Big cock
5 maja 2025
10 min
Poniższe opowiadanie zawiera wyjątkowo kontrowersyjne sceny!
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Nazywam się Kamila, mam 43 lata i uwielbiam swoją kobiecość bazującą na delikatności i romantyzmie. Nie cierpię męskiego podejścia, tej ich potrzeby zaznaczania swojej dominacji poprzez penetrację. Tego ich gadania „fajna dupa”, „ale ma cycki” i takie tam. Zupełnie jakbyśmy były robotami wyposażonymi w żeńskie atrybuty. Niestety, w małżeństwie nie za zaznałam cielesności moich marzeń.
W męskim światku duży rozmiar przyrodzenia postrzegany jest jako dobrodziejstwo, podczas gdy w rzeczywistości może okazać się przekleństwem. Dla małżonka jego wielkość stała się wręcz obsesją. Uwielbiał obnażać się w stanie wzwodu, a rozmiar penisa napawał go dumą. Niestety, dla mnie seks z nim był zawsze źródłem bólu, w zasadzie już od początku naszej znajomości. Początkowo łudziłam się, że będzie inaczej, jednak ból nie ustawał, a wargi sromowe mojej genetycznie wąskiej cipki jakoś nie chciały uśmiechnąć się do intruza. Dodajmy tutaj, że męża zawsze podniecał wyłącznie ostry seks, okraszony wyzwiskami i zadawaniem cierpienia, czyli typowymi przejawami męskiej dominacji.
Wprawdzie urodziłam dziecko, jednak wagina powróciła do pierwotnych rozmiarów, a może nawet stała się jeszcze bardziej ciasna.
Na pewno niejedna kobieta zazdrościłaby męskiej maszyny seksualnej wyposażonej w potężny miecz męskości o długości dwudziestu dwóch centymetrów zawsze gotowej na ostre rżnięcie niezależnie od jakichkolwiek okoliczności. Zaczęłam unikać seksu, jak tylko mogłam na wszelkie sposoby, jednak mąż w tych sprawach nie uznawał słowa „nie”. Co więcej, mój opór podniecał go w jeszcze większym stopniu i konsekwentnie sprawiał mi jeszcze więcej bólu, jakby chciał mnie ukarać za próbę odmowy. Nieraz udawało mi się zaspokoić go ręcznie i oralnie, jednak wyczuwałam, że nie był z tego w pełni zadowolony.
W obliczu nieustannego pragnienia korzystania z mojej pochwy opuściłam małżeńskie łoże i przeniosłam się pokoju Maćka, naszego syna, podówczas osiemnastolatka. Po prostu z dnia na dzień, a raczej z nocy na noc wyniosłam się do młodego, stawiając męża przed faktem „dokonanym”. Synuś zdziwił się takim obrotem sprawy, więc musiałam mu „ściemnić”, że chrapanie taty nie pozwala mi się wyspać. Złączyliśmy łóżka, zamknęliśmy drzwi na klucz, następnie krótka rozmowa przed spaniem i nadszedł czas odpłynąć w objęciach Morfeusza.
Przeprowadzka do syna nie w pełni załatwiła sprawę, albowiem mąż nie dawał za wygraną. Był niezwykle zdeterminowany, aby tylko mnie posiąść, dlatego musiałam zamykać drzwi od łazienki na zasuwkę od wewnątrz. Za dnia zawsze stałam się nie zostawać z nim w domu sam na sam. Niestety, zdarzało mu się doścignąć cel, zaspokajając swoje obleśne żądze kosztem mojego bólu. Zawsze po takim zbliżeniu odgrywałam rolę ofiary, co wywoływało jego szyderczy uśmiech.
Niechęć do seksu z mężem nie eliminowała jednakowoż potrzeb seksualnych, które coraz silniej dawały o sobie znać. Zazwyczaj czekałam, aż syn już zaśnie i wtedy dogadzałam sobie, pieszcząc palcami łechtaczkę. Któregoś razu podczas moich nocnych zabaw poczułam, jak syn złapał mnie za nadgarstek prawej ręki. Delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku, a wtedy palce naszych dłoni splotły się ze sobą. Lewą ręką zaspokajałam się, a prawą trzymałam dłoń Maćka w matczynym uścisku. Orgazm przyszedł niemal natychmiast i silnie wstrząsnął moim ciałem, choć nie wydałam z siebie żadnego dźwięku oprócz westchnienia. Po osiągnięciu ekstazy pocałowałam synusia w czółko, po czym zasnęłam. Rankiem po przebudzeniu uśmiechnęłam się do niego, widząc na pościeli plamy jego nocnych igraszek.
Kolejnego wieczoru odniosłam wrażenie, że syn czeka na moje nocne zabawy. Tym razem jednak obnażyłam pierś. Dotknął jej początkowo nieśmiało, a z każdą kolejną sekundą stawał się coraz odważny. Już po chwili obydwie piersi zostały obnażone, a on zachłannie pieścił je i całował. Czułam jego podniecenie, lecz musiałam pilnować dostępu do mojej kobiecości, żebyśmy nie posunęli się zbyt daleko. Upomniałam syna, żeby zachowywał całkowitą ciszę, ponieważ jakikolwiek głośniejszy dźwięk mógłby nas zdradzić, a wtedy byłby problem. Tym razem doznania były znacznie bardziej intensywne. Stymulacja muszelki i piersi jednocześnie dała cudowny efekt miłosnej synergii. Nie przeszkadzała mi nawet lagrana młodzieńca, która w pewnym stopniu pokryła moje ciało.
Niemal każdego wieczoru oddawaliśmy się naszym zabawom, choć nie pozwoliłam na przesunięcie granicy, którą stanowiła moja jaskinia rozkoszy.
Pewnego ranka Maciek wstał około godziny piątej, dlatego że miał wyjazd, a pociąg odjeżdżał wczesnym rankiem. Przebudziłam się wprawdzie na kilka sekund, jednak nie byłam wystarczająco świadoma, żeby przypomnieć Maćkowi o zamknięciu drzwi. I to był błąd. Lubieżny knur pojawił się niemal od razu. Obudził mnie silnym szarpnięciem za ramię, a zanim zorientowałam się, o co chodzi, on był już na mnie. Kolanami zmusił moje nieposłuszne nogi do rozszerzenia, a fioletowe berło zbliżyło się do moich wrót. Nie byłam w stanie zdobyć się na jakikolwiek opór, poza nic nieznaczącym sprzeciwem „Proszę, tylko nie dzisiaj, nie teraz”. Protest oczywiście nie został wysłuchany i już po chwili twardy, żylasty drąg penetrował moją pochwę. Czułam się dosłownie rozrywana, a ból niemal w całości przesłaniał podniecenie. Celowo nie ruszałam pupą, żeby nie dać mu żadnej dodatkowej satysfakcji, nie mniej chciałam, żeby szybko skończył. Na niewiele się to zdało, albowiem posiadacz knagi celowo przedłużał swoją przyjemność.
Każdy kolejny sztos zaznaczał jego męską supremację, rozpychając ścianki mojej muszelki do granic możliwości. Bolesne ściskanie piersi nie pozwalało mi zapomnieć, kto tu jest panem i władcą. Coraz szybsze, konwulsyjne ruchy zwiastowały jego orgazm. Donośny jęk przypominający ryk odyńca rannego na polowaniu oznajmił zadowolenie z małżeńskiego obowiązku, tak samo, jak wtłoczenie w moją szparkę życiodajnego płynu.
Jego ogarnęła niewysłowiona, wewnętrzna satysfakcja, a mnie złość i upokorzenie, choć szybko pogodziłam się z losem.
Dobrze wiedziałam, że nieobecność syna zostanie ponownie wykorzystana do eksploatacji mojego ciała, toteż wcale nie śpieszyłam się z powrotem do domu. Na szczęście w mieście było wiele miejsc, które chciałam odwiedzić, więc skorzystałam z okazji. O godzinie dwudziestej czekałam na niego na peronie, a jak przyjechał, poszliśmy razem do domu. Nie muszę tutaj wspominać o niezadowoleniu męża, kiedy zobaczył nas razem.
Kolejne noce spędzałam rzecz jasna z moją latoroślą. Orgazm gwarantował mi spokojny, głęboki sen, a synuś był na tyle uległy, że nigdy nie posunąłby się do przekroczenia wyznaczonej przeze mnie granicy. Mąż zaprzestał podejmowania usilnych prób dobrania się do mnie.
Od seksu z mężem minęły chyba dwa tygodnie. Pewnego ranka młody przebudził się przed piątą i poszedł do łazienki. Nie przypomnę już sobie, co spowodowało tak wczesną wizytę w miejscu, do którego król chodzi piechotą. Jak zwykle nie zamknął za sobą drzwi. Już po chwili poczułam na sobie lubieżne dłonie, które sprawnie poradziły sobie z koszulą nocną. Obrócił mnie na bok, zatkał mi usta, a twardy kutas bez trudu odnalazł drogę do kobiecego gniazdka. Od razu rozpoczął się szaleńczy galop. Dla niego rozkoszny, a dla mnie nieco bolesny, choć akurat ta pozycja jest najmniej dyskomfortowa ze wszystkich. Zaczęłam intensywnie ruszać pupą, żeby jak najszybciej skończyć stosunek. Był z tego bardzo zadowolony i przyspieszył razem ze mną. Jak można było się spodziewać, do pokoju wszedł synuś.
„Młody, co ci dorobić, braciszka czy siostrzyczkę? Hehe”.
„Maćku, przepraszam cię, idź spać na łóżko taty”.
Minka mojego młodego adoratora była wręcz bezcenna. Wyrażała bowiem zazdrość, wściekłość, a zarazem podniecenie. Gdyby młody znał przyczynę noclegów w jego pokoju, zapewne rzuciłby się na ojca z pięściami, choć w takiej konfrontacji nie miałby szans. Bez słowa udał się na nasze małżeńskie łoże, które było niestety niemym świadkiem udanego seksu tylko dla jednej ze stron. W duchu śmiałam się z tej sytuacji, choć wolałabym jej uniknąć. Mimo tego doszliśmy razem, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Cipka została zalana spermą, która spływała po udach, co było całkiem przyjemne.
Mimo stosunku, który można by określić jako udany, nadal pozostałam niedostępna dla seksualnych zapędów małżonka, co oznaczało kolejne noce w pokoju Maćka, którym towarzyszyły niewinne, choć zakazane pieszczoty. Odmawianie seksu mężowi sprawiało mi niesamowitą satysfakcję, a także dawało mi poczucie przewagi. Chyba dlatego, że nie lubiłam męskiego podejścia do seksu, które siłą rzeczy wiązało się z przemocą.
Jednak los stawia ludzi w różnych sytuacjach, nawet najbardziej nieprzewidywalnych. Pomoc męża okazała się nieodzowna, a przecież wiadomo, że cena mogła być tylko jedna. Chcąc nie chcąc musiałam zgodzić się na spędzenie z nim nocy, oferując dostępność seksualną bez żadnych ograniczeń. Ustaliliśmy, że będzie to weekend z soboty na niedzielę.
Myśl o seksie przez całą noc z moim ślubnym nie wyprawiała mnie w dobre samopoczucie. Maciek od razu zauważył, że coś ze mną nie tak i próbował ze mną porozmawiać. W końcu dałam się namówić na szczerą rozmowę.
„Widzisz synku, tu nie chodzi o chrapanie taty. On tak naprawdę w ogóle nie chrapie. Problem leży gdzie indziej”.
„Chodzi o seks?”
„Tak synku, będę z tobą szczera. Tata ma bardzo dużego, nieodpowiedniego do mojej ciasnej szparki. Mnie tam się mieszczą maksymalnie dwa paluszki, a on ma tam takiego zaganiacza, że mógłby grać w filmach dla dorosłych”.
„Przecież on nie może cię dotykać, jak ty tego nie chcesz”. Tutaj synuś wyraźnie się zdenerwował. Chwyciłam go za rękę, żeby się uspokoił.
„Maćku, spokojnie, jestem jego żoną, wybrałam go sobie z własnej woli i nikt mnie do tego nie zmuszał, no a seks jakby nie patrzeć jest częścią małżeństwa. Jak coś od niego potrzebuję, no to też muszę dać coś w zamian”.
„Mamo, no ale przecież jak on Cię kocha, no to nie może ci tak robić”.
„Synku, to nic takiego, już za dwa dni będzie po wszystkim. Potrzebuję, żebyś był przy mnie, przytulił mnie, bo tak naprawdę mam tylko ciebie”.
Przytuliliśmy się do siebie i na tym rozmowa dobiegła końca.
W sobotni wieczór zajęłam się pielęgnacją mojego ciała. Depilacja, kąpiel, balsam. Wiedziałam, że musi być zadowolony i odnieść jak najlepsze doznania. Nie miałam szans zaspokoić go poprzez szybki, typowo małżeński seks na zasadzie „spuść się i daj mi spokój”. Włożyłam seksowną sukienkę, wyszłam z łazienki i udałam się z jeszcze do Maćka, który nie omieszkał zachwycić się moim wyglądem.
„Mamo jesteś taka piękna, tak bardzo pragnę...”
„No synuś, spokojnie, przytul się do mnie, rano już będzie po wszystkim”.
„Mamo, kocham cię”.
„Ja ciebie też synku”.
Przytuliliśmy się do siebie, po czym ruszyłam w kierunku naszej małżeńskiej sypialni, gdzie czekał już na mnie mąż w pełnej gotowości bojowej. Wiedziałam, że nie mogę go zawieść.
Klęknęłam przed nim z głową na wysokości jego potężnego przyrodzenia, które objęłam ustami, drażniąc główkę języczkiem. Dłońmi pieściłam jego jądra, sprawiając mu dodatkową rozkosz. Już po niedługim czasie, rżnął moje usta, jakby pomylił je z cipką. Dławiłam się, jednak za wszelką cenę starałam się wytrzymać, aby nie sprawić mu zawodu. Piekąca dłoń na moim policzku była z pewnością przejawem męskiego oblicza brutalnej seksualności.
Mimo dyskomfortu wczułam się w rolę uległej niewolnicy seksualnej, zatem cały mój umysł i ciało skoncentrowały się na dostarczeniu mężowi maksymalnie silnej rozkoszy. Wiedziona instynktem opóźniałam ekstazę, choć jego możliwości nie miały żadnych ograniczeń.
Ciąg dalszy naszych igraszek mógłby wydawać się przewidywalny, jednak postanowiłam go zaskoczyć. Popchnęłam go na łóżko tak, aby leżał na nim na plecach. Był zaskoczony, a zarazem zachwycony takim obrotem sprawy. Namiętny pocałunek w usta wprawił go w stan błogiej rozkoszy. Tak samo namiętnie pocałowałam lśniącą, fioletową główkę, co było wisienką na torcie naszej gry wstępnej.
Nakierowałam sztywny pal na moje kobiece gniazdko, a następnie delikatnie przysiadłam. Rozkoszne ocieranie główki o przedsionek cipki pozwoliło mi poznać nowe, nieznane dotąd oblicze małżeńskiego seksu. Opuszczałam się miarowo w moim własnym, najbardziej odpowiednim tempie, nadając rytm ruchami bioder. Każdy kolejny ruch dawał mi coraz większa rozkosz. Moje nieziemskie doznania wzmagała świadomość uszczęśliwiania ślubnego, który zdawał się tracić kontakt z rzeczywistością. Z czasem cipka przyzwyczaiła się do jego pokaźnej knagi i byłam w stanie zwiększyć tempo. Wspólny orgazm doprowadził mnie na sam szczyt najpiękniejszej z możliwych rozkoszy.
Po tym zbliżeniu odkryliśmy w sobie nowe oblicze. Przestałam widzieć w nim jedynie seksualnego kata, a on we mnie chodzący dodatek do moich narządów płciowych. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i pozwalając sobie na głęboki, spokojny sen. Rankiem czekała mnie powtórka z rozrywki, która dostarczyła nam obu nie mniejszej rozkoszy.
Od tej pory nasze małżeńskie łoże zaczęło tętnić życiem, a noclegi w pokoju syna szybko odeszły do krainy wspomnień. Tamta noc uświadomiła nam, że udany seks zapewnia całkowite oddanie się partnerowi, oddanie całego/całej siebie. Poprzez cielesność rozkwitła nasza wzajemna miłość, która znacznie przekraczała romantyzm opisywany w harlekinach. Dostrzegałam, że mąż jest wspaniałym człowiekiem, kimś najlepszym kogo mogłam spotkać. Staliśmy się dla siebie wszystkim – parterami, kochankami, przyjaciółmi, a nawet kolegami.
Jak Ci się podobało?