Pieniądze za nagość (I)
25 października 2025
43 min
Początek lat 90. to czas przemian, w którym jedni się bogacili, a inni tracili. W społeczeństwie trwało rozliczanie „ubeków”, ale niektórzy z nich potrafili ustawić się na długie lata.
Szczęśliwie w 1993 roku zakończyłem naukę w liceum, a nie chcąc wpaść w ręce MON-u (obowiązkowa służba wojskowa), zdecydowałem się na policealne studium, co pozwoliło uniknąć zaszczytu pełnienia służby wojskowej, obowiązku każdego zdrowego mężczyzny, który przeszedł wojskową komisję lekarską i otrzymał kategorię zdrowia „A” lub odroczenie ze względu na naukę.
Zaraz po szkole zdawałem na Politechnikę, jednak z powodu zbyt małej liczby punktów na egzaminie, a bardziej z braku „pleców”, nie udało mi się dołączyć do grona studentów owej uczelni.
To również czas, gdy zaczęły powstawać różnego rodzaju prywatne szkoły wyższe oraz średnie, o zróżnicowanym poziomie trudności. W niektórych wystarczyło opłacić czesne, a przy niewielkim wysiłku można było przechodzić z roku na rok lub z sesji na sesję. Warunkiem w tych szkołach byli zamożni rodzice lub tacy zajmujący elitarne stanowiska.
Niestety, moi stanowili tzw. średnią klasę. Ojciec, po wieczorowym technikum, był brygadzistą w dużym państwowym zakładzie pracy, który przechodził wtedy restrukturyzację. Matka, pracownica średniego szczebla w PSS Społem, również obawiała się zwolnień z powodu ciągłych zawirowań w firmie. W domu się nie przelewało, a fakt, że nie dostałem się na studia, przyjęto jako porażkę.
— Gdybyś więcej się uczył i bardziej przyłożył, to byś się dostał — słyszałem nieraz od matki.
— Ja na starego byka pieniędzy dawał nie będę, do roboty jakiejś idź — mówił ojciec.
Młodszy o dziesięć lat brat był ich oczkiem w głowie. Mieszkanie w bloku, składające się z dwóch pokoi, kuchni i niewielkiej łazienki, nie było szczytem marzeń. Od kilku lat dzieliłem pokój z młodszym bratem, co nie wpływało na nasze relacje pozytywnie. Duża różnica wieku powodowała częste konflikty, z których zawsze wychodziłem poszkodowany. Słowem — kolorowo i fajnie nie było.
W wakacje podejmowałem się różnych zajęć, chcąc finansowo odciążyć rodziców, ale były to słabo płatne „fuchy”, jak praca w szklarni czy w gospodarstwie rolnym.
Z kolegami i koleżankami z liceum oraz podstawówki utrzymywałem dość luźne kontakty. Większość podobnie jak ja, nie chcąc iść na dwa lata (w Marynarce Wojennej na trzy) do wojska, zapisywała się do podobnych szkół policealnych, chcąc przeczekać choćby rok i spróbować zdawać na studia ponownie. Z podstawówki utrzymywałem kontakt z dwoma kolegami, ale ci w 1992 roku poszli służyć Ojczyźnie.
Z dziewczynami, było u mnie jakoś dziwnie. W ósmej klasie zakochałem się w Iwonie, która była o rok młodsza i nawet towarzyszyła mi na komersie, co wzbudziło podziw u chłopaków z klasy. Szybko jednak, po zakończeniu podstawówki wyjechała z rodzicami do Austrii. Dostałem dwie, może trzy pocztówki z Grazu i koniec. W liceum żadna dziewczyna nie „przypadła” mi do gustu. Niby coś zaczynałem, miałem ochotę, ale finalnie, na poważnie, nic nie wychodziło.
Jedyne doświadczenie erotyczne, to przelotna miłość w trzeciej klasie liceum z Agnieszką, o rok młodszą panną, z którą uprawiałem petting. Notabene, Agnieszka również po pewnym czasie wyjechała z rodzicami do Niemiec i tyle ją widziałem. Moje jedyne doświadczenia seksualne to pettingi z licealistką oraz zabawa „w doktora” z dwiema dziewczynkami, które mieszkały w sąsiedztwie, kiedy jeszcze nie wiedziałem, po co mam siurka. Tyle i aż tyle. Jak na dwudziestoletniego chłopaka, po prostu ogrom.
Dlatego zdziwił mnie któregoś pięknego czerwcowego popołudnia fakt, gdy po powrocie ze szkoły matka poinformowała mnie, że odwiedziła nas moja koleżanka z podstawówki, Małgorzata Łęczyńska.
Pamiętałem tę szatynkę o dość przeciętnej urodzie, lecz nigdy nie pielęgnowałem tej znajomości i od czasu rozstania po podstawówce spotkałem ją może dwa, trzy razy. Wiedziałem, że ukończyła liceum pielęgniarskie i usiłowała się dostać na medycynę w Krakowie.
Starałem sobie przypomnieć, z czego była znana w podstawówce, i jedyne, co mi przyszło do głowy, to jakieś plotki, że na jakimś oazowym wyjeździe biegała nago po pokoju, który dzieliła z innymi dziewczynami, a niejaka Bernadetta, o rok młodsza koleżanka, „podjaśniła” ją do księdza, który był tym faktem bardzo zbulwersowany. Z czasem, sięgając głębiej w pokłady wspomnień, przypomniałem sobie nieco więcej.
Dlatego byłem zdziwiony, że pojawiła się w moim rodzinnym domu. To, gdzie mieszkam, nie było żadną tajemnicą, wszak do szkoły chodziłem z Renatą, Krystyną i Marysią z naszej klasy, podobnie jak ze Sławkiem i Pawłem, którzy mieszkali nieopodal.
Co ona chciała ode mnie, co skłoniło ją do kontaktu, skoro przez kilka lat nie utrzymywaliśmy kontaktu, a wcześniej była dla mnie jedynie koleżanką z podstawówki, taką jak każda inna? O tym miałem się przekonać wkrótce.
Małgorzata zostawiła domowy numer telefonu do kontaktu oraz adres. Gdy tylko zjadłem obiad, postanowiłem zadzwonić. Rodzice wyszli na spacer z moim bratem, więc mogłem bez skrępowania porozmawiać. Wybrałem numer na klawiaturze i czekałem na połączenie. Po chwili usłyszałem męski głos.
— Przepraszam, czy mogę rozmawiać z Małgorzatą Łęczyńską?
— Przepraszam, a kto mówi — usłyszałem z drugiej strony.
— Radek Grabarczyk, kolega z podstawówki.
— Już proszę.
Dał się słyszeć hałas odkładanej słuchawki. Błogosławiłem, że nie ma nikogo w domu, bo primo usłyszałbym, że „rozmowy kosztują”, a na dodatek pewnie któryś z rodziców by podsłuchiwał.
— No, cześć Radek — usłyszałem po chwili damski głos.
— Cześć, Gosia — odparłem.
— Wiesz, byłam u ciebie, bo mam do ciebie wielką prośbę. Słuchaj, jest spora kasa do zarobienia, tylko… — zaczęła, a ja jej przerwałem.
— Jaka kasa, Gośka, o czym ty mówisz?
— Spora, słuchaj Radek, bardzo spora, kilka godzin pracy, może dwie albo trzy a, prawie zarobisz na tygodniowy wyjazd na Węgry — usłyszałem w odpowiedzi.
Granice nie były otwarte tak jak teraz, nie byliśmy wtedy w strefie Schengen. Nawet do tych pogardzanych obecnie Węgier trzeba było mieć paszport. Mój był ważny jeszcze kilka lat, a wizja zarobienia takiej kasy przyćmiła mi zdrowe myślenie.
— Dobra, mów, o co chodzi — wyrzuciłem z siebie.
Usłyszałem od Małgosi ogólne banały, że to jednorazowa praca u znanej i awangardowej pracownicy naukowej, która rusza z pionierskim projektem. Liczba fakultetów pani doktor była imponująca i obejmowała modną wtedy psychologię, psychiatrię, seksuologię oraz leczenie zaburzeń z tym związanych, a także inne, których nie zapamiętałem.
— Mów konkretnie, ile można zarobić? — zapytałem.
Kwota naprawdę była spora. O projekcie Gośka dowiedziała się od koleżanki, która uczyła się na uczelni, gdzie owa doktor wykładała. Awangardowy pomysł otrzymał spore dofinansowanie, nawet z zachodu.
— Słuchaj, a co konkretnie miałbym tam robić? Na czym ta praca ma polegać? — dopytywałem, zaciekawiony.
Małgorzata nie odpowiadała przez chwilę. Myślałem nawet, że przerwało połączenie.
— Radek, no… musiałbyś się rozebrać do naga. To lekcja anatomii i przysposobienia do życia w rodzinie dla licealistów, głównie z klas biol-chemu, w ramach przypomnienia tych zajęć z podstawówki. Miejsce pierwszych zajęć to ponad dwieście kilometrów od nas i jest to jakieś elitarne prywatne liceum dla bogaczy — odparła.
Zamarłem. Miałbym się rozebrać do naga przed licealistami? Kłóciło się to z zasadami, jakie wpajano mi od najmłodszych lat. Byłem wierzący, i takie zachowanie zdefiniowałem jako grzech. Z drugiej strony, wizja zarobienia, ogromnej jak dla mnie kwoty była kusząca. Miasto, które wskazała Małgorzata, było odległe od naszego miejsca zamieszkania i marne były szanse, by ktoś z naszej miejscowości mógł się tam uczyć. Praktycznie można było to wykluczyć.
— Radek, jesteś tam? — usłyszałem w słuchawce.
— Jestem — odparłem sucho, wciąż nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Słuchaj, nie przejmuj się tym, że ktoś cię zobaczy. Jest opcja, że zarówno ty, jak i ja wystąpimy w maskach, nikt nas nie rozpozna, rozumiesz? Parę godzin stania na golasa i kasa, jak się patrzy. Powiedz mi, gdzie ty tyle zarobisz? W szklarni, u bauera? Radek, słyszysz mnie? — terkotała do słuchawki.
W głowie tłukło się tysiąc myśli. Z jednej strony wstyd i w pewnym stopniu upokorzenie, z drugiej dość łatwa kasa. Na dodatek ta opcja z maskami…
— Radek, jesteś tam?
— Jestem — wydukałem.
— I co ty na to? Bo muszę dać odpowiedź tej babie dzisiaj — ponaglała.
Zatkało mnie. Dosłownie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Wszystko było za szybko i za nagle. Nie dostałem zbyt dużo czasu na analizę. Brałem wszystkie za i przeciw i być może jeszcze bym to trawił chwilę, gdyby nie powrót rodziców ze spaceru.
— Dobra, zgadzam się — rzuciłem w słuchawkę i odłożyłem ją na widełki.
— Z kim rozmawiałeś synku? — zapytała mama.
— A, z tą Gosią, która u nas była — odparłem.
— I co chciała?
— Ano rozmowa o tym, by zrobić spotkanie po latach — zbyłem matkę, kłamiąc.
— No pewnie, tylko wam spotkania i inne pierdoły w głowie, a do roboty to nikt — wtrącił swoje pięć groszy ojciec.
Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Poszedłem do swojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Nie wiedziałem, czy podjąłem dobrą decyzję. Zdawałem jednak sobie sprawę, że niepodjęcie żadnej jest gorsze niż nawet tej błędnej. Przewidywałem, że Gośka zadzwoni jutro i wtedy będę wiedział o wiele więcej.
W nocy nie mogłem spać. Cały czas w głowie kłębiła mi się myśl – co mam zrobić? Z jednej strony łatwy zarobek sporej kasy i ewentualny wyjazd zagranicę, o czym marzyłem (byłem raz za granicą z rodzicami w Czechosłowacji) z drugiej zaś strony niepewność, co się kryje za niewinnym stwierdzeniem, że to tylko lekcja biologii ze wskazaniem na seksualność człowieka, dla nastolatków parę lat młodszych niż ja.
Nigdy w życiu nie paradowałem nago przed obcymi, nawet z dziewczyną, petting uprawiałem przy zgaszonym świetle i tak na dobrą sprawę fizjologię cipki poznałem poprzez dotyk, podobnie jak i moja panna, która penisa dotykała i się nim bawiła w kompletnej ciemności.
Czy to, co widziałem podczas zabawy w „doktora” odpowiadało rzeczywistości, sam nie wiedziałem, bo wiedzieć nie mogłem. Moja wiedza na temat cipki ograniczała się do pettingu. Niby, coś tam w szkole mówili o łechtaczce, wargach sromowych, pęcherzyku grafa ect, lecz, kto to brał na poważnie, skoro sama prowadząca temat pociągnęła po bandzie, twierdząc, że resztę doczytamy w podręczniku do WDŹ.
Prócz tego gadki-szmatki i opowieści z mchu i paproci starszych kolegów — oto całe moje doświadczenie w kwestii seksualności człowieka.
Teraz miałem wystąpić jako model w zajęciach dla młodszej widowni i nie bardzo wiedziałem, czy z takim bagażem doświadczeń podołam temu zadaniu. Dochodziła jeszcze kwestia wiary, ale księdza w ten temat nie miałem zamiaru wciągać.
Z jednej strony chęć zarobku i ciekawość przemawiała na tak, z drugiej sumienie, niepewność jak to będzie, poczucie wstydu i nieśmiałość sugerowały, by się wycofać.
Obudziłem się, nie wiedząc, jaką podjąć decyzję, była sobota, nie szedłem do szkoły i oczekiwałem na telefon od Gośki. Gdy tylko usłyszałem dźwięk dzwonka i głos matki „Radek do ciebie” wiedziałem, że muszę się jasno określić.
— Radek, słucham — rzuciłem w słuchawkę.
— Cześć, tu Gośka, słuchaj, oddzwoniłam wczoraj, musisz przyjechać do hotelu Centrum na 16:30 na spotkanie z panią doktor — wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu maszynowego.
— Ale Gosia, ja nie wiem, czy to dobry pomysł.
— Radek, wczoraj powiedziałeś, że się zgadzasz, więc nie mów mi teraz, że nie. Kobieta jedzie do nas. Wspominała, że miała zgłoszenia od innych, taka szansa już drugi raz się nie przydarzy — w jej głosie wyczułem nutę zdenerwowania.
— No wiesz, ja sam nie wiem…
— Przestań, nie wystawiaj mnie teraz, mamy szanse zarobić sporo kasy, a ty pękasz. Wiesz co, spotkajmy się za dwie godziny przy szkole — odparła.
— Dobrze — przystałem, mając nadzieję, że odwiodę ją od tego pomysłu.
— To cześć, do zobaczenia — zakończyła rozmowę.
— Cześć — odparłem i odłożyłem słuchawkę.
Małgośka musiała być cholernie napalona na to przedsięwzięcie. Nic, żadna lampka alarmowa jej nie zamrugała. Nic się nie zmieniła od podstawówki, wtedy też była nieco szalona i nieobliczalna.
Po dwóch godzinach spotkałem się z Gośką pod naszą podstawówką. Wyglądała całkiem atrakcyjnie i figurę miała niezłą. Szatynka, mająca około 168 centymetrów wzrostu z upiętymi w koński ogon włosami. Zgrabny średniej wielkości biust i ponętny tyłeczek – tyle dostrzegłem na początku. Ubrana w krótką miniówkę, sportowe buty i bluzę nie wyróżniała się na tle innych dziewczyn w jej wieku.
— No cześć, wyładniałeś Radeczku — zaczęła konwersację.
— No Gośka, ty też wyglądasz fantastycznie — odparłem komplementem.
Czy była w moim typie?, sam do końca nie wiedziałem? Zgrabne, długie nogi, smukła, szczupła sylwetka. Nie dostrzegłem makijażu, a jeżeli jakiś był, to delikatny, nie taki jak co u niektórych panienek, gdzie ‘tapeta” raziła z daleka.
— Chodź, pójdziemy na boisko i pogadamy — zaproponowała.
Udaliśmy się na boisko sportowe za budynkiem szkoły i usiedliśmy na ławce.
Od razu zarzuciłem ją pytaniami. Na wszystkie starała się odpowiedzieć, jak najlepiej umiała. Dowiedziałem się, dlaczego wybrała mnie – Sławek, Paweł oraz Piotrek, którzy mieszkał obok niej służyli w wojsku i nie było szans, aby wyrwali się na przepustkę.
Wiążąca umowa miała być podpisana dzisiaj w hotelu. Wszędzie mieliśmy występować jako modele w zajęciach dotyczących anatomii, budowy i seksualności człowieka. Łatwo można to było przetłumaczyć jako praktyczna lekcja biologii z zakresu narządów płciowych i zajęcia z PDŻ w kwestii seksualności człowieka. Ot, taki mix obu tych przedmiotów. Zajęcia trwać miały dwie jednostki lekcyjne. Gwarantowano pełną anonimowość oraz maski na twarz, by nas nie rozpoznano.
Wynagrodzenie miało być wypłacone zaraz po zajęciach, do ręki, w gotówce. Zapewniano, że nic nie będzie nagrywane, upubliczniane do innych podmiotów, a obecni na zajęciach uczestnicy zobowiązani są zachować poufność. Wszystko na pierwszy rzut oka, dla nas, młodych ludzi, wyglądało OK.
Terkotanie Małgośki nie bardzo mnie przekonywało i ona to dostrzegła. Widziałem, że była napalona na wyjazd.
— Słuchaj, widzę, że masz opory, jednak niedługo spotykamy się z nią i musimy ustalić pewne fakty, bo ona może nas przemaglować. Zdecydujesz się po rozmowie z nią. Bardzo miła i konkretna babka i nie owija w bawełnę tylko wali prosto z mostu. Mnie przekonała i tyle — kontynuowała.
— Dobra, to co musimy ustalić? — zapytałem.
Gocha zawsze była bezpośrednia, i to ona przedstawiła mi pytania i odpowiedzi, jakie mieliśmy ustalić. Zaczęła od kwestii, jak długo jesteśmy parą (bo jak się dowiedziałem, to było warunkiem niezbędnym), od jak dawna współżyjemy ze sobą i z jaką częstotliwością, co nas łączy, jakie pozycje lubimy. Co nas rajcuje, a czego nie lubimy.
W początkowej fazie rozmowy nie za bardzo wiedziałem, co odpowiadać, lecz po paru jej szczerych odpowiedziach otworzyłem się. Był w tej naszej rozmowie pierwiastek świntuszenia i nutka erotyzmu i wcale mi to nie przeszkadzało.
Konwersacja trwała i zagłębialiśmy się coraz bardziej w różne aspekty naszego związku. Widząc, że ona jest otwarta i mówi o dość intymnych i wstydliwych rzeczach bez oporów, starałem się być równie szczery. Z pewnością każde z nas pozostawiło sobie jakieś sekrety dla siebie, lecz po tej rozmowie wiedzieliśmy o sobie bardzo, bardzo dużo.
— Słuchaj jest jeszcze jedna kwestia, którą teraz nie załatwimy — rzuciła.
— Jaka? — zapytałem.
— No nigdy jeszcze nie widzieliśmy się nago — odparła z rozbrajającą szczerością.
— No i? — zapytałem ponownie.
— To, że mówisz, że masz ptaszka długiego na piętnaście centymetrów to może być bujda, a to, że ja mam jędrne piersi i ładną cipkę to moja fantazja — zaczęła.
Podejrzewałem, do czego zmierza. Każdy plan, nawet najlepiej obgadany, mógł runąć w momencie pytania o szczegóły praktyczne. Rozglądnęła się wokół i będąc pewna, że nikogo nie ma, bez żadnego wstydu podniosła sportową bluzkę razem z biustonoszem, ukazując mi jędrne, średniej wielkości piersi. Miała odwagę, to musiałem przyznać. Zaskoczony aż otwarłem usta z wrażenia.
— Na co czekasz, pokazuj ptaszka i zapamiętaj, że mam pieprzyka na lewej piersi — wypaliła, opuszczając bluzkę.
Zdębiałem na te słowa i chwilowo zaniemówiłem. Zaskoczony nie byłem w stanie zrobić żadnego ruchu i gestu. Z rozdziawioną gębą milczałem, patrząc w oczy koleżanki. Małgorzata dostrzegła moje chwilowe zakłopotanie i po raz kolejny odwróciła się, patrząc, czy nikt nas nie obserwuje. Gdy upewniła się że teren jest czysty, podniosła się z ławki i delikatnie wsunąwszy pod miniówkę obie dłonie zsunęła majtki.
— Na co czekasz, aż ludzie przyjdą? — ponagliła mnie.
Zszokowany i nieco wystraszony rozpiąłem guzik i rozsunąłem rozporek spodni. Delikatnie podniosłem zadek z ławki i zsunąłem spodnie z bokserkami prawie do kolan, eksponując przyrodzenie. Fallus podnosił się powoli do góry, nabierając długości i objętości. Patrzyła z zaciekawieniem i rozdziawioną buzią. Gdy osiągnąłem erekcję i penis sterczał w pełnej krasie podniosłem się, chcąc naciągnąć spodnie.
— Nie, jeszcze chwile — powiedziała i dłonią chwyciła mnie za udo usadzając z powrotem na ławce.
— Gośka! — zaoponowałem zawstydzony.
Nic nie odpowiedziała. Podniosła minispódniczkę, delikatnie rozszerzyła nogi tak że mogłem podziwiać jej intymność. By dokładnie zlustrować, musiałbym przykucnąć, bo z pozycji siedzącej widziałem tylko owłosiony wzgórek łonowy i zarys zewnętrznych warg sromowych.
Podniosłem się i nasunąłem spodnie na tyłek. Małgorzata pochyliła się, by naciągnąć majtki, lecz teraz to ja zablokowałem dziewczęcą dłoń.
Nie zaoponowała. Zsunąłem się z ławki i przykucnąłem na wysokości łona. Położyłem dłonie na kolanach dziewczyny i delikatnym ruchem odsunąłem je od siebie. Napawałem wzrok przecudnymi wargami sromowymi i różowiutkim wnętrzem. Małgorzata zawstydzona nieco i zaskoczona moim działaniem szybko odsunęła moje dłonie i podnosząc się podciągnęła majtki pod spódnicę.
Podnosząc się z przyklęku zapiąłem guzik i rozporek. Ponownie siedzieliśmy na ławce, nie mówiąc nic przez chwilę. Właśnie przekroczyliśmy pewną granicę i gdyby nie ta praca to nie doszło by do tego.
— Chodźmy, bo za chwilę przyjedzie doktor Sylwia — pierwsza odezwała się Gośka.
Powstałem z ławki. Spokojnym krokiem, ustalając ostatnie szczegóły zmierzaliśmy w kierunku hotelu.
— Pani Sylwia, zaprasza, pokój 201, drugie piętro — usłyszeliśmy od recepcjonisty, gdy Małgorzata zgłosiła nasze przybycie.
Udaliśmy się na drugie piętro i stanęliśmy przed drzwiami hotelowego pokoju. Serce biło jak oszalałe, a w głowie panował mętlik. Zapukałem delikatnie i usłyszałem „Proszę”. Nacisnąłem na klamkę i weszliśmy do wnętrza.
Na fotelu za stolikiem siedziała atrakcyjna szczupła kobieta mająca około czterdziestu lat. Długie, mokre rozpuszczone farbowane włosy w kolorze brązu, wydatne piersi, to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Ubrana w biały kąpielowy hotelowy szlafrok, prezentowała się jak na swój wiek zjawiskowo.
Powstała z fotela i teraz mogłem w całości ocenić jej sylwetkę. Bardzo zgrabne długie nogi. Paznokcie stóp i dłoni zadbane, pomalowane na spokojny, stonowany czerwony kolor. Zbliżyła się do nas i wyciągnęła rękę na powitanie.
— Sylwia Grajewska — przedstawiła się.
— Radosław Grabarczyk — przedstawiłem się również i jak mnie nauczono chciałem pocałować jej dłoń.
Cofnęła ją.
— Bez tych staromodnych zwyczajów — ostudziła moje zapędy.
Poprosiła byśmy usiedli, a sama wróciła na swoje miejsce. Nasze krzesła znajdowały się w takiej odległości, by mogła nas widzieć w całości.
Rozpoczęła rozmowę, mówiąc o sobie. Ukończyła studia, zrobiła doktorat i teraz prowadziła kolejny projekt. Słuchałem z uwagą, starając się zapamiętać, jak najwięcej. Po krótkim wstępie, zadała pytania dotyczące naszych relacji i co skłoniło nas do podjęcia decyzji.
Tego pytania nie przerobiłem z Małgośką i nasze odpowiedzi, były swoistą radosną twórczością. Obserwowała nas i analizowała odpowiedzi na pytania, od czasu do czasu coś notując w położonym na stoliku skoroszycie.
Po pytaniach skierowanych do nas obojga, przeszła do tych kierowanych do konkretnej osoby. Ustaliła, że najpierw odpowiada Małgośka, a potem ja. Zgodnie z przypuszczeniami, wypytywała o zagadnienia, jakie przerobiliśmy wcześniej, lecz nie były to „waprosy” aż tak intymne, jakich spodziewaliśmy się. O długość związku, o łączące nas emocje, o to jak poznaliśmy się i inne, których już teraz nie spamiętam. Nasze odpowiedzi wydawały mi się być spójne, a i kobieta zbyt dużo nie notowała w kajecie.
— Dobrze, to teraz poproszę o pozostanie Małgosi, a ty jesteś wolny, zaproszę cię jak z nią skończę — usłyszałem i opuściłem pokój.
Nie pamiętam jak długo łaziłem po hotelowym korytarzu, ale trwało to wieki. Gdy dostrzegłem Gośkę wychodzącą z pokoju, z nietęga mina i zarumienioną przeczuwałem, że nie będzie lekko.
— I jak? — zapytałem.
— Sam zobaczysz — odparła krótko.
Zostałem zaproszony do środka. Nieco zdenerwowany znalazłem się w pokoju. Doktor Sylwia kazała mi usiąść na jednym z krzeseł. Przycupnąłem zestresowany.
— Zdajesz sobie sprawę, że twoja praca polegać będzie na tym, iż będziesz nagi, co prawda w kominiarce, ale przed obcymi ludźmi. Będziesz dotykany wskaźnikiem lub bezpośrednio przeze mnie w miejsca intymne. Twój członek będzie musiał, a to być w stanie spoczynku, a to we wzwodzie — wywaliła bez ogródek, na wstępie dość osobistej rozmowy.
— Tak — odparłem krótko.
Zaczęła tłumaczyć misję projektu. Pokrótce zrozumiałem, zajęcia w ramach biologii i WDŻ prowadzone w szkołach podstawowych okazały się niewypałem i robione były po łebkach lub przez osoby do tego nieprzygotowane.
W owej kwestii się z nią zgadzałem, gdyż WDŻ u nas prowadziła nauczycielka z chemii, stara panna, i odwaliła to na sztukę. Tłumacząc zagadnienia życia seksualnego człowieka, czytała rzeczy z podręcznika, nie zagłębiając się w temat.
Ona, czyli nasza doktor Sylwia, będąc na zachodzie i zdobywając tam doświadczenie opracowała autorski program, który miała zamiar wprowadzić w życie.
W chwili obecnej, zgłosiło się jedno prywatne, elitarne liceum, zainteresowane tym pomysłem. Szkoła zapewnić miała psychologa i niezbędne zabezpieczenie materiałowe zajęć, my mieliśmy być, jak to określiła „żywymi rekwizytami”. Wywód swój zakończyła stwierdzeniem o zaściankowości naszego społeczeństwa i wolą walki, by ten program wszedł do średnich szkół państwowych. Jako głównego przeciwnika, wskazała kościół katolicki, mając o nim jak najgorsze zdanie.
Była bezpośrednia, wyzwolona i stanowcza. Wiedziała, czego chce i miała zamiar dążyć do upragnionego celu. Nie spotkałem jeszcze takiej kobiety i jej gadka zrobiła na mnie duże wrażenie.
— Godzisz się na to chłopcze?
— Tak, pani doktor — odparłem bez chwili zastanowienia, będąc pod wrażeniem.
Powstała zza stolika i podeszła do mnie.
— No to teraz rozbieraj się, chcę zobaczyć, z kim potencjalnie mam pracować — rzuciła, patrząc mi prosto w oczy, po czym skierowała się do łazienki.
Stojąc w drzwiach, obróciła się do mnie.
— Całkowicie, masz być nagi, ubrania połóż na łóżku — dodała, znikając w kibelku.
Stałem zaskoczony, lecz po chwili zrzucałem z siebie ubrania i bieliznę. Nie zamknęła drzwi od toalety i wyraźnie słyszałem jak oddaje mocz. Gdy wyszła z łazienki zsuwałem slipki. Minęła mnie, lustrując wzrokiem nagie ciało. Usiadła, a ja ułożyłem ubrania na łóżku.
Stałem, eksponując swą nagość. Co dziwne nie byłem zbyt podniecony, gdyż ptaszek tylko lekko się uniósł, nie osiągając wzwodu.
Kazała mi usiąść na krześle przed sobą i zaczęła zadawać intymne pytania. Starałem się odpowiadać tak jak ustaliłem to z Małgośką, lecz różnie mi wychodziło. W pewnym momencie, nawet pomyślałem, że plotę głupoty. Nie pamiętam, jak długo trwało to przepytywanie, lecz, siedząc nagi przed tą kobietą byłem bardziej przerażony niż podniecony. Wreszcie rozmowa dobiegła końca. Doktor Sylwia wstała i zawołała Małgorzatę. Byłem nadal golusieńki.
— Gosiu, rozbierz się — usłyszałem.
Małgośka tkwiła za moimi plecami i tylko słyszałem jak ściąga z siebie ciuszki. Po kilku minutach kompletnie naga usiadła na krześle obok. Nawet nie rzuciłem na nią okiem.
— Wstańcie i podejdźcie do siebie, chce zobaczyć jak na siebie reagujecie — rzuciła doktorka, a my jak roboty wykonaliśmy nakazane polecenie.
Stres, zakłopotanie, wstyd zadziałał jak anty-afrodyzjak. Mój penis podniósł się co prawda nieco, lecz daleko było mu do osiągnięcia pełnej erekcji. Staliśmy naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy.
Sylwia podeszła do nas i bez zażenowania macała nasze dolne części ciała dłońmi. Nie patrzyłem, gdzie dotknęła Małgorzatę, lecz ta jęknęła cicho. Poczułem palce doktorki najpierw na mosznie i podstawie członka, a potem poczęły one stymulować penisa. Tak silny bodziec spowodował, że organ zaczął się powiększać. Bezwstydnie stymulowała, aż do chwili, gdy osiągnąłem pełna erekcję. Na sam koniec, delikatnie uderzyła w nabrzmiałego fallusa palcem i odeszła do stolika.
— Jesteście przyjęci. Na stoliku leży umowa, podpiszcie i jak nie macie żadnych pytań, to jesteście wolni.
Obawy uleciały, nerwy odpuściły. Staliśmy nadzy jeszcze chwilę, nim dotarło do nas, że to już koniec castingu.
— Jesteście naturszczykami, choć ty mała masz lekką tendencję do fantazjowania. Takich modeli szukam, naturalnych, szczerych i z naturalnymi odruchami, bez zbędnego aktorstwa — umotywowała wybór.
Siedziała z założoną na nogę nogą. Widać było po zachowaniu, że jest stanowcza i pewna siebie. Podpisaliśmy umowę i wzięliśmy jeden egzemplarz. Prawdę powiedziawszy, ledwo rzuciliśmy na papier okiem, bo w głowie mieliśmy chaos. Doktorka kazała nam jeszcze usiąść i pokrótce omówiła techniczne szczegóły najbliższego wyjazdu.
Gdy wyszliśmy z hotelu, każde z nas poczuło jak uchodzi nagromadzone ciśnienie.
— Radek, mamy tę robotę — radośnie zaszczebiotała Gośka, całując mnie w policzek.
Też byłem zadowolony. Szczęśliwi, szliśmy w kierunku swych domostw, rozmawiając i śmiejąc się. Mieliśmy powód, wszak przebrnęliśmy przez niełatwą selekcję.
Pierwszy nasz wyjazd nastąpił w sobotę, skoro świt. Sylwia podjechała w umówione miejsce swoim Volkswagenem Golfem. Nie braliśmy żadnych bagaży, nie było takiej potrzeby. W domu nabajerowałem, że jadę z kumplami nad jezioro i wrócę wieczorem.
Sylwia ubrana była po młodzieżowemu w dżinsowe spodnie, kurtkę i adidasy. Małgorzata wystroiła się w koszulową turkusową sukienkę na guziki, długości midi i wygodne buty na płaskim obcasie, ja zaś w sprane dżinsy, koszulkę polo i dżinsową bluzę oraz wygodne obuwie.
Droga przebiegła bez problemów, z jednym postojem w przydrożnym fast foodzie. Im bliżej było celu, tym poziom mojego zdenerwowania rósł. To miał to być nasz debiut, pierwsze zajęcia, od których zależeć miała dalsza współpraca. Sylwia dostrzegła nasze zdenerwowanie i starała się nas uspokoić. Cały czas powtarzała, by być naturalnym, dobrze jej słuchać i wykonywać to, co mówi. Gdy dojeżdżaliśmy do celu wyjęła z samochodowego schowka dwie cienkie, czarne, bawełniane kominiarki i kazała nam je założyć. Stres osiągnął wysoki poziom, gdy zamaskowani weszliśmy do budynku szkoły.
Wszystko chyba prawie poszło z planem, gdy wyszliśmy z sali, po zakończonych zajęciach. Pośpiesznie zakładaliśmy ciuchy w przedzielonym nam pomieszczeniu. Nie było tak strasznie, ale skłamałbym twierdząc że to była bułka z masłem. Cofnąłem myśli do początku zajęć…
Widownię, jaką mieliśmy, to młodzież z trzeciej klasy „elitarnego” prywatnego liceum. Z grupy liczącej tak na oko z osiemnaście osób, przeważały dziewczyny. Chłopaków doliczyłem się, może z pięciu, sześciu. Wcale mnie to nie zdziwiło – klasy biologiczno-chemiczne tak miały, bez względu na rejon Polski.
Zostaliśmy wprowadzeni w kominiarkach, nadzy do sali lekcyjnej, gdzie przygotowany był rzutnik i drewniany wskaźnik. Nasza kierowniczka przebrała się z podróżnego stroju w elegancką białą bluzkę i dopasowaną do niej czarną ołówkową spódnicę do kolan i cienkie czarne rajstopy oraz gustowne szpilki na dość wysokim obcasie. Wyglądała szykownie i elegancko.
Rozpoczęła zajęcia od omówienia budowy i zadań narządów płciowych, wskazując na nas co, gdzie się znajduje i jak wygląda.
Pomimo że starałem się bardzo, by wejść z penisem w spoczynku wparowałem w opcji pół wzwodu. Widziałem niezadowolenie Sylwii, lecz wybrnęła z tego stwierdzeniem, że „w spoczynku zobaczą państwo w trakcie pokazu” co później nastąpiło. Pełną erekcję zgodnie z planem osiągnąłem, gdy omawiała budowę fallusa i moszny, dotykając te części wskaźnikiem oraz w momencie, gdy ściągała napletek dłonią.
Małgośka nie miała łatwo, musiała położyć się na przygotowanym stole i rozchylając nogi eksponować intymność. Podobnie jak ja, była dotykana wskaźnikiem w tamte miejsca, a Sylwia swoimi palcami rozchylała wargi sromowe „eksponatu”.
Pomimo zapewnienia przez przedstawicielkę grona pedagogicznego, i obecną szkolną psycholog, że młodzież jest poinstruowana jak się zachowywać, dało się słyszeć chamskie docinki i stwierdzenia zarówno w stosunku do mnie, jak i do Gośki.
Cicho i głośniej rzucane hasła typu „Ja mam większego”, „Większego widziałam” „Ale ma kapsko” „Zakisiłbym jej” oraz podobne usłyszeliśmy, i to cholernie deprymowało.
Szczytem chamstwa było rzucone pytanie „A będą się pierdolić?” przez którąś z uczennic. Szkolna psycholog i chyba nauczycielka biologii próbowały coś z tym zrobić, jednak do końca zajęć słyszeliśmy docinki podobnej treści.
W kolejnym etapie nasza mentorka omówiła tematy dotyczące nieprawidłowości w budowie narządów, kwestie higieny, pojęcie menstruacji. Następnymi zagadnieniami było wytłumaczenie orientacji seksualnej, wtedy staliśmy bezczynnie. Po omówieniu różnego rodzaju dewiacji seksualnych z podziałem na dozwolone prawnie i karalne (lub za zgodą partnera/partnerki) zakończona została pierwsza część zajęć. Nastąpiła przerwa i razem z naszą pracodawczynią udaliśmy się do wydzielonego pomieszczenia, gdzie mogliśmy chwilę odpocząć.
— Chamstwo i buractwo, oto dzieci dzisiejszych elit, elit z patologii — podsumowała zachowanie, zamykając drzwi.
Zdjęliśmy kominiarki, bo odczuwaliśmy głód świeżego powietrza. Widać było, że Sylwia bardzo przeżywa swój debiut.
Według nas, wszystko robiła perfekcyjnie, a gdy któreś z nas chwilowo zawiodło, potrafiła natychmiast przejść do kolejnej części. Nie improwizowała, umiała kontynuować i w odpowiednim momencie wrócić do opuszczonego wątku. Wkurzona miała coś powiedzieć, gdy bez pukania do naszego pomieszczenia wpadła szkolna psycholog.
— Przepraszam za młodzież, to dla nich nowe… — rzuciła, stojąc w drzwiach.
— Proszę wejść i zamknąć drzwi, bo moi ludzie mają zapewnioną anonimowość — odpowiedziała Sylwia, tłumiąc w sobie złość.
Rozmawiały przez chwilę, a po kilku minutach musieliśmy ruszać na drugą zakontraktowaną godzinę lekcyjną. Poruszane tematy dotyczyły teraz seksualności i życia seksualnego. Ponownie staliśmy przed grupą młodzieży nago, w towarzystwie dwóch pań z tej szkoły.
Ta druga godzina była dla nas trudniejsza. Rozpoczęła się od definicji popędu płciowego, określenia stref erogennych i pettingu.
W tym momencie zaczęła się moja wspólna praca z Małgośką. Stymulowaliśmy nawzajem swoje strefy erogenne, a widzowie mogli bezpośrednio zobaczyć wzrost podniecenia, oraz towarzyszące temu fizjologiczne aspekty. Nie doprowadzaliśmy się do orgazmu, tego zabroniła nam mentorka – krótkie pieszczoty, które miały rozbudzić podniecenie i koniec.
Mimo zapewnień psycholożki, widzowie ponownie rzucali komentarze w stylu: „Zapakuje jej”, „Pewnie zaraz się spuści” i inne niesmaczne stwierdzenia. Nie padały one tylko z ust chłopaków; część z nich wypowiadały dziewczyny. Omówione zostały aspekty form zaspokajania się bez partnera. Sylwia pokazała, dotykając nas, w jaki sposób to się realizuje, ale bez zbyt długiej stymulacji.
W moim przypadku objęła jedną dłonią penisa, a drugą stymulowała mosznę przez kilka sekund. W przypadku Małgośki skupiła się na orgazmie łechtaczkowym, drażniąc to miejsce przez chwilę.
Kolejnym zagadnieniem, do którego przeszła, to typowe pozycje seksualne – na szczęście wyświetlane były na rzutniku. Doktor Sylwia szczegółowo omawiała, które pozycje są lubiane przez kobiety, a które preferują mężczyźni, i w tym temacie była perfekcjonistką. Omówiła podstawowe pozycje i wtedy po raz pierwszy dało się słyszeć buczenie widowni i hasła typu: „No niech pokażą”, „Niech go dosiądzie”, „Może trójkącik”. To ostatnie wybitnie ją wkurzyło, ale opanowała emocje. Ostatnim aspektem, kończącym ten cykl zajęć, była antykoncepcja. Tutaj znów miałem się poddać niecnej praktyce, zakładania przez nią prezerwatywy, na mojego stojącego członka. Z sali padło hasło: „Pokaż, jak ustami”, co niemal doprowadziło Sylwię do wybuchu.
Szczęśliwie druga godzina lekcyjna dobiegała końca, a nasze zadanie zostało wykonane. Końcowe, nieco rachityczne brawa, zainicjowane przez obie kobiety z personelu szkoły, były dla nas wszystkich sztuczne i na siłę. Wydelegowany uczeń z uczennicą wręczyli Sylwii bukiet kwiatów, a Gośce i mnie psycholog oraz nauczycielka dały papierowe torby z prezentami. Podziękowaliśmy i szybko udaliśmy się do naszego pomieszczenia. Sylwia została jeszcze poproszona na chwilę, celem podpisania dokumentów. Nim wyszła, rzuciła mi kluczyki od samochodu.
— Zabierzcie swoje rzeczy i moją torbę i czekajcie na mnie w samochodzie — poleciła, wychodząc z psycholog.
Ubieraliśmy się z Małgośką chyba na wyścigi. Zdołałem zrobić to pierwszy, i tylko dlatego, że ona była bardziej rozsądnie myśląca, niż ja, nie wyszedłem na szkolny korytarz bez kominiarki.
Szybko opuściliśmy budynek i usiedliśmy w samochodzie. Emocje opadły. Byliśmy po tym pierwszym razie i, pomijając zachowanie młodzieży, spodziewaliśmy się czegoś gorszego. Zaczęliśmy swobodnie rozmawiać, nadal w tych maskach. Nie były komfortowe, całą twarz miałem spoconą. W końcu zerwałem kominiarkę z siebie.
— A, pierdolę to, mam już jej dość!
Małgorzata była zaskoczona i nie miała zamiaru ściągnąć swojej. Z budynku szkolnego wyszła nasza kierowniczka z bukietem kwiatów, w asyście psycholożki. Sylwia machnęła ręką, dając znak, by któreś z nas do niej podeszło.
— Idź — rzuciłem do Małgorzaty.
Wysiadła i ruszyła w stronę Sylwii. Cała trójka kobiet rozmawiała, a psycholog coś zapisywała. Pożegnały się z nią i ruszyły w kierunku samochodu. Wysiadłem z pojazdu. Mentorka podała mi bukiet kwiatów i poprosiła, abym otworzył bagażnik. Wcisnęła tam wiązankę i usiadła na tylnym siedzeniu, co wydało mi się dziwne.
— Młody, masz prawo jazdy? — zapytała.
Kiwnąłem głową twierdząco. Prawo jazdy zrobiłem zaraz po osiemnastce i miałem uprawnienia na samochody i motocykle.
— Siadaj za fajerę i jedź. Mam nadzieję, że opanujesz ten wózek — rzuciła młodzieżowym slangiem.
Ruszyliśmy w drogę powrotną. Chwilę mi zajęło, by opanować sprzęgło, gaz i hamulec oraz skrzynię biegów. Parę razy dało się słyszeć, jak „liczę zęby w skrzyni”, lecz po kilkunastu kilometrach oswoiłem się z pojazdem.
— Zatrzymaj się przy sklepie, muszę odreagować — nakazała, wskazując mi mijany sklep.
Zawróciłem i stanąłem przy nim. Mentorka kipiała złością. Otworzyła drzwi i wyszła z samochodu. Po paru krokach zawróciła.
— Młoda, ty pijesz? Wypijesz z pracodawczynią? — zadała pytanie.
— Tak — odparła Gośka.
Było ostro. Chyba bardziej niż my, była przejęta dzisiejszymi zajęciami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeżeli nie poszło tutaj, to klops. Wróciła po chwili, taszcząc dwie półlitrowe butelki wódki i jakieś napoje.
— Szczęśliwie, zakupiłam również komplet kieliszków, bo na sztuki nie sprzedają — poinformowała nas, wsiadając do auta.
Gośka, dopiero w momencie gdy ruszyliśmy, zdjęła kominiarkę. Zostałem szoferem, imprezującej damskiej ekipy.
Rozpoczęły konsumpcję zaraz po tym, jak ruszyliśmy spod sklepu. Sylwia szybko zdjęła buty i zaczęła narzekać, jak to jest teraz z młodzieżą, że za jej młodości było inaczej, a dzisiejsze elity to prostaki i chamy. Na nastolatkach uczestniczących w pokazie nie pozostawiła suchej nitki.
— Ameby emocjonalne, rodzice nachapali się na przekształceniach i posłali pół debili do prywatnej szkoły, gdzie kasa załatwia rok.
Małgośka działała z głową. Dała się wygadać mentorce, w kwestii chamskiego zachowania oraz wychowania, a potem delikatnie poczęła podchodzić doktorkę. W zawoalowany sposób, niby to mimochodem zapytała jak nas ocenia. Sylwusia podchwyciła temat. Najpierw padły uwagi, a potem pochwały.
— Ty młody, to jak mówię, że ma ci leżeć na torbie, to ma leżeć, a nie jakieś nie wiadomo co — usłyszałem.
— Młoda, mówię, rozszerz swoje płatki i pokaż wnętrze, to nie jak dziewica orleańska, wstydzisz się — przekazała uwagę Małgośce.
Ogólnie oceniła nas na czwórkę, ewentualnie czwórkę z plusem. Po kolejnych kielonkach ognistego trunku już wiedzieliśmy, że przedłuża nam kontrakt. Z każdym kilometrem malała ilość paliwa i alkoholu.
To pierwsze uzupełniliśmy na najbliższym CPN. Zasób alkoholu, jak na dwie kobity, wydawała się wystarczająca.
Pierwsza z pijackiego maratonu odpadła Gośka. Pamiętałem, jak na leśnym parkingu podnosiłem jej sukienkę i ściągałem majtki, by mogła się wysikać. Obok siurała mentorka, bez krzty wstydu.
Po dwóch godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na leśnym parkingu. Gośka już spała zamroczona alkoholem. Sylwia poprosiła mnie, bym pomógł jej wysiąść i zaprowadził w ustronne miejsce. Bez krępacji zsunęła rajstopy i majtki i oddała fizjologiczną potrzebę w mojej obecności. Od momentu ściągnięcia szpilek wychodziła w samych rajstopach na zewnątrz.
— Masz na mnie ochotę? — zapytała, skończywszy sikać.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Sylwia ledwo trzymała się na nogach i z trudnością naciągała ściągniętą bieliznę.
— Miałbym, tylko nie teraz — odparłem dyplomatycznie.
Zdałem sobie sprawę, że postąpiłem właściwie. Nie miałem zamiaru wykorzystać pijanej kobiety. Nie to, że Sylwia mnie nie podniecała. Prosty algorytm zadziałał. Gwałt na kobiecie to bezwzględna kara.
Pomogłem jej naciągnąć majtki wraz z rajstopami. Załadowałem do samochodu, i po kilku minutach miałem święty spokój.
Obie dziewuchy spały. Parę kilometrów przed naszą miejscowością, zatrzymałem auto na pobliskiej stacji paliw samochód. Na szczęście doktor Sylwia przebudziła się.
— Gdzie podjechać, ma pani zarezerwowany hotel i co z Małgorzatą? — zapytałem.
Chwilę zajęło jej zrozumienie, o co pytam.
— Podjedź pod ten hotel, co ostatnio. U was to chyba nie będzie problemu z noclegiem. Bierz pokoje na mnie – jeden dla młodej, a drugi wspólny dla nas — odpowiedziała, a na twarzy kobiety pojawił się uśmieszek, podbity dawką alkoholu.
Dalej kusiła. Zostanie z nią w pokoju wydawało mi się poniżej godności. Owszem, nie miałbym oporów, gdyby propozycja padła trzeźwo lub po małej lampce wina. Może gdyby wypiła mniej, skusiłbym się. Tak dla kurażu, dla rozluźnienia – to jak najbardziej. Z nawaloną kobietą nie czułbym przyjemności, wręcz odrazę, a i ona miałaby moralnego kaca.
Zatrzymałem samochód przed hotelem, zgasiłem silnik i podszedłem do recepcji.
— Jeden pokój dla dwóch kobiet, pojedyncze łóżka — rzuciłem.
Recepcjonista sprawdził dostępność i potwierdził, że ma takie pokoje.
— Tylko proszę najniżej, bo damy są … no wie pan… — dodałem, puszczając mu oczko.
— Mam na parterze, pokój 19 — odparł, wręczając mi klucz.
Najpierw przetransportowałem Gosię. Była kompletnie pijana, więc musiałem ją nieść na rękach. Recepcjonista tylko się uśmiechnął, widząc, jak wnoszę ją do środka. Ułożyłem ją na najbliższym łóżku, a potem zająłem się mentorką, która również była mocno nawalona. Wsparta na moim ramieniu, dotarła do pokoju.
W momencie, gdy położyłem obie niewiasty, zastanowiłem się, czy powinienem je rozebrać do snu. Usiadłem w fotelu mając niezłą zagwozdkę. W końcu postanowiłem rozebrać kobitki do bielizny, i tak je zostawić.
Sprawnie pozbawiłem odzienia Małgośkę, rzeczywiście rozpinana sukienka pozwoliła, bym uporał się z tym szybko.
Gorzej było z doktor Sylwią. Najpierw ściągnąłem rajstopy wraz z majtkami, a potem zabrałem się za spódnicę. Spasowałem przy zapinanej bluzce, zostawiając kobietę z odkrytym dołem.
Musiałem rozładować podniecenie, Patrząc na dwa nieprzytomne kobiece ciała, częściowo obnażone, bezwstydnie się masturbowałem. Orgazm nadszedł szybko, nawet za szybko.
Spuściłem się do urwanego skrawka papieru toaletowego, zostawiając obie dziewoje bezpieczne. Ruszyłem pieszo do mieszkania z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Po dwóch tygodniach Sylwia skontaktowała się ze mną. Odebrał ojciec i po krótkiej rozmowie dał mi słuchawkę.
— Spotkanie dzisiaj, tak jak ostatnio w hotelu. Robota za tydzień, kasa większa niż ostatnio — przekazała w telegraficznym skrócie i się rozłączyła.
— Słuchaj, co ty kombinujesz, jakaś Sylwia do ciebie dzwoni i ma sprawę — rzucił ojciec, gdy zakończyłem rozmawiać.
Nie pozbyła się nas, nie wystawiła do wiatru, a na dodatek większa kasa, tliło mi się w głowie
— Co znowu? — zapytał ojciec.
— Praca.
Tata spojrzał na mnie jak na Marsjanina.
— Ty po liceum… — zaczął, a ja przewidywałem, co ma zamiar powiedzieć. Na jego gadkę miałem gotową odpowiedź.
— Pojechaliście z matką i Grześkiem nad Balaton, a ja sponsorowałem wam czterdzieści procent kosztów wyjazdu, więc niech się tata nie wtrąca — rzuciłem krótko.
Zamilkł. Nie mógł zaprzeczyć. To była święta prawda.
— To nie są narkotyki, synu?
— Nie — odparłem zgodnie z prawdą.
Dostałem zgodę od rodziców na wyjazd. Matka była ciekawa, po co tam jadę, ale po dwóch dniach odpuściła. Spotkanie z Sylwią w tym samym hotelu, co ostatnio, miało charakter typowo organizacyjny, ale wprowadzało pewne zmiany.
— Jedziemy na zajęcia opłacone przez grupę rodziców, którzy realizują nauczanie w domu z pomocą nauczycieli ze szkół. Są przerażeni tym, co oni sobą prezentują, szczególnie w kontekście znanych nam spraw. Dostałam błagalne pisma, by zrealizować nasze zajęcia dla wąskiej grupy dzieciaków w wieku szesnastu lat z różnych rodzin. Ci rodzice, mają doświadczenie, jak nauczyciele z biologii i WDŻ podchodzą do pracy. Jedna osoba po takich zajęciach zamknęła się w sobie, druga, widząc w sobie osobę niepełnosprawną ruchowo, próbowała popełnić samobójstwo — zaczęła Sylwia.
Siedzieliśmy z Małgorzatą, czekając na dalsze informacje. Ktoś mógłby nas przekląć lub powiedzieć, że jesteśmy podłymi ludźmi. Niestety, życie jest brutalne, a bez kasy trudno żyć.
Podstawowym warunkiem było niewystępowanie w maskach. Drugim – wiek odbiorców. Inaczej jest z rozwydrzonymi nastolatkami w „liceum dla głupich cip”, jak to nazwała nasza mentorka, inaczej z młodszymi nastolatkami. Trzecia sprawa to miejsce zajęć. Nie odbywały się w szkole. Rodzice tych dzieci wynajęli salę w nieczynnym chwilowo ośrodku wypoczynkowym.
— Dacie radę z niepełnosprawnymi na wózkach, czy z osobą po chemii, nastolatkami z problemami? — zapytała nas, przedstawiając stawkę za pracę.
Kwota wynagrodzenia była godziwa i wyższa niż ostatnio.
— Pani doktor, to pani wie najlepiej, czy damy radę — rzuciłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Nie siedzę w waszej psychice, ludzie różnie się zachowują na widok kalectwa i cierpienia innych osób, wiek publiki też ma duże znaczenie. Możecie mieć opory, by się rozebrać. Od razu uprzedzam co do wieku, nie czynimy niczego złego tym dzieciakom, zgodnie z prawem dopuszczalny wiek obcowania płciowego to piętnaście lat — usłyszeliśmy kolejną porcję informacji.
Dodała, że grupa będzie liczyć pięcioro nastolatków, psychologa i dwoje lub troje rodziców. Zgodziliśmy się, co Sylwia przyjęła z zadowoleniem. Przedstawiła aneks do umowy, określający zmiany, które z nami omówiła. Mieliśmy pociągiem dojechać do niej i potem podróżować samochodem. Rozstaliśmy się i każde z nas udało się w swoją stronę.
Z Małgorzatą spotkałem się wczesnym rankiem na dworcu kolejowym. Ubrany byłem w sztruksowe spodnie i koszulę w kratkę z długim rękawem. Małgośka miała na sobie koralową sukienkę o fasonie litery A. Kiecka była rozpinana na przodzie i przewiązana delikatnym paskiem z klamerką. Roślinny wzór oraz rozkloszowany dół nadawały romantycznego charakteru. „Look” dziewczyny dopełniały sportowe buty i cieliste rajstopy. Wyglądała naturalnie, młodzieżowo, kobieco i co najważniejsze modnie. W dłoni dzierżyła średniej wielkości torebkę. Włosy miała spięte jak zawsze — w koński ogon. Przywitaliśmy się.
— Co mi się tak przyglądasz? — zapytała.
— Bo bardzo ładnie wyglądasz — odparłem zgodnie z prawdą.
— Przestań, wybrałam tę sukienkę, bo jest na guziki i szybko ją mogę ściągnąć, żadna modowa rewelacja, po prostu wygodna i tyle — odparła.
Droga minęła nam na miłej rozmowie. Byliśmy sami w przedziale, przez co mogliśmy podjąć bardziej odważne tematy dotyczące naszej pracy. Mieliśmy lekkie obawy, głównie co do wieku widowni i występowania bez masek.
Gdy wyszliśmy z dworcowego budynku Małgorzata dojrzała samochód doktorki. Szybkie przywitanie, i bez zwłoki ruszyliśmy w dalszą drogę.
Tym razem nasza doktorka postawiła na luźny styl ubioru połączony z pewną ekstrawagancją. Biały T-shirt, z jakimś modnym nadrukiem, krótka dżinsowa rozpinana od przodu na guziki spódnica z czarnym wąskim paskiem, białe markowe tenisówki i ekstrawaganckie, cienkie, wzorzyste, czarne rajstopy w duże grochy.
Nie mogłem oderwać wzroku od zgrabnych nóg w tych rajtkach. Starałem się nie patrzeć ciągle, na jej dolne kończyny, jednak co pewien czas łypałem wzrokiem na ten jakże awangardowy „look”.
Siedziałem z przodu, obok niej. Miała gust. Pomalowane na czerwono paznokcie u rąk, czerwona szminka na ustach.
Teraz począłem żałować, że wtedy w hotelu nie skorzystałem z okazji. Było, w tym wyglądzie coś, co mnie podnieciło, zdałem sobie sprawę, że można się podjarać niekoniecznie widokiem nagiej kobiety.
Penis urósł i stawał się coraz bardziej wilgotny. Starałem się nie patrzyć na zgrabne nogi, i to jeszcze w tych super rajstopach. Jednak nie mogłem, musiałem co jakiś czas tam zerknąć. Było to silniejsze ode mnie.
Kilometry mijały nam na rozmowie. Sylwia podziękowała mi i przeprosiła za alkoholowy incydent po ostatnich zajęciach. Tłumaczyła, że musiała w jakiś sposób odreagować. Stwierdziła, że zachowałem się jak poważny, dorosły mężczyzna i obsypała kompletem ciepłych słów. Było to miłe i łechtało moje ego.
— Widzę, że podobają ci się moje rajstopy — rzuciła, dostrzegając fakt że coraz częściej patrzyłem na jej nogi.
— Tak, są ładne — odparłem zawstydzony.
— Widzę, że ktoś tu jest małym fetyszystą — palnęła prosto z mostu i razem z Gośką wybuchły śmiechem.
Speszyłem się. Szczęśliwie, zmieniła temat rozmowy i powróciła do naszego dzisiejszego występu. Psychologiem miała być ta sama kobieta co wtedy w liceum. Rodziców miała być trójka, same matki. Głównymi odbiorcami — trójka dziewcząt i dwoje chłopaków. Wszyscy w wieku szesnastu lat. Miejsce, gdzie udawaliśmy się było oddalone kilkanaście kilometrów od szkoły, gdzie debiutowaliśmy.
— Bierzcie pod uwagę, że większość z nich nie widziała w realu nagich osób płci przeciwnej, ich doświadczenia to jakieś zdjęcia, ewentualnie filmy porno, dlatego ważne jest, by wszystko było zrealizowane w sposób właściwy — kontynuowała.
— Radku, przede wszystkim nie od razu z erekcją, bo może być to szokujące na początku. Musisz kontrolować podniecenie i wzwód członka ma być stopniowy, a nie od razu — rzuciła wskazówki dla mnie.
— Gośka, twoja łechtaczka i srom też nie od razu wypełnione. Niech stopniowo nabierają rozmiaru, sutki też nie od razu stojące i drażliwe — te uwagi otrzymała Małgorzata.
Miało być sensualnie, a nie wulgarnie. Żadnych wyuzdanych póz, aktorstwa i wszystkiego, co kojarzyć, by się mogło z przemysłem porno. Softowy spektakl, z którego wyniosą właściwe wnioski.
Łatwo powiedzieć w sytuacji, gdy byłem podniecony wiadomym fetyszem. Mimo że penis nieco zmalał i był w półwzwodzie to slipki miałem wilgotne od śluzu.
Ruch na drodze nie był duży. Zatrzymaliśmy się raz, by coś lekkiego zjeść w przydrożnym barze i drugi raz przy automacie telefonicznym, gdy byliśmy blisko celu. Sylwia poszła zadzwonić i wróciła po paru minutach.
— Dobra, możemy jechać do tego ośrodka, jedna z matek już tam jest i nam otworzy — oznajmiła i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Dotarliśmy na miejsce po jakimś kwadransie. Były ośrodek FWP ulokowany w sosnowym lesie, lata świetności miał już za sobą. Kilkanaście domków typu Brda i centralnie położony duży budynek, gdzie mieliśmy wystąpić.
Prócz jednej z matek na miejscu była pani psycholog. Kobieta powyżej trzydziestki, lekko puszysta. Ubrana w szarawą kraciastą sukienkę o klasycznym fasonie, długości midi z rękawami długości ¾. Narzucony na nią rozpięty granatowy sweterek, cieliste rajstopy i czarne czółenka na małym obcasie, uzupełniały wygląd niewiasty.
Daleko było jej do sylwetki Sylwii. Była od niej grubsza i nie tak zgrabna. Dobrze dobrana sukienka, maskowała niedoskonałości ciała psycholog.
Druga z kobiet miała na sobie długą czarną sukienkę z dzianiny o prostym kroju, długości maxi. Do tego klapki na nogach w jasnym kolorze i cieliste rajstopy. Wiek oscylował w granicach czterdziestki. Tęgawa, może nawet bardziej niż psycholożka. Wysiedliśmy z samochodu i przywitaliśmy się z nimi.
Po krótkiej wymianie uprzejmości poszliśmy do budynku, gdzie miały odbyć się zajęcia. Była to średniej wielkości sala, z dużą ilością książek, ułożonych na równie licznych regałach. Cała w boazerii. Drewniana podłoga, ułożone pięć krzeseł przed miejscem, gdzie mieliśmy występować. W rogu sali skórzana sofa i fotel. Stół z rzutnikiem i rozwinięty przenośny ekran. Zaciągnięte ciężkie zasłony, dawały poczucie bezpieczeństwa przed potencjalnymi gapiami od strony lasu.
Sylwia z psycholog udały się do pomieszczenia będącego recepcją. Nas, druga z kobiet zaprowadziła do pokoiku o charakterze administracyjnym. Typowe biurowe meble, krzesła, biurko i stająca pod ścianą leciwa wersalka.
— Łazienka z natryskiem jest po drugiej stronie, niestety nie ma drzwi, bo poszły do remontu, no i kotara prysznicowa też zniszczona — usłyszeliśmy.
Na biurku leżały dwa komplety ręczników, mydło i szampon. Kobieta wyszła z pokoju, pozostawiając nas samych. Byliśmy grubo przed czasem i wzięcie szybkiego prysznica, wydawało się dobrym pomysłem.
Miałem erekcję od momentu, gdy wysiedliśmy z samochodu i znowu mogłem napawać się widokiem nóg Sylwii. Moje majtki były cholernie wilgotne.
— Radek, tobie stoi jak słup — zauważyła zgrubienie na moim kroczu Małgośka.
Nie sposób było tego ukryć, miałem cichą nadzieję, że wzwodu nie dojrzała prowadząca nas matka. Te gadki Sylwii, by panować nad podnieceniem, by wszystko było spokojne i subtelne.
— A ty nie jesteś podjarana? Przecież widzę, jakie są twoje sutki pod sukienką — odparłem.
Brodawki dziewczyny wyraźnie odznaczały się pod materiałem sukienki. Dostrzegłem to dopiero teraz, gdyż Gośka podróżowała na tylnym siedzeniu.
— No trochę, musimy coś z tym zrobić – przyznała się.
Wyjście z tej sytuacji nasuwało się jedno. Masturbacja. Tylko to przyszło do głowy.
— Chodźmy do łazienki, tam sobie ulżymy — zaproponowałem.
Małgośka podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku.
— Zwariowałeś, przecież tam nie ma drzwi. Ktoś nas może zobaczyć i dopiero będzie afera, zrobimy to tutaj i potem pod prysznic — powiedziała i zaczęła dłońmi rozpinać guziki mojej koszuli.
Nie pozostałem dłużny i począłem dość niezgrabnie rozpinać guziki jej bluzki. Miała rację, w łazience brakowało intymności.
Zdjęła mi koszulę, następnie podkoszulek. W tym czasie ja uporałem się z kiecką i ta opadła na podłogę. Mogłem teraz dokładnie zobaczyć sterczące brodawki kształtnych piersi.
Została w samych bawełnianych figach. Delikatnie popchnęła mnie do tyłu, tak abym wygodnie ułożył się na wersalce. Rozpięła mi spodnie i razem z majtkami ściągnęła je do kostek. Zdjąłem buta o buta i po chwili zostałem w samych skarpetkach. Małgośka w momencie, gdy pozbywałem się ostatniej części garderoby ściągała majteczki. Chwila i byliśmy całkowicie nadzy i nabuzowani podnieceniem.
— Chodź, wstań — szepnęła.
Podniosłem się i stanąłem naprzeciw niej. Bez żadnego słowa ujęła jedną dłonią penisa drugą zaś nakierowała moje dłonie — jedną na intymność i drugą na piersi. Wsunąłem palec pomiędzy ciepłe i wilgotne wargi sromowe. Szepcząc, nakierowała mnie we właściwe miejsce. Wiedza z poprzedniego szkolenia nie poszła na marne, począłem delikatnie drażnić czułe miejsca. Delikatnie ocierałem dłonią sutki i stymulowałem wnętrze cipki. Robiłem to nad wyraz delikatnie. Ona jedną dłonią drażniła członka, opuszkiem jednego z palców dotykając odsłoniętą żołądź. Drugą dłonią delikatnie pieściła mosznę i jądra.
— O tak, tak, możesz mocniej — szeptała mi do ucha.
Czułem, że za chwilę dojdę. Poprosiłem, by przyspieszyła ruchy dłoni na członku. Sapaliśmy i wydobywali z siebie ciche jęki, a ciała przeszywały spazmy przyjemności. Poczułem nadchodzącą ekstazę. Zamknąłem oczy. Ciało przeszedł dreszcz, poczułem orgazm i trysnąłem nasieniem.
— Już, już — wyszeptałem, czując, że nie przestaje mnie masturbować
— Jeszcze, jeszcze, mocniej, proszę — usłyszałem szept.
Gdy doszedłem, chwilowo przestałem ją stymulować. Było to, z mojej strony trochę egoistyczne i samolubne. Małgośka, czując to poczęła sama kręcić biodrami. Poczułem dreszcz przeszywający jej ciało, cipka partnerki pulsowała.
— Ooo uuu — jęknęła i przestała trzepać mi ptaszka.
Ledwo staliśmy na nogach. Szczęśliwi i spełnieni, rozładowaliśmy podniecenie w bezwstydny, szybki sposób. Dysząc po pettingu zakończonym spełnieniem, staliśmy nadal naprzeciw siebie nic nie mówiąc. Małgorzata z brzuchem i dłonią upapraną nasieniem i ja z jej śluzem na palcach. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
— Dzięki, to było…. — zacząłem.
— Dzięki, chodźmy pod prysznic — odparła, wycierając ospermioną dłoń o swoje udo i biorąc ze stołu nasze ręczniki.
Bez zażenowania, całkowicie nadzy przemknęliśmy pod prysznic. Oboje weszliśmy do kabiny i po chwili poczuliśmy jak ciepła woda koi rozgrzane erotyzmem ciała.
— Dobra, tylko już bez bezeceństw — poprosiła Małgośka z uśmieszkiem na twarzy.
Jedynym bezeceństwem było wzajemne namydlenie sobie pleców. Rozładowanie seksualnego napięcia dało pożądany efekt. Mój organ swobodnie i spokojnie zwisał, sutki Małgośki nie stały na baczność.
— Słuchaj, czy ciebie to podjarały te jej rajtki? — zadała bezpośrednie pytanie.
Kiwnąłem głową znacząco. Ukrywanie tego faktu, po tym, co zrobiliśmy nie miało sensu.
— Na następny wyjazd takie założę — stwierdziła z przekąsem.
— Ani mi się waż!
Już mieliśmy wychodzić spod prysznica, gdy usłyszeliśmy kroki w korytarzu. Woda była zakręcona. Małgośka przyłożyła palec do ust, dając znać, bym był cicho.
— Ale jaja — szepnąłem.
Tkwiliśmy w bezruchu. Kroki stawały się coraz bliższe.
— W pokoju ich nie ma — usłyszałem głos Sylwii.
— Sprawdzę jeszcze tutaj — dał się słyszeć głos psycholog i zdaliśmy sobie sprawę, że ta, wchodzi do łazienki.
Nasze ręczniki leżały na parapecie za załomem ściany, gdzie był pisuar. Każdy wchodzący do łazienki, nie mógł ich widzieć. Zamarliśmy w bezruchu. Zdając sobie sprawę, że ze stuprocentowym prawdopodobieństwem zostaniemy znalezieni przez psycholożkę, zakryliśmy dłońmi intymne części ciała.
— Ups…., Sylwia są tutaj — wyrzuciła z siebie, nieco zmieszana psycholożka, widząc nas pod prysznicem.
Staliśmy z głupimi minami, nie wiedząc co począć. Co gorsza, ona tkwiła nadal, lustrując nas wzrokiem. Na twarzy kobiety zagościł delikatny uśmiech.
— A co się tutaj dzieje moje gołąbki? Co to ma znaczyć? — rzuciła Sylwia, stając w rozkroku obok psycholog.
— Nic, braliśmy tylko prysznic — bąknęła Gośka.
— A jest tylko jedna kabina, a czasu mało — dodałem.
Tłumaczyliśmy się jak dzieci, przyłapane na sprośnej zabawie. Obie kobiety parsknęły śmiechem.
— My naprawdę nic… — próbowałem nas wytłumaczyć.
— Dobra wytrzyjcie się i do pokoju, mamy wam jeszcze do przekazania ostatnie wytyczne. — przerwała mi Sylwia i zabrawszy ze sobą towarzyszkę, pozostawiły nas samych.
— A ty chciałeś, żebyśmy tutaj… to dopiero byłoby — szepnęła do mnie Gośka, wychodząc z kabiny.
Wytarliśmy ciała i przepasani ręcznikami weszliśmy do pokoju. Pierwsze co rzuciło się w oczy, to nasze porozrzucane w pospiechu ubrania. Obie kobiety siedziały na wersalce. Szybko staraliśmy się zebrać leżące ciuchy.
— Ależ wam się spieszyło pod ten prysznic — stwierdziła Sylwia, wprowadzając nas w zakłopotanie.
Nic nie odpowiedzieliśmy. Znów miałem przed oczami kobiece nogi w fantazyjnych rajstopkach.
Usiedliśmy na krzesłach. Psycholog miała nam do przekazania uwagi, ze swojej strony. Po części były o tym, co Sylwia mówiła nam w czasie drogi. Dodatkowo uprzedziła nas, że reakcje młodszych widzów mogą być spontaniczne i nieszablonowe. Na sali pokazu miały być matki trójki nastolatków i one również mogły poprosić o przejście do dalszej części pokazu, widząc reakcję młodszej części. Psycholog była ostatnim ogniwem w tym łańcuchu i miała działać w przypadku sytuacji niestandardowych.
— Jeżeli dojrzycie sytuacje typu: erekcja u męskiej części lub inne podobne akcje, nie zwracacie na to uwagi. Robicie swoje, jak gdyby nigdy nic. Może się zdarzyć, że ktoś opuści salę, też dalej robicie swoje — rzuciła, kończąc swe uwagi.
Kiwnęliśmy głowami na znak, że zrozumieliśmy. Kobieta wyszła z pokoju, zostawiając nas z doktor Sylwią.
— Radek, erekcja jak? — zapytała mnie.
— Pod kontrolą — odparłem śmiało.
— Pokaż — rzuciła, jakby mi nie ufając.
Zdjąłem ręcznik. Rzuciła okiem i uśmiechnęła się zadowolona.
— Dobrze, mam nadzieję, że ze wzwodem nie będzie problemów, tylko powoli i będzie OK.
Zlustrowana w podobny sposób została moja partnerka. Sylwia spojrzała na zegarek
— No dobra, już czas, idziemy. Teraz zakryjcie dłońmi genitalia. Odsłaniacie wszystko, gdy puszczę pierwszy slajd — powiedziała i ruszyliśmy na salę pokazu…
jamer106
Jak Ci się podobało?