Alfa dog
14 lipca 2025
1 godz 25 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Trzy miesiące wcześniej.
Za oknem wiatr porusza gałęzie w moim parku. Oczywiście nie jest mój, tylko go tak nazywam. Lubię drzewa. Mają w sobie tyle spokoju i majestatu. Gdyby umiały mówić, moglibyśmy się od nich wiele nauczyć. A może mówią, tylko my nie potrafimy zrozumieć ich języka.
Lato miało się ku końcowi. Nadal słońce grzało mocno w południe, ale wieczory niosły ze sobą orzeźwiający chłód. Miałem chwilę refleksji, nad tym, co się wydarzyło w moim krótkim, prawie siedemnastoletnim życiu. Usłyszałem głos z dołu.
– Obiad gotowy, kochanie.
Wiedziałem, że jeżeli nie zejdę za chwilę, przyjdzie. Czekałem, a może chciałem, żeby przyszła?
– Harley, nie słyszałeś? Obiad.
– Tak, słyszałem. Miałem właśnie zejść.
– Nie sądzisz, że jesteś szczęściarzem? Mama robi ci obiad i nie zaczyna jeść bez ciebie. – Tak, jesteś kochana.
Poczułem to spojrzenie. Może o sekundę za długo patrzyłem w jej oczy. Jej twarz zmieniła się tylko ociupinkę. Nikt z zewnątrz by tego nie zauważył, ale ja nie byłem kimś z zewnątrz.
– Natalio! Obiecałaś!
Tak. Z pewnością mówienie matce po imieniu może nie wyglądać na zgodne z przyjętymi regułami. Tyle, że my… jakby to ująć… mieliśmy dość specjalną relację.
Jej twarz przyjęła momentalnie poprzedni wyraz. Zatrzepotała chwilkę swoimi rzęsami.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi? – Uśmiechnęła się krótko, lecz ja wiele tam odczytałem. Poczułem coś. I tym razem ona to wyczuła, ale o dziwo nic się nie zmieniło na jej twarzy.
– Chodź, bo wystygnie. – Odwróciła się i otworzyła drzwi.
Musiałem mieć tę sekundę. Wstałem i zbiegłem po schodach. Siedziała przy stole. Rzuciłem okiem na zastawę. Royal Albert.
– Wiem. Nie powinnam. Jej głos miał normalną barwę, ale wyczułem drganie. Poczucie winy?
– Jest w porządku.
– Nie. To prezent na dziesiątą rocznicę. Powinnam wywalić.
– Och tak? To, czemu się nie wyprowadzimy? Wszystko przypomina tego gościa.
– Harley, proszę.
– Czy to ja zacząłem?
– Spojrzałeś na zastawę.
– Boże. Przestań. Mam od niego piłkę do rugby i nie zamierzam wywalić.
– Och tak? Nie zrobisz tego? Chciałam, żeby obiad wypadł super.
– Jest super. Wszystko jest super. Ty jesteś super. – Rzuciła mi krótkie spojrzenie.
– Powiedziałeś „gość” To twój ojciec.
– Tak, wiem. Nie mam do niego nienawiści. Nie mam nienawiści do Henrego Kramera, mojego ojca. Zadowolona?
Znowu popatrzyła. Jak mała wystraszona myszka.
– Nie musisz być taki. Wiem, że jesteś miły.
Poczułem się głupio. Ona wiedziała dokładnie, co czuję. Wiedziała, że to maska z mojej strony. Tylko jak ona to wiedziała?
Jedliśmy w spokoju. Sos miał wspaniały smak. Dobór przypraw dopracowany doskonale. Sałatka? Z pewnością zdobyłaby wszystkie najwyższe nagrody. Stek wypieczony doskonale. Wyraz twarzy Natalii wskazywał, że czeka na pochwałę.
– Bardzo smaczne – rzekłam w najbardziej naturalny sposób.
– Dziękuję. Starałam się.
Nie musiała tego mówić. Gotowała świetnie i wcale nie musiała się starać. Czułem, że czeka na to. Miałem pewność, że nie zrobi więcej nic. Nie oczekiwałem słowa, gestu. Czułem ją, bardziej niż siebie.
– Muszę jeszcze coś przeczytać. Mamy ważny sprawdzian w pierwszym tygodniu szkoły. Uspokoiła się z miejsca. Wiedziała, że też tego od niej oczekuję.
– W takim razie nie podam deseru – szepnęła.
Obiad dobiegł końca. Wstałem, zabrałem talerze i sztućce ze stołu. Poszedłem z tym do zlewu i zacząłem spłukiwać ciepłą wodą resztki z talerzy. Czułem jej spojrzenie.
– To kiedyś się skończy. Z pewnością, ale na razie trwa.
Odwróciłem oczy w jej kierunku.
– Tak. Masz rację mamusiu.
Odczułem różnice w spojrzeniu i wibracjach jej ciała. Inaczej reagowała na słowo Natalia, odmiennie, kiedy mówiłem: mamo.
Trzy lata wcześniej.
Miałem pewność, że wszystko jest wspaniale. Doskonale, cudownie. Odczuwałem podświadomie tylko zarysy niedoskonałości. Raz na jakiś czas. A może chciałem tylko tak widzieć?
Mieliśmy piękny dom. Ojciec jeździł najnowszym modelem Mercedesa klasy S. Mama jeździła Land Roverem. Doskonały dom, doskonała rodzina.
Przez jakiś czas miałem odczucie, że to przeze mnie. Trwało to może kilka miesięcy. Musiałem to ukrywać. Bo moja cała uwaga skupiła się na niej. A zaczęło się od bójki.
Nadszedł maj. Ciepło. Skończyliśmy właśnie zajęcia wychowania fizycznego. Koledzy z klasy już pewnie jechali do domu, a my wciąż odbijaliśmy piłkę. Miałem w zasadzie tylko jego, a on tylko mnie.
– Zobacz!
– Co mam zobaczyć?
– Kret, tam.
Teraz i ja dostrzegłem. Wysunął połowę ciała z norki. Coś z pewnością nie było z nim w porządku. Normalnie krety buszują w nocy. Mark ostrożnie położył piłkę. Zaczął kierować kroki w kierunku zwierzaka.
– Zaraz ucieknie – powiedziałem cicho.
– Jeżeli tak się stanie, to będzie znaczyło, że jest zdrowy, ale mam inne odczucie.
Nie chciałem dyskutować. Mark znał się lepiej niż ja na zwierzętach. Znał się na nich lepiej niż pani od biologi. Miałem pewność, że zostanie weterynarzem. Stałem kilka kroków za nim. Mark podszedł do norki i schylił tułów. Delikatnie wziął czarne zwierzątko w dłonie.
– Ma gorączkę.
Na dworze panował upał, chociaż do zniesienia. Nie zamierzałem z nim dyskutować. Nie orientowałem się nawet w przybliżeniu, jaką temperaturę powinien mieć kret wyjęty z norki. Mark z pewnością to wiedział.
– Pojedziemy z nim do weterynarza. To całkiem blisko – zadecydował szybko.
– Nie boisz się, że cię ugryzie?
Mark popatrzył na mnie miło.
– On wie, że chcemy mu pomóc.
– On? To samiec?
Nie zdołał dokończyć…
Dostrzegłem ich zbyt późno. Inaczej mogliśmy spokojnie odejść.
– Co tam macie, młodzi? – Jego głos nie wskazywał nic dobrego. Przystojniak i rudy. Gorzej nie mogliśmy trafić.
– Kreta. Jest chory. Pójdziemy z nim do weterynarza. – Mark odezwała się pierwszy, może niepotrzebnie.
W zasadzie i tak mogli się o coś przyczepić, pewnie o to chodziło, by pokazać, kto rządzi w szkole. Przystojniak, czyli Terry Rest roześmiał się głośno.
– Do lekarza? Popierdoliło was?
– Rzuć to paskudztwo. Zaraz skończę jego marny żywot. – drugi z nich wydał już decyzję.
Rudy, czyli John Marvic zrobił krok w kierunku Marka.
– Daj mu spokój, rudzielcu! – Mój głos wydał mi się trochę zbyt piskliwy.
John odwrócił się powoli w moim kierunku. Po twarzy Johna już wiedziałem, że mamy klopoty.
– Mark, uciekaj – krzyknąłem.
Mój przyjaciel zareagował natychmiast. Rudy stał przede mną.
– Co powiedziałeś, kawałku gówna? (Little shit – popularny, obraźliwy zwrot używany w całej Ameryce)
Nie miałem pojęcia, czemu to zrobiłem. Uważano mnie za spokojnego chłopca. Synka mamusi, dokładniej. John nie zdołał podnieść ręki. Walnąłem go, ile miałem sił, w sam podbródek. Poleciał na ziemię, ale został jeszcze Terry. Wice mistrz karate stanu Północna Karolina. Alfa dog. Połowa dziewczyn z całej szkoły marzyła o nim przed zaśnięciem.
– Uderzyłeś mojego przyjaciela, śmieciu?
Zdołałem tylko odsunąć lekko głowę. Inaczej pewnie miałbym w niej dziurę, a w najlepszym wypadku straciłbym wszystkie zęby. Zobaczyłem całą galaktykę i ziemia uciekła spod nóg. Trwało to może kilka sekund. Nie zamroczył mnie całkowicie.
– Rozciął mi wargę i będę miał siniaka. – John już wstał i wyraźnie chciał się odegrać. Poczułem kopnięcie w żołądek. Zwinąłem się w kłębek i starałem osłonić głowę i krocze. Nie wiele to dało. Czułem kopniaki na żebrach, rękach i udach.
– Zostaw go. John!
Rudy widocznie nie chciał. Kątem oka dostrzegłem, że ktoś go szarpie i po chwili usłyszałem jęk. Marvic leżał na ziemi kilka metrów dalej i zwijał się z bólu.
– Czego chcesz Peter, ten gnój go uderzył pierwszy. – Terry tylko zgłosił protest.
Miałem cholerne szczęście. Każdy inny spadałby w drugą stronę. Nie Peter. Mistrz stanu Północna Karolina. Wice mistrz karate całych Stanów. Peter Storm.
– Wstydź się, pozwoliłeś go skopać jak psa. – Terry przeklął pod nosem i pomógł się podnieść Johnowi.
– Zabiję gnoja. Zabiję – krzyczał John.
Szarpał się chwilę, lecz Rest go trzymał wystarczająco mocno. Obaj wiedzieli, że nie dadzą rady, nawet wspólnie, w potyczce z Peterem.
Odeszli.
– Możesz wstać? – zapytał Peter.
– Postaram się. – Czułem nadal lekki szok.
Obok stała dziewczyna. Najpiękniejsza laska w szkole. Samanta McCartney, dziewczyna Petera. Po chwili szedłem obok nich niepewnym krokiem.
– O co poszło? Chyba ci odbiło, żeby zadzierać z Johnem. To oczko w głowie Terry.
– Ma chłopak jaja – szepnęła Samanta.
Peter się uśmiechnął.
– Masz jakiś transport? – zwrócił się do mnie przyjaźnie.
– Rower, ale chyba nie czuję się na siłach.
– Podwiozę cię do domu. Nie musimy odwiedzać przychodni. Skoro idziesz, niczego nie złamali. Gnoje! Mam trucka. A ten kolega, to tchórz. Chociaż mieliście marne szanse. John też umie się bić.
– Mark nie uciekł. Znaleźliśmy chorego kreta. Mam nadzieję, że wyżyje. Jeżeli tak, warto było oberwać. A tak w ogóle to, czemu mi odbiło?
– Wiesz, kim jest Terry?
– Tak. Jest niezły w karate, a co? – Peter zaczął się śmiać.
– Tak, jest niezły. A ja trochę lepszy, na szczęście dla ciebie.
– Ten chłopak naprawdę mi się podoba – powiedziała Samanta i chyba na mnie spojrzała.
– Tylko się nie zakochaj – roześmiał się Peter.
Wsadzili mój rower na pakę i pomogli mi usiąść z tyłu. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Peter zdjął rower i postawił go obok bramy.
– Dasz radę sam?
– Tak, bardzo dziękuję – wydukałem.
Odwróciłem się i zamierzałem otworzyć furtkę. Poczułem dotyk na ramieniu. Odwróciłem twarz. Peter stał obok drzwi swojego trucka. Za moimi plecami stała Samanta.
– Nie wiem, czy to pomoże, ale to nie dlatego.
Patrzyłem na jej piękna twarz. Zobaczyłem tam coś, czego nie widziałem nigdy u nikogo. Samanta przybliżyła twarz do mojej i pocałowała moje uszkodzone usta. To nie był krótki, przyjacielski pocałunek. Jeszcze nigdy to się nie stało. Chyba wiedziała, jak to na mnie podziała, bo poczułem, że mnie podtrzymuje. I dobrze, że tak się stało, ponieważ z całą pewnością bym upadł. W głowie zawirowało, ale całkiem inaczej niż po uderzeniu Terrego.
Kiedy doszedłem do siebie, ona już szła w kierunku wozu. Zobaczyłem nieopisane zdziwienie na twarzy mojego wybawcy. Wprowadziłem rower dalej i oparłem go o mur. Nacisnąłem klamkę. Nie zdołałem zrobić więcej niż pięciu kroków. Mama wzięła mnie za ramiona.
– Boże jak ty wyglądasz. Zawiadomię policję!
– Nie rób tego. Wszystko będzie dobrze.
– Harley, kochanie. Dzwonił Mark. Powiedział, że kret będzie żył.
Poczułem radość. Nawet zapomniałem o pocałunku Samanty.
– W takim razie warto było oberwać.
Pomogła mi wejść na górę.
– Pomogę ci się umyć. Powiem ojcu, że źle się czujesz… i nie możesz zejść na obiad.
– Wykluczone. To pierwsze. Umyję się sam. Odpocznę. Drugie. Zejdę na obiad, kiedy będzie gotowy.
Czułem, że na mnie patrzy. Otworzyłem drzwi łazienki. Zdjęcie ubrania zajęło mi trochę. Całe ciało znaczały siniaki. Zimny prysznic przyniósł ulgę. A potem zrobiłem błąd. Odkręciłem ciepłą wodę. Przez chwilę odczułem błogostan. Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Obolałe miejsca zaczęły reagować. Rozcięta warga pulsowała. Założyłem spodenki i ledwo dowlokłem się do łóżka. Ciało falowało, przynajmniej takie miałem odczucie. Czy spałem, pewnie nie, chociaż momentami odczuwałem wrażenie, że odpływam w inny wymiar. Natalia cicho otworzyła drzwi.
– Kochanie, może zostań w łóżku. Obiad gotowy, a tata już wrócił.
– Zaraz zejdę.
Zobaczyłem strach w jej oczach i nie zrozumiałem dlaczego. Zwlokłem się na dół. Ojciec siedział za stołem. Patrzył na mnie.
– Widzę, że się biłeś – stwierdził oschle.
Nigdy nie odzywał się czule. Pewnie dostrzegł rozciętą wargę, siniaki pozostały ukryte pod ubraniem. Miałem pewność, że mama nic mu nie powiedziała.
– Tak. Trochę oberwałem.
I wówczas zareagował. Nie widziałem jeszcze nigdy, aby tak postąpił. Och jak jeszcze wiele nie wiedziałem. Walnął dłonią w stół. Podskoczyły wszystkie talerze i sztućce. Matka zadrgała i skuliła się w sobie.
– Mam fabrykę. Pracuje tam ponad czterdzieści osób. Zarabiam prawie dwieście sześćdziesiąt tysięcy na rok, na czysto. Mam dom i dwa świetne samochody. Do wszystkiego doszedłem sam. To wina matki. Jesteś maminsynkiem, ale to się skończy. Nigdy nikt mnie nie pobił. Jestem surowy dla moich pracowników, ale dobrze im płacę. Zapiszesz się na karate i samoobronę. Nie dasz się więcej pobić. Mężczyzna musi być twardy.
Patrzyłem na niego chwilę. Nie wiem, skąd miałem tyle odwagi. Nigdy na mnie nie krzyczał. Do tej pory nie mieliśmy żadnych sprzeczek, ale zbyt wylewny w uczuciach też nigdy nie był.
– Nie chcę się uczyć karate. Nie lubię się bić.
Zobaczyłem, że posiniał na twarzy. Wstał powoli i podszedł do mnie.
– Coś ty powiedział?
– Powiedziałem, że nie będę uczył się karate. Nie lubię się bić.
Uderzył mnie w twarz. Lekko. Patrzył zimnym wzrokiem.
– Zrobisz, to co ci mówię – powtórzył zimno.
– Wykluczone, nie lubię się bić. – Zamierzył się drugi raz, lecz mama mu nie pozwoliła.
– Nie bij go – powiedziała wystraszona.
Różowa bańka pękła i zrozumiałem, że do tej pory żyłem w świecie marzeń. Mój dom nie mógł być sielanką. Ojciec nie należał do doskonałych, a matkce z całą pewnością brakowało wiele do szczęścia.
– Zamknij się głupia cipo, to wszystko twoja wina!
– To twój syn, nie możesz być taki. – te okropne zdanie nie zrobiło na na niej wrażenia.
Odepchnął ją i spojrzał jak na rozkładającego się robaka.
– Wszystko masz dzięki mnie. Jesteś nic niewarta. Jesteś nic niewartą głupią cipą. Podszedł do niej. Tym razem jego dłoń zacisnęła się w pięść. Tylko się skuliła, nie próbowała zasłonić…
Nie miałem pojęcia, jak się to stało. Najbliższy przedmiot, który zauważyłem to lampa na stoliku obok fotela. To musiało stać się szybko. Bardzo szybko … Henry Kramer leżał na dywanie. Z rozciętego czoła ciekła krew. Na twarzy nie zauważyłem gniewu. Tylko zimną satysfakcję.
– Śmiałeś mnie uderzyć, szczeniaku? – pierwszy raz zobaczyłem oczy diabła.
– Jeszcze raz ją tkniesz albo nazwiesz głupią cipą, to rozwalę ci łeb na amen – wycedziłem spokojnie.
Nadal trzymałem metalową lampę w dłoni. Nie czułem bólu. Nie czułem nic.
– Jesteś jak ja, tylko że osiągniesz niczego, bo ja cię skończę. – podnosił się wolno.
Zobaczyłem, że twarz Natalii się zmieniła. Chyba przestała się bać. Raz na zawsze, tak przynajmniej odczułem w danej chwili.
– Wynoś się Henry albo wezwę policję.
Ojciec popatrzył na nią z niesmakiem.
– To jest mój dom ty… – spojrzał na mnie.
Chyba uwierzył w moją groźbę i dobrze, bo zacisnąłem dłoń na metalu, gotowy by go skończyć.
– Wynoś się. To jest również mój dom. Już się ciebie nie boję.
Podniosła słuchawkę. Henry stał wsparty o fotel. Widocznie dostał mocniej niż ja od Terrego. Wszedł do łazienki. Ja trzymałem lampę, a mama słuchawkę. Ojciec wyszedł z łazienki.
– Zniszczę cię. Moi adwokaci nie zostawią cię z niczym. Pójdziesz na bruk. Co? Twój obrońca pójdzie do pracy… usłyszałem histeryczny, bardziej demoniczny śmiech, chwilowo pokonanego potwora.
Trzasnął drzwiami. Usłyszałem, że Mercedes zastartował. Po chwili zniknął za domami… Puściłem lampę na dywan. Natalia zaczęła płakać. Podszedłem do niej i przytuliłem ją ciepło.
– Nie płacz mamusiu. Jesteś mądra, dobra i damy radę. On już cię nigdy nie skrzywdzi ani nie poniży. Nigdy.
Adwokaci próbowali, jednak guzik osiągnęli. Mama dostała dobre alimenty. Nie widziałem już ojca, Henry Kramera, gościa. Separacja i rozwód. Natalia była jak dziecko. A ja w ciągu kilku dni stałem się dorosłym człowiekiem. Opiekowałem się nią, a nie ona mną. Kryzys minął. Poszła na roczny kurs. Skończyła go z wyróżnieniem. Co było najdziwniejsze, została psychoanalitykiem, doradcą spraw rozwodowych. Zaczęła się też zajmować beznadziejnymi przypadkami. Nie do uwierzenia! I szło jej świetnie, ale zanim do tego doszło… trochę się wydarzyło.
Następnego dnia, po bójce wszyscy troje znaleźliśmy się na dywaniku dyrektora szkoły. Nasza szkoła nosiła imię trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Thomasa Jeffersona. Szkoła miała renomę i liczyła ponad dwa tysiące uczniów. Od trzech lat stanowisko dyrektora piastował Scott Green. Facet miał około czterdziestki. Dobrze zbudowany. Przystojny i miły. Twardy i prawy.
– Kramer, o co poszło?
– Nie ma sprawy panie dyrektorze. Zwykłe nieporozumienie.
– Kto zaczął?
– Ja panie dyrektorze.
– Masz upomnienie. Ustne. Możesz iść.
Wyszedłem z gabinetu i usiadłem w fotelu naprzeciw sekretarki, pani Melody Oakley. Ona popatrzyła na mnie krótko.
– Dyrektor nie kazał ci wracać do klasy?
– Pan Green powiedział, że mogę iść. Nie użył słowa: muszę.
Melody chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnowała. Dzięki temu, że zostałem, słyszałem rozmowę.
– Nie wiem, co się stało i wiem, że mi nie powiecie. Wiem, że ty Terry jesteś tu szefem, ale nic mnie to nie obchodzi, to wasze sprawy. Twoja w tym głowa, żeby Harleyowi nie spadł włos z głowy. Jeżeli tylko coś usłyszę, obaj lecicie ze szkoły z czarnym listę. Zrozumiano. Do klasy.
John otworzył drzwi. Zobaczyłem ich zdziwione miny.
– Teraz mu poskarżysz, młody? Już nie żyjesz – szepnął Terry.
– Jest spoko, chłopaki. Dajcie mi dwa lata. Wtłukę wam obu.
John szarpnął się, ale Terry go powstrzymał.
– Nie tu, idziemy – powiedział cicho.
Wyszli i zamknęli drzwi. Po chwili pokazał się Green.
– Miałeś iść, prawda?
– Powiedział pan dyrektor; możesz. Chciałem zostać.
Green uśmiechnął się serdecznie.
– Chodź, pogadamy.
Weszliśmy do gabinetu.
– Nie musisz mówić, wiem. Warto było ryzykować utratę zębów dla kreta?
– Skąd pan wie, panie dyrektorze?
– Dla ciebie jestem Scott. Masz jaja, facet. Mark mi powiedział, Peter i Samanta. Chcesz się napić?
Wyjął szkocką z biurka i dwie kryształowe szklanki.
– Jestem nieletni… Scott.
– Jesteś dorosły. Wiek nie ma znaczenia. Dorosłość określają, czyny i decyzje.
– Dziękuję, nie.
– I tak bym ci nie dał.
– A jakbym chciał?
– Wiedziałem, że nie pijesz. Masz czternaście lat, lecz pamiętaj, co powiedziałem wcześniej. Wracaj do klasy.
Zostałem bohaterem. Połowa dziewczyn chciała się ze mną umówić. Bez przesady kilka setek w ciągu pół roku. Zaprzyjaźniłem się z Peterem. Oczywiście nadal byliśmy przyjaciółmi z Markiem. Samanta? Chociaż chodziła z Peterem, chyba się we mnie zakochała. Dziwne. Miałem skończone czternaście, ona osiemnaście. Peter nigdy mnie nie pytał. Zaczął mnie uczyć. Okazało się, że jestem zdolny. W ciągu roku zrobiłem ogromne postępy. Pod czerwca Peter powiedział.
– Słuchaj Harley. Za dwa lata pokonasz Terry, a za trzy mnie.
– Peter. Ja nie lubię się bić. Być może skrzyżuję pięści z Terrym, ale nie na macie. Nie mam żalu i nie szukam zemsty, ale różnie bywa.
Dwa lata wcześniej.
Gwiazda Terrego gasła, a moja jaśniała. Miałem skończone szesnaście lat. Poza Samantą kochały się we mnie jeszcze dwie dziewczyny. Czarnowłosa Tracy z czwartej klasy i zielonooka Kira z mojej, trzeciej B. Wzajemnie nie za bardzo się lubiły. Szczerza, mówiąc, nie raz brały się za włosy. Samanta studiowała, Peter również. Pracował, trenował. Uczył mnie wszystkiego, co umiał. Trenowałem z nim i sam w domu. W parku, po zmroku. Nie miałem zamiaru trenować w klubie.
Liście już spadły. Wracałem od Samanty. Wiedziałem, że Peter wie. Miałem świadomość, że to nie fair, ale nalegała. Widywaliśmy się zawsze, kiedy bardzo chciała. Dała mi dwa razy do zrozumienia, że chce mnie. W ten właściwy sposób. A ja nie chciałem. Samanta była jak do tej pory jedyną dziewczyną, z którą się całowałem. Peter wiedział, że Samanta jest zakochana, mimo to się spotykali. Czy się kochali? Nie chciałem wiedzieć. Tak jak mówiłem, nigdy nie rozmawiałem z nim o niej ani o tej sprawie. Ona mi powiedziała. W czasie jednego spotkania, zaraz na początku września, rozebrała się do naga i zaczęła mnie całować. Moje ciało reagowało prawidłowo, ale nie chciałem. Płakała. Ubrała się.
– Przestałam się z nim kochać miesiąc temu. Pragnę tylko ciebie. Kocham cię od dwóch lat.
– Samanto. To mój przyjaciel. Poza tym lubię cię. Nie mogę. Nie to, że nie chcę. Nie wiem, jak to jest. Nie byłem z nikim blisko…
– To nie kłopot. Nauczę cię – przestała płakać i dostrzegłem nadzieje w pięknych oczach.
– Samanto, nie. To tak nie działa.
Już miałem jej powiedzieć, że może tylko mnie pragnie, ale milczałem. W końcu czułem coś od niej, co nazwałbym miłością. Tak to trwało. Modliłem się w duchu, żeby się odkochała. Wiedziałem, że Peter modli się o to samo.
Do zmroku brakowało może pół godziny. Samanta chciała mnie podwieźć, ale chciałem się przejść. Droga do domu zajmowała dobre czterdzieści minut marszu. W moim parku pozostało mało liści na drzewach. Już tylko kwadrans dzielił do oazy spokoju, gdzie czekała Natalia. Szedłem chodnikiem. Na dworze żywego ducha. Minął mnie samochód. Zatrzymał się i zawrócił. Rzuciłem okiem. Mark? Niestety. Terry prowadził swoje Subaru. John wyszedł drugimi drzwiami. Uśmiechnąłem się do siebie. Dowiedziałem się dwa dni temu. Peter mi powiedział. Wiedział, że to zatrzymam dla siebie. Alfa dog. Przystojniak, Terry. Rudy John. Dziewczyny szalały za Terrym, a on… Tak. Jego dziewczyną był John. Nie mogłem uwierzyć, ale Peter nie żartował.
– Długo na to czekałem – rzekł Terry i zastąpił mi drogę.
– Och co za spotkanie – powiedziałem z lekkim uśmiechem.
– Peter cię uczy. Będzie miło, kiedy cię rozdepczę, gnido..
Puściłem obrazę mimo uszu. Nie chciałem potyczki słownej. Jednak coś we mnie tkwiło, że się odezwałem.
– Och! Nie zostawisz nic dla swojego pupilka? On cię dupcy, czy ty jego? A może tylko sobie wzajemnie obciągacie?
– Ty bezczelny gnoju – warknął John. – On połamie ci nogi, a ja ręce.
– Jesteście bardzo szlachetni i będziecie mnie bić razem, tak?
– Terry? On się wcale nie boi. – John naprawdę się zdziwił.
– Bo jest idiotą. – Terry przyjął postawę.
Podstawową w Shotokan, Zenkutsu Dachi.
Peter mnie nauczył jednego. Karate to postawy, kata i inne sztuczki. Kung–fu podobnie. Ważne jest jedno. Wyprzedzić. Terry stanął w podstawowej pozycji shotokan. Stanął, a właściwie miał zamiar. Moje szybkie kopnięcie z pół–obrotu pozbawiło go balansu. Postąpiłem okrutnie. Powinienem się wstydzić. Prawa stopa trafiła go, tam gdzie chciałem. Usłyszałem chrobot łamanej kości i innych delikatnych części kolana. W momencie zetknięcia mojego buta z jego kolanem wiedziałem, że jego kariera sportowa waśnie się zakończyła. Pytanie tylko, czy będzie chodził. Odpowiedź miałem kilka minut po walce. Wiedziałem, że będzie. Za jakieś trzy miesiące. John zaatakował dużo za późno. Mimo zmroku widziałem strach na jego jasnej twarzy. Zastosowałem technikę zbliżoną do jujitsu, bardziej aikido. Wyłamałem mu lewą dłoń w nadgarstku i uderzyłem podstawą prawej dłoni w podbródek. Zagiętymi palcami wyrwałem szczękę z zawiasów. Obaj wydawali odgłosy bólu. Prawdopodobnie John cierpiał bardziej. Po minucie miałem dość. Czy jestem aż tak złym człowiekiem? Uniosłem głowę Johna do góry i walnąłem go jeszcze raz. Jęknął i przestał. Szczęka musiała boleć, ale nastawiłem ją we właściwe miejsce. Po chwili nastawiłem mu nadgarstek. Mimo to leżał nadal na trawie i cicho skomlał. Z Terrym było gorzej. Wiedziałem, że to będzie bolało, ale zrobiłem, co mogłem. Nastawiłem łękotkę. Wyczułem palcami złamanie.
– Będziesz chodził za trzy miesiące. Po roku przestaniesz kulać.
Nie mówili nic. Jęczeli cicho. Posadziłem Terrego za kierownicą. John sam wszedł po kilku minutach.
– Dojedziesz, jesteś twardy. Masz całkowite prawo zgłosić to na policję.
Patrzyłem, jak odjeżdżają.
Po trzech dniach wiedziałem, że Terry okazał się jednak facetem. Nie zgłosili. Ponoć powiedzieli na ostrym dyżurze, że obaj się pobili. Tego dnia Scott wezwał mnie do siebie. Tym razem nie był tak miły. Dostałem niezły opierdol.
– Dlaczego to zrobiłeś? Nie mów mi, że przypadkiem. Udało mi się dostać opis uszkodzenia kolana. Precyzyjne, niemal chirurgiczne złamanie. Dokładnie wiedziałeś, gdzie kopnąć.
– Tak, jestem niegodziwcem. Postąpiłem paskudnie. Przykro mi. Mogę ich przeprosić.
Scott nieco się uspokoił.
– Dobra. Cholera! Oni nigdy cię nie przeprosili. Obiecaj mi, że nigdy już tak nie postąpisz.
– Obiecuję, panie dyrektorze.
– Dobra, wracaj do klasy.
Położyłem dłoń na klamce.
– Zaczekaj, wracaj.
Usiadłem na fotelu.
– Dlaczego?
Milczałem chwilę. Green czekał spokojnie.
– To były ułamki sekundy. Wszystko razem. Natalia, oni. Samanta. Wszystko. Bardzo mi przykro.
Było mi. Naprawdę.
– Umowa stoi. Nigdy więcej. – Patrzyłem mu w oczy.
Czy można kogoś poznać po jednym spojrzeniu? Znałem go już trochę, chociaż ostatnio gościłem w tym gabinecie dwa lata temu.
I wówczas stało się coś, czego nie przewidziałem. Scott wstał, podszedł do mnie i przytulił mnie. Poczułem łzy. On nie mógł tego wiedzieć. Przynajmniej tak sądziłem. Nadal mnie trzymał w ramionach.
– Nie płacz. Basior* nigdy nie płacze. Wracaj do klasy. Tylko wytrzyj łzy. Niech Melody nie widzi. Ona też na ciebie patrzy inaczej, wiesz?
– Tak, dostrzegłem.
Obtarłem łzy ręką i otworzyłem drzwi. Sekretarka zatrzepotała rzęsami i zajęła się papierami na biurku. Do klasy brakowało pięćdziesiąt metrów. Rozległ się dzwonek. Po chwili setki uczniów wylały się na korytarz. Widziałem tęskne spojrzenia dziewczyn i pełne szacunku chłopaków. Moje stado. Wiedzieli. Po jakimś czasie sumienie dało mi spokój. Ciągle jednak gdzieś na dnie w mojej duszy tkwiła zadra. Obiecałem sobie już nigdy tak nie zrobić.
Wszystko płynęło naturalnym rytmem i nic specjalnego nie wydarzyło się w szkole. W domu? Mama radziła sobie coraz lepiej. Stawała się coraz bardziej niezależna. Uwierzyła w siebie. Miałem szesnaście lat, ale czułem się dorosły. Cieszyło mnie to, że zaczyna oddychać wolnością i czuje radość życia. Mieliśmy dobrą relację. Bardzo dobrą. Nie wiedziałem, że aż tak dobrą… Pomiędzy wierszami rzucała pojedyncze zdania odnośnie do jej relacji z ojcem. Nie robiła tego celowo, co do tego miałem pewność. Wówczas nie mogłem się nadziwić, jakim był dupkiem. Wiem, że nie powinienem myśleć tak o ojcu, ale literalnie przestał dla mnie nim być po tym wydarzeniu. Nawet nie zauważyłem, że patrzę na matkę nie w sposób, jaki powinienem. Wiedziałem, że jest moją mamą, ale to nie przeszkadzało mi dostrzegać w niej kobietę. Piękną, dobrą i zmysłową. Często spędzaliśmy razem wieczory w piątek i sobotę. Mnie odpowiadała taka sytuacja, a i ona robiła wrażenie, że jest z tego zadowolona. Przyszły święta. Samanta chyba pogodziła się z myślą, że mnie nie zdobędzie. Spotykaliśmy się średnio raz na tydzień. Około połowy grudnia uświadomiłem sobie, co jest prawdziwym powodem, że jej miłość jest bez odzewu. W końcu stanąłem przed faktem, że przyjaźń z Peterem, nie jest główną przeszkodą. Kilka dni walczyłem z tą prawdą. W końcu to przyjąłem. Kupiliśmy choinkę i wiedziałem, że pierwszy dzień świąt nikogo nie będzie. W krajach katolickich obchodzono przeddzień narodziny zbawiciela. W sumie widziałem, że współczesny świat traktuje to jako moment, by więcej zarobić. Ruch w sklepach wskazywał na to, że to Święty Mikołaj jest powodem tych świąt. Było wigilijne południe. Słońce, umiarkowany mróz. Wróciłem z prezentem.
– Cześć mamo – zawołałem od progu.
– Hej kochanie. Nie miałam dzisiaj dużo pacjentów, więc przyszłam o drugiej i szykuje smakołyki.
– Wiesz co, zostaw to już. Kiedy to zjemy? Lepiej usiądź i odpocznij.
Spojrzała na mnie ciepło.
– Poważnie mówisz.
– Jasne. Pomogę ci skończyć, a potem trochę potańczymy.
Uśmiechnęła się pięknie.
– Czemu się śmiejesz.
– Nie mogę powiedzieć.
– O! Od kiedy masz tajemnice?
– Nie o to chodzi. Możesz źle zrozumieć.
Nie wiem, czemu to powiedziałem, ale w końcu to była prawda.
– Przez dwa lata z zastraszonej małej kurki stałaś się łabędziem. Wychowałem cię, zadbałem i podnosiłem, kiedy upadałaś. Co mogę źle zrozumieć?
Ponieważ to była prawda, nawet nie próbowała zaprzeczać. Spojrzała krótko i powiedziała.
– Doceniasz moją pracę, rozumiesz mnie lepiej i nawet tańczysz ze mną lepiej. Henry nie miał poczucia rytmu, ale zawsze ja byłam winna.
– Och, miło to słyszeć, dziękuję.
Poszedłem do pokoju. Wziąłem kąpiel i przebrałem się w lepsze ubranie. Wiedziałem, że lubi mnie w czarnych spodniach i białej koszuli.
– Skoro ty się ubrałeś, ja też się przebiorę.
– Jasne, nie ma sprawy.
Wróciła po piętnastu minutach. Nie mogłem wyjść z podziwu. Miała wspaniałą kreację z białego jedwabiu. Zawsze w wiedziałem, że jest piękną kobietą, ale dzisiaj? Dostrzegła moje spojrzenie, ale tylko lekko się uśmiechnęła.
– Co mi kupiłeś?
– Jutro rano się dowiesz.
– Proszę cię, chcę wiedzieć dzisiaj. Teraz.
Czasami tak się zachowywała. Zwykle nic nie mówiłem, chociaż trochę mnie to śmieszyło. Nalegała. Uśmiechnąłem się i wypaliłem.
– Natalio, zachowujesz się jak mała dziewczynka. Dowiesz się jutro rano.
– Harley nie bądź taki. Chcę dostać prezent dzisiaj, zanim zaczniemy tańczyć. Ja ci dam prezent teraz.
Zanim zdołałem coś powiedzieć, wyjęła małe pudełko z szuflady i podała do ręki. Co miałem zrobić? Rozpakowałem. Zegarek. Taki jaki mi się podobał. Citzen. Eco drive. Reagujący na fale satelity. Bagatelka. Prawie tysiąc siedemset dolarów.
– Dziękuję. Super.
– To teraz poproszę mój prezent.
Podałem jej pudełko. Miała uśmiechniętą buzię. Do momentu, kiedy odkryła wieko. Patrzyła długo do środka, a w końcu spojrzała na mnie.
– Co to ma kurwa znaczyć!
– Nie powiesz, że Henry ci kiedykolwiek kupił coś podobnego – odrzekłam wcale nie speszony.
– Ale on był moim mężem. Złym, zimnym, ale mężem. Dlaczego mi to kupiłeś!
– Jeżeli ci się nie podoba, oddam. Pracowałem w wakacje. Nie zwrócą mi pieniędzy, ale to nie problem. Patrzyła nadal na prezent.
– Cholera! – Spojrzała na mnie krótko. – Nie powiedziałam, że mi się nie podoba. Skoro kupiłeś, to wiedziałeś, co robisz. Od dwóch lat nie zauważyłam, żebyś zrobił coś bezmyślnego. Daj mi dziesięć minut.
Poszła do swojej sypialni. Ani przez sekundę nie żałowałem. Tak, miała rację. Wiedziałem, co robię.
Wróciła. Miała uśmiech na buzi.
– Tańczymy?
– Jasne. Mała dziewczynka zadowolona, bo dostała prezent?
– Zamknij się i tańcz.
Tańczyliśmy chwilkę. Wybuchnąłem śmiechem.
– Co cię tak rozbawiło, Harley.
– Zrobiłem przez dwa lata dobrą robotę. Nie mogę sobie wyobrazić, że mogłaś się tak odezwać przy nim.
Spojrzała na mnie łagodnie.
– Możesz nie wspominać smutnych rzeczy, nie psuj mi nastroju.
– Wybacz, mamo.
– Teraz jestem Natalia, dobrze?
– Jasne – odrzekłem krótko.
Czułem, że zapyta.
– Powiedz, czemu mi to kupiłeś? To prezent, który kupuje czuły mąż albo kochanek.
Tym razem poczułem lekkie zaniepokojenie, ale przypomniałem sobie słowa Scotta. Basior nigdy się nie boi.
– Chciałem cię w tym zobaczyć.
Tym razem nie powiedziała brzydkiego słowa. Powiedziała spokojnie i bez emocji. Tak przynajmniej sądziłem.
– Ale dlaczego? Nie powinieneś.
Mogłem powiedzieć coś innego. Nie! Chciałem jej to powiedzieć. Żeby wiedziała, że wiem.
– Patrzyłaś na mnie od kilku miesięcy jak na ciacho. Dlatego.
Znowu mogłem się spodziewać czegoś innego. Jej odpowiedź mnie zaskoczyła.
– Chciałeś mnie zobaczyć w tym, czy również bez?
Popatrzyłem na jej śliczną twarz. Jej ciemne oczy paliły się blaskiem. Rozchyliła usta i patrzyła na mnie chwilę.
– Zadbałeś o mnie. Dałeś mi radość. Nauczyłeś mnie żyć i być szczęśliwą. Rozkwitłam przy tobie jak kwiat. Więdłam przy nim i umierałam każdego dnia. Żyłam tylko, bo istniałeś. Kiedy się wyniósł z mojego życia, zaczęłam wzrastać. Dzięki tobie jestem teraz piękną, pachnącą różą.
Bez słowa rozpięła i zdjęła tę śliczną suknię. Miała na sobie piękny komplecik Myla. Biała siateczka, bardzo gustowna. Zapłaciłem prawie trzysta dolarów. I w tym momencie zrozumiałem swój błąd. Spojrzałem na jej twarz.
– Nie waż się nazwać mnie mamą – szepnęła.
Po chwili położyła dłoń na ramiączku.
– Nie zdejmuj – szepnąłem.
Popatrzyła na mnie mocno zdziwiona.
– Przecież chcesz. I ja tego pragnę. Prawdę mówiąc, niczego więcej nie pragnę.
Chciałem powiedzieć mamo, ale słowo ugrzęzło mi w krtani. W jednej chwili zrozumiałem, dlaczego zakazała mi minutę temu nazywać się w ten sposób.
– Nie mogę cię oglądać nago – wydukałem tylko. Nadal miała zdziwioną buzię.
– Przecież widziałeś mnie wielokrotnie bez ubrania. Ja pragnę tego i wiem, że ty też.
– Tak, ale…
– Bądź cicho. Uczyniłeś mnie odważną i podejmującą decyzje.
Widziałem, że jej nie zabronię. Patrzyłem, jak bryła lodu, na to, co miało się stać nieuchronne. Och! Naprawdę stała się odważna.
– Wiem, że mnie nie rozbierzesz, ale nie przeszkodzisz mi w tym, czego pragnę.
Zdjęła staniczek. Dała mi chwilę, bym patrzył na jej podniecone piersi, a następnie zdjęła majteczki. Tak, widziałem ją kilka razy nago, a nawet sam rozebrałem, ale w całkiem innej sytuacji.
– Kochanie, nic z tego nie będzie. Czy zrobiłem błąd, kupując ci ten komplecik bielizny?
– Widziałeś mnie nago i to nie raz – wyraźnie dostrzegałem zawód na pięknej buzi.
– Tym razem jest inaczej, mamusiu. Wiesz, że pragniesz czegoś innego.
Natalia nie poddała się łatwo. Dobrze wiedziała, jaki jest powód, ale zaczęła grać.
– Nie podobam ci się?
– Jesteś piękna. Masz najpiękniejsze ciało, jakie widziałem. Jesteś piękniejsza niż Samanta.
Posmutniała.
– A więc o to chodzi.
– Nie. Odwrotnie. Ona chciała i nadal chce. Nie zrobiłem tego tylko z powodu jednej osoby.
– Masz jeszcze kogoś? – zapytała zdziwiona.
– Nie. Kocham i pragnę tylko jedną osobę, ciebie głuptasie.
– To dlaczego…
W tym momencie pomyślałem, że to nie Terremu powinienem połamać nogi i nie Johnowi wyłamać nadgarstek. Och, jak bardzo nie cierpiałem w tym momencie Henrego!
Ubrała się w to, co kupiłem. Do wieczora Natalia pozostała w bieliźnie. Próbowała jeszcze kilkakrotnie. Alfa dog jest panem stada. I ma swoją Wederę. Psy czasem mają związki kazirodcze. Wilki nigdy. Nie wiedziałem w tym momencie, że Natalia będzie próbować kochać się ze mną jeszcze przez następny rok. To było moje dziecko. Wychowałem ją na swoim łonie. Wykarmiłem własną piersią. Jestem szalony? O nie! Zastanawiałem się wielokrotnie, co mogłoby stać się z moją mamą, gdyby to potrwało dłużej.
Henry odjechał. Nigdy go już nie widziałem na własne oczy. Wówczas nie myślałem o tym. Od wigilijnego wieczoru, kiedy kupiłem jej ten komplecik, wielokrotnie miałem jedną myśl. Jeżeli go spotkam, nie pozostawię na nim jednej całej kości. Na szczęście nigdy go już nie zobaczyłem.
Dwa lata wcześniej
Zaczęliśmy nowe życie w dwoje. Na początku nam pomagano. Ja jeszcze nie umiałem załatwiać spraw papierkowych, a mama nie potrafiła. Dostała alimenty, zatrzymała dom i samochód. Ilekroć widziała byłego męża, jej stan emocjonalny dochodził do dna. Była psychicznym wrakiem. Kiedy zrozumiałem, że te spotkania ją tak osłabiają, wziąłem sprawy w swoje ręce. Wszystko załatwiała pomoc socjalna albo ja. Natalia miała poczucie winy. Sądziła, że jest do niczego. Że była złą żoną. Powoli musiałem wszystko prostować. To prawda, była moją mamą, ale zacząłem ją traktować równolegle jak kobietę. Tego dnia wykazała odwagę, ale to była matka broniąca swoje dziecko. Kiedy zagrożenie minęło, pozostała tym, kim, do czego została doprowadzona przez lata małżeństwa. Małą zabiedzoną kurką. Bez własnego zdania, ze świadomością własnej słabości i z uczuciem zerowej wartości. Oto co pozostawił Henry Kramer!
– Co będzie teraz, kochanie. On nas zniszczy, pozostaniemy na ulicy. Nie umiem nic robić poza przygotowywaniem posiłków, sprzątaniem i praniem. Zabierze nam dom, samochód i wszystko.
Patrzyłem bezradnie jak płacze.
– Nie martw się mamusiu, będzie wszystko dobrze.
– Ty nie znasz tego potwora, do czego jest zdolny. Wszystko musiało być, jak on chciał. Kromka chleba posmarowana właściwie, kwiatki w tym właśnie miejscu…
– Uderzył cię kiedyś – moje ręce zacisnęły się boleśnie.
– Nigdy, ale nie wiem, co byłoby gorsze. Ja nic nie potrafię robić dobrze, nic.
Wówczas pierwszy raz ją przytuliłem. Mocno. Płakała długo. Gładziłem jej piękne włosy. Nie miałem słów.
– Mamusiu, wszystko będzie dobrze.
Płakała jeszcze chwilkę.
– Tak mówisz, kochanie, ale to się nie stanie. Ja nie potrafię, jestem do niczego. On miał rację, jestem głupią cipą.
Zacząłem gorączkowo myśleć. Sytuacja mnie przerastała. Powiedziałem tak, ale nie miałem konkretnego planu. I od razu pomyślałem, że muszę mieć coś konkretnego, a nie puste słowa. Szczególnie ostatnie dwa zdania mną wstrząsnęły.
– Znajdziemy razem twoje ukryte zdolności. Odkryjemy je, a potem pomogę ci je rozwinąć. Może naprawdę myślisz, że jesteś głupia. To nie prawda.
Spojrzała na mnie przytomnie.
– Ja nie jestem głupia. Ja jestem głupia cipa. Na szczęście tylko dwa razy mnie nazwał głupią pizdą, ale wówczas chyba coś źle zrobiłam.
– Mamusiu, nigdy niczego złego nie zrobiłaś, zrozum!
Musiałem coś z tym zrobić. Tylko co? Głównie z powodu tej specyficznej nazwy. Zrozumiałem, że ten gość musiał ją tak często nazywać. Tak często, że w to uwierzyła. Istniał jeszcze jeden szkopuł. Miałem czternascie lat!
– Nazywał cię tak wcześniej?
– Ciągle. To jest kobieta, która umie zadbać o przygotowanie posiłku, posprzątać. I jest stworzona, by dawać mężowi zaspokojenie. Na szczęście nie musiałam tego robić często. Może miał kogoś lub po prostu nie potrzebował.
Kolejne niemiłe doświadczenia. Nie miałem pewności czy dobrze się w tym czuję. Od razu odkryła przede mną wszystko. I zrobiła to pewnie nieświadomie. Przecież czternastoletni syn nie powinien tego wiedzieć. Milczałem chwilkę. Wiedziałem tylko, że nie mogę tego tak zostawić na tę chwilkę. To było zaraz po jego wyjściu. Nie wiem skąd, miałem tyle informacji. Przecież nie byłem przygotowany na taką sytuację.
– Mamusiu. Pierwsze co musisz zrobić to zadzwonić na policję. Musimy zgłosić fizyczne i mentalne znęcanie. To na wypadek, że by tu nigdy nie wrócił. Nawet po jakieś papiery. To może załatwić jego adwokat. Sam widok jego twarzy wywoła w tobie strach i całkowitą bezbronność.
– Ja nie potrafię.
I wówczas pomyślałem, jak mogę ją przekonać. Co spowodowało jej chwilową odwagę? Zagrożenie. Czyje? Jej? Nie. Moje. Byłem jedyną istotą, dla której odważyła się tak zareagować.
– On może wrócić i mnie skrzywdzić.
Spojrzała na mnie i z miejsca wzięła słuchawkę.
– Tu Natalia Kramer. Chciałem zgłosić akt pogwałcenia wolności osobistej…
Jeżeli byłem do tej pory kiedyś dumny, to właśnie teraz. Wszystkie mądre zapisy mówią jedno. Miecz ma dwa ostrza. W jaki sposób to przysłowie miało się do tej sytuacji? Nie przypuszczałem, że im bardziej pomagałem mamie w przezwyciężaniu strachu przed jej byłym mężem i moim ojcem, tym bardziej rosła w niej inna siła. Zdławione uczucia, niezaspokojone pragnienie miłości i wszystkie z tym związane reakcje znalazły jedno źródło, w których zamierzały zaowocować i wybuchnąć. Tym miejscem stałem się ja. Oczywiście nie miałem o tym zielonego pojęcia. Przez dwa lata dostawałem znaki, ale ich nie widziałem, bo jak miałem je właściwie rozpoznać? Co więcej, moja psychika zaczęła podświadomie zmieniać właściwą miłość syna do matki na coś innego. Natalia miała piękne ciało i piękne czyste wnętrze. Czułem coraz większa radość przebywania w jej towarzystwie. Nie widziałem niczego niewłaściwego w jej postępowaniu, bo było doskonałe. W końcu tego czasu zacząłem rozdzielać tą bliską mi osobę na dwie. Matkę i kobietę. Postępowało to powoli i tak blisko, że nie sposób było to dostrzec. Mama zaczęła stawać na nogi. Poszła na kurs. Uwierzyła w siebie. Zapominała powoli o swojej niewoli. Ciągle jednak pozostał w niej stereotyp, że kobieta jest po to, by służyć. O ile poprzednio musiała to robić w strachu i przeświadczeniu poczucia bezwartościowości, o tyle teraz szło to równolegle z przeświadczeniem, że jest godna i w pełni wartościowa, by dać wszystko, co kobieta może ofiarować wybranej osobie.
Trzy miesiące wcześniej
W początku grudnia w moim wnętrzu zaszła transformacja. Uznałem, że nasza relacja syn–matka na niczym nie ucierpi, jeśli równolegle zaistnieje inna. Być może z tego powodu nie zauważyłem, co dzieje się z nią i w środku duszy. Wydoroślałem do dorosłych decyzji. Tylko dzięki temu byłem w stanie zatrzymać proces, którego ona w żaden sposób nie zdołałaby ani kontrolować, ani zastopować. Kto wie, co stałoby się, gdybym wówczas pozwolił jej za daleko? Prawdopodobnie zaczęlibyśmy relację. Jak już wspomniałem, Natalia wciąż próbowała do tego wrócić. W jej oczach byłem Basiorem. Na szczęście coś mi uświadomiło, że ona nie jest moją Wederą. Czy chodziło tylko o widok ciała matki? Nie. W czasie kiedy pomagałem jej powstać z popiołów, wielokrotnie musiałem rozbierać ją, ubierać, kapać i kłaść, spać. Co było tego przyczyną. Jedno z najbardziej rozpowszechnionych przyzwyczajeń. Alkohol. Pierwszy raz stało się to dwa tygodnie poincydencie z Henry Kramerem.
Dwa lata wcześniej.
Wróciłem ze szkoły. Otworzyłem drzwi kluczem.
– Hej mamo, jestem.
Cisza. Sprawdziłem, że jej SUV stoi w garażu. W kuchni zastałem bałagan. Trochę się zaniepokoiłem. Zacząłem sprawdzać pokoje. Salon, jej sypialnie. Łazienki i nawet pralnie. Nigdzie jej nie było. Pomyślałem, że może wyszła. Zamierzałem poczekać, ponieważ jej komórka nie odpowiadała, a nie miałem bladego pojęcia, gdzie mogła pójść. Zrobiłem sobie kanapkę i w końcu tylko lekko zaniepokojony postanowiłem zanieść w końcu mój plecak z książkami i zeszytami do mojego pokoju. Drzwi nie były całkiem zamknięte. Domyśliłem się, zanim wszedłem. Miałem to niejako we krwi, wpojone zresztą przez ojca, że należy zmykać drzwi. Kiedy zobaczyłem mamę, nie wiedziałem przez chwilę co mam najpierw uczynić. Ponieważ to było dla mnie nowe, nie widziałem związku z niczym. Dopiero dużo później zacząłem rozumieć tę układankę.
Natalia nigdy nie piła więcej niż pół kieliszka. Wina lub czasem jakiegoś napoju z bąbelkami. Zobaczyłem ją na podłodze z pustą półlitrową butelką po whisky. W drugiej dłoni trzymała moje zdjęcie. Delikatnie wyjąłem butelkę z dłoni i fotografię z drugiej. Próbowałem ją obudzić. Wydawała jakieś pomruki, ale nie zamierzała otworzyć oczu. Mama ważyła pewnie z pięćdziesiąt kilogramów. Nie miałem wyboru i podniosłem ją, jak najdelikatniej umiałem i położyłem na łóżko. Pomyślałem, że pośpi trochę i dojdzie do siebie sama. Zszedłem na dół, by zrobić herbaty. Nie zdołałem zejść do połowy schodów, kiedy usłyszałem nieprzyjemne odgłosy. Kiedy wróciłem do pokoju, jej bluzkę dekorowało nie w pełni strawione śniadanie. Co gorsza, dostrzegłem coś jeszcze.
– Cholera, musiała to zrobić na moim łóżku – zakląłem.
Nie zastanawiałem się dłużej. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łazienki. Posadziłem na podłodze kabiny i puściłem wodę. Powinienem zimną, ale nie miałem sumienia. Letnia woda zrobiła swoje. Natalia zaczęła reagować jak przestraszone zwierze. – Harley, Harley!
– Jestem tu – powiedziałem.
Nadal była półprzytomna. Zdjąłem spodnie i bluzkę. W spodenkach wszedłem pod prysznic. Zacząłem zdejmować z niej ubranie. Niestety do numeru jeden doszedł numer dwa. Tym razem zakląłem w duchu. Żadne dziecko nie powinno widzieć takiego widoku. Zamiast się brzydzić, wymyślać, wściekać, roześmiałem się. Pomyślałem sobie, że kiedy byłem bardzo mały, musiała to robić ze mną. Tyle tylko, że miałem pieluchę. Poradziłem sobie dzielnie. Zebrałem większe kawałki pozostałości po śniadaniu, reszta zniknęła w kratce. Zacząłem ją myć. Niestety moja praca nie została doceniona. Resztki śniadania wylatywały z jej ust. Wiedziałem, że to nie będzie miłe ani dla niej, ani dla mnie. Chociaż chyba najgorsze miałem już za sobą. Wsunąłem jej dwa palce do ust. Trochę się opierała. Chlusnęło dwa razy. Uznałem, że tym razem to wszystko. Na szczęście miałem rację. Potem poszło już łatwo. Umyłem ją gąbką. Spłukałem i zakręciłem wodę. Cały czas była na urwanym filmie. Zaniosłem ją nago do jej sypialni. Założyłem nocną koszulę, pierwszą, jaka trafiła mi się pod ręką. Dopiero wówczas zaczęła trochę reagować.
– Co się stało? – zapytała.
– Nic, śpij.
– Pić.
– Śpij, później. Zaczęła chrapać. Poszedłem zrobić gorzkiej herbaty. Wróciłem na górę z gorącą herbatą i drugą szklanką kostek lodu. Na szczęście nic się nie stało w tak krótkim czasie. Siedziałem przy jej łóżku z godzinę.
– Pić.
Tym razem uznałem, że może się napić. Odczekałem chwilkę.
– Tylko już nie wymiotuj.
Coś mruknęła pod nosem i odwróciła na bok. Wróciłem do łazienki. Jej zabrudzone ubranie zaniosłem do pralni.
– Ok, boy. Trzeba zrobić obiad, a potem lekcje – powiedziałem do siebie.
Zrobiłem obiad najlepiej, jak umiałem. Potem zabrałem się za odrabianie pracy domowej. W międzyczasie kilkakrotnie zaglądałem do sypialni mamy. Ani przez moment nie miałem myśli co do tego, co się stało, co robiłem i co widziałem. Moje sumienie pozostało niewzruszone. Przyszedł wieczór, a Natalia wciąż spała. W końcu i ja poszedłem do swojej sypialni. Obudziłem się następnego ranka sporo przed budzikiem. Myśli wróciły. W pierwszej chwili zaniepokoiłem się o mamę. Otworzyłem drzwi swojej sypialni. Z kuchni dochodziły odgłosy. Po porannej toalecie ubrałem się i zszedłem na dół.
– Cześć mama.
– Hej. Jak spałeś junior? Patrzyłem na nią, ale nie zauważyłem niczego.
– Spałem dobrze, a ty?
– Dobrze, tylko…
Zmieniła się na twarzy. Oczy miała przerażone.
– Niczego nie pamiętam. Wzięłam butelkę i chciałam być dużą dziewczyną i udowodnić temu potworowi, że potrafię pić bez kieliszka i coś innego niż słabe wino. Nie wiem, czemu to powiedziałem. I czemu nazwałem ją po imieniu. Przecież miałem do niej nadal wielki szacunek.
– Natalio masz więcej nie tykać mocnych trunków. Inaczej dostaniesz lanie. Na jej buzi nadal panował strach, niepewność i coś jeszcze.
– Synku, jak się znalazłam w łóżku?
– Nie warto mówić…
– Powiedz mi. Wszystko. Coś zaszło. A ja nic nie pamiętam.
– Wolisz nie wiedzieć.
– Harley! Muszę wiedzieć wszystko. Z detalami.
Co miałem robić? Powiedziałem. Patrzyła na mnie z dziwnie skrzywioną twarzą.
– Mówisz, że był numer jeden i dwa? Kiwnąłem głową.
– I myłeś mnie wszędzie gąbką…
– Tam spłukałem prysznicem.
– Och – szepnęła cicho.
Patrzyła na mnie dłuższą chwilę.
– Co teraz myślisz o mnie? Że jestem głupią…
– Nie wypowiadaj tego słowa. Wstawił ci program do twojej głowy, czy co? Jesteś mądra, dobra i zdolna. Osiągniesz wiele.
– Harley! Obiecuję nie tknąć alkoholu.
Uwierzyłem jej. Naiwny. Takie sytuacje powtarzały się jeszcze kilkakrotnie. Co miało sens, jeszcze tamtego tygodnia sama poprosiła o zainstalowanie czujnika na alkohol w naszym samochodzie. Miałem pewność, że nie zapali silnika w stanie wskazującym na spożycie. Robiła jeszcze różne numery. W sumie miała wyobraźnie. Nigdy nie byłem o to zły. Podświadomie czułem, że sama próbuje się przełamać i robić rzeczy, które on jej zabraniał, obrzydził, wykpił czy uznawał za niedopuszczalne. Za każdym razem, kiedy tak się działo, wiedziałem, kto jest winny. I moje pięści same się zaciskały aż do bólu.
Aktualny dzień.
Przyszedł drugi tydzień szkoły. Ostatniej klasy. Później niektórzy szli do pracy, a większość, jeżeli miała szanse, zaczynała uniwersytet. Tak jak wspomniałem, miałem sporo wielbicielek. Samanta nadal miała nadzieje, chociaż coraz słabszą. Nadal był z Peterem. Tracy skończyła szkołę i poszła do pracy. Jednak okazjonalnie przyjeżdżała pod szkołę, kiedy kończyliśmy lekcję. Czasem z nią rozmawiałem. Jej brązowe oczy przyjmowały wówczas wyraz radości. Za to Kiry, rzucały w tym czasie pioruny. Sądziła, że skoro nie ma już rywalek, jej szanse wzrosną ogromnie. Samanty prawie nie widywała. Wiedziałem, że gdyby mogła, wydrapałaby oczy Tracy. Na drugiej lekcji mieliśmy matmę. Ulubiony poza biologią przedmiot Marka, niestety dzisiaj nie przyszedł. Miał lekkie przeziębienie i zamierzał wydobrzeć przez dwa dni w domu. Matematykę prowadził profesor Gretlish, z pochodzenia Niemiec. Może był z Austri. Nie miałem nic do niego, a on do mnie, ponieważ byłem bardzo dobry z matmy. Tylko Nathan Collins był lepszy. Nathan był genialny. Miałem pewność, że świat o nim usłyszy już niedługo. Fizykę i matmę miał w paznokciu małego palca. Reszta klasy wprost nie cierpiała Gretlisha. Poza dziwnym nazwiskiem miał typowe niemieckie imie, Herman. Oczywiście z tego powodu miał przezwisko Goering. Gretlish wcale nie miał nadwagi. Wyglądał na wysportowanego gościa. Umiał dokuczyć. Jak się na kogoś uwziął? Koniec świata. Ponoć znajomości w szkolnym dystrykcie utwierdza k go w przekonaniu, że jest bogiem. Zaczął, jak zawsze spokojnie pisząc coś na tablicy. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł Scott z jakąś dziewczyną.
– Przepraszam profesorze, Gretlish. Zajmę dosłownie minutę. Herman odłożył kredę i usiadł za swoim stołem. – Oto wasza nowa koleżanka, Julia. Przyjmijcie ja ciepło do waszego grona. Julio, proszę, usiądź, gdzie chcesz. Dziękuję i przepraszam. Green wyszedł. Julia nawet się nie rozejrzała po klasie podeszła do mojej ławki i usiadła. Powstał mały szmer po klasie.
– Julio, to miejsce jest zajęte. Harley siedzi z Markiem, który dzisiaj jest nieobecny – powiedział wyraźnie, acz cicho Herman.
– Chcesz kwestionować słowa dyrektora, Gretlish? – odrzekła niedbale Julia.
Znowu powstał szmer, tym razem innego rodzaju. Herman zbielał ze złości. Nikt nie chciał zadzierać z Gretlishem. A już na pewno pierwszego dnia! Zbierało się na sporą burzę, ale w cudowny sposób rozładował ją Kira.
– Ta dziwka myśli, że wszystko jej wolno. Tylko patrzeć jak zacznie mi podrywać mojego chłopaka.
– Panno, Linn. Sprawy sercowe proszę rozwiązywać w czasie przerwy albo po lekcjach. A pani Julia… – popatrzył na kartkę od Scotta – Davidson będzie musiała się bardzo skupić na matematyce, żeby zakończyć ten rok z wynikiem dostateczny. – Uśmiechnął się, jakby zobaczył rozdeptaną glistę.
– Mieliśmy dziś mówić o całce Riemanna i sumach Riemanna. Panno Davidson, proszę, przeprowadzić dowód odwołując się do całki Riemanna, a na końcu proszę powiedzieć, z jakiego twierdzenia należy skorzystać, by zapewnić warunek (b).
Napisał coś na tablicy. Coś mi świtało. Spojrzałem na Nathana. Jego łagodny wyraz twarzy świadczył, że wie, o co chodzi. Reszta klasy nie miała bladego pojęcia. Uświadomiłem sobie dziwną sprawę. Miałem na imię Harley, a nowa dziewczyna na nazwisko Dawidson. Co za zbieg okoliczności. Julia podeszła do tablicy. Zaczęła pisać bez zastanowienia. Kiedy skończyła, dodała.
– Należy skorzystać z twierdzenia Lagrangea, lecz można również inaczej.
Herman uśmiechnął się kwaśno.
– Całkiem nieźle. Jesteś bezczelna, ale matematyka jest pewnie twoim konikiem, skoro tak dobrze ci poszło. Umiem zapominać zniewagi. Jestem Herman Gretlish. Wyciągnął do niej dłoń.
– Zwykle nie dotykam mężczyzn – powiedziała dość cicho, ale trzy pierwsze rzędy usłyszały.
Twarz Hermana zrobiła się czerwona, a potem sina. Szczęka zazgrzytała.
– Siadaj – syknął.
Julia wróciła na miejsce.
– Zwariowałaś? – zapytałem cicho.
Popatrzyła na mnie swoimi dużymi jasnobłękitnymi oczami.
– Dam sobie radę. Uśmiechnęła się krótko. – Czemu usiadłaś przy mnie?
– Odwróciła oczy i zaczęła patrzeć w inną stronę.
– Julia!
Odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie prawie z nienawiścią.
– Odczep się palancie.
Poczułem się dziwnie. Miałem zareagować ostro, ale nie zrobiłem nic. Dlaczego? To bardzo proste. Z dwóch powodów. Byłem królem stada. Nie do mnie należało karanie słabego osobnika. Drugi powód był całkiem inny. Przypomniałem sobie Natalię. I z tego powodu, zamiast zareagować podobną odzywką, kazać się jej wynosić, poczułem zupełnie coś innego. W jednej chwili zacząłem ją kochać. Dziwne, prawda? A jednak! Do tej pory tłumaczyłem sobie, że nie odpowiadam na miłość Samanty, ponieważ kocham Natalię. Teraz uświadomiłem sobie, że cała moja niewłaściwa miłość do Nadali przelewa się na właściwe uczucie do Julii. W jednej części sekundy. I równocześnie odczułem tę wychudzoną dziewczynę. Zrozumiałem w jakiś sposób, że jest również jak moja mama, ofiarą znęcania. Jakiego rodzaju, nie miałem pojęcia. Tak odczułem. – Wybacz mi Julio. Bez względu na wszystko, co powiesz czy zrobisz, jestem z tobą i dla ciebie. Dzwonek przerwał moje wyznanie. Mimo to spodziewałem się choćby odrobiny aprobaty czy w końcu drobnego uśmiechu. Zamiast tego, Julia wstała i wyszła. Wyszedłem na korytarz. Setki ludzi wyległy z klas. Niektórzy wyszli na zewnątrz. Dostrzegłem Julię. Siedziała na parapecie i patrzyła w dal. Zastanawiałem się, czy nie podejść, ale ostatecznie zrezygnowałem. Dostrzegłem Kirę. Czułem, że nie podchodzi do Julii w dobrych zamiarach. Podszedłem trochę bliżej, żeby w razie czego rozładować sytuację.
– Jesteś bezczelną zdzirą, ale czego nie mogę ci odmówić to jaj. Nie znasz Georinga. On cię zniszczy, nawet jeżeli masz zdolności w matmie jak Fisher w szachach. Kira nie miała wielkiego pojęcia o imionach sław matematyki, dlatego wymieniła nazwisko sławnego szachisty. Jednakże Julia nie ignorowała tylko mnie. Ona wyraźnie ignorowała wszystkich. Takie przynajmniej odniosłem wrażanie. Obserwowałem scenę z pewnej odległości. Miałem powody do obaw. Kira należała do osób raczej impulsywnych i wybuchowych.
– Czego się nie odzywasz?
Julia nadal patrzyła w okno i nawet nie zwróciła twarzy w kierunku Kiry.
– Ignorujesz mnie, chuda szczapo?
Julia nie zrobiła najmniejszego ruchu. Kira złapała ją za ramiona.
– Odzywaj się, dziwko!
– Kira! – powiedziałem dość wyraźnie.
Puściła ją i zwróciła swoją ładną buzię w moim kierunku.
– Ona jest wkurwiająca, sam widzisz.
– Nie musisz być wulgarna – odrzekłem.
– Nie jestem. Czemu jej pozwoliłeś usiąść obok? Gdybym ja usiadła, to byś mnie przegonił.
– Co ci przyszło do głowy. Bądź milejsza dla nowej koleżanki, to wszystko.
Kira odgarnęła swoje gęste brązowe włosy z czoła i spojrzała na mnie z miłością.
– Gdybym to wiedziała, to bym usiadła dzisiaj na miejscu Marka zamiast jej. Masz dzisiaj czas po szkole, chętnie bym się z tobą zobaczyła.
– Jeszcze nie wiem. Dam ci znać po ostatniej lekcji.
Jej oczy się uśmiechnęły i odeszła do grupy koleżanek. Na następnej lekcji mieliśmy historię. Prowadziła ją bardzo lubiana pani Taylor. Miała na imię Roney. Rozległ się dzwonek i wszyscy zaczęli wchodzić do klas. Kira chyba wzięła moje słowa na poważnie, bo usiadła obok mnie. W środku klasy brakowało kilku osób. Nie zauważyłem Julii. Weszła. Nie wiedziałem co teraz będzie. Czułem. Od Julii emanowało coś nieodgadnionego. Znałem ją dopiero godzinę, nie umiałem tego wytłumaczyć. Julia podeszła blisko, ale wcale się nie odezwała. Natomiast Kira uśmiechnęła się do niej i powiedziała.
– Musisz sobie poszukać innego miejsca, szczapo.
Nie za bardzo mi się to podobało, ale nie chciałem cały czas upominać Kiry. Postanowiłem spotkać się z nią po szkole, ale nie w sensie randki, tylko by jej coś wytłumaczyć. Nie zauważyłem, co ma zamiar zrobić Julia, bo i jak miałem to wiedzieć. Przemknęło mi tylko przez głowę, gdzie usiądzie. Zobaczyłem, że Kira spada z krzesła. Julia stanęła za nią i szarpnęła ostro tylnymi nogami krzesła, na którym siedziała Kira. Szatynka poleciała bezwładnie na dół. Wstała z przekleństwem na ustach. Oczywiście zrobiła krok do tyłu. Julia postawiła krzesło i usiadła obok mnie.
– Harley, nic jej nie powiesz? Prosi się dostać po pysku, sam widzisz.
Spojrzałem tylko na nią błagalnie.
– Skoro nic nie mówisz, sama to załatwię – powiedziała Kira.
Złapała krzesło i chciała zrzucić Julie. Kira szarpała oparcie. Nagle Julia wstała gwałtownie i uderzyła przy tym górą głowy podbródek Kiry. Ta syknęła z bólu.
– Rozcięła mi wargę, dziwka.
Chwyciła włosy Julii. Na szczęście weszła Roney.
– Policzymy się na przerwie, cipo! – wróciła na inne miejsce.
– Witajcie – rzekła miło pani Taylor.
Popatrzyła po klasie.
– Dyrektor, Green dał mi wiadomość, że mamy nową koleżankę. Julia Dawidson. Miło mi cię poznać. Możesz, kochanie coś mi powiedzieć o sobie?
– Nie jestem dla ciebie kochanie, rozumiesz?
Miły uśmiech spadł z ust Roney.
– Skoro tak, to dziękuję. Co tam mieliśmy dzisiaj przerabiać… Wpływ rewolucji przemysłowej na stosunki społeczne w Anglii.
W odróżnieniu od Goeringa Roney była słodką osobą i z pewnością ostra odpowiedź Juli sprawiła jej przykrość. Rozmawiała z nami miło, lecz nie zwróciła się z żadnym pytaniem do Julii. Rozległ się dzwonek. Ludzie zaczęli wychodzić. Roney pakowała swoje książki do torby. Julia podeszła do jej stolika.
– Nie miej żalu. Widzę, że jesteś w porządku.
Zanim Roney zdołała coś odpowiedzieć, Julia wyszła na korytarz. Pożegnałem miło panią Taylor i również wyszedłem. Julia usiadła na tym samy miejscu co poprzednio. Dostrzegłem Kirę, stała z dwoma koleżankami. Po jej minie widziałem, że nie przepuści. Myślałem, jak się to potoczy. Pyskówka, szarpanina? Nie spodziewałem się tego, co się stało. Kira podeszła do Juli energicznym krokiem i bez ostrzeżenia zdzieliła ją pięścią w twarz. Julia nawet nie drgnęła. Zobaczyłem, że ma rozciętą wargę. Widocznie to nie wystarczyło Kirze. Chwyciła ją za bluzkę, blisko szyi i chciała uderzyć po raz drugi. Na szczęście nie dopuściłem do tego. Chwyciłem w samą porę jej prawicę.
– Dość. Nie chcę żadnych bijatyk. Spotkamy się po lekcjach, tak nie może być!
Kira z miejsca się uspokoiła.
– Przepraszam, Harley. Rozwaliła mi wargę i szczęka mnie boli. Wybacz. Poczekam na ciebie na parkingu. Mam nową czerwoną Mazdę 6 – odeszła.
– Potrzebujesz opatrunku?
Spodziewałem się albo burknięcia, albo zwykłej odpowiedzi, ale znowu mnie zaszokowała.
– Musiała się odegrać, rozumiem ją.
Odrzeka to bez żadnej złości i żalu. Ostatnie trzy lekcje minęły bez żadnych incydentów. Pod koniec ostatniej lekcji weszła Melody Oakley. Przeprosiła fizyka profesora Mika Manron za swoje wejście.
– Harley, dyrektor Green chcecie widzieć w tej chwili.
Po chwili wyszła.
– Proszę wybaczyć, panie Manron.
– Nie ma sprawy Harley, możesz iść.
Byłem trochę zaskoczony, kiedy zobaczyłem na korytarzu Melody. Czekała na korytarzu.
– Posłuchaj, Harley. Dyrektor Green prosił, byś go spotkał na dole. Przy drzwiach wyjściowych na boisko. Oczywiście, zanim odeszła, zatrzepotała swoimi długimi rzęsami. W końcu dotarło do mnie, że chyba jej się również podobam. Pomyślałem tylko, ile może mieć lat. Pewnie tyle, co Natalia. Coś mnie zaskoczyło! Pierwszy raz od przeszło trzech lat pomyślałem o niej jak tylko o mamie.
– Och, to pewnie się skończy u niej, kiedy spotka swój ideał. Jest super, ale to moja mama. Poszedłem na spotkanie ze Scottem. Tak jak powiedziała Melody, czekał zaraz przy drzwiach prowadzących na boisko.
– Co się stało, panie dyrektorze?
– Ile razy ci mam mówić, że jestem dla ciebie Scott.
– Poza oficjalnymi spotkaniami – powiedziałem.
– Tak, poza oficjalnymi spotkaniami. Mam nadzieje, że rozumiesz.
– Oczywiście, Scott.
Zaczął mówić. Widziałem, że ma to dla niego duże znaczenie.
– Profesor Gretlish jest dupkiem, a przy tym niezbyt miłym facetem, ale nie dlatego chciałem cię widzieć.
Jego słowa trochę mnie zaskoczyły. Ufał mi. I to jak!
– Powodem jest Julia Dawidson. Proszę cię, weź ją pod szczególną opiekę. To dobra dziewczyna. Przeszła wiele. Nie mogę ci powiedzieć więcej, bo i ja nie wiem wiele. Proszę cię! Stanął przede mną i ujął mnie za ramiona. Patrzył mi prosto w oczy.
– Zrobisz to?
– Oczywiście, Scott. Zrobię wszystko, co będę mógł. Ona jest inna. Nie spotkałem nigdy kogoś podobnego. Wracaliśmy w milczeniu w kierunku budynku. Wróciłem do klasy. Julia nie powiedziała słowa. Wyszła, a ja zostałem w klasie. Przypomniałem sobie o Kirze. Myślałem, że już jej nie będzie. Na parkingu zostało tylko kilka samochodów. Kira stała przy swojej czerwonej Mazdzie 6.
– Wiedziałam, że rozmawiasz z dyrektorem, dlatego czekałam. Pojedziemy gdzieś?
– Kira! Nie możesz robić takich numerów. Szczególnie przy całej klasie.
– Bo jesteś taki zimny. Wiesz, że chcę, byśmy się zbliżyli. Chcę być twoją dziewczyną. Wiesz, co czuję każdego dnia?
– Domyślam się. Kira nie mogę zmusić mojego serca. To tak nie pracuje. Proszę cię bądź łagodna dla Julii. Spojrzała na mnie trochę ze złością.
– Jest dopiero pierwszy dzień w szkole, a znaczy dla ciebie tak wiele?
– Nie o to chodzi. Wiesz, że jestem za harmonią. Nie mogę nikogo wywyższać.
– Myślałam, że jak nie ma Samanty ani Tracy to już nikt mi ciebie nie odbierze.
– O czym ty mówisz! Ja jej w ogóle nie znam.
Jej twarz się wypogodziła. Widocznie zrozumiała to jako nadzieję. A ja nie mogłem jej tego odebrać. Podeszła i pocałowała mnie w policzek. Wsiadła do samochodu i pojechała. Zostałem sam.
– Jak wy kobiety to wiecie? Julio, kim jesteś, że wtargnęłaś tak mocno do mojego serca?
Doszedłem do mojego podrasowanego Buicka Grand National. Metaliczny błękit lśnił pięknie we wrześniowym słońcu. Miałem dość miłą resztę dnia. Natalia zachowywała się bez zarzutu. Sądziłem, że jej serce i ciało w końcu zrozumiało. Ile razy o niej myślałem, winiłem się za ten gwiazdkowy prezent. Przecież dolałem wówczas oliwy do ognia i z trudem zastopowałem coś niewłaściwego. Następny dzień minął bez żadnych niemiłych wypadków. Nie mieliśmy matematyki. Natomiast Roney robiła wrażenie, że już nie ma urazy do Julii. Kira zachowywała się super. Przeprosiła Julię. Oczywiście Julia nie zareagowała w żaden sposób. Odzywała się tylko, kiedy absolutnie musiała. Widocznie Scott poinformował ciało pedagogiczne, żeby również mieli specjalne staranie o nową uczennicę. Skończyły się lekcje. Dzisiaj miałem trening z Peterem. Jechałem inną drogą. Ponieważ rozmawiałem jeszcze z kilkoma kolegami, miałem trochę opóźnienia. Jechałem spokojną dzielnicą domków jednorodzinnych.
Szła spokojnie. Miała tę samą sukienkę co wczoraj. Zwolniłem na chwilę i przyspieszyłem po chwili. Nie chciałem, żeby pomyślała, że ja szpieguję.
Trenowałem z Peterem dwie godziny.
– Naprawdę nie chcesz się temu poświęcić? Masz talent, brachu.
– Nie Pet. Szczególnie po tym wypadku z Terry i John. Pewnie umiem się bronić, ale nie mógłbym bić kogoś, kto nic mi nie zrobił.
Peter uśmiechnął się i przytulił mnie szybko.
– Jesteś wspaniałym facetem, Harley. Dzięki.
– O co chodzi? Nie rozumiem.
– Sam mi powiedziała. Może miłość do ciebie powoli ulatuje z jej serca. Dzięki ci, że nigdy jej nie dotknąłeś.
– Peter, ja nie zrobiłem tego tylko z twojego powodu.
– Nie ważne. Nie muszę wiedzieć z jakiego. I tak ci tego nie zapomnę. Ja ją bardzo kocham i nie wiem, czy bym mógł jej spojrzeć w oczy, jeśliby z tobą spała.
– A mnie byś mógł spojrzeć? Raczej powinno być odwrotnie.
– Tak, pewnie masz rację. Gdzieś w głębi ufałem w ciebie.
Wróciłem do domu koło szóstej. Nie wiedziałem, co mnie spotka tej nocy.
Następny dzień.
Dojechałem kwadrans przed zajęciami. Musiałem odetchnąć po raz kolejny po tej nocy. Zaparkowałem Buicka i poszedłem do budynku. Mark już wyzdrowiał. Kiedy dowiedział się o Julii, zapytał wprost.
– Jak chcesz, usiądę gdzieś indziej.
– Mark. Jesteś moim przyjacielem. Jest w niej coś specjalnego. Dzięki, że rozumiesz.
– Jasne szefie. Ty tu rządzisz.
– Nie mów tak, Mark. Wszystko to robię dla dobra stada.
– Wiem, wiem.
Lekcje ślimaczyły się okrutnie. Julia nie odzywała się prawie wcale. W końcu usłyszeliśmy końcowy dzwonek. Poszedłem na parking. Powoli wyjechałem na ulicę. Pojechałem ta samą drogą co wczoraj. Julia szła spokojnie. Zatrzymałem auto.
– Hej. Widziałem cię wczoraj. Podrzucić cię?
– Dam radę. Dziękuję.
Zaczęła iść, patrząc przed siebie.
– Julio, proszę!
Zatrzymałem samochód i podszedłem do niej.
– Znaczysz dla mnie wiele. Pozwól się podwieść. Uśmiechnęła się w sposób zagadkowy. Dostrzegłem coś dziwnego w tym uśmiechu.
– Pozwolisz mi poprowadzić?
– Masz prawo jazdy?
– Nie, ale umiem jeździć.
– Dobra – odrzekłem bez zastanowienia.
– Ma dodatkowe dopalacze, mniemam.
– Musisz być niezła nie tylko z matmy. Faktycznie ma dwa. Prawie 750 koni.
Wsiadła, a ja usiadłem obok. Zapiąłem pasy. Jej twarz zrobiła się dziwna. Poczułem nieznane uczucie. Ruszyła. Ruszyła? Poczułem, jak siła startu wciska mnie w fotel. Dostrzegłem tylko, że nie ma zapiętych pasów. Dzielnica, w której jechaliśmy, miała ograniczenie do trzydziestu i pięćdziesięciu. Wskazówka szła za 110 km na godzinę. Usłyszałem pisk opon. Weszła na kontrolowanym poślizgu w zakręt. Obroty dochodziły do siedmiu tysięcy. Nie mogłem nic zrobić. Do tej pory nigdy się jeszcze nie bałem. To był pierwszy raz. Przejechała kilka stopów. W takich miejscach przeważnie nie instalowali kamer. Zatrzymała przed lekko zabiedzonym domkiem.
– Zbladłeś trochę.
– Julio, czyś ty zwariowała?
– Jak chcesz mi prawić morały, to lepiej od razu idź do domu.
Bez słowa zaczęła się kierować do drzwi wejściowych. Wszedłem za nią. Stare meble. Szafa, stół, dwa krzesła. – Zrobię herbaty. Więcej nic nie mam.
Koło jej nóg pojawił się kot. Rudy w białe pręgi. Piękny i dobrze utrzymany.
– Hej Tygrys, zaraz ci coś dam.
Otworzyła szafkę nad kuchnią. Stały tam najlepszej klasy puszki z kocim jedzeniem.
– Pojedźmy coś zjeść.
– Nie znoszę restauracji.
– To pojedźmy do sklepu i kupimy coś. Razem ugotujemy. Co myślisz?
– Nie mam pieniędzy.
– Kupię za swoje. Oddasz mi kiedyś, jak będziesz mogła.
– Długo będziesz czekał.
– Nie pali mi się. I tak mam zamiar być z tobą do końca życia.
Inna dziewczyna albo by mnie wyzwała od idiotów, albo by była szalenie szczęśliwa. Na Juli nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– Dobra, jedziemy. Pogładziła czule Tygrysa.
– Przyjedziemy za półtorej godziny. Bądź grzeczny. – Wzięła go na ręce i przytuliła.
Kot zaczął mruczeć miło.
– Ja będę prowadził.
– Dobra maszyna. Bałeś się, prawda?
– Tak. Pierwszy raz w życiu. Jesteś szalona.
– Nie jesteś spostrzegawczy. Chodź, póki nie zmienię zdania. – Pocałowała mnie krótko w usta.
Dojechaliśmy do sklepów za dziesięć minut. Wrzucałem do kosza wszystko, co mi mówiła.
– Możemy podjechać do Walmarta? Potrzebuję coś do ubrania. Skoro mam chłopaka, muszę jakoś wyglądać. Nawet się nie zdziwiłem. Nie mogłem sobie wyobrazić osoby bardziej bezpośredniej. Wróciliśmy.
– Ja będę gotować, a ty mi będziesz pomagać, zgoda?
– Nie ma sprawy, Julio.
Szło jej nieźle, a właściwie super. Zrobiliśmy sałatkę z różnych owoców i jarzyn. Wspaniałą zupę i spaghetti z najlepszym sosem, jaki jadłem w życiu.
– To twój dom?
– Dostałam.
– Od rodziny?
– Można tak powiedzieć.
– Pracujesz gdzieś?
– Nie.
– Chciałabyś?
– Może.
– Jestem menażerem w sklepie sportowym. Mogę ci załatwić part time, a w wakacje full time.
– Do wakacji daleko.
– Tylko powiedz czy chcesz, załatwię.
– Dobrze, powiem.
– Masz jakieś pieniądze?
Spojrzała na mnie dziwnie. Zniknęła w drugim pokoju. Po chwili wróciła.
– Tu jest dwadzieścia osiem dolarów i trzydzieści centów. Resztę oddam drugiego października.
– Julio, co ty. Tak pytałem. Zabierz pieniądze.
Wyjąłem dwa banknoty po sto dolarów.
– Będziemy kupować jedzenie dwa razy w tygodniu. Tylko powiedz, jeżeli coś będziesz potrzebować.
Dziewczyna spojrzała na mnie inaczej. Wyrzuciła wszystko z torby na fotel.
– Podoba ci się ta sukienka? Jeżeli nie, wymienię na tę, co dłużej patrzyłeś.
– Jest świetna. Ładnie ci w jasnym. W sumie ładnie ci w każdym kolorze.
– Dziękuję. Pocałowała mnie ponownie delikatnie w usta.
– Jestem trochę dzika. Powinnam była się umyć i ubrać.
Poszła do łazienki. Trwało to jakieś dziesięć minut. Wyszła w ręczniku. Zdjęła go i zaczęła się ubierać. Z pewnością się mnie nie krępowała, bo została tylko w majtkach. Nieco zużytych, ale czystych. Miała ładne tylko trochę wychudłe ciało. Zauważyłem kilkanaście blizn na plecach i udzie.
– Jak się to stało.
Nic nie powiedziała. Myślałem, że nie dosłyszała.
– Julio, skąd się to wzięło?
Spojrzała na mnie tak, że przeszły mnie ciarki.
– Nie twój interes. Idź już.
– Julia! Co ty?
– Idź – powiedziała łagodniej. Proszę.
Pozbierałem się z krzesła. Prawdę mówiąc, wolałbym dostać w mordę. Wolałbym wszystko, ale nie to. Zapaliłem Buicka. W głowie miałem pustkę.
– Julio, dlaczego? – wyszeptałem.
Na nic więcej nie było mnie stać. Nie miałem ochoty jechać do domu. Nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Ja, przywódca stada miałem wielki kłopot. Nie ze swoją watahą. Z samym sobą. Czy to możliwe, że Julia zawładnęła moim sercem i duszą? Nawet Natalia nie pochłaniała mnie tak w trzeciej części, przez poprzednie trzy lata… Pojechałem do mojego parku. Tu czułem spokój. W drzewach coś było. Jakby błogi spokój koił moją duszę. Słyszałem szepty liści, tylko nie rozumiałem treści przekazu. Słońce stało nisko nad horyzontem, kiedy wstałem z ławki. Sprawdziłem komórkę. Setka wiadomości od mamy. Co za drań ze mnie. Egoista. Dla jednej istoty zapomniałem o całym świecie. Nie byłem daleko od domu, ale zadzwoniłem natychmiast.
– Co się dzieje, Harley. Odchodzę od zmysłów. Wszystko tak?
– Tak, zaraz przyjadę. Jestem niedaleko.
Po kilku minutach zaparkowałem samochód obok jej Nissana. Przytuliła mnie serdecznie i pocałowała policzek. – To przeze mnie. Pewnie mnie nienawidzisz za to, co wczoraj. Poprawię się. Wiem, że obiecywałam już wielokrotnie, ale tym razem mam pewność.
– Mamo. Jak możesz mówić, że cię nienawidzę! Ja Cię kocham, tak mocno, jak tylko potrafię. To wszystko moja wina. Gdyby nie ten prezent ma gwiazdkę…
– To nie miało wielkiego znaczenia. Ja i tak chciałam. Do wczoraj… To znaczy, nadal chcę, ale to odchodzi. Zrozumiałam, że zniszczyłabym wszystko, co ważne dla ciebie i mnie.
– Tak Natalio. Tak mamusiu.
Przytuliłem ją mocno. Po chwili ją uwolniłem. Otarła łzę.
– Och jak bardzo mi tego brakowało. Odzyskałam teraz to, co miałam w sobie. Jestem matką.
Miałem pewność, że rozumiem, co ma na myśli.
– Odgrzeję obiad. Jesteś pewnie głodny.
Usiadłem w kuchni i patrzyłem, jak się porusza. Zacząłem odczuwać zapachy. Jednak nadal miałem ,,dołek” związany z Julią. Musiałem coś z tym zrobić. To nie byłem ja. Chciałem odzyskać siebie. I to jak najszybciej! Natalia podała obiad. Usiadła naprzeciw i patrzyła. Wcale mi to nie przeszkadzało.
– Co w pracy?
Zmieniła postawę. Wyprostowała się na krześle.
– Etyka zawodowa mi zabrania.
– Mamo!
– Och, wiem. Umiesz trzymać tajemnice. Mam aktualnie trzy pacjentki. Jeden przypadek jest bardzo typowy. Mąż ja porzucił. A ona nadal go kocha. Druga osoba ma problem z sobą. Mąż jej próbuje pomóc. Ma problemy w pracy. Czuje się niedowartościowana, odczuwa szykany, które nie istnieją. Trzecia… wole nie mówić. Coś okropnego.
– Powiesz?
– Nie. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
– Tak. Już zrozumiałem.
Popatrzyła na mnie.
– Co jest, Harley! Nigdy cię takiego nie widziałam. Coś z Samantą? Mam nadzieję, że nie jest w ciąży. Popatrzyłem na nią zdziwiony.
– I ty jesteś psychoanalitykiem? Z Samantą jest dobrze. Ja nigdy z nią…
Popatrzyłem na nią inaczej.
– Powodem byłaś ty. Obydwoje tego chcieliśmy, ale dobrze, że tak się nie stało. Dzięki temu mamy coś czystego i pięknego. Ty masz syna, a ja mam matkę.
– Tak, kochanie. Nigdy ci nie zapomną, co dla mnie zrobiłeś. Pozbierałeś resztki, które zostały ze mnie. Podlewałeś i pielęgnowałeś. Dzięki temu jestem teraz różą. Piękną kwitnącą różą. I wiem, że mam kolce. Potrafię ich użyć.
– Mam kłopot. Pierwszy raz w życiu. Muszę sobie dać tym radę sam. Wiem, że zrobiłabyś wszystko, żeby mi pomóc.
– Dobrze, rozumiem. Będę w swoim pokoju, jakbyś zmienił zdanie.
Poszła na górę. Siedziałem chwilkę przy stole. Zebrałem talerze i włożyłem je do zlewu. Po chwili poszedłem do swojego pokoju. Zostałem sam, ale nie byłem sam. W koło i w środku była tylko Julia. Tylko że nie mogłem jej dotknąć w żaden sposób
Poprzedni wieczór.
Dzień jak co dzień. Jeszcze czułem i pamiętałem sprawy związane ze szkołą. Teraz wszedłem do domu. Naszego domu. Mojego i mojej mamy. Widziałem efekty. Czułem, że z Natalią już wszystko dobrze. Pewnie jej coś jeszcze brakowała, ale tego nie mogła otrzymać ode mnie. Zrobiła kolację. Zachowywała się najzupełniej w porządku. Umyłem się, poczytałem coś z lekcji na jutro. W zasadzie byłem na bieżąco z programem. Uczyłem się dobrze i z tego powodu nie miałem zaległości. Przed samym spaniem zapukałem do mamy.
– Wejdź – usłyszałem.
– Idę spać.
Nie wchodziłem głębiej. Ona już była w łóżku.
– Dobranoc, kochanie – powiedziała zupełnie naturalnie.
– Dobranoc.
Zamknąłem drzwi. Po chwili byłem już w łóżku. Zgasiłem lampkę i wkrótce zasnąłem.
Obudziłem się. A właściwie coś mnie obudziło. Coś bardzo miłego. Pocałunek. Po kilku sekundach czułem, co się dzieje.
– Mamo, co robisz. Jesteś nago.
– Kocham cię i pragnę być blisko.
– Czemu przyszłaś, dlaczego mnie całujesz i czemu jesteś nago?
– Wiesz czemu. Wtedy w święta, chciałam. Wcześniej, też chciałam. I teraz chcę. Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony.
– Nie mogę się z tobą kochać.
To tylko zdołałem wypowiedzieć, ale ona widocznie była innego zdania. Wstała i zapaliła lampkę.
– Jestem dużo starsza od ciebie, wiem, ale nie jestem brzydka, to też wiem.
– Natalia, przestań.
Usiadłem na fotelu i ukryłem twarz w dłoniach.
– Harley. Marzę o tym. Nigdy nie było mi miło. Ani razu. Wiem, że jesteś moim synem. Wiem, że to grzech. Jesteś jedyną osobą, która ma dla mnie wielkie znaczenie. Tamta Natalia, która Cię urodziła, już dawno nie żyje. To tylko ciało, które dziwnym trafem nie ucierpiało.
Mogłem powiedzieć inaczej, ale akurat to mi przyszło do głowy czy serca.
– A to, co ja czuję, nie ma dla ciebie znaczenia? Może gdybyś nie była moją matką, też bym nie chciał? Nie robiłem tego jeszcze i nie wiem, jak się to robi.
– Ja też nie wiem. To, co było, między mną a Henrym, nie mogę nazwać miłością. Czuję, że mojemu wymarzonemu mężczyźnie mogę dać wszytko najlepszej klasy.
– Ale jesteś moją matką, na miłość boską!
– Teraz nie. Jestem kobiet, pragnącą otrzymać co powinna od ukochanej osoby, ale idzę, że ty mnie ani nie kochasz, ani nie pragniesz.
I co miałem zrobić? Mogłem kazać się jej wynieść. Ale postąpiłbym jak Henry. Albo gorzej. Mogłem potwierdzić jej słowa. Ale to nie była prawda. Uświadomiłem sobie w jednej chwili, kim dla mnie jest. Czy czternastoletni chłopak mógłby pomagać matce, by zaczęła żyć? By zaczęła wierzyć, że jest zdolna, piękna, uczuciowa, kreatywna? To prawda, byłem jej synem. Ale byłem też kimś innym. I na odwrót. Była matka, ale nie tylko. Ku jej zaskoczeniu poszedłem zapalić światło.
– To przez ten prezent, wybacz – szepnąłem – obudziłem w tobie kobietę.
– Tak, obudziłeś. Ale ten prezent nie miał znaczenia. Tylko zrozumiałam, że nie jestem dla ciebie tylko matką.
– Natalio. To wszystko, co powiedziałaś to nie prawda. Jesteś piękna, atrakcyjna. Kocham cię. Jak matkę, ale jeszcze inaczej. Nie mogę zrobić tego z tobą. Z jednej przyczyny. Nie mogę wejść, tam skąd wyszedłem.
Ona otworzyła szeroko oczy.
– Dlaczego? Niczego więcej nie pragnę.
Doznałem olśnienia. Głupia cipa. To był klucz do wszystkiego. Upodlenie moralne. Poczucie małej wartości, strach. Wszystko, wszystko było tam ukryte. Pozornie wygrała. Stała się inną kobietą. Zdolną, pracowitą. Jednak nie była wolna. To jedno słowo było kluczem. Nie miałem pewności czy podziała, ale musiałem spróbować. Musiałem pójść na całość. Musiałem pokonać Henrego Kramera jego własną bronią. On nie był żadnym czarownikiem. Ani tym bardziej hipnotyzerem. Co zrobił, to zabił w niej wszystko, albo lepiej prawie zabił. Jej psychika była zdruzgotana. Duch sponiewierany. Ja z jej pomocą to odbudowałem. Ale pozostał klucz. Musiałem zniszczyć ten klucz. Ale gdybym to zrobił, mógłbym zabić na amen w niej kobiecość. A przecież była wciąż młoda i atrakcyjna. Nie mogłem tego zrobić.
– Jesteś bardzo mądrą cipką. Jesteś śliczna wszędzie, a szczególnie tam.
Popatrzyła na mnie inaczej. Tak! To było to.
– Harley, co ty mówisz? Syn nie powinien mówić takich słów do matki. Założyła koszule i podeszła do mnie.
– Nie gniewam się, bo cię bardzo kocham.
Pocałowała mnie w policzek, zgasiła światło i zamknęła drzwi.
Rozpierała mnie duma. Znowu byłem szefem stada. Uratowałem bardzo droga mi samkę. Przecież bez niej nie mógłbym zaistnieć.
Kolejny dzień.
Wstałem w minorowym nastroju. Świat nadal kręcił się wkoło Julii. Dlaczego mnie odrzuciła, odepchnęła. Czemu mną wzgardziła? Czemu do cholery kazała mi się wynieść? Zrobiłem poranną toaletę i ubrałem się do szkoły.
– Hej, jak spałeś. Widzę, że słabo. Wszystko się ułoży. Miej cierpliwość.
Patrzyłem na nią jak na przedstawiciela razy pozaziemskiej. Ona mi to mówi?
– Tak, masz rację mamo.
– Matka ma przeważnie rację. Jak będziesz gdzieś chciał się zatrzymać dłużej, możesz dać znać. Wiem, że jesteś dorosły, ale ja mam prawo się niepokoić.
– Jasne, Natalio.
– Harley, nie zrozum tego źle. Mam tak na imię. Ale wolę jak mówisz mamo.
– Jasne.
– Muszę być trochę wcześniej w biurze. Mam nadzieję, że nie zawadzę twojego pupilka w garażu.
– Jak zawadzisz, to stracisz punkty na ubezpieczeniu – roześmiałem się.
Pocałowała mnie w policzek.
– Pa, muszę lecieć. Uszka do góry, synku.
Już jej nie było. Czy ja dokonałem tego cudu? Nie miałem pewności co do tego. Miałem co do innej sprawy. Od tego momentu wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. Z nią. A ze mną? Tego jeszcze nie wiedziałem.
Dojechałem na czas. Moje miejsce stało puste. Nikt nie śmiał parkować na moim parkingu. W końcu byłem Alfa dog. Wszedłem do klasy. Parę osób poklepało mnie po plecach. Kilka dziewczyn posłało uśmiech. Kira również. Nie dostrzegłem tego, co zawsze. Ale była tam radość i spełnienie. To świetnie. Dopiero po kilku minutach uświadomiłem sobie, że miejsce obok jest puste.
,,Pewnie się spóźni” – pomyślałem.
Na drugiej lekcji poczułem nieprzyjemne mrowienie po plecach. Lekcję prowadził fizyk. Podszedłem do niego i zapytałem. W sumie, gdyby odmówił i tak bym to zrobił.
– Muszę wyjść. Bardzo ważna sprawa, panie profesorze.
– Jasne, Harley. Nie ma sprawy.
Prawie pobiegłem do samochodu. Nie jechałem tak ostro, jak dwa dni temu Julia, ale z pewnością przekroczyłem szybkość i złamałem parę przepisów. Drzwi nie były zamknięte. Nawet na klamkę. W środku panował smród. Znajomy smród.
– Tylko nie to – powiedziałem cicho.
Ale to było to. Kot siedział na parapecie i na mój widok zeskoczył i obtarł się o łydkę.
– Hej Tygrys. Pani nie dała ci jeść?
Wyjąłem puszkę i dałem całą na talerzyk. Zmieniłem wodę w miseczce.
– Julio? – Zawołałem, ale czułem, że nie odpowie.
Wszedłem do sypialni. Leżała na dywanie. Źródło smrodu znajdowało się w kilku miejscach. Najwięcej na sukience. Tej, co jej kupiłem. W koło leżały butelki.
– Nie powiesz, że sama to wypiłaś? – powiedziałem do siebie.
Widocznie Julia lubiła urozmaicenia. Dwie po winie, jedna po wódce i jedna po whiskey. Dopiero teraz zobaczyłem i zjeżyły mi się włosy na całym ciele. W dłoni miała krótki nożyk. Lewy nadgarstek miał ranę. Nie groźną. Zabrałem nóż z jej dłoni. Poczułem mocz. Kobiecy pachnie nieco inaczej. Miałem kilkakrotnie z tym doświadczenie. Nie było numeru dwa.
– Dzięki – szepnąłem, kierując wzrok w górę.
Pacnąłem ją lekko w policzek. Otworzyła oczy.
– Czemu poszedłeś? Nie kochasz mnie?
Mówiła trochę niezrozumiale i nie zupełnie przytomnie. Ale chyba mówiła, co chciała. Lawina uczucia owładnęła moim ciałem.
– Już cię nie zostawię.
– Nigdy?
– Nigdy, kochanie.
Próbowała wstać, ale byłaby zwaliła się jak kłoda, gdybym jej nie złapał.
– Chodź, umyjemy się.
Wziąłem ją na ręce. Ważyła mniej niż mama, ale nie była piórkiem. Weszliśmy do łazienki. Nie miała kabiny jak my tylko wannę i prysznic. Zasłonka miała pastelowe kolory. Cerata była trochę wysłużona. Zdjąłem jej sukienkę. Nie miała stanika. Posadziłem ją w wannie. Nie broniła się i nie utrudniała mi w niczym.
– Dlaczego mnie myjesz. Jestem czysta. To oni byli brudni, ale już ich nie ma.
Nie wiedziałem, o czym mówi, ale nie próbowałem pytać. Myłem jej włosy szamponem, bo dostrzegłem resztki jedzenia na kosmykach. Delikatnie myłem jej ciało. Woda zrobiła swoje. Zaczęła się robić coraz bardziej przytomna.
– Dałeś jeść kotkowi?
– Tak. Dałem mu też wody.
– Lubię cię.
Pocałowała mnie w policzek.
– Lubisz? Fajnie, cieszę się.
Uśmiechnęła się.
– Chce mi się pić.
– Dam ci wody, poczekaj.
– Wody? Nie chcę wody. Mam jeszcze jedną wódkę w zamrażalniku.
– Alkoholu nie dostaniesz. Wydałaś dwie stówy na picie.
– Spierdalaj. Idź sobie.
– Tym razem jak pójdę, już mnie nie zobaczysz.
Zakręciłem wodę. Zamierzałem wyjść.
– Harley! Ja się upiłam, bo poszedłeś. Zostań!
Zatrzymałem się w drzwiach.
– Julio. Ja cię kocham.
Patrzyła na mnie zupełnie przytomnie.
– Ja ciebie też. Zaczęłam, zanim usiadłam z tobą w klasie.
– Jak to?
– Chodź do mnie.
Podszedłem.
– Dlaczego chciałaś się zabić? Teraz rozumiem, czemu jechałaś jak szalona. Nie rób tego więcej. Nigdy!
– Pod jednym warunkiem.
– Jakikolwiek on jest.
– Nigdy mnie nie zostawiaj. Nigdy. Przepraszam, że tak powiedziałam. Ty nie wiesz…
– To nieważne. Kocham cię i NIGDY cię nie opuszczę.
Oplotła mnie swoimi silnymi, lecz wychudłymi ramionami. Poczułem jej usta. Jeżeli pocałunek można porównać z owocem, to była to malina z sokiem mango. Tylko tysiąc razy słodsza. Moje ciało doznawało nieopisanej rozkoszy. Ale wcale się nie spieszyłem. Ona zdjęła jedyne okrycie jakie miała. Zdjęła mi mokrą bluzkę i wszystko. Czy tego chciała? Nie wiem. Godziła się. A ja czułem, że muszę to zrobić. Nie całowałem jej intymności, piersi, a nawet ust. Dotykałem i całowałem tylko jej blizny, a z moich oczu ciekły łzy. W końcu skończyłem.
– Wiedziałeś, kochanie!
– Tak.
– Jest już dobrze. Teraz możesz mnie pokochać. Chyba że wolisz, żebym ja kochała ciebie. Nie wiem, czego bardziej pragnę.
Ponieważ nie zrobiłem nic, ona zaczęła. Nigdy nie myślałem, jak to jest. Czemu ludzie to robią? I dobrze, że nie myślałem. Bo najbardziej cudowne wyobrażenie byłoby niczym. Tylko wiedziałem, czemu tak jest. Sam seks jest pewnie miły, ale bez uczucia jest niczym. A ja kochałem Julię. Każdą częścią mojej duszy. Każdym kawałkiem mojej skóry. Każdy jej pocałunek był nektarem. Jej usta nie ominęły niczego. Dosłownie. Nie wiem, jak inny mężczyzna czułby się, kiedy zakochana osoba całuje mu palce u nóg i delikatnie wsuwa język pomiędzy palce. Liże piętę jak truskawkowego loda.
– Teraz już jesteś mój. Zostawiłam pieczęcie na twoim ciele.
A potem zatraciliśmy się w sobie. Dosłownie. Nie pamiętałem nic i pamiętałem wszystko. Widziałem gwiazdy, odwiedziłem centrum rozpalonych słońc. Wytarty dywan w jej domu był polem rumianków. Łóżko gajem lilii. Sądzisz, że kobieta musi mieć kształtne piersi, długie i zgrabne nogi? Jesteś w błędzie. Musisz ją kochać w sercu i duszy, a ona ciebie. Wówczas ciało anioła wydaje się niczym. Zapach jej podnieconego ciała jest świeżą bryzą i konwalią. W końcu przekraczasz zmysły. I wówczas żadne słowo nie jest w stanie opisać tego, co czujesz. Wszystko, co smakowałeś, widziałeś i czułeś, zostaje w tyle. Nie ucz się tantry. Nie powstrzymuj szczytu. To na nic. Nie pamiętasz szczytu. Nie pamiętasz wybuchu wulkanu. Wszystko prze w czasie i jest delikatnym wiatrem na bezkresnym polu trawy. Nie chcesz powracać do tego świata. Ale musisz, bo jak inaczej będziesz wiedział, że byłeś w raju? Ale nie to jest najcudowniejsze. Wiesz, że ona czuła to samo. I nie była jej ani nie było ciebie. Byliście jednością. A największy upominek czeka cię, kiedy znowu poznajesz ścianę, czujesz pot i widzisz kota na szafce. Już wiesz, że wszystko minęło. A co zostało? To, że istota, której głowa spoczywa na twoim torsie, jest tobą, a ty jesteś nią. Na zawsze. Nie na to życie. Na zawsze. Wieczność. Eony czasu. Wiesz, że niebo i ziemia przeminie, a ty będziesz trwać w niej a ona w tobie.
– Powiedz mi. Ja czułem, kiedy całowałem twoje blizny, ale muszę wiedzieć.
– Czekałam na to. Wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Jakaś moja maleńka część mnie. czekała na ciebie.
– Mów, mój kwiecie – szepnąłem.
– To się zaczęło wiele lat temu. Miałam dwanaście lat. On nie wyglądał, że jest zły. Nie wiem, co go skłoniło. Może był ucieleśnieniem zła? Ludzie myślą, że Lucyfer jest zły. Ale ja myślę, że niektórzy ludzie znacznie go przewyższają w czynieniu zła. Nie wierzę, że ten upadły anioł lubuje się w ofierze z małych dzieci. Zaczęło się zwyczajnie. Ona piła. Udawała, że nie widzi. Ale wiedziała. Musiała wiedzieć. Leżała zalana na sofie, a on zaczął mnie tulić. Nie chciałam, ale powiedział, że zabije mnie, jeśli coś pisnę. Że moje ciało zgnije w bagnie i nikt go nigdy nie znajdzie. Nawet nie pamiętałam czy bolała. Bo umarły nie czuje. Nikt nie wiedział. Nauczycielki, koledzy. Nikt. Ona wiedziała. A potem to się powtarzało. Co miesiąc, co tydzień. Przez długie pięć, prawie sześć lat. W końcu ona umarła. Dostała raka piersi. Nie mogłam zrozumieć, że to nie marskość wątroby czy niewydolność nerek. Przez dwa lata urozmaicał swoja przyjemność. Ja byłam posłuszna. Mimo to bił mnie. Po udach, szczególnie po plecach. Nie mogłam uczestniczyć w zajęciach wychowania fizycznego. Nie mogłam być badana przez lekarza. Jak to załatwił, nie wiem. Czy inni wiedzieli? Nie myślę. Był majorem miasta. Miasta, które miało dwieście siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców. Nie żyłam. Nie czułam strachu. Coś we mnie było zablokowane. Miał w kieszeni policję. Wszystko trwało, aż do czasu, jak jeszcze bardziej urozmaicił rozrywkę. Szef policji zaczął brać w tym udział. Jak trup może rejestrować? Nie wiem. Miałam pojedyncze obrazy tego, co się działo. Jakbym oglądała horror. Oglądałam zdjęcia albo krótkie sceny. Ale moja świadomość nie rejestrowała, że to ja. To trwało tydzień, może dwa. Jak ten co nie żyje może być geniuszem z chemii i matematyki? Jak trup może zostać mistrzem formuły jeden po jednym razie jazdy na parkingu? Nie wiem. Czy to planowałam? Nie.
On leżał pijany w salonie. Wiem, że kazał mi zrobić kanapki. Byłam w kuchni. Ten drugi, szef policji, pułkownik Larry Smith, przyszedł i zapytał, kiedy skończę je robić. Pewnie wówczas już ożyłam. Wiedziałam wszystko, co mi zrobili. Zobaczyłam lekko nalanego faceta z małym kutasem, jak stoi dwa metry ode mnie. Nikt by nie zdążył. Nawet wytrenowany mistrz karate nie miałby szans. Znalazłam się przy nim szybciej niż promień światła. Miałam w ręku kuchenny nóż, bo robiłam kanapki. Zanim zrozumiał, że mu podcięto gardło aż do kości, poczuł, że obcięto mu jaja z jego małym członkiem. Bez żadnych emocji weszłam zakrwawiona do salonu. On nawet nie wiedział, że umrze. Nie miałam w sobie nienawiści czy rewanżu. Nie chciałam go szatkować jak kapustę. Po prostu wbiłam mu nóż w serce. Nie mam pojęcia, jak miałam tyle siły. Nóż wbił się w drewnianą posadzkę. Potem nie pamiętam. Obudziłam się w więziennym szpitalu. Spędziłam tam tydzień, a później następne dwa w areszcie. Najcudowniejsze trzy tygodnie mojego dorosłego życia! Sprawa odbyła się beze mnie. Dla dobra śledztwa i opinii publicznej sprawę zatuszowano. Rząd kupił mi dom, oczywiście w innym stanie. Dostałam kuratora.
Julia zamilkła. Nie widziałem na jej twarzy łez. Sam miałem ich ślady na policzkach i smak w ustach. Tylko chwilę, bo usta Juli je zmyły.
– Zobaczyłam twoje zdjęcie na biurku. Czy to nie cud, że skierowano mnie do czwartej B w szkole imienia Thomasa Jeffersona?
– Czy powiedziałaś Natalii?
– Nie. I ona nigdy się nie dowie. Nasze spotkanie zaczęło się od moich słów.
– Co jej powiedziałaś?
– Pewnie się zdziwisz. Nie jestem jasnowidzem, ale to wiedziałam. Powiedziałam tylko to: Podniósł cię z popiołów. Poskładał w kawałki. Nauczył cię żyć. Nauczył cię radości. Jesteś spełniona. Kochasz go i pragniesz. Ale to się nigdy nie stanie. To ja jestem jego Waderą.
– I co ona powiedziała?
– Pytała, skąd wiem. Pytała, pytała. Ja więcej nic nie powiedziałam. Nic.
– I co teraz będzie?
– Nic. Przeproszę Kirę. Będę grzeczną dziewczynką. Bez strachu. Bo zawsze obok mnie będzie mój obrońca. Moje życie. Mój tlen.
Pocałowała delikatnie moje oczy.
Zadzwoniłem do Natalii.
– Wszystko w porządku. Wrócę jutro.
– Jesteś z nią?
– A z kim mam być.
– Uważaj, ona może być niebezpieczna.
– Mylisz się mamo. To najłagodniejsza osoba na ziemi. Zobaczymy się jutro, pa. Wyłączyłem telefon.
Dwa dni wcześniej.
Kiedy lśniący błękitem Buick Grand National ruszył jak ugryziony przez gzika koń, Tracy właśnie dochodziła do jezdni. Widziała wszystko. Kim jest ta dziewczyna, którą widziała pierwszy raz? Jej kobieca dusza od razu dała jej odpowiedź i już zrozumiała, że ani Samanta, ani tym bardziej Kira nie zdobędzie serca jej niespełnionego snu. Zrezygnowała z przejścia ulicy i zaczęła iść w zupełnie innym kierunku. Dopiero za trzecim razem usłyszała, że ktoś wypowiada jej imie.
– Tracy!
Odwróciła oczy. No nie. Gorzej nie mogła trafić.
– Czego, lezbo! – powiedziała Tracy.
– Już ci mówiłam, że jesteś w błędzie, zdziro.
– Może i tak. Podrzuć mnie do domu, to coś ci powiem ważnego.
Nie wiedząc czemu, Kira otworzyła drzwi swojego BMW.
– Czego? Gadaj, bo nie mam czasu.
Spojrzała na nią i zobaczyła w jej oczach rezygnację. Coś nie pasowało w tej układance.
– Coś się stało, Tracy?
Teraz z kolei złotowłosa spojrzała inaczej na swój kamień w bucie.
– Wiesz, jak mam na imię? Dziwne, że dopiero teraz powiedziałaś je pierwszy raz.
– No mów wreszcie. Dziadek umarł? Ale chyba gorzej.
Nagle jej szósty zmysł zadziałał.
– Harley! Chciałyśmy sobie wydrapać oczy, a on nas ma w dupie.
– Nie powiesz, że widziałaś go z Samantą!
– Nie. Jakiś wypłowiały wieszak na kapelusze wycisnął z jego bryki z sześćset koni.
– Znasz ją?
– Widzisz to – pokazała niezagojoną jeszcze wargę.
– Ona ci to zrobiła?
– Odegrałam się na niej. Ostra żyletka. I jakaś pojebana. Ale co jej trzeba przyznać, ma jaja. Może większe niż Harley.
– Nie wypowiadaj imienia zdrajcy.
– Słuchaj, wygarnęła Goeringowi jak nikt do tej pory. Chciał ją oczywiście zgnoić, ale okazało się, że jest super z matmy. Jak Nathan.
– I co teraz?
– Wsiadaj. Czas się pogodzić.
– Jeśli chcesz, dobra.
– Pojedziesz do mnie?
– Mam czas, mogę. Właśnie skończyłam pracę.
– Dalej pracujesz w tej restauracji?
– Tak. Szykuję się na sesję zimową. Muszę się dalej uczyć. Inaczej do końca życia będę pracować za minimum.
Kira nie mieszkała daleko. Tracy nie sądziła, że jej były wróg ma taką chatę.
– Fajnie mieszkasz.
– Dzięki. Nie ma starych. Coś zjemy.
Weszły do domu. Umyły ręce. Wzięły się razem do pracy. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że są dwiema najlepszymi koleżankami. Kiedy wszystko było gotowe, zjadły pieczone kurczaki ze smażonymi jarzynami. Poszły do pokoju Kiry.
– Czego chcesz posłuchać?
– Co chcesz. Masz jakiś łagodny rock?
– Dobra, coś znajdę.
Kiedy Kira szukała czegoś odpowiedniego, Tracy patrzyła na pokój. Meble i dywan. W końcu zaczęła brzmieć muzyka.
– Wezmę prysznic, trochę się czuję spocona, poczekasz?
– Jasne.
– Jak będziesz chciała, to również możesz się wykąpać.
– Dobra, zobaczę.Tracy siedziała na fotelu. Nie mogła pojąć, że dawniej wyzywały się od najgorszych i niejednokrotnie Kira, jako bardziej impulsywna szarpała jej ciałem. Po kilku minutach Kira wróciła. Wycierała włosy ręcznikiem. Miała na sobie spodnie i stanik Chantelle. Tracy nie wiedziała jakiej firmy. Widziała, że jest śliczny. Oczywiście Kira dostrzegła, że Tracy patrzy z uwagą na staniczek.
– Podoba ci się?
– Fajny. Zagraniczny?
– To Chantelle, francuski.
– Super. Kira otworzyła szafę.
– Mam jeszcze jeden, bliźniaczy. Tylko biały. Przymierz.
– Och, coś ty!
Kira umiała obserwować.
– Wiesz co Tracy, widzę, że bardziej podoba ci się ten, co mam. Pewnie, ponieważ jest brzoskwiniowy, a taki kolor pasuje do twoich włosów. Zazdroszczę ci tej blond czupryny. Dopiero go założyłam.
Kira zdjęła stanik i dała go lekko zaskoczonej Tracy. Sama założyła bluzkę.
– Słuchaj Tracy. Myślę, że będzie pasować na ciebie. Mamy podobną budowę i tak samo duże cycki. Bierz. Jest twój.
– Nie mogę. Po co się patrzyłam, teraz czuję się głupio i niezręcznie.
– Bo jesteś lezba – roześmiała się Kira.
– Wiem, czemu to mówisz. Przepraszam, że cię tak wciąż nazywałam.
– Nie ma sprawy. Nie jestem, ale zawsze mogę być. Bo podobał mi się Harley, a teraz widzę, że śliniłam się na darmo.
– Chciałaś mu ofiarować wianeczek?
– No wiesz, aż taka zabobonna to nie jestem. Co prawda nie całowałam się jeszcze, ale dziewicą już nie jestem.
– To jak to?
– Istnieje coś takiego jak wibrator – tym razem Kira tylko się uśmiechnęła.
Tracy zarumieniła się na twarzy i powiedziała.
– Ja też chciałam kupić, ale się wstydziłam. Załatwiłam to trzema palcami.
Powiedziała to i zakryła usta. Teraz już nie była różowa na twarzy, tylko czerwona jak burak.
– Pogięło cię. Wpychać trzy paluchy!
– Tak jakoś wyszło – powiedziała nadal zawstydzona Tracy.
– Chciałaś powiedzieć, weszło – uśmiechnęła się Kira.
Podeszła do Tracy.
– Fajnie ci jak się rumienisz. – Pogładziła ją po lekko skręconych, złotawych lokach.
– Co ty, Kira?
– Nic. Podobają mi się twoje włosy. Zawsze mi się podobały.
– Och, bo myślałam, że o co innego ci chodzi.
Teraz Kira popatrzyła na nią z lekko pochyloną głową.
– Ja myślę, że to tobie o coś chodzi. Pokaż jak ci w tym staniczku.
– Wstydzę się. Nie jestem taka odważna jak ty.
– Wstydzisz się pokazać w staniku, a nie wstydziłaś się powiedzieć, że wsadziłaś trzy palce do cipki?
– To nie tak, ty zaczęłaś o tym.
Teraz Kira była zupełnie blisko.
– Słuchaj Tracy. Ja nie myślałam, że tak się będę czuć, jak teraz. Dziewczyny mnie nie pociągały, ale jestem dobrym obserwatorem. Normalnie dziewczyna nie patrzy się tak na cycki drugiej.
– Coś ty, to nie tak…
– I to ja byłam lezba, ciekawe?
Zanim Tracy zdołała coś zrobić, poczuła usta Kiry na swoich. Czy jednak naprawdę chciała coś zrobić, żeby to powstrzymać?
– Dalej się wstydzisz? – zapytała Kira.
– Chyba mniej, działam na ciebie?
– Pytasz, czy czujesz?
– Twoje guziczki są twarde.
– Czuję, że nie masz nic przeciwko, żebyśmy się bliżej poznały.
– Sama nie wiem – szepnęła Tracy.
– Tracy, rozluźnij się. Ja czuję co się u ciebie dzieje.
– Ok, masz rację. Twoi rodzice nie przyjdą?
– Dopiero za dwa dni. Kira zdjęła bluzkę. Tracy zaczęła całować jej piersi i szyję. Potem w zupełnie nieskrępowany sposób zdjęła bluzkę, staniczek i całą resztę. Została nago. Kira patrzyła na jej zgrabne ciało.
– Nie myłam się – szepnęła podniecona blondynka.
– Nie szkodzi. Sama to zrobię ustami i językiem.
Kira zdjęła wszystko. Przytuliła się do ciała Tracy.
– Mam nadzieje, że to nie będzie jeden raz – mruknęła Kira.
– Nie obiecuję, że do końca życia, ale myślę, że nasza bliższa znajomość się zacieśni. – Kira znowu się roześmiała.
Wzięła jej rękę i położyła Tracy na łóżku. Zaczęła ją całować po udach. Tracy gładziła jej włosy i powiedziała.
– Lubię twój śmiech, tylko nie rozumiem, czemu się śmiałaś.
– Bo powiedziałaś o zaciśnięciu znajomości, a ja pomyślałam, że zacieśni się, kiedy wejdę tam czteroma paluszkami.
– Ależ nie rób tego!
– Za dużo gadasz. Muszę czymś zająć twoją buzię. – Ułożyła się inaczej i Tracy już wiedziała, co Kira miała na myśli…
Po blisko dwóch godzinach myły się razem w łazience.
– Kira, nie rozgadasz?
– Co ty pleciesz, Malinko? Pewnie, że nie.
– Podoba mi się, jak mnie tak nazywasz. Tylko nie wiem czemu.
– Głuptas. Masz śliczne fałdki i śliczna malinową jamkę. A najładniej wygląda, kiedy się wywraca na drugą stronę.
– Och! Myślałam, że się zleję, kiedy tam wpakowałaś całą dłoń. Jak wiedziałaś, że tak można?
– To już nawet nie pamiętasz, co mówiłaś? Sama chciałaś.
– Naprawdę? To było boskie.
Kira zakręciła wodę i zaczęły się wycierać.
– Będę musiała już iść – powiedziała Tracy.
– Wcale nie. Możesz zadzwonić, że masz nocowanie u mnie. Przecież jesteś pełnoletnia.
– W sumie masz rację.
Tracy patrzyła chwilkę na Kirę.
– Czy lubisz mnie trochę?
– Jasne. Tylko mnie nie zdradzaj.
– Wcale nie myślę. Jesteś czuła, wyrozumiała i ładna. Chciałabym być z tobą długo. Tylko co będzie, jak się wyda.
– W szkole jest kilka takich par i Green nic nie mówi, bo nie może. Powoli wszystko się ułoży. A Harley niech żałuje.
– Dobrze, masz rację. Zadzwonię do rodziców, że nocuje u ciebie. Trochę się zdziwią. A co będziemy robić?
– Co? Zrobisz mi wszystko, co ja tobie. Potem zobaczymy, może zrobimy, urozmaiconą powtórkę. Sprawiedliwość musi być.
– Wszystko mam ci zrobić?
– Wszystko. Wiesz, co mam na myśli. Tylko mnie nie rozerwij.
– Kurcze, już jestem podniecona.
– Może i tobie się coś obleci, ale teraz spróbuj mi się odwdzięczyć.
– Dobrze Kira. Zrobię wszystko, co będę mogła. Muszę wymyślić jakieś słodkie imię dla ciebie.
– Może być Czekoladka?
– Dobrze.
Po chwili ich namiętność wybuchła na nowo.
Następnego dnia przyjechałem z Julią do szkoły. Tylko kilkanaście osób to dostrzegło.
– Rozdrażniłaś Gretlisha. Jak go znam, to ci nie przepuści.
– To nie jest dobry człowiek. Znam się na ludziach. Harleya opanowały uczucia, ale musiał się powstrzymać.
– Kochanie, nie myślałem, że tak bardzo cię kocham. Cokolwiek się stanie, będę cię bronił.
– Wiem. Jesteś moim aniołem, o którym marzyłam.
Po chwili byliśmy w klasie. Pierwszą mieliśmy historię. Pani Taylor uśmiechnęła się kilka razy do Julii i w końcu dziewczyna odwzajemniła jej uśmiech. Kamień spadł z serca sympatycznej pani Roney. Bo od pierwszej chwili poczuła sympatię do tej przedziwnej dziewczyny. Drugą lekcją była matematyką. Patrzyłem ukradkiem na Hermana. Ten miał przyklejony uśmiech.
– Na ostatniej lekcji nasza nowa uczennica wykazała się złym wychowaniem, ale za to dużą wiedzą matematyczną. Przygotowałem dla niej małe zadanie. Wiem, że poza Nathanem i Harleyem nikt by nie podołał. Proszę pozwolić panno Dawidson.
Zacisnąłem dłonie. Czego chce ten facet? Będzie ją pytał na każdej lekcji? Muszę z tym skończyć. Tylko jak. Julia podeszła do tablicy. Gretlish wymienił jakąś nazwę, o której nie miałem pojęcia. A Julia miała udowodnić jakieś równanie wynikające z tej kwestii. Popatrzyłem na Colinsa. Nasze oczy się spotkały. Wiedziałem, że temat jest mu znajomy. Widocznie Julia też była genialna. Szczególnie po tym, co przeżyła, nie mogłem zrozumieć, że to wszystko robi i wie tyle rzeczy. Pisała bez zastanowienia, w końcu skończyła. Widziałem, że Goering zaciska szczęki. Chciał ją zagiąć. Przygotował się i nic.
– Całkiem nie źle. Czwórka. Proszę siadać.
Julia wróciła na miejsce. Nie widziałem na jej twarzy emocji. Uśmiechnęła się do mnie i ten uśmiech przypomniał mi wszystko, co przeżyliśmy wczoraj i kim jest dla mnie ta cudowna istota.
– Protestuję – usłyszeliśmy głos Colinsa. – To jawna niesprawiedliwość. Julia wyprowadziła to równanie po mistrzowsku. Czego chcesz od niej, Gretlish? Piątka, ot co powinna otrzymać i dobrze o tym wiesz!
Twarz Gretlisha zrobiła się czerwona, sina, a w końcu biała.
– Nie pytałem cię o zdanie, Nathan.
– Zmień ocenę, Herman!
– Nie jestem dla ciebie Herman, tylko profesor Gretlish.
– W takim razie ja jestem Collins. Daj jej piątkę, póki jeszcze możesz!
Jakieś złe błyski zobaczyłem w oczach Goeringa.
– Proszę wyjść za drzwi, panie Collins.
Nathan bez słowa wstał i opuścił klasę. Przeszedł szmer po klasie, lecz widocznie Gretlishowi było mało. Podszedł do naszej ławki.
– A co pani myśli, panno Dawidson? Czy moja ocena jest niesprawiedliwa?
Chyba się zapomniał, bo nie sądziłem, że zrobił to specjalnie. Położył dłoń na ramieniu Julii. A właściwie musnął je. Byłem szybki. Peter był. Julia szarpnęła ciałem, szybciej niż mogłem sobie wyobrazić.
– Zabieraj swoje łapy, facet. – Głos Julii nie zapowiadał nic dobrego.
Gdyby Gretlish się wycofał… Zamiast tego zrobił coś, czego nie spodziewałem się po nim. Zamierzył się na moją Julię! Wstałem tak szybko, że moje krzesło odleciało do tyłu. Chwyciłem go za rękę i powiedziałem bardzo cicho.
– Dotknij ją, a urwę ci ten parszywy łeb.
Gretlish zamienił się w posąg i wycedził.
– To ci nie ujdzie na sucho.
Rozluźniłem uścisk. On wyszarpnął rękę i wyszedł z klasy.
– To skurwiel, chciał ją uderzyć – usłyszałem głos Toma.
– Mściwa kanalia, dziewczyna jest super. Czy ktoś poza Nathanem miał pojęcie co to za równanie? Harley! Ty?
– Słuchajcie. Zachowajmy spokój. Muszę coś z tym zrobić.
– Tak, tylko ta szuja ma znajomości. Co mu powiedziałeś, Harley?
– Zachowajcie spokój.
Dostrzegłem Kirę. Stanęła blisko, ale nie chciała rozmawiać ze mną. Zwróciła się do Julii. I to w sposób zupełnie niemieszczący się w jej manierach.
– Julio. Jesteś bardzo w porządku. Bardzo cię przepraszam za swoje zachowanie. Będę szczęśliwa, jeśli mi wybaczysz.
Julia spojrzała na nią miło.
– Nie ma sprawy. Widzę, że jesteś w końcu szczęśliwa. Cieszę się, że tak to ujęłaś.
Wstała i przytuliła ją serdecznie. Zobaczyłem na twarzy Kiry łzy szczęścia. Nie rozumiałem, co tak odmieniło Kirę. Dopiero wieczorem Julia mi wyjawiła tajemnicę.
Dopiero na trzeciej lekcji Scott mnie wezwał do siebie. Usiadłem w fotelu.
– Wiesz, dlaczego tu jesteś, prawda?
– Tak, ale… Green położył palec na ustach. Podał mi kartkę. Przeczytałem.
,,Odpowiadaj, tylko tak lub nie”.
– Czy profesor Gretlidh zachował się niewłaściwie?
– Tak.
– Czy jego zachowanie wskazywało na akt agresji w stosunku do panny Dawidson?
– Tak.
– Czy powstrzymałeś profesora Gretlisha przed tym aktem?
– Tak.
– Czy coś powiedziałeś do profesora Gretlisha?
Zanim otworzyłem usta, zobaczyłem kartkę napisaną ręką Scotta. „Nie”.
– Nie.
– Dobrze, Harley. Jesteś wolny. Jako dyrektor szkoły jestem zobowiązany rozmawiać z twoją mamą. Na razie dziękuję.
Wstałem i zamierzałem wyjść. Zobaczyłem następną kartkę. „Poczekaj na korytarzu”.
Wyszedłem i zastosowałem się do polecenia lub prośby. Po chwili pojawił się dyrektor. Bez słowa wyszliśmy na boisko.
– Wiem, że jesteś zdziwiony.
– Trochę.
– Gretlish to szuja. Ma niesamowite wpływy. Obawiam się, czy nie założono mi podsłuchu w gabinecie. Powiedział mi, że mu zagroziłeś. To przewinienie karne, lecz nie ma dowodów. Zebrałem komórki. Nikt go nie lubił. Nagrano wizję, ale nie słychać fonii. Spróbuję go wywalić. Ja też mam swoje znajomości. Zanim zostałem dyrektorem, pracowałem dla armii. Czy Julia jest z tobą?
– Julia to cudowna istota. Została mocno skrzywdzona. Tak jest ze mną. Kochamy się od pierwszej chwili.
– Powiedziano mi, że coś się stało, ale nie powiedziano co. Nie próbuję dociekać. Skoro jest z tobą, nie będzie świadczyć przeciwko tobie. Wywalę tego gościa.
Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo dyrektor Green jest za mną. Zebrał wszystkie komórki. Sprawdził, czy nikt nie nagrał głosu. Ponoć Herman poruszył wszystkie wpływy, ale przegrał. Został zwolniony dyscyplinarnie z efektem natychmiastowym. Wyniósł się nawet ze stanu. Słuch o nim zaginął. Scott użył swoich wpływów, by stary gestapowiec nigdy już nie uczył. Nie tylko młodzieży.
Za dwa tygodnie dostaliśmy w jego miejsce przemiłą panią Susan Sawicki. Do tego czasu wykładał nam Nathan, a czasem… Julia.
Jeszcze tego samego wieczoru Julia wyjaśniła mi powód tajemniczej zmiany u Kiry. Obiecałem dyskrecję. Nie miałem pojęcia, jak Julia to odkryła. Powiedziałem mamie o mnie i niej. To znaczy, że ją pokochałem. Przyjęła to… normalnie. Dopiero wówczas coś dostrzegłem. Ta rozmowa odbyła się w piątek po kolacji.
– Mamo, musimy porozmawiać.
– Co się stało, kochanie? To „kochanie” zabrzmiało tak wspaniale. Inaczej, naturalnie. Wiedziałem w jakiś sposób, że to drugie uczucie przestało istnieć albo… Nie umiałem jeszcze nazwać.
– Jestem blisko z Julią. Prawdopodobnie zamieszkam z nią, ale będziemy mieli bliski kontakt z tobą, mamo.
– Dobrze kochanie. Cieszę się.
– Mamo. Wiem, że jest twoją pacjentką.
– Och, to dobrze. Robi wspaniały progres. Zaczęła rozmawiać. Myślę, że mnie polubiła.
W końcu dostrzegłem coś w jej oczach.
– Czy coś jest, co powinienem wiedzieć?
– Tak, kochanie. Zaczęłam się z kimś spotykać. Jest wspaniałym człowiekiem. Myślę, że to coś bardzo poważnego.
– To znaczy?
– Zakochałam się i to z wzajemnością.
– Czy to dobry człowiek? Nie chciałbym, żeby…
– Harley. Jutro go poznasz.
Natalia uśmiechnęła się i nie mogłem rozgryźć tego specjalnego wyrazu twarzy.
– Mamo. Czy jesteś pewna, że to, co było między nami…
– Kochanie już ci mówiłam. Zawdzięczam ci wszystko. Życie, szczęście i radość. Stałeś się dorosły w wieku czternastu lat. Nie wiń się za ten prezent. I ja przestałam się obwiniać. Kocham cię jak syna. Ta druga miłość przelała się na tego człowieka. Dobrze się stało, że nie zaczęliśmy tego, czego pragnęłam. I może ty chciałeś również. Wiem, że i z tym dalibyśmy sobie radę, ale lepiej, że się tak nie stało. Jestem innym człowiekiem. Aby nie było niedomówień, wyjawiłam wszystko mojemu wybranemu.
– Zrobiłaś to? I jak to przyjął?
– On mnie kocha. Zrozumiał. Ty nie musiałeś mówić Julii. Ona i tak wiedziała.
– Tak. To prawda. To cudowna istota.
Następnego ranka czułem się lekko zdenerwowany. Jak przyjmę przyszłego ojczyma? I jak on przyjmie mnie. Miał przyjść o dziesiątej. Punktualnie o tej porze usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
– Harley, otwórz.
– Ja?
– Przecież jesteś głową domu.
Popatrzyłem na nią. Ten nieodgadniony uśmiech panował nadal na jej ślicznej twarzy. Otworzyłem drzwi i… oniemiałem.
– Witaj Harley. Mogę nazwać cię synem? – Scott miał kolorową koszulę i jeansy.
– Jak się poznaliście? – zwróciłem się do mamy.
– No cóż, skarbie. Po wypadku z tym niesympatycznym facetem. Poznałam wówczas Scotta. I to zawiązało się między nami od pierwszej chwili.
– Wiesz Harley, że polubiłem cię od chwili kiedy uratowaliście kreta. I tak sobie pomyślałem, że chciałbym mieć takiego syna. I spełniło się teraz. Zaakceptujesz mnie, prawda?
– Kto będzie szefem tego stada?
– Przecież będziesz mieszkał z Julią?
– Natalia ci mówiła?
– Tak, kochanie. Powiedziałam mu o twojej decyzji.
– No dobrze, ale będę tu wpadał…
– Harley.
– Mów mi synu.
– Dziękuję. A ty możesz mi mówić tato.
– Wypadałoby, ale, prawdę mówiąc, chcę.
– Harley, kochanie. Wybacz, że ci nie powiedziałam. Zaraz ktoś przyjdzie…
– Zaprosiłaś Julię?
– Tak. Rodzina musi być w komplecie.
W chwilę później usłyszałem dzwonek. Julia wyglądała ślicznie. Miłość jej służyła. Nabierała ciała. Dla mnie i tak była najpiękniejsza… Ucałowała mnie, Natalię i … nie. Ucałowała Scotta w policzek i mocno go przytuliła. Wyczuła chyba moje myśli.
– Kochanie. Wybranych ludzi nawet przytulam. A Scott jest taki.
– Mamo. To my chyba pójdziemy…
– O, wykluczone! Zrobiłam pyszny obiad. Julia pomożesz podać?
– Jasne, mamo.
Zniknęły w kuchni. Scott usiadł na kanapie, a ja na fotelu.
– Jak to przyjąłeś, tato?
– No cóż. Zrozumiałem. Jesteś wspaniałym człowiekiem, Harley.
– Synu.
– Masz rację. Jesteś dla mnie jak syn i już dawno pokochałem cię jak syna. Może odczułeś…
Wziąłem go delikatnie na stronę i szepnąłem kilka słów do ucha. Scott popatrzył na mnie zdziwiony.
– Wszystko mi powiedziała, ale o tym chyba nie wspomniała.
– Bo nie mogła. Pamiętaj, nawet jak cię wkurzy. Nigdy!
– Będę pamiętał, synu.
– Co tam szeptaliście – zapytała Natalia.
– Nic takiego, kochanie. Kocham cię, ale mi jeszcze dużo brakuje, żeby w tym dogonić Harleya.
– Nie przesadzaj, tato.
Julia podeszła do naszej trójki.
– Nie ma to, jak kochająca rodzina – szepnęła.
Wszyscy razem mocno się przytuliliśmy. Za oknem szumiały drzewa mojego parku…
Trzydziestego czerwca, przyszłego roku odbył się podwójny ślub. Scott Green wziął za żonę Natalię Kramer, a Harley Kramer wziął za żonę Julię Dawidson. Wiem, że to może głupie, ale na prezent ślubny od moich nowych rodziców Julia dostała Harleya Dawidsona. Na baku i tylnym błotniku namalowano anioła otoczonego niebem z chmurkami. Miał twarz mojej Julii.
Wśród gości zabrakło Henry Kramera. Gdyby przyszedł i błagał o przebaczenie, może byśmy mu pozwolili pobyć. Niestety, pewni ludzie nigdy się nie zmieniają. Nie zabrakło Kiry Linn i Tracy Northon. Wyglądały na szczęśliwe. Oczywiście przybył Nathan Collins i Mark Pearson. Przyszli zresztą wszyscy z mojej klasy. Nie zabrakło innej pary małżeńskiej, Petera Stone i Samanthy. Zamieszkałem z Julią w naszym domu. Mama i Scoot w jego. Gościliśmy się prawie codziennie, jak na rodzinę przystało.
Basior – szef stada. Alfa dog
Wedera – samica, partnerka Basiora, samica Alfa.
Kiedy Basior jest ranny, Wedera pełni jego obowiązki, kiedy ona ma słabość, on pełni jej. Wilki są doskonale zorganizowaną społecznością. Wielkie korporacje uczą się, jak prowadzić swoje interesy obserwując wilki.
Jak Ci się podobało?