Over the edge (I)

3 sierpnia 2025

33 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

"Over the edge" to opowiadanie kryminalne z dwoma epizodami erotycznymi. Najlepszy na świecie prywatny detektyw Steve Carter jest poproszony przez komendę główna w Amsterdamie o pomoc. Psychopatyczny morderca morduje kobiety i wypowiada pojedynek głównemu bohaterowi. Steve pochodzi z Austin, stolicy Teksasu. Od siedemnastu lat nie przegrał żadnej sprawy. Jest wyjątkowy. Musi wygrać, w przeciwnym wypadku za siedem dni zginie następna kobieta.

Przedmowa

Huśtawkę „Nad przepaścią” oddano do użytku po modernizacji w 2016 roku. Opowiadanie pisałem w 2019 roku. Dopiero rok później podobny obiekt o nazwie „Wysoka huśtawka” został wybudowany w Berlinie. High Swing jest o 20 metrów wyższa niż Over the edge. Znajduje się na dachu hotelu Park Inn na Alexanderplatz. Opowiadanie jest fikcją z prawdziwymi nazwami i nazwiskami. Główny bohater jest postacią fikcyjną. Prawdopodobnie nie istnieje urządzenie, które zaprojektował Glass. Dałem uwagę, ponieważ niektórzy z komentujących czepiają się wszystkich możliwych informacji podanych w tekście. Cierpię z tego powodu na bezsenność i obgryzłem kompletnie paznokcie, u rąk. Do tych u nóg, nie sięgam. Nie te lata…

Over the edge

Samolot lądował łagodnie na lotnisku Luchthaven Shiphol w Amsterdamie. Miasto, jak i cała Holandia przypomina stół. Stolica Holandii w latach siedemdziesiątych znano jako centrum narkotyków, nieco później znany punkt rozrywki dla mężczyzn. Jest największym portem Europy.

Leciałem sporym Boeingiem, najbardziej prestiżowymi liniami, KLM. Port lotniczy położono tylko dwadzieścia kilometrów od centrum miasta. Zarezerwowano dla mnie pokój w dobrym hotelu XO Couture, w cenie o sto dolarów za dobę.

Zabrałem ze Stanów sporo bagażu, ponieważ przestrzegam zasady i mam przyzwyczajenia. Walizki przylatywały nieco później i obiecano przywieźć je do hotelu.

Wstałem z miejsca przy oknie i zabrałem tylko małą podróżną torbę. Uśmiechnąłem się do mijanej stewardessy i wyszedłem z samolotu.

Lotnisko liczy trochę ponad sto lat, ale jest cały czas rozbudowane i modernizowane, musi sprostać wymogom czasu.

Kiedy doszedłem do okienka kontroli, mężczyzna o północnoafrykańskich rysach zapytał ze sztuczną uprzejmością.

– Cel wizyty, panie Carter?

– Dla przyjemności.

– Miłego pobytu w Holandii.

Nie odwzajemniłem grzecznościowego zwrotu i opuściłem budynek, popatrzyłem na niebo i wziąłem taksówkę.

– Gdzie jedziemy? – zapytał taksówkarz.

– Rode Kruisstraat 79.

Poprawił się nerwowo w swoim fotelu. W czasie jazdy zerknął kilkakrotnie w tylne lusterko. Prowadzący taksówki są z reguły gadatliwi, ale ten gość nie odzywał się wcale. Może miał coś na sumieniu. Pod wskazanym adresem mieściła się komenda główna policji w Amsterdamie.

Przyjechałem do kraju słynnego z wiatraków i tulipanów, na osobiste zaproszenie następcy Ad Smita. Komendant Smit stracił posadę skutkiem natychmiastowym po udowodnieniu przekazywania pieniędzy służbowych dla rodziny i przyjaciół. Generał Van Harrten obiecał mi zapewnić wszystkie środki i spełnić wymagania. Oczywiście chcieli po mnie przyjechać, ale nie wyraziłem na to zgody. To było jedno z wymagań. Całej listy jeszcze nie znali. 

„No cóż, widocznie mnie potrzebują” – pomyślałem, kiedy dojechaliśmy na miejsce.

Pochodzę z nowego kontynentu. Po wybiciu amerykańskich Indian zaczęliśmy się zakorzeniać w ich ziemi. Tam, gdzie się urodziłem, mężczyźni chodzą w kapeluszach. Słyniemy z rodeo i oczywiście nafty. Tak, pochodzę z Texasu, dokładniej z Austin.

Pomyślałem jeszcze chwilkę o Smitcie. Przynajmniej wydawał na porządne cele. Mnie to raczej nie grozi, abym wydał kogoś pieniądze. Mam ich tyle pieniędzy, że mógłbym do końca życia nic nie robić w celach zarobkowych. Oczywiście ich nie zarobiłem. Szczęśliwym trafem, urodziłem się w rodzinie nafciarzy.

Moje dzieciństwo było udane, aczkolwiek nudne. Rodzice podejrzewali u mnie różne mankamenty i niedoskonałości.

Autyzm, skłonności homoseksualne, narcyzm, hermetyzm i jeszcze pomniejsze dewiacje.

To prawda, zamykałem się w pokoju, ale tylko w jednym celu. Miałem zadania do rozwiązania i nie chciałem, żeby mi przeszkadzano. Z tego samego powodu nie odzywałem się wiele i nie chodziłem na randki, tym zaoszczędziłam szklanki perfum. Moje rówieśniczki pragnęły być co najmniej całowane i dotykane w różne miejsca, a ja preferowałem wówczas bardziej chwalebne cele. Dużo poświęcałem swojemu wyglądowi, ale nie z powodu samouwielbienia tylko z prostszego powodu. Pragnąłem mieć sprawne ciało. Trenuje się miesiącami tylko po to, by wykorzystać nabyta umiejętność w ciągu ułamka sekundy.

W miarę jak dorastałem, rodzice zrozumieli. Tym bardziej że nie zmieniałem zdania i można było na mnie polegać. Znowu, ku niezadowoleniu rodziców i bliższej rodziny, nie zamierzałem się wiązać z córką innego bogatego właściciela pól nafty, jeździłem tylko Austinem Martinem o bardzo określonym kolorze, a nie Cadilacem czy GMC. Lubiłem jeden typ bawełnianej koszuli, jeden jedwabnej. Nosiłem tylko czarne wełniane spodnie i chodziłem w ręcznie robionych, hiszpańskich butach marki Magnanni. Okazjonalnie zakładałem złoty sygnet z dużym, czystym owalnym szafirem o wielkości siedmiu karatów. Zatem w moich oczach nie byłem wymagający.

Kiedy przedstawiłem się w okienku, policjantka podarowała mi piękny uśmiech i wzięła w dłoń słuchawkę telefonu. Po kilku minutach komendant Van Harteen przywitał mnie osobiście.

– Witamy panie Carter, jak podróż?

– Dziękuję. Cenię KLM, chociaż Air France mają lepszy zestaw win musujących. Jeżeli można, chciałbym zapoznać się od razu ze sprawą.

– Oczywiście, panie Carter.

– Steve, będzie łatwiej.

– Och, oczywiście. Jestem Thijs. To imię jest używane tylko u nas.

Spojrzałem na całkowicie siwego, o opalonej cerze mężczyznę. Liczył trochę więcej niż pół wieku.

Wiedziałem dokładnie, ile ma lat. Co do dnia. W końcu w tym, co robiłem, precyzja stanowiła nadrzędną wartość. A ja byłem dokładny. Może dokładny to złe słowo, raczej pedantycznie precyzyjny. Mieliśmy pracować razem, więc uprzednio dowiedziałem się, ile potrzebowałem. Wiedziałem, że będę współpracował z ich najlepszym człowiekiem. I tu podejrzewałem kłopoty. Lieke Ontrahten. Piękne, występujące tylko w Królestwie Niderlandów imię i zupełnie nieholenderskie nazwisko. Aż trudno było uwierzyć, że blondynka o urodzie fotomodelki, jest najtęższą głową od kryminalnych łamigłówek środkowej Europy.

Kłopot polegał na tym, że ja preferowałem brunetki. A poza tym, kobiety stały na piątym miejscu moich hierarchii wartości. Na pierwszym królowały trudno rozwiązywalne lub lepiej wprost niemożliwe do rozwiązania sprawy. I właśnie dlatego zostałem zaproszony.

– Nie chciałbym przeszkadzać, ale panienka Ontrahten czeka z niecierpliwością, by pana poznać. Ma wszystkie dowody, poszlaki i przypuszczenia – Thijs patrzył przez moje ramię, na to, co przeglądałem.

– Za chwilkę. Poza tym u mnie jest teraz środek nocy, potrzebuję się zaaklimatyzować – skłamałem.

Nie patrzyłem, ale wiedziałem, że na twarzy generała powstał wyraz niezadowolenia.

– Oczywiście. Poza panienką Lieke będzie z panem współpracował major Van Allen i nadinspektor Klaus Koch.

Uśmiechnąłem się. Cóż za kombinacja nazwisk. Odkrywca bakterii gruźlicy i pasa otulającego Ziemie, który chroni przed promieniowaniem Słońca i pierwotnym z kosmosu.

– W umowie była mowa o jednej osobie. Proszę wybrać.

Mój ton nie znosił sprzeciwów.

– W takim razie Koch i Van Allen, będą przekazywać wszystkie inne sprawy panience Ontrahten – zmieszał się nieco.

Chrząknął i dopiero widocznie nabrał odwagi, by to powiedzieć

– Nigdy pan nie zmienia zdania?

Oderwałem oczy znad papierów.

– Czytał pan o mnie, prawda?

Zmarszczył brwi. Prawdopodobnie nie przywykł do tak prowadzonych rozmów.

– Tak, zapoznałem się, Steve. Pański czerwony Austin Vantage czeka w garażu.

– Czerwony? – teraz ja prawdopodobnie ściągnąłem czarne brwi.

– Ciemna wiśnia, oczywiście.

– Dodatkowe sprężarki?

– Oczywiście.

Złożyłem papiery.

– Jadę do hotelu. Proszę przeprosić panią Ontrahten, zobaczę się z nią jutro o 8:30 rano.

Zostawiłem generała z otwartą szczęką i skierowałem kroki do garażu. I tu czekała mnie pierwsza niemiła niespodzianka. Prosto za drzwiami. Ktoś tam stał. Och, aż taki głupi nie jestem. Tylko jak wiedziała, że jej nie chcę dzisiaj zobaczyć? Otworzyłem drzwi auta.

– Wiem, że jest pan zmęczony. Jestem Lieke – wyciągnęła dłoń.

Uścisnąłem jej prawicę.

– Spotkanie o 8:30 – wsiadłem i zamknąłem drzwi.

– Dupek – powiedziała cicho, lecz usłyszałem.

Zapaliłem motor i otworzyłem okno, ponieważ wiedziałem, że o to zapyta. Na pięknej buzi królował gniew.

– Będę mogła czasem z panem jeździć? – nałożyła maskę uśmiechu na twarz Marsa.

– Zawsze, jeżeli będzie nam potrzebny wóz. Proszę do mnie nie dzwonić przed spotkaniem.

Zamknąłem okno i ruszyłem. Wiedziałem, że klnie pod nosem. Uraziłem jej kobiecość. Potraktowałem źle jako współpracownika i człowieka, ale to miało jeden plus. Skoro to przełknie, nie będzie z nią później większych problemów. Tak sądziłem.

Ruszyłem. Oczywiście nie w kierunku hotelu XO. Zarezerwowałem sobie inny, pod zmienionym nazwiskiem Johna Smitha. Zabrałem ze sobą, właśnie w podręcznej torbie, cały potrzebny zestaw do tego, by nikt się ze mną nie kontaktował. Musiałem tej nocy go tylko zamontować, bez świadków.

W tym mieście lepiej poruszać się na rowerze iść albo nawet korzystać z komunikacji miejskiej niż jeździć autem. Patrzyłem na ludzi. Prawdopodobnie połowę stanowili emigranci. Obserwacja nie przeszkadzała mi w analizie sytuacji. Miałem prawie pewność, że gdzieś w tym mieście następna ofiara czeka na śmierć, a policja zostanie o tym powiadomiona w godzinach rannych. Prawie na pewno będzie to kobieta w wieku dwadzieścia trzy lata. Niestety nie zdołam jej uratować. Czy Lieke wie? Jeżeli nie, to raczej nie przyda mi się do niczego.

Kiedy przekazano mi fakty poprzednich morderstw, byłem niezadowolony. Powinni wezwać mnie, kiedy została zabita pierwsza dziewczynka, jedenastoletnia Jessica Hoyte. Niestety do tej pory zginęły już cztery młode kobiety.

W końcu wyjechałem na mniej zatłoczoną drogę i mogłem sprawdzić dopalacze. Seryjny model generuje trochę ponad pięćset koni mechanicznych. Opony Pirelli P zero, które bez problemu wytrzymują osiągnięcie setki w trzy i pół sekundy i prędkość prawie dwieście mil na godzinę. Przez mniej niż pół sekundy pomyślałem, czy to będzie konieczne. Sądziłem, że nie.

Odczuwałem niewielkie zmęczenie. Opanowałem techniki medytacyjne do tego stopnia, że potrafiłem kontrolować ciało prawie w doskonały sposób. Niestety, za wszystko się płaci. Postanowiłem skorzystać z dóbr wschodnich osiągnięć, kiedy będzie to absolutnie konieczne. Planowałem wziąć krótka kąpiel i się zdrzemnąć. Wieczorem, a właściwie w środku nocy chciałem pozostać niewidoczny, kiedy będę instalował odbiornik mylący moją lokalizację.

Holandia to naprawę płaski kraj, co już wspomniałem. Najwyższe wzniesienie jest na pograniczu trzech państw i ma lekko ponad trzysta metrów wysokości. Nie chciałem jechać aż tak daleko, bo jakiej mocy musiałby być nadajnik. Vaalselberg było stanowczo za daleko. Ten ktoś czekał, aż podejmę wyzwanie i zamierzał działać w Amsterdamie. Wiedziałem jedno, jeżeli zmieni plan, będzie to znaczyło, że przegrywa. Na razie znacznie wyprzedzał. O nie, ja nie byłem bezduszną maszyną. Wiedziałem, że moja pomyłka będzie kosztować następne życie. A na to nie mogłem sobie pozwolić. W Holandii tak jak i każdym kraju Europy kara śmierci nie istnieje, chociaż większość muzułmanów, a w szczególności Turków, chce przywrócić ten najwyższy rodzaj kary. Wobec tego nie miałem wyboru. Jeżeli wygram, a muszę, sam wymierzę sprawiedliwość, ale jak powiedziałem, na razie przegrywałem i to, że dopiero wszedłem do gry, nie miało znaczenia. Odczułem. Gdzieś w tym wielkim mieście została uśmiercona kobieta. To, że zrobiono to w najbardziej bezbolesny sposób, nie miało znaczenia. Mój przeciwnik triumfował. Na razie.

Miałem przed sobą pracowite godziny. Zmęczenie zaczęło dominować. Pierwsze co chciałem zrobić, po dwu godzinnej drzemce, to odwiedzić hotel, który mi przygotowano. Prawdopodobnie policjanci sądzili, że jestem zbzikowany. Poza samochodem, który miał być dokładnie jak oryginał w Stanach, to jeszcze zażyczyłem sobie dość dobry system nagłaśniający. Lubiłem słuchać muzyki. Przeważnie spokojnej. A jakość dźwięku ceniłem wysoko. Kiedyś głośniki budowano wielkie i wykonywano z dobrego drzewa. Teraz zrobiono krok naprzód. Wielkość nie miała znaczenia. Krystaliczny dźwięk mógł się wydobywać z głośnika o niewielkich gabarytach.

Dojechałem do wybranego dla mnie hotelu.

Twenty seven kosztuje trochę ponad tysiąc dolarów za dobę i znajduje się na Skwerku 27 . W recepcji XO przywitano mnie miło.

– Witamy w Amsterdamie, panie Carter. Sądziliśmy, że przyleci pan wcześniej.

– Miałem coś do załatwienia po drodze.

Recepcjonista uśmiechnął się w miarę szczerze.

– Dobrze pan mówi w naszym języku.

– Dziękuję.

Dostałem kartę. Pojechałem na drugie piętro. Otworzyłem drzwi i rzuciłem wzrokiem na pokój. Na stole stał sprzęt do słuchania muzyki. W Aston mam system nagłaśniający za ćwierć miliona. Nie chciałem obciążać dodatkowymi kosztami rządu Holandii. Zadowoliłem się głośnikami za tysiąc dolarów. Spakowałem odtwarzacz, wzmacniać i głośniki do przygotowanej torby i wyszedłem z pokoju. Posłałem miły uśmiech pracownikowi recepcji. Spojrzał na mnie jak mężczyzna, który woli mężczyzn.

– Starzejesz się, Carter. Powinieneś to wiedzieć, kiedy odbierałeś kartę – mruknąłem do siebie.

Ruszyłem łagodnie. I tak nie miałem szansy sprawdzić, czy kompresory w aucie działają sprawnie. Zajęło mi trochę czasu, zanim dotarłem do Dwadzieścia siedem. Twenty seven kosztuje trochę ponad tysiąc dolarów za dobę i znajduje się na Skwerku 27 Dam. Zgromadzono tu hotele dla ludzi z kasą. Najdroższy hotel w Amsterdamie kosztuje ponad tysiąc za dobę. Czyli tylko trochę więcej niż ten, który wybrałem. Zdecydowałem się na zamieszkanie tytaj przez siedem dni nie dlatego, by zaoszczędzić kilka dolarów. Z całkiem innego powodu.

– Witamy, panie Smith – odezwała się wyglądające na dwadzieścia lat, brunetka.

Lekko falujące czarne włosy, skóra wskazująca, że przodkowie mieli ciemną karnację. Prawdopodobnie z rejonu Arabii. Ktoś z jej drzewa genealogicznego zamieszkiwał Egipt lub Maroko.

– Mów mi, John – mój akcent brzmiał, jakbym pochodził z Bawarii.

– Rozmawiam po niemiecku – odezwała się, Eliza.

– Dobrze, to znacznie poprawi mój humor. Jesteś Niemką, her Elza?

Wiedziałem, że nie jest.

– Nie, John. Znam kilka języków. Niemiecki jest podobny do holenderskiego.

– To prawda. Jednak nasz język jest piękniejszy.

Uśmiechnęła się tak, że tylko znawca by odkrył, że ukrywa szczere rozbawienie.

– Masz wątpliwości, her Elza?

– Eliza – poprawiła mnie, wywołując wiatr swoimi rzęsami.

– Przepraszam, mój błąd. Chcę zobaczyć pokój.

– Oczywiście, panie Smith.

Odwróciłem się i powiedziałem.

– Jeżeli chcesz, żebym cię lubił, mów mi John.

– Przepisy, John – dodała cicho.

– Rozumiem i wybaczam.

Zamierzałem odejść.

– Kończę o drugiej – dodała zupełnie cicho.

Musiałem nagrodzić jej odwagę. Stanowczo nie wyglądała, na dziewczynę, która próbuje flirtować z klientami. Cała płonęła. Podeszłym do kontuaru.

– Na to przepisy zezwalają?

Zauważyłem lekkie zakłopotanie na ślicznej buzi. Spodziewałem się, że na front desk nie będzie pracować brzydka kobieta w wieku emerytalnym, ale takie cudo?! Musiałem jak najszybciej skończyć jej stres.

– Co będziemy robić od piętnaście po drugiej? Będę czekał w moim ciemnowiśniowym Vintage. Jako rodowity szwab powinienem jeździć Porsche lub Mercedesem, ale mam słabość do tej marki.

Odwróciłem się. Wiedziałem, że się uśmiechnęła. No cóż, może znajomość z Elizą mi się do czegoś przyda…

Wybrałem pokój z widokiem na miasto. Przypomniałem sobie opowiadanie Alistaira Mac Leana, Lalka na łańcuchu. Pozostała tylko nadzieja, że mój przeciwnik nie jest pracownikiem policji a szczególnie, centrali.

Trochę byłem zły, że nic o nim nie wiedziałem. Poza tym, że był perfekcyjny.

Wszystkie ofiary płci żeńskiej. Brunetki, o brązowych oczach. Czyste, bez tatuaży. Każda z nich poza drobną ranką od igły, którą wstrzyknięto środek nasenny, nie miała żadnych śladów przemocy. Bez bielizny, ubrane w białe, bawełniane sukienki. Przy każdym ciele jedna i ta sama wiadomość. Nazwisko: Carter i amerykańska flaga.

Dlaczego ci debile sądzili, że ma to coś wspólnego z Jimmym Carterem? Ja bym odkrył powód wiadomości po znalezieniu pierwszej ofiary. Był na tyle bezczelny, że zawiadamiał policję. Oczywiście z publicznych telefonów i stosował mikser głosu. Każdą z ofiar znajdowano w prywatnym mieszkaniu. U osób, które wyjechały na urlop lub w sprawach zawodowych. Wysnułem pewną teorię, ale potrzebowałem więcej dodatkowych informacji. Ponieważ nie mogłem wykluczyć, że morderca ma dojścia lub jest sam policjantem, specjalnie blefowałem. Mogła być to kobieta, ale moje przeczucie mówiło mi inaczej.

Podłączyłem sprzęt i usiadłem w fotelu. Zacząłem słuchać preludium do ostatniej opery Wagnera, Parsifal. Ekwiwalent sześciu godzin snu.

Pozostawało tylko jedno. Odwiedzić mojego zaufanego i odebrać sprzęt. W ten sposób mój telefon będzie nie do namierzenia. Oczywiście będą mogli odnaleźć nadajnik, ale trochę im to zajmie. Postawiłem sobie za punkt honoru rozwiązać sprawę w ciągu tygodnia. Ostatnia ofiara zginęła dzisiaj, a poprzednia pięć dni temu. Wobec tego następna miała umrzeć za siedem dni. Facet posługiwał się matematycznymi kodami. Postanowiłem to ujawnić, tym którzy jeszcze tego nie dostrzegli. Jeżeli moja współpracownica o tym nie wiedziała, cóż, nie chciałem się powtarzać. Lieke nie wyglądała na debila, wręcz przeciwnie. Ufałem intuicji, że będzie nam się nieźle współpracować, o ile zacznie patrzeć na mnie jak na detektywa, a nie faceta, co zauważyłem w jej pierwszym spojrzeniu.

Utwór zaczął się prawie bezgłośnie. Wcale mi nie przeszkadzało, że muzykę tego kompozytora lubił Adolf Schicklgruber, powszechnie zwany pod nazwiskiem, Hitler. Prawdopodobnie, gdyby został przyjęty do akademii sztuk pięknych w Wiedniu, losy świata potoczyłyby się inaczej.

Podobnie, gdyby generał zabił kolesia, który zgwałcił jego córkę. Wówczas Iosif Wassarionowicz błagał na kolanach i mu wybaczono. Kiedy doszedł do mocy, osobiście dopilnował, żeby tatusia wybranki uśmiercono.

Musiałem wyjść inaczej z hotelu niż frontowymi drzwiami. Nikt, a szczególnie Eliza nie powinien wiedzieć, że gdzieś idę. Zanim wyszedłem, rozsypałem trochę pudru dla niemowlaków zaraz za drzwiami, sądziłem jednak, że nikt nie będzie mnie niepokoił.

Około 10:30 dostałem wiadomość o następnej ofierze.

Tak jak przypuszczałem, kobieta lat dwadzieścia trzy. Z pewnością brunetka o brązowych oczach. Następna ofiara ma zginąć za tydzień i będzie nią brunetka w wieku lat dwadzieścia dziewięć. Ciąg liczb pierwszych. Musiałem się dowiedzieć dokładne adresy gdzie znaleziono ofiary. W tym również tkwiła ukryta prawidłowość. Lista poprzednich adresów gdzie dokonano zbrodni, wskazywała.miejsce następnej zbrodni. Dlaczego? To już wiedziałem.

Jest naprawdę trudno wyjść niezauważonym, ale się powiodło. Z tej racji korzystanie z mojego wozu ani z taksówki, odpadało. Pozostawał tylko najbardziej popularny środek lokomocji w tym mieście i całym kraju, a mianowicie: rower. W Holandii jeździ dwadzieścia trzy miliony rowerów, na liczące nieco ponad osiemnaście milionów populacji daje im to pierwsze miejsce rowerów na mieszkańca.

No cóż, musiałem go pożyczyć. Istniała duża szansa, że właściciel nie będzie go potrzebował przez najbliższe dwie godziny.

Znalazłem jeden w odległości około pół kilometra od hotelu. Zajęło mi minutę, aby uporać się z kodem cyfrowym. Poprzednio widziałem kilka, ale spięto je zwykłymi kłódkami na klucz. Wolałem pogłowić się z zamkiem cyfrowym niż dłubać do piętnastu sekund w zamku kłódki.

Miejsce, gdzie zamierzałem umieścić nadajnik, znajdował się dość wysoko. Musiał, inaczej sygnał by mógł nie dotrzeć.

Punkt otwarto trzy lata temu. Najwyższa huśtawka w Amsterdamie i Europie. O ciekawej nazwie. Nad przepaścią, Over the edge. Ustawiono ją na dachu budynku A’DAM Lookout Toren. Huśtając się na niej, można podziwiać widok na rzekę z wysokości stu metrów. Planowałem wejść na jej najwyższy punkt i zainstalować urządzenie blokujące sygnał komórki.

Wiliiam Glass zajmował się sprawami nie zawsze zgodnymi z prawem, ale był specem. Polecił mi go inny człowiek z branży, mój lepszy znajomy z Newady, George Sorel.

Zapukałem umówionym kodem w drzwi garażu. Po chwili zapaliło się światło i w drzwiach pojawił się jegomość w wieku emerytalnym.

– Jest pan punktualny. Gdybym wiedział, wcale bym się nie kładł spać.

– To już pan wie. Proszę o informację. Mam osiem minut.

– Precyzja jest najważniejsza. Te większe pudełko to nadajnik, mniejsze jest baterią słoneczną. Jest jeszcze dodatkowa bateria w środku, pracująca równolegle. Ta słoneczna powinna wystarczyć na cztery pochmurne dni. Proszę wybrać kod i powtórzyć dwa razy. Najlepiej nie mniej niż dziesięć znaków. Nie robi pan niczego niezgodnego z prawem?

Uśmiechnąłem się szeroko.

– Dobre pytanie, ale odpowiem. Pracuje dla głównego komisariatu w Amsterdamie. George nie mówił panu, czym się zajmuję?

– Proszę wybaczyć, John. W naszym fachu precyzja i anonimowość ma najważniejsze znaczenie.

– Tropię złych ludzi. Może nie złych, a doskonałych.

– I się udaje?

– Od siedemnastu lat jeszcze nie przegrałem.

– Aha. Wspomniał pan coś o policji. Nie mógłby mi pan pomóc? Dostałem mandat za parkowanie.

Popatrzyłem na niego inaczej.

– Raz?

– Nie, siedem razy. Ponieważ nie płaciłem, uzbierało się trochę.

– Postaram się. W końcu nikt nie jest bez wad.

– A jaka jest pańska? – popatrzył na mnie spod okularów.

– Ucinam języki zbyt dociekliwym. Miało być tysiąc sześćset dolarów, tak?

– Proszę zostawić dziewięćset. Wierzę, że załatwi pan mi te mandaty.

– Rower byłby mniej kosztowny, Wiliamie.

Odliczyłem pieniądze i zostawiłem resztę w kieszeni spodni.

– George przekazał jeszcze jedno, prawda?

– Och, oczywiście. Byłbym zapomniał.

Glass przyniósł czarny worek.

– Pozwoli pan, że skorzystam z toalety, Wiliamie.

– Ależ oczywiście.

Usłyszałem coś. Czarny kot podszedł do swojego pana i obtarł się o jego łydkę. Następnie podszedł do mnie. Wyciągnąłem dłoń. Obwąchał i również obtarł zadem moją nogę.

– Czasami siedzi i nie wychodzi. Widocznie ma do pana zaufanie.

– Obaj jesteśmy tropicielami. On zjada myszy, a ja czasem ryby. Kiedyś jadłem cielęcinę i baraninę. Może zrezygnuje z ryb, również. Po zakończeniu chce pan swój sprzęt z powrotem? Będę go potrzebował tylko tydzień.

Glass uśmiechnął się inaczej.

– Wiem o tym. Po tygodniu nastąpi samozniszczenie.

– Małe bum?

– Och nie. Tylko szybki wirus. Nadajnik będzie nadawał się na złom.

– Czy to jest w systemie?

– Nie. Z uwagi na przeznaczenie nie chciałem wprowadzać. To urządzenie jest wielkości guzika od koszuli. Włączy się samoczynnie. Dokładnie o północy.

– Interesujące. Jaki ma zasięg?

– Dziesięć metrów. Wobec tego pańska komórka musi być dalej, inaczej wszystkie dane tam zawarte, zostaną wytarte.

– Czyli działa na wysokie częstotliwości?

Znowu popatrzył.

– Wszystkie możliwe. Wyłączy wszystko od miksera do marchewki aż do czerwonego guzika w walizce. To właściwie ma tylko wartość. Wszystko inne można kupić za parę guldenów.

– Dziękuję za informację. Zawsze się może przydać.

Spojrzałem na niego jeszcze raz.

– Miał pan na myśli urządzenie do odpalania Minutmanów?

Pokiwał głową.

I tacy geniusze muszą pracować w garażach. Pomyślałem, że ten system powoduje takie anomalia. Czy również łączy się z moim, ukrytym w ciemności, przeciwnikiem?

Wszedłem do łazienki. Trochę się zdziwiłem. Glassa z pewnością obdarzono talentem, ale jego łazienka pozostawiała dużo do życzenia. No cóż, może nie miał czasu na dokładne sprzątanie. Nie było tak źle, inaczej z pewnością bym się nie przebrał. Nie chciałem go budzić drugi raz. Perspektywa zabrania ze sobą mojego normalnego ubrania, też mi się nie uśmiechała. Lubiłem sobie stawiać wyżej poprzeczkę. Postanowiłem zostawić worek w dyżurce ochrony Huśtawki. Chyba jest taka? Jeżeli nie, to zostawię go w budynku A’DAM.

I nagle zrobiłem coś nieprzewidywalnego. Zmieniłem plan. Amsterdam tętni życiem i nocą. Dużo świateł i ludzi na ulicach. Otóż stwierdziłem, że zamiast czynić starania, tym razem sobie ułatwię. Huśtawka jest bardzo popularna. I w ciągu dnia na tarasie widokowym jest sporo ludzi. Postanowiłem spróbować zrobić to przyszłej nocy i nie tak jak planowałem z ziemi, ale z powietrza. Przy pomocy lotni. Latanie na tym szło mi to nieźle. Na zainstalowanie mojego sprzętu wybrałem jasny obiekt, który był o jakieś dziesięć metrów wyższy od samej huśtawki. Potrzebowałem helikopter firmy, która nie będzie zadawać pytań. Dlaczego zmieniłem decyzję? Coś bardzo ważnego na to wpłynęło. Do tej chwili powód, dla którego zabójca to robi, wydawał mi się ważny. Jak łatwo można urosnąć w piórka! Postanowiłem skończyć moją karierę. Oczywiście musiałem rozwiązać to zadanie i wygrać. Potrzebowałem snu. Zmiana spowodowała wielkie zużycie energi w moim ciele, większe niż lot i zmiana strefy czasowej.

Zacząłem pedałować w kierunku Hotelu 27. Zostawiłem rower i ustawiłem ponownie zamek.

Miałem większy problem wejść do środka niż uprzednio go opuścić. Dotarłem do swojego pokoju o jedenastej piętnaście. Czy trzy godziny snu mi wystarczą? Oczywiście nie planowałem spędzić całej nocy z Elizą, ale brałem to pod uwagę. To żeby ją wystawić, nie wchodziło w grę.

Puder za drzwiami pozostał nienaruszony. Wziąłem krótki prysznic i położyłem. Nie musiałem nastawiać alarmu w mojej Omedze. Już dawno opanowałem budzenie bez zegarka.

Wspomniałem jakiś ciekawy sen, ale niestety zapomniałem jego treść zaraz po obudzeniu. Ubrałem się szybko. Zostało jeszcze pięć minut. Kupiłem kwiaty i zszedłem do garażu. Orchidea wyglądała pięknie. Cięte kwiaty stoją do tygodnia, dlatego kupiłem w doniczce. Uśmiechnąłem się, bo zwykle nie kupowałem kwiatów żadnej kobiecie, a tym bardziej dopiero poznanej.

Wyjechałem dwanaście po drugiej.

Eliza przyszła dokładnie piętnaście po. W swoim ubraniu wyglądała jeszcze bardziej atrakcyjnie niż w hotelowym uniformie. Sukienka do kolan, w kolorze zielonego jabłka pasowała idealnie do barwy oczu. Uśmiechnęła się przepraszająco.

– Proszę mi wybaczyć śmiałość, John. Zwykle nie zaczepiam facetów, ale…

– A ja zwykle nie umawiam się z dopiero co poznanymi kobietami.

Otworzyłem drzwi.

– To dla ciebie – pokazałem na kwiat.

– Och, doprawdy? Bardzo dziękuję.

Pocałowała mój policzek i cała spłonęła rumieńcem.

– Boże, co ja robię! Zupełnie nie rozumiem.

Pozostawiłem to bez komentarza.

– Gdzie chcesz jechać?

– Jest kilka fajnych knajpek, ale…

– Myślisz o tym, co później, prawda? Zastanawiasz się, czy cię pocałuję, a ty będziesz się łamać czy mnie zaprosić do domu, bo mieszkasz sama. A wszystko tylko dlatego, że mam ładne oczy i świetną sylwetkę. To, że mam pieniądze, nie ma dla ciebie znaczenia.

Eliza otworzyła usta i patrzyła z szeroko otwartymi oczami.

– Skąd, skąd ty to wiesz? Czy to widać?

Uśmiechnąłem się.

– Nie. Możemy pojechać do ciebie. Nie zrobię tego tej nocy. Ani następnej.

Eliza wcisnęła się w skórzany fotel.

– Mieszkam niedaleko włoskiej restauracji Bella Storia, na ulicy Joan Melchior Kemperstraat, po przeciwnej stronie jest Zachodni park i pole golfowe.

– W takim razie pojedzmy do tej restauracji, coś zjesz i odwiozę cię do domu.

Posmutniała.

– Nawet nie wiem, czy masz kogoś. Jesteś starszy więcej niż dziesięć lat, ale dobre jest to, że mieszkasz niedaleko.

Zrobiło mi się jej żal. Była tak rozbrajająco szczera.

– Ty nie masz nikogo… taka ładna dziewczyna.

Prowadziłem spokojnie. Wrzuciłem dane na GPS i już wiedziałem jak jechać.

– Właśnie, każdy tak myśli i dlatego jestem samotna.

– Elizo, nikt nie jest samotny.

Popatrzyłem na nią dłużej, jednak nie na tyle długo, aby nie stracić orientacji na drodze.

– Dlaczego chciałaś mnie zobaczyć? I powzięłaś tę decyzję po kilku sekundach.

– Przepraszam, nie powinnam…

– Nie przepraszaj, bo tego chciałaś. Jesteś zwykle nieśmiała. Musiało być coś więcej niż moje oczy i budowa.

Widziałem, że pozbywa się wszystkich barier.

– Odczułam, że jesteś nietypowy. Robisz wrażenie playboya, ale nie miałeś wielu kobiet, właściwie żadnej. Chociaż wiesz, jak wygląda ciało kobiety. Wszystko we mnie mi szeptało, że z tobą czułabym się bezpieczna.

No cóż, chyba dobrze odczuła. Jednak miałem teraz ważniejszą sprawę niż piękną Elizę.

– Tak, masz rację. O, to chyba tu.

Dziewczyna podniosła się wyżej.

– Tak, to tu.

Spojrzałem na nią.

– Nie jestem Niemcem. Mieszkam w Texasie. Wyjadę za tydzień i nigdy mnie nie zobaczysz. Tego chcesz?

Spojrzała na mnie swoimi boskimi oczami, a w nich dostrzegłem łzy.

– Taki już mój los… Zawieź mnie do domu. Jestem głupia, na co liczyłam.

– Elizo, los zależy od ciebie. Jeżeli postanowisz czekać na cud, będziesz tylko dostawać klapsy w swój śliczny tyłeczek.

Ruszyłem. Zerknąłem na nią kilka razy. Była naprawdę smutna.

Dojechaliśmy.

– Wybacz i dziękuję za kwiaty.

Spojrzałem na nią i wyszedłem z wozu. Otworzyłem drzwi i podałem dłoń.

– Dam się zaprosić na kawę lub herbatę.

Przez chwilę pokazał się uśmiech na buzi, ale jeszcze szybciej zniknął.

– Dobrze. I tak się zdecydowałam na wszystko.

Trochę mnie tym ostatnim słowem poruszyła. Dlaczego?

Nie jestem typem, dla którego kobiety są ważne. I nie zamierzałem tego zmieniać. Umiałem trzymać męskość w ryzach. Co prawda jej widok sprawiał przeciwne wrażenie. Czy możliwe, że znała moją część, której ja nie znałem? Była szczera. Podała mi siebie na tacy. Bez zalotów i gier męsko–damskich. A ja nie udawałem. Przedstawiłem jej realia. Wiedziałem, że po tym wyznaniu nie zaprosi mnie sama, więc jej pomogłem.

Weszliśmy do małego domku.

– Do hotelu jechałaś taksówką?

– Tak. Wole nie ryzykować jazdy rowerem po nocy. Szczególnie że jest teraz tylu emigrantów z krajów arabskich.

Nie oczekiwałem przepychu, wszystko było poukładane i pachniało czystością i tym sprawiła mi radość.

– Moi rodzice pracuję a Hadze. Mama w sferach rządowych, a tata jest handlowcem. Nie jestem najlepszą kucharką, ale postaram się zrobić ci dobrą kanapkę i sałatkę z jarzyn.

– Mogę ci pomóc?

Spojrzała krótko. Uśmiechnęła się.

– Jasne. Jak masz naprawdę na imię?

Przypomniało mi się, co powiedziałem Glassowi, ale pytanie Elizy było całkiem innego rodzaju.

– Steve, jeśli jak piśniesz słówko, obetnę ci język.

Zamiast się wystraszyć, uśmiechnęła.

– To dużo stracisz, bo nie będę mogła cię pocałować, a bardzo chcę.

Podszedłem do niej i wziąłem ją za ramiona.

– Pamiętasz, co ci powiedziałem i mimo wszystko chcesz?

– Będę miała pamiątkę na życie. Chociaż to będę mogła mieć.

Nie chciałem jej dłużej torturować. Pierś falowała, a z ciała emanowało ciepło. Literalnie czułem delikatny wiatr wywołany ruchem rzęs. Cóż miałem robić. Chce mieć pamiątkę, będzie ją miała.

Powoli rozpiąłem sukienkę. Stała bez ruchu. Z pewnością była podniecona, bo delikatnie drgała. Została w samej bieliźnie. Nie uważałem się za speca, ale komplet posiadała swoją klasę i w wykonaniu i gatunku. Staniczek i majteczki, delikatne, z jedwabiu. Nie zasłaniały wiele.

Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu.

– Wolałabym w sypialni – szepnęła.

Wskazała mi głowa drogę. Na jej licu królowało szczęście. Łóżko duże, chyba większe niż king size. Położyłem ciemnowłose bóstwo delikatnie na pościel i ściągnąłem z niej majteczki. W tym czasie zdjęła górę. Aż tak się spieszyła?

Leżała zupełnie nago i była wprost wpatrzona we mnie, a ja nadal nie rozumiałem dlaczego. Owszem, nic mi nie brakowało, ale mimo wszystko. Przygryzła wargę i szepnęła.

– Raczej dzisiaj nie zajdę, więc możesz nie mieć zabezpieczeń. Jest jeszcze jedno, nigdy tego nie robiłam. Więc pewnie okażę się nogą, poza tym, wiesz, co mam na myśli.

– Tak jak sama powiedziałaś, nie miałem wielu kobiet. Spałem z dwoma, ale myślę, że dam radę.

Zacząłem rozpinać koszulę. Znowu popatrzyła tak figlarnie i zapytała.

– Mogę?

Skinąłem głową. Prawdę mówiąc, byłem podniecony jak dawno, ale umiałem to kontrolować. Pomyślałem o jednym i się uśmiechnąłem. Dostrzegła to, lecz nie zapytała. Zdjęła mi koszulę. Zaczęła gładzić tors. Pocałowała mnie kilkakrotnie w okolicy szyi i raz w brzuch. Potem zaczęła zdejmować spodnie. Zdjęła moją bieliznę i ułożyła ubranie starannie na krześle. Oboje staliśmy nago obok łóżka.

– Jestem cała twoja – szepnęła.

Wziąłem ją na ręce i położyłem ponownie na łóżku. Ona tylko patrzyła. Ułożyłem się obok i zacząłem gładzić czarne kaskady.

– Steve, czy…

– Bądź cicho – powiedziałem łagodnie.

Zacząłem ją całować. Po chwili pomyślałem, że pozbawienie jej języka byłoby niewybaczalną zbrodnią. Wcale nie blefowała. Była kompletną nogą, ale teraz nie zamieniłbym jej na wykwintną kochankę. Kiedy delikatnie pieściłem jej ciemne brodawki, dostała pierwszy raz. Nie umiała tego ukrywać i pewnie nie chciała. Jej nozdrza falowały jak u zmęczonej klaczy po ostrym biegu. Przytulała moje ciało do siebie, jakby chciała się upewnić, że to ja dałem jej rozkosz. Postanowiłem ją pieścić. Zjechałem ustami po jej płaskim brzuchu. Całowałem kości biodrowe. Rozsunąłem smukłe uda i zacząłem pieścić intymność. Kiedy tylko moje usta dotknęły pomarszczonych płatków, wybuchnęła drugi raz. Nie dałem wytchnąć, byłem spragniony jej nektaru i musiałem się jak najszybciej przekonać, jak smakuje. Nie pożałowałem. Ciało zdawało się uwielbiać moje pieszczoty. Poruszała łagodnie biodrami. Zdawała się synchronizować moje pocałunki. Rozkosz zdawała się nie kończyć. Pieściłem palcami i językiem obie jamki co przyjęła za następny podarunek.

– Weź mnie teraz. Będę twoja i tylko twoja.

Co za wyznanie! Nie zastanawiałem się, czy tak tylko to mówi, czy też postanowiła. Położyłem solidną poduchę pod jej biodra. Moja męskość zdawała się eksplodować. To, że nie miałem kobiety prawie sześć lat to jedno, drugie, Eliza działała na mnie jak nikt dotąd. A musiałem być delikatny. Była bardzo wilgotna, więc to pomagało.

– To może zaboleć, kochanie – szepnąłem.

Mogłem zastosować dwie metody. Powolną albo szybką. W zależności od grubości wianuszka obie metody miały plusy i minusy. Postanowiłem załatwić to szybko. Widziałem, że się przygotowuje. Zanim to zrobiła, pchnąłem ostro.

To dziwne, nie krzyknęła. Wbiła tylko paznokcie w plecy. Na jej buzi panował ból. Delikatnie wycofałem się.

Patrzyła na mnie. Pocałowała mnie delikatnie w usta i szepnęła.

– Chyba nie było tak źle i będziesz mógł mnie wziąć za chwilę. Nawet gdybym nie była dziewicą, mogłam mieć powody do obaw, ale zniosłam to dobrze, prawda? Powiedz, że jestem dzielna?

– Co miałaś na myśli, mówiąc, że mogłaś mieć powody do obaw, nawet gdybyś nie była dziewicą?

– Wiesz, Steve. Nie mam doświadczenia, ale trochę się zapoznałam z literaturą. Najmniejsze to nie jest.

Udałem obrażonego.

– To nie jest „to”.

Roześmiała się serdecznie.

– Mały, duży Steve, lepiej?

– Znacznie.

– Poczekaj.

Wyskoczyła z łoża. Faktycznie jej tyłeczek wyglądał uroczo. Usłyszałem szum wody. Wróciła szybko.

– Chyba jest już dobrze. Zapraszam.

Miała coś w sobie, że łamała we mnie wszystkie zasady. Zaczęła mnie pieścić, jakbym należał tylko do niej. Poznała chyba wszystkie części mojej skóry. Delikatne rumieńce rozlały się na buzi. Widziałem po jej oczach, że jest znowu bardzo podniecona.

Położyła się. Dostrzegła, że patrzę na małą czerwoną plamkę. Zrzuciła poduchę na podłogę i wzięła drugą. Ułożyła się podobnie jak poprzednio i uśmiechała figlarnie.

– Możesz powoli? I proszę, sprawdź, jak bardzo jestem głęboka.

Jak na nowicjuszkę miała dość odważne próby, a ja czułem wielką ochotę to spełnić.

Wchodziłem w nią powoli i patrzyłem w oczy. W końcu je przymknęła.

– Och, jak bosko. Pobądź tam chwilkę. I nie ruszaj się.

Zastosowałem się do prośby. Ona natomiast delikatnie nasunęła się głębiej. W końcu równie subtelnie poruszała biodrami, ale tylko w koło. Nie trwało to długo, bo lawiny skurczów sprawiły, że straciła kontrolę. Ja z kolei musiałem walczyć, by w niej nie zostać. W końcu wiedziałem, że dłużej nie wytrzymam i wysunąłem mój napięty organ.

– Dlaczego? Chcę!

– Ja też, a muszę się nieco uspokoić. Już spieszy zastępstwo.

Zanim zrozumiała, wsunąłem w nią trzy palce. Czułem ciągłe fale poprzedniego orgazmu. Dziwne. Czy tak reaguje ciało? Dotykałem kciukiem jej twardy guziczek. Musiała to polubić, bo jej rozkoszne skurcze jakby się podwoiły.

– Steve, ja nie wytrzymam. Zrób coś ze mną, bo umrę z rozkoszy.

Nie byłem perwersyjny, ale znałem różne sztuczki, co prawda z teorii. Też nie chciałem tego przedłużać.

– Podnieś swój zadek do góry. Musimy to skończyć, bo nie mamy przed sobą całej nocy.

Ustawiła ciało, jak prosiłem. Jej jędrne trójeczki patrzyły teraz na prześcieradło. Ująłem biodra i wsunąłem do końca. Na szczęście się uspokoiłem, a ona też chyba miała przerwę, ale nie na długo. Wchodziłem w nią powoli i równie powoli, wychodziłem. Chyba to polubiła. Po minucie znowu zaczęła mieć i wydawała głębokie westchnienia. Patrzyłem na jej pulsującą intymność. Znowu wchodziłem w różowe czeluście. Zacząłem dodatkowo pieścić drugą dziurkę, subtelnie masując wejście końcem kciuka.

– Ruchaj mnie Steve, ja już nie mogą! Mocno i szybko.

Zrobiłem, jak chciała. Nasze rozkosze spotkały się wysoko. Zdawało się, że moje źródło nie ma dna. Ona chyba też była zadowolona z tego powodu i całości dzieła. Trudno tak powiedzieć, bo od początku naszej intymnej przygody prawie cały czas miała orgazm.

W końcu przestałem. Miałem się dobrze. Powinienem paść na łóżko i zasnąć, ale czułem zupełnie inaczej. Jej skurcze słabły. Mogłem uznać, że dobrze spełniłem zadanie, lub obowiązek, a bardziej prośbę. W końcu była to radość, nie mogłem sam siebie oszukiwać. Tkwiłem jeszcze w niej i gładziłem nadal plecy, kiedy usłyszałem prośbę.

– Steve, ja nie wiem, czy to normalne, ale chcę jeszcze i to teraz. Jeżeli nie możesz, czy mogę sama? Mówię uczciwie, raz to robiłam, kiedy miała jedenaście lat.

– Chyba musisz, bo ja nie jestem w stanie przez najbliższą godzinę czy choćby tylko pół. Nie wiem dokładnie, kiedy, teraz nie mogę.

– Nie powiem, że jestem zawstydzona – szepnęła, wystawiając śliczny brzuszek i nie mniej piękne cycuszki.

Patrzyła na mnie zalotnie.

– Pewnie pomyślisz, że jestem małą świnką.

Zaczęła pieścić palcami pomarszczone płatki. Szybko stwierdziła, że nie daje jej to satysfakcji.

Patrzyłem, jak kolejne smukłe paluszki giną w jej jamce. Pozostał tylko kciuk, a ten tarmosił znowu twardy guziczek. Wyglądało to miło. Ona patrzyła prosto w oczy.

– To nie to samo, kochanie. Mógłbyś tak?

– Znaczy jak?

– No tak jak ja… Jestem naprawdę nieśmiałą dziewczyną i wstydliwą. Wiem, że trudno ci uwierzyć, ale teraz chcę po prostu, żebyś mnie zerżnął. Mocno. Im mocniej, tym lepiej. Może cię już nigdy nie zobaczę, a chciałabym pamiętać na życie.

Czyli nie powiedziała ot tak sobie. Czułem, że budzi we mnie bestię.

– Jeśli chcesz, zrobię to.

Pierwsze co zrobiłem, to pozbawiłem łechtaczki osłony. Kiedy stała bezczelna i twarda, lekko przygryzłem. Eliza jęknęła bardziej z rozkoszy niż bólu. Potem bez zapowiedzi wjechałem w nią czteroma palcami. Była tu dość rozwinięta, ale po wypowiedzi wiedziałem, że nie ma dość.

– Więcej, proszę.

– Chcesz tego?

– Uwielbiam twoje dłonie. Uwielbiam ciebie. Cokolwiek mi robisz. Już wtedy tak chciałam, w hotelu. I nie rozumiem, naprawdę. Wiem tylko, że chcę.

Zacząłem robić, czego pragnęła. Nigdy bym się o to nie podejrzewał. Była ciepła, a nawet gorąca w środku. Poruszała biodrami delikatnie. I te jej oczy… Było ciasno. Bardzo ciasno. I zanim odczułem, dostrzegłem to w jej źrenicach. Ponownie miała. Tym razem rozchodziło się na całe ciało. Trwała tak w rozkosznych spazmach, w końcu chwyciła moje przedramię i wepchnęła do środka dłoń. Poczułem, że moje kostki przeciskają się przez coś wąskiego i po chwili uścisk się rozluźnił. Ona sama tarła sobie guziczek. Jej biodra poruszały się łagodnie. Skojarzyłem fale oceanu wpływające na piaszczystą plażę podczas braku wiatru.

Nie wiem, ile to trwało. Pół godziny, godzinę. Chyba się z nią złączyłem. Literalnie odbierałem jej rozkosz jako swoją. Nawet nie zauważyłem, że mój organ stoi naprężony.

– Już – szepnęła.

Powoli, bardzo ostrożnie zacząłem opuszczać to ciepłe miejsce. Wiedziałem, że to trzeba robić bardzo łagodnie. W końcu wyjąłem wilgotną prawicę. Ona nadal tylko patrzyła.

– I co teraz będzie? Mały duży Steve jest gotowy. Co zrobimy?

– Nie martw się, kochanie.

Ona patrzyła znowu z tym uśmieszkiem w oczach.

– Wiem. Tylko czy ty chcesz tak.

– Spełniam twoje pragnienia.

– Tam też jestem dziewicą, a nie chcę dłużej być. Chcesz tak?

– Nigdy o tym nie myślałem. Nie wiem…

– Będzie mi rozkosznie, jeżeli o to ci chodzi. Twój paluszek mnie o tym upewnił.

Ustawiła się podobnie jak poprzednio i uniosła biodra. Chciałem ją. Czy chciałem ją tam?

Chciałem jej ciała i chciałem jej dawać rozkosz. Nie byłem specjalnie podniecony faktem, że będę w jej drugiej jamce, ale żebym nie chciał, też nie powiem. Przez chwilę, kiedy nie myślałem, gdzie się zagłębiam, nie odczuwałem różnicy. Ona też reagowała podobnie. Rozkosz jeszcze raz wybuchła. Zostałem w niej i tylko nieco mniej niż pierwszym razem. Trwaliśmy tak złączeni przez dobre pięć minut.

Znaleźliśmy się w łazience pod strumieniami wody.

– Mówiłam ci, kochanie, bo chyba tak czuję. Nie ważne, że ty tylko tak mówiłeś.

Nie odpowiedziałem nic, bo nie mogłem tylko tego potwierdzić. Nie chciałem jednak powiedzieć czegoś, czego nie będę chciał zrobić. A nie potrafiłem robić niczego z musu.

Wyszliśmy z łazienki. Ona założyła tylko fartuszek.

Siedziałem na stołku w kuchni, a Eliza robiła kanapki.

– Zostaniesz do rana? – zapytała, kiedy zjadłem.

Ona siedziała po przeciwnej stronie stołu i tylko patrzyła.

– Wrócę do hotelu, bo jak zostanę teraz, to już na zawsze.

– Chciałabym, ale wiem, że pozostaną mi tylko wspomnienia.

– Nie bierz mnie na litość, nie znoszę tego.

Wystraszyła się i przez jej lico przeleciał grymas.

– Źle mnie zrozumiałeś, ja tylko…

– Nie mów już o tym. Nie psuj tego, co mieliśmy. Wszystko się kiedyś kończy. Wiedziałaś od początku. Nie znoszę mazgajów. Nie cierpię przegranych. Walcz!

Przyjęła sztuczny uśmiech i do końca tak pozostała. Pocałowałem ją na pożegnanie. Wyszedłem.

Byłem naprawdę zły. Musiałem tak powiedzieć, bo nie chciałem jej robić nadziei. A wdziałem, że coś dobrego zakwitło w moim sercu, ale nie przyleciałem tu, żeby się zakochać. Przyleciałem do Amsterdamu, żeby ostatni raz wygrać.

Starałem się nie myśleć o Elizie, ale nie bardzo mi to szło. To był zawsze ten powód, dla którego stroniłem przed kobietami. Kobieta miała być pomocą dla mężczyzny, ale ostanie czasy dużo zmieniły. Mężczyźni stali się pantoflarzami, a kobiety chcą się usamodzielnić, ale w moim przypadku sprawa był prostsza. Chciałem mieć jasny umysł, a zakochanie się temu nie sprzyja.

Jestem dość przystojny. Mam ciemne włosy, orzechowe oczy i 185 centymetrów wzrostu. Ważę osiemdziesiąt dwa kilogramy. Nie ćwiczyłem, żeby rozbudować mięśnie, ale mimo to osiągnąłem bardzo dobrą sylwetkę. Poza rozwojem ducha i intelektu ukończyłem sporo kursów. Dobrze strzelam, potrafię prowadzić każdy pojazd. Mam licencje na obsługiwanie helikoptera i średniego samolotu. Pływam w zimie pod lodem i umiem jeździć na deskorolce. Mógłbym zostać dobrym hakerem lub złodziejem, ponieważ mam umiejętności i jeżeli potrzeba, potrafię obsługiwać sprzęt potrzebny do otwierania zamkniętych kas czy skomplikowanych zamków. Nieźle gotuję. I jak się okazało ostatniej nocy, potrafię być dobrym kochankiem. Muszę przyznać, że Eliza sprawiła, że zmieniłem zdanie o kobietach. Może nie o kobietach, a o niej. I dlatego teraz miałem dwa problemy. I musiałem jeden oddalić. Z bólem serca, oddaliłem Elizę.

Dojechałem do hotelu, kiedy świtało. Zostało trzy godziny, żeby się wyspać. Nie olewałem ludzi i żeby nie wiem co, chciałem być o ósmej trzydzieści w kwaterze głównej.

Położyłem się nago do łóżka. Tym razem nastawiłem alarm. Dla pewności.

Coś mnie obudziło. Po kilku sekundach uświadomiłem sobie, że to alarm w zegarku. Zacząłem dzień. Poszedłem do łazienki i zrobiłem, co normalny człowiek zawsze wówczas robi. Umyłem zęby i wziąłem prysznic. Ubrałem się i zjechałem do garażu. Sądziłem, że zjem coś na miejscu. Jechałem uspokojony i rozluźniony. Tak się przynajmniej przekonywałem, ale wiedziałem, że gdzieś tam w głębi siedzi Eliza. Cholera, chyba wpadłem.


 

Generał Van Harteen i Lieke Ontrahten czekali na mnie przy wejściu.

– Jestem trochę zajęty. Panienka Ontrahten pokaże panu wszystkie dowody. Owocnej pracy. A, oczywiście wie pan, że zabójca zabił następną ofiarę.

Popatrzyłem na niego niezbyt uprzejmie. Co ten facet sobie myśli, że ma początkującego asystenta przed sobą? Wysiliłem się na uprzejmość.

– Tak, oczywiście, że wiem. Lieke, idziemy.

– Gdzie?

Popatrzyła na mnie jak na bóstwo.

– Dali ci chyba pokój do dyspozycji. A tak w ogóle masz jakiś stopień?

– Tak, jestem pułkownikiem.

– Jak ty to zrobiłaś i kiedy. Wyglądasz na osiemnaście.

– Dziękuje za komplement. Mam trzydzieści dwa.

– Rodzina, dzieci?

– Dwa psy i trzy koty. Rodzice mieszkają przy granicy z Niemcami. Tej dawnej granicy.

 

55
bd/10
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 0/10 (0 głosy oddane)

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.