Angelique d'Audiffret-Pasquier (IV)
24 kwietnia 2010
Angelique d'Audiffret-Pasquier
4 min
- Pamiętasz ciocię Donatienne? - spytała mama smarując masłem rogalika. Zaczerwieniłam się lekko.
- Ciocię Donatienne? Oczywiście.
- A jej córkę? Eveline?
Jak zamazane obrazy, kilka wspomnień przebiegło mi po głowie. Mała dziewczynka, z którą bawię się w chowanego. Pobyt w Paryżu...
- Tak, myślę, że tak. Trochę.
Mama popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Będziesz miała okazję poznać ją trochę bliżej.
- Tak?
- Przyjeżdża do nas na kilka tygodni. To wątłe dziecko i paryskie powietrze nie służy jej najlepiej. Moja siostra, po ostatnich odwiedzinach u nas, doszła do wniosku, że wiejskie powietrze dobrze zrobi małej Eveline.
Małej? Z tego co pamiętałam, moja kuzyneczka była mniej więcej w tym samym co ja wieku. Jeśli choć trochę przypominała ciocię Donatienne, nie mogłam doczekać się jej wizyty.
- Kiedy jej oczekujemy? - spytałam niedbale, maskując zbytnie zainteresowanie.
- Oh, już niedługo.
Będzie tutaj w niedzielę.
* * *
Eveline okazała się młodszym, doskonalszym odbiciem swojej matki. Wąska talia i zgrabny tyłek, choć niektórzy pewnie uznaliby jej biodra za szerokie jak na jej wiek. Piersi, ciągle jeszcze nie w pełni rozwinięte, to jednak przyciągały już wzrok. Ta sama śródziemnomorska uroda, co u jej matki - ten sam zgrabny nosek, duże, ciemne oczy, pełne wargi.
Jeśli jednak ciocia Donatienne emanowała zmysłowością, to jej córka zachowywała się jak chłodna, czterdziestoletnia guwernantka. Kiedy wysiadła z powozu i rozejrzała się zimno po otoczeniu, z rozczarowaniem pomyślałam, że raczej nie poznamy się bliżej. Mówiąc "bliżej" mam na myśli bliskość jaką wyobrażałam sobie czasami z ciocią Donatienne.
Moje przeczucia nie myliły mnie (przynajmniej na początku). Eveline wydawała się być niesympatyczną, oziębłą osobą. Pomogłam jej rozpakować się w pokoju gościnnym. Spoglądając na łóżko, delektowałam się myślą, że dziewczę będzie spało na tym samym łóżku, na którym jej matka tak intensywnie zabawiała się ze swoją cipką.
Próbowałam zagaić rozmowę, rzuciłam kilka pytań o życiu w Paryżu, ale zdawkowe odpowiedzi mojej szanownej kuzynki i jej niechętny wzrok, przekonały mnie, ze nie jestem zbyt mile widziana. Wzruszyłam więc ramionami i zostawiłam Eveline samej sobie.
Spotykałyśmy się tylko przy posiłkach. Resztę czasu spędzała wśród książek, albo na długich, samotnych spacerach.
Moje podekscytowanie potencjalną towarzyszką zabaw (nie muszę chyba mówić o jakie zabawy mi chodziło), szybko przerodziło się w rozczarowanie i obojętność. Kuzynka Eveline była po prostu kolejnym nieciekawym członkiem rodziny. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, jak bardzo się wtedy myliłam.
Mijały dni, tygodnie. Ciągle spotykałam się z moimi młodymi byczkami. Nie mogłam nadziwić się, że moje zainteresowanie rozkoszami ciała nie słabnie, zamiast tego stając się coraz gorętsze i niezaspokojone.
Pewnego dnia, późnego już lata, po miesiącu przedłużającej się wizyty kuzynki, zabawiałam się w lesie z Bastienem i Jeanem. Jak zwykle skryliśmy się w niedużym zagajniku, gdzie bez przeszkód mogliśmy folgować naszym brudnym, młodzieńczym żądzom.
Jean leżał z boku, zmęczony już po kilku wytryskach, z których część wylądowało w moich ustach, a część w gorącej pupie (tak - zabawy z pupą stały się nieodłączną częścią naszych igraszek).
Lizałam leniwie miękkiego członka Bastiena, próbując postawić go na nowo, kiedy nagle dostrzegłam w gęstym młodniku jakiś ruch. Serce zamarło we mnie ze strachu. Gdyby ktoś tutaj nas zobaczył... Nie przestałam jednak zabawiania się z penisem Bastiena, licząc na to, że leśniczy, czy ktoś inny ulegnie przyjemności podglądania i zamiast nas wydać, będzie wolał zachować tajemnicę dla siebie.
Bracia nie zauważyli niczego, gdy tymczasem ja spod półprzymkniętych powiek wpatrywałam się w ukrytą za drzewami postać. Dojrzałam biały kolor... suknia? Czyli kobieta. Ale kto? Zabłysło coś niebieskiego. Czy przypadkiem kuzynka Eveline nie założyła dziś niebieskiego kapelusza?!
Obawę zastąpiła ciekawość. Dlaczego ta oziębła istota nie uciekła, kiedy tylko zobaczyła tę ohydną scenkę, z ludzką samiczką i dwoma samcami, któż się z nią zabawiają? Dlaczego ciągle stała w ukryciu i jak się wydawało, kucnęła, próbując schować się jeszcze bardziej? Czyżby opanowana i chłodna Eveline miała jednak jakieś słabostki?
Fiut Bastiene wreszcie zaczął przejawiać jakieś oznaki życia. Nie spuszczając wzroku z chowającej się w krzakach kuzynki, pobudzałam go coraz szybszymi ruchami języka. Wreszcie stanął na baczność. Coraz bardziej podobała mi się ta zabawa. Stanęłam na czworakach, wypinając krągły tyłeczek do góry, zastanawiając się przy tym, czy majtki Eveline były teraz tak mokre, jak moje, kiedy ujrzałam kiedyś szparę jej matki. Bastien usadowił się pomiędzy moimi nogami i pośliniwszy kutasa, wprawnie umiejscowił go pomiędzy moimi pośladkami.
Po chwili ujeżdżał mnie z impetem. Nie żałowałam jęków, okrzyków i wulgarnych słów, wiedząc że trafiają one do niewinnych uszu mojej kuzyneczki. Jean również nie pozostał obojętny na moje wyjątkowo kurewskie zachowanie i wkrótce ssałam już jego na nowo twardego członka. Kiedy bracia skończyli, miałam nadzieję, że nitka spermy spływającej mi po brodzie jest widoczna z daleka.
Kiedy nieświadomi widza chłopcy odsunęli się ode mnie, postać obserwująca nas zza drzew wyprostowała się i pośpiesznie zniknęła. Nie mogłam doczekać się powrotu do domu i spotkania z - jak się okazało - nie tak znowu świętą kuzynką Eveliną.
Jak Ci się podobało?