Tajemnica wodospadu Umgar (VI)
30 października 2025
Tajemnica wodospadu Umgar
54 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
W górę się szybko wzniósł i do zamku króla Armidosa poleciał. Po jakimś czasie, na dziedzińcu wylądował i strachu rycerstwu przysporzył.
Kiedy Carriass na ziemię stanęła, w góry się wzniósł i pod las poleciał. Bo obecności ludzi nie znosił.
Córka Armidosa w krwawej sukni do komnat weszła i na ludzi jej znanych uwagi nie zwracała. Z ojcem rozmawiać chciała, ale Deerhe na swojej drodze dostrzegła.
– Córko! – królowa zawołała.
– Co matko chcesz? Do ojca mam sprawę.
Zapłakała piękna królowa. Carriass na nią spojrzała i w sercu zmiękła, bo przecież potworem się jeszcze nie stała i miłość do matki wciąż w głębi miała. Prawdę o czarnym smoku poznała, ale intelektu używać mogła. Ranić matki więcej nie chciała.
– Nie płacz, matko – cicho rzekła.
To jedno słowo, otuchą serce królowej napełniło.
– Zechcesz wysłuchać mnie, córko moja?
– Tak, do sypialni swojej prowadź.
Po chwili do jej sypialni weszły, a królowa drzwi kluczem zamknęła. Carriass na łożu usiadła. Deerhe na kolana padła i za stopy córkę uchwyciła.
– Przebacz mi, kochanie. Moje serce płacze, kiedy mnie tak traktujesz, ale rację ci przyznać muszę.
– Powstań matko. Usiądź przy mnie.
Deerhe z klęczek wstała i obok córki usiadła. Wówczas ku jej zaskoczeniu, Carriass głowę na jej udach położyła. Królowa płakała, ale tym razem szczęścia łzy płynęły. Włosy córki gładziła i nic wyrzec ze wzruszenia, nie mogła.
– Matko. Powiedz mi jeno. Renthina w sercu miłujesz? Czy tylko ogień intymności ugasić chciałaś?
Lekko zaskoczona królowa nie wiedziała, co odrzec, ale w końcu usta otworzyła.
– Dawno miłości i ciepła od ojca twego nie zaznałam. W łożu zimna zasypiałam. Prawdę powiem, najpierw intymność z podniecenia płonęła. Kiedy w komnacie obok kuźni czekałam, miarowe uderzenia młota słyszałam. Wyobraźnia moja mi szeptała, że przyrodzenie jego twarde być musi i zapragnęłam, żeby mnie potraktował jak żelazo w kuźni swojej. Kiedy wrócił i mnie dostrzegł, to mu wyznałam. Kowal z początku się opierał, lecz w końcu uległ.
Jego żona od dawna miłości mu skąpiła. W kuźni gorąco panowało, a w łożu chłodem wiało. Kiedy gorąc ciał ugasiliśmy, żałowaliśmy oboje. Potem ciebie szukałam i znaleźć nie mogłam. Szukałam cię i nad wodospad razem z kowalem pojechałam. Kiedy pierwszy strach minął, przekonałam się, że z Orberisem jesteś, bo konie wasze znaleźliśmy, więc pewności nabrałam, że nic ci się przy nim stać nie może. I znowu ponownie gorące pożądanie nas pochłonęło. Nigdy twój ojciec rozkoszy mi takiej nie dał. W końcu trzeci raz w zamku naszym z nim się kochałam.
I wówczas poczułam, że go miłuję. Chcę być dobrą królową i matką. Żoną już nie mogę. Teraz, gdybym z ojcem twoim do łoża weszła, czułabym, że Renthina zdradzam. Chcę z nim być, chociaż od Aminy go nie chcę wykradać. Wiedz jedno, córko moja, ty jesteś mi droższa bardziej niż Renthin. Żadna miłość, miłości matki nie doścignie. Teraz bardzo płacze, serce moje. Czemu taka się stałaś? Czy to z winy mojej?
Carriass głowę podniosła. Do matki się przytuliła. W jej śliczne lico spojrzała i łzy z policzków ustami osuszała.
– Wybaczam ci zdradę ojca. Co on zrobi, nie wiem. Jednak nie dam ukrzywdzić ani ciebie, ani Renthina. Trudna to sprawa, bo i, ty i Amina małżonka macie.
Ja w miłości jestem. Kocham Erragea. Umieram też z pragnienia. Pragnę pieszczot od niego. Wyznał mi, że nienawiścią i złością się karmić musi, ale w sercu mnie miłuje, jak ja jego. I w swoim wielkim ciele pragnie mnie jak mąż niewiasty. Gdyby tak wielki nie był, ciało bym mu swoje dawno całe oddała.
Deerhe oniemiała.
– Toż to zwierze! Grzech to większy, niż ja uczyniłam!
– Nie matko. To istota, w ciele smoka ukryta. Mówi, myśli i miłuje. Jeśli nie większy od nas, to równy. To nie zwierze, wierz mi matko. Grzechu nie ma, kto miłuje prawdziwie. Obłoka miłuję, chociaż nigdy nawet myśli nie miałam, żeby z nim miłość uprawiać, bo to zwierze. On także czuje, ale to ogier. Erragea jest wyższą istotą niż my, może równą. Czemu tak jest, nie wiem?
Kaunga miłością się odżywia. Teraz wiem, że Orberis nie Meginę miłuje, tylko ją. Wierzyliśmy, że jeśli kamień Um znajdziemy, Kaunga i Erragea ciało ludzkie otrzyma, lecz tak się nie stało. Jajo w grocie pod wodospadem Umgar jest kamieniem Um. Orberis w ręku je miał, Kaunga widziała. Żywa i wielka jest, a jajo nadal całe. Podobnie jajo w grocie na Czarnej górze. Erragea jest wielki, czarne jajo widziałam, całe nadal.
– Wierzę ci córko. Assual w zamku przebywał i córka jego Ochir–Saran, również. Wszystko to dziwne.
– Erragea wie, kto co czuje. Rzekł mi, że Reher na zabój córkę Assuala miłuje. Dlatego pokój z Armidosem podpisać zechce.
– Och to dobrze! – ucieszyła się Deerhe.
– Nie matko. Wówczas mój Erragea z głodu umrze. Ja będę kłamać i intrygi knuć, bo dla smoka wszystko zrobię. Gdyby był taki, a mnie prawdziwie nie miłował, nie robiłabym tego. Rzekłam ci prawdę, ale zachowaj ją dla siebie. Nawet Renthinowi nie mów, Orberisowi i nikomu. Teraz do ojca idę, żeby go namówić, by emisariuszy pokoju nie przyjął.
Deerhe smutno na nią spojrzała.
– Może ci się powiedzie. Armidosowi Assual w głowie namącił. Mąż mój, a twój ojciec, się zmienił. Z kłamcą paktuje. Władca Hojji to zły człowiek. Przy nim Erragea i Reher kiedyś, to nic. Skoro dla swojej miłości, to czynić musisz, zrób to.
Carriass szybko matkę przytuliła, drzwi otworzyła i do komnaty ojca się udała.
Daleko od zamku, Kaunga z Orberisem przebywała. On w miłości do niej, ona do niego. Rozmowę Carriass i Deerhe odczuła. Niezwłocznie Deerhe widzieć chciała, bo wiedziała, że z Carriass nie będzie mogła się zobaczyć, bo Erragea na to nie zezwoli. Odczuła, że księżniczka weszła w głębszą zależność uczuciową z czarnym smokiem, ponieważ zaczęła odczuwać jego myśli. Mądra i dobra Kaunga odczuła, że Carriass tak mocno miłuje Erragea, że nic już tego zmienić nie zdoła. Dla niego robić będzie wszystko. Stało się to, przed, czym ją przestrzegała. Teraz córka Armidosa będzie go słuchać. A więc świat stanął przed obliczem zniszczenia.
O sile miłości, jaką w sobie Carriass miała, Kaunga nie wiedziała. I w tym jednym nadzieję upatrywała. Bo miłość z nienawiścią istnieć razem nie może. Dobre było to, że Erragea kochał swojego jeźdźca szczerze, ale przecież miłość szczęśliwa i nieszczęśliwa jest czasem. Radość wywołać może lub łzy. Do tej pory Carriass tylko pragnienie fizyczne przejawiała. Czarnemu smokowi to pasowało. A kiedy mu prawdę serca wyjawiła, wiedział, że dłużej udawać nie musi. Bo dziewczyna już teraz wszystko zrobi dla niego. Każde kłamstwo popełni, wszystko uczyni, by smoka uradować. Skoro z matką szczerze rozmawiała, jakaś iskierka miłości do matki w niej została. O Deerhe, Kaunga obawiać się nie musiała. Królowa Termidei pokochała szczerze Renthina, ale nikt i nic miłości jej do dziecka swego, zmienić nie mogło. Dlatego Kaunga postanowiła z królową Termidei rozmawiać otwarcie.
– Orbe, mój umiłowany. Do zamku Armidosa lecieć musimy. Z Deerhe, zobaczyć się muszę.
W ułamku chwili Orberis wszystko zrozumiał, bo już myśli, i uczucia Kaungi odbierał.
– Tak miła, lećmy. Może tragedii uniknąć się uda…
– Wiesz, jaka jest największa? Erragea może żyć miłością, tylko tego nie wie i wiedzieć nie chce.
– Może? To, czemu nie chce?
– Bo wpierw umrzeć by musiał – szepnęła Kaunga.
Prawdę poznała, ale wyjawić jej, nawet Orberisowi nie mogła, mimo że ponad swoje życie go miłowała.
Młodzieniec, jak najczulszą kochankę ją objął i wówczas smoczyca do góry się wzniosła.
W ich zależności o rozkoszy fizycznej wcale nie myśleli, bo to w najwyższej miłości być nie musiało. Ani on, ani Kaunga nie wiedzieli, czy kiedykolwiek ona przyjmie ludzką postać lub on, smoczą. Bo i tak zdarzyć się mogło. Rozkoszą żyli, że blisko są obok. I w odróżnieniu od czarnego smoka, który jeśli to możliwe, skłócić chciał wszystkich ze wszystkimi, Kaunga pokój i miłość niosła, a w sercu tylko nieco cierpiała, że tak sprawy się mają.
O Ochir–Saran i Reherze wiedziała, jak i co Assual zamierzał, ale przecież sama zmienić biegu rzeczy nie mogła. Właściwie mogłaby, ale przeciwne to było naturze miłości. Bo ta nigdy nikogo do niczego nie zmusza, ale zawsze wybór pozostawia.
– Miła moja, wojna się skończy? Odczuwam twoje serce i duszę, tam czuję, że Reher w prawdziwej miłości i dlatego wszystko zrobi, aby zło ukrócić. Chociaż jako król ma wiele obowiązków i jest nimi związany.
– Mój miły, dobrze rozumiesz. Wcześniej, kiedy złość i pycha nim rządziła, nie liczyłby się z nikim. Teraz, kiedy niszczące cechy go opuszczają, chce zrobić, jak najmniej złego.
– Niszczące dla innych?
– Nie Orbe, umiłowany. Zło niszczy głównie tego, kto je czyni. Tylko miłość je może zwyciężyć. Bo dobro i miłość z tego samego źródła pochodzą. Zło miłość wypaczyć może, ale pokonać nie zdoła, lecz natura ludzka słaba i łatwo upada.
– Tak, kochanie. Całkiem cię rozumiem. Wybacz mi, że cię wcześniej raniłem. Pamiętasz, kiedy ci wołać mnie Orbe, zabroniłem? Jak bardzo przykro ci być musiało, bo przecież mnie już wówczas miłowałaś. A ja, miłości twojej w pełni nie czułem. Pozwoliłem mojej fizycznej naturze górować. Tak bardzo bym pragnął, żeby Carriass na powrót dobrą się stała. Wówczas łatwo by zrozumiała, czemu ją pozornie odrzuciłem. Nadal mam do niej to samo uczuci, a tylko żądza jej ciała u mnie znikła, a tylko dlatego, że miłuję cię całkowicie. Gdybym mógł, złączyłbym się z tobą, ale z przyczyny nieznanej, nasze ciała się różnią. Nie cierpię z tego powodu.
Czy wiesz może, jak to w przeszłości bywało? Zwoje stare widziałem. Carriass i Deerhe mi mówiły, co tam napisano, bo czytać i pisać nie potrafię. W zamierzchłych czasach smoki były i równowagę między złem i dobrem utrzymywały. W zwojach nie napisano, skąd się brały. Nigdzie też ani Deerhe, ani Carriass nie dostrzegły słów o zażyłości uczuciowej między smokiem a jeźdźcem. Czy wiesz coś więcej o tym?
– Nie wiem, kochanie. Wiem, że jestem. Wiem, że cię kocham i życie swoje dla ciebie bym oddała. To jest dziwne, że tajemnicy tej rozwiązać nie mogę. Erragea złość ma z goryczy, że go matka pozostawiła. Mnie podobny los spotkał, a przecież z tym żyję. Powiedziałam ci, że Erragea mógłby miłością się odżywiać. Podobnie ja, mogłabym nienawiścią żyć. Tak bardzo od was się nie różnimy. Bo wy także wybór macie. Każdy dobry być może lub zły. I szukanie wymówek świadczy tylko o słabości i głupocie.
Zło bez dobra istnieć nie może. A zło świadczy, że dobro istnieje. Dobro bez zła istnieć może i świadczy, że miłość jest silniejsza niż wszystko.
Orberis pomyślał o czymś i wzdrygnął się sam z tego powodu.
– Kaungo, my ludzie wierzymy w Boga. Że on wszystko stworzył. I że z Niego miłość pochodzi, ale nikt go nigdy nie widział. A przecież życie jest pełne zła i nienawiści. I to jak przeciwność wygląda. Czy ty wierzysz, że Bóg istnieje?
– Wszystko jakoś powstało. Czy mogło samo z siebie powstać? Dlaczego tak jest, nie wiem. Jest wiele dobra. Miłość, radość, wybaczenie. A w materii Słońce, zapach kwiatów i śpiew ptaków. Czy zło mogłoby to stworzyć? Nie. Więc wierzę. Wybrałam dobro i miłość. Czemu wybrałam ciebie, nie wiem, ale gdybym tysiąc razy wybierać miała, zawsze bym to samo uczyniła.
Orberis rozmyślał o tym, co smoczyca powiedziała. Może Boga nie znała, ale dokładnie jak pismo mówiło, postępowała. I postawić najważniejsze pytanie musiał.
– Czy ty Erragea zmienić możesz? A jeżeli nie, to kto. Bo wierzę, że to możliwe.
– Mądry jesteś Orberisie i dobrze myślisz i czujesz. Ja tego sprawić nie mogę. Tylko Carriass. Nikt inny. Także i on jeden na ciemną stronę przyciągnąć ją może. Ona ma miłość w środku i on również. I, w tym nadzieję pokładać możemy.
– To, czemu teraz on tak łatwo serce jej zmienił?
– Ona go miłuje. On ją pociąga silnie. Mimo że w smoka ciele żyje. Jednak w środku kocha ją szczerze, i to jest nasza nadzieja. On jej mówi, że nie chce z nią kontaktu, bo wówczas może to polubić i nie zechce szukać tajemniczego kamienia, co jego ciało w postać młodzieńca zmienić może, ale on kłamie. On sam w to nie wierzy, że tak stać się może. Przecież kamieniem Um jest moje jajo, co w grocie pod wodospadem Umgar leży.
– Jest jeszcze pierścień złoty, co go Ochir–Saran na piersi nosi. Czy on ma jakieś znaczenie?
– Nie wiem tego mój miły. To wszystko jest pełne tajemnic. Być może rozwiązanie jest blisko, a my go nie widzimy. Carriass, co Ssairrac się stała, całkiem uzależniła się od czarnego smoka. Z pragnienia, aż się topi. Poprzednio ciebie uwieść chciała, ale przecież jej ognia by to nie ugasiło. Tylko Erragea może to uczynić. Ona tego bardzo pragnie i nawet jej nie wadzi, że on ogromny. On zaś z jakiegoś nieznanego mi powodu, do tego nie dopuszcza. Czuję, co zrobić zamierza. To naturalne się wydaje, ale ja tego zrobić nie mogę i nie chcę.
Kaunga wiedziała, że smok czarny spółkować z nią zechce i nie dlatego, że ją kocha czy pragnie, a tylko by ród smoków utrzymać. Bo ostatnimi z linii spoków zostali, co do tego pewność miała, a i Erragea to wiedział.
Orberis słuchał Kaungi, ale coś w nim niepokój wznieciło. O pierścieniu złotym wspomniał, co go Ochir–Saran na piersi nosi, a przecież nikt o tym nie wiedział! Nigdy go nikomu nie pokazała. Jakże on poznanie miał o tym? Teraz Kaunga wypowiedź zakończyła i wiedzieć pragnął, co na myśli miała.
– Cóż, to jest Kaungo, bo, mimo że pragnę tego, odkryć nie mogę, co masz na myśli?
– Natura ma swoją mądrość. Kura koguta szuka, a klacz ogiera. Mężczyzna kobiety, a ona jego. Erragea Carriass zapłodnić nie zdoła, jak i ty mnie. Ostatnimi z rodu smoków jesteśmy. Więcej smoków nie ma. To wiem ja, jak i Erragea wie o tym. On będzie chciał mnie. Bo inaczej ród smoków zginie.
Orberis zrozumiał.
– Mówiłaś mi, że gdybym z Carriass miał zbliżenie, twoje serce by pękło z rozpaczy. Z zazdrości ryk wydałaś, kiedy z Carriass usta zetknąłem, lecz gdy Megina mnie całowała i naga przede mną stała i gotowa była oddać mi swoje ciało, nie odczułem zazdrości od ciebie.
– Tak Orberisie. Gdybyś z inną kobietą współżył, przykro by mi było, ale życia bym nie straciła. Podobnie Carriass. Gdyby z Reherem się złączyła czy z kimś innym, Erragea żyłby. Tylko wy dwoje ze sobą zbliżenia mieć nie możecie, inaczej ja i Erragea umrzemy, ale Erragea będzie chciał ze mną zbliżenia, inaczej ród smoczy zginie. Z jakiegoś powodu, którego nie znam smok i jego jeździec jest związany, ale tylko w jedną stronę. Pewnie jest tak, że jeździec smoka jest jego sercem, tym duchowym. Gdyby ciało swoje oddał komuś innemu, smok umrze. Jednak nie jest odwrotnie. Gdybym z czarnym smokiem wspóżyła, ty ani Carriass byście nie umarli.
– Czy wówczas ja umrę i Carriass, jeśli wy pomrzecie?
– Nie. Przykro ci być może by było, a Carriass by to również mocno przeżyła, ale życie ani twoje, ani jej nie byłoby zagrożone.
– Uczynisz to zatem dla ratowania smoczego rodu?
– Nie zrobię tego, Orberisie.
Młodzieniec poczuł ciepło w okolicy serca, ale nic nie rzekł.
– Nie chcesz wiedzieć dlaczego?
– Chyba wiem, dlaczego, tylko czy godnym tego?
– Sam oceń. Być może postępuję wbrew naturze i rozsądkowi, ale tak wybrałam.
– Do tej chwili sądziłem, że nie mogę cię więcej miłować. Teraz poczułem, że to możliwe. I smutno mi tylko, że ja nie mogę nic dla ciebie zrobić.
– Orbe mój miły. To, że mnie kochasz, wystarczy mi za wszystko inne. Przecież ci tłumaczę, że miłością żyje. Jesteś dla mnie jak woda i powietrze dla ciebie. Więcej, nawet jeśli pojąć to może zdołasz.
W dole dostrzegli zamek króla Armidosa. Kaunga poczuła, a ponieważ to się stało i Orberis również.
– Carriass w zamku, a Erragea nie ma w okolicy, co uczynisz, kochanie – szepnął tak czule, że Kaunga równość lotu na chwilę utraciła.
Jednak radość ich nie trwała długo. Oto na niebie czarne skrzydła się pojawiły. Na dziedzińcu czarny smok usiadł. W chwilę potem królewna się pojawiła, w sukni czerwonej, jak ogień lub krew. Errage jęzorem ją w pół złapał i na karku umieścił. Z dużej wysokości Orberis dokładnie tego nie zauważył. Czarny smok w górę się uniósł bez ruchu skrzydeł i w dopiero po chwili skrzydłami zamachał i w kierunku Kaungi poszybował.
Teraz, ponieważ Orberis w wielkiej zażyłości z Kaungą przebywał, odebrał przekazane jej myśli od czarnego smoka.
Kaunga za nim poleciała, posłuszna prośbie. Po chwilach kilku, na murawie osiedli. Teraz Orberis dostrzegł, że Carriass w górę się wznosi nad karkiem smoka, jakby niewidzialna siła ją niosła i w powietrzu zawisła. Smok łeb wielki odkręcił, jęzorem w pasie ją objął i na ziemi postawił. Zdziwił się nieco młodzieniec. Podobnie, jak zawsze, po jej pysku, na murawę zszedł. Rady, że Carriass widzi, do niej podszedł. Smoki siedziały blisko siebie, ale ani słowa, ani myśli nie wymieniały.
– Dobrze cię widzieć, Carriass – rzekł młodzieniec.
– Zapomniałeś, że mam inne imie?
– Pamiętam. Skoro wolisz, Ssairrac będę cię wołał.
Uśmiechnęła się nawet miło.
– Teraz to już nie ma znaczenia. Rada jestem cię widzieć, także. Wiem już, że nie Megina w twoim sercu, a Kaunga. Wcześniej bym się dziwiła, ale przecie sama w miłości jestem i o moim Kiciu marzę. Czy tobie również miłostki wszystkie inne myśli odbierają?
– Nie, Carriass. Miłuję ją sercem całym, to wszystko.
– Bo nieurodziwa dla ciebie może? – uśmiechnęła się córka Armidosa.
– Nie myślę o tym. Oczy ma piękne, to wiem.
– Jak, moje i to dziwne jest, prawda?
– Tak, Ssairrac.
Spojrzała z uśmiechem na niego.
– Wolisz Carriass mówić, czuję. Wcale już ci się nie podobam?
– Piękna jesteś, ale jak siostrę cię traktuję. I chyba zawsze tak czułem.
– Siostrę masz, o ile pamiętam. Też się tak z nią całujesz, jak ze mną?
Orberis nie chciał nic odpowiedzieć, bo nie wiedział, do czego złotowłosa tym razem zmierza.
– Skoro nic nie mówisz, to ci powiem, że Erragea tylko w mym sercu, a i ciało moje do niego płonie. A co do spraw mniej ważnych, specjalnie nawet ojca mego zwodzić nie musiałam. W przyjaźń z władcą Hojji wierzy i emisariuszy pokojowych od Rehera precz pogoni. To już postanowił. Zmienił się nieco, to widzę. Czy tylko wpływ chytrego chana stepów to uczynił, czy coś jeszcze…
– To władca Arpaganni gniewem zapłonie i wojna będzie.
– I dobrze. A tym razem mój Kiciuś będzie na uboczu, niech się rycerze między sobą biją. Wioski palą i zamki zdobywają.
– Co się z tobą stało, Carriass. Na Boga! O kraj i ludzi miałaś staranie, gdzie to zginęło?!
– Teraz jeno mój Erragea się liczy. W ogień za nim pójdę. Żyć bez niego nie mogę.
– Dobrze, że go miłujesz. I ja kocham Kaungę, mimo że to na pozór, bez sensu wygląda, ale czemu cała twoja dobroć umarła?
– Ludzie nie są wiele warci. I tak zawsze się bili, zabijali, gwałcili i kradli. Złota pragnęli, kobiet by ich żądze zaspokajały. A kobiety znowu intrygi siały, zazdrość miały i o lepszą pozycję przy jakimś możnym, walczyły.
– Właśnie, mój Kapturku – Erragea się włączył. – O tym z Kaungą rozmawiać chciałem. Oferować wam chciałem przymierze. Połączmy siły. Ludzi zniewolmy i rządźmy tą ziemią całą.
– Co z tego mieć będziesz, Errageo? – zapytała Kaunga.
– Jak to, co? Drżeć przed nami będą ze strachu. Nienawidzić nas będą, bo prowadzić ich będziemy surowo. A uczynić nam nic nie zdołają, bo ich broń nam niestraszna.
– Dla ciebie to dobre, Errageo, bo energią ciemną się karmisz, a co ze mną będzie?
– Wiesz, że możesz się zmienić i stać się jak ja.
– Czemu ty nie chcesz w moje ślady pójść? Owszem, Carriass cię miłuje i pragnie, ale zobacz, co z niej zrobiłeś? Była dobra, wrażliwa i ludzi miłująca. Pokój i sprawiedliwość szanowała. Teraz? Intrygi buduje, o ludziach zapomniała. Jedyne co, to żądze do siebie w niej rozwinąłeś.
– Nic ku temu nie uczyniłem. Raduję się z tego, że mnie pragnie. A i kocha mnie szczerze, tego przecież nie zaprzeczysz. I moje serce znasz także, więc wiesz, że i ja ją miłuję.
– Jesteśmy tu, by ten świat chronić przed upadkiem, a nie do upadku go zepchnąć.
– Ty zawsze swoje, Zielona. Irytować mnie zaczynasz. Prawą i szlachetną udajesz. Sama nie wiesz, skąd tu jesteś i co masz czynić, zaprzecz, jeśli się mylę. Podobnie i ciebie matka porzuciła, ale w odróżnieniu ode mnie, szum wodospadu twój płacz zagłuszał. Ja na czarnej górze zostawiony, wiatry ostre stworzyłem, nie, aby śmiałków odstraszać, bo i tak żaden, by wejść tam, nie zdołał, ale żeby swoim szumem i wyciem, mój szloch zagłuszyły.
Prosiłem, błagałem, ale nadaremno. To moje serce utwardziło, ale jak widzisz nie dla wszystkiego. Bo oto Ssairrac moją miłuję i radość moim oczom jej postać daje. Jeśli mojej oferty nie przyjmujesz, lecimy, bo nic tu po nas. Wiem, co chcesz uczynić. Z Deerhe rozmawiać, by serce mojego Kapturka zmiękczyła. Deerhe ma do niej miłość matczyną, za co ją szanuję, ale z pewnością moja maleńka księżniczka nikogo do pokoju namawiać nie będzie. Lecimy do mnie, bo większe tam uciechy mamy, niż na wasze żałosne usiłowania zaprowadzenia dobra i pokoju spoglądać.
Patrz tylko Kaungo, jak moją umiłowaną traktuję. Po moim pysku wchodzić nie musi.
Kaunga i Orberis zobaczyli, że Carriass do góry się wznosi i na karku smoka zasiadła. Tym razem nawet jęzora użyć nie musiał.
Wzniósł się bez ruchu skrzydeł i gdy wysokość piętnastu jardów osiągnął, jak strzała w kierunku Czarnego szczytu, pomknął.
Kaunga wylądowała i Orberis zszedł po jej mordce na trawę.
– Co się stało z Carriass, nie taką ją poznałem – odezwała się drwal ze smutkiem.
– Wszystko ci wyjawię, co wiem – szepnęła Kaunga. – To nie jej wina.
– Nie, a czyja?
– Erragea odżywia się nienawiścią. Zawiść, kłamstwo, to jego posiłek, ale tak jak i dla mnie, najważniejsze są dla niego uczucia Carriass. Prostymi słowami pomieszał jej w głowie. Wzbudził zazdrość i zawiść.
– Okłamał ją?
– O nie! On jest bardzo mądry. Przedstawił księżniczce fakty w niewłaściwym świetle. Na przykład powiedział jej, że Deerhe nie przyjechała do waszej osady z powodu troski za nią, a tylko, ponieważ chciała miłostek z Renthinem.
– Co mówisz, Kaungo!
– Zakochali się w sobie. Nie powiem ci wszystkiego, bo nie powinnam. Wiem, co wszyscy czują. Erragea to wie i potrafi manipulować córką Deerhe. Jedyne, w czym jej nie oszukuje to w uczuciu do niej. Erragea ją kocha.
– Jakże to! Toć to smok!
Rzekł to, ale zaraz się pomiarkował. On człowiekiem był również, a przecież Kaungę miłował. Różnił się od drugiej pary tym tylko, że Kaungi nie pragnął. Ona? Cóż, smoczyca wiedział, że go pragnie, ale nie tak jak Carriass czarnego smoka. Jej wyższa świadomość, pewność jej dawała, że z Orberisem się złączy w jednym ciele. Nie mogła wiedzieć, że tę wiedzę matka jej przekazała, ale bardzo głęboko w niej ukryła.
– Jak myślisz, czym jest smok?
– Zwierzęciem ogromnym, lata, zieje ogniem.
– Tak czujesz, czy raczej masz taki stereotyp.
– Co znaczy te dziwne słowo?
– Stereotyp to potoczna opinia, czyli osąd. Ludzie sądzą, że wilki są złe. Sądzą, że kobiety są głupsze niż mężczyźni. Że świnia uwielbia być brudna. Czy myślałeś, że smok może mówić, znać myśli i odżywiać się energią?
– Kaungo, co to energia?
– Energia to moc. Kiedy palisz w piecu, jest ciepło. Ogień daje ciepło. Kiedy koń ciągnie wóz, wóz się porusza, bo koń się męczy. Kiedy rąbiesz drewno, uderzasz szybko siekierą i przecinasz drewno. Dzieje się to dlatego, że siekiera jest ostra, a ty szybko uderzasz. Siekiera nie przecięłaby drewna, gdyby była tępa ani gdybyś uderzył bardzo wolno.
Ty jesz jedzenie. Twój organizm zamienia pokarm na inne składniki, które zasilają twoją krew, a ta niesie to, co organizm potrzebuje. Niesie wszystko, tam gdzie trzeba. Gdybyś nie jadł przez krótki czas, organizm pobierałby te produkty z twojego ciała. Jednak gdybyś długo nie jadł, umarłbyś. Człowiek umiera, kiedy nie oddycha dłużej niż trzy minuty, nie pije wody przez tydzień i nic nie je przez miesiąc.
– Kaungo, co to minuta?
– Jednostka czasu. Dzień ma dwadzieścia cztery godziny. Godzina to pół straży. Godzina ma sześćdziesiąt minut, a minuta sześćdziesiąt sekund.
– Nic nie rozumiem.
– Na razie nie musisz. Ja żyję miłością. Jeżeli nie będę miała miłości, umrę. Erragea żyje nienawiścią.
– Jeżeli nikt w jego otoczeniu nie będzie zły, kłamliwy i przewrotny, umrze. Tak?
– Niedokładnie. Miłość jest większa od nienawiści. Bo miłość buduje, a nienawiść niszczy. Miłość jest życiem, nienawiść śmiercią. Erragea jest taki, jak ja. Kiedy zrozumie, że nienawiść nie jest dobra, zacznie mnie naśladować, drogą miłości zacznie kroczyć. On sam się jednak nie zmieni. Carriass jest słabsza od niego, lecz ona jedyna może go zmienić, ale kiedy jest obok, jego wpływ nie pozwala jej być sobą. Czyli tą prawdziwą Carriass, którą poznałeś. Jest tylko Ssairrac. Ssairac jest Carriass, ale tylko taką, dla której rozkosze ciała są ważne. Dlatego ja muszę spróbować.
– Ty?
– Carriass jest dobra w środku. Coś się musi stać, żeby zrozumiała. Postaram się porozmawiać z Errageą, ale pewnie mnie wyśmieje. Jak wiesz, rozmawiałam. I nic to nie dało. Żebym miała siłę, czyli energią, potrzebuję więcej miłości.
Orberis zrozumiał. Bo tak naprawdę dużo z tego, co mówiła Kaunga, już słyszał, a nawet samo tym mówił. Nawet Kaunga nie wiedziała, dlaczego powtarza wypowiadane poprzednio słowa.
Nagle wszystko zaczęło mu się układać w sercu i głowie. Czuł to do Kaungi od początku, tylko przekonanie, że to jest smok, utrudniało mu akceptację. Podszedł do niej i przytulił się do jej szyi.
– Czuję to! Kiedy poznałem Carriass, myślałem, że ją kocham, lecz to raczej było pragnienie ciała. Nie obchodzi mnie, że masz ciało smoka. Przecież kocham Barri, mimo że jest klaczą. Wiem, że Carriass kocha Obłoka tak samo. Czemu ona jest taka inna? Nagle swawole dla niej są ważne?
– Człowiek musi się rozmnażać, by przedłużyć gatunek. Jak wszystko. Bo wszystko umiera. Zwierzęta robią to tylko, kiedy chcą mieć dzieci. Ludzie mogą zawsze. Bo to miłe. To, najsilniejsze co jest w człowieku. Kiedy człowiek umiera z głodu, myśli o jedzeniu. Kiedy się topi, chce przeżyć, ale w pozostałych momentach może się kochać i o tym głównie myśli. Erragea pobudza to u Carriass. Ona go kocha, ale nie może zaspokoić. Właściwie może, ale nie, tak by go to w pełni zaspokoiło. On ją może, ale nie chce.
– Erragea może dać jej rozkosz?
– Tego rodzaju. Oczywiście nie jak ty byś jej dał. Rozumiesz dlaczego… – Kaunga nie chciał mówić drwalowi, co między smokiem a księżniczką zaszło.
– Tak – młodzieniec nieco się zarumienił.
– Erragea będzie chciał się do mnie zbliżyć. Jak ogier do klaczy, kogut do kury. Bo my jesteśmy smokami. Jeżeli nie będzie nowych smoków, ród smoków umrze. Żyjemy długo, ale w końcu umrzemy.
– Czyli będziesz z nim miała małe smoczki?
– Nie, Orberysie. Nie zrobię tego.
– Dlaczego?
– Ponieważ cię kocham. Już o tym rozmawialiśmy, ale z jakiegoś powodu zapomniałeś.
– Ja…
– Wiem, bo czuję. Do miłości nie można zmusić. Kiedy zrozumiesz w swoim sercu, wtedy…
– Kaungo. Ja czuję do ciebie coś, czego nie czułem do nikogo. Tylko że jesteś smokiem…
– Wiem. Według natury powinnam być z Errageą, jednak wybrałam ciebie. Erragea mówi Carriass, że kiedy znajdzie kamień Um stanie się jak ty.
– Czy to prawda?
– Nie wiem. Moja miłość do ciebie nie ma warunku. Kocham cię, a jaka jestem, nie ma dla mnie znaczenia.
– Czy to, co czuję, kiedy jestem blisko ciebie, a szczególnie na twojej szyi, to miłość?
– Nie mogę ci powiedzieć, sam musisz wiedzieć.
– Czy dla ciebie moja miłość do ciebie jest najważniejsza?
– Jest ważna. Czy najważniejsza? Nie. Oddałabym życie dla ciebie, ale oddałabym je dla Carriass, gdyby trzeba. Dla Erragea, gdyby od tego zależało jego życie.
Orberis poczuł gorąco w swoim środku. Szczególnie sprawiło to jej słowo. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Jej słowa zniszczyły w nim całe zło. Chociaż nie miał go wcześniej wiele. Już nie był zły, na Renthina ani Deerhe. Wybaczył Carriass, że tak postępowała. Wybaczył Cole, że go napadł. Pokochał w tej chwili Errageę. Pokochał Carriass, ale najbardziej sprawiło mu rozkosz, że pokochał Kaungę. Zapomniał, że już większość tych rozmów mieli za sobą. Stało się to w pewnym celu, właśnie w tym. Pojął w ułamku chwili, że wszystko to się wydarzyło, żeby pokochał Kaungę. Całkowicie, na zawsze!
W tym momencie zobaczył znowu tę kobietę. Wyglądała jak Deerhe, ale miała oczy jak Kaunga i Carriass.
– Widziałem cię, ale kocham cię nie dlatego. Kocham cię Kaungo. Umrę dla ciebie.
– Kochanie, chcę, żebyś żył dla mnie. Co mi po tym, że umrzesz?
Orbreris wtulił się w jej szyję.
– Możesz powtórzyć, najdroższy – szepnęła takim głosem, że poczuł błogość w całym ciele.
– Kocham cię, Kaungo. Nie ważne, że masz ciało smoka. Kocham cię.
Wybuch światła poraził jego oczy. Kiedy poświata zniknęła, zobaczył, że stoi na trawie tak zielonej, jakiej nigdy nie widział, a niebo miało cudownie niebieski kolor. Zobaczył przed sobą piękną kobietę.
Była bardzo podobną do Deerhe, ale to nie była matka Carriass.
– Agnuak – rzekł cicho.
– Sirebro – szepnęła.
Objął ją i poczuł jej usta. Jej zielone oczy patrzyły na niego z miłością, a kiedy ich usta się w końcu oderwały od siebie, dostrzegł, że jej jędrne piersi falowały.
Wizja zniknęła.
– Kaungo, to ty! Widziałem twoją prawdziwą postać. Szkoda, że ty tego nie widziałaś.
– Widziałam, kochanie. To ja cię pocałowałam wówczas przy wodospadzie. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w tamtej postaci. Chciałabym, ale to nie jest tak ważne. Kocham cię i wiem, że ty mnie miłujesz. Teraz mogę lecieć do Erragea. Twoje wyznanie dało mi wiele mocy. Musimy ratować Carriass. I musimy ratować Erragea. Musimy to zrobić inaczej i ten świat zginie. – Co na koniec rzekła, sama nie rozumiała, bo dziwnie to zabrzmiało. Znaczyć to mogło tylko tyle, że jest i inny świat. Powiedziała to z całym przekonaniem.
– Tak, leć moja najukochańsza! – Orberis nigdy tak szczęśliwy się nie czuł.
To rosło i rosło w nim, że aż chciał krzyczeć na cały głos, że kocha Kaungę.
W tej samej chwili Erragea to odczuł. Leciał z Ssairrac do swojej jaskini. Ryknął strasznie i z jego paszczy wystrzelił błękitny ogień. Na jedną chwilkę wszystko w nim zadrgało. Carriass spadła z jego karku i runęła w dół.
– Nie wygrasz ze mną Kaungo – krzyknął.
Po chwili poczuł, że dziewczyna spadła. Stało się to ponieważ na chwilę inna energia nim zawładnęła, a nie wiedział, że taką posiada.
– Carriass – krzyknął.
Nie Seirrac, a Carriass, lecz o tym nie pomyślał, bo jedyne, co miało w tej chwili wartość, to by ratować księżniczkę. Jego miłość, jedyny sens istnienia.
Runął w dół.
Dziewczyna krzyknęła ze strachu, ale przestała. Poczuła na ułamek chwili błogość przekraczającą poznanie. Czuła miłość w czystej formie. Zobaczyła, że spada, ale dostrzegła coś jeszcze. W górze szybował mężczyzna. Spadał na nią jak jastrząb na zdobycz. Nie bała się, go, bo wiedziała, że ją złapie. I po chwili to się stało. Miał czarne jak smoła włosy i ogromne błękitne oczy. Objął ją mocnymi ramionami. Czuła od niego tyle siły, że gdyby chciał, zmiażdżyłby Rehera, jak silna dłoń kruszy skorupę orzecha.
– Carriass, kochanie – rzekł swoim niskim głosem.
– Aegarre, najdroższy!
Ich usta się złączyły. Rozkosz topiła ją, ale coś nad tym górowało. Nieskończone odczucie błogości i spełnienia. Spokój i bezpieczeństwo. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że jest w jaskini. Erragea siedział w swojej ogromnej postaci i patrzył na nią.
– Uratowałeś mnie, Aegarre – szepnęła.
– Co ty pleciesz Czerwony Kapturku – mruknął – jestem Erragea, a ty Ssairrac. Nie pozwolę ci zrobić krzywdy.
– Kochanie. Daj mi to uczucie, które czułam. Wiem, że mnie pragniesz, a ja ciebie, ale to nie jest miłość. Nie ma w tym nic złego, że mnie pragniesz. Pokochaj mnie w sercu, wiem, że możesz. Daj mi to, co czułam! Wiem, że tak możesz! Wiem!
– Zostaniesz sama? Wrócę wkrótce. Muszę się rozmówić z Kaungą. Za bardzo miesza.
– Dobrze, poleć Kiciu. Najpierw opowiedz swojej Ssairrac o tym Kapturku.
Ssairrac wróciła i od nowa pożądanie zaczęło władać jej ciałem, ale gdzieś w jej środku czuła miłość. I pragnęła jej. Nie chciała tego stracić. Teraz to czekało na właściwy czas.
– Dobrze – odrzekł ucieszony, że stała się znowu Ssairrac.
Dmuchnął na nią ciepłym oddechem o zapachu róż.
– Czerwony Kapturek była dziewczynką, która opiekowała się chorą babcią. Dziewczynka była dobra dla wszystkich. Babcia mieszkała w lesie. I kiedy Czerwony Kapturek niosła jej jedzenie w koszyczku, wszystkie napotkane zwierzątka się cieszyły, że ją widzą. Nazywała się tak, bo miała płaszcz z czerwonym kapturem.
Nie, żebym był zazdrosny, ale mam pytanie. Zrobiłabyś to dla Rehera, gdyby się zgodził na twoje niecne zachcianki?
Ssairrc uśmiechnęła się.
– Wiedziałam, że tego nie zrobi. Nikt więcej nie zobaczy mojego ciała. Nawet Orberis. Jestem tylko twoja. Widziałam cię. Wiesz o tym. Kocham cię Erragea, ale pragnę, byś stał się Aegarre.
– Najpierw Erragea musiałby umrzeć! Tego chcesz? – powiedział to inaczej, aż smutek wielki odczuła.
– Nie mogłabym żyć bez ciebie, kochanie. Wiedz jedno. Kiedy Erragea umrze i Ssairrac umrze.
– Nigdy do tego nie dopuszczę jako Erragea. Lecę. Dam Kaundze ostatnią szansę. Wrócę niebawem.
– Dobrze, leć mój umiłowany. A ja sobie po przymierzam suknie i założę naszyjniki, bransolety i pierścienie. Bo to lubię czynić, kiedy jestem sama.
– Pamiętaj, że jesteś tylko Ssairrac – szepnął i wyleciał z jaskini.
Ssairrac wyszła na zewnątrz i patrzyła za jego czarnym ciałem, aż zniknął jej z oczu…
Mimo że smok zniknął w jaskini, nadal panowała jasność. Księżniczka nie o tym nie myślała. Otworzyła skrzynkę.
– Szkoda, że nie ma lustra… Nagle...dostrzegła w końcu jaskini lustro w złotych ramach. Potem zobaczyła wszystko. Dywan na drewnianej podłodze, łoże i stół. Złotą misę z owocami i dzban z napojem. Carriass nie dziwiła się wcale. Zerwała winogrono z kiści leżącej w misie. Smakowało wybornie. Wzięła morelę i kilka malin. Nalała żółtego płynu do złotego pucharu. Napój smakował jak sok z mango.
Zdjęła czerwoną suknię. Patrzyła chwilkę na swoje nagie odbicie. Założyła białą suknię.
– Chciałabym, żebyś ty mi taką przywiózł, Kiciu – szepnęła.
Otworzyła wieko skrzyni. Była pełna złotych dukatów. Sznurów białych pereł. Przeróżnych bransolet z drogich kamieni. Rubinów, szmaragdów, szafirów i cytrynów. Zaczęła zakładać naszyjniki z pereł, rubinów i złote łańcuchy.
Potem pozdejmowała wszystko i została tylko w samej sukni. Poczuła coś.
– Czy to ty, Kaungo?
< Tak, to ja. Postaraj się zmienić serce smoka. Wybacz matce. Ona cię bardzo kocha. Zbliżyła się do kowala, bo brakowało jej ciepła od Armidosa. A teraz zakochała się w Renthinie, a on w niej, ale nikogo tak nie kocha jak ciebie. Przekonasz się>.
< Rozmawiała ze mną i wierzę w to, co mówisz. Widziałam mojego ukochanego. Czy to człowiek, bo tak wygląda>?
.
– Kaungo?!
Została sama. Wszystko zniknęło. Dywan, meble i lustro. Została w białej sukni. Zobaczyła tylko trzy inne suknie i tą, którą dostała od Rehera. Patrzyła na otwartą skrzynię.
– Na co mi złoto i drogie kamienie, jeżeli nie mam prawdziwej miłości. – rzekła cicho i poczuła tęsknotę wielką.
Zebrała suknie razem i ułożyła się na nich i zasnęła.
Erragea wylądował na pustkowiu. Dostrzegł wcześniej wielką polanę. Czekał na Kaungę. Mimo wysiłków nie mógł dostać się do jej wnętrza. W końcu ją zobaczył. Jej łuski lśniły pięknie w promieniach zachodzącego słońca.
– Dobrze, że jesteś Zielona…
– Mam imię, Errageo.
– Tak, Kaungo. Wybacz.
– To mogę, ale to, co czynisz z Carriass, jest złe, chociaż, i to wybaczyć ci muszę.
– Jestem zły, czego ode mnie oczekujesz? – zignorował proste słowa, bo bał się o tym rozmawiać.
– Nie musisz być taki! – uznała, że może mu przetłumaczy, zapomniała o tym, że tylko Carriass mogła go zmienić.
– Wiesz, co się stanie, kiedy się zmienię? Umrę! Tego chcesz? Już znowu nakładłaś do głowy tych mrzonek mojej Carriass!
– Aha, wiesz, że ona jest Carriass, to czemu ja zwodzisz?! Czemu z niej czynisz dziewkę karczemną, co tylko myśli o swawolach cielesnych? Carriass nigdy by nie wypięła do ciebie intymności, byś jej dogadzał jęzorem.
– Zazdrosna jesteś? Jeżeli przyszłaś, aby mnie zmienić, to trudziłaś się na darmo. Dobrze, że przybyłaś. Czas, aby przedłużyć ród smoków. Wcześniej nie chciałaś, ale pewnie zmieniłaś zdanie. To dobrze. Nie powiesz, że nie chcesz doznać rozkoszy, prawda? Orberis ci nie może jej dać, bo za mały. On musiałby cały wejść do twojej intymności, żebyś coś odczuła. Poza tym hybryda by się urodziła, o ile by się, cokolwiek urodziło.
– Nie zastanawiasz się, skąd to wiesz? – pominęła jego niestosowny wywód.
– Nie, ale wiem – chciał skończyć rozmowy o tym, bo czuł się niepewnie w tej sprawie.
– Masz ciało smoka, ale smokiem nie jesteś. – Kaunga szła tym torem, jakby czuła, że coś dobrego uzyska.
– Tak trzeba znaleźć kamień Um.
– Wiesz, że to nie działa. Moje jajo jest nim. To nic nie da.
– Tak, to jest dziwne. Oboje mamy ciała, a jaja pozostały całe… Coś tu nie pasuje.
– I ja to wiem. Miałam wizję. I ty ja miałeś, Aegarre.
– Milcz, Zielona – krzyknął niezadowolony – Przybyłaś, to chodź do mnie, czas, żeby nowe smoki powstały.
– Romantyczny to nie jesteś. Mam ogon podwinąć i wystawić się przyrodzeniem do ciebie jak Ssairrac?
– Czemu nie. Mnie to pasuje – powiedział, bo czuł się z tym dobrze.
Pomyślał, że może Kaunga rozważa jego propozycję.
– Zaczekaj, Errageo. Mówiłeś Carriass o swojej matce. Skąd wiesz, że była wyrodną matką? Może coś się stało i nie mogła inaczej. I ja zostałam sama, ale jej wybaczyłam. Może nie miałam czego wybaczać, ale to zrobiłam. Wiesz, że miłość zwycięży nienawiść.
Ty nie masz nienawiści. Wmawiasz sobie, że jesteś zły. Wmawiasz sobie, że nienawidzisz ludzi. Przecież miłujesz Carriass więcej niż Ssairrac. – Czuła, że czarny smok topnieje w środku, prawdy nie mógł zmienić na kłamstwo. Z Kaungą nie mógł takiej gry jak z Carriass prowadzić.
– Nie mogę się zmienić! Nie mogę i nie chcę – zagrzmiał, aż pospadały liście z dalekich drzew.
– Możesz, ale nie chcesz, to jest prawda. Umiesz pięknie przekręcać prawdę. Jesteś, w tym mistrzem. Nie powiedziałeś Carriass, dlaczego wrzuciłam księżniczkę do twojej jaskini. Powiedziałeś o wietrze i burzy, ale tak, żeby nie pojęła. Nie wspomniałeś, że Deerhe pokochała Renthina. Nie zechciałeś wspomnieć, że mimo iż Deerhe go miłuje i tak kocha Carriass, więcej. Deerhe jej to powiedziała, ale ty tak ją omotałeś, że pamięta dobro bardzo krótko.
Deerhe pragnie Renthina, bo go kocha. Wiesz dobrze, że nawet Ssairrac takiej miłości pragnie. A ty możesz jej ją dać. Tylko ty, ale zadowala cię, że robisz z niej dziwkę. Powiedziałeś, że nie chcesz więcej jęzorem jej dogadzać, ale chętnie byś to robił, by dalej ją zwodzić. Zabijasz w niej serce i uczucie, a napełniasz ją jedynie pożądaniem. Nawet Orbe to dostrzegł!
– Zabiję go i nie przeszkodzisz mi w tym. Stawaj, bo chcę z tobą współżyć. – Odczuł sam, że argumentów przeciw jej mowie nie ma, więc głos uniósł i sam w sobie złość zwiększył.
– Nie będzie z tego nic, Czarny! A wiesz dlaczego? Bo kocham Orberisa. I będziesz najpierw musiał zabić mnie, zanim tkniesz drwala i mojego jeźdźca.
Wiesz co! Zapytaj Ssairrac, czy ci pozwoli go zabić. Chcesz z niej zrobić pełne pożądania ciało pozbawione duszy! Nigdy ci się to nie uda. Ma miłość w sobie i jednego dnia to zwycięży, czym ją karmisz. Wówczas stanie się tylko Carriass, a ty nic na to nie zrobisz.
Erragea spojrzał na nią zimnym wzrokiem.
– Skoro nie chcesz ze mną przedłużyć gatunku smoków, wiedz, że nie jesteś mi potrzebna ani tym bardziej Orberis. Pozwolę, aby Assual zwyciężył Rehera. Potem Armidosa, a wówczas ja zniszczę jego i jego armię. Zrobię to z przyjemnością. I będę władał tą planetą z Ssairrac. A ty… Nie wchodź mi więcej w drogę.
– Żal mi cię Errageo. Wiem coś, czego ty nie wiesz. Orlica znosząca dwa jaja. Jedno ciemne, drugie jasne. Żegnaj.
Kaunga zamachała skrzydłami i wzniosła się do góry.
– Nie próbuj ze mną sztuczek. Może zmienisz zdanie i cię posiądę. Jeżeli nie, zniszczę – warknał cicho do siebie, jednak w środku zadrżał. Co się stanie, kiedy miłość, którą Carriass ma w sobie, zwycięży jego kłamstwa? Umrze, a umrzeć nie chciał. Bo wszystko chce żyć. To wiedział!
Tymczasem na zamku Armidosa królowa Deerhe siedziała sama w swojej komnacie. Renthin ze złamanym sercem w swojej kuźni na ogień patrzył. Deerhe kochała kowala. Poczuła, że zdradziła męża. Dla dobra sprawy nie chciała niczego ujawniać. Nie wiedziała zresztą, co by uczynił jej mąż. Sądziła, że nie skazałby jej na śmierć. Aż takim zimnym draniem nie był. Jego winą było tylko to, że zapomniał, że jest również mężem, a nie tylko królem. Teraz jednak Assual zmieniał jego serce. Do tej pory Armidoś był dobrym królem, co o lud dbał. Teraz myśl o władzy i większym bogactwie, zaczęła drążyć jego duszę jak robak drzewo…
– Muszę znaleźć Orberisa. On jest jeźdźcem Kaungi, a ona tylko może zmienić serce mojej córki. Tylko, gdzie mam go szukać? – szepnęła do siebie królowa.
Usiadła zasmucona. Pukanie do drzwi przywróciło ją do rzeczywistości.
– Pani, młody drwal u bram. Chce cię widzieć – rzekł sługa, co wrót do jej komnaty pilnował.
– Drzwi otworzyć zezwalam.
Królowa Termidei czekała na drwala i pomyślała, że to dziwne, bo przecież taką myśl właśnie jej przyszła, żeby go ujrzeć.
– Orberis! Wprowadźcie go do sali obrad, zaraz przybędę.
Spojrzała na swoje odbicie, włosy poprawiła. Obciągnęła suknię. Do sali obrad zeszła.
Młody drwal siedział ze smutną miną.
– Witaj Orberisie.
Drwal do ziemi pokłon oddał.
– Witaj pani. Wyznać ci coś przybyłem.
– A ja właśnie o tobie myślałam. Nie wiedziałam, gdzie cię szukać, a ty do mnie przybyłeś. O Carriass mi chodzi. Zmieniła się bardzo. Ratuj ją.
– I mi to na sercu ciąży jak kamień wielki. Muszę ci coś wyznać. Kocham Kaungę.
– Co prawisz! Przecież to smok wielki. Jak ją miłować możesz?
– Tak, ciało ma smoka, ale jest inna niż wszystkie smoki poprzednie. Czy w skryptach pisano, że smok kochał jak człowiek, swojego jeźdźca?
– Nie widziałam żadnego zdania o tym.
– Kaunga ma miłość. Powiedziała mi o tobie i Renthinie. Nie trap się. Nic bez przyczyny się nie staje. Zdrada w małżeństwie nie jest dobra, ale nie zrobiłaś tego tylko z pożądania. Wybacz, że ci to mówię. Nie oddalaj go teraz, bo dwa serca złamiesz. Swoje i jego. Amina się trochę tylko domyśla, król Armidos wcale. Nie jest złym człowiekiem, ale zapomniał, że jako mąż też ma obowiązki. Miłość jest jak kwiat, jeśli go nie podlewasz, usycha. Jak za długo zwlekasz, uschnie i nic go do życia nie przywróci.
– Ale jestem nadal żoną jego. To złe co czynimy.
– Jeżeli możesz, zaniechaj. Jeżeli umiesz, zezwól mężowi, kiedy zbliżyć się do ciebie zechce. Deerhe wzdrygnęła się cała. – Nie odebrała tego niewłaściwie, że prosty drwal jej to powiedział jak jej równy.
– Teraz, gdybym to uczyniła, zdradziłabym Renthina. Co ja pocznę! Czy Carriass mnie znienawidziła za to, że z Renthinem byłam blisko? Rozmawiałam z nią i mi wybaczyła, ale obawiam się, że znowu zdanie może zmienić.
– Carriass ci wybaczyła. Niestety teraz jej ciałem włada Ssairrac. A nią manipuluje Erragea. Ufam Kaundze, że to się zmieni.
– Wiesz to, że Armidos Reher napadł, a wojska Assuala nam pomogły?
– Nie ufam Assualowi.
– I jak tak czuję. Król Aramidos zezwolił mu szperać w skryptach. Tylko głupiec z wrogiem w układy wchodzi. Powiedziałam mu to, ale słuchać mnie nie chce. Sądzi, że niewiasta polityki nie rozumie.
– Polegamy na odczuciach. Może zmienił się Assual i dobry się stanie
– To dziwny człowiek, Orberisie. Widziałam, jak patrzył na córkę. Co prawda i ja miałam chwilę, że na ciebie tak spojrzałam, ale ty nie jesteś moim synem. Widzisz, kiedy ciała, które rozkoszy zaznało, zbyt długo zimne zostaje, pragnie. To żądza. Jednak kiedy miłość zaczyna działać, żądza traci moc, jednak z umiłowaną osobą miłości pragnie. U Assuala jest coś innego. Dawno zła takiego nie czułam, lecz wytłumaczyć tego nie potrafię.
– Nie trap się tym, królowo. Wiem już, dlaczego wówczas tak spojrzałaś i kiedy dłonie nasze się zetknęły, tak zareagowałaś. Powiem ci, kiedy będzie czas. Zobacz, że to już nie działa. Daj mi swoją dłoń, pani.
Deerhe z lekkim strachem dłoń mu podała, ale kiedy dłoń młodzieńca ujęła, nic nie odczuła.
– Istotnie, Orberisie. Nic. Dziwne to wszystko.
– Deerhe, pamiętaj, co ci rzekłem.
Nagle królowa dostrzegła, że Orberis zmienił się w oczach. Padł na kolana i zapytał. Czyżby dlatego, że Deerhe rzekł, nie królowo, czy jaśnie pani?
– Czy coś powiedziałem, pani?
– Rozmawialiśmy. Szczerze mówiąc, mówiłeś do mnie jak mi równy. Rozumiem, że Renthin tak czasem mógłby, bo królewska krew w jego żyłach płynie, ale skąd to u ciebie, nie wiem.
– Och, wybacz. Kaunga przeze mnie mówiła. Czy nie zachowałem się nieodpowiednio?
– Powiedziałeś mi wiele. Nadal, jednak martwię się o Carriass. Jeżeli zobaczysz Renthina, przekaż mu, że moje serce jest jego. Nie tylko ciało. Niech uczyni, co mówi mu jego serce. Zdradziłam męża, ale teraz już nie mogę do niego wrócić, bo kocham Renthina. Przyjmę, co los mi da, ale będę bronić Renthina i życie w zamian za niego oddam, jeżeli trzeba. Jeżeli przyjdzie czas, królowi wszystko wyznam. Koronę oddam, aby z Renthinem być. Na wygnanie pójdę, jeśli trzeba, abym tylko, przy Renthinie być mogła.
Teraz królowa Deerhe zapomniała, że o tym z córką mówiła i że Carriass obiecała ją bronić.
– Pani, on ma żonę i dzieci kilka. Co będzie!
– Wiem. Powiedz mu, zatem, że go miłuje, ale dalej tak nie możemy. Skoro go zobaczę i będę mogła wytłumaczyć, zrobię to. Mówię to, bo go oddaliłam. I pewnie tym zraniłam mu serce. Z troski o Carriass to uczyniłam. Powiedz mu, że o wybaczenie proszę.
– Dobrze, pani. Jak poleciłaś, uczynię.
Orberis się oddalił. Po chwili zobaczyła go z okna, że na Berri pędzi do osady.
Kiedy Reher emisariuszy pokoju do Armidosa wysłał, a Kaunga czyniła starania, by serce czarnego smoka zmienić, Assual już w swoich namiotach siedział, co na ziemi Termidei postawił. Jego wielkie wojsko przybyło, chociaż cała potęga wojowników stepu na granicy czekała. Miał chan obok siebie wielkiego szamana. Teraz już wiedział, co się stanie. I drżał z rozkoszy. Ostanie dobro, w nim się wypalało. Żądza rozpalała jego ciało. Czekał na swój sen i źródło żądzy, córkę swoją, Ochir–Saran.
Wysłannicy Rehera do zamku Armidosa przybyli. Przyjął ich i wysłuchał. Wcześniej, gdyby to się stało, ucieszyłby się i o stratach jakie Reher mu zadał, zapomniał. Teraz jednak w sercu urósł i w pychę popadł. Zawierzył Assualowi, że ten mu przyjacielem i na jego pomoc liczyć może.
– Teraz gdy pomoc od Assualla uzyskałem, o pokój przybyliście prosić? Wiecie, że smok mi pomaga, a córka moja jego jeźdźcem. Życia was nie pozbawię, ale z niczym do waszego króla wrócicie.
Zaśmiał się dziwnie i na swoich gwardzistów spojrzał.
– Brody im zgolić, pantalony do pośladków odciąć i z zamku mego pogonić – krzyknął.
Wielu z jego ludzi uwierzyć nie mogło, co słyszy. Szmer powstał między nimi, ale znaleźli się podobni jemu, co rozkaz nikczemny spełnić chcieli. Obrażali słownie posłów, w policzki bili. Kiedy jedni ich trzymali, inni brody golili, potem ubranie niszczyli. Jak skazańców ich z zamku przepędzili. Na konie wsiąść zezwolili i odjechać dali.
Ludzie ci poniżeni w duchu cierpieli, ale zrobić nic nie mogli. Dwa dni jechali i w końcu do zamku Rehera dotarli.
Kiedy Reher dowiedział się, że Armidos IV oddalił i znieważył wysłanników pokoju, wpadł w gniew.
– Skoro tak, będzie wojna – rzekł.
Wiedział co Ochir–Saran mówił i obiecał, ale wciąż Arpagonią władał i inaczej postąpić nie mógł, bo poważanie by stracił, nie tylko wśród wojska, ale i ludu, bo wieść co Armidos IV uczynił, szybko się rozeszła po całym królestwie. Wysłał wojsko, aby zaatakowało wschodnią granicę. Rycerze Armidosa stawiali zacięty opór. Mimo to wojsko Rehera posuwało się na wschód.
Armidos liczył, że wojska wielkiego chana przybędą mu na pomoc. Wysłał szybko posłańca do obozu Assuala. Ten potwierdził, że lada dzień cała potęga ludzi stepu nadciągnie.
Trzeciego dnia, wojska Rehera się zatrzymały. On sam wydał rozkaz, żeby dalej nie atakować. Co spowodowało jego decyzję? Przypomniał sobie wybraną. Wcześniej zapomniał, a moc Erragea to uczyniła, lecz miłość do córki chana, zło wyparła. Uczucie, które w nim rozkwitło, nie zezwoliło mu dalej walczyć. Znajdował się o sto mil od zamku Armidosa.
Nie doniesiono mu o aktywności smoka, jakby ten zapadł się pod ziemię. Być może Carriass pamiętała o jego prośbie. Kiedy Armidos IV dowiedział się, że Reher zaprzestał ataku, ucieszył się. Liczył, że lada dzień wojska chana dojadą do stolicy i wówczas ruszą razem i rozgromią armię Rehera. Deerhe znajdowała się w zamku króla Termidei, ale nie widywała się z mężem. Tęskniła za Renthinem, jednak nie mogła go zobaczyć. Wiedziała, co wówczas się stanie. Prosiła opatrzność o dobre rozwiązanie.
Słońce przeszło już trzy czwarte swojej drogi na nieba błękicie, kiedy Erdene, umiłowany siwy koń Ochir–Saran dowiózł ją do obozu Wielkiego chana Assuala. Armidos IV zezwolił mu na pozostanie z wielką ilością wojska na swoim terenie.
Kiedy czarny smok rozgromił armię Rehera, król zastanawiał się, czy dobrze zrobił, podpisując pakt z władcą stepów. Nie wiedział przeto, czy smok jest bardzo groźny. Co najdziwniejsze dowiedział się od swoich ludzi, że to jego córka, Carriass, jest jeźdźcem smoka. Dziewczyna robiła wrażenie całkiem odmienionej. A to, że smok zniszczył oddziały wroga, o niczym nie świadczył. Kiedyś król Armidos mógł mieć pewność, że córka jest za nim. Teraz?
Kiedy przegonił i znieważył emisariuszy pokoju, wiedział, że Reher zaatakuje. Wówczas zrozumiał, że postąpił zbyt szybko. Mógł utrzymać pokój do czasu przybycia całej potęgi Assuala, ale w końcu Reher zatrzymał inwazję, co było bardzo na rękę Armidosowi, ponieważ wojska Assuala, nie wiedząc, czemu, zwlekały. Armidos wiedział, że wojownicy ze stepów przekroczyli wschodnią granicę Termidei, ale nie w takiej ilości jak się spodziewał. Po wejściu na ziemię Termidei się zatrzymali. Czyżby to była jakaś gra? Ta ilość wojska, którą miał przy sobie Assual, nie wystarczałaby pokonać Rehera. Skąd miał wiedzieć, król Termidei, że Assual na dwa fronty grę prowadzi?
Młoda wojowniczka wracała szczęśliwa. Poznała swojego wybrańca, bo pokonał ją jako jedyny. Poza tym jego aparycja i siła zaimponowała jej mocno. Jednak w jej sercu był ktoś. I to nieco niepokoiło młodą dziewczynę. Z jednej strony kochała coraz mocniej Rehera i rozkosz z nim wspominała. Z drugiej wciąż księżniczką stepu pozostawała. Jako córka już nie pragnęła swego ojca. Jako kobieta już poznała wybranego, nadal, jednak pozostawała córką stepu. Ciągle w jej jestestwie pozostawało przekonanie, że gdyby jej pan zechciał, swoje ciało w ofierze by przed nim złożyła. Nie sądziła, że śmierci jej pragnie, raczej, aby jak kobietę ją posiąść. Wiedziała, że taki związek nigdzie nie jest uznawany za normalny, lecz nie brała tego pod uwagę. Wiedziała, że nie chce wiązać się z Assualem, ale jej serce gotowe było spełnić jego pragnienie. Nawet, teraz gdy poznała Rehera, lecz obecnie, biła się ze sobą w duchu. Czyż lojalność wobec władcy miała okazać się silniejsza niż miłość do króla Arpaganni? Miała małą nadzieję, że ojciec, kiedy usłyszy co mu ma do zaoferowania, odmówi. Och, gdyby tak uczynił, byłby równy jej wybranemu! Liczyła na to, w końcu był dla niej również ojcem. Cóż, kiedy była młoda, sama tego pragnęła, chociaż teraz tego żałowała. Miłość do Rehera wiele w niej zmieniła, jednak pamięci czynów przeszłości usunąć nie zdołała.
Kilka tygodni wcześniej, kiedy on jej zapragnął, odmówiła. Jednakże to, że nie naciskał, odniosło inny skutek. Dla niej był nie tylko ojcem. Głównie jej królem i władcą, właściwie traktowała go jak boga. Wierzyła, jak i on, że każdy chan i jego krew, pochodzi od bogów. Dlatego tego rodzaju akt, nie uchodził w jej oczach jako zły, bo ofiara dla boga zła być nie mogła. Nie zastanawiała się nad konsekwencjami takiego czynu.
Teraz miała dla niego dobre wieści. Przekonała Rehera, że wielki Assual jest nadal z nim. Jednak w sytuacji, kiedy miałaby się związać z królem Arpaganni, inwazja na jego królestwo nie była potrzebna. W tej sytuacji ziemie Assuala powiększyłyby się o Arpagannię i Termidee. Bo królestwo Armidosa było i tak stracone. Tak przynajmniej sądziła. Ochir–Saran postanowiła w swoim sercu. Jeżeli Assual nie zrobi kroku, aby się do niej zbliżyć, drugiej nocy sama go zapyta, czy nadal jej ciało będzie dla niego podarunkiem.
W sercu i duszy Rehera kochała, ale dla Assuala chciała mu swoje ciało darować, jako ofiarę, którą bogom się składa. Wciąż tkwiły w niej przekonania i wierzenia od młodości wpajane i nawet miłość do Rehera, zmienić tego nie mogą.
Wjechała do obozu witana pokłonami. Zostawiła swojego rumaka przed namiotem chana. Weszła do środka i padła do nóg ojca.
– O Wielki chanie całej Hojji. Rada jestem cię zobaczyć w zdrowiu. Oto twoja służebnica wykonała dobrze, powierzoną misję.
Ujęła go za stopy i ucałowała, nie zwracając uwagi na kurz. Assual położył dłonie na jej głowie.
– Wstań, Ochir–Saran. Chcę z tobą wieczerzę spożyć.
– Rada jestem o panie.
– Nie jesteś zmęczona drogą? Może raczysz obmyć ciało. Każę przygotować dla ciebie kąpiel w olejkach ze wschodu.
– Jeśli taka twoja wola, pozwól mi wykąpać się w jeziorze pobliskim. Wrócę i każę niewolnicom ciało smarować olejami wonnymi, by dać rozkosz twoim nozdrzom.
– Uczyń tak. Ja zaś każę przygotować ucztę. Chcesz li ty, bym zaprosił wodzów szczepów, czy wolisz ucztować tylko ze mną?
– Wiesz panie, że jestem służebnicą twoją. Uczynię według woli twojej.
Assual patrzyła na nią, a żądza go paliła.
– Dobrze, spędzisz czas tylko ze mną. Chcę się cieszyć twoim towarzystwem.
Skłoniła się i wyszła szybko z namiotu. Radość rozpierała jej serce. Na konia wsiadła i nad wodę pojechała, galopując szaleńczo. Kiedy do jeziora dotarła, konia do drzewa przywiązała, a sama szybko zdjęła skóry jelenie i do wody nago wskoczyła. Łańcuch i pierścień ciążył jej nieco, ale nie chciała go zdejmować z szyi swojej. Po czasie jakimś z wody wyszła odświeżona. Zanim mokre ciało promienie słońca osuszyły, rozkosze z Reherem wspomniała. Dziwiła się sama, że tego pragnęła. Dzień po miłostkach delikatne drganie w swojej intymności czuła, ale i w drugim miejscu również. Teraz ciekawość ją owładnęła, by sprawdzić, czy dłoń Rehera jej naturalnego stanu intymności nie zmieniła. Kiedy księżniczka stepu kąpiel brała, pod karą śmierci w cierpieniach nikt nie mógł się zbliżyć do takiego miejsca. Gdy oznajmiła, że kąpiel bierze w jeziorku, chan odpowiednie rozkazy wydał.
Chwilę stała, ciepło promieni słonecznych czując, delikatnie palec wskazujący do intymności wsunęła, ale z trudem to uczyniła, jak dziewica ciasna pozostała. Zadowolona z tego do jeziorka wskoczyła i kąpieli zażyła. Popluskała się chwilę i na brzeg wysza.
Chwilę na trawie leżała i pozwoliła promieniom słoneczny skórę osuszyć. A gdy to się stało, zaczęła się z powrotem w skóry odziewać. Na Erdrne wskoczyła i do obozu wróciła. Podobnie jak poprzednio, do namiotu weszła.
– Pójdę ja rozmówić się z szamanem, bo mam sprawę do niego. Ty zaś pozwól niewolnicom ciało olejkami nasmarować. Wielki to dzień dla ciebie. Ojcu radość sprawiłaś – rzekł do niej Assual.
Chan wyszedł i do namiotu szamana się udał. Po chwili trzy niewolnice weszły do namiotu pana stepów.
– Pani nasza, pozwól szaty z siebie zdjąć, by twoje ciało olejkami namaścić.
Ochir–Saran ufna stanęła i pozwoliła się rozebrać.
– Piękna jesteś, księżniczko – szepnęła jedna.
– Milcz, kto ci odzywać się zezwolił! – niewolnicę skarciła.
Niewolnica do nóg jej padła.
– Wstań i czyń, co powinnaś. Znaj swoje miejsce. Rada ja dzisiaj to i ukarać cię nie chcę.
Księżniczka dostrzegła, że dziewczyny na złoty pierścień spoglądają.
Położyła się na koce z wielbłądziej skóry. Po chwili dwie niewolnice masaż zaczęły, a jedna tańczyć przed nią zaczęła, odziana tylko w cienki jedwab. Na odkrytych biodrach łańcuszek złoty z małymi dzwoneczkami miała. W rytm jej pląsów dźwięki wydawały. Podobnie na jej nadgarstkach i kostkach nóg, dzwoneczki drgały.
Dziewczyna czuła błogość, kiedy niewolnice jej nieco zmęczone mięśnie, masowały. Szczególnie uda, pośladki i plecy potrzebowały ukojenia po długiej jeździe. W końcu przodem ciała się zajęły, a tylko intymność białym jedwabiem zakryły.
W głębi siebie wiedziała, że miłość do Rehera na zawsze ją zmieniła. Po czasie połowy straży swoją pracę skończyły i z namiotu wyszły. Księżniczka swoje skóry włożyć chciała, ale myśl jej przyszła. Przecież Reher suknię piękną jej darował.
– Widział pan mój stroje panien, może i ja tak mu się spodobam. Co ja bym dała, aby napełnić radością jego serce – do siebie szepnęła.
Na obciągniętym skórą okrągłym siedzeniu zasiadła i na ojca czekała, a w sukni od Rehera cudnie wyglądała.
Tymczasem Assual do namiotu szamana, wszedł.
– Ikh–mergen – rzekł chan. – Rozmawiać muszę.
Imie szamana znaczyło: Wielki mędrzec. W istocie nie było mądrzejszego niż on, w całym państwie władców stepów.
Szaman siwe włosy miał długie, spięte rzemieniem ze skóry jelenia. Na szyi kości wilka powieszone na cienkim drucie z miedzi.
– Czy masz dla mnie to, co obiecałeś? – zapytał władca Hojji.
– Tak, wielki chanie. Czyś pewien, że wielka Ochir–Saran zdradę szykuję?
– Tak. Po jej przybyciu dzisiaj pewność mam całą. Chcę ją jednak sam wypytać, zamiast na męki brać. Sam wiesz, że sława jej, nawet moją przewyższa.
– Tak to jest, gdy władza do głowy uderza. Mało jej było, że dwie trzecie ludu za nią w ogień by poszło? Chanem chce zostać, a ciebie zgładzić! – Szaman to rzekł, bo tak Assual mówił. Dziwne było to, że ani runa, spalone fusy, ani sny tego Ikh–merganowi nie objawiały.
– Tak, boleje me ojcowskie serce i bym jej przebaczył, ale mam staranie nad ludem moim i jako chan, wybaczyć nie mogę.
– Dobrze, że ja wierny tobie panie, nie urosłem nigdy w pychę. Twojemu ojcu służyłem wiernie, jak i tobie teraz służę.
– Dlatego nagroda cię nie minie. Twoja jedyna córka, żoną moją zostanie.
– A co zrobisz z Ochir – Saran, kiedy o jej winie się przekonasz?
– Tobie ją dam, byś jej zadał męki. Ze względu na moje imie, nie chcę publicznej egzekucji.
Starzec po minie nie dał poznać, ale nie do końca słowom chana wierzył.
Od małego ją znał, wiedział, że dnia nie było, aby imię Assual na ustach Ochir – Saran na pierwszym miejscu nie stało. Zanim chan przybył do namiotu jego, wróżby co innego mówiły. Jednak otwarcie odezwać się nie mógł. Obietnica chana ponętna była. Córka jego Aguu–tal–nutag, co Wielki step, znaczyło, biegła była w naukach i magii. Bystrością umysłu ojcu wiele nie ustępowała. Jednak w odróżnieniu od Igh–mergen sława i władza jej się śniła. Domyślała się ojciec, że jeśli żoną chana zostanie, wkrótce ona ordą władać będzie. Znała zaklęcia i zioła, które Assuala posłusznym barankiem uczynią.
– O to proszek znakomity. Bez smaku i zapachu. Do wina dodasz. Po czasie ćwierci straży dłonie i stopy niewładne uczyni, więc nie będzie w stanie ni szablą ani krótkim zakrzywionym sztyletem ci zaszkodzić.
– Jak długo działać moc ziół będzie?
– Pół straży, może nieco dłużej. Dla pewności skrępuj ją dobrze.
– Tak jak radzisz, uczynię. Mogłem nie dopuścić do tego. Kiedy moje nałożnice mordowała, oczy przymykałem. Sam wiesz, że dziką żądzą do mnie pała. Teraz zmądrzała i nie ukazuje tego, ale własnego ojca jako kochanka pragnie. Wiesz, jakie strapienie to memu sercu przynosi?
– Tak, panie mój. To gorycz sama być musi.
W tej sprawie wizje i znaki różnie mówiły. Ikh–mergan wiedział, że księżniczka ciało mu gotowa oddać. Jednak dzikiej i złej żądzy wróżby z fusów i popiołów nie pokazywały. Raczej coś innego, mianowicie co kochanka do męża posiada. I nawet szaman tego zupełnie zinterpretować nie potrafił.
Stary poszedł do ściany namiotu i małą konopną torebkę chanowi podał.
– Dzięki ci Ikh–mergan.
– Panie mój. To moja powinność ci służyć. Szczególnie że dobra ludu wypatrujesz.
W tym także skłamać musiał. Coś bardzo dziwnego owładnęło duszą Assuala. Pragnienie czegoś niemożliwego tam widział. Ofiarę z krwi i … czyżby wielki chan zapragnął być jednym z bogów?
Zapadł w medytację i próbował znaleźć odpowiedź dobrą.
Do namiotu weszła córka jego. Trzydzieści dwie wiosny miała, niebrzydka była. Jednak urodą znacznie Ochir–Saran ustępowała.
– Zawarłeś z nim przymierze, ojcze?
– Nie jest tak, jak myślisz. Kim jestem, by z nim przymierze zawierać!
Szamanem jestem długo i mądrość przodków posiadam, ale zwykłym człowiekiem jestem, on z linii bogów pochodzi. Obiecał mi, że za żonę cię weźmie.
– Dobrze. Ochir – Saran zbyt mocno urosła. Nie wystarczy jej, że córką chana jest. Że więcej niż połowa ludzi stepu za nią w ogień pójdzie. Ojca własnego chce zabić i jego władzę wziąć!
– Mówi on, że pragnie go jak kochanka, a to go boli najbardziej.
– Wiem ja to również. Jeszcze jak dwanaście wiosen miała, mało oczy jej nie wylazły, tak na chana patrzyła. Niewolnica jedna mi wyznała, że lat kilka wstecz, sama widział, że Ochir–Saran wielkiego chana uwieść już wówczas chciała. Znam ja zioła i pudry. Po nich na żadną nawet nie spojrzy, jak bóg będzie się czuł, kiedy po nocy ze mną się obudzi.
Starzec na córkę spojrzał.
– Bacz na pana naszego. On, jak lis chytry jak wilk głodny i jak orzeł mądry.
– Dlatego ja muszę go przechytrzyć. Nauk twoich pełna jestem. Zobaczysz ty, jeszcze, zanim twoja siwizna na stosie spłonie, gdy do bogów się udasz, że ja wielką panią stepów zostanę, a jego drugorzędni synowie, moje stopy całować będą.
– Skoro radość ma ci to dać, niech tak ci się stanie. Jedną cię mam. Twoje szczęście dla mnie najważniejsze. Pomyśl jeszcze raz, zanim do jego łoża wejdziesz, jako żona. Popiół wysyp, niech dym mądrości otworzy ci wewnętrzne oczy, czy tak masz czynić!
– Jestem wielka i należy mi się ta pozycja. Nie raz w wizji widziałam, jak kłaniają mi się do ziemi naczelnicy szczepów. A ty u mojego boku dochodzisz w szczęściu starości.
– Jedna rzecz spokoju mi nie daje. Ten złoty krąg. To nie jest z tego świata…
– Sam mówiłeś, że to klucz do bramy, co jasną drogę do krainy bogów otwiera.
– Tak. Samica orła i dwa jaja. Cóż to znaczyć może? Przecież zwykle orzeł dwa jaja znosi. Czemu jedno ciemne, a drugie jasne? Czemu? Zwykle są żółte, nakrapiane. Silniejszy orzeł słabszego zabija i jeden zostaje, a tu dwa o takich kolorach. Ile razy wróżby czyniłem, odpowiedzi nie dostałem.
Assual do namiotu swego wszedł. Córkę w sukni z jedwabiu dostrzegł.
Uśmiechnęła się do niego i do nóg padła.
– Wstań, córko moja. Zaraz jadło zaczną znosić. Pewna jesteś, że nie chcesz tancerek?
– Wedle życzenia twego panie.
– Niech, zatem cztery przednie, wejdą. Jedna grać będzie, a trzy tańcem oczy nasze radować będą. Dobrze się czujesz po masażu olejkami?
– O tak. Ciało moje ulgi doznało.
Assual przypomniał sobie sprawę ważną.
– Zawsze złoty pierścień ukrywasz, to nikt nie wie, że go masz. Niewolnice widziały?
– Tak, panie mój.
– Tajemnice wyjawić mogą. Wydam rozkazy moim strażnikom, by o tajemnicy zachowania je przestrzegli.
Zaklaskał w dłonie wielki chan i po chwili jeden z ludzi jego do namiotu wszedł. Pan stepów ręką go przywołał i coś na ucho mu szepnął. Mąż o surowym licu, bliznami przeoranym, skłonił się i nie odwracając głowy, tyłem z namiotu wyszedł.
Po chwili do namiotu jadło dla chana przynosić zaczęto. Złote talerze pieczonego, jarzyny gotowane i puchar wina. Dwa kielichy złote przyniesiono.
Cztery skąpo odziane tancerki do namiotu weszły. Jedna usiadła blisko ściany, trzy pozostałe czekały na muzykę. Rozległy się rytmiczne dźwięki bębna. Tancerki w taniec ruszyły. Kołysały biodrami. Zataczały koła dłońmi. Tańczyły lekko i zgrabnie. Assual oko swe cieszył, ale i na córkę spoglądał.
W jego oczach księżniczka nic nie dostrzegła. Postanowiła następnej nocy ciało swoje mu ofiarować, jeśli nadal takie życzenie będzie posiadał.
Po długości straży tancerki wyszły i chan z córką sam został. Dużo wina nie pił, ona ledwo co usta umoczyła.
– Piękna jesteś córko moja, a w sukni od Rehera jeszcze piękniej wyglądasz, lecz i ja mam prezent dla ciebie, co mi Armidos podarował.
– Och panie mój! Dla mnie coś masz?! Niegodna jestem. Misję najlepiej jak mogłam, wypełniłam.
– Tak, ale by niespodzianka pełną była, zawiążę ci oczy, byś mogła sama później zobaczyć.
– Skoro pragniesz tak, panie.
Córka chana oczy zasłoniła chustą i ufnie czekała. Chan rękę przed jej oczami przesunął. Ona jednak bez ruchu siedział. Dwa kielichy wypełnił winem, do jednego, puder wsypał. To swojego łoża ze skór podszedł i zawiniątko skórą jelenia zakryte, otworzył. Suknia była biała, z bawełny przedniej utkana. Perłami wyszywana. Położył suknię przed księżniczką pan całej Hojji.
– Opaskę zdjąć możesz.
Ochir – Saran chustę z oczu zdjęła.
– Och, co za piękną suknię mi przywiozłeś! Co mam dla ciebie zrobić? Co zechcesz, uczynię.
Kiedy to powiedziała, gotowa była na to, co jutro sobie przysięgła.
– Och, córko. Radość ci sprawiłem, tom rad. Jeśli chcesz, załóż.
– Chętnie to uczynię, panie mój.
Suknie od Rehera zrzuciła. Assual, oczy odwrócił. Kiedy to uczynił, księżniczka szybko się odziała.
,,Och, zmienił się! Nigdy jeszcze oczu od mojego nagiego ciała nie odwracał. Rada jestem z tego. A jeśli nadal pragnie mego ciała, ofiaruję mu to, chociaż sama nakłaniać go nie będę, jak to czyniłam, podlotkiem, będąc” – pomyślała.
– Powiedz mi tylko, masz trochę dumy z faktu tego, że taką córkę posiadasz, co w ogień za tobą by poszła i życie swoje bym dla ciebie oddała?
Zadrgało coś w sercu Assuala na chwilę, ale planu nikczemnego nie zmienił.
– Za chwil kilka odpowiedź ci dam. Uciesz oczy moje i tańcz.
Dziewczyna pląsać zaczęła. Z uśmiechem ręce do góry podnosiła.
– To niebu dziękuję, że takiego ojca mi darowało – w uniesieniu i z radością to rzekła.
Rozkosz duchowa miała równą prawie fizycznej, tej, którą z Reherem miała.
Tańczyła jeszcze czas jakiś. W końcu poczęła małe błędy czynić.
– Wybacz mi panie, może wina zbyt wiele wypiłam, ale nie piłam, jednako. Być może podróżą zmęczona, bo jechałam jak szalona, by ci radosną wieść, przekazać, że misję twoją wykonałam. Wiesz to ojcze, że w końcu swego męża znalazłam? Reher w pojedynku mnie pokonał. Nie będziesz musiał krwi ludzi stepu przelewać. Żoną jego zostać mogę, jeżeli zezwolisz. Ziemie Hojji powiększysz. Termidea będzie nasza, bo obronić się nie zdoła. Wobec unii naszej Armidos podda się i bez walki kraj swój odda. Nie jest on złym królem. Nie będzie darmo krwi swoich ludzi przelewał, bo życie jego ludu dla niego ważne.
Ochir – Saran nie dokończyła, bo równowagę straciła i na klepisko nakryte skórami i dywanami z Persji, padła.
– Pomóż mi ojcze. W stopach czucie tracę, a i dłoni moich nie czuję. Jako Chana Wielkiego i pana całej Hojji, prosić cię nie mogę, więc jako ojca, proszę.
– O tak. Zajmę się tobą odpowiednio.
Wziął ją na ręce i na skóry położył.
– Wybacz mi panie, że przed nocą nóg twoich nie wymasuję. Co mi się stało, sama nie wiem, wytłumaczenia nie znam. Wierz mi, że z całego serca i duszy najpiękniej, jak potrafiłam, tańczyłam, bu oczy pana mego nacieszyć.
Assual zmienił się na twarzy, ale córka jego, tego zrazu nie dostrzegła. Przytomna całkiem była, a tylko władzę w stopach i dłoniach straciła całkiem. Zdziwiła się nieco, że Assual rzemienie cztery wyjął i na nadgarstkach i kostkach nóg wiązać je zaczął. Zdjął jej łańcuch złoty z pierścieniem tajemnym i suknię rozdarł.
– Panie mój! Co zrobiłeś? Dlaczego? Czy w czymś uchybiłam?
– Dowiesz się zaraz – rzekł podekscytowany.
Dostrzegła w jego oczach żądzę, jakiej wcześniej nigdy nie widziała.
– Ojcze, co chcesz uczynić? – zapytała cicho.
– Wziąć cię. Błąd zrobiłaś, że mnie ostatnio odtrąciłaś. Pragnienie twego ciała, dzień po dniu rosło. Nie widziałem nic atrakcyjnego w twoim ciele, kiedy dziecięciem byłaś, teraz zaś na kobietę piękną wyrosłaś.
Nie mogła się ruszyć, bo rzemienie do palików wbitych w ziemię, przywiązał. Chciała mu nawet wyznać, co zamierzała uczynić, ale kiedy świadomość pełna jej przyszła, co zamierza, słowa nie wyrzekła.
– Wezmę cię, jak chcę. Do wina coś ci wsypałem, to przez długość połowy straży czucia w dłoniach nie będziesz miała, ale w reszcie ciała wszystko odczujesz.
Słuchała tego i jej serce czuło, jakby ktoś tam sztylet wbijał. Wyjmował i wbijał od nowa. Zobaczyła, że Assual odzienie zdjął, a jego przyrodzenie gotowe było.
– Wrzask podniesiesz, to gardło poderżnę – szepnął dziwnie.
– Czemu, ojcze? – szepnęła – Cóż, złego uczyniłam? Jak pies wierna ci byłam. W ogień dla ciebie bym poszła. Życie bez chwili zastanowienia bym oddała.
– Pragnę cię – zasapał.
Nic nie czuła, kiedy wszedł w nią ostro i gdy szybkie ruchy wykonywał. Nie czuła, że nasienie w niej zostawił.
Assual wstał. Krwi, nie dostrzegł.
– Nic dziwko nie mówisz? Że dobrze ci było! Mów coś, bo serce przebiję!
– Już to zrobiłeś. Wiedz tylko, że ofiarować ci się chciałam, bom myślała, że tego pragniesz. Rozkosz bym miała i rozkosz tobie bym dała. A tak trupa gwałciłeś, jak w pusty sęk deski suchej swoje przyrodzenie włożyłeś, ale wiedz również, że nadal ojcem moim jesteś i nie uczynię nic przeciw tobie.
Assual patrzył na jej ciało. Odczuł, że dawna rozkosz oglądania jej nagości w obrzydzenie się zmienia. Znienawidził ją w chwili jednej, jakby mu całą rodzinę w pień wycięła.
– Lud cię podziwiał, zawsze chwałę zbierałaś. Ciesz się ostatnimi chwilami życia. Jutro szaman cię na tortury weźmie i wszystko, co zechcę, wyznasz. Że mnie zabić chciałaś, że złoty pierścień ukradłaś. Że Hojją władać pragnęłaś. Igh–mergan potwierdzi, że sama mnie chciałaś, a niewolnice co cię olejkami masowały, już nic nikomu nie powiedzą. Nikt poza mną i tobą nie wiedział, że pierścień ci dałem. Mów coś, bo zabiję! Płacz, chociaż! Dumę swoją pokonaj.
Jednak Ochir–Saran milczała. Bo trup mówić nie potrafi. Słyszała tylko, jak Assual przeklinał jej imię. Kaganki zgasił i spać poszedł.
Ochir–Saran oka nie zmrużyła. Noc całą w duchu cierpiała, lecz jednej łzy nie uroniła.
Rano Assual wstał i jak na cuchnącego trupa na nią spojrzał. W dłoń sztylet chwycił. Sądziła, że zabić ją pragnie. Łaskę by jej tym uczynił. Zobaczył, że złamał jej ducha. I wojownika, kobiety, i człowieka, ale głównie córki. Poranił się nieco zakrzywionym nożem, więzy jej rozciął i krzyczeć zaczął.
– Ratujcie, chana! Córka szalona, zabić mnie pragnie! – krzyk usłyszeli strażnicy przed namiotem stojący.
Indygo77
Jak Ci się podobało?