Rąbek małżeńskiej tajemnicy (III). Plan - oczami jego i jej

2 października 2025

Opowiadanie z serii:
Rąbek małżeńskiej tajemnicy

32 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Kontynuacja przeżyć. W pierwszej kolejności moimi oczami. Następnie z perspektywy mojej żony. Mijający czas i coraz więcej pojawiających się szczegółów pozwala dość dobrze odwzorować to, jak mogło to wyglądać oczami jej.

Codzienność wróciła zwyczajniej, niż się spodziewałem. Poranki pachniały kawą, a w kuchni brzmiał znajomy stukot filiżanki. Wszystko wyglądało jak zawsze, a jednak coś było inaczej. W jej spojrzeniu czaił się cień — głęboki, gorący sekret, który tlił się tuż pod powierzchnią skóry, gotowy eksplodować, gdy tylko przestanę udawać. Czasem próbowałem zaczepić temat w żartach, rzucać półsłówka, prowokować. „Znowu stałaś przy balkonie trochę za długo…” – mówiłem niby lekko, ale jej reakcja była zawsze taka sama, machnięcie ręką, chłodne milczenie, odcięcie. Jakby odganiała natręta, który zbliżył się za bardzo do ognia. Ani razu się nie przyznała. Nie musiała.

Ta cisza między nami była częścią gry. Ona udawała, że nic się nie stało, a ja udawałem, że jej wierzę. Jednak pod tą powierzchnią buzowało coś dzikiego. I to trzymało mnie przy tym wszystkim. Z czasem dostrzegłem więcej. To nie była przygoda. To było przebudzenie. Patrycja, jeszcze kilka miesięcy temu zgaszona, przytłoczona rodzinnym dramatem, teraz rozkwitała. Oddychała głębiej, patrzyła inaczej.

Nie pytałem. Pozwalałem jej na to. Jeśli miała wracać do życia przez cudze dłonie i cudzy zapach — niech wraca. A jeśli w tym miało być miejsce dla mnie, wiedziałem, że prędzej czy później mnie tam wciągnie. Na jej zasadach. Sygnały zaczęły się pojawiać. Krótkie gesty, nieoczywiste słowa, drapieżność w głosie. Spojrzenia, które wbijały się we mnie jak szpilki. To już nie była ta sama kobieta. To była wersja, która dojrzała do czegoś więcej.

Dwa tygodnie później Patrycja rzuciła mimochodem, że po zajęciach chóru wpadnie jeszcze do Aśki. Szkoła muzyczna, późna pora – nic niezwykłego. Jednak tego dnia znów szykowała się inaczej. Długa kąpiel, dokładna depilacja. Każdy centymetr jej skóry dopieszczony z chirurgiczną precyzją. Gdy wyszła z łazienki naga, jej cipka była idealnie wygolona, lśniąca, napięta. To nie było „odświeżenie się”. To było przygotowanie. Ceremonia. Ponadto, chciała, żebym ją taką zobaczył.

Włożyła dżinsową spódniczkę, krótszą niż miała w zwyczaju zakładać do szkoły. Białą koszulę z głębokim dekoltem i rękawami podwiniętymi do łokci. Pod spodem czarna koronka. Lubiłem ten komplet. Wiedziała, że działał na mnie jak impuls elektryczny. Tym razem jednak zakładała go nie dla mnie.

Po dziewiętnastej dostałem wiadomość „Pamiętaj, że po lekcjach jadę do Aśki”. Odpisałem neutralnie. Po dwudziestej pierwszej druga wiadomość „Wyciągnęła wino, pijemy. Nie czekaj”.

Wszystko zaczęło się układać. Czarne majtki, gładka cipka, czerwona szminka. To nie miał być wieczór tylko z koleżanką. W głowie kotłowały mi się obrazy. Patrycja, spódniczka podciągnięta na biodra, bielizna zsunięta bokiem, inny obcy całujący jej wnętrze, śmiech przerwany jękiem. Inne dłonie między jej udami. Inny zapach na jej ciele.

Czy to działo się właśnie wtedy? W mieszkaniu Aśki? Czy gdzieś na tylnym siedzeniu auta? Nie wiedziałem. Myśl o tym rozrywała mnie od środka. Nie ze złością, a z pragnieniem. Chciałem wiedzieć.

Po północy pod dom podjechał samochód. Światła i silnik zgasły. To byli oni. Moja żona i Michał. Zanim wysiedli, położył jej rękę na udzie. Jej nogi same się rozchyliły, spódniczka nieco się podniosła, a jego dłoń wślizgnęła się pod materiał. Ona całowała go mokro, namiętnie, język w język. A potem jej dłoń sięgnęła do jego krocza. Pieściła go przez materiał. Trwało to tylko chwilę. Wymienili kilka słów. 

Wysiedli. Ona pierwsza. Spódnica podciągnięta wyżej niż zawsze. Koszula po części rozpięta. Szła pewnym krokiem. Weszli do domu. Zamknęły się drzwi. Podszedłem w stronę schodów. Szmery, oddechy, jęki. I wtedy

– „Nie tutaj” – wysyczała między pocałunkami.

Wciągnęła go do garażu. Zszedłem po cichu kilka stopni. Widziałem smugę garażowego światła. Drzwi nie były domknięte. Słyszałem ich szarpane oddechy, jęki, drapieżność gestów. Podszedłem bardzo blisko. Szczelina była idealna. Niewielka, ale wystarczająca. Z ukrycia miałem widok na wszystko.

Całowali się łapczywie. Jego dłonie ściskały jej pośladki, mocno, pewnie. Jej jęki stawały się coraz głośniejsze, ciało się wyginało. Pieścił ją od tyłu, musiał trafiać dokładnie tam, gdzie chciała.

– „Rozbierz mnie”.

Nie prosiła. Rozkazywała. Rozpiął do końca jej koszulę. Ona zrzuciła stanik, majtki zsunęła jednym ruchem. Została w samej spódnicy, którą podniosła wysoko. Potem oparła stopę o koło samochodu, odsłaniając się bezwstydnie.

– „Poliż mnie. Teraz”.

Uklęknął. Rozchylił jej uda, zanurzył się w niej ustami. Jej jęk odbił się od ścian garażu. Chwyciła się za pierś, ściskała ją, przyspieszając własną rozkosz. Lizał ją przez kilka minut. Po chwili zaczął przesuwać dłoń po cipce. Myślałem, że chce wejść w nią palcami. Jednak tam zatrzymał się tylko na moment i poszedł dalej. Na twarzy Patrycji zobaczyłem rozkosz. Wtedy powiedziała

– „Tak, tam też chcę”.

Wtedy zrozumiałem, że dotykał jej drugiej dziurki. Jęczała cicho z rozkoszy. Uwielbiała to, gdy ją tam dotykam, liżę. Wiem, jak to na nią działa, więc wiem, co czuła w tym momencie. Najwidoczniej i on wiedział już że to lubi. A może to był pierwszy raz, gdy spróbował ją tam dotknąć?

Wypięła nieco tyłek, próbując dać mu większy dostęp do pupy. Ewidentnie miała na to ochotę. Cały czas nie przestawał jej lizać. Nagle głośniej jęknęła. Widziałem, jak zaczął rytmicznie ruszać dłonią, której palec prawdopodobnie wszedł w jej pupę. Podobało jej się to. Miałem wrażenie, że zaraz dojdzie. Po chwili usłyszałem soczyste

– „O kurwa, tak!! Nie przestawaj!” 

Nie zamierzał tego zrobić. Posuwał ją palcem rytmicznie, a ona z każdym jego pchnięciem nadziewała się na jego usta, język, które nie przestawały pieścić jej rozchylonych warg.


 

Po chwili jej głos znów zabrzmiał:

– „Zdejmij spodnie, teraz ja chcę smakować ciebie”.

Był zdziwiony, popatrzył na nią, ale posłusznie wstał i zsunął je z bioder. Wsunęła dłoń w jego majtki, drugą zsunęła je nisko. Gdy jego członek stanął przed nią, nie wyjąkała ani słowa — klęknęła i wzięła go do ust. Głęboko. Bez zahamowania. Dźwięki były mokre, rytmiczne, nieprzyzwoicie intensywne. Trzymał ją za głowę, ale to ona prowadziła. Usta zaciskały się ciasno. Widziałem, jak bierze go całego. Z nim mogła. Ze mną nigdy.

Stałem wpatrzony, rozpalony. Po kilku chwilach odepchnęła go gwałtownie, aż musiał odsunąć się pół kroku. Jej ciało było gorące, sutki napięte jak ostrze, skóra na piersiach pokryta gęsią skórką. Oczy miała zamglone pożądaniem, ale jej ton nie dopuszczał sprzeciwu.

Gwałtownie wyciągnęła go z siebie. Wstała i niemal wskoczyła na maskę auta. Usiadła wysoko na krawędzi, uniosła nogi i rozłożyła je szeroko, bezwstydnie, zapraszająco. Złapała się za kolana, rozchylając się jeszcze bardziej, aż jej cipka otworzyła się przed nim zupełnie. Wilgotna, różowa, błyszcząca.

– „Podobam Ci się taka rozpalona? Wejdź. Głęboko. Tylko nie kończ we mnie. Chcę poczuć Cię na sobie”.

Zanim zdążył odpowiedzieć, wcisnął się w nią. Jej ręce wciąż trzymały kolana szeroko rozstawione, jakby chciała otworzyć się przed nim do granic możliwości. Cipka przyjęła go chciwie, ściskając ciasno. Była mokra. Słychać było każde pchnięcie – głośne, wilgotne, obsceniczne. Garaż na pewno pachniał już seksem. Spocone ciała, zapach jej cipki. W tym samym czasie sama wsunęła palce między uda i zaczęła się pieścić. Szybkie, mocne ruchy, pełna kontrola, zero niepewności.

– „Tak, nie przestawaj, zaraz dojdę, lubię tak”.

On poruszał się twardo, równo, jego jądra uderzały o jej tyłek z każdym pchnięciem, a jej ciało falowało pod uderzeniami bioder. Palce tańczyły po łechtaczce. Mruczała, prawie warczała z pożądania.

– „Pamiętaj, tylko nie w środku, wyjmij”. – jej głos był rozkazujący, złamany jedynie falą zbliżającej się ekstazy.

I wtedy on wysunął się z niej. Dwa szybkie pociągnięcia dłonią i eksplodował. Strumień gorącego spermy uderzył ją prosto w brzuch, potem wyżej – na piersi, brodawki, a kilka kropli sięgnęło jej twarzy, zostając na ustach. Jej ciało aż się wygięło od impulsu. Nie przestała się pieścić. Jej palce nie zwolniły, przeciwnie, przyspieszyły. Oczy zamknięte, oddech rwany, usta rozchylone, oblizała to, co na nie poleciało. Z jej ust wyrwał się gardłowy jęk, głęboki, długi, pełen triumfu i dzikiej satysfakcji. Skończyła, cała oblepiona jego nasieniem. Otworzyła oczy, spojrzała na niego.

– „Teraz posprzątaj po sobie. Zliż to ze mnie”.

Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że zaraz będą wychodzić. Może jeszcze coś powiedzą, może zaśmieją się nerwowo. A może będą chcieli wymknąć się po cichu. Zobaczymy. Postanowiłem ją lekko wystraszyć. Zobaczyć, czy się przyzna, czy będzie udawać niewiniątko. Wycofałem się cicho spod uchylonych drzwi i skierowałem w stronę kuchni. Włączyłem światło jakby od niechcenia. Jasne, ostre, przecinające nocną ciszę. Potem podszedłem do szafki z kubkami i zacząłem szukać, ale nie tak po prostu. Grzebałem celowo, hałasując, przesuwając porcelanę, jakbym był wściekle zdeterminowany, żeby znaleźć jeden konkretny kubek. Nie dało się tego nie usłyszeć.

W końcu nalałem sobie wody do kubka, łykając z głośnym westchnieniem i przeszedłem wolnym krokiem w stronę schodów. Przystanąłem na moment. Rzuciłem okiem w stronę drzwi do garażu. Światło już było zgaszone. A więc usłyszała mnie. I dobrze wiedziała, co to oznaczało.

Poszedłem na górę, ale nie wszedłem od razu do sypialni. Stałem w ciemności, nasłuchując, gotowy na każdy dźwięk. Po chwili drzwi domu zaskrzypiały, Michał wyszedł. Bez słów, bez pożegnania. Patrycja zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Zostaliśmy sami. Wszedłem do sypialni i usiadłem na skraju łóżka. Czekałem. Słyszałem jej kroki na schodach. Po wejściu na górę od razu ruszyła w stronę łazienki, pewnie chcąc zmyć z siebie resztki tego, co po nim zostało, ale ubiegłem ją. Wyszedłem z sypialni nagle, stanąłem na korytarzu jakby przypadkiem.

– „To ty byłeś na dole?” – zapytała, z lekkim napięciem w głosie.

– „Tak. Poszedłem po wodę”.

– „Widziałam światło w kuchni, jak byłam na ganku”. – skłamała bez zająknięcia. Nawet nie próbowała się tłumaczyć bardziej.

Miała na sobie tę samą jasną dżinsową spódnicę. Na materiale – ciemne, wilgotne plamy. W świetle było widać wszystko. Jej ciało jeszcze jakby parowało po tym, co zrobiła kilka minut temu. Pochyliłem się i pocałowałem ją w usta.

– „Faktycznie piłaś wino”.

Dotknąłem jej talii. Ciało miała gorące. Pocałowałem mocniej. Odwzajemniła go od razu, łapczywie. Moja dłoń wsunęła się pod spódnicę. Gładka skóra, gorąca wilgoć. Nie miała majtek. Całowałem ją dalej, agresywniej. Drugą ręką przesunąłem na jej koszulę. Tkanina była cienka, przyklejona do ciała. Bez stanika. Czułem to pod palcami. Sutki napięte jak kamień. Już wiedziała, że wiem wszystko. Jak wtedy, dwa tygodnie temu.

– „Gdzie masz majtki?” – zapytałem, nie odrywając ust od jej szyi.

Milczała. Rozpiąłem pierwszy guzik. Potem drugi. Spojrzałem na jej ciało. Na brzuchu i piersiach były ślady — przejrzyste pasma spermy, rozmazane niedbale. Koszula też była poplamiona, klejąca się do skóry. Po moim hałasie w kuchni musiała w pośpiechu się ubrać, nie zdążyła niczego zetrzeć. Wyszła do mnie ze śladami tamtego na sobie. Bez wstydu.

– „Oblałam się wodą, dlatego zdjęłam stanik”. – powiedziała spokojnie, kłamiąc prosto w oczy.

– „A majtki?”

– „Lubię czasem chodzić bez. Wiesz przecież”.

Kolejne kłamstwo. I oboje o tym wiedzieliśmy. Złapałem ją mocno za kark i znów wpiłem się w jej usta. Językiem, z siłą, bez pytania. Drżała. Mimo że jeszcze niedawno dochodziła pod czyimś kutasem, jej ciało znów zaczynało pracować. Sutki sterczały, biodra drgały w moich dłoniach. Odwróciła się i weszła do łazienki. Na progu spojrzała przez ramię, wyciągając rękę. Poszedłem za nią.

Ukucnęła od razu. Bez słowa. Zsunęła moje bokserki i złapała za członka. Już twardego, gotowego. Zanurzyła usta prawie na całej długości. Głęboko, bez cackania się. Ssała mocno, rytmicznie. Wydawała z siebie gardłowe odgłosy ssania, jakby miała mnie wchłonąć do końca. Cała jej twarz błyszczała od wilgoci, włosy lepiły się do policzków. Byłem na granicy. Jeszcze chwila i wybuchłbym jej w ustach.

Wtedy się podniosła. Obróciła się, zrzuciła spódniczkę, wypięła mocno. Spojrzała przez ramię, oczy błyszczące, rozpalone.

– „Zerżnij mnie. Ale bardzo mocno. Do samego końca”.

Wszedłem w nią bez uprzedzenia. Gwałtownie, głęboko. Chwyciłem ją za biodra, wbijałem się w nią raz za razem. Posuwałem ją jak zwierzę, cicho warcząc z napięcia. Jedna ręka sięgnęła pod rozpiętą koszulę, znalazła pierś. Ścisnąłem ją mocno, palce zatopiły się w miękkim ciele, aż syknęła. Druga ręka znalazła się na jej karku, przyciskając ją do umywalki.

A ona? Miała jedną dłoń między nogami. Jej palce tarły łechtaczkę w szaleńczym tempie. Jej oddech był rwany, urywany, przeplatany jękami. Nie trwało to długo. Zadrżała pod moimi dłońmi, jej biodra zaczęły się trząść. Orgazm przeszedł przez nią jak fala. A ja jeszcze jedno, ostatnie pchnięcie i wystrzeliłem w niej, głęboko. Czułem, jak moje nasienie rozlewa się w jej wnętrzu, wypełnia ją, cieknie powoli. Wysunąłem się, a ona się obróciła, spojrzała mi w oczy. Z jej wnętrza spłynęła wąska strużka spermy po udzie.

– „Uwielbiam czuć cię tak głęboko”. – wyszeptała.

Zsunąłem z niej koszulę i jej podałem.

– „Wytarłbym cię nią. I tak już jest cała w spermie”.

Zmieszana jakby się uśmiechnęła, patrząc na mnie z rozmazanym makijażem i szeptem powiedziała

– „Masz rację”.




 

Obudziłam się z napięciem między nogami. Nie z powodu snu. Z powodu planu. Dzisiejszy dzień miał mieć smak kontroli. Weszłam pod prysznic, żeby się przygotować. Woda spływała po moim ciele, a ja patrzyłam, jak znikają resztki niewinności. Maszynka w dłoni sunęła bez litości. Pachwiny, wzgórek, wargi, pośladki. Każdy milimetr mojego ciała miał być gładki, gotowy. Bo wiedziałam, co mnie czeka.

Nie tylko popołudniowe zajęcia w szkole muzycznej, gdzie prowadzę chór. Nie tylko przyjacielskie spotkanie u Aśki. Ale wieczór z NIM.

W garniturach, grzeczny, poważny, z klasą. I tylko ja wiem, jak jego oczy robią się czarne, kiedy zdejmuje marynarkę. Jak trzyma mnie za kark, jak wciska się we mnie bez słowa. Jak potrafi klęczeć między moimi udami z pokorą i z głodem.

Dziś miał przyjechać wieczorem. Do Aśki. 

Pod prysznicem rozchyliłam nogi i dotknęłam się. Paznokcie przesunęły się po świeżo wygolonej skórze, potem po wilgotnych wargach. Byłam już mokra. Mój palec wślizgnął się we mnie z łatwością. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie jego język. Jego rękę zaciskającą się na moim tyłku. Wyobraziłam sobie, jak kończy na moim brzuchu, na piersiach. Jak każę mu to zlizać.

I wtedy się pieprzyłam. Sama. Z plecami opartymi o kafelki, z palcami w sobie, z cichym jękiem. Miałam pierwszy orgazm, zanim wyszłam z łazienki. A ciało było tylko bardziej rozbudzone. Rozpalone. Gotowe na więcej.

Stanęłam przed szafą. Nago. Widział mnie Adam. Zerkał na moją gładką cipkę. Nie mówił nic. Długo nie myślałam. Sięgnęłam po czarny, koronkowy komplet. Bieliznę, która nie miała nic wspólnego z codziennością. Majtki cienkie jak mgła, z wycięciem tak wysokim, że ledwie kryły cokolwiek. Stanik równie przejrzysty, miękki, jedynie podkreślający kształt i napięcie. Nie miały mnie zasłaniać. Miały drażnić. I przypominać mi, że ciało, które noszę, dziś należy do rozkoszy.

Spódniczka dżinsowa, krótka. Koszula biała, rozpięta do trzeciego guzika. Makijaż subtelny, ale usta lekko nabłyszczone. Włosy spięte ciasno, profesjonalnie. Maska zachowana. Ale pod nią wilgoć. Stała, pulsująca, narastająca od świtu.

Podczas próby chóru byłam skupiona. Z pozoru. Dawałam wejścia, korygowałam rytm, słuchałam uważnie — ale jedno zmysłowe napięcie przejmowało kontrolę. To było dziś zbyt widoczne. Zbyt gęste. Zbyt świadome.

Nie tylko ja to czułam. Najstarsi chłopcy — już pełnoletni, dorośli mężczyźni z ambicjami i testosteronem w oczach — patrzyli na mnie inaczej niż zazwyczaj. Nie z szacunkiem. Nie z chłopięcą fascynacją. Z pożądaniem. A może mi się tylko wydawało? Raczej nie.

Siedzieli w tylnych rzędach, zerkając na mnie, szepcząc coś między sobą. Ich wzrok ślizgał się po moich nogach, po biodrach, po linii piersi pod koszulą. Widziałam to. I nie reagowałam. Nie poprawiłam spódniczki, gdy się podciągnęła, odsłaniając gładką skórę ud.

Nie zasłoniłam się, gdy pod światłem z okna prześwitywał zarys czarnych majtek pod materiałem.

Pozwoliłam im zobaczyć. Bo patrzenie to wszystko, na co mogli sobie pozwolić.

A jednocześnie…

Poczułam, że materiał majtek już klei się do skóry. Wilgotne — pomyślałam. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo już jestem mokra. Jak bardzo moje ciało domaga się języka, palców, kutasa. Jak bardzo ta próba to tylko przedsmak tego, co zaraz zrobię.

Stałam na podeście, dając im sygnał ręką. A w środku śmiałam się cicho. Bo wiedziałam, że po tym wszystkim zdejmę tę bieliznę dla Michała.  A oni zostaną z obrazem moich ud, mojej koszuli, mojego zapachu i nigdy nie poczują, jak smakuje moja cipka zaraz po orgazmie.

To była władza. I ja się nią dziś karmiłam.

Zamknęłam nuty, opuściłam ręce. Zajęcia dobiegły końca. Jeszcze kilka podziękowań, jeszcze kilka spojrzeń. Czułam, jak moja bielizna coraz mocniej przylega do skóry.

Majtki były już naprawdę mokre. Nie tylko z powodu moich myśli. Z powodu spojrzeń.

Kiedy podeszłam do pulpitu, zauważyłam kątem oka, że jeden z chłopaków oddzielił się od grupy. Szymon. Pełnoletni, wysoki, dobrze zbudowany. Z tych, którzy wiedzą, że są przystojni, ale jeszcze nie nauczyli się tego używać subtelnie. Zbliżył się powoli, jakby się wahał. Ale jego oczy nie kłamały — wiedział, czego chce.

— „Pani Patrycjo…” — zaczął cicho. Głos lekko mu zadrżał, ale zebrał się w sobie. — „Z racji piątku… może miałaby pani ochotę pójść z nami po zajęciach na piwo?”

Unoszę brew. Zaskoczył mnie. Nie dlatego, że padła propozycja. Ale dlatego, jak ją wypowiedział — nie jak chłopiec, który próbuje flirtować z nauczycielką, ale jak mężczyzna testujący granice.

Uśmiechnęłam się pod nosem, nie za szeroko. Pochyliłam się lekko w jego stronę. Moja koszula rozchyliła się minimalnie, wystarczająco, by zauważył, że stanik nie był z gatunku „biurowych”.

– „Dziś mam ochotę na coś innego”. – powiedziałam cicho, ale wyraźnie.

Spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem. Ale się nie cofnął.

 – „Coś innego też może być” – rzucił półżartem, nieśmiało, ale już odważniej.

Nie spuścił wzroku. Nie udawał chłopca.

– „Mam już plany na wieczór”. – odpowiedziałam powoli. – „A poza tym, Szymon, doskonale wiecie, że nie powinniśmy mieć żadnych relacji poza lekcjami”.

Uśmiechnął się tylko. Nie przeprosił. Nie odszedł zawstydzony. Po prostu kiwnął głową. I zanim się obrócił, dodał cicho:

– „Szkoda.”

Nie była to pierwsza taka sytuacja. Kilka lat temu kończyła szkołę grupa chłopaków. Ostatni rocznik z tych naprawdę męskich, dojrzałych, z charakterem i pyskiem. Nie byli dziecinni.

 Mówili wprost. Ich spojrzenia były jednoznaczne. Ich słowa, już nie podteksty, ale jasne propozycje.

– „Zatańczy pani z nami po rozdaniu świadectw?”

 – „Będzie pani na balu, prawda? Może się pani zgubi”

 – „Jest pani piękna, nie jak nauczycielka, tylko jak kobieta”.

Grzecznie ich gasiłam. Z uśmiechem, ale stanowczo. Zawsze stawiałam granice. Ale nigdy nie udawałam, że ich nie słyszę. Po latach nadal piszą. Życzenia świąteczne, urodzinowe. Co u mnie, czy prowadzę jeszcze chór, czy może mam czas w weekend.

Jeden z nich zapraszał mnie nawet na swoje urodziny. Uprzejmie odmówiłam. Nie dlatego, że nie chciałam. Ale dlatego, że wtedy jeszcze wierzyłam, że są granice, których się nie przekracza.

Dziś? Patrząc, jak Szymon, zerkając przez ramię, wychodzi z sali. Czując, jak moje majtki obklejają mnie jak druga skóra, przesycone wilgocią, o której nikt nie miał pojęcia. Zaczęłam się zastanawiać. Czy naprawdę warto się powstrzymywać? A może warto się odezwać. I zmienić zdanie.

Po zajęciach jechałam wolno, bez radia, z otwartym oknem. Potrzebowałam powietrza. Ciszy. Mój własny oddech był jedyną muzyką, jakiej potrzebowałam.

Wciąż czułam na sobie spojrzenia z próby chóru. Nie dzieci. Tych starszych. Pełnoletnich chłopaków – mężczyzn w ciałach jeszcze nie do końca uformowanych, ale już z oczami, które mówiły więcej, niż powinny.

Szymon. Łukasz. Oskar. Zawsze ci sami. Zawsze gdzieś w tylnych rzędach, z nutami w rękach i czymś więcej w oczach. Nie raz łapałam ich szepty, ukradkowe uśmiechy, spojrzenia zatrzymujące się zbyt długo na moich nogach, szyi, linii piersi. I dziś, pierwszy raz, pozwoliłam sobie to chłonąć. Dziś nie odwracałam wzroku. Dziś nie udawałam, że nie widzę. Dziś byłam ciekawa.

Zatrzymałam się pod blokiem Aśki. Weszłam bez słowa. W salonie było już ciemno, jedynie lampka w rogu dawała ciepłe, przytulne światło. Wino stało gotowe. Dwa kieliszki. Dwie kobiety z historiami, które znały się zbyt dobrze.

– „Już po?” – zapytała, siadając na kanapie.

Przytaknęłam tylko.

– „Byli?”

– „Jak zawsze”. Zrobiłam pauzę.

 – „I jak zawsze – patrzyli”.

Aśka uśmiechnęła się pod nosem.

– „Tyle razy prowadziłam zajęcia z dorosłymi chłopakami. Czasem aż za bardzo kusiło. Ale nigdy nie przekroczyłam granicy”.

– „Nigdy?”

– „Nie.”

 Sięgnęła po wino.

 – „Wiesz, fantazje to jedno. Ale fantazje nie niosą ryzyka. Można się nimi pobawić. Wyobrazić sobie, że któryś z nich zaprasza cię do auta, że zatrzymujesz się na uboczu i potem kończysz z jego głową między nogami. Ale to zostaje w głowie”.

Westchnęłam, powoli, nie odrywając wzroku od ciemnego wina w kieliszku.

– „A może właśnie przestaje tam być”.

Aśka spojrzała uważniej.

– „Serio o tym myślisz?”

Wzruszyłam ramionami.

– „Nie dziś. Ale wiesz, oni już nie są dzieciakami. Mają po dwadzieścia lat, coraz bardziej pewni siebie, niektórzy cholernie dojrzali. Jeden z nich zaprosił mnie dziś na piwo. Prosto, bez ceregieli”.

– „I co powiedziałaś?”

– „Że mam inne plany. I że nie powinniśmy mieć żadnych relacji poza lekcjami. Ale gdy odchodził, spojrzał na mnie tak, że kurwa”.

 Zatrzymałam się.

 – „Wiem, że chciałby mnie pocałować. A ja wiem, że bym mu pozwoliła”.

Aśka nie odpowiedziała od razu.

 Po prostu dolała wina i milczała przez chwilę.

– „Może i ja powinnam się przestać bać fantazji”. – rzuciła cicho.

Czas płynął.
Między dwudziestą pierwszą a dwudziestą trzecią przeszłyśmy przez wszystko: Michała, przeszłość, marzenia, zdrady, niedopowiedzenia. Aż w końcu telefon zawibrował. Wiadomość od Michała.

„Jadę. Zatrzymałem się jeszcze u rodziców, ale już wyjeżdżam. Będę za 10 minut”.

Zakręciłam kieliszek w dłoni.

Dziesięć minut po dwudziestej trzeciej zadzwonił domofon. Aśka spojrzała na mnie jakby z zaskoczeniem.

– „Chcesz, żebym zniknęła?”

– „Nie. No coś ty”

Otworzyłam drzwi. Michał wszedł powoli. Spokojny jak zawsze. Zapach wody po goleniu uderzył w nozdrza. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Aśkę.

– „Nie przeszkadzam?”

– „Wręcz przeciwnie”. – powiedziała Aśka z uśmiechem.

Przywitali się grzecznie, niemal oficjalnie. Usiadł na chwilę. Wziął szklankę z wodą. Rozmawialiśmy przez kilka minut, o niczym. Pogoda, korki, zbliżający się długi weekend. Ale pod tym wszystkim pulsowała jedna, wspólna myśl. Wszyscy wiedzieli, po co tu przyszedł. W końcu spojrzałam na niego i powiedziałam cicho:

– „Chodź. Czas jechać”.

Wstał. Nie powiedział nic. Skinął tylko do Aśki, która uśmiechnęła się lekko, jakby mówiła

 „Dobrze się bawcie”. Wyszliśmy razem. W windzie panowała cisza. Jego dłoń była już na moim biodrze. Miałam pomysł. I nie zamierzałam się z nim kryć.

Wyszliśmy z klatki, chłodne powietrze owinęło się wokół nóg. Szłam pierwsza. Nie dotykał mnie, ale czułam jego wzrok. Wiedział, że ten wieczór nie będzie spokojny. Nie od tego momentu. Wsiadłam do auta. Zatrzasnęłam drzwi i od razu odchyliłam fotel. Ruszył i od razu zapytał, zerkając kątem oka

– „O czym rozmawiałyście tak długo?”

– „O chłopcach”. – odpowiedziałam bez namysłu.

 – „O tych z chóru. Najstarszych. O ich spojrzeniach. Ich propozycjach”.

Spojrzał na mnie na chwilę, potem znów na drogę. Milczał kilka sekund.

– „Mów dalej”.

– „Dziś jeden z nich zaprosił mnie na piwo. Nie pierwszy raz. Wiedzą, że nie powinni. Ale próbują. Ich wzrok nie jest już chłopięcy. To męskie spojrzenia. I wiesz co? Zamiast ich odrzucać, zaczęłam ich słuchać”.

Jego oddech przyspieszył. Nie udawał obojętności.

– „Ciekawi mnie, jak byś wyglądała w objęciach takiego młodego”. Jego głos był niższy, zachrypnięty.

 – „Nie dziwię się twojemu mężowi. Ta myśl podnieca. Ciebie, klęczącą przed chłopakiem, który jeszcze parę miesięcy temu był twoim uczniem. Albo między dwoma. Może trzema. Jak cię całują, jak cię liżą. Jak wsuwają się w twoją cipkę po kolei. A ty bierzesz ich wszystkich, bo nie możesz się zatrzymać”.

Zamknęłam oczy. Nie mówiłam nic. Ciało napięte, brzuch drgał. Wsunęłam rękę pod spódnicę. Dotknęłam się przez majtki. Byłam wilgotna do granic możliwości. Michał to widział i skręcił nagle w boczną drogę. Zatrzymał się gwałtownie.

– „Chcę cię dotknąć”.

– „Masz dwie minuty”. – powiedziałam, nie patrząc na niego.

Rozpięłam pas, rozchyliłam nogi. Materiał spódniczki podsunął się wyżej. Majtki napięte jak struna. Jego palce trafiły na nie od razu.

Przycisnął. Przesunął. Wszedł pod spód. Zanurzył palce we mnie. Byłam miękka, otwarta, mokra. Jęknęłam nisko, gardłowo. Ale po chwili – chwyciłam go za nadgarstek. Zatrzymałam go. Spojrzał pytająco.

– „Zabierz mnie dalej”. – powiedziałam cicho. – „Zaufaj mi. Mam pewien pomysł”.

– „Gdzie?”

Uśmiechnęłam się leniwie.

– „Zobaczysz.”

Nie pytał więcej. Odpalił silnik. Wróciliśmy na drogę. Cisza była już zupełnie inna. Nie chłodna. Tylko wilgotna, duszna, przesycona wszystkim, co miało zaraz eksplodować.

Pod domem było ciemno. Światła wyłączone. Wszystkie okna zasłonięte. Dom śpiący. Niewinny. Michał zgasił silnik i niemal od razu znów dotknął mojego uda, rozchylając nogi. Był jak napalony nastolatek z chóru. Pocałowałam go i zaczęłam dotykać przez spodnie. Był duży i twardy. Wiedziałam, że tego już dzisiaj nie powstrzymam. Do tego czułam, że jestem trochę pijana, co ułatwiało realizację dalszego planu.

– „Chodź ze mną do środka” – powiedziałam.

– „Gdzie?”

– „Do domu”.

– „Przecież twój mąż tam jest”.

– „Boisz się?” – szyderczo się uśmiechnęłam.

– „Chcę ciebie. Gdziekolwiek”.

Wyszliśmy z auta.

– „Na pewno?” – zapytał jeszcze raz.

Złapałam go za rękę.

– „Po prostu chodź”

Weszliśmy do środka. Bez słowa. Bez światła. Michał zaczął mnie całować.

– „Nie tutaj” – powiedziałam niewyraźnie, dotykając jego ust swoimi.

Wskazałam mu korytarz. On ruszył za mną. Gdy zbliżyliśmy się do drzwi garażowych, wtedy Michał się zatrzymał. Spojrzał na mnie. Ja nie spojrzałam na niego. Po prostu weszłam do środka. Ciemność, zapach metalu, betonu, chłód. Ale między moimi udami – gorąco. Pulsujące, spuchnięte pragnienie.

Odwróciłam się do niego. Bez słowa. Wciągnęłam go do garażu i popchnęłam drzwi, aby się zamknęły, ale na tyle delikatnie, żeby nie trzasnęły. Zapaliłam małe światło. Stanęłam przy nim i bez słowa wpiłam się w jego usta. Michał odpowiedział jak zwykle, silnie, bezwzględnie. Dłonie zacisnęły się na moich pośladkach z siłą, jakby chciał zostawić ślady. Byłam mokra. Każdy dotyk, każde westchnienie rezonowało we mnie jak uderzenie w bęben. Rozpięłam guziki jego koszuli.

 – „Rozbierz mnie”. – nie powiedziałam tego jak kobieta prosząca. Rozkazałam. Cicho. Z pełnym przekonaniem.

Zdjął ze mnie koszulę. Odpięłam stanik. Majtki spadły na podłogę jak nic nieznaczący detal, jednym jego ruchem. Spódniczkę podciągnęłam nieco w górę. Oparłam stopę o oponę samochodu. Uda rozchyliły się bezwstydnie. Czułam, jak moje wnętrze pulsuje.

– „Poliż mnie. Teraz”.

Uklęknął bez słowa. Jego twarz znalazła się idealnie między moimi udami. Czułam na skórze jego oddech. Ciepły, krótki, napięty. Wiedział, co robić. Nie musiał pytać. Rozchylił moje wargi palcami. Powoli, ostrożnie, jakby otwierał coś cennego. A potem wsunął język.

Bez wahania. Głęboko. Zamknęłam oczy. Ciało zadrżało od pierwszego dotknięcia.

Jego język był miękki, gorący, giętki. Wchodził w moją cipkę jak palec. Jak pieszczota, na którą tak miałam dziś ochotę. Pulsowałam. Czułam, jak mój otwór zaciska się wokół jego języka, jak reaguje, jak drga. Nie tylko powierzchownie. On wsuwał się naprawdę do środka.

Głębiej niż czasem sama robię to palcem.

– „Tak…” – westchnęłam, ledwie słyszalnie, czując, że moje biodra same zaczynają mu się nadstawiać.

Wsunął język jeszcze raz, potem jeszcze raz – mocniej, intensywniej, szybszym rytmem. Lizał mnie od środka, a potem wypuszczał z ust, by przesunąć językiem w górę, aż do łechtaczki. Zatrzymywał się tam tylko na moment, ssąc ją delikatnie, muskając, potem wracał do środka. Ten cykl był torturowaniem przyjemnością. Mój oddech przyspieszył. Pierś unosiła się szybko. Palce ściskały maskę samochodu, drugą ręką znów chwyciłam pierś i mocno ścisnęłam sutek. Potrzebowałam tego – brutalnego, twardego kontaktu z ciałem. Z moją rozkoszą.

I wtedy poczułam coś jeszcze. Jego palce. Najpierw jeden, nieśmiały, ostrożny. Sunął wzdłuż mojego krocza, omijając cipkę, szukając niżej. Zadrżałam. Nie powstrzymałam się.

 – „Tak. Tam też”. – powiedziałam półszeptem.

I od razu rozchyliłam nogi szerzej, tyłek wypięłam bardziej, jak suka gotowa na wszystko. Palec trafił we właściwe miejsce. Zaczął je masować, nie wchodząc od razu. Kręcił kółka. Pracował cierpliwie. Czułam, jak moje ciało staje się bardziej podatne, jak druga dziurka mięknie, pulsuje. To miejsce, uwielbiałam, gdy się nim zajmował. I Michał o tym wiedział. Wciąż mnie lizał, teraz w szybszym rytmie, a jego palec zaczął wchodzić w mój tyłek. Powoli. Opór był minimalny. Byłam tak rozgrzana, że wszystko szło gładko.

Wszedł. Jęknęłam głośno, krótko, bez opamiętania. Głos odbił się od ścian garażu.

Teraz miał język w mojej cipce i palec w mojej pupie. Czułam ich jednoczesną obecność, czułam, jak rozciągam się wokół niego, jak moje mięśnie zaciskają się na jego skórze.

– „O kurwa, tak, nie przestawaj!” – głos miałam już całkiem obcy, obnażony, drżący.

Wciągał mój zapach nosem, liżąc mnie z uwielbieniem, jakby moja cipka była dla niego jedynym sensem życia. A ja? Byłam tylko napędem dla tej przyjemności. Falami.

Rytm, który utrzymywał, był idealny. Od środka, po łechtaczkę, po napiętą, wilgotną dziurkę z tyłu. Czułam, jak zaraz eksploduję. Chwyciłam go za włosy. Przycisnęłam mocniej do siebie. Język lizał mnie jak w transie. Palec poruszał się powoli, głęboko, w rytmie moich skurczów.

Byłam napięta jak struna. I zaraz miałam pęknąć.

Ale wtedy zatrzymałam go. Odsunęłam jego głowę. Spojrzał na mnie z dołu, z błyszczącymi ustami. W jego oczach był głód.

– „Zdejmij spodnie”. – powiedziałam cicho. – „Teraz ja chcę posmakować ciebie.”

Nie byłam gotowa skończyć. Chciałam więcej. Chciałam wszystkiego. Nie powtórzyłam. Nie musiałam. Wstał posłusznie. Ręce trzęsły mu się lekko, nie z niepewności, z napięcia. Rozpiął pasek. Zsunął spodnie. Włożyłam rękę w jego majtki. Poczułam go. Drugą ręką zsunęłam bieliznę na sam dół. Jego kutas był twardy. Czekał. Nie pozwoliłam mu czekać zbyt długo. Klęknęłam. Zrobiłam to z gracją, ale bez zbędnej kokieterii. Nie grałam pokornej. Nie robiłam tego „dla niego”. Zrobiłam to dla siebie.

Wzięłam go do ust od razu. Głęboko. Czułam, jak napięte ciało Michała drży, gdy mój język obmywał jego żołądź. Potem wciągałam go głębiej. Złapał mnie za głowę, ale to ja prowadziłam. Z mojej buzi dochodziły dźwięki ssania – głośne, mokre, rytmiczne. Nie wstydziłam się tego. Wręcz przeciwnie. Chciałam, żeby dźwięk moich ust na cudzym kutasie brzmiał w uszach, to mnie podniecało. Brałam go całego. Wchodził głęboko, aż czułam, jak żołądź ociera się o ścianki gardła. Jego biodra poruszały się, ale pozwalałam tylko na minimalny ruch, resztę miałam pod kontrolą.

Odepchnęłam go. Zrobiłam to mocno, z pełnym zamiarem. Jego członek wypadł z moich ust z soczystym mlaśnięciem. Patrzył zaskoczony, ale ja już się podnosiłam. Oparłam dłonie o maskę, a potem niemal wskoczyłam na nią. Zadarłam spódniczkę wysoko. Moje ciało znalazło pozycję idealną. Rozsunęłam nogi szeroko. Bardzo szeroko. Złapałam się za kolana, mocno, rozwierając się dla niego bezwstydnie. Cipka była otwarta. Wiedziałam, jak wyglądam. Wulgarne napięcie i duma w jednym. Spojrzałam mu w oczy.

– „Podobam Ci się taka rozpalona? Wejdź we mnie. Głęboko. Pieprz mnie. Tylko nie kończ we mnie, chcę Cię poczuć na brzuchu, na piersiach”.

Wszedł we mnie natychmiast. Wbił się cały. Głęboko. Twardo. A moje ciało zadrżało od stóp po kark. Z gardła wyrwał mi się dźwięk, przeciągły, zaskoczony, jakby jego kutas rozerwał we mnie barierę, którą celowo utrzymywałam. Byłam tak otwarta, że jego ruchy natychmiast uderzyły w ściany mojej pochwy. Czułam go wszędzie.

Od razu wcisnęłam dłoń między uda. Palce trafiły na łechtaczkę jednym ruchem. Byłam rozgrzana, wrażliwa, tak napęczniała, że wystarczył jeden dotyk, a poczułam, jak fala przechodzi przez cały brzuch. Zaczęłam się pieścić. Szybko. Bezlitośnie. Nie potrzebowałam przyjemnego wprowadzenia. Chciałam eksplozji.

On poruszał się we mnie w równym rytmie. Biodra uderzały o moje uda, jego ciężar wbijał mnie w maskę auta. Ale to ja prowadziłam. Moje palce już tańczyły. Masowały łechtaczkę krótkimi, mocnymi ruchami. Czułam, jak każde pchnięcie jego bioder wbija kutasa głębiej, a moje palce nakręcają mnie od zewnątrz. Oddychałam nierówno. Piersi falowały, sutki były twarde, chłodne od powietrza, ale ciepłe od krwi. Ciało spocone, skóra przyklejona do metalu. Nogi wciąż szeroko rozwarte. Zupełnie odsłonięta.

Jęknęłam. Raz, mocno, nisko. Potem kolejny raz. Już wyżej, przeciąglej. Każdy skurcz w środku sprawiał, że ciało napinało się i pochłaniało go jeszcze mocniej. Patrzyłam mu w oczy, gdy jęczałam. Nie spuszczałam wzroku. To była pewność, że robię z nim wszystko, czego chcę.

Czułam jego ruchy coraz szybsze. Mięśnie w jego udach zaczynały drżeć. Jego oddech był rwany, dłonie zaciskały się na moich biodrach, ale nie przyspieszałam palców. Jeszcze nie.

Chciałam skończyć razem z nim. Na moich warunkach. Zacisnęłam się mocniej na jego członku. Mięśnie pochwy ścisnęły go jak pierścień. Sama kontrolowałam napięcie.

Palce poruszały się szybciej, aż brzuch zaczął mi drgać. Już nie mogłam wytrzymać.

Z moich ust wydobył się jęk, który nie był ludzki. Gardłowy. Ostry. Jakby orgazm przejął kontrolę nad wszystkim. Nad mową. Ciałem. Wolą. Cipka pulsowała. Skurcze przetaczały się po wnętrzu. On wciąż był w środku. Napięty, twardy, uderzający o mnie rytmicznie. Miałam go w sobie i nie chciałam puszczać. Czułam, że on też dochodził.

 – „Nie w środku. Na mnie”. – powiedziałam krótko, dominująco, drżąc jeszcze od fali rozkoszy.

Wysunął się. Z mojego wnętrza ściekała rozkosz. Czułam, jak powietrze chłodzi moje wnętrze, ale skóra płonęła.

Dwa szybkie pociągnięcia i eksplodował. Strumień spermy uderzył mnie w brzuch. Ciepły, gęsty, obezwładniający. Potem kolejny, wyżej, między piersi. Krople na brodawkach. Na szyi  i ustach.

Nie ruszałam się. Leżałam nadal na masce auta, z nogami rozchylonymi, cipką wciąż otwartą, mokrą. Oblepiona jego nasieniem. Czułam, jak spływa po skórze, jak mnie znaczy. Oblizałam usta. Oddychałam ciężko. Ale nie zasłoniłam się. Nie wytarłam. Spojrzałam mu w oczy.

– „Teraz posprzątaj po sobie. Zliż to ze mnie”.

Oczy Michała były szeroko otwarte, wpatrzone we mnie, w moje ciało. Wiedział, że to, co zobaczył, przekraczało każdą jego dotychczasową fantazję. Moja pierś pokryta gęstą, mlecznobiałą smugą. Brzuch gorący, śliski od świeżo wystrzelonego strumienia.

– „Zliż to ze mnie”. – powtórzyłam.

 Już się pochylał. Już się zbliżał ustami. Jego język wysunął się lekko, miał zacząć od piersi, był ledwie centymetr od brodawki. Ja ciągle siedziałam szeroko rozparta na masce samochodu, z cipką wciąż otwartą.

I wtedy to się stało.

Klik.

Światło w kuchni. Ostre. Nie pasujące do żadnego scenariusza, który się przed chwilą pisał.

Michał odruchowo zamarł. Język cofnął się. Siedziałam na masce auta z rozchylonymi nogami, sperma błyszczała mi na skórze, a mój oddech wciąż był ciężki.

Światło. Wiedziałam, kto je włączył. Zeskoczyłam z maski jednym ruchem. Skurcze nie odeszły, były głębokie, powolne. Ale teraz musiałam działać.

– „Ubieraj się”. – powiedziałam Michałowi krótko. Nie spojrzałam mu w oczy.

Spódniczkę. Zsunęłam ją na biodra. Była mokra. Ode mnie, od niego. Duża plama z przodu. Wiedziałam, że będzie widoczna. Ale nie było czasu na rozmyślanie. Bez majtek. Bez stanika. Koszula, rozpięta, klejąca się do skóry. Nie mogłam jej dopiąć. Nie teraz. Zawlokłam się do drzwi. Michał wciąż zapinał spodnie. Widziałam, że ręce mu się trzęsą.

Z kuchni słychać było szuranie kubków. Wiedziałam, że on nas nie widzi. Ale może słyszy. Widzi światło. Słyszy milczenie. Zgasiłam światło. Udawałam, że nas tam nie ma. Zaczekałam, aż wróci do góry.

Wyszliśmy z garażu bez słowa. Otworzyłam drzwi, szybkie spojrzenie i go pożegnałam. Zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek. I zostałam sama. Znasz to uczucie, kiedy nagle uświadamiasz sobie, że twoje ciało nadal oddycha rozkoszą, ale wokół już nie ma nikogo?

Stałam w ciemnym korytarzu. Koszula kleiła mi się do brzucha. Na piersiach miałam ślady.

 Na ustach jego smak. Nie dotknęłam się. Nie poprawiłam. Ruszyłam po schodach, a po wejściu do góry od razu do łazienki.

I wtedy on wyszedł z sypialni. Z miną jakby wyszedł tylko „przypadkiem”.

– „To ty byłeś na dole?” – zapytałam, udając, że nie wiem. W głosie miałam kontrolę. Ledwie zauważalną, ale była.

– „Tak. Poszedłem po wodę”.

Światło z korytarza rozświetliło naszą dwójkę. Widział mnie całą. Spódniczka wilgotna między nogami. Koszula prześwitująca, na brzuchu błyszczały smugi. Na piersiach ślady po wytrysku.

– „Widziałam światło w kuchni, jak byłam na ganku”. – powiedziałam.  Bez zająknięcia. Bez cienia winy.

Patrzył. Patrzył długo. Podszedł. Pocałował mnie. Delikatnie.

– „Faktycznie piłaś wino”.

Jego dłoń zsunęła się na moją talię. Była ciepła. Czułam jego palce tuż nad miejscem, gdzie jeszcze kilka minut temu Michał był we mnie tak głęboko. Jego usta zaczęły całować mnie mocniej. Drapieżnie.

I nagle, jego ręka pod spódnicą. Ciepła dłoń trafiła na nagą, spoconą, lepko wilgotną skórę. Pomiędzy uda. Dotknął. Nie znalazł oporu. Nie miałam majtek. Nie miałam usprawiedliwienia. Czułam, jak jego palce trafiają na śliską wargę.

Wiedział. Ale mnie to nie obchodziło. Jego język znów był w moich ustach. A moje ciało jakby prosiło, żeby znów mnie posiadł. Nie, żeby zmazać winę. Tylko żeby ją podkreślić.

Drugą rękę włożył pod moją koszulę. Dotknął piersi. Nie miałam stanika. Czułam, jak jego palce trafiają na moje brodawki, twarde, wystające, napięte. Takie, jakie zostają po czyimś języku.

– „Gdzie masz majtki?” – zapytał cicho, ale nie łagodnie.

Jego usta nie odklejały się od mojej szyi. Milczałam. Nie musiałam odpowiadać. Nie miało to już znaczenia. Rozpiął pierwszy guzik mojej koszuli. Potem drugi. Jego spojrzenie zsunęło się po moim brzuchu. Na piersiach wciąż było widać ślady. Pasmo spermy, jasne, przejrzyste, lekko już zaschnięte. Smuga na dolnej krawędzi żebra. Druga na piersi, rozmazana dłonią. Koszula miejscami się do mnie przykleiła.

– „Oblałam się wodą”. – powiedziałam spokojnie. – „Dlatego zdjęłam stanik”.

Kłamstwo.

– „A majtki?”

Spojrzałam mu w oczy.

 – „Lubię czasem chodzić bez”. – „Wiesz przecież”.

Drugie kłamstwo. I wiedziałam, że oboje jesteśmy w nim razem.

Wpił się w moje usta. Jego język przesunął się we mnie z siłą. Drżałam. Ale nie z niepokoju. Z napięcia. Ciało znów zaczęło reagować. Brodawki zesztywniały bardziej. Biodra zaczęły delikatnie drżeć. Odwróciłam się. Bez słowa. I weszłam do łazienki. Na progu odwróciłam głowę. Spojrzałam na niego przez ramię. I wyciągnęłam dłoń. Wziął ją. Poszedł za mną.

Zamknęliśmy drzwi. Ukucnęłam natychmiast. Nie czekałam. Nie mówiłam. Zsunęłam jego bokserki. Złapałam go za kutasa, już twardego. Pulsującego. I wzięłam go do ust. Całego. Tak głęboko, jak potrafiłam.

Ssałam go rytmicznie. Dźwięki były wilgotne, nieprzyzwoite. Czułam, jak jego oddech przyspiesza, jak mięśnie w jego udach się napinają. Palce wplotły się w moje włosy. Nie szarpał. Ale przytrzymywał. A ja wchłaniałam go.

Włosy lepiące się do policzków. Oczy już prawie zamknięte. Byłam w transie. Czułam, że zaraz dojdzie. Że już. Jeszcze kilka sekund. Ale wtedy się podniosłam. Wstałam szybko. Odwróciłam się. Zrzuciłam spódniczkę i wypięłam tyłek. Cipka była mokra, otwarta, widoczna.

Spojrzałam na niego przez ramię. Oczy miałam błyszczące. Oddech ciężki. Ciało gotowe.

– „Zerżnij mnie. Ale bardzo mocno. Do samego końca”.

Nie odpowiedział. Po prostu wszedł. Gwałtownie. Głęboko. Bez oporu. Wydałam z siebie jęk — długi, mokry, przeciągnięty. Jego kutas uderzył o wnętrzności. Tak mocno, że wygięło mnie nad umywalką.

Jedną ręką chwycił mnie za biodra. Drugą sięgnął pod koszulę. Złapał pierś. Ścisnął mocno.

Aż ból zderzył się z przyjemnością. Potem jego dłoń znalazła się na moim karku. Przycisnął mnie. Jakby chciał mnie przytwierdzić do umywalki. Od niedawna zrozumiałam, że lubię dominować. Ale uwielbiałam też być tak wykorzystana, jak robił to on.

A ja? Sięgnęłam między uda. Moje palce znalazły łechtaczkę. Już nie była delikatna. Była rozpalona, prosząca o dotyk. Zaczęłam się pieścić. Szybko. Mocno. Moje biodra odpowiadały na każde pchnięcie. Czułam go wszędzie. Jego warczenie przy uchu było prawie zwierzęce. Jego oddech spływał mi po karku. Każdy ruch wbijał mnie głębiej.

Orgazm. Przeszedł przeze mnie jak elektryczność. Biodra zaczęły się trząść. Kolana miękły. Skurcze. Wewnątrz. Pulsujące. W mojej cipce jego kutas. Twardy. Zamknięty przez moje ciało jak w uścisku. I wtedy on doszedł. Głębokie pchnięcie. Jęk. Ciężki oddech.

Wypełnił mnie. Poczułam, jak jego nasienie rozlewa się we mnie, ciepłe, gęste, pełne. Trwało to kilka sekund, które wydawały się wiecznością. A potem cisza. Wysunął się ze mnie. Czułam, jak sperma spływa po udzie. Odwróciłam się. Spojrzałam mu w oczy.

– „Uwielbiam czuć cię tak głęboko”. – wyszeptałam.

Zsunął ze mnie koszulę. Podał mi ją.

– „Wytarłbym cię nią. I tak już jest cała w spermie”.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Uśmiechnęłam się lekko. Czułam się wykorzystana, jak lubiłam. Czułam się suką. Czułam, że on wie. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Więc nie zrobiłam nic. Odpowiedziałam tylko

– „Masz rację”.

 

159
7/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7/10 (2 głosy oddane)

Z tej serii

Komentarze (0)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.