Posłuszeństwo jest użyteczne
27 października 2025
19 min
Milena miała w życiu zarówno szczęście, jak i dobrze ustosunkowanych rodziców, dlatego, mając zaledwie osiemnaście lat, zaczynała swoją pierwszą pracę od razu w kancelarii prawnej. Dobrej, z eleganckim biurem na siódmym piętrze szklanego wieżowca w centrum miasta. Nie do końca wiedziała, co spowodowało, że akurat ona została osobistą asystentką najważniejszej osoby w firmie. Było wielu innych chętnych. Wiedziała jedynie, że wyboru dokonała szefowa osobiście.
Berenika miała czterdzieści dwa lata, była wysoka, smukła i ciemnowłosa. Jej spojrzenie potrafiło uciszyć pokój. Miała w sobie coś majestatycznego. Coś, co sprawiało, że ludzie robili miejsce, zanim wypowiedziała pierwsze słowo. Autorytet, siła osobowości i pełnia władzy. Zawsze idealnie ubrana, stonowane kolory, szpilki, zapach dyskretnych, drogich perfum. Aura Bereniki powodowała, że Milena nawet w myślach, zawsze, nazywała ją wyłącznie panią Bereniką.
Asystentka bardzo się starała nie zawieść oczekiwań. Każdego poranka zakładała prostą białą koszulę, spinała włosy w koński ogon, dbając, by wyglądać poważnie, choć w lustrze wciąż widziała jedynie młodą dziewczynę. Nie potrafiła jeszcze tego właściwie zrozumieć, ale zawsze zamierała w obecności szefowej. Nie z lęku czy podziwu. Z czegoś, czego jeszcze nie umiała nazwać.
– Mileno, kawa – wydawała krótki rozkaz każdego poranka pani Berenika, ucinając w ten sposób jakiekolwiek ewentualne próby rozmowy.
Głos miała spokojny, ale bezwzględny, jakby każde polecenie było ostateczne. Milena w jej obecności zawsze stała wyprostowana, gotowa przyjmować i wypełniać rozkazy. Uważała za oczywiste i naturalne podkreślanie tego postawą całego ciała.
– Tak jest, proszę pani.
Kawa zawsze była podana szybko i perfekcyjnie. Asystentka nauczyła się wchodzić cicho i sprawnie. Do potężnego, dębowego biurka zbliżała się zawsze z obawą, że coś robi nie tak. I z dziwną pokusą, by przyklęknąć. Lubiła ten poranny rytuał. Czekała na momenty, kiedy pani Berenika wydawała jej polecenia – zawsze krótkie, konkretne. Była dumna, gdy spełniała życzenia szefowej dobrze i szybko. Lubiła patrzeć, jak przegląda dokumenty, jak poprawia okulary, jak wydaje polecenia innym. Czasem łapała się na tym, że wpatruje się w nią zbyt długo.
Któregoś dnia, gdy podała kolejny raport i usłyszała krótkie „dobrze”, aż przeszedł ją dreszcz. To słowo, ta pierwsza pochwała, znaczyło dla niej więcej niż wszystkie komplementy, jakie kiedykolwiek dostała. Była posłuszna, wykonała polecenie idealnie, została pochwalona. Poczuła spokój, satysfakcję i zachwyt.
Gdy biuro opustoszało, zostawała dłużej. Przeglądała ślady dnia, ślady obecności szefowej. Jej niedopitą kawę, zapach perfum unoszący się jeszcze w powietrzu. Wówczas marzyła o kolejnych poleceniach, o kolejnych pochwałach, o kolejnych chwilach spełnienia przy boku pani.
Dni mijały, a codzienne obowiązki asystentki stawały się coraz bardziej dopracowane. Znała wszystkie upodobania pani na pamięć: mocna kawa bez cukru, zielone zakładki w raportach, cisza podczas pracy, żadnych zbędnych pytań. Milena nie zadawała ich. Obserwowała, kontemplowała, czekała w gotowości.
Pewnego letniego wieczoru, gdy słońce zaczęło wpadać przez panoramiczne okna i złocić szklane blaty, a biuro było już puste, pani Berenika wstała zza swojego biurka i podeszła do asystentki.
– Dlaczego właściwie jeszcze tu jesteś? – zapytała cicho. Nie z wyrzutem, raczej z czymś, co brzmiało jak zaciekawienie.
Dziewczyna stała wyprostowana, a jej serce zaczęło bić mocniej.
– Chciałam dopracować podsumowanie z dzisiejszego zebrania – skłamała, bo dokument był gotowy już dawno.
Ale przecież nie mogła wyjść. Jeszcze nie. Poczuła na sobie to spojrzenie – ciężkie, ale nie przytłaczające. Władcze. Nie odważyła się podnieść wzroku. Myślała raczej o tym, by uklęknąć.
– Jesteś bardzo gorliwa – powiedziała szefowa, udając, że nie zauważa kłamstewka o raporcie. Obeszła biurko asystentki i stanęła tuż za nią tak, że dziewczyna prawie czuła na karku jej oddech.
– Staram się, proszę pani – odpowiedziała niemal szeptem.
Pani Berenika dotknęła dłonią jej ramienia lekko naciskając tak, że asystentka usiadła.
– Mileno. Już wiem, że jesteś posłuszna.
Dziewczyna poczuła, jak jej gardło zaciska się ze zdenerwowania i dumy. Drżała, czując na ramieniu dotyk dłoni i wpatrywała się w ekran.
– Lubię być użyteczna – odpowiedziała odważniej, niż zamierzała.
Cisza między nimi zgęstniała. Szefowa zrobiła kilka kroków, stanęła przed biurkiem asystentki i powoli przeniosła dłoń z ramienia na podbródek dziewczyny. Lekkim naciskiem wymusiła jej spojrzenie. Milena wstrzymała oddech. W oczach pani nie było ani chłodu, ani ciepła. Tylko kontrola.
– Jutro przyjdź wcześniej. Będziemy pracować nad nowym projektem. Chcę mieć cię tylko dla siebie, zanim reszta się zjawi.
– Tak jest – odpowiedziała natychmiast, a serce znów przyspieszyło.
Gdy pani odeszła, Milena poczuła, że coś się zmieniło. Nie rozumiała jeszcze co. Ale wiedziała, że jutro spędzi z nią więcej czasu służąc pomocą, z otwartym notatnikiem, gotowa chwytać każde słowo, każde spojrzenie. Jeszcze bardziej posłuszna.
Następnego dnia asystentka przyszła do biura już o siódmej rano. Korytarze były jeszcze puste, a światło w przestrzeni otwartej miało chłodny, poranny odcień. Zrobiła kawę, ustawiła notatki, poprawiła włosy, sprawdziła po raz trzeci czy doskonale wyprasowana koszula dobrze leży. Czuła się jak przed ważnym egzaminem.
Berenika pojawiła się kwadrans później. Ubrana w grafitowy garnitur, z lekko rozpuszczonymi włosami i cienkim notesem w dłoni. Milena wstała automatycznie na baczność.
– Dzień dobry – powiedziała nieco ciszej niż zwykle.
– Dzień dobry, Mileno – odpowiedziała pani Berenika spokojnie, ale z lekkim uśmiechem.
To jedno, krótkie spojrzenie, nieprzeniknione, ale miękkie, sprawiło, że dziewczyna poczuła ciepło i mrowienie w brzuchu.
Szefowa pracowała przez pół godziny w milczeniu. Milena siedziała u siebie w pełnej gotowości, gotowa skrupulatnie wykonać każde polecenie. Aż w końcu rozkaz padł.
– Podejdź.
Wstała natychmiast, podeszła do biurka pani, która przesunęła fotel lekko w bok i wskazała miejsce przy sobie.
– Usiądź. Chcę, żebyś zobaczyła, jak pracuję z tymi materiałami.
Dziewczyna przysunęła stojące pod ścianą, niewysokie krzesło. Usiadła na skraju siedziska, niepewnie, tak by być gotowa szybko wstać lub zsunąć się na kolana. Pani Berenika mówiła dalej, pokazując szczegóły dokumentów, cyfry, zestawienia, ale Milena czuła przede wszystkim zapach perfum, ciepło ramienia i opanowany, aksamitny ton głosu.
W pewnym momencie szefowa pochyliła się nieco i poprawiła jedną z notatek. Ich dłonie się zetknęły. Milena nie cofnęła swojej, chociaż wystraszył ją ten nagły przypływ odwagi. Wstrzymała oddech.
– Przepraszam… – zaczęła cicho.
– Jesteś bardzo uważna – odpowiedziała pani Berenika. – Ale widzę, że reagujesz nie tylko na to, co słyszysz. Podoba mi się, że słuchasz dokładnie tego, co mówię. I że robisz to z przyjemnością, prawda?
Skinęła głową, zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć. Pani Berenika przez chwilę patrzyła na nią z bliska, potem odchyliła się lekko i dodała:
– Posłuszeństwo jest użyteczne. Ale najciekawsze jest to, co się za nim kryje. Coś, co chcesz dawać nawet bez rozkazu.
Dziewczyna chciała odpowiedzieć mądrze, ale nie potrafiła znaleźć właściwych słów.
– Chciałabym robić wszystko, czego pani potrzebuje – wyszeptała, czując, że powinna była powiedzieć to jakoś inaczej.
Ale szefowa wtedy położyła dłoń na wierzchu jej dłoni. Spokojnie i pewnie.
– W takim razie zacznij od tego, by nigdy nie ukrywać tego, co czujesz. Przede mną nie musisz.
Milena skinęła głową powoli. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Miała ochotę pochylić się i ucałować tę dłoń, ale opanowała się. Odprawiona przez panią, wróciła do siebie. Zmieszana, zawstydzona, szczęśliwa i opanowana. Wszystko to na raz.
Od tamtego poranka zaczęła zauważać jeszcze więcej i myśleć o relacji z panią odważniej. Zauroczenie, fascynacja, a może nawet obsesja rosła z każdym dniem, spojrzeniem, dotykiem i poleceniem.
Nazajutrz, gdy pani Berenika weszła do biura nieco później niż zwykle, dziewczyna zamarła z filiżanką w dłoni. Jej wzrok, jak zwykle pokornie opuszczony, padł na nowe, idealnie piękne buty szefowej. Czarne, lakierowane szpilki. Proste, eleganckie, lśniące. Idealnie podkreślały zarówno smukłość nóg, jak i autorytet właścicielki. Milena wpatrywała się w nie jak zaczarowana. Czubki lekko odbijały światło z okna, a sposób, w jaki obcasy stukały o posadzkę, był niemal hipnotyzujący. Czując znajomy zapach perfum przechodzącej obok szefowej, mimowolnie wstrzymując oddech, nie mogła oderwać wzroku od jej kroków. Od idealnie dopasowanych butów, regularnego, kontrolowanego dźwięku obcasów.
Złapała się na myśli, że chciałaby dotknąć tych szpilek. Choćby koniuszkiem palca. Przesunąć dłonią po gładkiej skórze. Zobaczyć, czy są tak chłodne, jak wyglądają, czy może ciepłe od skóry pani. W głowie miała obraz: siebie, klęczącą przy jej nogach, pochyloną, skupioną. Nie ze wstydu. Ze skupienia. Z czystego zachwytu.
I była to bardzo piękna wizja.
– Mileno? – Głos pani Bereniki wyrwał ją z zamyślenia.
Dziewczyna drgnęła i spojrzała w górę. Szefowa stała tuż obok, patrząc na nią z lekkim uniesieniem brwi.
– Słucham, przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała, szybko odkładając filiżankę.
– Widzę. Na temat czegoś konkretnego? – Ton był jak zawsze spokojny, ale bardziej uważny.
Dziewczyna zawahała się.
– Myślałam o pani szpilkach – odpowiedziała posłusznie. Cicho i szczerze. Opuściła wzrok. – Są takie piękne.
Pani Berenika nie odpowiedziała od razu. Przesunęła stopę delikatnie, robiąc ledwie zauważalny krok w stronę asystentki.
– Lubisz rzeczy piękne? – zapytała łagodnie. Dziewczyna skinęła głową.
– Lubię wszystko to, co idealne. Czyste. Perfekcyjne. Piękne. Jak pani.
Milena zarumieniła się ze wstydu i strachu, że powiedziała zbyt wiele. Chciała coś dodać, ale to pani Berenika nachyliła się lekko i powiedziała cicho:
– Perfekcja to kwestia detalu. Czasem trzeba się pochylić nisko, żeby w pełni perfekcję docenić.
Milena poczuła dreszcz, jakby pani czytała jej w myślach. Ale nie wstydziła się swojej myśli – przeciwnie, czuła się ośmielona. Z każdym dniem, z każdą rozmową, szefowa pozwala jej rozumieć siebie samą lepiej.
Tego dnia asystentka wiele razy wracała spojrzeniem do błysku tych czarnych szpilek. A myślami do tego jednego, wypowiedzianego półszeptem zdania. Już wiedziała, że jeśli kiedykolwiek dostanie pozwolenie, pochyli się naprawdę nisko.
Nie było wątpliwości, że pani Berenika zauważyła zachwyt Mileny, a nawet zaczęła się nim bawić. Nie wprost. Niemniej codziennie, konsekwentnie, choć niezauważalnie, przesuwała granice.
Następnego dnia szefowa pojawiła się w kolejnych olśniewających szpilkach, w odcieniu ciemnego bordo. Wysokie, eleganckie, połyskujące. Milena, gdy tylko je zobaczyła, poczuła znajome napięcie w brzuchu. Podczas zebrania siedziała w miejscu, z którego widziała całą sylwetkę Bereniki. Próbowała słuchać rozmowy o budżetach i harmonogramach, ale jej wzrok co chwila spływał wprost do tych bordowych szpilek i do nóg skrzyżowanych z pełną swobody pewnością. Ekscytujące fantazje powróciły.
W pewnym momencie zrozumiała, że delikatny ruch stopą nie jest przypadkowy. Czyżby ten taniec był przeznaczony dla jej złaknionych oczu? Czyżby odpowiadał na jej fantazje o klęczeniu tam i jej dotykaniu? “Pani wie, o czym teraz myślę” – zaczerwieniła się dziewczyna.
Pod koniec dnia asystentka została wezwana do gabinetu szefowej. Weszła, stanęła za biurkiem i czekała w milczeniu.
– Wiesz, co mnie w tobie ciekawi najbardziej? – Milena spojrzała ostrożnie, zaskoczona pytaniem pani Bereniki. – To, że nigdy nie prosisz o nic. A patrzysz tak, jakbyś miała całe kieszenie próśb, których nie chcesz wypowiedzieć.
Dziewczyna znowu poczuła, że szefowa czyta w jej myślach. Serce uderzało jak szalone.
– Bo nie jestem pewna, czy mam prawo o cokolwiek prosić.
Pani Berenika uśmiechnęła się lekko, prawie łagodnie.
– Czasem warto sprawdzić. Może dostaniesz więcej niż się spodziewasz.
Zapadła chwila milczenia. I wtedy, prawie niedosłyszalnie, Milena odważyła się i wypowiedziała swoją niewypowiadalną prośbę.
– Bardzo chciałabym dotknąć pani butów.
Wcale nie była pewna, czy to było na głos. Dopiero gdy pani Berenika odchyliła się w fotelu i spojrzała na nią spokojnie, z nieodgadnionym błyskiem w oczach, zrozumiała, że słowa padły naprawdę.
– Dlaczego?
– Bo są piękne. Bo tak dobrze na pani leżą. Bo podziwiam… – tym razem już nie odważyła się powiedzieć więcej.
Pani Berenika doskonale rozumiała, co się dzieje w głowie asystentki. Odsunęła się lekko od biurka i spojrzała jej w oczy.
– Tylko raz i tylko dotyk – powiedziała cicho, ale w sposób nie budzący sprzeciwu. – Zrób to we właściwy sposób.
Milena nie zapytała, co znaczy we właściwy sposób. Wiedziała. Obeszła biurko i natychmiast uklękła. Jakby było to coś naturalnego. Szefowa obróciła się lekko w fotelu i założyła nogę na nogę tak, że jej lewa stopa znalazła się niemal naprzeciwko twarzy dziewczyny.
Asystentka wyciągnęła dłoń i przesunęła palcami po miękkiej skórze. Poczuła ciepło materiału, jego delikatny opór. Patrzyła na to idealne połączenie elegancji obuwia i smukłej stopy. Pomyślała, by się jeszcze bardziej pochylić i pantofel ucałować, ale nie odważyła się bez pozwolenia. Tylko dotyk.
– Wystarczy.
Najpierw podniosła wzrok, mając nadzieję, że w spojrzeniu bogini odnajdzie zgodę na więcej. Ale odnalazła tylko potwierdzenie wypowiedzianego słowa, dlatego wstała prawie natychmiast. Bo przecież rozkaz brzmiał jasno i jednoznacznie.
Od tej magicznej chwili, kiedy uklękła przed panią po raz pierwszy i dotknęła jej szpilki, świat nabrał nowych barw. Zmiana nie była gwałtowna ani dramatyczna, ale coś jakby się domknęło. Albo przeciwnie, coś właśnie się otworzyło. Wiedziała, że będzie tego więcej i czuła, że nie może się doczekać.
Wieczorne myśli pozwalały na więcej. Dziewczyna setki razy powtarzała przeżytą scenę, wyobrażając sobie, że pani pozwoliła jej zdjąć szpilkę. „Posłuszeństwo jest użyteczne” – brzmiał w myślach aprobujący głos, podczas gdy Milena całowała idealnie piękną bosą stopę. „Czy wolno mi o tym marzyć?” – zastanawiała się. Wiedziała, że zrobi wszystko, by zasłużyć.
W pracy była taka jak zawsze: punktualna, skrupulatna, uważna, ale wewnętrznie już wszystko było inne. Każde słowo wypowiedziane przez panią Berenikę miało teraz dodatkową wagę. Każdy jej ruch niósł dodatkowe znaczenie. Dziewczyna nie była już tylko asystentką. Była wybrana, dopuszczona.
Kilka dni później, pod koniec dnia, gdy biuro było niemal puste, pani Berenika zawołała asystentkę do siebie. Podeszła od razu, podekscytowana rozkazem i kolejnym spotkaniem bez świadków.
– Usiądź – powiedziała pani Berenika.
Sama siedziała na sofie, z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. To było nowe. Prywatne. Milena przysiadła na krawędzi fotela naprzeciwko, niepewna, czy to jeszcze rozmowa służbowa. Właściwie ledwo siedziała, w postawie z opuszczonymi kolanami tak, jakby wolała uklęknąć.
– Wiesz, że jesteś inna – zaczęła pani Berenika, spokojnie. – Widziałam dziesiątki dziewczyn na twoim miejscu. Ambitnych, przystojnych, posłusznych, zauroczonych. Ale żadna nie patrzyła tak, jak ty. Jakbyś czekała na pozwolenie, żeby oddychać.
Milena poczuła, jak robi jej się gorąco. Milczała i słuchała.
– To się bierze z twojej natury. Ty potrzebujesz w życiu czegoś więcej. Potrzebujesz sensu, kierunku, kogoś, kto poprowadzi cię tam, gdzie sama nigdy byś nie doszła.
Pani Berenika upiła łyk wina i odłożyła kieliszek. Wstała. Przeszła kilka kroków po gabinecie. Miała na sobie idealnie skrojone ciemnogranatowe spodnie i zamszowe, nieformalne, choć eleganckie loafersy. Dziewczyna z trudem powstrzymywała zachwycone spojrzenia.
– Powiedz mi, Mileno – odezwała się pani, odwracając się i opierając o biurko – co jesteś gotowa zrobić dla osoby, którą szanujesz bezwarunkowo?
Asystentka uniosła głowę. Wiedziała, że odpowiadając, nie musi udawać.
– Wszystko, wszystko co tylko mnie do pani zbliży.
Cisza. I spojrzenie pani. Mocne, nieruchome, pewne. Odpowiedź się spodobała.
– Podejdź – powiedziała cicho, ale wyraźnie.
Natychmiast wstała, podeszła, zatrzymała się metr przed szefową, spuszczając wzrok. Berenika była wyższa od osiemnastolatki, patrzyła na nią lekko z góry.
– Uklęknij – poleciła. – Jeśli chcesz.
Milena nie zawahała się ani przez chwilę. Niemal upadła na kolana i natychmiast pochyliła się. Głęboko, podpierając ciało dłońmi, a czołem niemal dotykając podłogi. Czując twardość podłogi i widząc czubki butów bogini, dziewczyna zrozumiała czego naprawdę pragnie. Czcić tę kobietę, oddać jej kontrolę nad swoim życiem i odnaleźć się w uległości. „Bogini” –po raz pierwszy w swoich myślach tak ją nazwała. Ale przecież, właśnie zdała sobie z tego sprawę, zawsze tak o niej myślała. Bogini.
Bogini Berenika przyjmowała należny sobie hołd przez dłuższą chwilę.
– Wstań – użyła takiego słowa, choć obie wiedziały, jak należy ten rozkaz rozumieć.
Milena podniosła się, prostując jedynie plecy, pozostając na kolanach. Głowa wciąż opuszczona, wpatrzona tęsknie w stopy pani. Bogini Berenika podniosła dłoń i przesunęła powoli palcami po policzku dziewczyny.
– Dobrze. Nic nie mów. Ciesz się tą chwilą.
Milena zamknęła oczy. Modliła się do swojej bogini. Po raz pierwszy w życiu czuła się w pełni sobą.
Każdego dnia pracowała tak samo cicho i uważnie jak zawsze. Była dumna, choć nikt w biurze nie wiedział, że pani wybrała ją. Nikt nie podejrzewał, że ona, Milena, klęczała przed boginią. Tylko ona wiedziała, że pani Berenika co rano dobiera swoje wspaniałe buty z myślą o jej reakcji. Że mówi do niej tonem, którego nie używa wobec nikogo innego. Że spojrzenia między nimi niosą warstwy znaczeń, których nikt poza nimi nie rozumie. A przecież każdy i każda w otoczeniu – tego Milena była pewna – chciałby być wybrańcem pani.
Kilka dni później, wieczorem, Milena otrzymała wiadomość. „Jutro, 19:00. Nie biuro. Willa przy Parkowej 18. Będziesz gotowa. Nie spóźnij się” – prosty, elegancki, miękki rozkaz. Dziewczyna czytała wiadomość kilkanaście razy. Znała adres. To był dom pani, w którym nigdy nie była.
Przygotowywała się cały następny dzień. Włożyła sukienkę bez ozdób, prosto skrojoną, stonowaną. Włosy spięła nisko. Makijaż delikatny, podkreślający młodzieńczą urodę. Gdy stanęła przed wejściem, ręce lekko jej drżały, lecz nie ze strachu. Była szczęśliwa, wchodząc do świata, o którym marzyła.
Drzwi otworzyła osobiście pani Berenika. Była ubrana inaczej niż w pracy. Swobodniej. Ciemna sukienka do kolan, pasek podkreślający talię i bose stopy. Milena zobaczyła je raz pierwszy.
– Dobrze, że jesteś punktualnie – powiedziała szefowa, wpuszczając asystentkę.
Dom był elegancki. Oszczędny w formie, surowy. Wszystko tu miało miejsce i cel. Pani poprowadziła do salonu, gdzie paliła się tylko jedna lampa. Było domowo, bezpiecznie, ale uroczyście. Na stole stała karafka z wodą, cienki notes i długopis.
– Usiądź tutaj – gospodyni wskazała poduszkę na ziemi, pełniącą rolę podnóżka.
Sama zasiadła w fotelu, co dla obu kobiet było najzupełniejszą oczywistością. Dziewczyna oczywiście dokładnie usłyszała rozkaz, ale wiedziała już, że posłuszeństwo to coś więcej niż idealne wykonywanie poleceń. Dlatego uklękła. Po prostu tak było właściwiej.
– Od teraz – pani Berenika przyjęła ten akt niesubordynacji ze zrozumieniem – raz w tygodniu będziesz przychodzić tutaj. Nie tylko po to, żeby ze mną być. Będziesz celebrować spokój, ćwiczyć ciszę, skupienie i posłuszeństwo.
Milena skinęła posłusznie głową, a serce tłukło się w klatce piersiowej.
– Dobrze, że uklękłaś. To będzie twoje miejsce.
– Dziękuję – szepnęła Milena. – Zrobię wszystko, co mi pani nakaże.
– Posłuszeństwo bez świadomości to ślepa lojalność. Oczekuję posłuszeństwa z wyboru – powiedziała pani Berenika.
I wtedy dziewczyna w pełni zrozumiała coś, co tylko przeczuwała wcześniej. To nie są tylko akty hołdu, czci i posłuszeństwa. To akty tworzenia. Siedząca na tronie bogini właśnie ją stwarza. W tym procesie pani nie tylko bierze sobie Milenę w posiadanie, ona kształtuje nową osobę, na swoje potrzeby i według własnej wizji.
– Tak, pani – odpowiedziała dziewczyna, kłaniając się do samej podłogi.
Minął tydzień. Gdy nadszedł dzień kolejnego spotkania przy Parkowej, Milena stanęła przed drzwiami z bijącym sercem. Od wczoraj nie widziała pani Bereniki i bardzo tęskniła.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Pani Berenika jak zwykle wyglądała olśniewająco. Tym razem w stroju bardziej oficjalnym: biała koszula, krótka spódniczka i odsłaniające stopy sandałki na bardzo wysokim obcasie. Absolutnie doskonała.
– Wejdź.
Milena bez słowa zdjęła płaszcz, weszła do salonu i uklęknęła na znajomej poduszce u stóp fotela. Pani Berenika usiadła naprzeciwko niej, z filiżanką w dłoni. Widziała, w jaki sposób dziewczyna wpatruje się w jej stopy i uśmiechnęła się, sięgając po niewielkie pudełko.
Otworzyła je. W środku był cienki srebrny łańcuszek z drobnym wisiorkiem w kształcie klucza. Bardzo małego. Niewidocznego z daleka.
– To mój klucz do twojej duszy – powiedziała szefowa, podając prezent nieco zaskoczonej dziewczynie. – Będziesz go nosić na szyi. Zawsze. Tylko ja mogę ci pozwolić go zdjąć.
Asystentka wyciągnęła dwie dłonie, by przyjąć łańcuszek jak coś świętego. Łzy napłynęły jej do oczu.
– Dziękuję — powiedziała drżącym głosem. – Ja… nie wiem, jak…
– Nie musisz wiedzieć. Musisz czuć.
Pani Berenika pochyliła się i sama zapięła naszyjnik. Milena nie poruszyła się ani o milimetr. Patrzyła w podłogę, oddychając płytko. Gdy pani skończyła, położyła dłoń na ramieniu dziewczyny i powiedziała:
– Teraz jesteś moja na zawsze.
Milena kilka razy nerwowo skinęła głową. Bardzo pragnęła należeć, być własnością pani Bereniki. Jej dziewczyną. Jej wyborem.
– Dziękuję, pani.
Wiedziała też, że za ten dar nie da się podziękować. Że bardzo chce wreszcie o coś ważnego poprosić. Wypowiedzieć to, co nosiła w sobie właściwie od początku. Zebrała się w sobie. Nabrała powietrza.
– Ja… mam prośbę – powiedziała głosem, który zadrżał, choć starała się go utrzymać w ryzach.
– Pragnienie jest jak ogień. Jeśli go nazwiesz, musisz być gotowa się w nim spalić. – Pani Berenika domyślała się, co dzieje się w głowie dziewczyny. Spojrzała na nią wprost. – O co chcesz mnie prosić?
„Pozwól mi być swoim podnóżkiem, o pani, pozwól służyć ci w każdej chwili mojego życia” – krzyczały myśli dziewczyny. Musiała się opanować. Uniosła głowę powoli. Oczy miała wilgotne, ale skupione. Rzadko patrzyła swojej pani w oczy, a prawie nigdy klęcząc. Ale teraz było trzeba.
– Pragnę… dostać pozwolenie na… ucałowanie pani stóp.
Bogini Berenika wiedziała, że tak będzie brzmiała ta prośba. Ale jej twarz pozostała niewzruszona.
– Dlaczego? – spytała, by pomóc dziewczynie nie tylko zrozumieć, ale także wyartykułować prośbę.
Milena przełknęła ślinę.
– Bo ten gest to wyraz tego, co do pani czuję. Symbol tego kim naprawdę jestem i kim pani dla mnie jest. – Dziewczyna czuła, jak słowa same płyną odsłaniając najgłębsze zakamarki duszy. — Bo tak mogę wyrazić jak bardzo pragnę do pani należeć.
Pani słuchała uważnie, siedząc na swoim tronie. Wiedziała, jak trudne i jak ważne dla Mileny jest oddać słowami to, co czuje. Dziewczyna nie była w stanie dłużej wytrzymać wzroku pani, pochyliła się lekko, a jej wzrok znów wpatrywał się w eleganckie sandałki, praktycznie w ogóle nie osłaniające nagich stóp. Pani Berenika odchyliła się lekko, mocniej opierając się o fotel.
– Ucałowanie pani stóp byłoby dla mnie zaszczytem. Darem. Spełnieniem marzenia, które pojawiło się od kiedy panią poznałam. Bo nie mogę przestać o tym myśleć. Dla mnie jest pani boginią, której należy się najwyższa cześć.
– Mileno, muszę mieć pewność, że rozumiesz znaczenie tego, o co prosisz. Pozwoliłam ci na oddanie się mojej woli, daję ci przywilej bycia mi w pełni posłuszną. I wiem, że to doceniasz. Akt ucałowania moich stóp to moja łaska, to nagroda, którą mogę cię obdarzyć, jeśli zechcę. Twoje prośby nie mają tu znaczenia.
Z każdym słowem Milena czuła narastający w szalonym tempie strach. Czy poprosiła o zbyt wiele, czy przekroczyła granicę? Przecież w najmniejszym stopniu nie zasłużyła jeszcze na żadną łaskę tej wyjątkowej kobiety, a otrzymała ich już tak wiele.
Przylgnęła twarzą do podłogi w najgłębszym możliwym pokłonie. Nie odważyła się odezwać. Zdana wyłącznie na łaskę pani. Tkwiła tam w niepewności i strachu bardzo długo. W każdym razie wydawało jej się, że cisza oczekiwania trwa całe godziny. W rzeczywistości pani Berenika po chwili lekko wysunęła stopę, niemal dotykając nią dziewczyny.
– Udzielam ci mojej łaski.
Cudowne słowa spowodowały, że strach ulotnił się natychmiast. Milena uniosła lekko wzrok spoglądając wprost na znajdującą się centymetry przed jej twarzą stopę. Widziała ją w pełnej okazałości: zadbaną, smukłą, o wysokim podbiciu i palcami z paznokciami w głębokim odcieniu burgundu.
Przejęta dziewczyna wysunęła usta. Powoli. Z czcią. Zatrzymała się na sekundę. Potem dotknęła ustami miejsca tuż nad jednym z pasków sandałka. A potem odrobinę wyżej. I jeszcze raz. I znów delikatnie, z poczuciem najwyższej czci.
Wszystko to trwało trochę za długo. Łzy popłynęły po policzkach Mileny. Ale w sercu była tylko cisza. Jasna. Prawdziwa. Bogini Berenika pozwoliła na tę dłuższą chwilę. Wreszcie cofnęła stopę z powrotem.
– Teraz już wiesz kim jesteś i dla kogo jesteś – powiedziała wreszcie.
– Dziękuję, pani.
Jak Ci się podobało?