Według Cranacha
26 lipca 2025
4 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Zdarzyło się to we wsi pod znamienitym miastem Kronach, która sama z siebie nie byłaby warta wspomnienia nawet linijki tekstu, gdyby nie to, że u progu nowożytności, czyli więc epoki zapowiadającej zwycięstwo Rozumu, śmierci wszelakiego zabobonu oraz bajań ludowych, nawiedziła ją bestia.
Było to monstrum wielce kłopotliwego rodzaju. Wszyscy znali klasyczne bestiariusze greckie i łacińskie, jeżeli nie z czytania, to ze słyszenia, albo chociaż powąchania. Potworem jest więc według nich – smok, sfinks, chimera, blemmj, harpia, syrena, petitcru, bonasus, satyr, hydra, wiwerna, ogr, coca, caladrius, hiena. Są to monstra szacowne, opisane w szeregach pism przez Arystotelesa, Ptolomeusza, Pilinusza i Polibiusza, a nawet w zaginionych dziełach Józefa Flawiusza. Bestiarium tyleż szacowne, co nobliwe. Budzić więc może, nawet powinno, sprzeciw, że po wsi pod Kronach grasował wielki penis.
Bestia ta była wielka jak stary dąb i tyleż szeroka w prąciu. Głowę jego stanowił dorodny, kopulasty żołądź, otoczony przez kryzę napiętego napletka. Potężne jądra okrywał płaszcz z moszny, spod fałdów którego wystawały dwie ludzkie, umięśnione nogi.
Chociaż monstrum brakowało już dalszych kończyn, nie wspominając o ustach i ogonie, przynosiło chłopstwu wiele przykrości, albowiem od samego swojego pojawienia dążyło do nadziewania otworów małych i dużych. Najbezpieczniejsze były, o ironio, kobiety, dlatego, że wielki penis, ze względu na swoją wielkość, nie mógł ich posiąść, a jedynie wskoczyć pod suknię i przewieźć tak niewiastę, nim nieprzytomna zsuwała się po prąciu na ziemię, z czego największą szkodą było potłuczenie. Mniej szczęścia miały natomiast krowy, najwyraźniej bardziej plastyczne jeżeli chodzi o upodobania potwora, niestety, co kończyło się zwykle ich gwałtowną śmiercią, poprzez rozpękniecie z powodu przebicia od zadka po rogi. Co więcej, wielki członek gwałcił też domy oraz stodoły, burząc je co cna, co chyba sprawiało chyba najwięcej przyjemności, zważywszy na to, że po każdym takim stosunku wybiegał cały w białym nasieniu.
Tak być nie mogło, nie godziło się to z wszelakim porządkiem, boskim, rozumu czy jakimkolwiek pogańskim, do jasnej anielki. Szczęściem niedługo po przybyciu bestii do wsi przez okolicę przejeżdżał znaczący rycerz, zakuty w ciężki pancerz, znakomicie uzbrojony. Ten oto wzór cnót przedreformacyjnych, kiedy tylko usłyszał w karczmie o strasznym potworze, zamiast wyśmiać i oszczać chłopów świeżym po cienkim piwie moczem, od razu pochylił się nad ich troskami, zabrał miecz, a potem dał się zaprowadzić do pieczary, gdzie mieszał penis. Ponieważ rycerz był człowiekiem honoru, zamiast napaść monstrum w czasie snu, stanął przed jamą w pełnym uzbrojeniu i wyzwał je na pojedynek. Jak mężczyzna z mężczyzną, jak jeden na jeden, jak penis w penis, można powiedzieć.
Wielki członek rzeczywiście spał i bardzo w duchu doceniał poważne potraktowanie. Od razu zapałał szacunkiem do przeciwnika, chociaż nie umniejszało to w żaden sposób jego krwiożerczości oraz żądzy porządnej bitki. Wyszedł więc z jamy, pokłonił się przed rycerzem, tamten również to uczynił, jak nakazuje obyczaj ludzi cywilizowany, a potem skoczyli ku sobie niczym dzikie zwierzęta.
Pojedynek trwał krótko, lecz zażarcie. Penis walił swoją wielką głową na wszystkie strony, w nadziei trafienia powolnego rycerza. Człowiek owszem, nie należał do zwrotnych, dał się nawet przewrócić raz czy dwa, lecz dzięki broni mógł trzymać potwora na dystans, rządząc nim, poprzez jego strach przed przebiciem. Zweihander to jednak nie przelewki, nawet bestia tak zwrotna i zmyślna musiała się poranić, natomiast ciężka zbroja chroniła rycerza przed zbyt szybkim zgnieceniem. Chociaż pojedynek był wyrównany, ostatecznie więcej obrażeń odniósł penis, już po kilku pacierzach krwawiąc obficie; jego moszna była porwana, a prące całe czerwone od juchy. Bestii zaczynało się też kręcić w żołędziu od tego ciągłego walenia. Trochę jeszcze potrwał ten pojedynek, aż któregoś razu penis nie zauważył, jak rycerz markuje cios, w rzeczywistości pchając ostrze i przebił wielki członek tym swoim mieczem dwuręcznym. Penis wierzgnął, prawie wyrywając broń z ręki wojownika, lecz ten utrzymał ją, a potem zaczął ja obracać idąc na około bestii, aż tak ją ukręcił, że oberżnął prącie wpierw w pół, potem w całości.
Gdy opadły na ziemię dwie martwe części potwora, za wzgórkiem rozległy się chłopskie wiwaty. Rycerz, zmęczony lecz szczęśliwy, wbił miecz w ziemię i niczym święty Jerzy położył zakutą w zbroję stopę na głowie bestii. Nikt z obecnych tego jeszcze nie wiedział, ale tamtego dnia, kiedy zbito ostatnie żyjące poza racjonalną zoologią monstrum, na dobre skończyło się średniowiecze.
Gdyby był tam jakiś drzeworytnik albo malarz, z pewnością zachwyciłby się plastycznym pięknem tej sceny i uwieczniłby ją dla potomności, na przykład w formie popularnego motywu malarskiego, który mógłby uwznioślić Tycjan albo chociaż Rembrandt, a tak pozostała nam tylko jako pijacka opowieść, przekazywana raz po raz w wyszynkach oraz berhallach. Bo gdy kobiety i dzieci śpią, a piwo uderza do głowy, wtedy też, oparłszy brodę na krawędzi dębowego blatu, można uwierzyć w legendę.
Jak Ci się podobało?