Sztorm serca (I)

28 września 2025

46 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Opowiadanie jest o przyjaźni, a właściwie miłości między dwoma dziewczynkami, potem dziewczynami o imieniu Wiatr i Fala, które poza sobą kochały... niebezpieczeństwo i ryzyko. Jedna z nich ma nastawienie uczuciowe do jeszcze jednej osoby, ale o tym później.

Czy jest możliwe, że gdzieś tam, czasem daleko, czeka na nas bratnia dusza?
Tym razem los okazał łaskę. Rodzice się znali i to bardzo blisko. Zanim Scott poślubił Jane, chodził z Tracy, a jej mąż Jackson spotykał się od roku z Jane. Wszystko zmieniło się pewnego lipcowego dnia na wielkiej plaży blisko Bulwaru Zachodzącego Słońca. Dziwnym trafem po sześciu miesiącach wiedzieli, kogo naprawdę kochają, ale żadne z nich nie miało odwagi wystąpić przed szereg. Nie odbyło się bez łez bardziej wrażliwej Jane, ale pocałunki Scotta to szybko zażegnały. Rodzina Clarków nie miała problemów, że szatyn bierze za żonę miedzianowłosą Jane, bo obie rodziny pochodziły ze średniej klasy. Nieco inaczej zareagował klan Heringtonów, bo Tracy Wells nie mogła się pochwalić żadnym majątkiem, jednak determinacja Jacksona wpłynęła na jego ojca Emersona Dawida Heringtona, że w końcu przestali odwodzić syna od ożenku z piękną brunetką o błękitnych oczach. Ich majątek szacowano na sto siedemdziesiąt dwa miliony, ale co ucieszyło ojca, to właśnie postawa, wówczas siedemnastoletniego Jacksona. Dawid potrzebował następcy mądrego, upartego i stojącego twardo na ziemi, a takiego zobaczył w synu, który postawił sprawę na ostrzu noża, wyznając, że Tracy znaczy dla niego więcej niż wszystkie pieniądze rodziny. Trzy miesiące przed ukończeniem pełnoletności, z różnicą jednego dnia brunetka i zielonooka urodziły dziewczynki. Starszą urodzoną w rodzinie Jacksona nazwano Wiatr, a młodszą Fala była córką Jane i Scotta.
        Już od czwartego roku życia rodzice i dziadkowie z obu stron musieli dostrzec, że istnieje duchowe połączenie między pociechami. Fala przypominała aniołka. Złote loczki odziedziczyła po dziadku, oczy po mamie natomiast Wiatr była typową brunetką o oczach ojca. Przypominały chłopców. Żadnych lalek tylko samochody do zabawy. Od małego brunetka preferowała spodnie, Fala uwielbiał sukienki i spódnice, a tylko Wiatr mogła zmienić jej decyzję.
Dwa maluchy spowodowały, że przyjaźń między rodzinami jeszcze mocniej się zacieśniła.
        Od piątego roku życia zaczęły uczyć się taekwondo, dodatkowo Scott uczył dziewczynki pewnych technik samoobrony.
Dziewczynki spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Fala wymogła na rodzicach, by mogły chodzić do tej samej klasy i bogacze musieli zrezygnować z prywatnej szkoły, na którą Scotta i Jane nie byłoby stać.
        Trzeci rok szkoły się skończył i nastały upragnione wakacje. Miesiąc temu obchodziły wspólnie dziewiąte urodziny. Rodzice planowali wakacje, lecz przez miesiąc dziewczynki miały zostać w Los Angeles. Ich prawni opiekunowie nie mogli nawet myśleć, że pojadą osobno, dwa małe uparciuchy z pewnością by na to nie zezwoliły. Pierwszy tydzień spędziły w domu Wiatru, od poniedziałku mieszały w domu Clarków. Jane pracowała zdalnie i mogła z powodzeniem przygotowywać posiłki dla nierozłączek.
        Wtorek już trochę trwał, kiedy Wiatr otworzyła oczy. Spały w jednym pokoju i dlatego dziewczynka tylko odwróciła oczy i mogła dostrzec złote loki na białej pościeli. Chciała zawołać imię przyjaciółki, ale zmieniła zdanie.
,,Może śpi” – pomyślała, więc postanowiła zrobić coś znacznie milszego, a jak do tej pory zabrakło na to okazji. Jako mądra dziewczynka wiedziała z doświadczenia, co się stanie, kiedy tylko wstanie, jednak miała nadzieję, że może jakoś da radę z opanowniem fizjologicznych potrzeb.
Odsunęła kołderkę i po kilku sekundach postawiła gołą stopę na chłodnej orzechowej podłodze.
Niestety, natura okazała się silniejsza. Na paluszkach, uważając, aby posadzka nie skrzypnęła, skierowała kroki do łazienki.
– Och, jaka ulga – westchnęła, gdy skończyła.
        W domu Heringtonowie mieli bidet, lecz u Clarków musiała zadowolić się miękkim papierem toaletowym. Podciągnęła spodenki i odkręciła wodę, żeby umyć dłonie. Mydełko pachniało zielonym jabłuszkiem i to wystarczyło, by w lustrze zobaczyła uśmiechniętą buźkę
– Może się nie obudziła? – często mówiła do siebie i dziwiła się, że Fala tego nie robi.
Otworzyła bezszelestnie drzwi łazienki i zatrzymała się w miejscu.
– Woda, zaraz by mi dała – uśmiechała się do siebie, bo zapomniała o czymś naturalnym.
Przymknęła drzwi, by ograniczyć do minimum hałas i spuściła wodę.
Przeszła jak duch przez sypialnię, wyglądało, że małe marzenie się spełni.
Lewa dłoń Fali leżała pod głową, druga spoczywała luźno na białej kołdrze w złote gwiazdki. Brunetka stanęła i patrzyła na śpiącą twarz przyjaciółki, już chciała dotknąć loków, gdy Fala otworzyła oczy.
– Co tu robisz, Smołko?
Rok temu dały sobie własne imiona. Właśnie przejeżdżały z rodzicami Wiatru koło prywatnego pola pszenicy, dlatego zboże stało związane w snopki. I tak powstało imię złotowłosego aniołka. Za niespełna trzydzieści minut, Jackson musiał zwolnić do minimum z powodu naprawy drogi.
– To coś ma zupełnie kolor jak twoje włosy – ucieszyła się blondynka – trochę mocno pachnie, ale możesz zostać smołą.
– Dla ciebie mogę być wszystkim – powiedziała Wiatr.
I tak powstał Snopek i Smoła, chociaż blondynka mówiła Smołka, nigdy inaczej.
– Patrzę na ciebie aniołku, od dawna tego chciałam.
– Trzeba mnie było obudzić, już dwadzieścia po dziesiątej – rzuciła wzrokiem na ścienny zegar z misiem, zajadającym miód.
Wstała i poprawiła podciągniętą bluzę od piżamy
– Muszę siusiu – minęła brunetkę i zdawało się, że przyspieszyła kroki.
Wiatr wyprostowała kołdrę i kilkoma uderzeniami doprowadziła poduszkę do naturalnego kształtu, spojrzała na dzieło swoich rąk i poszła ścielić swoje, gdy sobie o czymś przypomniała.
        Miała małą nadzieję, że Fala nie zauważy, chociaż to graniczyłoby z cudem. Kończyła wygładzać pościel i kątem oka dostrzegła minę wchodzącej do sypialni przyjaciółki. Niestety, już widziała, że młody Holmes odkrył.
– Doceniam, że pościeliłaś mi łóżeczko, ale o czymś zapomniałaś, możesz chuchnąć? – zatrzymała się blisko.
– Dobra, dobra. Zapomniałam.
Fala już ubrana w kremową sukienkę z bawełny z namalowanym polnymi kwiatami stała teraz podparta pod boki.
– Zapomniałaś? Jak można zapomnieć umyć zęby. Zastałam mydełko mokre, więc ręce myłaś, ale trzeba dbać o ząbki. Naprawdę!
Wiatr spróbowała perswazji, chociaż robiła to tylko dla zasady: ,,never give up”.
– To w większości mleczaki, mam dopiero dwa stałe u góry na środku – pokazała niepełne uzębienie.
– Nie rozumiem, że musimy o tym rozmawiać, to ci wejdzie w krew i w wieku lat pięćdziesięciu zostaniesz szczerbata.
– Matko! Masz teraz dziewięć lat do jasnej cholerci! – Wiatr broniła straconej pozycji.
– Bez dyskusji! I jeszcze mówi brzydkie wyrazy! Ja nie wiem, co z ciebie wyrośnie, Smołko.
– Dobra już idę, ty nigdy nic nie zapominasz? – maszerowała grzecznie w kierunku toalety.

– Nie zapomnij, że po śniadanku jedziemy do parku – rzucila od niechcenia Wiatr.
Fala pokręciła tylko głową i zaczęła wiązać warkocze, bo włosy sięgały do łopatek.
Brunetka wyszorowała zęby i ubrała się w błękitne Wranglery i brązową koszulkę z namalowanym tygryskiem. Trampki stały przy drzwiach wejściowych. Dziewczynka uwielbiała chodzić na bosaka i nie tylko po domu, ale gdzie tylko mogła. Szczególna radość sprawiało łażenie po trawie, jeśli zostały na niej ślady porannej rosy.

Przeczesała lekko stargane włosy palcami i wróciła do sypialni.
– Czy planujemy coś tam dzisiaj robić? – blondynka krytycznie patrzyła na włosy Smołki, ale tym razem powstrzymała się przed uwagą
Wiatr podeszła do niej i bez pytania zaczęła rozplatać złote warkoczyki.
– Dlaczego? – łagodne spojrzenie nie wróżyło sprzeciwu – tak jest wygodniej.
– Lubię, kiedy masz rozpuszczone – Snopek uśmiechnęła się, czując orzeźwiający zapach mięty i patrzyła zahipnotyzowana na malinowe usta najbliższej istoty.
– Malowałaś – brzmiała, jakby sama w to nie wierzyła – dziewięciolatka nie powinna.
Zobaczyła uśmiechnięte ciemne orzechy i pacnięcie w czoło przywróciło ją do rzeczywistości.
– Nie masz gorączki, bo czułam, ale chyba nie wszystko z tobą w porządku, są takie! Pierwszy raz widzisz?
– Wierzę ci, bo mnie być nie oszukała, ale wyglądają jak malina prosto z wody, jesteś taka śliczna, Smołko
Zamiast oczekiwanej odpowiedzi poczuła, że przyjaciółka bierze dłoń i prowadzi do lustra wiszącego zaraz obok szafy na ubrania.
– Widzisz tam kogoś ładnego – gapiły się w odbicia – bo ja owszem. Blondynkę o ciemnobłękitnych oczach. Definitywnie coś z tobą nie tak, Snopku.
– Dziewczynki! Śniadanie – ich budującą dyskusję przerwał głos Jane z kuchni na dole.
        Pobiegły ze śmiechem, bo zawsze chodziło o to, która pierwsza dotknie poręczy. Tym razem Snopek wyprzedził brunetkę o ułamek sekundy.
– Ostrożnie, bo jeszcze się przewrócicie na schodach – spokojny głos miedzianowłosej sprawił, że zaczęły iść krokami dobrze wychowanych panienek, którym wpajano maniery z wyższych sfer, od chwili, gdy przestały nosić pieluszki.
– Dzień dobry mamusiu – głos Snopka przypominał słowika – bardzo ładnie pachnie, ciekawe co nam dzisiaj wyczarowałaś.
– Nie podlizuj się Snopku i tak cię nie minie zmywanie.
– Dzień dobry córeczko, dzień dobry Wiatr. Spało się dobrze? Wiatr bądź miła dla przyjaciółki, bo przestanie do was przyjeżdżać.
Zanim czarnowłosa zdołała otworzyć usta, złotowłosy anioł ją wyręczył.
– Zechcę sprostować, mamusiu. Wiatr jest bardzo miła i nie wyobrażam sobie, co by musiała zrobić, żebym nie chciała z nią być – przytuliła zaskoczoną brunetkę.
– Och, jaka jesteś milutka, skarbie. Siadajcie szybciutko, bo zrobiłam jajecznicę na szynce z papryką i cebulą oraz pomidorkami z ogródka. Myłyście rączki, prawda?
– Nie umyć przy tym upierdliwym czyściochu, jest raczej niemożliwe – Wiatr wyszczerzyła niekompletne uzębienie w kierunku aniołka, a mama blondynki mało nie wypuściła drewnianej łyżki z porcją jajecznicy.
Zielonooka nie mogła uwierzyć, co właśnie słyszy i nie wątpiła, że córka się pogniewa, jednak widząc ją uśmiechniętą, już nic nie rozumiała.
– Mamusiu, ona żartuje, albo mnie sprawdza, a wszystko dlatego, że nie umyła zębów, kiedy wstała, a ja to wytknęłam – Wiatr spoglądała to na Jane to znowu na swój najcenniejszy klejnot i wyglądało, że czeka na ocenę z ust pani Jane..
– Kochanie – miedzianowłosa zwróciła nieco zatroskaną buzię w stronę brunetki – jakby nie było, nie powinnaś tak mówić, bo to bardzo brzydko, nie sądzę, że słyszałaś takie słowa w swoim domu.
– Przepraszam pani, Jane – brunetka delikatnie przekręciła główkę i dygnęła w kierunku miedzianowłosej.
– Myślę, że powinnaś przeprosić moją córkę, a nie mnie. – Mama nie wyglądała na zagniewaną i ku zdziwieniu nie dostrzegła również choćby oznak najmniejszego niezadowolenia na buzi córki.
– Gniewasz się Snopku? – brunetka wpatrywała się w błękity, trzymając pusty widelec, nieco nad talerzem, napełnionym parującą jajecznicą.
– Nie potworze, chciałaś sprawdzić, czy cię nadal lubię, prawda? – podała brunetce lekko przyrumieniony tost.
– Lubię!? Teraz ty sprawiłaś mi ból w sercu – zanim Jane zdołała ruszyć ręką, Smołka leżała na podłodze, udając martwą.
– O Boże! Nic ci nie jest? – zielonooka już znalazła się obok dziewczynki.
– Nic jej nie jest, jak to jest mamusiu z tym powiedzeniem: Złego czart nie weźmie? – Fala uklęknęła obok mamy i patrzyła z uwielbieniem na przyjaciółkę.

– Wiesz, że cię kocham, przestań się wydurniać i wstawaj, bo zamiast pójść na rowery, spędzimy całe południe w domu.
Jane wstała i wyrównała fartuszek, zdziwiona jeszcze mocniej, bo właśnie usłyszała coś bardzo dorosłego.
– Też cię kocham, nawet bardziej niż miniaturkę Toyoty Tundry, z górnej półki, w moim pokoju.
Złe ogniki zapaliły się w oczach blondynki.
– Zaraz cię stłukę, potworze, jak mnie jeszcze raz porównasz z zabawką, nawet jeżeli to twoja ulubiona.  

Jane siedziała przy stole i tylko patrzyła, bo konwersacja dziewczynek wymknęła się poza jej osobistą sferę rozumienia.
– Badzo dobra jejecnica, pani Jane, a ty psestań marudzić, aniołku – przełknęła porcję i sięgnęła po kubeczek z herbatką. – Że ci wychodzi mawshi-geri, nie znaczy zaraz, że mi dasz radę.
Snopek spoważniała i odłożyła pusty widelec.
– Naprawdę sądzisz, że mogłabym cię uderzyć? – błękity stały się tak ogromne, że Wiatr nagle wstała i uklękła przed Falą.
– Wybacz o najjaśniejsza królowo wszystkich snopków, czy ja wyglądam na wariatkę, która by podniosła rękę na coś najcenniejszego?
Fala się udobruchała i spojrzała z uśmiechem na Smołkę.
– Mamusia zrobiła super śniadanko, więc siadaj i pałaszuj, chyba że masz lepszy pomysł niż rowery.
Wiatr, jakby nic się nie stało, wstała z klęczek i wróciła do stołu.
Zjadły bez słów jajecznicę i po dwie kanapki z szynką i pomidorem, które również przygotowała dla nich zielonooka.
– A pani coś jadła, pani Jane? – spojrzała na opróżniony talerz, tylko z kilkoma kawałeczkami smażonej papryki.
– Tak, Wiatr. Zjadłam, zanim przygotowałam dla was. Macie w planie wycieczkę rowerową? Tylko w obrębie parku, dobrze?
– Właśnie tam jedziemy, mamusiu – Snopek sprawdziła, czy odrobinka jedzenia nie spadła na jej sukienkę – ja zmywam, a ty marsz myć zęby – rzuciła spojrzenie przyjaciółce.
– A ty? – popatrzyła na Falę – Czy pani też myje ząbki po każdym posiłku, pani Jane?
Fala już zaczęła mycie statków, natomiast jej mama zamrugała rzęsami, zanim odpowiedziała.
– To nie zaszkodzi kochanie, trzeba dbać o ząbki i jeśli to możliwe o całą higienę ciała.
– Aha, czyli Fala ma rację, w takim razie cofam, upierdliwą. Bardzo dziękuję za pyszne śniadanko – wyciągnęła ręce w kierunku lekko zaskoczonej kobiety.
Wiatr objęła ją serdecznie i już po chwili wbiegła na górę.
– Kochanie, ja dokończę. Leć umyć ząbki, chyba Wiatr się ucieszy, jak będziecie razem. – Jane zwrócila się do córki.
– Dobrze mamusiu. Wiesz, co było rano? Obudziłam się, a ona stała i musiała patrzeć, jak spałam.
– Och, doprawdy! To urocze.
– Nie wiem, co znaczy uroczę, ale czułam się świetnie, ona nie mogła wiedzieć, że ja wczoraj też się na nią gapiłam, zanim wstała, bo gdy zaczęła się przeciągać, udałam, że poprawiam kołderkę na moim łóżku.
Matka przytuliła córkę i pogładziła po włosach.
– Musisz ją bardzo lubić, słonko – odsunęła nieco drobne ciałko, by widzieć oczy, a te zdawały się promieniować.
– Mamusi słyszałaś, co powiedziała i ma rację. Ja ją kocham, wiem, że jest dziewczynką, ale gdybym mogła, to bym się z nią ożeniła, jak ty z tatą.
Jane poczuła gorąco w okolicy serca, nie spodziewała się podobnego wyznania po swojej córce.
– Ja za tatę wyszłam, kobieta wychodzi za mąż, a mężczyzna się żeni.
– Aha, to trochę skomplikowane, bo obie jesteśmy dziewczynkami, to właściwie nie wiem, czy ona by za mnie wyszła, czy by się ze mną ożeniła, ale postaram się zapamiętać. Lecę na górę, powinniśmy wrócić przed obiadkiem – pobiegła do schodów, lecz kiedy tam dotarła, zaczęła wchodzić z gracją.
– To małe łobuzy. Kocha ją, a to ci dopiero! – miedzianowłosa kończyła zmywanie i wspomniała czas z Jacksonem, a potem pierwsze kochanie ze Scottem i momentalnie poczuła, że jej brodawki twardnieją.
Snopek weszła do łazienki, gdy brunetka wypluwała wodę do zlewu.
– Nie mogłaś na mnie poczekać? – spojrzała na odbicie w lustrze.
– Nie ma sprawy, Snopku. Dla ciebie umyje drugi raz.
Ucieszona blondynka wzięła swoją szczotkę i wycisnęła nieco pasty.
– Mamusia chyba się zdziwiła, słysząc nasze wyznania. Czy sądzisz, że naprawdę możemy się kochać? To uczucie dorosłych, a my jesteśmy małe – trzymała szczoteczkę i czekała, aż Wiatr nałoży ponownie pastę na swoją.
– Mam uczucie do rodziców, ale do ciebie większe, wiem tyle – czekała, aż Snopek wypłucze resztkę jedzenia.

        Zaczęły razem i skończyły w jednym czasie. Wysuszył buzie ręcznikami i bez słowa opuściły łazienkę. Fala puściła Smołkę pierwszą i obserwowała, jak przyjaciółka schodzi. Przeszły przez salon i obie spojrzały na siedzącą na sofie mamę Fali, a po chwili znalazły się w garażu.         Rowery miały identyczne, różniące się kolorami. Fala miała czerwony a brunetka błękitny. Kaski w kolorach rowerów, na obu namalowano kwiatki. Brunetka sprawdziła, czy opony mają dość powietrza i cały czas czuła na plecach uporczywy wzrok blondynki.
– Co? – spojrzała prosto w błękity.
– Jesteśmy małe, ale dzieci mają uczucia, prawda?
– O co ci chodzi Snopku? W jakim sensie jesteśmy małe? Jesteśmy kobietami – wzięła kask i zaczęła go zapinać.
– Nie obchodzi ci, co ja czuję? – blondynka jedną dłonią trzymała swój hełm, a palcami drugiej kręciła guziczek sukieneczki, przyszyty na wysokości pasa.
– Myślę, że mnie bardzo, bardzo lubisz – przestępowała z nogi na nogę, co z pewnością wyglądało na zniecierpliwienie.
– Za takie same słowa udałaś nieżywą – Wiatr zauważyła, że blondynka jest bardzo poważna.
– Dlaczego patrzyłaś na mnie dzisiaj rano? – puściła guzik i zaczęła zakładać kask.
– Lubię na ciebie patrzeć, a kiedy śpisz, wyglądasz ładnie – chciała wsiąść na rower, ale Fala złapała jej rękę.
– Poczekaj, to dla mnie ważne. Powiedziałaś, że masz do mnie większe uczucie niż do rodziców. Dziecko kocha rodziców, prawda? Powinno, a rodzice kochają dziecko, szczególnie jedynaczkę.
– Moi rodzice mnie kochają, twoi ciebie również.
– Też to wiem i czuję. Powiedziałaś, że masz do mnie większe uczucie, niż do nich – Wiatr rozumiała od początku, do czego zmierza Fala.

– Co to znaczy?
Brunetka chciała mieć to za sobą, bo czuła nieodgadnione, jej młody umysł tego nie rozumiał, ale doskonale odczuwała, o czym rozmawiają.
– Zrozumiesz, jak też będziesz chciała popatrzeć na mnie, kiedy śpię – odsunęła dłoń Fali i przełożyła nogę, żeby usiąść na siodełku.
Opierała nogę o beton i czekała aż Fala otworzy drzwi garażu, kiedy usłyszała blondynkę.
– Wczoraj rano na ciebie patrzyłam, lecz gdy otworzyłaś oczy, udałam, że poprawiam kołdrę.
Wiatr przełożyła z powrotem nogę i nie zważając, że rower się przewrócił na beton, uchwyciła Falę za ramiona.
– O co ci chodzi Snopku, miałyśmy jechać?
– Wiem, co znaczy upierdliwa, może jestem taka, ale nie odpowiedziałaś na pytanie.
– Na jakie pytanie, bo już nie wiem? – nadal trzymała jej barki i myślała, czy Fala wyczuje kłamstwo.
– Znam cię lepiej niż moja mama i pewnie od twoich rodziców i dlatego wiem, kiedy kłamiesz. Mów prawdę i to zaraz! – powiedziała ostrzej, lecz na jej buzi nie pokazały się właściwe oznaki gniewu.
Wiatr czuła, że nie może dalej udawać.
– Może jestem mała i nie rozumiem wszystkiego, ale mam oczy i aż taka głupia nie jestem, żeby nie widzieć. Nie jestem ciekawa, co do mnie czujesz, bo wiem. Jestem dla ciebie ważniejsza od rodziców.
– Tak, właśnie tak. – Fala wyglądała, że zaraz się rozpłacze. – Słucham czasem, jak mówią do siebie, że się kochają i mówią to do mnie i ja też im to mówię, ale nie wiedzą, że jesteś dla mnie ważniejsza.
– Snopku, czy jeszcze chcesz coś wiedzieć, bo miałyśmy jechać? Kochasz rodziców i ja kocham swoich. Kochasz mnie więcej od nich i ja mam podobne uczucie do ciebie. To już możemy jechać?
– Możemy, tylko chciałam wiedzieć, czy się gniewasz, że kazałam ci umyć zęby – otworzyła drzwi garażu.
– Nigdy się na ciebie nie gniewam – wsiadła na rower i wyjechała pierwsza a Fala zaraz za nią.
Zobaczyły mamę blondynki stojąca w drzwiach domu.
– Coś się stało, bo zeszło się wam tak długo?
– Trochę ubyło powietrza w oponie, musiałam dopompować, mamusiu.
– Och! Powiem tatusiowi, żeby sprawdził, uważajcie dobrze? Obiad zrobię na trzecią, to z pewnością już wrócicie.
– Tak mamusiu, na pewno.
        Ruszyły. Jechały przez osiedle domków. Na ulicach stały samochody, ludzie pracowali w ogródkach, Wiatr zobaczyła pana, troszkę starszego od jej taty, jak naprawia motor. Na całej drodze nie było świateł, tylko znaki stopu. W drodze do parku występowało tylko jedno miejsce z sygnalizacją świetlną. Jechały tu kilka razy z rodzicami Fali i kiedy tamci się upewnili, że ich pociechy rozumieją, jak się zachowywać na tym dość spokojnym skrzyżowaniu zdecydowali, że mogą tu jeździć same. Okolicę uznawano za wyjątkowo bezpieczną, nigdy się nie zdarzyło nic złego. Na rowerach miały odblaskowe światła i dzwonki. Do parku prowadziła szeroka ścieżka, na której przez cały czas spacerowali ludzie z dziećmi, czasem z psami.
– To, jaki jest plan, Smołko? – teraz po minięciu świateł mogły jechać obok i rozmawiać.
– Włazimy na tego wielkiego świerka – Wiatr patrzyła na boki, pamiętając o zaleceniach taty Fali.
        Rodzice dziewczynek rozmawiali razem na temat czy mogą je puszczać same, w końcu po burzliwej debacie się zgodzili, jednak Scott jako były komandos poinstruował dziewczynki, że gdyby ktoś je obserwował, mają natychmiast wracać. Wiatr miała w rowerze zainstalowane urządzenie wywołujące bardzo głośny dźwięk. Dostały zakaz przebywania w miejscach odosobnionych, lecz od początku wakacji robiły wszystko niezgodne z instrukcjami rodziców.
– Przecież właziłyśmy wczoraj na obydwa – zdziwiła się Fala.
– Powiem ci na miejscu – minęły panią z dzidziusiem w wózku, która wracała w kierunku domków.
– Smołko, nikogo. Wiesz, co to znaczy?
– To lepiej. Wczoraj też tak było. Czy sądzisz, że jakiś dorosły, by nam pozwolił włazić na drzewo wielkie na dziesięć pięter? A, bo bym zapomniała. Czemu skłamałaś mamie?
– Ja? – Fala dotknęła torsu palcami obu rąk.
– Ty. Nie żebym cię oskarżała, tylko mów prawdę, bo też cię lepiej znam od twoich rodziców.
Och! – przeczesała włosy palcami – nie chciałam tłumaczyć, o czym dyskutowałyśmy.
– Fajnie ci w tej sukience, tylko… – chciała wyjawić plan dzisiejszej wyprawy, lecz zrezygnowała. – Powiedziałaś, że jesteśmy małe, a przecież już powinniśmy nosić staniczki.
– Też o tym myślę, na plażę zakładamy od pięciu lat.
– Wracając do tego drzewa i koloru włosów mojej mamy, chyba by osiwiała w minutę, gdyby wiedziała co zamierzamy, a bardzo lubię jej kolor włosów.
– Ja wolę twoje, ale owszem, pani Jane, są świetne.
– To tak dziwnie brzmi. Mówisz pani Jane, a ja mamusiu. U twoich rodziców jest odwrotnie. Kiedyś pytałam tatusia, czemu nie mogę mówić mu Scott, albo mamie Jane.
– Och, Snopku! Moja mama mówi do dziadka, tato, a do babci, mamo.
– Tak, tak. Tata mi wytłumaczył. Z pewnością, gdybym powiedziała o przygodzie z tym psem, to by nie dali nam jeździć samym.
– Miałam wczoraj stracha i chciałam cię bronić, wybaczysz?
– Nic byś nie zdążyła zrobić, a wczoraj pomyślałam, że gdyby był agresywny, to by miał kaganiec.
– Coś ty, Smołko. On bronił posesji, przed takimi jak my.
– Co ty gadasz, Snopku! My nie chciałyśmy nic ukraść.
– Tak, ale raczej nikt nie wchodzi przez parkan z drutem na górze do czyjegoś ogrodu. Nie widziałam kamer, a jak pies mógł o tym wiedzieć, że tylko sobie weszłyśmy, bo był fajny płot?
– I tak zdrętwiałam ze strachu, bo szczerzył zęby, jakby cię chciał zjeść.
– Snopku, pies nie je ludzi. – oparły rowery o mniejsze drzewo.
– Wiem, mógł cię nieźle ugryźć, lecz to wygadało jak z bajki. Szczekał jak oszalały i nagle przestał i zaczął cię wąchać.
– Wiedziałam, że mi nic nie zrobi, lecz nie wiem skąd. Nawet dał się pogłaskać. Zauważyłaś, że psy obwąchują sobie tyłki i czasem jak im się uda wąchają ludzi w tym miejscu?
– Tak, pytałam taty, dlaczego tak jest.
– Lubię twojego tatę – Wiatr rozejrzała się ponownie po okolicy. – Wiesz co Snopku, jestem głupia.
– Co! Wcale nie jesteś, to był mój pomysł, żeby tam wleźć.
– Nie o to chodzi, miałam pomysł, żeby wejść na drzewo i skoczyć na te obok.
– To dobry pomysł – Fala uśmiechnęła się radośnie.
– No tak, ale jesteś w sukience.
– Wczoraj też byłam, o co ci chodzi?
– Wiem, że ci super to wychodzi, jak zresztą wszystko, ale mamy skakać, pewnie się podrapiesz lub pokaleczysz.
– Tata mówi, że trzeba myśleć pozytywnie, nie bardzo wiedziałam, co to znaczy, ale mi wytłumaczył. Będzie dobrze.
        Fala wyglądała na podekscytowaną i już postawiła stopę na korze, kiedy obie dostrzegły czwórkę chłopców, którzy tu przybyli również na rowerach.
– Może będą bawić się obok, jest spora polana.
– Coś mi się zdaję, że chcą być właśnie tutaj – obie zobaczyły, że mała grupa podjeżdża całkiem blisko.
        Mogli mieć po dziesięć lat, tylko jeden z nich, o kręconych czarnych włosach miał tyle, co one. Rudy wyglądał na wyrośniętego, ale to pewnie z powodu lekkiej nadwagi. Drugi chłopak spodobał się Wiatrowi od pierwszej chwili. Trzeci o hiszpańskich rysach,  jednak rodzice lub jedno z nich pochodziło z sąsiedniego kraju na południu. Najmłodszy, w ich wieku, z urody zdradzał, że jeden z rodziców był czarnej rasy, zdradzał to szeroki nos i mocno kręcone czarne włosy.
– Ciekawe co ona będą robić? – zapytał reszty rudzielec o jasnej cerze i widocznych piegach.
– Ja myślę, John, że chcą włazić na drzewo – odparł chłopiec mający meksykańskie rysy.
– Pewnie masz rację Pedro, to ja sobie postoję pod drzewem do czasu, kiedy ta blondynka zacznie wchodzić – Podparła się pod boki i bezczelnie gapił na Falę.
– Ty rudy, nie macie innych drzew? Te jest nasze. – Fala nie pozostała dłużna na wypowiedź chłopca.
– To jest park dla wszystkich, mała. Rodzice nie uczyli cię dobrego wychowania?
– Słyszałam, co mówiłeś. Nie masz mamy czy siostry?
Rudy poczerwieniał ze złości, szczególnie że koledzy zaczęli się śmiać z wypowiedzi Snopka.
– Co ty gadasz, gówniaro!? Sądzisz, że chcę podglądać siostrę?
Wiatr znała Falę. Wyglądała na aniołka, ale na tym kończyło się podobieństwo do pomocników Boga.
– Daj spokój, Snopku, może tego nie zrobi, a jeżeli, to damy po mordkach i tyle – Wiatr na wszelki wypadek obluzowała aluminiową pompkę, przy swoim rowerze.
Rudy nie był zadowolony z przebiegu rozmowy, tym bardziej że dziewczynki nie wykazywały według niego respektu do starszych, a co gorsza zupełnie go ignorowały.
– Czemu powiedziałaś po mordkach, mówi się po pyskach? – nie zamierzała wchodzić, bo słusznie czuła, że awantura wisi w powietrzu.
– Snopku, dorośli mają pyski albo mordy, a to są chłopcy, więc mają mordki, dlatego tak powiedziałam – obie dziewczynki nie miały pewności czy intruzi ich słuchają.
Johnowi chyba skończyła się cierpliwość, bo podszedł bliżej blondynki.
– Masz szczęście, że nie biję małych dziewczynek, ale jesteś bezczelną gówniarą. Nie widzisz, że jesteśmy starsi i powinnaś się grzeczniej odzywać?
– Daj spokój John, popatrzmy z daleka. Sam bym się bał wejść na to drzewo. Konary się zaczynają dwadzieścia stóp od ziemi. – Odezwał się chłopiec, który przypadł do gustu Smołce
– Zamknij się Spencer, muszę nauczyć tę gówniarę respektu do starszych – mówiąc to, podszedł blisko i popchnął Falę.
Wiatr wiedział, że awantura jest już pewna.
– Powiedz, przepraszam albo ci wleję – zagroził John.
Spencerowi nie bardzo się podobało postępowanie kolegi, ale nie chciał zadzierać z nieco przerośniętym rudzielcem, który wyglądał na ich przywódcę.
– Odejdź grzecznie – Wiatr wyczuła po intonacji głosy, że Smołka jest bliska wybuchu.
– A co mi zrobisz smarkulo? – popchnął ją jeszcze raz.
        Wiatr oceniła stan zagrożenia i w mig zrozumiała, że chłopcy robią wrażenie nieco wystraszonych poczynaniami szefa, lecz boją się mu narazić. Lekko się uśmiechnęła, bo biedaczki nie mieli pojęcia, z kim zadarli. Rudy zamierzał popchnąć Fale po raz trzeci, ale mu nie pozwoliła. Kiedy wyciągnął ręce i zrobił krok w jej kierunku, kopnęła go, dość mocno w kroczę, a kiedy z powodu uderzenia jęknął i pochyli się do przodu, walnęła go pięścią w nos, tak mocno, że padł na ziemię, a z uszkodzonego miejsca popłynęła krew.
– Chłopaki ona nas bije – Pedro wbiegł do przodu, w kierunku blondynki.
Snopek z całą pewnością dałaby mu radę, ale Wiatr nie zamierzała czekać. Zanim Meksykanin zdołał zbliżyć się do dziewczynki na tyle, by ją uderzyć, wyskoczyła w powietrze i przywaliła mu stopą w policzek. Chłopak padł jak rażony prądem. Fala trzymała pompkę w dłoni i krzyknęła może niepotrzebnie, bo pozostali chłopcy wcale nie kwapili się do walki.
– Spadajcie albo poleje się krew.
Rudy zbierał się wolno z ziemi, a bojowe zapędy dawno już mu przeszły.
– Zabiłaś go? – Spencer miał wystraszona minę, kiedy spojrzał na nieprzytomnego kolegę. – Byłem od początku przeciwny całej tej awanturze.
– Nic mu nie będzie poza siniakiem, to było mierzone – Wiatr posłała chłopcu miłe spojrzenie. – Widzisz, właśnie do nas wrócił.
Pedro wstał, ale jeszcze nie mógł dobrze utrzymać równowagi.
– Jeszcze pożałujesz mała – pewnie wiedział, że jeśli powie znowu ,,gówniaro” to nie skończy się dla niego szczęśliwie. – Rudy też już się pozbierał.
– A co przyjdziesz ze starszym bratem albo tatą? Ma broń, bo mój tak.
– Chłopaki one są szalone, lepiej spadajmy – odezwał się mulat.
– Możemy zabrać rannych? – Spencer przestał się bać, za to podziwiał Falę jak bohatera narodowego.
– Jasne – odrzekła niedbale Snopek – Pedro, lód powinien pomóc, możesz mieć kłopoty z żuciem, a wszyscy zmieńcie szefa, bo nie zawsze natraficie na grzeczne dziewczynki.
Spencer pomógł Pedro wsiąść na rower i po chwili odjechali.
– Nie wyszło dobrze, Snopku – Wiatr odłożyła pompkę, kiedy chłopcy zniknęli za drzewami.
– Uprzedziłam dwa razy – blondynka podniosła nogę i zaczęła wchodzić.
        Brunetka obserwowała swoją najdroższą istotę na świecie. Blondynka musiała jednak troszkę być zdenerwowana, bo kilka razy stopa jej się osunęła i musiała użyć kolan, by nie spaść. Wiatr obserwowała jej poczynania gotowa osłabić ewentualny upadek, ale mimowolnie patrzyła na różowe majtki przyjaciółki. Odetchnęła, kiedy Snopek dotarła do pierwszych gałęzi.
– Kaszka z mleczkiem, Smołko. Uważaj, bo nikt cię nie złapie, jak zlecisz.
– Wiesz, że zawsze jestem ostrożna – usłyszała jednak śmiech Fali zamiast odpowiedzi.
        Wchodziła powoli i zastanawiała się, jak jej przyjaciółka skoczy, będąc w sukience i czuła małe poczucie winy, że nie uprzedziła, chociaż wówczas czar przygody by prysnął.
Dotarła do Snopka i zaczęły piąć się w górę. Nie zawżała na obtarte opuszki palców, Fali z pewnością dokuczały otarte kolana. Po kilku minutach dotarły, a do szczytu brakło dziesięć stóp. Wyżej wejść nie mogły, bo konar stawał się zbyt wąski i nie miałby możliwości się odepchnąć. Rowery wyglądały maleńkie, a mimo braku wiatru troszkę kołysało.
– Skaczę pierwsza – zadecydowała Wiatr – wybacz, że ci nie powiedziałam – spojrzała krytycznie na stan kolan i palców Snopka.
– Tata mówi, że trzeba być twardym, a to z kolei powtarzał mu dziadek – spojrzała w dół i ponownie na Smołkę – tylko mi nie spadnij.
        Wiatr postawiła prawą stopę blisko konaru i najszerszej gałęzi, chociaż wszyskie wyglądały podobnie. Do drugiego drzewa dzieliła przestrzeń piętnastu stóp. Przypomniała sobie ubiegły tydzień, kiedy skakały z komórki na piach. Jej poszło lepiej, Fala nie mogła złapać tchu, ale po chwili wlazła i skoczyła po raz drugi. Tam do ziemi brakowało dwanaście stóp, lecz skakały na małą stertę piachu.
        Poszybowała. Zieleń igieł zlała się w jedną toń. Pierwsza gałąź nie wytrzymała i dziewczynka zatrzymała się na niższej. Spojrzała w górę.
– Celuj wyżej i dobrze się odbij, jakbyś chciała polecieć dalej. Nie łap się samymi dłońmi, tylko i ramionami, i nogami. Dasz radę, w razie czego cię złapię – nie zdawała sobie sprawy, że musiałby mieć dwadzieścia razy tyle siły, aby mogła to uczynić.

– Dam radę Smołko.
        Wiatr dostrzegła w zwolnionym tempie złotowłosego anioła o białych skrzydłach, bo poły sukienki nieco tak wyglądały. Snopek posłuchała rady i odbiła się mocno, wylądowała dwie stopy nad Wiatrem, odczuła smagnięcie gałęzią po twarzy i ostry ból na brzuchu.
– Wszystko dobrze? – Wiatr obserwowała z uwagą twarz blondynki.
– Powiem ci, kiedy już zejdziemy – z wyrazu twarzy Snopka, Wiatr odczytała, że przyjaciółka chyba dawno nie miała takiej frajdy.
        Schodziła pierwsza, co nie stanowiło żadnego kłopotu, lecz najgorsze zostało na koniec. Kątem oka zarejestrowała, że Snopek czeka, nie spuszczając jej z oczu. Opuszki palców piekły, chyba również rozcięła policzek, lecz dopiero teraz poczuła. Dziesięć stóp przed ziemią obsunęła się jej stopa, ale wyhamowała kolanami i palcami. Z powodu adrenaliny nie czuła bólu. Postawiła stopę na korzeniach, które wystawała nad trawą, dopiero wówczas Fala zaczęła schodzić. Ponownie Wiatr nie wiedziała, że złapanie Fali, gdyby spadła, mogłoby się skończyć dla niej tragicznie. Ciało pulsowało, a dyskomfort wywołany ranami na palcach, dochodził zenitu. Czas się dłużył niemiłosiernie, na szczęście blondynka schodziła wolno i ostrożnie. Wyglądała okropnie. Z rozciętej rany policzka ciekła krew, chociaż już powoli krzepła, ostre gałęzie porwały sukienkę w kilku miejscach, najwięcej w okolicy brzucha. Kolana Fali krwawiły, a opuszki palców wyglądały, jakby ktoś je zamoczył w szkarłatnej farbie.
– Ale fajnie, musimy to zrobić znowu – błękitne oczy jarzyły się dziwnym blaskiem, jakby dziewczynka wcale nie odczuwała bólu – to najlepsze co do tej pory zrobiłyśmy.
– Nie, Snopku. Jesteśmy szalone.
        Droga powrotna zajęła im trzy razy dłużej. Obie w milczeniu dojechały do domu. W wyposażeniu Fala posiadła małą kostkę do otwierania garażu. Otworzyły wejście i postawiły rowery i starały się wejść na górę niedostrzeżone, niestety zobaczyła ich Jane.
– Co się stało! Napadła was ktoś? Dziki kot, bo chyba nie puma!
Jej twarz wyrażała trwogę.
– Nic mi nie jest, mamusiu – Fala się uśmiechała, chociaż całe ciało pulsowało z cierpienia.
– Mówcie szybko, na litość Boską!
– Skakałyśmy z drzewa – powiedziała Wiatr.
– Boże! – Jane pobladła. Patrzyła na swoją córkę to znowu na brunetkę.
– Wysoko?
– Sto stóp, może sto dziesięć – córka chciała pokazać bardziej obrazowo, ale uniesienie rąk spowodowało, że uśmiech zmienił się w grymas.
– Nie rozumiem – wyszeptała jeszcze bardziej blada Jane – miałyście jechać do parku, a ja nie do końca byłam przekonana, że puszczenie dziewięciolatek bez opieki jest bezpieczne.
– Tam są dwa wysokie świerki. Skakałyśmy z jednego na drugi, mamusiu. – Fala jakby nie słuchała wywodów rodzicielki, opanowała ból i buzia promieniowała niepohamowaną radością.
– Widzę, że z Wiatr jest lepiej, tylko nie rozumiem, co cię tak raduje. – Jane nie mogła zebrać myśli.
– Mogłyście się zabić. I co byśmy poczęli? Której to pomysł?
– Masz coś na obtarcia, mamusiu? Trochę szczypie, potem ci wszystko powiemy. – Ponownie zignorowała racjonalne wywody i słuszne pretensje osoby, która ją urodziła.
        Po chwili zostały w samych majtkach. Skóra Wiatru była zaczerwieniona w wielu miejscach ciała. Poza krwawiącymi palcami i lekko rozciętym policzkiem nic wielkiego się nie stało. Miedzianowłosa przesypała proszkiem dla pielęgnacji niemowląt jej zaczerwienione miejsca i dała miękką bawełnianą piżamę. Gorzej było z Falą. Po chwili miała plastry na torsie, nodze i rękach. Jane nie miała siły robić im awantury.
– Przez tydzień nigdzie nie idziecie. I chce wiedzieć, czyj to był pomysł! – Usiadła zrezygnowana na fotelu, lecz nie spuszczała obu twarzyczek z oczu.
Wiatr chciała otworzyć usta.
– To ja wymyśliłam – szepnęła Fala. – Dawno nie robiłam czegoś tak fajnego, mogę powiedzieć brzydko, mamusiu?
– Co takiego?
Jane poczuła się przybyszem z obcej planety. Jej córka i jedyna, najbliższa przyjaciółka ryzykowały życie, a wyglądało, że ich to nie wzruszyło.
– Co chcesz powiedzieć?
– Było zajebiście.
– Fala!
– Pani Jane, to był mój pomysł, to ja ją namówiłam. – Wiatr wskazała dłońmi swój tors w okolicy serca.
– Mamusiu nie wierz jej. Pomysł latania pochodził ode mnie. – Fala patrzyła na mamę i kłamała w żywe oczy.
– Pani Jane, to ja, naprawdę. – Smołka traciła wiarę, że mama Snopka jej uwierzy.
Jane puściły nerwy.
– Do pokoju, na górę! Żadnej telewizji ani komputera. Nic. Mogłyście umrzeć, a nic was to nie wzrusza. Zajebiste! Słodki aniołek! Cały tydzień jesteście w domu. Nie wiem, co ojciec powie?
– Będzie z nas dumny, myślę – Fala próbowała się uśmiechnąć, ale zabolał ją rozcięty policzek – tylko nie dzwoń do państwa Heringtonów, pan Jackson może nie zrozumieć…
– Marsz na górę!
W połowie schodów blondynka się odwróciła.
– I jeszcze coś, mamusiu…
– Nie mów, może nie dojdą kto – szepnęła brunetka, bo nie sądziła, że dorzucenie relacji z bójki w czymkolwiek pomoże.
– Stało się coś jeszcze? Zabiłaś Gryzli? Czy rozdeptałaś grzechotnika, zaczynam wierzyć, że Scott miał rację, że nic wam nikt nie zrobi!
Fala podjęła decyzję i pozwoliła mamusi się wypowiedzieć.
– Zanim weszłyśmy, miałyśmy przygodę. Bardzo źle wychowany rudzielec chciał zobaczyć moje majtki. Popchnął mnie dwa razy i próbował trzeci.
Jane już czuła.
– I co było dalej?
– Dostał kopa w krocze i rozwaliłam mu nos.
– Kolega go chciał pomścić i musiałam mu dać yoko-tobi geri. – pospiesznie dodała Wiatr i pokiwała głową, co mogło oznaczyć, że tak właśnie powinna postąpić.
– Gdzie go kopnęłaś? Zapytam Scotta, co to jest te geri…
– Lekko.
– Gdzie, pytam? – Jane podniosła głos.
– W policzek, naprawdę lekko. Wszystko wymierzyłam, pan Scott uczula nas na precyzję.
– Na górę. Zobaczymy, co tata powie. Nie chcę nic więcej słyszeć. Bożę! – wzniosła ręce, lecz dziewczynki nie mogły tego widzieć, bo weszły do pokoju blondynki. Fala przezornie stanęła przy leciutko uchylonym wejściu. Mama Fali usiadła ciężko na fotelu.
– Czy my urodziłyśmy chłopców, czy dziewczyny? Co z nich będzie, kiedy wyrosną? – blondynka zamknęła bezszelestnie drzwi, bo słusznie sądziła, że mamusia już więcej nic nie powie.
Jane próbowała zebrać myśli. To, co się wydarzyło, nie mieściło się w jej głowie.
,,Mogły się zabić” – ta myśl nie dawała spokoju od chwili, kiedy się dowiedziała co jej córka i przyjaciółka dzisiaj zmalowały.
        Nie mogła wiedzieć, że wcześniej skakały z dachu komórki, czy że weszły przez płot, którego wierzch bronił kolczasty drut i dostały się na posesje chronioną przez dobermana i tylko jakimś cudem pies nie dotknął dziewczynki. Co powie Scott? Przypomniała sobie odpowiedź Fali. Na chwilę zapomniała o horrorze i uśmiechnęła się, bo sobie przypomniała. Będzie dumny, bo ryzykowały życie? Z pewnością nie.

Obowiązki mamy czekały. Wstała i poszła do kuchni, żeby przygotować obiad. Planowała ugotować dzisiaj kopytka z sosem grzybowym, które postanowiła podać z surówką z kiszonej kapusty, marchewki i jabłka. Na deser, głównie z uwagi na dziewczynki, zrobiła galaretkę z owocami.

Zabrała się do pracy. Scott zwykle wracał po czwartej, ale nie zamierzała czekać z posiłkiem tak długo.

 

Fala usiadła ostrożnie na łóżku.
– Dlaczego powiedziałaś, że to ty? – Wiatr świdrowała oczami pokiereszowaną buzię, lecz skupiła spojrzenie na błękitach, które paliły się nigdy niewidzianym blaskiem.
Wpatrzona w coś niezwykle pięknego, nie usłyszała odpowiedzi.
– Jesteś moją przyjaciółką, musiałam wsiąść winę na siebie. – Fala chyba wyczuła, że Smołka nie słucha, więc lekko nią potrząsnęła.
Jednak Wiatr usłyszała.
– Dlaczego to zrobiłaś? Chciałam wziąć winę na siebie. Twoja mamusia bardzo cię kocha i z całą pewnością nie zadzwoni do moich rodziców, bo wówczas mój tata a może i mama by zabronili nam się widywać, a tego bym nie zniosła.
– Wiesz dlaczego, Smołko… – Fala stała się na powrót aniołem i gładziła włosy Wiatru.
– Dobra wiem, ja też bym tak postąpiła. Myślisz, że twój tata będzie bardzo zły?
– Nie myślę. Jestem jego oczkiem w głowie. Mam nadzieję, że mamusia nie zacznie mu wybijać z głowy naszego trening i jego nauki – mimo własnego cierpienia zastanawiała się tylko czy Smołkę bardzo boli rozcięty policzek.
– Wiesz co, ja go bardzo lubię. Mój tata jest fajny, ale twój jest inny – brunetka uśmiechnęła się z grymasem bólu.
Położyła się i patrzyła w sufit, a Fala patrzyła z zaciekawieniem na przyjaciółkę.
– Czy lubisz go więcej niż swojego tatę?
Wiatr popatrzyła na nią.
– Nie więcej. Tak samo, ale inaczej.
Fala zaczęła się śmiać, ale zaraz przestała.
– Bolą mnie żebra. Wiesz, pomyślałam teraz, że jakbyśmy umarły, to byłoby im przykro.
– Gadasz bzdury. Nie umarłybyśmy obie. – Próbowała wstać, ale zrezygnowała z powodu bólu całego ciała.
Teraz z kolei Fala popatrzyła na nią z góry.
– Dlaczego tak mówisz?
Wiatr zachowała się bardzo dorośle jak na dziewięciolatkę.
– Przecież gdybym spadła, nie skakałabyś, prawda? – miała pewność, że Fala nie oszuka i odpowie, jak czuje.
Blondynka wsparła dłonie obok leżącej Smołki i powiedział cicho, lecz wyraźnie.
– Zeszłabym ostrożnie i sprawdziła co z tobą.
Wiatr popatrzyła na nią.
– A gdybym nie żyła? Nie płakałabyś, prawda? Tata mówi, że świat jest twardy i nie można się mazgaić.
Fala mimo bólu położyła głowę na jej ramieniu.
– Płakałabym. Jesteś dla mnie najbliższą istotą. – Próbowała sprawiać, by głowa naciskała mniej na tors przyjaciółki, chociaż to wzmogło nieco dyskomfort.
Wiatr bez namysłu zapytała.
– Bliższą niż mama i tata?
– Oni są dobrzy, ale tak. Masz sklerozę, przecież rozmawiałyśmy o tym przed wyjściem.
Wiatr gładziła jej złote włosy.
– Gdyby ciebie zabrakło, spaliłabym cały świat z żalu.
Fala się poruszyła i popatrzyła prosto w oczy przyjaciółki.
– Wiesz co Smołko. Kiedy skoczyłam, nie bałam się, ale teraz się boję. Nie mów tak!
– Dobrze Snopku, ale to prawda. Bez ciebie świat byłby nic niewart dla mnie.
        Fala poczuła w swoim małym ciele ciepło, a potem gorąco. Pomyślała, że nikt jej nigdy nie sprawi większej rozkoszy od tej, którą teraz poczuła. Z trudem przysunęła się do Wiatru i tak leżały w milczeniu aż do obiadu.

        Mama Fali martwiła się tylko co będzie w weekend, bo Wiatr i Fala powinny spędzić następny tydzień w rodzinie Haringtonów. Tracy i Jackson poznają od razu, że coś się stało i będą wzburzeni, że ich nie poinformowano.
        Około trzeciej obiad już czekał na podanie, więc poszła na górę. Dziewczynki miały swoje komórki, ale przecież nie chciała do nich dzwonić. Zapukała. Po kilku sekundach córka otworzyła drzwi.
– Czemu nie weszłaś mamusiu, tylko pukasz? – rzuciła spojrzenie mamusi i szybko odwróciła głowę w kierunku Wiatru, a ta już siedziała na łóżku.
Nie spały, ale leżały i zastanawiały się nad tym, co zrobiły, ale głównie rozmyślały, jak bardzo siebie potrzebują, bo ich relacja przypominała wręcz zależność bliźniaków jednojajowych.
– Wypada pukać, kochanie. Szanuję waszą prywatność.
– Mamusiu, ty czasem mówisz tak dorośle – blondyneczka przytuliła mamę niezbyt mocno, bo wszystko ją bolało.
– Zrobiłam obiadek, już chcecie? – zobaczyła, że i Wiatr stanęła obok córki.
– Nie poczekamy na pana Scotta? – brunetka otworzyła szerzej oczy i delikatnie rozchyliła usta, kiedy kończyła ostatnią samogłoskę imienia, męża pani Jane.
– Chcecie poczekać godzinę? Tata się nie pogniewa, jeżeli zje sam.
– Chyba idziemy Smołko, tego nie możemy zapytać przy tacie? – widocznie miały jakieś tajemnice, o których jeszcze Jane nie wiedziała.
– Zjemy teraz, pani Jane – powiedziała przyjaciółka Fali i wzięła ją za rękę.
Zielonooka zeszła pierwsza, a one za nią i po mniej niż minucie doszły do salonu
– Och mamusiu, byśmy pomogły – Fala spojrzała na mamę z lekkim wyrzutem, widząc ustawione talerze, sztućce i półmisek z kopytkami w sosie i salaterkę surówki.
Wszystko pachniało wyśmienicie i dziewczynki poczuły, jak im się zbiera ślina w ustach i wzbiera apetyt.
– Ale pachnie fajnie, jest pani prawdziwą czarodziejką – Wiatr już szykowała się, aby usiąść na krześle i chwyciła już widelec.
– Smołko, a rączki – Fala spojrzała na nią jak mamusia, która przyłapał dziecko na psocie.
– No tak, trzeba będzie iść na górę – odłożyła zrezygnowana widelec.
– Chyba nie dotykałyście niczego brudnego – mina Jane wskazywała, że nie muszą myć łapek, co brunetka przywitała radosnym uśmiechem.
Mama Fali patrzyła na dziewczynki i zastanawiała się, czy są bardzo obolałe.
– Możecie siadać, nałożę wam jedzonko. Jak się czujecie? – uznała, że powinna zapytać bardzo miło i spokojnie.
– Mamy się dobrze. Poboli i przestanie – Fala spojrzała na przyjaciółkę, by się upewnić, że powiedziała dobrze.
        W obu domach nie kultywowali tradycji modlitw przed posiłkiem. W zasadzie cała czwórka przyjaciół wierzyła w siłę wyższą, lecz nie należeli do żadnych kościołów lub grup religijnych, dlatego zdziwiła się, że Wiatr podziękowała jej i powtórzyła słowo dziękczynne, unosząc głowę do góry.
– Podziękowałaś mi i Bogu? – zdziwiła się miedzianowłosa.
– Wiem, że powinnam odwrotnie, ale pan z góry chyba się nie pogniewa.
– Skąd wiesz, Smołko, że to pan, a nie pani? – Fala też usiadła do stołu.
Jane stała chwilkę i zaczęła nakładać im porcje jedzenia. Zaczęły jeść, apetyty im dopisywały.
Wiatr i Fala wymiotły wszystko i kiedy ostatni klusek został na jej talerzu, zrobiła zatroskaną minkę.
– Twoja mamusia nie jadła wcale – wyraźnie się zasmuciła – a my wszystko zjadłyśmy, Snopku.
– Zjem z mężem, kochanie. – Nie chciała ich trzymać w małym smutku.
Blondynka obślizła usta i spojrzała na mamę.
– Było pyszne mamusiu, czy możemy dostać deser.
– Skąd wiesz, że jest – Jane próbowała zrobić zatroskaną minę, jakby chciała powiedzieć, że nic dla nich nie ma.
– Widziałam coś w lodówce – Fala kreśliła kółeczka widelcem po pustym talerzu.
– Kiedy, mała spryciaro – jej twarz okrył promienny uśmiech. – Myślę, że powinniście nieco zaczekać, choćby kwadrans.
        Blondynka spojrzała na przyjaciółkę i chyba uzyskała aprobatę, bo ponownie zerknęła na mamę.
– Mamusiu mamy małe pytanko. – Miedzianowłosa zastanawiał się, czego będzie dotyczyła kwestia i spojrzała w oczy córki, wierząc, że to odgadnie.
– Pytajcie, chyba się domyślam, bo chcecie je zadać teraz, nie przy tacie.
– Tak, pani Jane – potwierdziła Smołka.
– Ty powiedz – Fala ściszyła głos, ale brunetka nie za bardzo się zgadzała, sądząc po minie.
– To twoja mama, bardziej tobie wypada.
Fala przygryzła delikatnie usta i wpatrywała się w mamę.
– To ja zapytam. Kiedy nas leczyłaś, byłyśmy w majtkach – zrobiła taką minę, że Jane nie wiedziała co myśleć i powiedziała pierwsze, o czym pomyślała.
– Chodzi wam o to, że powinniście nosić staniczki?
– Niezupełnie mamusiu. Nie mamy jeszcze cycuszków, chociaż na plaży zakładamy kostiumy, które to miejsce zasłania, a tak się dzieje od dobrych pięciu lat, może sześciu.
– Dobrze to wyjaśnij treść zapytania – mama Fali rozumiała coraz mniej, a ponieważ Fala zwlekała, zaczęła pić sok ze szklanki sok z mango.
        Omiotła wzrokiem pokój. Ciężki orzechowy regał skrywał za miodowymi szybami wiele tomów mądrych i wartościowych książek. Dywan kupiony przez Internet, nie wyglądał tak idealnie, jak w domu Herintonów, bo tamci kupili prosto z Iranu. Wciąż czekała na pytanie, pociągnęła kolejny łyczek i dostrzegła małego pajączka, który zaczął już sporo czasu temu prząść pajęczynę na kryształowym, ciężkim żyrandolu, podarunku na ósmą rocznicę ślubu a sprezentowanym przez Jacksona i Tracy.
– Mamusi, Smołka mam czarne włoski na łonie, bo mi mówiła, a ja złote jak na głowie, czy też masz takie? – Jane właśnie połykała porcję soku i kiedy usłyszała pytanie, mało nie wypluła zawartości ust na stół, lecz i tak zaczęła kasłać.
– Wszystko w porządku, mamusiu? – zapytała i szybko zerknęła na buzię Wiatru czy coś powiedziała niewłaściwie, bo taką właśnie wersję ustaliły.
Dziewczynki wpatrywały się w twarz kobiety, a ta zastanawiała się co odpowiedzieć i czy powinna właściwie to zrobić. Uznała, że dziewczynki nie są świadome, że to bardzo osobiste pytanie i w końcu, po krótkim namyśle postanowiła odpowiedzieć.
– Mam takiego koloru jak na głowie, ale to nie jest pytanie, które powinno być zadane, należy ono do sfery pytań intymnych, a takich nie zadajemy – patrzyła, jak ta wiadomość zrobiła na nich wrażenie, ale trochę się zdziwiła, bo nie zauważyła niczego, co wskazywało, że zrozumiały.
– Mamusiu, musiałam jakoś zacząć, właściwie co innego chciałyśmy zapytać, a raczej potwierdzić usłyszane zdanie – Jane nieco doszła do siebie i chciała wziąć kolejny łyk soku, ale dostrzegła delikatny przeczący ruch głowy Wiatru, bo ich spojrzenia się spotkały.
Mama Fali zrozumiała tyle, że raczej nie powinna teraz połykać. I odczula prawidłowo.
– Chodzi o to – ciągnęła Fala – że usłyszałyśmy od koleżanki ze starszej klasy, że kobiety golą tam włosy, czy tak jest?
Policzki Jane z pewnością przyjęły różowy kolor i ich temperatura wciąż rosła.
– Koleżanka to powiedziała? – szukała czegoś w salonie, na czym by mogła oprzeć spojrzenie, bo usilnie starała się nie patrzeć w oczy córce ani Smołce.
– Tak, Megan Tarris z czwartej B.
– To pytanie jest nieco trudne i nie mogę wam powiedzieć – skłamała i dostrzegła szybkie spojrzenie porozumienia między przyjaciółkami.
– Mówiłam ci, że zmyślała – odezwała się brunetka i machnęła ostentacyjnie ręką.
– Kobiety golą nogi na łydkach, to wiem – Jane próbowała ukryć kłamstwo, dając im w zamian, cokolwiek.
Dziewczynki spojrzały niemal w tej samej chwili na swoje łydki.
– Ja lubię swoje włoski, mamusiu – Fala spojrzała na buzię brunetki, a ta tylko kiwnęła głową, że uważa podobnie i wciąż patrzyła na Smołkę.
– Mam odczucie, że Megan mówiła prawdę, czemu by miała kłamać, ja słyszałam dalszą część rozmowy – mina dziewczynki wskazywała, że jest o tym przekonana.
Fala zamilkła, a jej mama zapytała, ale sekundę później pożałowała, że nie ugryzła się w język.
– Co jeszcze słyszała, córeczko?
– Megan jest dość fajna, nie jakaś tam idiotka. Wspomniała, że kobiety golą tam wszystko lub częściowo w jakimś celu, ale potem bardzo drapie – na jej buzi powstał grymas.
– Och, nic o tym nie wiem – Jane brnęła w kłamstwo, lecz rozpromieniana twarz ją zdradzała.
– To może mieć sens, Snopku. Czasem tata się nie ogoli dzień i jak go gładzę po policzku, strasznie drapie, a przecież tam jest chyba wrażliwiej – spojrzała na Jane i zielonooka zadrżała w środku, bo wyglądało, że i Fala się jej dokładniej przygląda.
– Czy wszystko dobrze mamusiu, masz zaczerwienione policzki? – teraz i Wiatr na nią patrzyła
– Och nic! Dzisiaj jest gorący dzień – spojrzała na posadzkę, jakby czegoś szukała.
– W domu jest klimatyzacja, więc… – Snopek nie skończyła, bo komórka mamy zaczęła dzwonić.
,, Bożę, tylko nie to” – zobaczyła numer Tracy.
Myśli przyspieszyły do prędkości światła. Co odpowie, kiedy przyjaciółka zapyta? Nie może skłamać, że z dziewczynkami dobrze, bo za dwa dni miały jechać do Heringtonów.

Ze zdenerwowania wcisnęła głośnomówiący.
– Hej, Jane. Jak się masz? – usłyszały.
– Super, co u ciebie? – Jane próbowała uspokoić zdenerwowanie, by Tracy nie miała podejrzeń, że coś się stało
– Dobrze. Skarby całe i zdrowe? To małe łobuzy, prawda? – Jane zastanawiał się, czy wyłączyć głośnik, ale po minie Wiatru zrezygnowała.
– Ech, to dzieci. Mają energię, ale są grzeczne. Były na rowerach w tym parku zaraz za naszym osiedlem.
– Och, to dobrze. Mają wakacje i powinny być na powietrzu. Wiesz, Jane dzwonie w pewnej sprawie.
– Tak, mów zaraz. Coś się stało? – miedzianowłosa wyczuła szansę, żeby zmienić tor rozmowy.
– Wiesz, że miały być u nas za dwa dni, ale Jackson musi lecieć do Nowego Jorku na dwa tygodnie i tak prosił, żebym z nim leciała, więc…
– Och, żaden kłopot, Wiatr jest jak rodzina i uwielbiają się z Falą – lustrowała brunetkę, a ta dawała znaki, że chce rozmawiać z mamą.
– Wiatr chciała porozmawiać? – mama Fali odetchnęła, bo nie spodziewała się po brunetce, że zacznie opowiadać o przygodzie.
Dała telefon dziewczynce, bo ta już stała obok krzesła.
– Hej mamusiu. U nas wszystko dobrze. Pani Jane fajnie gotuje. Zrobiła wspaniałe kopytka. Pozdrów tatusia.
– Skarbie i ty pozdrów Falę, bardzo ją lubię, tatuś zresztą też.
– Wiem.
– Mamusia i tatuś muszą jechać do Nowego Jorku na dwanaście dni, pobędziesz z Falą u państwa Clarków, dobrze?
– Jasne, nie ma sprawy. Wiesz – Wiatr popatrzyła na blondynkę, a potem na jej mamę i Jane poczuła delikatne mrowienie, bo nie wiedziała, co dziewczynka zaraz powie – rozmawiałyśmy właśnie o goleniu włosków na łonach. Pani Jane nie była pewna czy coś o tym wie. Czy faktycznie kobiety to robią i jeżeli tak, to dlaczego. Możesz pomóc?
Nastąpiła chwila ciszy i w końcu słychać było, że Tracy przełyka ślinę.
– Czy pan Scott jest z wami? – usłyszały jakieś trzaski.
– No coś ty mamusiu, o takich sprawach można mówić w kobiecym gronie.
– Posłuchaj Wiatr, to poważne sprawy i jesteście nieco za młode, by o tym wiedzieć.
– Aha, to już rozumiem mamusiu. Chcesz rozmawiać z mamusią Fali a może z nią?
– Zadzwonię do ciebie, na twoją komórkę, kiedy tatuś przyjdzie.
– Dobrze, tez cię kocham. Pa – Wiatr rozłączyła rozmowę.
Miedzianowłosa poczuła ulgę, ale i małe zdziwienie.
– Będziecie jeszcze dwanaście dni, to zadrapania się zagoją – popatrzyła na nie uważnie – Wiatr, mogę o coś cię zapytać?
– Oczywiście pani Jane, nie rozumiem, dlaczego pani pyta, ja bardzo panią lubię.
– Powiedziałaś mamie, że rozumiesz kwestię tych, no … o te golenie włosków w intymnym miejscu.
Wiatr zaczęła się śmiać, a Fala jej wtórowała, dlatego zielonooka rozumiała jeszcze mniej.
– To proste, pani Jane. Kiedy starsi mówią nam, że jesteśmy za małe, to zawsze chodzi o to samo. My nie jesteśmy tym zainteresowane, bo faktycznie jesteśmy za młode. Dorośli są bardzo śmieszni. Myślimy z Falą, że pani też zna odpowiedź na pytanie. My wiemy z Falą, że dorośli czasem nie mówią wszystkiego lub po prostu są kłamczuszkami.
Jane spłonęła rumieńcem
– Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć…
– Wszystko jest w porządku, umiemy trzymać tajemnice, prawda Snopku? – popatrzyła na blondynkę.
– Mamusiu, tam jest pająk – pokazała żyrandol.
– Tak, wiem. Widziałam go wcześniej, kiedy przyjdzie tata, to coś z zrobimy z tym żyjątkiem.
Fala otworzyła szeroko oczy.
– Chcesz powiedzieć, że się boisz małego pajączka?
– Troszkę.
– My możemy go złapać, ale może damy mu u nas pomieszkać, co?
– Nie wiem, tata zadecyduje.
Podziękowały jeszcze raz za obiad i wróciły na górę.

Zaczęły grać w warcaby. Fala przeważnie wygrywała.
– Poważnie myślisz, że twój tata będzie z nas dumny? – brunetka składała pionki do pudełka, bo właśnie skończyły.
– Powinien. Z pewnością cię pochwali za dobre yoko-tobi geri? Właściwie mogłaś zrobić mawashi geri.
– Tak, ale nie chciałam, żeby się do ciebie zbliżył, trochę mnie zdenerwowali, tylko widzieli przecież, że są bez szans. Powinni zrozumieć, kiedy John dostał kopa.

– Naprawdę mierzyłaś w policzek, Smołko? – Fala pominęła kwestię swojej akcji.
– No jasne, nie widziałaś, jak zniżyłam stopę? Przecież bym mu mogła zrobić krzywdę, gdyby dostał w skroń, pamiętałam, że twój tata nas uczulał na te niebezpieczne miejsca. Krtań, oczy, skroń i kark z tyłu. No i tam, gdzie kopnęłaś Johna, ale wiem, że zrobiłaś to lekko.
– Dałabym sobie radę sama, ale dziękuję. Może rudy się nauczy szacunku do dziewczynek.
– Fajny był Spencer, a ten John był dupkiem. Tylko co teraz wymyślimy? Nie możemy cały czas grać w warcaby?
– Tak mówisz, bo wygrywam.
– Nie Snopku, lubię z tobą robić wszystko. Będziemy dzisiaj spać razem?
– Dobry pomysł, ciekawe, która z nas się obudzi pierwsza, mam nadzieję, że ja.
Usłyszały, że wrócił pan Scott i popatrzyły po sobie.
– Idziemy na dół, Snopku?
– Nie. Dam mamusi przedstawić sprawę, podsłuchujemy?
– E, to nieładnie. Poczekajmy na twojego tatę.

Słyszały glosy z dołu, ale nie rozróżniały słów. Po kilku minutach usłyszały pukanie
– Wejdź tatusiu – głos Fali brzmiała zdecydowanie.
        Scott mierzył ponad sześć stóp wzrostu, dokładnie sześć stóp i trzy cale, brunet o sportowej sylwetce i zarysowanymi mięśniami klatki piersiowej. Wszedł i usiadł na krzesełku, dziewczynki siedziały na łóżku, nadal ubrane w bawełniane piżamki.
– I co mam powiedzieć? – patrzył na jedną, to na drugą.
– Nie wiemy – Fala nie miała już pewności, że je pochwali.
– Rozmawiałem z panem Greenhillem, nagrały was z kamery. On nie mógł zrozumieć, że Snap was nie pogryzł.
– Ja siedziałam na płocie – Fala odezwała się szybko.
– Kochanie, ten pies skacze na osiem stóp do góry, przeszedł specjalny trening. Wiem też, że skakałyście z komórki państwa Norfoxów. Mama mi powiedziała także o przygodzie z chłopcami.
– Pchnął mnie dwa razy, trzeci raz nie pozwoliłam – Fala już się nie bała – miałam mu się pobić, tatusiu?
– To nie jest łatwa odpowiedź – spojrzał na Wiatr.
– Czy to było mawashi, czy yoko-tobi, bo mamie się pomyliło.
– Yoko–tobi–geri, mierzyłam w policzek i kopnęłam lekko, panie Scott.
– Będę was dalej uczył i możecie chodzić na taekwondo, ale proszę, uważajcie. Proszę więcej nie skakać z drzewa na drzewo, nawet jeśli ma pięć stóp wysokości.
– Bardzo chciałam jeszcze raz, tatusiu – Fala patrzyła na ojca, a on na nią.
– Coś wam powiem, ale nie mówcie mamie. Są ludzie, którzy kochają niebezpieczeństwo, coś mi się zdaję, że takie jesteście. Musicie być ostrożne – spojrzał na Wiatr.
– Fala by sobie poradziła, prawda?
– Nie pozwoliłam, by się do niej zbliżył, jest dla mnie bardzo ważna – Scott zobaczył, jej wzrok.
Chwilę patrzyli na siebie i po sekundzie uciekł wzrokiem, a Smołka poczuła coś nowego, podeszła do taty Fali i go przytuliła.
Blondynka patrzyła i nie rozumiała.
– Musicie wydobrzeć. Kupiłem wam profesjonalny łuk, tylko jest warunek. Nie strzelacie nigdzie poza domem. Możecie tylko do tarczy w komórkę. Zbuduję osłonę z desek i umieszczę tarczę. Jak się wprawicie, będziemy jeździć na prawdziwą strzelnicę. Będę was zbierał po pracy. Wiem, że byście chciały dalej coś robić, ale uznałem, że czas, bym was trochę zastopował.
– Dziękujemy – powiedziały razem.
        Tej nocy Wiatr nie mogła zasnąć, patrzyła długo na śpiącą twarz Fali, a potem przekręciła się na plecy i zaczęła myśleć o kimś innym. Poczuła, że coś dzieje się w jej sercu.
        Spędzały więcej czasu w domu. Jane jeździła z nimi na basen. Polubiły strzelanie z łuku. Rzucały też scyzorykiem w drewnianą tarczę. Zadrapania nieco się zagoiły. Musiały oszukać rodziców Wiatru i wiedziały że Jane ani Scott ich nie wydadzą. Skłamały, że łaziły po krzewach i się zadrapały o gałęzie, bo biegały. Rodzice brunetki nigdy się nie dowiedzieli, co stało się tego dnia.         Chłopcy nie powiedzieli swoim rodzicom, jak stało się naprawdę. Spencer myślał kilka dni o Fali i odwiedził z innymi kolegami park jeszcze trzy razy, ale nigdy jej nie spotykał.

87
bd/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 0/10 (0 głosy oddane)

Komentarze (0)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.