupie skojarzenie, ale nie chce wyjść z głowy. Zanim dziewczyna dochodzi do stolika, mężczyzna czuje się już jak podstarzały biznesmen szukający dodatkowych wrażeń. Nie wchodzi w wewnętrzny konflikt. Uśmiecha się.

– Cześć, jestem Bianka.

– Witam – wstaje i odsuwa krzesło gościowi.

Dziewczyna jest młodsza od Kingi. To oczywiste. Jednak jej sylwetka znacznie różni się od asystentki. Bianka jest zaledwie o pół głowy od niego niższa. Jest również cholernie zgrabna, co poświadczają obcisłe sprane dżinsy.

– Kinga mówiła mi, że zainteresował pana mój artykuł.

– Owszem. Przyznam ci się, że w młodości fascynowały mnie tajemnicze kulty.

– Spoko, nie jesteś jeszcze taki stary – rzuca bez zastanowienia.

– Dziękuję.

– Słuchaj, nie wiem, którą część czytałeś, ale to naprawdę obiecująca historia.

– Chętnie zapoznałbym się z twoimi uwagami i materiałami.

– Nie ma sprawy, mam tutaj kilka... – studentka sięga do torebki i zaczyna chaotyczne poszukiwania, przewracając wewnątrz całą masę szpargałów – tylko... – nagle rozgląda się po sali – nie jestem pewna, czy to odpowiednie miejsce.

Adam uśmiecha się. Nie na twarzy, ale wewnątrz. Ma przed sobą młodą bałaganiarę, która zdaje się, zbytnio przejęła się rolą i wszędzie wietrzy spisek.

– Niestety do biura cię nie zabiorę. Mogłoby to wzbudzić pewne kontrowersje.

– Pewnie masz rację. Kurna, a tak w ogóle to nie wiem, czy nie powinnam się do ciebie zwracać per pan.

– Nie ma takiej potrzeby – tym razem uśmiecha się szeroko.

– Dobra. Słyszałam, że jesteś skłonny sypnąć kaską na moje śledztwo.

– Jestem skłonny.

– Tylko? Masz jakiś warunek?

– Musisz mnie przekonać. Na razie widziałem wzmiankę o starym hinduskim kulcie. Podobno podejrzewasz, że w Polsce odradza się coś podobnego.

– Schody do nieba – dziewczyna ożywia się – znajdźmy jakieś ustronne miejsce, to ci o tym opowiem.

– W takim razie mogę cię zaprosić do siebie. Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał – bacznie ją obserwuje, zastanawia się, jaka będzie jej reakcja.

– Normalnie nie zgodziłabym się, ale jesteś szefem Kingi... zbierajmy się.

Taka reakcja mu odpowiada. Płaci rachunek i razem wychodzą na zewnątrz. Do samochodu odprowadza ich mroźny wiatr. Ulice są bardziej zatłoczone niż wczoraj. Droga na osiedle Wrzosowiska gdzie stoi jego dom, zabiera mu dwadzieścia pięć minut. Zauważa również, że dziewczyna rozgląda się po samochodzie. To na co patrzy, wyraźnie robi na niej wrażenie.

*

Kiedy są już na miejscu, prowadzi ją do salonu. Włącza kominek za pomocą pilota. Proponuje gościowi coś do picia. Przy okazji zwiększa ogrzewanie.

– A ty, co będziesz pił?

– Burbon.

– To mi też nalej, tylko z colą.

Adam stawia na stole dwie szklanki wypełnione w jednej trzeciej. W tym czasie Bianka wykłada kilka kartek papieru, starając się je wygładzić, jednak papier okazuje się złośliwy. Dziewczyna sięga do torebki i wyjmuje papierosa. Pyta wzrokiem czy może zapalić. Kiedy widzi przyzwolenie, zaciąga się głęboko. Gospodarz mimowolnie obserwuje siwą chmurę dymu, która zawisła nad nimi jak zły omen.

– Masz wypasioną chatę – zauważa studentka.

– Dziękuję.

– Kinga niewiele mówi, co i jak. Nigdy się nie chwaliła, że jej szef jest taką szychą.

– Wprowadzasz mnie w zakłopotanie – kłamie bez mrugnięcia okiem.

– W zakłopotanie? Bez jaj. Ty, a tak w ogóle, to chyba ty i Kinga nie... no tego...

– Pytasz, czy mamy romans? Nic z tych rzeczy.

– Mam nadzieję, podobno takie szychy jak ty pieprzą swoje asystentki.

– A czy każdy dziekan pieprzy swoje studentki?

– Nie skąd... znaczy się, nie wiem... może...

– A wracając do twojego śledztwa – bawi go jej naiwność i roztrzepanie.

– Jeśli chodzi o Thugów – podaje mu kilka kartek – możesz sobie o tym poczytać. Mogłam zabrać książki, ale nie lubię ich taszczyć w autobusie. Zresztą, poczytasz sobie później.

Temperatura w salonie się zwiększa. Łagodne oświetlenie podkreśla miłą atmosferę. Studentka co chwila rozgląda się wokół. Wyraźnie podoba się jej to miejsce. Być może nawet sądzi, że tutaj pasuje.

– Jeśli idzie o Schody do nieba, pojawili się w Polsce jakiś rok temu. Przynajmniej ja nie znalazłam nic z wcześniejszego okresu. Organizacja wykorzystuje koniunkturę na jogę i w ten sposób werbują swoich członków. Siedzibę mają chyba w Bieszczadach, ale nie jestem pewna. W każdym razie od niedawna działają również w naszym mieście.

– Joga jest popularna. Dlaczego tak czepiłaś się właśnie tej organizacji?

– Zanim odpowiem na pierwsze pytanie – moczy usta burbonem – wyjaśnijmy sobie jedno. Jogę można traktować dwojako. Po pierwsze jako ćwiczenia. Ćwiczenie w każdej formie jest raczej zdrowe, prawda? Przynajmniej dopóki nie robisz tego wyczynowo. Ale jeśli zaczniesz wchodzić w to głębiej i zaczniesz otwierać się na świat duchowy, to już może się okazać niebezpieczne. To trochę jak zabawa z planszą ouija.

– No dobrze, a dlaczego akurat Schody do nieba?

– Trafiłam w necie na pewną stronę. Pewnie powiedziałbyś, że jest mało wiarygodna. Piszą tam o różnych teoriach spiskowych, o sektach, czasem nawet o UFO.

– Pięknie, ty na pewno jesteś studentką dziennikarstwa? – celuje w nią dłonią, w której trzyma drinka.

– Ej weź, czekaj. Jeszcze nie skończyłam. Na tej stronie pojawił się ciekawy artykuł o odradzającym się prastarym kulcie. Zerknij na to – podaje Adamowi lekko zniszczoną kartkę papieru – tutaj jest artykuł z Indii. Pojawił się w lokalnej gazecie. Piszą tam o pewnej kobiecie, która założyła organizację nazywającą siebie Kapłankami świętego ognia. Oczywiście skończyło się na kilku rytualnych zabójstwach i organizacja przynajmniej teoretycznie, przestała istnieć. Zerknij na zdjęcie – mężczyzna spojrzał na czarno biały wizerunek hinduski, która mogła być w jego wieku, w każdym razie nie miała więcej niż czterdzieści lat.

– Już się napatrzyłem i co dalej?

– A tutaj – podsuwa mu następny wydruk – masz artykuł z lokalnej gazety w Sanoku. Zerknij na zdjęcie.

Adam patrzy na fotografię. Również jest czarno biała, a papier nosi ślady częstego użytkowania. Porównuje obydwa zdjęcia. Przygląda się im chwilę, po czym spogląda na dziewczynę.

– Faktycznie są podobne.

– Podobne? Są identyczne. To jedna i ta sama osoba. Z tego artykułu dowiesz się, że zarejestrowali się w Polsce jako Schody do nieba i chcą propagować jogę. Zobacz na daty. Pomiędzy jednym a drugim artykułem jest rok różnicy. Kobieta znikła w Indiach i po roku pojawiła się u nas.

– Dlaczego akurat w Polsce?

– A dlaczego nie? W końcu najtrudniej jest być prorokiem we własnym kraju. Mogła się przenieść gdziekolwiek. Dlaczego nie właśnie do nas?

– Czyli jedyną poszlaką są zdjęcia? Nie zastanawiałaś się, że być może autor tego artykułu – wskazał na polski wydruk – podłożył pierwsze lepsze zdjęcie? Może nawet celowo opublikował zdjęcie tej kobiety poszukiwanej w Indiach, żeby ułożyć kolejną teorię spiskową?

– No niby tak. Nalejesz mi jeszcze?

Adam wstaje i przygotowuje kolejną porcję burbona.

– Pytanie tylko po co? – dziewczyna głośno myśli zerkając na kominek.

– Nie wiem, dla hecy? – zgaduje mężczyzna.

– Nie sądzę. Jeden artykuł masz z Indii, drugi z Sanoka, a na stronie, o której ci wspomniałam, ktoś to wszystko wyłapał i zebrał w jedną całość. To są wszystko, różni ludzie. Chyba że sam wierzysz w teorie spiskowe?

– Niekoniecznie.

– Sam widzisz. A tak w ogóle, mogę się rozejrzeć? Nieźle się tu urządziłeś.

– Proszę.

Dziewczyna podnosi się, zabiera ze sobą drinka i rusza na rekonesans. Głośno komplementuje gospodarza. W końcu zatrzymuje się w otwartej kuchni, tuż przy potężnej wyspie. Rozgląda się dookoła.

– Po co ci taka kuchnia, pewnie i tak nie gotujesz – bardziej stwierdza niż pyta.

– Ale może kiedyś zacznę.

Na parterze poza salonem i kuchnią, które mieszczą się na ogromnej otwartej przestrzeni, znajdują się jedyne drzwi. Bianka chwilę walczy z własną ciekawością. Szybko przegrywa. Przecież płynie w niej krew dziennikarki. Wzrokiem zadaje pytanie i widząc przyzwolenie, wchodzi do środka.

– Kuźwa, ale zajebisty gabinet – zagląda głębiej – to prawdziwa skóra? – dotyka ręką fotela – super, naprawdę się tutaj super urządziłeś. Masz gust.

– No, jest super – zauważył, że dziewczyna nie wyłapała ironii w jego słowach.

Po krótkich oględzinach wracają do salonu. Szklanki mają puste, więc Adam napełnia je po raz trzeci. Podaje dziewczynie i zajmują miejsca po przeciwległych stronach ławy.

– A tak w ogóle, to powiedz... przekonałam cię?

Adam właśnie otwiera usta, żeby odpowiedzieć, kiedy w torebce dziewczyny buczy telefon. Studentka wyjmuje aparat i odbiera połączenie. Chwilę słucha kogoś po drugiej stronie.

– Nie czekajcie, właśnie miałam do ciebie dzwonić – mówi do słuchawki, patrząc na mężczyznę – dzisiaj przenocuję u koleżanki.

Mija kolejna chwila, podczas której dziewczyna słucha cierpliwie.

– Wiesz, trudno powiedzieć. Spotkałam się z nim, ale nie jestem pewna czy go przekonałam. Jeszcze się zastanawia. No dzięki, trzymajcie się, buziaki. Pa.

– Rozmawiałaś z Kingą?

– Tak. Pomieszkuję u nich kątem.

– Nie mogę cię odwieźć do koleżanki, ale postawię ci taksówkę.

– Adam, nie ma żadnej koleżanki. No co ty?

– Jak to? – początkowe zaskoczenie błyskawicznie przeradza się w nadzieję.

– Tak to, pomyślałam, że zostanę u ciebie na noc i przekonam cię, żebyś sfinansował moje śledztwo.

– Bianka...

– No co? Tylko mi nie mów, że nie przeszło ci to przez myśl? Sprowadziłeś tutaj młodą dziewczynę, częstujesz ją alkoholem i teraz udajesz świętego?

– Nie, po prostu zastanawiam się, czy jesteś wystarczająco przekonująca – żartuje.

Dziewczyna wstaje i wyciąga do niego rękę. Gospodarz podnosi się, podaje jej dłoń. Mimo wszystko czuje się trochę skrępowany.

– Prowadź dyrektorze.

*

Wchodzą do sypialni. Adam zapala lampkę nocną, dziewczyna rozgląda się dookoła. Zerka na wielkie łóżko, w którego nogach kładzie torebkę. Po chwili stają naprzeciwko siebie. Sytuacja jest tylko odrobinę krępująca. Patrzą na siebie. Zwolenniczka teorii spiskowych ma pospolitą urodę, ale jest ładna. Jej oczy lśnią, a wyraz twarzy ulega zmianie, wkradają się oznaki podniecenia. Jako pierwsza zdejmuje bluzę. Patrzy w ciszy na swojego gospodarza, który orientuje się, że kolej na niego. Powoli pozbawiają się kolejnych części garderoby.

Bianka ma na sobie jedynie stanik i majtki. Dyrektor zerka na jej szczupłe smukłe ciało. Piersi ledwo mieszczą się w staniku. Po chwili również on zostaje w samych bokserkach.

– Jest jakaś pani dyrektorowa? – głos studentki również brzmi inaczej.

– Nie ma.

Jako pierwszy na podłogę spada stanik. Adam zerka na nabrzmiałe sutki wycelowane prosto w niego. Dziewczyna już się nie uśmiecha. Po prostu patrzy na niego do momentu, kiedy bokserki lądują na miękkim szarym dywanie. Zerka na jego przyrodzenie. Penis jest tylko w częściowym wzwodzie, jednak ten widok najwyraźniej ją satysfakcjonuje. Zrzuca z siebie majtki, kręcąc przy tym biodrami. Teraz to ona demonstruje płaskie podbrzusze, delikatny zarys kości miednicy, zmysłowy pasek włosów łonowych i długie nogi.

Mężczyzna kładzie się na łóżku. Leży na plecach i przygląda się, jak przyszła dziennikarka wyjmuje z torebki czerwoną plastikową tubkę.

– Co to?

– To tylko żel, niczym się nie martw.

Studentka siada na nim okrakiem. Wyciska ciągnącą się, bezbarwną substancję na jego piersi. Powoli rozsmarowuje ją. Ma smukłe palce i delikatne dłonie. Starannie i bez pośpiechu wciera ciecz, dotykając przy tym jego sutek. Gospodarz reaguje nerwowym dygiem, ale kochanka uśmiecha się uspokajająco. Bawi się chwilę brodawkami, drażniąc je opuszkami palców.

Ostatecznie zmienia miejsce. Przesuwa się niżej, siadając mu na nogach. Po chwili na jego przyrodzeniu ląduje kolejna porcja żelu. Bianka rozprowadza ją po pachwinach, dociera do jąder, którymi bawi się dłuższą chwilę. Ma śliskie dłonie.

Penis ożywa. Podnosi się i po chwili jest już sztywny. Jej palce momentalnie pojawiają się w tym miejscu. Chwilę głaszcze go, gładzi delikatnie doprowadzając tym partnera do lekkiej irytacji. On chce więcej. Żyły oplatające prącie nabiegają krwią. Dziewczyna wodzi po nich śliskimi palcami, ale wreszcie łapie zdecydowanym ruchem i zsuwa skórę, odsłaniając żołądź. Na główkę ląduje porcja żelu. Nagle palce kochanki zaciskają się na żołędzi, wcierają lepką ciecz, kręcą się w lewo i prawo. Ucisk jest raz mocniejszy, raz słabszy.

Adam wzdycha. Tymczasem Bianka pochyla głowę i dmucha na jego przyrodzenie. Rozkoszny chłód rozlewa się po ciele kochanka. Zamienia się w przyjemne ciarki. Smukłe dłonie brunetki łapią penis i ocierają się, jakby krzesała ogień. Nie przerywając masażu, przesuwa się to w górę, to w dół. Ostatecznie zaplata dłonie na pulsującym korzeniu. Z jednej strony splata kciuki, a po drugiej resztę palców. To mocny uścisk. Zaczyna masturbować gospodarza. Patrzy mu cały czas prosto w oczy.

Po chwili przestaje poruszać rękami. Teraz to on pracuje, ruszając miednicą. Na szczęście wszystko jest wilgotne i lepkie.

– Wyobraź sobie, że to moja cipka – szepcze.

Mijają może dwie minuty. Dziewczyna zmienia taktykę. Lewa ręka zsuwa się na pachwinę, przemyka niżej, jest już pod jądrami. Nagle palec wskazujący studentki wciska się pomiędzy jego pośladki. W oczach Adama widzi pytanie. Jego pośladki napinają się odruchowo.

– Spokojnie, spodoba ci się – jej głos działa jak afrodyzjak.

Żel zostaje rozprowadzony w jego rowku. Dziewczyna wciska dłoń głębiej. Dociera do anusa i starannie go nawilża. Chwilę po tym jej palec wpycha się do środka. Kochanek nie protestuje. Zaciska powieki, ale pieszczota sprawia mu przyjemność. Teraz znowu patrzą na siebie. Palec dociera głębiej. Druga ręka wraca na swoje miejsce. Palce oplatają członka. Dłoń zaczyna się poruszać. Ręka ślizga się od żołędzi do nasady.

Dyrektor nigdy nie przyznałby się przed nikim, że kiedy młoda brunetka trzepała mu kapucyna, jednocześnie masując go palcem w odbycie, sprawiło mu to niesamowitą przyjemność. Na szczęście teraz nie musi udawać. Jego wzrok mętnieje. Penis zaczyna pulsować. Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna cofa obydwie ręce. Chwilę jeszcze dyszy ciężko.

– Co to – wzdycha, widząc w jej rękach jakiś przedmiot.

– To pierścień na twojego kutasa. Powiedzmy, że to taki kaganiec.

Zwinnym ruchem studentka przekłada przez żołądź czarny gumowy pierścień. Okręca go na podwójną pętle i zsuwa do samej nasady. Guma dość mocno ściąga członek. Zaciska się na żyłach. Po chwili w jej dłoni pojawia się kolejny pierścień i kochanka robi to samo z jego jądrami, które wydają się teraz napuchnięte, kuriozalnie sterczące.

– Pierścień zatrzyma krew – musnęła prącie – i sprawi, że twój kutas spuchnie. Tylko pamiętaj. Wciąż jestem dziewicą, chcę, żebyś go włożył w tyłek.

Kochanka posłusznie kładzie się na brzuchu. Adam lekko oszołomiony łapie za żel i wyciska pomiędzy jędrne pośladki. Smaruje z rozkoszą jej ciało i wyczuwa, że anus Bianki jest rozepchany. Wciska do środka palec, rozprowadzając resztki mazi. Wreszcie jest na niej. Rozchyla rowek. Teraz widzi jej dziurkę, która lśni. Dotyka jej w tym miejscu żołędzią. Napiera lekko. Główka pulsuje, wciskając się w zwieracz. Kochanka nie jęczy. Nie stęka. Po prostu mruczy. Prącie zanurza się głębiej.

Siedzi na pośladkach dziewczyny i porusza się coraz szybciej. Cały penis mieści się w pupie. W środku jest śliska i ciepła w dodatku jęczy coraz głośniej. Dziewczyna zaciska palce na prześcieradle. Nagle nieznacznie unosi tyłek. Przeklina, choć z ustami wciśniętymi w poduszkę trudno ją zrozumieć.

Właściciel domu nieruchomieje również. Wychodzi z niej, choć robi to niechętnie. Penis jest napuchnięty, czerwony, a nawet lekko sinawy. Na szczęście znajoma nie próżnuje. Odwraca się i zsuwa zabawki.

– Chodź tutaj – rozkazuje mu.

Bianka łapie penis i przykłada główkę do sutka. Drażni się chwilę. Uderza członkiem o twardą brodawkę i zaczyna masturbować go ręką. Adam sapie i jęczy. Dziewczyna porusza ręką potwornie szybko. Wprowadza go w ekstazę i nagle strzela na jej piersi i szyję.

*

Rano w drodze do pracy zabiera kochankę na śniadanie do McDonalda. Zamawia dwa mcmuffiny z jajkiem i bekonem oraz dwa tosty z szynką i serem. Studentka prosi o sok pomarańczowy, podczas gdy on zadowala się czarną kawą. Jedzą bez słowa.

– Nie odpowiedziałeś mi jeszcze na pytanie – gniecie papierowy kubek – przekonałam cię?

Mężczyzna uśmiecha się.

– Muszę przyznać, że jesteś przekonująca.

– Cieszę się, chcę dotrzeć do rodziny tych, którzy zginęli w tajemniczych okolicznościach. Przyda mi się kasa na podróż, może trzeba będzie im też coś zapłacić.

Adam wyjmuje białą kopertę z wewnętrznej kieszeni marynarki.

– Proszę.

Dziewczyna przygląda się kopercie odrobinę zaskoczona.

– Ile tutaj jest?

– Dwa tysiące.

– O, kurwa. Teraz czuję się jak galerianka – najwyraźniej nie przeszkadza jej to, uśmiecha się szeroko.

– Chodź, podwiozę cię na uczelnię i pamiętaj, informuj mnie o postępach swojego śledztwa.

23,777
9.79/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.79/10 (75 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Komentarze (7)

paty_128 · 7 stycznia 2016

0
0
Podoba mi się, a to rzadkość

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Man in black · Autor · 7 stycznia 2016

0
0
Cieszę się, zmieniłem trochę narrację 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Mirko · 7 stycznia 2016

0
0
Na Twoje opowiadania czeka sie z utesknieniem... Gratuluje

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Man in black · Autor · 7 stycznia 2016

0
0
Dzięki Mirko, po ostatnich pozytywnych komentarzach piszę więcej 😉 Dwa kolejne już czekają na publikację w kolejce.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Dominika · 7 stycznia 2016

0
0
Uzależniasz 😉 10/10

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Man in black · Autor · 7 stycznia 2016

0
0
😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

deal · 11 stycznia 2016

0
0
Z wypiekami na twarzy pędzę czytać drugą część.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Opowiadania o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.