St. Grey’s High School Diaries (I): Wrzesień - Natalie
17 września 2025
25 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Część pierwsza cyklu St. Grey’s High School Diaries.
Natalie to typowa licealna kokietka z ostatniej klasy, która od dłuższego czasu ma uczucia do Josha – chłopaka swojej przyjaciółki Maddie. Josh, zamiast zachowywać się obojętnie, cały czas flirtuje z nią w wiadomościach przez całe wakacje, co sprawia, że Maddie zaczyna coś podejrzewać. Postanawia zweryfikować jego lojalność i prosi Natalię, by "przetestowała" swojego chłopaka. Dziewczyna się zgadza, zmagając się pomiędzy wiernością a własnymi pragnieniami. Spotkanie w kinie przekształca się w niebezpieczną grę iluzji, gdzie granice zaczynają być coraz bardziej rozmyte. Josh staje przed wyzwaniem, ale Natalie zdaje sobie sprawę, że obudziła coś, co trudno będzie kontrolować. To historia o pokusach, zdradzie i pierwszym kroku poza komfortową sferę przyjaźni.
St. Grey’s High School Diaries
Dziesięć miesięcy, dziesięć opowiadań, dziesięć historii pełnoletnich uczniów jednej angielskiej szkoły średniej. St. Grey’s High School to zbiór opowieści o odkrywaniu bycia dorosłym, pragnieniach i przekraczaniu granic.
St. Grey’s High School Diaries
Wrzesień – Natalie
Rozdział I
4 września
Natalie
Szkoła zaczęła się jak zawsze — od huku zamykanych szafek, głośnych wołań na korytarzu i tego zapachu farby, która nigdy nie wystarcza na koniec wakacji. Przyszłam wcześniej. Uwielbiam ten moment, gdy przestrzeń jest jeszcze pusta, a echo moich kroków odbija się od ścian, wyblakłych od plakatów i milczenia uczniów.
Światło wpadające przez wysokie okna miało w sobie coś chłodnego. Już nie letnie, jeszcze nie jesienne — ostrzegające. Czas beztroski naprawdę się skończył.
Otworzyłam szafkę. Chłód metalu przeszedł mnie po palcach. I wtedy — oni weszli.
Josh i Maddie.
Jakby z nimi wszystko nagle nabrało tempa. Głośniej. Jaśniej. Bliżej.
Josh miał na sobie tę samą bluzę co zawsze, lekko spraną, ale nikt nie wyobrażał go sobie bez niej. Włosy ciemnobrązowe, potargane jak zawsze, z wiecznym cieniem zmęczenia pod oczami — i tą swobodą, której inni nie potrafili udawać. Obok niego Maddie — katalogowa blondynka, opalona, z refleksami łapiącymi światło, ubrana w dopasowaną koszulkę, która mówiła: „wiem, że patrzysz”.
Mijali mnie. Maddie pomachała. Josh spojrzał. Sekundę za długo.
Liczyłam. Nie powinnam. Ale liczyłam.
Wakacje spędziłam na obozie. Dziewczyńskim. Namioty, zimna woda, ogniska i zero zasięgu. Ale kiedy wracał sygnał, pierwsze, co robiłam, to sięgałam po telefon. Maddie pisała czasem. Ale Josh… Josh działał.
Lajkował zdjęcia wrzucane kilka dni wcześniej. Taktycznie. Jakby mówił: „patrzę, ale z dystansu”. A potem te wiadomości…
Śniłaś mi się. — 2:12 w nocy.
Dzisiaj bym cię zjadł. — 11:46, tuż przed obiadem.
Nie musiał więcej. Jego emoji potrafiły być bardziej sugestywne niż zdjęcia. Miał swój język. Kod między nami.
Czytałam to wszystko po dziesięć razy. W kółko. Czasem wystarczyło jedno jego zdanie, żeby zrobiło mi się gorąco. I robiło się. Dosłownie.
Leżałam w śpiworze, kaptur naciągnięty na głowę, jak kokon bezpieczeństwa, i wsuwałam dłoń pod majtki. Cicho, powoli. Udając, że śpię. Wyobrażając sobie jego palce. Jego oddech. Jego język.
Dochodziłam szybko. Cicho. Z zaciśniętą wargą i pulsującym ciałem. Trzy inne dziewczyny w namiocie. Każda z nas udawała, że śpi. Ale czasem… słyszałam. W namiotach obok też nie było tak cicho.
Szepty. Westchnienia. Raz, ktoś jęknął głośniej — i potem tylko śmiech tłumiony poduszką.
To mnie podniecało. Na maksa.
Nie chodziło nawet o seks. Chodziło o to, że wszystkie wiedziałyśmy. Że nocą jesteśmy inne. Niegrzeczne. Z podwiniętymi śpiworami, palcami między udami i imionami na ustach, których nie wypowiadamy za dnia.
Moje fantazje z czasem błądziły. Już nie tylko Josh. Ale też… tamte odgłosy. Ich oddechy. Ich jęki. Cień języka na cudzej szyi, którego nigdy nie dotknęłam, ale chciałam.
I teraz, gdy stali obok mnie w korytarzu, a jego spojrzenie trwało o sekundę za długo, wiedziałam, że wszystko, co trzymałam w sobie przez lato, wraca. Napięte jak cięciwa. Gotowe do wystrzału.
Nie czułam się winna.
Czułam się… głodna.
To miał być zwykły początek roku.
A jednak wszystko w moim ciele szeptało: „zaczęło się”.
7 września
Maddie
Za boiskiem zawsze panowała cisza. To miejsce miało swój zapach i kolor — ławka z odrapaną farbą, siatka przecięta w kilku miejscach, trawa przydeptana przez tych, którzy przychodzili tu zapalić. Jesień czuło się w powietrzu — słońce świeciło, ale jego blask był już twardszy niż latem, jakby ostrzejszy, mniej ciepły, jakby wiedziało, że coś się kończy.
Usiadłyśmy obok siebie, ja i Natalie. Ona, w swojej szarej bluzie, siedziała z dłońmi splecionymi między kolanami, wyglądała na spokojną, ale w jej cichości zawsze była jakaś siła, która przyciągała spojrzenia. Włosy miała ciemne, związane w prosty kucyk, bez udawania, bez prób zwrócenia na siebie uwagi, a jednak z tą naturalną urodą, której nie można było zignorować.
Spojrzałam na nią, a potem przed siebie, na przeciętą siatkę, za którą majaczyło boisko, puste o tej porze dnia.
— Te wakacje były jakieś… dziwne — zaczęłam, czując, że słowa same szukają wyjścia. — Byłam z Joshem praktycznie cały czas, ale miałam wrażenie, że to tylko teatr. Jakbyśmy odgrywali coś, co dawno przestało być prawdziwe.
Natalie słuchała. Nie przerywała. To było w niej najtrudniejsze i najpiękniejsze jednocześnie — potrafiła milczeć tak, że każde słowo odbijało się od niej mocniej.
— Mieliśmy jechać nad morze. Były plany, nawet rezerwacje. Ale jego mama się rozchorowała i zostaliśmy. I to „zostaliśmy” wcale nie oznaczało bycia razem. To było siedzenie obok siebie i udawanie, że nic się nie zmieniło. — Uśmiechnęłam się krótko, choć bez radości. — Seks też się zmienił. Stał się cichy, jakby odhaczany. Raz nawet mu… raz mu nawet nie stanął i powiedział, że jest zmęczony. A ja, jak idiotka, przytuliłam go i powiedziałam, że to nic.
Zamilkłam, czując, jak wewnątrz mnie rośnie napięcie, którego nie potrafiłam już dłużej trzymać.
— Ale to nie było nic — dodałam, ciszej niż chciałam.
Patrzyłam w bok, na jej profil, i wtedy wypowiedziałam zdanie, które brzmiało jak coś, co od dawna czekało na ujawnienie:
— Chcę, żebyś go przetestowała.
Poczułam, jak jej ciało lekko drgnęło, zrobiła wielkie oczy, ale nie odsunęła się, nie zapytała od razu „co?”. To dodało mi odwagi.
— Jesteś najbliżej, znasz go. Jeśli z tobą nic się nie wydarzy, to znaczy, że ja sobie tylko coś wymyślam. Ale jeśli… wolę wiedzieć teraz, niż później. — Odwróciłam głowę, spojrzałam na nią mocniej. — Ufam ci.
— Ty tak poważnie? — powiedziała z nieukrywanym zdziwieniem — Dlaczego miałabym go testować?
— Mam przeczucie… zbyt często jest jakby nieobecny, zapatrzony w ten swój telefon. Nawet próbowałam zobaczyć co tam ukrywa, ale nie zadziałało moje FaceID! Musiał zmienić zabezpieczenia… kto normalny, który ma nic do ukrycia, tak robi?
Natalie patrzyła na mnie długo. Za długo. A potem tylko kiwnęła głową i powiedziała:
— Dobrze.
Wystarczyło. Poczułam, jakby ziemia przestała się chwiać. Uśmiechnęłam się, pochyliłam i pocałowałam ją w policzek.
— Jesteś aniołem — wyszeptałam.
Wstałam pierwsza. Zawsze wstaję pierwsza. Odeszłam w stronę szkoły, ale zanim zniknęłam za rogiem, obejrzałam się. Natalie wciąż siedziała nieruchomo na ławce, jakby coś w niej zatrzymało się razem z tym „dobrze”.
Rozdział II
10 września
Natalie
Josh przyszedł do kina, ponieważ powiedzieliśmy mu, że Maddie źle się czuje. Zwykłe kłamstwo. Ale skuteczne. Szczególnie na chłopaków — wystarczy, że dziewczyna czuje się źle, a ich poczucie obowiązku czyni z nich bohaterów.
To nie była randka. Powtarzałam to sobie, jak zaklęcie. Ale moje ciało miało zupełnie inne zdanie. Czarna sukienka — prosta, może nawet skromna — ale bez stanika i bez majtek. To był mój sekret. Mój ukryty miecz. Z każdym krokiem czułam, jak tkanina muska skórę, jakby przypominała mi: „jesteś naga. On nie wie. Ale zaraz się domyśli.”
Wiedziałam, że Maddie jest dwa rzędy za nami. Wiedziałam też, że to nie tylko test. To było widowisko. Ona chciała widzieć. Chciała wiedzieć, jak daleko się posunę. I… może też zobaczyć, jak bardzo on to kupi.
Josh już czekał. Oparty o ścianę kina, z rękami głęboko w kieszeniach bluzy, wyglądał jak ktoś, kto udaje luz, ale w środku wszystko mu drży. I miał rację. Bo ten wieczór miał wszystko zmienić.
— Maddie dzisiaj nie będzie — powiedział, ledwo się uśmiechając.
Podeszłam bliżej. Czułam, jak wilgoć już zbiera się między udami. Nie po słowach — po tym, jak patrzył. Jak stał. Jak bardzo udawał, że to nic.
Nachyliłam się do jego ucha.
— Maddie patrzy. Z tylnego rzędu. To test. Nie oblej.
Słyszałam, jak wciąga powietrze przez nos, jakby musiał coś w sobie stłumić.
Weszliśmy do sali. Światło z ekranu drgało na jego profilu, a ja czułam się jak reżyserka filmu, w którym on jeszcze nie znał scenariusza. Usiadłam blisko. Zbyt blisko. Kolano do kolana.
Zapach popcornu i starego materiału foteli mieszał się z jego ciepłem. Był blisko. Tak blisko, że gdybym się odważyła… gdybym rozsunęła nogi o kilka centymetrów, poczułby, jaka jestem wilgotna. Czułabym jego spodnie na swojej skórze. Wiedziałby.
Ale nie mogłam.
Jeszcze nie.
Pochyliłam się lekko, poprawiając sukienkę. Materiał podjeżdżał wyżej z każdym ruchem. Josh nie reagował, ale widziałam kątem oka, jak jego wzrok ucieka. Walczył ze sobą. Maddie patrzy. Maddie ocenia.
To było jak teatr. A ja byłam aktorką. I sceną. I rekwizytem.
Ramię przy ramieniu.
— Nie mam nic pod spodem — szepnęłam, patrząc w ekran, nie na niego.
Zamrugał. Zawahał się. A potem już nie musiał nic mówić. Jego ciało odpowiedziało za niego. Siedział sztywno, ale jego udo lekko drżało. Oddech skrócony. Szczęka spięta. Twardniał. Czułam to. I przez chwilę chciałam…
Boże, chciałam. Gdyby nie Maddie. Gdyby nie ci wszyscy ludzie. Zsunęłabym się teraz na kolana. Tu. W ciemności. Pod ekranem, który i tak nikt już nie oglądał. Rozpięłabym mu spodnie. Wzięła go do ust. Cicho. Bez słowa. Patrząc mu w oczy, aż nie dałby rady udawać, że to nie dzieje się naprawdę.
Albo…
Albo wzięłabym jego dłoń i wsunęła pod sukienkę. Pozwoliła mu dotknąć, sprawdzić. Poczuć. Jak bardzo mokra jestem. Jak bardzo gotowa. Jak bardzo on.
Dłoń na jego udzie.
Powoli, jakby to było nic.
Prawie go dotknęłam.
I wtedy — teatr.
Josh złapał mój nadgarstek i z powagą odłożył moją dłoń na miejsce. Tak, żeby Maddie to widziała.
Wiedziałam, że to nie była jego decyzja. To był gest dla widowni.
Ale ta walka — ta scena — była bardziej erotyczna niż jakikolwiek dotyk.
I kiedy siedziałam tak z rozpalonym ciałem, z pulsującym między udami gorącem, z jego obecnością na wyciągnięcie ręki, z jego erekcją ukrytą pod warstwą spodni, pomyślałam tylko jedno:
Jeśli to miał być test, to ja właśnie oblałam.
Bo chciałam więcej.
Dużo więcej.
Maddie
Kiedy Josh wrócił do domu późno wieczorem, czułam w sobie nie zazdrość ani gniew, ale dziwny rodzaj ulgi i ekscytacji. Wiedziałam, że spędził ten czas z Natalie. I wiedziałam, że nie stało się nic, co mogłoby mnie zranić. Choć nie ukrywam, Natalie starała się jak mogła. Grała va banque.
Uśmiechnęłam się do siebie w ciemnościach, leżąc w łóżku, z nogą wystającą spod kołdry, i wyobrażając sobie ich dwoje w kinie. Jego sztywne ciało. Jej dłonie przesuwające się po jego udzie. Cichy szept. Sukienka bez majtek.
Mój chłopak.
Zdał test, nawet jeśli nie wiedział, że go pisze.
Byłam z niego dumna. I wdzięczna. Ale też… cholernie podniecona.
To napięcie, które w nim rosło — czułam je niemal fizycznie, jakby drgało we mnie, odbijając się echem. I właśnie ja miałam być tą, która mu je zdejmie z barków. Nie dlatego, że powinnam. Tylko dlatego, że chciałam. Bo lubię widzieć, jak się rozkłada. Jak pęka. Jak się poddaje — tylko mnie.
Wyszłam z domu cicho, boso, z kluczem spod donicy. Znałam ten rytuał. Jakbyśmy robili to od lat. Noc była ciepła, pachniała końcówką lata i wilgocią trawy. Jego okno uchylone. Pokój ciemny, ale nie martwy.
Pachniało nim. Skórą, kurzem książek, czymś słodkim i gorzkim jednocześnie — jak młodość i lęk. Leżał na łóżku, w samych bokserkach, z telefonem na piersi. Udawał, że śpi. Ale jego oddech był zbyt rytmiczny, zbyt kontrolowany. Czekał.
Zsunęłam z siebie bluzę. Potem legginsy. Powoli. Świadomie. Każda warstwa ubrania spadająca na podłogę była jak zdejmowanie zbroi. Nie dla niego. Dla siebie. Żeby czuć, jak ciało styka się z nocą.
Wślizgnęłam się pod kołdrę. Jego skóra była ciepła, napięta, jakby pod nią coś pulsowało. Moja dłoń przesunęła się po jego brzuchu — gładko, lekko, aż do krawędzi gumki.
Zadrżał.
Wciągnął powietrze przez nos, ale się nie poruszył.
— Nie musisz udawać — szepnęłam. — Ja wiem, że myślałeś o mnie. Cały wieczór.
Zsunęłam materiał jego bokserek. Centymetr po centymetrze. Jakby to był prezent, który rozpakowuję na urodziny.
Był twardy. Gorący. Pulsujący.
I mój.
Zacisnęłam palce u nasady i przysunęłam usta.
Najpierw lekko. Musnęłam go końcówką języka, jakby to był lód, który chciałam powoli roztopić. Josh poruszył biodrami — nieświadomie, z odruchem napięcia. Ale nie przejął kontroli. Pozwolił mi prowadzić.
A ja chciałam prowadzić.
Uwielbiałam to uczucie — czuć, jak reaguje na każdy mój ruch. Jak staje się bardziej miękki w środku, nawet jeśli na zewnątrz twardnieje. Jak oddycha głośniej, ale jeszcze próbuje to ukryć.
Wsunęłam go głębiej do ust, wolno, rytmicznie. Włosami musnęłam jego brzuch. Palce na jego udzie, mocno, ale delikatnie. Jakby mówiły: „nie ruszaj się, to moja scena.”
Spojrzałam w górę.
Otworzył oczy.
Spotkaliśmy się spojrzeniami — ja z jego bioder, on z poduszki.
I wtedy weszłam jeszcze głębiej.
Nie odwracał wzroku. Ani ja.
Kiedy poczułam, że już zaraz, że napięcie w nim rośnie do granicy, nie cofnęłam się. Pozwoliłam mu dojść. Poczułam to ciepło w ustach. Połknęłam. Powoli. Z pełną świadomością, że to właśnie ja mu to dałam.
Nie dlatego, że wypadało.
Bo chciałam.
Bo zasłużył.
Bo należał do mnie.
Otarłam kącik ust. Leżał ciężko, cicho, jakby cały opadł na materac razem ze wszystkim, co w sobie nosił. Ja tylko się uśmiechnęłam. Lekko. Triumfalnie.
Jakby mówiła: to była dopiero przystawka.
Wstałam. Ubrałam się bez słowa, zostawiając w powietrzu zapach mojego ciała i jego spełnienia.
Wyszłam, zamykając za sobą drzwi cicho.
I przez chwilę czułam się jak królowa.
Bo w tej grze wygrałam ja.
Rozdział III
11 września
Natalie
Od samego rana miałam trudności z koncentracją, mimo że starałam się przekonywać samą siebie, iż zwracam uwagę na nauczycieli, zapisuję notatki i jestem obecna. Moje myśli nieustannie wracały do filmu, do przyjemnego ciepła jego ramienia obok mnie, oraz do spojrzeń, które unikały prawdy, lecz w rzeczywistości ujawniały ją jeszcze mocniej niż słowa.
Czułam jego oddech na swojej skórze, a w mojej pamięci pozostawało to napięcie. Wiedziałam, że prędzej czy później wszystko to będzie musiało eksplodować. Gdy przeszedł obok mnie na korytarzu, nic nie powiedział, ale jego spojrzenie zawierało wystarczająco dużo emocji, by moje serce zaczęło bić szybciej.
Wkrótce otrzymałam prostą i krótką wiadomość:
„Następny raz?”
Odpisałam, że Maddie wyjeżdża w piątek na weekend. Gdy napisał
„Zapisuję”
Zrozumiałam, że nie ma już powrotu. To, co rozpoczęło się od polubień zdjęć i niewłaściwych emotikonek, miało teraz przejść do realnego działania. Przyszłam do niego późnym popołudniem, przekonana, że mam to pod kontrolą. Myślałam, że znowu wezmę sprawy w swoje ręce. Może lekko się zawstydzi i trochę zachwieję jego pewnością siebie, ale ostatecznie to ja będę ustalać zasady.
Jednak Josh wydawał się inny. Nie był niepewny jak wcześniej. Był gotowy na wszystko. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi, już stał przede mną.
— Dziś nie będzie jak w filmie — powiedział, cicho, lecz zdecydowanie.
Unoszę brew w sposób lekko prowokacyjny.
— A jak to dokładnie ma wyglądać?
Josh patrzy na mnie tak intensywnie, że nagle czuję ciepło w karku.
— Dziś po prostu cię zabiorę.
Zamarłam. Naprawdę zamarłam. Na chwilę zamarłam, nie wiedząc, czy powinnam się śmiać, czy lepiej uciekać.
Jednak on nie czekał na moją reakcję.
Zbliżył się do mnie i musnął dłonią moje biodro.
— Rozbierz się — powiedział. — Ale zostaw bieliznę. Chcę ją zdjąć samodzielnie.
Zsunęłam sukienkę. Moja ulubiona czarna koronka pozostała na mnie, ale gdy na mnie spojrzał… zrozumiałam, że nie utrzyma się długo.
— Grałaś w filmie. Dziś… jesteś cała moja.
W mgnieniu oka wilgoć pojawiła się między moimi udami.
Bez żadnego dotyku.
Tylko dzięki jego głosowi. — O rany… — wydobyło się z moich ust, zanim zdążyłam to powstrzymać.
W tej chwili Josh chwycił mnie za biodra i rzucił na łóżko.
Bez żadnych gier, bez flirtu, bez uprzedzeń.
Tylko my. I ten pierwszy raz, który nie miał nic wspólnego z niewinnością. Zbliżyłam się do niego i chwyciłam go za kark, a potem mocno pocałowałam, tak jak całuje się osobę, która już od dłuższego czasu jest w twoim życiu, choć jeszcze nikt tego głośno nie przyznał. Josh natychmiast odwzajemnił pocałunek, jakby na ten moment czekał przez wszystkie noce, kiedy pisał do mnie zamiast do niej. Jego usta były gorące, a język niepewny, lecz pragnący. Dłonie szybko znalazły się na moich biodrach.
Czułam je przez tkaninę sukienki i wiedziałam, że do niczego nie potrzebujemy słów, bo nasze ciała wyrażały wszystko.
Powoli zaczęłam się rozbierać, pozwalając mu na obserwację. Najpierw zdjęłam bluzę, później spodnie, a na koniec zostałam tylko w koronkowej bieliznie – niespecjalnej, czarnej, lecz w tej chwili wydającej się o wiele bardziej istotna.
Patrzył na mnie intensywnie, a ja nie przeszkadzałam mu w tym, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że w jego spojrzeniu tkwi coś głębszego niż tylko dotyk. To było jak przyznanie: „już cię zdobyłem”.
Uklękłam przed nim powoli, z namysłem, a gdy rozpięłam jego spodnie, zdawałam sobie sprawę, że przekraczam granicę, za którą nie ma już powrotu. Niemniej jednak nie pragnęłam tego powrotu.
W tej chwili chciałam jedynie jego bliskości.
Rozpięłam mu spodnie i odczułam drżenie rąk, które nie wynikało z niepewności, a raczej z ekscytacji oraz narastającego napięcia, obecnego przy każdym moim ruchu. Wysunęłam go z bokserek i przez moment jedynie obserwowałam, jakbym chciała pozwolić sobie na chwilę refleksji, aby upewnić się, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Był twardy, intensywny, mój, chociaż nikt nie powinien był go tak określać. Włożyłam go do ust powoli, bez pośpiechu, pozwalając mu odczuć moje pragnienie tej chwili. Jego palce przeniknęły przez moje włosy, z delikatnością, nie próbując niczego wymusić, jedynie potwierdzając, że to dzieje się naprawdę.
Jestem tutaj z nim i nie ma nic, co mogłoby nas oddzielić od tej rzeczywistości.
Josh cichutko jęknął, głęboko jakby coś w nim pękło; wydawało się, że w tym momencie puściła tama, którą trzymał od tygodni.
Po chwili wstałam i ułożyłam się na jego łóżku. Prześcieradło było delikatnie zimne, miało zapach proszku do prania oraz jego skóry. Bez zawahania rozsunęłam nogi, czując, że to, co zaraz nastąpi, jest już przesądzone.
Spojrzałam na niego, wyciągnęłam rękę i pociągnęłam go za sobą.
– Pragnę cię – szepnęłam, a te słowa były najprostsze, jakie kiedykolwiek wypowiedziałam, ale równocześnie najprawdziwsze.
Josh zbliżył się do mnie i pocałował namiętnie, swoje ręce umieścił na moich biodrach, a następnie jednym ruchem znalazł się blisko mnie. Był głęboki i pewny, a moje ciało naturalnie go zaakceptowało, jakby czekało na ten moment przez długi czas. Na krótką chwilę zapomniałam o wszystkim — Maddie, szkole, wakacjach oraz całej otoczce gry i udawania. Liczyło się tylko to: on w moim wnętrzu, ja wokół niego, rytm naszych ciał wyrażał więcej niż słowa mogłyby opisać.
Na początku jego ruchy były wolne i delikatne, jakby chciał zapisać w pamięci każdy detal. Z czasem jednak zyskały na intensywności.
Czułam, jak mocno trzyma moje nadgarstki, a jego oddech staje się coraz bardziej nierówny i ciężki. Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam coś, czego nie pragnęłam dłużej ignorować. To nie była tylko chęć, lecz głęboka potrzeba, pragnienie, które oznaczało, że od teraz nie ma odwrotu.
– Jesteś cała moja – wyszeptał, pochylając się nade mną. Mimo że powinnam była zaprotestować i przypomnieć sobie, iż należy do kogoś innego, zamiast tego lekko się uśmiechnęłam.
Te słowa nie przerażały mnie; przeciwnie, wzbudzały jeszcze większe podniecenie.
On przyspieszył, dopychając się mocniej do mnie, krócej i intensywniej. Zareagowałam jękiem, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby nas usłyszeć.
W tym pomieszczeniu, w delikatnym świetle i zapachu książek oraz kurzu, liczyliśmy się tylko my.
Każde następne pchnięcie przypominało mi, że to nie jest już zwykła zabawa.
Gdy poczułam zbliżający się moment szczytowania, nagle się odsunął, opadł na moje uda i chwycił mnie dłońmi. Zadrżał w całym ciele, kończąc na moim brzuchu, gorący i lepki. Jego czoło dotknęło mojej piersi, jakby pragnął stać się częścią mnie. Oddychał głęboko, niemal łapczywie, jak osoba, która wreszcie spełnia swoje długo skrywane pragnienia.
Leżałam z rozłożonymi rękami na poduszce, wpatrując się w sufit. W tym samym czasie czułam na skórze jego gorący ślad i uświadomiłam sobie, że granice przekroczyliśmy oboje.
Żadne z nas nie będzie chciało wrócić do dawnych czasów.
Josh
Leżałem na niej, z czołem opartym o jej pierś, i miałem wrażenie, że całe napięcie, które gromadziłem przez tygodnie, właśnie zeszło ze mnie jednym, ciężkim oddechem. Pachniała seksem, słodko i intensywnie, a jej skóra była rozgrzana, lepka od potu i mojego nasienia, które wciąż spływało po jej brzuchu. Byłem otępiały, ale jednocześnie czułem, że to dopiero początek, że wcale nie potrafię się od niej odsunąć.
I wtedy usłyszałem jej głos, cichy, ale brzmiący jak ostrze, które wbija się prosto we mnie:
— Nie doszłam.
Podniosłem głowę, spojrzałem na nią zaskoczony. Leżała spokojnie, z rękami rozłożonymi nad głową, jakby była zrelaksowana, ale jej oczy błyszczały inaczej, zbyt czujnie, zbyt świadomie.
Uśmiechnęła się lekko, bez wyrzutu, bez złości. A potem wsunęła dłoń między swoje uda, powoli, jakby chciała mi pokazać, że nie zamierza udawać. Rozsmarowała moją spermę na brzuchu, jakby to nie był wstydliwy ślad, tylko coś, co mogło stać się częścią gry, a potem zaczęła przesuwać palcami po łechtaczce, spokojnie, pewnie, bez skrępowania.
Patrzyłem na nią, zahipnotyzowany. Czułem, jak znowu twardnieję, szybciej, mocniej, niż powinienem po tym, co przed chwilą się wydarzyło.
Nie mogłem patrzeć, jak robi to sama. Usiadłem, nachyliłem się nad nią i złapałem jej nadgarstek, zatrzymując ruch.
— Jeszcze nie skończyliśmy — powiedziałem, czując, że mój głos brzmi niżej, ciężej, jakby należał już do kogoś innego.
Unosząc brew, odpowiedziała prowokacyjnie:
— Serio? Jeszcze możesz?
— Z tobą? — wyszeptałem, przyciskając jej dłoń do materaca. — Zawsze.
Odwróciłem ją powoli, stanowczo, jakby chciałem pokazać, że teraz ja decyduję, i obserwowałem, jak jej ciało poddaje się temu ruchowi. Uklękła, oparła się na przedramionach, wypięła biodra wysoko. Jej skóra połyskiwała w półmroku, a jej plecy wyginały się w łuk, jakby sama zapraszała mnie jeszcze głębiej.
Chwyciłem ją za biodra i wszedłem w nią jednym, mocnym pchnięciem. Była gorąca, mokra, całkowicie gotowa, jakby to, że dopiero co skończyłem, było tylko preludium, a nie końcem.
Natalie jęknęła nisko, dźwiękiem, który przeszył mnie do samego dna, i wtedy zrozumiałem, że ta noc naprawdę nie skończy się łatwo, bo żadne z nas nie zamierzało się zatrzymać.
Natalie
Kiedy Josh odwrócił mnie i przyciągnął do siebie od tyłu, poczułam, że traci resztki kontroli, ale właśnie to mnie podniecało. Oparłam się na przedramionach, wypięłam biodra wysoko i czekałam. Jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach z taką siłą, jakby naprawdę bał się, że mogłabym mu uciec.
Wszedł we mnie mocno, jednym ruchem, głęboko, aż wygięłam się w łuk i wypuściłam z gardła stłumiony jęk. Poczułam, jak rozciąga mnie w środku, jak moje wnętrze zaciska się wokół niego odruchowo, pulsując w rytmie mojego serca. Każde kolejne pchnięcie było mocniejsze, wilgotniejsze, aż biodra uderzały o moje pośladki, a dźwięk naszych ciał mieszał się z ciężkim oddechem.
Czułam pot spływający z jego klatki piersiowej na moje plecy, jego oddech rozbijający się o kark, szybki i gorący. Jedną ręką pieścił mój brzuch, drugą sięgał wyżej, do piersi, ściskając je mocno, jakby chciał mieć pewność, że cała należę tylko do niego.
Był we mnie rytmicznie, coraz szybciej, coraz głębiej, a moje ciało drżało przy każdym ruchu. Czułam, jak moje krocze pulsuje wokół niego, jakby chciało zatrzymać go w sobie, nie wypuszczać, i wiedziałam, że to właśnie ten moment, kiedy fantazja staje się namacalna.
Zacisnęłam palce w prześcieradle, kręgosłup wygiął się jeszcze mocniej, biodra same zaczęły mu wychodzić naprzeciw. Fala rozlała się we mnie nagle, niepowstrzymanie, gorąca, mocna, a ja wciskałam twarz w poduszkę, żeby nie krzyczeć zbyt głośno. Orgazm przeszył mnie jak burza, a on wciąż poruszał się we mnie, jakby nie chciał pozwolić, by to się skończyło.
Kilka ostatnich pchnięć było gwałtownych, krótkich, i nagle wysunął się we mnie z westchnieniem. Poczułam, jak rozlewa się na moich plecach i pośladkach — gorąco, obficie, gęsto. Ciepło spływało powoli w dół, po kręgosłupie, aż między pośladki, a każdy strumień zostawiał po sobie lepki ślad, który łaskotał skórę, jeszcze bardziej podbijając świadomość tego, co się wydarzyło.
Oddychał ciężko, prawie jęcząc, a jego ciało drżało, gdy opierał się o mnie ramionami. Moja cipka wciąż pulsowała po orgazmie, czułam ją całą, rozgrzaną i nabrzmiałą…
Podniosłam głowę, odgarnęłam włosy i spojrzałam na niego przez ramię. Był spocony, z rumieńcami na policzkach, oczy miał zamglone, jakby sam nie dowierzał, że to się stało.
Przesunęłam palcem po plecach, zbierając jego nasienie, i parsknęłam krótkim, ironicznym śmiechem.
— Naprawdę? Najpierw brzuch, teraz plecy i tyłek? — powiedziałam, patrząc mu w oczy — Czy ty nie umiesz skończyć normalnie?
Josh otworzył usta, jakby chciał coś odpowiedzieć, ale tylko wzruszył ramionami, czerwony na twarzy.
Wstałam, czując, jak ciepłe strużki spływają mi między pośladkami w dół, i zarzuciłam sukienkę na ramiona, nie przejmując się, że skóra wciąż lepka jest od jego śladów. Spojrzałam na niego z półuśmiechem, takim, który mówił, że gra się nie skończyła.
— Chodź. Zrobiłeś bałagan, to teraz go posprzątasz — rzuciłam, chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę łazienki.
Nie zdążył zaprotestować. Pociągnęłam go za sobą, a w powietrzu wciąż unosił się zapach seksu i potu, który woda miała zaraz zmyć z naszych ciał, ale nie z tego, co właśnie się wydarzyło.
Para osiadała na lustrze i kafelkach, woda dudniła o płytki, a powietrze było tak gęste, że miałam wrażenie, że oddycham nim równie łapczywie, jak jego dotykiem. Stałam pod strumieniem, pozwalając, by ciepło obmywało moje plecy, zmywało resztki nasienia, które jeszcze przed chwilą spływało mi po kręgosłupie, a jednocześnie wiedziałam, że to tylko pozory — bo choć skóra była już czysta, w pamięci ciała nic nie zostało zatarte.
Josh stanął za mną, nagi, z kroplami wody spływającymi po torsie i brzuchu, i w sekundę zobaczyłam w jego oczach to samo, co w pokoju: napięcie, które żadna kąpiel nie potrafiła zgasić.
Odwróciłam się do niego, klęknęłam na mokrych kafelkach i bez słowa objęłam go ustami. Był już półtwardy, ale szybko poczułam, jak znów rośnie, jak twardnieje na moim języku, jak ciało poddaje się przyjemności szybciej, niż rozum potrafi się bronić. Woda lała się po moich ramionach i włosach, a on splótł palce w moich kosmykach, delikatnie, nie prowadząc, tylko upewniając się, że naprawdę tu jestem.
Ssąc go, czułam, jak biodra drżą mu lekko, jak oddech zamienia się w krótkie, urywane westchnienia. To był moment, w którym mogłam zatrzymać go tylko dla siebie, i smakował jeszcze bardziej intensywnie niż w pokoju.
W końcu uniosłam się, spojrzałam mu w oczy i bez wahania odwróciłam się z powrotem do ściany. Oparłam dłonie o kafelki, wypięłam biodra, pozwalając, by strumień wody spływał mi po piersiach i brzuchu.
— Chcę cię w sobie — powiedziałam cicho, ale wyraźnie.
Josh wszedł we mnie od razu, mocno, pewnie, jakby nie potrzebował już żadnych zaproszeń. Był twardy, gorący, a woda tylko potęgowała to uczucie, jakby nasze ciała ślizgały się po sobie w rytmie, który niósł nas coraz dalej.
Jego ruchy były głębokie, powolne na początku, ale szybko nabierały intensywności. Jęczałam przy każdym pchnięciu, czując, jak moja cipka pulsuje wokół niego, wilgotna i spragniona, jakby każde kolejne uderzenie miało być ostatnim.
— Tak… właśnie tak — wyszeptałam, odchylając głowę, pozwalając, by jego usta dotknęły mojego karku.
Woda spływała po naszych ciałach jak druga skóra, a wszystko, co nie było nim, przestawało istnieć.
Josh przyspieszył. Jego dłonie były mocne, pewne, trzymały mnie tak, jakby bał się, że zniknę. I wtedy — nagle — poczułam, że celuje nie tam, gdzie trzeba. Zbyt nisko. Zbyt…
Zamarłam, po czym uniosłam lekko głowę i powiedziałam cicho, przez uśmiech:
— Hej, hej kapitanie! — zawołałam. — Anal na pierwszej randce?
Zatrzymał się natychmiast, wyraźnie zaskoczony, aż spojrzał na mnie z dołu z mieszaniną rozbawienia i zakłopotania.
— Warto było spróbować — szepnął.
Josh odnalazł się bez słowa, znowu we mnie wchodząc — mocno, pewnie, właściwie. Było tak przyjemnie… Wchodził tak mocno, że woda chlupała o moje pośladki,
— Mmm, tak, tak — mruczałam, z przerwami by chwycić nieco powietrza — nie przestawaj…
Nie posłuchał mnie, po chwili wysunął się całkowicie.
Zaskoczona obejrzałam się przez ramię, a on tylko spojrzał na mnie z takim głodem, że aż zadrżałam.
— Chcę skończyć inaczej — powiedział cicho.
Nie zapytałam. Wiedziałam.
Odwróciłam się, osunęłam na kolana przed nim, a krople wody spływały mi po piersiach i plecach jak deszcz po szybie. Wzięłam go do ust, znów. Był twardy, pełen napięcia, gotowy.
Trzymał moją głowę w dłoniach, ale lekko, z czułością, jakby to była ostatnia rzecz, której chciał dotknąć tej nocy. Ssałam go powoli, rytmicznie, z precyzją i spokojem, jakby każda sekunda miała być zapamiętana.
Jęknął tylko raz — krótko, głucho — kiedy dotarł do końca. Pulsował mocno, głęboko, a ja przyjęłam wszystko, nie cofając się ani o milimetr. Przełknęłam, dopiero potem odsunęłam się powoli, z zamkniętymi oczami, jakby wciąż czułam go na języku.
Spojrzałam na niego spod mokrych rzęs, uśmiechając się leniwie.
— Jak na pierwszą randkę… całkiem nieźle — powiedziałam cicho.
Rozdział IV
16 września
Natalie
Znalazłyśmy się przy kawomacie, który wielokrotnie był świadkiem naszych zwykłych rozmów o zajęciach, planach czy tego, kto ostatnio kogo krytykował. Korytarz tonął w hałasie jak zwykle: brzmienie obcasów, śmiechy, dźwięki otwieranych szafek oraz aromat świeżej kawy łączący się z zapachem starych podręczników i papieru. W takim otoczeniu nic nie powinno przyciągać uwagi, jednak każde słowo Maddie miało dziś większe znaczenie, niż mogła to sobie wyobrazić. Podbiegła do mnie lekko zdyszana, ale z uśmiechem, który od razu ujawniał jej radosny nastrój. Miała na sobie jasną bluzkę i dżinsy, włosy związane w niedbały kok, a w oczach odbijał się ten znany mi błysk – to była miękkość dziewczyny, która czuje się spokojna, szczęśliwa i bezpieczna.
— Hej — powiedziała promiennie. Dziękuję jeszcze raz. Naprawdę.
Podnoszę kubek do ust i pytam z udawaną obojętnością:
— Za co?
— Za wszystko.
Maddie przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby szukała w moim wyrazie twarzy potwierdzenia czegoś, co już przeczuwała. Może miała jakieś przeczucie, a może po prostu czuła wdzięczność. „Nie jestem pewna, co dokładnie się zdarzyło,” dodała, mieszając słodzik w swoim cappuccino. „Może lepiej, żebym tego nie wiedziała. Ale… Josh jest inny. Zupełnie inny.” Milczę, dając jej przestrzeń do dalszej rozmowy. „On jest… czuły i obecny. Jakby powrócił ten chłopak, w którego się zakochałam. A wiesz co?” Nachyliła się dramatycznie, obniżając głos: — Nawet w łóżku wszystko wróciło do normy.
Unoszę brwi, udając zdziwienie, ale wewnętrznie czuję przyjemne ciepło, które nie ma nic wspólnego z kawą. Delikatnie uśmiecham się, pełen ironii.
— Może to oznacza, że potrzebował tylko odrobiny… innego spojrzenia na sytuację.
— Mhm, możliwe.
Maddie jeszcze raz się uśmiecha, szybko całuje mnie w policzek i znika w tłumie korytarza. Obserwuję ją z kubkiem w ręku, bez żalu ani dumy. Tylko jedna myśl krąży mi po głowie jak echo:
To nie kwestia przyszłości.
To ja.
Epilog
17 września
Natalie
Wieczorem leżałam na łóżku, obok miałam zamknięty laptop. Światło lampki rozprzestrzeniało się w pokoju. Powietrze było trudne do zniesienia, jakby wrześniowe lato nie chciało ustąpić, a mnie trudno było skupić się na nauce. Cały dzień myślałam o tym, co powiedziała Maddie, o jej uśmiechu oraz o tym, jak lekko stwierdziła, że Josh się zmienił. Gdyby tylko miała pojęcie, w jak dużym stopniu.
Telefon zawibrował. Otrzymałam wiadomość.
Josh: Jutro? Po 19. U mnie.
Poczułam, jak serce bije mi szybciej, tak jakby te dwa zdania na ekranie były zaproszeniem do czegoś nowego.
Ja: Oczywiście. Mam tylko jedną prośbę.
Josh: Jaką?
Uśmiechnęłam się w myślach i wpisałam odpowiedź palcami:
Ja: Nie zapominaj, że to nie nasza pierwsza randka ;)
Jak Ci się podobało?