Angelique d'Audiffret-Pasquier (VI)
1 maja 2010
Angelique d'Audiffret-Pasquier
8 min
Całą noc męczyły mnie koszmary. Stałam naga na wielkim balu, a wszyscy pokazywali mnie palcami i śmiali się głośno. Później masturbowałam się w jadalni, kiedy nagle zjawiła się mama i patrząc na mnie ze wstrętem, powiedziała, że jestem obrzydliwą, małą kurewką i powinnam mieszkać w stajni. A jeszcze później poszłam do lasu szukać Bastiena i Jeana, czując, że dzięki nim mogę odzyskać wiarę w siebie. Jakież było moje rozczarowanie i żal, kiedy zobaczyłam ich na naszej polanie, ujeżdżających, śmiejącą się dziko kuzynkę Eveline. W pewnym momencie ruchana dziewczyna podniosła na mnie drwiące spojrzenie i próbując złapać w usta strumień spermy, wysłała mi szydercze mrugnięcie.
Obudziłam się z krzykiem, zrywając z ciała posklejane strumieniami potu prześcieradło. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie wszystkie koszmary miały miejsce we śnie. Jeden przeżyłam poprzedniego wieczoru na jawie. O Boże!
Po kąpieli, z niepokojem zeszłam na śniadanie. Nie wiem, czego się obawiałam. Że Eveline opowie mojej matce, co zrobiłam? Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Ale jednak...
Nikt nie uderzył mnie w twarz, nikt nie zaśmiał się pogardliwie, ani nikt nie kazał mi wyjść. Mama i kuzynka siedziały przy stole, rozmawiając lekkim tonem o podróży cioci Donatienne i Eveline do Anglii, w zeszłym roku. W momencie kiedy weszłam, mama śmiała się właśnie z jakiejś anegdoty o angielskich zwyczajach balowych. Kiedy zobaczyły, że wchodzę, Eveline umilkła, odwracając z niechęcią twarz, natomiast mama pokiwała mi z uśmiechem.
- Ileż możemy na ciebie czekać, Angelique? - powiedziała z żartobliwym oburzeniem.
- Przepraszam - bąknęłam i zmieszana usiadłam przy stole, starając się nie patrzeć na kuzynkę. Nie umknęło to uwadze mojej matki. Popatrzyła badawczo na mnie i na siostrzenicę, ale nic nie powiedziała. Zadzwoniła na służbę, dając znać, że jesteśmy gotowe do śniadania.
Rozmowa nie kleiła się ani trochę. Mama próbowała kontynuować rozmowę o Anglii, ale widząc, że Eveline odpowiada tylko zdawkowymi zdaniami, dała sobie spokój. Reszta śniadania przebiegła w milczeniu.
Nie byłam z tego powodu za szczęśliwa. Wiedziałam, że mama z pewnością spyta mnie, w czym rzecz. Co miałabym jej odpowiedzieć? Że próbowałam dobrać się do własnej kuzynki, a kiedy mi się nie udało, zrobiłam sobie dobrze na jej oczach?
Tak, jak się obawiałam, po śniadaniu mama wezwała mnie do siebie. Popatrzyła na mnie badawczo.
- Co się dzieje? - spytała po kilku chwilach znaczącego milczenia.
Wzruszyłam ramionami.
- Z czym? - odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku.
- Dobrze wiesz, z czym - powiedziała surowo. - Napięcie między wami można by kroić nożem.
Myśl, myśl, myśl! - powtarzałam w głowie, coraz bardziej poddając się panice. Jak z tego wybrnąć?
- Pokłóciłyście się?
Podniosłam oczy, stawiając czoło badawczemu spojrzeniu matki.
- Tak - powiedziałam cicho.
- O co?
- O... bale - wyrzuciłam z siebie wreszcie.
Mama popatrzyła na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- No bo zaczęła przechwalać się, jakie to bale są w Paryżu, i że tutaj na prowincji nic nie wiemy o życiu... A potem jeszcze powiedziała, że jestem wieśniaczką - skłamałam jednym ciągiem słów, z wysiłkiem hamując łkanie.
Mama potrząsnęła z oburzeniem głową i pogłaskała mnie po włosach.
- A myślałam, że to taka miła osóbka, chociaż trochę za bardzo zamknięta, a tutaj, patrzcie... - spojrzała na mnie ze współczuciem. - Nie przejmuj się. Jakoś ją wytrzymamy, dobrze?
- Dobrze - odpowiedziałam przez łzy, szczęśliwa, że wybrnęłam z kłopotu, ale czując się głupio, że przedstawiłam kuzynkę w tak złym świetle.
Większość dnia spędziłam na przejażdżce po lesie. Wiatr pomógł mi ochłodzić emocje i po południu udało mi się dojść do względnego spokoju umysłu. Powiedziałam mamie, że wrócę pod sam wieczór, ale znudziło mi się bezcelowe galopowanie po pustych łąkach, więc wróciłam do domu wcześniej.
Była sobota i tego dnia służba kończyła pracę wcześniej, sama więc zaprowadziłam konia do stajni, dałam mu wody i obroku. Już miałam wyjść, kiedy z pomieszczenia, gdzie trzymaliśmy stare uprzęże i popsuty sprzęt jeździecki, dobiegły mnie jakieś hałasy. Szepty, delikatny, rytmiczny stukot metalu, ciche jęki. Zamarło we mnie serce. Ktoś ruchał się w naszej stajni! Ale kto?! Ukradkiem podkradłam się do, na szczęście, lekko uchylonych drzwi. W środku panowała ciemność. Okna były zabite deskami, żeby zapobiec kradzieży. Uklękłam, żeby uniknąć zdemaskowania i mrużąc oczy, wbiłam wzrok w półmrok. Najpierw zauważyłam tylko ruch, ale już po chwili oczy przyzwyczaiły się do słabego światła. Jakieś dwa metry ode mnie poruszał się rytmicznie tyłek mężczyzny. Przed nim na czworakach pochylała się jakaś kobieta, ale z tej pozycji mogłam widzieć jedynie jej szerokie pośladki i słyszeć zduszone jęki.
Cipka od razu nabrzmiała mi sokami. Kucnęłam jeszcze bardziej i delikatnie podciągnęłam sukienkę, żeby palce mogły łatwiej znaleźć drogę do gorącej szparki. Byłam prawdziwą, pożądliwą samiczką. Nie wiedziałam nawet kto rucha się przed moimi oczyma, ale od ciekawości silniejsza była chuć. Dotknęłam szparki, rozmazując po niej śliskie soki, po czym zaczęłam ją delikatnie muskać, nie spuszczając wzroku z kopulującej pary.
Po chwili mężczyzna wyciągnął kutasa i chwycił go do ręki.
- Poliż przez chwilę - powiedział. Rozpoznałam głos naszego koniuszego, ojca Bastiena i Jeana! A o stary zbereźnik! Nigdy bym nie podejrzewała, choć z drugiej strony, patrząc na jego synów...
Kobieta posłusznie uklękła, ale mężczyzna ciągle stał tyłem do mnie, więc nie udało mi się zobaczyć jej twarzy.
- Czujesz smak swojej cipy? - zapytał drżącym głosem. Tajemnicza kobieta jęknęła tylko potwierdzająco, nie przestając go ssać.
- Lubisz oblizywać wielkiego, brudnego kutasa?
Znowu odpowiedział tylko uległy jęk.
- Jesteś zwykłą kurwą? Lubisz być ruchana we wszystkie otwory, co?
Więcej jęków. Moja cipka była już porządnie nagrzana i mogłabym dojść w każdym momencie, nie chciałam jednak kończyć zabawy. Na chwilę przestałam się dotykać, czekając aż para zmieni pozycję i będę mogła wreszcie zobaczyć jaką to samicę dorwał sobie stary satyr. Wreszcie mężczyzna chwycił za włosy klęczącą przed nim kobietę.
- Wystaw znowu dupę - rozkazał.
Niestety, nie odwrócili się w moją stronę. Kobieta wróciła do poprzedniej pozycji.
- Chcesz w tyłek, czy w cipę? - spytał.
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale po chwili domyśliłam się, że kobieta postanowiła doświadczyć analnych rozkoszy - mężczyzna z trudnością zaczął wpychać pałę w zasłonięty przed moimi oczyma tyłek, natomiast jęki kobiety przybrały na sile.
Wreszcie udało mu się osiągnąć cel. Obydwoje westchnęli z rozkoszą, po czym mężczyzna zaczął znowu rytmicznie wbijać się w dupę jęczącej kobiety. Widok ten rozpalił mnie do granicy bólu. Nie odwlekając już przyjemności, zaczęłam pocierać cipkę szybkimi, mocnymi ruchami, poruszając lekko tyłkiem. Oddech miałam coraz bardziej urywany, serce biło szybciej i szybciej... Dochodziłam!
Widocznie kopulująca para doszła do tego samego punktu, gdyż nagle mężczyzna wyciągnął kutasa z kobiety, na co ona błyskawicznie wstała na kolana, nadstawiając usta. W momencie wytrysku, koniuszy przesunął się w bok. Dokładnie wtedy ja również wybuchłam orgazmem. Jęknęłam z rozkoszą, patrząc jak długi strumień spermy ląduje na twarzy... Mamo!!!
Zerwałam się na nogi, potrącając przy okazji wiszące na ścianie siodło. Głośny brzdęk rozszedł się echem. Boże! Co robić? Niewiele myśląc, wskoczyłam do zagrody konia, którego właśnie nakarmiłam i przylgnęłam do ściany. W samą porę. Koniuszy wystawił głowę z komórki i rozejrzał się podejrzliwie.
- Kto to? - usłyszałam wystraszony głos mamy.
Koniuszy jeszcze raz omiótł wzrokiem pomieszczenie. Wreszcie jego wzrok spoczął na wiszącym siodle. Popatrzył na konia, oceniając odległość. Wreszcie wrócił do środka.
- Tylko koń.
- Który? - zapytała nerwowo mama.
- Kasztanek.
- O Boże! - jęknęła. - To koń Angelique.
- Pewnie siedzi już w domu, nie masz się czego bać.
Ale ja wcale nie siedziałam w domu! Uświadomiłam sobie, że muszę tam dotrzeć przed mamą. Cicho przeskoczyłam barierkę i nie oglądając się za siebie, tak szybko, jak mogłam, popędziłam do domu. Wbiegłam w panice do pokoju, szybko opluskałam się wodą, zmywając z grubsza zapach konia i potu, wrzuciłam na siebie popołudniową sukienkę, po czym chwyciłam pierwszą z brzegu książkę i oddałam się udawanej lekturze.
W samą porę. Ledwo rozłożyłam się w fotelu, usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę - powiedziałam trochę za głośno.
Drzwi otworzyły się powoli. Mama weszła do środka, badając mnie wzrokiem. Rzuciła okiem na książkę, moje ubranie, niewinny uśmiech. Zobaczyłam, jak oddycha z ulgą.
- Jesteś wcześnie - powiedziała z udawaną niedbałością.
- Ach, znudziło mi się jeżdżenie. Stwierdziłam, że trochę poczytam - powiedziałam nonszalancko.
Mama pokiwała ze zrozumieniem.
- A... - zastanawiała się, co by tu jeszcze powiedzieć. - A twoja kuzyneczka? - uśmiechnęła się porozumiewawczo i mrugnęła. Nieszczerość była tak jaskrawa, że aż się wystraszyłam. Mama nie była przecież głupia i musiała zdawać sobie sprawę, jak nienaturalnie brzmi. A gdybym ja się zorientowała i zaczęła coś podejrzewać... Widać jednak, ulga, że nie odkryłam jej tajemnicy, była silniejsza od rozsądku. Uśmiechnęła się jeszcze raz. Na jej twarzy wyraźnie widać było ślady przeżytej właśnie rozkoszy - omdlewający wzrok, nabrzmiałe usta, czerwone policzki, zmierzwione włosy, z których - uświadomiłam sobie ze zgrozą - sterczały źdźbła słomy.
- Do zobaczenia na kolacji - powiedziała i wreszcie wyszła.
Dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Książka wyślizgnęła mi się z rąk. Prawie omdlała opadłam na łóżko. Boże! Moja matka rucha się z koniuszym! - pomyślałam zgorszona. A później przypomniałam sobie, że dostałam orgazmu, patrząc na spermę tryskającą na jej twarz, i przykryłam sobie płonącą twarz poduszką.
Co się dzieje?! Tyle wstydu i chaosu, zaledwie w dwa dni? Czyżby wszechświat chciał mi coś powiedzieć? Ale co?
Jak Ci się podobało?