Ilustracja: Milan Popovic

Jak w raju

18 sierpnia 2023

34 min

Drogi Czytelniku! Tekst jest luźną kontynuacją opowiadania „Różowe okulary”, które znajdziesz na moim profilu, jednak możesz bez przeszkód czytać go osobno. Ma to nawet pewien urok.

Cholipka, krzywię się na samo wspomnienie tego dnia!

Kiedy obudziłam się w swoim łóżku, zatrucie alkoholowe już dawno rozlało się po moim ciele. Czułam tępy ból w skroniach, a żołądek miałam nieprzyjemnie pusty. Jakaś trudna do uchwycenia siła odbierała mi chęci do życia.

Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Trudno było mi zrozumieć szepty Laury i moich rodziców. Dlaczego odwiedziła nas tak wcześnie rano? Z odpowiedzią przyszedł mi świetlny zegar, na którym widniała czternasta dziesięć. Chciałam podnieść się z łóżka, ale szybko okazało się, że moje chęci nie były duże. Na krótką chwilę uniosłam się jednak dostatecznie wysoko, by dostrzec stojącą przy łóżku miskę, w której pływały pozostałości wczorajszej uczty.

O mój Boże. Ogarnęła mnie panika, bo nie mogłam sobie niczego przypomnieć.

Puk, puk.

Laura weszła do pokoju, nie czekając na zaproszenie. Spojrzała na miskę i zmarszczyła nos, a ja poczułam się taka upokorzona! Nie wiedziałam, że najgorsze miało dopiero nadejść.

Opowiedziała mi wszystko. Od podstępu Filipa, przez bohaterskie czyny Marcina, aż po to, jak go wykorzystałam… o, Boże! Mówiła o tym rzeczowo, bez ubarwień, dzięki czemu stopniowo wracała mi pamięć. Rzeczywiście zaprowadziłam go do kantorka. Ostatni obraz, jaki potrafiłam odtworzyć to jego niepewny grymas.

Z trudem panowałam nad sobą. Leżałam w kałuży potu i słuchałam historii swojego upadku. Po tym, co zrobiłam, koleżanki pewnikiem się ode mnie odwrócą. Nikt mnie takiej nie pokocha. W jeden wieczór straciłam dziewictwo, godność, szacunek do samej siebie i reputację, a co za tym idzie — całą przyszłość. W przebłysku nadziei pomyślałam na głos, że może uratuję chociaż reputację. Musiałam tylko poprosić Marcina, by nikomu nie mówił o tym, co zaszło.

— Obawiam się, że byłaś dosyć wokalna — Laura odarła mnie ze złudzeń.

Wokalna. Właśnie tak powiedziała, a ja od razu wyczułam, że to słowo do mojej kuzynki zupełnie nie pasowało. Zrozumiałam, że przygotowała się na tę rozmowę, że wygładza prawdę tak, bym czuła się lepiej.

Do oczu napłynęły mi łzy.

— Słuchaj, wszystko będzie w porządku — próbowała mnie pocieszyć.

— Nic nie będzie w porządku — odburknęłam i odwróciłam się do niej plecami.

Schowałam twarz w wilgotnej poduszce. Nie miałam po co żyć. Zaczęłam ryczeć jak bóbr.

 

Dwa dni później był siódmy lipca, a każdego siódmego dnia miesiąca idę do spowiedzi świętej.

W drodze do kościoła pracowałam nad swoim wyznaniem grzechów, ważąc każde słowo, lecz kiedy klęcząc przy konfesjonale poczułam boską obecność, zupełnie straciłam grunt pod nogami. Drżącym głosem opowiadałam bez ładu i składu, w głębi serca marząc tylko o tym, by to się jak najszybciej skończyło.

Ksiądz Arek, którego dobrze znałam z wieczornych czuwań na plebanii, wręczył mi chusteczkę i zaproponował, byśmy zrobili przerwę. Jejku, jak on mnie dobrze rozumiał! Wstyd palił mi policzki, bo ksiądz marnował swój cenny czas z powodu mojej słabości, ale zapewnił mnie, że i tak musiał pójść po komórkę, bo czekał na ważny telefon od biskupa.

— Przed Panem Bogiem nie musisz się niczego wstydzić — zapewnił, gdy ponownie dobrnęłam do ściany.

Zebrałam w sobie odwagę, by nie kluczyć dalej wokół mojej tragedii. Po dłuższej pauzie wyznałam wprost, że odbyłam pozamałżeński stosunek analny.

Pokuta była dotkliwa. Modliłam się ponad godzinę, po czym z trudem podniosłam się z klęczek.

Opuszczając świątynię na odrętwiałych nogach, raz jeszcze spotkałam księdza.

— Porozmawiaj z nim — poradził.

 

Już sama decyzja o spotkaniu się z Marcinem nie była łatwa. Bałam się jego oceny i odrzucenia. Przez ostatnie trzy dni wyspecjalizowałam się w trudnych rozmowach, ale i tak to przed tą targały mną najsilniejsze emocje.

Jak tylko usiedliśmy na ławeczce w parku, poprosiłam go o przebaczenie. Wykazał się zrozumieniem, na które nie zasługiwałam, a potem wyznał mi miłość. Byłam w szoku, bo nie sądziłam, że ktoś pokocha mnie taką zhańbioną, a już na pewno nie osoba, którą dopiero co zraniłam. Wtedy opowiedział mi o wielkiej roli, jaką na mojej osiemnastce odegrał wiszący w kantorku krzyżyk. Znalazłam pocieszenie w  objęciach Marcina.

Spędziliśmy ze sobą kilka godzin, a potem odprowadził mnie do domu. Na pożegnanie dał mi całusa w czoło.

Pierwszy raz w życiu miałam chłopaka.

Mój pusty do tej pory żołądek wypełnił tuzin rozhulanych motylków.

Kładąc się do łóżka, przyrzekłam sobie, że już nigdy nie zwątpię w boski plan.

 

— Julka, porozmawiajmy jak kobieta z kobietą. Bardzo miał dużego? — zapytała w szatni Renata.

Poczerwieniałam ze wstydu. Natychmiast otoczyło mnie ciekawskie towarzystwo, a ja próbowałam udawać, że nie było w tej chwili nic ważniejszego od precyzyjnego zasznurowania trampków przed lekcją WF-u.

— Daj spokój, przecież takie odgłosy nie biorą się znikąd — wtórowała jej inna.

Plotki szybko się roznoszą. Z tego powodu bałam się powrotu do szkoły. Całe szczęście, Marcin zachował dla siebie tajemnicę tamtejszej nocy, a dziewczyny nie tylko mną nie wzgardziły, ale wręcz uznały za swoją.

— Bardzo — przerwałam grobową ciszę. Nie udało mi się powstrzymać uśmieszku.

— Wiedziałam! — Renata zatriumfowała.

— Gówno wiedziałaś, Renia. Kto mówił, że mu stoi, gdy miał centymetrowy fałd na dżinsach? — Uwaga Kasi spotkała się z gorącym przyjęciem.

Nie powinnam była, ale nawet ja się zaśmiałam. W gruncie rzeczy nie znałam jego rozmiaru, ale chociaż tak mogłam odwdzięczyć się Marcinowi za uratowanie mi życia i to wyjątkowe uczucie, którym mnie obdarzył.

Co, jeśli naprawdę ma… wielkiego?

Nieśmiało zakryłam usta, by nie wypuścić na zewnątrz grzesznej myśli.

Renata zaszczepiła we mnie pytanie, o którym musiałam opowiadać każdego siódmego dnia miesiąca.

 

Rok w klasie maturalnej stał pod znakiem niekończących się pokus i odmów. Zrezygnowałam z kościelnego chóru, odmówiłam opieki nad dzieckiem sąsiadów. Paradoksalnie zrozumiałam, jak odmawianie może być przyjemne.

„Zabierz te ręce”; „Marcin, ludzie patrzą”; „Nie dotykaj mnie tu”; „Proszę, przestań”.

Naprawdę miał bzika na moim punkcie!

Uwielbiałam mówić „nie”. Oczywiście wcale nie dlatego, że sprawiałam mu zawód. Po prostu cudownie było stanowić centrum czyjegoś świata.

Marcin pracował nade mną każdego dnia. Pozwalałam na to, bo nie łapał po chamsku za pośladek. Był dżentelmenem. To musnął moją rękę, to odchylił mi włosy, to „przypadkowo” otarł się o udo. Skrupulatnie badał moje ciało, uważnie śledząc każdą reakcję i wyciągając wnioski.

Zresztą nie tylko on korzystał ze swojej pracy badawczej. W życiu bym nie pomyślała, że mam łaskotki pod prawym kciukiem, a do przerwania pieszczot za uchem potrzeba nadludzkiej siły.

Paraliżował mnie przyjemnością, by metodycznie przesuwać moje granice. Czy to nie wspaniałe?

— Czym różni się odruch warunkowy od bezwarunkowego? — zapytałam, gdy któregoś zimowego weekendu leżeliśmy u mnie na łóżku i zakuwaliśmy do sprawdzianu.

— Odruch bezwarunkowy jest na przykład wtedy, jak dziewczyna odwraca się i chłopak patrzy na jej tyłek. On tego nie kontroluje. Badania mówią nawet, że dupa nie musi być ładna, a i tak każdy na nią spojrzy.

— Fuj! — obruszyłam się. Nie tylko dlatego, że to obrzydliwe, ale też takie wulgarne.

Odkąd zostaliśmy parą, regularnie ćwiczyłam na macie (ale tylko wtedy, gdy nikogo nie było w domu), by pozbyć się boczków i popracować nad sylwetką. Wciąż byłam nieco zaokrąglona, ale chłopak często mnie komplementował. Skoro sam zaczął temat, to chyba mogłam podpytać.

— Też zaczynasz na mnie patrzeć, gdy się odwracam?

— Nie.

Ej! Jak to nie?

— Bo patrzę na ciebie cały czas — dodał.

Tylko się zarumieniłam.

Nauka szła opornie, bo on skupiony był na mnie, a mnie z kolei rozpraszały jego ręce.

— Julko, odłóż to na chwilę…

Coś dotknęło mnie w niedozwolonym miejscu. Wiem, że powinnam założyć dłuższe spodenki, ale no kurka!

Zareagowałam gwałtownie, jeszcze zanim dotarło do mnie, że to jakiś robal (zresztą wtedy zachowałabym się podobnie). Szarpnęłam się i wytrąciłam mu z ręki granatowe pudełeczko, które z impetem uderzyło w drzwi i spadło na ziemię.

— Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony tata, który oglądał telewizję w pokoju obok.

Pudełko otworzyło się. Oślepił mnie blask pierścionka zaręczynowego. Zakryłam oburącz usta i powoli przeniosłam wzrok na bladego chłopaka.

— Tak! — krzyknęłam, o mało nie wybuchając ze szczęścia.

— To dobrze — odpowiedział tatko.

 

***

 

Nieśpiesznie obkręcam obrączkę na palcu serdecznym, wspominając historię naszego małżeństwa. Jest z żółtego złota, ma grawer i trzy malutkie diamenty, jeden przy drugim. Zawsze myślałam, że to symbol, ale mama przekonała mnie przed ślubem, że obrączka jest deklaracją. Im więcej bowiem pieniędzy jest w stanie wydać mąż na coś „bezużytecznego”, tym pewniejszy jest zawarcia związku.

Zestaw obrączek, na który naciągnęłam Marcina, kosztował go oszczędności z wakacyjnego zbioru truskawek u Gapińskich i trzy miesiące półetatowej pracy w rodzinnym sklepie. Zdaniem mamy, jeśli wcześniej miał co do mnie jakieś wątpliwości, zostawił je u jubilera razem z gotówką.

Od tygodnia jestem żoną. Mogłabym godzinami opowiadać o przyjęciu sakramentu małżeństwa i naszym weselu, o najwspanialszym dniu mojego życia, ale Marcin twierdzi, że ludzie mają już tego dosyć. Niech mu będzie.

Powoli urządzamy się w mieszkaniu, które odziedziczył po swoich dziadkach. Jest w bloku i na nieciekawym osiedlu, ale cieszymy się, że możemy zostać w Grzeszynie. Każdego wieczora padamy na nagi parkiet cali umorusani i kiedy on marzy o prysznicu, ja roztaczam wizję wyremontowanego salonu i wpadam na nowe pomysły.

Dzisiaj jest niedziela, a przecież wiadomo, w co obraca się niedzielna praca. Wyszykowałam się w białą, zwiewną sukienkę i leciutkie butki. Bijąca ode mnie wanilia dzielnie stawia czoła niezwyciężonemu zapachowi farby. W ręce trzymam jasny, wiklinowy koszyk. Jego zawartość schowana jest pod białą serwetką z ozdobnym wzorkiem. Idealny zestaw na piknik.

Chętnie odłożyłabym gdzieś koszyk, ale kuchnia, jedyne pomieszczenie zdatne do użytku, jest cała zagracona. Chwilowo mamy w niej nie tylko typowy sprzęt kuchenny, ale też skromny telewizor, a nawet akwarium z rybkami.

Wyglądam przez okno za mężem, który miał pożyczyć samochód od swojej siostry, Anety. Rodzina Marcina bardzo nam pomaga. Lubię ich. Jego siostra nie jest już dla mnie taka wredna, jak w czasach szkolnych, a teść zawsze powtarza, że jestem ładna.

O, chyba przyjechał! Jeszcze go nie widzę, ale turkotu w silniku tego auta nie da się pomylić z niczym innym.

Wychodzę z domu. Zamykam drzwi na klucz i poprawiam obrączkę.

 

Jezioro Rajskie stanowi naturalną granicę między Pomyłką Wielką i Pomyłką Średnią. Wysiadamy z auta po „wielkiej” stronie akwenu, a następnie prowadzę nas do Raju — bajecznego miejsca, które odkryłam lata temu.

Rozkoszuję się spacerem, bo w przeciwieństwie do obładowanego męża, niosę tylko niewielki koszyk. Jest przyjemnie ciepło, a gdy oddalamy się od plaży, cichnące krzyki dokazujących dzieciaków ustępują śpiewowi ukrytych w koronach drzew ćwir-ćwirków.

Marsz trwa dłużej, niż się spodziewałam, a na domiar złego musimy przedzierać się przez coraz gęstsze chaszcze. Sterczące gałązki co rusz drapią moje odsłonięte ramiona. Choć mąż jest roześmiany i cieszy się chwilą, ja coraz bardziej się stresuję. Wychowałam się w tych stronach i kiedyś znałam tu każdy zakamarek, dlatego obiecałam Marcinowi szybkie dotarcie do celu. Tylko skąd miałam wiedzieć, że tak się tu pozmieniało?

Przechodzimy przez pomost nad dopływającą rzeczką i zaczynamy iść po drugiej stronie jeziora.

Cholipka, trzeba było wysiąść w Pomyłce Średniej.

— Na pewno dobrze idziemy? — pyta Marcin.

W jego głosie nie słyszę dezaprobaty, ale i tak się denerwuję.

— Jesteśmy prawie na miejscu — kłamię, a raczej mijam się z prawdą.

Po kolejnych kilku minutach marszu jestem bliska przyznania się, że zabłądziłam, ale między drzewami dostrzegam polną drogę i wszystko zaczyna mi się przypominać.

Jesteśmy na kursie do drugiej plaży i już z daleka widzę wcale niemały pagórek, do którego zmierzamy.

— Marcin, to tam, to tam! — ekscytuję się.

Nie słyszę jego odpowiedzi, bo już pędzę w wysokie trawy do samotnego, polnego maku, który zdaje się stworzony po to, by ozdobić moją głowę. Kwiat szybko trafia między włosy, a Marcin kręci głową.

No co?

Mijamy drugą plażę. Wiem, że mąż chętnie by się tu zatrzymał, ale ja nie po to przyjechałam w te strony, by ludzie oglądali mnie w stroju kąpielowym. Wkraczamy na krętą ścieżkę, która prowadzi lekko do góry. Wspinaczka kończy się, gdy wyrasta przed nami gęsta ściana splątanych krzewów.

— Co dalej? — pyta.

— Gdzieś musi być słaby punkt… — tłumaczę i wręcz czuję na sobie powątpiewające spojrzenie.

Nie przejmuję się tym i zaczynam badać roślinny mur, testując jego wytrzymałość to tu, to tam. Przydałby mi się mąż, ale on testuje tylko to, co mięciutkie. Wreszcie odchylam właściwą gałązkę. Podążam tym tropem i wyginam kolejną. Światełko w tunelu motywuje mnie do dalszego wysiłku.

— Przytrzymaj to, to i to, a ja spróbuję przejść — instruuję go.

Mocno zgarbiona przemierzam wąziutki tunel, mąż jest tuż za mną. Przedostajemy się do Raju. Słyszę za sobą jęk zachwytu.

 

Ostrożnie podchodzimy do krawędzi pagórka. Marcin zbliża się aż do stromego spadu, a ja zostaję nieco bliżej. Pluskający się ludzie wydają się stąd mniejsi niż z naszego balkonu na drugim piętrze. Widok jeziora zapiera dech.

Odwracam się i omiatam wzrokiem płaski szczyt. Jest porośnięty niską trawą, z której gdzieniegdzie wystają niewielkie krzaczki. Niedaleko stoi jakieś liche drzewo, którego nie pamiętam.

— To wszystko jest dzisiaj tylko nasze! — zachwycam się.

Wracamy do naszego bagażu, oglądając się na lewo i prawo.

Marcin wyciąga z plecaka koc i starannie rozkłada na trawie. W tym czasie ja przygotowuję posiłek. Tuż obok koca stawiam przyniesiony w koszyku prowiant.

Mąż zniknął niepostrzeżenie i rozgląda się po okolicy, więc zaczynam sama. Ściągam butki i kładę się brzuchem na koc. Pragnienie gaszę wodą mineralną, co rusz sięgam do plastikowego pojemniczka po borówki.

Tafla wody jest intensywnie niebieska jak na dziecięcych rysunkach. Przyglądam się leniwie bujającym się koronom drzew po bardziej zalesionej stronie jeziora. Gdzieś w oddali świeci się jakiś krzyżyk, bardziej litera X, ale jest zbyt daleko, bym dostrzegła, co to takiego.

Jest dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Tylko gdzie on się podziewa?

— Spróbuj. — Podsuwa mi pod nos zdrowiuśkie jabłko.

Pojawił się równie niepostrzeżenie, co wcześniej zniknął.

Już mam ugryźć, gdy przypominam sobie, że nie zabrałam jabłek.

— Skąd je masz?

— Z tego drzewa.

Zerwał jabłko w Raju! Minę mam nietęgą, ale mąż szybko poucza mnie, bym nieco wyluzowała. Jak zwykle ma rację.

Wyluzowuję więc, ale jabłko i tak odkładam do kosza.

Marcin łapie mnie za rękę. Nie ma nic do powiedzenia, po prostu tak trzyma.

Przyglądam się mu uważnie. Jesteśmy ze sobą nieco ponad rok. Chłopięca twarz mojego chłopaka, mimo dłuższych obecnie włosów, stała się bardziej męska. Mąż jest znacznie szerszy w barkach i przestał być taki nieśmiały jak kiedyś. Stał się mężczyzną, któremu bez lęku daję się prowadzić przez życie. Dzisiejsza wyprawa udowadnia, że tak będzie lepiej dla nas obojga.

Przez długi czas rozmawiamy o jakichś głupotach i pałaszujemy resztki jedzenia.

Pozwalam mu wodzić palcem po mojej porysowanej ręce, bo twierdzi, że w ten sposób pozbędzie się zadrapań. Zawsze znajdzie wymówkę.

— Nie zniknęły — stwierdzam po czasie.

— To powód, by spróbować czegoś innego.

Przysuwa się do mnie bliżej i zwilżonymi ustami dotyka płatka ucha.

— O nie, tylko nie to! — protestuję, ale się nie odsuwam.

Przystawia się do mnie jeszcze bardziej i zaczyna robić te swoje dziwne rzeczy. Przechodzi mnie dreszcz. Czuję, że cała sztywnieję.

— To tylko uszko — uspokaja.

Pierwszy moment zawsze jest dziwny, trochę jak pierwsze sekundy zimnego prysznica. Warto je przeczekać, bo potem robi się miło. Nie bardzo to rozumiem, ale tak jest.

Jeszcze tylko chwilę, minutkę.

Taniec odległych drzew oglądam przez coraz bardziej przymknięte powieki. Przypomina mi się każda pięciominutowa drzemka, która zamieniła się w godzinny sen. Wiem, że muszę zebrać w sobie siły i to przerwać.

Unoszę się na rękach, ale męska dłoń spoczywa na dolnej części pleców i prosi, bym się nie podnosiła. Skoro tak grzecznie prosi…

Zastygam w znanej mi z ćwiczeń na macie pozycji kobry.

— Dobrze już, wystarczy. — Wydostające się z moich ust słowa sprzeciwu nie przekonują nawet mnie samej.

Pozycja się załamuje, bo czuję na skórze opadające ramiączko mojej sukni. Z powodzeniem obracam się na plecy, ale palce naszych dłoni szybko się splatają i spoczywają nad moją głową. Nie mogę się ruszyć. Nie jestem pewna, czy chcę.

— Powiedz, że jesteś tylko moja.

— Jestem twoja i Jego.

— Tylko moja.

— Nie wyrzeknę się…

— Nie musisz. Po prostu to powiedz.

Nie przekonuje mnie i widzę, że myśli nad kolejnym ruchem. Ogląda mój odsłonięty obojczyk, kawałek miseczki stanika i, niestety, delikatną skórę pod pachami. Patrzy na mnie z dziwnym, szatańskim wręcz uśmieszkiem, a ja głośno przełykam ślinę. Nagle czuję się bardzo przekonana. Próbuję jeszcze uwolnić ręce, ale gdy orientuję się, że nie ma na to żadnych szans, po prostu robię, co każe.

— Jestem tylko twoja. — Chichram się, jakby spełnił swoją niemą groźbę, bo schlebia mi jego determinacja.

— Dobrze, teraz możesz mnie już… — Nie dokańczam, bo usta zamyka mi głęboki pocałunek.

Nie podoba mi się miejsce, w którym przerwał mi zdanie. Niepokoi mnie też wyczuwalny na udzie fałd jego spodni, który znacznie przekracza centymetr. Tyle dobrego, że dopóki leżę na plecach, nie rozepnie mi stanika.

Ale może go pociągnąć do góry.

Gdybym tylko mogła, natychmiast bym się zakryła, ale to nie wchodzi w grę. Marcin przekłada moje ręce do jednej dłoni i mocno trzyma mnie za nadgarstki. Wolną ręką delikatnie masuje pierś.

To dziwne uczucie, takie niepoprawne. Jego ręka nie powinna być w tym miejscu, a nie tylko się tam znajduje, ale jeszcze poczyna sobie coraz odważniej. Kolejne uciski jędrnej skóry i drażnienie nabrzmiałego sutka znajdują ujście w moich pomrukach. Irytuje go to, bo nie oddaję już pocałunków.

Nasze usta się rozdzielają.

— Co, jeśli ktoś nas zobaczy? — pytam, łapczywie nabierając powietrza.

— Nie zobaczy. Mówiłaś, że nikt nie zna tego miejsca.

Niby mówiłam…

Unoszę lekko głowę, by spojrzeć na roślinną ścianę oddzielającą nas od świata. Nie mam wątpliwości, że nikt się tu nie dostanie. Marcin puszcza moje ręce, co momentalnie wykorzystuję, by oprzeć się na łokciach. Mąż nie kierował się jednak altruistycznymi pobudkami. Jego dłonie nurkują pod sukienką i powolutku zsuwają mi po nogach majtki. Jest zaskoczony brakiem oporu z mojej strony. Ja też jestem tym zaskoczona.

Cieniutki materiał zostaje wyrzucony w górę i opada na trawę poza zasięgiem moich ramion. Mąż podwija mi suknię, zajmując przy tym wygodne miejsce. Przed ślubem zgoliłam włosy między nogami, bo Laura w niewybrednych słowach powiedziała mi, że muszę zrobić tam porządek. Wówczas pan młody nie skorzystał, bo był zbyt nafukany po weselu. Teraz za to obawiam się, że krótkie włoski będą go drapać.

Czuje narastającą niepewność. Znika ona w chwili, w której widzę twarz męża. Zupełnie jakby właśnie objawiał mu się sam… och! Chyba nie powinnam tak mówić.

— Och! — wydaję z siebie wysoki pisk. Z jakiegoś powodu wstydzę się go bardziej, niż tego, co się dzieje.

Marcina nie drapię w twarz. Mam wręcz wrażenie, że nic nie mogłoby mu teraz przerwać. Jest taki zachłanny, tak bardzo skupiony na swojej zdobyczy, że nawet nie potrzebuje mnie całkiem nagusieńkiej. Co kilka chwil jego pieszczoty stają się dla mnie tak intensywne, że próbuję się od niego oderwać, ale nie ma na to szans. Przyssał się do mnie niczym glonojad do akwariowej szyby!

Jedną ręką zakrywam pierś. Sama nie wiem po co, po prostu to robię. Zauważam, że coraz trudniej zrozumieć mi własne czyny. Odrzucam głowę do tyłu, bo do tego zmusza mnie szalejący język męża. Zawieszam wzrok w losowo wybranej chmurce na niebie, a dłoń, która przed chwilą wstydliwie zasłaniała cycek, teraz zaczyna się nim bawić, nieudolnie naśladując ruchy mojego partnera.

Co ja robię!

Marcin odrywa głowę od krocza i obraca mnie na bok. Pozbywa się ubrań i powoli przysuwa do mnie od tyłu. Czuję na karku jego ciepły oddech.

— Nie zawsze w górę — szepcze, cokolwiek to znaczy.

Przykłada do oznaczonego śliną miejsca coś, co musi być penisem. Przyznaję sama przed sobą, że trochę się boję.

— Jesteś gotowa? – pyta.

— Tak.

Kiedy wchodzi, gwałtownie nabieram powietrza i cichutko syczę. Zamykam oczy i koncentruję się tylko na tym, by godnie przyjmować ból. Nie winię za to Marcina. Porusza się we mnie powoli, co pewnie wymaga sporej cierpliwości.

Uwiódł mnie, rozebrał i w końcu posiadł, a ja nawet nie wiem, kiedy to się stało. Mimo to ręce na biodrach nie są władcze, a okazują mi troskę. Choć dostanie się do mojego wnętrza wymagało złamania dziewięciocyfrowego szyfru, mój mąż nie zatraca się w swoim triumfie. Wciąż to ja jestem dla niego najważniejsza.

Wdechy i wydechy pomagają mi uśmierzyć ból. Odnajduję radość w próbach zestrojenia ich z ruchami jego bioder. Pochwa chyba zaczyna przystosowywać się do wielkości przyrodzenia. Sama nie wiem, czy jeszcze boli, czy już jest mi miło.

Marcin przerywa penetrację. Silne ręce układają moje nogi między jego nogami, a następnie pociągają mnie za barki do tyłu. To jakieś szaleństwo! Przylegam plecami do jego torsu i czuję, jak nabrzmiały penis odbija się od moich ud w poszukiwaniu wiadomo czego.

Mąż wznawia stosunek, a ja natychmiast podpieram się rękami, by nie stracić równowagi. Pozycja nie jest zbyt wygodna, ale doznania są znacznie silniejsze. Zwłaszcza odkąd silna ręka dociera do mojego łona i zaczyna intensywnie łechtać.

Nie utrzymam dłużej języka za zębami.

Pojękuję, krzyczę wręcz, a im jest mi milej, tym zapamiętałe krzyki stają się donioślejsze. Podobno podczas stosunku można wybrać pomysł na obiad albo zaplanować weekend, ale ja nie potrafię nawet trzeźwo myśleć.

Nie wiem, jak to jest mieć orgazm, ale chyba jest blisko.

— Aa! — wydaję z siebie zwierzęcy krzyk, którego nie poznaję.

Nieznacznie się unoszę, tak że wychodzi ze mnie połowa członka. Moje nogi dostają silnych drgawek, a głowa opada nisko na trawę i zapiera się o twarde podłoże. Wszystkie te ruchy dzieją się samoistnie, jakby poza moją kontrolą. Mam dziwną jasność przed oczami. Słońce? Nie jestem pewna. W tej krótkiej chwili całą uwagę absorbują te wspaniałe reakcje mojego organizmu. Uniesienie nie trwa jednak wiecznie. Gdy dobiega końca, opadam na ziemię obok męża i przykładam sobie wierzch dłoni do czoła.

Nie potrafię powstrzymać szerokiego uśmiechu. Jestem podniecona tym niezwykłym przeżyciem i już mi do niego tęskno.

Przez kilka minut leżymy w milczeniu.

 

Stopniowo uspokaja mi się oddech. Zaczynam odtwarzać w myślach nasz stosunek; w pewnym sensie przeżywam go jeszcze raz. Coś mi nie pasuje. Czegoś brakuje.

Dyskretnie przesuwam rękę w kierunku łona, a następnie z jeszcze większą dyskrecją spoglądam w bok. Pierwszy raz widzę jego członek. Jest teraz taki malutki, że aż dziw bierze, że mógł mi zrobić to, co zrobił.

Cholipka. Dociera do mnie, że tylko ja dotarłam do mety.

Czuję się winna, a obrączka przyłożona do czoła zaczyna nieprzyjemnie drapać.

Jestem żoną. Nie mogę być taka samolubna.

Wiem, co należy zrobić, ale to nie takie proste. Jestem między młotem grzechu a kowadłem powinności. Walczę ze sobą dłuższą chwilę, aż dociera do mnie, że jeśli nie odważę się teraz, to już chyba nigdy.

Najwyżej ksiądz Arek znowu wychłosta mnie zdrowaśkami.

Wgramalam się niezdarnie między nogi męża. Przez chwilę mam wrażenie, że zaraz powie „nie musisz” albo coś takiego, ale jakby się rozmyślił i tylko przygląda mi się w milczeniu.

Nieśmiało łapię go w dwa palce i odciągam nadmiar skóry, z której wyłania się fioletowy kapelusik. Skłamałabym, mówiąc że jest ładny, ale dla mnie liczy się teraz tylko to, że robi dobre rzeczy.

Po krótkiej zabawie dwa palce już nie wystarczają, a ja w zdumieniu przyglądam się tej błyskawicznej przemianie. Okazuje się, że wcale nie okłamałam Reni. Ruchy w górę i w dół kontynuuję przy użyciu całej dłoni. Wydaje mi się, że idzie mi całkiem nieźle, ale Marcin po kilku westchnięciach mówi:

— Jezu, nie trzymaj tak mocno!

Jego uwaga mnie peszy. Biorę ją sobie do serca, bo chcę, by było jak najlepiej, ale mam wrażenie, że moje działania nie przynoszą żadnego rezultatu. Boję się dodać trochę siły.

Najchętniej bym się wycofała, ale na to już za późno. Podejmuję niełatwą decyzję o wzięciu go do ust.

Odgarniam do tyłu brunatne włosy i pochylam się nad nim.

Chowam w ustach żołądź i unoszę wzrok w poszukiwaniu pochwały, ale widocznie na to jeszcze za wcześnie. Początkowo jest trochę fuj, ale z biegiem czasu odnajduję satysfakcję z odległości pokonywanej na trzonie penisa. Podoba mi się, że mąż nie potrafi pozostać obojętny na to, co robię. Role się odwróciły.

Zyskuję pewność siebie i tracę koncentrację. Wycofuję się, by zaczerpnąć tchu i z nieuwagi zahaczam ząbkiem o zgrubienie. Nie musi nic mówić. Wiem, że spaprałam.

— Au! — syczy.

— Przepraszam — mówię cichutko ze skruchą. — Nic nie mów.

Powracam z silnym postanowieniem poprawy. Jestem jeszcze bardziej staranna, a do tego udaje mi się przyspieszyć. Nie mam czasu spojrzeć mu w twarz, bo cały czas pilnuję, by usta sunęły równo wzdłuż członka. Złapałam rytm.

— Już, już!

Może nie jestem w tym najlepsza, ale robię to z miłością!

— Już! — powtarza.

Pokażę mu, na co mnie stać.

Ej, już!

Czym prędzej się wycofuję, ale jest za późno. Pierwszą salwę przyjmuję do ust. Natychmiast wypluwam ją z obrzydzeniem w bok i z powrotem odwracam głowę. Tylko po to, by kolejny bialutki pocisk chlusnął mi w nos.

No nie!

Zamykam oczy. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze.

Cała się gotuję, ale śmiech męża jest zaraźliwy.

— Daj mi coś do wytarcia — proszę.

Ten dalej się śmieje.

— No już! — ponaglam rozpaczliwie.

W końcu się nade mną lituje i wycieram twarz chusteczką higieniczną.

Pośpiesznie doprowadzam się do porządku, po czym mąż zaprasza mnie ręką na kocyk. Zajmuję swoje miejsce, a on bez przerwy się do mnie szczerzy. Poprawiam ramiączko i obciągam suknię tak, by nie było mi niczego widać. Część mnie chce zapytać, czy było mu dobrze, czy się spisałam, ale druga część pragnie o wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Śmiałość już dawno mnie opuściła i odwracam głowę w drugą stronę. Nie rozmawiamy. 

Od tego wszystkiego bardzo zgłodniałam. Sięgam więc do koszyka. Wodzę na oślep dłonią w poszukiwaniu czegoś dobrego. Zostało tylko jabłko. Waham się, ale ostatecznie wyciągam owoc i zatapiam zęby w słodkim miąższu. Coś gęstego spływa mi po podbródku.

Nie jest to sok.

 

Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.

15,332
9.5/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.5/10 (30 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (29)

Tomp · 18 sierpnia 2023

+2
-2
No to lecimy:

Wtedy opowiedział mi o wielkiej roli, jaką na mojej osiemnastce odegrał wiszący w kantorku krzyżyk. Znalazłam pocieszenie w jego objęciach.


W objęciach krzyżyka? Raely?

Mój pusty wcześniej żołądek wypełnił tuzin rozhulanych motylków.


Użycie słowa "wcześniej" oznacza, że w międzyczasie czymś żołądek wypełniła. Chyba błąd.

Całe szczęście Marcin zachował dla siebie tajemnicę


Coś tu szwankuje. Interpunkcja albo "Na całe szczęście...".

— Bardzo. — Przerwałam grobową ciszę.


Jednak bez kropki i małe "przerwałam". Ten czasownik jest na (i tak niepełnej) liście uprawniających do małej litery.

Zabierz te ręce. Marcin, ludzie patrzą. Nie dotykaj mnie tu. Proszę, przestań.


Zaskakujące wtrącenie. Myślę, że coś z edycją nie tak.

Nie tylko dlatego, że to obrzydliwe, ale też takie wulgarne.


Hmmm... Ja bym dołożył drugie "że".

Nauka szła w piach,


Nie ma frazeologizmu "iść w piach". Jest "iść do piachu" i "jak krew w piach", ale tu nie można takich użyć.

Zdaniem mamy, jeśli wcześniej miał co do mnie jakieś wątpliwości, zostawił je u jubilera razem z gotówką.


Dobre! Niestety jedyne "dobre".

prowadzę nas do


Nietypowe "nas", nie wiem, czy poprawne. Bo prowadzi i siebie i jego, ale "prowadzić się" oznacza zupełnie co innego! 🙂

ćwir-ćwirków


Pisownia warta pytania do Poradni.

Mąż zniknął niepostrzeżenie i rozgląda się po okolicy,


Skoro zniknął, to skąd wiadomo, że się rozgląda?

Jeżą mi się plecy


No nie!!! 🙂 Plecy nie mogą się jeżyć.

palce naszych dłoni szybko się splątują i spoczywają nad moją głową.


Nieszczególne. Palce-nitki i w dodatku odcięte?

nie tylko się tam znajduje, co jeszcze poczyna sobie


"co" zamień na "ale".

zsuwają mi po nogach majtki


Czyżby istniała inna możliwość?

glonojad


Celujesz w zabijaniu nastroju. Był już "uwagojad", teraz "glonojad". Kiedy "gównojad"?

godnie przyjmować ból.


Angielki podobno patrzyły wtedy w sufit i myślały "Za Anglię" 😉

Zaczynam odtwarzać w myślach nasz stosunek, w pewnym sensie przeżywam go jeszcze raz.


Średnik zamiast przecinka.

dlatego spuszczam z tonu,


Błędne użycie frazeologizmu.

Coś spływa mi po podbródku.

Nie jest to sok.


Dalibóg nie wiem, co jej spływa... 🙂
*****
Oceniam, że jest to najbardziej sztampowe z Twoich dotychczasowych opowiadań. Myślę, że poszłaś/poszedłeś (wciąż nie mam jasności w temacie końcówek wobec Ciebie - możesz to rozstrzygnąć?) na łatwiznę.
Całość skonstruowana poprawnie, acz nie powoduje zachwytów.
Zakończenie (czy tylko dla mnie?) nie do końca zrozumiałe.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 18 sierpnia 2023

0
0
Oczywiście "Realy?", ale nie mogę zrobić edycji literówki, bo ładne zaznaczenie cytatów szlag trafi.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Krystyna · 18 sierpnia 2023

+1
0
Trochę inaczej skomentuję. Przyrównam to opowiadanie do rozpalania ognia.
Na początku mamy luźno poukładane w stosik suche gałązki. Pod nimi jest popiół, a w nim połyskują drobiny żaru. Próbujemy rozdmuchać ten żar, ale bez efektu. Trwa to niemiłosiernie długo i mamy ochotę się poddać. W końcu pojawiają się pierwsze języczki ognia, a my oczami wyobraźni widzimy już solidne ognisko, przy którym się ogrzejemy. Nagle zbyt cienkie gałązki się przepalają, a upadając, gaszą dopiero powstałe płomienie. Nici z ogniska...

Tak widzę ten tekst. Przez wstęp ledwo przebrnęłam. Dwa razy miałam ochotę zrezygnować z kontynuacji, ale zacisnęłam zęby. Scena seksu mnie nie powaliła. Miałam wrażenie, jakbym słuchała młodziutkiej dziewczyny, która swoje opowiadanie zaczerpnęła z wyobrażenia sobie, jak to będzie, a nie z realnych przeżyć.

Na zakończenie dodam coś, co pewnie nie spodoba się wielu komentującym.
Do szału (może nie aż tak) doprowadzały mnie wcięcia w niemal co drugim zdaniu. Jakby to nie był tekst, a na liczydle ktoś bawiąc się, poprzesuwał koraliki. Oczopląsu można dostać.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 19 sierpnia 2023

+3
0

Krystyna rzekła:
Na zakończenie dodam coś, co pewnie nie spodoba się wielu komentującym.


Tak . Mnie owe dodanie się nie spodobało.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 19 sierpnia 2023

0
0
Standardowo, najpierw odnoszę się do części uwag:

Użycie słowa "wcześniej" oznacza, że w międzyczasie czymś żołądek wypełniła. Chyba błąd.


Może w zdaniu: "Mój pusty wcześniej żołądek wypełnił tuzin rozhulanych motylków." usunę "pusty wcześniej"? Chyba najprostsze rozwiązanie problemu.

Coś tu szwankuje. Interpunkcja albo "Na całe szczęście...".


Chyba drugi raz mi się to przydarza. No, ale z moich opowiadań na dobre (chyba) wyparowały już dwie wypowiedzi jednej osoby bez dodatkowego komentarza, więc i na to przyjdzie czas.

Zaskakujące wtrącenie. Myślę, że coś z edycją nie tak.


Chodziło mi po głowie wrzucenie tego w cudzysłów, ale wtedy chyba trzeba by każde zdanie osobno, a to nie wyglądało za ciekawie.

Nietypowe "nas", nie wiem, czy poprawne. Bo prowadzi i siebie i jego, ale "prowadzić się" oznacza zupełnie co innego!


Prowadzić zostało tu użyte jako niedokonane "poprowadzić". Co do poprawności, nie wiem.

Skoro zniknął, to skąd wiadomo, że się rozgląda?


Logika była za tym taka, że zniknął z kocyka, ale widać go, że się gdzieś kręci. Zastanowię się w trakcie korekty, czy można to jakoś ładnie uprościć.

No nie!!! Plecy nie mogą się jeżyć.


Jaka szkoda, bo mi się to podoba. Pomyślę!

Nieszczególne. Palce-nitki i w dodatku odcięte?


Hmm... splatają? Może...

zsuwają mi po nogach majtki


godnie przyjmować ból.


Te dwa fragmenty są próbą kreowania narratorki.

Celujesz w zabijaniu nastroju. Był już "uwagojad", teraz "glonojad". Kiedy "gównojad"?


Mnie się glonojady podobają... 🙁 A gównojad pojawi się pewnie, gdy napiszę wybitnie gówniane opowiadanie. Uspokajam — nie planuje kolejnych -jadów. Ciekawi mnie za to, jak inni odbierają to zdanie 😀

Tompie, mogę powtórzyć moją wiadomość z czatu. Przez różne internetowe doświadczenia wolę, przynajmniej chwilowo, się nie określać. Zapewniam przy tym, że po drugiej stronie monitora nie siedzi żaden pokątny banita, czy osoba nie będąca tu mile widziana. Mój debiut na pokątnych to mój debiut w Internecie w ogóle. Liczę, że to póki co wystarczy i w razie czego kontynuujmy na PW, żeby nie było to tematem pod opowiadaniem.
Zanim przejdę dalej zaznaczę tylko, że nie mam ambicji bronić opowiadania, ani przekonywać do jego fajności. Co do sztampy. Opowiadanie z założenia miało być proste, trochę w kontraście do pozostałych. Zależało mi głównie na kreacji narratorki, co sprawiało mi sporą radość. Atutami tego tekstu miała być prosta fabuła (pytanie do siebie: czy moje pisanie w takiej formie dalej się broni?) przedstawiona oczami mocno charakterystycznej postaci, odrobina humoru i nowe miejsce akcji, niby sztampowe, a jednak trochę nie. Rok z życia Julki przed ślubem został opisany kompletnie losowymi zdarzeniami (krytyka Krystyny), do których później pojawiają się odniesienia. Mnie po wysłaniu tekstu się to podobało. Czy wyszło? Ocenią czytelnicy.
Pozwolę sobie napisać o tym, co w tekście się nie pojawiło. Początkowo miał mieć on wyraziste odniesienie do opowiadania "Po kolędzie" Pana Hyde'a (m. in. podczas spowiedzi miało coś stukać, bo deseczka konfesjonału była luźna), ale coś mnie ugryzło. Obecnie tylko @MrHyde (a i to nie jest oczywiste) może zrozumieć modus operandi księdza Arka, co pewnie dodałoby mojemu opowiadaniu wyrazu, bo później są do tej postaci odniesienia. Drugą ideą było dodanie cytatów biblijnych, ale... no właśnie. Łatwo przekroczyć dobry smak, a mnie zabrakło odwagi, by pójść jedną z tych dwóch ścieżek. Tutaj także interesuje mnie opinia czytelników. Przynajmniej pierwszy wariant łatwo byłoby wprowadzić w życie w trakcie korekty.

Krystyno, jeszcze trochę i dojdę do smutnego wniosku, że moje opowiadania nie są dla Ciebie :/ Krytykę przyjmuję, nie ma z czym polemizować. Co do sceny seksu, to... jest to moja ulubiona scena seksu z moich opowiadań. Dlatego tak bardzo lubię czytać komentarze i opinie innych 😀 Bohaterka ma obrączkę, ale jest ledwie dorosła. Swojego jedynego stosunku (zaczynam gadać jak ona...) nie pamięta, a wiara i podejście do życia wzmagają w niej emocje. Miejsce akcji, luźno stylizowane na rajski ogród nie jest może głównym bohaterem, ale też odciska swoje piętno. Ja nie lubię sci-fi, Ty możesz nie lubić tego, co zostało tu zaproponowane. Nie masz żadnego obowiązku mi doradzać, ale może pokusiłabyś się o kilka żołnierskich zdań nt. tego, co by musiało być inaczej, byś to opowiadanie polubiła? Nie obrażę się 😉
Mój ogólny pogląd jest taki, że na pokątnych autorzy zbyt rzadko korzystają z dobrodziejstwa wcięć. Myślę, że pisanie w 1. osobie daje więcej okazji na nadprogramowy akapit, toteż tutaj mocno z tego korzystam. Masz jednak rację, że jest ich sporo. W przyszłości pewnie nadal będzie ich dużo, ale mniej 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 19 sierpnia 2023 ·

+1
0
Czyżby także ksiądz Arek zbierał materiały dla Sponsora? 😉 Wiedziałem, że ksiądz Józef nie jest jedyny. 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 19 sierpnia 2023

+1
0
Co do użycia „wcześniej” w spornym zdaniu, to może: „Mój pusty do tej pory żołądek…”.

powolutku zsuwają mi po nogach majtki


Trudno nie zgodzić się z uwagą Tompa, chociaż z drugiej strony bardziej uświadamia to czytelnikowi, co czuje bohaterka, wzmagając napięcie. Nie wiem, co bym z tym zdaniem zrobił na miejscu autora 🙂

Vi. Rzekło:
Mnie się glonojady podobają...


Glonojady są fajne.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 19 sierpnia 2023 ·

0
0
@Indragor

Vi. Rzekło:


jest znakomite!!!! 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 . Że też sam na to nie wpadłem. Mogę stosować?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 19 sierpnia 2023

+1
0
Co do wcięć akapitowych:
Może się komuś nie podobać nadmiar przecinków. Może się nie podobać nadmiar kresek dialogowych. Może ktoś odczuwać zmęczenie liczbą cudzysłowów. Jednak przyczyną tych dyskomfortów nie są znaki interpunkcyjne czy też edycja (zakładam, że są prawidłowe), lecz treść i stylistyka.
Jeśli autor skonstruuje opowieść w oparciu o krótkie wypowiedzi dialogowe, to i wcięć i kresek dialogowych będzie multum i winić można przyjętą stylistykę i treść opowiadania, a nie poprawność edycyjną.
Jeśli autor (z jakichś powodów) będzie w tekście masowo wymieniał (cokolwiek), co wymaga użycia przecinków, bądź cytował, co wymaga cudzysłowów, to nie można winić ortografii (zakładam: prawidłowej), lecz co najwyżej można oskarżać autora o nieładną stylistykę. Ewentualnie.
BTW Instrukcja stylistyczna ( 😉 ): Krótka fraza, krótkie zdania, oznaczają pośpiech, zdenerwowanie, silne emocje. Długa fraza, długie zdania, oddają relaks, zadowolenie, brak emocji.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 19 sierpnia 2023

+1
0
@Vi UWAGA: Teraz przedstawię moje subiektywne zdanie!!!
Zastosowana "kreacja narratorki" trochę się rozłazi. Masz tendencję do gotowania barszczu na kilku grzybach, podczas gdy polskie powiedzenie mówi o jednym. Opowiadanie (co do zasady krótsze niż powieść) nie zmieści zbyt wiele, więc albo religijność Julki zaakcentowałbym bardziej na całej płaszczyźnie narracji, albo pominął w ogóle (wtedy wraz z elementami spowiedzi+ks. Arka). Jak "bardziej"? Np. w scenie defloracji mogłaby rzeczywiście szeptać jakieś akty strzeliste lub wręcz myśleć o Odkupieniu bądź męczeństwie pierwszych chrześcijan. Wątku z ks. Arkiem bym nie rozwijał, a nawet skrócił/zlikwidował (jako kolejny grzyb). Wstęp o szukaniu Raju bym skrócił, bo niepotrzebnie męczy czytelnika (vide Krystyna).
Generalnie postowi Krystyny bym się przyjrzał, bo zawiera wiele cennych i trafnych spostrzeżeń (nie mam na myśli uwag o wcięciach 🙂 ).
Reasumując: zastanów się, czy Twoje kolejne opowiadania nie rozłażą się w szwach, czyli, czy nie rozpraszasz czytelnika zbędnymi wątkami (typu "uwagojad"), bo to jest źródłem stresu przekładającego się na zniechęcenie i niską ocenę.
I na koniec ponawiam pytanie: O co chodzi w zakończeniu? Jeżeli czytelnik (przeciętny, za jakiego się uważam) ma wątpliwości, to jest źle!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 19 sierpnia 2023

0
0
@Tomp, skoro się rzekło, to proszę bardzo 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

DD · 19 sierpnia 2023

+4
0
Czytam opowiadanie - jest okey.
Czytam komentarze - i ręce opadają.

Jak ma być opisany akt seksualny oczami prawie dziewicy jak po dziewiczemu? Właśnie to siła, a nie wada opowiadania.

Wątek ze spowiedzią - dla mnie nawet zabawny. Nie rozumiem, dlaczego akurat ten fragment miałby wylecieć.

Opowiadanie d... nie urywa, ale czyta się dość lekko. Nie miałem problemów z przebrnięciem.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 19 sierpnia 2023 ·

0
0
Indragorze, uspokoiłeś mnie tym glonojadem. Może wszystko ze mną w porządku, a przynajmniej trochę w porządku 😉

Tompie, subiektywne zdania nie są może prawdami objawionymi, ale znaczą dla mnie wcale nie mniej!
Twój pomysł na wykreowanie religijności Julki wyszedłby dobrze, ale trochę odbiega od mojej wizji postaci. Mój odpowiednik tej idei to cytowanie Biblii. Efekt byłby podobny, myśleliśmy w tym samym kierunku.

Prowokujesz refleksję nad rozlazłością moich opowiadań. Wydawało mi się, że są one bardzo skondensowane (nie mylić z: dobre), więc tym chętniej się tego podejmę. Generalnie wolę kreować akcją, niż opisem. Jeśli kreowana cecha jest istotna dla opowiadania, mając do wyboru wrzucenie sceny (teraźniejszość lub wspomnienie) spowiedzi lub tekst: "jestem Julka, staram się nie grzeszyć i codziennie rozmawiam z Bogiem(...)", w większości przypadków wybiorę to pierwsze. To po prostu dwie pieczenie na jednym ogniu, bo czytelnik poznaje postać i przeżywa akcję (lub nie, jeśli dam ciała).

Wiem, że Uwagojad to dla Ciebie wtopa, ale abstrahując od tego, czy jedno zdanie urasta od razu do miana wątku? Napisanie tego bardziej wprost zajęłoby tyle samo miejsca. W "Uwagojadzie" są trzy akapity dot. postaci z debiutanckiego opowiadania (ktoś zauważył?) i później bodajże jeden dygresyjny akapicik o głównej bohaterce. Gdyby nie to, fabułę dałoby się sprowadzić do "-Chodźmy na seks. -Dobra.", choć oczywiście dorzucam po drodze różne wartości. Fabryka Życia to z kolei najkrótszy tekst na głównej.

Ten akapit będzie wyglądał jak Obrona Częstochowy, ale tylko wyglądał. Mikro rozdział o spowiedzi ma nieco ponad 1000 znaków i zgodnie z moim licznikiem czytanie go zajmuje minutę. Włączam trzy losowe opowiadania Agnessy (Agnesso, to nie przytyk, wykazuję różnicę w stylu) i przedmowy do nich mają 1,5x, 2,5x oraz 3x więcej znaków. Sprawdzam stronę główną. Średni czas czytania zamieszczonych tam opowiadań to 59 minut, a gdyby nie liczyć moich, ponad godzina. Scena spowiedzi w przeciętnym opowiadaniu na Pokątnych zajęłaby więc mniej niż 2 procent całości, zaś scena poszukiwania Raju, kluczowego miejsca dla mojego tekstu, ok. 5%. Prowadzi mnie to do wniosku, że nie dłużyzna jest problemem, a kwestie warsztatowe lub zwyczajne niezainteresowanie tematem/konwencją zawiedzionego czytelnika.

Oczywiście rozlazłość może się też tyczyć tego podziału wspominek na kilka krótkich fragmentów (stosuję ten zabieg pierwszy raz, chętnie przyjmę od każdego feedback), ale szukanie Raju jest już częścią historii. Nie chcę też przyjmować na wyrost tezy, że ten trzyminutowy fragment to taki killer na chęci czytelnika, bo mam do dyspozycji jedynie głos Krystyny - cenny, ale tylko jeden.

Nie żałuję tych 10 minut 😉

Ostatnie: Po podbródku miało spływać nasienie. Czy "coś gęstego" w końcówce załatwi sprawę?


DD, cieszy mnie, że odwłoku nie urwało - trudniej by się żyło 😉 Dzięki za komentarz. Zgadzam się w kwestii aktu seksualnego, a co do spowiedzi, to trochę żałuję zachowawczości. Z odrobiną pieprzu byłoby lepiej 😀

PS. Post edytowany tylko dla czytelności

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 19 sierpnia 2023

0
0

Włączam trzy losowe opowiadania Agnessy (Agnesso, to nie przytyk, wykazuję różnicę w stylu) i przedmowy do nich mają 1,5x, 2,5x oraz 3x więcej znaków.



Chyba moja sława nie dość, że mnie wyprzedza, to wręcz żyje własnym życiem 😄

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 19 sierpnia 2023

0
0
Vi rzekło:

Prowokujesz refleksję nad rozlazłością moich opowiadań.


Nie zostałem zrozumiany. Twoje opowiadania nie są rozlazłe (może poza przydługim szukaniem raju 😉 ). Moja uwaga dotyczy zajmowania się zbyt wieloma wątkami w jednym opowiadaniu. Przez "wątki" rozumiem też odciągające od głównego nurtu wtręty, które dodałoś (😉 ) dla fanu. Ale nawet pokątni etatowi żartownisie (nożyce, odezwijcie się!) nie mnożą elementów zbędnych, co Tobie się zdarza.
Argument, że bez uwagojada " fabułę dałoby się sprowadzić do "-Chodźmy na seks. -Dobra.", do mnie nie trafia. To kwestia umiejętności pisarskich, by bez niepotrzebnych wodotrysków poradzić sobie z fabułą. Ale ja w tym poglądzie odbiegam od ogółu LA, bo pół roku temu pojawiło się tu opowiadanie pod którym cała LA piała z zachwytu, a treść była bezładna i bezsensowna. Ówcześni CLA nazywali to surrealizmem, a ja bzdurą. To opowiadanie składało się z samych wątków pobocznych, nic się nie zazębiało. Jeśli pójdziesz w tę stronę, to będę płakał, bo po "Prezencie" liczyłem na DUŻO, a "Uwagojadem..." byłem zachwycony po pominięciu... uwagojada właśnie. Nie ukrywam, że "Różowe okulary" oceniłem niżej, a "Jak w raju" mnie zawiodło. Zawiodło przez rozbieganie narracji. Nie przez rozwlekłość. To tyle o rozwlekłości, której (prawie) nie ma.
Opis aktu seksualnego w aspekcie charakteru narratorki uważam za dość dobry (wbrew Krystynie).
Jeśli to coś, co nie jest sokiem, to ma być nasienie, to ja (znów przepraszam za subiektywizm do sześcianu!) bym czytelnika podprowadził do właściwego wniosku, np. tak:

Czym prędzej się wycofuję, ale jest za późno. Pierwszą salwę przyjmuję do ust. Natychmiast wypluwam ją z obrzydzeniem w bok i nie obchodzi mnie, że trafiam do koszyka. Potem z powrotem odwracam głowę tylko po to, by kolejny bialutki pocisk chlusnął mi w nos.

Wtedy może bym zrozumiał.
Pozostaje jeszcze problem, że ręka chwytająca jabłko nie czuje mokro-lepkiej substancji je pokrywającej. Ale to zmartwienie zostawię Tobie.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 21 sierpnia 2023 ·

0
0
Wiesz co? Czasami wychodzę z założenia, że część "zaoszczędzonego czasu" mogę spożytkować na rozbudowę fabuły lub dodatkowy wątek. Słusznie czy nie, pewnie zależy. Ciekawi mnie, czy podobne zastrzeżenia pojawiłyby się pod tym tekstem, gdyby te x znaków (np. z drogi do raju) poszło w opis, ale tego się nie dowiemy.

W "Uwagojadzie" chodziło mi nie tyle o to, że nazwanie tak bohaterki wiele zmienia, co fabuła generalnie jest banalna. Stąd pomysł, by równolegle wprowadzać tło historii. Gdyby najpierw zacząć od tła, a potem zrobić krótką gadkę-szmatkę wyszłoby o wiele gorzej.

Rozumiem uwagę co do rozwarstwienia wątków w przypadku tego tekstu. Bez obaw, to eksperymentalny zabieg. Nie uważam, by był zły, ale jakoś specjalnie go nie lubię. Rzadko się do nich odnoszę, ale chętnie czytam opinie o użytych przeze mnie wyrażeniach (zazwyczaj też się co do nich z Tobą zgadzam). Uważam, że są high risk-high reward i staram się nie wpychać ich na siłę. W tym tekście moimi "małymi satysfakcjami" są nawiązania do księdza, do dziewczyny z szatni. Żaden to wielki kunszt pisarski, ale świadczy chociaż o jakimś tam planie autora.

Uważnie śledzę opinie pod swoimi opowiadaniami i mniej więcej widzę co i jak się podoba. Co prawda ja nie czuję takiej pogardy do osób klepiących telenowele, jak co niektórzy, ale staram się, by każdy kolejny tekst miał w sobie coś innego. Jakiś motyw przewodni, inne miejsce, jakąś konkretną stylizację czy tempo. Te wszystkie rzeczy (a chyba przede wszystkim sam temat opowiadania) wpływają na różne oceny, liczbę wyświetleń i inne opinie w komentarzach, ale myślę, że stać mnie na utrzymanie równego poziomu np. przy pisaniu piątego "Prezentu".

Co do tej końcówki, to widzę, że poszedłeś zupełnie innym tropem. Moje założenie było takie, że święty podbródek Julki zbezczeszczono kiedy zamknęła oczy, ewentualnie spłynęło z nosa w międzyczasie, a przecież wycierała się w pośpiechu.

Mam cichą nadzieję, że za pewien czas otrzymam jeszcze chociaż jedną opinię i wtedy siądę do korekty (ew. gdzieś za tydzień, jak spojrzę na całość z innej strony) i trochę wbrew sobie przed zamknięciem opowiadania zacznę dumać nad czymś nowym 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 21 sierpnia 2023

+1
0
Ogłoszenie dzieła drukiem uniemożliwia wszelkie zmiany, inaczej niż w takim internetowym "wydawnictwie" jak pokatne.pl. Jednak proponuję nie dokonywać istotnych ulepszeń, zwłaszcza gdy większość chętnych już opowiadanie przeczytała. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Znacznie lepszy efekt da kilka dni przemyśleń PRZED publikacja, niż dwa wieczory PO. Kolejny raz wyrażam mój niechętny stosunek do poprawiania tekstu pod publiczkę. To ma być Twój tekst, a nie dzieło zbiorowe.
Twoje teksty są na Głównej i wierz, że na to zasługują. Twórz dalej, rozwijaj się.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 22 sierpnia 2023

0
0
Arek H., czy Arek cz.? Wpisałem w Google "ksiądz Arek". Okazuje się, że to całkiem popularne imię wśród księży. 😉
A opowiadanie sympatyczne, wesołe. O nerwicach mistycznych można pisać różnie, jak o problemie indywidualnym, społecznym, politycznym, można potępiać i szydzić, a można też traktować protagonistów dotkniętych tą przypadłością z empatią i sympatią, tak jak ty. Można ich lubić.
Po pierwszej części, gdzie jechałoś po bandzie nieprawdopodoności, sprowadzasz bohaterów na ziemię, tj. do raju. Cały czas z ironią i humorem. Brawo 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 23 sierpnia 2023

0
0
Tompie, nie powiem, że się jakoś szczególnie nie zgadzam, czy że jesteś w błędzie, ale to dosyć krytyczne podejście. Po wydaniu owszem, nie ma możliwości nanoszenia korekt (dlaczego nie korzystać z tego dobrodziejstwa online?), ale też przed drukiem tekst przechodzi korektę osób trzecich, a moje opowiadania nie. Poprawiam w zasadzie tylko drobne (albo i nie) niedociągnięcia, które nie mają większego znaczenia dla treści oraz rzeczy, które okazują się niezrozumiałe. Trudno mi to przewidzieć zawczasu. W pewnym sensie każda zmiana dokonana za sugestią publiki jest zmianą pod publiczkę 😉

Wcześniej pojawiła się z mojej strony sugestia, że może naruszę to opowiadanie nieco bardziej, ale jednak tak się nie stanie. Masz rację, że duże zmiany po tym, jak tekst zdążył się już zadomowić na stronie byłoby złe.


Panie Hyde, czyżbyś miał zacięcie detektywistyczne? Arek... po prostu myślę, że mogłobym tak mówić do księdza podczas młodzieżowych zajęć na plebanii, jakkolwiek one wyglądają 😀

Trafne spostrzeżenie, że tekst jest bardziej realistyczny, pisany jakby w innym świecie niż "pierwsza część". Pozwalam sobie na to, bo nie tworzę cyklu opowiadań ani nie próbuję stworzyć bazy fanów Julki.

można pisać różnie


Pozwolę sobie nawet poprawić: należy pisać różnie. Mimo ogromu opowiadań kończących się z grubsza tak samo, wciąż jest miejsce na oryginalne teksty. Pewnie z różnym skutkiem, ale w takie celuję.

Cieszę się, że przypadło do gustu!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 27 sierpnia 2023

0
0
W tym tygodniu czas nie był moim sprzymierzeńcem. Tekst przeszedł korektę, ale na ogólny odbiór tekstu raczej nie wpłynie 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Palmer · 17 września 2023

+1
0
Opowiadanie ma bardzo dużo przeskoków do kolejnych wątków. Tego nie lubię. Część z tego można było pominąć, a rozwinąć to co najbardziej istotne. Do tego nadmiar zdrobnień, przez co całość teksu jest za słodka. Polecam nie jeść słodyczy w trakcie pisania, ewentualnie zamienić je na papryczki chili 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 17 września 2023

0
0
Palmer, fajnie, że dotarłeś i do mojego tekstu 😀

Nie jesteś pierwsza osobą, która nie przepada za przeskokami. Temat tego zabiegu był już poruszany, więc moje racje można sobie ewentualnie odwinąć. Zadam za to, jak mi się wydaje, trudne pytanie: jak byś to rozwiązał? Zależało mi, by poświęcić kilka słów bezseksowemu, rocznemu okresowi życia bohaterów, który prowadzi ich do miejsca, w którym się znaleźli. Lepiej byłoby to pominąć, skrócić do jednego akapitu, a może jeszcze coś innego? Ciekawi mnie Twoja opinia.

Co do słodyczy i zdrobnień, to jest to kreacja. Dosyć silna, bo dotyczy narratorki aktywnie biorącej udział w wydarzeniach. Lubię postacie wyraziste, z jakimiś cechami szczególnymi i przyznam, że przypadło mi do gustu przedstawienie Julki w pierwszym akapicie "Różowych Okularów", stąd decyzja o pociągnięciu tego dalej. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że akcja ma miejsce w raju 😉 Oczywiście rozumiem, że nie są to Twoje klimiaty i tym bardziej żałuję, że wziąłeś się akurat za ten tekst.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Palmer · 17 września 2023

+1
0
Wydarzenia z ostatniego roku, można zawrzeć w dłuższym wstępie. Później skupiasz się na samym wyjeździe i wydarzeniach, które mają tam miejsce. Bardzo dobrym pomysłem, byłoby podkreślenie piękna przyrody, zarówno za dnia, jak i też samej nocy (gwieździstej lub księżycowej). Na przykład: nocna kąpiel w jeziorze. Stanowiłoby to znakomite tło dla kochanków, a to tylko jedna z możliwości 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 17 września 2023

+1
0
Co do wstępu, to rozumiem, że chodzi Ci o jeden "podrozdział" albo wręcz jeden akapit. Mogłoby tak być. Dla mnie sekwencja tych 3 czy 4 podrozdziałów także jest wstępem, ale rozumiem o co Ci chodzi. Mnie zależało na tych krótkich opowiastkach, żeby przedstawić kilka wydarzeń z życia narratorki, która w poprzednim tekście jest bardzo wyrazista, a jednocześnie niewiele jest jej udziału w akcji. Na "usprawiedliwienie" napiszę tylko, że te cztery mikroczęści ilością znaków nie przewyższają wstępów wielu innych opowiadań 😀

Idea z nocną kąpielą jest bardzo ciekawa i cieszę się, że mogę przedyskutować tekst także od tej strony. Moim zdaniem nie byłby to trafiony pomysł jako kontynuacja, ale jako opowiadanie z innymi bohaterami jak najbardziej i gdzieś sobie z tyłu głowy taki koncept schowam.

Zastanawiają mnie te opisy przyrody. Styl mam taki, by nie rozpisywać się na temat każdego listka na drzewie, bo o ile czynności nadają opowiadaniu akcji, przemyślenia niekiedy też, tak opisy martwej natury czy w ogóle otoczenia są dosyć statyczne same w sobie. Tu miejsca na opis drogi do Raju czy samej ziemi obiecanej jest tylko trochę – krzaczasta ściana daje bohaterom opowiadania prywatność, a zadrapania po kontakcie z ostrymi gałązkami stanowią początek gry wstępnej. W jednym z kolejnych opowiadań na pewno skupię się mocniej na otoczeniu. Ot, tak, dla hecy.

Tak w ogóle, to nie wiem czy ta sugestia nie ingerowałaby po prostu mocniej w opowiadanie, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić raju nocą. Może są tu jacyś bibliści 😉

Trudno mi Cię rozgryźć z tych wpisów. Mogę bezczelnie zapytać o ocenę? 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Palmer · 17 września 2023 ·

+1
0
Opisy przyrody wplatamy między to co robią bohaterowie.

Przykład: Julka, kładąc swe ciało na pachnącej świeżością trawie, wzięła głęboki wdech. Zobaczyła przelatującego motyla, który zataczając koło, wylądował na prawej piersi. Zbliżając do niego wskazujący palec, ten przeskoczył na niego. Wcale nie uciekał, mogła więc dostrzec z bliska, turkusowe barwy na poruszających się wolno skrzydłach. Nagle odleciał, gdy nastąpił gwałtowny powiew wiatru. Na tyle mocnego, że zakołysały się gałęzie na pobliskim drzewie z którego zerwała się kraska. Piękny ptak o niebiesko - zielonym kolorze. itd.

Zresztą, Ty jesteś na głównej, powinieneś to wiedzieć 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 17 września 2023

0
0
Palmerze! Po co ten ton, po co przytyk? Przecież sztuka (?) jest po to, by o niej rozmawiać, a ja nie zadaję pytania, żeby ciągnąć Cię bezsensownie za język. Pytam, by wiedzieć 😉

Pisząc erotykę ostrożnie podchodzę do bogatych opisów otoczenia, bo wolę "czas czytelniczy" inwestować w czynności i emocje. Nie umniejszam opisom, po prostu zależy mi, by przeczytanie mojej pracy nie wymagało dwóch godzin pełnej uwagi. Dlaczego? Ze skromności. Nawet jeśli przyjmiemy błędne założenie, że piszę najlepiej na świecie, nie chcę narażać odbiorcy na zmarnowanie dwóch godzin przy tekście anonimowej osoby z Internetu. Naprawdę.

Co do Twojego przykładu, to jest... świetny. Pomijam niuanse, ale jest jakaś mikro historia, są szczegóły otoczenia, jest klimatycznie i aż czuję, że rozumiesz raj. Na pewno taka wstawka mogłaby się znaleźć w tym opowiadaniu i wyszłoby na plus. Postawię na szali naszą znajomość i zaryzykuję stwierdzenie, że ten fragment przewyższa jakością jedyne (jak dotąd) opowiadanie, jakie tu opublikowałeś. Chcesz prawa autorskie do pomysłu? 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Palmer · 17 września 2023 ·

0
0
Myślę, że mogę z tym żyć i tym razem, wyjątkowo nie wystawię realnej (subiektywnej) oceny opowiadania 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

sajmon · 11 stycznia 2024

+2
0
Chciałem pozostawić komentarz, ale to jest tak dobrze napisane, że nie wiem co powiedzieć. Czytam po kolei Twoje teksty @Vee i zazdroszczę 😜

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 11 stycznia 2024

0
0
sajmon, zawsze dodatkowo się cieszę, gdy ktoś zagląda do starszych tekstów. Dzięki, że dajesz znać! Będzie mi miło, jeśli przy okazji tak szerokiego przeglądu moich prac zostawisz tu i ówdzie jakiś feedback – naprawdę biorę go sobie do serca 🙂 Masz chyba niezłe pojęcie o wierze ("Świąteczna groza"), a już to mogłoby być dla mnie źródłem jakiejś inspiracji. Oczywiście nic na siłę. Jeśli rzeczywiście czytasz po kolei, już niebawem trafisz na "Klapsa" i raz jeszcze zajrzysz do chorego umysłu Julki. Potem, mam nadzieję, jest tylko lepiej. Dobrej zabawy ;-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.