Egzamin życia

18 maja 2016

29 min

Tu nie ma Kate.
Dziewczyna z katolickiej, pijackiej rodziny poznaje lesbijkę.

Zgadnijcie, które fragmenty są oparte na doświadczeniu.
Zbieżność osób i imion jest przypadkowa. Nie miałam nikogo konkretnego na myśli. Znaczy się, miałam, ale nikogo z klasy. Szkoły. Ba, nawet Polski. To ważne.

Martyna miała do siebie to, że rzucała się w oczy. Kujon, kupa mięśni, lesbijka, typowa butch. Fryzura w stylu Taylora Lautnera, zresztą sylwetka też. No dobra, może przesadzam, jednak osiągi na wychowaniu fizycznym były porównywalne do grupy chłopaków. Oczy w odcieniu spokojnego morza podczas słonecznej pogody. Wyższa ode mnie o pół głowy. Cera zadbana, nieskazitelna. Kiedy dołączyła do mojej klasy na początku drugiego roku i przywitała się z nami, jej głos przywodził mi na myśl „Twist in my sobriety”. Nie kryła się ze swoją orientacją, wszystko było dla nas jasne. Może dlatego siedziała sama, była zawsze na uboczu. Jeśli już ktoś o coś ją prosił, zwracał się do niej „Martin” czy „Marcin”. Była dla nas, klasowych dziewczyn trochę śmieszna, jednak po pewnym czasie w głębi duszy już męczyły mnie to ciągłe podśmiechiwanie się.

To trwało dosyć długo, dziewczyny się nie zmieniły, ale ja tak. Nie, nie zakumplowałam się z Martyną. Po prostu teraz obie byłyśmy w pewnym sensie samotne. Na koniec trzeciej klasy, po odebraniu świadectw, miała być „ostatnia najebka klasowa” w ogródku jednej z nas. Włożyłam całe siły na ubłaganie moich przesądnych, wierzących rodziców, miałam już dosyć durnych zakazów jedzenia mięsa w piątek czy chodzenia w sukienkach jedynie do kostki. Przyjęłam zaproszenie, Martyna też. Wiadomo, każdy, nawet największy kujon musi się czasem zgorszyć. Trochę się tego obawiałam.

Jednak tu zaczyna się moja opowieść.

Alkohol robił swoje, wszyscy sobie powybaczali błędy, wszyscy się uwielbiali. Martyna nie stroniła od procentów, była ciągle w kręgu zainteresowania.

Ja, jako drobna, dziewiętnastoletnia dziewczyna, przyswajałam wódkę dosyć szybko, ale nie chciałam wyjść na mięczaka, więc piłam dalej, nie opuszczając kolejek. Kiedy około dwudziestej trzeciej jeden z kolegów się wykruszył i zaliczył zgon, ja też postanowiłam pójść na spoczynek. Chciałam tylko nie być pierwsza. Jako że do domu miałam jedenaście kilometrów, a ostatni bus odjechał godzinę wcześniej, organizatorka libacji zaprowadziła mnie do pokoju na łóżko i położyłam się spać, wcześniej wymiotując do stojącej obok miski. Byłam nieźle wstawiona i mimo, że kręciło mi się w głowie, zasnęłam dosyć szybko.

Co mnie obudziło?

Pakująca się do „mojego” łóżka Martyna! Miałam spać z lesbą? Dziewczyny będą miały ubaw. Uznałam, że zbyt dużo osób będzie musiało zostać na noc, więc trzeba było ich gdzieś pomieścić. Obróciłam się na plecy i usiłowałam spokojnie zasnąć. Jej dłoń musnęła moje biodro, przesuwając się na udo, w stronę cipki. Złapała mnie za krocze, dosyć mocno, wywierając nacisk na łechtaczkę, jednak w taki przyjemny sposób. Jęknęłam cicho.

- Moja. – Powiedziała cicho, z lekkim pomrukiem i cofnęła rękę.

Byłam jednocześnie wkurwiona i... napalona? Wkurwiona, bo co to miało być? Ani be, ani me, tylko łapie za krocze. Czy to nie podchodzi pod molestowanie? Napalona, bo jak by nie patrzeć, to było przyjemne. Takie stanowcze.

Następnego dnia chciałam z nią poruszyć ten temat, ale okazało się, że pojechała, gdy jeszcze spałam. Pamiętałam to jak przez mgłę i uznałam za pijacki wybryk. Później dotarł do mnie kac morderca i wręcz pustynna suchość w ustach.

Nie wiem, czy alkohol w jakiś sposób wpłynął na mój mózg, czy wpłynęła na to Martyna, ale zaczęłam inaczej patrzeć na kobiety. Podniecały mnie ich włosy falujące na wietrze, pragnęłam dotykać ich, czesać, wtulać twarz. Najseksowniejsze były przerwy między udami. Ogarniała mnie wtedy fala ciepła i nieodparta chęć wsunięcia tam dłoni, czy ściśnięcia pośladków opiętych leginsami. Jakbym narodziła się na nowo.

Miałam przecież chłopaka w gimnazjum, często uprawialiśmy seks. Z innych względów lesbijska orientacja na pewno odpada. Co prawda, słyszałam o biseksualizmie, ale czy to mnie dotyczy...?

Pewnego dnia wyszłam na zakupy, i gdy tak szłam do sklepu paręnaście metrów za jedną z przedstawicielek płci pięknej, usłyszałam za plecami:

- Hej, zaczekaj! – Wątpiłam, by to było do mnie, jednak mimowolnie obróciłam się. Z daleka rozpoznałam Martynę. Ubrana w brązowy podkoszulek i skórzaną kurtkę oraz jeansy, wyglądała jak facet.

- Ja? – Zapytałam, gdy podbiegła do mnie.

- No a kto? – Zapytała z uśmiechem. – Dokąd tak lecisz?

- Do sklepu...

- Mogę ci później pomóc?

- Pewnie... - Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam, bo była jednak dziewczyną. Może chciała się popisać. Taka lekko kłopotliwa sytuacja.

Poszłyśmy dalej razem, w ciszy, jednak w pewnym momencie złapała mnie za ramię. Chciałam zapytać, czy coś się stało. W błękitnych oczach widziałam coś niepokojącego.

- Chodź. – Ubiegła mnie, otwierając bramę do jednego z bloków.

- Ale gdzie? Po co?

Nie odpowiedziała, tylko wciągnęła mnie do środka. Nim zdążyłam ogarnąć, co się dzieje, ona przyparła mnie do ściany i pocałowała żarliwie, stanowczo. Próbowałam ją odepchnąć, ale złapała mnie za nadgarstki. Wdarła się kolanem między uda i przygwoździła ręce do chłodnej ściany, przywierając do mnie całym ciałem. To wszystko przeszło najśmielsze wyobrażenia, ale nie miałam jak się obronić przed natarczywymi pocałunkami. To już nie tylko molestowanie, ale i naruszenie nietykalności cielesnej. Dała moje ręce nad głowę, wystarczyła jej jedna ręka by mnie pilnować. Drugą przysłoniła mi usta, gdy przerwała pocałunek.

- Nie krzycz, tylko nie krzycz... - Powiedziała, przymykając oczy. Oczywiście, że chciałam krzyczeć. Ale przecież musiała mieć jakiś powód, by to robić. Odjęła niepewnie dłoń z ust. Milczałam.

- Marti? – Oparła czoło o moje, musnęła palcami policzek.

- Próbowałam na wszystkie sposoby do ciebie dotrzeć... Od inteligencji po wygląd, jednak nadal jestem poza twoim polem widzenia. Aż przyszedł ten dzień, gdy muszę postawić wszystko na jedną kartę.

- Puść mnie, proszę.

- Daj mi jeszcze chwilę. – Wtuliła twarz w moją szyję. Poczułam jej dłoń na żebrach, niebezpiecznie blisko piersi. Nie przejmowała się tym.

- Zostaw mnie, zacznę krzyczeć... - Chciałam delikatnie powiedzieć, że nie chcę, by miała jakieś kłopoty, jeśli posunie się za daleko. Szarpnęłam się mocniej, jednak nic to nie dało, wręcz przeciwnie. Na powrót zaczęła mnie całować. Wolną dłonią objęła mnie w pasie i kontynuowała, jakby nigdy nic. Po chwili ją cofnęła, wylądowała na piersi. Teraz już naprawdę przegięła. Z pewnością siebie zsunęła rękę niżej, za spodnie, za majtki. Wprost do cipki.

Ona chciała mnie zgwałcić! Co prawda, to wydawało się niedorzeczne, ale jednak możliwe. Miałam ochotę rozszarpać ją na strzępy. Ta bezsilność była najgorsza, w żaden sposób nie mogłam się obronić. Nawet nie mogłam jej ugryźć, bo ona jakby bawiła się ze mną.

Co jak co, ale z łechtaczką obchodziła się ostrożnie. Rozdzieliła wargi palcami i wniknęła głębiej, zapewne zachęciła ją wilgoć. I to nie była jej zasługa, tylko co najwyżej, wcześniej spotkanej kobiety, za którą szłam. Cichy pomruk gwałcicielki mnie zdenerwował. Cofnęła palce do łechtaczki, powoli ją masowała. Od tamtego miejsca zaczęła promieniować niechciana przyjemność. Z powrotem wsunęła dłoń głębiej, wsadziła palec do pochwy. Parę sekund i już gościłam drugiego. Pod napływem przyjemności powoli miękłam, opór stawał się słabszy. Zorientowałam się po dłuższej chwili, że przestała mnie całować. Dlaczego się w ogóle sprzeciwiam? W ciążę nie zajdę, niczym mnie nie zarazi...

- Och... - Wyrwało mi się. Nareszcie puściła moje ręce, z przyjemnością zarzuciłam dłonie na jej kark. Kolejna seria pocałunków, które niepewnie były odwzajemniane.

Orgazm był również fantastyczny. Wyrzut endorfin do krwi, seria przyjemnych skurczy i moje lekko piskliwe jęki, wbijanie palców w jej bicepsy. Odlot. Wcale nie czułam zmęczenia mimo długiego stania.

- Wyliżesz mi? – Zapytała.

- To będzie mój pierwszy raz... i pewnie trochę mi zejdzie.

- No to co, mamy czas. Chodźmy do mnie.

Nie byłam w stanie zapanować nad rozbieganymi myślami, więc się zgodziłam. Chciałam, żeby jeszcze raz tak mnie przygniotła do ściany, żeby powtórzyła to wszystko. Spodobało mi się. Ta jej stanowczość. Pragnęłam odwdzięczyć się. W życiu nie miałam na tyle odwagi by podjąć tak szaloną decyzję bez wiedzy i zgody rodziców, bo przecież poszłam tylko do sklepu. Sił dodawały mi hormony uwolnione po orgazmie.

Martyna miała czarnego kocura, który ciągle plątał się pod naszymi nogami, gdy rozbierałam ją w drodze do jej pokoju. Przyjemnie było czuć ciepłą, gładką skórę drugiej osoby pod palcami. Zmierzwić jej ciemne włosy na głowie, trzymać je w zaciśniętej dłoni przy namiętnym pocałunku. Nakręciła mnie na nowo, czułam się szczęśliwa.

Runęłyśmy na jej łóżko, obie nagie od pasa w górę, usiadłam na niej okrakiem. Mogłam robić, co chciałam, jednak mnie urzekły jej piersi. Ona zajęła się moimi. Podparła się dłonią, drugą przyciągając mnie do siebie i złożyła parę pocałunków na szyi.

- Nie umiesz robić minety, prawda?

- Prawda... - Odpowiedziałam, delektując się rozkosznymi pocałunkami.

Mogłaby mi tak robić już zawsze. Czułam się zupełnie bezbronna, jeśli chodzi o wszelkie przyjemności płynące od Martyny. To była dla mnie nowość... i pragnęłam tego doświadczać najczęściej, jak to możliwe. To by było miłe. Obróciła mnie na plecy i położyła na chłodnej kołdrze, dając do zrozumienia, kto tu rządzi. Gładziła dłonią moje ciało jednocześnie zsuwając się z pocałunkami powoli coraz niżej, na pierś. Podobał mi się sposób, w jaki zajmowała się nimi i sutkami. Mimo wszystko, poczułam się niepewnie leżąc pod koleżanką, mając ją między nogami.

- Podobno miałaś już chłopaka. To prawda? – Zapytała, całując brzuszek.

- Tak.

- Długo?

- Niecałe pół roku. Nie gadajmy już o nim. – Nie miałam najmniejszej ochoty na wspominanie tego, co było. Bo było. Teraz jest teraz i to jest ważne.

Otrzeźwiałam dopiero, gdy jej dłonie dobierały się do moich spodni. Pojawiła się nagła chęć ucieczki; nie wiedziałam, co robić. Chwila zawahania – postanowiłam uciec. Odepchnęłam ją zrywając się z łóżka i podniosłam podkoszulek ze stanikiem z podłogi. Patrzyła na mnie zdezorientowana, z rozchylonymi ustami, jednak się nie odezwała. Pozwoliła mi odejść. Ubrałam się w drodze do drzwi i wyszłam. Nie byłam gotowa, żeby odsłonić sine pręgi na nogach.

Właśnie wracałam do piekła. To znaczy, do domu. Małego mieszkania, z pobożnymi rodzicami, a we wszystkich trzech pomieszczeniach – coś na kształt kuchni, salon i jednocześnie sypialnia rodziców, oraz mój pokój – jak zawsze będzie się unosił duszący zapach kadzidełek, na punkcie których mama miała obsesję. Wiedziałam, że zawiodłam, dziś zawiniłam nie idąc do sklepu po makaron. Wiedziałam też, że istnieje duże prawdopodobieństwo zaatakowania mnie cienkim kijkiem zza telewizora gdy tylko przekroczę próg mieszkania. Tak, lubiła mi robić takie niespodzianki, na przykład gdy pierwszy raz spóźniłam się do szkoły bo sypał straszny śnieg, czy odwrotnie, gdy wróciłam do domu pół godziny później bo spóźniłam się na autobus.

Pierwszy solidny „wpierdol”, jaki pamiętam, był, gdy miałam około sześć lat. Czy to naprawdę moja wina, że nie potrafiłam się przeżegnać? Że nie wytłumaczono mi, dlaczego taka kolejność? Biła, i biła, i biła, po pięć pasów za każdorazowy błąd. A ojciec tylko się przyglądał, siedząc w fotelu. Wcale nie wyolbrzymię, jeśli powiem, że nie mogłam usiąść przez tydzień. Przeziębienie? Znasz przepis na syrop z cebuli. Co z tego, że masz dziesięć lat. Kleszcz? Nachleje się i sam sobie pójdzie. Zwichnięty nadgarstek? Po to masz dwie ręce! Ech...

Z ciężkim westchnieniem weszłam do sklepu i kupiłam makaron. Miałam nadzieję, że ojciec jeszcze nie wrócił z roboty. Jeśli przyjdzie trzeźwy, w reklamówce będzie wódka, więc upiją się oboje, będzie awantura i wizyta policjantów. Jeśli pijany, wyżyje się na mnie i pójdzie spać. Oni wcale nie byli katolikami. Tak im się tylko wydawało, wmawiali to sobie nawzajem. To wcale nie jest dobre. Czy naprawdę aż tak źle było mi przy Martynie? Choć i tak prędzej czy później musiałabym wrócić do domu. W mojej sytuacji lepsza była forma „prędzej”.

Babcia i dziadek mieszkali za daleko, by się połapać, co się dzieje. Druga babcia umarła. Opieka społeczna w raportach i rozmowach stwierdzała, że nic mi się nie dzieje. Mama wpuszczała ich wtedy, gdy miałam wygojone ręce i nogi, gdy nie było dowodu. Raz zebrałam w sobie na tyle odwagi, by komuś o tym powiedzieć w szkole, ale owa nauczycielka zbyła mnie zdaniem „przyjdź do mnie później, teraz jestem zajęta”. Przyszłam później. Do pustej klasy. Nienawidziłam siebie za to tchórzostwo, za to, że jestem za słaba psychicznie by wydukać tych parę słów o sytuacji w domu. To było w gimnazjum. A liceum? Zawsze powtarzałam sobie, że „tyle przecierpiałam, to przeżyję jeszcze te trzy lata”. Że niby znajdę pracę po maturze. Ale gdzie? Czy nie będę za słaba? Czy dam radę zarobić tyle pieniędzy, by wynieść się od rodziców?

Oczywiście, że mogłabym poszukać ofert w Internecie. Jednak żeby się dostać do laptopa – a to wręcz luksus, forma wyróżnienia w domu – musiałabym poprosić rodziców. Pod tym względem byli najbardziej rygorystyczni. Jeśli laptop był wolny (w sensie, że nikt go nie używał) i mogłam usiąść, tata zawsze później przeglądał historię. Chciałam, by mi pokazał, jak to się robi, ale nie zgodził się. Mówił, że to dla mojego bezpieczeństwa. Pornografia, zboczeńcy i te sprawy. Ale miałam już prawie dziewiętnaście lat! „Ale niebezpieczeństwo nie patrzy na wiek” czy coś w tym stylu.

Miałam traumę nawet przed katechetami. W klasie chyba czwartej mieliśmy na zadanie, pracę na lekcji, napisać co wiemy o "credo". Nie napisałam ani słowa, jednocześnie zazdroszcząc innym tej wiedzy. Pod koniec lekcji nauczyciel zebrał zeszyty.

- A ty gdzie masz zadanie?

- Proszę pana, ale ja nie wiem, co to jest to całe credo!

- Jak to nie wiesz, co to jest credo?! - Zapytał podniesionym głosem, przy wszystkich, rzucając zeszyt na blat. Było mi smutno i głupio. W domu musiałam się tłumaczyć z minusa z pracy na lekcji. I klęczeć przez godzinę.

Przywitanie w domu nie było wcale najgorsze. Tylko awantura i szarpanie.

Następnego dnia udało mi się uprosić rodziców o skorzystanie z laptopa celem uczenia się do matury, która będzie po majówce, po długim weekendzie. Zgodzili się. Zajęłam miejsce u siebie w pokoju tak, bym miała czas na zareagowanie, gdy ktoś wejdzie do mnie. Ja tymczasem zabrałam się za wyczajenie opcji „historia”.

Czułam taką satysfakcję, gdy mi się to udało, bo naprawdę rzadko korzystałam z niego. Dopuszczający z informatyki mówi wszystko. Gdy na próbę udało mi się usunąć kilka pozycji, zaciekawił mnie temat minety. Chciałam dowiedzieć się wszystkiego, ze wszystkich możliwych stron. Planowałam pewnego dnia pójść do Martyny i spłacić „dług”. Miałam już nawet pewien pomysł. Ta dziewczyna rozbudziła we mnie dawno uśpioną potrzebę bliskości, zrozumienia. Oprócz tego, dochodziło jeszcze pożądanie i nieczyste myśli. Oczywiście nie miałam z kim o tym pogadać, bo koleżanek raczej nie miałam, a rodzice by mnie chyba wydziedziczyli za „nieheteronormatywne odchylenia seksualne”.

A jeśli w jakiś sposób się zakocham? Bałam się tego. To właśnie mój jedyny i były chłopak zerwał ze mną, uznając, że jestem zbyt dziwna. Bolało. Pojawiła się jakaś głębsza depresja, a później wszystko stało mi się obojętne. Ta obojętność trwała właśnie do... do momentu, gdy do łóżka wpakowała mi się Martyna i zrobiła to, co zrobiła.

Stanęłam przed jej drzwiami i zawahałam się. Zapukać czy nie? Jak ona mnie odbierze? Jak odebrała, gdy uciekłam?

Zapukałam. Miałam pustkę w głowie.

Otworzyła zaskoczona.

- Cześć... - Powiedziałam niepewnie, gotowa na ewentualne zatrzaśnięcie drzwi przed nosem.

- O, hej, wejdź... - Przywitała mnie z uśmiechem i cofnęła się, weszłam.

- Nie przeszkadzam? Wiesz, nie miałam jak do ciebie napisać, bo nie mam Internetu w telefonie...

- Spoko, nie spodziewałam się ciebie.

- Rodziców nie ma? – Zapytałam, bo ogólnie była cisza w mieszkaniu. No, nie licząc włączonego telewizora w pokoju.

- Nie.

- Fajnie masz, też tak bym chciała... - Zdjęłam buty, zaprowadziła mnie głębiej.

- Uwierz, że nie. Napijesz się czegoś? Sok pomarańczowy? – Skierowała się do kuchni. Skromnie ale elegancko, nowocześnie. Jak ona się tu mieści wraz z rodzicami?

- Może być. – Sięgnęła po dwie szklanki, usiadłam przy stole.

- Co cię do mnie sprowadza? – Zapytała, stojąc tyłem do mnie.

- Wytłumaczysz mi logarytmy? I potęgowanie do ujemnej? – W końcu była najlepsza z matmy w klasie. Siedemdziesiąt osiem procent na maturze próbnej. – Wiesz, zbliżają się te matury i w ogóle...

- Pewnie. – Usiadła obok mnie stawiając szklanki. Upiłam łyk. – Tylko wiesz... Chciałabym coś w zamian. – Zadrżałam. Spojrzałam na nią, starając się odgadnąć jej myśli.

- Co masz na myśli? – Nie powiem, zaintrygowała mnie. Może jakaś skromna lekcja anatomii lub położenie nerwów w ciele człowieka i ich największe skupiska znane dziś jako miejsca erogenne?

- Jesteś dobra z polskiego. A ja nie czytałam połowy lektur. – A myślałam, że myślała o tym, co ja... Spojrzałam na jej palce owinięte wokół szklanki, przypominając sobie, jak mnie pieściły parę dni temu.

- Nie ma sprawy. – Odpowiedziałam, obdarowała mnie uśmiechem.

- Dobra, to ja lecę po zeszyty, a ty pij sobie tu spokojnie soczek.

Wieczorem, gdy już leżałam u siebie w za małym łóżku, myślałam o tym wszystkim. Czas nazwać rzeczy po imieniu. Popaść w kontakt homoseksualny, Martyna to lesbijka, ja jestem... biseksualna. To pewne. Zaraz, co? Czy można „popaść w kontakt homoseksualny”? Rodzice są nietolerancyjni, prawicowi, wierzący. Czyli Martyna jest zupełnym przeciwieństwem. Nie pasuje. Nie może. I z nikim nie mogę o tym porozmawiać. Jak zwykle...

Ze względu na to, że pochodziłam z biedniejszej rodziny i mówiłam to, co usłyszałam w domu, w podstawówce byłam zupełnie sama. Inni uczniowie wymyślili, że miałam jakąś „zarazę”, cokolwiek miałoby to oznaczać, i przez to bali się mnie. Unikali jak ognia, uciekali. Nie przesadzam. To się zmieniło gdzieś w połowie gimnazjum. Wtedy zostałam ministrantką. Oczywiście, że to możliwe. Oprócz mnie, była jeszcze druga dziewczyna. I co? Tam też były chore podziały. Oni wszyscy – ja. Znów sama. Nieźle, nie? W kościele wcale nie jest tak kolorowo. Nie chcieli mnie dopuszczać do bycia kolędnikiem. Do służenia podczas mszy. Nie podobało mi się to. Tam miałam znaleźć ratunek i spokój. Służyłam pięć miesięcy. Dlatego przestałam lubić wszystko, co związane z religią, z katolicyzmem.

Czułam teraz frustrację, miałam ochotę wstać z łóżka i uciec, byle daleko. Nie, wystarczyłoby do Martyny.

Między nami do niczego nie doszło, nawet nie rozmawiałyśmy na te tematy. Wyłącznie nauka i matury. Chciałam się przełamać, ale jeśli ona nie chciała tego słuchać? Jeśli trafiłam do jej „friend zone”? Jeśli był to wszystko zniszczyła? Skoro ona by chciała, to powiedziałaby choć słowo. Lub przeszłaby od razu do czynów. Przed nami był ostatni egzamin – ustny, z angielskiego. Uczyłyśmy się razem, nawzajem się przepytując.

- Wyjeżdżam za dwa dni. – Powiedziała w pewnym momencie.

- Gdzie?

- Do Niemiec, do pracy. Tu mnie nic nie czeka. Tam zarobię i wyniosę się gdzieś. Kotem zaopiekuje się znajoma.

- Ale będziesz do mnie pisać? Esemesy, listy, kartki, cokolwiek? – Zapytałam. Znów miałam zostać sama? Spojrzała na mnie w milczeniu, jakby na chwilę czas się zatrzymał. Położyła dłoń na moim policzku.

- Jedź ze mną.

- Co? Nie mogę...

- I nie patrz na rodziców. To twoje życie... Zresztą, przemyśl to. Mogę cię jakoś wkręcić tam. Widzę, że coś jest nie tak. Krzywdzą cię w jakiś sposób. Chodzę z tobą do klasy już jakiś czas. Gdybyś wtedy niechcąco nie rzuciła we mnie papierkiem, nie zwróciłabym na ciebie uwagi.

- Marti...

- Mi możesz powiedzieć wszystko.

Zaufałam. I opowiedziałam. Siedziałam wtulona w nią i płakałam, opowiadając historię swojego życia. A ona słuchała i całowała mnie w czoło, trzymając mocno w ramionach. Nareszcie mogłam się komuś wyżalić, zrzucić z siebie ten ciężar.

- Ja też nie miałam lekko. Oddali mnie do domu dziecka, nawet nie pamiętam ich twarzy. Ale odszukałam ich. W ramach rekompensaty choć części krzywdy, załatwili mi to mieszkanie i opłacają je co miesiąc. Musiałam się dosyć szybko usamodzielnić. Są powiadomieni o wyjeździe. Oprócz tego, też jestem samotna, głównie z powodu orientacji. A ty jesteś silna. Silniejsza niż myślisz, bo tyle przeszłaś i nadal żyjesz. – No, nie spodziewałam się takiej historii po niej. Wydawała się szczęśliwa... Ale przecież „ludzie uśmiechnięci w dzień są smutni w nocy” czy jakoś tak. – Jesteś pełnoletnia, masz prawo się zbuntować. A teraz uśmiechnij się. Mimo wszystko.

Nie sposób było jej nie odmówić. Poczułam to zakazane uczucie pożądania i... wdzięczności? Tą bliskość, gdy trzymała mnie w ramionach i nie puszczała. Nawet nie chciałam, by przestała. Jednak po chwili to zrobiła.

- Idź otrzeć łzy, i pamiętaj, głowa do góry. – Powiedziała. Skorzystałam z łazienki i przemyłam twarz, myśląc o tym wszystkim. A może znów się zakochałam? Ale to jest niewskazane, to homoseksualizm. Kurczę, ale gdy mnie przeleciała w korytarzu, nie było tak źle, jak mówiono mi. Wcale nie czułam się w jakiś sposób nieczysta. Mieszała mi w głowie, to fakt. Wniosek? Trzymać się od niej z daleka. Na jakiś czas. Trzeba zrobić nowy porządek w głowie.

- Wiesz, ja się już będę zbierać... - Powiedziałam, zmierzając do salonu.

- Odpowiedz mi tylko na jedno, małe pytanie. – Odpowiedziała, obserwując mnie uważnie.

- Słucham.

- Wracasz z własnej, nieprzymuszonej woli?

Proste pytanie, chciałam odpowiedzieć „tak”. Jednak, gdy zaczęłam zagłębiać się we własnych myślach, odpowiedź zmieniała się na „nie”. Chciałam z nią zostać, ale wiedziałam, że muszę wracać. Wybiła odpowiednia godzina, o której mówiłam mamie, że wyjdę. Wcale nie chciałam się trzymać od niej z daleka. Wolałam zostać tu, niż wracać do rodziców, którzy już praktycznie w ogóle nie zwracają uwagi na moje potrzeby. Wpatrzeni w siebie, nawet, gdy powiedziałam, że polski ustny zdałam na osiemdziesiąt dwa procent. „Czemu nie sto?” pytali, gdzie marzeniem chyba każdego ucznia jest w ogóle osiągnąć poziom magicznej trzydziestki. Zawsze źle, zawsze gorzej, jakkolwiek bym się nie starała, nie zadowolę ich. Dlaczego nie uświadomiłam sobie tego wcześniej, że oni mną manipulują? Własna, nieprzymuszona wola? Skoro matka wpoiła mi, że w najgorszych sytuacjach mam być najpóźniej o dwudziestej w domu. Była dziewiętnasta i chciałam iść, tylko dlatego, że kazano mi tak zrobić parę godzin wcześniej.

- Nie.

- Czyli zostajesz.

- Nie... - Odpowiedź bardziej ze skromności, którą również wpajano od dzieciństwa. – Masz swoje życie... - Zaczęłam usprawiedliwiać swoją odpowiedź, ale przerwała mi.

- Że co? Ja mam swoje życie? – Wzruszyła ramionami. – No mam. I to ja decyduję w nim, co jest słuszne, a co nie. Dlatego proszę cię, raczej już nalegam, byś została. Nie chcę, żebyś wracała do pseudo domu. Jednak nie zmuszę cię. Twój wybór. Kolejny.

No tak, co z wyjazdem? Kurczę, nagle stałam się odpowiedzialna za aż tyle decyzji! Najlepsze było to, że to dzięki Martynie. I uwierzyć, że miałam ją cały czas pod „nosem”...

- Nie mam piżam... - Zaczęłam argumentować swoją odpowiedź. – Nie mam na jutro w co się ubrać... - W sumie, to nic więcej do głowy mi nie przyszło. Marti patrzyła na mnie z politowaniem i czułam, że zaraz wybuchnie śmiechem.

- I sądzisz, że to twoje największe zmartwienia? – Patrzyłam na nią i milczałam. Roześmiała się. – Chodź. – Wstała, chwyciła mnie za rękę, poprowadziła do pokoju i postawiła przed szafą. Otworzyła ją. – Mogę ci pożyczyć koszulę... Jest za wąska w ramionach na mnie. – Sięgnęła po nią i przyłożyła do mnie. – W tych dżinsach możesz iść. Możesz użyć mojego żelu pod prysznic, ewentualnie moich dezodorantów. Mają bezpłciowy zapach, jakby co. Piżama? Daj mi sekundę... - Odłożyła wieszak z koszulą na łóżko i zaczęła grzebać w podkoszulkach. Wyciągnęła jedną, niebieską. – Jeśli coś ci nie odpowiada, to mów. A, jeszcze jedno, twoja sfera prywatności to dla mnie świętość, więc nie obawiaj się, że będę cię podglądać, czy coś w tym stylu. Znaczy się, wiem, że wiele rzeczy może ci nie odpowiadać, jednak to jest tymczasowe. Jeśli zaakceptujesz wyjazd ze mną za granicę, jutro razem robimy nalot na twój dom. Pakujemy cię w najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy, nie zważając na rodziców. Uwierz, że w Niemczech można zacząć od zera. Jeśli tylko zgodzisz się na to wszystko...

Byłam oniemiała jej pomysłowością. Chyba mogłam jej zaufać, skoro mieszkała sama, bez rodziców, z dużym bagażem doświadczeń i chyba mnie lubi? Miała cholerną rację. Jej zaangażowanie w moją sprawę było godne pochwały. Podziękowania. Czegokolwiek.

- Dziękuję...

- Bo wiesz, piżamy ogólnie nie mam, bo kocham spać nago. Dla zdrowia i komfortu. Do spania wybierasz kanapę czy łóżko? Mam też materac na powietrze, tak w razie czego.

- Kanapa może być. Cokolwiek, gdziekolwiek. – Odpowiedziałam z uśmiechem.

Napisałam jeszcze mamie esemesa „Jestem bezpieczna, śpię u koleżanki”, by ewentualnie się nie martwiła.

Znów długo nie mogłam zasnąć, myśli mi na to nie pozwalały. To był absolutnie rewolucyjny dzień w moim życiu, i to dzięki osobie, która śpi w pokoju obok. Byłam jej bardzo wdzięczna.

Poczułam nagle nieodpartą chęć wstania i pójścia do niej i zrobienia tych rzeczy, których najbardziej teraz pragnę. Chęć posmakowania jej skóry, ust, jej całej. Nie myślałam o tym, jak ona zareaguje, nawet przez myśl mi to nie przeszło. Wstałam więc i poszłam, zapalając w salonie lampkę, która rzuciła bladą poświatę do jej pokoju. Przynajmniej mogłam ją zobaczyć.

Oparłam się o przejście i spojrzałam na nią. Leżała na boku, jedna ręka pod poduszką, druga wzdłuż tułowia, wyróżniała się na tle białej poszewki.

- Marti? Śpisz? – Zapytałam cicho. Może jeszcze nie zdążyła zasnąć.

- Prawie... Nie... - Odpowiedziała znużonym głosem, jednocześnie obracając się na plecy i podciągając kołdrę pod samą brodę.

Nie miałam oporów, by ściągnąć użyczoną mi na tę noc koszulkę. Jako że nie mam w zwyczaju spania w majtkach nawet, gdy nie mam spodenek, tego wieczora również byłam naga od pasa w dół. A ona o tym nie wiedziała. Poczułam się tak... Niegrzecznie. Podeszłam do niej.

- Coś się stało? – Zapytała.

- Jeszcze nie.

Usiadłam na brzegu łóżka i chwyciłam jej dłoń. Spojrzałam na nią, jak zareaguje. Patrzyła. Najbardziej na moje odsłonięte ciało. Przyłożyłam jej rękę na bark. Nie musiałam jej dalej prowadzić. Musnęła palcami szyję i zataczając krąg zeszła niżej, na klatkę piersiową. Nie odrywałam wzroku od jej błyszczących w słabym świetle oczu. Usiadła i podpierając się drugą ręką, pogłaskała mnie po policzku. Przesunęła kciukiem po dolnej wardze w zamyśleniu, nie zważając na zsuniętą kołdrę. Widok piersi drugiej dziewczyny pierwszy raz na żywo sprawił, że krew zaczęła szybciej krążyć a policzki zapłonęły rumieńcem. Czułam to.

- Połóż się przy mnie – powiedziała, odsuwając się do ściany. Zajęłam miejsce przy jej boku, a ona już górowała nade mną. Głaskała po policzku, obserwując mnie uważnie. Pochyliła się i złożyła na moich ustach krótki pocałunek. Wcale nie miałam ochoty być „tą uległą”. Przecież nadal byłam jej winna obiecaną minetę.

- Uciekniesz? – zapytała, uśmiechnęłam się lekko.

- Nie, obiecuję... To wtedy wyszło głupio...

- Rozumiem twoje obawy – przerwała mi – możemy po prostu poleżeć. Nie mam nic przeciwko temu. Możesz decydować o dzisiejszej nocy, co się stanie, a co nie. – Znów pojawiła się niepewność, jednak tym razem przeważało we mnie otwarcie się przed Martyną. Zrobienia TEGO.

- Zróbmy to. – Odpowiedziałam, przeczesując jej włosy palcami.

- „to”... Czyli co? – Zapytała, próbując mnie zmusić do podania czteroliterowego słowa, które w wielu ludziach budziło zawstydzenie. We mnie też.

- No wiesz...

- Nie wiem. – droczyła się. – Naleśniki? – Zaśmiałam się cicho i zebrałam w sobie siły by obrócić ją na plecy. Gdy się to udało, usiadłam na niej okrakiem.

- Seks. – rzuciłam krótko, by już mieć to za sobą. To dziwne, że na myśl o tej czynności ludzie są skrępowani, a przecież to czysta przyjemność. Że nie potrafi nam to przejść przez gardło.

- Co „seks”? – Kontynuowała z uśmiechem. Ewidentnie bawiła ją ta sytuacja.

- Uprawiajmy seks. Bzykajmy się. – Odpowiedziałam z zakłopotaniem. Mruknęła cicho. Pochyliłam się będąc parę centymetrów od jej twarzy. – Bawi cię to?

- Nie gadaj tyle, tylko mnie pocałuj. – Uśmiech nie schodził z jej pięknej twarzy.

- Jeszcze nie. Daj mi się nacieszyć tą chwilą.

Nie odpowiedziała, pozwoliła moim palcom pobłądzić trochę po jej ciele. Muskałam ustami żuchwę zbierając się na pocałunek. Poczułam ciepłe dłonie na udach, które przesuwały się do pewnego miejsca i wracały. Parę całusów po szyi i dłuższa chwila na zaciągnięcie się jej zapachem, wtulenia twarzy w zagłębienie szyi i ramienia. Kilka po policzku i pocałunek w usta. Spojrzałam na Martynę, chwyciłam ją za włosy i wpiłam się z namiętnością, która zaskoczyła nawet mnie. Po chwili zwolniłam tempo rozkoszując się jej ustami. Poczułam, jak głaszcze mnie po plecach. Chciałam więcej, wszystko było takie przyjemne. Odważyłam się sięgnąć ręką do jej piersi. Równie ciepła i miękka część ciała w dłoni zachęciła mnie do masażu. Wszelkie namiętności wzięły górę.

Miło było zsuwać się coraz niżej, czując to narastające uczucie podniecenia, motylki w brzuchu mówiących „to już za chwilę”, informujących, że zbliżam się do cipki drugiej kobiety. Zbliżające się do twarzy promieniujące ciepło, tak bardzo zapraszające do posmakowania sekretu, któremu nie sposób było się oprzeć. Wabiła zapachem jak syreny swoim śpiewem. Napawałam się tą chwilą, jak również następną, gdy język spoczął na jej łechtaczce. Leniwie przesuwałam czubkiem języka badając cały teren w jego zasięgu. Cała płonęłam. Leżałam z głową między jej silnymi udami, które co jakiś czas delikatnie się opierały na mojej głowie, jakby chciała mnie uwięzić, udaremnić ewentualną próbę ucieczki. Nie miałabym nic przeciwko, by oddawać się tej chwili praktycznie cały czas. Owinęłam ręce wokół jej ud i w rytm jej coraz cięższego oddechu pieściłam najczulszy punkt na ciele kobiety. Odważyłam się zsunąć w głąb krocza, do dziurki. Kiedy dotarło do mnie, że mogę robić, co chcę, bo nie ma już chyba bardziej „wstydliwej” czynności, zanurzyłam w niej język.

- Rób mi tak cały czas...

Głos Martyny jakby pochodził z zaświatów. Czy to ja już popadłam w ten amok, czy to ona jest półprzytomna?

Zrobiło mi się przyjemnie ciepło miedzy nogami. Sięgnęłam tam ręką, powitała mnie wilgoć. Wiedziałam, że muszę sobie jakoś natychmiast ulżyć, bo ta potrzeba rosła z minuty na minutę. Bez zastanowienia wsunęłam w siebie palec. A Martyna? Cofnęłam rękę, ostatecznie mieszając nasze soki w jej pochwie. Wygięła się z jękiem. Czułam powoli zmęczenie ciągłym lizaniem, więc język zastąpiłam drugą ręką.

- Zaczekaj... - Powiedziała nagle, zwolniłam ruchy. – W szufladce mam wibrator... Symbol silnej i niezależnej kobiety – powiedziała z uśmiechem.

Żeby się do niego dostać, musiałam usiąść na Martynie, której dłonie rozpoczęły nową wędrówkę po moim ciele. Wygrzebałam z szufladki ów przedmiot, srebrny, średniego rozmiaru. Tymczasem sutek znalazł się w jej ustach, ponieważ pierś była tuż nad jej twarzą. Przeczesałam jej włosy palcami czekając, aż się nasyci. Po dłuższej chwili uwolniła mnie z objęć, a wtedy przystąpiłam do działania. Instrukcja niby prosta – wsadzić i ruszać aż do orgazmu. Ale czy tej nocy koniecznie chodziło o orgazm? Raczej o ogólne zbliżenie. Znaczy się, ja to tak odbierałam. Przyjemność, intymność, namiętność, a orgazm jako wisienka na torcie.

Na krótko przed szczytowaniem to ona przejęła kontrolę, zadowalając samą siebie, ja natomiast nie mogłam oderwać wzroku od wsuwającego się w pochwę przyrządu. Robiła to sprawnie, drugą ręką zajmując się łechtaczką, co jakiś czas syczała z przyjemności. Nawet nie zorientowałam się, kiedy dokładnie sama zaczęłam się pieścić. Palce jakby same śmigały po guziczku.

Urywane jęki i wygięte ciało podczas kulminacyjnego momentu podziałały również na mnie. Uraczyła mnie tym widokiem po raz drugi. I trzeci. A więc to prawda, że kobiety mają orgazm wielokrotny.

- O czym myślisz w takich momentach? – Zapytałam, gdy wchodziła w stadium zrelaksowania.

- Głównie o tobie. – Usiadła, przeszła do klęku i powaliła mnie na plecy. Pocałowała namiętnie, usadawiając się wygodnie między moimi nogami, ręką chwytając za udo. – Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę...

Przejechałam dłonią po jej ciele, zatrzymując się na biodrach i odważyłam się dotknąć jej krocza. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tym, co czułam.

- Wsadź coś we mnie... - Jęknęłam, może się zlituje. Jak nigdy pragnęłam szybko dojść. Może to przez jej gwałtowne pocałunki, teraz już składane na szyi?

Nie zeszła niżej niż do piersi. Dłonią wymacała mój spragniony dotyku srom i wsunęła palec, delikatnie nim kręcąc na wszystkie strony. Wyczułam wrażliwsze od reszty obszaru miejsce, to pewnie słynny punkt G. Bardzo przyjemnie...

Do natarcia wkroczył drugi palec, dając jeszcze więcej przyjemności. To wszystko przypominało stopniowe napełnianie wodą balonu. Objętość w pewnym momencie jest na tyle duża, że on pęka. Że ja po wszelkich błogich doznaniach szczytuję. To wszystko musiało mieć swoje ujście. Miło było wyrzucić z siebie wszelkie uczucia i emocje z pomocą jęków. Patrząc mi prosto w oczy, z lekkim uśmiechem oblizała palce, a następnie zajęła się cipką. Pogłaskałam ją po głowie z wdzięczności. Czułam się lekko, miałam dobry humor.

Niestety na tym musiałyśmy zakończyć wszelkie igraszki, ponieważ był środek nocy, a miałyśmy zdawać ustny angielski. Obiecała, że jeszcze to nadrobimy. Noc spędziłam w jej łóżku. Bezkarnie przytulić się do drugiej, ciepłej osoby na dobry sen. To chyba nagroda za wszelkie cierpienie.

Dzień zaczęła od biegania. Było stosunkowo późno, za godzinę rozpoczynały się egzaminy. Jednak przypomniała zaspanej mi, że to ustna, że nasza kolej jest później. Ona miała numer siedemnasty, ja dwudziesty pierwszy.

Przy śniadaniu powiedziałam, że jadę z nią do Niemiec.

Zdałyśmy obie.

Po południu, naładowane pozytywną energią, zrobiłyśmy nalot na mój dom – zgodnie z obietnicą. Ojciec był w pracy. Matka krzyczała, że nigdzie nie jadę, że mam się jej słuchać, bo jest moją matką, jednak silna psychicznie Martyna nawet jej nie słuchała. Gdybym była sama, na pewno bym uległa. Blokowała wszelkie ataki matki, pozwalając mi spakować się samej.

- Przez całe życie starałam się wyplenić pierwiastek lewackości twojej matki! – Wykrzyczała nagle mama. – Dałam ci dach nad głową! Jedzenie! Ciepłe łóżko! A ty uciekasz? Z kim? Spójrz na nią! Wrócisz z płaczem! – Tak, moja mama z charakteru i poglądów to taka druga pewna stara pani poseł. – Ona nic sobą nie reprezentuje, żadnego szacunku! – Po tych słowach wybuchłam.

- Zostaw wreszcie w spokoju moją... - Zawiesiłam się. – Koleżankę!

- Dziewczynę...? – Zapytała ciszej Martyna. Spojrzałam na nią zaskoczona. – No wiesz, w końcu spałyśmy razem... A mi na tobie zależy... - Przy matce? Taki tekst?

- Spałyście?! – Ryknęła matka. Dobrze, że już kończyłam się pakować. – Chowałam lesbę?! A pomyślałaś o mnie? Co inni będą o mnie myśleć?! – W złości wróciła się do salonu. Korzystając z chwili spokoju dokończyłam pakowanie. W drzwiach znów stanęła matka. Dała mi kartkę. – Wypierdzielaj, bachorze. Nie jesteś na szczęście moją córką. Moje dzieci byłyby normalne.

Cofnęła się, więc wyszłyśmy. Wcale nie było mi żal straconego domu. Domu?

Na kartce widniał nieznany mi adres. Oczywiste stało się to, że byłam adoptowana. Ale jak to się stało? Czy pod tym adresem mieszka moja prawdziwa matka? W sumie, teraz stało się jasne, dlaczego jako jedyna mam dołek w brodzie. Raz na biologii robiliśmy zadania związane z krzyżówkami genetycznymi. Było o krwi. I były u mnie pewne nieścisłości. Jednak wtedy zignorowałam to.

Martynie nie udało się mnie wkręcić na wyjazd w tym tygodniu, bo było za późno. Nie pojechała sama. Spędziłyśmy tydzień u niej do następnego wyjazdu, gdzie pojechałyśmy już wspólnie, bez problemów. Kto mieszka pod podanym adresem? To wybadamy, gdy wrócimy w wakacje.

A, no i po wzmiance w awanturze o związku, podjęłyśmy wspólnie decyzję o pozostaniu parą. Jak to mówiła Martyna, "życie jest za krótkie na kiepski seks i nieszczęśliwe związki, więc znajdź kogoś, kto cię szczerze pokocha i dobrze przeleci". Nareszcie szczęśliwa i niezupełnie samotna.

PS. Naprawdę wyjeżdżam do Niemiec, więc odpoczniecie troszkę ode mnie.

51,351
9.86/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.86/10 (91 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Diabełwgłowie · 18 maja 2016

0
0
Jeszcze nie przeczytałem, ale od razu widzę literówkę. Zakładam, że miało być "bitch", a nie "butch" w drugim zdaniu. Chyba, że jestem w błędzie? 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 18 maja 2016

0
0
Tak, jesteś w błędzie 🙂 wpisz w google "butch" i zapoznaj się z tym pojęciem 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Diabełwgłowie · 18 maja 2016 ·

0
0
Całe życie się człowiek uczy 🙂 Zapoznałem się. teraz już będę wiedział.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Nazca · 18 maja 2016

0
-1
Paty zastanów się jeszcze nad tymi Niemcami, oni tam są bardziej zbzikowani niż my tutaj...

Opowiadanie mi się podobało. Historia ciekawie napisana to i czyta się dobrze.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Asiek · 18 maja 2016

0
0
Super opowiadanie. 😉 świetnie sie czytało

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 18 maja 2016

0
-2
To miłe 🙂
Wow, 32 sztuki oceny "1", tyle się napracować by za chwilę to znikło... Pozdrawiam środkowym palcem

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

DesperateBunny · 18 maja 2016

0
-2
Widzę, że autorka doczekała się naprawdę zagorzałego "hejtera". To musi być chyba jakaś niezdrowa obsesja 😉. Wiadomo, o gustach się nie dyskutuje, ale - z mojego punktu widzenia - nie wiem na jaką grafomanię musiałabym natrafić, by zdecydować się wystawić jedynkę.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Diabełwgłowie · 18 maja 2016

0
0
Paradoksalnie, nabrałem większej ochoty na przeczytanie całości, mimo że nie kręci mnie zasadniczo tematyka les. Swoją drogą taki zaangażowany fan dodaje smaczku całej historii 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 18 maja 2016

0
0
Rozbawiliście mnie 🙂 znikłam na pizzę a tu takie miłe komentarze 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

max · 18 maja 2016

0
0
ale którą konkretnie Taylora Lautnera fryzurę ma ta typowa "butch"?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

max · 18 maja 2016

0
0
a jeśli chodzi o to co zostało oparte na doświadczeniu to typuje że sama pochodzisz z katolickiej rodziny, jesteś lesbijką no i masz fryzurę Taylora Lautnera^^

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 18 maja 2016 ·

0
0
1/3 trafiona ;-; fragmenty oparte na doświadczeniu, nie całość
Te krótkie włosy, co miał w Zmierzchu po ścięciu, na przykład 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

max · 18 maja 2016

0
0
ooo no to całkiem fajnie, uwielbiam ta scene gdy ogrzewal belle swoim nagim cialem a wokol szalała śnieżyca^^

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 19 maja 2016

+1
0
Chodziło mi ogólnie o długość i kolor włosów

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Faun · 19 maja 2016

+2
-1

To miłe smile
Wow, 32 sztuki oceny "1", tyle się napracować by za chwilę to znikło... Pozdrawiam środkowym palcem



Zainwestuj w większe poczucie własnej wartości, zamiast siedzieć 24/7 przy tym portalu i kasować oceny poniżej siedmiu gwiazdek. Tym pokazujesz tylko tyle, że karmisz się wysoką oceną swoich opowiadać, sztucznie ją sobie zawyżając poprzez usuwanie niskich ocen. Innymi słowy, jesteś żałosna.

Nie dziwię się, że tu panuje taka grafomania, skoro wszyscy sobie tylko liżą nawzajem dupy utwierdzając się w przekonaniu, jakimi to nie są wspaniałymi pisarzami. Patologia.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 19 maja 2016 ·

0
-2
Wyjaśnijmy sobie coś - nie ja kasuję te jedynki, oraz uważam za niesprawiedliwe gdy w ciągu paru godzin dostać 30 sztuk jedynek, ok? Nie siedzę na tym portalu 24/7, tylko mam go w tle i co jakiś czas zaglądam. I najważniejsze - nie jestem wspaniałym pisarzem. Jednak pisanie to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Chyba nie przeczytałeś tego opowiadania, dlatego nie zrozumiesz.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 19 maja 2016

0
-2
Taaak... mam nieodparte wrażenie, że Faun założył zbyt ciasne slipki i krew mu do mózgu nie dopływa 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Faun · 20 maja 2016

0
-2
Ty ich nie kasujesz, ale z pewnością ty jesteś ich wykasowania przyczyną. Ocena opowiadania przecież o niczym nie świadczy... A każdy ma prawdo do własnego zdania. Oczywiście jeżeli te jedynki były wlepione przez jednego osobnika, to oczywiście należało je wykasować, bo każdemu przysługuje prawo do jednej oceny. Tyle, że twoim zdaniem niskie oceny były niesprawiedliwe. Cóż, sprawiedliwość nie istnieje, a każdy ma prawo do własnej opinii. Opowiadania na takich stronach i tak ocenia się z reguły łagodniej. Ludzie piszący na poważniej widząc większość z prezentowanych tutaj "dzieł" pewnie z miejsca by wlepili jedynki. No, może trójki. Jeżeli każda z tych trzydziestu osób uznała, że to powiadanie zasłużyło na 1, to wedle ich zdania zasłużyło i basta.
Jeżeli coś upubliczniasz, to umożliwiasz ocenę tegoż.

Jednak pisanie to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Chyba nie przeczytałeś tego opowiadania, dlatego nie zrozumiesz.



To raczej ty nie rozumiesz, że dla czytelnika liczy się tylko opowiadanie, jego jakość. Nikogo nie obchodzi żywot jego autora i cała masa innych dupereli, które są zupełnie bez znaczenia.
Owszem, nie przeczytałem opowiadania, bo widzę, że od dłuższego czasu jedyne co robisz, to w każdym kolejnym powielasz schemat, przerysowując te same schematy i zamiast szlifować swój warsztat, to wszelkie braki usiłujesz zamaskować rzeczami, które są bez znaczenia - jak te odnośnie zgadywania kto jest na zdjęciu czy które fragmenty są oparte na doświadczeniu. Dlatego twoich opowiadań nie czytam, bo wszędzie jest niestety to samo, tylko w trochę innym papierku.

Zgadnijcie, które fragmenty są oparte na doświadczeniu.
Zbieżność osób i imion jest przypadkowa. Nie miałam nikogo konkretnego na myśli. Znaczy się, miałam, ale nikogo z klasy. Szkoły. Ba, nawet Polski. To ważne.



To nie jest ważne. te wszystkie informacje dołączane przez ciebie do opowiadań są kompletnie bezużyteczne. Tak jak w którymś powiadaniu dorzuciłaś zdjęcie, by wszyscy zgadli kto na nim jest... Tutaj zadajesz kolejne głupie pytanie. Jest to nawet głupsze niż do bólu wytarta formułka "opowiadanie oparte na faktach", które kiedyś stosowano po to, by wzbudzić czytelniku większe zainteresowanie. Dzisiaj już nikt się na to nie nabiera. Nawet jeżeli coś jest na faktach, to co z tego?
Rzucasz jakieś w uwagi odnośnie tego, że kogoś miałaś na myśli, ale nikogo z klasy etc. Problem tym, że nikogo to NIE OBCHODZI, bo nikt nie zna ani ciebie, ani nie ma do czynienia z twoim życiem, by w jakikolwiek takie informacje wpływały na odbiór opowiadania.
Składając to wszystko do kupy można odnieść wrażenie, że poprzez pisanie tych opowiadań rekompensujesz sobie jakieś braki etc.
Tak bardzo chcesz końcu zostać dostrzeżona. Problem w tym, że robisz to w nieodpowiedni sposób i w nieodpowiednim miejscu. Jeżeli już koniecznie chcesz w taki sposób się realizować, to polecam spróbować na youtube... Tam z pewnością ma to jakiś sens, a nawet można na tym zarobić.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Wisielec · 25 maja 2016

0
-2
Faun, myślę, że się mylisz. Moim zdaniem dodanie części siebie, swojego życia i doświadczeń, ma znaczenie. I prosił bym, żebyś nie pisał:

Problem tym, że nikogo to NIE OBCHODZI, bo nikt nie zna ani ciebie, ani nie ma do czynienia z twoim życiem, by w jakikolwiek takie informacje wpływały na odbiór opowiadania.

To nie prawda. Może i nie znam autorki, ale takie dopiski są ok. I mnie może to obchodzić.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

C47 · 29 maja 2016

0
-2
Paty, jeśli faktycznie jedziesz to zabieraj ze sobą laptopa! 🙂 Trochę się nie odzywałem ale cały czas zaglądam, czytam i czekam na więcej... Nie zapominaj o nas! 🙂

A hejterów, no cóż... wiesz, jak ktoś nie umie sam napisać to czepia się innych, lepszych 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Magda · 6 czerwca 2016

0
0
Odwiedź pocztę Paty_128 ale tak ogólnie to ubóstwiam twoje opowiadania pisz dalej a daleko zajdziesz

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

paty_128 · Autor · 24 lipca 2016

0
-1
Faun :
"To nie jest ważne. te wszystkie informacje dołączane przez ciebie do opowiadań są kompletnie bezużyteczne. Tak jak w którymś powiadaniu dorzuciłaś zdjęcie, by wszyscy zgadli kto na nim jest... Tutaj zadajesz kolejne głupie pytanie. Jest to nawet głupsze niż do bólu wytarta formułka "opowiadanie oparte na faktach", które kiedyś stosowano po to, by wzbudzić czytelniku większe zainteresowanie. Dzisiaj już nikt się na to nie nabiera. Nawet jeżeli coś jest na faktach, to co z tego?
Rzucasz jakieś w uwagi odnośnie tego, że kogoś miałaś na myśli, ale nikogo z klasy etc. Problem tym, że nikogo to NIE OBCHODZI, bo nikt nie zna ani ciebie, ani nie ma do czynienia z twoim życiem, by w jakikolwiek takie informacje wpływały na odbiór opowiadania."
Owszem, to jest ważne. Ponieważ znam pięć Martyn i wolę uprzedzić, że to nie jest o żadnej z nich. Już przez to kiedyś miałam srogie kłopoty.
Inni komentatorzy - jutro biorę się za robotę 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.