Trzy dziewczyny. Zośka (I)
4 lipca 2025
Trzy dziewczyny
8 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci nie jest przypadkowe a wszystkie wydarzenia opisane w tekście wydarzyły się naprawdę.
Kwiecień 2020
Zróbmy mały time skip, żeby nie zanudzić Was ciągłymi opowieściami o Justynie i Martynie. :)
Czas pandemii był dziwny. Niby życie toczyło się jak dotychczas, a jednak kolejne, zmieniające się z tygodnia na tydzień obostrzenia zmuszały nas do ciągłego odnajdywania się w nowej rzeczywistości. Ograniczenia handlu, zamknięcie restauracji i salonów kosmetycznych, godziny dla seniorów… I najważniejsze w tej historii – ograniczenia liczby osób na ślubie. Co prawda w kwietniu 2020 roku jeszcze ich nie było, ale na ludzi już padł blady strach i kto mógł, ten odwoływał albo przekładał te imprezy.
Dla przypomnienia – nasza dzisiejsza bohaterka to rudowłosa, zielonooka Zośka, lat 25. Z zawodu artystka, fotografka ślubna i graficzka. Pandemia mocno dała jej się we znaki. Dni sesji zdjęciowych zaczęły odpadać z kalendarza jak jesienne liście. Najpierw śluby, potem portrety, a na koniec nawet graficzne zlecenia, które i tak ledwo się trzymały. Jej artystyczna codzienność zwinęła się w kłębek i znikła pod łóżkiem, więc Zośka szybko została pozbawiona znacznej części dochodów – co poniekąd pchnęło ją w moje ramiona.
Zasady spotkań omówiliśmy na pierwszej „randce”, którą pokrótce opisałem we wstępie do tej serii. Kiedy Zośka zaakceptowała warunki, już następnego dnia umówiliśmy się na pierwsze spotkanie. Podjechałem pod jej dom i zabrałem ją na przejażdżkę bez celu.
– Marek, mówiłeś, że kogoś już… sponsorujesz. Jak to wygląda?
– Normalnie. Mamy dobry kontakt, umawiamy się jakoś, robimy „co trzeba”, na koniec daję kasę i życie toczy się dalej.
– Ale tak… mechanicznie?
– Czasem. A czasem nie. Jak to w życiu. Jak się dobrze zgramy, to czasem nocy brakuje, a jak nie, to przypomina szybki numerek w dyskotekowym kiblu.
– Ahh…
– To jak?
– No… chcę.
– Więc zaczynamy dzisiaj?
– A mam wybór?
– Kochana, zawsze masz wybór. Ja cię przecież do niczego nie zmuszam. Ja tylko dałem propozycję, a czy ją przyjmiesz, czy nie, zależy wyłącznie od Ciebie. Nic na siłę.
– Jak chcesz to zrobić?
– Raczej: gdzie.
– Więc gdzie?
– Może być w aucie, może być u mnie, może być u ciebie. Mi bez różnicy – tam, gdzie Tobie będzie przynajmniej w miarę komfortowo.
Zośka na chwilę zamilkła. Każda opcja była po części zła. Zaprosić obcego faceta do siebie do domu na seks? Fajnie, ale co, jak okaże się jakimś zwyrolem? Pojechać do obcego faceta na seks? Jeszcze gorzej – tam będzie już całkiem bezbronna, gdyby coś poszło nie tak. Z kolei seks w samochodzie? W mieście odpada – ktoś mógłby to zobaczyć. Na odludziu z kolei znów będzie zdana tylko na moje dobre intencje. Nawet burza rudych włosów nie ukryła pracujących pod nią trybików, które analizowały wszystkie „za” i „przeciw” każdej opcji.
– Mówiłeś, że niezależnie od przebiegu spotkania…
– ...kasę i tak dostaniesz – skończyłem zdanie za nią.
– Czy szybki lodzik wchodzi w grę?
– Oczywiście, że tak.
– Czy moglibyśmy… gdzieś na parkingu…
– Moglibyśmy, tylko gdzieś zaparkuję.
Kiedy ja szukałem jakiegoś parkingu, Zośka zdjęła płaszcz i rzuciła go na tylne siedzenia samochodu. Zdjęła też bluzę i buty. Fakt, że miała na sobie spódnicę, dawał nadzieję, że może nie tylko na lodziku się skończy – zdjęcie spodni w samochodzie bywa skomplikowane, a spódnica daje przecież szybszy dostęp.
Parking znalazłem pod jakimś blokiem – niby środek osiedla, ale późna pora, chłodny dzień i fakt, że był on jakby po zewnętrznej stronie bloku, minimalizowały ryzyko, że ktoś może nas zobaczyć. Z drugiej strony – nadal był to środek osiedla, więc powiedzmy, że minimum bezpieczeństwa zostało zachowane.
Zośka była zdenerwowana. Bardzo zdenerwowana – była blada jak ściana, kiedy wyłączałem silnik samochodu. Ja z kolei próbowałem zachować pozory luzu, więc nonszalancko odsunąłem fotel i rozsiadłem się wygodnie.
– To jak? – zapytałem.
Bez słowa skierowała swoją dłoń w stronę mojego krocza. Dotykała wewnętrznej części ud, ale jej ruchy wskazywały, że boi się dotknąć najistotniejszego. Chcąc rozładować nieco atmosferę, rzuciłem do niej:
– Nie bój się, nie gryzie. Mam nadzieję, że Ty też nie…
Tak, był to żart wyjątkowo niskich lotów, ale chyba podziałał, bo jej kąciki ust lekko się uniosły. A tak mi się przynajmniej wydawało, bo ciężko było coś dostrzec na twarzy ukrywającej się za włosami.
Po chwili takiego masażu zdecydowała chyba, że czas przejść o krok dalej i w końcu rozpięła moje spodnie. Znów się lekko speszyła. Chyba nie spodziewała się, że zobaczy wybrzuszenie na bokserkach. Delikatnie zaczęła je głaskać, aż w końcu – nadal przez materiał – ujęła go całą dłonią. Trzymała i poruszała palcami, jakby starała się wybadać, co tam się znajduje. Niespodzianki raczej nie było – pod bokserkami był rzecz jasna penis we wzwodzie.
Tym razem przejście do kolejnej fazy spotkania trwało krócej. Po zakończonym badaniu przez bokserki wsunęła dłoń pod materiał i wyciągnęła go na wierzch. Kiedy stanął w pełnej okazałości, ujęła go w dłoń i powoli poruszała w górę i w dół. Znów czułem się bardziej jak u lekarza, który sprawdza, czy wszystko jest okej – z tym że u lekarza nie miewam erekcji. Robiąc to, Zośka w ogóle nie patrzyła w jego stronę. Jestem prawie pewien, że do tego momentu nawet go jeszcze nie widziała, mimo że jej dłoń już na nim pracowała. Głowę miała zwieszoną w dół i w prawo. W tej chwili zdecydowanie bardziej interesowały ją jej własne stopy niż mój penis. Mnie, prawdę mówiąc, też interesowały jej stopy, ale proponować footjoba na pierwszym spotkaniu chyba byłoby lekkim nietaktem, więc zdecydowałem się jednak nie odzywać.
Nie wiem, ile czasu minęło od zaparkowania, ale w końcu nadeszła ta chwila. Moja kochanka podniosła się z fotela, klęknęła na nim i pochyliła się nad moim najważniejszym organem. Swoją drogą, w tej pozycji wypinała tyłek w stronę okna, więc na kolejne spotkanie chyba zaproponuję jej spódniczkę zamiast spódnicy. A nuż przyciągnie to czyjeś spojrzenie i dwie osoby będą miały radochę z tego spotkania.
– Nie wierzę, że to robię… – szepnęła.
Wzięła go do ust.
Najpierw samą główkę. Była bardzo delikatna – ledwo czułem jej dotyk. Później brała go nieco głębiej, ale nadal praktycznie bezdotykowo. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy zapoznała się już z materią, jaka wypełniała jej usta, poczułem przyjemny, mokry i ciepły dotyk jej języka i ust. Dopiero teraz można było mówić o prawdziwym oralu. A oral był dobry – bardzo przyjemny. Rytmicznie poruszała głową w górę i w dół, z każdym ruchem biorąc do ust odrobinę więcej. Nie, głębokiego gardła nie było – ślady szminki zostały gdzieś tak w połowie penisa. Dzielnie kontynuowała swoją pracę, mimo że pozycja, w jakiej była, wydawała się niezbyt wygodna. Przyspieszyła, jakby chciała mieć już to z głowy i wrócić do porządku dziennego. Jeśli liczyła, że skończy i wróci do domu, to tak łatwo nie było, bo parking, na którym się zatrzymaliśmy, był dość daleko od jej domu, a przecież nie puszczę jej na piechotę przez pół miasta. Jak przystało na dżentelmena, po orgazmie i uregulowaniu płatności odwiozę ją pod sam dom.
Zośka nadal pracowała. Orgazm zbliżał się nieuchronnie, a mnie naszedł dylemat – powiedzieć jej, że dochodzę, czy zrobić niespodziankę? Z jednej strony chyba wiedziała, czym kończą się orgazmy u mężczyzn, więc znów postanowiłem milczeć i delektować się chwilą.
Aż w końcu nadszedł. Wytrysk wypełnił jej usta, a ona znieruchomiała. Jakby ją sparaliżowało. Nie wiem, jakie myśli ją w tym momencie nachodziły, ale trwaliśmy w tej pozycji, aż spełniony organ nie zaczął mięknąć i wracać do swojej naturalnej formy smutnego korniszona na poduszkach. W końcu podniosła głowę i mogłem spojrzeć na jej twarz – zawstydzoną, z kroplą spermy na ustach (i pozostałym ładunkiem w ustach), zaczerwienioną. Usiadła na fotelu i pustym wzrokiem patrzyła przed siebie. Usłyszałem dźwięk przełykania – powolny, zaakcentowany jak na filmach. Kiedy ja zapinałem spodnie, ona otworzyła drzwi od samochodu. Już myślałem, że zwymiotuje, ale ona po prostu wyszła – bez bluzy, bez płaszcza i bez butów. Powolnym krokiem odchodziła od samochodu, aż zniknęła mi z oczu. Trochę niezręczna sytuacja, bo zostawiła w moim aucie swoje rzeczy i w sumie nie wiem, czy mam iść za nią, czy dać jej chwilę samotności. Postanowiłem poczekać na rozwój sytuacji.
Wróciła po kilku minutach, wyraźnie zmarznięta.
– Wybacz, musiałam się przejść.
– Wymiotowałaś?
– Co? Nie! Nie… Ja tylko…
– Tylko co?
– Pierwszy raz zrobiłam to za pieniądze. Z zupełnie obcym facetem. Ja…
– No nie tak do końca obcym, przecież sporo już rozmawialiśmy.
– Tak, ale wiesz, to nie to samo. To nie to samo, co randkować, poznawać się…
– W sumie racja.
Odpaliłem silnik i ruszyliśmy w drogę powrotną. W całkowitej ciszy odwiozłem ją pod dom. Całą drogę patrzyła w szybę pasażera i była nieobecna. Dopiero pod domem założyła buty, bluzę, a płaszcz przewiesiła przez ramię.
– Jeszcze kasa! – zawołałem, kiedy już wysiadała z auta.
Odwróciła się w moją stronę i wyciągnęła drżącą dłoń. Podałem jej pieniądze, na które patrzyła wręcz z obrzydzeniem. Zgniotła je i wsadziła do kieszeni. Bez słowa pożegnania wyszła z auta i drugi raz tego dnia patrzyłem, jak odchodzi i jak znika za drzwiami klatki bloku.
Wróciłem do domu, wykąpałem się, włączyłem jakiś serial, przy którym planowałem zasnąć. Wtem do moich uszu dobiegł dźwięk telefonu.
– Podobało Ci się? – to była wiadomość od Zośki.
– Mi tak, a Tobie?
Cisza.
Dopiero kiedy już zasypiałem, mój telefon odebrał kolejną wiadomość.
– Zobaczymy się jeszcze?
– Zależy tylko od Ciebie.
I zasnąłem.
Jak Ci się podobało?