Marta i autostopowicze
22 sierpnia 2023
20 min
Więc może przypadnie do gustu także tym, którzy namawiali mnie do zmiany zasad?
Wracałam z Lublina pełna uniesień. Właśnie rozmawiałam z dziekanem, który zaproponował mi poprowadzenie po wakacjach zajęć na uczelni. Co prawda ze studentami zaocznymi, ale to i tak wielki awans dla nauczycielki historii z wiejskiej szkółki. Dobrze, że w końcu zrobiłam ten doktorat. A może po prostu oczarowałam dziekana? Profesor Dariusz traktował mnie tak szarmancko, pierwszy raz pocałował w rękę, zaprosił na obiad. No i pochwalił, że uroczo wyglądam.
Fakt, odstawiłam się. Założyłam chyba zbyt wysokie szpile… Dość obcisła spódnica podkreślała moje kształty, a dekolt raczej też ukazywał nadto wiele. Niewątpliwie przyciągał wzrok pana profesora, bo ten wręcz nie odrywał go od mojego biustu.
Przy wyjeździe z Lublina dostrzegłam autostopowiczów – trzech młodzieńców z plecakami, jeden z nich trzymał gitarę.
Z zasady nie zatrzymuję się obcym mężczyznom, tym bardziej aż trzem. Jednak w tym wypadku to był impuls. Choć gdy już zwalniałam, skarciłam się w myślach – “Głupia pipa. Zobaczysz portki i już ich zapraszasz…” A co jeśli wpędzę się w jakieś tarapaty?!
Nie wyglądali jednak na drani ani gwałcicieli. Okazali się studentami, którzy świeżo ukończyli pierwszy rok. Koledzy z akademika. Wyraźnie ucieszyli się, że ktoś im się wreszcie zatrzymał, a jeszcze bardziej, gdy zobaczyli, że to kobieta.
- Zapraszam panowie. Dokąd się wybieracie?
Załadowali plecaki do bagażnika mojego wysłużonego fiata i wsiedli. Z tyłu – brzydki, pryszczaty chudzielec i Afrykanin z wysportowaną sylwetką, z przodu natomiast zajął miejsce modnie ubrany przystojniak. Z miejsca wpadł mi w oko. Aż pomyślałam – Oj Marta, Marta… przecież to gówniarz, przeszło dziesięć lat młodszy od ciebie!
Okazało się, że jechali przed siebie, kompletnie bez żadnego planu.
- Podziwiam was za odwagę! – Komplementowałam ich. – Ja często marzyłam o wybraniu się w podróż stopem, ale byłam na to zbyt strachliwa. – W myślach dodawałam – „No tak, was raczej nie zgwałcą, ani nie zrobią dziecka...”
Chłopcy z tyłu okazali się małomówni, w przeciwieństwie do siedzącego obok mnie Dawida – studenta ekonomii. Dużo opowiadał sobie. O tym, że wygrywał konkursy przedmiotowe, że jego ojciec to przodujący producent mebli, że jego rodzice popłynęli na długi rejs po Karaibach, a on sam chce z kolegami ponurzać się w polskiej prowincji.
- Ależ polska prowincja jest nudna. – śmiałam się – wiem, co mówię, bo sama jestem wiejską nauczycielką.
- Wiejska nauczycielka…? Ale pani nie wygląda na nudną. Raczej na damę…
- Ojej, dziękuję… To bardzo miłe… ale proszę nie przesadzać… – Zmieszałam się jak pensjonarka.
- Ależ doprawdy jest pani kobietą z klasą… i do tego urocza i zgrabna!
- Dziękuję… – Faktycznie chłopak mnie zawstydził, ale też sprawił sporą frajdę. Widziałam, że mówiąc – “zgrabna” – gapi się na moje piersi. – Potrafi pan prawić komplementy…
- Prosę pani, bo on flirciarz! – Łamaną polszczyzną odezwał się z tyłu czarnoskóry student, jak się potem okazało lubelskiego AWF-u.
- Dlatego mówimy na niego Casanova. – Dodał cicho chudzielec.
- Zamknij się Roman! – Dawid udawał tylko, że się obrusza, na co wskazywał chytry uśmieszek na jego twarzy.
- Tak, tak… – Murzyn błyskał zębami. – Panią on także poderwać!
Pomyślałam sobie, że to może być całkiem przyjemne – być podrywaną przez tak przystojnego i elokwentnego młodziana.
- Proszę nie zwracać na nich uwagi. Naprawdę ten szykowny strój dowodzi pani świetnego gustu… – Dawid ani myślał zaniechać komplementowania mnie. – Proszę mi darować… ale pewnie była pani na randce…
- Uważa pan, że kobieta ubiera się elegancko wyłącznie na randkę? Nie byłam na żadnej. – Zaśmiałam się. – No chyba żeby uznać za nią obiad z dziekanem…
- Założę się, że nie odrywał od pani oczu… – Dawid znów zapuścił żurawia w mój dekolt.
- Ach, proszę przestać… – Żachnęłam się, nie przestając uśmiechać. Zwłaszcza, że wzrok młodziana zjechał niżej, na moje nogi. Ta obcisła spódnica, by w ogóle móc w niej chodzić, musiała mieć wysoki rozporek. Pech chciał, że miała go akurat z przodu. Przez to widoczne stawały się całkiem pokaźne partie moich ud… Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie widać mi koronkowych zakończeń pończoch. Dziekan też gapił się tam, gdy siedziałam u niego w gabinecie, nawet miałam wrażenie, że celowo tak mnie usadził, żeby mieć lepszy widok na moje nogi. Cały czas pilnowałam się, żeby trzymać je blisko siebie, ewentualnie mieć skrzyżowane. Peszył mnie wówczas ten rozporek, czułam, jakby nawoływał do profesora: – “Na co czekasz? Dobieraj się...”
Teraz, wioząc studentów drogą przez las, czułam szczególny rodzaj napięcia unoszący się w powietrzu. Wiadomo, że chłopcy w tym wieku mają jedno w głowie. Oczami wyobraźni już tkałam sobie obraz, jak to nie ja, lecz oni mnie wiozą, po czym skręcają w bok. Już widziałam się z nimi na jakiejś leśnej polanie, gdzie młodzieńcy, chętni do figlów, już się za mnie zabierają. A ja nie jestem w żaden sposób ich powstrzymać. I o dziwo, ta myśl sprawia mi zamiast strachu, nie lada przyjemność. Natychmiast karcę się w myślach: “Kobieto! Byle kto miał portki, a tobie już jakieś igraszki w głowie!”
Gdy zorientowałam się, że studenci rzeczywiście nie mają zapewnionego noclegu, zaczęłam zastanawiać się, czy ich aby nie zaprosić do siebie. Natychmiast jednak zganiłam się w myślach: “Boże, nieznajomych facetów brać pod swój dach…?! Sama jedna kobieta? Oj, Marta, Marta… Co by ludzie na wsi powiedzieli?!”
- Chłopcy, a może przenocujecie u mnie? Mam mały domek, ale jeśli bylibyście gotowi przespać się na dmuchanych materacach, to zaoszczędzicie na noclegu…
- Jest pani naprawdę fantastyczna!
- No i oto moja chatka. Może nie z piernika… – Zatrzymałam się przed wejściem.
Dostrzegłam zaciekawienie zwłaszcza Dawida i Jamala, jakby nie mogli się doczekać, kiedy wysiądę z auta i ujrzą całą moją sylwetkę.
Wyglądali na w pełni zadowolonych, zauważyłam dyskretne spojrzenia, które między sobą wymienili.
- Darujcie, że pójdę przodem. – Zapowiedziałam, gdy już wyładowali bagaże.
Oczywiście, że darowali. Czułam, jak omiatali wzrokiem moją pupę w tej wąskiej kiecce. Zwłaszcza że pokręciłam tyłkiem zupełnie tak samo, jak kilka godzin wcześniej przed dziekanem, gdy wchodziliśmy do restauracji.
Chłopców zaskoczyło wnętrze. Zwłaszcza ogromna ilość ilość książek, zajmujących trzy ściany oraz to, jak starannie mam posprzątane. Spodobało im się nawet skrzypienie desek podłogi.
- Czy dobrze odgaduję? Pani styl to shabby chic?! – Z miną znawcy zawyrokował Dawid.
- Brawo. Tak to chyba można określić… Salon to moje małe królestwo. Rozgośćcie się. Jeśli ktoś chce się odświeżyć, to tu jest łazienka.
Przypomniałam sobie wtedy, że na koszu do prania zostawiłam noszoną wcześniej parę pończoch, cielistych, zakończonych seksowną koronką. Zdjęłam je przed wyjściem, gdyż uznałam, że na spotkanie z dziekanem założę bardziej wyraziste, brązowe nylony. Będąc w pośpiechu, już nie wrzuciłam tamtych do kosza. A teraz celowo ich nie chowałam. Może podświadomie prowokowałam chłopców?
- Darujcie, zanim zrobię wam kolację, na chwilę was zostawię, pójdę się przebrać, muszę zdjąć tę garsonkę.
Jamal spojrzał na mnie wzrokiem, jakby mówił „po co wychodzić?, zdejmij tę garsonkę tutaj”.
Garderobę od salonu dzieliła jedynie zasłona, w dodatku dość cienka. Miałam świadomość, że zobaczą moją sylwetkę, moje ruchy, doskonale będą widzieli, jak się przebieram.
Wtedy uświadomiłam sobie, że cholernie mnie to podnieca…
Gdy zdejmowałam spódnicę, czułam się jakbym robiła to na ich oczach. Na oczach trzech młodzieńców.
Miałam nie zmieniać stanika, ale coś mi nakazywało to zrobić, jakby specjalnie dlatego, że – zobaczą to przez zasłonkę. Że będą obserwować to jak właśnie ściągam biustonosz… Że na wyciągnięcie ręki, tuż za materiałem zasłonki, którą tak łatwo uchylić, tkwię z nagim biustem…
Długo zastanawiałam się, co założyć? Chciałam czuć się przy nich kobieco, powabnie. Wybrałam satynową sukienkę, o dopasowanym kroju, który subtelnie podkreśla talię. Dół kiecki ozdobiony falbanką dodawał jednocześnie lekkości i romantyzmu. Była rozpinana z przodu, a ja celowo nie dopięłam ostatniego guzika.
- Wow! Wygląda pani jeszcze lepiej! – Wykrzyknął Dawid. – Ależ jest pani zajefajna!
- Dziękuję Dawidzie… – Nawet nie spostrzegłam się, kiedy przeszłam z nimi na “ty”. Przez chwilę myślałam, żeby go skarcić za to ciągłe komplementowanie, ale… przecież to było takie miłe.
- Naprawdę! W tej sukience widać, nie tylko, że ma pani styl, ale i jaka pani jest zgrabna! Co nie chłopcy?
- Dziękuję… przestań…
Młodzieńcy ochoczo wsparli kolegę. Jamal szukał odpowiedniego słowa.
- Apietycna!
- Ha, ha, chciał powiedzieć apetyczna. – Wreszcie odezwał się Roman i niemal jednocześnie zaczerwienił.
- Apetyczną, to mam nadzieję przygotuję wam kolację! – Zażartowałam.
Po czym, kierując się do kuchni, przeszłam obok chłopców, kołysząc nieco przesadnie biodrami, dokładnie tak, jak niedawno wychodziłam z restauracji, odprowadzana rycersko przez dziekana.
Gdy przygotowywałam poczęstunek, chłopcy po kolei odświeżali się w łazience.
Nakryłam stół śnieżnobiałym obrusem, w kilku miejscach zapaliłam czerwone świece i kadzidełka – o zapachu lawendy i pomarańczy. Włączyłam mój stary gramofon i puściłam delikatną muzykę – portugalskie fado. Gdy postawiłam posiłek oraz karafkę czerwonego wina i przygasiłam główne światło, ucieszyłam się, że udało mi się stworzyć całkiem klimatyczny nastrój.
- Ulala! – Zakrzyknął Dawid. – Co za atmosfera! Taka romantyczna, by nie rzec zmysłowa. Można się poczuć jak na randce z panią!
- Bardzo mi miło. – Odparłam zmieszana, lecz dumna, że udało mi się osiągnąć zamierzony efekt.
Weszłam do łazienki, żeby prysnąć się perfumami. Użyłam dwóch – tych o woni jaśminu i drugich z zapachem orientalnym.
Natychmiast spojrzałam na kosz na brudną bieliznę. Nadal leżały na niej pończochy, ale jakby jakieś pozwijane. Wzięłam do ręki. Były posklejane. Powąchałam. Najwyraźniej któryś z kolesi po prostu spuścił się w nie! I to całkiem obficie… Sama nie wiem, dlaczego mnie to podnieciło. Przyjrzałam się dokładniej. Zlał się do środka pończochy, a więc zapewne nałożył ją na swojego penisa i onanizował się nią! Wyobraziłam sobie, że to Jamal. Że wkłada wielkiego, czarnego fiuta do pończochy, ale… założonej na mojej nodze. Że musi mocno naciągnąć koronkę manszety i pończochę, żeby pomieścić swój sprzęt… Po czym suwa go, twardego, po udzie… Fantazjowałam, że to naprawdę olbrzymia pała, tak wielka, że mogłabym nie pomieścić jej w sobie.
- Głupia picz! – Pomyślałam. – Co to za wyobrażenia? Aż taką masz chcicę na chłopa?
Zasiedliśmy do stołu. Patrzyłam na ich twarze i zastanawiałam się, który to z tych trzech urwisów tak potraktował moje pończochy? Każdy wydawał się podejrzany. Zaświtał mi wtedy pomysł, żeby tym razem zostawić na koszu moje… majtki. Te koronkowe fioletowe, które założyłam dziś przed wyjazdem na uczelnię.
- Sałatka z łososiem jest fantastyczna! – Kadził mi Dawid.
Roman dołączył się do pochwał. – Prawdziwe delicje! A do tego jak to elegancko podane, nawet wino nie w butelce, tylko w karafce! – Zauważył.
Kraśniałam z zachwytu. Karafkę z winem musiałam dość szybko uzupełniać.
Tak samo Dawid musiał uzupełnić wypowiedź Romka.
- Karafka pozwala na dekantację wina, czyli przelewanie wina z butelki do karafki. Dekantacja pomaga oddzielić osad, który może pojawić się w starszych winach, a także pozwala wina “oddychać”, czyli wydobywa ich pełny bukiet aromatów. Ponadto, karafki, jak na przykład ta, są zazwyczaj eleganckie i efektowne, co dodaje uroku podczas podawania wina.
Nie przyznałam się, że dlatego postawiłam butelki, bo było to domowe wino z domieszką takiego z niższej półki.
Trunek chyba uderzył chłopcom do głowy. Stali się wyraźnie śmielsi.
Jamal łamaną polszczyzną powiedział dowcip.
- Czy wiecie, dlaczego najlepsza kobieta to naucycielka? Czyli tak jak pani Marta?
Oczywiście znałam tego suchara, ale z zaciekawieniem dopytywałam.
- No właśnie… dlaczegóż to nauczycielka może być najlepszą kobietą?
- Po pierse, naucycielka to kobieta z klasą.
- Ha, ha… – Zaśmiałam się, udając, że urzekła mnie dwuznaczność i błyskotliwość odpowiedzi.
- To nie wszytko… to pierse. Po druga, naucycielka dwa razu w rok ma okresa.
- No tak… rzeczywiście dwa razy do roku mam okres… – Zaśmiałam się. Chyba alkohol i unosząca się w powietrzu niczym mgła, gęsta atmosfera, jakby zmysłowości powodowała, że podniecało mnie to opowiadanie dowcipu, zwłaszcza, że znałam jego dalszy ciąg.
- Po csecia… – Kontynuował Jamal nie do końca precyzyjnie. – Naucycielka w sekunda postawia pałka! A po cwarta, pieprzyć ją cterdzieścia pięć minut!
“Panowie… ta rozmowa zmierza na niebezpieczne obszary…” – Już chciałam powiedzieć, ale powstrzymałam się. Czułam, że chcę, żeby w tym kierunku zmierzała...
- Mam nadzieje, że jednak jestem merytoryczna… Natomiast rzadko stawiam… pały… – Uśmiechałam się.
- Chętnie bym odbył taką lekcję, nawet za cenę postawienia mi pały! – Żartował Dawid.
Przystojniaku! – Pomyślałam w duchu. – A ja chętnie ujrzałabym, jak powstaje twoja pałka… A czterdziestopięciominutowe pieprzenie również jestem w stanie sobie wyobrazić…
Boże, Marta, co się z tobą dzieje?! – beształam się w duchu. I jednocześnie czułam, że... wilgotnieję.
- Cóż, ja chętnie daję… – Zawiesiłam głos. – Korepetycje…
Natychmiast znów skarciłam się w myślach. – Kobieto! Jak ty się zachowujesz?! – Niestety. Czułam ogromną ochotę flirtowania z tym przystojniakiem.
Dawid patrzył mi prosto w oczy.
- Zapisuję się natychmiast. Chcę widzieć, jak z tych pięknych ust spływają… słowa…
- To pewnie ty mógłbyś dać mi wykład z historii… gospodarczej. Z tego zawsze byłam kiepska…
Potem zaczęliśmy rozmawiać o pasjach. Okazało się, że Dawid żywo interesował się rozwojem firm, a Jamal, żył nie tylko sportem, ale był ciekawy świata, marzył o podróżach.
Natomiast Roman kochał literaturę, zwłaszcza poezję.
Ja z kolei wyznałam, że pasjonuję się modą. Wówczas chłopcy, jak jeden mąż, zakrzyknęli, że chętnie ujrzeliby pokaz mody w moim wykonaniu. Zaśmiałam się. Natychmiast wyobraziłam sobie, jak defiluję przed nimi, prezentując najseksowniejsze kiecki z mej szafy. Obiecałam, że może któregoś dnia taki pokaz zafunduję.
- A najlepsza to pokaz moda bielizny! – Nie krępował się Jamal.
- Chciałbyś, żebym przed wami paradowała w samej bieliźnie? – Udałam skrajnie oburzoną. Jednak w głębi duszy, bardzo podnieciło mnie wyobrażenie takiej scenki – jak w pończoszkach i koronkowej bieliźnie przechadzam się przed nimi, kręcąc kuperkiem.
Mimo to, szybko zmieniłam temat. Ze sfery zainteresowań wartko przeszliśmy na dyskusję o marzeniach. Pragnieniem Romana było napisać i wydać poczytną książkę, Dawida – założyć skalowalną i ekspansywną firmę a Jamala – odbyć podróż dokoła świata, przez wszystkie kontynenty.
- Macie wspaniałe marzenia, panowie. Widać, że jesteście ludźmi z szerokimi horyzontami. – Kadziłam im.
- A pani? Jakie ma pani marzenia?
- Cóż… zupełnie przyziemne… może założyć rodzinę… Na pewno mieć dziecko, to bardzo ważne dla kobiety…
- A to zrobić pani dzidzia, to ja mogę... – Jamal nie przestrzegał żadnych konwenansów, tylko szczerzył białe zęby.
Zaczerwieniłam się.
- Dziękuję Jamal za tę deklarację… będę pamiętała. – Uśmiechałam się.
Pomyślałam w duchu, że to niesienie pomocy przez Jamala mogłoby być całkiem interesujące. Tylko, że konsekwencje byłyby zbyt dalekoidące. I mocno potem komentowane przez zaściankową wioskę.
Swoją drogą, w tej wiosce znalazłoby się nawet kilku chętnych do niesienia mi pomocy w tej materii. Pamiętałam, jak na chrzcinach u Maciejuków, Zenon, stary kawaler, wstawiony bełkotał mi do ucha: “Jo bych ci takiego samiusieńkiego bobasa wyrychtował!”
- Przepraszam z góry za pytanie… Ale pani tak nie brakuje tu faceta? – Odważnie zapytał Dawid, któremu najwyraźniej wino dymiło w czubie.
Samo cisnęło mi się pod czaszką – “Nawet nie wiecie, jak bardzo. Zwłaszcza w nocy.”
- Każdej samotnej kobiecie brakuje mężczyzny. A już zwłaszcza na wsi… – Ułożyłam usta w podkówkę.
- No tak… – Dopowiadał, śmiejąc się Dawid. – A to trzeba coś naprawić, a to jakąś rurę przepchać…
Działała na mnie ta dwuznaczność słów. Wtedy wpadłam na pomysł.
- A może byście zechcieli, tak przez kilka dni u mnie zostać… pomoglibyście mi w ogrodzie, czy też w drobnych naprawach… W zamian za oczywiście wikt i opierunek…
Zaskoczyłam chłopców.
- To my się chętnie piszemy! Zwłaszcza na ten wikt i opierunek! Co panowie?!
- Może nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu… – Zmieszał się Roman, lecz pozostali natychmiast wsiedli na niego.
- Kobietę w potrzebie byś zostawił?! – Uderzył w altruistyczne tony Dawid.
- Nieładny! – Wtórował Jamal.
- Jest mi miło, że chcecie mi pomóc. A przenocowanie was, to przecież żaden kłopot.
- A nawet może być korzyść. – Zawadiacko wrzucił Dawid. – Możemy na przykład umyć plecki. – Śmiał się.
- Potrafię umyć plecy sama…
Wspaniale mi się z nimi rozmawiało. Zwłaszcza że z każdą chwilą atmosfera zagęszczała się coraz mocniej. Siedziałam wszak sama z trzema nabuzowanymi testosteronem młodzianami.
Kokietowałam ich. A to kręciłam kosmyk włosów nad uchem, a to komplementowałam ich dowcip i… męskość.
Tymczasem moja wyobraźnia pracowała, zastanawiałam się, jakiego kutasa ma Dawid… A zwłaszcza jakiego Jamal? O tak. Ten to musi mieć prawdziwą maczugę! Godną czarnego wojownika. Bo Roman? Wydało mi się, że tu nie należy oczekiwać niczego specjalnego…
Apropos skojarzeń – pomyślałam – deser! Natychmiast przynoszę z kuchni lody. Spodziewałam się, że wywołają u chłopców skojarzenia.
- Zawsze serwuję lody. – Zagaiłam prowokacyjnie. – Czy mogą być ze śmietanką?
- Ula la! – Dawid uśmiechnął się dwuznacznie.
Jamal też pokazał zęby.
- Lodzika być fajna! Jamal uwielbiać lodzika!
Wszyscy się zaśmieli.
Udałam skonsternowaną, tymczasem w głowie już snułam obraz, że oto klękam przed Dawidem, rozsuwam mu rozporek i wyciągam twardniejącą pałkę, po czym biorę ją do ust…
- Cóż się tak pani zamyśliła? – Dawid patrzył na mnie badawczo. – Czyżby lodzikowy temat Jamala panią zainspirował?
- O, ty gnojku! – Myślę w duchu. – Żebyś wiedział, że zrobienie loda Jamalowi mogłoby być jeszcze bardziej ekscytujące. Chociaż… ciekawe czy zmieściłabym go do buzi?!
Przecież, doskonale to pamiętam, gdy w tamtym roku próbowałam obciągnąć panu Grzegorzowi, dyrektorowi ośrodka wypoczynkowego, i… nie mogłam objąć go ustami. Nie imponował wcale wielkością, ale gruby był jak u konia!
- Oj chłopcy, chłopcy, wam wszystko kojarzy się monotematycznie…
- Ale to pani pytała, czy lubimy lody? – Rezolutnie zripostował Dawid. – Więc my mamy też prawo o to samo panią zapytać. O lody… lodziki… – Podstępnie dodał, mrużąc oko.
- Właśnie! I mówiła pani o śmietanka! Lubi pani śmietanka? – Uroczo szczerzył zęby Jamal.
Czułam, że alkohol zabuzował mi w głowie, chyba dlatego nie ucinałam rozmowy.
- A co, jeśli powiem, że lubię lody?
Trzy pary oczu wbiły się we mnie. Pomyślałam sobie, że także chłopcy wizualizują sobie to, jak biorę do ust męską pałkę… – I bardzo dobrze! Niech sobie wyobrażają. Może nie za wielu mężczyznom robiłam loda… ale jak już obciągałam, to jak to mówią – pośladkami wciągali prześcieradła!
Miałam wrażenie, że młodzieńcy chcieliby pociągnąć “lodzikowy” wątek, lecz nie znaleźli na to pomysłu.
Lecz wtedy nagle Dawid zadał z pozoru niewinne, a jednak niedyskretne pytanie.
- A kiedy była pani ostatni raz na randce?
Pomyślałam: – Pewnie chłoptasiu wcale nie to pytanie chodzi ci po głowie. Raczej jesteś ciekawy, kiedy ostatni raz poszłam do łóżka z mężczyzną… Choć tak subtelnie tego na pewno nie określasz… Zastanawiasz się – “Kiedy ostatnio byłaś pani nauczycielko porządnie przedymana?”.
No tak, rzeczywiście… trochę czasu już minęło od tego, kiedy dałam się przelecieć panu Wieśkowi, podtatusiałemu elektrykowi, który naprawiał mi instalację… Sporo… Ale co by ci tu odpowiedzieć?
- Tak dawno, że już nie pamiętam! – Zaśmiałam się.
A niech buzuje im wyobraźnia! Niech myślą, że jestem spragniona długo wyczekiwanego kutasa!
- Oooo! To musi być kopa lata! – Skonstatował Jamal. – To pewnie pani tęskni za randka?
- Ha, ha, ha! – Zaśmiałam się.
Chłopakom zaświeciły się oczy. Dawid szybko podchwycił okazję.
- Ależ to każdy z nas byłby gotów panią zaprosić na randkę! Czy nie, panowie?!
Nawet nieśmiały Roman przytaknął głową.
- Doprawdy??? – Udawałam zaskoczoną.
- Tak… tak… – Wszyscy potakiwali.
Chyba to wypite wino tak na mnie podziałało, bo w duchu cholernie podnieciła mnie ta propozycja.
Wyobraziłam sobie niemal natychmiast romantyczną randkę z Dawidem. Oczami wyobraźni widziałam, jak się z nim całuję, jak jego język pakuje mi się do ust, jak jego dłonie udając, że błądzą, wnikają w dekolt sukienki i szukają moich piersi w staniku…
Randka z Jamalem byłaby, być może, nawet bardziej ekscytująca… Egzotyczny chłopiec nie bawiłby się w podchody, w całowania… ani chybi parłby do szybkiego finału… Czarna dłoń szybko wdarłaby się pod tę jasną sukienkę, zupełnie jak wieśkowa łapa, która miast majstrować przy elektryce, majstrowała pod moją spódniczką…
Tylko Roman wydawał się i nieciekawy i brzydki.
Wieczór zakończył się zapewnieniami, że chłopcy zostaną tu na kilka dni, że będą pomagać mi przy obejściu. Oraz, że… każdy z nich zabierze mnie na randkę. Oczywiście to ostatnie traktowałam z przymrużeniem oka.
Zakomunikowałam, że idę się kąpać i przypomniałam, że łazienka niestety nie zamyka się na klucz. Mieszkając sama, w ogóle tego nie potrzebowałam.
Doskonale wiedziałam, jak na nich podziała uzmysłowienie sobie, że oto za niezamkniętymi drzwiami, na wyciągnięcie ręki, seksowna milfetka właśnie zrzuca ciuszki… że stoi zupełnie naga… wystarczy tylko popchnąć, niczym niezablokowane drzwi…
Oczywiście na mnie ta świadomość działała zapewne nie mniej niż na nich. Ależ to kręciło… że oto moje gołe cycki… moja naga cipka… w każdej chwili mogłyby zostać podejrzane…
Dlatego myłam piersi pod prysznicem tak zmysłowo, pocierałam, jakby to nieśmiały młodzieniec pierwszy raz w życiu dorwał się do biustu… Zrobiło mi się arcyprzyjemnie. Tarłam moje półkule coraz silniej. I jeszcze silniej. Wreszcie ściskałam je… tak mocno, jak wtedy gdy gniótł mi je pan Grzesio w budynku administracji ośrodka.
Nie byłam w stanie powstrzymać westchnień.
- Aaach… – Mój oddech stał się cichy, lecz intensywny. Miałam nadzieję, że chłopcy nie słyszą…
Drugą dłonią sięgnęłam między nogi. Przesuwałam ją po szparce, a wtedy przechodził mnie elektryzujący dreszcz rozkoszy. Musiałam to zrobić, musiałam pieścić cipkę. Pocierałam wargi sromowe, jednocześnie zaciskając zęby, by nie wydawać jęków. Mimo to cichutko stękałam. Tarłam cipę, jakby to robił napalony i niedelikatny nastolatek, który pierwszy raz wepchnął rękę pod spódnicę dorwanej dziewczyny.
Wreszcie wsunęłam palec do piczki. Potem drugi. Taki udawany penis zagłębił się w moją pochwę zrazu powoli, by wkrótce w niej pracować niczym tłok w silniku. Nie mogłam się powstrzymać. Jęczałam.
- Aaaaaa… achhh!
Obawiałam się, że chłopcy mogliby usłyszeć, więc wyjęłam palce. Ciężko oddychając, przypominałam sobie jak to było, gdy czułam wtedy w sobie wieśkową, nie tak twardą pałkę…
To wyobrażenie popchnęło mnie bym znów wepchnęła palce w pochwę. Tym razem mocniej.
Teraz mój jęk stał znacznie głośniejszy.
- Aaaaaaach!
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. To był Dawid.
- Czy mi się zdaje, czy pani wołała?
- Nie… – odparłam cicho, z trudem dochodząc do siebie.
- Jakby co, niech pani pamięta. Zawsze mogę umyć plecki…
- Dawidzie, naprawdę nie trzeba…
Ciarki przeszły całe moje ciało. Panikowałam – przecież on rzeczywiście może tu wtargnąć!
- Dawidzie, nie wchodź… jestem zupełnie naga!
No tak, to go tym argumentem zniechęciłam – zaśmiałam się w myślach.
A może podświadomie celowo tak prowokowałam tego nabuzowanego testosteronem młodzika?
- Pani Marto, ale mi to nie przeszkadza… Nie będę się krępować. – Droczył się zza drzwi.
- Przestań proszę się ze mnie tak naigrawać…
Tymczasem młodzian kontynuował gierkę.
- Prawda koledzy, że jak kobieta mówi – “nie”, to znaczy “tak”?
Cały czas się trzęsłam. Nie wiedziałam, co mu może strzelić do głowy, zwłaszcza pod wpływem alkoholu, dlatego szybko chwyciłam ręcznik i owinęłam się nim. Na szczęście Dawid tylko żartował, nie zdobył się na otworzenie drzwi.
Po wysuszeniu się postanowiłam zagrać im nieco na nosie i wyjść z łazienki w mojej najseksowniejszej koszulce nocnej i szlafroczku, który by aż tak bardzo jej nie zakrywał.
Założyłam tę czarną z luksusowej koronki. Przejrzałam się w lustrze. Kwiatowe, subtelne wzory i hafty dodawały mi lekkości i zmysłowości. Nawet kokardki i wstążki tworzyły urok. Koszulka była prezentem od Marcina, mojego ostatniego chłopaka. To w niej kochałam się z nim najczęściej… “Ach… kiedy to było...” Jednak samo założenie jej na siebie powodowało u mnie wzbudzenie skojarzeń silnie erotycznych, zwłaszcza że Marcin był mężczyzną z dużymi potrzebami, dominującym i do tego ostrym.
- U la la! – Zakrzyknął Dawid.
Romuś rozdziawił gębę i wybałuszył oczy, Jamal zaś kręcił głową i dukał:
- O ja cię kręcił!
- Ojej… panowie, o co chodzi?
Demonstracyjnie próbowałam poprawić szlafroczek, ale i tak nadal było mi widać duży dekolt i sporą partię ud, ponieważ szlafrok był dość kusy.
- O nie, pani nie może po tym, co zobaczyliśmy, tak po prostu nas zostawić. – Nie przestawał droczyć się Dawid.
- Oj, chłopcy, chłopcy… tylko jedno wam w głowie… – Byłam rozanielona tym, że wzbudzałam u nich takie pożądanie. – Teraz panowie paciorek i… spać.
- Niech mi pani wierzy, że po tym co zobaczyliśmy, na pewno długo nie uśniemy. I co? Będzie pani musiała przyjść i nas utulić do snu!
- Tak, tak! – Wtórował Jamal – Popsytulać!
- I co jeszcze? – Zaśmiałam się. – Może całusy w główki na dobranoc? – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z dwuznaczności tekstu.
- Naprawdę? – Podchwycił Dawid. – Zechciałaby pani? – Zmrużył frywolnie oko.
- Tak, tak! Buziaka! Buzi do główka! – Jamal wspierał kolegę.
- Panowie, za dużo wina chyba dziś poszło! Dobranoc!
Odkręciłam się na pięcie i udałam się do sypialni.
Nie zapomniałam jednak zostawić uprzednio w łazience na koszu na bieliznę nie tylko moich majteczek, ale także stanika.
Jak Ci się podobało?