Zakazane Pożądanie Anny (IV)

23 września 2025

Opowiadanie z serii:
Zakazane pożądanie Anny

24 min

Poniższe opowiadanie zawiera wyjątkowo kontrowersyjne sceny!

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Ciężki, słodkawy zapach kwitnącego bzu mieszał się w sypialni z ostrzejszą, zwierzęcą wonią potu, kobiecej wilgoci i męskiego nasienia. Powietrze było gęste, nasycone oddechami trójki nagich ciał i echem niedawnych jęków. Anna klęczała na łóżku, jej smukłe plecy lśniły w półmroku, a na dolnej części brzucha i udach powoli ścinała się biała, lepka strużka spermy Tomasza. Własne soki spływały po wewnętrznej stronie jej ud, tworząc ciemniejszą plamę na prześcieradle. Czuła pulsowanie w skroniach i głęboki, wewnętrzny dreszcz, który wciąż nie ustępował.

A potem drzwi się otworzyły.

I stanął w nich Krzysztof.

Jej kuzyn. Syn Tomasza. Młody, atletyczny mężczyzna o zaszokowanych, rozszerzonych źrenicach, które jednak pożerały jej nagie ciało z nieukrywanym głodem. Jego szeroka klatka piersiowa falowała szybkim oddechem, a w obcisłych spodniach od dresu wyraźnie rysował się twardy, pionowy kształt podniecenia. Anna poczuła, jak coś ciepłego i wilgotnego znów pulsuje w jej najgłębszych zakamarkach. Wstyd? Tak. Przerażenie? Bezwzględnie. Ale także dzika, niepohamowana ciekawość i fala nowego podniecenia, tak silna, że aż odbierająca dech. To było monstrualne. To było piękne.

– Chcesz dołączyć? – Głos Tomasza, stojącego obok łóżka, był spokojny, niemal ojcowski, jakby pytał o podanie soli przy stole.

Jego potężna, owłosiona pierś unosiła się i opadała, a wielki, wilgotny jeszcze penis zwisał bezwładnie, ale Anna widziała, jak już zaczyna na nowo twardnieć pod ciężkim spojrzeniem syna.

Krzysztof nie odpowiedział od razu. Jego wzrok przeskakiwał z ojca na nagą, rozpromienioną Marię, która uśmiechała się kocim, wiedzącym uśmiechem, a w końcu zatrzymał się na Annie. Na jej pełnych, obrzmiałych od pieszczot piersiach, na rozchylonych, wilgotnych wargach sromu, na śladach jego ojca na jej skórze. Widziała, jak jego gardło porusza się, przełykając ślinę.

– Krzyś… – szepnęła Maria, jej głos był niski i miodowy. – Nie bój się. To tylko… rodzina. Bliskość. To naturalne.

Anna poczuła język Marii muskający jej ucho. Wciąż stała za nią, jej miękkie, pulchne ciało przywarło do jej pleców, a jedna dłoń spoczywała na jej biodrze, druga zaś delikatnie gładziła ramię. Ten dotyk, połączony z palącym spojrzeniem Krzysztofa, sprawił, że z jej cipki sączył się kolejny ciepły strumyczek. Wydała cichy, niekontrolowany jęk.

Ten dźwięk przełamał ostatnie lody. Krzysztof zrobił krok do przodu, jego dłonie, duże i nieco niezdarne, sięgnęły do rozporka. Metaliczny dźwięk suwaka rozdarł powietrze.

– Tak? – zapytał Tomasz, ale tym razem patrzył na Annę.

Ona uniosła na niego wzrok, potem na Krzysztofa, który zsunął spodnie i bokserki, odsłaniając swoją erekcję. Był duży, prosty, z wyraźnie nabrzmiałą, ciemnoczerwoną główką, pokrytą siecią żyłek. Młody, silny, gotowy. Kiwnęła głową, niezdolna sformułować słów. Ciche, ledwo słyszalne „tak” wydobyło się z jej gardła, przytłumione przez bijące serce.

– Tak – powtórzyła głośniej, już pewniej, i poczuła, jak Maria przytula się do niej mocniej z cichym, zadowolonym pomrukiem.

Krzysztof był już przy łóżku. Jego zapach był inny niż Tomasza – mniej intensywny, mniej „zwierzęcy”, pachniał świeżym potem, praniem i czymś dzikim, młodzieńczym. Jego dłoń, ciepła i nieco spocona, dotknęła jej uda. Drgnęła. To nie był pewny, dominujący dotyk Tomasza. To było nieśmiałe, badawcze, pełne drżącego pożądania. To ją podnieciło jeszcze bardziej.

– Jest taki piękny, prawda, Anno? – mruknęła Maria do jej ucha, jej palce sunęły w dół brzucha Anny, zbierając kroplę spermy Tomasza i rozprowadzając ją po jej skórze. – Młody, silny kutas. Należący do naszej rodziny.

Tomasz obserwował scenę, stojąc jak generał nadzorujący swoje wojska. Jego penis był już w pełni gotowy. Podszedł do głowy łóżka i położył dłoń na karku syna.

– Pokaż jej, synu. Pokaż swojej kuzynce, jaki z ciebie mężczyzna. Nie bój się.

Krzysztof skinął głową, jego oczy pociemniały z pożądania. Jego dłonie objęły biodra Anny i pociągnęły ją delikatnie do siebie. Ona pozwoliła, opierając się na kolanach, czując, jak jej piersi kołyszą się z tym ruchem. Jej cipka była otwarta, spuchnięta, błyszcząca, czekająca.

Pochylił się. Jego oddech był gorący na jej wrażliwej skórze. Język – nieśmiały, niepewny – musnął jej zewnętrzne wargi. Anna wstrzymała oddech, a potem wydała długi, drżący westchnienie. To było inne niż doświadczona, celowa mina Tomasza lub żarliwy, zmysłowy język Marii. To było nieporadne, pełne młodzieńczego entuzjazmu, niezwykle erotyczne w swojej szczerości.

– Tak, Krzyś – zachęciła go Maria, jej palce wciąż gładziły skórę Anny. – Dotknij jej. Posmakuj jej. To słodki smak kobiety twojej krwi.

Zachęcony, Krzysztof zagłębił język mocniej. Jego nos wbił się w jej kłębek łonowy, a usta objęły jej łechtaczkę. Ssał, lizał, błądził, ucząc się jej kształtów i reakcji. Anna jęczała, opierając ręce na jego ramionach, czując twarde mięśnie pod palcami. Jej biodra zaczęły poruszać się mimowolnie, podążając za rytmem jego języka.

– Dobry chłopak – mruknął Tomasz. Jego dłoń spoczęła na głowie syna, kierując go lekko. – Widzisz? Ona to kocha. Twoja kuzynka uwielbia, jak jej młody kuzyn liże jej cipkę.

Słowa Tomasza, tak wulgarne i bezpośrednie, podpaliły ją na nowo. Tak, kochała to. Uwielbiała ten zakazany smak, ten widok siwiejących włosów ojca obok ciemnych włosów syna, skupionych między jej nogami. Uwielbiała uczucie języka Krzysztofa, który stawał się coraz śmielszy, coraz bardziej pewny, sprawiając, że fale rozkoszy wstrząsały jej ciało.

Nagle Krzysztof oderwał się, jego usta i broda były lśniące od jej soków. Patrzył na nią z dzikim pożądaniem.

– Chcę… Chcę się w tobie zanurzyć, Anno – wysapał, jego głos był ochrypły.

– Nie śpiesz się, chłopcze – odezwał się Tomasz, ale w jego głosie brzmiała duma. – Najpierw pozwól, by twoja ciotka też cię przygotowała.

Maria, wciąż tuląc się do Anny, sięgnęła ręką do penisa Krzysztofa. Jej pulchne palce objęły jego długość, delikatnie masując.

– Och, taki twardy, taki gorący – szepnęła, pochylając się, by złożyć lekki pocałunek na jego czubku. – Dla naszej Anny. Dla naszej dziewczyny.

Widok Marii całującej penisa jej syna, podczas gdy ona sama wciąż trzymała Annę, był oszołamiająco perwersyjny. Anna czuła, jak granice rzeczywistości rozmywają się, zastępowane przez tę gorącą, wilgotną bańkę zakazanego pożądania.

Krzysztof zamknął oczy, wzdychając głęboko, gdy język Marii dołączył do jej dłoni. Obsługiwała go z wprawą doświadczonej kobiety, liżąc, ssąc, pobudzając jego jądra. Jej oczy, pełne tajemniczego blasku, były utkwione w Annie.

– Patrz, jak ona go pieści – szepnęła Anna do ucha. – Patrz, jak twój młody kuzyn rośnie w ustach twojej ciotki. To jest twoje. Wszystko to jest twoje, Anno.

Tomasz obszedł łóżko i stanął za Krzysztofem. Jego ręce spoczęły na biodrach syna.

– Jesteś gotowy, chłopcze? – zapytał cicho.

Krzysztof skinął głową, niezdolny do mówienia, jego oczy płonęły, wpatrzone w Annę.

– W takim razie weź ją. Weź swoją kuzynkę. Pokaż jej, co potrafi syn Tomasza.

Anna położyła się na plecach, rozchylając nogi w niemym zaproszeniu. Jej serce waliło jak młot. Krzysztof podszedł między jej uda, podpierając się rękami po obu stronach jej głowy. Jego penis, mokry od śliny Marii, dotknął jej wejścia. Był gorący jak żelazo.

– Proszę… – wyszeptała Anna, podnosząc biodra.

Jednym, pewnym pchnięciem Krzysztof wszedł w nią. Anna krzyknęła – nie z bólu, ale z szoku nagłej, głębokiej pełni. Był duży, inaczej ukształtowany niż Tomasz, wypełniał ją w zupełnie nowy sposób. Jego oczy rozszerzyły się z zachwytu, gdy zanurzył się w niej po same jądra.

– O Boże… Anno… – jęknął, jego głos drżał. – Jesteś… niesamowita.

Zaczął się poruszać. Jego ruchy były początkowo nieporadne, gwałtowne, pełne młodzieńczej desperacji. Ale szybko znalazł rytm, pchając głęboko i mocno. Anna opasała go nogami, przyciągając go bliżej, wtulając twarz w jego szyję, wdychając jego zapach. Jej paznokcie wbiły się w jego muskularne plecy.

– Tak, synu! Tak! – warknął Tomasz, obserwując, jak jego penis pulsował w rytm uderzeń syna. Jego dłoń masowała własną długość. – Ruszaj nią! Pieprz swoją piękną kuzynkę!

Maria klęczała obok nich, jej ręka szybko poruszała się między jej własnymi nogami, jej oczy chłonęły każdy detal. Jej usta były rozchylone, ciche jęki wydobywały się z jej gardła.

– Dobrze jej robi twój młody kutas, Krzyś – dyszała. – Patrz, jak się dla ciebie trzęsie. Ona jest twoja.

Słowa Marii, połączone z głosem Tomasza i intensywnymi pchnięciami Krzysztofa, popychały Annę na skraj szaleństwa. Jej ciało płonęło. Każdy nerw był żywy, każdy zmysł wyostrzony do bólu. Widziała nad sobą spoconą, skupioną twarz kuzyna, czuła na sobie spojrzenia jego ojca i ciotki, słyszała ich podniecające komentarze. To było przytłaczające. To było obrzydliwe. To było największe podniecenie, jakiego kiedykolwiek doświadczyła.

– Ja… ja nie wytrzymam… – jęknął Krzysztof, jego ruchy stały się szybsze, bardziej chaotyczne.

– Nie… nie jeszcze – wysapała Anna, chociaż sama była blisko. Chciała, żeby to trwało. Chciała czuć go dłużej.

Tomasz położył dłoń na ramieniu syna.

– Zmień pozycję, chłopcze. Odwróć ją. Weź ją tak, jak ja to lubię.

Krzysztof, posłuszny, wycofał się. Anna, prowadzona przez Marię, obróciła się na czworaki, opierając się na łokciach. Jej pośladki uniosły się w powietrze, odsłaniając jej wilgotną, różową szczelinę, wciąż pulsującą od niedawnych pchnięć. Maria położyła dłoń na jej dolnej części pleców, przytrzymując ją.

– Tak, właśnie tak – mruknął Tomasz z aprobatą. – Piękny widok.

Krzysztof stanął za nią, jego dłonie chwyciły jej biodra. Jego penis, lśniący od jej soków, musnął jej krocze. I znów, jednym mocnym pchnięciem, wszedł w nią, wypełniając ją do granic możliwości. Anna krzyknęła, a jej krzyk utopił się w poduszce. Ta pozycja była głębsza, bardziej zwierzęca. Czuła każdy cal jego długości.

I znów zaczęli się poruszać. Tym razem Krzysztof był bardziej pewny. Jego biodra uderzały o jej pośladki z głuchym, mięsistym odgłosem, który rozlegał się echem w cichej sypialni. Odgłos ten mieszał się z jego stękaniem, jej jękami i ciężkim oddechem Tomasza i Marii.

Tomasz podszedł bliżej, stając przed Anną. Jego potężny penis znajdował się teraz na poziomie jej twarzy.

– No dalej, dziewczynko – warknął, głaskając ją po włosach. – Zajmij się też swoim wujkiem. Twoja buzia wygląda na samotną.

Anna, otumaniona pożądaniem, bez wahania otworzyła usta. Tomasz wszedł w nie głęboko, aż do gardła. Krztusiła się, łzy napłynęły jej do oczu, ale nie cofnęła się. Jej odruch wymiotny zmieszał się z falą rozkoszy płynącą z jej dolnej części. Była pełna. Zajęta na obu końcach przez ojca i syna. To była ostateczna profanacja, ostateczne tabu. I uwielbiała to.

Jej oczy spotkały się z oczami Marii, która wciąż się masturbowała, patrząc na nich z wypiekami na twarzy i dzikim pożądaniem w oczach.

– Rodzina… – wyszeptała Maria, jej palce szybko pracowały. – Wszyscy jesteśmy… połączeni.

Krzysztof przyspieszył, jego palce wbiły się w biodra Anny. Jego stękanie stało się głośniejsze, bardziej desperackie.

– Anno… Ja… Zaraz…

– W niej, synu! – nakazał Tomasz, jego głos był ochrypły, jego biodra poruszały się, pieprząc usta Anny. – Spuść się w twoją kuzynkę! Napełnij ją!

Rozkaz ojca był ostatnią kroplą. Krzysztof wydał głęboki, warczący jęk i zastygł, wbijając się w Annę jak najgłębiej. Czuła, jak jego penis pulsuje wewnątrz niej, wypełniając ją gorącym strumieniem. Fala jego orgazmu wywołała jej własny. Jej ciało zesztywniało, a potem zalała ją fala spazmów tak intensywnych, że prawie straciła przytomność. Jej krzyk został stłumiony przez penisa Tomasza w jej gardle.

Tomasz, czując skurcze jej gardła wokół siebie, wydał głęboki pomruk i również doszedł, wytryskując jej do ust. Gorący, słony smak napełnił jej usta, zmieszany ze smakiem jej własnych soków i śliny. Połknęła, instynktownie, czując ostatnie drgawki orgazmu.

Nastąpiła chwila absolutnej ciszy, przerywana tylko ciężkim, sapiącym oddechem czworga ludzi. Krzysztof osunął się na nią, jego ciało było mokre od potu, jego oddech gorący na jej plecach. Tomasz wycofał się z jej ust, jego penis, teraz wilgotny i obwisły, opadł.

Anna opadła na łóżko, czując, jak nasienie Krzysztofa powoli wycieka z niej na prześcieradło. Jej umysł był pusty, ciało bezwładne. Nie było już wstydu, nie było winy. Była tylko nieprzytomna, zwierzęca satysfakcja.

Maria położyła się obok nich, jej ręka spoczęła na brzuchu Anny.

– Widzisz? – szepnęła, jej głos był pełen czułości. – To było piękne. Jesteśmy teraz naprawdę jedną rodziną.

Krzysztof uniósł się nieco, jego twarz była pełna zdumienia i jakiegoś rodzaju bojaźni.

– Tato… Anna… – wyszeptał. – Co my…?

– Uspokój się, chłopcze – powiedział Tomasz, siadając na skraju łóżka. Jego głos znów był spokojny, ojcowski. – Nie stało się nic złego. Po prostu… okazaliśmy sobie miłość. W sposób, w jaki nasza rodzina to czasem robi. To stara… tradycja.

Anna spojrzała na niego. Jego oczy były ciepłe, pełne aprobaty. Spojrzała na Krzysztofa, który wciąż wyglądał na zszokowanego, ale już się uspokajał pod wpływem słów ojca. Spojrzała na Marię, która uśmiechała się jak kot, który zjadł kanarka.

I wtedy coś zobaczyła.

Drzwi do sypialni, które Krzysztof pozostawił uchylone, były teraz otwarte odrobinę szerzej. I w ciemnej szczelinie pomiędzy nimi a framugą dostrzegła parę oczu. Szeroko otwartych, zszokowanych, przerażonych… ale i błyszczących. Oczu, które należały do Ewy.

Ich wzrok spotkał się na ułamek sekundy. Anna poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po kręgosłupie, mieszając się z resztkami ciepła po orgazmie. Nie krzyknęła. Nie powiedziała nic. Tylko patrzyła, podczas gdy Ewa patrzyła na nią – nagą, usmarowaną spermą dwóch mężczyzn, otoczoną przez jej rodzinę.

Ewa nie odeszła. Jej dłoń, blada w półmroku korytarza, uniosła się powoli i… sięgnęła poniżej ramy drzwi. Anna nie widziała dokładnie, ale wiedziała. Wiedziała, że jej dłoń sunie pod jej lekką, letnią sukienką.

Patrzyły sobie w oczy – Anna, leżąca w centrum tego kazirodczego bałaganu, i Ewa, jej młoda kuzynka, podglądająca z ukrycia i masturbująca się do tego widoku.

Usta Marii, znajdujące się tuż przy uchu Anny, poruszyły się, wydając cichy, ledwo słyszalny szept, który tylko Anna mogła usłyszeć:

– Widzisz? Mówiłam ci. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy jesteśmy połączeni. Ona jest następna. Krąg się zamyka.

I Anna, ku swojej własnej grozie i podnieceniu, wiedziała, że Maria ma rację. To nie był koniec. To był dopiero początek. A jej ciało, zdradzieckie, niewdzięczne ciało, zareagowało na tę myśl kolejnym cichym, wilgotnym pulsowaniem.

Wtedy usłyszała cichy szelest za drzwiami.

– Widzisz? – szepnęła Maria, której pulchne ciało wtulało się w plecy Tomasza. – Mówiłam, że nasza mała Ewunia nie mogła się oprzeć.

Anna uniosła głowę i ujrzała w szparze między drzwiami a framugą parę rozszerzonych, ciemnych oczu. Ewa stała tam nieruchoma, z ręką widoczną w świetle księżyca – jej palce poruszały się dyskretnie między nogami.

– Niech wejdzie – mruknął Tomasz, głęboki głos wibrujący w klatce piersiowej. – Czas, by poznała rodzinne tradycje.

Krzysztof, leżący obok Anny, uniósł się na łokciu. Młode, umięśnione ciało lśniło wilgocią.

– Tato, może to za wcześnie? Ewa jest taką niewiniątkiem…

– Wszyscy jesteśmy niewiniątkami, dopóki ktoś nas nie zepsuje – odparła Maria z sarkastycznym śmiechem. – A w tej rodzinie psucie to nasza specjalność.

Anna poczuła nową falę podniecenia, mimo że ciało wydawało się wyczerpane. Oczy Ewy – pełne zarówno strachu, jak i niepohamowanej ciekawości – przykuwały jej wzrok. Pamiętała Ewę jako nieśmiałą dziewczynę z rodzinnych spotkań, zawsze ukrywającą się za matką. Teraz stała na progu ich najskrytszego sekretu.

– Ewo, kochanie, wejdź – powiedziała Anna, a głos zabrzmiał dziwnie obco – niski, pełny władzy, której w sobie nie podejrzewała.

Drzwi uchyliły się powoli. Ewa stanęła w nich, owinięta w cienki szlafrok, który nie ukrywał drżenia ciała. Jej blond włosy, rozczochrane, opadały na ramiona, a na policzkach płonął rumieniec.

– Widziałaś wszystko? – zapytał Tomasz, siadając na łóżku. Jego nagie, potężne ciało wyglądało jak wyrzeźbione z kamienia w półmroku.

Ewa skinęła głową, niezdolna do słów. Dłonie zacisnęły się na materiale szlafroka.

– Podobało ci się? – dopytywała Maria, unosząc się z lubością. – Widzieć, jak twój kuzyn Krzysztof wkłada swojego twardego kutasa w twoją cioteczną siostrę? Jak twój wujek Tomasz używa jej ust jak swojej osobistej dziurki?

Ewa wydała z siebie cichy, stłumiony dźwięk. Oczy wypełniły się łzami, ale nie były to łzy smutku – Anna rozpoznała w nich to samo oszołomienie, które sama czuła zaledwie kilka dni wcześniej.

– Chodź tutaj, dziewczynko – rozkazał Tomasz, a w głosie zabrzmiała nuta, której nie dało się zignorować.

Krok po kroku, jak zahipnotyzowana, Ewa podeszła do łóżka. Gdy była już blisko, Maria sięgnęła i pociągnęła za sznurek szlafroka. Materiał rozsunął się, odsłaniając smukłe, młodzieńcze ciało o jędrnych piersiach i gładkiej, bladej skórze pokrytej piegami. Pomiędzy nogami miała gładko wygolony, różowy otworek, już wilgotny od własnych dotyków.

– Boże, jaka piękna – wyszeptała Anna, niezdolna powstrzymać się od wyciągnięcia ręki i dotknięcia biodra Ewy. Skóra pod palcami była gorąca i delikatna jak płatki róży.

Ewa drgnęła na ten dotyk, ale nie cofnęła się. Oczy wpatrywały się w Annę z mieszaniną podziwu i pożądania.

– Nauczmy ją, jak się kocha po rodzinnemu – mruknął Krzysztof, którego kutas znów stawał się twardy. Anna poczuła, jak jego dłoń obejmuje pierś, ściskając ją z naciskiem, który graniczył z bólem.

Tomasz wstał z łóżka i podszedł do Ewy. Był tak wysoki, że jego cień całkowicie ją pochłonął. Uniósł jej podbródek szorstką dłonią.

– Jesteś gotowa stać się częścią tej rodziny, mała? Gotowa poznać sekrety, które łączą nasze ciała i dusze?

Ewa skinęła głową, ledwie dostrzegalnie, jej usta drżały.

– Musisz powiedzieć to głośno, kochanie – nalegała Maria, podchodząc z drugiej strony. – Musisz powiedzieć, że chcesz tego.

– Chcę… – wyszeptała Ewa, a głos załamał się. – Proszę… chcę wiedzieć.

To było wszystko, czego potrzebowali.

Tomasz pochwycił Ewę w ramiona i położył ją na środku łóżka, pomiędzy Annę i Krzysztofa. Maria uklękła u jej stóp, rozchylając nogi z wprawą, która sugerowała, że nie była to jej pierwsza inicjacja.

– Patrz, Anno – szepnęła Maria, wskazując na różową, wilgotną szczelinę Ewy. – Taką byłam, gdy Tomasz wziął mnie po raz pierwszy. Taką i ty byłaś zaledwie kilka dni temu. Teraz nasza mała Ewa dołączy do kręgu.

Anna poczuła, jak fala czułości miesza się z niepohamowanym podnieceniem. Pochyliła się i pocałowała Ewę w usta – delikatnie, z początku, aż poczuła, jak młoda dziewczyna odpowiada na pocałunek, jej język nieśmiało badający usta.

Krzysztof pochylił się nad nimi, jego kutas muskając biodro Anny.

– Pokażę ci, kuzynko, jak sprawiać przyjemność kobiecie – powiedział do Ewy, ale oczy były utkwione w Annie.

Tomasz ukląkł za Anną, jego ręce obejmowały biodra.

– A ty, Anno, pokażesz jej, jak prawdziwa kobieta przyjmuje mężczyznę.

To, co nastąpiło, było symfonią zmysłowego szaleństwa. Anna całowała i lizała smukłe ciało Ewy, podczas gdy Krzysztof oralnie stymulował młodą dziewczynę, jego język poruszający się z zaskakującą delikatnością po wrażliwej łechtaczce. Ewa jęczała cicho, jej ciało wyginało się w łuk, a dłonie zaciskały się na prześcieradle.

Tymczasem Tomasz wszedł w Annę od tyłu, jego potężny kutas wypełniając ją z brutalną siłą, która zmusiła ją do krzyku zmieszanego z ekstazą. Maria masturbowała się obok, jej palce szybko poruszające się we własnej mokrej szczelinie, podczas gdy drugą ręką stymulowała sutki Ewy.

– Tak, tak… rodzina razem… – mamrotała Maria, jej oczy przymknięte w ekstazie.

Anna czuła, jak granice jej ja rozmywają się w tym morzu zmysłowości. Była jednocześnie uczestniczką i obserwatorem, nauczycielem i uczniem. Gdy patrzyła, jak Ewa po raz pierwszy doświadcza orgazmu pod językiem Krzysztofa – jej ciało drżące konwulsyjnie, a z gardła wydobywający się cichy, zduszony krzyk – poczuła dziwną dumę zmieszaną z pożądaniem.

Kiedy Tomasz wytrysnął w niej, jego nasienie wypełniając ją gorącą falą, Anna poczuła, jak własny orgazm nadchodzi – fala po fali, która zdawała się wypłukiwać resztki winy i oporów.

Leżeli tak wszyscy przez chwilę, oddychając ciężko. Ewa wtuliła się w Annę, jej ciało wciąż drżące od nowych doznań.

– Witaj w rodzinie, kochanie – szepnęła Anna, gładząc włosy młodej dziewczyny.

Następnego ranka obudziło ich ciepło wschodzącego słońca wpadające przez okno. Anna otworzyła oczy i ujrzała Ewę śpiącą obok, z głową na ramieniu. Po drugiej stronie Krzysztof wtulał się w biodro, a Tomasz i Maria spali spleceni u stóp łóżka.

Był to obraz tak intymny i zarazem przerażający, że Anna poczuła nagły skurcz w żołądku. Wstała cicho, starając się nie obudzić innych, i narzuciła na siebie porzucony szlafrok. Wyszła na korytarz, kierując się w stronę kuchni, potrzebując chwili samotności.

Dom był cichy, wypełniony tylko odgłosami porannych ptaków za oknami. Gdy szła, stopy dotykały chłodnych, drewnianych desek podłogi. W kuchni zaparzyła sobie kawę, opierając się o blat i wdychając gorący, pobudzający zapach.

Nagle usłyszała ciche kroki za sobą. Odwróciła się i ujrzała Ewę stojącą w drzwiach, owiniętą w prześcieradło. Oczy były szeroko otwarte, pełne niepewności.

– Nie mogłam spać – wyszeptała Ewa. – Czuję się… inaczej.

Anna podeszła do niej i objęła.

– To normalne. Po tym, co się stało…

– Czy to źle? – przerwała jej Ewa, patrząc błagalnie. – Czy jesteśmy potworami?

Anna westchnęła, gładząc plecy.

– Nie wiem, Ewuś. Wiem tylko, że czuję się bardziej żywa niż kiedykolwiek. I bardziej kochana.

Ewa przytuliła się mocniej.

– Boję się, że mama się dowie. Albo inni…

– Tomasz i Maria dbają o dyskrecję – uspokoiła ją Anna, choć sama miała podobne obawy. – To nasz sekret. Tajemnica rodziny.

Nagle drzwi do kuchni otworzyły się i stanął w nich Tomasz, już ubrany w robocze spodnie i koszulę. Oczy błyszczały, gdy zobaczył je trzymające się w objęciach.

– Poranne przytulanki? – zażartował, podchodząc. – Muszę powiedzieć, że prezentujecie się razem zachwycająco.

Anna poczuła, jak serce przyspiesza na jego widok. Nawet po wszystkim, co się stało, jego obecność wciąż wywoływała dreszcze.

– Tomaszu… rozmawiałyśmy o… – zaczęła, ale przerwał jej, podnosząc dłoń.

– O konsekwencjach? O moralności? – Uśmiechnął się, a w oczach pojawił się znajomy, niepokojący błysk. – Zapomnijcie o tym. Dziś noc będzie wyjątkowa. Zapraszam was wszystkich na specjalną kolację w ogrodzie.

– W ogrodzie? – zdziwiła się Ewa. – Ale tam jest tak otwarcie… sąsiedzi mogą zobaczyć.

Tomasz roześmiał się.

– Moi drodzy, całe życie mieszkam w tym domu i znam każdy jego zakątek. W głębi ogrodu jest miejsce – mała polana otoczona gęstymi krzewami – gdzie nikt nas nie zobaczy. To moje… nasze specjalne miejsce.

Podszedł do Anny i objął, przyciągając do siebie. Dłonie sunęły w dół pleców, zatrzymując się na pośladkach.

– Dzisiejszej nocy pokażę wam wszystkie sekrety tego miejsca. Będziecie moimi królowymi, a ja waszym królem.

Anna poczuła, jak podniecenie znów budzi się w ciele, mimo wczesnej pory i resztek wątpliwości.

– A co z Pawłem? – spytała cicho. – Dzwonił wczoraj wieczorem, mówił, że może przyjechać wcześniej.

Tomasz wzruszył ramionami.

– Niech przyjeżdża. Może i on jest gotowy dołączyć do naszej małej rodziny.

Jego słowa zawisły w powietrzu, pełne niepokojącej obietnicy.

Przez resztę dnia atmosfera w domu była naładowana oczekiwaniem. Podczas gdy Tomasz zajmował się pracą na farmie, a Maria krzątała się po kuchni przygotowując kolację, Anna, Ewa i Krzysztof spędzali czas razem w salonie. Siedzieli blisko siebie na sofie, ich rozmowy przerywane długimi, wymownymi milczeniami.

Krzysztof opowiadał o studiach w mieście, o dziewczynach, z którymi się spotykał, ale oczy nie opuszczały Anny.

– Żadna z nich nie była taka jak ty, Anno – powiedział w końcu, kładąc dłoń na jej kolanie. – Takiej namiętności, takiego… szaleństwa nigdy nie czułem.

Ewa przytuliła się do Anny z drugiej strony.

– Ja też. Czuję, że dopiero teraz naprawdę żyję.

Anna czuła się jak w centrum osobliwego, zmysłowego wszechświata. Jej dotyk, słowa, samo istnienie zdawały się napędzać pożądanie innych. Było to jednocześnie przytłaczające i niezmiernie pociągające.

Gdy zmierzch zaczął zapadać, Tomasz wezwał ich do ogrodu. Przeszli przez zadbany trawnik, minęli warzywnik i kwietne rabaty, aż dotarli do gęstego żywopłotu. Tomasz odsunął gałęzie, odsłaniając ukrytą ścieżkę.

– Tajne przejście – szepnęła Ewa z podekscytowaniem.

Ścieżka wiodła przez gąszcz krzewów, aż nagle otworzyła się na małą, okrągłą polanę otoczoną z wszystkich stron gęstą zielenią. W środku stał duży, drewniany stół i kilka ławek, a nad nimi zawieszone były lampiony i świece, które Maria już zapaliła, tworząc miękkie, migoczące światło.

– Boże, jakie to piękne – wyszeptała Anna, czując, jak serce wypełnia się czymś, co mogło być albo miłością, albo obłędem.

Tomasz objął ją i pocałował w szyję.

– To moje sanktuarium. Miejsce, gdzie przychodzę, gdy chcę poczuć się wolny.

Kolacja była ucztą zmysłów – domowy chleb, sery, wędliny, świeże warzywa z ogrodu i butelka mocnego, domowego wina. Jedli, pili i śmiali się, a z każdym kieliszkiem wina granice między nimi stawały się coraz bardziej płynne.

Anna czuła się odurzona – winem, zapachem nocnych kwiatów, bliskością tych ludzi, którzy tak niedawno byli jej zwykłą rodziną, a teraz stali się czymś znacznie więcej.

Gdy skończyli jeść, Tomasz wstał i podszedł do Anny.

– Tańcz ze mną – powiedział, biorąc za rękę.

– Nie ma muzyki – zauważyła, ale już wstawała.

– Usłyszysz muzykę w moim sercu – odparł, przyciągając ją do siebie.

Zaczęli się poruszać powoli, kołysząc się w rytm niesłyszalnej melodii. Wkrótce dołączyli do nich inni – Maria z Krzysztofem, Ewa tańcząca sama, z zamkniętymi oczami, jej ciało poruszające się z naturalną gracją.

Anna czuła, jak ciało Tomasza przylega do własnego, jego erekcja naciskająca na biodro. Dłonie sunęły w dół pleców, ściskając pośladki.

– Chcę cię – szepnął jej do ucha. – Chcę cię tutaj, pod gwiazdami, na trawie. Chcę, żeby wszyscy widzieli, jak należysz do mnie.

Anna skinęła głową, niezdolna do słów. Ciało odpowiadało na jego dotyk, wilgoć między nogami stając się nie do zniesienia.

Tomasz zatrzymał się i spojrzał na innych.

– Zdejmujcie ubrania. Noc jest ciepła, a my jesteśmy rodziną. Nie ma między nami sekretów.

Jeden po drugim, posłusznie, zaczęli się rozbierać. Najpierw Maria, z dumą odsłaniająca swoje dojrzałe, kobiece kształty. Potem Krzysztof, jego młode, atletyczne ciało lśniące w świetle księżyca. Ewa zawahała się na chwilę, ale gdy zobaczyła, że Anna też się rozbiera, pociągnęła za sznurek swojej sukienki.

Gdy stali wszyscy nadzy pod gwiazdami, Anna poczuła dziwną wolność. Byli jak pierwotne istoty, piękne i nieoszlifowane, wolne od konwencji i zakazów.

Tomasz położył ją na miękkiej trawie, jego ciało przykrywając własne.

– Patrzcie na nią – powiedział do innych. – Patrzcie na waszą królową.

Anna czuła na sobie ich spojrzenia – pełne pożądania, czci, miłości. Gdy Tomasz wszedł w nią, powoli, niemal ceremonialnie, wydała z siebie długi, drżący westchnienie.

Wkrótce dołączyli do nich inni. Krzysztof ukląkł przy jej głowie, oferując swojego kutasa, a Anna otworzyła usta, przyjmując go z oddaniem, któremu nie mogła się oprzeć. Maria położyła się obok, całując piersi i brzuch, podczas gdy Ewa obserwowała, jej dłonie poruszające się między własnymi nogami.

– Tak, tak… jesteśmy jednością… – mamrotała Maria, jej usta ślizgające się po skórze Anny.

Anna czuła, jak traci poczucie siebie. Była tylko ciałem, sercem, pragnieniem. Była punktem centralnym tego dziwnego, pięknego rytuału.

Gdy orgazm się zbliżał, czuła, jak ciała innych otaczają ją, dotykają, całują. Słyszała ich oddechy, jęki, słowa miłości i pożądania. Widziała nad sobą rozgwieżdżone niebo, ciemne i nieskończone.

Gdy wreszcie przyszła – fala po fali ekstazy, która zdawała się wypływać z samego rdzenia – krzyknęła głośno, jej głos niosący się w nocnej ciszy.

Tomasz wytrysnął w niej w tym samym momencie, jego ciało drżące konwulsyjnie. Krzysztof wycofał się z jej ust, dochodząc na piersi i brzuch, a Maria i Ewa dotykały siebie nawzajem, dochodząc razem.

Leżeli tak później, splątani, ich ciała pokryte mieszaniną potu, nasienia i trawy. Anna czuła się wyczerpana, ale i odrodzona. Ręka szukała dłoni Ewy, a druga spoczęła na ramieniu Tomasza.

– Kocham was – wyszeptała, a słowa wydały się zarówno prawdziwe, jak i niemożliwe.

Tomasz pocałował ją w czoło.

– Jesteś teraz na zawsze częścią nas, Anno. Częścią tej ziemi, tego domu, tej krwi.

Nagle, w ciszy nocy, rozległ się dźwięk telefonu. Dźwięk był ostry, obcy, niczym alarm z innego świata.

Anna zamarła. To był jej telefon, dzwonił z szlafroka porzuconego na ławce.

Wszyscy unieśli głowy, napięcie nagle powracając.

– Pozwól mu dzwonić – mruknął Tomasz, ale oczy były czujne.

Telefon przestał dzwonić, a po chwili zaczął znów. Uporczywie, natrętnie.

Anna wstała powoli, ciało nagle zimne. Podeszła do ławki i wyjęła telefon z kieszeni. Ekran świecił się w ciemności – “Paweł”.

Odesłała połączenie, ale niemal natychmiast telefon zadzwonił ponownie. Tym razem odebrała, ręka drżała.

– Anno? Gdzie jesteś? Dlaczego nie odbierasz? – Głos Pawła brzmiał napięty, niemal wrogi.

– Jestem… w ogrodzie. U Tomasza. Rozmawiamy…

– Przyjeżdżam jutro rano – przerwał jej. – Wcześniej niż planowałem. Coś mi nie gra, Anno. W twoim głosie brzmi… dziwnie.

Anna zamknęła oczy, czując, jak zimny pot pojawia się na skórze.

– Wszystko w porządku, kochanie. Po prostu… trochę wypoczywam.

– Tak? A dlaczego słyszę w tle czyjeś oddechy? – Paweł zamilkł na chwilę. – I dlaczego brzmisz, jakbyś… jakbyś była podniecona?

Anna otworzyła oczy i spojrzała na innych. Leżeli nieruchomo, oczy wpatrzone w nią. Tomasz powoli się uśmiechnął – uśmiech pełny wyzwania i niepokojącej obietnicy.

– Anno? – powtórzył Paweł, głos stawał się twardszy. – Co się tam dzieje? Czuję, że coś ukrywasz.

Anna wzięła głęboki oddech. Oczy spotkały się z oczami Tomasza, a potem przemierzyły twarze innych – Marii, Krzysztofa, Ewy. Widziała w nich pożądanie, akceptację, miłość. Widziała swoją nową rodzinę.

– Przyjeżdżaj, Pawle – powiedziała w końcu, głos zabrzmiał dziwnie spokojnie. – Przyjeżdżaj i zobacz sam.

Odłożyła telefon, nie czekając na odpowiedź. Podeszła z powrotem do innych i położyła się między nimi, ciało przytulone do Tomasza z jednej strony i Ewy z drugiej.

– Przyjeżdża jutro – powiedziała cicho.

Tomasz pocałował ją w ciemię.

– Dobrze. Czas, by twój mąż poznał prawdę o swojej żonie. O naszej Annie.

Maria położyła dłoń na jej biodrze.

– Nie bój się, kochanie. Rodzina jest teraz z tobą. Zawsze.

Anna zamknęła oczy, wsłuchując się w odgłosy nocy – cykady, szelest liści, miarowe oddechy otaczających ją ciał. Czuła strach, ale także ekscytację. Czuła, że stoją na progu czegoś nieodwracalnego.

Gdy zasypiała, ostatnią myślą, jaka przemknęła przez umysł, było to, że być może prawdziwe szaleństwo dopiero się zaczyna. A ona – Anna, żona, matka, kochanka, uczennica i nauczycielka – była gotowa rzucić się w jego objęcia.

148
8.5/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.5/10 (2 głosy oddane)

Z tej serii

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.