Wilczyca (I-II)
1 grudnia 2025
Wilczyca
45 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Powieść w kolejnych rozdziałach i częściach odsłania stopniowo, warstwa po warstwie postać głównej bohaterki. Towarzyszymy jej w różnych ważnych momentach jej życia - od czasów liceum po współczesność. Poznajemy całą galerię barwnych postaci: jej bliskich przyjaciół i uległych.
Spora część "Wilczycy" była już publikowana na moim blogu.
Zapraszam do lektury i komentowania.
Rozdział I – Łukasz
Sopot, listopad 2023
Był pochmurny, listopadowy dzień, gdy Łukasz stanął przed bramą starego sopockiego cmentarza, na którym odbywał się pogrzeb jednego z jego dawnych nauczycieli, profesora Kamińskiego. Szare chmury gęsto zasnuwały niebo, a zimny wiatr szarpał resztkami kolorowych liści, które wirując w powietrzu, opadały na mokrą od deszczu ziemię. Cała sceneria wyglądała jak wyjęta z melodramatu — pełna melancholii i ciężaru upływającego czasu. Przystając na moment, omiótł wzrokiem zgromadzonych ludzi. Wśród nich dostrzegł kilka znajomych twarzy, ale nikogo na tyle bliskiego aby podchodzić. Część z nich lekko już nadgryzionych zębem czasu i wtedy zobaczył ją. Paulina Ritter. Filigranowa, eteryczna blondynka, która kiedyś była obiektem jego młodzieńczych westchnień. Ile to razy mijał ją na szkolnym korytarzu starając się opanować drżenie rąk, mocniejsze bicie serca lub powstrzymując się od zbyt nachalnego patrzenia na nią. Nigdy nie wiedział do końca czym go tak bardzo pociągała. Bo Paulina nie rzucała się w oczy. Jej uroda wtedy była jak delikatny motyw ukryty w tle melodii — nie od razu uchwytny, lecz tym bardziej intrygujący. Dla większości była po prostu cichą, trochę bladą dziewczyną, która siadała z tyłu sali i notowała coś drobnym, starannym pismem, zawsze z lekkim przechyleniem głowy. Nie nosiła wyzywających ubrań, raczej luźne dresy, proste swetry, czasem rozpinaną bluzę z kapturem, jakby chciała zniknąć w tłumie. I znikała. A jednak Łukasz, gdy tylko na nią patrzył, widział więcej. Dostrzegał subtelne rysy jej twarzy — wysokie kości policzkowe, łagodny łuk brwi, chłodne, skupione spojrzenie, które zdawało się zawsze wymykać przypadkowym oczom. Tak bardzo żałował, że nie miał nigdy śmiałości aby podejść i porozmawiać, by poznać ją bliżej. Okazji było wiele. Często spędzała czas sama, siedząc podczas przerwy na korytarzu z nosem w książce lub zeszycie. Była dla niego niedoścignionym ideałem, znał jej imię, choć nigdy nie poznali się. Ale on ją znał — to pewne. Znał ją nie tylko z korytarza, lecz także z własnych marzeń — z tych nieuchwytnych obrazów, które nawiedzały go w bezsennych nocach. Czasem śniła mu się tak wyraźnie, że po przebudzeniu przez kilka chwil nie potrafił odróżnić snu od wspomnienia: stała wtedy na pustym korytarzu szkoły, odwracała się przez ramię i patrzyła na niego tym samym, nieuchwytnym spojrzeniem, które teraz — po tylu latach — znów zobaczył. Po skończeniu liceum ich drogi rozeszły się.
Wyjechał na studia do Warszawy, ale nigdy o niej nie zapomniał. Docierały do niego szczątki informacji. Nie chodzili nawet do tej samej klasy, nie miał więc okazji zobaczyć jej przy okazji jakichś spotkań. Tylko czasem, ich wspólna znajoma Magda, mimochodem o niej wspominała. Między jednym a drugim zdaniem, między żartem a łykiem wina, padały drobne wzmianki — że Paulina od razu po licencjacie wyjechała, że podobno zamieszkała za granicą, że rzadko się odzywa i nie utrzymuje kontaktu z nikim ze swojej klasy. Nigdy nic konkretnego, żadnych szczegółów, tylko urwane wątki, z których Łukasz próbował złożyć w myślach obraz jej dalszego życia. Te kilka przypadkowych zdań wystarczało jednak, by znów poczuć tamto lekkie napięcie, jak echo młodzieńczej fascynacji, które — choć przygasło — nigdy całkiem nie zniknęło. Nie miał pojęcia, czy ona go zauważała, nie wiedział nawet czy znała jego imię, czy wiedziała o jego istnieniu. Nigdy nie miał odwagi podejść, spróbować zbliżyć się. A jednak, stojąc teraz wśród nagrobków, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie płaszcza, miał irracjonalną nadzieję, że może i ona go pamięta. Chciał wierzyć, że i dla niej był kimś — może ledwie cieniem z dawnych lat, ale jednak cieniem, który kiedyś zostawił ślad.
Widząc ją po tylu latach wśród żałobników, w zimnym listopadowym świetle, miał wrażenie, że czas zatoczył koło. Wszystko wokół — mokra ziemia, wiatr, zapach wosku i kwiatów — zdawało się zlewać w jedną nieruchomą scenę, a on, choć stał w tłumie, czuł się jakby tylko oni dwoje pozostali w tym szarym, cmentarnym pejzażu. Poczuł dziwne ukłucie w piersi i znów nie mógł oderwać wzroku. Paulina zmieniła się od czasów liceum — wtedy jakby kryła się za zbyt dużymi swetrami, za włosami związanymi byle jak, za ostrożnością, która tłumiła to, kim mogłaby być. Teraz wyglądała inaczej. Pięknie — w sposób, który nie miał nic wspólnego tylko z makijażem ani ze strojem. Jakby wreszcie przestała chować swoją urodę, pozwalając jej wybrzmieć w pełni. Ale to nie samo piękno przyciągało wzrok, lecz coś głębszego: niewytłumaczalne napięcie, aura, którą wokół siebie roztaczała. Ta powściągliwość, w której było coś wymagającego, sprawiała, że chciał podejść bliżej — nie z ciekawości, lecz z potrzeby zrozumienia, kim naprawdę jest kobieta, którą kiedyś mijał obojętnie, a która teraz zdawała się zmieniać grawitację wokół siebie.
Miała na sobie elegancki czarny płaszcz, podkreślający drobną sylwetkę. Jej jasne włosy, starannie upięte, błyszczały subtelnie w przelotnych promieniach słabego słońca. Wzrok Łukasza przyciągnęły lśniące, czarne kozaki na delikatnym obcasie. Dłonie kobiety, ukryte w eleganckich, skórzanych rękawiczkach, trzymały niewielki bukiet kwiatów. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Teraz, gdy dzieliło ich zaledwie kilka kroków, poczuł, jakby wszystkie te lata zniknęły. Serce zabiło mocniej, a w głowie zawirowały myśli. Czy ona go w ogóle pamięta? Kojarzy? Czy zauważy jego spojrzenie?
Ich oczy spotkały się na krótką chwilę a on poczuł, jakby czas cofnął się o kilkanaście lat, jakby znów był nieśmiałym licealistą, który marzył, by znaleźć się bliżej niej. Ale teraz był już innym człowiekiem — z bagażem doświadczeń i cieniem nieudanych związków. Może to był właściwy moment, by wreszcie spróbować? Zbliżyć się do niej. Poznać ją, tym razem naprawdę.
Kiedy ceremonia dobiegła końca, zebrał się na odwagę i ruszył w jej stronę, próbując uspokoić drżenie dłoni i czując, jak każdy krok staje się coraz trudniejszy. Kiedy stanął obok, chłodny wiatr przyniósł zapach jej perfum.
— Paulina? — odezwał się w końcu, patrząc jej w oczy i starając się nie zdradzić, jak bardzo się stresuje. — Cieszę się, że cię widzę, choć okoliczności są smutne.
— Skąd znasz moje imię? — Jej głos był chłodny, ale wyczuwało się w nim nutę zaciekawienia.
Poczuł, jak jego serce zamarło na moment. Musiał się opanować, choć chłód w jej pytaniu zbił go z tropu.
— Chodziliśmy razem do liceum — odpowiedział szybko, próbując ukryć drżenie głosu. — Byliśmy w tej samej szkole, choć w różnych klasach. Pamiętam cię z tamtych czasów. Łukasz jestem.
Paulina zamyśliła się, jakby próbowała coś sobie przypomnieć, ale na jej twarzy nie pojawiło się żadne ciepłe wspomnienie.
— Wiele osób mówi, że mnie pamięta. Nie sądzę, żebyśmy się wtedy bliżej poznali, prawda?
Jej ton był stanowczy, niemal obojętny. Dawała jasno do zrozumienia, że był dla niej jedną z wielu anonimowych twarzy z przeszłości. Łukasz poczuł, jak ulatuje z niego pewność siebie. Bolało, ale wiedział, że to prawda — nigdy nie był częścią jej świata.
— Nie, nie rozmawialiśmy… chyba nie… Ale zawsze cię zauważałem, znałem twoje imię. Grałaś w takim zespole, byłem na każdym koncercie… — starał się, by brzmieć możliwie najnaturalniej.
Paulina przyjrzała mu się uważnie. W jej oczach błyszczało coś chłodnego. Delikatnie poprawiła rękawiczkę — gest prosty, a jednak hipnotyzujący. Rękawiczki były eleganckie, idealnie dopasowane. Łukasz zawsze miał słabość do takich detali, choć nigdy się do tego nie przyznawał.
— Ciekawe — odparła z lekkim uśmiechem, trudnym do zinterpretowania. — A teraz, po tylu latach, zdecydowałeś się podejść i to na pogrzebie?
Łukasz poczuł, jak policzki oblewa mu lekki rumieniec.
— Fakt, może to nie najlepsze miejsce… ale kiedy cię zobaczyłem, pomyślałem, że to okazja, której nie powinienem przegapić.
Paulina znów poprawiła rękawiczkę, przesuwając palcami po nadgarstku. Łukasz patrzył na ten gest z fascynacją, starając się jednak zachować dyskrecję.
— Doceniam odwagę — powiedziała łagodniej. — Niewielu mężczyzn ma śmiałość podejść do kobiety w takich okolicznościach.
— Zawsze uważałem, że warto próbować — odpowiedział, nieco pewniej.
— Może masz rację — przyznała. — Czasami niespodziewane spotkania prowadzą do interesujących znajomości.
Poczuł, jak w jego sercu zapala się iskierka nadziei.
— Może uda nam się porozmawiać w mniej ponurych okolicznościach?
Paulina zamyśliła się, po czym lekko skinęła głową.
— Może. Zobaczymy, co przyniesie czas.
Delikatnie wyciągnęła rękę. Łukasz ujął ją ostrożnie, czując pod palcami chłód i gładkość skóry rękawiczki.
— Do zobaczenia, Łukaszu — powiedziała z tajemniczym uśmiechem. Odwróciła się i poszła w stronę parkingu nie oglądając się.
Minęło kilka godzin od pogrzebu a Łukasz wciąż myślał o spotkanej po latach kobiecie. Ich krótka rozmowa pozostawiła w nim więcej pytań niż odpowiedzi. Z jednej strony był dumny i szczęśliwy, że wreszcie odważył się podejść do niej po tylu latach. Z drugiej – czuł, jakby ledwo musnął powierzchnię czegoś znacznie głębszego. Jej chłodne spojrzenia, kontrolowane gesty, sposób, w jaki mówiła — wszystko to utkwiło mu w pamięci.
Kiedy emocje opadły, dotarła do niego pewna niepokojąca myśl: nie miał żadnego sposobu, by się z nią skontaktować. Nie zapytał o numer, nie wymienili się żadnymi namiarami. A co jeśli zmieniła nazwisko? Taka piękna kobieta na pewno ma jakiegoś męża. Nie wiedział nawet, czy wróciła do Polski czy nadal mieszka za granicą. Ich pożegnanie było jak ulotna scena ze snu — piękna, ale niemożliwa do powtórzenia. Zostało mu tylko imię, zapach jej perfum. I wspomnienie chłodnej skóry jej rękawiczki. O tak, zwłaszcza to ostatnie. Tym bardziej ogarnął go smutek i pewien rodzaj żalu do siebie że przegapił taką okazję, że nie poszedł za ciosem, że nie był bardziej konkretny. Wciąż miał przed oczami obraz jej skupioną twarz, chłodne, opanowane spojrzenie, w którym przez ułamek sekundy mignęło coś znajomego. Czuł się jak ktoś, kto przypadkiem otworzył drzwi do przeszłości i nie potrafił ich już zamknąć.
Usiadł przy biurku, włączył laptop i bez większego namysłu wpisał w Facebooka: „Paulina Ritter”. Nie znalazł jej na ani na Facebooku ani na żadnych innych portalach społecznościowych — jakby w ogóle nie istniała w sieci. Żadnego profilu, żadnego zdjęcia. Dopiero przez wyszukiwarkę trafił na stronę Uniwersytetu Berlińskiego. Tam, wśród nazwisk pracowników Wydziału Psychologii, widniało: dr Paulina Ritter, Katedra Psychologii Społecznej. Obok krótkiej notki biograficznej widniał służbowy adres e-mail i zdjęcie — oficjalne, wykonane zapewne do celów akademickich. Na nim zobaczył tę samą twarz. Uśmiechała się lekko, jakby z dystansem.
Przez chwilę patrzył w ekran, nie wiedząc, co czuje. Zaskoczenie? Zachwyt? A może żal, że czas tak bardzo ich rozdzielił?
Pomyślał, że musiała sobie świetnie radzić. Berlin, uniwersytet, tytuł doktora… To wszystko brzmiało jak świat zupełnie inny od jego — codziennej rutyny, pracy, tabelek w Excelu, tych samych ludzi i tych samych nudnych rozmów. A jednak coś w nim pękło. Cicha, uparta potrzeba zrozumienia, kim się stała. I czy rzeczywiście nie wyszła za mąż, na co wskazywałoby jej panieńskie nazwisko. Więc jeszcze nic straconego? Może nikogo nie miała teraz?
Na pogrzebie było również kilka osób z jego klasy. Dziewczyny szybko wpadły na pomysł, że spotkają się jeszcze na jakieś wspominki, zanim znów wszyscy rozjadą się, każde w swoją stronę. Inicjatywę przejęła Magda, która postanowiła zorganizować imprezę u siebie w mieszkaniu. Spotkanie miało być okazją do odświeżenia dawnych znajomości, które po tym jak wpadli na siebie na pogrzebie — jak to często bywa — nagle zaczęły wydawać się bardziej warte pielęgnowania. Dodatkowo zapowiedziała, że zaprosi kilkoro innych znajomych ze szkoły. Łukasz nie był pewien, czy chce wracać do tych relacji. Miał wrażenie, że wiele z nich dawno się wypaliło, ale pomyślał, że to dobra okazja, może Magda, która zawsze była duszą towarzystwa ma jakieś namiary do Pauliny? Wie coś o niej? Kiedyś przyjaźniły się, mieszkały chyba blisko i często wracały razem ze szkoły. Choć sam przed sobą nie chciał tego przyznać, ta myśl była decydująca. Nie chciał jednak pytać Magdy otwarcie o Paulinę, krępowało go to. Ostatecznie postanowił pójść — z cichą nadzieją, że uda się naprawić to co popsuł.
Gdy dotarł na miejsce, powitała go ciepła atmosfera i przyjazny gwar rozmów. Wszyscy zdawali się być w dobrych nastrojach. Magda, jak zawsze pełna energii, krążyła po salonie, dbając o gości z uśmiechem godnym gospodyni programu kulinarnego. Po krótkiej, kurtuazyjnej rozmowie z kilkoma osobami Łukasz poczuł się nieco bardziej zrelaksowany. Jednak jego spokój zniknął, gdy w drugim pokoju dostrzegł znajomą sylwetkę. Paulina. Stała w rogu, nieco z boku, elegancko ubrana, z telefonem przy uchu. Kończyła właśnie rozmowę. Wyglądała, jakby nie do końca należała do tego miejsca.
Miała na sobie prostą, lecz niezwykle elegancką czarną sukienkę, która idealnie podkreślała jej zgrabną sylwetkę. Materiał układał się na niej miękko, jakby stworzono go dokładnie z myślą o jej proporcjach. Sukienka była dopasowana, sięgająca tuż przed kolano, z lekko asymetrycznym dekoltem, który dodawał jej wyrafinowania i trudnej do nazwania subtelnej drapieżności. Czarne, lekko połyskujące rajstopy nadawały całości gładką linię, elegancką, ale nie przesadzoną.
Na stopach miała klasyczne czarne szpilki z czerwonymi podeszwami — i Łukasz od razu, bez zastanowienia, rozpoznał charakterystyczną linię Louboutina. Przez sekundę poczuł, jak serce podskakuje mu niemal absurdalnie. Nie tylko dlatego, że te buty same w sobie robiły wrażenie. Raczej dlatego, że uświadomił sobie, jak daleko zaszła od czasów liceum — jak pewnie i świadomie dziś wyglądała. Jak dobrze musiało jej się wieść, skoro nosi coś, na co większość ludzi nawet by nie spojrzała, wiedząc o cenie. Zaskoczyło go to, ale też zachwyciło. W tym jednym drobnym szczególe — błysku czerwieni pod obcasem — była cała ona: elegancja bez wysiłku, siła bez ostentacji. Całość dopełniała delikatna, niemal niezauważalna biżuteria. Subtelna, ale wybrana tak uważnie, że nie miał wątpliwości, iż każdy element jej dzisiejszego wyglądu został przemyślany. Jakby nie tylko przyszła na pogrzeb. Jakby przy okazji wróciła, by pokazać światu — albo komuś konkretnemu — kim stała się przez te wszystkie lata. Poczuł, jak jego ciało reaguje automatycznie — napięcie w karku, przyspieszony oddech, lekki ucisk w żołądku. Ich spojrzenia spotkały się na moment. Paulina nie uśmiechnęła się, nie skinęła głową. Tylko patrzyła — chłodno, oceniająco, jakby próbowała go sklasyfikować jednym, szybkim spojrzeniem. Po chwili odwróciła się i podeszła do jakieś dziewczyny, która chyba chodziła z nią do tej samej klasy, jakby to krótkie spojrzenie nie miało większego znaczenia.
Poczuł się zdezorientowany. Nie był pewien, czy jej obecność go cieszy, czy paraliżuje. Czuł się jak chłopiec, który wszedł do sali egzaminacyjnej bez przygotowania. Za każdym razem gdy chciał podejść bliżej coś stawało mu na przeszkodzie. Albo z kimś rozmawiała, albo jego ktoś zagadywał i nie mógł urwać w pół zdania albo rozmawiała przez telefon.
Gdy Magda zaproponowała, by wszyscy przyszli do dużego stołu w salonie, Łukasz zauważył, że Paulina usiadła naprzeciwko. Wciąż nie odzywała się jednak do niego bezpośrednio — rozmawiała z osobami obok lub przeglądała coś w telefonie. Od czasu do czasu jednak spoglądała w jego stronę. Za każdym razem jej spojrzenie było niejednoznaczne — jakby badała teren, ale jeszcze nie zamierzała zrobić kroku dalej.
Pod koniec wieczoru, gdy alkohol lekko rozgrzał towarzystwo, Magda zaproponowała dla zabawy grę, w którą zdarzało im się grać na dawnych imprezach.
- Zobaczymy jak poradzicie sobie po latach z niewygodnymi sprawami! Każdy pisał pytanie, potem kartki były losowane i odczytywane wybranemu adresatowi Zabawa była lekka, nieco żartobliwa, co jakiś czas ciszę przerywały wybuchy śmiechu. Wszystko zmieniło się, gdy kartkę wyciągnęła Paulina.
Jej wzrok natychmiast spoczął na Łukaszu. Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, ale w jej oczach było coś… ostrego.
— Łukaszu — zaczęła powoli. Jej głos był spokojny, chłodny, nienaruszony alkoholem. — Jakie jest twoje największe, niezrealizowane marzenie z czasów szkoły?
Łukasz poczuł, jak czerwienią mu się policzki. Pytanie było proste, wręcz banalne — ale sposób, w jaki je zadała, sprawił, że zabrzmiało jak przesłuchanie. Jak test.
— Zawsze chciałem zrobić coś odważnego… coś, co wydawało mi się wtedy zbyt ryzykowne, zbyt bezczelne A może po prostu zabrakło mi wtedy jaj i nie znalazłem w sobie odwagi — odpowiedział, starając się brzmieć neutralnie i patrząc jej prosto w oczy.
Paulina uniosła brew. Jej uśmiech poszerzył się na sekundę, nim znów zniknął za chłodną fasadą.
— Czasem odwaga pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, na przykład na pogrzebie — powiedziała, a jej głos miał w sobie ton, którego Łukasz nie potrafił rozszyfrować.
Nie zadała mu już więcej pytań, nie powiedziała nic więcej. Ale on czuł jej spojrzenie — to, które nie błądziło, tylko przeszywało go na wylot. Czuł się tak, jakby była gotowa go prześwietlić — ale tylko wtedy, gdy ona sama uzna to za stosowne.
Pod koniec imprezy, gdy gwar rozmów zaczął cichnąć, a ostatni goście powoli zbierali się do wyjścia, Łukasz siedział jeszcze przy stole, obracając w dłoni kieliszek z resztką wina. Nie spodziewał się już wiele — ot, kolejny wieczór pełen wspomnień i kurtuazyjnych uśmiechów. I wtedy Paulina podeszła do niego spokojnym krokiem, jakby wciąż nie do końca należała do tego miejsca — zbyt pewna siebie, zbyt opanowana, zbyt inna. Miała już na sobie płaszcz, była gotowa do wyjścia.
— Łukaszu — zaczęła cicho, ale z tą charakterystyczną dla niej nutą stanowczości. — Mówiłeś o jakimś niezrealizowanym marzeniu z przeszłości… Zastanawiam się, co miałeś na myśli.
Zaskoczyła go. Nie spodziewał się, że będzie chciała jeszcze do tego wrócić. Poczuł, jak nagle wraca to samo uczucie — lekkie napięcie, to niezdarne zawstydzenie, które odczuwał w jej obecności.
— Ach, to… — zaczął, uśmiechając się niepewnie. — Przecież wiesz, o co chodzi.
Paulina przekrzywiła lekko głowę, wpatrując się w niego z chłodnym, przenikliwym spokojem.
— Nie — powiedziała po chwili, głosem cichym, lecz pewnym. — Nie wiem. Chciałabym, żebyś powiedział to na głos. Patrząc mi prosto w oczy.
Zawahał się. Chciał odwrócić rozmowę w żart, ale jej spojrzenie nie dawało mu ucieczki. Patrzyła na niego tak, że każde słowo, którego nie wypowie, stawało się coraz cięższe.
— Paulina… — zaczął z trudem, czując, że serce bije mu szybciej. — Chodziło o ciebie. Przecież wiesz to i jestem pewien, że wiedziałaś od początku.
Na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. Tylko lekki błysk w oczach, który mógł być wszystkim — zdziwieniem, ciekawością, a może satysfakcją.
— O mnie? — powtórzyła powoli, nawet nie próbując udawać zaskoczenia.
— Tak. — Wziął głęboki oddech. — O to, że nigdy nie miałem odwagi do ciebie podejść, poznać cię. Ani wtedy, ani później. I teraz tego żałuję.
Chwilę milczeli. W tle słychać było cichy gwar rozmów i muzykę płynącą z drugiego pokoju, ale wokół nich panowała osobna cisza, jakby wszystko inne przestało istnieć.
Paulina przyglądała mu się jeszcze przez moment, potem uniosła lekko kącik ust, z tym tajemniczym półuśmiechem, który mógł znaczyć wszystko i nic.
— Odwaga… — powtórzyła cicho. — Czasem przychodzi zbyt późno…
Łukasz chciał coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale ona już się odwracała.
— Może jednak jeszcze nie jest za późno — wyrzucił z siebie w pośpiechu. — Spotkajmy się. Na spokojnie. Bez ludzi, bez pośpiechu. Proszę.
Zatrzymała się, spojrzała na niego przez ramię.
— Może… — powiedziała miękko. — Zadzwonię do ciebie.
Nie zapytała o numer. Odwróciła się i wyszła bez słowa. Elegancka, niedostępna, pozostawiająca po sobie ślad, który trudno było zignorować.
Dopiero gdy godzinę później wychodził z mieszkania Magdy, uderzyła go świadomość: nadal nie miał do niej żadnego kontaktu poza tym służbowym niemieckim maiłam. A jednak powiedziała, że zadzwoni. Jak? Skąd miałaby mieć jego numer? Od Magdy? A może tylko z nim grała?
W głowie Łukasza wciąż brzmiały jej słowa i sposób, w jaki na niego patrzyła. Paulina była chłodna i obojętna — a mimo to, może właśnie dlatego, nie potrafił przestać o niej myśleć.
Rozdział II – Spacer i romantyczna kolacja
Sopot, listopad 2023
Od momentu, gdy Łukasz pożegnał się z Pauliną po spotkaniu u Magdy, nie mógł przestać o niej myśleć. Próbował skupić się na bieżących sprawach, ale jego głowa nieustannie wracała do niej. Codziennie zastanawiał się, czy zadzwoni. Czekał na jej ruch, żyjąc w nieustannej gotowości — jak ktoś, kto oczekuje werdyktu. Co chwilę sprawdzał telefon, bojąc się, że przegapi wiadomość lub jakieś nieodebrane połączenie. Z czasem to czekanie zaczęło go wręcz przytłaczać. Czuł się jak dziecko siedzące pod drzwiami, za którymi może — ale nie musi — wydarzyć się coś ważnego.
W końcu, po kilku dniach zadzwoniła. Łukasz spojrzał na ekran. Numer nieznany. Serce zabiło mu mocniej. Przez moment wpatrywał się w wyświetlacz, jakby od tego, czy odbierze, zależało coś więcej niż tylko rozmowa.
— Cześć Łukaszu — usłyszał znajomy, spokojny głos z tą samą opanowaną nutą, jakby ich ostatnie spotkanie miało miejsce zaledwie wczoraj.
— Cześć Paulina — odpowiedział, starając się brzmieć swobodnie.
— Pomyślałam, że możemy wrócić do naszej wciąż niedokończonej rozmowy — powiedziała, bez zbędnych wstępów.
Łukasz wiedział, że to jego moment.
— Myślałem o tej rozmowie… Długo. Może spotkajmy się na spokojnie, bez tłumów. Co powiesz na spacer? Myślę, że to idealne miejsce, by dokończyć to, co zaczęliśmy.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu Paulina odpowiedziała:
— Spacer brzmi dobrze. Jutro o osiemnastej przy wejściu do Parku Północnego. Co ty na to?
— Pasuje idealnie. Będę tam — powiedział z ulgą, która przeszła przez niego niczym ciepła fala. Zanim się rozłączyli, zdobył się na drobny gest troski, który sam go zaskoczył.
— Paulina… ubierz się proszę ciepło. Wieczory są chłodne.
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza, po czym Paulina odpowiedziała z lekkim uśmiechem w głosie:
— Do zobaczenia.
Łukasz przyjechał do parku kilka minut przed umówioną godziną. Wieczór był rzeczywiście chłodny, a lekka mgła otulała drzewa, nadając całemu miejscu lekko nierzeczywisty, niemal oniryczny charakter. Przechadzał się wzdłuż alejki, raz po raz spoglądając na zegarek.
Kiedy w oddali dostrzegł znajomą sylwetkę, poczuł, jak serce przyspiesza. Z każdym krokiem jej obecność stawała się coraz bardziej rzeczywista. Miała na sobie lekką, puchową kurtkę w kolorze głębokiej czerni, która doskonale podkreślała jej szczupłe ciało. Pod kurtką widać było kremowy golf, a na nogach — dopasowane, czarne legginsy, które akcentowały zgrabne nogi. Dopełnieniem były stylowe sneakersy w złoto-czarnej kolorystyce, które dodawały jej wyglądowi pewnej nonszalancji. Gdy podeszła do Łukasza, zatrzymała się na moment i przyjrzała mu się z wyraźnym namysłem. W jej spojrzeniu było coś oceniającego — jakby rozważała, czy dobrze się ubrał, czy dobrze wygląda, czy… w ogóle warto było przyjść. Kąciki jej ust uniosły się w lekkim, ironicznym uśmiechu. Po chwili, niby mimochodem, dotknęła jego ramienia. Gest był lekki, naturalny, ale zostawił w nim echo — jakby elektryczność przeszła przez tkaninę kurtki.
— Uroczy wieczór na spacer — powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała subtelna ironia.
— Tak, tym bardziej cieszę się, że przyszłaś — odpowiedział Łukasz, starając się brzmieć swobodnie, choć czuł napięcie w każdej komórce ciała.
Przez chwilę szli przez park, rozmawiając o różnych codziennych sprawach. Łukasz opowiadał o swojej pracy — Paulina słuchała, zadawała pytania, czasem kiwała głową, ale sama nie mówiła nic o sobie. Była uważna, ale jakby zamknięta. Słuchała, ale nie dzieliła się niczym.
Zatrzymali się przed jedną z ławek. Spojrzała na nią, a potem na Łukasza, z uśmiechem, w którym była i złośliwość, i nieodparty urok.
— Ławka jest trochę wilgotna… Może mógłbyś coś z tym zrobić, zanim usiądę? Proszę.
Łukasz, lekko zaskoczony, zawahał się na moment, ale szybko zareagował. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i dokładnie wytarł powierzchnię. Paulina obserwowała go przez cały ten czas z lekkim uśmiechem — mieszanką uznania i władzy.
— Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony — powiedziała, siadając z taką manierą, jakby zasiadała na tronie. Ton jej głosu był grzeczny, ale pod warstwą uprzejmości kryło się coś więcej — wyraźne oczekiwanie, że tak właśnie powinno być. Łukasz wytarł kolejną część siedziska i również usiadł.
Paulina po chwili przesunęła się bliżej, tak że ich nogi się zetknęły. Dotyk był krótki, przypadkowy ale tylko z pozoru. Szybko się odsunęła, jakby nic się nie stało, ale jej uśmiech zdradzał, że było to celowe.
— Zastanawiam się, Łukaszu… dlaczego właściwie chciałeś się ze mną spotkać? Nie sądzisz, że to trochę… ryzykowne? — zapytała z lekką drwiną, rzucając mu przelotne spojrzenie spod rzęs.
Łukasz przełknął ślinę.
— Chciałbym cię lepiej poznać. I mimo że powiedziałem ci tak dużo, że przyznałem się, jak bardzo podobałaś mi się kiedyś czułem, że nasza ostatnia rozmowa była… niedokończona.
Paulina oparła łokieć o brzeg ławki i zwróciła ku niemu twarz. Przez moment milczała, przyglądając mu się z tym swoim spokojem, który potrafił być bardziej onieśmielający niż jakiekolwiek słowa.
— Niedokończona? — powtórzyła miękko. — Myślę, że to zależy od tego, ile tak naprawdę chciałeś wtedy powiedzieć.
Łukasz uśmiechnął się niepewnie. — Myślałem, że powiedziałem wystarczająco dużo.
— Nie sądzę. — Jej głos był cichy ale każde słowo miało w sobie siłę nacisku. — Powiedziałeś, że żałujesz, że nie miałeś odwagi. Ale nie powiedziałeś, czego właściwie się bałeś. Ani… jak bardzo.
— Paulina… — wymamrotał, czując, że zaczyna tracić grunt. — Nie jest mi łatwo o tym mówić.
— Wiem — przyznała spokojnie, przesuwając wzrokiem po jego twarzy. — Ale mimo to chcę, żebyś powiedział. Często o mnie myślałeś, prawda?
Łukasz spuścił wzrok, próbując się uśmiechnąć, choć czuł, że robi się mu gorąco.
— Czasami. — Zawahał się. — Dobrze, może więcej niż czasami.
— Podobałam Ci się? — zapytała cicho, pochylając się nieznacznie, jakby chciała wychwycić każdą nutę jego głosu.
— Tak — przyznał po chwili. — Zawsze. Bardzo. Ale nigdy nie potrafiłem tego przyznać. Publicznie i chyba przed sobą.
Paulina uniosła lekko kącik ust.
— Bo się bałeś?
— Może trochę. A może po prostu wiedziałem, że i tak nie miałbym szans.
— Ciekawe — powiedziała, prostując się. — Czasem ludzie potrafią latami nosić w sobie takie rzeczy, których nigdy nie mieli odwagi wypowiedzieć.
Zamilkła na chwilę, a potem, z tym swoim spokojem, który potrafił zamieniać zwykłe pytanie w coś znacznie głębszego, dodała:
— Powiedz mi, Łukaszu… co właściwie cię we mnie wtedy tak pociągało? — Spojrzała na niego spod rzęs, z lekkim półuśmiechem. — Przecież pamiętasz, jak wyglądałam. Dres, bluza, zero makijażu, aparat na zębach. Nie miałam zbyt kobiecej sylwetki. Nie byłam kimś, kto przyciągał uwagę chłopaków.
Łukasz odchrząknął, jakby chciał zyskać chwilę. Uśmiechnął się nieśmiało.
— Bo nie próbowałaś jej przyciągać i dobrze o tym wiesz. Byłaś… inna. Cicha, skupiona, miałaś… masz niezwykle delikatne rysy twarzy. Takie, które się zapamiętuje od razu, choć trudno wytłumaczyć dlaczego. I tę jasną cerę. Wyglądałaś wtedy jak ktoś, kogo łatwo zranić, a jednak… — zawahał się — wiedziałem, że nie można cię zlekceważyć. Czułem to i podobało mi się to.
Paulina przechyliła głowę, wpatrując się w niego uważnie.
— Krucha i silna jednocześnie? — zapytała z lekkim rozbawieniem. — To dość nietypowe połączenie.
— Ale prawdziwe, jestem przekonany — odpowiedział. — Kruchość widziałem od razu. Siłę zobaczyłem dopiero później.
Paulina zainteresowała się. — Później?
— Tak — westchnął cicho, jakby wracał do tamtego obrazu z odległej przeszłości. — Wtedy, na koncercie w tym studenckim klubie. Grałaś na basie. Stałaś lekko z tyłu, po prawej stronie sceny. Miałaś na sobie czarne, skórzane spodnie i top na ramiączkach. Wokół ciebie wszyscy byli głośni, rozedrgani, ale to ty trzymałaś rytm. Widziałem, jak spokojnie, pewnie prowadzisz cały zespół. To było… niesamowite. Wtedy zobaczyłem w tobie coś, czego wcześniej nie potrafiłem nazwać. Siłę. Pewność siebie. I tę świadomość własnej wartości, której nie musiałaś wypowiadać na głos.
Paulina słuchała bez słowa, z nieczytelnym wyrazem twarzy. Dopiero po chwili odezwała się cicho:
— Więc uważasz, że to wtedy zobaczyłeś mnie naprawdę?
— Tak. — Uśmiechnął się lekko. — Choć prawdę mówiąc, jeszcze wcześniej było coś, co utkwiło mi w pamięci.
— Ach tak? — spytała, opierając się o oparcie ławki. — Co tym razem?
— To było na WF-ie. — Łukasz odwrócił na moment wzrok, zawstydzony własną szczerością. — Posłał mnie nauczyciel po piłki do magazynku. A wy miałyście wtedy zajęcia w sali. Przebiegałem obok i… zobaczyłem cię. W szortach. I wtedy pomyślałem, że nigdy wcześniej nie widziałem piękniejszych nóg. — Uśmiechnął się niepewnie. — Były… doskonałe, proporcjonalne, lekko umięśnione. Jakby cała ta twoja nieuchwytna siła zaczynała się właśnie tam.
Paulina nie odwróciła wzroku. Jej uśmiech był teraz subtelny, ale z tą charakterystyczną nutą przewagi.
— Piękne nogi i gitara basowa — podsumowała z lekkim sarkazmem. — Brzmi jak początek ciekawej fascynacji.
— Może trochę — przyznał, uśmiechając się. — Ale wtedy zrozumiałem, że nie chodzi tylko o urodę. To byłaś ty — cała ty. Cicha, pewna, z tą kruchością, która wcale nie była słabością. Łukasz spojrzał na nią. — Wiesz, że trochę mnie torturujesz tymi pytaniami? A ja zacząłem wyznawać wszystko jak na spowiedzi.
Paulina uśmiechnęła się delikatnie, ale w jej oczach wciąż była ta chłodna pewność.
— Och, Łukaszu… — odparła z nutą ironii. — Tortury są znacznie gorsze niż szczera rozmowa na ławce w parku. To, co dzieje się tutaj, jest lekkie, miłe i przyjemne. Uwierz mi — prawdziwe tortury wyglądają zupełnie inaczej., są dalekie od czegokolwiek, co mogłoby dawać spokój.
Na moment zapadła cisza. On wpatrywał się w nią z mieszaniną zakłopotania i fascynacji, ona — spokojna, z lekko uniesioną brodą — wyglądała, jakby doskonale wiedziała, że ma nad nim przewagę.
— Mówiłeś też o jakichś marzeniach i odwadze ich spełniania, przypomnij mi — co to właściwie było? Czy to dotyczyło tylko mnie? — zapytała łagodnie, choć jej ton przypominał pytanie retoryczne, rzucone przez kogoś, kto już zna odpowiedź.
Łukasz zawahał się. W jego głowie pojawiły się dziesiątki możliwych wersji tej historii — każda inna, każda mniej lub bardziej bezpieczna. Ale żadna według niego nie wydawała się wystarczająca, by zadowolić kobietę siedzącą obok.
— To było bardziej… takie pragnienie — powiedział w końcu. — Chciałem spróbować czegoś nowego, czegoś, co wydawało mi się wtedy zbyt śmiałe, zbyt dziwne. Ale brakowało mi odwagi.
Paulina uniosła brew.
— Czegoś, czego się bałeś? — powtórzyła z lekkością, jakby rozważała brzmienie tych słów. — Ciekawe. A teraz? Myślisz, że ta odwaga się pojawiła? Czy nadal tylko o niej mówisz?
Łukasz spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, choć czuł, że jego wnętrze aż pulsuje od napięcia.
— Myślę, że z wiekiem człowiek zaczyna rozumieć, że nie warto odkładać marzeń na później. Zwłaszcza tych, które kiedyś wydawały się nierealne, zbyt odważne.
Skinęła głową. Jej spojrzenie było chłodne, ale w oczach błysnęło coś, co mogło być uznaniem… albo zaintrygowaniem.
— To dobre. Choć trochę banalne — powiedziała z uśmiechem, w którym urok mieszał się z wyższością. — Ale może jesteś jednym z tych, którzy potrzebują najpierw wypowiedzieć marzenie, zanim się odważą je zrealizować.
Jej palce znów spoczęły na jego ramieniu — krótko, kontrolowanie, niby przelotnie.
Wstała, nie czekając na jego reakcję i ruszyła przed siebie powolnym, zdecydowanym krokiem. Łukasz, nie zastanawiając się długo, poderwał się i dołączył do niej. Szli w milczeniu.
Spacer dobiegł końca. Paulina zatrzymała się przy swoim samochodzie, poprawiła mankiet kurtki i spojrzała na niego.
— Dziękuję za towarzystwo i rozmowę. Myślę, że możemy to kiedyś powtórzyć.
— Z przyjemnością — odpowiedział, czując jednocześnie satysfakcję i niedosyt.
Obok, pod latarnią, stało białe Audi RS4 Avant. Reflektory, jeszcze wilgotne od wieczornej mgły, odbijały światło w chłodnym blasku. Łukasz spojrzał na auto z lekkim zdziwieniem.
— Ładne… — powiedział, zerkając na nią. — To nie jest chyba zwykłe Audi, prawda?
Paulina odwróciła głowę, jakby dopiero teraz przypomniała sobie, że stoją obok jej samochodu. W jej spojrzeniu pojawił się cień uśmiechu.
— Nie — odpowiedziała spokojnie. — Nie jest zwykłe. Lubię, kiedy samochód ma pod maską więcej mocy, niż wygląda na pierwszy rzut oka.
Łukasz roześmiał się cicho.
— To pasuje do ciebie.
— Możliwe. Dobranoc Łukaszu — odparła, unosząc kącik ust.
Wsiadła, nie oglądając się za siebie. Po chwili silnik zabrzmiał niskim, głębokim dźwiękiem — miękko, ale z mocą, która budziła respekt. Reflektory przecięły ciemność, a białe Audi zniknęło w oddali, zostawiając za sobą echo krótkiego, niedokończonego spotkania.
Stał jeszcze chwilę, patrząc za nią. Nie wiedział, co będzie dalej — ale wiedział jedno: to nie mógł być koniec. To musiał być początek czegoś, czego nie potrafił jeszcze nazwać, a co już teraz nie dawało mu spokoju. Musiał. Pragnął tego. Pragnął jej.
Kilka dni po spacerze czuł się bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Z jednej strony Paulina zgodziła się spotkać. Rozmawiali, dużo się uśmiechała, dotykała jego ramienia. Z drugiej był to kontakt pełen niedopowiedzeń, balansujący między czułością a lodowatym dystansem.
Czasem wysyłała wiadomość, która brzmiała jak zaproszenie do bliższej relacji, by następnego dnia zupełnie zniknąć lub odpowiedzieć bardziej niż lakonicznie. Ta zmienność, ta nieprzewidywalność, zaczęła go męczyć. Czuł się, jakby próbował otworzyć drzwi, które ciągle zmieniały zamki.
A skoro słowa i gesty nie wystarczały — postanowił użyć swojej sprawdzonej broni. Romantyczna kolacja. Taka, którą przygotuje sam. Starannie, od początku do końca. To musiało zadziałać. Zawsze działało bo świetnie gotował.
Wysłał do niej krótką, konkretną wiadomość. I ku jego zaskoczeniu — odpowiedź przyszła naprawdę szybko.
“Przyjadę. Dziękuję za zaproszenie”.
Nie było w niej emotikonów, niepotrzebnych ozdobników. Tylko kilka słów. Ale wystarczyło.
Miała na sobie elegancki, czarny płaszcz — dopasowany i sięgający tuż za kolano. Pod płaszczem skrywała się sukienka w kolorze głębokiego burgundu, ledwie widoczna, ale wystarczająca, by wywołać napięcie. Na nogach miała czarne rajstopy i klasyczne, czarne szpilki Louboutina — proste, perfekcyjne.
Włosy rozpuściła co dodawało jej pewnej dziewczęcej lekkości, ale jej makijaż był wyrazisty — ciemna pomadka, precyzyjnie poprowadzona kreska na powiekach. Całość sprawiała wrażenie kobiety, która panuje nad każdym elementem — nie tylko nad sobą ale i nad otoczeniem.
Gdy przekroczyła próg, Łukasz nie mógł oderwać od niej wzroku. Pomógł jej zdjąć płaszcz, robiąc to z taką delikatnością, jakby dotykał czegoś kruchego i cennego. Sukienka idealnie podkreślała jej figurę, a cała stylizacja emanowała wyrafinowaną siłą. Wiedział, że ma przed sobą kogoś wyjątkowego — i że ten wieczór musi się udać.
Sam miał na sobie eleganckie, ciemne spodnie i dopasowaną ciemnogranatową koszulę. Chciał wyglądać naturalnie, ale z klasą. Czuł na sobie jej wzrok, ale nie pozwalał sobie na nerwowość.
Chcąc rozpocząć w odpowiedniej atmosferze, zaproponował jej wino. Wybrał butelkę chilijskiego Sauvignon Blanc — lekko schłodzoną wcześniej, starannie dobraną podczas porannych zakupów w pobliskim Lidlu. Otworzył ją z nieco sztuczną elegancją, starając się, by każdy jego ruch był spokojny, kontrolowany, aby każdy gest był częścią większej kompozycji.
Paulina usiadła w fotelu. Jej ruchy były powolne, świadome, niemal ceremonialne. Obserwowała go uważnie, nie odzywając się. Spojrzenie nie było nachalne, ale intensywne. Wodziła wzrokiem za jego dłońmi, jakby odczytywała z nich coś więcej niż tylko intencję podania alkoholu.
Kiedy podał jej kieliszek, ich palce na ułamek sekundy się musnęły. Spojrzała mu w oczy. Wzrok był głęboki, ciemny, z lekko uniesionymi kącikami ust. Uśmiechnęła się nieznacznie — uśmiechem, który równie dobrze mógł być zaproszeniem, co ostrzeżeniem.
— Na zdrowie — powiedział cicho.
— Na zdrowie — odpowiedziała, podnosząc kieliszek. Cały czas zdawała się mieć kontrolę — nawet nad tym, jak i kiedy upije pierwszy łyk.
Łukasz usiadł naprzeciwko niej. Serce mu biło szybciej, ale na zewnątrz był spokojny. Wiedział, że Paulina obserwuje każdy szczegół — sposób, w jaki siedzi, jak mówi, co robi z rękami.
Czuł, że to nie jest po prostu kolacja. To był test. Ale był gotów. Chciał grać — i chciał wygrać. Ten wieczór może być przełomowy. A może nawet decydujący.
Po chwili Łukasz uwijał się w kuchni, podczas gdy Paulina siedziała wygodnie w fotelu, sącząc wino i uważnie mu się przyglądając.
— Muszę przyznać, że to całkiem miłe, siedzieć wygodnie z kieliszkiem w dłoni, podczas gdy ktoś inny zajmuje się gotowaniem — rzuciła z lekkim przekąsem. — To bardzo… odpowiednie — dodała, mierząc go wzrokiem, jakby sprawdzała, jak zareaguje. Po chwili uniosła palec. — Ale… poczekaj.
Wstała, podeszła do wieszaka i zdjęła z niego wiszący tam kuchenny fartuch.
— Odwróć się — poleciła.
Zawiązała mu go wprawnym ruchem, nieco zbyt ciasno, jakby celowo.
— Ślicznie wyglądasz… I szkoda byłoby pobrudzić taką ładną koszulę — roześmiała się cicho, z błyskiem w oku.
Łukasz podziękował, uśmiechając się i wrócił do patelni. Mieszał sos, starając się zachować skupienie, choć czuł jej spojrzenie na plecach.
— Gotowanie dla ciebie to przyjemność i przywilej. Chciałbym, żebyś poczuła się naprawdę wyjątkowo.
Paulina spojrzała, lekko zaskoczona szczerością jego słów.
— Interesujące. Jak daleko jesteś jeszcze gotów posunąć się, żeby mnie usatysfakcjonować? — zapytała z wyraźnym wyzwaniem w głosie.
— Daleko. Bardzo daleko — odpowiedział, sięgając po swój kieliszek i spokojnie upijając łyk.
Uśmiechnęła się, tym razem bardziej szelmowsko niż złośliwie. Jej głos miał w sobie cień uznania.
— Mężczyzna, który gotuje, sprząta i jeszcze dobrze wygląda w fartuchu… Zaczynam myśleć, że trafiłam lepiej, niż się spodziewałam.
Łukasz spojrzał na nią z pewnością siebie.
— To dopiero początek, Paulinko — powiedział, a jego głos zabrzmiał pewnie, choć w środku wszystko w nim buzowało.
Zapanowała chwila ciszy, w której każde z nich było świadome tego, że gra właśnie zaczęła się na nowym poziomie. Wrócił do kuchni i zajął się dalszym przygotowywaniem kolacji, starając się utrzymać skupienie mimo rosnącego napięcia w powietrzu.
Paulina, siedząc wygodnie w fotelu, delikatnie kołysała stopą w powietrzu. Ruch był leniwy, ale rytmiczny — niemal hipnotyczny. Łukasz kątem oka dostrzegał to i działało to na niego bardziej niż chciałby przyznać.
W pewnym momencie uniosła kieliszek, zauważając, że niemal całkowicie go opróżniła.
— Łukaszu, dolejesz mi wina? — zapytała, choć ton, którym to wypowiedziała, nie pozostawiał wątpliwości — to nie była prośba. Jej spojrzenie iskrzyło subtelnym wyzwaniem, a usta wygięły się w prowokującym półuśmiechu.
Odłożył drewnianą łyżkę, wytarł ręce w fartuch i podszedł do niej z butelką. Pochylił się, by napełnić kieliszek. Z bliska poczuł nuty jej perfum — delikatne, ale wyraziste, jak echo czegoś zakazanego.
— Dziękuję. Trzeba przyznać, że całkiem dobrze odnajdujesz się w roli gospodarza, który wie, jak zadbać o gościa — powiedziała, spoglądając na niego z dołu, tonem ocierającym się o drwinę, ale podszytym cieniem aprobaty.
— Staram się, żebyś czuła się naprawdę komfortowo — odparł spokojnie, prostując się.
Wrócił do kuchni, ale wciąż czuł na sobie jej wzrok — badawczy, niemal przewiercający. Paulina nadal delikatnie kołysała nogą, teraz już nieco wyżej, jakby jeszcze bardziej świadoma tego, że ją dyskretnie obserwuje. Przeciągnęła palcem po brzegu kieliszka, wydając cichy, dźwięczny ton.
— Zastanawiam się, co jeszcze przygotowałeś na ten wieczór — rzuciła niedbale, patrząc na niego spod przymkniętych powiek.
— Pozwól, że cię zaskoczę — odpowiedział z uśmiechem.
— Lubię niespodzianki — odparła. — Ale musisz wiedzieć, że moje standardy są dość wysokie.
— Wiem — odparł, dokładnie mieszając sos i dodając ostatnie składniki.
Wtedy usłyszał cichy stuk — jakby coś delikatnie upadło. Odwrócił się. Na podłodze leżała jej szpilka.
Paulina siedziała bez ruchu, tylko lekko uniosła stopę, jakby ten gest był najzupełniej naturalny.
— Ups — rzuciła swobodnie, a w jej oczach błysnęło coś więcej niż zwykła rozbawiona kokieteria.
Spojrzał najpierw na nią, potem na but, po czym spokojnie podszedł i przyklęknął. Jego ruchy były opanowane, jakby ta scena była częścią znanego mu rytuału.
— Pozwól, że ci pomogę — powiedział cicho, biorąc but do ręki.
Paulina nie odpowiedziała. Uniosła stopę nieco wyżej, eksponując ją. Łukasz ujął ją delikatnie, jakby dotykał czegoś zbyt cennego, by pozwolić sobie na pośpiech. Rajstopy były gładkie, napięte na jej ciele, a jego dłonie starały się nie zdradzić, jak bardzo ten gest go porusza.
Wsuwając but na jej stopę, zrobił to z taką delikatnością i uważnością, jakby zakładał cenną biżuterię. Gdy poprawił ułożenie, jego dłoń zatrzymała się na moment, zanim się cofnął.
Paulina poruszyła nogą, sprawdzając, czy but leży idealnie. Jej spojrzenie zsunęło się w dół na Łukasza, który wciąż klęczał przy jej stopach. Przez chwilę panowała cisza — gęsta, napięta.
Nie powiedziała nic. Ale to lekkie wysunięcie stopy w jego stronę — był wystarczająco wymowne. Jej oczy zdawały się mówić: I co teraz, Łukaszu?
Zadrżał lekko. Przez sekundę zawahał się, po czym pochylił się i delikatnie musnął ustami czubek jej buta. Pocałunek był ledwie wyczuwalny, niemal symboliczny — ale dla niego niósł ciężar czegoś znacznie większego.
Paulina spojrzała na niego z wyraźnym zadowoleniem.
— Dobrze się spisałeś — powiedziała cicho, z lekką nutą rozbawienia w głosie. Potem opuściła nogę i odchyliła się w fotelu, jakby ta scena dobiegła końca. — Możesz wrócić do gotowania, zrobiłam się już głodna po tym winie.
Wstał powoli. Czuł, że właśnie przekroczył niewidzialną granicę…
Łukasz nakładał przystawki z taką starannością, jakby talerze były płótnami, a on właśnie kończył najważniejszy obraz wieczoru. Główne danie czekało jeszcze w piekarniku — gotowe na moment, gdy temperatura będzie idealna. Paulina nadal siedziała w fotelu. Jej spojrzenie nie było już tylko uważne — było pełne milczącej kontroli.
Kiedy wreszcie usiedli naprzeciw siebie, rozmowa toczyła się luźno — głównie o jedzeniu. Łukasz z pozoru panował nad sytuacją, dopóki pod stołem nie poczuł subtelnego muśnięcia. Coś — raczej ktoś — dotknął jego łydki czubkiem buta.
Na początku był to ledwie wyczuwalny gest, z łatwością mógłby go zignorować. Ale z każdą minutą stawał się coraz bardziej śmiały, coraz bardziej świadomy. Gdy uniósł wzrok znad talerza, zobaczył, że Paulina wciąż mówi o winie i smaku — jakby nic się nie działo.
— Coś nie tak? — zapytała, głosem spokojnym, niemal niewinnym, przesuwając czubkiem szpilki w górę jego nogi.
— Nie, wszystko w porządku — odpowiedział z uśmiechem, starając się nie zdradzić, jak bardzo ten drobny gest wytrącił go z równowagi.
Gra trwała. Jej stopa zatrzymała się na jego kolanie, naciskając je lekko, jakby testowała granicę, po czym znów się poruszyła.
— Cieszę się — powiedziała z zadowoleniem, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. W jej głosie nie było ani grama wahania. Czuła, że ma przewagę — i zamierzała ją wykorzystać.
Łukasz starał się wrócić do rozmowy, ale każde kolejne słowo przychodziło mu z większym trudem. Gdy wreszcie zapadła chwila ciszy, to ona ją przerwała:
— Wciąż mnie nurtuje, dlaczego wtedy, w liceum, nie miałeś odwagi podejść do mnie? — zapytała spokojnie, jakby mimochodem, ale w jej tonie zabrzmiało coś, co nie pozwalało uciec od odpowiedzi.
Łukasz zamarł. Nie był gotowy na to pytanie. Poczuł, że wraca do tamtego czasu, do siebie sprzed lat — chłopaka, który potrafił patrzeć z daleka, ale nigdy nie zrobił kroku bliżej.
— Nie wiem… — zaczął niepewnie, szukając słów. — Może się bałem.
— Czego? Kogo? Mnie? — spytała natychmiast patrząc mu prosto w oczy.
Zawahał się, a potem powiedział cicho, niemal wstydliwie:
— Że mnie zignorujesz. Albo, że zobaczysz we mnie kogoś banalnego, niegodnego ciebie.
Paulina nie odwróciła wzroku. Milczała, jakby chciała, żeby każde jego słowo samo do niego wróciło.
— Ciekawe — powiedziała w końcu. — Myślałeś więc, że zlekceważę cię tylko dlatego, że byłbyś sobą?
Łukasz przełknął ślinę.
— Może tak. — Wzruszył ramionami, choć gest był bardziej bezradny niż obojętny. — Wiesz, wtedy wszystko wydawało się trudniejsze. Widziałem cię i czułem, że jesteś jak z innego świata. A ja? Zbyt zwykły, zbyt nieśmiały. Zawsze obiecywałem sobie, że kiedyś to się zmieni. Że już nigdy się nie zawaham, jeśli coś... jeśli ktoś... będzie dla mnie naprawdę ważny.
Paulina słuchała w milczeniu, ale w jej spojrzeniu pojawił się cień — jakby coś go w tym wyznaniu poruszyło bardziej, niż się spodziewała.
— Więc to nie brak odwagi — powiedziała po chwili. — To strach przed porażką.
— Może jedno i drugie — przyznał. — Wtedy nie rozumiałem, że strach nie znika, tylko się go oswaja.
Paulina przesunęła nogę, jej stopa lekko dotknęła jego łydki, zatrzymując się tam na moment. Uśmiechnęła się, ale w jej uśmiechu nie było kpiny — raczej coś w rodzaju uznania.
— A teraz? — zapytała cicho. — Nadal się boisz?
— Nie — odpowiedział po chwili. — Teraz już wiem, że jeśli znowu bym się zawahał, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. To dodaje skrzydeł.
Paulina przez sekundę nie spuszczała z niego wzroku. Potem uniosła kieliszek, zakręciła winem i powiedziała z lekkim, niejednoznacznym uśmiechem:
— Ciekawe. Czasem potrzeba wielu lat, żeby człowiek w końcu nauczył się tego, co powinien był wiedzieć od początku.
— Albo odpowiedniej osoby — dodał cicho.
Roześmiała się krótko, dźwięcznie, choć w tym śmiechu było coś chłodnego.
— Nie idealizuj mnie, Łukaszu. Ten, kto to robi, nigdy nie wychodzi na tym dobrze.
Jej wzrok jednak zatrzymał się na nim o chwilę dłużej, niż powinien. W tym spojrzeniu było coś trudnego do rozszyfrowania — nie tylko dystans, lecz i cień czegoś, co przypominało ostrzeżenie.
Łukasz, próbując rozładować napięcie, pochylił się lekko do przodu.
— A dlaczego nie? — zapytał półżartem, choć w jego głosie pobrzmiewała szczera ciekawość. — Dlaczego nie mogę cię idealizować skoro jesteś taka idealna? Piękna, inteligentna…
Paulina odchyliła głowę, a na jej ustach pojawił się uśmiech, w którym było więcej pewności niż łagodności.
— Bo potrafię być bardzo niebezpieczna — powiedziała cicho, jakby mówiła coś oczywistego.
— Niebezpieczna? — powtórzył, unosząc brew. — Może właśnie to mnie w tobie tak pociąga.
Paulina zmrużyła oczy, jakby chciała dostrzec, czy mówi to z przekonaniem, czy z odwagą podszytą naiwnością.
— Nie wiesz, co mówisz — odparła spokojnie, niemal z pobłażaniem. — Nie masz pojęcia, z czym to się wiąże.
— Może i nie wiem — przyznał. — Ale nie zamierzam się wycofać.
Paulina uśmiechnęła się lekko, lecz w tym uśmiechu było coś drapieżnego.
— Ciekawy punkt widzenia. — Jej ton stał się miękki, niemal hipnotyczny. — Ciekawe, jak bardzo chcesz mnie zatem poznać.
Spojrzał jej prosto w oczy.
— Bardzo — odpowiedział cicho. — I jestem gotów pójść naprawdę daleko, żeby cię poznać naprawdę. Pójść tam gdzie mi wskażesz.
Paulina milczała przez dłuższą chwilę. Potem upiła łyk wina, odstawiając kieliszek z precyzją, która wydawała się niemal rytualna.
— Uważaj więc, dokąd idziesz — powiedziała powoli. — Bo czasem to, co cię tak bardzo przyciąga, potrafi też zranić.
Ale w jej spojrzeniu było coś, co przeczyło tym słowom — coś, co zdawało się zapraszać właśnie tam, gdzie nie powinien był iść. Cisza znowu nabrzmiała od napięcia. Wino w kieliszkach było już tylko dodatkiem do gry, która toczyła się coraz intensywniej.
— Ale powiedz mi — zaczęła cicho, pochylając się lekko w jego stronę — czy jesteś naprawdę gotów pójść znacznie dalej niż tylko do tego pocałunku w czubek buta?
Słowa padły miękko, niemal szeptem, a jednak trafiły w niego z siłą, której nie potrafił się spodziewać.
Łukasz uniósł wzrok, próbując zachować spokój.
— Jestem gotów. Naprawdę. I proszę, zaufaj mi, wiem co mówię — powiedział cicho, ale stanowczo.
Paulina nie odrywała od niego spojrzenia. Milczała przez kilka sekund, które ciągnęły się jak cała noc. W jej oczach nie było zaskoczenia — tylko chłodna pewność kogoś, kto już wcześniej znał tę odpowiedź.
— Zastanów się dobrze — powiedziała w końcu, powoli, uważnie dobierając słowa. — To, co dziś zrobiłeś, było bardzo urocze. Ale to, o czym mówimy teraz, to coś zupełnie innego.
Oparła się lekko o oparcie krzesła, obracając kieliszek w dłoni. Jej głos był miękki, niemal czuły, ale każde słowo cięło jak ostrze:
— Posłuszeństwo wobec mnie nie jest przysługą ani grą. To decyzja, której nie można już później rozmyć ani odwołać. Jeśli powiem, że masz coś zrobić, to nie będzie pytanie, tylko polecenie. Nie chodzi o przymus. Chodzi o twoją zgodę. Dobrowolną, ale pełną.
Zawiesiła głos, jakby chciała dać mu czas, by zrozumiał, co naprawdę słyszy.
— Nie dopuszczam wahań, półśrodków ani interpretacji. Jeśli zdecydujesz się oddać mi kontrolę, to znaczy, że naprawdę ją oddajesz. Bez zastrzeżeń.
Łukasz wstrzymał oddech, czując, jak jej słowa osiadają w nim powoli, ciężko, ale też dziwnie spokojnie.
— Tak, Paulino. Jestem gotów pójść dalej — powtórzył, tym razem ciszej, lecz z głębszym przekonaniem.
Uśmiechnęła się lekko — uśmiechem, w którym nie było ani triumfu, ani ulgi. Raczej coś w rodzaju cichej satysfakcji, jakby wszystko właśnie znalazło się na swoim miejscu.
— Dobrze — powiedziała wreszcie, zniżając głos niemal do szeptu. — Na pewno sprawdzę któregoś dnia, czy potrafisz być posłuszny.
Pochyliła się lekko, jej twarz była teraz blisko, a ton — pozornie łagodny — niósł w sobie coś, co kazało mu wstrzymać oddech.
— Jeśli nie będziesz mnie słuchał, Łukaszu… — zawiesiła głos, jakby ważyła słowa — wtedy będziesz musiał ponieść konsekwencje. Nie ostrzegam cię tylko dla efektu, dla jakiejś groźby. Po prostu tak będzie.
Jej głos brzmiał miękko, bez gniewu, bez podniesienia tonu. A jednak w tym spokoju było coś, co przeszyło go zimnem.
— Nie chodzi o drobiazgi — dodała po chwili. — Ale jeśli przekroczysz granicę, jeśli spróbujesz podważyć to, co ustalimy między nami kara przyjdzie naturalnie. I będzie dokładnie taka, jaką uznam za właściwą.
Łukasz poczuł, jak serce przyspiesza. Nie potrafił odczytać, czy mówi to z powagą, czy testuje go, jak zawsze. W końcu zebrał się na odwagę:
— A jeśli… jeśli nie będę posłuszny? W jaki sposób… chciałabyś mnie ukarać?
Paulina spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem, ale tylko przez sekundę. Potem na jej ustach pojawił się ten nieuchwytny uśmiech — chłodny, spokojny, niemal kocim ruchem przesunęła włosy na ramię.
— Nie chciałbyś tego sprawdzić, uwierz mi — powiedziała cicho.
I w tej chwili coś się w niej zmieniło. Jej spojrzenie, dotąd twarde i zimne, złagodniało. Poprawiła mankiet, jakby wracała z jakiegoś innego świata, po czym dotknęła lekko jego dłoni — delikatnie, niemal nieśmiało, zupełnie nie w tonie wcześniejszych słów.
— Nie martw się — dodała miękko, z cieniem uśmiechu. — Jeśli będziesz uważny i posłuszny, nie będziesz musiał się o to nigdy martwić.
Nagle cała jej siła i chłód zniknęły pod cienką warstwą ciepła. Zanim zdążył coś powiedzieć, sięgnęła po kieliszek i uniosła go lekko, jakby to była subtelna kropka nad „i”. Zsunęła stopę z jego kolana i postawiła ją powoli na podłodze.
— A kiedy to wszystko zrozumiesz — dodała, z cieniem uśmiechu — wtedy dopiero zaczniemy mówić o zaufaniu.
Przez chwilę panowała cisza.
Dopiła ostatni łyk, po czym skrzywiła się lekko i odchyliła na oparcie krzesła, poprawiając bransoletkę na nadgarstku.
— A tak w ogóle… świetnie gotujesz. Naprawdę. Ale na dziś to wszystko. Już późno i muszę wracać. Wezwij mi, proszę, taksówkę.
Ton jej głosu był miękki, uprzejmy — ale nie pozostawiał miejsca na negocjacje. To był rozkaz w aksamitnym opakowaniu.
Łukasz skinął głową i sięgnął po telefon. W milczeniu wprowadził adres, po czym odłożył urządzenie na stół. Czas jakby zwolnił. Paulina wstała, przeciągając się lekko, z tą swobodą, która była mieszanką gracji i pewności siebie. Sięgnęła po płaszcz wiszący na wieszaku.
— Pozwól — powiedział, zbliżając się.
Nie zaprotestowała. Stała nieruchomo, gdy narzucał na jej ramiona miękki materiał, delikatnie wygładzając fałdy. Poczuł ciepło bijące od jej skóry, zapach perfum, ten sam, który towarzyszył jej przez cały wieczór — chłodny, elegancki, nieco tajemniczy.
— Dziękuję — powiedziała spokojnie, odwracając głowę w jego stronę. Uśmiechnęła się lekko, tak jak tylko ona potrafiła — uśmiechem, który można było zrozumieć na wiele sposobów, ale żaden nie był właściwy.
Zeszli razem po schodach. Noc była chłodna, powietrze rześkie, a uliczka pod blokiem niemal pusta. Światła latarni odbijały się w mokrym asfalcie. Gdy podjechała taksówka, Paulina zatrzymała się na moment przy drzwiach.
Łukasz, nie czekając, otworzył je przed nią.
— Dobranoc. Dziękuję… — powiedział cicho.
— Dobranoc, Łukaszu — odpowiedziała. — I dziękuję za kolację.
Wsiadła do środka, poprawiła płaszcz, a gdy taksówka ruszyła, odwróciła głowę na moment. Ich spojrzenia spotkały się przez szybę — krótkie, ledwie sekundowe, ale wystarczające, by poczuł, że w tym jednym geście zawierało się wszystko.
Światła samochodu zniknęły w oddali. Stał jeszcze chwilę, zanim wrócił na górę.
Mieszkanie było ciche, jakby wciąż zatrzymywało echo jej głosu. Na stole pozostały kieliszki, resztki kolacji. Zaczął sprzątać powoli, niemal mechanicznie, jakby próbował w ten sposób uporządkować także myśli.
Kiedy wreszcie usiadł, poczuł dziwną pustkę, ale i napięcie, które nie chciało minąć. Myślał o niej — o każdym geście, spojrzeniu, o tym, jak potrafiła mówić półsłówkami, jak za każdym razem zostawiała go z niedopowiedzeniem, które więcej znaczyło niż wyznanie.
Wspominał Paulinę, którą pamiętał sprzed lat i zestawiał ją z kobietą, która dziś była w jego mieszkaniu: pewną siebie, elegancką, z nienagannym makijażem i tym nieuchwytnym spokojem, który przyciągał mocniej niż cokolwiek innego. Była jeszcze piękniejsza niż wtedy. Dojrzała. Świadoma własnej siły i urody.
Przypomniał sobie moment, kiedy klęczał przed nią, pomagając jej włożyć but. Ten obraz wracał nieustannie — jej stopa, delikatna, kształtna, w cienkich, eleganckich rajstopach, przesuwająca się w głąb buta z precyzją, która miała w sobie coś niemal ceremonialnego. Zatrzymał się wtedy na ułamki sekund, czując mieszaninę wstydu i fascynacji. Teraz ten obraz nie chciał go opuścić. Myślał o jej głosie, o chłodzie, który potrafił zmrozić powietrze, i o tym, jak chwilę później ten sam głos mógł zabrzmieć łagodnie, niemal ciepło. O tym, jak w jednej chwili potrafiła być groźna, a w następnej — eteryczna, delikatna, nieuchwytna. Leżąc w łóżku, wpatrywał się w ciemność. Czuł w sobie napięcie, które nie pozwalało zasnąć — mieszaninę niepokoju i pragnienia, której nie potrafił nazwać. Myśli wracały nieustannie do ich rozmowy, do słów Pauliny, wypowiedzianych z chłodnym spokojem, niemal mimochodem: „Jeśli nie będziesz mnie słuchał, poniesiesz konsekwencje.”
Nie brzmiało to jak groźba. Bardziej jak obietnica. Bo dla niego były obietnicą.
Każde jej zdanie, każdy gest, wydawał mu się przemyślany. Wiedział, że mówiła to nie po to, by go przestraszyć — tylko po to, by sprawdzić, jak daleko jest w stanie się posunąć. I właśnie to sprawiało, że nie mógł przestać o niej myśleć.
Paulina miała w sobie coś, czego nie miał nikt inny. Zawsze pociągały go kobiety silne, pewne siebie, dominujące. Ale przez całe życie była to tylko fantazja — przelotne zauroczenia, krótkie relacje, które kończyły się w momencie, gdy okazywało się, że żadna z nich nie potrafi naprawdę przejąć kontroli chociaż gdy je poznawał, wierzył że tak się może stać. Zawsze czegoś im brakowało. Albo odwagi, albo urody, albo tej niewidzialnej mocy, która potrafiłaby go zatrzymać w miejscu jednym spojrzeniem.
Paulina była inna. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by poczuł, jak miękną mu kolana. Była spokojna, ale ten spokój miał w sobie autorytet.
Znowu pomyślał o momencie, gdy klęczał przed nią, zakładając jej but. O jej delikatnej, kształtnej stopie, o precyzyjnym, niemal ceremonialnym ruchu, w którym nie było nic przypadkowego. Był pewien, że to był test — subtelny, niemal niewidoczny, ale przemyślany. Sprawdzała go. Chciała zobaczyć, jak zareaguje, czy się zawaha, czy odwróci wzrok. Nie zawahał się. I choć wtedy nie był tego pewien, teraz czuł, że przeszedł tę próbę.
Słowa o posłuszeństwie wracały jak echo. „Jeśli powiem coś, oczekuję, że to się wydarzy.”
Nie budziły w nim sprzeciwu. Przeciwnie — działały jak coś, co wreszcie trafia na swoje miejsce. Wiedział, że dla niej potrafiłby być posłuszny. Bez poczucia upokorzenia. Z pełną świadomością. Bo w jej obecności posłuszeństwo nie było słabością — było formą oddania, której zawsze gdzieś w sobie pragnął, choć nigdy nie potrafił się do tego przyznać.
Odnalazł w tym dziwny spokój. Wiedział, że ta noc była tylko początkiem czegoś większego. Czegoś, co mogło go zmienić i całkowicie pochłonąć.
Z tą myślą, z obrazem Pauliny w głowie — jej zimnych oczu, pewnego kroku, subtelnego zapachu, a nade wszystko jej stopy, którą tamtego wieczoru trzymał w dłoniach — w końcu zamknął oczy. Dopiero nad ranem, z uśmiechem, którego sam nie potrafił wytłumaczyć, odpłynął w sen. Nie był pewien, czy śni o niej, czy o tym, kim sam przy niej zaczynał się stawać.
AlexFenriss
Jak Ci się podobało?