Games people play (II)
11 września 2023
Games people play
43 min
W drodze wyjaśnienia, niniejsze opowiadanie jest drugim z cyklu opowiadań „Games people play” mojego autorstwa. Pierwsza część, zatytułowana „Hrabina i sługa” obejmuje wydarzenia poprzedzające niniejsze opowiadanie. Pomimo nawiązań fabularnych starałem się, aby czytelnik niezaznajomiony z pierwszą częścią nie czuł się zagubiony. Narracja prowadzona jest z perspektywy dwóch osób: Artura i Diany. Życzę namiętnej lektury.
Artur
— Dajesz Kacper! Tylko nie nachlap nam do grilla! — po tych słowach Erika, Kacper wziął długi rozbieg i przebiegł jak strzała przez trawnik oddzielający patio od trampoliny. Kiedy do niej dotarł, lekko zwolnił – jakby się zawahał, ale widząc Thorstena i Milana dopingujących jego próbę wybił się mocno i wskoczył z dużym pluskiem do basenu. Wszyscy obecni, łącznie z zajętymi rozmową Katrine i Dianą nagrodzili jego wyczyn brawami.
Od czasu orgii w zamku Schloss Karolianum minęły trzy miesiące. Tamtego poranka, kiedy tylko przekroczyliśmy próg naszego domu, zapytałem Dianę:
— Będzie dobrze? Z nami…?
— Tylko jeśli Ty nie masz mi za złe tego, co się wydarzyło… — odpowiedziała niepewnie. Widziałem, że poruszony przeze mnie temat, jest dla niej niewygodny. Obrazy z minionej nocy wirowały jej zapewne jeszcze przed oczami. Część mnie chciała jej wyrzucić to, jak potraktowała mnie, będąc z Erikiem, moim najbliższym przyjacielem. Jednak wspomnienie przebiegu przyjęcia skłaniało mnie do łagodniejszej odpowiedzi:
— Kocham Cię i nie chcę, żeby to popsuło nasz związek.
W tym momencie usłyszeliśmy, jak drzwi do pokoju Kacpra otwierają się, po czym zobaczyliśmy jego zaspaną twarz:
— Już jesteście? Fajny bal? — spojrzeliśmy po sobie lekko zawstydzeni.
— Bardzo fajny. Byłam Księżniczką, wiesz? — przechwalała się Diana.
— Tak? A Tata? Byłeś królem? — zapytał mnie, zaciekawiony.
— Ja byłem służącym, jak zawsze — udałem smutną minę i dodałem — Co jaśnie Państwo sobie życzą na śniadanie? — z ulgą stwierdzając, że pomimo tego, co doświadczyliśmy, nasze zwykłe życie musi się dalej toczyć.
Pierwszy tydzień po balu był najbardziej niezręczny w naszych stosunkach z Erikiem i Katrine. Na stopie zawodowej mój szef odnosił się do mnie z lekką rezerwą, co było zrozumiałe, zważywszy na fakt, że rżnąłem jego żonę, podczas gdy on zabawiał się z Dianą. Każde polecenie, które mi wydawał, każda uwaga, którą kierował w moją stronę, pomimo wyłącznie zawodowego kontekstu przypominała mi o momentach podczas balu, kiedy byłem jego służącym. Moja żona i Katrine szybciej wróciły do dawnej zażyłości, tak jakby to, co się wydarzyło, nie odbiło się na ich psychice. Myślę, że to głównie dzięki naszym dzieciom, które świetnie się ze sobą dogadywały. Według mojej żony ograniczanie ich kontaktu byłoby egoizmem z naszej strony. Bardzo mnie nurtowało, jak świadomość przeżytej namiętności wpłynie na dalsze relacje w tym naszym towarzyskim czworokącie. Nie myślałem nawet o kolejnych spotkaniach bractwa, które na pewno na nas czekały, przecież byliśmy już jego pełnoprawnymi członkami. Podczas spotkań z naszymi przyjaciółmi czujnie obserwowałem, jak Erik odnosi się do Diany i vice versa, szukając choćby cienia uczucia, jakie wydawało się między nimi wówczas wytworzyć – jednak bez skutku. Jednocześnie miałem nadzieję, że nie jestem tak samo obserwowany podczas rozmów z Katrine, starając się ukryć uczucie, które grzało moje serce na jej widok i wspomnienie kilku wspólnych chwil. Uznałem w końcu, że Erik tak jak dotychczas, prawie całą swoją uwagę poświęca Katrine. Zacząłem karcić się w myślach, że to, co się wydarzyło podczas balu, mogło być wyłącznie efektem jego zazdrości o moje poczynania z jego żoną, a nie spiskiem, aby uwieść Dianę.
Jedyna kwestia, która znacząco uległa zmianie po balu, to libido Diany. Dotychczas, to ja prawie zawsze byłem inicjatorem naszych tete-a-tete, ale od czasu spotkania bractwa role drastycznie się odwróciły. Wyjątkiem był pierwszy dzień po balu, kiedy Diana tłumaczyła się, że jest bardzo obolała, co pewnie było prawdą, zważywszy na sprzęt, jaki posiadał jej niewolnik Peter. Po tym, jak już doszła do siebie, parę dni po spotkaniu bractwa, w trakcie powrotu z pracy dostałem od niej SMS: „Zanim odbierzesz Kacpra, przyjedź do domu. Czekam w łóżku”. Wchodząc do sypialni, mój wzrok od razu przykuł tyłek Diany wypięty moją stronę. W ręku trzymała gumowe dildo, wielkością i kształtem przypominające wielkiego członka Petera, wciskając je sobie w cipkę. Jej prośba zwaliła mnie z nóg:
— Wybierz dziurkę. W drugą chcę tego —
Jak zwierzę dopadłem do jej pośladków, wpijając się w nie zębami. Ręką złapałem za jej gumowego przyjaciela, uwalniając dłoń, którą zaczęła pieścić sobie sutek. Ściągając spodnie, zacząłem lizać jej tylną dziurkę, co wywołało pomruki rozkoszy i gęsią skórkę na jej pośladkach. Cały czas poruszałem w niej gumowym fallusem, który był już cały biały od jej płynów.
— Chcę drugiego — jej zdesperowany głos nie pozwolił mi się ociągać. Wyjąłem sztucznego kutasa z jej szparki i wypełniłem ją swoim żywym pulsującym mięsem. W drugą dziurkę zacząłem wciskać nasmarowanego jej sokami olbrzyma. — O tak! Głębiej! — nie wiedziałem, czy mówi o moim, czy o gumowym fiucie, więc zacząłem sukcesywnie zagłębiać się w nią obydwoma członkami — Wspaniale — wydyszała Diana, co sprawiło, że zacząłem bez uprzedzenia tryskać w jej różowej muszelce.
— Ojej, już? — zapytała, kiedy wyszedłem z niej i położyłem się obok na łóżku — Przydałby się nam przepis na ten koktajl — przypomniała o napoju opóźniającym orgazm, który mężczyźni otrzymywali podczas przyjęcia — Pomożesz mi jeszcze? — wsuwając sobie wielkiego gumowego kutasa w wypełnioną moim nasieniem cipkę, podsunęła mi ją pod twarz, prosząc o minetkę. Jako wzorowy mąż posłusznie spełniłem jej prośbę, doprowadzając ją do rozkoszy.
W podobny sposób przebiegało prawie każde popołudnie, czasami z dogrywką przed snem. Gdyby nie to, że byłem jeszcze nakręcony tym spotkaniem bractwa, przyznam się, że ciężko byłoby mi nadążyć za tym nowym zapałem seksualnym Diany. Miałem nadzieję, że w miarę upływu czasu ostygnie on nieco, jednak trzeci miesiąc z rzędu sytuacja nie uległa zmianie. Kilka razy, zmęczony po pracy musiałem jej w końcu grzecznie odmówić, co spotkało się lekkim zawodem, jednak nie tak dużym, jak się obawiałem.
W drugim tygodniu moje relacje zawodowe z Erikiem zaczęły się ocieplać, głównie dzięki euforycznej atmosferze, jaką przyniosła wiadomość o dużym inwestorze, który chce dołożyć się do naszego projektu odzyskiwania dwutlenku węgla podczas produkcji cementu. Projekt ten był innowacyjnym podejściem do ograniczenia szkodliwej emisji gazów cieplarnianych i mógł zmienić kierunek rozwoju budownictwa w Europie i na całym świecie. Pomimo dopłat z funduszy unijnych, wciąż brakowało prawie dwustu milionów franków na rozruch początkowej fazy. Perspektywa włożenia takich pieniędzy bez znaczących zysków w pierwszych kilku latach odstraszała potencjalnych inwestorów. Z wielką radością przyjąłem więc informację, że znalazł się ktoś, kto wyłoży całą sumę, jeszcze w tym roku.
— Kto jest tym inwestorem? Jak go znalazłeś? — dopytywałem, nie ukrywając emocji.
— Pan Siggenthal, właściciel kilku szwajcarskich cementowni, gość obraca miliardami. Dla niego te dwieście pięćdziesiąt milionów to jak splunąć, ale nas ustawi do końca życia, możliwe, że skończymy ten projekt jako spółka z milionami na koncie — zobaczyłem błysk podekscytowania w oczach Erika.
— Oczywiście, jeśli odpowiednio się przyłożymy i doprowadzimy projekt do końca — dodał, z palcem wskazującym skierowanym w sufit. — W ten weekend zaprosiłem przedstawicieli Siggenthala do mnie na koktajl party, aby w nieco luźnej atmosferze zapoznać ich z naszym przedsięwzięciem. To nie będzie zwykłe spotkanie biznesowe, więc zabierz Dianę i Kacpra, Katrine i dzieciaki nie będą się nudzić.
Wdychając zapach lipcowego popołudnia i pieczonego na grillu mięsa, patrzyliśmy, jak dzieciaki pływają w przydomowym basenie w ogrodzie Erika i Katrine, kiedy usłyszeliśmy coraz głośniejszy ryk potężnego silnika, charakterystyczny dla widlastej ósemki, jak mogłem rozpoznać.
— To pewnie oni — zaalarmował nerwowo Erik. Mimo że umówione spotkanie miało odbywać się w weekendowej atmosferze, widać było, że chodzi jak na szpilkach. W końcu ważyła się tu nasza zawodowa i finansowa przyszłość.
Zostawiając dzieciaki na zabawach w basenie, we czwórkę wyszliśmy przywitać gości. Okazało się, że słuch mnie nie mylił – na podjazd wjechał, powoli i majestatycznie, błękitny Koenigsegg Jesko warcząc tysiąc sześćsetkonnym motorem. Kiedy zatrzymał się i podniosły się skrzydłowe drzwi, z pojazdu po stronie pasażera wysiadła dziwnie znajoma piękna blondynka. Zanim zdążyłem sobie przypomnieć, skąd ją kojarzę, poczułem, jak Diana mocno uścisnęła moją dłoń. Spojrzałem na kierowcę, który był przyczyną jej napięcia:
— Peter Siggenthal — przedstawił się, ściskając mi mocno dłoń. Spojrzałem z wyrzutem na Erika, który nie pokwapił się uprzedzić mnie kim będzie przedstawiciel pana Siggenthala. Postanowiłem zachować profesjonalną postawę:
— Wydaje mi się, że się znamy — próbowałem przełamać tą niezręczną dla mojej żony sytuację w żart.
— Znamy, znamy — rzucił, podchodząc do Diany. Obejmując ją, ucałował na przywitanie w policzek, a następnie ku mojemu oniemieniu, chwycił za jej pośladek. Ściskając go i tarmosząc, dodał żartobliwie:
— Ach, tęskniłem za tą brzoskwinką — po czym się zafrasował — Mam nadzieję, że powtórzymy to niebawem.
Nie wahając się zbytnio, złapałem Petera za koszulę i odepchnąłem w stronę jego samochodu. Nie spodziewając się takiej reakcji, potoczył się, po czym stracił równowagę i upadł na podjazd. Spojrzałem na pozostałych, którzy wydawali się zszokowani. Nie wiem tylko, czy bardziej zachowaniem Petera, czy moją odpowiedzią na taki brak szacunku do mojej żony. Peter podniósł się i otrzepał pył z białej koszuli:
— Chyba nie jesteśmy tu zbytnio mile widziani.
— Nie to nie tak! Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie, wyjaśnimy tę sytuację — próbował załagodzić atmosferę Erik, przeczuwając zagładę naszego projektu.
— Nie będę siedział w brudnej koszuli. Prześlij mi jeszcze raz draft tego projektu, chciałbym go jeszcze raz przejrzeć. Wydaje mi się, że coś przeoczyliśmy — powiedział groźnie do Erika, po czym razem z Andreą bez słowa wsiadł do swojego bolidu. Po tym, jak zniknęli za horyzontem, wypaliłem:
— Co to kurwa miało być? Słyszałeś, co powiedział? Przecież to się kłóci z zasadami spotkań bractwa! — protestowałem, również czując, jaki może być efekt gróźb Petera
— Tak Artur, ale można to było inaczej rozegrać, bardziej dyplomatycznie — nie mogłem nie zgodzić się z jego zdaniem, może i trochę za mocno mnie poniosło.
Przez resztę wieczoru Erik wisiał na telefonie z prawnikami Siggenthala, próbując wybłagać rozmowę z Peterem, aby nasz wyjątkowy inwestor nie wycofał się z projektu przez moją lekkomyślność. Diana w rozmowie sam na sam zapewniała mnie, że to jak się zachowałem, było jednak szarmanckie i jest mi wdzięczna za taką rycerską obronę. Ostatecznie udało mu się wyprosić kolejną rozmowę, co jeszcze nie przekreślało naszych szans.
W poniedziałek Erik podjechał swoim autem pod nasz dom, po czym pomógł mi zapakować do bagażnika kije golfowe, które od niego dostałem na ostatnie urodziny. Peter Siggenthal zaproponował kolejne spotkanie właśnie na polu golfowym niedaleko Genewy, którego właścicielem był jego ojciec Karl, nasz hojny darczyńca. Po drodze mieliśmy zawieźć do szkoły Kacpra, więc szybko zapakowaliśmy się do auta i odjechaliśmy, w obawie, że nawet najmniejsze spóźnienie może być już nie tyle żółtą, ile czerwoną kartką dla naszego projektu. Gdybym tylko obejrzał się wtedy w stronę domu, zauważyłbym machającą nam na pożegnanie Dianę oraz luksusowy sportowy wóz nadjeżdżający z drugiej strony ulicy.
Diana
Machając Arturowi i Kacprowi na pożegnanie usłyszałam, dobiegający z przeciwnej strony warkot silnika, taki sam jak tamtego popołudnia u Erika, kiedy Peter podjechał swoim niesamowitym autem. Kiedy zobaczyłam, jak wysiada z niego mój niedawny kochanek, wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie ciarki, rażąc jak prądem moje pośladki. Ukradkiem oka, zerknęłam na wypukłość jego krocza, aby przypomnieć sobie, odznaczającą się przez białą tkaninę spodni, jego wielką męskość. Jak tylko objął mnie na przywitanie swoimi potężnymi ramionami, poczułam na brzuchu muśnięcie jego przyrodzenia, co sprawiło, że między nogami zrobiło mi się ciepło. Byłam wdzięczna Arturowi, że go ode mnie odepchnął, gdyż sama nie byłam w stanie się nawet ruszyć. Gdyby swój pocałunek skierował na moje usta zamiast policzka, odpowiedziałabym bez opamiętania. Nie mam pojęcia, jak bym się z tego wytłumaczyła Arturowi. Muszę przyznać, że od czasu balu bractwa, a może jeszcze wcześniej, od czasu, kiedy się o nim dowiedzieliśmy, obudziły się we mnie żądze, o których istnienie nigdy bym siebie nie podejrzewała.
Po przeczytaniu zaproszenia, które wręczył nam tamtego pamiętnego wieczoru Erik, nie wiedziałam jak się zachować. Jako matka i żona czułam, że muszę zareagować w jednoznaczny, sprzeciwiający się sposób, w końcu tak zostałam wychowana i wiedziałam, że tego oczekuje ode mnie mój mąż. Jednak jako wyzwolona kobieta i feministka poczułam niesamowite podniecenie na myśl o udziale w zbiorowej orgii z nieznajomymi, w tym i z naszymi przyjaciółmi. Po tym, jak Katrine opisała mi dokładnie przebieg spotkań, w których uczestniczyła z mężem, oraz jej zapewnieniach, że nie będę musiała być służącą podczas tego pierwszego spotkania, postanowiłam, że jednak chcę skorzystać z tej okazji. Najbardziej przemawiała do mnie perspektywa, że przyjęcie to nie będzie po prostu zwykłą obskurną orgią, lecz eleganckim balem, ze wszystkimi charakterystycznymi dla balów rytuałami, tyle że z dodatkowymi atrakcjami. Moją moralność odciążył również Artur. Widziałam, jak jest napalony na to przyjęcie, nasz seks zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni dzięki fantazjom o udziale w tym spotkaniu. Mogłam więc tłumaczyć się uległością wobec jego zachcianek.
Pamiętam to podekscytowanie przed rozpoczęciem przyjęcia, przemowę hrabiego Olafa i losowanie przydziałów do klas społecznych. Naprawdę byłam zdruzgotana, kiedy Arturowi nie udało się dołączyć do mnie w szeregach arystokracji i, pomimo że Erik dokładnie wyjaśnił mi, jak może wyglądać dalszy ciąg spotkania, nie mogłam znieść widoku mojego nagiego męża prowadzonego za penisa przez moją najbliższą przyjaciółkę. Byłam bardzo wdzięczna Erikowi za wsparcie, które mi wtedy okazał, pomimo że pewnie przeżywał to tak samo, jak ja. Erik, mimo dziesięciu lat różnicy zawsze wydawał mi się atrakcyjnym facetem, jednak nigdy nie planowałabym się z nim przespać. Kiedy wspólnie mieliśmy być świadkami, jak jego żona obciąga Arturowi, chciałam stamtąd uciec, jednak Erik mnie powstrzymał i powiedział, że jemu jest jeszcze ciężej, zwłaszcza że miejsce w loży, które mogła zająć Katrine, oddał właśnie mnie. Okazał się bardzo stanowczy, co było mi bardzo potrzebne, żeby to jakoś wytrzymać. Przypomniał, że takie są zasady zabawy, i zamiast się oburzać i obrażać na coś, na co się zgodziliśmy i co się już wydarzyło, rozsądniej będzie znaleźć sobie jakiś obiekt do odreagowania. Skierował mój wzrok po raz pierwszy na Petera Siggenthala. W tym właśnie momencie złe myśli o mężu zdradzającym mnie na oczach wszystkich oraz o wcześniejszym zamiarze opuszczenia balu odeszły. Może to zasługa przeznaczonego dla Artura koktajlu, który wypiłam przed balem, a może widoku umięśnionego ciała Petera i jego proporcjonalnego przyrodzenia. Zapragnęłam oddać się mu bez żadnych skrupułów, chciałam lizać i ssać jego podrygującą batutę. Kiedy go w końcu wylicytowałam, wprawiając w osłupienie zarówno Artura, jak i tę kobietę w czerwonej sukni, która zaciekle się o niego biła, nie wiedziałam, jak się przemóc, żeby się z nim w końcu zabawić. Pomogła mi wtedy doświadczona w tej materii Pani Winker. Minetka, którą mi zrobił, nie była co prawda tak dobra, jak te które gwarantuje mi mój mąż, jednak świadomość Artura klęczącego i liżącego siedzącą obok mnie kobietę doprowadziła mnie dosyć szybko na sam szczyt. Kiedy Erik podszedł do nas i zapytał, jak się bawię, nie byłam w stanie wydusić choćby słowa. Nie byłam również w stanie odmówić wzięcia do ust jego erekcji, którą przystawił mi do twarzy. Podczas lizania jego nabrzmiałego fiuta myślałam o wielkim członku Petera, nie mogłam się doczekać, żeby to właśnie jego objąć swoimi ustami. Marzyłam, żeby włożył mi go głęboko w lizaną właśnie cipkę. Po nieziemskim orgazmie, który dał mi mój niewolnik, Erik odszedł, ustępując miejsca Peterowi, którego przyciągnęłam do siebie i zaczęłam ssać, chwytając dłonią za mosznę. Kiedy Artur wyszedł spod stołu i nakrył mnie in flagrante z kutasem mojego sługi w ustach, lekko się speszyłam. Uważałam, że obciąganie obcemu facetowi na oczach męża jest nie fair wobec niego, więc kiedy przywołałam mojego służącego na dalsze oralne pieszczoty, postanowiłam, że schowam się pod stołem.
Późniejsze wydarzenia były mieszanką rozkoszy, zazdrości, szaleństwa i nieprawdopodobnej satysfakcji. Jedyne co pamiętam dokładnie, to pośpiech, z jakim ściągnęłam tę piękną suknię oraz siłę, z jaką Peter chwycił moje drobne ciało, a następnie obrócił w powietrzu, zagłębiając się twarzą w moim łonie. Pamiętam, jak położył się ze mną na leżance i pieszcząc mnie ustami, zaczął wkładać mi palce w moją mniejszą dziurkę oraz siłę strumienia jego spermy, kiedy doszedł w moich ustach. Nie do końca spodobało mi się, kiedy podszedł do nas Erik ze swoimi służącymi i zaproponował, żebyśmy pobawili się nimi wspólnie. Chciałam mieć Petera tylko dla siebie, na całą noc. Po pewnym czasie znudziło mnie patrzenie, jak mój niewolnik zabawia się z dwoma ślicznotkami:
— Może dołączymy do nich — zaproponowałam Erikowi. Wiedziałam, że nie uda mi się już go dzisiaj zbyć. Miałam dziwne przeczucie, że nie przepuści okazji, żeby się do mnie dobrać na oczach Artura.
— Jak sobie życzysz, moja kochana — zgodził się — Jak to widzisz?
— Chcę czuć Cię w ustach, będąc bzykana przez mojego niewolnika. Reszta mnie nie interesuje.
— Zdecydowanie godne prawdziwej damy — podsumował Erik
— W końcu nią jestem!
Podeszłam do Petera i szepnęłam mu do ucha:
— Teraz wyruchasz mnie tym sprzętem — wywołując uśmiech na jego twarzy. Kiedy naparł na wejście do mojej pochwy, wciągnęłam powietrze, umożliwiając mu głębszą penetrację. Próbowałam wytrzymać tak jakiś czas, zapalczywie pieszcząc ustami Erika. Wtedy zobaczyłam jak mój mąż spędza równie miło czas z moją przyjaciółką Katrine. Poczułam mocny uścisk zazdrości pomimo tego, co sama właśnie wyprawiałam. Próbując znów odpędzić te myśli, zaproponowałam:
— Chcę was dwóch na raz we mnie.
Panowie ochoczo spełnili moją prośbę. Widziałam błogie zadowolenie na twarzy Erika, kiedy po raz pierwszy wprowadziłam go w siebie. Peter nie marnował czasu i bez uprzedzenia zaczął napierać na mój zwieracz. Rozkosz, jaką czułam, ujeżdżając dwa kutasy naraz, była kosmiczna. Gdyby nie znieczulające działanie koktajlu krzyczałabym z bólu rozciągana olbrzymią maczugą mojego niewolnika. Całując namiętnie Erika, czułam, jak dochodzą po kolei w mojej pochwie i tyłku. To był niestety ostatni moment przyjemności, jaki miałam doznać z Peterem tego wieczoru. Od tamtej pory za każdym razem, kiedy kochaliśmy się z Arturem, wyobrażałam sobie, że Peter jest z nami i wypełnia moją drugą dziurkę. Jednego razu mało brakowało, a wykrzyczałabym jego imię.
Sportowy wóz zbliżał się do naszego podjazdu. Domyśliłam się, że zaszło jakieś nieporozumienie. Może Erik pomylił się, i to Peter miał zabrać ich na to pole golfowe, albo mieli spotkać się u nas. W odgłosie stygnącego silnika Peter wysiadł z auta, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Jego wyrzeźbiony tors przykrywał cienki T-shirt. Poza tym ubrany był w przewiewne lniane spodnie. Tak jak poprzednio nie mogłam się opanować, aby nie spojrzeć na ukrytego pod spodniami członka.
— Cześć Di! Bałem się, że Cię nie zastanę.
— Cześć Peter. Jak to mnie? Przecież Artur i Erik byli z Tobą umówieni na polu golfowym. Dopiero co wyjechali do Genewy.
— Tak, wiem. Uznałem, że prawnicy ojca lepiej zajmą się tematem umowy. Zresztą ja nie lubię golfa. Wolę bardziej aktywne rozrywki — spojrzał na mnie dwuznacznie.
— OK. Po co w takim razie przyjechałeś do nas? — zapytałam, spodziewając się setki różnych, mniej lub bardziej pożądanych odpowiedzi.
— Chciałem Cię przeprosić, za tą ostatnią sytuację przed domem Schulzów — jego mowa ciała wyrażała zakłopotanie. Diana nie spodziewała się, że osoba w typie Petera jest zdolna do takich emocji.
— Trochę mnie poniosło, ale przecież po tym, co wspólnie przeżyliśmy, uznałem, że możemy pominąć pewne konwenanse. Wiem, że takie zachowanie może wykluczyć mnie z bractwa. Głupio mi też, że się tak dziecinnie odgrażałem zerwaniem rozmów w sprawie projektu Twojego męża. Widać tak działa urażona męska duma — przyznał z cieniem uśmiechu.
— Wydaje mi się, że bardziej powinieneś przeprosić Artura. — od razu pożałowałam swoich słów. Zrozumiałam, że mógł je odebrać, jakbym ja nie miała nic przeciwko tamtemu obmacywaniu. Postanowiłam zmienić temat — Może wejdziesz? Masz ochotę na kawę? — zaproponowałam grzecznościowo, nie będąc do końca pewna, na jaką odpowiedź liczę.
— Chętnie, ale chciałem zaproponować Ci coś innego — szybko obejrzał się w stronę swojego samochodu, jakby w obawie, że zdążył zniknąć podczas naszej krótkiej wymiany zdań — Jeździłaś kiedyś sportowym samochodem?
Zaskoczona jego pytaniem, przewertowałam w pamięci wszystkie pojazdy, jakimi miałam przyjemność jeździć i najbardziej przypominającym sportowy samochód okazało się audi TT, którym zwiedzaliśmy z Arturem Maltę podczas naszej podróży poślubnej.
— Na pewno nie takim.
— Wobec tego, chciałbym zaprosić Cię na przejażdżkę. Oczywiście, jeśli pozwolisz.
Moje wahanie było krótkie. Zdecydowanie krótsze niż nakazywałaby przyzwoitość zamężnej kobiety:
— Czemu nie? Tylko muszę się przebrać — Na sobie miałam tylko komplet w postaci dresowych szortów ledwie zakrywających pośladki i bluzki odsłaniającej pępek. Po wyjściu chłopaków chciałam poćwiczyć jogę w ogrodzie.
— Nie ma potrzeby. Nie będziemy nigdzie wysiadać, zrobimy tylko parę kółek — powiedział Peter tajemniczo.
Nie zastanawiając się dłużej, zamknęłam dom i usiadłam na fotel pasażera. Peter ostrzegł mnie, że dla początkujących jazda sportowym autem może być bardzo trudna. Pierwsze wrażenie, jakie miałam, po wejściu do tego nietypowego samochodu była niespodziewana surowość jego wykonania. Wnętrze miało cechy charakterystyczne dla pojazdów przeznaczonych typowo do wyścigów. Głębokie sztywne fotele, deska rozdzielcza wykonana z połyskliwego tworzywa, całość wyściełana materiałem podobnym do zamszu.
— Zabiorę Cię w miejsce, gdzie będziesz mogła poszaleć — powiedział Peter, odpalając potężny silnik. Wyjeżdżając z podjazdu, nie czułam mocy, jaką skrywał w sobie ten pojazd. Dopiero kiedy wyjechaliśmy na prostą, jego niespodziewany pęd wgniótł mnie w fotel. Złapałam się siedziska i z wielkim trudem próbowałam zaczerpnąć tchu. Peter zauważył mój dyskomfort i zmniejszył prędkość — Przepraszam, tak jak mówiłem, czasami ciężko nad nim zapanować. Jak dojedziemy, to sama spróbujesz. Z pozycji kierowcy jedzie się o wiele lepiej.
Celem naszej wycieczki okazał się tor wyścigowy Bremgarten. Przy wjeździe zatrzymał nas stróż, który bez problemu przepuścił nas, jak tylko zobaczył, kto siedzi za kierownicą. Peter zjechał na jezdnię toru i przejechał spokojnie całe okrążenie, pokazując mi jego łatwe i trudne odcinki. Kiedy wróciliśmy w początkowe miejsce, zatrzymał pojazd i kazał mi usiąść za kierownicą. Polecił mi, abym delikatnie manewrowała pedałem gazu, aby sobie go wyczuć.
— Masowałaś kiedyś mężowi penisa stopą? — zapytał bez ogródek, aż mnie zatkało.
— Wiesz co?! To nie Twoja sprawa. — odparłam obruszona
— Ha ha! Może faktycznie źle dobrałem słowa. Chodziło mi o to, że musisz naciskać delikatnie pedał gazu, podobnie jak męskie przyrodzenie — wyjaśnił szybko — Poza tym nie udawaj takiej pruderyjnej — puścił mi oko, a jego ręka zaczęła wędrować w stronę mojej głowy.
Chcąc uniknąć kontaktu fizycznego, skupiłam wzrok na prostym odcinku toru przed sobą i nacisnęłam pedał gazu. Mogłabym przysiąc, że siła z jaką to zrobiłam, nie sprawiłaby żadnemu mężczyźnie bólu, jednak bolid wystrzelił jak szalony do przodu. Przestraszona zwolniłam szybko nogę z pedała, przez co lekko rzuciło nas do przodu.
— Spokojnie, świetnie Ci idzie. Popróbuj sobie w ten sposób, aż dobrze wyczujesz tego zwierzaka. Tor mamy wyłącznie dla siebie, przed nami długi prosty odcinek, nic się nie może stać.
Uspokajające słowa Petera podziałały i pod koniec prostego odcinka, pojazd mknął bez „podskakiwania” z prędkością prawie dwustu kilometrów na godzinę. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek jechała tak szybko żadnym samochodem.
— Dobrze, teraz przyhamuj delikatnie przed zakrętem. Jak go miniesz, możesz znowu przyspieszyć.
Po skończeniu pierwszego okrążenia udało mi się dobić do dwustu pięćdziesięciu.
— Widać, że masz żyłkę rajdowca — próbował mnie chwalić. — Lubisz taką szybką jazdę?
— Ile jest w stanie wyciągnąć? — odpowiedziałam pytaniem, co chyba mu się spodobało, bo usłyszałam jego radosny śmiech. Wzrok skupiałam wyłącznie na torze i zegarze, który zbliżał się do niewiarygodnej trzycyfrowej liczby z trójką z przodu.
— Przy dobrych warunkach, ponad pięćset na godzinę. Mnie na tym torze udaje się wykręcić trzysta dziewięćdziesiąt.
Potraktowałam to, jak wyzwanie i po wyjściu z zakrętu na długą prostą zaczęłam dociskać gaz, obserwując licznik. Kiedy wskazał trzysta pięćdziesiąt, a do kolejnego zakrętu zostało pięćset metrów, poczułam na swoim udzie rękę Petera:
— Dobrze, teraz dociśnij do dechy, powiem Ci, kiedy zacząć hamować.
Postanowiłam posłuchać jego instrukcji. Dociśnięty do podłogi pedał uwolnił dodatkowe pokłady mocy potężnego silnika. Cała spięta, nawet nie poczułam, jak ręka Petera przesuwa się z okolic mojego kolana w stronę wewnętrznej części uda. Jedyne co mnie w tym momencie interesowało to jezdnia toru i liczba na wyświetlaczu prędkościomierza. Kiedy zmieniła się z trzystu osiemdziesięciu dziewięciu na trzysta dziewięćdziesiąt dwa, byłam niemal pewna, że się rozbijemy. Wtedy usłyszałam z mojej prawej strony, jakby dochodzący z innego wymiaru głos:
— Teraz, hamuj! — na początku chciałam zahamować z wyczuciem, jednak jak się szybko przekonałam, potrzeba było większej siły, żeby zatrzymać tą pędzącą kometę. Prawą nogą doparłam hamulec do podłogi, pod stopą poczułam mocną wibrację klocków, do moich uszu doszedł głośny pisk opon. Bałam się, że wpadniemy w poślizg i skończymy na tej nieuchronnie zbliżającej się bandzie. Pojazd poradził sobie jednak z tak nagłą redukcją prędkości i poczułam, że mogę bezpiecznie skręcić. Po wyjściu z zakrętu spojrzałam na zegar, który pokazywał teraz mizerne dwieście czterdzieści kilometrów na godzinę. Byłam nieziemsko podekscytowana i prawie wykończona, jakbym ćwiczyła jogę przez ponad godzinę.
Stopniowo moje ciało zaczęło się uspokajać i wtedy do mojego mózgu doszły bodźce dochodzące z czułego miejsca między nogami.
— To było niesamowite. Nie znam kobiety, która jeździ tak drapieżnie, jak Ty — wydusił Peter, trzymając w ręku swojego grubego węża, drugą ręką pocierając moją łechtaczkę — A uwierz mi, że znam ich wiele.
Euforia, jaką wyzwoliła we mnie ta absurdalnie duża prędkość, sprawiła, że zamiast odtrącić jego rękę, jedyne czego zapragnęłam to zjechać na pobocze i pozwolić mu na więcej.
— Czy to tym zmienia się biegi? — zapytałam, łapiąc dłonią za jego erekcję. Patrząc na drogę, zwolniłam i zatrzymałam pojazd pod jedną z trybun toru.
— Dokładnie tak. Właśnie wrzuciłaś piątkę. — pociągnął żart Peter. Jego palce zagłębiły się w moją przemoczoną już z podniecenia brzoskwinkę. Wydałam cichy jęk, patrząc w niebo, z którego na szybę i maskę samochodu zaczął padać letni deszcz. Wyswobodziłam z butów stopy i położyłam je na miękkim zamszowym wykończeniu deski rozdzielczej. Trzymając mojego kochanka mocno za przyrodzenie, obserwowałam, jak krople deszczu odbijają się od rozgrzanej maski, chwilę na niej tańczą i szybko wyparowują. Umiejętna praca dłoni Petera sprawiła, po niecałej minucie napierałam dłońmi na białą podsufitkę, krzycząc i rzucając biodrami.
Kiedy odzyskałam resztę zmysłów, zaczęłam kwestionować słuszność tego, co właśnie robię. Przecież właśnie zdradzam męża. Nie tak jak poprzednio, na równych zasadach, na które oboje przystaliśmy. Tym razem on był w pracy, a ja siedziałam w samochodzie, goła od pasa w dół z mężczyzną, o którym fantazjowałam przez ostatnie trzy miesiące.
Moje rozterki przerwał Peter, który chwycił mnie za stopy i nakierował je na swojego olbrzyma. Muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie zadowalałam faceta stopami. Starałam się być tak samo delikatna, jak na początku z tym pedałem gazu. Peter otworzył schowek na rękawiczki i wyjął tubkę lubrykatora, a następnie polał sobie obficie drąga, po którym umiejętnie ślizgałam się podeszwami i palcami stóp. Patrząc mu w oczy, obserwowałam, co sprawia mu dużą przyjemność, a co dyskomfort. Zupełnie jakbym chciała nauczyć się go zadowalać. Po kilku minutach zaczęły boleć mnie nogi, więc wychyliłam się w stronę jego masywnego członka, aby znowu poczuć go w ustach. Peter skorzystał z okazji, żeby uwolnić moje drobne piersi, które zaczął namiętnie ssać i lizać, po czym przyciągnął moją twarz do swojej. To był chyba pierwszy raz, kiedy go pocałowałam. Nie mogąc nacieszyć się jego ustami i językiem chciałam, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Z jedną dłonią na jego sztywnym przyrodzeniu i drugą zatopioną w jego włosach czułam, że moja muszelka jest gotowa na wypełnienie. Całując jego perfekcyjny tors i brzuch, zeszłam w dół. Z ustami wypełnionymi po brzegi jego ponadwymiarową męskością zaczęłam schodzić głębiej, czując go z tyłu podniebienia. Tak jak podczas balu chwycił mnie za głowę, aby nadać własny rytm ruchom mojej głowy, jednak tym razem nie mogłam i nie miałam zamiaru protestować.
Nagle w aucie zaczął dzwonić telefon. Na chwilę przerwałam, nasłuchując dzwonka, jednak Peter ruchem ręki nakazał mi kontynuować.
— Słucham! Tak… Już dojechaliście? Świetnie. Mnie zatrzymało coś bardzo ważnego, ale ja tylko skończę, szybko do was dołączę. Spotkajmy się przy czternastym dołku. W międzyczasie ustalcie szczegóły z Dieterem. A! Uważaj na zęby! Nie nic… Mówiłem do mojej suki… Tak, ugryzła mnie… — słuchając jego rozmowy, zaczęłam drażnić go zębami — W takim razie do zobaczenia, cześć!
— Specjalnie to robisz Diablico! — powiedział rozbawiony, głaszcząc mnie po głowie — Dzwonił Erik, czekają na mnie.
— Mówiłeś, że nie miałeś zamiaru tam jechać — stwierdziłam oskarżycielskim tonem, przerywając obciąganie.
— Nic takiego nie powiedziałem — dłonią przyciągnął mnie z powrotem na swój korzeń, bez żadnych protestów z mojej strony. — Mówiłem, tylko że odpuszczę sobie część rozrywkową. Będę musiał pojechać na końcowe ustalenia — spojrzał na zegarek i powiedział — Powinienem dojechać tam w czterdzieści pięć minut, a dojście do czternastego zajmie im co najmniej dwie godziny. Mogę więc spędzić trochę czasu na tych dwóch dołkach — poczułam jego twardą dłoń na pośladku. — Może się przewietrzymy, przestało już padać.
Peter wysiadł od strony pasażera, po czym dosłownie wyjął mnie z fotela kierowcy i całując, posadził mnie gołymi pośladkami na mokrą od deszczu maskę. Kładąc się na niej plecami, czułam jeszcze ciepły silnik, rozgrzany tak jak ja sama, tą intensywną jazdą.
— Wsadź mi w końcu — poprosiłam. Peter chwycił w górze moje nogi, po czym poślinił i wsunął się we mnie. Cudownie było być rżniętą na ciepłej masce samochodu, patrząc w niebo i czując zapach lipcowego deszczu. Peter, popychając mnie swoim naganiaczem, z dziką przyjemnością ssał palce moich stóp. Po kilku minutach zwiększył tempo i zapytał:
— Mam go wyciągnąć? — zapytał mnie, dysząc z podniecenia. Od razu nie załapałam, o co mu chodzi. Kiedy to do mnie dotarło, szybko zdecydowałam:
— Nie. Wystrzel w środku. — jak się domyślam, moje słowa przyspieszyły jego reakcję. Wolno, a jednak głębiej niż dotychczas zaczął penetrować moje wnętrze, pompując strumień nasienia. Ustami przyssał się do mojej prawej piersi, ssąc ją jak małe dziecko.
Po wszystkim leżeliśmy tak chwilę, na sobie czułam ciepło jego ciała, a pod sobą ciepło silnika. Chciałam, żeby ten sen nigdy się nie skończył. Nagle moje myśli wróciły na bardziej rzeczywisty grunt i przypomniałam sobie o Arturze. Przecież Peter miał się z nim jeszcze dzisiaj spotkać. Bałam się, że to wszystko się wyda, zważywszy, jak Artur potraktował ostatnio Petera, ten może chcieć się na nim odegrać.
— Chyba nie muszę Ci mówić, że nikt nie może się o tym dowiedzieć — powiedziałam spokojnym głosem, próbując ukryć panikę, w jaką zaczynałam wpadać
— Oczywiście — odparł Peter. — Jednak pod jednym warunkiem — moje oczy otworzyły się szeroko z niedowierzania.
— Jakim warunkiem? O czym Ty mówisz? — zapytałam lekko przestraszona
— Podczas kolejnego spotkania bractwa znów mnie wylicytujesz i tym razem nie będziesz zabawiać się z nikim innym — słysząc jego prośbę, poczułam uścisk w gardle. Oznaczało to, że aby ratować swoje małżeństwo będę musiała potraktować Artura w ten sam sposób jak podczas poprzedniego balu. Co, jeśli tym razem nie będę miała wytłumaczenia dla takiej decyzji? Przecież pomimo zasad przyjęcia Artur odbierze to jako zdradę. Uporczywie szukałam rozwiązania dla tego moralnego problemu. Nagle przypomniało mi się, że przecież podczas kolejnego spotkania ja też będę brała udział w losowaniu i mogę sama trafić do klasy służby. To była moja jedyna szansa na wyjście z twarzą z tej pułapki.
— Z przyjemnością — skłamałam, chociaż może nie zupełnie.
Pół godziny później niesamowity wóz Petera odjeżdżał z naszego podjazdu w stronę pola golfowego i w stronę mojego męża. Wiedziałam, że dopóki Artur nie wróci, nie będę do końca spokojna. Czy Peter powstrzyma się, aby nie pochwalić się przed moim mężem, jak spędził ten poniedziałkowy poranek? Z głową zaprzątniętą tymi rozterkami zajrzałam do skrzynki na listy. W jej środku zauważyłam bogato zdobioną czarną kopertę zamkniętą czerwoną pieczęcią…
Artur
Z dużym zdenerwowaniem przyjąłem informację, że Peter nie pojawił się jeszcze na polu golfowym. Zarówno z powodu Erika, któremu byłem winny powrót rozmów w sprawie projektu do stanu sprzed incydentu pod jego domem, ale również z powodu samej osoby Petera, który ewidentnie miał zamiar grać nam na nosie. Na szczęście obecni byli prawnicy Siggenthala seniora, więc kwestia projektu nie była jeszcze pogrzebana. Mówili konkretnie i zapewniali nas, że ojciec Petera jest bardzo zainteresowany tą inwestycją. Powiedzieli jednak, że konieczne będzie uzupełnienie kilku podpisów przez Petera, więc będzie dzisiaj niezbędny. Erik zadzwonił do niego zapytać, kiedy ma zamiar się pojawić. Na szczęście miał zamiar do nas dołączyć, powiedział tylko, że się spóźni, bo bawi się z psem, jak wywnioskował z rozmowy Erik.
Trzy godziny później Peter podjechał wózkiem na ostatni dołek, przy którym kończyliśmy grę. Kiedy moja piłeczka wpadła w końcu do łuzy, mogliśmy ogłosić zwycięzcę. Szczęście nowicjusza mi nie dopisało i skończyłem na ostatnim miejscu. Grę wygrał Dieter, prawnik Siggenthala, drugie miejsce zajął Erik.
— Przepraszam Panowie, widzę, że mieliście dzisiaj szybką rozgrywkę. Pozwolicie, że zabiorę Was na martini do klubu, gdzie nie tracąc czasu, przejdziemy do formalności. Chyba w końcu po to mnie tu ściągnęliście.
Kiedy usiedliśmy przy zastawionym drinkami stoliku, Peter wskazał głową w stronę Dietera. Prawnik wyciągnął z teczki umowy i wręczył swojemu pracodawcy do podpisu.
— Daj jeszcze tę dodatkową umowę, ja pójdę w spokoju przeczytać te — polecił Peter. Prawnik posłusznie wyjął dodatkową kartkę papieru opatrzoną pieczątką naszego inwestora i wręczył ją mnie. Erik z ciekawości zajrzał przez moje ramię, próbując dowiedzieć się, o co w tym chodzi.
— Abym umowa inwestycyjna doszła do skutku pan Siggenthal prosi o przyjęcie warunków umowy dodatkowej — To, co przeczytałem, zwaliło mnie z nóg. Zapisy umowy były następujące — podczas kolejnego spotkania bractwa karolińskiego, zarówno ja, jak i Erik mamy powstrzymać się przed licytowaniem Diany, gdyby ta wylosowała klasę służby. Spojrzałem na Erika, któremu opadła szczęka. W jego oczach widziałem zawód i rezygnację. Wiedział, że nie zgodzę się na takie warunki, przez co nasz projekt mogliśmy uznać za skończony, zanim tak naprawdę się zaczął.
— Czy możemy się naradzić? — zapytałem. Dieter skinął głową ze zrozumieniem.
Kiedy zostaliśmy sami, Erik wypalił:
— Artur, nie mogę od Ciebie oczekiwać, że się na to zgodzisz. Co pomyśli sobie Diana, kiedy zobaczy, że nie podjąłeś nawet próby jej wylicytowania?
— Czy w ogóle takie ustawki są zgodne z zasadami bractwa? — dopytywałem, upatrując w tym szansy na rozwiązanie problemu
— Niestety tak, między innymi na tym polegają te przyjęcia. Członkowie bractwa wyświadczają sobie nawzajem przysługi dla osiągania korzyści — przyznał Erik
— Czy mam rozumieć, że poprzednie przyjęcie załatwiło nam fundusze na nasz projekt? Jednak to nie przypadek, że moja żona wykupiła jako niewolnika właśnie Petera Siggenthala zamiast mnie?!— zapytałem oburzony, podnosząc głos
— Oczywiście, że nie. Jak możesz mnie o to podejrzewać? — odparł, broniąc się Erik. Czułem jednak, że nie mówi mi całej prawdy. Nie chciałem się teraz kłócić z przyjacielem, kiedy na stole mieliśmy do rozwiązania problem dotyczący naszej przyszłości.
Gryząc się z myślami, powiedziałem:
— Podpisz to! — dokument wymagał obydwu podpisów
— Ale…
— Podpisz. Wtedy będzie mi trudniej zrezygnować. Poza tym szanse, że Diana wylosuje przydział do służby, a ja do arystokracji są mniejsze niż dwadzieścia procent, jak dobrze kalkuluję.
— Jesteś pewny?
— Teraz albo nigdy! — patrzyłem jak dłoń Erika chwyciła za pióro.
Po tym, jak oboje złożyliśmy swoje podpisy na tym cyrografie, a następnie wymieniliśmy się podpisanymi umowami z Peterem, wyszliśmy z mieszanymi uczuciami na parking przed klubem. Nasze oczy poraził blask słońca odbijany od błękitnego lakieru Koenigsegga zaparkowanego przed samym wejściem. Nie dało się przejść obojętnie obok takiego auta. Zwłaszcza że na masce odbita była kobieca sylwetka…
Jak Ci się podobało?