Ilustracja: Rafael Neres

Po godzinach

30 maja 2025

11 min

Wsiadłem do tramwaju zmęczony. Bardzo zmęczony. A to dopiero środa. Praca mnie przytłaczała, a jesienna szarówka i zmrok zapadający już około piętnastej, nie dawały najmniejszych szans na naładowanie baterii w słońcu. Dodatkowo czułem się samotny.

Moja narzeczona Sylwia, z którą dzieliłem przytulne mieszkanie na Mokotowie, spędzała w pracy jeszcze więcej czasu niż ja. To, co miało być szybką transakcją zakończoną po dwóch miesiącach wzmożonego wysiłku w wakacje, przeciągało się w nieskończoność. Choć listopad chylił się ku końcowi, obowiązków nie ubywało — wręcz przeciwnie. Wychodziła z domu o szóstej rano, by zdążyć przygotować się przed pierwszym spotkaniem i regularnie wracała po jedenastej w nocy – zbyt zmęczona, by zamienić choć kilka słów. Padała na łóżko i zasypiała, zanim jej głowa zdążyła dotknąć poduszki.

Kiedy trafiał się weekend bez pracy, poświęcała go na sen, pranie, prasowanie i gotowanie czegoś na zapas. Jej oczy traciły dawny blask, cera szarzała, a beznadzieja codzienności zaczynała ją doganiać.

Ja nie byłem lepszy. Pracowałem, bo musiałem – nie dlatego, że chciałem. Nie potrafiłem już zaangażować się w powtarzalne czynności, które kiedyś może jeszcze miały jakiś sens. Po pracy, trochę z rozsądku, trochę dla zabicia czasu i odwleczenia powrotu do pustego mieszkania, chodziłem na siłownię, basen, czasem na squasha. Nie pamiętałem już, czy to naprawdę lubiłem – po prostu się przyzwyczaiłem. Pozwalało mi to również utrzymać dobrą formę i paski brzuch.

Rozejrzałem się po wagonie, w którym większość miejsc była już zajęta. Pasażerowie bezmyślnie wpatrywali się w ekrany telefonów, kilku z nich czytało książki, a deszcz miarowo bębnił w okna. Moje oczy przyciągnęła młoda para siedząca po drugiej stronie przejścia. Zgrabna dziewczyna, ozdobiona kilkoma kolczykami w nosie, brwi i uszach, siadła okrakiem na kolanach swojego wytatuowanego chłopaka, a tułów skierowała do okna, odwracając się do mnie tyłem. Szeptała mu coś do ucha, po czym oboje chichotali. W odbiciu w szybie dostrzegłem, jak prawa dłoń chłopaka rozpięła jej jesienny płaszcz i sięgnęła pod czarny, obwisły sweter, łapiąc ją za pierś. Dziewczyna mruknęła zadowolona i jeszcze mocniej przywarła do niego ciałem, a jej biodra sugestywnie otarły się o kochanka.

Przyszły wspomnienia wakacji, na których poznałem Sylwię. To było lato po maturze. Spotkaliśmy się na wrześniowym wyjeździe integracyjnym na Mazury dla studentów, przed rozpoczęciem pierwszego roku studiów. Od razu wpadła mi w oko. Była średniego wzrostu, szatynką z włosami opadającymi na ramiona w dużych falach, miała wielkie brązowe oczy i ponętne usta, które zawsze ozdabiał uśmiech. Niewielkie piersi, kobiece biodra i zgrabne nogi.

Mieszkaliśmy w Wilkasach, w domkach typu Brda – ja pod numerem pięć, ona pod sześć. Jak w piosence, było ciepło, choć czasem padało. Codziennie imprezowaliśmy do białego rana, zarówno na lokalnej dyskotece „Wabędź”, jak i w mniejszych grupkach w pokojach.

Jednego wieczoru poszliśmy z Sylwią po alkohol na tamten wieczór. Wracaliśmy ze sklepu do ośrodka przez dziurę w płocie, gdy nagle lunął deszcz. Ruszyliśmy biegiem, starając się nie potłuc niesionych butelek, w kierunku wiaty, w której przechowywane były żagle i kajaki. Schowaliśmy się pod dachem przy żaglowni. Pod luźnym t-shirtem, którego mokry materiał przykleił się do ciała Sylwii, nie było stanika. Nastała pełna napięcia cisza, a ja stałem sparaliżowany, czując, jak rośnie napięcie.

− Zimno mi… − Sylwia nieśmiało przerwała ciszę. Nie zastanawiając się dłużej, objąłem ją ramieniem i pocałowałem. Oddała pocałunek. Z brzękiem tłuczonych butelek puściła siatkę z piwem, zarzuciła mi ręce na szyję i przyciągnęła bliżej do siebie.

Od tamtego wieczora byliśmy praktycznie nierozłączni. Dzieliliśmy pasje, hobby, czas wolny. Dopasowaliśmy się również w łóżku, podobne rzeczy nas podniecały i wspólnie przesuwaliśmy seksualne granice. Ten płomień wygasł niedawno, zaduszony beznadzieją codzienności.

− Dziś coś się zmieni – mruknąłem pod nosem, chyba zbyt głośno, bo kilka głów się odwróciło. Zerwałem się z siedzenia i wyskoczyłem przez zamykające się już drzwi tramwaju. Byłem niedaleko biura Sylwii, a po drodze do niej, na rogu ruchliwej ulicy, znajdowała się jej ulubiona tajska knajpka. Wziąłem dwa dania na wynos i w nasilającym się deszczu, pobiegłem w kierunku jej pracy.

− Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona, cmokając mnie w usta na przywitanie. Podziękowała recepcjonistce, która była już gotowa wyjść z pracy i zaprowadziła do środka biura. Przestrzeń, w której pracowała urządzona była nowocześnie, dużo otwartej powierzchni, pastelowych kolorów, wygodnych mebli i „kącików do pracy”.

− Nie jedliśmy razem od tygodnia. Wiem, że znów będziesz siedziała do późna, więc pomyślałem, że przyniosę ci coś ciepłego.

− Dziękuję, kochanie – powiedziała, całując mnie ponownie, ale kątem oka zerkała już na torbę z jedzeniem – Pachnie cudownie… A ja nie miałam dziś nawet czasu na śniadanie.

Złapała mnie za rękę i pociągnęła w kierunku małego korytarza. W biurze nie było już prawie nikogo. Widziałem tylko Anię, w zasadzie jedyną koleżankę z pracy, z którą Sylwia utrzymywała kontakt poza biurem. Rozmawiała przez telefon, ale widać było, że chciałaby już tą rozmowę skończyć i sobie pójść. Spakowana torba i płaszcz w ręku świadczyły, że jedyne co opóźnia jej wyjście to komputer, który, jak na złość, postanowił zrobić aktualizację i zostało mu jeszcze „10%”. Uśmiechnąłem się do niej, a ona pomachała mi na przywitanie.

Sylwia, z racji stanowiska, miała swój własny pokój. Oddzielony był od otwartej przestrzeni biura korytarzem, do którego mnie prowadziła.

− Siadaj tutaj – pokazała mi krzesło koło małego stolika w rogu pokoju – i zobaczymy co dobrego przyniosłeś. − Wyjęła pojemniki, zaciągając się znów zapachem jedzenia.

Jedliśmy w ciszy, wymieniając się jedynie uwagami o minionym dniu. Gdy skończyliśmy, Sylwia odsunęła się od stołu, odchyliła na fotelu i westchnęła.

− Było pyszne. Naprawdę. Dziękuję, że o mnie pamiętałeś. – Starała się uśmiechnąć, ale nie wychodziło jej. Odwróciła głowę w kierunku wielkiego okna, za którym lśniła smagana deszczem Warszawa. – Gdzie się pogubiliśmy? Jak to się stało, że nasze życie tak wygląda? – zapytała po chwili.

− Nie wiem, czy błąd, może raczej złe priorytety…− zacząłem odpowiadać. Sylwia wstała i podeszła do okna. Znałem ją, nie chciała pokazać, że chce się jej płakać.

− Mam ciebie – tego jestem pewna. A mimo to wciąż jestem tutaj, zamiast z tobą…− dodała po chwili, tłumiąc łzy.

Podszedłem do niej do okna i objąłem delikatnie w pasie. Oparła głowę o moje ramię, a dłonią ścisnęła moją rękę.

− Przytul mnie – szepnęła. Staliśmy tak chwilę, wtuleni, wpatrzeni w spływające po szybie krople. Ścigały się w nieregularnym, hipnotyzującym rytmie. Czułem, jak Sylwia się uspokaja, jak oddech wraca do normalnego tempa, a napięcie w jej ciele topnieje pod moimi dłońmi.

Pocałowała mnie delikatnie w szyję. Odwróciła się w moich ramionach, nie przerywając uścisku i kontynuowała pocałunki – od karku, w górę, przez linię szczęki, aż jej usta odnalazły moje. Złączyliśmy się w pocałunku, najpierw spokojnym, miękkim, ostrożnym. Po chwili nasze języki splotły się w namiętności, a zęby niecierpliwie muskały usta.

Objąłem ją mocniej. Palce jednej ręki wplotłem w jej włosy. Drugą dłoń przesuwałem powoli po plecach w dół, aż dotarłem do krągłości pośladka. Czułem pod palcami linię koronkowej bielizny.

− Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? – szepnęła mi do ucha. – Też wtedy tak lało…

− Pamiętam…to ten deszcze mnie dziś tutaj przyprowadził – odpowiedziałem, po czym zamknąłem jej usta kolejnym, mocnym pocałunkiem. Moja dłoń, wciąż spoczywająca na jej pośladku, powędrowała niżej, szukając krawędzi spódnicy.

Sylwia mocno przycisnęła biodra do moich, ale jednocześnie odsunęła górną część ciała, zyskując trochę przestrzeni. Jej palce szybko i niecierpliwie rozpinały guziki mojej koszuli. Gdy materiał odsłaniał skórę, obsypywała ją coraz bardziej głodnymi pocałunkami.

Złapałem ją za udo, unosząc je, aż oplotła mnie nogą w pasie. Ten ruch sprawił, że spódnica podsunęła się do góry, ukazując gładkie, cieliste rajstopy. Jej łono otarło się o moją nogę. Pieściłem palcami skórę nogi od kolana po biodro, gładząc ją i drapiąc delikatnie.

− Boże, jak mi tego brakowało – wyszeptała, przerywając pocałunki. Postawiła nogę na ziemi. Jej dłonie szybko uporały się z paskiem i rozporkiem u moich spodni. Klęknęła przede mną, uwolniła z bokserek pulsującego z podniecenia, twardego penisa i uśmiechnęła się szelmowsko. Końcówką języka polizała go od nasady aż po główkę zostawiając mokry ślad. Jej oczy były wpatrzone w moje, a mina zdradzała świadomość efektu, jaki we mnie wywołała. Rozchyliła usta i wzięła twardego członka do środka, głęboko, zachłannie, aż po samo gardło. Odchyliłem głowę do tyłu, rozkoszując się chwilą.

Dłoń zastąpiła usta na ociekającym śliną penisie. Poruszała nią szybkimi, długimi ruchami. Wargi objęły jądro, które zachłannie zassała i pieściła językiem. Od kiedy pamiętam, była świetna w fellatio. Pierwszy raz zrobiła mi dobrze ustami na tamtym wyjeździe do Wilkasów. To było coś, czego nigdy nie zapomniałem. Dziewczyny przed nią nie wiedziały jak się do tego zabrać – za delikatnie lub za mocno, czasem zahaczały zębami. Ona była inna. Idealnie dawkowała wrażenia, budowała podniecenie, lizała, ssała, pomagała sobie ręką. Umiała utrzymać kontakt wzrokowy, co jeszcze potęgowało przeżycia. Tamtego wieczoru, spoglądają to na nią to na migoczące światła aglomeracji, czułem to samo. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie.

− Poczekaj – poprosiłem ją – teraz moja kolej. – Długa przerwa od seksu powodowała, że niebezpiecznie zbliżałem się już do spełnienia.

Wstała, lecz jej dłoń cały czas stymulowała moją erekcję. Rządza zastąpiła w jej wzroku zmęczenie i znudzenie życiem, oczy błyszczały i prosiły o więcej. Znów ją pocałowałem. Rozpiąłem guziki żakietu i podciągnąłem do góry biały top, który zasłaniał koronkowy stanik, skrywający piersi. Poprowadziłem ją do biurka i oparłem o nie pośladkami. Rozchyliła lekko nogi pozwalając mi zbliżyć się do niej ciałem. Moje usta podążały od jej warg, przez żuchwę, szyję po obojczyki, zostawiając na skórze ślad pocałunków. Wzdychała cicho, a na jej przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Wolną ręką odpiąłem zapięcie biustonosza i podciągnąłem miseczki w górę.

Twarde półkule wyskoczyły na wierzch. Uwielbiałem jej piersi. Nie były duże, ale pełne, jędrne i położne tak blisko siebie, że pojawiał się między nimi ponętny przedziałek. Niewielkie różowe sutki sterczały dumnie, zapraszając do pieszczot. Sylwia wiedziała, jak je lubię, ale wtedy ponagliła mnie.

− Popatrzysz na nie w domu. Teraz szybko, żeby nikt nie przyszedł.

Podciągnąłem jej spódnicę ponad pośladki i posadziłem na biurku. Odchyliłem do tyłu tak, że oparła się rękami o blat, zrzucając coś na podłogę. Jej piersi rozlały się lekko na boki, ale cały czas pozostawały jędrne i pięknie zaokrąglone.

Uniosłem do góry nogi kochanki i przyjrzałem się im dokładnie. Były bardzo szczupłe, pokryte lśniącym nylonem rajstop w cielistym kolorze. Na stopach miała czarne kozaki, pod kolano, na wysokim obcasie. Bez zastanawiania sięgnąłem palcami do materiału rajstop i jednym sprawnym ruchem rozdarłem je w kroczu, odsłaniając cipkę skrytą za prześwitującym materiałem majteczek. Widziałem mały trójkąt włosów, starannie przystrzyżony, skierowany wierzchołkiem w dół, jakby kierujący do wejścia.

Zaskoczona Sylwia westchnęła, oparła łydki o moje ramiona, po czym jedną dłonią odsunęła na bok materiał bielizny i palcami rozwarła wargi, zapraszając mnie. Była różowa, nabrzmiała i tak wilgotna, że materiał bielizny był cały przesiąknięty. Już miałem się schylić, by ją pocałować, ale dziewczyna pokręciła głową i powiedziała:

− W domu…teraz chcę jego – odsunęła rękę od cipki i złapała za penisa, nakierowując go do środka. Przyłożyła go do szparki, główką rozsunęła wargi i przejechała nim wzdłuż szczeliny, rozprowadzając wilgoć aż po łechtaczkę. Drażniła się ze mną, powoli wracając w kierunku wejścia. Pchnąłem lekko biodrami i zanurzyłem się w niej, powoli rozciągając ciasne wnętrze. Była gorąca i wilgotna.

− Dobrze tutaj znów być – jęknąłem, gdy zagłębiłem się najbardziej jak mogłem i zastygłem, zbierając siły. Tęskniłem za jej ciałem, zamglonymi oczami, rumianymi policzkami, lekko rozchylonymi ustami, falującymi piersiami i rozpaloną piczką. Uwielbiałem, jak pojękiwała w rytm moich ruchów, jak zaciskała razem nogi by jeszcze szczelniej objąć penisa i drażnić każdy centymetr jego powierzchni.

Zacząłem od długich ruchów. Wychodziłem prawie cały, tak że wewnątrz zostawała tylko główka, po czym wbijałem się do końca. Jej oczy rozszerzały się, gdy czuła mnie głębiej i głębiej, a każde stanowcze dobicie zwieńczone było westchnięciami, które stawały się coraz głośniejsze. Przyspieszyłem, a Sylwia, żeby nie krzyczeć, przygryzła swoją dłoń. Położyła się plecami na blacie, a uwolnioną ręką pomagała mi w penetracji, pieszcząc szybko łechtaczkę. Po chwili zaczęła drżeć na całym ciele, plecy wygięły się w łuk, a mięśnie miarowo kurczyć. Trwała tak przez chwilę, nie mogąc złapać tchu. Zacząłem zwalniać, by dać jej moment na dojście do siebie, ale poprosiła stanowczo:

− Nie przestawaj, zaraz dojdę jeszcze raz…a ty skończ głęboko we mnie.

Uwielbiałem, jak przejmowała kontrolę i chciała bym realizował jej zachcianki. Jej pewność siebie była niesłychanie pociągająca. Gdy swoim erotycznym szeptem zaczynała wydawać polecenia, wiedziałem, że koniec już blisko. Zmieniłem tempo z długich głębokich posunięć na płytkie, szybkie i gwałtowne uderzenia. Złapałem jej łydki i rozłożyłem nogi najszerzej, jak się dało. Prawa dłoń Sylwii wróciła na dół, i zamiast masować łechtaczkę to ułożyła palce wskazujący i środkowy w literę „V” i rozszerzała wargi.

− Już…− jęknęła i przygryzła drugą dłoń tłumiąc okrzyk.

Wiedziałem, że dla mnie też nie ma już odwrotu. Puściłem nogi, złapałem za jej biodra i z całej siły wbiłem się, strzelając wielką porcją nasienia. Jej cipka znów pulsowała, jakby chciała wszystko ze mnie wyssać. Kolejne skurcze były coraz słabsze, a ja powoli opadałem na kochankę. Wtuliłem się twarzą w jej falujący biust.

Leżałem tak chwilę na niej, rozkoszując się emocjami sprzed chwili. Sylwia gładziła mnie po włosach i głęboko oddychała. Po chwili poruszyła się i powiedziała spokojnie.

− Pieprzyć tą robotę…chodź, pójdziemy do domu i zrobimy powtórkę sprzed chwili…a jutro może weźmiemy zwolnienie i zostaniemy w łóżku cały dzień, tak jak dawniej…

 

2,418
7.9/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.9/10 (19 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.